- Opowiadanie: Jim - 33211: Konwent niekonwencjonalny

33211: Konwent niekonwencjonalny

Do decyzji szanownego jury – czy to opo­wia­da­nie ma brać, czy nie ma brać udzia­łu w kon­kur­sie, bo jak wiadomo już dawno się z niego wy­co­fa­łem i w nim pod­da­łem – bo tekst o 69 róż­nych cy­ta­tach mnie prze­rósł, po­ko­nał i stra­to­wał jak świę­ty Jerzy moje sny. A to jest zupełnie inny tekst, nie ten, którego fragment wcześniej, wraz z aktem mej kapitulacji wrzuciłem.

Na do­miar złego gdy pró­bo­wa­łem wrzu­cić nie­po­skła­da­ny jesz­cze w ca­łość tekst tuż przed pół­no­cą na stro­nę, to ta oczy­wi­ście za­czę­ła mulić i tekst wpadł trzy razy zaraz po sobie (te dwie po­zo­sta­łe wer­sje już usu­ną­łem) – i jesz­cze coś mi się po­psu­ło z ko­do­wa­niem zna­ków, prze­rzu­ci­łem też ja­kieś cy­ta­ty po chiń­sku i w san­skry­cie – i za­ję­ło na­praw­dę wieki, nim to wszyst­ko ogar­ną­łem.

Mimo wszyst­ko niech tu się świe­ci tag kon­kur­so­wy – jako in­spi­ra­cja – jed­nak pro­szę ju­ro­rów o nie bra­nie tego opka pod uwagę w kon­kur­sie.

Aha – tak jak w ory­gi­nal­nym opku, tak i w tym utwo­rem prze­wod­nim są Trzy za­pał­ki, mo­je­go ulu­bio­ne­go ze­spo­łu czyli TSA.

 

Uwaga, za­wie­ra odro­bi­nę tre­ści do­ty­czą­cych seksu, więc ra­czej 15+

 

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

33211: Konwent niekonwencjonalny

 

– Gdy obej­mę cię… Gdy obej­mę cię swymi ra­mio­na­mi, ro­bisz wy­mach do góry i za­pla­tasz ręce, a Dulcy wy­su­wa swoje gra­bie zza moich ple­ców – in­stru­owa­ła Kry­sty­na.

– Cho­re­ogra­fia do dupy – skwi­to­wa­ła Dulcy.

– Dobra, po­wtórz­my ostat­ni raz, bo mi się spie­szy – po­ga­nia­ła Nora.

– Gdzie znowu?

– Mó­wi­łam prze­cież, wy­wiad mam prze­pro­wa­dzać, z samym…

– To nic nie wiesz? – zdzi­wi­ła się Kry­sty­na.

– Czego znów nie wiem? – zi­ry­to­wa­ła się Nora.

– Od­wo­łał przy­jazd. A ra­czej jego od­wo­ła­li. Co mnie w sumie nie dziwi, choć już jest burza w sieci.

– Jak to od­wo­ła­li? Jaka burza?

– Oj, Nora, Nora. Fa­ce­bo­oka nie masz? X-a? Wszę­dzie rolki… Na twoim youtu­bie też byś mogła coś na ten temat na­grać, świet­ny kon­tent.

– Na­gry­wam wy­wia­dy!

– To na­grasz, dla­cze­go nie mo­głaś zro­bić wy­wia­du. Bo: sur­pri­se, sur­pri­se! Wy­co­fa­no mu za­pro­sze­nie po ostat­nich wy­po­wie­dziach. Mam już nawet tytuł: ho­mo­fob za­sko­czo­ny, bo stra­cił za­pro­sze­nie na im­pre­zę, or­ga­ni­zo­wa­ną przez ludzi, któ­rzy ho­mo­fo­bów nie lubią.

– Nie chcę wcho­dzić w wo­jen­ki… Bez­stron­ność to moje dru­gie imię.

– A „ście­ma” to trze­cie?

– Jest tu jesz­cze paru au­to­rów mniej­sze­go ka­li­bru…

– Dziś zadzwonił do mnie kumpel i melduje, że większość odwołała swój przyjazd w pro­te­ście dla „szy­kan”. Mówię ci, ta drama to świet­ny, świe­ży temat. Jesz­cze mi po­dzię­ku­jesz.

– I co, nie ma tu już ani jed­ne­go fan­ta­stycz­ne­go au­to­ra?

– Zo­stał Ta­mer­lan Tor­wald. Nawet po­pro­wa­dzi pre­lek­cję w za­stęp­stwie…

– A kto to jest? – zdzi­wi­ła się Nora.

Kry­sty­na wzru­szy­ła ra­mio­na­mi.

– Nie mam po­ję­cia. Koleś ma rap­tem jakąś jedną książ­kę o wam­pi­rach i ja­kieś po­sta­po w do­rob­ku. I to na­zwi­sko na pewno zmy­ślo­ne. Czyli mo­żesz z nami zo­stać, bo ma ty­siąc razy mniej fanów, niż twój kanał subów.

– I do­piesz­czać tę cu­dow­ną cho­re­ogra­fię – wy­zło­śli­wia­ła się Dulcy. – Tylko zrzuć strój Mo­no­no­ke, bo czuję się jak idiot­ka, że tylko ja dałam się na­mó­wić na te hin­du­skie szma­ty.

– Nie, nie słu­chaj Dulcy, zo­stań już w tym wdzian­ku. Jutro wy­stęp, po­ju­trze też sama chęt­nie po­cho­dzę w ko­stiu­mie Chii – ugo­do­wo po­wie­dzia­ła Kry­sty­na – ale wy­wiad rze­czy­wi­ście mo­żesz olać i z nami po­ćwi­czyć.

– Nie, nie mogę! Już za długą mia­łam prze­rwę. Muszę coś wrzu­cić na kanał, bo mi za­się­gi spad­ną.

– Wrzuć nasze wy­ko­na­nie Shak­ti Nach.

– Jasne, wrzu­cę i zmie­nię nazwę ka­na­łu na wstyd i że­na­da – wy­pa­li­ła Nora.

Kry­sty­na tup­nę­ła nogą:

– To prze­sta­je być śmiesz­ne! Obie­ca­ły­ście już się nie na­bi­jać…

Mocno pu­szy­sta, nie­wy­so­ka blon­dyn­ka, pod­pie­ra­jąc się pod boki i pró­bu­jąc przy­brać groź­ny wy­gląd, stwa­rza­ła prze­ko­micz­nie wra­że­nie, więc Dulcy i Nora par­sk­nę­ły śmie­chem.

– Wy­bacz, Kryś – po­wie­dzia­ła Dulcy tłu­miąc we­so­łość – ale nasze wy­ko­na­nie Shak­ti Nach jest tak po­dob­ne do ory­gi­na­łu, jak ty do bo­gi­ni Kali.

Kry­sty­na przez chwi­lę jesz­cze stała z na­bur­mu­szo­ną miną, pa­trząc to na jedną, to na drugą przy­ja­ciół­kę, ale do­strze­gł­szy wła­sne od­bi­cie w lu­strze w kącie sali, sama się za­czę­ła śmiać.

– No dobra, co bę­dzie to bę­dzie, wy­stęp do­pie­ro jutro, a skoro mło­dej po­trze­ba wy­wia­du z pi­sa­rzem, nie ważne jakim, niech leci do tego Ta­mer­la­na Tor­wal­da.

 

* * *

 

Nora w wil­czej masce z czer­wo­ny­mi de­ta­la­mi i dłu­giej pe­le­ry­nie ze sztucz­ne­go futra, z drew­nia­ną włócz­nią na ple­cach wpa­dła do sali numer czter­dzie­ści dwa. Sala ta mu­sia­ła być pra­cow­nią che­micz­ną, świad­czy­ła o tym nie tylko ta­bli­ca Men­de­le­je­wa na ścia­nie, ale nade wszyst­ko wy­po­sa­że­nie sta­no­wisk – przy każ­dej, po­kry­tej wy­so­ko­ci­śnie­nio­wym la­mi­na­tem ławce był kran i od­pływ, gniazd­ka do pod­łą­cze­nia sprzę­tu, szu­fla­dy i uchwy­ty na kolby. Usia­dła przy sta­no­wi­sku w trze­cim rzę­dzie, opie­ra­jąc włócz­nię o kran.

Tor­wald za­czął już jakiś czas wcze­śniej ale teraz na mo­ment za­wie­sił głos i do­koń­czył zda­nie mó­wiąc coś o (o ile do­brze usły­sza­ła) „sym­bio­tycz­nym cha­rak­te­rze po­raż­ki jako głów­ne­go ele­men­tu na­pę­do­we­go w nar­ra­cjach post-Le­mow­skich” – co­kol­wiek ten beł­kot miał zna­czyć.

Nora przed przy­bie­gnię­ciem tu, na szyb­ko spraw­dzi­ła kim był Tor­wald i co pisał. Kry­sta miała rację: nie było tego wiele. Teraz przy­glą­da­ła mu się uważ­nie, pró­bu­jąc jed­no­cze­śnie słu­chać o czym ple­cie, ale ten wy­kład był wy­jąt­ko­wo trud­ny w od­bio­rze, na­sy­co­ny sło­wa­mi ob­ce­go po­cho­dze­nia i kar­ko­łom­ny­mi kon­struk­cja­mi gra­ma­tycz­ny­mi, jakby mó­wią­cy wcale nie przej­mo­wał się słu­cha­cza­mi i mówił bar­dziej do sie­bie, sam ze sobą dys­ku­tu­jąc, niż z tymi kil­ko­ma mło­dy­mi na sali. Dwaj kon­wen­to­wi­cze, nie­wie­le star­si od Nory, wy­szli. Tor­wald wy­glą­dał, jakby nawet nie za­uwa­żył, że au­dy­to­rium mu uszczu­pla­ło. Jeśli on pisze, tak jak gada – po­my­śla­ła – nic dziw­ne­go, że nikt go nie czyta.

Nora słu­cha­ła i im dłu­żej słu­cha­ła, tym bar­dziej ża­ło­wa­ła, że nie ma żad­ne­go sen­sow­ne­go pi­sa­rza, z któ­rym by mogła prze­pro­wa­dzić wy­wiad. Spraw­dzi­ła kon­wen­to­wą roz­pi­skę, tak, jutro bę­dzie parę in­te­re­su­ją­cych osób, więc może jed­nak sobie od­pu­ści?

Przyj­rza­ła się Tor­wal­do­wi, za­sta­na­wia­jąc, czy rze­czy­wi­ście spró­bu­je prze­pro­wa­dzić z nim wy­wiad. Nie miała ocho­ty nawet wy­cią­gać go-pro w tym celu. Był strasz­nie nie­fo­to­ge­nicz­ny – ow­szem, wy­so­ki, ale za­ra­zem jakiś taki nie­chluj­ny, choć może nie­chluj­ny nie było wła­ści­wym sło­wem, może bar­dziej pa­so­wa­ło­by: nie­dba­ły. Glany, wą­skie, czar­ne spodnie, czar­na, ćwie­ko­wa­na kurt­ka skó­rza­na, bród­ka i dłu­gie białe włosy, zwią­za­ne w kucyk. Czy tak po­wi­nien wy­glą­dać facet, który pew­nie ma już ponad sześć­dzie­siąt­kę?

Jeden z młod­szych słu­cha­czy (Ję­drzej, nie An­drzej – jak za­no­to­wa­ła na szyb­ko) zadał Tor­wal­do­wi py­ta­nie:

– W ostat­nim z pana ar­ty­ku­łów, pod ty­tu­łem „O tym, jak wie­lo­świa­ty mają nas w dupie” oma­wia pan kon­cep­cję cech ko­niecz­nych wszech­świa­ta. Czy wy­ko­rzy­stu­je pan ten po­mysł w kon­stru­owa­niu swych po­wie­ści?

Nora unio­sła brew w zdzi­wie­niu. A więc on ma przy­naj­mniej jed­ne­go fana? Za­ska­ku­ją­ce.

– Nie. – Od­parł Tor­wald. – Przy­naj­mniej nie bez­po­śred­nio. Oczy­wi­ście moje wszech­świa­ty speł­nia­ją ten po­stu­lat, ale to głów­nie dla­te­go, że pi­sa­nie o świa­tach go nie­speł­nia­ją­cych by­ło­by albo nie­zro­zu­mia­łe, albo nudne, albo jedno i dru­gie naraz. Ale to temat na dłuż­szą dys­ku­sję.

Nora za­pi­sa­ła sobie to py­ta­nie. „To bę­dzie jakiś punkt za­cze­pie­nia”.

* * *

Póź­nym wie­czo­rem, przy piwie i ciast­kach z pie­kar­ni obok, Dulcy i Kry­sty­na dys­ku­to­wa­ły nad prze­bie­giem Kon­wen­tu 33211.

– To już nie to, co kie­dyś – po­wie­dzia­ła Dulcy, która pierw­szy raz uczest­ni­czy­ła w po­dob­nej im­pre­zie jako ośmio­lat­ka. Kry­sty­na za­śmia­ła się:

– Mó­wisz, jak jeden z tych zgre­dów, co to na­rze­ka­ją, że Zaj­dla i Lema nikt nie czyta.

– Nie no, aż tak to nie, no coś ty.

Kry­sty­na zmarsz­czy­ła czoło, zsu­nę­ła oku­la­ry w dół, na nos i gro­żąc pal­cem za­czę­ła se­ple­nić:

– Ta dzi­siej­sza mło­dzież! Na­lę­gli się RPGow­cy, i inni plu­gaw­cy, mi­ło­śni­cy chiń­skich bajek, gra­cze kom­pu­te­ro­wi, ale nie dość tego, jesz­cze pa­skud­niej­sze zło przy­peł­zło: in­flu­en­ce­rzy, blo­ge­rzy, vlo­ge­rzy, co­splay­erzy i jesz­cze gor­sze kre­atu­ry!

Dulcy za­śmia­ła się.

– Pełno ta­kich nie­ste­ty, kiedy to wresz­cie wy­zdy­cha? A gdzie jest Nora? Nie wi­dzia­łam jej odkąd wy­by­ła na wy­wiad z tym Ta­mer­la­nem.

– Pew­nie się spóź­ni, jak zwy­kle.

– Spóź­ni? Sie­dzi­my tu już przy dru­gim piwie, rozmawiamy tak jak dym zawieszony nad stołem, leniwie słowo za słowem, a pi­je­my wolno, z gra­cją, do­stoj­nie, jak damy… zaraz się trze­ba zwi­jać do ho­te­lu.

– Dzwo­ni­łaś do niej?

– Dzwo­ni­łam, ale od­rzu­ca. Pew­nie ma wy­łą­czo­ny, fran­ca. A od­no­śnie fran­cy, ko­ja­rzysz Ma­rian­nę i He­le­nę?

– Te co były prze­bra­ne za nia­nię i słu­żą­cą?

– Tak, tak, te. Nie wiem z ja­kie­go to anime miało być. Chyba z ja­kie­goś sho­nen, ta­kie­go mocno ecchi.

– Ko­ja­rzę. Tro­chę prze­sa­dzi­ły z wy­eks­po­no­wa­niem swo­ich… no wiesz.

– Wiem. Cyc­ków.

– Wa­lo­rów. Nie bądź­my wul­gar­ne.

– Nie bądź­my. Bo do horny jail! A pro­pos wul­gar­no­ści, to mia­łam z nimi cie­ka­wą roz­mo­wę. I zgad­nij o kim, Kryś?

– O mnie?

– O tobie? A co one by mogły mówić o tobie? Nie, o Ta­mer­la­nie Tor­wal­dzie. Tak, też się zdzi­wi­łam, ale temat sam wy­pły­nął. To się może przy­dać Norze na kanał, ponoć obie…

– O wilku mowa! Nora! Chodź tu do nas! Z piwem, jasne, że z piwem!

Nora po­de­szła do nich nie­spiesz­nie, miała na sobie po­tar­ga­ne je­an­sy i po­wy­cią­ga­ną ko­szu­lę w kratę, a ciem­ne włosy w wiel­kim nie­ła­dzie, może dla­te­go wy­glą­da­ła na wy­mię­tą i zmę­czo­ną.

– Do­brze, że nie wpa­ra­do­wa­łaś tu w stro­ju księż­nicz­ki Mo­no­no­ke – za­śmia­ła się Dulcy. – Gdzieś to się szla­ja­ła? I czemu wy­glą­dasz na wy­żu­tą i wy­plu­tą?

– Jak się udał wy­wiad? – spy­ta­ła Kry­sty­na. – Mon­to­wa­łaś od razu?

– Udał się – od­po­wie­dzia­ła Nora. – A co u was dziew­czy­ny? By­ły­ście na tych warsz­ta­tach z re­kon­struk­cji?

– Dulcy była, bo ja mu­sia­łam wy­sko­czyć na chwi­lę.

Dulcy od­gar­nę­ła krnąbr­ny rudy ko­smyk z czoła i po­wie­dzia­ła:

– Śmiesz­nie wy­szło, co nie? Tobie, Nora, naj­bar­dziej za­le­ża­ło na tych warsz­ta­tach, Kryś naj­bar­dziej do nich do­pin­go­wa­ła, a w końcu po­szłam sama. No, Kryś przy­naj­mniej jest uspra­wie­dli­wio­na, a ty co ro­bi­łaś? Mon­to­wa­łaś od­ci­nek? Wrzu­ci­łaś już na kanał?

– Nie, jesz­cze nie.

– Za­mó­wi­my jesz­cze po piwie?

– Kryś, my­ślisz, że na kacu ta twoja cho­re­ogra­fia le­piej wyj­dzie?

– Cho­re­ogra­fia jutro i do­pie­ro po po­łu­dniu, na spo­koj­nie od­cho­ru­je­my do tego czasu. A rano nic cie­ka­we­go się nie dzie­je.

– Wi­kin­go­wie są.

– Wi­kin­go­wie i wi­kin­go­wie, Dulcy, jak tak ci się po­do­ba­ją, to się za­pisz do ja­kie­goś thin­gu czy gro­ma­dy, czy jak to się zwie. A tobie Nora jak po­szedł wy­wiad?

– Do­brze, mó­wi­łam już – od­po­wie­dzia­ła Nora szyb­ko i łyk­nę­ła piwa.

– Dulcy, mó­wi­łaś, że coś masz cie­ka­we­go dla Nory? Od tych dwóch cu­do­wiszcz.

– Cu­do­wiszcz? Ty to masz słowa.

– Moja bab­cia tak mówi. Spodo­ba­ło mi się. To co z tymi cu­do­wisz­cza­mi?

– Nora, racja, to ci się może przy­dać, choć w sumie nie wiem, le­piej by­ło­by takie rze­czy wie­dzieć przed wy­wia­dem a nie po.

– Jakie rze­czy? – spy­ta­ła Nora nie­pew­nie. Dło­nie za­ci­snę­ła na kra­wę­dzi ba­ro­we­go sto­li­ka.

– O Ta­mer­la­nie Tor­wal­dzie. Ponoć to kawał roz­pust­ni­ka.

– Roz­pust­ni­ka?

– Ko­ja­rzysz Ma­rian­nę i He­le­nę?

– Ma­rian­na-nia­nię i He­lę-słu­żą­cą?

– Tak, na­opo­wia­da­ły mi cie­ka­wych rze­czy o tym twoim Tor­wal­dzie Ta­mer­la­nie.

– Moim? – Nawet w ba­ro­wym świe­tle widać było jak bar­dzo Nora za­czer­wie­ni­ła się. – Dla­cze­go moim?

– Wiesz co mi po­wie­dzia­ły? Ponoć matka Ma­rian­ny bzy­ka­ła się z tym go­ściem do­kład­nie czter­na­ście lat temu, na Dar­co­nie.

– I co? – chcia­ła wie­dzieć Kry­sty­na. – Ma­rian­na z pew­no­ścią nie jest jego córką, ma z dwa­dzie­ścia lat.

– Dwa­dzie­ścia jeden nawet. Ale nie to było naj­cie­kaw­sze. Słu­chaj­cie. Bo to jest mega po­je­ba­ne.

– Co jest po­je­ba­ne?

– Matka Ma­rian­ny opo­wia­da­ła jej po pi­ja­ku kie­dyś, że nie miała nigdy lep­sze­go seksu niż z Torn­wal­dem. Tyle, że po Dar­co­nie Ta­mer­lan znik­nął. Po­ja­wił się do­pie­ro teraz. I Ma­rian­na… teraz trzy­maj­cie się mocno, bo bę­dzie grubo… prze­spa­ła się z tym sta­ru­chem!

Nora po­bla­dła.

– I? – wy­szep­ta­ła.

– I twier­dzi, że matka nie po­wie­dzia­ła wszyst­kie­go. On jest ponoć tak ge­nial­ny w te kloc­ki, że Ma­rian­na nie po­tra­fi teraz my­śleć o nikim innym, a wie­cie, że ma skalę po­rów­naw­czą, zresz­tą po­dob­nie jak He­le­na. Ale nie to jest naj­cie­kaw­sze…

– To nie jest cie­ka­we – za­pro­te­sto­wa­ła Kry­sty­na – to jest po pro­stu obrzy­dli­we.

– To za­tkaj uszy, bo bę­dzie bar­dziej.

– Bar­dziej?

– He­le­na nie wie­rzy­ła Ma­rian­nie. Ale już wie­rzy. Bo po­sta­no­wi­ła się sama prze­ko­nać. Or­ga­no­lep­tycz­nie. Facet może jest fa­tal­nym pi­sa­rzem, ale ge­nial­nym ko­chan­kiem. Przy­naj­mniej z tego co He­le­na mó­wi­ła… a mó­wi­ła długo i barw­nie. Szcze­gó­ło­wo. Kur­czę, mnie samej się zro­bi­ło mokro…

– Dulcy! Nie bądź świ­nia! – Kry­sty­na zro­bi­ła ruch jakby dło­nią chcia­ła jej za­tkać usta.

– Nie bądź święt­sza od pa­pie­ża, Kryś. Serio, mu­sia­ła­byś ją sły­szeć. Nie pa­mię­tam żad­nej laski, ale serio, żad­nej, która by mó­wi­ła z taką fa­scy­na­cją o zwy­kłym bzy­kan­ku.

– Może nie było zwy­kłe – wy­msknę­ło się Norze.

– Nora? – zdzi­wi­ła się Dulcy. – Ty wiesz o tym coś wię­cej?

– Prze­stań – za­śmia­ła się Kry­sty­na. – Po­dej­rze­wasz naszą Norę o takie rze­czy?

– Nora, gdzie byłaś po wy­wia­dzie? – drą­ży­ła Dulcy.

– Daj­cie mi spo­kój, do­brze? Co­ście się tak ucze­pi­ły?

– Dulcy nie miała nic złego na myśli, takie żarty tylko – uspo­ka­ja­ła Kry­sty­na. – Prze­cież nikt nie sądzi, że po­szłaś do łóżka z takim sta­rym ob­le­chem…

Nora ude­rzy­ła w sto­lik ręką.

– Nie mów tak o nim!

– Jak?

– Ob­lech. To nie ob­lech. To wspa­nia­ły czło­wiek. Jest dobry, mądry, spo­koj­ny, pola chce orać pięk­ne i żyzne, głodu, po­wie­trza, ognia…

– Spa­łaś z nim? – spy­ta­ła Dulcy.

– Nie, nie spa­łam, coś ty – od­par­ła Nora.

– Wie­dzia­łam – za­śmia­ła się Kry­sty­na. – Broni go­ścia bo fajny wy­wiad mu­siał wyjść, praw­da, Nora?

– To, co ro­bi­li­śmy, nie miało nic wspól­ne­go ze spa­niem – kon­ty­nu­owa­ła Nora. – Nie wie­dzia­łam dotąd, że można tak za­je­faj­nie się czuć pod­czas seksu. To co wcze­śniej bra­łam za or­ga­zmy… to na pewno nie były or­ga­zmy. Z nim to jak­bym się prze­nio­sła do in­ne­go świa­ta, na inną pla­ne­tę… nie zro­zu­mie­cie tego.

– Cho­le­ra. Zro­bi­ła to – wy­rzu­ci­ła z sie­bie za­sko­czo­na Dulcy.

– Nie ro­zu­miem. Żar­tu­jesz, praw­da Nora? – spy­ta­ła Kry­sty­na.

 

* * *

Dulcy przy­gry­za­ła wargę wi­dząc jak Ola-Ela w ko­stiu­mie mar­twej sucz­ki z naj­now­szej ani­ma­cji stu­dia Do­uble­krin­ge ba­je­ru­je Ta­mer­la­na.

 – A czy twoja mama w ciąży nie za­czy­ty­wa­ła się w Sap­kow­skim? Nie obraź się, ale wy­glą­dasz jak Ge­ralt.

– Moja mama uwiel­bia­ła Sap­kow­skie­go. Ale gdy Sap­kow­ski pu­bli­ko­wał swe pierw­sze opo­wia­da­nie, już dawno byłem na świe­cie. Je­stem star­szy niż wiedź­mi­ni.

– Sorki, prze­pra­szam. Nie ob­ra­żasz się o to po­rów­na­nie?

– Nie. Trak­tu­ję je jako kom­ple­ment.

– To do­brze, Gwyn­ble­idd, a ja je­stem Ola-Ela. Je­stem mar­twa, jak mar­twa sucz­ka. Lu­bisz mu­zy­kę? Taką współ­cze­sną? Życie jest zbyt krót­kie, by grać dłu­gie pio­sen­ki.

Kry­sty­na wpa­dła jak tor­pe­da.

– Czego wię­cej mi po­trze­ba? Nóżki pięk­nie ogo­lo­ne – rzu­ci­ła nie­skład­nie, ner­wo­wo, nie wie­dzieć o swo­ich no­gach czy dziew­czyn. – A ty Dulcy, na co cze­kasz? Wy­stęp mamy. 

* * *

 

 Kry­sty­na po Shak­ti Nach, pod­sko­czy­ła do gar­de­ro­by, zrzu­ci­ła hin­du­skie ciu­chy i po­wró­ci­ła do swo­je­go ulu­bio­ne­go stro­ju Chii. Wy­szła na li­ce­al­ny ko­ry­tarz i za­uwa­ży­ła, że na pół­pię­trze sie­dzi Nora, trzy­ma­jąc w ręku te­le­fon. Ekran był wy­ga­szo­ny, a mimo to Nora wpa­try­wa­ła się w niego in­ten­syw­nie.

– Co ro­bisz? – spy­ta­ła Kry­sty­na.

– Jakaś taka smut­na je­stem. I przy­kro mi.

– Czemu? Przez Shak­ti Nach?

– No bo wiesz… Tak, to było za­rą­bi­ste. Ale wiem, że to nie ma przy­szło­ści. Tak więc to los mój, sie­dzieć i szu­kać smut­ków bła­hych, wiot­kich, kru­chych.

– Co było za­rą­bi­ste? Shak­ti Nach? Od po­cząt­ku mia­ły­ście rację. Do­brze, że mia­ły­śmy tak małą wi­dow­nię, kom­pro­mi­ta­cja była mniej­sza.

– Nie o Shak­ti Nach mówię, ale o wiesz czym.

– Nie, nie wiem. O co cho­dzi?

– Wiesz prze­cież… – Nora spoj­rza­ła na przy­ja­ciół­kę. Nie wi­dząc w twa­rzy Kry­sty­ny zro­zu­mie­nia do­pre­cy­zo­wa­ła – Cią­gła nie­pew­ność, lęku gorz­ki smak. Gdzie­kol­wiek spoj­rzę, widzę…

– Nadal nie wiem, o czym mó­wisz.

– Seks z Tor­wal­dem. Nigdy się tak nie czu­łam. I pew­nie już nigdy nie po­czu­ję. Ale jed­no­cze­śnie… jest mi jakoś przy­kro… smut­no… źle. 

– A to dupek!

– Dupek? Nie, nie, wie­dzia­łam na co się piszę.

– Wie­dzia­łaś… – wes­tchnę­ła Kry­sty­na – ale nie wie­dzia­łaś, że się w gnoju za­ko­chasz.

– Za­ko­cham? – Nora ro­ze­śmia­ła się nagle. – No coś ty. Nie za­ko­chu­ję się tak szyb­ko.

– To za­uro­czysz.

– Prę­dzej. Jakoś tak nie­wie­le wart każdy mój dzień, bo nie ma go. On… On w sobie coś ta­kie­go ma…

– Co? Co ta­kie­go ma?

– Nie wiem. – Wzru­szy­ła ra­mio­na­mi. – Idę i myślę i nie wiem co my­śleć. Myśli jak ude­rze­nia bata. Stoję, sie­dzę, wciąż myślę o nim. A wokół by­le­ja­kość. Pla­stik.

– Co? Co ty ple­ciesz? Co on ci zro­bił?

– On? Wy­da­je się au­ten­tycz­ny. A od spo­tka­nia z nim, wszyst­ko wokół stało się ja­kieś takie sztucz­ne, nie­praw­dzi­we, szare, mdłe. Nie­rze­czy­wi­ste.

* * *

 Kry­sty­na do­go­ni­ła na par­kin­gu wy­so­kie­go, star­sze­go męż­czy­znę w skó­rza­nej kurt­ce, tuż przed tym nim wsiadł do du­że­go auta (Kry­sty­na nie znała się na mar­kach, było dla niej po pro­stu duże i czar­ne).

– Pan Ta­mer­lan Tor­wald?

– We wła­snej oso­bie.

– Kry­sty­na Linde.

– Pięk­ne imię i in­try­gu­ją­ce na­zwi­sko. Pani chyba jest ko­le­żan­ką Nory i Dulcy?

– Do­brze się pan czuje? – wy­rzu­ci­ła z sie­bie szyb­ko. Przy­tak­nął. – To świet­nie, wła­śnie widzę: jasny wzrok, równy krok jak w mar­szu. A więc do­brze się pan czuje, jest zdrów na ciele i umy­śle, praw­da? Ale… nie wszy­scy się tak czują! Nie wiem co pan im zro­bił, ale tak się nie godzi!

– Cóż się nie godzi?

– Wy­ko­rzy­sty­wać prze­wa­gę do­świad­cze­nia ży­cio­we­go, wy­ko­rzy­sty­wać na­iw­ność mło­dych dziew­czyn, wy­ko­rzy­sty­wać sy­tu­ację by je wy­ko­rzy­stać!

– Skąd pani wie, że to nie ja zo­sta­łem wy­ko­rzy­sta­ny?

– Bo… bo… bo je­steś – za­jąk­nę­ła gniew­nie. Wku­rzo­na za­po­mnia­ła o for­mie „pan”, zresz­tą ten pa­lant nie za­słu­gi­wał na formy grzecz­no­ścio­we – sta­rym, ob­le­śnym, lu­bież­nym dzia­dem, a to nie­win­ne, dziew­czę­ce jesz­cze dusze!

– Za­zdro­ścisz im, Kry­siu?

– Za­zdrosz­czę? Czego? Że ocza­ro­wa­łeś za­ko­cha­ne w fan­ta­stycz­nej li­te­ra­tu­rze dziew­cząt­ka ja­kimś słow­nym wom­bo-com­bo? Uwio­dłeś pi­sar­skim blich­trem…

– Czym? Pi­sar­skim czym? Blich­trem? – Ro­ze­śmiał się. Im dłu­żej się śmiał tym bliż­sze to było szy­der­cze­go re­cho­tu. Kry­sty­na zro­bi­ła naj­groź­niej­szą ze swo­ich min, co uczy­ni­ło ją po­dob­ną do roz­gnie­wa­nej świn­ki Pigi. – Chyba nie masz zbyt wy­so­kie­go zda­nia o swo­ich ko­le­żan­kach? My­ślisz, że skoro trze­cio­li­go­wi pił­ka­rze mają swoje, jak to Ame­ry­ka­nie na­zy­wa­ją, „cleat cha­sers” to ni­szo­wi pi­sa­rze też przy­cią­ga­ją WAGs czy gro­upies? To do­pie­ro fan­ta­sty­ka!

Śmiał się dalej, a Kry­sty­na była coraz bar­dziej wście­kła.

– Nie wiem kim je­steś, lecz wiem czego chcesz. Bę­dziesz ściem­niał, ale nie, nie sądzę, by to miało coś wspól­ne­go z twoim nędz­nym pi­sa­niem! Ile tam masz? Dwie książ­ki? Też mi pi­sarz od sied­miu bo­le­ści. Ale za to kłam­ca pierw­szej wody!

– Kłam­ca? Kiedy niby ja kogoś okła­ma­łem?

– Cały czas! Całym sobą! Ten imidż, to sta­lo­we spoj­rze­nie, ta bród­ka, te dłu­gie, białe włosy, ta skó­rza­na kurt­ka, jesz­cze tylko dwóch mie­czy bra­ku­je i cały Ge­ralt!

– Kry­siu, czyż­byś za­po­mnia­ła, że je­ste­śmy na kon­wen­cie? Fan­ta­stycz­nym kon­wen­cie? A ty sama je­steś prze­bra­na za Chii z Cho­bits? Swoją drogą świet­nie się wcie­lasz w rolę an­dro­ida czy ra­czej gy­no­ida, zu­peł­nie jak­byś od za­wsze nim była!

– Drań! Na takie pry­mi­tyw­ne kom­ple­men­ty je zła­pa­łeś?

– Kom­ple­men­ty? Ra­czej stwier­dzam fakty. Ale flirt flir­tem, a ja już je­stem stary, a co gor­sza spóź­nio­ny, ty Kry­siu, sobie mo­żesz do woli za­cho­wać formę młodą, bie­gać, ska­kać, latać, pły­wać, w tańcu, w ruchu, ale ja nie mam czasu, muszę ucie­kać do ho­te­lu, Miło było po­znać.

– Zaraz, nie wy­mi­gasz się! Chcę wie­dzieć!

– Co­kol­wiek chcesz wie­dzieć, przy­ślij mi mejla. Adres mają twoje ko­le­żan­ki – i wsiadł do sa­mo­cho­du.

Kry­sty­na po­ło­ży­ła się na masce sa­mo­cho­du:

– Nie pusz­czę, do­pó­ki nie od­po­wiesz mi na py­ta­nia! – wy­krzyk­nę­ła.

Od­su­nął szybę:

– Spie­szę się. Jak chcesz od­po­wie­dzi, wsiądź do sa­mo­cho­du. Chyba, się nie boisz?

– Nie, nie boję. Mnie nie otu­ma­nisz.

– To wsia­daj i je­dzie­my.

 

* * *

Droga do ho­te­lu była krót­ka, Kry­sty­na zdą­ży­ła tylko po­wie­dzieć:

– Wiem, że zni­kasz na czter­na­ście lat po każ­dym kon­wen­cie.

– To nie jest py­ta­nie. O co chcia­ła­byś spy­tać? Prze­myśl.

– Mam mnó­stwo pytań! I chcę, byś się od­wa­lił od moich ko­le­ża­nek! Nie wstyd ci? Ile ty masz lat? Z sie­dem­dzie­siąt? Mo­gły­by być two­imi wnucz­ka­mi!

– To nadal nie jest py­ta­nie. Już do­jeż­dża­my. Bę­dziesz miała szan­sę mnie pod­py­tać w win­dzie.

 

* * *

W win­dzie mil­cza­ła.

Co one w nim wi­dzia­ły? – za­sta­na­wia­ła się. On nie tylko jest stary. On nijak nie jest przy­stoj­ny. Ow­szem, jest wy­so­ki, ale taki strasz­nie… wa­dli­wy. Tak, to było to słowo. Wa­dli­wy. Nie­ide­al­ny.

 

* * *

W ho­te­lo­wym po­ko­ju na sto­li­ku obok łóżka jedna książ­ka o ty­tu­le “Ad Per­pe­tu­am Rei Me­mo­riam”. Co to może zna­czyć? – za­sta­na­wia­ła się przez chwi­lę Kry­sty­na.

Fotel był wy­god­ny i osu­nę­ła się weń po­rząd­ku­jąc myśli w gło­wie.

Ta­mer­lan wszedł po chwi­li, nio­sąc dwa kie­lisz­ki bur­gun­da.

– Nie dam się upić ani żad­nych ta­ble­tek gwał­tu mi nie wrzu­cisz, dra­niu!

– Trud­no, to będę pił sam. Za kra­jów nędzę i smu­tek. Na oka­za­łość państw. Po­li­cję. Kłam­stwo i nudę. Po­tę­gę ma­łych draństw. Na nocny serca ból. Że czło­wiek żył jak pies…

– Nie ocza­ru­jesz mnie jakąś słow­ną szer­mier­ką.

– Nie za­mie­rzam.

Przy­ciem­nił głów­ne świa­tło, otwo­rzył tecz­kę, w któ­rej głębi bły­snę­ły diody oraz cie­kło­kry­sta­licz­ny ekran i pod­szedł do sto­li­ka na któ­rym stała lamp­ka. Włą­czył ją i po­wie­dział:

– Pierw­sza. Pierw­sza by zo­ba­czyć Twoje oczy.

Na­stęp­nie klik­nął przy­cisk lamp­ki nad jej głową.

– Druga. Druga by zo­ba­czyć Twoje usta.

– Nie za­hip­no­ty­zu­jesz mnie! Ani nie uwie­dziesz!

– Nie? – uśmiech­nął się i pod­szedł do lamp­ki koło łóżka.

– Trze­cia!

Od­wró­cił się w jej stro­nę i dodał:

– Trze­cia po to by zo­ba­czyć całą twoją twarz.

– Nie wiem co to za gra, ale na mnie nie dzia­ła.

– Czyż­by?

– Od­po­wiedz na moje py­ta­nia… nie wzbu­dzisz we mnie mi­ło­ści czy nawet za­uro­cze­nia.

Za­nu­cił:

– Mi­łość to żaden film w żad­nym kinie, ani róże ani ca­łu­sy małe duże, ale mi­łość kiedy jedno spada w dół, dru­gie cią­gnie je ku górze… znasz?

– Nie znam i nie chcę znać. Chcę wie­dzieć, kim je­steś? I jak to ro­bisz? Uda­jesz ja­kie­goś wil­ko­ła­ka? Nie­śmier­tel­ne­go? Ko­smi­tę, który na­wie­dza Zie­mię co czter­na­ście lat? Czym je wszyst­kie ba­je­ru­jesz? A może uda­jesz wam­pi­ra?

– Udaję? – uśmiech­nął się Ta­mer­lan. – Groby mur­sze­ją. Giną re­li­gie. Armie top­nie­ją. Mrą ich wo­dzo­wie. Krew do pod­gle­bia wsią­ka i sty­gnie…

– Mia­łeś mi od­po­wie­dzieć. Powiedz mi coś o sobie. Kim je­steś?

– To pro­ste. I oczy­wi­ste dość. Czło­wie­kiem. Homo sum.

– Czło­wie­kiem? – Kry­sty­na z jed­nej stro­ny ode­tchnę­ła z ulgą, a z dru­giej była nieco za­wie­dzio­na. I zdzi­wio­na. Są­dzi­ła, że bę­dzie chciał dalej cią­gnąć swą grę.

– Tak, czło­wie­kiem. Jed­nym z ostat­nich.

* * * 

 

Kry­sty­na mil­cza­ła. Dziw­ny spo­kój i bez­ruch ogar­nął jej ciało. Zdało się jej nagle, że nawet nie od­dy­cha.

– Po­wie­dzia­łeś – wy­szep­ta­ła. – Że je­steś czło­wie­kiem. Jed­nym z ostat­nich. Jak to ro­zu­mieć?

– Wiesz, mia­łem nie tyle trud­ne, co dziw­ne dzie­ciń­stwo. Kiedy byłem małym chłop­cem, wziął mnie oj­ciec i tak do mnie rzekł: co byś chciał w życiu robić? Za­sta­nów się do­brze, bo jeśli do­brze wy­bie­rzesz, bę­dziesz szczę­śli­wy. Już Kon­fu­cjusz mówił: “wy­bierz pracę, którą ko­chasz, i nie prze­pra­cu­jesz ani jed­ne­go dnia wię­cej w twoim życiu”. Co chciał­byś więc robić, synu?

– Co bym chciał?

– Tak.

– Ale tak na­praw­dę chciał?

– Tak.

– Chciał­bym sobie po­strze­lać, wiesz, do dziew­czyn na ulicy, w biały dzień, nie do zwy­kłych dziew­czyn, ale do tych naj­pięk­niej­szych. Chciał­bym pa­trzeć im w oczy jak mar­nie­ją i więd­ną. Cie­ka­we jak to jest tak na­praw­dę zabić. W rę­kach trzy­mać prze­zna­cze­nie, jego panem być.

– Je­steś psy­cho­pa­tą – wy­szep­ta­ła Kry­sty­na.

– Wiesz, że mój oj­ciec też tak uwa­żał? Ale to ja oca­la­łem. Pro­wa­dzo­ny na rzeź. A on nie. I mi­liar­dy in­nych rów­nież nie. To są nazwy puste i jed­no­znacz­ne: czło­wiek i zwie­rzę…

– Ale prze­cież nie za­bi­jasz ich. Nie za­bi­łeś prze­cież Nory, Dulcy, Ol­ki-El­ki, He­le­ny, Ma­rian­ny ani jej matki. Mnie chyba też nie za­bi­jesz? Co ty więc im ro­bisz? Jakiś nar­ko­tyk? Hip­no­za? Tu jest coś w po­wie­trzu?

– Ow­szem, jest tu coś w po­wie­trzu. Wszę­dzie. Ale nie to co my­ślisz.

 

* * *

– Czy­ta­łaś może Szkar­łat­ną dżumę Jacka Lon­do­na?

– Nie czy­ta­łam.

– Bar­dzo dobra książ­ka o zmierz­chu cy­wi­li­za­cji. Tę apo­ka­lip­sę wy­wo­łał su­perza­raź­li­wy wirus, który bar­dzo szyb­ko prze­cho­dził z czło­wie­ka na czło­wie­ka i po­wo­do­wał nie tylko szyb­ką śmierć, ale rów­nież przy­spie­szo­ny roz­pad zwłok i uwol­nie­nie chmur wi­ru­sa, by mógł za­ra­żać dalej. Szkar­łat­na śmierć ma­lu­je twarz w uśmiech wino pije, szkar­łat­ne tak jak jej imię. Ah, szkar­łat­na dżuma. Za­wsze chcia­łem na­pi­sać książ­kę do niej po­dob­ną.

– Co to ma do mo­je­go py­ta­nia?

– Nie cie­ka­wi cię, jaką książ­kę piszę?

– Twoje książ­ki są denne, wi­dzia­łam opi­nie, nikt tego nie czyta.

– Racja, nie ma już kto czy­tać moich ksią­żek. Ale może skoro więc od­po­wia­dam ci na py­ta­nia, to wy­słu­cha­ła­byś mo­je­go po­my­słu na po­wieść?

Chcia­ła wstać z fo­te­la ale nie mogła. To pew­nie ten nar­ko­tyk w po­wie­trzu, o któ­rym wspo­mi­nał. Drań. Pró­bo­wa­ła wy­ko­nać naj­lżej­szy ruch ręką ani nogą, ale je­dy­ne co jesz­cze nie ule­gło pa­ra­li­żo­wi to umie­jęt­ność mó­wie­nia.

– Skoro muszę. A od­po­wiesz potem na każde moje py­ta­nie?

– Oczy­wi­ście. Go­to­wa więc usły­szeć o czym piszę?

– Miej­my to za sobą. Stresz­czaj się – po­wie­dzia­ła z non­sza­lan­cją, choć we­wnętrz­nie czuła się prze­ra­żo­na. “Ja nawet nie od­dy­cham” – uświa­do­mi­ła sobie, spanikowana spojrzała w stronę ubikacji – “kibel… zaraz się udu­szę!” A jakiś drugi głos w gło­wie uspo­ka­jał: “Kry­cha, nie pa­ni­kuj, one prze­ży­ły, to ty też prze­ży­jesz. I zgło­sisz to na po­li­cję, nie tak jak te wa­riat­ki”.

– Akcja za­czy­na się od ka­len­da­rza Majów. Ka­len­darz Majów był opar­ty o dwa sys­te­my zli­cza­nia, ale mniej­sza z tym, naj­waż­niej­sze, że miał się skoń­czyć dwudziestego pierwszego grud­nia dwa tysiące dwunastego roku. Gdyby Ma­jo­wie jesz­cze ist­nie­li, zro­bi­li­by w tym mo­men­cie to, co wszy­scy, gdy się im koń­czy ka­len­darz. Czyli?

– Wzię­li by nowy?

– No wła­śnie. Ale byli na Ziemi sza­leń­cy wie­rzą­cy, że to ko­niec dzie­jów. Ko­niec świa­ta. I na ten ko­niec świa­ta się bar­dzo szy­ko­wa­li. A gdy nie nad­szedł, to zgad­nij jak się czuli?

– Szczę­śli­wi?

– Za­wie­dze­ni.

– Za­wie­dze­ni?

– Tak. I to bar­dzo – przy­bli­żył się do jej twa­rzy i po­gła­dził ją de­li­kat­nie po gło­wie –  Bar­dziej niż ja, że nie mogę strze­lać do pięk­nych blon­dy­nek na ulicy. – Ujął jeden z ja­snych ko­smy­ków i zbli­żył do nosa. – Pięk­nie pach­niesz.

– Dzię­ku­ję. – wy­ją­ka­ła prze­ra­żo­na. “O boże, on mnie za­bi­je” – po­my­śla­ła – “Pew­nie za­bi­ja tylko blon­dyn­ki, a Nora jest bru­net­ką, Dulcy ruda…”

– Spo­dzie­wa­li się końca ludz­ko­ści, a nie nad­szedł… część z nich my­śla­ła też, że ludz­kość jest dla tej pla­ne­ty brze­mie­niem. Dła­wią­cym od­dech cię­ża­rem. Szkod­ni­kiem. Prze­szko­dą w ewo­lu­cji. Za­gro­że­niem dla po­zo­sta­łych form życia i życia w ogóle. Prze­cież wy­star­czy­ło­by od­pa­lić ato­mów­ki i całe życie by znik­nę­ło praw­da? Ale i bez tego czło­wiek je nisz­czył – po­wo­li. Zwa­ła­mi pla­sti­ku. Za­tru­wa­jąc rzeki, oce­any i nie­bio­sa. Wy­my­śli­li więc, że skoro data ludz­ko­ści już wy­bi­ła, to trze­ba się jej po­zbyć.

– Chcesz znać moje zda­nie? Nudne i okle­pa­ne – po­wie­dzia­ła bar­dzo gło­śno. Chcia­ła spraw­dzić, czy siła jej głosu nie słab­nie. “Jesz­cze mogę mówić, więc żyję, czy jak krzyk­nę to ktoś mnie usły­szy?”

– Chcesz krzy­czeć? – do­my­ślił się. – Śmia­ło. Chcesz to sam po­pro­szę tu ro­om­se­rvi­ce, jeśli się źle czu­jesz. To co, we­zwać kogoś? Albo chcesz sobie po­krzy­czeć?

Po­czu­ła, że dziw­ny pa­ra­liż nieco ustą­pił z jej ciała. Czy to moż­li­we, że go po pro­stu sobie wmó­wi­ła?

– To jak? Krzy­czy­my? Po­mo­gę ci, po­krzy­czę z tobą. Ale wtedy ni­cze­go się nie do­wiesz.

Kry­sty­na przy­po­mnia­ła sobie te wszyst­kie sy­tu­acje, gdy czy­ta­ła hor­ro­ry. Gdy bo­ha­ter­ka wcho­dzi sama do ciem­ne­go po­miesz­cze­nia, do któ­re­go nie po­win­na wcho­dzić. Gdy grupa się roz­dzie­la, choć po­win­na trzy­mać się razem. Sło­wem, gdy lu­dzie za­cho­wu­ją się jak de­bi­le.

Przez chwi­lę się za­sta­na­wia­ła, czy jakaś naj­gor­sza nawet idiot­ka, by w imię dur­nej cie­ka­wo­ści nie sko­rzy­sta­ła z moż­li­wo­ści uciecz­ki.

I po chwi­li sobie uświa­do­mi­ła, że jest taką idiot­ką.

* * *

– I na tym to wszyst­ko po­le­ga – Ta­mer­lan skoń­czył swój dość długi wywód.

– Pod­trzy­mu­ję swoją uprzed­nią opi­nię: nudne. Ow­szem po­mysł, że prze­no­sze­nie wi­ru­sów przez naj­róż­niej­sze zwie­rzę­ta, od nie­to­pe­rzy po ka­ra­lu­chy, od pta­ków po roz­to­cza i seria pan­de­mii, gdy broń była do­pra­co­wy­wa­na, brzmi cie­ka­wie… ale rów­nież nie­praw­do­po­dob­nie. Świat uwie­rzył, że ktoś po pro­stu zjadł zupę z nie­to­pe­rza i się za­ra­ził? A ta ko­lej­na pan­de­mia… już nie pa­mię­tam, co ją roz­no­si­ło, ptaki czy owady? I nikt nic nie po­dej­rze­wał?

– Po­dej­rze­wa­li­śmy. Dla­te­go zbu­do­wa­li­śmy was.

– Mó­wisz tak, jakby to nie była twoja książ­ka, a dzia­ło się to na­praw­dę.

– Bo to dzie­je się na­praw­dę. Czy to już znasz ko­cha­nie? Czy nie wiesz jak to jest?

– Ale ja je­stem ko­bie­tą, a nie gy­no­idem do zbie­ra­nia pró­bek.

– Czyż­by? – spy­tał – Pierw­sza. Druga. Trze­cia. Druga. Pierw­sza.

– Co? – spy­ta­ła, bo po­czu­ła się bar­dzo dziw­nie.

– Po­miar za­koń­czo­ny. Mogę się zwi­jać.

– Zwi­jać? Co za­mie­rzasz?

– Jeśli prób­ki wciąż za­wie­ra­ją wi­ru­sa, wrócę tu za czter­na­ście lat, jeśli nie, wy­bu­dzę oca­la­łych.

– A ty? Jeśli to praw­da, po­wi­nie­neś być mar­twy…

Uśmiech­nął się:

– Nim się to wszyst­ko za­czę­ło mia­łem już na oku ha­cjen­dę, wspa­nia­łą, ale żadna z pięk­nych dam, nie chcia­ła za­miesz­kać tam. Wiesz, matka mi mó­wi­ła, że jak ktoś nie ma szczę­ścia w mi­ło­ści, to ma szczę­ście w grach. Gra­łem więc jak głupi w to­to­lot­ka. Szan­sa na szóst­kę jedna na czter­na­ście mi­lio­nów. Nigdy nic nie wy­gra­łem. Nie o tę grę cho­dzi­ło. A o grę, w któ­rej wy­gry­wa jeden na osiem mi­liar­dów. Mo­żesz już od­dy­chać.

Zatrzasnął teczkę. Pierś Kry­sty­ny z po­wro­tem unio­sła się w sy­mu­la­cji od­de­chu. Nie mogła się oprzeć wra­że­niu, że sły­szy tłoki i sil­ni­ki, ale to było tylko złu­dze­nie. Płuca pra­co­wa­ły nor­mal­nie.

Z nagłym strachem Krystyna wyszeptała:

– Zostaniesz tu?

– Ja? Będę czekał, aż uśniesz. Będę czekał, aż uśniesz, uśmiech­nij się, skar­bie. Nim po­wiesz pierw­sze zda­nie. Nim rękę mi po­dasz. Nim ukłon mi od­dasz. Jak wi­dzisz, od­po­wie­dzia­łem na wszyst­kie twoje py­ta­nia, ale całą naszą roz­mo­wę za­stą­pią bar­dzo pięk­ne wspo­mnie­nia. Za­wsze byłem brzyd­ki i nie mia­łem po­wo­dze­nia u ko­biet. Przy­naj­mniej w baj­kach ro­bo­tów, prze­ka­zy­wa­nych ko­lej­nym po­ko­le­niom, za­wsze będę Ka­sa­no­wą.

 

* * * 

Kry­sty­na obu­dzi­ła się w sko­tło­wa­nej po­ście­li. Z gło­śni­ków są­czy­ła się mu­zy­ka, trzy lampy pło­nę­ły de­li­kat­nym bla­skiem, a Ta­mer­la­na ni­g­dzie nie było. Ty­po­we. Za­ci­snę­ła po­wie­ki i wró­ci­ły wy­da­rze­nia ostat­niej nocy. Upoj­nej nocy. Nie wie­dzia­ła, że tak mogła się czuć. Że to w ogóle moż­li­we. Nie­wie­le z tego wszyst­kie­go pa­mię­ta­ła, ale to co pa­mię­ta­ła, było naj­wspa­nial­szym prze­ży­ciem.

Wie­dzia­ła, że chcia­ła o coś wczo­raj pytać Ta­mer­la­na ale już nie miała po­ję­cia o co. Ani w jakim celu.

Łzy – nie wie­dzia­ła, czy szczę­ścia czy tę­sk­no­ty – spły­nę­ły po jej po­licz­kach. Pła­cząc wsłu­cha­ła się w słowa pio­sen­ki:

Druga

Druga by zo­ba­czyć Twoje usta

Trze­cia

Trze­cia po to by zo­ba­czyć całą Twoją twarz

Trzy za­pał­ki ko­lej­no trzy za­pał­ki ko­lej­no

Za­pa­lo­ne nocą

 

 * * * 

Ubra­ła się w końcu i wy­szła. Jadąc windą w dół, przy­mknę­ła oczy, oto­czy­ła się rę­ka­mi, pró­bu­jąc samą sie­bie przy­tu­lić i wy­szep­ta­ła:

– Gdy obej­mę cię… Gdy obej­mę cię swymi ra­mio­na­mi.

 

Koniec

Komentarze

Hej, 

 

No co my tu mamy ;) Podobały mi się dialogi, zwłaszcza koleżanek – wypadły bardzo naturalnie :). Całe zamieszanie wokół Tamerlana i zbudowanie tajemnicy wypadło świetnie, nawet sama legenda dotycząca jego wyczynów łóżkowych zrobiła dodatkowy smaczek. Ale nie mama pojęcia jak sex, któremu poświęciłeś tyle czas ma się do misji Tamerlana. Chyb, że żadnej misji nie ma i jest to tylko dobra bajera, która ma odwrócić uwagę dziewczyny od tabletki gwałtu, którą nasz pisarz sprytnie podał ofierze. No ale, to jak wytłumaczyć zachwyt dziewcząt już po wszystkim. Podsumowując – nie wiadomo ;) I może to właśnie jest fajne w tym opowiadaniu :). Choć  domyślam się, że te enigmatyczne elementy fabuły mogą nie wszystkim się spodobać :). 

 

Klikam i pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

@Bardjaskier

Dzięki za klika!

 

Choć  domyślam się, że te enigmatyczne elementy fabuły mogą nie wszystkim się spodobać :). 

 

Kurczę, a mi się wydawało, że ja wszystko za mocno i za łopatologicznie tłumaczę! Wszystko kawa na ławę… czyli jednak nie?

To może mam jeszcze szansę wygrać konkurs na mistrza niedomówień (o ile ktoś go kiedyś zorganizuje) :)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Wiesz, może być też tak, że to tylko ja czegoś nie skumałem :) Ale to się dowiemy po innych komentarzach ;)  

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

 

Jeśli inni będą tego zdania co Ty – to cóż, znów będę musiał przyznać, że za dużo poukrywałem…

 

 

 

 

Ale jeśli znajdą się tacy, którzy uznają, że za bardzo kawa na ławę, za dużo wyjaśniam – to wtedy uznam, że utrafiłem w złoty środek :)

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Witaj Jimie!

Tak się wymądrzasz u innych w komentarzach, więc postanowiłam do Ciebie zajrzeć. :D (Nie piszę tego absolutnie złośliwie – uwielbiam Twoje komentarze pełne ciekawostek, na które pewnie nigdy bym nie natrafiła!)

Wydaje mi się, że zrozumiałam, ale zacznijmy od początku.

Zaczynasz wesoło: cycki, dupy, prosty humor dla prostego ludu. Lubię to. :D

Trzy barwne damy i świetnie napisane dialogi. A potem atmosfera zaczyna gęstnieć. Szarzeć. Przygnębiać. ;)

I nagle nie chodzi już o seks i wspomnienia jakichś tam upojnych nocy, które były tylko symulacją, tylko o coś grubszego (i nie mam na myśli Krystyny!). Jest apokalipsa, pandemia i koniec cywilizacji. Może wirus nie jest tutaj jakimś wielkim zaskoczeniem, ale przecież nie musimy odkrywać wiecznie koła na nowo.

Aż wreszcie – zacny twist niczym z Westworld, jeśli chodzi o prawdziwą naturę Krysi. Nie spodziewałam się.

Poza tym spodobało mi się, jak wplotłeś teksty piosenek, nawet Różewicz gdzieś tam przemknął.

Pewnie nie odgadłam wszystkiego. 

Nasuwają mi się dwa pytania:

1. Czy te 14 lat też niesie jakieś ukryte przesłanie? Czegoś nie doczytałam albo się nie domyśliłam?

2. Torwald, Nora, Dulcy… Krystyna? Ale że Kryśka? Dlaczego? :D

 

Podsumowując, naprawdę bardzo ciekawe opowiadanie, przy którym nie raz się zaśmiałam i z intrygującym zakończeniem. :) 

To tyle ode mnie! Pozdrawiam!

@Marszawa

 Nasuwają mi się dwa pytania:

1. Czy te 14 lat też niesie jakieś ukryte przesłanie? Czegoś nie doczytałam albo się nie domyśliłam?

2. Torwald, Nora, Dulcy… Krystyna? Ale że Kryśka? Dlaczego? :D

 

Dziękuję za rozbudowany komentarz i ciekawe pytania.

Lubisz moje przynudzanie ciekawostki? To Cię nimi teraz zasypię, buahahahahaha. Buahahahaha.

Buahahahahahahahaha.

 

 

Zacznę od pytania drugiego…

Ad. 2 Czyżbyś, Marszawo, miała na imię Krysia? Jeśli tak, to wybacz, nie chciałem urazić (choć Krysia jest pozytywną bohaterką opowieści, może i ma trochę kilogramów za dużo, ale za to jest sprawcza, zadziorna, energiczna – można ją chyba lubić?).

Zgodzę się z Torwaldem – piękne imię :)

Skąd u mnie Krystyna? Z tego samego źródła co Torwald, Nora, Marianna czy Helena, czyli z d…*

 

Ad. 1

Na początek całkiem serio zastrzeżenie: nauczony doświadczeniem z Zapomnianymi snami, gdzie musiałem kilkukrotnie zmieniać tytuł bo się kojarzył, wiem, że każda liczba i każdy tytuł może się kojarzyć z faszyzmem, wolę więc to sprostować, zanim ktoś się nad tą czternastką zacznie również zastanawiać i mu wyjdzie jak dwa i dwa cztery, że tu piję do „czternastu słów”. Nie. Niet. Nada.

Proszę mnie do szeregów tych panów, nie dołączać.

Dobra – skoro wiemy już co nie, to teraz pora powiedzieć co tak.

Przy okazji odkryję trochę, a nawet trochę bardziej jak ja piszę.

I szybko się okaże, że król jest nagi.

Nagość to zresztą ciekawy symbol, czyż nie?

Ale nie o nagości teraz chciałem (naprawdę nie? Kłamczuch!) a o czternastce.

 

Czternastka ma dla mnie znaczenie wilorakie – przede wszystkim jest pewnym symbolem wejścia w dorosłość, cykliczności, doskonałości, ma odniesienia religijne, mistyczne i literackie.

Zacznijmy od najprostszych rzeczy – czyli od cykliczności i czasu jako takiego.

U wielu ludów, z różnych stron świata, liczba siedem ma magiczne znaczenie dla różnego rodzaju cykli – Słowianie wręcz podzielili całe ludzkie życie na siedmioletnie okresy.

W wieku lat siedmiu chłopcy przechodzili spod opieki matki pod opiekę męską (niekoniecznie ojca), a dziewczynki zaczynały się sposobić do swej roli we wspólnocie. Wcześniej – nawet nie mieli oni imion (a raczej mieli imiona odstraszające złe duchy, takie jak Nienasza, Nieswój, Cudzy, Obca). Nowe, dorosłe imiona nadawano chłopcom po rytuale Postrzyżyn, a dziewczynkom po rytuale Zaplecin (dla Słowian włosy miały święte, magiczne znaczenie, zresztą nie tylko dla nich – przykładowo dla Japończyków, Indian czy Żydów – również).

Gdy dzieci były już mocno przyuczone i około dwa razy starsze – przechodziły kolejne wtajemniczenie, o którym mniej wiemy – dziewczynki zwykle około dwunastego roku życia (było to ruchome związane z pierwszą miesiączką), chłopcy – około właśnie czternastego – gdy byli uznawani za w pełni zdolnych do noszenia broni i pełnienia ról męskich (zwykle małżeństwo można było zawrzeć niedługo później – w wieku 15-17 lat – to późniejsze chrześcijańskie średniowiecze bardzo ten wiek obniżyło, nawet zawierając małżeństwa per procura pomiędzy niemowlętami). Ale uśredniając – ten wiek 14 lat, to pierwszy wiek budzącej się dorosłości (u Żydów bar micwę chłopcy przechodzą w wieku 13 lat, ale dla wielu innych kultur to 14 jest tą „okrągłą” podwójną siódemką – czasem wejścia w dorosłość, Sue Townsend kazała Adrianowi Mole’owi pisać jego sekretny dziennik w wieku lat 13 i ¾ – a więc tuż przed tym progiem 14).

Stąd więc mocne skojarzenie z tym 14 letnim okresem – to okres pierwszego wejścia we wczesną dorosłość. A zarazem – odniesienie do pewnej cykliczności (jeszcze o tym napiszę).

Ale skoro już zacząłem to dokończę o wieku i liczbie siedem.

U Słowian te siódemki rozdzielały różne okresy życia – ale nie tylko u nich. Także Gallowie czy Germanie mieli w tym kontekście przywiązanie do liczby siedem i jej wielokrotności. Człowieka, który nie przeżył trzech siedmioleci (21) – uważano za owszem dorosłego, ale nadal młodzika, rady tego, kto przeżył przynajmniej pięć siedmioleci (35 lat), słuchano uważniej.

Zresztą ten podział życia na mniej więcej siedmioletnie okresy utrzymuje się do dziś – wiele restrykcji jest od 21 roku życia (USAnie nie mogą pić piwa przed 21 urodzinami), prezydentem Polski można zostać po ukończeniu 35 roku życia (7 razy 5). Siedem siódemek to ostatni rok przed pięćdziesiątką – stereotypowym wiekiem mądrości (choć wiadomo przecież, że to nie wiek czyni mądrym i zdarzają się i dwudziestoletni mędrcy i sześćdziesięcioletni – głupcy). Jedenaście siódemek – to dwie kosy – 77, wiek którego się obawiają starsi ludzie, twierdząc, że wtedy kostucha kosi najbardziej, gdy już dociągną 78 – to wiadomo, już z górki do setki.

Ale siódemka to także inna cykliczność – tygodniowa. W dawnych kulturach istniała również dwutygodniowa – z prostego powodu – cykl księżycowy to 28 dni, czternastka to połowa tego cyklu. W niektórych językach nawet zachowała się nazwa osobnej jednostki czasu liczącej czternaście dni, na przykład w angielskim – fortnight (nazwa gry Fortnite jest grą słowną, która do tego nawiązuje, jednocześnie uwypuklając inne znaczenie słowa „fort”).

Fortnight zapamiętałem bardzo dobrze, bo sam mając lat czternaście, byłem zmuszony do policzenia dla układu gwiazd zmiennozaćmieniowych masy składników na podstawie wykresów i danych, w których czas miałem podany w fortnightach, odległości częściowo w wiorstach, częściowo w furlongach, natężenie światła w świecach, kąt w gradach (dobrze że nie w tysięcznych Rimailho), a energię w warogodzinach (większość danych była oczywiście nadmiarowych, tylko dla zaciemnienia obrazu) a wynik miałem podać w cetnarach.

Najbardziej stała część cyklu miesiączkowego, zaczynająca się od owulacji (faza lutealna), praktycznie zawsze ma czternaście dni, bez względu na to czy Twój okres ma dni 20 czy 35 – od owulacji do pierwszego dnia następnej miesiączki zawsze będzie fortnight :) (o zmienności długości cyklu u różnych kobiet decyduje głównie faza folikularna – ale co ciekawe, przy przebywaniu dłużej razem fazy cyklu wielu kobiet zaczynają się zwykle uwspólniać – właściciele haremów by tego uniknąć starali się izolować od siebie grupy kobiet).

Faza lutealna cyklu miesiączkowego jest najbardziej stała i zazwyczaj trwa około 14 dni u większości kobiet. Rozpoczyna się po owulacji i trwa do pierwszego dnia następnej miesiączki.

Długość fazy folikularnej (przed owulacją) jest bardziej zmienna i to ona determinuje długość całego cyklu miesiączkowego.

Swoją drogą kolejna niechciana ciekawostka – w końcówce dwudziestego wieku, mniej więcej od lat siedemdziesiątych, panowało przekonanie o istnieniu tak zwanego efektu McClintock – nazwa pochodzi od nazwiska badaczki, pani psycholog, która badała wpływ feromonów na zachowanie, która taką hipotezę wysnuła i której badania (na studentkach, a jakże – jak wiadomo, najlepszą definicją psychologii jest to, iż jest to nauka o szczurach i studentkach psychologii) wstępnie ją potwierdziły. Mianowicie – okresy kobiet mieszkających razem miały mieć tendencję do synchronizacji.

I mimo że nowsze badania tego nie potwierdzają, a wręcz przeciwnie – nie wykazują istnienia tego efektu, wiele kobiet wciąż w to wierzy (co jakiś czas powtarza to prasa / portale kobiece) i na nowo „odkrywa” (że się im okresy „zgrały”).

Co więcej – gdyby taki efekt w jakimś znaczącym nasileniu istniał, wiedzielibyśmy o tym z historii. Natomiast nie ma też żadnych źródeł pisanych wskazujących na to, by kobiety w haremach trzeba by trzymać w jakiejś dużej izolacji od siebie, bo w przeciwnym razie się zsynchronizują i wszystkie będą „nieczyste” w jednym czasie (a byłby to poważny problem dla prawowiernego właściciela haremu, bo nakaz by mu się zakleszczył z zakazem).

Najpopularniejszym i niejako domyślnym czasem trwania tak zwanego sprintu w zarządzaniu zwinnym jest sprint czternastodniowy.

Jednakże czternastka to nie tylko rytm dwutygodniowy.

Jako rzecze Mateusz (Mt 1 17): Tak więc w całości od Abrahama do Dawida jest czternaście pokoleń; od Dawida do przesiedlenia babilońskiego czternaście pokoleń; od przesiedlenia babilońskiego do Chrystusa czternaście pokoleń.

Czyli – czternaście pokoleń. Czternaście jest też stacji drogi krzyżowej.

Czternastka jako podwojona siódemka – oznacza podwójną doskonałość.

Utwór został opublikowany w równo 148 miesięcy po końcu świata. Znaczy: po końcu kalendarza Majów. Osiem w tej 148 może symbolizować nieskończoność (po przewróceniu ósemka to znak nieskończoności, ósemka jest też liczbą świętą dla buddystów, oznacza dharmę i kharmę, a także wyrwanie z koła cierpienia – tak zwaną ośmioraką ścieżkę) i jak sobie odetniemy – to pozostaje znów – 14.

W utworze ciągle jest dużo pieprzenia o pieprzeniu (samego pieprzenia niestety brak) – i o miłości też trochę… a kiedy wypada święto zakochanych? 14 / 2 – jak to potraktować jako dzielenie – znów wracamy na świętego Walentego – do liczby siedem.

Rzym wzniesiono w oparciu o siedem wzniesień: Awentyn, Palatyn, Kwirynał, Wiminał, Celius, Eskwilin i Kapitol. Stąd zresztą prosta mnemotechnika do zapamiętania daty wzniesienia miasta (od której Rzymianie liczyli lata) – siedem piętrzy się pagórków – 753 (przed naszą erą oczywiście).

W ten poniedziałek (w chwili publikacji utworu) zaczął się 2778 rok od założenia miasta (ab urbe condita). Znów dwie siódemki (jeszcze tydzień temu były trzy :) ).

Numerologicznie można by jeszcze odnieść się do tego, że 14 to z jednej strony jedynka, czyli symbol początku, a z drugiej czwórka jako symbol pewnej stabilności, stałości suma 1 + 4 =5, a piątka jest symbolem zmiany i podróży, więc w czternastce mamy zarazem zarazem początek, zmianę jak i stałość (on się pojawia stale – co czternaście lat – nie wiadomo ile już takich okresów było, być może wiele).

Ale nade wszystko ta czternastka tam jest bo…

…w białym płaszczu z podbiciem koloru krwawnika, posuwistym krokiem kawalerzysty, wczesnym

rankiem czternastego dnia wiosennego miesiąca nisan…

 

Teraz już wiesz, jak wybieram liczby do moich opowiadań :)

 

Pozdrawiam serdecznie,

 

Jim

* z d… = Z Domu lalki Henrika Ibsena

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź! 

Kryśką nie jestem i zgadzam się, że to piękne imię. Tylko w tym trio, gdzie pozostałe dziewczyny mają „futurystyczne” imiona brzmiące tak „z angielska”, to mi ta nasza swojska Kryśka zgrzytała.  Tak jakbyś pisał o Athosie, Porthosie i Mściwoju. Zamiast o Aramisie. Mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi. Obstawiałam, że na moje pytanie „Dlaczego” odpowiesz „Dlaczego nie?”. Odpowiedź, że imię jest po prostu stamtąd, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę, ma hmm… większą głębię. Przyjmuję i się nie czepiam :D Każdy robi tak jak lubi! 

 

Dzięki za obszerne wytłumaczenie skąd ta czternastka. Wielu rzeczy znów nie wiedziałam i chętnie poczytałam!

Myślałam, że tu będzie jeszcze jakieś podłoże biologiczne (jest jakiś wirusolog na sali? :D) i że przykładowo żywotność akurat tego Twojego wirusa to też 14 lat. Jeśli to była tylko symbolika, to też jest okej :) 

Pozdrawiam serdecznie! 

@Marszawa

 

Chyba nie zauważyłaś gwiazdki :)

 

Góra odpowiedzi była lekkim trollingiem :)

Tak naprawdę to tylko imię Dulcy nie pasuje – bo pochodzi skądinąd.

Mam nadzieję, że nie uraziłem Cię tym drobnym trolololo – na dole poprzedniego mojego komentarza masz prawdziwą odpowiedź na drugie pytanie.

 

Co do biologicznego cyklu czternastoletniego – nie, wirusy odtwarzają się w bardzo krótkich cyklach (komórki je replikują taśmowo) – czternaście lat to dla wirusa wieczność.

Raczej sobie wyobrażałem to w ten sposób, że oni spróbowali użyć czegoś, co miałoby wirusowi przeciwdziałać (nie do końca doprecyzowując czego – nanotechnologii? innego wirusa?) – i co te kilkanaście lat trzeba było sprawdzić, czy środowisko jest już zdatne dla ludzi do życia.

Czemu tak długo? Bo może na krócej nie ma sensu się zamrażać, bo proces zamrażania / rozmrażania jest na tyle niszczący, że przeszkoczenie czasu w mroźnym śnie się niweluje? Zostawiłem to do roztrzygnięcia dla czytelnika.

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Hej, Jimie, piękna opowieść, zaczyna się tak lekko, a kończy tak smutno, nostalgiczno romantycznie. Fabuła dobrze skonstruowana – porządnie – jest tajemniczy gość, są kobietki zauroczone tajemniczym gościem, no i jest sama tajemnica. Dobre. O dziwo, największy problem mam z wtrąceniami piosenek. Bo niektóre pasowały jak ulał, dopełniały, podkreślały nastrój, a niektóre wybijały mnie z rytmu, przeszkadzały. Połowę bym wywaliła. Ale to Twoje opko i szanuję Twoje wybory. :) 

Daję klika, bo podobała mi się historia i doceniam warsztat (zwłaszcza dialogowy). 

Pozdrawiam! :) 

@JolkaK

Może masz rację, może za dużo grzybów chciałem upchać w ten barszcz – zwłaszcza, że ten dłuższy, pełniejszy, bardziej istotny tekst poszedł do szuflady na święte nigdy, a ten niejako w zastępstwie skleciłem w pośpiechu, w wielkim pośpiechu – w ostatniej chwili.

 

Dzięki za klika i również pozdrawiam, bardzo serdecznie! :)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Haha, faktycznie dałam się strollować! :D 

Chyba zmylił mnie mem z kwejka, a na koniec gwiazdkę brutalnie zignorowałam. Teraz już rozumiem skąd ta Kryśka, dzięki! 

 

:D

 

Moja wina, że brutalnie zignorowałaś gwiazdkę, bo trolling był brutalny i bezpardonowy… powinienem mieć jakąś litość… ale nie mam, w końcu ktoś musi być czarnym charakterem tej strony.

 

W pierwotnym zamyśle miał się pojawić jeszcze Krogstad i Doktor Rank, ale znów bym przesadził z listą twistów i się nie zmieścił w limitach :)

 

Przy okazji, w ramach ocieplania mojego mrocznego wizerunku, wczoraj sprawdziłem, że Twoja Nić powinna już dawno być w Bibliotece, zgłosiłem to w wątku bibliotecznym, mam nadzieję, że zostanie uwzględnione (ktoś wie, gdzie się takie pomyłki zgłasza?)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Prime Video: The Ambush

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

 

It’s a trap…

znaczy…

It’s an Ambush!

 

A ja lubię wpadać w pułapki! ;-)

Zastanawiam się – co prawda ten tekst ma dużo mniej odniesień i cytatów niż pierwotny (ten gęsty i mglisty utwór, który miał mieć 69 cytatów, miał ich nawet więcej ale mnie wykończył) – ale może i tu mógłbym zrobić minikonkursik?

W tamtym – dla przypomnienia – wygrał Fascynator… a tu – niech będzie co będzie (lubię wpadać w pułapki – ale może to na Was drodzy czytelnicy i urocze czytelniczki – to jest pułapka?):

 

Więc niniejszym ogłaszam – pierwszej osobie, która w 33211: Konwent niekonwencjonalny wskaże prawidłowo pięć cytatów lub odniesień (dotąd niewymienionych, więc na przykład Dom laki i symbolizm liczby 14 – już się nie liczy) – dostanie w prezencie którąś z antologii zawierających jakiś mój utwór, drugą osoba, może też coś dostanie – ale nie obiecuję (na pewno dostanie gratulacje ;) ).

 

Komuś będzie się chciało szukać? :)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

No proszę, tak przy śniadaniu… Ostanie było łatwe, bo pisałam opko z tej piosenki :) 

 

Boner Boyz, Życie jest zbyt krótkie, by grać długie piosenki

Perfect, I przykro mi (niewiele mogę ci dać)

Bracia, Ciągła niepewność, lęku gorzki smak. Gdziekolwiek nie spojrzę (Za szkłem)

Bracia, niewiele wart każdy mój dzień, bo nie ma go (Za szkłem)

Janda, To świetnie, właśnie widzę: jasny wzrok, równy krok jak w marszu.(Na zakręcie)

Fronczewski, zachować formę młodą, biegać, skakać, latać, pływać, w tańcu, w ruchu (Z poradnika młodego zielarza)

 

Pozdrowionka! :) 

Brawo @JolkaK!

Jolu, rozbiłaś bank! Napisz do mnie tu na priv albo na discordzie Księgi (bo tam na szczęście też jesteś) – w sprawie odbioru nagrody!

Jak ktoś jeszcze coś innego niż Jola wypisze – to może jakiś suwenir jeszcze się znajdzie :)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Hurraaa! Nagroda, nagroda, zdrowia na pewno doda… eee, już do Ciebie piszę! :)

Jolu…

 

Poszło już :) (przed chwilą wróciłem z paczkomatu)

Mam nadzieję, że dojdzie cała i zdrowa :)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

heart Ależ szybko Ci poszło! Czekam z niecierpliwością! :) Będę się opiekować! 

Mam nadzieję, że Ci się spodoba, w zbiorze wielu fajnych autorów, między innymi Caern.

 

 

Szybko wyłapałaś w 33211 odniesienia, to i szybko chciałem Ci to wysłać. Największy problem był ze… znalezieniem odpowiedniego pudełka :)

Daj znać jak przyjdzie, czy dotarła cała i zdrowa :)

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Jimie, proszę bardzo:

 

Rudy się żeni (Big Cyc) Dziś zadzwonił do mnie kumpel i melduje

Whisky(Dżem) Miałem już na oku hacjendę, wspaniałą, ale żadna z pięknych dam, nie chciała zamieszkać tam

Uśmiechnij się (Kalina Jędrusik) Nim powiesz pierwsze zdanie. Nim rękę mi podasz. Nim ukłon mi oddasz.

To nie był film (Myslovitz) Chciałbym sobie postrzelać, wiesz, do dziewczyn na ulicy, w biały dzień, nie do zwykłych dziewczyn, ale do tych najpiękniejszych.

Jeżeli miłość jest (Agnieszka Osiecka) Za krajów nędzę i smutek. Na okazałość państw. Policję. Kłamstwo i nudę. Potęgę małych draństw. Na nocny serca ból. Że człowiek żył jak pies

 

I dodatkowo Grób Agamemnona – (Juliusz Słowacki) Tak więc to los mój, siedzieć i szukać smutków błahych, wiotkich, kruchych.

 

To teraz odnośnie opowiadania:

 

– Ogrom włożonej pracy. Chylę czoła. Połączenie tych wszystkich cytatów i odniesień, ustawienie w odpowiedniej kolejności, dopasowanie do fabuły.

– Związany z tym eksperyment artystyczny – lubię i doceniam eksperymenty. Dlatego powyżej wciągnąłem się w zabawę – jeśli ktoś wykonał wysiłek, by włożyć te wszystkie cytaty, ja mogę wykonać wysiłek, by je odnaleźć.

– Angażowanie czytelnika – patrz powyżej

 

Fabuła ma tutaj rolę drugoplanową, ale jako się klei :D Element fantastyczny jest. Twist fabularny też. Wszystkie elementy konstrukcyjne dobrego opowiadania zachowane.

 

Na konwentach i tak nie bywałem, ale teraz będę je omijał szerokim łukiem, nawet jeśli kiedyś napiszę bestseller, albo zwłaszcza wtedy laugh

 

Tylko błagam, nic mi nie wysyłaj. Ja z paczkomatów odbieram wkręty, śrubki, ostrza do struga, zaworki, takie rzeczy, nie książki. Wbrew pozorom, to one są mi potrzebne do pisania, żeby wytworzyć pustkę w myślach ;)

@marzan

Dzięki za fajny i wnikliwy komentarz…

 

Co do tego, że nie chcesz książki (mogłaby pójść pocztą a nie paczkomatem :) ) – to cóż, Twoja wola, jak to śpiewał Kazik:

 

Siłą możesz mi zabrać wiele

ale siłą nie możesz mi niczego dać

 

Więc Ci niczego siłą dawać nie będę :)

 

Na szczęście w tekście pozostało jeszcze sporo nieodnalezionych cytatów i nawiązań (choć może trochę trudniejszych do wypatrzenia) – że spokojnie jeszcze ktoś może cosik odnaleźć :)

 

Dziękuję za wizytę, ciepłe przyjęcie tekstu i pozdrawiam serdecznie!

 

Szkoda mi tylko trochę w mym zarozumialstwie, że nikt poza Bardem nie uważa, że tekst zasługuje na biblioteczną półkę. Ale cóż – taki już los literackich eksperymentów :)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Jimie, intrygujące i uważam, że klik się należy, jak psu kość. Zaczynasz lekko, łatwo i przyjemnie, ale w miarę czytania prowokujesz do myślenia. Gdzieś mignął mi jakiś chochlik literówkowy, ale uznałem go za nieważny drobiazg. Teraz by się przydał na dowód, że czytałem tekst dokładnie. Mam jednak nadzieję, że i bez tego klik będzie uznany. Aha, przeczytałem też komentarze i jestem pod wrażeniem. :)

Więc Ci niczego siłą dawać nie będę :)

Ależ mi dałeś, Jimie, dobrą zabawę przy czytaniu. To mi wystarczy. Poza tym, gdybym zabrał marchewkę, to odebrałbym motywację kolejnym komentatorom.

 

Więc jasno: Jim ma jeszcze książkę! I może ją wysłać! Szukajcie cytatów, ludziska, i czytajcie!

@Koala75

Dziękuję za przeczytanie, dobrą opinię i kliczka! Chochlika na pewno ktoś jeszcze wypatrzy, nie przejmuj się, chochliki takie są, że choć małe, to lubią do ludzi krzyczeć i zwracam na siebie uwagę, jak ten poniżej (to chyba krasnoludek a nie chochlik? nie wiem do końca):

 

 

 

@marzanie

Cieszę się zatem, że lektura nie była jednak stratą czasu i dzięki za odstąpienie nagrody następnemu śmiałkowi / śmiałkini, choć jeszcze mam inny zbiór (niestety został tylko jeden egzemplarz) – więc mam dwie książki do wyboru :)

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Ej, ale ja też dałam klika! Gdzie jest? No gdzie?!

Było brutalnie, ale się pozbierałam! 

O rany, moja Nitka w Bibliotece! Dziękuję, że się dopatrzyłeś :O 

 

Widzę, że organizujesz konkurs. Pięciu jakoś tak na szybko nie wyłapałam, ale dorzucę jeszcze trzy cytaty i liczę na dyplom za uczestnictwo! 

1. Miłość to żaden film w żadnym kinie -„Miłość" zespołu Dwa Plus Jeden.

2. Wziął mnie ojciec i tak do mnie rzekł… – to „Kiedy byłem małym chłopcem” Breakout. 

3. Surprise, Surprise – Billy Talent?  

 

Jimie, jeszcze pytanie w związku z wpisem w przedmowie: czy Twój tekst bierze udział w konkursie?

 

1. Miłość to żaden film w żadnym kinie -„Miłość" zespołu Dwa Plus Jeden.

Otóż nie tym razem. To jest fragment piosenki "Zanim pójdę" zespołu Hap­py­sad;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

@Marszawa

Czułem się w obowiązku, skoro na Nić głosowałem, to dopilnować, by została dobrze policzona :)

 

Dyplom za uczestnictwo oczywiście masz, ale (skoro ze mnie jak wiadomo brutal, to będę brutalnie trzymał się ustanowionych zasad) z wysłaniem książki się jeszcze wstrzymam bo:

  1. Nadal da się tam znaleźć jeszcze kilka cytatów, więc dobicie to 5 nie powinno być bardzo trudne.
  1. Nie twierdzę, że to błąd – ale nie znam piosenki “Miłość” zespołu Dwa plus jeden – próbowałem ją znaleźć, ale tu: https://www.tekstowo.pl/piosenki_artysty,dwa_plus_jeden,strona,2.html też jej nie ma, jest tylko Miłość Narcyza. Może tej “Miłości” dwa plus jeden po prostu znaleźć nie umiem – ale miałem na myśli piosenkę innego zespołu (który kto wie, może przerabiał jakąś wcześniejszą, bo przecież od dawna nie tylko w literaturze, ale i w muzyce wszystko jest tylko przeróbką czegoś wcześniejszego). Jeśli znajdziesz jaki to zespół – to punkt zaliczę :)

 

@cezary_cezary :

Jimie, jeszcze pytanie w związku z wpisem w przedmowie: czy Twój tekst bierze udział w konkursie?

Nie wiem czy powinien – zadeklarowałem się przecież wcześniej, że wrzucę tu tekst z 69 cytatami i nawiązaniami i nawet jego fragment tu wrzuciłem i wtedy oficjalnie się z konkursu wycofałem – ten zaś, dużo prostszy i weselszy tekścik wrzuciłem już po wycofaniu się z konkursu, więc chyba traktowanie go jako tekstu konkursowego byłoby nieuczciwe – zresztą to tekst sklecony na chybcika (co chyba widać) – więc to czy on ma brać czy nie ma brać w konkursie – rozstrzygnijcie sami.

Ostatnio już dużo zrobiłem (niechcący) – dla psucia tu konkursów (mam na myśli moją dyskusję z Outtą na SB) – więc już lepiej robić tego nie będę.

 

Zmienię opis w przedmowie, że zostawiam to Waszej, jurorskiej decyzji.

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Robi wrażenie bogactwo nawiązań rozmaitych.

Fabuła trochę została zepchnięta na drugi plan, ale daje radę. Zaciekawiła, a końcówka zaskoczyła.

Nora mi się kojarzyła z Ibsenem, ale reszty imion ni w ząb nie pamiętałam.

 

Babska logika rządzi!

@Finklo!

Dzięki za odwiedziny i cieszę się, że coś poza nawiązaniami Ci się w utworze spodobało / zaskoczyło.

Dobrze, że Nora Ci się skojarzyła z Ibsenem a nie na przykład z niedźwiedziem (choć to raczej by była wtedy Gawra) – a co do postaci innych – któż by tam pamiętał inne poza główną bohaterką? :)

Swoją drogą w pierwotnym zamyśle, tak jak u Ibsena, Nora miała być w centrum, ale potem tak jakoś wyszło, że jednak to Krystyna będzie grać pierwsze skrzypce :)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Było się na nim nie wzorować. ;-)

Babska logika rządzi!

Było :) Cóż, jestem maszyną błędów :)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Jak każdy z nas. :-)

Babska logika rządzi!

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Tak! Przecież to Happysad! Kompletnie zamotałam! 

To tym razem bez dyplomu. Chyba, że taki mniejszy w formacie a5 :) 

 

@Marszawa

 

Zgadza się, to Happysad!

To za zapał, za zaangażowanie – należy się jakiś dyplomik, i uznanie – choćby w formacie a5.

Odezwij się do mnie priv to coś Ci podeślę…

 

/Jim nuci discopolo z podlaskiego pola /:

 

I zagramy w kalambury

Skóra, klima i poduszki

 

A odnośnie kalamburów – to konkursocepcja (czyli mój minikonkurs w konkursie Pułapki i chłopaków) – nadal w mocy.

Nadal można wygrać cegłę… znaczy książkę.

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Ave, Jimie! Czas na komentarz jurorski, czy tam bardziej przypadkowy zlepek wyrazów, który musi wystarczyć za komentarz.

 

Bo przyznam bez bicia, że mam dość spory problem z Twoim opowiadaniem. Generalnie lubię Twoją twórczość. Poprzedni tekst konkursowy zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie (czego odzwierciedlenie zostało ujęte w ostatecznej klasyfikacji), a tutaj niestety sporo rzeczy poszło nie tak. Chociaż oczywiście jest to moja (bardzo) subiektywna opinia.

 

Nie czuję się na siłach do punktowania poszczególnych fragmentów i nieścisłości (dość trudny weekend za mną), więc wskażę dość ogólnie na dwa główne problemy:

  1. Fabuła opowiadania jest dla mnie stanowczo zbyt chaotyczna.
  2. Karkołomne zadanie wplecenia jak największej ilości nawiązań muzycznych zrealizowałeś dość nieźle, ale niestety odbiło się to całości czkawką. Jest po prostu za dużo tego wszystkiego i w przeważającej większości stanowi zapychacze, których równie dobrze mogłoby w ogóle nie być. Drugim takim zapychaczem są motywy erotyczne, które tym razem IMHO absolutnie nic nie wnoszą do tekstu.

Niemniej, pomimo mojego marudzenia, dziękuję Ci serdecznie za udział w konkursie.

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Ave @cezary_cezary!

 

Dziękuję za komentarz jurorski i przykro mi, że zawiodłem oczekiwania (i tym razem nie było Rzymu).

Poległem z tamtym tekstem, który pierwotnie na konkurs tworzyłem (zatrzymałem się w momencie gdy oscylował między 90k a 100k znaków) – tam Rzym przynajmniej był wspominany (jak w Pani Twardowskiej).

Mimo to, cieszę się, że mogłem wziąć udział w konkursie i być tłem, dla innych, lepszych autorów i ich utworów.

 

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny!

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

i tym razem nie było Rzymu

<smuteczek>

 

Mimo to, cieszę się, że mogłem wziąć udział w konkursie i być tłem, dla innych, lepszych autorów i ich utworów.

Już też nie przesadzajmy. Ten tekst akurat mi nie siadł, ale wcale nie oznacza to, że jest zły. Uszy do góry ;]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Uszy do góry ;]

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Serwus, Jim,

Bardzo fajne opowiadanie, i to do tego zbudowane praktycznie na samych dialogach, które są wyjątkowo naturalne.

Wchodzi niezwykle lekko.

Podoba mi się!

 

„Jestem starszy niż wiedźmini.”fajny tekst.

 

Gdyby Majowie jeszcze istnieli, zrobiliby w tym momencie to, co wszyscy, gdy się im kończy kalendarz. Czyli?

– Wzięli by nowy?jeszcze lepszy tekst. ;) (wzięliby)

 

pozdrawiam,

rr

Przyszło:

Jest śliczne. Ma dedykację i playlistę! :) Dziękuję! :)

 

Cieszę się, że dotarło i się podobało :)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Czytało mi się rewelacyjnie. Dialogi niezwykle naturalne, fajny chwilami potoczny język. Ogólnie bardzo na tak, zwłaszcza otoczka tajemnicy dotycząca pisarza i jego niezwykłych mocylaugh.

 

Opowiadanie oderwało mnie od pracy, za którą muszę się już rzetelne zabrać.

 

Kilkam bez mrugnięcia okiemsmiley 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Świetne dialogi. Gdy czytam tak autentyczne gadki, to aż w głowie słyszę głosy intonujące każde słowo.

Jako unikający większych imprez introwertyk początkowo obawiałem się, jak to się rozwinie i czy połapię się, co i jak (na żadnym konwencie nigdy nie byłem). Okazało się, że… obawy były słuszne, ale z innych powodów :). Muszę przyznać, że piszesz w niebywale intrygujący i prowokatorski sposób, a tutaj jest do tego dziwnie (w najlepszym możliwym rozumieniu tego słowa). 

To drugie Twoje opowiadanie, które przeczytałem, i kolejne ostro przyprawione – nie zwykłym pieprzem, a pieprzem cayenne.

Pzdr

Zygi 

teksty publikuję również na www.zygisonar.com

PS. Pozwoliłem sobie zgłosić Twoje opowiadanie do najlepszych w kwietniu (nie będąc wcale pewnym, czy mam takie uprawnienia ;)).

 

teksty publikuję również na www.zygisonar.com

Dziń dybry,

 

Mam już nawet tytuł: homofob zaskoczony, bo stracił zaproszenie na imprezę, organizowaną przez ludzi, którzy homofobów nie lubią.

Trochę długi ten tytuł ;p

 

– Wybacz, Kryś – powiedziała Dulcy tłumiąc wesołość

→ – Wybacz, Kryś – powiedziała Dulcy, tłumiąc wesołość

 

nie ważne jakim

nie z przymiotnikami w stopniu równym piszemy łącznie

nieważne

 

Torwald zaczął już jakiś czas wcześniej ale teraz na moment zawiesił głos i dokończył zdanie mówiąc coś o (o ile dobrze usłyszała) „symbiotycznym charakterze porażki jako głównego elementu napędowego w narracjach post-Lemowskich” – cokolwiek ten bełkot miał znaczyć.

Po pierwsze: przecinki.

→ Torwald zaczął już jakiś czas wcześniej, ale teraz na moment zawiesił głos i dokończył zdanie, mówiąc coś o (o ile dobrze usłyszała) „symbiotycznym charakterze porażki jako głównego elementu napędowego w narracjach post-Lemowskich” – cokolwiek ten bełkot miał znaczyć.

Po drugie: jeśli dla niej to jest bełkot, to na pewno nie zapamiętałaby tych zdań tak szczegółowo.

 

Nora przed przybiegnięciem tu, na szybko sprawdziła kim był Torwald i co pisał.

→ Nora przed przybiegnięciem tu na szybko sprawdziła, kim był Torwald i co pisał.

 

Sprawdziła konwentową rozpiskę, tak, jutro będzie parę interesujących osób

→ Sprawdziła konwentową rozpiskę: tak, jutro będzie parę interesujących osób

 

Czy tak powinien wyglądać facet, który pewnie ma już ponad sześćdziesiątkę?

Każdy artysta jest dziwny :)

 

influencerzy, blogerzy, vlogerzy, cosplayerzy i jeszcze gorsze kreatury!

Dulcy zaśmiała się.

– Pełno takich niestety, kiedy to wreszcie wyzdycha?

 

Nie widziałam jej odkąd wybyła na wywiad z tym Tamerlanem.

→ Nie widziałam jej, odkąd wybyła na wywiad z tym Tamerlanem.

 

– Te co były przebrane za nianię i służącą?

→ – Te, co były przebrane za nianię i służącą?

 

Nie wiem z jakiego to anime miało być.

Szyk:

→ Nie wiem z jakiego anime to miało być.

 

– A co u was dziewczyny?

→ – A co u was, dziewczyny?

 

– Dulcy, mówiłaś, że coś masz ciekawego dla Nory?

→ – Dulcy, mówiłaś, że masz coś ciekawego dla Nory?

 

Nawet w barowym świetle widać było jak bardzo Nora zaczerwieniła się.

→ Nawet w barowym świetle widać było, jak bardzo Nora się zaczerwieniła.

 

– Wiesz co mi powiedziały?

→ – Wiesz, co mi powiedziały?

 

– To nie jest ciekawe – zaprotestowała Krystyna – to jest po prostu obrzydliwe.

– To zatkaj uszy, bo będzie bardziej.

– Bardziej?

Bardziej by mi tu pasowało:

→ 

– To nie jest ciekawe – zaprotestowała Krystyna – to jest po prostu obrzydliwe.

– To zatkaj uszy, bo będzie jeszcze gorzej.

– Gorzej?

 

Facet może jest fatalnym pisarzem, ale genialnym kochankiem.

Czyżby Rasputin 2.0? ;p

 

Przynajmniej z tego co Helena mówiła…

→ Przynajmniej z tego, co Helena mówiła…

 

Krystyna zrobiła ruch jakby dłonią chciała jej zatkać usta.

→ Krystyna zrobiła ruch, jakby dłonią chciała jej zatkać usta.

 

Jest dobry, mądry, spokojny, pola chce orać piękne i żyzne

Bez wątpienia chce orać ;p

 

Broni gościa bo fajny wywiad musiał wyjść

→ Broni gościa, bo fajny wywiad musiał wyjść

 

To co wcześniej brałam za orgazmy…

→ To, co wcześniej brałam za orgazmy…

 

Dulcy przygryzała wargę widząc jak Ola-Ela

→ Dulcy przygryzała wargę, widząc, jak Ola-Ela

 

rzuciła nieskładnie, nerwowo, nie wiedzieć o swoich nogach czy dziewczyn.

Coś tu poszło nie tak.

 

Krystyna po Shakti Nach, podskoczyła do garderoby

→ Krystyna po Shakti Nach podskoczyła do garderoby

 

– Idę i myślę i nie wiem co myśleć.

→ – Idę i myślę i nie wiem, co myśleć.

 

A od spotkania z nim, wszystko wokół stało się jakieś takie sztuczne, nieprawdziwe, szare, mdłe.

→ A od spotkania z nim wszystko wokół stało się jakieś takie sztuczne, nieprawdziwe, szare, mdłe.

 

 Krystyna dogoniła na parkingu wysokiego, starszego mężczyznę w skórzanej kurtce, tuż przed tym nim wsiadł do dużego auta

→ Krystyna zdążyła dogonić na parkingu wysokiego, starszego mężczyznę w skórzanej kurtce, zanim wsiadł do dużego auta.

 

wykorzystywać sytuację by je wykorzystać!

→ wykorzystywać sytuację, by je wykorzystać!

Swoją drogą, niby powtórzenia, ale ładne zdanie.

 

Im dłużej się śmiał tym bliższe to było szyderczego rechotu.

→ Im dłużej się śmiał, tym bliższe to było szyderczego rechotu.

 

lecz wiem czego chcesz.

→ lecz wiem, czego chcesz.

 

Chyba, się nie boisz?

→ Chyba się nie boisz?

 

Fotel był wygodny i osunęła się weń porządkując myśli w głowie.

→ Fotel był wygodny i osunęła się weń, porządkując myśli w głowie.

 

podszedł do stolika na którym stała lampka

→ podszedł do stolika, na którym stała lampka

 

Pierwsza by zobaczyć Twoje oczy.

→ Pierwsza, by zobaczyć Twoje oczy.

 

Druga by zobaczyć Twoje usta.

→ Druga, by zobaczyć Twoje usta.

 

– Trzecia po to by zobaczyć całą twoją twarz.

→ – Trzecia po to, by zobaczyć całą twoją twarz.

 

– Nie wiem co to za gra, ale na mnie nie działa.

→ – Nie wiem, co to za gra, ale na mnie nie działa.

 

Chciałbym patrzeć im w oczy jak marnieją i więdną. Ciekawe jak to jest tak naprawdę zabić.

→ Chciałbym patrzeć im w oczy, jak marnieją i więdną. Ciekawe, jak to jest tak naprawdę zabić.

 

Ale nie to co myślisz.

→ Ale nie to, co myślisz.

 

Szkarłatna śmierć maluje twarz w uśmiech wino pije, szkarłatne tak jak jej imię.

Nie rozumiem tego zdania.

 

Ale może skoro więc odpowiadam ci na pytania

 

Chciała wstać z fotela ale nie mogła

→ Chciała wstać z fotela, ale nie mogła

Jednak zmieniłabym trochę to zdanie, bo w poprzednim też już jest ale:

Chciała wstać z fotela. Nie mogła się podnieść – pewnie przez ten narkotyk w powietrzu…

 

Próbowała wykonać najlżejszy ruch ręką ani nogą

Nie mamy tu zaprzeczenia, więc skąd to ani?

→ Próbowała wykonać najlżejszy ruch ręką albo nogą. Niestety paraliżowi nie uległy jeszcze tylko usta.

 

Gotowa więc usłyszeć o czym piszę?

→ Gotowa więc usłyszeć, o czym piszę?

 

– Miejmy to za sobą. Streszczaj się – powiedziała z nonszalancją, choć wewnętrznie czuła się przerażona.

A można czuć coś zewnętrznie?

 

– Wzięli by nowy?

→ – Wzięliby nowy?

Wtedy zacząłby się kalendarz Czerwców :)

 

– Pięknie pachniesz.

– Dziękuję. – wyjąkała przerażona.

Wcześniej na niego ciągle psioczyła i mu się odgrażała, a teraz nagle dziękuję za ten przerażający w swoim kontekście komplement? Chyba że to efekt narkotyku, to może. Ale i tak ciężko mi w to uwierzyć.

 

Chcesz to sam poproszę tu roomservice

→ Chcesz, to sam poproszę tu roomservice

Nie ma polskiego słowa na roomservice? Obsługa hotelowa?

 

Czy to już znasz kochanie? Czy nie wiesz jak to jest?

→ Czy już to znasz, kochanie? Czy nie wiesz, jak to jest?

 

– Nim się to wszystko zaczęło miałem już na oku hacjendę, wspaniałą, ale żadna z pięknych dam, nie chciała zamieszkać tam.

→ – Nim się to wszystko zaczęło, miałem już na oku hacjendę, wspaniałą, ale żadna z pięknych dam nie chciała zamieszkać tam.

 

Wiedziała, że chciała o coś wczoraj pytać Tamerlana ale już nie miała pojęcia o co.

Wiedziała, że chciała o coś wczoraj pytać Tamerlana, ale już nie miała pojęcia, o co.

 

Płacząc wsłuchała się w słowa piosenki:

→ Płacząc, wsłuchała się w słowa piosenki:

 

 

Trochę dziwne zakończenie, urwane. Chyba jest po prostu za krótkie.

Widzę inspirację Lemem, może też Zajdlem, a za twórczością obu tych panów nie przepadam. Jednak nie znaczy to, że sam tekst jest zły. Warsztat jak zawsze smakowity, historia też ciekawa. Tekst do najkrótszych nie należy, ale przeczytałam go dość szybko i płynnie.

Zastanawiam się, czemu zdecydowałeś, by tekst nie brał udziału w konkursie. Myślę, że zostałby wybrany przez jurorów. Szkoda.

Dołożę klika, tekst zasługuje, by znaleźć się w Bibliotece.

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Ło panie – czego tu nie ma. I chyba też wszystko przez wszystkich zostało wyłapane. Chyba że… że nikt nie wspomniał o Broniewskim i Tibi (choć to nie cytat).

Tekst jest (wyjątkowo) dobry bo:

Pomimo swej chaotyczności jest wewnętrznie spójny i świetnie się go czyta.

Dialogi są mocne, krwiste z jajem jak baleron u Sapkowskiego, czy raczej cięta riposta jak u Stanooskiego.

No i to mrugnięcie okiem do Homo Otakujebus. Tego konkretnego nie widziałem, ale wiem o co chodzi.

 

Nie znam się (ogólnie to nie znam się na niczym), ale rozumiem, że był to jakiś konkurs na umieszczenie cytatów w tekście, dlatego mówienie o zapychaczach wydaje się być jakimś zgrzytem.

Ogólnie rzecz biorąc gdybym miał głos, to wówczas

Byłbym za, a nawet i przeciw

Nowa Fantastyka