- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Wartość niepomijalna

Wartość niepomijalna

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Wartość niepomijalna

Nie jestem złym człowiekiem.

Nigdy nie byłem.

A teraz? To, co zamierzam zrobić jest złe. Ale czy obciąży mnie, jako człowieka, kiedy nie mam pewności, czy można mnie jeszcze za takowego uznać?

Czym jest człowiek? Jeśli przyjąć, że istotą żywą, jednością ducha i ciała, to jestem poza tą definicją.

Czy trup, ciało pozbawione ducha, to nadal człowiek? Ludzkie zwłoki… Zdehumanizowany obiekt, niegdyś żywy, gdzie tylko przymiotnik świadczy o jego przeszłym człowieczeństwie.

Co w takim razie z duchem pozbawionym ciała? To chyba problem czysto akademicki, bo przecież duchy jako osobne byty nie istnieją, są domeną fantazji, literatury i filmu. No i wierzeń religijnych. Ludzki duch nawet nie jest obiektem, tylko… Czym?

Można, na przykład, znaleźć w lesie ludzkie zwłoki, pozbawione ducha. Kiedyś na spacerze w górach znalazłem wisielca, trochę traumatyczne przeżycie. No, ale wracając do tematu – przecież nie da się natknąć na ludzkiego ducha, pozbawionego ciała.

To fantastyka.

Wypadałoby jednak przyjąć jakieś założenie, co do własnego stanu. Żeby w jałowych dywagacjach i semantyce nie rozpłynęła się podstawa, która usprawiedliwi to, co zamierzam zrobić. Żeby nie zostać zepchniętym na drugi plan, tracąc kruchą kontrolę nad tym ciałem.

Wróćmy więc do początku i zacznijmy od nowa:

Nigdy nie byłem złym człowiekiem i nie mam szans, by się takim stać, niezależnie od tego, co zrobię. Bo człowiekiem już nie jestem.

Tak. Teraz jest dobrze. Myśli na właściwych torach.

Matka i ojciec chłopaka powoli odzyskują przytomność. On wie, zdaje sobie sprawę, że nadchodzi ten czas, więc napiera coraz mocniej. Rzuca się, krzyczy, zagłusza mnie i próbuje odzyskać tę połowę siebie, która zrobi z niego na powrót człowieka.

Spokojnie, Toby. Już niedługo.

Spycham go głębiej, żeby nie przeszkadzał.

Matka otwiera oczy, ojciec jęczy, ale jeszcze się nie budzi. Poczekam.

Z trudem podnoszę ciało z fotela. Tak ciężko nim poruszać. Jeszcze ciężej, kiedy chłopak przeszkadza tym swoim skowytem, pełnymi furii szarżami, uderzeniami jaźni w jaźń.

Pistolet ciąży w jego/mojej zdrętwiałej ręce, nogi ledwo się unoszą, szuram bosymi stopami po miękkim dywanie.

Staję nad nią, nad jego matką. Ma łzy w nierozumiejących, przerażonych oczach. Próbuje coś powiedzieć, ale knebel w ustach pozwala jej tylko na przytłumiony, nie znaczący nic bełkot. Szarpie się, ale sznury, którymi przywiązałem jej ręce i nogi do ramy łóżka są mocne. 

Chłopak to widzi, wzmaga wysiłki, lecz na próżno. Wiem jak utrzymać się na powierzchni.

Ojciec nadal nie otwiera oczu.

Czekałem prawie dwa lata, więc mogę poczekać jeszcze chwilę.

 

***

 

Zgrabiałą ręką wyciągam knebel z ust matki.

– Toby… – Kobieta zanosi się kaszlem, z oczu spływają jej łzy. – Co się dzieje? Czemu to robisz? Kochanie…

Gwałtownym ruchem pochylam oporne ciało i przysuwam twarz do jej twarzy. 

– Nie jestem twoim kochaniem – wypowiadam z trudem kilka słów. – Kiedyś byłem czyimś, a potem zachciało mi się wycieczki do Meksyku.

– O czym ty mó…

Nie rozumie, a ja nie pozwalam jej dokończyć pytania, na powrót wpychając knebel pomiędzy spierzchnięte, napompowane botoksem wargi. Niejeden raz chirurg traktował ją skalpelem. Podniesione kości policzkowe, naciągnięta skóra, wygładzone zmarszczki. Jest po pięćdziesiątce i na tyle wygląda. To śmieszne i żałosne zarazem, jak kobiety próbują zachować pozory młodości. Poddają się dziesiątkom zabiegów, po których ostatecznie wyglądają jak nieudolnie wykonane figury woskowe kobiet w ich rzeczywistym wieku. Nic a nic młodziej. Karykatury od madame Tussaud, odwrócone dzieła Geppettów z prywatnych klinik chirurgii plastycznej.

– Umrzesz szybko i bezboleśnie – obiecuję. – Inaczej niż ja.

Mówię do niej, ale spoglądam w pełne strachu oczy jej męża. Myślę, że on ją kocha, co w sumie jakoś mi imponuje. Ma forsy jak lodu, ogromną posiadłość, drogie samochody, helikopter na lądowisku w ogrodzie o wielkości nowojorskiego Central Parku. Zazwyczaj goście jego pokroju wymieniają kobiety jak rękawiczki. Stać ich na to, a na świecie pełno jest poszukiwaczek złota, polujących na cukrowych tatusków. Ale on najwyraźniej jest wyjątkiem. Możliwe, że nie jest nawet złym człowiekiem. Tylko co z tego? 

Unoszę dłoń z pistoletem, waham się. Przypominam sobie swoje życie. Paliwo zasilające nienawiść, drwa wspomnień podtrzymujące płomień determinacji. Wreszcie zginam wskazujący palec.

Huk wystrzału jest cichszy niż się spodziewałem.

Dziura pomiędzy starannie wydepilowanymi brwiami też nie imponuje rozmiarem. Jest zaskakująco niewiele krwi. Chyba naoglądałem się zbyt wielu filmów i miałem dotąd mylne, holywoodzkie wyobrażenie o postrzale w głowę. Tarantino nie byłby zadowolony.

Po sypialni rozchodzi się swąd prochu, rozgrzanej stali i jeszcze czegoś. Wilgotny, mdlący zapach śmierci.

Ojciec wpada w szał – miota się tak, że całe łóżko trzeszczy, ale więzy trzymają mocno. Toby zachowuje się podobnie, wewnątrz rzuca się na mnie raz za razem, próbuje wypłynąć na powierzchnię. Muszę się mocno skupić, by utrzymać kontrolę.

Ze spuszczonymi powiekami stoję kilka minut przy łóżku, nad trupem matki.

Z perspektywy ojca wygląda to pewnie jak atak narkolepsji. Na zewnątrz nie widać walki, którą toczę w środku.

Walki, którą wygrywam.

 

***

 

Był taki moment, w którym myślałem, że będę mógł tak żyć. To znaczy: w tym ciele.

Miałem fantazję, w której wdeptuję chłopaka tak głęboko, że nie może wrócić i już zawsze trzymam kontrolę. Ale jak to z fantazjami bywa, to były mrzonki. Zaklinanie rzeczywistości, myślenie życzeniowe.

– Toby nie mógł czekać, jak inni, co? – Stoję nad ojcem. Już się nie rzuca. Tylko płacze. – Miałeś pieniądze i kontakty, żeby go uratować poza systemem, więc skorzystałeś z tej możliwości.

Siadam obok niego, na łóżku.

– Musisz wiedzieć, że w sumie to rozumiem. Na twoim miejscu pewnie zrobiłbym dla swojego dziecka to samo. Tylko… Coś się tu pochrzaniło, jakiś error rzeczywistości, sam nie wiem co i dlaczego.

Muszę mu to powiedzieć, inaczej mój akt zemsty nie będzie miał sensu. A może od początku go nie ma i nigdy nie miał, a to co robię jest zbędne? Pewnie tak jest. Przyznaję, że tak jest. Tylko ponownie: co z tego?

– Obaj mieliśmy pecha – kontynuuję monolog. – Pojechałem na wycieczkę, znalazłem się w nieodpowiednim miejscu. Kartel, mafia, gangsterzy czy jak ich tam nazwać, złapali, pobili, związali. Potem nafaszerowali narkotykami, położyli na stole w jakiejś obskurnej parodii sali operacyjnej i wzięli wszystko, co dało się sprzedać. Myślisz, że kiedy wycinali mi organy niczego nie czułem? Tam nie ma anastezjologów, to zbędny wydatek.

Wzdycham i wstaję, kręci mi się w jego/mojej/naszej głowie.

– Gdyby nie ty, moje serce pewnie kupiłby ktoś inny. Twój pech, że trafiło na mnie. Nasz wspólny pech, że z jakiegoś powodu nie umarłem, jak powinienem, a zamiast tego zadomowiłem się w twoim synu wraz z przeszczepem. – Unoszę pistolet. To jego broń. Trzymał ją w szufladzie biurka w swoim gabinecie. – Wiesz, że on nas słucha? Cały czas próbuje mnie zepchnąć. Tak się nie da żyć. Ciało to nie miejsce dla dwóch.

Ujmuję pistolet oburącz i odwracam go lufą ku sobie. A w zasadzie ku Toby’emu. 

– To nie ty zabijasz dla organów. Ale przez takich jak ty ten proceder istnieje i się opłaca. Chciałeś uratować syna. Myślałeś, że dzięki pieniądzom wolno ci więcej niż innym. I teraz zapłacisz utratą tych, których kochasz. Taki mój ersatz sprawiedliwości, jedyny, na który mogę sobie pozwolić. Sam zdecydujesz, czy będziesz umiał z tym żyć.

Po raz drugi tej nocy pociągam za spust. 

Boli, ale nie tak bardzo jak tam, wtedy, na brudnym stole operacyjnym.

Upadam.

Na te kilka ostatnich, płytkich oddechów zwracam Toby’emu człowieczeństwo.

Zabawne. Tak długo czekałem na ten moment, tyle rzeczy rozważyłem, a nie dostrzegłem oczywistego, które widzę dopiero teraz. Przypominam sobie moje rozważania o istocie człowieczeństwa, o jedności ciała i umysłu. Myślałem, że nie jestem człowiekiem, bo nie mam już własnego ciała, ale nie miałem racji. Przecież kawałek prawdziwego mnie się ostał, Toby nie był w stu procentach oryginalnym sobą.

Ile ważyłem?

Ile waży serce?

Trzysta pięćdziesiąt gram w siedemdziesięciokilogramowym ciele.

Nigdy nie byłem złym człowiekiem. 

A teraz?

Umieram, będąc w połowie procenta.

Koniec

Komentarze

Cześć.

Mocny tekst i ciężki w obiorze.

Dobry szort – gratulacje.

Klikam.

rr

Cześć.

Anonim pięknie dziękuje za miłe słowa oraz klika i pozdrawia!

Witaj. :)

Przejmujący tekst. Bardzo bolesny, pełen dramatyzmu i oskarżeń. Krótki, a niezwykle treściwy, brawa! :) Zapada mocno w pamięć…

Klik, pozdrawiam serdecznie. :)

 

Dziękuję bardzo, bruce, za lekturę, brawa i klika :)

I ja dziękuję, Szanowny Anonimie, pozdrawiam. :)

Hej!

 

Przyznam, że początek może zniechęcić. Mnie zniechęcił. Dużo gadania i filozofii, aż tu nagle – pach! – akcja. Nawet się nie spodziewałam. Myślałam, że trafiłam na opowiadanie o tym, co jest czym, dlaczego, bla bla… XD

A tu pełnoprawna scena i nawet duch opętujący człowieka w innym stylu, taki duch-gawędziarz-filozof, w sumie przy lekkim skróceniu tych pierwszych przemyśleń, wypadłoby to jeszcze dynamiczniej. 

Naturalistyczne opisy na plus. 

 

wymieniają kobiety, jak rękawiczk

Bez przecinka. 

 

Od połowy to lecisz jak po bandzie, bo słów mi brakuje, żeby to opisać. No grasz na emocjach i świetnie sobie radzisz. A do tego spinasz całość i początek z końcem idealnie się łączą. Przyznaję, że motyw zemsty, tak oklepany, u Ciebie nabrał świeżości. 

Dodatkowo duch, który zadomowił się w człowieku poprzez serce – też nie kojarzę takiego motywu, kiedyś oglądałam horror z oczami. 

Całościowo na plus. Klikam i pozdrawiam,

Ananke

Hej.

 

Przyznam, że początek może zniechęcić. Mnie zniechęcił. Dużo gadania i filozofii, aż tu nagle – pach! – akcja. Nawet się nie spodziewałam. Myślałam, że trafiłam na opowiadanie o tym, co jest czym, dlaczego, bla bla… XD

Rozumiem. Przydługi wstęp do właściwej akcji. Tak, mam tego świadomość. Niemniej jednak uważam, że on jest tutaj potrzebny, a jego celem jest pokazanie jakim protagonista jest (a raczej był) człowiekiem i dlaczego cała reszta się dzieje. 

 

d połowy to lecisz jak po bandzie, bo słów mi brakuje, żeby to opisać. No grasz na emocjach i świetnie sobie radzisz.

Dziękuję za komplement.

 

A do tego spinasz całość i początek z końcem idealnie się łączą.

Po to właśnie jest ten początek – żeby spiąć całość klamrą.

 

Przyznaję, że motyw zemsty, tak oklepany, u Ciebie nabrał świeżości. 

To namiastka zemsty. Po prawdzie to nawet nie jest zemsta, bo jej celem nie są ci, którzy zabili bohatera, tylko ci, którzy coś na jego śmierci zyskali. W zasadzie to nie jest nawet namiastka, raczej substytut. 

 

Dodatkowo duch, który zadomowił się w człowieku poprzez serce – też nie kojarzę takiego motywu

Ja również nie kojarzę. Ostatnio odświeżałem sobie trochę E.A Poe, a konkretniej kilka jego opowiadań, w tym “Serce oskarżycielem”. I choć tutaj całość ma zupełnie inny wydźwięk, to można uznać, że wspomniane opowiadanie zostało inspiracją do napisania tego szorta. 

 

Dziękuję, szanowna Ananke, za wizytę i ciekawy komentarz, a także za klika.

Kliknęło mi się przez pomyłkę, bo klikałam w imieniu Użytkowników, a ta cholera (portal) się sama przelogowuje. No, to skoro już kliknęłam, to przeczytałam i jestem zadowolona. 

Mocne opowiadanie, szarpiące duszą, ale nie ckliwe. 

Podoba mi się pomysł, język i umiejętnie dawkowana groza. 

 

tatusków

Literówka. 

Witaj, Ambush.

Dziękuję za wizytę, lekturę i początkowo przypadkowego, lecz później już uzasadnionego, klika. Pozdrawiam! 

Rozumiem. Przydługi wstęp do właściwej akcji. Tak, mam tego świadomość. Niemniej jednak uważam, że on jest tutaj potrzebny, a jego celem jest pokazanie jakim protagonista jest (a raczej był) człowiekiem i dlaczego cała reszta się dzieje. 

Ja to rozumiem, dałam tylko nieśmiały sygnał do tego, że być może są osoby, które zniechęcił początek, stąd nie czytały dalej. Przybyłam jako dyżurna, więc z reguły czytam wszystko, co mam w grafiku, chyba że trafię na coś, co mnie już na wstępie wykończy, a widzę, że jest dużo znaków. Możliwe, że gdybym zobaczyła większą ilość znaków – odpuściłabym czytanie. A szkoda, gdybym odpuściła, bo po lekturze tekst uznałam za bardzo dobry. ;)

 

Po to właśnie jest ten początek – żeby spiąć całość klamrą.

Wiem, stąd właśnie nie zawsze trzeba odpuszczać. :)

 

To namiastka zemsty.

Namiastka czy nie – udana. Fakt, że już po dokonaniu zemsty (czy też jej namiastki) bohater nie czuje spełnienia, to normalne. W dużej mierze udane zemsty też przynoszą pustkę i nie dają tego, do czego się dąży. 

W dużej mierze udane zemsty też przynoszą pustkę i nie dają tego, do czego się dąży. 

Hmm, ciekawe spostrzeżenie. Warte uwagi, może nawet głębszej eksploracji w jakimś innym, jeszcze nie napisanym, opowiadaniu. 

To, co zamierzam zrobić jest złe.

To, co zamierzam zrobić, jest złe.

Ale czy obciąży mnie, jako człowieka, kiedy nie mam pewności, czy można mnie jeszcze za takowego uznać?

Sweet Lord, błąd na błędzie XD Bycie człowiekiem nie jest uznaniowe, na tym poprzestańmy :D

Jeśli przyjąć, że istotą żywą, jednością ducha i ciała, to jestem poza tą definicją.

To nie podpadam pod tę definicję. I tak, podpadasz, narratorze. Chyba że jesteś zombie, naturalnie.

Czy trup, ciało pozbawione ducha, to nadal człowiek?

W zasadzie nie. Ale ponieważ trupy niewiele robią, to nie podlegają ocenie etycznej, a o to chyba chodzi narratorowi, który najwyraźniej chce się usprawiedliwić. Nope!

Zdehumanizowany obiekt, niegdyś żywy, gdzie tylko przymiotnik świadczy o jego przeszłym człowieczeństwie.

Wut.

To chyba problem czysto akademicki, bo przecież duchy jako osobne byty nie istnieją, są domeną fantazji, literatury i filmu. No i wierzeń religijnych. Ludzki duch nawet nie jest obiektem, tylko… Czym?

A co to jest obiekt?

 przecież nie da się natknąć na ludzkiego ducha, pozbawionego ciała

Hmm. Nie można trafić na ludzkiego ducha pozbawionego ciała?

Wypadałoby jednak przyjąć jakieś założenie, co do własnego stanu.

Zbędny przecinek.

Żeby w jałowych dywagacjach i semantyce nie rozpłynęła się podstawa, która usprawiedliwi to, co zamierzam zrobić. Żeby nie zostać zepchniętym na drugi plan, tracąc kruchą kontrolę nad tym ciałem.

Powściągnij pęd do użycia słów niezgodnie ze znaczeniem. Kontrola nie może być krucha, a jeśli nie wiesz, co to jest "semantyka", to nie mów o niej. Podstawa niczego nie usprawiedliwia (można coś usprawiedliwiać na podstawie, ale lepiej uzasadniać).

nie mam szans, by się takim stać

Angielskawe: nie mam szans się takim stać.

On wie, zdaje sobie sprawę, że nadchodzi ten czas, więc napiera coraz mocniej. Rzuca się, krzyczy, zagłusza mnie i próbuje odzyskać tę połowę siebie, która zrobi z niego na powrót człowieka.

Wut? Ukrywasz. "Nadchodzi ten czas" jest żywcem wyłowione z fal telewizji.

pełnymi furii szarżami, uderzeniami jaźni w jaźń

? Jest to niewątpliwie metafora. Ale czy się trzyma kupy?

Pistolet ciąży w jego/mojej zdrętwiałej ręce

Kuurka, trudno to będzie poprawić. Bo normalnie poprawiłabym na: ciąży mi w zdrętwiałej dłoni; a tutaj to, jak na złość, nie zadziała… Może: obciąża rękę? Ciągnie rękę w dół?

Ma łzy w nierozumiejących, przerażonych oczach

Agh. W jej oczach zdumienie i przerażenie przeświecają przez łzy. Purpurowe, a co. Ale po naszemu przynajmniej.

ale knebel w ustach pozwala jej tylko na przytłumiony, nie znaczący nic bełkot

Anglicyzm, przegadanie: ale przez knebel przedostaje się tylko stłumiony bełkot.

ale sznury, którymi przywiązałem jej ręce i nogi do ramy łóżka są mocne. 

Bardzo angielskie: ale sznury, którymi przywiązałem jej ręce i nogi do ramy łóżka, trzymają. Albo: ale przywiązałem jej ręce i nogi do ramy łóżka mocnymi sznurami.

Wiem jak utrzymać się na powierzchni.

Wiem, jak się utrzymać na powierzchni.

– Nie jestem twoim kochaniem – wypowiadam z trudem kilka słów. 

A może: – Nie jestem twoim kochaniem. – Z trudem wypowiadam te kilka słów. 

ja nie pozwalam jej dokończyć pytania, na powrót wpychając knebel

Hmm.

Niejeden raz chirurg traktował ją skalpelem.

Hmmm.

Poddają się dziesiątkom zabiegów, po których ostatecznie wyglądają jak nieudolnie wykonane figury woskowe kobiet w ich rzeczywistym wieku.

Hmm. Poddają się dziesiątkom zabiegów, po których wyglądają jak nieudolnie wykonane figury woskowe.

w ogrodzie o wielkości nowojorskiego Central Parku

"O" zbędne.

na świecie pełno jest poszukiwaczek złota, polujących na cukrowych tatusków

"Jest" zbędne (predykatyw nie potrzebuje przerabiania na orzeczenie imienne), nie kalkuj angielskich idiomów ("cukrowy tatusiek" po polsku nie ma sensu).

Możliwe, że nie jest nawet złym człowiekiem.

Dobra, ale to to ma do rzeczy? Narrator raczej nie jest małą japońską dziewczynką, która morduje wszystkich, bo ją zamordowano…

Paliwo zasilające nienawiść

Rozumiem, że nienawiść jest maszyną. 

, drwa wspomnień podtrzymujące płomień determinacji

Purpurowe to.

Dziura pomiędzy starannie wydepilowanymi brwiami też nie imponuje rozmiarem. 

… nie. https://wsjp.pl/haslo/podglad/26134/imponowac 

Chyba naoglądałem się zbyt wielu filmów i miałem dotąd mylne, holywoodzkie wyobrażenie o postrzale w głowę.

Chyba naoglądałem się za wiele filmów i miałem dotąd mylne wyobrażenie o postrzale w głowę.

próbuje wypłynąć na powierzchnię. Muszę się mocno skupić, by utrzymać kontrolę.

Hmm. Dwie różne metafory w sumie, chociaż…

zawsze trzymam kontrolę

Trzymać można stery, ale kontrolę najwyżej sprawować.

Ale jak to z fantazjami bywa, to były mrzonki.

Ale, jak to z fantazjami bywa. Mrzonki to właśnie fantazje, więc trochę się rozmaśliło masełko.

sam nie wiem co i dlaczego

Sam nie wiem, co i dlaczego.

a to co robię jest zbędne?

Wtrącenie: a to, co robię, jest zbędne?

Myślisz, że kiedy wycinali mi organy niczego nie czułem?

Myślisz, że kiedy wycinali mi organy, niczego nie czułem? O ile wiem, znieczula się, ekhm, pacjenta w takiej sytuacji nie po to, żeby nie czuł, tylko po to, żeby się nie ruszał i nie utrudniał. Ale skonsultuj to.

kręci mi się w jego/mojej/naszej głowie

Kurrka, anglicyzm, a tak go wkleiłeś, że nie do ruszenia… drań.

Gdyby nie ty, moje serce pewnie kupiłby ktoś inny. Twój pech, że trafiło na mnie. 

Hmmmm. Gdyby nie ty, moje serce pewnie kupiłby ktoś inny. Twój pech, że trafiłeś na mnie. (Czyli jednak zemsta małej japońskiej dziewczynki! Która nie jest dziewczynką, ale no.)

Nasz wspólny pech, że z jakiegoś powodu nie umarłem, jak powinienem, a zamiast tego zadomowiłem się w twoim synu wraz z przeszczepem.

Metafizycznie co najmniej wątpliwe, ale wyraźnie piszesz japoński horror, więc niech tam.

Trzymał ją w szufladzie biurka w swoim gabinecie.

Zbędny zaimek.

Ciało to nie miejsce dla dwóch.

Bo to w ogóle nie miejsce… a brzmi trochę, jakby to mówił Clint Eastwood…

Myślałeś, że dzięki pieniądzom wolno ci więcej niż innym.

Mmmmmmmm… japoński horror…

Taki mój ersatz sprawiedliwości

Narrator ma osobliwe pojęcie o sprawiedliwości. Zupełnie jak z japońskiego horroru.

na brudnym stole operacyjnym

https://www.youtube.com/watch?v=VB_rGCjgPCo :P (A serio, infekcji nie przekupisz. Skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą).

 a nie dostrzegłem oczywistego, które widzę dopiero teraz

Może tak: a oczywiste widzę dopiero teraz.

Myślałem, że nie jestem człowiekiem, bo nie mam już własnego ciała, ale nie miałem racji.

To co, utniemy sobie dwugodzinny wykładzik o hylemorfizmie? XD

Toby nie był w stu procentach oryginalnym sobą

Mmmmm…

Trzysta pięćdziesiąt gram

Trzysta pięćdziesiąt GRAMÓW. https://wsjp.pl/haslo/podglad/2722/gram/1859545/ciezar 

Umieram, będąc w połowie procenta.

…? Umieram zły na pół procenta. Chyba…

 

Tak, to japoński horror. Tylko po polsku i chyba w Ameryce. Ale japoński horror. Niezły. Spójny. Metafizycznie wątpliwy, przynajmniej na gruncie arystotelesowskim, ale wewnętrznie trzyma się kupy i straszy przyzwoicie.

Dodatkowo duch, który zadomowił się w człowieku poprzez serce – też nie kojarzę takiego motywu, kiedyś oglądałam horror z oczami. 

Ja coś jakby kiedyś słyszałam, ale zasadniczo nie jestem fanką horrorów.

jego celem jest pokazanie jakim protagonista jest (a raczej był) człowiekiem i dlaczego cała reszta się dzieje.

Mmmm, ale nie pokazałeś, jaki on był za życia, tylko że spotkała go okrutna, paskudna i niesprawiedliwa śmierć. A dalej zachowuje się jak klasyczna mała japońska dziewczynka z długimi czarnymi włosami.

Po to właśnie jest ten początek – żeby spiąć całość klamrą.

I dzięki temu tekst jest wewnętrznie spójny. Stanowi całość i nie potrzebuje wyjaśnień.

W zasadzie to nie jest nawet namiastka, raczej substytut. 

Właśnie w ten sposób działa klasyczna mała japońska dziewczynka z długimi czarnymi włosami (onryō, bo ile można pisać tę frazę XD)

w tym “Serce oskarżycielem”. I choć tutaj całość ma zupełnie inny wydźwięk, to można uznać, że wspomniane opowiadanie zostało inspiracją do napisania tego szorta

Mmm, inspiracja odległa, ale co z tego? Nie musi być bliska. Drogowskaz nie ruszy w drogę za Ciebie :)

Warte uwagi, może nawet głębszej eksploracji w jakimś innym, jeszcze nie napisanym, opowiadaniu. 

Oooo, będzie co czytać ^^

Cześć, Tarnino.

 

Sweet Lord, błąd na błędzie XD Bycie człowiekiem nie jest uznaniowe, na tym poprzestańmy

Niżej napisałaś:

 

I tak, podpadasz, narratorze. Chyba że jesteś zombie, naturalnie.

No więc jak to jest z tym uznaniowym człowieczeństwem, kiedy narrator jest duchem (duszą, świadomościa?) w nie swoim ciele? 

 

A co to jest obiekt?

Hmmm. Tu mnie masz, bo według SJP obiektem może być rzecz abstrakcyjna, np. cecha lub pojęcie. Zastanawiam się teraz, czy myśl mozna nazwać obiektem. 

 

Nie można trafić na ludzkiego ducha pozbawionego ciała?

A w sensie fizycznym można?

 

Kontrola nie może być krucha

Dlaczego? Oczywiście fizycznie nie może, ale w ramach metafory?

 

a jeśli nie wiesz, co to jest "semantyka", to nie mów o niej.

Znów za SJP: dział semiotyki badający związki między wyrażeniami językowymi a przedmiotami, do których się odnoszą. Możliwe, że błędnie założyłem tutaj co następuje: narrator, będący duchem w nie swoim ciele zastanawia się, czy stan, w którym się znajduje nadal podpada pod definicję “człowieka”. Rozważa tutaj frazę “jestem człowiekiem” i na ile jest ona poprawna i ma przełożenie na stan faktyczny, jako suma znaczeń “jestem” i “człowiek”. Skoro narrator próbuje określić swój stan poprzez język i sposób jego użycia w odniesieniu do siebie, to stara się skonstruować własne rozumienie tej frazy. I kiedy dochodzi do wniosku, że jego stan nie zawiera się w “jestem człowiekiem”, to usprawiedliwionym zostaje to, co robi, ponieważ wyrządzane zło nie obciąża go jako człowieka. To nie jest w jego przypadku zagwozdka z okolic semantyki?

Oczywiście ja, w odróznieniu od Ciebie, nie studiowałem filozofii i jest mozliwym, a nawet bardzo prawdopodobnym, ze plotę bzdury. 

Inna sprawa, ze nawet gdybym miał Twoją wiedzę, to nie musiałbym jej przenosić na fikcyjną postać, która przeciez też nie musi wiedziec o hylemorfizmie i tym, co wykminił Arystoteles, Tomasz z Akwinu czy inny Suarez albo Ingarden. 

 

Przepraszam, ale nie mam czasu teraz odniesć się do reszty Twojego wpisu. Postaram się zajrzeć tutaj później, a teraz znikam. Pa.

Cześć, Tarnino.

Miło Cię widzieć, Anonimie :)

No więc jak to jest z tym uznaniowym człowieczeństwem, kiedy narrator jest duchem (duszą, świadomościa?) w nie swoim ciele? 

Zasadniczo sama idea bycia duszą nie w swoim ciele działa tylko w kartezjańskim lub japońskim horrorze. Niezależnie od tego, jak duży kawał ciała komuś urżnęli, pozostaje człowiekiem (tylko okaleczonym) jego dusza. A ten nawet jeszcze troszkę ciała ma. Inna rzecz, że Twój narrator wyraźnie próbuje się usprawiedliwiać, co wskazuje na to, że on wie, że jest człowiekiem i jako taki nadal podpada pod porządek moralny. Pod względem psychologii – nie mam zastrzeżeń. Horror nie musi być wiarygodny "na zimno" – musi być wiarygodny psychologicznie (czyli – nieważne, że to niemożliwe, ważne, że ludzie tak postępują).

Zastanawiam się teraz, czy myśl mozna nazwać obiektem. 

Obiektem postawy (innej myśli) można. Obiekt to to, na co jest nakierowana czynność – przedmiot. Jeżeli miałeś na myśli przedmiot w sensie “materialna rzecz”, to nie pasuje.

A w sensie fizycznym można?

"Trafić" jest jednak minimalnie mniej fizyczne od "natknąć", ale to może tylko mnie się tak wydaje.

Oczywiście fizycznie nie może, ale w ramach metafory?

Nie, to się nie łączy frazeologicznie.

dział semiotyki badający związki między wyrażeniami językowymi a przedmiotami, do których się odnoszą.

Owszem. Dziedzina wiedzy, a nie "ględzenie". ^^

Możliwe, że błędnie założyłem tutaj co następuje: narrator, będący duchem w nie swoim ciele zastanawia się, czy stan, w którym się znajduje nadal podpada pod definicję “człowieka”. 

Sam ten stan jest mało sensowny (niby jak dusza miałaby opanować nieswoje ciało?), ale narrator, jako się rzekło, wyraźnie próbuje usprawiedliwić "nieludzkością" swoje poczynania godne onryo.

Rozważa tutaj frazę “jestem człowiekiem” i na ile jest ona poprawna i ma przełożenie na stan faktyczny, jako suma znaczeń “jestem” i “człowiek”. 

… na razie może daj sobie spokój. Znaczenia się tak nie sumują, a czy coś podpada pod predykat – to inna sprawa.

Skoro narrator próbuje określić swój stan poprzez język i sposób jego użycia w odniesieniu do siebie, to stara się skonstruować własne rozumienie tej frazy.

Doceniam Twoje starania, ale: a) ogólnie trudno coś określić nie przez język. Określanie jest językowe; b) jeśli mówimy o tym, czy coś podpada pod predykat, czyli należy do jakiegoś zbioru, to jednak bardziej metafizyka; c) kwestia jest ze styku metafizyki z etyką, ale trudno ją nazwać zagwozdką – narrator próbuje usprawiedliwić swoje działania tym, że nie należy już do porządku moralnego – nie zauważając (albo wypierając), że jak najbardziej należy, bo nadal jest bytem rozumnym i tym samym, którym był, choć, ekhm, okrojonym.

Inna sprawa, ze nawet gdybym miał Twoją wiedzę, to nie musiałbym jej przenosić na fikcyjną postać, która przeciez też nie musi wiedziec o hylemorfizmie i tym, co wykminił Arystoteles, Tomasz z Akwinu czy inny Suarez albo Ingarden. 

Racja. Co nie zmienia faktu, że narrator jest rasową japońską onryo.

 

ETA: Tak mi się pomyślało, że te kombinacje z duszami są jak podróże w czasie – (meta)fizycznie bez sensu, ale ile fajnych fabuł można wykombinować!

Tekst pozostawił mnie z mieszanymi wrażeniami. Pomysł nieoczywisty, zwięzłe ujęcie, dużo barwnych detali pozwalających wczuć się w świat przedstawiony – to wszystko na plus. Co do rozważań narratora, nie mogę wykluczyć, że byłyby prawdopodobne psychologicznie w danej sytuacji, ale zajęły stosunkowo dużo miejsca w utworze, a z perspektywy czytelnika nie wydały mi się interesujące: skoro wyraźnie pozostał agentem moralnym i podejmuje decyzje, to co to ma do rzeczy względem jego odpowiedzialności za czyny, czy nie pozostało mu wcale oryginalnego ciała, czy może 0,5%… Przy tekstach podobnie wykorzystujących wątki medyczne staram się zachowywać czujność, czy nie wpasowują się niechcący w jakieś teorie spiskowe, ale ten jest chyba zbyt jawnie oderwany od realiów, żeby mu to groziło. Przynajmniej mam taką nadzieję. Komentarz Tarniny kapitalny – szczegółowość językowa, filozoficzna, skojarzenie z tropami kultury japońskiej – nic, tylko się uczyć.

O ile wiem, znieczula się, ekhm, pacjenta w takiej sytuacji nie po to, żeby nie czuł, tylko po to, żeby się nie ruszał i nie utrudniał. Ale skonsultuj to.

Przygotowanie farmakologiczne do operacji składa się z trzech głównych części – pacjenta trzeba zwiotczyć (żeby się nie ruszał i nie utrudniał), uśpić (żeby nie przeżywał zabiegu świadomie) i znieczulić (żeby go we śnie nie bolało). Leki mogą wpływać w jakimś stopniu na wszystkie te trzy kwestie albo występować w przygotowanych mieszankach, ale są i takie środki, które wyłącznie zwiotczają. Takim dość znanym jest kurara, z syntetycznych np. suksametonium. Teoretycznie nie można zatem wykluczyć takiego przygotowania delikwenta do zabiegu, żeby zachował przytomność i czucie – oczywiście w praktyce nie zrobi tego ani laik, ani anestezjolog.

 

Doklikuję do Biblioteki i dziękuję za możliwość lektury!

Nowa Fantastyka