- Opowiadanie: Eten - (Nie)przespana warta

(Nie)przespana warta

Świat, w którym drzemka podczas warty może zdecydować, czy zostaniesz ofiarą... czy wybrańcem.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

MrBrightside

Oceny

(Nie)przespana warta

Nadchodziła moja zmiana. Coraz mocniej odczuwałem narastający z jej powodu niepokój. Powierzono nam wymagające i – co dotkliwsze dla mojego spokoju ducha – niebezpieczne zadanie. Niedawno schwytaliśmy naprzykrzające się nam bestie. Mieliśmy pilnować tych ohydztw aż do świtu. W dodatku, przy okazji ostatniego polowania niektóre zbiegły, a ich powrót – prawdopodobny, bo wciąż byliśmy na ich terytorium – mógł skończyć się tragicznie. Perspektywa spokojnej nocy malowała się mgliście.

Usłyszałem ryk rogu oznajmiający zmianę warty. Pośpiesznie, lecz niechętnie pomaszerowałem wraz z innymi wyznaczonymi do pełnienia służby w stronę klatek. Wtedy nie dostrzegałem w pobratymcach najmniejszego lęku – wydawali się nad wyraz spokojni. Byłem pełen podziwu dla ich postawy, szczególnie, że bezpośrednie starcia z nikczemnym gatunkiem schwytanych stworów zazwyczaj kończyły się klęską. Po ostatnim triumfie w powietrzu unosiła się – nieprzystająca do sytuacji – aura nonszalancji. Najwyraźniej licha, drewniana klatka, której pilnowaliśmy, w połączeniu z sukcesami – a właściwie sukcesem – na polu bitwy, wystarczyły za gwarant bezpieczeństwa. Choć duży wpływ na ogólną zuchwałość mogły też mieć arogancja i głupota, tak charakterystyczne dla nas – orków.

Ja jednak nie podzielałem beztroski towarzyszy. Łudziłem się, że w przeciwieństwie do nich mam trochę oleju w głowie i w razie problemów chociaż ja trzeźwo zareaguję. Lecz kto wie, jak było naprawdę – w końcu głupiec ostatni przyzna, że jest głupcem, a ponoć wśród orków takowych nie ma.

Było nas czterech. Wrogów, których mieliśmy pilnować – zaledwie dwóch. Należeli do najplugawszego gatunku na kontynencie – gatunku ludzkiego. Usiedliśmy – jak nas wcześniej poinstruował znający się na tych bestiach obozowy znachor – dookoła klatki, w odległości paru kroków, wpatrując się w te paskudy. Zostaliśmy też ostrzeżeni o podstępnej naturze schwytanych. Przez nierówne i ciasno ułożone kraty z patyków można było dostrzec brudne, acz bogato zdobione ubranie, fragment ubłoconych butów niewolników, a także część głowy – dokładniej ucha. Co ciekawe, spiczastego ucha. Nigdy wcześniej takiego nie widziałem.

Minęło parę godzin, podczas których nie wydarzyło się nic ekscytującego. Ot, zwykła wartownicza noc, jakich dziesiątki dane mi było przespać. Nie powiedziałbym, że zaczynałem się nudzić, bo ten stan towarzyszył mi niemalże od początku. Mógłbym natomiast powiedzieć, że wtedy nastąpiło jego apogeum. Inni orkowie już dawno spali.

„Niedobrze” – pomyślałem. – „Idealna okazja. Co będzie, jeśli teraz spróbują uciec?”

Nie mogłem przecież, wodzony zaledwie przeczuciem, obudzić towarzyszy i narazić się na ich gniew. Orkowie łatwo wpadają w szał…

Siedziałem więc tak – pełen lęków, w objęciach nocy i niepokoju – starając się czuwać. Powieki stawały się nieznośnie ciężkie, ale wtedy usłyszałem szepty dobiegające z klatki, które momentalnie pozbyły się tego ciężaru.

– Po raz kolejny zdumiewa mnie ich głupota – zaczął jeden z więźniów. – Ten znachor nie potrafi nawet rozróżnić człowieka od elfa.

– Może mają też problem rozróżnić znachora od zwykłego orka i słuchają się byle kogo – zarechotał drugi. – W każdym razie teraz już wiemy, że nie tylko na leczeniu się nie zna.

– Zabawne, ale jednak to my tkwimy w klatce.

– Nie na długo. Wkrótce świt.

– Mimo wszystko, nasza sytuacja jest nieco upokarzająca.

– E tam. I tak znaleźlibyśmy sposób, żeby uciec. A skoro pomoc i tak przybędzie – szkoda fatygi. Zresztą, ta banda bezm…

– Ciii! – przerwał mu drugi i skinął głową w moją stronę.

Byłem przerażony. Odwróciłem wtedy spanikowany głowę, łudząc się, że elf wskazywał na coś innego.

– I tak nie rozumie elfickiego. Popatrz na ten obrzydliwy orczy ryj i te charakterystyczne postrzępione… uszy? Chwila… coś mi tu nie gra.

Wtem rozległ się wysoki, wręcz piskliwy dźwięk elfickiego rogu. Chwilę potem usłyszałem ryk przerażenia obudzonego kompana, który pilnował więźniów z przeciwległej strony. Zerwał się do ucieczki i biegł w moją stronę. Ułamki sekund później przybity włócznią do klatki, mógł się jej pierwszy i ostatni raz dokładnie przyjrzeć.

Widząc zarzynanych wokół współbraci i przesuwające się w mgnieniu oka sylwetki, nie byłem w stanie zareagować. Stałem jak wryty. Przeraźliwie się bałem. Nie byłem gotowy. Nie chciałem umrzeć.

Ostatnie, co usłyszałem, to krzyk jednego z byłych już – bo właśnie wychodzącego z klatki – więźniów. Coś o oszczędzaniu.

Poczułem uderzenie i zobaczyłem przed sobą miliony kolorowych gwiazd. To było ostatnie, co pamiętam z tamtej nocy.

  

Obudził mnie miły, szepczący kobiecy głos, lecz – ku mojemu przerażeniu – nie mogłem zobaczyć, do kogo należał. Mimo otwartych oczu, nie widziałem nic.

– Spokojnie, chłopcze – oznajmił głos. – Nie każdy ma takie szczęście, by w noc niechybnej śmierci narodzić się na nowo w innym wcieleniu.

– Czy ja… oślepłem?

– Przeciwnie, mój drogi. Dopiero teraz zaczniesz prawdziwie widzieć.

Wtedy bardziej zależało mi na tym, żeby po prostu cokolwiek zobaczyć – nie musiało być prawdziwe – ale później zrozumiałem, co Prastara Powołana przez Gwiazdy Rodzicielka Brzasku, Matka wszystkich Elfów miała na myśli.

Koniec

Komentarze

Niedawno schwytaliśmy naprzykrzające się nam od jakiegoś czasu bestie.

Wstawki takie jak ta jedynie zaśmiecają narrację, bo dodają znaków, a nic nie wnoszą. Spokojnie można wywalić.

 

Mieliśmy pilnować te ohydztwa aż do świtu.

Tych ohydztw.

 

W dodatku, przy okazji ostatniego polowania[-,] niektóre zbiegły, a ich nagły powrót – dość prawdopodobny, zważywszy, że [+bo] wciąż byliśmy na ich terytorium[+,] mógł skończyć się tragicznie.

Strasznie skomplikowane zdanie, w ogóle niepłynne i mało czytelne.

 

Perspektywa spokojnej nocy była więc wyjątkowo mglista.

Lepszy efekt można osiągnąć, rezygnując z epitetu, a zamiast tego wykorzystując celny czasownik, w miejsce nijakiego “być”. Np. “Perspektywa nocy malowała się mglisto”.

 

Pośpiesznie, lecz niechętnie udałem się wraz z innymi wyznaczonymi do pełnienia służby w stronę klatek.

Show, don’t tell. → Powoli zbiegłem wraz z innymi (…). No i pozbywamy się nijakiego “udawać się”.

 

Byłem pełen podziwu dla ich postawy, szczególnie zważywszy na fakt, że bezpośrednie starcia z nikczemnym gatunkiem schwytanych stworów zazwyczaj kończyły się druzgocącą porażką.

Użyłeś czterech epitetów obok siebie, przez co żaden nie wybrzmiał. Zazwyczaj lepiej jest wybrać jeden-dwa, ale takie, żeby zostały z czytelnikiem, niosły jakiś ciężar. Nie mówię, że używanie epitetów należy całkowicie wyplenić, ale ich nadużywanie rozwadnia tekst.

 

Jednak po ostatnim triumfie w powietrzu unosiła się – nieprzystająca wręcz do sytuacji – aura beztroskiej nonszalancji.

Beztroska i nonszalancja to synonimy, więc imo mamy tu pleonazm.

 

w końcu głupiec ostatni przyzna, że jest głupcem, a ponoć wśród orków takowych nie ma.

Nie ma głupców wśród orków, a akapit wcześniej pada, że głupota cechuje orków?

 

Nie powiedziałbym, że zaczynałem się nudzić, bo ten stan towarzyszył mi niemalże od początku. Mógłbym natomiast powiedzieć, że wtedy nastąpiło jego epicentrum.

Apogeum?

 

Siedziałem więc tak – pełen lęków, w objęciach nocy i niepokoju – starając się czuwać. Powieki stawały się nieznośnie ciężkie, ale wtedy usłyszałem szepty dobiegające z klatki, które momentalnie pozbyły się tego ciężaru.

Momentalnie mnie otrzeźwiły? Nie ma co kombinować.

 

– Po raz kolejny zdumiewa mnie ich głupota – zaczął jeden z więźniów. – Ich znachor nie potrafi nawet rozróżnić człowieka od elfa.

 

– Mimo wszystko, sam fakt naszej niewoli i niemożności ucieczki jest trochę upokarzający, nie sądzisz?

Ależ nienaturalnie to brzmi, gość mówi jak narrator.

 

– Spokojnie, chłopcze – kontynuował głos.

Nie mógł kontynuować, bo dopiero zaczął gadać. Niech więc w didaskaliach padnie jakaś wariacja “powiedział”.

 

Witaj, Etenie!

Technicznie jest wyboiście, ale wszystko to rzeczy do wyklepania i pewnego obycia się z pisaniem. Podobało mi się subtelne, stopniowe wyjawianie kolejnych elementów, które stopniowo zmieniały perspektywę patrzenia na tę historię. Opowiadanie jest króciutkie, a takich momentów było trzy albo cztery, co, nie ukrywam, wypada satysfakcjonująco.

Niestety nie zrozumiałem, co się stało w finale. Myślałem, że główny bohater to jakiś mieszaniec orka i elfa, ale jaki był jego los, pozostało dla mnie zagadką.

 

Mam podobne odczucia jak @MrBrightside, całkiem nieźle się to czytało, otwarte zakończenie też jest niczego sobie, ale jednak, pozostaje jakiś niedosyt. Mimo to wydaje się całkiem, całkiem fajną, inspirującą historyjką, może zalążkiem czegoś większego (pewnie jako pierwszy rozdział książki lub dłuższego opowiadania: byłoby świetne).

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Hej, dzięki za cenne wskazówki, które rzeczywiście dużo usprawniły. Poprawiłem z grubsza większość zauważonych „wyboi”, zostały te które chcę zachować (chociaż nie wykluczam że coś przegapiłem). 

 

w końcu głupiec ostatni przyzna, że jest głupcem, a ponoć wśród orków takowych nie ma.

Nie ma głupców wśród orków, a akapit wcześniej pada, że głupota cechuje orków?

 

Chodziło mi o podkreślenie w tym zdaniu, że bohater też nie jest najmądrzejszy.

Bohater świadomy że jego kompani nie są zbyt mądrzy, sam pokazuje swoją głupote, poprzez wiarę w słowa pobratymców że nie są głupi (oczywiście że orkowie nie przyznają się przed samymi sobą do tego).  

Możliwe że faktycznie jest to trochę za mało intuicyjnie napisane i jeśli więcej osób zwróci na to uwagę to usunę ten fragment, ale wolałbym tego nie robić, bo dla mnie jest to ważne zdanie przedstawiające charakterystykę głównego bohatera.

 

W finale pierwotny zamysł był taki że główny bohater to tak naprawdę elf przygarnięty przez orków i odnaleziony przypadkowo podczas opisanej warty, ale przyznam że teoria o półelfickości, może być nawet ciekawsza w kontekście rozwinięcia dalej tego opowiadania i jest równie poprawna. 

 

Wcześniej nie planowałem rozwijać tego opowiadania, ale teraz poważnie się nad tym zastanawiam także dziękuję jeszcze raz za komentarze!

W odróżnieniu od @MrBrightside, interpretowałem go jako pełnej krwi elfa porwanego niegdyś przez orków, ale racja, interpretacja o elfie pół krwi jest ciekawsza.

 

Co do tego zdania:

 

w końcu głupiec ostatni przyzna, że jest głupcem, a ponoć wśród orków takowych nie ma.

 

to rzeczywiście daje istotny rys bohatera, ale myślę, że mógłbyś to zrobić lepiej, pogłębić, wręcz ubełkotliwić ten zapis (uczynić celowo bardziej głupim), przykładowo:

 

…w końcu tylko głupcy są tak głupi, by głupio mówić, że są głupcami, nikt mądry głupim się nie nazwie, a orkowie są na tyle mądrzy by wiedzieć, że głupcami nie są, więc skoro tak mówią, muszą być mądrzy a nie głupi, bo jakby byli głupi toby głupio powiedzieli, że są głupi, a tak mądrze mówią, że nie są…

Słowem, dodać nieco sałaty słownej.

 

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Zwróciło moją uwagę, że protagonista-ork posługuje się wyjątkowo ładną polszczyzną – co, jak na orka, może wydawać się nietypowe (podobnie jak jego strachliwość). Później okazało się, że ma to fabularne uzasadnienie, więc wszystko gra.

 

Z komentarzy (choć nie wczytywałem się bardzo dokładnie) wynika, że wcześniejsza wersja sugerowała, iż główny bohater dostrzega – albo przynajmniej rozważa – głupotę swojego gatunku. Wygląda jednak na to, że nie do końca wybrzmiało to tak, jak autor zamierzał. Może warto byłoby tę myśl nieco wyraźniej zaznaczyć, zachowując przy tym subtelność? Na przykład wprowadzić wątek, że protagonista od zawsze czuł się inny – choćby przez to, jak mówi? Można by wspomnieć, że inni orkowie wyśmiewali jego „kwiecistą mowę” czy sposób wyrażania się.

 

To tylko luźna sugestia – generalnie tekst bardzo mi się podobał. Gratulacje!

 

Poza tym, Używasz sporo wtrąceń, nie jestem pewien czy to wada, może taki masz styl. 

 

Pozdrawiam,

Zygi

 

teksty publikuję również na www.zygisonar.com

Wiecie co, no założyłem, że orki to jednak nie są takie tłuki, że gdy widzą smukłego typka ze szpiczastymi uszami, to biorą go za swojego, zwalistego i z zakutym łbem. Elf od orka tak zasadniczo się powinien różnić, że do głowy mi nie przyszło, że orki mogłyby adoptować elfa i nie ogarnąć że jest elfem. ;D

No ale może znaleźli go ledwo żywego, z licznymi ranami i lekko zdeformowanego. Wtedy ciężej byłoby rozróżnić :P  

Ten short to też luźne nawiązanie do teorii, że orkowie to po prostu „spaczone” elfy, która była wspomniana w Silmarilionie, ale wyjaśnienie pochodzenia bohatera zostawię sobie na hipotetyczna kontynuację opowiadania :D 

Czołem!

Perspektywa spokojnej nocy malowała się mglisto.

Ja bym jednak napisał “mgliście”.

Po ostatnim triumfie w powietrzu unosiła się – nieprzystająca do sytuacji – aura nonszalancji.

Mam wątpliwość na ile aura nonszalancji może się unosić w powietrzu.

Ułamki sekund później przybity włócznią do klatki, mógł się jej pierwszy i ostatni raz dokładnie przyjrzeć

Tutaj nie rozumiem części zdania po przecinku.

 

W sumie całkiem przyjemny tekst, ciekawa odwrócona perspektywa z nawiązaniem do świata Tolkiena. Osobiście, nie urzekało mnie to manicheistyczne ujęcie zły orków, którzy są źli, bo są źli (choć to oczywiście w pełni pasuje do świata Śródziemia). Zręcznie napisane pod względem klimatu i napięcia.

 

Pozdrawiam!

Dzięki za komentarz i sugestię z „mgliście”, rzeczywiście ta wersja jest poprawna.

 

Ułamki sekund później przybity włócznią do klatki, mógł się jej pierwszy i ostatni raz dokładnie przyjrzeć

To jest nawiązanie do tego że całą warte przespał ten ork (podobnie jak pozostali) nie patrząc na to czego miał pilnować i dopiero gdy zostaje przybity włócznią do drewnianej klatki, to przygląda się tejże klatce, bo ma ją tuż przed twarzą i nie ma po prostu wyjścia.

 

Cieszę się że się podobało! :D

To jest nawiązanie do tego że całą warte przespał ten ork (podobnie jak pozostali) nie patrząc na to czego miał pilnować i dopiero gdy zostaje przybity włócznią do drewnianej klatki, to przygląda się tejże klatce, bo ma ją tuż przed twarzą i nie ma po prostu wyjścia.

Hmm… to może jakoś bardziej bym to podkreślił? Np.: “Ułamki sekund później, przybity włócznią do klatki, mógł się wreszcie pierwszy raz dokładnie przyjrzeć jej kratom.”

Taka sugestia :)

Cześć Eten !!

 

Opko nad wyraz interesujące. Widzę, że jednym z celów było zaskakiwanie czytelnika. Z czasem dowiadujemy się czegoś nowego co zmienia historię. No ale końca nie zrozumiałem. :)

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Ot, scena nocnej warty zakończona odbiciem więźniów i niespodziewanym przeistoczeniem się bohatera-strażnika, ale dlaczego owo przeistoczenie nastąpiło – nie wiem.

 

za gwa­rant bez­pie­czeń­stwa. → …wy­star­czy­ły za gwa­rancję bez­pie­czeń­stwa.

Gwarant to ktoś dający gwarancję, poręczyciel.

 

„Nie­do­brze” – po­my­śla­łem. – „Ide­al­na oka­zja. Co bę­dzie, jeśli teraz spró­bu­ją uciec?” → Druga półpauza jest zbędna. Przed myśleniem nie stawia się półpauzy.

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

Po­wie­ki sta­wa­ły się nie­zno­śnie cięż­kie, ale wtedy usły­sza­łem szep­ty do­bie­ga­ją­ce z klat­ki, które mo­men­tal­nie po­zby­ły się tego cię­ża­ru. → Czy dobrze rozumiem, że szepty dobiegające z klatki pozbyły się ciężkości powiek?

A może miało być: Po­wie­ki sta­wa­ły się nie­zno­śnie cięż­kie, ale wtedy usły­sza­łem do­bie­ga­ją­ce z klat­ki szepty, które mo­men­tal­nie zdjęły ten ciężar.

 

łu­dząc się, że elf wska­zy­wał na coś in­ne­go. → …łu­dząc się, że elf wska­zy­wał coś in­ne­go.

Wskazujemy coś, nie na coś.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jeżeli masz zamiar kontynuować przygody głównego bohatera, wprowadź wcześniej poprawki sugerowane przez moich przedpiśców. Pomysł ma potencjał, ale tekst wymaga edycji. :)

Nowa Fantastyka