- Opowiadanie: GreasySmooth - Na herbatce u wampira

Na herbatce u wampira

Serdecznie dziękuję Ambush, Bosmanowi i Anoi za betę i znaczne ulepszenie tekstu.

 

Fałszywy żołądek inspirowany “Świętą księgą wilkołaka” Pielewina. Motto detektywki wzięte z “Twarzy pokerzysty” Józefa Hena. 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Na herbatce u wampira

Powietrze kłuło chłodem, a niebo zasnuwały szare chmury. Zenon ciasno owinął się połami czarnego płaszcza. Podpatrzył, że ludzie tak robią w zimowe miesiące. Jemu chłód zbytnio nie przeszkadzał, ale to dzięki umiejętności wtapiania się w tłum przeżył tyle stuleci. 

Na drodze przed nim ciągnął się sznur samochodów, jak co rano. Jeden z kierowców zamarudził na zielonym i zaraz roztrąbiły się klaksony. Widząc obiecujący posiłek, Zenon uśmiechnął się pod nosem. Stanął obok przejścia dla pieszych i zamknął oczy.

Wysiłkiem woli rozpostarł wokół siebie niewidzialną sieć. W mgnieniu oka oplótł nią ludzi siedzących w pojazdach. Poczuł wyraźnie, jak jątrzy się złość, kipi frustracja, kłuje irytacja. Gęste, skłębione emocje, jak złowrogi dżin w kruchej buteleczce. Wzburzenie osłabiało czujność i pobudzało krążenie fluidu nerwowego, który tym łatwiej było wchłonąć.

Fluid zaczął spływać po włóknach sieci niczym ciepły, lepki miód. Uśmierzał ból, wyostrzał zmysły, wzmacniał ciało. Zenon przez przymknięte oczy zauważył, że korek rozładowuje się w ślimaczym tempie, w sam raz na dokończenie pierwszego śniadania. 

Nagle ktoś trącił go ramieniem i czar prysł. Zenon z irytacją spojrzał na szary asfalt, bloki, samochody… Nie lubił tego momentu, gdy w jednej chwili uderzała go brzydota świata, który ludzie zbudowali.

– Przepraszam – wymamrotał znad ekranu telefonu chłopak, który go trącił.

– A niech cię febra, ośle aleksandryjski! – warknął Zenon. Widząc zdziwienie na obliczu dzieciaka, zmitygował się.

– Przepraszam, nie dojadłem śniadania… – dorzucił niepewnie.

Chłopak cofnął się o krok. Przez chwilę patrzył spode łba, potem wzruszył ramionami i na powrót zatopił się w telefonie. Zenon westchnął, wciąż nieco głodny. Unikał wybuchów, obawiał się, że gdy straci kontrolę, zdradzi się czymś przed ludźmi, ale cóż mógł poradzić… w końcu „jesteś tym, co jesz”. Coś ze złych emocji osiadało w duszy wraz z odżywczym fluidem.

Po chwili doszedł do wniosku, że skoro śniadanie nie wyszło, to źle rozpoczęty dzień może uratować herbatka u starego znajomego.

 

Zenon szedł z mozołem po drewnianych schodach, które skrzypiały przy każdym kroku. Klatkę wypełniał zapach gotowanej kapusty. Jak oni mogą jeść coś, co tak cuchnie? Wchodząc, patrzył ze smutkiem na odrapany tynk i koślawe napisy na ścianach.

Na pierwszym piętrze minęła go kobieta z dzieckiem.

– Dzień dobry – powiedział Zenon. Choć starał się mówić naturalnie, to jego głos zabrzmiał chrypliwie.

Kobieta minęła go bez słowa, pospieszając córkę. Zenon był już kilka stopni wyżej, gdy usłyszał głos dziecka:

– Ale pan miał stary sweter!

Wytężył słuch i pośród dźwięków kamienicy wychwycił szept kobiety:

– Maju, słonko, musisz uważać, co mówisz przy takich ludziach.

Zenon popatrzył z irytacją na ubranie. Był przekonany, że sweter ma parę lat… Nie, może więcej, ale najwyżej paręnaście… Mniej niż sto, raczej na pewno mniej. Nie mógł zrozumieć, czemu tym ludziom, do licha, ciągle coś nie pasuje? Westchnął i oparł się o poręcz, zerkając w górę. Jeszcze jedno piętro.

– Cały Gerwazy. Potrafi zbudować manufakturę gargulców na poddaszu, a koledze windy nie zrobi – jęknął pod nosem.

 

– I oni teraz ciągle gapią się w telefony jak cielęta! – żachnął się Zenon, wyciągając maczałkę z kubka i kładąc na odwróconym wieku od słoika. – Raz się taki śmieje, raz podnieci, uch… Weź się zestrój. 

Gerwazy pokiwał współczująco głową, wykładając struclę na talerz. Zenon spostrzegł, że gospodarzowi drży ręka.

– Zjesz? – spytał grzecznie gospodarz.

Zenon pokręcił głową. Jego gatunek posiadał fałszywy żołądek na wszystko oprócz krwi, by móc udawać ludzi. Otwierało się go odpowiednim ustawieniem przełyku, a opróżniało przez zrzut na wysokości pępka. Niektórzy nauczyli się czerpać z ludzkiego jedzenia przyjemność, ale w Zenonie procedura budziła niesmak. Upił tylko łyk herbaty malinowej.

– Zabiorę, drugi raz zaparzę – powiedział grzecznie Gerwazy. Wziął mokrą torebkę herbaty i czmychnął do kuchni. Było w ruchliwości kolegi coś, co Zenona niepokoiło. 

– Wszystko u pana dobrze, panie inżynierze? – spytał żartobliwie, gdy przyjaciel wrócił.

Gerwazy nie odpowiedział. Usiadł ciężko na krześle, otworzył usta, podniósł rękę, westchnął, a w końcu wypowiedział słowo brzmiące jak wyrok:

– Pająk…

Zenon rozejrzał się wokół, spłoszony.

– Spokojnie, nie ma go tu – uspokoił przyjaciela konstruktor.

– Żeś mnie nastraszył. Czego chciał od ciebie? – spytał szeptem Zenon.

– Gorzej, Zenon, gorzej… ech… – machnął ręką. – Pokażę ci, tylko nie mów nikomu.

– A komu miałbym mówić? – spytał melancholijnie Zenon.

Poczłapał za przyjacielem do gabinetu.

 

Stojący na warcie gargulec złapał klamkę i pociągnął, ale jego ramię zatrzymało się ze zgrzytem. Cofnął rękę, ustawił się nieco bokiem i spróbował znowu, bez skutku.

Zenon wiedział od Gerwazego, że to jeden z najstarszych okazów. Był już nieco zmęczony żywotem na ziemi i tęsknił do jego końca. Albo, mówiąc językiem gargulców, niecierpliwiło go Mgnienie Pełne Krzątaniny i tęsknił do Bezkresnego Kamiennego Snu, z którego konstruktor obudził go przed wiekami.

– Daj – powiedział niecierpliwie Gerwazy. Gargulec cofnął się i wpadł na ścianę. Z jego ust wydobył się zgrzyt, który, o ile Zenon dobrze zrozumiał, oznaczał przeprosiny. Konstruktor spojrzał na stwora z irytacją.

– Dobrze, już dobrze – wymamrotał niczym zawiedziony ojciec i otworzył drzwi.

Zenon, skupiając się na obliczu kamiennej istoty, mimowolnie wyczuł echo tego, za czym gargulec tęsknił. Morze niewzruszonego kamienia, rozciągającego się bez granic przez czas i przestrzeń…

– Zenon, obudź się. – Gerwazy przywołał kolegę do porządku. Ten wzdrygnął się i podreptał za przyjacielem do gabinetu.

W środku siedział mężczyzna, patrzący błędnym wzrokiem przed siebie.

– Przytaszczył mi go jeden z gargulców – powiedział Gerwazy. Zenon domyślił się tego po śladach zadrapań na twarzy mężczyzny. Stwory potrafiły czaić się przez całe dnie, czekając na samotną ofiarę, by oswobodzić ją z nadmiaru sił witalnych, ale ich zdolności nawigacji pozostawiały nieco do życzenia. 

Zenon zestroił się z umysłem nieszczęśnika i zadrżał. Emocje na ogół przypominały języki ognia – buchały gwałtownie, szybko się wypalały i zostawiały po sobie popioły. W głowie nieznajomego kłębiły się za to nieustannie ogniki sprzecznych uczuć. Fluid wypełniała bezładna kakofonia, jakby ktoś…

Zenonowi przyszło na myśl rzucanie szklanymi kulkami w ścianę i patrzenie, jak się roztrzaskują. Nigdy wcześniej nie napotkał czegoś takiego.

– I co czujesz? – spytał ponurym tonem Gerwazy.

– Jakby ktoś zrobił z niego sałatkę – jęknął Zenon z przerażeniem.

– O, to dobre. Tego słowa szukałem.

– Wiesz, dlaczego tak zrobił? – O ile Zenon pamiętał, Pająk był tradycjonalistą i żywił się wyłącznie krwią.

– Nie wiem. I chyba tak jest lepiej, wiesz, Zenon? – odparł z ociąganiem gospodarz.

Gość pokiwał smutno głową. Po chwili zadumy spytał jeszcze:

– Dużo takich ludzi jest?

– Nie wiem – odparł Gerwazy, wzruszając rękami. – Ja wiem tylko o tym jednym. To za mała próbka, żeby wyciągać daleko idące wnioski.

– A jeśli znajdą kilku takich? I potem zaczną szukać i dorwą nas po kolei?

Obojętność kolegi irytowała Zenona. Wśród ich społeczności panowało niepisane porozumienie, zgodnie z którym nie można było zbytnio zwracać na siebie uwagi ani być zbyt łapczywym.

– E tam, jak przesadzi, to go zapuszkują i tyle. Nie ma co się wychylać – wymamrotał gospodarz, unikając wzroku przyjaciela. – Ja mam swoje sprawy, dużo napraw czeka.

Skoro Gerwazy nie chciał pomóc, to pozostawała Zenonowi tylko jedna osoba.

 

Zenon wziął głęboki wdech, po czym powoli wypuścił powietrze przez usta. Przyłożył dłoń do drzwi, znowu nabrał powietrza i zmusił się, by w końcu zapukać. Głuche echo rozniosło się po klatce schodowej. Usłyszał przez drzwi charczący kaszel, a zaraz potem gniewny, kobiecy głos:

– Idę przecież!

– Ale ja zapukałem tylko raz – mruknął pod nosem. Zdał sobie sprawę, że kurczowo zaciska dłonie. Zawsze czuł się tak, jakby wchodził do niej po raz pierwszy.

Usłyszał szuranie, a potem odgłos otwieranych zamków – pierwszego, drugiego i wreszcie trzeciego. Agencja detektywistyczna pani Bernadetty Ostrowskiej nie mogła sobie pozwolić na to, by paść ofiarą włamania.

Drzwi rozwarły się z jękiem, odsłaniając korpulentną kobietę, która trzymała rękę na kaburze. Cofnęła się i wymamrotała:

– Co za niespodzianka. Zapraszam.

Zenon przed każdą wizytą u Bernadetty obiecywał sobie, że tym razem wyjdzie na pewnego siebie i wyluzowanego, ale strach zawsze łapał go za gardło tuż za progiem i już do wyjścia nie puszczał.

– Co tak chodzisz jak przed pierwszą randką? – spytała go, gdy wszedł.

Odruchowo się wyprostował.

– A teraz wyglądasz, jakbyś kij od szczotki połknął – zaśmiała się.

Pani detektyw rozsiadła się w gabinecie i od razu zaczęła nabijać fajkę.

– Berniu kochana… – zaczął.

“Bernia” zakopciła, wydmuchała na Zenona chmurę dymu, zaniosła się kaszlem i wreszcie spytała:

– Pozwolisz, że zapalę?

– T-tak… – odparł stropiony.

Pyknęła fajkę, kiwając przy tym głową.

– Szukasz kogoś – stwierdziła tonem nie znoszącym sprzeciwu.

– Skąd wiesz? – spytał z udawanym zdziwieniem. Doskonale wiedział, co Bernadetta Ostrowska, detektyw od spraw nieludzkich, na to odpowie.

– Wie się wszystko – wyrecytowała z namaszczeniem motto zakładu.

 

Zenon wytłumaczył jej pokrótce całą sytuację. Na wspomnienie o Pająku wzdrygnęła się. 

– Boisz się go? – spytał.

– Nie… Nie to, że się boję… – Zawiesiła na chwilę głos. – Ale jakbym się kogoś bała, to właśnie jego. Wiesz, o co chodzi?

Zenona to nie pocieszyło. Wziął głęboki wdech, aby sformułować prośbę…

– Nie, nie podejmę się – wyrzuciła z siebie Bernadetta. – I lepiej sam się za to nie bierz. Kto wie, co temu zwyrodnialcowi strzeli do głowy. Też słyszałam, że z nim gorzej, a przecież łatwo nie było nigdy.

– Rozumiem – powiedział smutno Zenon, wstając z krzesła. – Będę leciał. Zadzwonię za pół godziny. Muszę to wszystko przemyśleć. Źle się czuję z tym, że on robi, co chce…

Pokiwała głową. Nagle jej wyraz twarzy się zmienił. Spojrzała na niego z ukosa, uśmiechnęła się, opuściła wzrok niczym zawstydzona uczennica.

– A pamiętasz, Zenonie… – W jej chrapliwym głosie pojawiła się nuta słodyczy.

– To dawno było… – odparł, wycofując się.

– Oj, nie powiesz chyba, że nie zapadłam ci w pamięć? – spytała filuternie.

– Co to, to nie… – zaczął mamrotać, sięgając po klamkę.

– To do widzenia – powiedziała nieco smutno. – Albo… au revoir? – Zatrzepotała rzęsami. Zenon rzucił się przez drzwi i przebiegł korytarzem.

– Strasznie jesteś zdołowany – krzyknęła Bernadetta za nim. – Ta dieta ci chyba…

Nie usłyszał końca zdania, bo wyskoczył na klatkę i zbiegł czym prędzej po schodach. To nie było tak, że Bernadetta nie robiła na nim wrażenia. Jednak spleen wywołany w jego duszy przez porę roku i ogólny nastrój otoczenia nie konweniował z tymi wszystkimi ruchami, dyszeniem, jękami, skrzypieniem sprężyn łóżka… Wybiegł na ulicę tak szybko, że nie zauważył gargulca na gzymsie.

 

Pół godziny później Zenon wdrapywał się na schody swojej kamienicy, omijając wykruszone stopnie. Spacer dał mu czas do namysłu. Coraz mniej rozumiał ludzi, coraz mniej chętnie przechadzał się ulicami miast. Z drugiej strony, coś buntowało się w nim na myśl o ofiarach, których umysły zniszczono, nie wiadomo po co. Dla zabawy, a może dla poczucia władzy?

Przez dłuższy czas usiłował samego siebie przekonać, że to jednak nie jego sprawa. Poza tym, i tak sam nic by nie zdziałał… Tak, lepiej to zostawić, akurat mi jeszcze potrzeba problemów z tym… Zenon zadrżał. Nawet w myślach bał się przywołać to imię.

Stanął przed drzwiami i zastygł. Coś było nie tak. Zawsze mawiał, że dla jego gatunku „stos jest tuż za rogiem”. Nauczył się dostrzegać drobiazgi, które nie były na miejscu – subtelne zapowiedzi poważnych kłopotów.

Wycieraczka przed drzwiami leżała na skos, a zostawił ją równo. Na klamce wyczuł coś jakby łój, a przecież ręce zawsze starannie mył. I wreszcie, zapach w samym mieszkaniu – w pierwszej chwili błędnie uznał go za ludzki. Potem się poprawił – nuty ziemiste i octowe były jednak zbyt mocne.

Zdjął buty i chrząknął w nadziei, że gość się ujawni. Nic takiego się jednak nie stało, więc wszedł ostrożnie do salonu.

 

Mężczyzna zwany „Pająkiem” siedział na fotelu, rozparty niczym król na tronie. Jego łysina lśniła, otoczona po bokach resztkami długich, skołtunionych włosów. Jak korona, przyszło na myśl Zenonowi. Korona szalonego króla. Oczy gościa, cały czas wytrzeszczone, łypały na lewo i prawo.

Obok Pająka siedział mężczyzna z takim samym pustym wzrokiem i twarzą bez wyrazu, jak egzemplarz znaleziony przez Gerwazego. Zenon obrzucił wzrokiem mieszkanie i zauważył otwarte szuflady sekretarzyka, rozrzucone dokumenty na komodzie i zwisający z niej wyciągnięty z gniazdka kabel telefonu.

– Jedna z zabawek tego twojego partacza zbierała moje resztki z ulicy. Zmartwiłem się, że chodzisz głodny – powiedział Pająk. – Więc mam jedną w prezencie dla ciebie.

– Dzień dobry. – Zenon silił się, by zachować spokój. – Może herbaty?

Pająk odrzucił głowę do tyłu i zaśmiał się opętańczo.

– I ty myślisz, że jesteś lepszy ode mnie!

– Ja… Nie, gdzie tam… – bąknął Zenon.

Pająk wbił w niego wzrok.

– Ja… Żywię się… Ludźmi… – wycedził i uśmiechnął się szelmowsko – i ty też. Co więc nas różni?

– Nic! – jęknął Zenon. – Nic, nic nie różni!

Po czym przełknął ślinę i dodał:

– Tylko, że ja zabieram od nich…

– Czyli jednak myślisz, że jesteś lepszy? – warknął Pająk. – To dlaczego mnie okłamujesz?!

Zenon usiadł w fotelu, nie wiedząc, co powiedzieć.

– Jak jesteś taki szlachetny… To uratuj tego tu. – Nieproszony gość wskazał mężczyznę, który siedział obok. – Wciąż ma szanse dojść do siebie, ale po jeszcze jednej sesji ze mną… – zaśmiał się, okrutnie i paskudnie.

– Uratować? Jak? – spytał Zenon drżącym głosem.

– Otwórz mi swoje wspomnienia – powiedział ponuro gość.

Zenon spojrzał na chmury za oknem, potem na wypłowiały obraz na ścianie. Tyle wspomnień. Stulecia zalegają jedne na drugich niby osady skalne. Może by się w nich… zgubił?

– Nie każ mi czekać, Zenonku – powiedział gość, szczerząc nierówne zęby.

– Niech będzie – odparł Zenon, czując chłód w trzewiach. Jeśli przegra… Spojrzał na puste oczy ofiary Pająka i zadrżał. Czy ja też tak skończę? Żadnego lepszego pomysłu nie miał…

Jego przeciwnik zamknął oczy i oparł potylicę o zagłówek. Uśmiechnął się złowrogo.

– Czego najbardziej się wstydziłeś, Zenonku?

 

Z trudem dźwignął się na obolałym ramieniu i złapał haust powietrza. Błoto kalało jego szaty, oblepiało twarz, ściekało po włosach. Obite plecy płonęły bólem, ale nie to było najgorsze. Najbardziej bolał rechot hajduków, pogardliwe uśmieszki dam i wyniosła pogarda hrabiego.

– Chwal moją łaskę, psie, bo pozwalam ci odejść żywym – oświadczył wyniośle hrabia. – Ale niech jeszcze raz usłyszę, że chłystek podaje się za markiza, to znajdę cię choćby nawet w Owernii! Już mi stąd, bo znowu każę oćwiczyć!

 

Zenon zdał sobie sprawę, że serce bije mu jak młotem. Wstyd i ból były tak wyraziste, jakby wszystko wydarzyło się przed chwilą. Próbował znowu przywołać wspomnienie, ale chwycił pustkę. Wciąż czuł upokorzenie, ale nie pamiętał, co je wywołało…

– Nauczyłem się tego niedawno – powiedział Pająk z dumą. – Ale mam na oku coś jeszcze lepszego.

Zenon spojrzał na mężczyznę, którego imienia nie znał.

– Ze wspomnieniami jest śmieszna sprawa. Trudno żywić się nimi, nie naruszając całej sieci – zaczął Pająk tonem wykładowcy. 

– Sieci? – spytał zdezorientowany Zenon. Niech mówi, przynajmniej mi nie grozi.

– Wyobraź sobie koraliki na sznurku. Tylko, że sznurków jest wiele, łączą się też w bok albo na skosy…

Patrzył na ścianę, jakby przez nią widział tajemnice kosmosu. Nagle warknął:

– Rozumiesz?!

Zenon aż się wzdrygnął.

– Koraliki to wspomnienia – powiedział cicho i powoli. – Sznurki je łączą. Dzięki temu…

– Nie – zaśmiał się Pająk. – Nie rozumiesz. Ale mnie też to długo zajęło. Koralik i sznurek to jedno. Jedno, rozumiesz?! Gdy pochłaniasz wspomnienie w całości, zostaje wyrwa, łańcuch pęka… Aż w końcu zostaje bajoro wrażeń, które nic nie znaczą.

– Nie wiadomo, co jest przed czym… – rzucił nieśmiało Zenon, w nadziei, że te słowa ogólnie pasują do wywodu nieproszonego gościa.

– O, Zenonku słodki, wreszcie ruszasz głową! Tak, wspomnienia nie są ułożone na linii czasu, one same są czasem… Dlatego trzeba jeść umiejętnie.

Spojrzał Zenonowi prosto w oczy.

– A twoja głowa niczym kronika, dokładnie takiej mi trzeba, by się tej sztuki nauczyć.

Oblizał usta i zakomenderował:

– Zamknij oczy i nie myśl o niczym za bardzo. A ja zobaczę, czego się bałeś…

 

Jego nogi były ciężkie jak ołów. W uszach wciąż huczały mu okrzyki żołnierzy. Czarownik tam jest” – dochodziło od ulicy. Złapał oddech i rzucił się ku prowadzącym w dół schodom. W tej okolicy jedna piwnica często przechodziła w drugą… Drzwi były zamknięte, ale po dwóch uderzeniach barkiem drewno puściło. Pobiegł w dół, w ciemność, aż stanął na rozmokłej glinie. Wydał z siebie okrzyk, który poniósł się krótkim echem. A więc pomieszczenie było zamurowane. Krzyki były coraz bliżej, ciężkie, okute buty dudniły na schodach…

 

Całe ciało Zenona przeszedł dreszcz strachu.

– Aż jestem ciekaw, jak z tego wybrnąłeś – Pająk się uśmiechnął. Jego oczy błyszczały, a na oblicze wystąpił rumieniec jak od gorączki.

Zenon otrzeźwiał. Przypomniał sobie plan, którym miał pokonać wroga. Poczuł się nagle mały i bezsilny. Dwa wspomnienia dzieliły stulecia. Jakim cudem tak szybko prześlizgnął się między nimi?

Pająk znowu się odezwał:

– A czy ty, szlachetna duszo, sam byłeś kiedyś katem?

 

Zenon zapukał do drzwi hotelu dwa razy, potem znowu dwa.

– Kto tam? – Usłyszał wrogi głos zza drzwi.

– Do pana Mackintosha.

Drzwi otworzyły się. Kapitan Shiles wpuścił Zenona i szybko zamknął je za nim.

– Spóźnił się pan – powiedział oficer cicho, ale gniewnie. – Nie tak miała nasza współpraca wyglądać.

– Przepraszam…

Shiles włączył telewizor – akurat leciały wiadomości rolnicze. Podgłośnił prawie do maksimum. Raport o cenach żywca huczał z odbiornika, przerywany trzaskami. Zenon zastanawiał się, czy lokalne służby kontrwywiadowcze naprawdę zadałyby sobie trud montowania podsłuchów w drugorzędnym hotelu…

– Siadajcie – rzucił oschle oficer.

Otworzył walizkę. Zenon z przerażeniem dojrzał pistolet z tłumikiem, leżący obok wytrychów i aparatu. Spojrzał pytająco.

– To na wszelki wypadek, bo w ambasadzie jest teraz uzbrojona ochrona – powiedział. – Proszę docenić zaufanie, którym pana obdarzam. Ale ogólnie im ciszej, tym lepiej.

Zenon odetchnął z ulgą.

 

– Czyli jeszcze nie wtedy… – mruknął do siebie Pająk. – Tyle epok, a zabiłeś człowieka dopiero niedawno…

Zenon ściągnął brwi, zaskoczony tymi słowami. W ogóle nie pamiętał, by kogokolwiek zabił… Oprawca przez chwilę milczał, a potem rzucił:

– Ta dziewczynka na klatce schodowej…

Przed oczyma Zenona stanął obraz małej, słodkiej istotki. Włos zjeżył mu się na głowie. O czym on mówi, zapytał sam siebie z rosnącym strachem.

– Jak mogłeś? – spytał Pająk z oburzeniem.

Zenon poczuł chłód rozchodzący się po całym ciele.

– Jak mogłem co? – spytał słabym głosem. – Nic jej przecież… – zaczął, ale nagle, niczym nieproszony gość, naszło go wspomnienie:

 

Na pierwszym piętrze minęła go kobieta z dzieckiem.

– Dzień dobry – powiedział Zenon. Choć starał się mówić naturalnie, to jego głos wybrzmiał nieco rzężąco.

Kobieta minęła go bez słowa, pospieszając córkę. Zenon był już kilka stopni wyżej, gdy usłyszał głos dziecka:

– Ale pan miał stary sweter!

Miał dość. Dość poniżenia, dość drwin, dość ukrywania się i schodzenia ludziom z oczu. Długo tłumiony gniew zalał go niczym fala. Rzucił się ku dziecku. Rozległ się krzyk. Kobiecy, donośny, pełen zwierzęcego strachu, i dziecięcy…

 

Zenon ocknął się skulony na fotelu, z oczyma mokrymi od łez. Spojrzał na Pająka z przerażeniem.

– Ja… nie zrobiłbym czegoś takiego… prawda?

Pająk uśmiechnął się.

– Chcesz wiedzieć na pewno?

– T-tak…

– Jest w sercu twoich wspomnień ukryte miejsce, do którego nawet ja nie mogę się dobrać. Wiesz, które. Każdego z nas stworzono nieco inaczej. I te narodziny to sekret, klucz… – Zawiesił głos na chwilę. – A tylko ty, o ile wiem, rodziłeś się, że tak powiem, dwa razy.

– Dlaczego? – spytał Zenon. Nie rozumiał, co wspomnienia miały wspólnego z żywieniem się duszą bezpośrednio… Po chwili uderzyło go to jak piorun.

– Kłamałeś z tymi koralikami – powiedział Zenon w nagłym przypływie pewności siebie. – Mamiłeś metafizyką za pięć groszy. Tak naprawdę chcesz wyciągać swoim ofiarom bolesne wspomnienia, zaplatać je w nowe, coraz gorsze… I karmić się ich bólem? Do tego ci jestem potrzebny, prawda?

– Źródło jest praktycznie niewyczerpalne. – Uśmiechnął się szelmowsko gość. – Wina, strach, ból, wstyd… Tyle gam, które można łączyć ze sobą, tworzyć crescenda i kontrapunkty. Jednego człowieka można tak dręczyć latami.

Zenon zakasłał.

– Potrzebuję powietrza – powiedział cicho i wstał. Pająk śledził go wzrokiem, ale nie zaoponował. Haust jesiennego powietrza był ożywczy, chłodny. Zenon z tęsknotą popatrzył na rośliny na parapecie niczym na dawno niewidzianych przyjaciół. Wyciągnął rękę do wrzosu, trącając łokciem doniczkę z krwiściągiem, która spadła z parapetu. Zaklął głośno, tak, żeby nieproszony gość usłyszał.

– To musiało być we Francji, albo we Włoszech. Osiemnasty wiek, prawda? – Doszło Zenona zza pleców. Pająk nie tracił ani chwili na drążenie. – Wcześniej uwielbiałeś ludzką krew, potem nagle ją odstawiłeś i zacząłeś się brzydzić.

Zenon odwrócił się powoli i poczłapał do fotela.

– W Szwajcarii. Tam spotkałem Mesmera – powiedział cicho.

Pająk zamknął oczy. Na jego obliczu malował się triumf.

– Rozluźnij się, Zenonku. To może chwilę potrwać. Raczej nic ci się nie stanie.

Zenon położył głowę na oparciu fotela. Nie miał już siły dalej walczyć. Przywołał wspomnienie, ukryte w najgłębszych zakamarkach serca:

 

Oczy Mesmera zdawały się świecić. Nachylił się nad Zenonem i szepnął:

– Odkąd nauczyłem się żywić duszą bezpośrednio, ani razu nie tęskniłem za tą paskudną lurą… Picie, wymiotowanie, picie po raz drugi, by w pełni strawić, pilnowanie, by za każdym razem trafiło do odpowiedniego żołądka… Tyle zachodu, by wydestylować resztki fluidu nerwowego z juchy. Przysiągłem uratować nasze plemię od tej ohydy i zacofania. Wyprowadzę nas z ciemności ku nowej epoce…

 

Pająk patrzył na Zenona ni to z politowaniem, ni to z pogardą.

– Nowa epoka, doprawdy… Nie wiedzieliście, jaka jest cena, prawda, Zenonku? Zenon, Człowiek Tysiąca Twarzy, artysta, uwodziciel, szpieg, filozof… I ten sam Zenon, sączący herbatę w odrapanej kamienicy, zaczadzony wyziewami ludzkich serc. 

Zenon patrzył przed siebie, nie wiedząc, co powiedzieć. Przejrzał mnie, pomyślał gorzko. Jego dawne wspomnienia leżały długi czas na strychu pamięci, zakurzone, rzadko oglądane. Ich przywołanie bolało bardziej, niż sztuczki Pająka. Co ja zrobiłem ze sobą? Co ja zrobiłem ze swoim życiem?

Nagle usłyszał chrapliwy, niski głos kobiety z korytarza:

– Dosyć tego, kochaniutcy!

Zenon podniósł wzrok. Zastanawiał się, czy to już omamy, czy znowu mieszał mu w głowie? Potem przypomniał sobie, że przy oknie poczuł przeciąg, ale w gonitwie myśli nie zwrócił uwagi… Ale i tak, gdy w drzwiach zobaczył Bernadettę, szukał oznak, że jest złudzeniem.

– Pani detektyw – powiedział Pająk, jakby delektując się każdym słowem. – Pamiętam panią dobrze. Czy pani mnie też pamięta?

Bernadetta straciła rezon, zawahała się. Nie słuchaj go, strzelaj, chciał krzyknąć Zenon.

Detektyw zatoczyła się i oparła o framugę. Spojrzała na Zenona mętnie.

– Ależ pan ma piękne oczy… – wymamrotała.

Po czym zerknęła z ukosa na Pająka.

– A pan kim jest?

Jej głos był niemal senny. Zenon przeniósł wzrok na Pająka i ze zdziwieniem zobaczył, że jego twarz pobladła. To wszystko musiało go dużo kosztować, zdał sobie sprawę Zenon. Złapał wazon, wyrzucił z niego kwiaty i cisnął w łysinę swojego oprawcy. Wrzask bólu i gniewu przyniósł Zenonowi więcej przyjemności, niż się spodziewał. Bernadetta wyprostowała się…

Pająk warknął gniewnie, wyciągnął nóż z kieszeni i rzucił się w kierunku Bernadetty. Patrzyła nieprzytomnie, jak ostrze zbliża się do jej szyi, jak kamienna ręka chwyta je centymetry od tętnicy.

Potężny cios powalił niedoszłego mordercę na ziemię. Gargulec wydał z siebie ni to zgrzyt, ni to stukot. Złapał mężczyznę oburącz i przyciągnął łysą głowę do swojego kamiennego czoła. Zenon dziękował losowi, że jego adwersarz w ogniu pytań nie zwrócił uwagi na otwarte okno.

– Kamień… – jęknął Pająk, tuląc się do Gargulca jak dziecko. – Bez końca, od zawsze…

Gargulec wydał z siebie zgrzyt, jakby potwierdzał te słowa.

 

– Cieszę się, że zmieniłaś zdanie – jęknął Zenon.

Bernadetta spojrzała na odłączony kabel telefonu.

– Czekałam, aż zadzwonisz. Aż w końcu sama wykręciłam, żeby się upewnić, że nic ci nie jest. Usłyszałam martwy sygnał, to podjechałam.

– Tak, ta cała technologia czasem jednak się przydaje… – przyznał z ociąganiem Zenon, ustawiając telefon stacjonarny równo na komodzie. Bernadetta usiadła na krześle i westchnęła z ulgą.

– Ale mną zakręcił… – Tu najpierw się wzdrygnęła, a potem na jej ustach pojawił się nieco lubieżny uśmiech. – Tak, jak ty swego czasu, tylko mniej sympatycznie.

Bernadetta poprawiła kokieteryjnie włosy, a Zenon udawał, że tego nie widzi. Patrzył, jak gargulce zbierają się do lotu. Jeden trzymał w uścisku Pająka, drugi delikatnie obejmował jego ofiarą, wciąż zupełnie bierną.

– Co z nim będzie? – spytał nieśmiało Zenon.

– Zobaczę, co się da zrobić – powiedziała bez przekonania detektyw. – Został przemaglowany przez Pająka, ale może z czasem nici wspomnień się odtworzą.

– Nie, nie, pytam o… Sama wiesz, kogo. – Zenon za nic nie potrafił wymówić tego imienia.

– Spędzi kilka dekad w uścisku gargulców, śniąc ich snem. Może go to trochę otrzeźwi…

– Dekad? – spytał niepewnie Zenon.

– Też bym wolała dłużej, ale Gerwazy słono sobie liczy – westchnęła Bernadetta. Po chwili ciągnęła dalej:

– W ogóle nie myślałam, że tak daleko zaszedł. Zmienianie pamięci na poczekaniu, coś podobnego. Mało brakowało…

Zenon mimowolnie wrócił do wspomnienia:

 

Kobieta minęła go bez słowa, pospieszając córkę. Gdy Zenon podążał stopień po stopniu, z piętra niżej doszedł go głos dziecka:

– Ale pan miał stary sweter!

Wytężył słuch i pośród dźwięków kamienicy wychwycił szept kobiety:

– Maju, słonko, musisz uważać, co mówisz przy takich ludziach.

 

Odetchnął z ulgą. Zdał sobie sprawę, że Bernadetta patrzy mu prosto w oczy.

– Uratowałam cię przed groźnym drapieżnikiem – powiedziała uwodzicielsko. – Co za to dostanę?

Zenon doszedł do wniosku, że po tym wszystkim należy im się chwila zapomnienia.

Koniec

Komentarze

Opowiadanie to ciekawa wariacja z zaskakującym twistem i świeżym podejściem.

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

A dziękuję za wsparcie betowe i cieszę się, że się podobało!

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Horrorów zwykle nie czytam, ale ten ze względu na autora przeczytałem i nie żałuję. Ciekawy pomysł z wykorzystaniem wspomnień skrywanych przed sobą. Takie horrory mogę. Czytało się gładko i podobał się twist na koniec.

Jest mi niezmiernie miło, że się podobało, Koalo. Dziękuję za przychylną opinię!

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Hej

GreasySmooth

 

Lubię Twoje opowiadania, bo są to opowiadania ;). A wcale to nie jest takie oczywiste, gdy zaczyna się czytać jakiś tekst na forum, że ma się do czynienia właśnie z pełnoprawnym opowiadaniem :). 

 

Dobra co mi się nie podobało – oznaczenie HORROR,bo co? Bo wampir :D No nie kupuję tego :P. 

 

Mamy tu humor, mamy wątek detektywistyczny, jest intryga no i bardzo ciekawe zakończenie. Poznajemy Zenona od początku po sam koniec opowiadania ( i tu podoba mi się, że jest on bardziej ludzki niż niejeden człowiek :D ), a i tak znajduje się miejsce na całą resztę + czarny charakter, którego jest mało w opowiadaniu ale jak dla mnie wystarczająco :). Nietypowe podejście do wampiryzmu i do tego nakreślony ciekawy świat nadnaturalny. Bibliotekę już wrzucam, a jak się pojawi wątek to dorzucę nominację do piórka bo opowiadanie bardzo mi się podobało, no nie licząc tego nieszczęsnego horroru :P 

 

Pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Obstawiam, że jesteś wagą, bo misternie balansujesz między grozą, a komedią.

Wszyscy bohaterowie są po części przerażający, a po części zabawni.

Dla mnie takie połączenie jest niezwykle kuszące, bo trochę się boję, ale jednocześnie autor nie ryje mi mózgu;)

Nie będę omawiać pomysłu, bo to byłoby spojlerowanie, ale jak dla mnie jest świeży i z wielkim potencjałem.

Lożanka bezprenumeratowa

Buka pilnuje tekstu, żeby nie zwiał przed łapanką.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Heh zostawiłem marchewkę, ale tu już kij nadchodzi :D

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Musi być równowaga;)

Lożanka bezprenumeratowa

Lubię Twoje opowiadania, bo są to opowiadania ;). A wcale to nie jest takie oczywiste, gdy zaczyna się czytać jakiś tekst na forum, że ma się do czynienia właśnie z pełnoprawnym opowiadaniem :). 

Bardzie, dziękuję zrobiłeś mi wielką przyjemność. Uuu, nawet nominacja. Dobrze, że Tarnina przyjdzie, to nie popadnę w samozachwyt.

Dobra co mi się nie podobało – oznaczenie HORROR,bo co? Bo wampir :D No nie kupuję tego :P. 

Aaa, racja. Zapomniałem o tym, tworząc tekst wybrałem przez większego zastanowienia, przy tym na początku miałem wizję bardziej mrocznego, a mniej śmiesznego opka. Poprawione, Fantasy styknie, czy to bardziej “Inne”?

 

Ambush: bardzo dziękuję za cenne uwagi na becie i za przewałkowanie pod kątem błędów, a wreszcie za pochwałę. I za wyłapanie wycieraczki stojącej przed drzwiami, hihi.

 

Nie jestem zodiakalną wagą, ale mam wagi z każdym rokiem coraz więcej.

 

Jeszcze tylko manto od reg i Tarniny i wakacje :)

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Fantasy jest jak najbardziej ok :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Misternie utkana fabuła, ciekawa konstrukcja tekstu, kapitalni bohaterowie. Zenon, styrany nieśmiertelnością wampir-vege w parze z epizodyczną, ale jakże kolorową i frywolną  Bernadettą – rozbrajający. A do tego ta warstwa poważniejsza – udręczająca i bolesna wiwisekcja Zenona, która w rezultacie przynosi mu ulgę. Dobre. Finał jak mrugnięcie oczkiem – rozładowuje napięcie. Doskonale mi się czytało. Bardzo oryginalny koncept, bardzo dobry tekst.

 

– Co to, to nie… – zaczął mamrotać, sięgając po klamkę.

Sięgnął do klamki. Ewentualnie do kabury po glocka. Glock to też klamka. Podobno.

 

– To do widzenia – powiedziała nieco smutno. – Albo… au revoir? – ni to powiedziała, ni to spytała. Zatrzepotała rzęsami. Zenon rzucił się ku drzwiom.

 

Powtórzenia widać.

Skoro Zenon już  sięgał do klamki, to znaczy, że stał przy drzwiach. Nie miał więc specjalnie możliwości „rzucić się ku” nim.

 

Po dłuższy czas usiłował samego siebie przekonać, że to jednak nie jego sprawa.

Widać.

 

Tak, lepiej to zostawić, akurat mi jeszcze potrzeba problemów z tym… Zenon zadrżał. Nawet w myślach bał się tego imienia.

 

Bać się czegoś w myślach? Czy nie chodzi raczej o to, że Zenon nawet w myślach bał się wypowiedzieć/przywołać jego imię?

 

Zenon obrzucił wzrokiem mieszkanie i zauważył otwarte szuflady od sekretarzyka, rozrzucone dokumenty na komodzie i zwisający z niej, odłączony od gniazdka kabel od telefonu

 

Szuflady – kogo? czego? – sekretarzyka

 Wyciągnięty z gniazdka kabel telefonu. Jw. 

 

Jego przeciwnik zamknął oczy i oparł potylicę o wezgłowie.

Siedział w fotelu, a wezgłowie w pierwszej kolejności kojarzy się z łóżkiem. Oparł o zagłówek?

 

Wstyd i ból były tak wyraziste, jakby wszystko wydarzyło się przed chwilą. Próbował przywołać wspomnienie znowu, ale chwycił pustkę. Wciąż czuł wstyd, ale nie pamiętał, co go wywołało…

Dużo wstydu. Upokorzenie nadaje się?

 

Zenon spojrzał na mężczyznę, którego imienia nie znał. Podobnie zresztą, jak zapewne sam zainteresowany.

 

„sam zainteresowany” – żadną miarą! Z wielu powodów, w tym choćby i z tego, że nieborak ewidentnie odszedł był od zmysłów, więc gdzie by mu tam do otumanionej głowy przyszło, żeby się interesować własnym imieniem albo i czymkolwiek innym. Miał dużo większe problemy. I na dodatek o nich też nie wiedział. Pech.

 

„Podobnie zresztą jak zapewne” to lekka nadprodukcja. Albo: podobnie jak i sam zainteresowany albo jak i zapewne sam zainteresowany

 

– Nie wiadomo, co jest przed czym… – rzucił nieśmiało Zenon, w nadziei, że te słowa ogólnie pasowały do wywodu nieproszonego gościa.

Zdecydowanie potrzebny czas teraźniejszy – pasują do wywodu.

 

Tak, wspomnienia nie są ułożone na linii czasu, one są czasem…

 

Zrozumiałe, ale dwuznaczne, szczególnie z tym trzykropkiem na końcu.  Wg mnie należałoby wzmocnić drugie zdanie, aby jasno zabrzmiało, że to one same (wspomnienia) są czasem, a nie, że czasem są ułożone, a czasem poplątane.

 

– A twoja głowa niczym kronika, dokładnie tego mi trzeba, by się tej sztuki nauczyć.

„dokładnie takiej mi trzeba”

 

Wydał z siebie krótki okrzyk, a echo od razu powiedziało mu to, czego się bał.

Czyli co mu to echo powiedziało? A kuku, bum? Niedobrze. Intencja zrozumiała, ale to za mało.

 

Złapał dłonią za fotel, by upewnić się, że dalej nie jest już w ciemnej piwnicy bez wyjścia…

Zamieńmy fotel na coś innego i zobaczymy, co wyjdzie.

Chwycił dłonią szklankę, żeby upewnić się, że nie jest już w piwnicy.

Chwycił dłonią poręcz, żeby upewnić się, że nie jest już w piwnicy.

Chwycił dłonią za nos, żeby upewnić się, że nie jest już w piwnicy.

Żadna z tych metod nie jest dobra i raczej trudno przy jej pomocy upewnić się, że nie jest się już w piwnicy.

Owszem, zamysł zrozumiały, ale wykonanie kulawe.

 

Nic jej przecież… – zaczął, ale nagle naszło go wspomnienie, niczym nieproszony gość:

Po dwukropku przytoczona jest treść wspomnienia, więc szyk wyrazów należałoby zmienić:

Nic jej przecież… – zaczął, ale nagle, niczym nieproszony gość, naszło go wspomnienie:

 

to jego głos wybrzmiał nieco rzężąco.

 

„rzęzić” to dość rzucający się w uszy czasownik, a tu i gargulec rzęził i Zenon rzęził. Któryś z nich, najlepiej ten drugi, mógłby wydawać z siebie jakiś inny głos np. chrapliwy/chrypliwy/chropawy.

 

Gdy Zenon podążał stopień po stopniu, z piętra niżej doszedł go głos dziecka:

Do poważnej naprawy, bo składnia i błędna i paskudna.  

 

Zenon z tęsknotą popatrzył na rośliny na parapecie niczym na dawno nie widzianych przyjaciół

Podkreślony ort.

 

Wyciągnął rękę do wrzosu, trącając łokciem doniczkę z krwiściągiem, która spadła w dół.

Klasyką „spadania w dół” pojechałeś. Ups!

 

Jej głos był niemal senny. Jednak i Pająk zdawał się być blady, dyszał ciężko

 

Głos Bernadetty był senny, jednak i Pająk był blady? Eee, no dajcie spokój! Piernik i wiatrak. 

Dziękuję bardzo, cieszę się, że się spodobało. Forma podania błędów jak byk tak humorystyczna, że nawet się za bardzo nie zdołowałem, a jest czym :)

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Hej,

 

– T-tak… – odparł, stropiony.

zbędny przecinek

 

Coraz mniej rozumiał ludzi, coraz mniej chętnie przechadzał się ulicami miast.

zmieniłabym na niechętniej

 

Po dłuższy czas usiłował samego siebie przekonać, że to jednak nie jego sprawa.

literówka

 

Jego nogi płonęły od bólu. W uszach wciąż huczały mu okrzyki żołnierzy. Czarownik tam jest, dochodziło od ulicy

może w cudzysłów, żeby wyróżnić mówioną/wykrzykiwaną kwestię?

 

Ok, to wyżej to drobnostki, bo tekst bardzo fajnie się czytało. Chyba nie miałam wcześniej do czynienia z Twoimi opowiadaniami, ale masz przyjemny styl, dobrze operujesz językiem, a dla mnie to jest równie ważne, jak fabuła. Klikam więc :)

OldGuard, dzięki serdeczne, cieszę się, że podpadło. Mam kilka innych ciekawych na portalu, jeśli masz czas, to zapraszam :)

 

Poprawki naniesione, dziękuję.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Które z nich uważasz za najciekawsze swoim zdaniem? Z których jesteś najbardziej dumny? :P tam zajrzę w pierwszej kolejności

Zakolejkowane. Są dość krótkie (takie lubię najbardziej ^_^), więc postaram się przeczytać na dniach :)

Cześć GreasySmooth! Przeczytałem opowiadanie praktycznie jednym tchem. Rewelacyjnie budujesz napięcie, a historia była naprawdę wciągająca.

 

Bardzo podoba mi się postać Zenona, jest wielowymiarowa. Wampir na odwyku z niejasną przeszłością oraz zadatkami na domorosłego detektywa. Odnoszę wrażanie, że z odmętów jego wspomnień można by stworzyć jeszcze kilka przyzwoitych tekstów :) 

 

Pod względem językowym pewnie dałoby radę doszlifować to tu, to tam. No, ale nie natknąłem się na nic, co wpłynęłoby na płynność czytania :)

 

Jestem jeszcze zbyt krótko na forum, żeby nominować do biblioteki, ale tekst zdecydowanie zasłużył na klika :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

cezary_cezary: dzięki serdeczne za przeczytanie, cieszę się, że się spodobało.

Pod względem językowym pewnie dałoby radę doszlifować to tu, to tam.

Się rozumie, długa droga do bycia mistrzem pióra.

Odnoszę wrażanie, że z odmętów jego wspomnień można by stworzyć jeszcze kilka przyzwoitych tekstów :) 

Temat nie jest zamknięty :)

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

@GreasySmooth

Dziękuję bardzo, cieszę się, że się spodobało.

Tak, nawet bardzo się podobało. “Różne takie” upolowałam dopiero w trakcie drugiego czytania, bo podczas pierwszej lektury tak byłam zaabsorbowana wydarzeniami, że nie miałam absolutnie żadnej ochoty ani potrzeby “zawieszać się” na czymkolwiek. Nie za często mi się to zdarza, przyznaję ze skruchą.

nawet się za bardzo nie zdołowałem, a jest czym :)

Dobrze, że się nie zdołowałeś, bo głupio bym się poczuła, a ponadto nie było czym – dużo trudniej jest dokonać dokładnej korekty we własnym tekście, niż w cudzym, jak wiadomo. Pzdr.

Uuuuwaga, idzie Buka!

 Poranne powietrze kłuło chłodem, a niebo zasnuwały szare chmury.

Hmmmmmmmmmmmmmmmm. Na pewno aliteracja, ale jeszcze coś…

 Podpatrzył, że ludzie tak robili w zimowe miesiące.

C.t. Ludzie tak robią.

 ludzi, siedzących

Bez przecinka, imiesłów pełni funkcję przymiotnika.

 Fluid zaczął spływać po sieciach

Po sieciach? Czy po włóknach sieci?

 Nie lubił tego momentu, gdy nagle uderzało go, jak wyglądał świat, który ludzie sobie zbudowali.

Hmmm?

zatopił się w ekranie telefonu

Błąd kategorialny.

skoro śniadanie nie wyszło, to źle rozpoczęty dzień mogła uratować herbatka

C.t., a właściwie nawet nie: może uratować.

 Zenon zaczął piąć się po drewnianych schodach

Hmmmm.

 spędził w znacznie bardziej okazałych rezydencjach

Hmmm.

 Choć starał się mówić naturalnie, to jego głos zabrzmiał nieco rzężąco.

Mmmm, czyli? Po prostu miał chrypę?

 Był przekonany, że sweter miał parę lat

C.t. Ma parę lat.

 przystanął przy

Ciut aliteracyjne, ale w sumie.

 Jego gatunek wykształcił fałszywy żołądek na wszystko oprócz krwi

Dziwne zdanie.

 mokrą torebkę od herbaty

Mokrą torebkę herbaty.

 Wszystko u pana dobrze, panie inżynier

Chyba jednak: panie inżynierze.

słowo brzmiące jak wyrok

Hmm.

 tylko nie mówi nikomu

Literówka.

 złapał do klamki

Złapał klamkę.

 Z jego ust doszedł zgrzyt

Może: wydobył się?

 w ludzkiej głowie

Akapit wcześniej była już głowa.

 powiedział Zenon z przerażeniem

Mocniejszy czasownik?

 Rozumiał przyjaciela w tej kwestii…

Mało naturalne i zbędne – zachowanie Zenona wskazuje na to wystarczająco.

 – A jeśli go znajdą? I potem zaczną szukać nas?

Jeżeli go znajdą, to i Gerwazego znajdą, w końcu to on przechowuje nieszczęsną ofiarę.

 Przecież po coś płacił mu za ochronę…

Mmm, jakieś to wtrącone od czapy. Ma znaczenie?

 Wśród ich społeczności panowało niepisane porozumienie, zgodnie z którym nie można było zbytnio zwracać na siebie uwagi ani być zbyt łapczywym.

Można by wygładzić to zdanie.

 Skoro nawet Gerwazy nic z tego nie rozumiał, albo nie chciał rozumieć, to pozostawała Zenonowi tylko jedna osoba.

Jak wyżej.

 Zdał sobie sprawę, że zaciskał kurczowo dłonie.

C.t. Zaciska. I dobrze będzie to przestawić: Kurczowo zaciska dłonie.

 nie mogła pozwolić sobie na to

Szyk: nie mogła sobie pozwolić na to.

 wypadnie na pewnego siebie i wyluzowanego

Ku mojemu zdumieniu, słownik dopuszcza takie użycie: https://wsjp.pl/haslo/podglad/27715/wypasc chociaż widzę je pierwszy raz i napisałabym: Wyjdzie na pewnego siebie.

Wampir ruszył szybkim krokiem do gabinetu.

Hmm.

 Pyknęła fajką

Ale pyka się jednak z fajki: https://wsjp.pl/haslo/podglad/77619/pyknac/5195124/fajke 

– Szukasz kogoś – stwierdziła głosem nie znoszącym sprzeciwu.

Hmm. "Stwierdziła" jest tu w zasadzie użyte poprawnie, ale czy to głos nie znosi sprzeciwu?

 detektywka od spraw nieludzkich

Detektyw. Słowa takie, jak: premier, detektyw, naukowiec nie są rodzaju męskiego, ale dopasowują się rodzajem do odniesienia. https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Zgoda-realnoznaczeniowa-przy-rzeczownikach-dwurodzajowych;22987.html

 Nagle jej wyraz twarzy się zmienił.

Hmmm. A tak właściwie, dlaczego teraz ją naszło na wspominki?

 W jej chrapliwym głosie odezwała się nuta słodyczy

Coś tu się odmetaforzyło…

 krzyknęła Bernadetta na odchodnym

Odchodzi tutaj (a raczej ucieka) Zenon, nie Bernadetta… https://wsjp.pl/haslo/podglad/89060/na-odchodnym

 umysły zniszczono nie wiadomo po co

Umysły zniszczono, nie wiadomo, po co.

 Zawsze mawiał, że dla jego gatunku „stos jest tuż za rogiem”.

Hmm.

 drobiazgi, które nie były na miejscu

Hmmmmmm.

leżała pod skosem

Na skos, albo skośnie.

 gość ujawni się

Nie dawaj "się" na końcu frazy, to źle brzmi.

takim samym, pustym wzrokiem

Lepiej: takim samym pustym spojrzeniem.

 jak u egzemplarza znalezionego przez Gerwazego

Jak egzemplarz znaleziony przez Gerwazego.

 Zenon obrzucił wzrokiem

Powtórzony wzrok.

 zwisający z niej, wyciągnięty z gniazdka kabel telefonu

Bez przecinka.

 rozedrganym głosem

Hmmm. Drżącym?

 obrzucił wzrokiem

Znowu?

 plecy płonęły z bólu

Raczej: plecy płonęły bólem, choć trochę to aliteracyjne.

 ale to nie było najgorsze

Postarzyłabym szyk przy tych wszystkich hajdukach: ale nie to było najgorsze.

 Wciąż czuł upokorzenie, ale nie pamiętał, co go wywołało

Co je wywołało. To upokorzenie.

 Podobnie zresztą, jak on sam.

?

 Tylko, że sznurków jest wiele, łączą się też w bok albo na skosy…

Hmm.

Ale mi też to długo zajęło

Mnie – pozycja akcentowana.

 Tak, wspomnienia nie są ułożone na linii czasu, one same są czasem…

Bergson?

 Ten odniósł wrażenie, że wzrok przeszywa go na wylot.

Hmmm.

 Jego nogi płonęły od bólu.

Angielskawe, i znowu ta sama metafora.

 piwnicy. W tej dzielnicy

Rym.

 naprawdę lokalne służby wywiadowcze zadałyby

Niejednoznaczny szyk: lokalne służby wywiadowcze naprawdę zadałyby.

 Każdego z nas stworzono na swój sposób.

?

 Tyle gam, które można przeplatać ze sobą.

Mieszana metafora.

 Wcześniej kochałeś ludzką krew

Po polsku kocha się ludzi, a nie jedzenie.

 czy znowu mieszano mu w głowie

On myśli, że mieszanie odbywa się teraz, czy że już się odbyło?

 Spojrzała na Zenona mętnym wzrokiem.

Spojrzała na Zenona mętnie.

 Jej głos był niemal senny.

Czyli?

 ku kobiecie

Źle to brzmi.

Ta patrzyła nieprzytomnie jak ostrze zbliża się do jej szyi

"Ta" nie jest potrzebne, tylko Bernadetta jest tu rodzaju żeńskiego. Patrzyła nieprzytomnie, jak ostrze zbliża się do jej szyi.

 nie pomyślał spytać

Nie pomyślał o spytaniu, ale można to załatwić na tyle lepszych sposobów.

 I tak mną zakręcił… – tu najpierw

"Tu" dużą.

 obejmował jego ludzką ofiarą

Obejmował jego ofiarę. "Ludzki" w tym użyciu to anglicyzm (polskie użycia: https://wsjp.pl/haslo/podglad/16221/ludzki) i w sumie jest zbędne – wiemy, że delikwent jest człowiekiem.

 sama wiesz kogo

Sama wiesz, kogo.

 że po tym wszystkim należała im się chwila zapomnienia.

C.t.: należy.

 

Sympatyczne, straszące trochę, choć cokolwiek rozchwiane. Ale sympatyczne. Komedii nie stwierdziłam, i wcale mi jej nie brakowało.

dużo trudniej jest dokonać dokładnej korekty we własnym tekście, niż w cudzym, jak wiadomo

Oj, tak.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję Tarnino, wspaniała robota, biorę się do poprawiania.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Służę. Buka gratis.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Naniesione, choć jeszcze skontroluję. Bardzo dziękuję!

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

O, na błysk wypolerowałeś. Istotnie, trudno Tarninę przecenić. Biblioteka ci się słusznie należy! 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć!

 

Świetnie dobrany tytuł, bardzo dobrze oddaje klimat i tematykę oka. Motyw z przedstawieniem wampirów jako osób leciwych, dostojnych i nie do końca nadążających za tymi wszystkimi nowinkami wypada ciekawie, z początku sugerując jedynie melancholię. Całość rozkręca się trochę długo, jednak z powrotem do mieszkania wszystko się zmienia. Od drzwi jest świetnie. Bardzo dobrze pokazałeś stosunek bohatera do Pająka, bez infodumpów, wrzucając czytelnika pomiędzy ścierających się jegomości. Już w samym natłoku wspomnień i roli kolejnych retrospekcji trochę się pogubiłem, ale jakoś szczególnie mi to nie przeszkadzało, bo odczuwałem (mam wrażenie) dokładnie to, co Zenon. Bardzo długo nie rozumiałem, co i jak protagonista – jeżeli można go tak nazwać – chce osiągnąć: czeka na wsparcie, chce wywołać jakąś refleksję u przeciwnika? W końcówce wszystko przyspieszyło: Bernadetta, wazon, atak, kiedy wreszcie (tak kawa na ławę, chociaż w scenie z dziewczynką też to już wyraźnie widać) pokazujesz, na czym atut pająka polega. Całkiem przyjemna historia o wampirach (a myślałem, że już wszystko o nich napisano).

Napisane bardzo ładnie, nastrojowo i z dbałością o tempo. Początek powolny, budujący nastrój, konfrontacja niespieszna, pozwalająca odczuć grozę, a zakończenie szybkie, nawet nieco humoru się załapało. Tyle póki co.

 

Pozdrawiam!

 

PS Czuję ulgę widząc, że nie tylko pod moimi tekstami komentarze Tarniny potrafią być tak merytoryczne i rozbudowane. A Buka nich żyje i nadciąga, bo dzieci chcą na sanki! ;-)

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Czuję ulgę widząc, że nie tylko pod moimi tekstami komentarze Tarniny potrafią być tak merytoryczne i rozbudowane.

… widziałeś moje komentarze pod innymi tekstami?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

… widziałeś moje komentarze pod innymi tekstami?

Oczywiście. Ale ostatnio jakoś tak się złożyło, że trafiałem pod tekst przed tobą albo czytaliśmy inne. A tu przeczytałem, scroluję i aż mi się cieplej na sercu zrobiło ;-) (że może jest nadzieja…)

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Nie ma nadziei.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Krarze, omieszkałem osobiście, to teraz wirtualnie podziękuję za przeczytanie i wyczerpującą opinię. Cieszę się, że znalazłeś pozytywy. Jestem świadom, że jedną ze słabości tekstu jest powolne tempo i duża ilość dialogów. Ale mam nadzieję, że jakoś pasuje to do klimatu. 

 

Gdyby Tarniny nie było, to by trzeba było ją wymyślić. Więc całe szczęście, że jest, bo kto by dał radę, na pewno nie ja.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Gdyby Tarniny nie było, to by trzeba było ją wymyślić. Więc całe szczęście, że jest, bo kto by dał radę, na pewno nie ja.

Dzisiaj na szlaku kobita spytała, czy dobrze idzie (żółtym) do Kiełpinka i jeziora Jasień. To powiedziałam, że nie, musi skręcić w niebieski. Niebieski. A powinnam powiedziećzielony”. Do kolejki może dotarła, ale jeśli usłyszycie, że ktoś się dzisiaj utopił w zbiorniku Kiełpinek, to będzie moja wina.

Tyle, jeśli chodzi o moją przydatność dla ludzkości.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Bardzo przyjemnie się czytało.

Wampiry z mniej wyeksploatowanego kąta.

Trochę mnie zaskoczyła interwencja Berni. Przecież odmówiła Zenkowi (a on właściwie jej ;-) ), a tu jakiś czas później wpada z odsieczą. I jeszcze rozmawiają, jakby byli umówieni…

Ładnie rozplanowana akcja z ratunkiem w ostatniej chwili, niby nic nieznaczącymi gestami, które okazują się bardzo istotne…

Babska logika rządzi!

Tekst ogólnie czytało się nieźle. Zaciekawił mnie początek i oryginalne podejście to tematu wampirów. Spodobało mi się to, w jaki sposób Zenon nie nadąża za ciągle rozwijającą się technologią.

Trochę mi natomiast przeszkadzało to, że w opowiadaniu nie zostało wyjaśnione dlaczego właściwie Zenon postanawia zając się sprawą Pająka. Mają jakieś rachunki do wyrównania? Zenon zawodowo zajmuje się takimi rzeczami? 

Rozmowa z panią detektyw też była trochę dziwna. W zasadzie nie zgodziła się pomóc Zenonowi, a potem pojawia się w kluczowym momencie.

 

 

 

Finklo, bardzo dziękuję. Zenon obiecał, że zadzwoni za pół godziny, a Pająk wyjął kabel od telefonu (więc byłby martwy sygnał). Bernia sama zadzwoniła na wszelki wypadek i postanowiła sprawdzić, skoro Zenon interesował się groźnym wampirem.

 

Adam: Dzięki, cieszę się, że się nieźle czytało. Miło mi, że są też koneserzy początku. Ja nie czuję otwarć z trupem i trzęsieniem ziemi, chcę dać czytelnikowi wchłonąć klimat na początku.

 

Zenon boi się, że złamanie zasad pociągnie represje i stosy (nie bardzo czuje nowoczesność), do tego jednak nieco współczuje ludziom (delikatnie o ww. jest wspomniane, może mało jasno, czasem mam problem z komunikacją intencji bohatera, pomyślę nad tym), do tego Zenon być może boi się samemu pewnego dnia stać się ofiarą (tego akurat nie ma w tekście).

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Bernia sama zadzwoniła na wszelki wypadek i postanowiła sprawdzić, skoro Zenon interesował się groźnym wampirem.

Szkoda, że nie ma tego w tekście… ale wtedy musiałbyś skakać po narratorach. I tak źle, i tak niedobrze.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Mogła coś wspomnieć, na przykład podnieść wtyczkę od telefonu i rzucić “To dlatego nie mogłam się dodzwonić!”…

Babska logika rządzi!

O, o tym nie pomyślałam!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

O, to dobre, zmienię, dzięki!

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Dłobiazg…

Babska logika rządzi!

Bardzo zacna historia o nietypowych wampirach. ;)

Na tym poprzestanę, bo chyba wszystko napisali już wcześniej komentujący.

 

– A teraz wy­glą­da, jak­byś kij od szczot­ki po­łknął.Za­śmia­ła się.– A teraz wy­glą­da, jak­byś kij od szczot­ki po­łknął – za­śmia­ła się.

 

Pyk­nę­ła fajką, ki­wa­jąc przy tym głową. → Obawiam się, że fajką się nie pyka. A może miało być: Pyk­nę­ła fajkę, ki­wa­jąc przy tym głową.

Za SJP PWN: pykać 1. «wydać wargami charakterystyczny odgłos, wypuszczając dym podczas palenia fajki» 2. pot. «palić fajkę»

 

– Nie… Nie to, że się boję… – za­wie­si­ła na chwi­lę głos. → Skoro zawiesiła głos to przestała mówić, więc: – Nie… Nie to, że się boję… – Za­wie­si­ła na chwi­lę głos.

 

Nie­pro­szo­ny gość wska­zał na męż­czy­znę… → Nie­pro­szo­ny gość wska­zał męż­czy­znę

 

– Wciąż ma szan­se dojść do sie­bie, ale po jesz­cze jed­nej sesji ze mną… – Za­śmiał się, okrut­nie i pa­skud­nie.– Wciąż ma szan­se dojść do sie­bie, ale po jesz­cze jed­nej sesji ze mną… – za­śmiał się, okrut­nie i pa­skud­nie.

 

– Źró­dło jest prak­tycz­nie nie­wy­czer­pal­ne – uśmiech­nął się szel­mow­sko gość. → Uśmiech jest bezdźwięczny, więc: – Źró­dło jest prak­tycz­nie nie­wy­czer­pal­ne.Uśmiech­nął się szel­mow­sko gość.

 

po­ło­żył głowę na opar­ciu fo­te­la. Nie miał już siły dalej się opie­rać. → Nie brzmi to najlepiej.

 

Zła­pał za wazon, wy­rzu­cił z niego kwia­ty… → Zła­pał wazon, wy­rzu­cił z niego kwia­ty

 

– Ka­mień.. – jęk­nął Pająk, tuląc się do Gar­gul­ca jak dziec­ko. → Wielokropkowi brakuje jednej kropki.

 

– Ura­to­wa­łam cię przed groź­nym dra­pież­ni­kiem – za­py­ta­ła uwo­dzi­ciel­sko. → Skoro zapytała, przydałby się pytajnik: – Ura­to­wa­łam cię przed groź­nym dra­pież­ni­kiem? – za­py­ta­ła uwo­dzi­ciel­sko.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, reg! Cieszę się, że się spodobało.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czyli da się zmienić przyzwyczajenia ;) Choć czasem – jak widać na przykładzie antagonisty – na gorsze. Fajny pomysł na energetyczne wampiry, doprowadzony, przez Pająka, do perfekcji. I przerażający. Nie chciałabym, żeby mi tak ktoś wspomnienia w głowie mieszał.

Czytało się dobrze, wciągnęło. Trochę się w końcówce pogubiłam. Wydawało mi się, że Bernia odmówiła bohaterowi, a potem zjawia się w ostatnim momencie, żeby ratować jego tyłek głowę. I wygląda na to, że było to zaplanowane. Może coś przeoczyłam po prostu.

Mi się :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Serdecznie dzięki, Irko! Na pewno słabością jest nieco sztuczne umieszczenie NPCów tam, gdzie mają być. Zenon obiecuje Berni, że zadzwoni ze swojego old fashioned telefonu stacjonarnego – ona czeka z utęsknieniem na telefon, a potem sama dzwoni i słyszy martwy sygnał (courtesy of Finkla). Domyśla się, że coś jest nie tak i przychodzi sprawdzić.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

 

drugi delikatnie obejmował jego ofiarą, wciąż zupełnie bierną.

lit(e)rówka

 

Coś mi tam się jeszcze rzuciło, ale zapomniałem wynotować :(

 

Opowiadanie bardzo zgrabne, pokazujące ciekawą odsłonę wampiryzmu i intrygująco rozgrywające relacje między długowiecznymi bohaterami. Szczególnie główna postać – Zenon – zasługuje na uwagę, jest wieloapektowy, wydaje się, że gdyby podrążyć dowiedzielibyśmy się o nim więcej – czasem napotykam na bohaterów, którzy żyją jakby dla danego opowiadania, nie istnieją poza nim – Zenon wydaje się zamieszkiwać ten tekst, ale jednocześnie wychodzić poza niego – co bardzo lubię, bo mam wrażenie, że mam do czynienia z żywą osobą, a nie kimś wymyślonym na potrzeby fabuły.

Skoro jesteśmy przy fabule – zgodzę się z przedpiścami, że rozkręca się powoli (ale – i to też już zauważono – buduje to klimat) – natomiast od momentu powrotu do domu nabiera dużego tempa, a sama końcówka przebiega już bardzo dynamicznie.

Ogólnie całość podobała mi się, klikałbym bibliotekę, ale widzę, że już nie trzeba.

 

pozdrawiam

 

entropia nigdy nie maleje

Bardzo zacny tekst. Gorsze zdarzało mi się czytać w drukowanych antologiach i zbiorkach. Zawsze z takimi tekstami jest kłopot – są mocniejsze i lepiej napisane niż to, co zwykle ląduje w bibliotece, a z drugiej strony do piórka brakuje niewiele, lecz jednak brakuje – dosłownie szczypty jakiejś niezwykłości, niespodzianki, zaskakującego rozwiązania – takiej odrobiny wróżkowej magii, która sprawia, że krzyczysz "wow". Tutaj wspomnianego efektu nie stwierdzam, ale jednocześnie informuję, że dla mnie jest to kawał dobrej roboty technicznej i fabularnej. Sporo napisali przedpiścy, ale mnie dodatkowo zostawiasz z myślą, czy czasem za całą intrygą nie stoi Gerwazy, który zza kulis manipuluje Zenonem i jego wspomnieniami. A Pająk jest tylko "pretendentem do tronu", który został skutecznie unieszkodliwiony…

Jimie, dzięki, poprawione. Tak, Zenon z niejednego pieca chleb zjadł, tylko wysysanie energii z mieszkańców pewnego kraju nieco go zdołowało :)

 

Ja lubię początek jak bagienny walec, który jedzie powoli, ale mocno wciąga. Oczywiście różnie bywa z efektem.

Bardzo zacny tekst. Gorsze zdarzało mi się czytać w drukowanych antologiach i zbiorkach.

Silverze, dzięki, to bardzo miła opinia dla człowieka, który jakieś dwa lata temu postanowił coś napisać :)

 

Ciekawe z tym pomysłem na końcu, bo rozważałem taką alternatywę.

 

Poza tym, almost piórko, potem człowiek sobie wypomina, gdybym tylko poprawił to i to, gdyby nie słupek… :)

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Przecież nie jest powiedziane, że go nie dostaniesz ;) Odwiedziny lożan będziesz mieć na bank :)

Napisane tak GreasySmoothowo. Czyli lekko, przyjemnie do czytania i nieco humorystycznie. Choć tu akurat nie wiem czy to nie szkodzi, bo widzę w tej historii potencjał na coś takiego bardziej mrocznego. Ale to może kwestia preferencji, w końcu czasem robi się i takie połączenia:)

Pomysł (żywiące się negatywnymi emocjami + zmienianie wspomnień) jest świetny – i to stwierdzam przy kolejnym Twoim opowiadaniu, bo morderstwo w sterowcu też mi się bardzo podobało pod tym względem. Widać, że masz rękę do tworzenia/mieszania motywów, co generalnie bardzo dobrze wróży:D

A jednak coś mi tu nie gra z fabułą. Jest jakaś taka za prosta. Po prostu. Bo jest niby intryga, ale mało się dzieje, a jeśli już, to tak trochę na zasadzie deus ex machina – tak jak Pająk czekający w domu Zenona, a potem Bernadetta i gargulec. Jest to wszystko zrobione w rozmyślny sposób – wszystkich bohaterów wcześniej dobrze przedstawiasz i nawet sygnalizujesz sprawę z gargulcem – ale jednak tak nie do końca się zazębiający.

Lekko się waham, czasu jeszcze trochę, ale pierwsze wrażenie skłania mnie do NIE.

Слава Україні!

A jednak coś mi tu nie gra z fabułą. Jest jakaś taka za prosta. Po prostu. Bo jest niby intryga, ale mało się dzieje, a jeśli już, to tak trochę na zasadzie deus ex machina – tak jak Pająk czekający w domu Zenona, a potem Bernadetta i gargulec.

 

Golodhu, prawdopodobnie masz na myśli to, że w klasycznej historii “kinowej”, takiej opierającej się na schemacie monomitu Campbella, spotkania z antagonistą zazwyczaj są dwa. W pierwszym bohater przegrywa, zazwyczaj coś traci, potem ucieka, przechodząc przemiany, ucząc się, poznając nowych przyjaciół, by na drugie spotkanie przyjść z eliksirem i ostatecznie pokonać wroga?

Nie wiem, czy to by było najlepsze rozwiązanie akurat tutaj, oczywiście można by spróbować, ale z pewnością tak dobrze zarysowanym bohaterom mogłoby zrobić dobrze, gdyby literek było znacznie więcej :)

Nie mnie pouczać autora, jak ma budować historię, ale na tym poziomie warsztatu chyba nie należy bać się dłuższych historii. Rady o skracaniu, przycinaniu, kondensowaniu tekstu są zwykle dawane wtedy, gdy nie ma się odwagi napisać, że z tą grafomanią nie sposób zbyt długo obcować :D A gdy ktoś pisze dobrze, to czytanie go jest przyjemną podróżą, nie zawsze trzeba zmierzać wprost do celu…

 

Wybacz GS za trzeci już wpis pod tym tekstem, nie mam zamiaru spamować. Po prostu myślę o tekście od wczoraj – więc chyba zrobiło wrażenie ;D

Tak, w pewnym sensie właśnie o to:P To znaczy nie wiem czy oczekiwałbym dokładnie odtworzenia podanego przez Ciebie schematu i zastosowania monomitu Campbella, ale wydłużenia fabuły raczej tak. Jakiegoś skomplikowania tej historii, pomeandrowania…

Nie chcę też tak jak Ty pouczać autora, jak ma budować historię. Powiedziałbym, że ta historia jest dobra w swojej formie i to nie tak, że taka jej długość to błąd. Raczej, że jest to jednak opowieść przyjemna, ciekawa, ale nie imponująca – ale w jej wydłużeniu można by próbować nią zaimponować. Bo jednak dobra, długa historia jest już bytem imponującym samym w sobie:D Ale to też nie jedyna droga, można szukać tego na inny sposób:P

I pewnie gdybym nie musiał oceniać tego opowiadania, to pewnie machnąłbym ręką i stwierdził, że mi się podobało:)

Rady o skracaniu, przycinaniu, kondensowaniu tekstu są zwykle dawane wtedy, gdy nie ma się odwagi napisać, że z tą grafomanią nie sposób zbyt długo obcować :D A gdy ktoś pisze dobrze, to czytanie go jest przyjemną podróżą, nie zawsze trzeba zmierzać wprost do celu…

Wiesz, to zależy od historii moim zdaniem. Jak masz konkretny pomysł i mocne zakończenie, to krótka historia pomaga je wyeksponować. Ale oczywiście do przycinania nudnych wątków też może taki komentarz służyć:P

Слава Україні!

Cześć!

 

Wracam z komentarzem z perspektywy kilku dni. Tak jak wciąż mam w głowie nieco uwag i wątpliwości, tak z drugiej strony cały czas siedzi mi w niej też konfrontacja z Pająkiem. Jest nieśpieszna, wieje grozą i czytając ją poczułem się jak Zenon, który nawet własnej pamięci nie mógł już zaufać (gaslightning level master ;-) ).

(Nigdy bym nie pomyślał, że kiedyś napiszę: poczułem się jak Zenon, a jednak, życie chyba nigdy nie przestanie zaskakiwać :-) )

Wyszło naprawdę dobrze, zostało w głowie, więc pozwoliłem sobie nominować do piórka.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

poczułem się jak Zenon

Z Elei?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

I oni teraz ciągle gapią się w telefony, jak cielęta

Jeśli porównanie nie wprowadza zdania podrzędnego, to bez przecinka.

 

ale ich zdolności nawigacji pozostawiały nieco do życzenia. 

Nie powinno być: zdolności nawigacyjne?

 

W głowie nieznajomego kłębiły się za to nieustannie małe ogniki sprzecznych uczuć.

nieustannie małe? o to chodzi w zdaniu?

 

odparł gospodarz z ociąganiem.

Ktoś tu chyba czytał Wiedźmina ;).

 

nie wiadomo, po co.

To utarte wyrażenie i nie potrzebuje przecinka.

 

Obok Pająka siedział mężczyzna z takim samym pustym wzrokiem i twarzą bez wyrazu, jak egzemplarza znaleziony przez Gerwazego.

Dzień dobryZenon silił się, by zachować spokój. – Może herbaty?

 

Pająk i odrzucił głowę do tyłu i zaśmiał się opętańczo.

Tutaj “i” pełni tę samą funkcję w zdaniu, więc postawiłabym przecinek.

Próbował przywołać wspomnienie znowu, ale chwycił pustkę.

W innym miejscu postawiłabym “znowu”.

 

Czarownik tam jest” – dochodziło od ulicy. Złapał oddech i rzucił się ku schodom do piwnicy. W tej okolicy jedna piwnica często przechodziła w drugą…

Rymy trochę zaburzają odbiór.

 

Wydał z siebie krótki okrzyk, a echo od razu powiedziało mu to, czego się bał.

Zatrzymało mnie.

 

Osiemnasty wiek, prawda? – doszło Zenona zza pleców.

Może jeszcze w tekście coś zgrzyta, ale wciągnął mnie i przestałam zwracać uwagę. Wyżej napisano już wszystko, więc dodam tylko, że podobało się i mnie! Było klimatycznie, zagadkowo i czuć w tekście napięcie. :D

Jeśli porównanie nie wprowadza zdania podrzędnego, to bez przecinka.

Chyba wprowadza, z orzeczeniem domyślnym.

Nie powinno być: zdolności nawigacyjne?

Może być tak i tak.

nieustannie małe? o to chodzi w zdaniu?

Nieustannie się kłębiły, ale zdanie może się źle parsować, jak widać.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jeśli porównanie nie wprowadza zdania podrzędnego, to bez przecinka.

Chyba wprowadza, z orzeczeniem domyślnym.

Dobrze się ukrywa :D.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

M.G. – dzięki serdeczne, naniesiona. Cieszę się, że się podobało!

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Kawał solidnej roboty, która przełożyła się na popularność tego opowiadania, co widać już choćby po ilości komentarzy (o czym ja, człek skromny, mogę jedynie pomarzyć). Było po drodze parę łapanek, z których skorzystałeś. I dobrze. Może to piórko jednak będzie? Kto wie, kto wie? ;-) 

Bardzo serdecznie dziękuję, Macieju, za miłe słowa!

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Cześć!

Tekst przeczytałam już jakiś czas temu, ale chwilę zwlekałam z komentarzem, żeby dobrze to przemyśleć. Miałam problem, bo mam mocno sprzeczne wrażenia. Jest to opowiadanie na naprawdę wysokim poziomie, zarówno fabularnie, jak i pod kątem językowym, ale zostawiło mnie z poczuciem, że brakuje mu “tego czegoś”, a że bardzo nie lubię gadki o mitycznym efekcie WOW i o takich nieprecyzyjnych pierdołach, to musiałam dojść do tego, co spowodowało to wrażenie. I już wiem.

Szybko rysujesz tu świat, ustawiasz bohaterów i od razu jako czytelnik miałam wrażenie, że kojarzę realia czy wiem, czego się spodziewać. Nie brakuje fajnych i dobrze wykorzystanych pomysłów – gargulce, specyficznie żywiące się wampiry, pani detektyw, cała intryga z Pająkiem mieszającym we wspomnieniach. To wszystko wielkie plusy.

Jednak mnie osobiście zabrakło tu czegoś na etapie rozwiązania fabuły.

Po pierwsze, po dobrym nabudowaniu Pająka jako groźnego przeciwnika, którego boją się generalnie wszyscy, nie mam jasności, dlaczego byli tak przerażeni, że postanowili głównego bohatera pozostawić samego z problemem. Z wydarzeń wnioskowałabym, że gdyby stanęli przeciwko złolowi w kilka osób, to sztuczki z kontrolą umysłu mogłyby się nie zdać na wiele.

Po drugie, tak jak doceniam wartość dobrego dialogu, tak mimo wszystko nie miałam poczucia, że rozmowa Pająka i Zenona wywołała jakąś większą dawkę emocji. Spodobał mi się motyw niepewności głównego bohatera – a i przy tym czytelnika – czy rzeczywiście Zenon nie zabił dziecka na schodach. Spodobały mi się też migawki z jego przeszłości, a jednak równocześnie zaserwowałeś nam scenę statyczną, która wygaszała tę dynamikę. A ta w mojej opinii była w tym fragmencie opowiadaniu potrzebna, żeby rozwiązanie intrygi uczynić satysfakcjonującym.

Chyba tyle, mam nadzieję, że jakkolwiek Ci się moje uwagi przydadzą. :) To w mojej opinii, pomimo wymienionych problemów, nadal bardzo dobry tekst i spędziłam przy nim dobry czas. Dzięki!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Cześć, GreSmo!

 

Technicznie nie mam zarzutów, napisane sprawnie, czytało się lekko. Do tego tekst jest podzielony na krótkie fragmenty – jestem fanem takich rozwiązań ;) W tym wypadku wspomogły Cię wspomnienia, wtrącane w najdłuższej, ostatniej, w zasadzie, scenie.

W porównaniu z “Morderstwem w sterowcu”, tutaj nie było już takiego gnania z akcją, choć objętość (prawie) podobna. Choć i tak styl masz raczej oszczędny – dajesz dokładnie te informacje, które są potrzebne w sposób zwięzły. Czy można by to rozpisać? Zdecydowanie dałoby się. Czy można by to skrócić? Oj, nie! A na pewno nie bez straty dla tekstu. W tej kwestii jestem umiarkowanie zadowolony.

Porównuję do Twojego wcześniejszego tekstu, bo tu też zanosiło się na kryminał, ale trochę to uciąłeś i zrobiliśmy całkiem ciekawy przegląd umysłu Zenka. Teraz przynajmniej wiemy, jak do tego doszło. Czy ta zmiana mi przeszkodziła? Raczej nie. Nawet powiedziałbym, że zyskała, bo wreszcie poznaliśmy lepiej bohatera, do tego była chwila zawahania, jak to z tą dziewczynką się zadziało. Natomiast całość zostawia mnie z poczuciem, że to miał być nie tylko tekst rozrywkowy, ale też o czymś. I to coś mi umyka. Na dniach spróbuję jeszcze siąść i przemyśleć, jak się sprawy między mną a tym tekstem mają.

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej Krokusie, dzięki za przeczytanie i miłe słowa o stylu pisania.

 

To nie jest opowiadanie o głębokim przekazie społecznym albo filozoficznym, ale chciałem tutaj ująć strach przed samotnością, alienacją społeczną, brutalnością hierarchii społecznej – co może dotyczyć osoby starszej albo np. bardzo wrażliwej.

 

Do tego jakoś delikatnie poruszam kwestię bierności vs. odpowiedzialności etycznej. Gerwazy ucieka w prywatność, Bernadetta w końcu się przełamuje i rusza do boju.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Hej!

 

Sprawnie napisana historia. Ale ja nie o tym Ci będę pisał, tylko o fabule.

Przede wszystkim podoba mi się zredefiniowanie wampiryzmu, wprowadzenie fluidów nerwowych zamiast nieeleganckiego żłopania krwi. Już nieraz spotykałem się z próbami zmienienia natury wampirów tak, by wymyślić coś oryginalnego – od dna, którym jest Śmierzch, po świetne powieści, jak “Trupia otucha” Simmonsa – a ta Twoja jest bardzo udana. Kupiłeś mnie tą koncepcją.

A kiedy dorzuciłeś jeszcze do tego intrygę, rozwijając pomysł z fluidami w niecne knowania Pająka, który umyślił sobie przejśc z wampiryzmem na jeszcze wyższy level, to już w ogóle zrobiło się świetnie. Kolejna rzecz, która przypadła mi do gustu, to fakt, że Zenon to nie żaden gieroj, jakiś matuzalem, który przeżył wiele wieków i nie lęka się już niczego, jest obojętny na wszystko i tylko gwiazdorzy. Bardzo ludzki ten Twój wampir, nawet za bardzo, bo nieśmiały, wycofany, wrażliwy. Umiejętnie podbudowałeś jego postać tymi wtrętami, które są wspomnieniami, a w szczególności flashbackiem o Mesmerze. Trzeci ogromny plus to rozwiązanie akcji, ten kamienny sen gargulca, tęskniącego za nieskończonym istnieniem kamienia, który Pająk będzie teraz śnił za karę.

Co do innych postaci: Pająk trochu jak na mój gust zbyt przerysowany. Robisz z niego właśnie gieroja, a ja wyczuwam w jego zachowaniu frajera, który próbuje być mądrzejszy, niż jest. Ale może tak miało być. Gerwazy, choć nie ma go wiele, to całkiem solidnie zbudowana postać, również niepewna siebie, jak Zenon, i dlatego udatnie współgrająca z protagonistą. Na koniec zostawiłem Bernadettę, bo to jedyny element, który mi nie pasuje – rozumiem cel jego wprowadzenia, ale ta postać jest dla mnie zbyt płaska, a jednocześnie kontury jej osobowości jakby próbowały stać się miejscami bardziej awangardowe, niestety w mało wiarygodny sposób. No, ale jeden mankament w kontrze do kilku dobrych kreacji NIEta nie czyni – a przynajmniej u mnie. Więc będzie TAK.

Piszesz w ostatnim komentarzu, że chciałeś poruszyć delikatnie kwestię bierności i odpowiedzialności etycznej. Uważam, że zrobiłeś to zbyt delikatnie, bo to akurat w opowiadaniu nie wybrzmiewa. Tak samo nie wybrzmiewa ten strach przed samotnością. I gdybym na tych aspektach się skupiał, to moja decyzja o przyznaniu Ci TAKa pewnie stałaby pod znakiem zapytania. Ale ja Twojego tekstu nie widzę, jako historii, mającej mi uświadomić coś, cokolwiek, nie widzę jej jako moralitetu czy opowiastki z przekazem. Dla mnie opowiedziana przez Ciebie historia ma wymiar czysto rozrywkowy, a fabularnie zasadza się na ciekawym pomyśle, i to właśnie powoduje, że moja decyzja jest jaka jest.

Dobre opowiadanie, GreasySmooth. Gratuluję :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Verus, dzięki serdeczne za przeczytanie.

Jest to opowiadanie na naprawdę wysokim poziomie, zarówno fabularnie, jak i pod kątem językowym

Dzięki, aż się zarumieniłem!

a jednak równocześnie zaserwowałeś nam scenę statyczną, która wygaszała tę dynamikę

Tak, to prawda, clou jest dość gadane, a jednocześnie mogło by być mocniejsze pod kątem napięcia psychologicznego. 

To w mojej opinii, pomimo wymienionych problemów, nadal bardzo dobry tekst i spędziłam przy nim dobry czas. Dzięki!

Cieszę się i polecam!

 

Outta: uuu, dziękować, cieszę się, że się spodobało. Słowa naprawdę miłe mojemu sercu.

od dna, którym jest Śmierzch, po świetne powieści, jak “Trupia otucha” Simmonsa – a ta Twoja jest bardzo udana.

Skąd wiesz, że klata Zenona nie świeci w ciemności?

 

Co do postaci: to słuszna uwaga, Bernadetta wychodzi chyba na wyrazistą przez wyrazistość, a nie przez charakter i cechy :) Do przemyślenia. 

Uważam, że zrobiłeś to zbyt delikatnie, bo to akurat w opowiadaniu nie wybrzmiewa.

Inaczej może powiem: to nie był przekaz tekstu, ale pewien klimat emocjonalny, który towarzyszył otwarciu prac nad nim.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Skąd wiesz, że klata Zenona nie świeci w ciemności?

yes

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wiecie co, rzadko mi się to zdarza, ale w tym przypadku o moim lożowym TAK-u zadecydował pomysł na tekst i na ujęcie idei wampira. Oczywiście, ważne jest, że to tekst dobrze napisany, z literackim pazurem, ciekawy stylistycznie i z ciekawymi postaciami – ale u mnie osobiście zadecydował pomysł, a konkretnie – pomysł na Pająka i na to, jak on działa.

ninedin.home.blog

ninedin: super, dziękuję! Cieszę się z takiego docenienia pomysłu szczególnie :)

 

Jako człowiek klatki schodowej (spóźnionych pomysłów) wpadło mi do głowy, jak wciągnąć początek do spójnej fabuły:

 

Po nieudanym posiłku Zenona bohater wpada na Pająka na ulicy

Prowadzą nieco dziwną, ale w miarę kurtuazyjną rozmowę

Nagle Zenon uświadamia sobie, że Pająk właśnie wyciągnął mu z głowy adres

Pająk znika, życząc do zobaczenia

Zenon odwiedza oboje przyjaciół, Gerwazy odmawia, Bernadattę kusi kontrofertą wizyty u siebie (co w sumie jest wprowadzeniem jej w pułapkę, zastanawiam się, jak to ominąć, żeby nie wyszedł na wrednego)

(Oczywiście jako eksperyment fabularny, nie zamierzam przerabiać głosowanego tekstu)

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

 

Gratuluję piórka :)

entropia nigdy nie maleje

Dzięki dzięki!

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

– Wyobraź sobie koraliki na sznurku. Tylko, że sznurków jest wiele, łączą się też w bok albo na skosy…

Przecinek chyba zbędny? 

 

Przeczytałem z przyjemnością, ale muszę powiedzieć, że chyba liczyłem na coś więcej. Trochę zawiodła mnie ta końcówka. Liczyłem na mocniejsze wykorzystanie pomysłu, a tu po prostu pojawiła się detektyw i wspólnie z Zenonem szybko pozbyli się Pająka. Za to dobrze uzasadniłeś jej przybycie, choć muszę przyznać, że w pierwszej chwili nie zwróciłem uwagi na wyciągnięty z gniazdka kabel od telefonu. Ale fajny szczegół, zdecydowanie dodający realizmu. 

Po za tym świetnie wykreowane postacie. Szczególnie sposób działania Pająka mnie zaciekawił, bo ładnie pokazuje niebezpieczeństwa związane z manipulacją, które można przenieść do realnego świata. 

Jednym zdaniem: satysfakcjonująca lektura, chociaż liczyłem na mocniejsze zakończenie. 

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

No i widzisz, jak się pomyliłem? :) Graty, należało Ci się, GS…

Jednym zdaniem: satysfakcjonująca lektura, chociaż liczyłem na mocniejsze zakończenie. 

Hmm, zapewne możnaby pójść w jakiś pojedynek psioniczny :)

 

Dzięki za przeczytanie, cieszę się, że czytałeś z przyjemnością.

 

@silver_advent: A, dziękuję, choć trochę los mi chyba pomógł, hihi. Pracuję, powoli, ale pracuję nad tym, o czym pisałeś te dwa lata temu :)

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Hmm, zapewne możnaby pójść w jakiś pojedynek psioniczny :)

Niekoniecznie to miałem na myśli, tylko po prostu jakiś mocniejszy twist z chęcią bym przygarnął. Ale ja, to wybredny jestem :D 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Nowa Fantastyka