Dużo myślałem o zgłoszonych uwagach, częściowo spójnych w kilku komentarzach. Wydaje mi się, że mogły odnosić się w szczególności do rozmowy Berniego z wokalistą, którą sam uznawałem za słaby punkt (z różnych przyczyn, a w tym – nienaturalnych dialogów), nie mając pomysłu jak zrobić to inaczej. Dziś wprowadziłem tam zmiany – niektóre zaznaczone poniżej (już nie zaznaczałem dokłdnie co skreśliłem, ale widać, co dodałem).
***
Berni stał w pomieszczeniu, które wyglądało jak prowizoryczna kuchnia. Nie wiedział, jak się tam znalazł, ani gdzie są Domi, Arti i Pati.
– Co taki strefiak, jak ty, robi w bermudzkiej dziczy? – spytał wokalista.
– Aż tak to widać? – zafrapował się Berni.
– Oj tak, z daleka. Jakbyś świecił w ciemności – zaśmiał się człowiek-lampart.
Rozmowie przysłuchiwał się wysoki, żylasty chłopak, natrętnie obserwując Berniego. Nie nosił żadnej koszulki, był za to gęsto pokryty tatuażami – nawet na twarzy, po której spływały atramentowe łzy.
– To był mocny tekst. Masz talent. – Berni zwrócił się do lamparta. Chciał zmienić temat, starał się ignorować obecność tego drugiego.
– Talent? Wiesz, co ja mam? Tylko tę chwilę. Ta chwila to jedyne, co mam.
– Masz też wolność.
Chudzielec wyjął z kieszeni nóż motylkowy i zaczął się nim bawić – na przemian składając go i rozkładając. Robił to bardzo wprawnie, wciąż nic nie mówiąc.
– Oj nie, bracie – odparł lampart, po czym wyrecytował kilka wersów:
Jestem zakładnikiem formy i czasu,
Gryzę metalowe kraty kosmosu,
Często więzi mnie głód i chłód,
o przeżycie toczę wojny
i nie myślę nawet o tym, czy jestem wolny
Berni był wciąż pijany, wzrok mu się zaczął rozmywać. Lampart kontynuował:
– Więc zadam inne pytanie: czy ktokolwiek jest naprawdę wolny? A może tylko bywa wolny? Jest jeszcze pytanie: o co tyle zachodu? Ja na przykład całkiem lubię szybować… tak sobie halucynować, to mnie zniewala… i całe szczęście.
Berni zmarszczył czoło. Nie był pewien, czy go rozumie. Słowa wokalisty były pełne abstrakcji. Wysoki chudzielec westchnął głośno, najwyraźniej znudzony rozmową, schował nóż do kieszeni i przysunął się do Berniego. Berni aż odskoczył.
– Kuki? Chciałbyś coś dodać? – Lampart zwrócił się do chudzielca, kładąc mu rękę na ramieniu.
– Stary, ja nigdy nie wiem, co ty pierdolisz. Za dużo mędrkujesz, a sprawa jest prosta. Żyjąc na ulicy nie masz głupich myśli. Gdy się zagapisz, to znikasz. I na co ta gadanina?
Lampart, który wciąż trzymał rękę na jego ramieniu, nagle wbił w nie palce z taką siłą, aż się tamten zgiął z bólu. Wtedy uderzył go czołem prosto w łuk brwiowy, z którego prysnęła krew. Wyszczerzył spiłowane, zwierzęce zęby i wycedził obniżonym, demonicznym głosem, najwyraźniej modulowanym przez wszczep krtani:
– Może gadam od rzeczy, bo jestem popierdolony? Nie zapominaj o tym, pilnuj swojego miejsca i zostaw młodego w spokoju. – Następne słowa lampart skierował do Berniego, jego głos był na powrót normalny:
– Innymi słowy, biorę na klatę ciężary i idę po swoje, kropka. Ale co taki strefiak może o tym wiedzieć? – rzucił z ironicznym uśmiechem, trafiając Berniego w czuły punkt.
– Naucz mnie – odpowiedział Berni bez zawahania.
– Jest pewien sposób, jeśli bardzo chcesz. – Lampart pokazał mu mały kwadracik, który wyglądał jak starodawny znaczek. Berni widział takie w muzeum.
– Chcę – rzucił krótko, bez zastanowienia.
– Nawet nie wiesz, co to jest. Ale ci powiem, bo warto. To jest devlon. Kładziesz na język i czekasz. To nie jest takie zwykłe ćpańsko. Poszerza horyzonty, uświadamiasz sobie pewne sprawy. To zmienia życie, potem już inaczej na nie patrzysz.
Berni wyciągnął dłoń, jednak lampart cofnął się o krok i wykonał gest dający do zrozumienia, że najpierw trzeba zapłacić. Strefowicz przytaknął ze zrozumieniem i sięgnął do kieszeni po monety, które dostał od Artiego.
***
Jest jeszcze jedna rzecz, którą chciałem dodać, aby przyciągnąć uwagę czytelnika na samym początku – ale to może innym razem.
teksty publikuję również na www.zygisonar.com