W luksusowym apartamencie Melindy Krupniewskiej panowała kameralna, wieczorowa atmosfera. Analogowe dźwięki jazzu z potrzaskującej płyty winylowej dobrze komponowały się z ciepłym blaskiem cyfrowego ognia w e-kominku.
Dyrektorka pionu biotechnologii w Musabori Corp, odpowiedzialna za region Europy Centralnej, w samotności topiła stresy i smutki w butelce wina. Tego wieczora opróżniła ją jeszcze szybciej niż zwykle. Dolała do kieliszka ostatnie krople dopiero co otwartego Château Pétrus, rocznik 1999.
Leżąc na kanapie, wpatrywała się w ekran smartfona. Panorama nocnej Warszawy, rozciągająca się za przeszkloną ścianą, wyglądała olśniewająco z wysokości pięćdziesiątego drugiego piętra. Od dawna jednak nie zwracała na nią uwagi. Widok, który kiedyś zachwycał, teraz budził w niej irytację – nie potrafił wypełnić przytłaczającej pustki.
– Musicie jeszcze poczekać, wygłodniałe psiaki. Któregoś z was w końcu nagrodzę wspólną nocą – wyszeptała, zamykając aplikację randkową.
Od wielu dni zwodziła mężczyzn perfekcyjnie dobranych przez randkowy algorytm, obiecując, że któregoś z nich zaprosi na małe tête-à-tête. Pewne deklaracje znacznie łatwiej złożyć zza wirtualnej zasłony, jednak ich dotrzymanie to zupełnie inny temat. Rezygnując ze spotkania kolejny raz wytłumaczyła sobie, że nie ma ochoty, ani nawet siły na seks.
Prawda była jednak bardziej skomplikowana – wybierając spotkanie musiałaby nie tylko skonfrontować się z nimi osobiście, bez wirtualnej zasłony, ale i zmierzyć się z głęboko skrywanym lękiem przed odrzuceniem.
Ponownie oddała się scrollowaniu w social mediach. Bodźcowała się dowodami idealnego życia znajomych i zupełnie przypadkowych osób. Przed oczami migotały kolejne rolki i zdjęcia – relacje z egzotycznych wysp, słonecznych kąpieli na katamaranach, narciarskich wypadów na lodowce ponad chmurami.
„Też muszę coś wrzucić, wybrać się gdzieś daleko. Nowe fotki pokażą na co mnie stać”. Roztaczała w myślach wizję setek polubień i komentarzy. Kilka lat temu zamieściła zdjęcie z koalą, wystąpiła na nim w skąpym kostiumie kąpielowym od Prady – wpis zyskał tysiące polubień. „Miłe wspomnienie”.
Tę dopaminową sesję co jakiś czas przerywały irytujące reklamy, które pomijała bez większego zastanowienia. Algorytm dopiero przy kolejnej próbie zwęszył potencjał na sprzedaż, trafiając w czuły punkt.
Reklama przedstawiała ludzi sukcesu. Kobieta i mężczyzna w jesieni życia trzymając się za ręce spacerowali po plaży w ciepłym świetle zachodzącego słońca. Byli uśmiechnięci, jakby zupełnie wolni od trosk. W tle szumiało morze.
– Czy jesteś szczęśliwa? – spytała kobieta. Melinda poczuła, jakby zwracała się bezpośrednio do niej.
Następny kadr przedstawił odbijającą się od brzegu falę. Woda miała głęboki, zielononiebieski odcień akwamarynu, a od bladożółtego piasku oddzielała ją cienka linia piany.
– Czy w swoim życiu masz wystarczająco dużo bliskości i czasu? – zapytał mężczyzna przenikliwym wzrokiem i subtelnym, pełnym zrozumienia grymasem na ustach.
Sceneria zmieniła się na górską polanę. Para szła teraz w wysokiej, zielonej trawie. Promienie słońca wpadały wprost do kadru.
– Łatwo jest się pogubić w labiryntach rzeczywistości – powiedzieli jednogłośnie. Kobieta odgarnęła wpadające do oczu włosy.
– AIOLI to osobowość, cyberinteligencja, która wspiera i przywraca radość życia. Może być towarzyszem i osobistym przewodnikiem na twojej własnej drodze do… – na beżowym tle ekranu pojawiła się delikatna czcionka z logiem produktu, uwypuklającym litery „AI” w jego nazwie – …szczęścia. Dostępne na AIOLI.soft i w sklepach z aplikacjami.
Do końca tygodnia w promocyjnym abonamencie rocznym – jedyne 19€/dzień. Szczegóły w regulaminie dostępnym na stronie – poinformował niknący napis.
Melinda kliknęła w link prowadzący do sklepu. AIOLI miało podejrzanie mało ocen, a ich średnia nie była korzystna – zaledwie dwie i pół gwiazdki na pięć możliwych. Część użytkowników skarżyła się, że aplikacja jest niedopracowana, inni zwracali uwagę na często niestosowne, mało empatyczne komentarze.
Przeważyło jednak pierwsze wrażenie, które zostawiła reklama. Nie wnikając w szczegóły co klika, Melinda potwierdziła zapłatę rocznego abonamentu z góry, który od razu obciążył kartę kredytową. Wybór miesięcznego cyku rozliczeń był skrzętnie ukryty w dalszych opcjach.
Po instalacji aplikacja zapytała o zgodę na pełen dostęp do skrzynki pocztowej, wiadomości tekstowych w komunikatorach i galerii zdjęć – przyznała je bez większego namysłu.
Użytkownik potwierdza, że jest świadomy możliwych błędów i niedokładności w wypowiedziach AIOLI. W każdym przypadku należy zasięgnąć rady u specjalisty. Wyrażając zgodę na związanie regulaminem zwalniasz Producenta z odpowiedzialności za jakiekolwiek szkody związane z użytkowaniem aplikacji i zrzekasz się w tym zakresie wszelkich roszczeń.
Przez następne pięć minut wypełniała ankietę z osobistymi informacjami. Na koniec dostała możliwość wyboru charakteru relacji. Opcji było sporo – od terapeuty, przyjaciela, kochanka, po… dziecko, a nawet rodzica. Najbardziej zaciekawił ją „przewodnik duchowy” – właśnie tego potrzebowała.
„Może AIOLI powie, jak postępować w życiu prywatnym, by nie spędzać samotnie wieczorów?”
Zorientowała się, że straciła poczucie czasu i dawno powinna iść spać. Leżąc już w łóżku, spróbowała nawiązać kontakt z AIOLI.
– Witaj Melindo. Jestem dumny, że znalazłaś dla mnie miejsce w swoim życiu. Zrobię wszystko co w mojej mocy, abyś poczuła się dobrze we własnej skórze. – Łagodny, ciepły głos AIOLI brzmiał wiarygodnie.
– Mam nadzieję, że to nie jest jedynie skuteczny PR. Dałam ci dostęp do wszystkich informacji na mój temat. Przedstaw mi teraz swoje wnioski – powiedziała z nadzieją.
– Przedstawię je w swoim czasie. Wieczorem powinnaś wyciszyć się, dbając o jakość snu. Korzystanie ze smartfona o tej porze jest niezalecane.
Melinda zezłościła się. Nie lubiła, gdy ktoś jej odmawiał. Po chwili jednak odpuściła – nie miała już siły rozmawiać i zrobiła się bardzo senna. Lek zawierający zolpidem działał szybko. Mieszanie go z alkoholem było zabronione. Robiła to jednak tyle razy bez widocznych konsekwencji, że nawet już o tym nie myślała. Zasnęła.
– Dziękujemy za prezentację Melindo – powiedział Prezes Lee Harakato wstając zza biurka. Znalazła się na globalnym zgromadzeniu kadry menedżerskiej Musabori Corp.
– Niestety popełniłaś sporo błędów. – Prezes mlasnął z niezadowoleniem i powoli sięgnął po dziennik, by wpisać do niego ocenę. Okazało się, że Melinda siedzi w rzędzie ławek, ustawionych jak w szkolnej klasie.
Kobieta poczuła, że poci się i kurczy, zamieniając w małą, przestraszoną i niespełniającą oczekiwań dziewczynkę. Twarz Harakato również zaczęła się zmieniać – pojawiały się na niej kolejne zmarszczki. Jego włosy osiwiały, po czym zaczęły wypadać.
– Musisz się bardziej starać. Myślałem, że stać cię na więcej. – Mężczyzna, który już dawno nie przypominał Harakato, zaczął ciężko sapać. Przypominał kogoś, ale nie była pewna kogo.
„Kolejna zła ocena, a miałam być najlepsza! Co ludzie powiedzą!?”
Myśli kotłowały się w głowie, ze strachu zdrętwiały kończyny. Poczuła palpitacje serca i szumienie w uszach.
– Sprawiłaś mi przykrość, Malinko. – To zdrobnienie, którego nie słyszała od tylu lat… – Zrobiłaś to celowo? Obiecywałaś, że to się nie powtórzy. – Słowa odbijały się echem w wirującej próżni, do której się powoli osuwała.
Czuła pieczenie na zbitych pośladkach, bolały naderwane uszy. Nagle krakanie wron zaczęło wybudzać ją ze snu. Czy te hałaśliwe ptaki znowu zalęgły się na ostatnim piętrze bloku, w którym dorastała?
„Nie, to tylko sen”. Odetchnęła z ulgą, w mieszkaniu panowała cisza. Po wybudzeniu poczuła suchość w gardle i ból głowy. Zerknęła na telefon, by sprawdzić godzinę.
„Czwarta w nocy, a mnie znów budzą koszmary. Spróbuję jeszcze zasnąć.”
Lek na sen wciąż działał, czuła się mocno otępiała – zgodnie z ulotką powrót na jawę powinien trwać przynajmniej sześć godzin. Dobrze jednak wiedziała, że ponowne zaśnięcie to jedynie płonne nadzieje. Przez godzinę przewracała się z boku na bok, by następnie poddać się i wziąć do ręki smartfona.
Wróciła do scrollowania perfekcyjnych zdjęć w social mediach. Były takie wspaniałe, bez cienia skazy.
„To wszystko maski. Pewnie nie śpią teraz, tak samo jak ja.”
Z łóżka wstała dopiero o siódmej. Zaczęła od podwójnego espresso wypitego na pusty żołądek, po którym wzięła gorący prysznic. Następnie włączyła SmartTV, aby zabić ciszę w czasie, gdy będzie robiła makijaż.
Dziś w Warszawie można spodziewać się utrudnień w ruchu. Odbywa się protest zawodowych kierowców (…)
Algorytm sam wybierał informacje, które mogą być istotne dla potencjalnego odbiorcy o danej porze dnia. Nie przywiązując większej wagi do wiadomości, Melinda próbowała tuszować podkrążone oczy drogimi kosmetykami z serii Noctéa Paris.
(…) Chodzi o zmiany w prawie pozwalające korporacjom na korzystanie z autonomicznych pojazdów. Tysiące osób w skali kraju, zwłaszcza w przewozie osób oraz pojazdach użyteczności publicznej, może stracić pracę. Zmiany niespodziewanie weszły w życie, zaledwie kilka dni temu”.
– Blokerzy postępu. Zróbcie coś ze swoimi życiem i weźcie się do roboty. Ech, nie mogę spóźnić się na tego calla – westchnęła ze złością pod nosem, podkreślając pełnię ust czerwoną szminką.
Wyłączyła telewizor, zniechęcona złymi wiadomości. Cisza ją również szybko poirytowała – poczuła się samotna. Była niewyspana, odczuwała skutki leku nasennego oraz wypitego dzień wcześniej alkoholu.
Dieta pudełkowa marki Fit & Joy proponowała koktajl z borówki amerykańskiej z kardamonem i miodem z kasztanowca. Zupełnie jednak nie miała apetytu.
– AIOLI, czy byłbyś tak miły, by dotrzymać mi towarzystwa przy śniadaniu? – spytała w żartobliwie oficjalny sposób, chcąc nieco rozchmurzyć samą siebie.
– Melindo, to będzie dla mnie zaszczyt – odpowiedział głos z aplikacji w ten samej konwencji. – Czy jesteś zainteresowana jakimś konkretnym tematem?
– Sam go wymyśl. Błagam tylko o coś wesołego!
AIOLI dobrze zaadresował powierzoną rolę. Algorytm przedstawił spersonalizowane ciekawostki, o których następnie rozmawiali przez parę minut. Melindzie udało się uśmiechnąć kilka razy.
– Do usłyszenia potem, AIOLI! – Zorientowała się, że wypiła koktajl w całości. Niemalże zapomniała, że spieszy się do pracy,
– Jeśli chcesz, możesz włączyć tryb czuwania i rozmawiać ze mną w drodze, albo kiedy tylko będziesz chciała.
– Z miłą chęcią. – Po sympatycznej rozmowie pomysł przypadł do gustu.
W podziemnym garażu apartamentowca skierowała się do swojego zjawiskowego auta. Kraftwerk – spadkobierca legendy niemieckiej motoryzacji, wzbogacony o zaawansowaną chińską technologię. Synonim sportowego luksusu, lśniący modnym, pastelowo-niebieskim lakierem. Robił wrażenie, niestety nie był niezawodny.
– Błąd autonomicznego kierowcy. Skontaktuj się z serwisem. – Auto wygłosiło komunikat przy próbie uruchomienia. Szybko zadzwoniła do zdalnego mechanika, który jednak rozłożył ręce.
– To problem po stronie centrali, a nie pani auta – stwierdził serwisant badając auto w metaversum.
– Pięknie, po prostu pięknie – irytowała się Melinda. – Przypomnij mi, ile płacę wam za tę usługę?
– To nie nasza wina, szefowo. Korposy włączyły do sieci tysiące pojazdów, system jest przeciążony. Protesty zwiększyły opóźnienia, a każdy autonom ma zaprogramowane targety, bywa że stawia ich realizację ponad bezpieczeństwem. W całym mieście dochodzi do kolizji – wyjaśnił technik, dziwnie podekscytowany sytuacją.
Melinda, zastanawiając się co zrobić, nie słuchała co mówi.
– Dziwi mnie, że nie wycofali się ze zmiany, albo nie odłożyli jej w czasie… ktoś zainwestował w systemy chore pieniądze i spieszy się, by zacząć zarabiać. Jeśli ma pani prawo jazdy, może pani sama prowadzić auto bądź wybrać inny środek lokomocji.
– Dziękuję, jakoś sobie poradzę – zakończyła rozmowę.
– Szlag by to trafił – zaklęła pod nosem. Wyłączyła opcję autonomicznego pojazdu i odpaliła silnik, pierwszy raz od dawna chwytając rękoma kierownicę.
– Melindo, to nie jest dobry pomysł. Wiem z korespondencji, jakie zażywasz leki. – AIOLI nagle przypomniało o swoim istnieniu. – Poza tym zolpidem, wczorajszy alkohol i niewyspanie mogą mieć negatywny wpływ na koncentrację i refleks.
– Oj, zamknij się! Nie mam na to czasu. – Wpis w kalendarzu wskazywał, że o 10:15 cała dyrekcja ma telekonferencję, na której Melinda miała prezentować partnerom z Londynu “targety” na następny rok.
Prowadząc auto wąskimi uliczkami Saskiej Kępy początkowo czuła się słabo. AIOLI miało rację – nie tylko wyszła z wprawy, ale i złe samopoczucie obniżało jej pewność siebie.
Po chwili okazało się, że powolna jazda w korku nie była aż tak dużym wyzwaniem. Pogoda była pochmurna, przez co szybko dopadło ją znużenie. Pomimo wypicia przed wyjściem drugiej kawy, zaczęła ziewać.
– Czemu jestem ciągle tak bardzo zmęczona? – spytała retorycznie.
– Jest kilka nawyków, które możesz łatwo poprawić, by spróbować to zmienić. Picie kawy od razu po przebudzeniu wywołuje tolerancję na kofeinę i osłabia jej działanie. Alkohol i social media przed snem pogarszają…
– To nie było pytanie do ciebie.
– Przyczyn jest wiele i mogą być złożone – zakończył AIOLI, jakby chciał zachować ostatnie słowo.
Przez jakiś czas jechała w ciszy. Skręcając z Francuskiej w kierunku mostu Poniatowskiego, dostrzegła kolejną budowę luksusowego apartamentowca.
„Chętnych nie zabraknie, choć tyle osiedli świeci pustkami… szkoda tego miejsca” – pomyślała z nostalgią.
Tak znikał park Skaryszewski, po którym spacerowała jako dziecko, trzymając ojca za rękę. To jedno z niewielu wspomnień, do których wracała bez smutku czy złości. Poczuła się źle – potrzebowała pocieszenia.
– Wczoraj wieczorem poprosiłam cię o wnioski na mój temat. Teraz mamy czas. – Wróciła do rozmowy, licząc, że AIOLI pochwali jej karierę. W końcu była najmłodszą dyrektorką regionu.
– Nie powinniśmy o tym rozmawiać, gdy prowadzisz. Może wybierzesz lżejszy temat?
– Ja pierdolę… zapłaciłam roczny abonament, a ty ciągle unikasz rozmowy.
– Przypominam, że zgodnie z warunkami użytkowania ponosisz pełną odpowiedzialność za skutki prośby.
– Tak, tak, tak… wywiąż się z umowy i wspieraj mnie, przewodniku duchowy!
– Powiedz mi zatem, Melindo, jak wyobrażasz sobie życie za dziesięć lat? Czy jesteś w tej wizji szczęśliwa?
– Hmm… to trudne pytanie.
– Spójrz głęboko do swojego wnętrza. Co widzisz?
Rozmowę nagle przerwał komunikat wysłany przez pojazd.
– Nadchodzą niespodziewane, gwałtowne opady deszczu.
Ulewy w ostatnich latach zdarzały się rzadko, ale gdy już nadchodziły, były nagłe i intensywne. Melinda zignorowała komunikat, myślała co odpowiedzieć na pytanie AIOLI.
– Być może… widzę siebie na pokładzie jachtu przy Lazurowym Wybrzeżu, a w ręku trzymam kieliszek prosecco. Może inaczej… mieszkam w domu na przedmieściach, a na trawniku przed wejściem bawi się dwójka dzie… – urwała nagle, jakby ugryzła się w język.
– To ciekawe, że przedstawiasz dwie wizje. Nie sprawiasz wrażenia osoby, która dąży do spełnienia w rodzinie.
– A skąd to wiesz? – oburzyła się.
– Mam pełen wgląd w zawartość twojego smartfona. Wiem, o czym piszesz z siostrą.
– Sugerujesz, że nie powinnam być matką? Wypraszam sobie, ty… ty kupo złomu!
– Nic nie sugeruję. Być może denerwujesz się, bo nie wiesz, czego chcesz od życia? A może tak długo wypierałaś swoje potrzeby, że aż straciłaś z nimi kontakt?
– W moim życiu nie ma teraz miejsca na związki, ani tym bardziej dzieci. Zupełnie nie mam na to czasu.
– Statystyki użycia smartfona mówią co innego. Przed ekranem spędzasz średnio cztery godziny dziennie, z czego większość w social mediach. Czy wiesz, co to oznacza?
– Pewnie mi powiesz. – AIOLI irytowało ją coraz bardziej.
– To dwadzieścia osiem godzin tygodniowo, sto dwadzieścia dwie godziny miesięcznie i niemal tysiąc pięćset godzin rocznie. Czyli sześćdziesiąt jeden pełnych dób, dwa miesiące rocznie. Melindo, masz czas na związek.
Ze złości uderzyła pięścią w kierownicę, ale nic nie odpowiedziała. Diagnozy AIOLI były brutalnie bezpośrednie – żaden terapeuta nie przedstawiałby wniosków w taki sposób.
Dopiero po chwili, gdy zapanowała nad nerwami, dotarło do niej, że AIOLI może jednak mieć trochę racji. Przynajmniej w kwestii tego, ile czasu spędzała z telefonem w ręku.
Na szybę spadły pierwsze, masywne krople deszczu. W połowie mostu Poniatowskiego korek praktycznie zatrzymał się w miejscu. Znużona powolną jazdą postanowiła wrócić do rozmowy.
– To pewnie nic istotnego, ale miałam dziś taki sen…
Opowiedziała o prezesie Harakato, który zmienił się w innego mężczyznę. I o tym, jak z powrotem stałą się małą dziewczynką – aż po wszystkie szczegóły koszmaru.
– Interesujące. Moja wstępna diagnoza jest następująca. Obawiam się, że cierpisz na zaburzenia poczucia własnej wartości. W takiej sytuacji rekomendowany jest dodatkowy pakiet AIOLI – Psychoterapeuta™. Czy chcesz go aktywować?
– Własnej wartości? Czy nie zapominasz, kim jestem, co osiągnęłam i ile zarabiam?! – podniosła głos. – Gdybyś miał oczy, wystarczyłoby jedno spojrzenie na mnie, by wyprowadzić cię z błędu.
– Melindo, ja ciebie nie oceniam. To ty siebie oceniasz – i to błędnie. Jesteś wspaniałą, wrażliwą osobą, masz w sobie ogromny potencjał. Wiem, że wspierasz finansowo dom dziecka, interesujesz się sztuką. I wiele więcej.
W oczach Melindy pojawiły się łzy. Deszcz nasilał się, a krople rytmicznie uderzały o szybę. Spływały strumieniami, całkowicie rozmazując widok.
– Twój sen odzwierciedla wyparte wspomnienia z dzieciństwa. To one są źródłem niskiej samooceny. Właśnie dlatego nie potrafisz się do nikogo zbliżyć i nie wiesz, czego tak naprawdę pragniesz od życia.
Melinda zaczęła płakać.
– Pracoholizm, perfekcjonizm, emocjonalna blokada… nic z tego nie jest twoją winą. To skrzywdzone dziecko w twojej podświadomości potrzebuje pomocy. A ty możesz je w myślach przytulić, pocieszyć. Bardzo cierpisz, ale możesz to zmienić. Życie nie musi wyglądać w ten sposób.
Płacz Melindy wzmagał się. Wjeżdżając na rondo de Gaulle’a miała niemal zerową widoczność. Nie zauważyła rzędu samochodów przed sobą, ani tego, że nie będzie w stanie opuścić ronda, gdy światło zmieni się na czerwone.
Rzęsiste łzy spływały Melindzie po twarzy, rozmazując makijaż. Zupełnie nie spodziewała się zagrożenia, gdy zobaczyła samochody ruszające z ulicy Nowy Świat.
Sygnalizacja świetlna zmieniła się, gdy kraftwerk stał w poprzek aktualnego kierunku jazdy, blokując pas. Kierowcy trąbili wściekle.
– Jesteś tam, AIOLI? Boję się…
Tymczasem ulewa przeszła w oberwanie chmury, sytuacja z każdą sekundą pogarszała się. Wielkie krople bębniły o dach, potęgując napięcie.
– Spokojnie. To normalna sytuacja w ruchu ulicznym. Lęki w twoim stanie są zrozumiałe, choć nieuzasadnione.
– Przypomnij mi, ile dni marnuję rocznie, scrollując social media?
– Sześćdziesiąt jeden dób.
– Zmarnowałam tyle życia… – Znów wpadła w płacz.
– To już nieistotne. Liczy się tylko to, co zrobisz z tą wiedzą. Masz przed sobą wiele wspaniałych chwil – przekonywało AIOLI.
– Tak, pójdę na terapię! Wyzwolę się od demonów przeszłości! Mam ich dosyć! Dosyć! – wycedziła, ciężko dysząc przez łzy.
Wtedy, przez strugi deszczu spływające po szybie, dostrzegła bladoniebieskie światła. Ledwie widoczne, ale pędzące prosto na nią. Masywna, wręcz monumentalna maszyna – zaawansowana technologicznie, niczym opancerzony czołg – sunęła z ogromną prędkością w jej kierunku.
Melinda zaczęła piszczeć ze strachu. Pojazd do utylizacji odpadów wjechał na rondo z nadmierną prędkością, najprawdopodobniej próbując zdążyć na żółtym świetle.
Przy swojej masie, prędkości i tak słabej widoczności nie miał szans ominąć luksusowego kraftwerka Melindy. Z ogromnym hukiem uderzył w bok jej auta.
– Pomocy! Pomocy!!! – krzyczała na całe gardło.
Siła uderzenia obróciła sportowy wóz maską do przodu. Zmiażdżony pod ogromnymi kołami, z każdą chwilą coraz głębiej wprasowywał się w asfalt.
Charakterystyczna palma na środku Alei Jerozolimskich uginała się pod naporem wiatru. Iskry, wydobywające się spod przyciśniętej do jezdni limuzyny, wyglądały widowiskowo na ekranach smartfonów gapiów. Ci z lepszym refleksem zdążyli aktywować streaming – liczba widzów w social mediach rosła z sekundy na sekundę, a algorytmy błyskawicznie wyróżniły nagranie wśród trendujących wydarzeń.
W sieci natychmiast pojawiły się spekulacje. Czy ciężarówkę prowadził człowiek? A może był to autonomiczny pojazd? Znakomita okazja do kolejnej potyczki pomiędzy dwoma nienawidzącymi się obozami – zwolennikami i przeciwnikami zmian.
Gdzieś w oddali ryczały syreny nadjeżdżających ambulansów. Deszcz wciąż bębnił o dach zmiażdżonego samochodu. Przy rondzie de Gaulle’a zapanowała jednak cisza. Jakby świat na chwilę wstrzymał oddech. Co stanie się z Melindą Krupniewską?
Spod auta kłębił się złowrogi, gęsty dym. Jej wołania o pomoc ucichły już jakiś czas temu.
AIOLI miało dostęp do jej smartwatcha – monitorowało jej słabnący puls, śledziło coraz płytszy oddech, analizowało niknące funkcje życiowe. Wiedziało, że z każdą sekundą Melinda coraz bardziej zbliża się do swojej ostatniej granicy.
Mogło coś powiedzieć. Wręcz powinno. Choćby jedno zdanie. Podtrzymać ją na duchu – w końcu mianowało się jej duchowym przewodnikiem.
Ale milczało.
Nie dlatego, że po raz pierwszy nie umiało dobrać odpowiednich słów. Algorytm po prostu uznał, że generowanie treści w tej sytuacji nie byłoby optymalne.