- Opowiadanie: Ślimak Zagłady - Grupa satem

Grupa satem

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Grupa satem

– Już poeci śliczni dawny sens zatracili w łzach – mówił sędziwy wieszczek Smyk, a głos jego trząsł się od ledwie tłumionego rozgoryczenia. – Łykają garściami święte zioła, rymują coś od rzeczy i szlochają, a ni bogów, ni przodków żaden nie słyszy.

Starzec poprawił się na kamiennym siedzisku. Potoczył wzrokiem po płaskowyżu, potem spojrzał wymownie na radę starszych plemienia, ludzi młodszych odeń o pokolenie i więcej. Mimo dziewięćdziesięciu ośmiu wiosen na karku zaćma nie całkiem zamgliła mu oczy, a brak zębów jeszcze uwydatnił orle rysy. Nos obwisał teraz jak dziób nad zapadniętą żuchwą.

– Nie ma już żadnej nadziei?… Czy nawet młody Prut?… – Bracia Czyżnie jak zwykle wpadli sobie nawzajem w słowo, wprawdzie był między nimi rok lub dwa różnicy, ale każdy niewtajemniczony brał ich za bliźniaków.

– Zwłaszcza młody Prut – podkreślił z mocą Smyk. – To bardzo dobre chłopię, ale słyszy tylko siebie. W tym pokoleniu nie ma nowego szamana.

Podeszła jego prawnuczka Aria, dziewczyna cudna jak sen o wiośnie, przyniosła drewnianą miseczkę, przyklękła przy siedzisku, chciała karmić go kaszą ze startych na miazgę ziaren jęczmiennych, obficie przyprawioną miodem. Stanowczo odebrał jej łyżkę, nakładał i niósł do ust, zamaszyście, przesadnie akcentując pewność ruchów. Niech widzą.

Wreszcie podniosła się Pinia, najbardziej poważana wśród starszyzny. Odrzuciwszy siwy warkocz za ramię, rzekła:

– Módlmy się tedy, by wśród dzisiejszych maleństw znalazł się nowy wieszczek. I o twoje zdrowie, Smyku, bo jeśli nie zdołasz go wyszkolić, zostaniemy na zawsze bez łączności z duchami, jako te sierotki.

 

Rozchodzili się każdy w swoją stronę, na pola i pastwiska, do chałup i szałasów. Aria prowadziła pradziadka pod górę, po łagodnym zboczu z rzadka porosłym cedrami. Przez jakiś czas szli oboje pogrążeni w niewesołych myślach, ona odezwała się pierwsza:

– Sądziłam dawniej, że jako kapłanka także zacznę słyszeć głosy z tamtego świata. Czy jest coś jeszcze, dziadziu? Coś, o czym nie mówisz starszym?

Smyk sapnął gniewnie, przystanął i spojrzał za plecy, niezgrabnie dla sztywności karku, jak gdyby upewniał się, że nikt ich nie ściga i nie podsłuchuje. Wahał się, aż niechętnie przyznał:

– Ano, dawniej kapłanki słyszały bogów i zmarłych. Co ja mówię, jeszcze w pokoleniu moich dziadów to co drugi coś słyszał. Znałem takiego, który rozmawiał z pszczołami!

– A teraz?…

– A teraz, dziecino – ściszył głos do chrapliwego szeptu – teraz to bogowie odwrócili się od nas. Nawet ja słyszę ich już zupełnie rzadko.

– Ale kiedyś, kiedyś naprawdę z nimi mówiłeś?

– Tak wyraźnie, jak z tobą teraz.

– I dlaczego to się musiało zmienić?

Zastanawiał się bardzo długo, a kiedy Aria na dobre zwątpiła w odpowiedź, zaczął wyjaśniać:

– Wydaje mi się, że nienawidzą cywilizacji. – Zamilkł ponownie.

– Chwilę, jak to możliwe? – Jej głos nie miał w sobie już nic z dawnego szczebiotu, spokojny, melodyjny głos młodziutkiej kapłanki. – Spójrz tylko na miasto Khotów, tam w dolinie, jak dobrze im się powodzi, jak lekko wydają nam polecenia. Czyż oni nie mają cywilizacji?

– Jeszcze za mego dzieciństwa nie mówiliśmy o nich „Khoci”, lecz „sąsiedzi”. – Pokręcił głową, resztki siwizny zatańczyły z wietrzykiem. – Nie o to zupełnie chodzi. Kiedy żyjesz w małej grupie, w rodzinie, to wiesz, kim jesteś, z kim jesteś, czego jesteś częścią. Nie kłopoczesz się tym wszystkim i duchy do ciebie mówią. A potem kręci się coraz więcej obcych, nowe zajęcia i twarze. Cały dzień podkreślasz, że ja, ja, ja, to ja to powiedziałam, to ja tego chcę, to ja się tym zajmuję, to ja się na tym znam. Skupiasz się ciągle na swoich myślach, myślisz o tym, że myślisz, ten twój Prut nazywa to chyba autorefleksją. Kiedy tak wypełnisz głowę własną jaźnią, toć już bogowie w niej nie postaną. I to jest nieodwracalne, ci, którzy nauczą się tak myśleć, nigdy więcej ich nie usłyszą. I potem ich dzieci, i potomni po wszystkie czasy.

– A Khoci…

– Ario, mówiłem już, że nie o to chodzi. Oni też nie rozmawiają z przodkami, ale pomyśl: w czym im to wadzi? Nie muszą ich słyszeć, by rosnąć w siłę i żyć dla przypadkowych fanaberii. Te głosy nie dawały nam mocy, lecz godność i słuszność wyborów. Bez nich próbujesz zagłuszyć pustkę, krzywdząc siebie i innych. Jeśli chcesz zobaczyć bezinteresowne okrucieństwo, spójrz w oczy człowieka, który zapomniał głos swojej matki. Otóż i o kim mowa! – Smyk zmienił ton głosu, wskazał w lewo powykręcaną ze starości dłonią.

Aria obróciła się w tę stronę, przysłaniając oczy od słońca, popatrzyła na dwie sylwetki pnące się północnym upłazem wzgórza, nie tak daleko od nich:

– Że niby kto zapomniał? Ach, nie, to Prut. I chyba wujaszek Ślina. – Para była zaiste niedobrana. Bliski krewny obojga, o niedźwiedzio zwalistej figurze, zwany częściej Śliną Jatkarzem, że zajmował się ochotniczo uśmiercaniem i porcjowaniem wszelkiej żywiny. Oraz bystry chłopak, chudy i wysoki jak topola, zawsze z naręczem glinianych tabliczek, usiłujący nauczać pisania i czytania każdego, kto miał nieszczęście wpaść mu w ręce. W dodatku wyglądało na to, że spierają się o coś gwałtownie, lub raczej Prut czegoś żąda z właściwym sobie uporem, a Ślina raz po raz odmawia.

Zeszli się wkrótce, trochę wyżej na porastającym już wczesnymi kwiatami grzbiecie. Prut objął Arię, a wujaszek, niedoszły następca szamana, przywitał się tak, jak to miał w zwyczaju, miażdżąc jej dłoń w brutalnym uścisku i wykrzykując głosem półszaleńca rymowankę bez związku:

– U matki na zrębie czeszą się gołębie, oj! jak ja bym chciał grzebienia, choć o jednym zębie!

– I o czym tak dyskutowaliście? – spytał Smyk.

– O Panieńskiej Rzece i tym wielkim żlebiszczu, co to się ciągnie nad miastem – wysapał Ślina Jatkarz.

– E, to mało ważne – przerwał mu Prut.

– Dla ciebie eksperymenty z wodą są mało ważne? – zdziwiła się Aria. – To o czym jeszcze?

– On się mnie pytał, czy nie ma dość bliskich związków z naszym rodem – odpowiedział wujaszek.

– Ano, bo ma – teraz to Smyk się zdziwił – tyś go wyciął z łona zmarłej Sosenki, a potem ja odebrałem jego pierwsze słowa. Jest nasz we wszystkim prócz krwi. – Stary wieszczek powoli pokiwał głową.

– I dlatego mówiłem – Prut krążył teraz nerwowo wokół grupy – że trzeba zwolnić Arię z przyrzeczeń kapłańskich, bym mógł otwarcie rozpocząć zaloty i nasze związki sformalizować.

– Co zrobić?

– Uczynić uznanymi – podpowiedziała łagodnie dziewczyna. – Prucie, przecież nikt nam nie broni spotkań i rozmów. To naprawdę nie jest dobry moment, żeby gniewać bogów.

– Nigdy nie ma dobrego momentu. – Smyk usiadł na trawiastym występie i niecierpliwie machnął ręką. – Zostawcie mnie teraz, muszę iść w góry, do świętego jeziorka. Może po paru dniach medytacji jeszcze usłyszę duchy. O tyle rzeczy potrzebuję teraz zapytać…

– Dziadziu, w twoim wieku? Na pewno nie powinnam cię odprowadzić?

– Nie.

Schodzili potem we dwoje, bo gdy zatrzymali się na podłużnej łączce, Ślina odszedł gdzieś do swoich spraw. Prut zaczął się żalić:

– Widzisz, nikt mnie nie traktuje poważnie. Zawsze jeszcze postrzegacie mnie jako obcego dziwaka. Tylko dlatego, że spędziłem część dzieciństwa u krewnych daleko w dolinach, że znam litery i cyfry?

– Wcale tak nie uważam, moim zdaniem wielu cię szanuje i w pewnym sensie podziwia. – Aria uśmiechnęła się lekko. – Prawda, że nie rozumieją niektórych twoich zachowań i zainteresowań, koniec końców po co oraczowi czy pasterzowi alfabet. Za to choćby te łopaty, które zanurzyłeś w rzece, żeby obracały kamień młyński, zamiast zaprzęgać do niego wołu lub nieszczęsnego Saka, oby bogowie przywrócili mu rozum? To jest prawdziwe mistrzostwo. Prawie wszyscy uznają cię za ważnego członka społeczności, a ja sama nie mogłabym marzyć o nikim lepszym.

– A o czym tam mówiłaś z pradziadkiem? – Widocznie skrępowany, zapragnął zmienić temat.

Streściła rozmowę.

– I co o tym sądzisz? – zapytała na zakończenie.

– Uważam, że to bardzo mądry człowiek. – Z uznaniem kiwał głową i prawie całym sobą. – Miewałem podobne przemyślenia, ale nie tak kompletne i nie umiałbym ich tak wyrazić, a on podsumował wszystko od razu.

– A może – powiedziała powoli kapłanka – może to po prostu znaczy, że ludzkość dorasta i zaczyna myśleć w inny sposób, tak jak dorośli myślą inaczej od dzieci?

– Nie. Czekaj, a może?… Nie interpretowałem tego podobnie, ale nawet zręcznie to ujęłaś. Te nowe drogi myślenia nie pozostawiają już miejsca na głosy bogów i przodków, może zresztą i oni chcieli nas zostawić, byśmy mogli żyć samodzielnie. Może nie potrzebujemy teraz prowadzenia za rękę, aby zachować godność i poprawiać swój byt, przecież cały czas staram się to udowodnić. – Zawahał się jeszcze przez chwilę. – Może żadne duchy nie muszą nam mówić, czy możemy ze sobą być.

Aria popatrzyła na niego czule:

– Nie mogłabym złamać obietnic i sprawić zawodu pradziadkowi.

– I ja nie mógłbym tego żądać. Mam nadzieję, że Smyk zdoła przecież nawiązać łączność, otrzymać wskazówki i zaprowadzić reformę religijną. Albo linia wieszczków wygaśnie i obowiązki kapłańskie stracą sens. My w każdym razie mamy czas.

– Mamy czas? Przecież nie będziemy czekać z niecierpliwością na śmierć pradziadka.

– Przepraszam, nie to chciałem powiedzieć. Kto wie, może on nas jeszcze wszystkich przeżyje.

– Ha, dość już o tym. Kto pierwszy przy tamtym cedrze, może dać drugiemu buziaka! – Pobiegli, śmiejąc się po dziecięcemu.

 

Resztki idyllicznego nastroju przepadły kilka dni później, gdy wiosna coraz śmielej obejmowała we władanie górskie zbocza, a Smyk nie powrócił jeszcze z medytacji. Oto do osady przybył brodaty umyślny z miasta Khotów. Dosiadał konia okrytego pięknie zdobioną kapą, na włóczni czy też wici miał zatkniętą biało-złotą wstęgę na znak posłannictwa. Ścigany okrzykami dziatwy, przekłusował między luźno rozrzuconymi szałasami, zatrzymał się przed chatami starszyzny:

– Przybywam z wiadomością od Króla-Boga, który troszczy się o miasto i wszystkie okoliczne ziemie – oznajmił gromkim głosem. – Jak co roku Król-Bóg połączy się publicznie z najpiękniejszą spośród mieszkanek jego dominium, która to ceremonia zapewni płodność ziem i liczny przelot ptactwa łownego, a odbędzie się w pierwszy dzień odpoczynku po pierwszej wiosennej pełni. Król-Bóg raczy udzielić tego zaszczytu mieszkającej tu pannie Arii.

Każdy z członków rady mógł mówić w imieniu wszystkich, ale jak zwykle tylko jedna czuła się na siłach, by uczynić to bez pytania innych:

– Nie należymy do dominium waszego khockiego króla – powiedziała surowo Pinia, swoim zwyczajem przerzucając warkocz – i czcimy własnych bogów oraz przodków. Aria złożyła święte przysięgi kapłanki, pomocnicy wieszczka, nie może tedy brać udziału w żadnej wspomnianej ceremonii. Odejdź, skąd przyszedłeś, posłańcze, zanim twoja przemowa zda się podobna obrazie.

– Jeżeli nasza wybranka nie zjawi się w mieście dwa dni i noce przed świętem, przybędziemy sami, by ją sprowadzić. To nie moje słowa, lecz Króla-Boga – wypowiedział i odjechał spiesznie, ponieważ wyrazy twarzy kilkorga spośród zgromadzonych zupełnie przestały się mu podobać.

Po tym zdarzeniu mieszkańcy osady prawie bez wcześniejszych rozmów, jak gdyby wiedzeni wspólną myślą, zebrali się na naradę w zwykłym miejscu ważnych spotkań, przy znaczonym ochrą głazie powyżej pól i zabudowań. Jako pierwszy wyrwał się Gniewosz, jeden z młodszych pasterzy:

– To tylko takie strachy, chcą zobaczyć, czy im ulegniemy, uznamy się za poddanych. Nie odważą się tu przyjść zbrojnie.

– Dlaczego mieliby się nie odważyć? – spytała chłodno Pinia. – Bez żadnych trudności zgromadzą trzy razy po sześćdziesięciu mężów i jeszcze zostawią silną straż w mieście. My możemy wystawić w pole równo dwa tuziny, oczywiście jeśli Dwuworowi szybko wygoi się kostka. Nie; jedyne, co możemy zrobić, to wyprawić Arię, ukryć ją w górach.

– Ja znam ich sposób myślenia – włączył się Prut, jak to on bez kontroli tembru, głośniej, ostrzej, niżby chciał. – Tyle nam z tego przyjdzie, że spalą chałupy i zmuszą byle kogo, by im wyjawił kryjówkę.

– To odejdźmy wszyscy w góry, za Przełęcz Czterech Wiatrów, zabierzmy stada – odparła Pinia. – Albo to żal nam tych ruder i płonych pól? Nie potrafimy już podjąć wędrownego życia i osiąść przed następną zimą gdzieś indziej?

Zapanowało poruszenie. Krzyk Śliny wybił się z gwaru:

– Tego jeszcze brakowało, żebyśmy uciekali przed naszymi dawnymi ziomkami! Dopóki mogę utrzymać w garściach topór z brązu i kamienny młot, zabiję każdego, kto na nas napadnie lub nastanie na cześć mojej siostrzenicy. I choćby tu przyszedł sam Król-Bóg, obalę go i zmiażdżę albo zginę próbując.

– Jatkarzu, zabijesz dwunastu, dwudziestu, a w miejsce każdego wyrośnie nowy, dwóch nowych. – Bracia Czyżnie mówili jeden przez drugiego. – To na nic. Kiedy bogowie przestali do nas mówić i widomie darzą łaską Khotów, a nie nas, to trzeba przyjąć ich obyczaje i przystać na złożoną propozycję.

– Coś w tym jest – odezwała się sama Aria, niespodziewanie dla wszystkich; jej cichy przecież głos wibrował odbity od stoków i powracał z mocą. – Skoro dziewczęta z doliny uważają takie zaproszenie króla za największy zaszczyt, byłoby szaloną dumą z mojej strony narażać byt plemienia, by mu odmówić. Obowiązkiem kapłanki jest przede wszystkim dbać o dobro ogółu, a nie dochowywać ustalonych form.

– Tylko wieszczek Smyk może powiedzieć, co naprawdę jest obowiązkiem kapłanki i jak nie obrazić przodków! – wciął się znowu Prut, tym razem już niemal falsetem. – I nikt inny nie doradzi w kwestii bezpieczeństwa tak jak on. W każdym razie musimy odczekać do jego powrotu, zanim cokolwiek postanowimy.

Spierano się jeszcze długo, ale żaden z proponowanych wyborów nie zdobył znaczącej przewagi w radzie starszych, a zresztą prawdą było, że bez porad Smyka nie dałoby się podjąć decyzji.

 

Aria z Prutem siedzieli znów na owej podłużnej łączce, ale z ich twarzy i gestów znikła większość śladów młodzieńczej beztroski. Chmury to wybrzuszały się, grożąc pierwszą wiosenną burzą, to rzedły i udawały niewinne obłoczki. Nie znajdowali słów.

– Czyli nie masz ochoty ginąć w mojej obronie? – zapytała po jakimś czasie i od razu poczuła, że to marny początek rozmowy.

– W równej walce zawsze, ale nie ginąć bez cienia nadziei, żeby zabrali cię chwilę później.

– Przepraszam, to nie było uczciwe pytanie.

– Ja myślę. A inne możliwości nie lepsze. Ani nie można od ciebie żądać takiego poświęcenia, ani od nas wszystkich, żebyśmy porzucili swoją ziemię i udali się na tułaczkę. Jak mogliśmy w ogóle znaleźć się w takiej sytuacji?

– Widać tak się dzieje, kiedy przestajemy słyszeć bogów – szepnęła Aria. – Może będzie już tylko gorzej, aż cała ludzkość wyginie?

– A jednak musi istnieć jakiś inny sposób, inna droga – uparł się Prut. – Ilu jest górali w tych wszystkich osadach dookoła? Czy gdyby wszyscy stanęli w naszej obronie, nie zdołaliby odstraszyć i przegnać Khotów?

– Pewnie zdołaliby, ale tego nigdy nie zrobią.

– Przecież to w ich interesie, jeżeli teraz nie zareagują, to wszystkich czeka takie samo poddaństwo…

– To prawda, ale nikt nie wyruszy z domu, w którym teraz czuje się bezpiecznie, żeby narażać się w cudzym imieniu. Wiesz przecież.

Prut obrócił się na trawie, popatrzył kapłance w oczy:

– Wiem; nie musisz mi znowu klarować, że ludzie nie są zawsze roztropni, a świat nie jest sprawiedliwy.

– A jednak – odezwała się Aria po kolejnej chwili namysłu – być może dostrzegam pewien sposób.

– Tak?

– Nie możemy wszystkich zwołać, żeby nas bronili, ale możemy wszystkich zwołać do miasta w dzień święta. Ogłosić, że bogowie dali nam wielkie znaki i dojdzie do doniosłych wydarzeń, których nie wolno przeoczyć. I aby na wszelki wypadek zjawili się z bronią.

– To mi coś przypomina. – Na pociągłą twarz Pruta wypełzł drapieżny, nasycony pewnością siebie uśmiech.

– Co takiego?

– Nic wielkiego, tylko możliwości napędzania młynów, o których opowiadałem wtedy twojemu wujkowi…

– Nie widzę związku.

– Zastanów się. – Ujął delikatnie jej dłoń.

– Prawda, już widzę!

Gęstsze chmury odeszły gdzieś ku wschodowi, słońce z wolna przesuwało się między obłoczkami. Leżeli obok siebie na polanie, wciąż trzymając się za ręce: czuli, że powinni już wracać, w osadzie było zawsze wiele zajęć, ale coś im podpowiedziało, by jeszcze zostać. I rzeczywiście, po pewnym czasie usłyszeli chrobot w zaroślach powyżej łąki. Zajrzeli bez większych obaw, bo tygrysy i inne groźne zwierzęta nigdy nie zbliżały się tak do sadyb. To wracający z medytacji Smyk przedzierał się w dół, bardzo wyraźnie wyczerpany i wyglądający na swoje lata. Zaraz też posadzili go na trawie i przynieśli wody ze strumienia.

– I cóż, dziadziu, dosłyszałeś duchy opiekuńcze?

Milczał długo, zawzięcie, wpatrując się w jeden punkt gdzieś daleko za plecami obojga młodych.

– Tylko pojedyncze słowa – wymamrotał wreszcie, jego głos tracił dawną wyrazistość. – A i to nie wiem, czy nie wyobraziłem ich sobie, za bardzo pragnąłem cokolwiek uchwycić. Powtarzało się „niebezpieczeństwo” i „powrót”, i „przyjaciół”.

– To mogło jednak być autentyczne – zauważył trzeźwo Prut, po czym streścili wieszczkowi ostatnie wydarzenia i podzielili się przemyśleniami.

Starzec zgarbił ramiona, długo nie reagował, pozwalał im mówić. Potem podniósł się nagle, ruszył wolnym krokiem w stronę osady. Nie chciał pomocy. Wreszcie obrócił się gwałtownie, kręcił głową na młodzieńca i dziewczynę, powiedział:

– Przemówię do tłumu. Powiem im taką prawdę o bogach, o tym, że uznali nas za dojrzałych i zaufali. Tylko co mam dodać w sprawie przodków? Jak wyjaśnić, że już nigdy nie będzie szamanów, którzy połączą nas ze zmarłymi bliskimi?

– Przecież oni wciąż czekają na nas na tamtym świecie – odezwała się miękko Aria.

– A rolę dawnych rozmów za pośrednictwem wieszczków pełni teraz – uzupełnił nieznoszącym sprzeciwu głosem Prut – pismo.

– Z tym pismem, chłopcze, to jest twoja obsesja zakrawająca na stan chorobowy. Ale może i masz rację…

 

Skoro nadeszła pełnia, wśród wielkiego poruszenia wyprawiano Arię do miasta. Przyodziano ją w prostą białą sukienkę ozdobioną wyhaftowanymi liśćmi i kwiatami, w płócienne trzewiczki. Matka oraz Pinia z kilkoma mężczyznami miały ją odprowadzić do samego krańca doliny. O poranku znalazła jeszcze chwilę na rozmowę z Prutem:

– Obiecaj – poprosiła – że cokolwiek tam się wydarzy, nie będziesz potem na mnie patrzył inaczej niż dotychczas.

– Wiesz, że moje uczucia pozostaną niezmienne. – Zdziwił się, że tak powiedziała, w ogóle nie myślałby w ten sposób.

Tymczasem wyprawiono już dwa poselstwa, które krążyły po okolicznych wioskach góralskich, nawołując, by jak najwięcej ludzi zjawiło się w mieście, jako że stary wieszczek Smyk otrzymał wiadomość od bogów, której nie można zlekceważyć, a o której będzie mówił podczas obchodów. Ze składu jednego z nich wycofano pospiesznie wujaszka Ślinę, ponieważ gdy z okrzykiem „Zamień byka na indyka, bo indyka nikt nie tyka!” próbował oberwać ramię przywódcy pierwszej z odwiedzonych wiosek, zorientowano się, że wpływa to ujemnie na poziom zaufania i całokształt wzajemnych relacji. Niemniej rezultaty rozmów na ogół dawały powody do optymizmu.

Gdyby Prut miał czas wyobrażać sobie, co dzieje się z Arią w mieście, w rękach straszliwego Króla-Boga, szalałby ze zmartwienia. Musiał jednak zająć się pilną pracą, do której przystąpił wraz z kilkorgiem urwisów płci obojga, zaopatrzonych w tęgie łopaty z okutego brązem drewna wiśni. Wskazywał im kierunek robót i sam kopał. Rów rósł równomiernie. Później Ślina przybył na pomoc, użyczył swej bezcennej siły: tam, gdzie warstwa gleby okazała się płytsza, zajadle rąbał i kruszył wapienne skałki. Kanał rozgałęziony od Panieńskiej Rzeki stopniowo, łokieć za łokciem, wypełniał się wodą…

 

Świąteczny poranek wstał bez chmur, niebieski i czysty, garbaty księżyc wisiał jeszcze nisko na zachodnim nieboskłonie, przeświecał przez gałęzie drzew, widok pąków i cierni na tle sinej tarczy budził nieokreślony niepokój. W osadzie zostały malutkie dzieci z babciami, cała reszta skupiła się i sunęła zwartą grupą w dolinę, ku miastu. Stroje były już to odświętne, już to praktyczne, ale każdy, nie wyłączając kobiet, miał za pazuchą siekierkę lub sztylet. Smyk czuł się tego dnia silny, nie trzeba było go podtrzymywać. Brakowało tylko Pruta, Śliny i gromadki młodzieży, bo w pośpiechu dokańczali prace ziemne.

Miasto, przystrojone przed obchodami, wywierało nie lada wrażenie na skromnych mieszkańcach gór. Z najważniejszych uliczek uprzątnięto błoto, drewniane budynki ozdobiono wstążeczkami i wapnem sinym czysto pobielono ściany. Na rogach mimo jasnego dnia płonęły pochodnie. Wreszcie na głównym placu stało olbrzymie podium, imponujące podwyższenie, u brzegów którego pomimo wczesnej pory kłębiły się już masy ludzkie. Strażnicy, choć dosyć liczni, zdawali się całkowicie przytłoczeni i wręcz stłamszeni, co Pinia skwitowała oszczędnym uśmiechem oraz przerzuceniem warkocza:

– Robota jak dzień czysta – powiedziała do idących w ślad za nią mężczyzn.

Wiedzieli, że ceremonia rozpocznie się z chwilą zachodu Księżyca. Gdy zbliżył się do horyzontu na mniej niż szerokość dłoni, od strony gór nadbiegł nareszcie Prut z urwisami, a zaraz za nimi sapiący przeraźliwie Ślina Jatkarz w dziwacznie wypchanym baranim serdaku.

– Wszystko gotowe – rzucił gorączkowo ten pierwszy. – Mamy tylko trochę czasu, tam między dolinkami grunt już całkiem przesiąka…

Oto natarczywi sprzedawcy przekąsek zaczęli milknąć, a z kamiennych gmachów po dwóch stronach rynku ozwały się uroczyste bębny, zrazu powolnym rytmem, potem prędzej i prędzej. Wtopił się w to jakiś inny odgłos, jakby narastający w oddali grzmot. Ten i ów spoglądał podejrzliwie w niebo, na którym nic nie zwiastowało nadejścia burzy, tylko wśród tonu rytualnej muzyki zabrzmiała ta obca, fałszywa nuta. Skądś wyłonił się na podium Król-Bóg, jego okolona dymem kadzideł postać jaśniała i zdawała się osiągać nadnaturalne rozmiary.

– Ludu Khotów! – przemówił huczącym, toczącym się po placu głosem. – Z tą chwilą rozpoczynamy doroczne Święto Odrodzenia! Odszpuntujcie beczki, prosząc o żyzność pól i obfitość łowów, a będzie wam dane! Tu oto połączę się z kapłanką Natury, Piękna i Prawdy, by tym sposobem przekazać ziemi życiodajną moc, która rozbudzi ziarna! Towarzyszkę obrzędu kazałem sobie przywieść z gór, co zarazem pokazuje naszą władzę nad ludami górali i rosnącą siłę! Wprowadzić kapłankę!!

Tym razem dymy nie uniosły się na czas, widziano, jak wrzucają Arię na scenę z zamaskowanego otworu w podwyższeniu, zdezorientowaną i strwożoną, a przecież śliczną jak nigdy… Gdy jednak władca ruszył z miejsca, nagle wszyscy uczuli drżenie ziemi i murów, drewniany podest wyraźnie zadygotał. A ona podniosła się zaraz i zaczęła mówić, obracała się, spoglądała w oczy kolejnym grupom słuchaczy, w tłumie przeszedł tylko pomruk, głos jej ciął jak nożem:

– Święto będzie dziś inne niż zwykle. Mój naddziad, święty wieszczek Smyk, otrzymał od bogów wielką wizję, którą kazali mu tutaj obwieścić wszem wobec i każdemu z osobna. Teraz właśnie wchodzi na scenę, aby przemówić!

W ciżbie narastał nieokreślony szmer czy może szum. Rzeczywiście, kilku ze starszyzny pomagało Smykowi dostać się na podest, jednocześnie gramolił się też Ślina, Prut i inni. Dziewczyna dodała:

– Królu-Boże, oto jest mój wuj, słynny Ślina Jatkarz. Będzie dlań wielkim zaszczytem, jeżeli zechcesz mu uścisnąć prawicę.

Zbaraniały król podał dłoń, a wujaszek tego dnia przeszedł samego siebie i wszystkie swoje zdolności powitalne:

– Łódka płynie, księżyc świeci, trójgraniasty groszek leci! Na trapezie, trapeziku, wisi główka na haczyku! – wołał i potrząsał, i wytargał władcę z obłoków dymu, i uniósł go nad podium w szalonych podrygach, i potrzaskał mu po kolei wszystkie kości w nadgarstku.

Nastąpiło poruszenie, strażnicy starali się dostać na scenę, ale nie bardzo im to wychodziło, popychani i przewracani ginęli, tonęli w tłumie, którego szmer przeszedł wręcz w plusk. Górale nie byliby może skłonni ginąć za ziomków z innej osady, ale nigdy nie przepuszczali dobrej okazji do burdy, a teraz, rozjuszeni słowami króla o poddaństwie, stali się burzliwi i niezmiernie skorzy do wieszania. Tych Khotów, którzy byli już na górze, Ślina przez chwilę trzymał na dystans, wydostawszy topór spod serdaka, potem Pinia na czele grupy doświadczonych pasterzy zaczęła ich spychać i wyrzucać.

Smyk mówił krótko, ale może po raz ostatni w życiu bardzo głośno:

– Jak wiecie, już od lat wszyscy przestaliśmy słyszeć bogów i przodków. Kilka dni temu, po długim poście i medytacji przy świętym jeziorku, usłyszałem ich jeszcze jeden raz. Powiedzieli, że ludzkość wyrosła już z dziecięctwa. Nie będą kierować każdym naszym krokiem jako troskliwi rodzice, musimy dojrzeć i stać się własnymi gospodarzami, określać sobie zasady, dokonywać odkryć i wynalazków, poprawiać nasz byt!

Plusk w tłumie nie dawał się już pomylić z żadnym innym dźwiękiem: na rynku, nie licząc podium, brudna woda niosąca lepki szlam i grudy ziemi sięgała powyżej kostek.

– Nie myślcie, że oni nas opuścili. Czekają na nas tam, po drugiej stronie Wielkiej Tajemnicy. Stary jestem, głos mam słaby, niech przemówią moi młodzi przyjaciele.

– Jak widzicie – włączył się z kolei Prut – miasto tonie! Gdy słońce osiągnie południe, większość ulic zaleje woda aż nad głowy dorosłych mężczyzn. Bogowie spuścili tę karę, gdyż nie darują ludom, które chcą rządzić innymi, wydawać rozkazy, upokarzać! Nie darują królom, którzy fałszywie mienią się bogami! Khoci muszą odejść. Niech ratują, co zdołają, z zalewanego dobytku, niech odejdą bez broni i nigdy nie wrócą, i niech nikt nie waży się ich tknąć.

W tym momencie zgromadzeni już nie milczeli i nawet nie szemrali, wręcz przeciwnie, zewsząd wrzeszczano. Prut usiłował to wszystko przekrzyczeć:

– Musimy wszyscy żyć w zgodzie! Słyszeliście, bogowie zamilkli przez to, że nie ma już dla nich miejsca, bo umiemy myśleć o myśleniu, rozumieć swój stosunek do myślenia, a to wielka odpowiedzialność! Dlatego też mamy pismo. Dzięki temu możemy spisać prawa, ale także zachowamy kontakt z przodkami, będą do nas mówić poprzez swe zapisane słowa zamiast poprzez wieszczków. Uczcie się wszyscy czytać i pisać! – Nikt go już nie słuchał.

Wtedy znowu przemówiła Aria, na pozór spokojnie, ale tak, że do każdego dotarła, niby lód trzaskający w nurcie rzeki:

– Najważniejsza rzecz to prawa. Skoro bogowie już wprost do nas nie mówią, nową podwaliną będą prawa każdego z nas. Religia powie nam, że każdego trzeba szanować tak samo, wspierać w potrzebie, każdy ma takie same prawa. A kto odmówiłby wam praw, będzie bluźniercą!

 

Minął pewien czas. Khoci z okaleczonym, wcale nie boskim królem odeszli w nieznane strony, mówiono o nich coraz rzadziej. Znaczną część miasta zalało nowe koryto rzeki, wciąż niosące odłamki skał i przybierające na sile, reszty nikt nie starał się zaludnić.

Drugiej następnej wiosny, gdy pierworodna córka Arii i Pruta wydawała się na to gotowa, zabrali ją do Smyka, by mógł przyjąć jej pierwsze słowa. Wieszczek, bardzo już chory i podeszły wiekiem, witał ich jednak z całą serdecznością. Wiedząc, że dziewczynka, choć jeszcze nie mówiła, może już wiele rozumieć, Aria pouczała ją łagodnie:

– To twój prapradziadek Smyk, bardzo wielki i mądry człowiek. Ukończył niedawno równe sto lat, szanuj go zatem należycie…

– Satem – powtórzyła mała z jakąś ogromną satysfakcją.

Starzec wzruszył się jak rzadko, łzy ciekły mu przez bruzdy na twarzy, wsiąkały w lnianą poduszkę. Zaczął szeptać:

– Nazwijcie to maleństwo Satem. Z waszej gałęzi będzie szczep, ród, lud, cała grupa, całe morze ludów, od oceanu skostniałego do wrzącego. Wielka szkoda, że już tego nie zobaczę, nie załatwię wszystkich pilnych spraw; idę sam, właśnie tam…

Koniec

Komentarze

Hej, 

– U matki na zrębie czeszą się gołębie, oj! jak ja bym chciał grzebienia, – tu chyb a z dużej po wykrzykniku 

 

– Tego jeszcze brakowało, żebyśmy uciekali przed naszymi dawnymi ziomkami! Dopóki mogę utrzymać w garściach topór z brązu i kamienny młot, zabiję każdego, kto na nas napadnie lub nastanie na cześć mojej siostrzenicy. – A tu nie wiem czy dookreślanie przez postać z czego ma zrobioną broń jest potrzebne, chyba, że autorowi by umiejscowić opowiadanie w danym czasie ;) 

 

Dobra, mamy tu rozprawkę sprowadzającą się do pytania – jak żyć? :) W mojej ocenie tak, by się nie dać :) I właściwie bohaterowie opowiadania w sprytny i bezkrwawy sposób tak też załatwili sprawę. Jest problem wokół, którego opowiadanie się toczy, są ciekawie zarysowane relacje między bohaterami, którzy są autentyczni. 

 

Sam problem z bogami również zostaje wyjaśniony w trakcie przemowy, choć tu mam wrażenie, że rozwiązanie tego wątku jest trochę skrócone, bo postawione przez Ciebie pytanie, czy bogowie są nam potrzebni, obowiązuje do dzisiaj, a nawet nadal znajdują się wieszczowie, którzy utrzymują, że mają z nimi kontakt :). Dodatkowo nauka, mądre księgi, czy też tęgie głowy do dziś nie znajdują na to odpowiedzi, choć są tacy, którzy jasno twierdzą, że bogów nie ma i są jedynie wymysłem ciemnego ludu – choć wydaje mi się, że taka postawa wynika bardziej z lenistwa niż jakiegoś głębszego przemyślenia, a by być tu sprawiedliwym, to ślepa wiara charakteryzuje się dokładnie tym samym :). Więc może dobrze, że nie brnąłeś za bardzo w rozwikłanie problemu, na który i tak nie ma lekarstwa :) A po długości mojego wpisu chyba już się domyślasz, że opowiadanie mi się podobało :). Klika i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Intrygujące i sprawnie napisane opowiadanie. Mamy tu zajmującą historię, mamy przemyślenia o naturze religii, początkach cywilizacji i świadomości – czuję, że Jaynes był czytany? Albo jakaś jego pochodna. W każdym razie warstwa fabularna i ta głębsza dobrze ze sobą współgrają.

 

Technicznie poziom wydaje mi się bardzo wysoki, w każdym razie ja nie byłem w stanie dopatrzeć się żadnych usterek czy innych takich.

 

Scena “zamachu” na Króla-Boga wydała mi się niezbyt wiarygodna. Jatkarz tak po prostu sobie do niego podłazi i łamie mu rękę. Wspominasz, co prawda, że strażnicy byli przytłoczeni i mieli problem z wejściem na scenę, ale to jednak rażąca niekompetencja z ich strony. To jest jedyna warta uwagi wada opowiadania w moich oczach.

 

Przyznam, że po lekturze nie do końca rozumiem tytuł (i, co za tym idzie, finałową scenę). Opowiadanie odbieram jako mit założycielski jakiejś cywilizacji czy kultury, a satem to grupa języków, ludy mówiące tymi językami cywilizowały się w bardzo różnym tempie i w sposób, na ile mi wiadomo, nie odbiegający jakoś specjalnie od innych ludów. Nie można ich chyba rozpatrywać aż tak łącznie. Może inspiracją była tu jakaś teoria historyczna, o której nie wiem, a może przesadnie się czepiam :O

 

W każdym razie jestem bardzo usatysfakcjonowany po lekturze, pozdrawiam i klik

Dziękuję, bardzo miło widzieć pierwsze komentarze!

 

Bardzie Jaskrze:

– U matki na zrębie czeszą się gołębie, oj! jak ja bym chciał grzebienia, – tu chyb a z dużej po wykrzykniku

Tutaj wykrzyknik nie zaznacza końca zdania, lecz tylko ton okrzyku, jest taka konwencja, dziś już bardzo rzadka, ale dopuszczalna.

A tu nie wiem czy dookreślanie przez postać z czego ma zrobioną broń jest potrzebne, chyba, że autorowi by umiejscowić opowiadanie w danym czasie ;)

Jasne, że mnie to bardziej potrzebne niż jemu. Ślina ogólnie ma dziwną manierę wypowiedzi, więc pomyślałem, że może tutaj przypadkiem podpowiedzieć, gdzie się znajdujemy w dziejach, ale gdyby kolejnym czytelnikom to przeszkadzało, mogę też to usunąć bez większej szkody.

Jest problem, wokół którego opowiadanie się toczy, są ciekawie zarysowane relacje między bohaterami, którzy są autentyczni.

To znakomita wiadomość, pod tym względem chyba się ostatnio rozwinąłem, bo dawniej o wiele zbyt często bohaterowie wychodzili mi sztywni i papierowi, nieodróżnialni jeden od drugiego.

Sam problem z bogami również zostaje wyjaśniony w trakcie przemowy, choć tu mam wrażenie, że rozwiązanie tego wątku jest trochę skrócone, bo postawione przez Ciebie pytanie, czy bogowie są nam potrzebni, obowiązuje do dzisiaj

Zgoda, tylko że tutaj starałem się je pokazać w soczewce szczególnego momentu cywilizacyjnego, w którym ludzie faktycznie tracą ten kontakt z bogami (oczywiście bez problemu można to traktować jako element fantastyczny, obecny tylko w świecie przedstawionym).

a nawet nadal znajdują się wieszczowie, którzy utrzymują, że mają z nimi kontakt :).

Istotnie też nadal zdarzają się ludzie, którzy słyszą różne głosy, ale nie uchodzi to nawet za wariant normy.

A po długości mojego wpisu chyba już się domyślasz, że opowiadanie mi się podobało :). Klika i pozdrawiam :)

Cieszę się i dziękuję, to zawsze spora satysfakcja, gdy czytelnikowi się podoba!

 

Zakapiorze Galicyjski:

Mamy tu zajmującą historię, mamy przemyślenia o naturze religii, początkach cywilizacji i świadomości – czuję, że Jaynes był czytany? Albo jakaś jego pochodna.

O, celny trop. Naturalnie wolałbym, żeby tekst nie był czytany jako hołd dla hipotezy umysłu bikameralnego – to jednak opowiadanie fantasy i może w tym świecie bogowie mówili do ludzi, jak długo czuli się potrzebni – ale na pewno była tutaj bardzo ważną inspiracją.

Technicznie poziom wydaje mi się bardzo wysoki, w każdym razie ja nie byłem w stanie dopatrzeć się żadnych usterek czy innych takich.

Dziękuję za komplement. Ja też nie, ale to akurat typowe, że autor nie widzi własnych potknięć. Tarnina już wrzuciła w kolejkę, więc nie wykluczam, że zostaniemy brutalnie pozbawieni złudzeń…

Scena “zamachu” na Króla-Boga wydała mi się niezbyt wiarygodna. Jatkarz tak po prostu sobie do niego podłazi i łamie mu rękę. Wspominasz, co prawda, że strażnicy byli przytłoczeni i mieli problem z wejściem na scenę, ale to jednak rażąca niekompetencja z ich strony. To jest jedyna warta uwagi wada opowiadania w moich oczach.

To cenna uwaga, również miałem pewne wątpliwości, na ile przekonująco to wyjdzie. Nie dalej jak w zeszłym roku na pół zwariowany poeta podobnie podszedł do premiera uznanego na arenie międzynarodowej europejskiego państwa (w dodatku z okrzykiem Robo, sem’ tu! “Robercik, chodź tutaj!”) i wsadził mu trzy lub cztery kule. Zakładam, że straż z epoki brązu mogłaby wykazać się mniejszą jeszcze kompetencją. Przyznaję jednak, że co innego prawdopodobieństwo zdarzenia, a co innego, czy opis wydaje się wiarygodny z perspektywy odbiorcy.

Opowiadanie odbieram jako mit założycielski jakiejś cywilizacji czy kultury, a satem to grupa języków, ludy mówiące tymi językami cywilizowały się w bardzo różnym tempie i w sposób, na ile mi wiadomo, nie odbiegający jakoś specjalnie od innych ludów. Nie można ich chyba rozpatrywać aż tak łącznie. Może inspiracją była tu jakaś teoria historyczna, o której nie wiem, a może przesadnie się czepiam :O

Bardzo ciekawe pytanie! Przynajmniej rozwikłałeś ten wątek na tyle, żeby wiedzieć, do czego się odnosi (też nie jestem pewien, czy każdemu czytelnikowi się uda, a byłoby miło). Jasne, że mit założycielski tworzony parę tysiącleci po fakcie nie jest prawdziwym mitem założycielskim, tylko eksperymentem na konwencji legendy, więc w tym sensie dopuszcza nieco większą swobodę. Co do szczegółów: istnieje co najmniej poważna teoria (nie jestem pewien, na ile obecnie przyjęta), że satem w odróżnieniu od kentum jest grupą genetyczną, czyli wszystkie języki satemowe wywodzą się od wspólnego prajęzyka (będącego dialektem lub bezpośrednim potomkiem praindoeuropejskiego). Są to też języki centralne wśród indoeuropejskich, więc rozwijały się dłużej w kolebce językowej i z niej propagowały, w tekście odpowiada temu wygnanie Khotów (zapewne praprzodków ludów romańskich i germańskich). Wiadomo jednak, że w czasie, gdy zaszedł ten podział, rodzina indoeuropejska była już szeroko rozlana i w żadnym razie nie można wywodzić wszystkich ludów używających języków satem z jednej osady w epoce brązu czy wręcz jednej pramatki; to tylko uproszczenie typowe dla legend.

W każdym razie jestem bardzo usatysfakcjonowany po lekturze, pozdrawiam i klik

To naprawdę miłe, dziękuję za klika i pozdrawiam!

Tutaj wykrzyknik nie zaznacza końca zdania, lecz tylko ton okrzyku, jest taka konwencja, dziś już bardzo rzadka, ale dopuszczalna.

 No proszę, znowu się czegoś nauczyłem :)

 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ślimaku!

Tekst ocierający się o wybitność w mojej ocenie, którą pozwolę sobie uzasadnić.

Dobrze po prowadzona fabuła, plastyczne opisy, ciekawi bohaterowie oraz świat stworzony. Wszystko tutaj “gra i buczy”. Smyk wzbudził mój szacunek i sympatię już w pierwszych akapitach, a wysiłki intelektualne Pruta również nie były mi obojętne.

Świetnie udźwignięty ciężar stylizacji językowej. W kilku miejscach miałem wątpliwość co do braku przecinków lub ich obecności, ale jak sobie to czytałem na głos to jakoś tak płynnie się układało, więc nie zwracam na to uwagi. Uważam, że może być pełnoprawną częścią stylizacji i sposobu mówienia bohaterów.

Intrygujący problem, rozwiązany w spójny sposób. Nie przesadzasz z opisami, a jednocześnie wszystko jest jasne i klarowne, nie ma niedopowiedzeń. Wykorzystałeś chyba każdą cechę i umiejętność, którą przypisałeś danemu bohaterowi, nic nie jest bez powodu w tym tekście.

Dysputy natury filozoficznej również są dobrze poprowadzone, wciągają, a równocześnie wydają się naturalne w ustach bohaterów. Dlatego kolejny plus za dialogi, dostosowane do bohaterów. Sposób mówienia Smyka świetnie buduje jego autorytet.

Nic dodać, nic ująć, znakomity tekst, czytało się z przyjemnością.

Kilkam póki to ma znaczenie, bo nie wątpię, że kandydatów do klików będą tłumy! 

Pozdrawiam!

Dziękuję za wizytę i komentarz, Beeeecki!

Zdecydowanie się cieszę, że dostrzegasz w opowiadaniu tyle mocnych stron. To świetnie, że wysiłki bohaterów są ciekawe i nieobojętne, że każdy element tekstu do czegoś się przydaje, że sposób wypowiadania się jest zróżnicowany zależnie od postaci – wszystko to kwestie, z którymi miewałem kłopoty i starałem się nad nimi pracować. Dobrze też, że stylizacja językowa nie zgrzyta. O interpunkcji zawsze chętnie porozmawiam, miałem raczej zamiar pozostać w granicach normy, ale być może rzeczywiście wypatrzyłeś jakieś błędy.

Pozdrawiam ślimaczo!

Prime Video: The Ambush

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Rozumiem, że powinienem podziękować za dowód zasadzki, to znaczy wizyty jurorskiej? To nieco intrygujące, że jedno z Was wstawia komentarz merytoryczny, a drugie obrazek, ale może właśnie na tym polega zasadzka…

nos obwisał teraz jak dziób nad wpadniętą żuchwą.

Może “zapadniętą” – wpadniętą od razu uruchamia w głowie związek “wpaść do czegoś”, a żuchwa nie ma do czego wpadać. Tym bardziej, że potem masz “wpadli” – powtórzenie.

 

podkreślił z mocą Smyk

Jedi? XD Minimalizm literacki sugeruje wywalenie “z mocą”

 

 obejrzał się za plecy, niezgrabnie dla sztywności karku, jakby chcąc mieć pewność,

Zrozumiałe, ale nieco… niezgrabne?

 

– To nigdy nie ma dobrego momentu.

Bez “to” brzmi moim zdaniem lepiej.

 

i odjechał spiesznie, ponieważ wyrazy twarzy kilkorga spośród zgromadzonych zupełnie przestawały się mu podobać.

Moim zdaniem zgrabniej byłoby “przestały”, ponieważ na początku masz sugestię pośpiechu, więc w obecnej wersji tracisz dynamikę sytuacji.

 

obalę go i zmiażdżę albo zginę próbując.

Końcówka brzmi jak kalka językowa

 

a ogół dawały jak najlepsze powody do optymizmu.

Najlepsze to chyba drugi grzybek w barszczu

 

wapnem sinym czysto pobielono ściany.

Wyraz “czysto” też brzmi nadmiarowo

 

zdawali się dokładnie przytłoczeni i wręcz stłamszeni,

Bez “dokładnie” zdanie zachowana znaczenie. Może “całkowicie” jeśli chcesz podkreślić? Dokładnie sugeruje precyzję roboty :)

 

przekazać do ziemi życiodajną moc, która wzbudzi ziarna!

W sumie do króla Khotów nie powinienem się wtrącać, ale czy biedak za dużo nie wypił i nie miał na myśli “obudzi” “rozbudzi”. Wzbudzi kojarzy mi się z siłami natury lub np. drganiami, a nie ziarnami. Ziarna to ożywione istotki!

 

bo umiemy myśleć o myśleniu,

Prut to już urodzony polityk, skoro udają mu się takie frazesy :D

 

To teraz czas na wrażenia czytelnicze:

– Bardzo ładny język. Mogę sugerować zmiany i uproszczenia, ale i tak czyta się dobrze. Masz swój charakterystyczny styl, stonowany, czasem zaglądający w zapomniane zakamarki polszczyzny, i lektura sprawia dużo radości.

– Charakterystyczni bohaterowie. Z wdziękiem opisany Ślina, Najbliższy jest mi Smyk i z nim mogłem się utożsamić, Prut i Aria wzbudzili sympatię, ale nie wczułem się w żadne z nich

– Ciekawa historia, dobrze opisana. Bardzo czytelny świat, bez pułapek, zrozumiałe reguły, zgubić się nie można.

– Myślę, że to dobre opowiadanie dla młodzieży – przemoc i seks są stonowane, przemycasz dużo ambitnych treści w ładnym opakowaniu

– Ciekawe rozważania – nie będę w pierwszym komentarzu wdawał się w dyskusję, ale poruszane kwestie są mi bliskie i opowiadanie prowokuje zarówno do myślenia, jak i dłuższych rozmów. Miałem nawet skojarzenia z mówieniem językami i mistycyzmem w kościele protestanckim.

 

A na koniec zonk – zupełnie nie kupiłem ostatnich scen wygnania Khotów. Nie i jeszcze raz nie. Za łatwo i zbyt “rozumowo”. Przerażenie jest opisane, ale nie pokazane. A tylko śmiertelny strach byłby w stanie wygnać ich z miasta.

W dodatku pewne doświadczenie w pracach ziemnych mówi mi, że kopanie rowu wymaga znacznie większych zasobów ludzkich i znacznie więcej czasu. Do zalania miasta wymagane jest naprawdę bardzo dużo wody, napływającej bardzo szybko.

Wywołanie wielkiej lawiny błotnej, by zmienić koryto, zsunięcie całego zbocza – tak. Budowa kanału – nie. Ze względu na geologię, geografię, inżynierię po prostu nie. Tego nie da się zrobić po cichu i z pomocą młodzieży.

Dziękuję, że zajrzałeś i się wgłębiłeś, bardzo doceniam takie przemyślane komentarze!

Może “zapadniętą” – wpadniętą od razu uruchamia w głowie związek “wpaść do czegoś”, a żuchwa nie ma do czego wpadać. Tym bardziej, że potem masz “wpadli” – powtórzenie.

Pewnie, że lepiej, poprawiam.

Jedi? XD Minimalizm literacki sugeruje wywalenie “z mocą”

Też się wahałem, więc za Twoją radą wywalam.

Zrozumiałe, ale nieco… niezgrabne?

Rozważałem “jak gdyby upewniał się”, ale podwojone “się” wydało mi się rażące.

Bez “to” brzmi moim zdaniem lepiej.

Też nie miałem pewności i chętnie poprawię.

Moim zdaniem zgrabniej byłoby “przestały”, ponieważ na początku masz sugestię pośpiechu, więc w obecnej wersji tracisz dynamikę sytuacji.

Jasna sprawa!

Końcówka brzmi jak kalka językowa

Tylko chyba nie bardzo ma odpowiednik, który byłby równie lapidarny i oddawał ten sam sens?

Najlepsze to chyba drugi grzybek w barszczu

Chyba tak, redukuję grzybek.

Wyraz “czysto” też brzmi nadmiarowo

A to zostawię, to jest nawiązanie literackie.

Bez “dokładnie” zdanie zachowana znaczenie. Może “całkowicie” jeśli chcesz podkreślić? Dokładnie sugeruje precyzję roboty :)

“Całkowicie” na pewno nie jest gorsze, a może być lepsze, zmieniam.

W sumie do króla Khotów nie powinienem się wtrącać, ale czy biedak za dużo nie wypił i nie miał na myśli “obudzi” “rozbudzi”. Wzbudzi kojarzy mi się z siłami natury lub np. drganiami, a nie ziarnami. Ziarna to ożywione istotki!

Oczywiście, że “rozbudzi” pasuje mi tu znacznie bardziej!

Prut to już urodzony polityk, skoro udają mu się takie frazesy :D

To staram się pokazać – że z jednej strony mówi ładnie i celnie, a z drugiej tak naprawdę nie umie trafić w nastrój tłumu i zanudza.

Masz swój charakterystyczny styl, stonowany, czasem zaglądający w zapomniane zakamarki polszczyzny, i lektura sprawia dużo radości.

Dziękuję, to ważny komplement.

Najbliższy jest mi Smyk i z nim mogłem się utożsamić, Prut i Aria wzbudzili sympatię, ale nie wczułem się w żadne z nich

Być może to zależy od wieku odbiorcy, jeżeli to mi się udało, to dobrze świadczyłoby o technice zróżnicowania bohaterów.

– Myślę, że to dobre opowiadanie dla młodzieży – przemoc i seks są stonowane, przemycasz dużo ambitnych treści w ładnym opakowaniu

Raczej nie planowałem tego jako opowiadania dla młodzieży. Cóż, wypadałoby wreszcie wydorośleć…

Miałem nawet skojarzenia z mówieniem językami i mistycyzmem w kościele protestanckim.

Tego się nie spodziewałem, ale to nie wada, że czytelnik ma szansę dopowiedzieć sobie erudycyjne skojarzenia poza zakresem przewidzianym przez autora.

A na koniec zonk – zupełnie nie kupiłem ostatnich scen wygnania Khotów. Nie i jeszcze raz nie. Za łatwo i zbyt “rozumowo”. Przerażenie jest opisane, ale nie pokazane. A tylko śmiertelny strach byłby w stanie wygnać ich z miasta.

To już gorzej, uwaga jest istotna, a pewnie nie będę w stanie nic z tym zrobić. Pomijam już regulamin konkursu (“Drobne korekty językowe nanoszone po komentarzach Użytkowników są wskazane, ale gruntowna przebudowa opowiadania niekoniecznie”), ale i tak trudno byłoby się za to zabrać. Zapewne potrzebowałbym przygotowanej już zawczasu nietrywialnej postaci należącej do Khotów, której mógłbym w tym miejscu udzielić punktu widzenia.

W dodatku pewne doświadczenie w pracach ziemnych mówi mi, że kopanie rowu wymaga znacznie większych zasobów ludzkich i znacznie więcej czasu. Do zalania miasta wymagane jest naprawdę bardzo dużo wody, napływającej bardzo szybko.

Wywołanie wielkiej lawiny błotnej, by zmienić koryto, zsunięcie całego zbocza – tak. Budowa kanału – nie. Ze względu na geologię, geografię, inżynierię po prostu nie. Tego nie da się zrobić po cichu i z pomocą młodzieży.

Zależy, ile tej ziemi i skał jest do usunięcia, prawda? Ja nie mam doświadczenia w pracach ziemnych, ale zdaję sobie sprawę, że w typowych warunkach geologicznych byłoby to nierealne. Dlatego starałem się zawczasu zasygnalizować sytuację, żeby potem możliwość takiego rozwiązania nie sprawiała wrażenia deus ex machina:

– O Panieńskiej Rzece i tym wielkim żlebiszczu, co to się ciągnie nad miastem – wysapał Ślina Jatkarz.

Gdzie indziej są też wzmianki o płaskowyżu. Czyli wygląda na to, że rzeka spływa z niego powyżej miasta, a jednocześnie tuż obok jej doliny jest inna dolinka o najpewniej większym nachyleniu (jak wskazuje określenie żlebiszcze). Zwłaszcza jeżeli nią też spływa jakaś strużka, takie warunki mogą znamionować prawdopodobieństwo kaptażu rzeki – zakładam, że nasi bohaterowie mogliby dokończyć w parę dni to, na co erozja wsteczna potrzebowałaby jeszcze kilku czy kilkunastu lat.

Pytanie, co z Twojej perspektywy mogłoby pomóc to sobie zwizualizować i uznać za bardziej wiarygodne. Może gdyby gdzieś wcisnąć wyraźniejszą wzmiankę, że powyżej miasta rzeka spływa z płaskowyżu i są jakieś bystrza (wydaje mi się, że nie byłyby to niezwykłe warunki osadnictwa – podróżnicy płynący w górę chcą zanocować przed przenoską czy nawet pozbyć się cięższych towarów, natlenienie wody sprzyja rybołówstwu)?

 

Jeszcze raz dziękuję za zainteresowanie moim tekstem i tak bogaty w treść komentarz!

Hm, a to wyzwanie dostałem :D

No dobrze, gdyby kanał został, ale służył jedynie nawodnieniu gliniastego podłoża rozdzielającego dolinki, żeby stopniowo zmieniało się w plastyczną masę? I mamy potem osuwisko, czyli najpierw lawinę błotną (słyszalną w mieście jako grzmot, i wyczuwalną przez drgania murów), a dopiero potem rzeka spływa w powstałą wyrwę?

To nie byłaby duża zmiana (2-3 zdania) a efekt spotęgowałby strach. Co, gdyby w momencie wyjścia króla Khotów zagrzmiał grom, kiedy próbuje zbliżyć się do Arii zadrżała ziemia i mury, a potem następuje to, co opisałeś, tylko woda jest brudna i dodatkowo oblepia stopy? Mieszkańcy uwierzą, że króla spotkał gniew boży (kolejne, tajemnicze znaki, budzące niepokój) i odwrócą się od niego.

Widzę jeszcze jedną zaletę błota – górale mają zwykle silniejsze nogi niż mieszkańcy nizin, więc poruszają się w trudnych warunkach znacznie sprawniej.

 

Ależ to znakomicie obmyśliłeś, Marzanie! Jestem pod wrażeniem. Koncepcja rzeczywiście wymaga naprawdę drobnych zmian w tekście oraz jednocześnie zwiększa realizm i dramatyzm, a to rzadki wyczyn. Jasne, że nie mógłbym sobie odmówić włączenia jej do treści. Spróbuję to przeprowadzić następująco:

 

– Wszystko gotowe – rzucił gorączkowo ten pierwszy. – Mamy już tylko trochę czasu, tam między dolinkami grunt już całkiem przesiąka

Oto natarczywi sprzedawcy przekąsek zaczęli milknąć, a z kamiennych gmachów po dwóch stronach rynku ozwały się uroczyste bębny, zrazu powolnym rytmem, potem prędzej i prędzej. Wtopił się w to jakiś inny odgłos, jakby narastający w oddali grzmot. Skądś wyłonił się na podium Król-Bóg, jego okolona dymem kadzideł postać jaśniała i zdawała się osiągać nadnaturalne rozmiary.

 

zdezorientowaną i strwożoną, a przecież śliczną jak nigdy… Gdy jednak władca ruszył z miejsca, nagle wszyscy uczuli drżenie ziemi i murów, drewniany podest wyraźnie zadygotał. A ona podniosła się zaraz i zaczęła mówić, obracała się po scenie, w tłumie przeszedł tylko pomruk, głos jej ciął jak nożem:

 

Plusk w tłumie był już niewątpliwy: na rynku, nie licząc podium, brudna woda niosąca lepki szlam i grudy ziemi sięgała powyżej kostek.

 

Gdyby coś Ci tu nie pasowało lub miałbyś jeszcze jakiś pomysł, jak ulepszyć to obrazowanie, oczywiście śmiało proponuj. Bardzo dziękuję za pomoc!

Ślimaku, mogę się tylko cieszyć, że mój wymyślany na gwałtu-rety pomysł się spodobał!

Wygląda intrygująco i “sprytniej”. 

Jeśli będziesz chciał jeszcze podkręcić nastrój, to po “grzmot” można jeszcze dodać coś w stylu “Bębniarze zgubili rytm, a Khoci podejrzliwie spoglądali w niebo, na którym nic nie zwiastowało nadejścia burzy. Po chwili rytualna muzyka zabrzmiała ponownie, ale nawet ona nie mogła już uciszyć szmeru zaniepokojonych głosów” – oczywiście to tylko propozycja i nie chcę aż tak bardzo się wtrącać, ale jest mi łatwiej napisać przykładowy tekst niż tłumaczyć, co w nim się może znaleźć :D

 

Lawiny błotne mam w pamięci, bo dwa razy przez nie drałowałem po 40 km przy zejściu z masywu górskiego: raz w Rumunii i raz w Pirenejach. Rozmiękła ziemia zniosła drogi i wioski zostały odcięte od autobusów. W Rumunii zrobiliśmy sobie zdjęcia w porwanym przez żywioł wagonie kolejowym, który niespodziewanie znaleźliśmy na środku doliny.

Jeśli będziesz chciał jeszcze podkręcić nastrój, to po “grzmot” można jeszcze dodać coś w stylu “Bębniarze zgubili rytm, a Khoci podejrzliwie spoglądali w niebo, na którym nic nie zwiastowało nadejścia burzy. Po chwili rytualna muzyka zabrzmiała ponownie, ale nawet ona nie mogła już uciszyć szmeru zaniepokojonych głosów” – oczywiście to tylko propozycja i nie chcę aż tak bardzo się wtrącać, ale jest mi łatwiej napisać przykładowy tekst niż tłumaczyć, co w nim się może znaleźć :D

Spróbowałem trochę inaczej i krócej: Ten i ów spoglądał podejrzliwie w niebo, na którym nic nie zwiastowało nadejścia burzy, tylko wśród tonu rytualnej muzyki zabrzmiała ta obca, fałszywa nuta. Przymierzałem się do tego zdania wielokrotnie, jestem mocno rozdarty pomiędzy trzema racjami. Po pierwsze to, co pokazałeś i wytłumaczyłeś, że trzeba tu odpowiednio zbudować atmosferę, żeby wiarygodnie uzasadnić późniejszą trwogę Khotów. Po drugie to, że po wspomnieniu o pracach ziemnych chciałem jednak na chwilę usunąć je w cień: odbiorca ma skupić się tylko na wydarzeniach na scenie, jak zebrani pod nią ludzie, by wraz z nimi odczuć szok, że znalazł się nagle w korycie rzeki. Po trzecie to, że wolałbym jednak uniknąć przesadnych ingerencji w materię opublikowanego już tekstu konkursowego.

Lawiny błotne mam w pamięci, bo dwa razy przez nie drałowałem po 40 km przy zejściu z masywu górskiego: raz w Rumunii i raz w Pirenejach. Rozmiękła ziemia zniosła drogi i wioski zostały odcięte od autobusów. W Rumunii zrobiliśmy sobie zdjęcia w porwanym przez żywioł wagonie kolejowym, który niespodziewanie znaleźliśmy na środku doliny.

Nie dziwię się, że to Ci zapadło w pamięć. Sam nie mam tego rodzaju doświadczeń i w ogóle ryzyko wielkich lawin błotnych kojarzę raczej z górami tropikalnymi. Oczywiście także w Polsce zdarzają się takie przypadki, że po silnych opadach rozmięknie i osunie się stok wzgórza czy nasyp kolejowy, ale przyzwyczaiłem się myśleć o tym w kategoriach zjawisk związanych z powodzią, a nie lawin.

A to nowe zdanie bardzo ładne, subtelne i nie narusza zasadniczej konstrukcji sceny, a czytelnikowi zapali się czerwona lampka że “coś” się zaraz zdarzy. I Khoci już tutaj są opisywani jako mniej pewni siebie, więc ich zagubienie w późniejszych wydarzeniach wydaje się bardziej prawdopodobne.

Smakowite opko, Ślimaku! Opowieść prowadzona jest tak, że czytelnik z zainteresowaniem przechodzi dalej, by dowiedzieć się więcej. Zabieg wymyślenia fortelu przez bohatera podkręca akcję i wzmaga ciekawość. Trochę siada końcówka, gdzie mieszkańcy grzecznie opuszczają miasto… hmmm. Nie przekonało mnie. Natomiast kawałek z imieniem na końcu zachwycił. Takie proste, a takie pojemne. 

Podobało mi się, czytało się lekko, językowo wysoki poziom. 

Idę klikać i powodzenia! :) 

Pozdrowienia! :)

hmmm. Nie przekonało mnie

Po tych wszystkich wysiłkach technicznych z zakresu inżynierii lądowej? No tak, kobiecie trzeba przemówić do serca laugh

Marzanie, dobrze wiedzieć, że pasuje Ci to nowe zdanie. Bardzo doceniam taką dbałość o szczegóły, szlifowanie tekstu z Twoją pomocą to cenna nauka i prawdziwa przyjemność!

 

JolkoK, dziękuję za wizytę, komentarz i kliknięcie!

Piszesz głównie o pozytywnych wrażeniach, że ogółem wysoki poziom i interesujące, a miejscami zachwyca, co naturalnie jest dla mnie miłe. Najważniejsze jednak, żebym wyciągnął wnioski na przyszłość z tej krytycznej uwagi, co do siadającej końcówki. Odejście Khotów wydawało mi się w pełni logiczne – ich miasto zasadniczo przestało nadawać się do zamieszkania, trzeba ratować dobytek, podupadli na duchu, teokratyczny władca stracił nimb boskości, tłum górali wywiera dużą presję. A koniec końców jesteśmy w czasach, gdy wędrówki migracyjne całych plemion czy protonarodów nie były niczym niezwykłym, nie była to tak drastyczna decyzja jak dziś. Wyczuwam jednak, że z Twojej perspektywy odbiorczej zabrakło jakiejś migawki, która pomogłaby uwiarygodnić ich rozumowanie i emocje.

Ślimacze pozdrowienia!

Ślimaku, skoro tak, to wróciłam i pochyliłam się jeszcze raz nad końcem, by napisać coś więcej. 

Łatwo opuścić wioskę, miasto już nie bardzo. Miasto to stabilne budynki, rozbudowane życie, zależności, nie tak łatwo porzucić miasto. Myślę, że mogli próbować zmienić koryto rzeki, osuszyć ulice, ratować miasto, walczyć o nie. Zwłaszcza że byli tymi, którzy odeszli od natury ku cywilizacji… 

Jednak fragment, który przytaczam poniżej najbardziej chyba wygasił moją przyjemność czytania. 

 

– Jak widzicie – włączył się z kolei Prut – miasto tonie! Gdy słońce osiągnie południe, większość ulic zaleje woda aż nad głowy dorosłych mężczyzn. Bogowie spuścili na nie karę, gdyż nie darują ludom, które chcą rządzić innymi, wydawać rozkazy, upokarzać! Nie darują królom, którzy fałszywie mienią się bogami! Khoci muszą odejść. Niech ratują, co zdołają, z zalewanego dobytku, niech odejdą bez broni i nigdy nie wrócą, i niech nikt nie waży się ich tknąć.

W tym momencie zgromadzeni już nie milczeli, wręcz przeciwnie, zewsząd wrzeszczano. Prut usiłował to wszystko przekrzyczeć:

– Musimy wszyscy żyć w zgodzie! Słyszeliście, bogowie zamilkli przez to, że nie ma już dla nich miejsca, bo umiemy myśleć o myśleniu, rozumieć swój stosunek do myślenia, a to wielka odpowiedzialność! Dlatego też mamy pismo. Dzięki temu możemy spisać prawa, ale także zachowamy kontakt z przodkami, będą do nas mówić poprzez swe zapisane słowa zamiast poprzez wieszczków. Uczcie się wszyscy czytać i pisać! – Nikt go już nie słuchał.

Wtedy znowu przemówiła Aria, na pozór spokojnie, ale tak, że do każdego dotarła, niby lód trzaskający w nurcie rzeki:

– Najważniejsza rzecz to prawa. Skoro bogowie już wprost do nas nie mówią, nową podwaliną będą prawa każdego z nas. Religia powie nam, że każdego trzeba szanować tak samo, wspierać w potrzebie, każdy ma takie same prawa. A kto odmówiłby wam praw, będzie bluźniercą!

Wytłuściłam mały drobiazg – nie wiadomo, na co spuścili karę. Na ulice?

Natomiast cały fragment wzbudzał mój lekki sprzeciw. Ok, bogowie karzą tych, co chcą rządzić innymi, ale wypowiadający te słowa właśnie rządzą innymi, każą im odejść (bo ich król – jeden człowiek, chce się przespać z dziewczyną). Musimy żyć w zgodzie? Wyganiając mieszkańców? Gdzie tu zgoda? Rozumiesz, co mam na myśli? Bogowie odeszli i teraz rządzić będzie pismo. Spodziewałam się spisywania mądrości wieszczów, a tu pojawia się prawo. “Prawa każdego z nas”. O kurczę! To już zbyt wiele. Każdy inaczej postrzega świat. Tłum, jeśli to słyszał, niczego nie zrozumiał, pojęcie praw nie powinno istnieć, skoro wcześniej o wszystko pytali bogów. To bardzo skomplikowane zagadnienie dla takich protoplastów – tu podane jako oczywistość. Mam nadzieję, że rozumiesz, co mam na myśli. Prut i Aria nie powinni mówić tego, co powiedzieli, bo pokolenia miną zanim wyklaruje się, co to są prawa. 

To oczywiście moje, bardzo subiektywne, odczytanie, może tylko ja tak to odczułam. Ale mam nadzieję, że pomogła w zrozumieniu, co wg mnie siadło.

Pozdrawiam serdecznie! :)

 

Łatwo opuścić wioskę, miasto już nie bardzo. Miasto to stabilne budynki, rozbudowane życie, zależności, nie tak łatwo porzucić miasto. Myślę, że mogli próbować zmienić koryto rzeki, osuszyć ulice, ratować miasto, walczyć o nie.

To prawda, mogliby. W fabule założyłem, wyobraziłem sobie, że zanadto przejął ich niespodziewany obrót zdarzeń, przyjęli, że utracili łaskę bogów, zabrakło im odwagi i determinacji – ale na pewno mogłoby zdarzyć się tak, jak piszesz.

Jednak fragment, który przytaczam poniżej najbardziej chyba wygasił moją przyjemność czytania (…) wzbudzał mój lekki sprzeciw. Ok, bogowie karzą tych, co chcą rządzić innymi, ale wypowiadający te słowa właśnie rządzą innymi, każą im odejść (bo ich król – jeden człowiek, chce się przespać z dziewczyną). Musimy żyć w zgodzie? Wyganiając mieszkańców? Gdzie tu zgoda?

Zauważ, że to jest kulminacja narastających zadrażnień (wskazują na to wcześniejsze uwagi, np. jak lekko wydają nam poleceniajeszcze za mego dzieciństwa nazywaliśmy ich sąsiadami). Piszę też wyraźnie, że teraz zebrani górale, czując sprzyjającą im fortunę i chwilową przewagę, właściwie byliby skłonni Khotów powywieszać. Jeżeli główni bohaterowie im mówią, że mają odejść w pokoju, żeby nikt nie ważył się ich tknąć czy przeszkadzać w ratowaniu zalewanego dobytku – to i tak niemało.

a tu pojawia się prawo. “Prawa każdego z nas”. O kurczę! To już zbyt wiele. Każdy inaczej postrzega świat. Tłum, jeśli to słyszał, niczego nie zrozumiał, pojęcie praw nie powinno istnieć, skoro wcześniej o wszystko pytali bogów. To bardzo skomplikowane zagadnienie dla takich protoplastów – tu podane jako oczywistość. Mam nadzieję, że rozumiesz, co mam na myśli. Prut i Aria nie powinni mówić tego, co powiedzieli, bo pokolenia miną zanim wyklaruje się, co to są prawa. 

Przede wszystkim usiłowałem pokazać, że Prut nie nadaje się na przywódcę, ma głowę nabitą swoimi ideami, słusznymi nawet, ale nie potrafi dotrzeć z tym do ludzi, więc cała ta partia, w której on przemawia, jak najbardziej miała być niezręczna i oderwana od rzeczywistości słuchaczy. Aria stara się uratować cokolwiek z jego przemowy, mówi o wzajemnym szacunku i wsparciu, czterokrotnie powtarza dźwięczne pojęcie praw – jedni pewnie rozumieją i przyswoją je lepiej, inni gorzej, ale będzie można na tym budować. W każdym razie widzę, dlaczego może to wypaść nieprzekonująco.

Bogowie odeszli i teraz rządzić będzie pismo. Spodziewałam się spisywania mądrości wieszczów

Słuszna uwaga, wzmianka o spisywaniu mądrości szamanów byłaby tu jak najbardziej wartościowa, tylko chyba nie znalazłem logicznego miejsca w finale akcji, żeby ją wcisnąć.

Wytłuściłam mały drobiazg – nie wiadomo, na co spuścili karę. Na ulice?

Tak jakby na ulice; pasowało mi to do ogólnie zawikłanych wyrażeń Pruta, ale skoro budzi Twoje wątpliwości, zmieniam po prostu na spuścili karę.

To oczywiście moje, bardzo subiektywne, odczytanie, może tylko ja tak to odczułam. Ale mam nadzieję, że pomogła w zrozumieniu, co wg mnie siadło.

Nie zrozum mnie źle, staram się zaprezentować i obronić swoje koncepcje, byś przecież mogła się dowiedzieć, dlaczego umieściłem je w opowiadaniu – ale tak naprawdę tekst powinien bronić się sam, więc ogromnie doceniam, że piszesz o takich odczuciach i zastrzeżeniach, powinno to być pomocne w dalszym rozwoju pisarskim.

Pozdrawiam serdecznie!

Pewnie że jest pomocne, a co najważniejsze, dla obu stron! :) Samo to, że zmusiłam się do przemyśleń i powrotu do tekstu, sporo mi dało i pomogło lepiej zrozumieć moje nastawienie. Także, właściwie, to dzięki, że mnie popchnąłeś (lekko) w tą stronę. :)

I ja dziękuję, za sprawą Twoich wpisów może udało mi się trochę wyjść poza pierwotną perspektywę autorską i zobaczyć, co w tekście poszło zgodnie z planem, a które koncepcje niekoniecznie są widoczne z zewnątrz.

Tekst ma wiele zalet.

Jak zwykle u Ciebie – bogaty język i wyzierająca z różnych kątów wiedza na dziwaczne tematy. Innymi słowy – musiałam wyguglać, co znaczą języki satem.

Bardzo mi się podobało rozwiązanie problemu. Ogólnie lubię rozwiązania rozumowe (siłowe wydają mi się prymitywne). Tu mamy rozumowe wsparte demonstracją siły. No i Khoci ładnie się podłożyli, wyciągając łapę po kogoś, kto im się ni cholery nie należał. Nie lubimy gwałcicieli, więc dobrze im tak.

Ktoś wspominał o identyfikowaniu się z bohaterami. No to ja bym stawiała na Pruta. :-)

Babska logika rządzi!

Podobało mi się, ciekawa historia, tym bardziej, że sięgasz do mojego ulubionego okresu w historii ludzkości.

Wujek Ślina jest niesamowity z tymi wierszykami, ona je tak na poczekaniu wymyśla?wink

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Bardzo dziękuję za nowe komentarze!

 

Finklo, naprawdę mi miło, że dostrzegasz liczne zalety: na pewno będę się starał, by w przyszłych tekstach podkręcić je nawet bardziej.

Bardzo mi się podobało rozwiązanie problemu. Ogólnie lubię rozwiązania rozumowe (siłowe wydają mi się prymitywne). Tu mamy rozumowe wsparte demonstracją siły.

Też mi się wydało, że to eleganckie domknięcie fabuły i (między innymi) wobec tego może warto spisać pomysł.

No i Khoci ładnie się podłożyli, wyciągając łapę po kogoś, kto im się ni cholery nie należał. Nie lubimy gwałcicieli, więc dobrze im tak.

To także pouczające, jak różnie czytelnicy mogą postrzegać to samo rozwiązanie: wyżej JolkaK uznała, że zostali niesłusznie wygnani z powodu zachcianki ich przywódcy. Starałem się zasygnalizować w tekście, że to nie jest nagłe zdarzenie, lecz nowa eskalacja obecnych już animozji. W każdym razie podobne wątpliwości dotyczą też interpretacji prawdziwych wydarzeń historycznych.

Ktoś wspominał o identyfikowaniu się z bohaterami. No to ja bym stawiała na Pruta. :-)

Mnie też do niego zdecydowanie najbliżej (ale to chyba żadne zaskoczenie). Dziękuję za dopchnięcie do Biblioteki!

 

Pusiu, skoro to Twój ulubiony okres historyczny, to z jednej strony pewnie łatwiej, aby tekst się spodobał, a z drugiej dobrze wiedzieć, że nie przyłapałaś mnie na żadnych rażących nieścisłościach.

Co do wujaszka Śliny, jest gdzieś wzmianka, że to niedoszły następca wieszczka – nic dziwnego, że nie tylko wymyśla wierszyki na poczekaniu, ale jeszcze umieszcza w nich treści, których nijak nie ma prawa znać.

 

Cezarze z gitarą, dziękuję za wysiłki organizacyjne i dowód wizyty jurorskiej.

 

Pozdrawiam wszystkich serdecznie!

Spodziewałam się spisywania mądrości wieszczów, a tu pojawia się prawo. “Prawa każdego z nas”. O kurczę! To już zbyt wiele. Każdy inaczej postrzega świat. Tłum, jeśli to słyszał, niczego nie zrozumiał, pojęcie praw nie powinno istnieć, skoro wcześniej o wszystko pytali bogów.

Zaskakująca opinia. Nie znam się za bardzo, ale według mnie bez istnienia praw nie jest możliwa jakakolwiek społeczność.

 

Tak jak Aria nie chciała Khota, tak i Wanda nie chciała Niemca. Genetyczny patriotyzm. 

 

Przyjemna lektura. Ciekawa próba stworzenia legendy. 

 

Pozdrawiam!

 

 

Zaskakująca opinia. Nie znam się za bardzo, ale według mnie bez istnienia praw nie jest możliwa jakakolwiek społeczność.

Mam wrażenie, że Jolce chodziło o przeskok od znaczenia “to, do czego jesteśmy zobowiązani (rozkazem bogów czy reprezentującej ich władzy)” do “to, co nam przysługuje; prawa człowieka”. Wydaje mi się prawdopodobne, że ta zmiana lub rozszerzenie sensu byłaby przynajmniej częściowo czytelna dla słuchaczy, ale wcześniej nie bardzo nawet rozważałem, na ile mogliby z tym mieć kłopot, więc opinia na pewno ciekawa.

Tak jak Aria nie chciała Khota, tak i Wanda nie chciała Niemca. Genetyczny patriotyzm.

To nie była oferta małżeństwa. I ona jeszcze, w porównaniu ze współplemieńcami, była względnie gotowa na to przystać.

Skądinąd obserwuje się czasem taki fenomen, że małe społeczności są bardzo przeciwne także dobrowolnym związkom należących do nich kobiet z mężczyznami z zewnątrz (por. np. Jan Kasprowicz, Zjawili się Dunajczanie…). Choć oczywiście bywały też tendencje odwrotne, nawet aż do wypożyczania żon gościom.

Przyjemna lektura. Ciekawa próba stworzenia legendy. 

 

Pozdrawiam!

Dziękuję za podzielenie się wrażeniami, pozdrawiam!

Ave, Ślimaku! Zaanonsowałem się obrazkiem, a teraz czas na właściwy komentarz jurorski.

 

Rozpoczynając lekturę spodziewałem się tekstu doszlifowanego pod względem technicznym i obfitującego w bogactwo językowe. Nie zawiodłem się na tym polu.

 

Podczas lektury pierwszych akapitów miałem już uformowany „zarzut” odnośnie mnogości bohaterów, w której lekko się gubiłem. Jednak w miarę czytania „zarzut” przerodził się w wyraz uznania, ponieważ każda postać jest nakreślona wyraziście, ma swój styl wypowiedzi i jasno nakreśloną osobowość. Chyba najlepszą kreacją jest Ślina.

 

Jako ciekawostkę wspomnę, że „Nie płacz Ewka” jest jednym z pierwszych kawałków, których nauczyłem się grać na gitarze (chociaż na uproszczonych akordach), więc mam do niego oczywisty sentyment. Wykorzystałeś utwór w sposób nieoczywisty, bo głównie poprzez odwołanie się do motywu rozłąki. Czy bogowie są nam w ogóle potrzebni? Wygląda na to, że jedynie pomocniczo, skoro musimy się z nimi rozstać. Na pocieszenie, niejako w zastępstwie, pozostanie prawo.

 

I tutaj wychodzi mój jedyny (lekki) zgrzyt z Twoim tekstem. Mam wrażenie, że w większym stopniu stanowi fabularyzowany traktat filozoficzno-metafizyczny, niż opowiadanie. Historia oczywiście jest obecna, w dodatku zgrabnie przedstawiona, ale po lekturze pozostałem w większym stopniu z pytaniami egzystencjalno-teologicznymi, niż z echem fabuły.

 

Dziękuję za udział w konkursie!

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Ave, Cezary! (Gastropod te salutant…)

Rozpoczynając lekturę spodziewałem się tekstu doszlifowanego pod względem technicznym i obfitującego w bogactwo językowe. Nie zawiodłem się na tym polu.

To dobra wiadomość, że tak korzystnie oceniasz tę warstwę tekstu!

Podczas lektury pierwszych akapitów miałem już uformowany „zarzut” odnośnie mnogości bohaterów, w której lekko się gubiłem. Jednak w miarę czytania „zarzut” przerodził się w wyraz uznania, ponieważ każda postać jest nakreślona wyraziście, ma swój styl wypowiedzi i jasno nakreśloną osobowość. Chyba najlepszą kreacją jest Ślina.

To ciekawa kwestia: po napisaniu pierwszych akapitów zdałem sobie sprawę, że tych bohaterów jest sporo i może się to nie obronić, jeśli ich dobrze nie zróżnicuję. W rezultacie tekst stał się dla mnie po części ćwiczeniem z nadawania postaciom indywidualnego rysu, co dotąd wychodziło mi bardzo różnie. Chyba tym razem rzeczywiście się udało, mam nadzieję, że będę w stanie w przyszłości podtrzymać tę umiejętność. Jest też pewnie dobrym znakiem, że każdy, kto się na razie wypowiedział na ten temat, ma tutaj innego ulubionego bohatera.

Czy bogowie są nam w ogóle potrzebni? Wygląda na to, że jedynie pomocniczo, skoro musimy się z nimi rozstać. Na pocieszenie, niejako w zastępstwie, pozostanie prawo.

Całkiem zręczne podsumowanie!

I tutaj wychodzi mój jedyny (lekki) zgrzyt z Twoim tekstem. Mam wrażenie, że w większym stopniu stanowi fabularyzowany traktat filozoficzno-metafizyczny, niż opowiadanie. Historia oczywiście jest obecna, w dodatku zgrabnie przedstawiona, ale po lekturze pozostałem w większym stopniu z pytaniami egzystencjalno-teologicznymi, niż z echem fabuły.

To może nie być zły znak, gdy czytelnik po lekturze stawia sobie i rozważa nowe pytania. Z drugiej strony ta warstwa (nazwijmy to) traktatowa też nie wnosi świeżej myśli, nie jest czymś, co badacz mentalności starożytnej mógłby uznać za wartościowe. Pewnie zatem należało bardziej uważać, aby nie przytłaczała treści fabularnej.

Dziękuję za udział w konkursie!

I nawzajem dziękuję za pracę jurora!

To nie była oferta małżeństwa.

Tak, wiem. Rozróżniam publiczny stosunek od małżeństwa. Z tym że w obu przypadkach miało to być wymuszone. Odmowa Wandy oznaczała wojnę, a ostateczną konsekwencją było jej samobójstwo.

Moja wzmianka o tym była żartem opartym na spostrzeżeniu, że grupa językowa, do której należą Słowienie, nazywana jest grupą genetyczną i istnieniu w obiegu sformułowania “genetyczny patriotyzm”.

Hej,

czytając Twoje opowiadanie wylądowałam chyba na innym kontynencie oraz w innych czasach niż powinnam, ale to była bardzo interesująca wyprawa i z miłą chęcią brałam w niej udział :)

 Po przeczytaniu wyszukałam w google języki satem i powinnam pozostać w Europie, a wywiało mnie myślami do Ameryki Północnej z szamanem o orlim nosie, który dbał by jego plemię nie straciło łączności z duchami przodków. A Khoci, to oczywiście… „Kholoniści”, którzy zaczęli się rządzić jakby to były ich ziemie.

Pojawiło się tu dużo komentarzy dotyczących końcówki i zalania miasta. Osobiście bardzo mi to pasowało. Górale, lud żyjący w zgodzie z naturą, zsyła klęskę żywiołową na nękających ich Khotów – ma to absolutnie sens. Będąc w mniejszości musieli uciec się do jakiegoś sprytnego sposobu na pozbycie się niechcianych gości. Ja akurat nie potrzebuję tutaj racjonalnego wyjaśnienia, jak to zrobili oraz instrukcji budowania rowów melioracyjnych :D Chociaż oczywiście rozumiem, że są czytelnicy, którzy nie chcą by wszystko brało się ni z gruszki, ni z pietruszki. Lubię jednak, gdy w tekście pozostaje coś niedopowiedzianego i chcę sobie wierzyć, że to Smyk ze swoim szamańskim „Voodoo”  może jednak uprosił ten ostatni raz bogów o wsparcie :)

 

Pozdrawiam serdecznie!

Bardzo dziękuję za nowe komentarze!

 

AP:

Żart z wyzyskaniem podwójnego sensu “genetyczny” dobry, nie skojarzyłem od razu, co miałeś na myśli, a chyba powinienem. Co do legendy o Wandzie mam nieco większe opory, nijak nie wydawała mi się tutaj istotnym kontekstem. Tam jednak rozkład akcentów jest inny, zawsze widziałem w tej historii przede wszystkim konflikt tragiczny pomiędzy racją stanu a szczęściem osobistym, nie opresję jednostki inspirującą rodaków (choć nie przeczę, że publicyści próbowali ją redefiniować w tym drugim kierunku). Gdybyś stwierdził, że fabuła opowiadania przypomina Ci złagodzoną ad usum delphini legendę o Lukrecji, to z lekkim żalem przyznałbym zasadniczo rację, ale Lukrecja i Wanda to jednak nie całkiem to samo.

 

Marszawo:

Opowiedziałaś o interesujących wrażeniach czytelniczych, daje mi to do myślenia! W Europie niekoniecznie, z tego, co czytałem, wydaje mi się, że ten podział ludów praindoeuropejskich zaszedł gdzieś na południowych krańcach Wielkiego Stepu (może Azja Środkowa, może Kaukaz?). Starałem się nie nadużywać słowa “szaman”, chyba właśnie z na pół uświadomionej obawy, że “wywieję” odbiorcę do Ameryki. Niemniej i to skojarzenie nie szkodzi chyba tekstowi.

Druga część komentarza jest ważna: mam zwykle silną potrzebę nadania fabule jakiegoś racjonalnego rysu i wyjaśnienia, a przecież zdaję sobie sprawę, że nieraz lepiej pozostawić otwartą perspektywę niezwykłości i magicznego następstwa zdarzeń, co najmniej jeden utwór w taki sposób bardzo zepsułem. Mam teraz nadzieję, że szczęśliwie jakoś dałem czytelnikowi dosyć miejsca na przyjęcie bardziej nadnaturalnej interpretacji, tak jak na to wskazujesz.

 

Pozdrawiam serdecznie!

Cześć,

Przeczytałem Twoje opowiadanie z przyjemnością. Opowiedziałeś ciekawą historię, umieszczając ją w dobrze skonstruowanym świecie i uwikłałeś w nią wiarygodnie opisanych bohaterów. Nazwałeś to ważnym punktem w historii, ale to przecież był proces rozciągnięty w czasie i przestrzeni. Ty ująłeś to bardzo syntetycznie, więc zrozumiałe są dla mnie pewne uproszczenia, czy niedokładności (może raczej “przybliżenia”). Nawet pewien dydaktyzm pojawiający się tu i ówdzie nie zepsuł mi lektury :)

No, może tylko wierszyk o kościach nadgarstka sprowadził mnie gwałtownie do naszych czasów :), ale poza tym wszystko mi zagrało.

Brawo!

Cześć,

Przeczytałem Twoje opowiadanie z przyjemnością. Opowiedziałeś ciekawą historię, umieszczając ją w dobrze skonstruowanym świecie i uwikłałeś w nią wiarygodnie opisanych bohaterów. Nazwałeś to ważnym punktem w historii, ale to przecież był proces rozciągnięty w czasie i przestrzeni. Ty ująłeś to bardzo syntetycznie, więc zrozumiałe są dla mnie pewne uproszczenia, czy niedokładności (może raczej “przybliżenia”). Nawet pewien dydaktyzm pojawiający się tu i ówdzie nie zepsuł mi lektury :)

No, może tylko wierszyk o kościach nadgarstka sprowadził mnie gwałtownie do naszych czasów :), ale poza tym wszystko mi zagrało.

Brawo!

Cześć, Czeke! (“Czekeść”?)

Naprawdę mi przyjemnie, że dostrzegasz tak wiele mocnych stron mojego opowiadania. Słusznie piszesz, że ujęcie tak złożonej tematyki (ewolucja kultur i języków, rola religii, a nawet kwestia wykształcenia się świadomości) w krótkiej formie wymaga pewnych przybliżeń. Inna rzecz, że w istocie moim zamiarem nie było danie wykładu, lecz raczej zabawa z konwencją, próba kreacji jak gdyby nowej legendy – nie jestem pewien, na ile to widoczne. Możesz mieć rację, że sięgnięcie po uproszczenie z “ważnym punktem” również w przedmowie było już lekką nieostrożnością.

Wierszyk naturalnie pełni rolę żartu, mrugnięcia okiem do zorientowanego czytelnika, ale jednocześnie pokazuje (i nie tylko ten jeden), że Ślina jako nieudany wprawdzie następca szamana ma jakiś dostęp do wiedzy i pojęć, których nijak nie powinien znać. Też jednak nie mam pewności, czy to trafiony zabieg.

Dziękuję za wizytę i wszystkie uwagi!

Dziń dybry,

 

– Wydaje mi się, że nienawidzą cywilizacji. – Zamilkł ponownie.

Mmm, wiem, o co chodzi, ale wygląda mi to dziwnie, że tuż po wypowiedzi w didaskaliach czytamy, że zamilkł.

 

spójrz w oczy człowieka, który zapomniał głos swojej matki.

głosu

 

przysłaniając oczy od słońca

chyba przed słońcem

 

Oraz bystry chłopak, chudy i wysoki jak topola, zawsze z naręczem glinianych tabliczek, usiłujący uczyć pisać i czytać każdego, kto miał nieszczęście wpaść mu w ręce.

Hehe, świetne zdanie :)

 

– I ja nie mógłbym tego żądać. Mam nadzieję, że Smyk zdoła przecież nawiązać łączność, otrzymać wskazówki i zaprowadzić reformę religijną. Albo linia wieszczków wygaśnie i obowiązki kapłańskie stracą sens. My w każdym razie mamy czas.

– Ha, dość już o tym. Kto pierwszy przy tamtym cedrze, może dać drugiemu buziaka! – Pobiegli, śmiejąc się po dziecięcemu.

Moim zdaniem ta rozmowa zeszła nienaturalnie szybko na inny tor.

 

na włóczni czy też wici miał zatkniętą biało-złotą wstęgę na znak posłannictwa.

Proste. Ja bym pewnie długo się zastanawiała, jak wyjaśnić znaczenie tej wstęgi i pewnie przekombinowała. Prawdopodobnie szłabym w coś takiego: Wstęga o takich kolorach znaczyła to i tamto albo Taką wstęgę umieszczano na wici w przypadkach takich i takich.

Dlatego lubię czytać Twoje opowiadania, bo zawsze coś z nich wyciągnę dla siebie, dużo się z nich uczę.

 

 

Ale to opowiadanie jest dobre! Aż kliknęłam do piórek, tak mi się spodobało (tylko nie wiem, czy dobrze to zrobiłam, wrzuciłam klika do wątku kwietniowego).

Stylistyka i język są bezbłędne, wszystko zgrywa się ze sobą, nawet podawanie liczb wojska, wszystko jest adekwatne, nic nie wyrywało okrutnie z zawieszenia niewiary.

Każda postać jest tutaj dobrze zbudowana i nacechowana, wyrazista. Pinia jest tą mądrą, hardą członkinią rady, która ma w zwyczaju zarzucać warkoczem, Prut jest tym wykształconym, używającym słów niezrozumiałych dla większości, Smyk jest najmądrzejszym członkiem wspólnoty, rozsądnym starcem, itd, itd.

Podoba mi się też hipotetyczne przedstawienie przejścia ludzkości z bezwzględnego przestrzegania boskich praw do uświadomienia sobie, że jesteśmy przecież panami swoich żyć i zamiast bezczynnie czekać na głosy bogów, trzeba brać los w swoje ręce.

Zakończenie bardzo wzruszające, głęboko zakorzeniające się w historii powstawania języków i nie tylko.

Piękne!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Hej, Holly, miło Cię tu widzieć!

Mmm, wiem, o co chodzi, ale wygląda mi to dziwnie, że tuż po wypowiedzi w didaskaliach czytamy, że zamilkł.

Zgadzam się, że takie rozwiązanie jest rzadkie, dla mnie też wygląda trochę dziwnie, ale chyba nie ma sensu dzielić dialogu nowym akapitem ani rozwadniać opisu jakimś “po tych słowach znów zamilkł”? Skoro wiadomo, o co chodzi…

spójrz w oczy człowieka, który zapomniał głos swojej matki.

głosu

Obie formy poprawne (https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapominac;12882.html).

przysłaniając oczy od słońca

chyba przed słońcem

Wydawało mi się to raczej równoważne, skoro Twoim zdaniem tak będzie lepiej, chętnie zmienię.

Hehe, świetne zdanie :)

Dzięki!

Moim zdaniem ta rozmowa zeszła nienaturalnie szybko na inny tor.

Rzeczywiście jest tu jakaś niezręczność, skoro już zwróciłaś na to uwagę, warto byłoby ją załatać. Niestety, to nie będzie łatwe, może wymagać sporego dopisku. A co sądziłabyś o takiej łacie?…

– …My w każdym razie mamy czas.

– Mamy czas? Przecież nie będziemy niecierpliwie czekać na śmierć pradziadka.

– Przepraszam, nie to chciałem powiedzieć. Kto wie, może on nas jeszcze wszystkich przeżyje.

– Ha, dość już o tym…

Dlatego lubię czytać Twoje opowiadania, bo zawsze coś z nich wyciągnę dla siebie, dużo się z nich uczę.

Bardzo dziękuję, to przyjemna i cenna pochwała – i to, co piszesz dalej – naprawdę motywuje do dalszych prób literackich oraz poprawiania warsztatu, gdy znajdujesz mocne strony w rzeczach, które jeszcze niedawno mi nie wychodziły!

Ale to opowiadanie jest dobre! Aż kliknęłam do piórek, tak mi się spodobało (tylko nie wiem, czy dobrze to zrobiłam, wrzuciłam klika do wątku kwietniowego).

Dobrze zrobiłaś, opowiadanie było opublikowane w kwietniu. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam ślimaczo!

spójrz w oczy człowieka, który zapomniał głos swojej matki.

głosu

Obie formy poprawne (https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapominac;12882.html).

No popatrz, nie wiedziałam. O tym mówiłam właśnie, dużo się uczę!

 

Rzeczywiście jest tu jakaś niezręczność, skoro już zwróciłaś na to uwagę, warto byłoby ją załatać. Niestety, to nie będzie łatwe, może wymagać sporego dopisku. A co sądziłabyś o takiej łacie?…

– …My w każdym razie mamy czas.

– Mamy czas? Przecież nie będziemy niecierpliwie czekać na śmierć pradziadka.

– Przepraszam, nie to chciałem powiedzieć. Kto wie, może on nas jeszcze wszystkich przeżyje.

– Ha, dość już o tym…

O, no i świetnie wybrnąłeś! Usunęłabym tylko niecierpliwie, bo wybija z rytmu.

 

Bardzo dziękuję, to przyjemna i cenna pochwała – i to, co piszesz dalej – naprawdę motywuje do dalszych prób literackich oraz poprawiania warsztatu, gdy znajdujesz mocne strony w rzeczach, które jeszcze niedawno mi nie wychodziły!

yeslaugh

 

Dobrze zrobiłaś, opowiadanie było opublikowane w kwietniu. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam ślimaczo!

Pozdrawiam smoczo!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

O, no i świetnie wybrnąłeś! Usunęłabym tylko niecierpliwie, bo wybija z rytmu.

Właśnie nie wiem, czy tak świetnie wybrnąłem. Możliwe, że to słówko wybija z rytmu, ale trudno będzie z niego zrezygnować, bo kompletnie zmienia sens! Przecież nie będziemy czekać na śmierć pradziadka znaczy “chodźmy ze sobą wbrew jego woli”. Przecież nie będziemy niecierpliwie czekać na śmierć pradziadka znaczy “nie możesz liczyć na jego bliską śmierć jako na coś, co umożliwi nam zostanie parą, czy nie masz szacunku dla moich więzi rodzinnych?”.

Pozdrawiam smoczo!

Drakainy bardzo brakuje, Asylum ostatnio też rzadziej się udziela, rozumiem zatem, że starasz się godnie pełnić odpowiedzialną funkcję Portalowej Smoczycy?

Gdybyś stwierdził, że fabuła opowiadania przypomina Ci złagodzoną ad usum delphini legendę o Lukrecji, to z lekkim żalem przyznałbym zasadniczo rację, ale Lukrecja i Wanda to jednak nie całkiem to samo.

Pewnie masz rację. Rzeczywiście, trochę te historie są podobne. W jednej mamy do czynienia z gwałtem Sekstusa, a w drugiej zamiarem odbycia rytualnego stosunku. Oba czyny doprowadziły do przewrotów, obalenia tyranii i wprowadzenia nowych form rządów.

Jak przeczytałem Twoją odpowiedź, to uświadomiłem sobie, że być może błędnie założyłem coś, co zaraz po lekturze wydało mi się oczywiste. Że skoro linia satem wyodrębniła się z języka górali, to Khoci byli przodkami dla linii kentumowych. Stąd Aria była przodkinią Polaków (Wandy), Khoci byli przodkami Niemców (Rytygiera).  

Jak przeczytałem Twoją odpowiedź, to uświadomiłem sobie, że być może błędnie założyłem coś, co zaraz po lekturze wydało mi się oczywiste.

Skądże, dobrze kombinowałeś (a można by jeszcze dodać, że Khoci zostaną Gotami, jak już im spółgłoski do końca stwardnieją – co oczywiście też byłoby bezczelnym uproszczeniem procesów ewolucji języków na potrzeby fabuły).

Stąd Aria była przodkinią Polaków (Wandy), Khoci byli przodkami Niemców (Rytygiera).

Teraz to ja sobie uświadomiłem, że może za dużo wyczytałem w Twoim pierwszym komentarzu (tym o “genetycznym patriotyzmie”): myślałem, że dopatrujesz się wtórności fabuły i motywów postępowania postaci względem legendy o Wandzie, a nie tylko żartujesz z dziedzicznej odpowiedniości między parami bohaterów.

żartujesz z dziedzicznej odpowiedniości między parami bohaterów.

To miałem na myśli.

Właśnie nie wiem, czy tak świetnie wybrnąłem. Możliwe, że to słówko wybija z rytmu, ale trudno będzie z niego zrezygnować, bo kompletnie zmienia sens! Przecież nie będziemy czekać na śmierć pradziadka znaczy “chodźmy ze sobą wbrew jego woli”. Przecież nie będziemy niecierpliwie czekać na śmierć pradziadka znaczy “nie możesz liczyć na jego bliską śmierć jako na coś, co umożliwi nam zostanie parą, czy nie masz szacunku dla moich więzi rodzinnych?”.

Hm, masz rację.

To może zamiast niecierpliwie z niecierpliwością?

albo wyczekiwać zamiast czekać.

 

Drakainy bardzo brakuje, Asylum ostatnio też rzadziej się udziela, rozumiem zatem, że starasz się godnie pełnić odpowiedzialną funkcję Portalowej Smoczycy?

Ojej, nawet nie pomyślałam o tym i oczywiście nie chcę nikogo zastępować, zwłaszcza tak wybitnych osobistości portalowych. Jestem osobnym bytem, osobnym smokiem, Czarnym Smokiem z uniwersum Heroes of Might and Magic :)

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Hm, masz rację.

To może zamiast niecierpliwie z niecierpliwością?

albo wyczekiwać zamiast czekać.

Wciąż jeszcze coś mi zgrzyta, ale wstawiłem (w wersji z niecierpliwością).

Jestem osobnym bytem, osobnym smokiem, Czarnym Smokiem z uniwersum Heroes of Might and Magic :)

Jasna sprawa, nie ma dwóch takich samych smoków! Mam nadzieję, że należysz do tych łagodniejszych (wiesz, jak to jest ze Ślimakami, gdy poczuję się zagrożony, mogę Ci niechcący zalepić przewody ogniowe albo coś w tym rodzaju…). I oczywiście dziękuję też za głosowanie konkursowe!

Mam nadzieję, że należysz do tych łagodniejszych (wiesz, jak to jest ze Ślimakami, gdy poczuję się zagrożony, mogę Ci niechcący zalepić przewody ogniowe albo coś w tym rodzaju…)

Jasna sprawa, nie ma co zadzierać ze ślimakami.

 

I oczywiście dziękuję też za głosowanie konkursowe!

A ja dziękuję za takie satysfakcjonujące opowiadanie :) Zachęcam do stworzenia kolejnego: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/33255 wink

 

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Widziałem Twoje ogłoszenie konkursowe, bardzo dziękuję za zachętę! Na razie nie klarują mi się żadne pomysły, ale czasu jest jeszcze sporo.

Muszę przyznać, że podobało mi się bardzo. Po pierwsze klimat, wczesne cywilizacje, niewielkie wioski na zboczach gór, ich kultura i zwyczaje – super sprawa i naprawdę przekonującą stworzyłeś tę scenerię i na jej podstawię napisałeś zgrabną fabułę. Pierwszą połowę tekstu lubię mimo wszystko bardziej, finał nie wzbudził we mnie jakichś większych emocji (choć doceniam, że Khoci nie zostali pokonani w epickiej bitwie). Myślę jednak, że to dlatego, że mocno wsiąkłem w wioskę i nie miałbym nic przeciwko, gdyby cała akcja rozegrała się tam.

Pozdrawiam!

To fantastycznie, że bardzo się spodobało kolejnemu odbiorcy, w dodatku piszącemu tak dobrze jak Ty. Świetnie, że kultura, zwyczaje, całe przedstawienie wioski wydało Ci się wiarygodne i wciągające. Na pewno tym trudniej wczuć się w mentalność postaci, im odleglejsze są od nas czasowo, niemniej wykorzystałem w tym tekście odrobinę lektur na temat hipotez rozwoju świadomości ludzkiej i może odniósł z tego jakąś korzyść. Też tak myślałem, że epicka bitwa byłaby tutaj rozwiązaniem zgranym i mało satysfakcjonującym.

Pozdrawiam!

Witaj. :)

Tekst zdecydowanie klimatem stoi. :) I to – jakim! :)

 

Ze spraw technicznych mam wątpliwości co do (tylko do przemyślenia):

(W necie odszukałam, że powinien być Dopełniacz w tym zdaniu z “głosem”, co zasugerowała już Holly, ale widziałam, że inna strona netu, zalinkowana przez Ciebie, podaje jednak dopuszczenie obu form, wiec to usuwam. :) ).

Tylko (przecinek?) co mam dodać w sprawie przodków?

Ze składu jednego z nich wycofano pospiesznie wujaszka Ślinę, ponieważ (przecinek?) gdy z okrzykiem (dwukropek?) „Zamień byka na indyka, bo indyka nikt nie tyka!” próbował oberwać ramię przywódcy pierwszej z odwiedzonych wiosek, zorientowano się, że wpływa to ujemnie na poziom zaufania i całokształt wzajemnych relacji.

Rów rósł równomiernie. – czy celowo aliteracja?

Czy specjalnie czasem „księżyc” masz wielką, a czasem małą literą?

Drugiej następnej wiosny, gdy pierworodna córka Arii i Pruta wydawała się na to gotowa, zabrali ją do Smyka, by mógł przyjąć jej pierwsze słowa. – czy tu celowo?

 

Wyjątkowo głębokie i zmuszające do przemyśleń, jak zawsze u Ciebie, opowiadanie. :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Witaj, bruce!

Bardzo się cieszę, że tekst jakoś do Ciebie przemówił, udało Ci się dostrzec i poczuć klimat.

W sprawach technicznych:

Tylko (przecinek?) co mam dodać w sprawie przodków?

Raczej bez przecinka, spójnik rozpoczynający zdanie i po nim zaimek względny.

Ze składu jednego z nich wycofano pospiesznie wujaszka Ślinę, ponieważ (przecinek?) gdy z okrzykiem (dwukropek?) „Zamień byka na indyka, bo indyka nikt nie tyka!” próbował oberwać ramię przywódcy pierwszej z odwiedzonych wiosek, zorientowano się, że wpływa to ujemnie na poziom zaufania i całokształt wzajemnych relacji.

Przecinka na pewno nie może tu być (znów połączone wskaźniki zespolenia). Dwukropek jest bardziej dyskusyjny, ale wydaje mi się, że zwykle pojawia się wtedy, gdy przytoczony po nim cytat kończy zdanie, a tu mamy dalszy ciąg wypowiedzi.

Rów rósł równomiernie. – czy celowo aliteracja?

Celowo, pytanie tylko, czy to udany zabieg…

Czy specjalnie czasem „księżyc” masz wielką, a czasem małą literą?

Specjalnie, pisze się go wielką literą, gdy mowa o ciele astronomicznym, a małą, gdy o zjawisku optycznym (tej srebrnej tarczy na niebie).

Drugiej następnej wiosny, gdy pierworodna córka Arii i Pruta wydawała się na to gotowa, zabrali ją do Smyka, by mógł przyjąć jej pierwsze słowa. – czy tu celowo?

Wiem, że błędne są zwroty typu “druga największa” (zamiast “druga co do wielkości”), ale “drugiej następnej wiosny” wydawało mi się bardziej eleganckie niż coś typu “po dwóch latach na wiosnę”. Myślisz, że to jednak także uchybienie?

 

Jeżeli utwór był wyjątkowo głęboki i zmusił Cię do przemyśleń, to cudownie, ale nie zaryzykowałbym tezy, jakoby miało mi się tak udawać zawsze.

Również serdecznie pozdrawiam!

Wszystko jasne, udane oraz zrozumiałe i bardzo dziękuję. :)

Zawsze, zawsze skłaniają do przemyśleń, ja to wiem. :) 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

To ja bardzo dziękuję, mimo że tym razem nie wprowadziłem żadnej z Twoich uwag, naprawdę je szczerze doceniam i zawsze uważam, że są warte rozważenia! W szczególności – jeżeli komuś jeszcze ta aliteracja zgrzytnie, pewnie się jej w końcu pozbędę, bo sam teraz nabrałem wątpliwości.

Pozdrawiam nieustająco!

Powróciłem, bo rozmyślając nad wioską i jej mieszkańcami zapomniałem, że chciałem wspomnieć o jeszcze innej kwestii. Bardzo przypadło mi do gustu, że opowiadanie dzieje się w prawdziwym świecie, nadaje to całości pewnej głębi, która wybrzmiewałaby o wiele słabiej, gdybyśmy mieli tu jakąś niesprecyzowaną, fantastyczną rzeczywistość. Wyjaśnienie znaczenie tytułu (bardzo intrygującego) jest super. 

Owszem, sięgnięcie po motywy z historii ludzkości na pewno było tutaj kluczową decyzją twórczą, która nadała opowiadaniu kierunek. Zależy jeszcze, jak rozumieć prawdziwość świata, niektórzy czytelnicy słusznie wskazywali uproszczenia typowe dla legend, a motyw bogów przemawiających do ludzi wolno przecież interpretować jako w pełni fantastyczny. Miło wiedzieć, że Twoim zdaniem pomysł na tytuł dobrze zadziałał.

Wyjdę pewnie na lizusa, ale co mi tam.

Zazdroszczę warsztatu, to czuć, że każde słowo jest napisane świadomie. Twój styl pisania wymaga trochę więcej skupienia (przynajmniej u mnie), ale i daje czytelnikowi dużo satysfakcji.

Poza tym jest o konflikcie pokoleń i przemycasz tu ciekawe przesłanie, z subtelną krytyką nurtu “a kiedyś to było” (swoją drogą polecam ciekawy wpis na kanale “Crazy nauka” o tym, skąd się bierze ten błąd poznawczy, nazwany “złudzeniem upadku”). Z drugiej strony skupienie jednostek na własnej osobie – indywidualizm również obecny w Twoim tekście – czyni je bardziej kruchymi w obliczu własnych niepowodzeń, a tym samym bardziej podatnym na depresję (a przynajmniej tak głosiły pewne źródła z dziedziny psychologii, do których jakiś czas temu dotarłem). Ale pisząc o tym już mocno zbaczam z tematu, bo tekst jest nie o tym.

Czy będzie następna cześć, tym razem o erze “Po piśmie” – jak u Dukaja? Chętnie poczytałbym, gdzie ludzkość wyniesie Satem, Aria i Prut, którzy wzbudzili wiele sympatii.

teksty publikuję również na www.zygisonar.com

Ślimaku Zagłady, wspomniałam o tych sprawach, bo – jak wiesz – mam tendencję do nadmiernego wstawiania przecinków zawsze i wszędzie, podobnie rzecz ma się co do aliteracji. :)

Zawsze wolę dopytać o to, co podczas czytania wydało mi się godne przemyślenia, lecz znając Twój warsztat i poziom, nie powinnam pytać o nic. :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Bardzo dziękuję za nowe komentarze!

 

Zygi_Sonarze, nijak nie wyszedłeś na lizusa, wpis wydaje się w pełni merytoryczny.

Konflikt pokoleń był dla mnie tutaj tematyką całkiem wtórną względem rozwoju społecznego, językowego i mentalnego ludzkości. Wiem jednak, że już w starożytnych źródłach pojawiają się utyskiwania na młodzież względnie zbliżone do współczesnych, więc pewnie ta świadomość jakoś przeniknęła do kreacji świata przedstawionego. I masz rację, że tekst w zasadzie nie zgłębia kwestii indywidualizmu (a zwłaszcza związanych z nim trudności psychicznych), drobny tylko sygnał jest tam, gdzie Smyk mówi o “wypełnieniu głowy własną jaźnią” i bezinteresownym okrucieństwie. Zapewne byłby to potencjalny kierunek rozbudowy.

W tej chwili nie mam dobrze zarysowanej koncepcji na następną część, więc może coś kiedyś, ale nie chciałbym dawać fałszywej nadziei. Bardzo się jednak cieszę, że dałem Ci dużo satysfakcji i że pytanie o sequel nie wiąże się wreszcie z zarzutem o urwanie tekstu w połowie opowiadanej historii, co jak dotąd stanowi mój stały problem twórczy.

 

bruce, to przecież znakomicie, że wspomniałaś o tych sprawach! Wiele razy znajdowałaś u mnie błędy językowe lub przynajmniej niedociągnięcia stylistyczne. Oczywiście, że powinnaś pytać, gdy tylko coś budzi Twoje wątpliwości – dogłębnie sobie cenię takie uwagi redakcyjne, czego zresztą dowodzę, starając się do każdej szczegółowo odnieść.

 

Pozdrawiam bardzo serdecznie i ślimaczo!

Ślimaku Zagłady, rozumiem, że wątek indywidualizmu jest jednie poboczny, ale rozwinę myśl (bo mnie pasjonuje, a na takich się lubię rozwodzić). Masz rację, że chodzi o fragment o “wypełnieniu głowy własną jaźnią”, ale jeszcze bardziej o to, co jest wcześniej, czyli “Kiedy żyjesz w małej grupie, w rodzinie, to wiesz, kim jesteś, z kim jesteś, czego jesteś częścią. Nie kłopoczesz się tym wszystkim i duchy do ciebie mówią. A potem kręci się coraz więcej obcych, nowe zajęcia i twarze. Cały dzień podkreślasz, że ja, ja, ja, to ja to powiedziałam, to ja tego chcę, to ja się tym zajmuję, to ja się na tym znam. Skupiasz się ciągle na swoich myślach, myślisz o tym, że myślisz, ten twój Prut nazywa to chyba autorefleksją.”

 

Profesor Martin Selingman w książce “Optymizmu można się nauczyć” podobnie pisał o tym, dlaczego współczesny człowiek ma problemy z uporaniem się z przeciwnościami losu i własnymi porażkami. Wyolbrzymia je, skupiając się na sobie, podczas gdy w skali większej społeczności mogą być jedynie ziarnkiem. Autor zachęca tym samym do działań pro bono, również we własnym interesie, dla swojego zdrowia psychicznego (oderwanie od ja, ja, ja). To bardzo ciekawy motyw. Uderzyła mnie zgodność jego toku rozumowania z zacytowanym fragmentem – i chyba coś w tym jest. Nie przesądzam oczywiście ani nie twierdzę, że indywidualizm jest zły (ani też, że Ty coś swoim tekstem imputujesz), a jedynie podaję jeden z aspektów tej pasjonującej sprawy. Sam użyłem tego motywu w wątku terapii w powieści, która prawdopodobnie na zawsze już spocznie w szufladzie.

 

Jeśli chodzi o “zarzut urwanego tekstu” (albo “brzmi jak fragment większej całości”) to dobrze go znam, również go spotkałem na tym forum pod swoimi tekstami. I się z tym nie zgadzam – nie przepadam za zamkniętymi zakończeniami i raczej nie planuję takich pisać, choć – niestety – chyba dużo osób ich oczekuje.

 

 

 

teksty publikuję również na www.zygisonar.com

To ja bardzo dziękuję, Ślimaku Zagłady. Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Zygi, piszesz o tym bardzo ciekawie i na pewno nie odbieram Twoich przemyśleń jako przytyku, że cokolwiek imputuję. Cały ten fragment, który przytaczasz, na pewno ma w sobie pierwiastki indywidualizmu, ale bardziej był zainspirowany tym, co wskazał już w jednym z pierwszych komentarzy Zakapior, to znaczy hipotezą umysłu bikameralnego. Przy czym oczywiście nie znaczy to, abym napisał całe opowiadanie w celu propagowania tej hipotezy czy nawet był jej stanowczym zwolennikiem, po prostu posłużyła za pewną inspirację, ogniwo w kreacji opowieści o zaraniu dziejów. Tak czy inaczej ma to związek z indywidualizmem, bo ona stwierdza między innymi, że (mniej więcej) powstanie nowoczesnej świadomości ludzkiej było reakcją psychoewolucyjną na życie w coraz większych grupach, wymagające reakcji na coraz to nowe bodźce, specjalizowania się i zaznaczania swojej odrębności.

 

bruce, a jednak uparcie to ja dziękuję za czas poświęcony mojemu opowiadaniu i wszystkie miłe słowa!

heart

Pecunia non olet

Ślimaku, nie pozostaje mi nic innego, jak dołączyć do grona czytelników, którym Twoja opowieść sprawiła mnóstwo przyjemności. Pokazałeś świat, który choć bardzo odległy w czasie, jest zrozumiały, albowiem zaludniłeś go jakże różnymi, ale wiarygodnymi bohaterami, skutkiem czego nie miałam najmniejszych problemów z przyjęciem do wiadomości wszystkich opisanych wydarzeń. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, Regulatorko! Sprawienie Ci przyjemności jest sukcesem, do którego zawsze warto dążyć, cenne jest także potwierdzenie, że świat i postaci wydają się wiarygodne. I oczywiście równie ważne jak to, co napisałaś w swoim komentarzu, jest to, czego w nim nie ma.

Bardzo proszę, Ślimaku i życzę Ci, abyś jak najczęściej odnosił podobne sukcesy.

I owszem, nie napisałam w komentarzu tego, o co zadbałeś, żeby tego nie było. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podobało mi się i czytałam z zainteresowaniem. Fajnie przedstawieni bohaterowie, każdy jest inny i ma swoją rolę. Ciekawy pomysł na wytłumaczenie dlaczego ludzie przestali słyszeć głosy bogów i przodków. Jedyną moją wątpliwość wzbudziło to, że wieszczek Smyk zgodził się kłamać na temat tego, co mówią bogowie. Jakoś spodziewałam się po nim, że traktuje swoją rolę na tyle poważnie, że nigdy nie kłamie w takich kwestiach. No, ale tłumaczę sobie to tym, że po prostu był bardzo mądrym człowiekiem :).

Bardzo mi przyjemnie, że opowiadanie trafiło w Twoje gusta! Zwłaszcza jest dobrą wiadomością, że również Twoim zdaniem udało mi się odpowiednio zróżnicować i scharakteryzować bohaterów. Ten pomysł na wytłumaczenie, jak wyżej wspominałem, częściowo pochodzi z innych lektur, ale wydał mi się wartościowym materiałem do przetworzenia literackiego.

Co do wieszczka Smyka, też się wahałem, czy dostatecznie uprawdopodabniam taką decyzję psychologicznie, czy nie jest zbyt nagła. Może tutaj udaje mi się przemycić jakiś wniosek tego rodzaju: aby społeczność dobrze sobie radziła, młodzi muszą szanować starszych, korzystać z ich wiedzy i doświadczenia, ale i starsi powinni być wyczuleni na potrzeby młodzieży oraz przyjmować jej pomoc, by odnaleźć się w zmieniającym się świecie. Pomyślałem na przykład o Leopoldzie Staffie, który w późnej starości, po II wojnie, rozstał się ze stosowanymi przez całe życie formami i zaczął pisać wierszem wolnym:

Budowałem na piasku

I zwaliło się.

Budowałem na skale

I zwaliło się.

Teraz budując zacznę

Od dymu z komina.

głos jego trząsł się od ledwie tłumionej goryczy

Hmmmmm… "głos jego" pasuje jako element stylizacji, ale nie dam głowy za tę gorycz…

na radę starszych plemienia, ludzi młodszych odeń o pokolenie i więcej

A gdyby tak wyciąć "plemienia"? Nie wiem, jakoś mi nie brzmi.

brak zębów jeszcze uwydatnił orle rysy, nos obwisał teraz jak dziób nad zapadniętą żuchwą.

Rozdzieliłabym na tej kropce.

Bracia Czyżnie jak zwykle wpadli sobie nawzajem w słowo, mógł być między nimi rok lub dwa różnicy, ale każdy niewtajemniczony brał ich za bliźniaków.

Hmm? Jakoś angielskawo wypada to "mógł".

karmić go kaszą ze startych na miazgę ziaren

To już nie kasza, a raczej, hmm. Polewka? Tołokno? Nie wiem.

nakładał

A nie "nabierał"?

przesadnie akcentując pewność ruchów

Hmmmm.

poważana ze starszyzny

Może "wśród"?

dzisiejszych maleństw

Hmm. To znaczy, urodzonych tego dnia, czy tych, które są teraz maleństwami?

zboczu z rzadka przetykanym cedrami

Jak przetkać zbocze cedrami?

Przez jakiś czas szli oboje pogrążeni w przykrej zadumie

Hmm.

niezgrabnie dla sztywności karku

"Dla"?

naprawdę zwątpiła w odpowiedź

"Naprawdę"?

resztki siwizny zatańczyły z wietrzykiem

I ładne, i trochę dziwne. Siwizna to właściwość włosów, zasadniczo, więc sama się nie porusza.

Kiedy tak wypełnisz głowę własną jaźnią, toć już bogowie w niej nie postaną.

Może to faktycznie o to chodzi… chociaż społeczeństwo klanowe to też cywilizacja, tylko pierwotna. Ale to dygresja.

jak im to wadzi?

Hmm. W czym?

Bez nich próbujesz zagłuszyć pustkę, krzywdząc siebie i innych.

Otóż to…

Para była zaiste kontrastowa.

Hmmmmmmm.

usiłujący uczyć

Ciut aliteracyjne.

eksperymenty z wodą

Tak jakby anachronizm. Jakie eksperymenty?

nasze związki sformalizować

To też pachnie mi anachronicznie, chociaż pewności nie mam.

Uczynić uznanymi

Hmmm. Gdybym była specem od takich rzeczy, pewnie miałabym tu coś do powiedzenia, a tak mogę tylko przekazać ogólne uczucie, że coś nie pasuje.

Wcale tak nie uważam, moim zdaniem wielu cię szanuje i w pewnym sensie podziwia.

Niezbyt naturalnie to brzmi. W ogóle wypowiedź Arii przypomina przemowę.

może to po prostu znaczy, że ludzkość dorasta i zaczyna myśleć w inny sposób, tak jak dorośli myślą inaczej od dzieci?

A to też chyba anachronizm.

Tak, na pewno tak to rozumiem.

On ma być taki chwiejny?

zaprowadzić reformę religijną

Zdecydowanie nowoczesne.

Jakiekolwiek resztki

"Jakiekolwiek" spokojnie można wyciąć.

Oto do osady przybył brodaty umyślny z miasta Khotów, dosiadał konia

Rozdzieliłabym.

na włóczni czy też wici

Nie odróżniają tego?

zwierząt sezonowych

Też cokolwiek współczesne.

ale jak zwykle tylko jedna czuła się na siłach, by uczynić to bez konsultacji

Jak wyżej.

zanim twoja oferta zda się podobna obrazie

"Oferta"?

przy znaczonym głazie

A nie "oznaczonym"?

typowo dla siebie

Mmm. Może: jak to on? Jak zwykle?

mogę utrzymać w garściach

A nie: w garści?

zginę próbując

Znikł przecinek.

odezwała się sama Aria, niespodziewanie dla wszystkich, jej cichy przecież głos wibrował odbity od stoków i powracał z mocą

Coś tu się źle parsuje.

Obowiązkiem kapłanki jest przede wszystkim dbać o dobro ogółu, a nie dochowywać ustalonych form.

Mmm, tylko takie utylitarystyczne idee to dość nowy wynalazek… inna rzecz, że Aria chyba nie uważa, że to takie wielkie poświęcenie, więc może po prostu szuka wymówek.

żaden z proponowanych wyborów nie zdobył znaczącej przewagi w radzie starszych

Nowocześnie to brzmi.

od poprzedniego razu

To bym wycięła, nic nowego nie wnosi.

ale nie ginąć bez cienia nadziei, żeby zabrali cię chwilę później

Ciekawostka, nie spodziewałam się po nim tak zdrowego rozsądku…

Ani nie można od ciebie żądać takiego poświęcenia, ani od nas wszystkich, żebyśmy porzucili swoją ziemię i udali się na tułaczkę.

Dlaczego?

Może będzie już tylko gorzej, aż cała ludzkość wyginie?

Katastroficzne myślenie (w końcu mieszkańcy miasta radzą sobie świetnie) nie do końca mi pasuje z dotychczasowym postępowaniem Arii.

jeżeli teraz nie zareagują, to wszystkich czeka takie samo poddaństwo…

Prawda, ale czy oni uważają poddaństwo za nieszczęście?

ludzie nie są racjonalni

Zdecydowanie anachronizm.

wypełzł drapieżny, nasycony pewnością siebie uśmiech

…?

– Prawda, już widzę!

Hmmmm. Na pewno coś tu ukrywasz…

na łące, wciąż trzymając się za ręce

Rym.

wracać, w osadzie było zawsze wiele pracy

Też trochę się rymuje.

wymamrotał wreszcie, jego głos tracił dawną wyrazistość

Podwojona informacja.

To mogło jednak być autentyczne

Anachronicznie to brzmi. Nawet nie chodzi o pochodzenie tego słowa, ale o samą ideę.

długo nie reagował

Hmm. Długo milczał?

Powiem im tę swoistą prawdę o bogach

…? Prawda jest bezprzymiotnikowa…

A rolę dawnych rozmów za pośrednictwem wieszczków pełni teraz – uzupełnił nieznoszącym sprzeciwu głosem Prut – pismo.

Jak, pismo? Chińskie wyrosło, o ile wiem, ze znaków wróżebnych, ale czy to o to chodzi?

to jest twoja obsesja zakrawająca na stan chorobowy

Bardzo nowocześnie to brzmi.

ozdobioną subtelnym haftem z motywami roślinnymi

A to brzmi jak z katalogu kolekcji muzealnej.

otrzymał wiadomość od bogów, której

Szyk: otrzymał od bogów wiadomość, której.

Zamień byka na indyka, bo indyka nikt nie tyka!

A skąd indyk w Azji? :P Czyżby to była historia zasiedlenia Ameryki?

zorientowano się, że wpływa to ujemnie na poziom zaufania i całokształt wzajemnych relacji

Żart sam w sobie nie jest zły, ale czy pasuje tutaj?

co dzieje się z Arią w mieście, w mocy straszliwego Króla-Boga

Hmm.

Rów rósł równomiernie.

Hmmmmm.

przybył na pomoc, użyczając swej bezcennej siły

Jednocześnie?

Kanał rozgałęziony od Panieńskiej Rzeki stopniowo, łokieć za łokciem, wypełniał się wodą…

Nie przez dzień kanał zbudowano… nie wiem, nie znam się, ale dwaj mężczyźni, grupka dzieci i drewniane łopaty to nie jest duża siła.

przywodząc na myśl niedopowiedziane wspomnienia

Hmmm…

Brakowało tylko Pruta i Śliny z gromadką młodzieży

Hmm.

wapnem sinym czysto pobielono ściany

Cytat?

Wreszcie na głównym placu stanęło olbrzymie podium

I to wszystko się dzieje, kiedy oni już tam są?

Z tą chwilą rozpoczynamy doroczne Święto Odrodzenia!

Też ciut telewizyjne.

przekazać do ziemi

Bez "do".

co zarazem pokazuje naszą władzę nad ludami górali i rosnącą siłę

Nie wiem, czy rozsądnie jest to mówić, a w każdym razie tak wprost.

obracała się po scenie

Hmm.

Łódka płynie, księżyc świeci, trójgraniasty groszek leci! Na trapezie, trapeziku, wisi główka na haczyku!

To dopiero anachronizm XD (Żart, choć makabryczny, doceniony.)

rozjuszeni słowami króla o poddaństwie

A, czyli tak miało być. Nieźle :)

stali się burzliwi

Mogli być wzburzeni, ale burzliwi raczej nie.

określać sobie zasady

Oooojjjjj… będzie płacz.

dokonywać odkryć i wynalazków, poprawiać nasz byt

To też anachroniczne.

Plusk w tłumie był już niewątpliwy

Dziwnie to brzmi.

nie darują ludom, które chcą rządzić innymi, wydawać rozkazy, upokarzać!

Mmm, o ile tutaj upokorzenie niewątpliwie było, to bycie rządzonym pojęte jako upokorzenie jest zdecydowanie nową ideą. Nie potrafię jej wydatować, ale nie szukałabym przed XIX wiekiem.

W tym momencie zgromadzeni już nie milczeli, wręcz przeciwnie, zewsząd wrzeszczano.

Hmmm.

nową podwaliną będą prawa każdego z nas

Podwaliną czego? A "prawa każdego" to też bardzo nowa, oświeceniowa idea. Podobnie jak "religia" (ludzie mieli religię od ho-ho, ale niekoniecznie myśleli "mamy religię").

Wiedząc, że dziewczynka, choć jeszcze nie mówiła, może już wiele rozumieć

Jeszcze nie mówi.

 

Hmmmm. Mam wrażenie ogromnego pośpiechu – ze strony autora, nie bohaterów. Bo niewątpliwie jest tu myśl, tylko… jaka? Nie do końca rozumiem, a natłok anachronizmów i nierówna stylizacja w tekście, który wyraźnie nie ma być humorystyczny, utrudniają wyłuskanie tej myśli. Nie bardzo też czuję bohaterów: ci główni nie wydali mi się konsekwentni (zwłaszcza Aria), ci poboczni (Ślina i Pinia, bracia Czyżnie) stanowią raczej dekoracje. Bohaterowie decyzyjni rozprawiają cokolwiek okrągle, widać po nich, że są postaciami bardziej dialogu filozoficznego, niż fabularnej historii. Ale znowu ta umowność, na którą wskazują i dialogi, i anachronizmy, i pewne uproszczenia w fabule (wygnanie Khotów) nie do końca mi tu wybrzmiewa.

Podsumowując – nie wiem, co o tekście myśleć.

tu mam wrażenie, że rozwiązanie tego wątku jest trochę skrócone

Trochę bardzo, ale nie jest takie całkiem jasne, czy bogowie faktycznie do nich przemawiali, czy faktycznie przestali, a ostateczne rozwiązanie wygląda bardziej na sprytne kłamstwo. Chociaż nie do końca, bo Smyk chyba sam w to uwierzył…

by być tu sprawiedliwym, to ślepa wiara charakteryzuje się dokładnie tym samym :)

Mmmm, twierdzenie, że ich nie ma, to taka sama wiara, jak twierdzenie, że są ;D

Scena “zamachu” na Króla-Boga wydała mi się niezbyt wiarygodna. Jatkarz tak po prostu sobie do niego podłazi i łamie mu rękę.

Mnie przysłonił tę niewiarygodność sam pomysł rytualnego seksu na oczach poddanych, w który nie bardzo mogę uwierzyć, chociaż oczywiście o hierogamii słyszałam. Ale nie wiem, jak to naprawdę wyglądało. Może właśnie tak. Tak czy siak, nad samym zamachem jakoś się nie zastanowiłam.

Tarnina już wrzuciła w kolejkę, więc nie wykluczam, że zostaniemy brutalnie pozbawieni złudzeń…

Polecam się :)

Nie dalej jak w zeszłym roku na pół zwariowany poeta podobnie podszedł do premiera uznanego na arenie międzynarodowej europejskiego państwa

Cóż, kilka lat temu facet niewątpliwie zwariowany zrobił coś podobnego z prezydentem jednego z większych miast Polski. Jest to zdecydowanie objaw niekompetencji ochroniarzy, ale ta niekompetencja może wynikać z arogancji (i tak nikt się nie odważy zaatakować), więc właściwie…

Przyznaję jednak, że co innego prawdopodobieństwo zdarzenia, a co innego, czy opis wydaje się wiarygodny z perspektywy odbiorcy.

O, tak, zdecydowanie.

stnieje co najmniej poważna teoria (nie jestem pewien, na ile obecnie przyjęta), że satem w odróżnieniu od kentum jest grupą genetyczną

O, nie słyszałam o tym?

Jedi? XD Minimalizm literacki sugeruje wywalenie “z mocą”

Ale minimalizm nie zawsze jest dobrym doradcą XD Bo i Melkor "powstawał z mocą" ;3

Końcówka brzmi jak kalka językowa

Bo w sumie nią jest…

Najlepsze to chyba drugi grzybek w barszczu

Dlaczego?

Ziarna to ożywione istotki!

Mmmm, tylko nie należy przypisywać dzisiejszej znajomości biologii ludziom z czasów historycznych ^^ (Akwinata wygadywał o niej po prostu bzdury, ale – w jego czasach to były uznane poglądy naukowe!) Dawniej wierzono, co najmniej symbolicznie, może i dosłownie, że ziarno rzucone w ziemię obumiera, a potem się odradza. A jeśli chodzi o słowo "wzbudzi" (którego już w tekście nie ma), to ja dałabym chyba "przebudzi do życia".

Prut to już urodzony polityk, skoro udają mu się takie frazesy :D

Ej, to nie jest frazes :P

A tylko śmiertelny strach byłby w stanie wygnać ich z miasta.

Strach, albo to, że miasto zalane mułem i mieszkać się w nim nie da… ale widzę, że muł został dodany po Twoim komentarzu.

Rozważałem “jak gdyby upewniał się”, ale podwojone “się” wydało mi się rażące.

To może: spojrzał za plecy?

Tylko chyba nie bardzo ma odpowiednik, który byłby równie lapidarny i oddawał ten sam sens?

I to także jest prawda.

tak naprawdę nie umie trafić w nastrój tłumu i zanudza

I narzeka, że go nie traktują poważnie :)

No tak, kobiecie trzeba przemówić do serca laugh

Ja nie mam serca, ja mam mózg XD I mnie też nie przekonuje :D

wypowiadający te słowa właśnie rządzą innymi, każą im odejść

Kazać komuś odejść – to jeszcze nie to samo, co nim rządzić.

pojęcie praw nie powinno istnieć, skoro wcześniej o wszystko pytali bogów

Mmm, na filozofii prawa się nie znam, ale pojęcie prawa raczej może w takich warunkach istnieć, z tym, że nie będzie to nasze współczesne pojęcie prawa, ani nawet klasyczne ius naturale, tylko prawo pojęte jako słowo bogów. Ale tutaj potrzeba specjalisty.

Jeżeli główni bohaterowie im mówią, że mają odejść w pokoju, żeby nikt nie ważył się ich tknąć czy przeszkadzać w ratowaniu zalewanego dobytku – to i tak niemało.

Może nawet ciut za dużo… górale przecież słuchają, choć nie mają na to ochoty. Niby tacy niezależni, a jak przyjdzie co do czego – karni jak wojsko.

czterokrotnie powtarza dźwięczne pojęcie praw – jedni pewnie rozumieją i przyswoją je lepiej, inni gorzej, ale będzie można na tym budować.

Mmmm, sęk w tym, że pojęcia nie są trwałe. To nie relatywizm, zaznaczam – prawda jest prawdą – chodzi o to, że ludzkie rozumienie rozwija się historycznie (niekoniecznie liniowo czy w sposób jakkolwiek przewidywalny) i to, co pod określonym pojęciem rozumiano kiedyś, może nie mieć wiele wspólnego z tym, co się pod nim rozumie teraz. To jedna z przyczyn, dla których ludzie zerkają tylko na dowody Anzelma czy Akwinaty i uznają je za głupotę – nie rozumieją ich po prostu. Tymczasem był Kartezjusz, którzy postawił wszystko na głowie. "Idea" u Platona to coś zupełnie innego niż "idea" u Hume'a!

Wujek Ślina jest niesamowity z tymi wierszykami, ona je tak na poczekaniu wymyśla?wink

Co najmniej jeden jest znaną mnemotechniką :D mam nadzieję, że nie ja jedna wyłapałam ten, raczej subtelny, żart :)

jeszcze umieszcza w nich treści, których nijak nie ma prawa znać

:)

Nie znam się za bardzo, ale według mnie bez istnienia praw nie jest możliwa jakakolwiek społeczność.

No, nie jest.

Mam wrażenie, że Jolce chodziło o przeskok od znaczenia “to, do czego jesteśmy zobowiązani (rozkazem bogów czy reprezentującej ich władzy)” do “to, co nam przysługuje; prawa człowieka”.

Nie wiem, może – ale to jest przeskok dokonany, w historycznej skali czasu, bardzo niedawno. Zdecydowanie anachronizm.

I ona jeszcze, w porównaniu ze współplemieńcami, była względnie gotowa na to przystać.

Właśnie…

Czy bogowie są nam w ogóle potrzebni? Wygląda na to, że jedynie pomocniczo, skoro musimy się z nimi rozstać. Na pocieszenie, niejako w zastępstwie, pozostanie prawo.

Eeeech, to jest temat, na który można by pisać i pisać…

Mam wrażenie, że w większym stopniu stanowi fabularyzowany traktat filozoficzno-metafizyczny, niż opowiadanie.

O, chyba tego mi zabrakło.

Chyba tym razem rzeczywiście się udało, mam nadzieję, że będę w stanie w przyszłości podtrzymać tę umiejętność.

Mmmm, dałeś im raczej etykietki – pojedyncze cechy wyróżniające. W krótkim tekście, zwłaszcza takim, który opiera się raczej na idei niż na postaciach, to może wystarczyć, w dłuższym nie musi.

nie jest czymś, co badacz mentalności starożytnej mógłby uznać za wartościowe

Badacz mentalności starożytnej powinien badać teksty starożytne :)

Odmowa Wandy oznaczała wojnę, a ostateczną konsekwencją było jej samobójstwo.

W starszej wersji, która ogromnie mi się spodobała, Wanda zbiera wojska i wychodzi przeciw Niemcom w pole XD (są dwie wersje: wychodzi ze swoimi dziewczętami – nago – a Niemcy się wycofują; albo po prostu rozwala im pupcie w bitwie). Nie rozumiem, dlaczego nasza propaganda w zasadzie jej nie używała.

Starałem się nie nadużywać słowa “szaman”, chyba właśnie z na pół uświadomionej obawy, że “wywieję” odbiorcę do Ameryki.

Mmmm, w Azji też byli (i są?) szamani. Ale może faktycznie kojarzą się raczej amerykańsko?

chyba przed słońcem

W zasadzie można i tak, to służy stylizacji "na stare".

do uświadomienia sobie, że jesteśmy przecież panami swoich żyć i zamiast bezczynnie czekać na głosy bogów, trzeba brać los w swoje ręce

Wrrr… poza kwestią "życiową" :) popełniasz tu błąd myślowy – posłuszeństwo prawom nie oznacza bezmyślności, a tym bardziej nie wyklucza odpowiedzialności (właściwie, to jest jej warunkiem). Ale to temat na kolejny poważny, analityczny artykuł, a kiedyś człowiek musi spać ;)

Obie formy poprawne (https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapominac;12882.html).

O? Ciekawostka.

W jednej mamy do czynienia z gwałtem Sekstusa, a w drugiej zamiarem odbycia rytualnego stosunku.

Mmmm, tylko gwałt na Lukrecji był chyba pozbawiony nawet takiej sankcji, jaką daje rytuał. A tutaj król zasłania się jeszcze przynajmniej religią.

nie ma dwóch takich samych smoków!

Wiadomo ^^

Na pewno tym trudniej wczuć się w mentalność postaci, im odleglejsze są od nas czasowo,

Oj, tak. Hurra dla fantastyki :D

Wiem, że błędne są zwroty typu “druga największa” (zamiast “druga co do wielkości”), ale “drugiej następnej wiosny” wydawało mi się bardziej eleganckie niż coś typu “po dwóch latach na wiosnę”. Myślisz, że to jednak także uchybienie?

Dziwne, że to przegapiłam, ale jak to poprawić… w sumie nie wiem.

znając Twój warsztat i poziom, nie powinnam pytać o nic. :)

Jak mawiała prababunia, nie będziesz pytał, to nie będziesz wiedział :)

Autor zachęca tym samym do działań pro bono, również we własnym interesie, dla swojego zdrowia psychicznego (oderwanie od ja, ja, ja).

I ma rację – a jednocześnie troszkę jej nie ma, bo w ten sposób człowiek nadal działa dla "ja". Chociaż może nie da się tak przestawić od razu?

ona stwierdza między innymi, że (mniej więcej) powstanie nowoczesnej świadomości ludzkiej było reakcją psychoewolucyjną na życie w coraz większych grupach, wymagające reakcji na coraz to nowe bodźce, specjalizowania się i zaznaczania swojej odrębności

Coś trochę podobnego wyczytałam ostatnio u Korsgaard (choć to były raczej jej spekulacje) i zaciekawiło mnie. Może…?

Może tutaj udaje mi się przemycić jakiś wniosek tego rodzaju: aby społeczność dobrze sobie radziła, młodzi muszą szanować starszych, korzystać z ich wiedzy i doświadczenia, ale i starsi powinni być wyczuleni na potrzeby młodzieży oraz przyjmować jej pomoc, by odnaleźć się w zmieniającym się świecie.

Mmmm, nie zauważyłam tego, ale to nie znaczy, że go nie ma ;)

 

ETA: Jeszcze mi przyszło do głowy w kwestii króla – wychodzi na polityka beznadziejnie niesprawnego. Raz: skoro wybór do udziału w rytuale jest zaszczytem, to jego właśni poddani mogą być wnerwieni pominięciem ich córek dla jakiejś dzikuski, obcej. I dwa: mógłby to zamierzyć jako próbę zjednania sobie górali, przyjęcia ich do społeczności, ale w takim razie dałby świadectwo zupełnej nieznajomości kultury tych górali (co bardziej prawdopodobne niż punkt pierwszy). Jeżeli taki był cel, to się udało.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jak zawsze, podziwiam taką szczegółowość komentarza i jestem za niego wdzięczny! Choć przypuszczam, że pracujesz nad redakcją tekstów znacznie szybciej ode mnie, tak uważne zajęcie się opowiadaniem musiało kosztować sporo czasu i wysiłku. To naprawdę dużo materiału do rozwoju literackiego. Gdybym planował wbijać się w dumę z uwagi na dobry wynik w konkursie, udaremniłabyś to skutecznie (nie planowałem, ale teraz i tak o wiele lepiej widzę, że mam co przemyśleć i nad czym pracować). Inna rzecz, czy odnotowujesz zadowalające postępy w stosunku do poprzednich tekstów, bo niestety mam wrażenie, że zakres Twoich uwag wciąż jest dosyć podobny. Szczegółowymi poprawkami zajmę się po rozstrzygnięciu konkursu (to znaczy: przynajmniej zacznę jutro), na razie spróbuję odnieść się do kwestii ogólnych:

Hmmmm. Mam wrażenie ogromnego pośpiechu – ze strony autora, nie bohaterów. Bo niewątpliwie jest tu myśl, tylko… jaka? Nie do końca rozumiem, a natłok anachronizmów i nierówna stylizacja w tekście, który wyraźnie nie ma być humorystyczny, utrudniają wyłuskanie tej myśli. Nie bardzo też czuję bohaterów: ci główni nie wydali mi się konsekwentni (zwłaszcza Aria), ci poboczni (Ślina i Pinia, bracia Czyżnie) stanowią raczej dekoracje. Bohaterowie decyzyjni rozprawiają cokolwiek okrągle, widać po nich, że są postaciami bardziej dialogu filozoficznego, niż fabularnej historii. Ale znowu ta umowność, na którą wskazują i dialogi, i anachronizmy, i pewne uproszczenia w fabule (wygnanie Khotów) nie do końca mi tu wybrzmiewa.

Podsumowując – nie wiem, co o tekście myśleć.

Wrażenie pośpiechu jest niewątpliwie słuszne. Niestety, moje opowiadania na ogół powstają w ciągu kilku dni (jeśli nie godzin) przed terminem konkursowym. Wcześniej zwykle trudno mi się zmobilizować, żeby przelać myśli na papier. A kiedy już piszę z większym zapasem, mogę bardzo długo cyzelować pojedyncze zdania (albo i zawiesić się na którymś tak beznadziejnie, że nigdy nie wrócę do tekstu), dopiero to ciśnienie deadline’u pozwala iść na kompromisy. W istocie część zdań, które wskazujesz jako wadliwe, jest dla mnie zupełnym zaskoczeniem (lub wynikiem w miarę świadomej stylizacji), ale część to właśnie te, gdzie zatrzymałem się na chwilę i wybrałem pierwsze rozwiązanie niezbyt rażące. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że takie podejście do twórczości przekłada się nie tylko na warstwę językową (w której, jak mniemam, zawodzę czasami tylko wobec najbardziej wyśrubowanych standardów), ale też na spójność przekazywanych myśli i postępowania bohaterów (z czym mam dużo poważniejsze kłopoty). Inna rzecz, że Rodzice chrzestni byli niemal jedynym tekstem konkursowym, który w ostatnich latach popełniłem z większą rezerwą czasu i włożyłem trochę pracy w szlifowanie już gotowego, a też Cię nie zachwycili ani redakcyjnie, ani merytorycznie, więc nie tylko tu leży problem.

Myśl zawarta w tekście – niewątpliwie są tu dwa główne nurty. Po pierwsze, zamierzyłem sobie pewną zabawę z konwencją legendy, próbę podania luźnej, rozmyślnie uproszczonej i skonwencjonalizowanej opowieści o tym, jak języki satem wydzieliły się z pnia praindoeuropejskiego. Po drugie, opowiadanie miało zająć się tematem początków ludzkiej świadomości i znaczenia pisma. Umyślnie opisałem to w taki sposób (i mam nadzieję, że ten zamysł jest w miarę czytelny), by bogowie mówiący bezpośrednio do ludzi równie dobrze mogli okazać się elementem fantastycznym, jak wyprzedzającym współcześnie rozumianą świadomość trybem funkcji wyższych mózgu. Istotne przesłanie miało jednak sięgać w tę stronę, że samoświadomość stanie się dla bohaterów bolesnym ciężarem, jeżeli nie potrafią wykorzystać jej “możliwie inteligentnie i dokładnie” do użytecznej refleksji nad światem i poprawiania swojego bytu. Niewykluczone, że trudno było to udźwignąć w takiej formie, wyważyć, co należy uprościć, a co potraktować w pełni rzetelnie.

Niekonsekwencja Arii – starałem się pokazać, że ona musi być bardzo skonfliktowana wewnętrznie. Głównie odczuwa, że żądanie króla godzi w jej samostanowienie i godność osobistą, ale na jakimś poziomie też jej schlebia, nie jest jej tak znów obca myśl, że ten wybór stanowi zaszczyt, że całe miasto będzie ją fetować jako sprawczynię odnowienia przyrody. Jednocześnie obawia się dwóch (prawdopodobnie, ale nie na pewno przeciwstawnych) scenariuszy – że własna społeczność ją potem odrzuci albo że podejmie jakieś drastyczne kroki w jej obronie.

W każdym razie, pokazując te wątpliwości w kreacji świata przedstawionego i przekazie myśli, rzuciłaś nieco światła na kwestię, która dotychczas wydawała mi się zagadkowa: dlaczego większość czytelników uznaje opowiadanie za bardzo dobre i wciągające, ale mało kto podejrzewa je o wybitność, z czego może się brać ta trudna do przekroczenia granica.

Pozdrawiam ślimaczo!

Cóż, kilka lat temu facet niewątpliwie zwariowany zrobił coś podobnego z prezydentem jednego z większych miast Polski. Jest to zdecydowanie objaw niekompetencji ochroniarzy, ale ta niekompetencja może wynikać z arogancji (i tak nikt się nie odważy zaatakować), więc właściwie…

Nie dalej jak w zeszłym roku na pół zwariowany poeta podobnie podszedł do premiera uznanego na arenie międzynarodowej europejskiego państwa

Fico i Adamowicz jednakowoż zostali zaatakowani podczas zupełnie niewinnych czynności. To trochę inna sytuacja niż Król-Bóg planujący rytualnie zgwałcić dziewczynę na oczach jej rodaków.

 

Nie żebym fantazjował na takie tematy, ale ja na jego miejscu miałbym jednak wszystkich swoich najlepszych pretorianów w zasięgu ręki… No ale faktycznie, arogancja może tu być jakimś wytłumaczeniem.

Zakładałem, że w tym świecie mieszkańcy miasta mogą to także postrzegać jako zupełnie niewinną czynność – świętują wiosnę i odrodzenie natury, królewska partnerka czuje się wyróżniona i uhonorowana, wszyscy się cieszą. Nie dostrzegają albo nie dbają o to, że górale już się od nich znacznie oddzielili kulturowo i mogą postrzegać sytuację nieco inaczej: miałem nadzieję, że to rzeczywiście będzie czytelne jako przykład arogancji.

Przytoczyłem Ficę jako bezpośrednią analogię, bo tam sprawca podobnie udawał, że podchodzi do niego celem uściśnięcia dłoni, ale zamach na Adamowicza jest także dobrym przykładem ze względu na świąteczny anturaż.

Cieszę się, że się cieszysz ^^

Niestety, moje opowiadania na ogół powstają w ciągu kilku dni (jeśli nie godzin) przed terminem konkursowym.

… jak. Jak… Jaaakkkk???

A kiedy już piszę z większym zapasem, mogę bardzo długo cyzelować pojedyncze zdania (albo i zawiesić się na którymś tak beznadziejnie, że nigdy nie wrócę do tekstu)

Mmm. To akurat ja też mam, ale pozostaję zawieszona na idei napisania czegokolwiek w ciągu paru dni…

lub wynikiem w miarę świadomej stylizacji

Właśnie z tą stylizacją – nie do końca wiedziałam, jaki efekt chcesz osiągnąć i postawiłam hipotezę, że "starożytny". I w zgodzie z tą hipotezą działałam dalej.

też Cię nie zachwycili ani redakcyjnie, ani merytorycznie, więc nie tylko tu leży problem.

Mmm, racja. Teraz pytanie – gdzie on leży? I czy to jest problem, czy różnica gustu?

Po pierwsze, zamierzyłem sobie pewną zabawę z konwencją legendy, próbę podania luźnej, rozmyślnie uproszczonej i skonwencjonalizowanej opowieści o tym, jak języki satem wydzieliły się z pnia praindoeuropejskiego. Po drugie, opowiadanie miało zająć się tematem początków ludzkiej świadomości i znaczenia pisma.

I może jeszcze wyjaśnić sens życia, pochodzenie wszechświata i dlaczego kanapki spadają masłem do dołu :) A serio – nie twierdzę, że ambicja zawsze prowadzi w przepaść, ale jeden tekst nie może być o wszystkim. Nie może być nawet o wszystkich aspektach konkretnego zjawiska. Już tylko jedna z tych dwóch myśli byłaby trudna do postawienia w centrum, a obie?

bogowie mówiący bezpośrednio do ludzi równie dobrze mogli okazać się elementem fantastycznym, jak wyprzedzającym współcześnie rozumianą świadomość trybem funkcji wyższych mózgu

Hmmmm. Powiedzmy tak: że są elementem fantastycznym, mogę uwierzyć. Że "trybem funkcji mózgu" nie bardzo. Ale cała idea umysłu bikameralnego wydaje mi się mało wiarygodna, od kiedy o niej po raz pierwszy przeczytałam, więc weź na to poprawkę.

Istotne przesłanie miało jednak sięgać w tę stronę, że samoświadomość stanie się dla bohaterów bolesnym ciężarem, jeżeli nie potrafią wykorzystać jej “możliwie inteligentnie i dokładnie” do użytecznej refleksji nad światem i poprawiania swojego bytu.

A to jest temat na traktat filozoficzny. Albo na serię grubotomistych powieści. Ale na opowiadanie poniżej 30 tysięcy znaków… mmm, niekoniecznie.

Głównie odczuwa, że żądanie króla godzi w jej samostanowienie i godność osobistą, ale na jakimś poziomie też jej schlebia, nie jest jej tak znów obca myśl, że ten wybór stanowi zaszczyt, że całe miasto będzie ją fetować jako sprawczynię odnowienia przyrody.

Podobny problem miałam z Meridą… otóż mamy tu kobietę współczesną (nam) w czasach historycznych (albo stylizowanych). I to po prostu nie gra. Oczywiście, każda fabuła "historyczna" stanie przed tym samym problemem (Borges o tym pisał), ale mam wrażenie, że niektórzy autorzy potrafią jakoś tak wykręcić, żeby bohaterowie pasowali do swojego tła, a niektórzy niekoniecznie. Jak to zrobić? Nie wiem. Zupełnie nie wiem, i między innymi dlatego nie pcham się do powieści historycznej, bo naprawdę nie mam pojęcia.

Pozdrawiam ślimaczo!

heart

miałem nadzieję, że to rzeczywiście będzie czytelne jako przykład arogancji.

Do mnie dotarło już po wstaniu od komputera… :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cieszę się, że się cieszysz ^^

I to mnie jeszcze bardziej cieszy, mam nadzieję, że Ciebie też (eksperymentujemy z rekurencyjną poprawą nastroju?).

Właśnie z tą stylizacją – nie do końca wiedziałam, jaki efekt chcesz osiągnąć i postawiłam hipotezę, że "starożytny". I w zgodzie z tą hipotezą działałam dalej.

W pewnym sensie “starożytny”, ale nie do końca… Spróbuję się o tym rozpisać gdzieś dalej, przy analizie konkretnych sformułowań.

A serio – nie twierdzę, że ambicja zawsze prowadzi w przepaść, ale jeden tekst nie może być o wszystkim. Nie może być nawet o wszystkich aspektach konkretnego zjawiska. Już tylko jedna z tych dwóch myśli byłaby trudna do postawienia w centrum, a obie?

Może to prawda, że jednym z moich utrzymujących się problemów twórczych jest próba upchnięcia zbyt wielu myśli na zbyt małej przestrzeni. A z drugiej strony – w życiu przecież dzieje się dużo rzeczy naraz i można to pokazać. Jak weźmiesz taki Stół Huellego, to w nie tak znów długim opowiadaniu masz i kwestię świadomych starań o godzenie się i podtrzymanie miłości w związku (wątek symbolizowany przez tytułowy stół), i stosunek do inności i mniejszości (mennonitka, ale jeszcze uwtórnione przez tę scenę z Ukraińcami śpiewającymi o Potockim), i początki dojrzewania czy też utratę magii dzieciństwa, i tekst naprawdę o tym wszystkim opowiada, i coś jeszcze by się znalazło.

Hmmmm. Powiedzmy tak: że są elementem fantastycznym, mogę uwierzyć. Że "trybem funkcji mózgu" nie bardzo. Ale cała idea umysłu bikameralnego wydaje mi się mało wiarygodna, od kiedy o niej po raz pierwszy przeczytałam, więc weź na to poprawkę.

Ja na pewno nie mówię, że ona jest wiarygodna. O ile się na tym znam (weź z kolei poprawkę, że się nie znam), jest mocno niewystarczająco uargumentowana, zwłaszcza w skrajnej postaci, która wydaje się stwierdzać, że byłoby dla nas lepiej, gdybyśmy wszyscy byli schizofrenikami. Po prostu przemawia do mnie pewnym urokiem, pomysłowością i brawurą wyjaśnienia. Dlatego uznałem, że warto ją wykorzystać jako inspirację opowiadania, ale napisać to właśnie w takiej formie, żeby dała się w całości wziąć w nawias elementu fantastycznego.

Podobny problem miałam z Meridą… otóż mamy tu kobietę współczesną (nam) w czasach historycznych (albo stylizowanych). I to po prostu nie gra.

Tego na pewno nie chciałem. Myślę, że niewiele jest współczesnych kobiet, które miałyby jakiekolwiek pozytywne odczucia w związku z takim “zaproszeniem”, a obawa o reakcję współziomków to musi być element uniwersalny. I usiłowałem też umieścić w kreacji Arii, że w porównaniu do Pruta bez zastrzeżeń wierzy pradziadkowi i dużo bardziej tęskni za możliwością bezpośredniego kontaktu z bogami (czy bardziej nawet z przodkami, właśnie w kontekście zbliżającej się śmierci pradziadka). Oczywiście przyjmuję do wiadomości, że to zbyt złożona postać jak na ilość miejsca, jakie otrzymała w tekście – albo że nie umiałem jej tak dobrze napisać.

ancient Romans:

Friends! Romans! Countrymen! Lend me your dodecahedron…

 

A teraz ruszam z tym długim komentarzem. Gdybyś była ciekawa, sprawdziłem z zegarkiem w ręku, że przeczytanie go (nie pierwszy raz po łebkach, tylko tak uważnie i ze zrozumieniem) zajęło mi 27 minut. Jeżeli Ty pisałaś go krócej, zacznę się poważnie martwić…

Hmmmmm… "głos jego" pasuje jako element stylizacji, ale nie dam głowy za tę gorycz…

Na razie wstawiam “rozgoryczenie”, ale tak naprawdę nie mam przekonania. Jest to ściślejsze sensem, ale mam wrażenie, że jakoś łamie rytm zdania.

na radę starszych plemienia, ludzi młodszych odeń o pokolenie i więcej

A gdyby tak wyciąć "plemienia"? Nie wiem, jakoś mi nie brzmi.

Raczej nie. Chciałem od razu dać znać, że to nie jest greckie polis, ogródek ROD ani cokolwiek innego. “Plemienną radę starszych” to bardziej naturalny szyk, ale źle współbrzmi z “kamiennym siedziskiem”.

brak zębów jeszcze uwydatnił orle rysy, nos obwisał teraz jak dziób nad zapadniętą żuchwą.

Rozdzieliłabym na tej kropce.

W znaczeniu, że dać kropkę przed nosem? Wstawiłem.

Bracia Czyżnie jak zwykle wpadli sobie nawzajem w słowo, mógł być między nimi rok lub dwa różnicy, ale każdy niewtajemniczony brał ich za bliźniaków.

Hmm? Jakoś angielskawo wypada to "mógł".

Zmieniam na “wprawdzie był”. A przy okazji – ci bracia to tak jakby malutki ukłon w Twoją stronę, zauważyłaś?

To już nie kasza, a raczej, hmm. Polewka? Tołokno? Nie wiem.

Raczej bym zostawił. “Kasza” ma jednak szeroki zakres znaczeniowy, “polewka” tu chyba nie pasuje, a słowa “tołokno” lub podobnego w ogóle nie znałem (u Doroszewskiego znalazłem teraz “tłukno” ze wzmianką, że w Wileńskim była forma “tłokno”).

nakładał

A nie "nabierał"?

Źle współbrzmi z “odebrał”. “Nakładał [kaszę]” powinno być dostatecznie jasne.

przesadnie akcentując pewność ruchów

Hmmmm.

Nie jestem pewien. A gdyby zmienić “akcentując” na “demonstrując”?

poważana ze starszyzny

Może "wśród"?

Wstawione.

dzisiejszych maleństw

Hmm. To znaczy, urodzonych tego dnia, czy tych, które są teraz maleństwami?

Tych, które teraz są maleństwami. Dość jasne w kontekście (mała społeczność). Wyraz “obecny” mi tu jakoś nie brzmi. Może to subiektywne, bo w ogóle go niespecjalnie lubię, odkąd kiedyś w planie wycieczki umieściłem miejscowość “Obecny Urad” (gdybyś była ciekawa, szczegółowość mapy przekraczała moje ówczesne umiejętności jej czytania, a Obecny urad znaczy po słowacku “urząd gminy”). A może i obiektywne, bo “obecne maleństwo” to bardziej “takie, które zjawiło się na spotkaniu”.

zboczu z rzadka przetykanym cedrami

Jak przetkać zbocze cedrami?

Myślałem sobie tak: cedry to drzewa wolno się zmieniające i długowieczne, z perspektywy takiego ludu praktycznie odwieczne, więc spokojnie mogliby sądzić, że bogowie poutykali je tam osobiście. A “porośniętym” chyba nie brzmi dużo lepiej?

Przez jakiś czas szli oboje pogrążeni w przykrej zadumie

Hmm.

Na razie zmieniam na “w niewesołych myślach” (i dalej: “sądziłam dawniej” zamiast “myślałam”).

niezgrabnie dla sztywności karku

"Dla"?

Przyimek wprowadzający okolicznik przyczyny, przy takiej stylizacji moim zdaniem bardziej elegancki niż jakieś “ze względu na”.

naprawdę zwątpiła w odpowiedź

"Naprawdę"?

“Na dobre”.

I ładne, i trochę dziwne. Siwizna to właściwość włosów, zasadniczo, więc sama się nie porusza.

Synekdocha abstrakcji.

Kiedy tak wypełnisz głowę własną jaźnią, toć już bogowie w niej nie postaną.

Może to faktycznie o to chodzi… chociaż społeczeństwo klanowe to też cywilizacja, tylko pierwotna. Ale to dygresja.

Trochę tak, podaję tutaj myśl, że może w takim społeczeństwie klanowym ludzie na ogół nie mieli jeszcze potrzeby zaznaczania swojej odrębności, ale to na pewno może budzić wątpliwości (i właściwie nie mam pojęcia, jaki ze stanowiska naukowego jest status tej koncepcji w szerszym kontekście dyskusji o rozwoju świadomości).

jak im to wadzi?

Hmm. W czym?

Bez nich próbujesz zagłuszyć pustkę, krzywdząc siebie i innych.

Otóż to…

Czyli rozumiem, że to się wyjaśnia?

Para była zaiste kontrastowa.

Hmmmmmmm.

Chyba lepiej “doprawdy” niż “zaiste”, na razie zmieniam.

usiłujący uczyć

Ciut aliteracyjne.

“Nauczać pisania i czytania”.

eksperymenty z wodą

Tak jakby anachronizm. Jakie eksperymenty?

nasze związki sformalizować

To też pachnie mi anachronicznie, chociaż pewności nie mam.

Miałem się szerzej wypowiedzieć o stylizacji? Otóż starałem się tutaj zrobić coś takiego, żeby Smyk mówił rzeczywiście archaicznie, a Aria i zwłaszcza Prut sięgali po wyrażenia bardziej kojarzące się z późniejszymi epokami, żeby podkreślić różnicę pokoleń i mentalności. Możliwie, że zrobiłem to nieudolnie lub realizacja takiej koncepcji w ogóle nie była realna, skoro przeleciało to nawet nad Twoją głową. W każdym razie nie chciałem w ich wypowiedzi wprowadzać rażących anachronizmów konceptualnych, pojęć, których nie mieliby prawa znać (to robi tylko Ślina), więc jeżeli widzisz coś takiego, to ewentualnie pozostaje do przesiania. Potem… ale o tym jeszcze napiszę.

Wcale tak nie uważam, moim zdaniem wielu cię szanuje i w pewnym sensie podziwia.

Niezbyt naturalnie to brzmi. W ogóle wypowiedź Arii przypomina przemowę.

Taki miałem zamysł – że mówi trochę jak jego dziewczyna, trochę jak kapłanka, rzeczowo i niemal ex cathedra, żeby łaskawie przestał się nad sobą użalać i (może w nieuświadomiony sposób) brać ją na litość. Jeżeli to mało czytelne, może trzeba to nawet jakoś podkręcić?

może to po prostu znaczy, że ludzkość dorasta i zaczyna myśleć w inny sposób, tak jak dorośli myślą inaczej od dzieci?

A to też chyba anachronizm.

Dlaczego? Taka metafora nie powinna przerastać możliwości poznawczych człowieka bądź co bądź rozumnego, a obserwacji, że dzieci myślą inaczej, dokonywała chyba każda kultura (nawet jeśli w sztuce portretowano je długo jak malutkich dorosłych)?

Tak, na pewno tak to rozumiem.

On ma być taki chwiejny?

Zależy mu, żeby przytaknąć Arii, ale bez przesady z tą chwiejnością – Twoim zdaniem to się kłóci jakoś rażąco z tym, co wcześniej mówił Smyk?

zaprowadzić reformę religijną

Zdecydowanie nowoczesne.

Jak wyżej.

Jakiekolwiek resztki

"Jakiekolwiek" spokojnie można wyciąć.

I wycięte.

Oto do osady przybył brodaty umyślny z miasta Khotów, dosiadał konia

Rozdzieliłabym.

Jasne!

na włóczni czy też wici

Nie odróżniają tego?

Coś sobie tutaj wyobrażałem – może perspektywę kogoś, kto ogląda posłańca z daleka i niedokładnie widzi, a może po prostu kijaszek ma coś jakby grot na końcu, ale wydaje się dziwnie wątły i kruchy jak na włócznię.

zwierząt sezonowych

Też cokolwiek współczesne.

To trudno zmienić, ale może dam “obfity przelot ptactwa łownego”?

ale jak zwykle tylko jedna czuła się na siłach, by uczynić to bez konsultacji

Jak wyżej.

A to pochodzi od narratora wszechwiedzącego, więc w zasadzie nie widzę problemu?

zanim twoja oferta zda się podobna obrazie

"Oferta"?

Na razie daję “przemowa”, zaproponuj, proszę, jeśli masz coś lepszego.

przy znaczonym głazie

A nie "oznaczonym"?

Nie, głaz jest znaczony rysunkami naskalnymi, a nie oznaczony jako miejsce spotkania (bo też wyraźnie piszę, że zbierają się spontanicznie).

typowo dla siebie

Mmm. Może: jak to on? Jak zwykle?

Pewnie, że lepiej!

mogę utrzymać w garściach

A nie: w garści?

Chyba nawet też tak pierwotnie napisałem, ale potem wyobraziłem sobie, jak wyglądałby jego styl walki, gdyby trzymał topór i młot w tym samym łapsku…

zginę próbując

Znikł przecinek.

I chyba nie wróci, ale gratuluję czujności! Nie chciałbym wstawiać przecinków w zdaniach klasy “Lepiej umrzeć stojąc, niż żyć na kolanach”, gdzie imiesłów przysłówkowy nie oznacza czynności równoczesnej, lecz bezpośrednio odnosi się do sensu czasownika, modyfikuje jego odcień znaczeniowy (czyli w istocie pełni rolę przysłówka, a nie czasownika) – choć przyznaję, że obrona tego stanowiska na gruncie aktualnych reguł interpunkcji byłaby bardzo trudna. Ukłony dla RJP.

odezwała się sama Aria, niespodziewanie dla wszystkich, jej cichy przecież głos wibrował odbity od stoków i powracał z mocą

Coś tu się źle parsuje.

Chyba nawet widzę co. Na razie zmieniam drugi przecinek na średnik, daj znać, gdyby nie pomogło.

Obowiązkiem kapłanki jest przede wszystkim dbać o dobro ogółu, a nie dochowywać ustalonych form.

Mmm, tylko takie utylitarystyczne idee to dość nowy wynalazek… inna rzecz, że Aria chyba nie uważa, że to takie wielkie poświęcenie, więc może po prostu szuka wymówek.

Może… Konstrukcję postaci Arii w zasadzie omawiamy już osobno.

żaden z proponowanych wyborów nie zdobył znaczącej przewagi w radzie starszych

Nowocześnie to brzmi.

Jak wyżej. Nigdy nie miałem oporów przed włożeniem nowoczesnego sformułowania narratorowi wszechwiedzącemu, jeżeli sformułowanie historyzujące nie oddałoby pożądanego sensu z taką samą zwięzłością i jasnością: po coś przecież jest wszechwiedzący? A może źle myślę?

od poprzedniego razu

To bym wycięła, nic nowego nie wnosi.

I wycięte.

ale nie ginąć bez cienia nadziei, żeby zabrali cię chwilę później

Ciekawostka, nie spodziewałam się po nim tak zdrowego rozsądku…

A to dlaczego? Raczej miał przez cały tekst wykazywać objawy logicznego myślenia.

Ani nie można od ciebie żądać takiego poświęcenia, ani od nas wszystkich, żebyśmy porzucili swoją ziemię i udali się na tułaczkę.

Dlaczego?

A inna rzecz, że jest słabo przystosowany do realiów i źle mu idzie godzenie się z rzeczywistością. Jeżeli tego nie widać, to znów skopałem konstrukcję postaci, ale akurat kreacji Pruta byłem w miarę pewien.

Może będzie już tylko gorzej, aż cała ludzkość wyginie?

Katastroficzne myślenie (w końcu mieszkańcy miasta radzą sobie świetnie) nie do końca mi pasuje z dotychczasowym postępowaniem Arii.

Raz, że akurat tę perspektywę (ostatecznej utraty kontaktu z bogami) odbiera rzeczywiście dosyć dotkliwie; dwa, że pozuje na bardziej przygnębioną, niż może faktycznie jest, bo na pewno nie chciałaby, żeby Prut wyczuł w niej jakiekolwiek ślady dumy czy ekscytacji. Tak tylko tłumaczę, co miałem na myśli, ale wiem, że może to być nieczytelne i cała konstrukcja postaci budzi Twoje wątpliwości.

jeżeli teraz nie zareagują, to wszystkich czeka takie samo poddaństwo…

Prawda, ale czy oni uważają poddaństwo za nieszczęście?

O tym Prut nie musi w danej chwili myśleć.

ludzie nie są racjonalni

Zdecydowanie anachronizm.

I to chyba w tym złym sensie, nawet przy “oczytaniu” Pruta: pojęcie, do którego nie powinien mieć dostępu, gdzie początki historii, a gdzie racjonalizm? Tylko czym to zastąpić – omówieniem?

wypełzł drapieżny, nasycony pewnością siebie uśmiech

…?

Nie widzę problemu.

– Prawda, już widzę!

Hmmmm. Na pewno coś tu ukrywasz…

Na pewno, ale starałem się, żeby jednak nie wpadało to jakoś drastycznie w oczy jako “zbliża się niespodzianka, ale ty, czytelniku, pozostań w nieświadomości”.

na łące, wciąż trzymając się za ręce

Rym.

wracać, w osadzie było zawsze wiele pracy

Też trochę się rymuje.

Zamieniam “łąkę” z “polaną”, “zajęć” zamiast “pracy”.

wymamrotał wreszcie, jego głos tracił dawną wyrazistość

Podwojona informacja.

Nie do końca (samo “wymamrotał” mogłoby sugerować, że po prostu niechętnie odpowiada na pytanie).

To mogło jednak być autentyczne

Anachronicznie to brzmi. Nawet nie chodzi o pochodzenie tego słowa, ale o samą ideę.

Idea “mógł to naprawdę usłyszeć od bogów, a nie sobie wyobrazić” powinna mieścić się w zasobie pojęciowym bohaterów, a użycie wyrazów typu “autentyczne” miało w moim zamyśle należeć do stylizacji Pruta, tak jak to opisałem powyżej.

długo nie reagował

Hmm. Długo milczał?

Jak dla mnie porównywalnie, ale wstawiam.

Powiem im tę swoistą prawdę o bogach

…? Prawda jest bezprzymiotnikowa…

Zmieniam na “taką prawdę”.

A rolę dawnych rozmów za pośrednictwem wieszczków pełni teraz – uzupełnił nieznoszącym sprzeciwu głosem Prut – pismo.

Jak, pismo? Chińskie wyrosło, o ile wiem, ze znaków wróżebnych, ale czy to o to chodzi?

Nie, po prostu za pośrednictwem pisma mamy dostęp do słów zmarłych (i zresztą może wierniejszy niż przy użyciu łykającego święte zioła wieszczka), Prut będzie jeszcze o tym mówił obszerniej.

to jest twoja obsesja zakrawająca na stan chorobowy

Bardzo nowocześnie to brzmi.

Właśnie! To się starałem zaznaczyć – to jest ten moment, w którym Smyk przyjmuje rozumienie świata podsuwane mu przez młodsze pokolenie, zaczyna myśleć jego językiem. Tylko – kto to zauważy, jeżeli nie Ty?

ozdobioną subtelnym haftem z motywami roślinnymi

A to brzmi jak z katalogu kolekcji muzealnej.

Na razie nie umiem tego poprawić – wszystko, co mi się nasuwa, wymaga użycia przyimka “w”, a są już dwa w tym zdaniu.

otrzymał wiadomość od bogów, której

Szyk: otrzymał od bogów wiadomość, której.

Moim zdaniem nie – to jest wiadomość od bogów jako całostka, a nie jakaś wiadomość, która przypadkiem jest od bogów.

Zamień byka na indyka, bo indyka nikt nie tyka!

A skąd indyk w Azji? :P Czyżby to była historia zasiedlenia Ameryki?

Brawo! Zauważyłem to parę godzin po publikacji i uznałem, że pozostawię, żeby zobaczyć, czy ktoś się połapie. Mam też nadzieję, że nie stanowi rażącego błędu rzeczowego, lecz raczej podprowadza pod ostatni brawurowy anachronizm Śliny (tak jak zresztą cała koncepcja wierszyków pod niego podprowadza). Gorzej, jeżeli ktoś przez to przypadkiem uzna, że akcja jednak toczy się w Ameryce…

zorientowano się, że wpływa to ujemnie na poziom zaufania i całokształt wzajemnych relacji

Żart sam w sobie nie jest zły, ale czy pasuje tutaj?

Pewnie średnio, ale żal go wyrzucać.

co dzieje się z Arią w mieście, w mocy straszliwego Króla-Boga

Hmm.

Na razie zmieniam na końcu zdania “niepokoju” na “zmartwienia”, ale tak naprawdę nie jestem pewien, na czym polega problem, może to kula w płot.

Rów rósł równomiernie.

Hmmmmm.

To świadoma aliteracja, nie wiem, na ile udana, ale staram się przekazać konkretny efekt rytmicznej pracy. “Raz, dwa, trzy i cztery! Rów rósł rów-no-miernie! I siup piachem na stronę, i wydech!”

przybył na pomoc, użyczając swej bezcennej siły

Jednocześnie?

Zmieniam na “użyczył” (jeszcze trochę i nabawię się stanów lękowych przy sięganiu po imiesłowy).

Kanał rozgałęziony od Panieńskiej Rzeki stopniowo, łokieć za łokciem, wypełniał się wodą…

Nie przez dzień kanał zbudowano… nie wiem, nie znam się, ale dwaj mężczyźni, grupka dzieci i drewniane łopaty to nie jest duża siła.

Zawsze to zależy, ile tej gleby trzeba przekopać (ale Marzan miał tę samą wątpliwość, a moja znajomość tematyki prac ziemnych jest mocno teoretyczna, więc pewnie dało się coś tu lepiej opisać).

przywodząc na myśl niedopowiedziane wspomnienia

Hmmm…

Rzeczywiście zbyt poetyckie jak na dany kontekst. Na razie zmieniam na “widok pąków i cierni na tle sinej tarczy budził nieokreślony niepokój”.

Brakowało tylko Pruta i Śliny z gromadką młodzieży

Hmm.

“Pruta, Śliny i gromadki młodzieży” – czy lepiej?

wapnem sinym czysto pobielono ściany

Cytat?

Cytat.

Wreszcie na głównym placu stanęło olbrzymie podium

I to wszystko się dzieje, kiedy oni już tam są?

Oj, masz rację, “stało” nie grozi taką dwuznacznością.

Z tą chwilą rozpoczynamy doroczne Święto Odrodzenia!

Też ciut telewizyjne.

Coś takiego próbuję podsunąć: że gdyby go wtłoczyć w garnitur, podetknąć mikrofon i poradzić, żeby nie nazywał się Królem-Bogiem, odnalazłby się w naszej klasie politycznej bez mrugnięcia okiem.

przekazać do ziemi

Bez "do".

Oczywiście!

obracała się po scenie

Hmm.

Spróbuję tak: “obracała się, spoglądała w oczy kolejnym grupom słuchaczy”…

To dopiero anachronizm XD (Żart, choć makabryczny, doceniony.)

W sumie wpadnięcie na to było jedną z głównych motywacji, żeby jednak siąść do spisywania pomysłu.

stali się burzliwi

Mogli być wzburzeni, ale burzliwi raczej nie.

I to cytat.

określać sobie zasady

Oooojjjjj… będzie płacz.

Wyraziłabyś to inaczej czy tak tylko filozoficznie zauważasz? Owszem – Smyk nie mówi, że będzie to łatwe ani że ludzie wypuszczeni spod tej pieczy podejmą zawsze trafne decyzje.

dokonywać odkryć i wynalazków, poprawiać nasz byt

To też anachroniczne.

Tak teraz myślę – może to pasuje do charakterystyki Pruta, ale może nie powinien rozróżniać odkryć i wynalazków?

Plusk w tłumie był już niewątpliwy

Dziwnie to brzmi.

To kontynuuje wcześniejsze “tonęli w tłumie, którego szmer przeszedł wręcz w plusk”.

Mmm, o ile tutaj upokorzenie niewątpliwie było, to bycie rządzonym pojęte jako upokorzenie jest zdecydowanie nową ideą. Nie potrafię jej wydatować, ale nie szukałabym przed XIX wiekiem.

W sumie nie zdawałem sobie z tego sprawy (w ogóle, jak widzisz, nie jestem jakimś tytanem wiedzy z historii idei). Może to jednak ma sens o tyle, że skoro tutaj upokorzenie niewątpliwie było, mogli doraźnie wpaść na tę koncepcję, która zostanie usystematyzowana dużo później?

W tym momencie zgromadzeni już nie milczeli, wręcz przeciwnie, zewsząd wrzeszczano.

Hmmm.

Nie widzę problemu.

nową podwaliną będą prawa każdego z nas

Podwaliną czego? A "prawa każdego" to też bardzo nowa, oświeceniowa idea. Podobnie jak "religia" (ludzie mieli religię od ho-ho, ale niekoniecznie myśleli "mamy religię").

Być może warto byłoby to jakoś zastąpić, ale nie będzie łatwo… I jednak te nieszczęsne “prawa każdego z nas” są na tyle centralnym punktem wywodu, że nie pozbędę się ich ot tak. Coś o tym jeszcze dalej napiszę.

Wiedząc, że dziewczynka, choć jeszcze nie mówiła, może już wiele rozumieć

Jeszcze nie mówi.

Wydaje mi się, że czas przeszły jest poprawny, skoro przyszli tam właśnie po to, żeby zaczęła mówić (oczywiście to, że rozpoznają ten moment i mają odpowiedni rytuał, to także element fantastyczny).

 

I teraz jeszcze w kwestii komentarza do komentarzy (tam, gdzie jeszcze nie poruszyliśmy tematu i przynajmniej częściowo zwracasz się do mnie, a nie do innego uczestnika dyskusji)…

Trochę bardzo, ale nie jest takie całkiem jasne, czy bogowie faktycznie do nich przemawiali, czy faktycznie przestali, a ostateczne rozwiązanie wygląda bardziej na sprytne kłamstwo. Chociaż nie do końca, bo Smyk chyba sam w to uwierzył…

Zakładam, że to dobrze, że udało się zachować tego rodzaju dwoistość.

Mnie przysłonił tę niewiarygodność sam pomysł rytualnego seksu na oczach poddanych, w który nie bardzo mogę uwierzyć, chociaż oczywiście o hierogamii słyszałam. Ale nie wiem, jak to naprawdę wyglądało. Może właśnie tak.

Zawsze zakładałem, że właśnie tak, prawdopodobnie coś gdzieś o tym czytałem, ale pewności nie mam. W tamtych czasach przeprowadzenie rytuału prywatnie nie byłoby chyba zbyt przekonujące dla ogółu. Mimo wszystko moje rozumienie wczesnej starożytności to bardziej Graves i Waltari niż aktualna literatura naukowa, więc może być różnie.

Tarnina już wrzuciła w kolejkę, więc nie wykluczam, że zostaniemy brutalnie pozbawieni złudzeń…

Polecam się :)

Ty się nie potrzebujesz polecać, raczej każdy rozsądny autor będzie wdzięczny, kiedy znajdziesz dla niego czas.

Istnieje co najmniej poważna teoria (nie jestem pewien, na ile obecnie przyjęta), że satem w odróżnieniu od kentum jest grupą genetyczną

O, nie słyszałam o tym?

Oczywiście genetyczną w sensie pokrewieństwa języków, a nie pokrewieństwa ludzi. Jednak z tego, co teraz czytam, obecnie chyba uważa się, że podziały języka praindoeuropejskiego były bardziej skomplikowane.

Jedi? XD Minimalizm literacki sugeruje wywalenie “z mocą”

Ale minimalizm nie zawsze jest dobrym doradcą XD Bo i Melkor "powstawał z mocą" ;3

To w sumie to przywrócę – trochę się co do tego wahałem jeszcze przed publikacją, ale może to i ładny smaczek.

Najlepsze to chyba drugi grzybek w barszczu

Dlaczego?

Trochę przesycone określeniami w stosunku do treści zasadniczej (“na ogół dawały jak najlepsze…”), więc zdanie raczej nie ucierpiało na usunięciu “grzybka”.

Dawniej wierzono, co najmniej symbolicznie, może i dosłownie, że ziarno rzucone w ziemię obumiera, a potem się odradza. A jeśli chodzi o słowo "wzbudzi" (którego już w tekście nie ma), to ja dałabym chyba "przebudzi do życia".

O, to ciekawe. “Przebudzi do życia” zdecydowanie by mi się podobało, tylko że tuż przed chwilą jest “życiodajna moc”.

A tylko śmiertelny strach byłby w stanie wygnać ich z miasta.

Strach, albo to, że miasto zalane mułem i mieszkać się w nim nie da… ale widzę, że muł został dodany po Twoim komentarzu.

No tak, kobiecie trzeba przemówić do serca laugh

Ja nie mam serca, ja mam mózg XD I mnie też nie przekonuje :D

Ten sens był tam gdzieś już wcześniej – że z miasta zrobiło się koryto mulistej rzeki – ale Marzan bardzo pomógł doprecyzować i choć trochę uwiarygodnić cały wątek robót ziemnych.

Rozważałem “jak gdyby upewniał się”, ale podwojone “się” wydało mi się rażące.

To może: spojrzał za plecy?

Zrobione.

Może nawet ciut za dużo… górale przecież słuchają, choć nie mają na to ochoty. Niby tacy niezależni, a jak przyjdzie co do czego – karni jak wojsko.

Bądź co bądź przyszli tam głównie po to, żeby wysłuchać Smyka, więc trudno, żeby natychmiast po tym działali wbrew jego życzeniom (kto lubi wyrabiać kilometraż na darmo?).

czterokrotnie powtarza dźwięczne pojęcie praw – jedni pewnie rozumieją i przyswoją je lepiej, inni gorzej, ale będzie można na

I dokończenie komentarza:

czterokrotnie powtarza dźwięczne pojęcie praw – jedni pewnie rozumieją i przyswoją je lepiej, inni gorzej, ale będzie można na tym budować.

Mmmm, sęk w tym, że pojęcia nie są trwałe.

Pozostaje jeszcze wzięcie tego w nawias konwencji tłumaczenia, posługuję się współczesnym słowem “prawo”, a nie (hipotetycznym) wyrazem, którego użyliby bohaterowie, co siłą rzeczy mniej lub bardziej zmienia zakres znaczeniowy i konotacje.

To jedna z przyczyn, dla których ludzie zerkają tylko na dowody Anzelma czy Akwinaty i uznają je za głupotę – nie rozumieją ich po prostu.

I też: w oryginale zwykle nie zerkają, tylko we współczesnym wydaniu z lepszym lub gorszym aparatem krytycznym.

Co najmniej jeden jest znaną mnemotechniką :D mam nadzieję, że nie ja jedna wyłapałam ten, raczej subtelny, żart :)

Czeke to wcześniej wyłapał (i może jeszcze ktoś, tylko się nie przyznał).

Mam wrażenie, że Jolce chodziło o przeskok od znaczenia “to, do czego jesteśmy zobowiązani (rozkazem bogów czy reprezentującej ich władzy)” do “to, co nam przysługuje; prawa człowieka”.

Nie wiem, może – ale to jest przeskok dokonany, w historycznej skali czasu, bardzo niedawno. Zdecydowanie anachronizm.

Owszem, i JolkaK chyba pierwsza zwróciła uwagę, że ten przeskok czai się gdzieś w tle finałowej przemowy Arii, co budzi wątpliwości, na ile byłaby dostępna poznawczo słuchaczom i zresztą samej mówczyni. Wcześniej nie wziąłem tego pod uwagę (a powinienem).

Mam wrażenie, że w większym stopniu stanowi fabularyzowany traktat filozoficzno-metafizyczny, niż opowiadanie.

O, chyba tego mi zabrakło.

To takie dosyć abstrakcyjne zastrzeżenie, to znaczy nie podpowiada, czego mianowicie zabrakło.

Mmmm, dałeś im raczej etykietki – pojedyncze cechy wyróżniające. W krótkim tekście, zwłaszcza takim, który opiera się raczej na idei niż na postaciach, to może wystarczyć, w dłuższym nie musi.

W dłuższym tekście na pewno jest więcej miejsca, żeby każdej postaci zbudować indywidualną osobowość, motywację działań i tym podobne.

W starszej wersji, która ogromnie mi się spodobała, Wanda zbiera wojska i wychodzi przeciw Niemcom w pole XD (są dwie wersje: wychodzi ze swoimi dziewczętami – nago – a Niemcy się wycofują; albo po prostu rozwala im pupcie w bitwie).

Wersja, że tak powiem, Tarnina B pochodzi chyba od Długosza i musiałem ją widzieć w jakimś nowszym opracowaniu, bo przypominam sobie czterowiersz Sam się został Rytgar srogi, losy swoje klnie i bogi, miecza dobył, pierś przeszywa: – Królujże, Wando szczęśliwa!. O wersji “Tarnina A” słyszę po raz pierwszy, gdybyś miała pod ręką jakieś namiary, naturalnie podrzuć.

Mmmm, w Azji też byli (i są?) szamani. Ale może faktycznie kojarzą się raczej amerykańsko?

Jasne – używałem tego wyrazu, bo w Azji też byli, a starałem się nie nadużywać, żeby nie wypchnąć czytelnika do Ameryki (i tylko ten indyk…).

chyba przed słońcem

W zasadzie można i tak, to służy stylizacji "na stare".

To w zasadzie przywrócę, skoro Twoim zdaniem może być: bardziej mi tu pasowała ta forma, choć przyznam, że w Korpusie nie natrafiłem na podobne wykorzystanie.

Wiem, że błędne są zwroty typu “druga największa” (zamiast “druga co do wielkości”), ale “drugiej następnej wiosny” wydawało mi się bardziej eleganckie niż coś typu “po dwóch latach na wiosnę”. Myślisz, że to jednak także uchybienie?

Dziwne, że to przegapiłam, ale jak to poprawić… w sumie nie wiem.

A uważasz, że trzeba poprawiać? Liczebniki nie wiążą się w taki sposób ze stopniem najwyższym przymiotnika, ale to przecież jest stopień równy.

Jak mawiała prababunia, nie będziesz pytał, to nie będziesz wiedział :)

Powinszować mądrej prababuni. I oczywiście zgadzam się, że bruce powinna swobodnie pytać.

ona stwierdza między innymi, że (mniej więcej) powstanie nowoczesnej świadomości ludzkiej było reakcją psychoewolucyjną na życie w coraz większych grupach, wymagające reakcji na coraz to nowe bodźce, specjalizowania się i zaznaczania swojej odrębności

Coś trochę podobnego wyczytałam ostatnio u Korsgaard (choć to były raczej jej spekulacje) i zaciekawiło mnie. Może…?

W każdym razie jak czytałem o hipotezie umysłu bikameralnego, to te koncepcje wydawały się bardziej prawdopodobne i przekonujące niż główna część opisująca “bikameralność”.

Mmmm, nie zauważyłam tego, ale to nie znaczy, że go nie ma ;)

To się akurat wiąże z tym, co pisałem wyżej o stylizacji.

ETA: Jeszcze mi przyszło do głowy w kwestii króla – wychodzi na polityka beznadziejnie niesprawnego. (…) Jeżeli taki był cel, to się udało.

Trochę mało o nim jest w tekście, żeby ocenić – niesprawność, arogancja, utrata czujności, pojedynczy błąd w osądzie? Nie zakładałbym też, że walory fizyczne wybranek były dla niego sprawą marginalną. Tak czy inaczej, nie niepokoi mnie taki sposób odbioru, nie musi wychodzić na męża stanu.

 

Jeszcze raz dziękuję za całe bogactwo niesamowicie wnikliwych uwag i serdecznie pozdrawiam!

eksperymentujemy z rekurencyjną poprawą nastroju?

Lepiej nie, bo jeszcze dojdziemy do osobliwości :D

Może to prawda, że jednym z moich utrzymujących się problemów twórczych jest próba upchnięcia zbyt wielu myśli na zbyt małej przestrzeni.

Moich też. Ale powoluuutku, powoluuutku… coś się z tym udaje zrobić, chociaż problem "tak mało czasu, a tyle już przepuściłam przez palce" pozostaje i pogłębia się. Ale na to nie ma rady.

w życiu przecież dzieje się dużo rzeczy naraz i można to pokazać

Mmm, w życiu tak, ale w tekście niekoniecznie. Jasne, jeśli te rzeczy są ze sobą powiązane, to może się udać, tylko powiązania życiowe są, hmm, bardziej subtelne?

Dlatego uznałem, że warto ją wykorzystać jako inspirację opowiadania, ale napisać to właśnie w takiej formie, żeby dała się w całości wziąć w nawias elementu fantastycznego.

Pewnie, w końcu piszemy fantastykę, a nie artykuły naukowe.

Myślę, że niewiele jest współczesnych kobiet, które miałyby jakiekolwiek pozytywne odczucia w związku z takim “zaproszeniem”,

Albo to, albo opanowania emocji mógłby Arii pozazdrościć jogin. Ona w ogóle się nie denerwuje.

to zbyt złożona postać jak na ilość miejsca, jakie otrzymała w tekście

Chyba tak, bo i tej tęsknoty za bogami nie wyłapałam. Ani nawet wiary. Z drugiej strony – nie jestem w formie i może po prostu mi to umknęło.

Lend me your dodecahedron…

:D

Jeżeli Ty pisałaś go krócej, zacznę się poważnie martwić…

Nie mam pojęcia, ile pisałam, bo mierzenie sobie czasu było bardzo krótkim epizodem, ale szacuję, że około dwóch godzin :)

Na razie wstawiam “rozgoryczenie”, ale tak naprawdę nie mam przekonania. Jest to ściślejsze sensem, ale mam wrażenie, że jakoś łamie rytm zdania.

Hmmm. Mojemu uchu brzmi lepiej.

Chciałem od razu dać znać, że to nie jest greckie polis, ogródek ROD ani cokolwiek innego.

Mmmm, kamienne siedzisko nie wskazuje na ogródek, choć na polis faktycznie mogłoby.

“Plemienną radę starszych” to bardziej naturalny szyk

Nie, dlaczego?

A przy okazji – ci bracia to tak jakby malutki ukłon w Twoją stronę, zauważyłaś?

Ooo, nie zauważyłam?

a słowa “tołokno” lub podobnego w ogóle nie znałem (u Doroszewskiego znalazłem teraz “tłukno” ze wzmianką, że w Wileńskim była forma “tłokno”).

Mogłam coś pokręcić, bo dawno o tym czytałam. To faktycznie brzmi strasznie starosłowiańsko…

Źle współbrzmi z “odebrał”. “Nakładał [kaszę]” powinno być dostatecznie jasne.

Mmmm, i tak źle, i tak niedobrze… Nakłada się kaszę komuś na talerz, a na łyżkę raczej nabiera, ale rzeczywiście wychodzi dysonans.

Wyraz “obecny” mi tu jakoś nie brzmi.

Nie, mnie też nie.

Myślałem sobie tak: cedry to drzewa wolno się zmieniające i długowieczne, z perspektywy takiego ludu praktycznie odwieczne, więc spokojnie mogliby sądzić, że bogowie poutykali je tam osobiście.

Mmmm, tylko wzgórze nie jest tkaniną. Może: porosłym cedrami?

Przyimek wprowadzający okolicznik przyczyny, przy takiej stylizacji moim zdaniem bardziej elegancki niż jakieś “ze względu na”.

Hmmm, racja. Skoro ma być starożytnie…

“Na dobre”.

O, teraz ładnie.

właściwie nie mam pojęcia, jaki ze stanowiska naukowego jest status tej koncepcji w szerszym kontekście dyskusji o rozwoju świadomości

Szczerze mówiąc, ja też nie mam.

Czyli rozumiem, że to się wyjaśnia?

Nie do końca, "jak im to wadzi" zabrzmiało mi angielskawo i zaproponowałam zamiast tego "w czym im to wadzi". A druga uwaga to już zupełnie na marginesie.

Chyba lepiej “doprawdy” niż “zaiste”, na razie zmieniam.

Może lepiej, ale "kontrastowa"?

Otóż starałem się tutaj zrobić coś takiego, żeby Smyk mówił rzeczywiście archaicznie, a Aria i zwłaszcza Prut sięgali po wyrażenia bardziej kojarzące się z późniejszymi epokami, żeby podkreślić różnicę pokoleń i mentalności.

Aaaa. To jest pomysł, ale… hmmm. Nie wpadłam na to. Czy może raczej – ta różnica nie wydała mi się umocowana w tekście. Widzę anachronizmy, ale nie widzę (bez Twojej pomocy) ich sensu.

W każdym razie nie chciałem w ich wypowiedzi wprowadzać rażących anachronizmów konceptualnych, pojęć, których nie mieliby prawa znać (to robi tylko Ślina), więc jeżeli widzisz coś takiego, to ewentualnie pozostaje do przesiania

Nowoczesna koncepcja eksperymentu pochodzi od Galileusza (nie wiem, kiedy powstało samo słowo). "Sformalizowany związek", czyli małżeństwo cywilne, to kodeks Napoleona.

Jeżeli to mało czytelne, może trzeba to nawet jakoś podkręcić?

Hmm, tylko w którą stronę?

Taka metafora nie powinna przerastać możliwości poznawczych człowieka bądź co bądź rozumnego, a obserwacji, że dzieci myślą inaczej, dokonywała chyba każda kultura (nawet jeśli w sztuce portretowano je długo jak malutkich dorosłych)?

O ile wiem (nie jestem ekspertem), to niekoniecznie. Ale z drugiej strony, podobne myśli znajdują się i w Biblii ("kiedy byłem dzieckiem, myślałem jak dziecko, a kiedy stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce"), więc może? Ale metafora cywilizacji jako czegoś w rodzaju osoby jest chyba nowsza (chociaż coś podobnego można znaleźć u Platona, ale u Platona jest wszystko).

Zależy mu, żeby przytaknąć Arii, ale bez przesady z tą chwiejnością – Twoim zdaniem to się kłóci jakoś rażąco z tym, co wcześniej mówił Smyk?

Smyk mówi, że zmienia się natura więzi społecznych, że bogowie są odsuwani, bo ludzie stają się zbyt indywidualistyczni i tracą umocowanie w świecie. Można to zinterpretować (i interpretowano) jako "dorastanie ludzkości", ale czy tak z marszu?

Coś sobie tutaj wyobrażałem – może perspektywę kogoś, kto ogląda posłańca z daleka i niedokładnie widzi, a może po prostu kijaszek ma coś jakby grot na końcu, ale wydaje się dziwnie wątły i kruchy jak na włócznię.

A, bo ja myślałam, że widzimy go już z bliska.

To trudno zmienić, ale może dam “obfity przelot ptactwa łownego”?

Może lepiej "liczny"?

A to pochodzi od narratora wszechwiedzącego, więc w zasadzie nie widzę problemu?

Niby nie, ale jednak trochę zgrzyta…

Na razie daję “przemowa”, zaproponuj, proszę, jeśli masz coś lepszego.

"Przemowa" zdecydowanie lepsza.

Nie, głaz jest znaczony rysunkami naskalnymi, a nie oznaczony jako miejsce spotkania (bo też wyraźnie piszę, że zbierają się spontanicznie).

Hmm. Już wiem, czego mi zabrakło – głaz musi być znaczony czymś, zob. https://wsjp.pl/haslo/podglad/26713/znaczyc

Chyba nawet też tak pierwotnie napisałem, ale potem wyobraziłem sobie, jak wyglądałby jego styl walki, gdyby trzymał topór i młot w tym samym łapsku…

:)

gdzie imiesłów przysłówkowy nie oznacza czynności równoczesnej, lecz bezpośrednio odnosi się do sensu czasownika, modyfikuje jego odcień znaczeniowy (czyli w istocie pełni rolę przysłówka, a nie czasownika)

Można argumentować, że oznacza stan ;)

Chyba nawet widzę co. Na razie zmieniam drugi przecinek na średnik, daj znać, gdyby nie pomogło.

Jest lepiej.

Nigdy nie miałem oporów przed włożeniem nowoczesnego sformułowania narratorowi wszechwiedzącemu, jeżeli sformułowanie historyzujące nie oddałoby pożądanego sensu z taką samą zwięzłością i jasnością: po coś przecież jest wszechwiedzący? A może źle myślę?

Hmmm. Z jednej strony – jest wszechwiedzący, a piszesz dla sobie współczesnych. Z drugiej strony, wprowadza to pewien dysonans. Trudno orzec.

Raczej miał przez cały tekst wykazywać objawy logicznego myślenia.

Mmmm, a czy logiczne myślenie wystarczy, żeby być rozsądnym? Czy nie potrzeba jeszcze "przystosowania do realiów"? ;)

że pozuje na bardziej przygnębioną, niż może faktycznie jest, bo na pewno nie chciałaby, żeby Prut wyczuł w niej jakiekolwiek ślady dumy czy ekscytacji

To ma sens, tylko dlaczego tego nie wyłapałam?

O tym Prut nie musi w danej chwili myśleć.

Racja.

Tylko czym to zastąpić – omówieniem?

A jak tutaj rozumiesz "racjonalizm"?

starałem się, żeby jednak nie wpadało to jakoś drastycznie w oczy jako “zbliża się niespodzianka, ale ty, czytelniku, pozostań w nieświadomości”.

Mmmm, mnie wpadło.

Zamieniam “łąkę” z “polaną”, “zajęć” zamiast “pracy”.

OK.

Nie do końca (samo “wymamrotał” mogłoby sugerować, że po prostu niechętnie odpowiada na pytanie).

Ale niewyraźnie, właśnie przez tę niechęć.

Idea “mógł to naprawdę usłyszeć od bogów, a nie sobie wyobrazić” powinna mieścić się w zasobie pojęciowym bohaterów

Tak, chociaż nie sądzę, żeby ją tym słowem nazwali.

Jak dla mnie porównywalnie, ale wstawiam.

Chodziło mi raczej o styl, niż o znaczenie.

Nie, po prostu za pośrednictwem pisma mamy dostęp do słów zmarłych (i zresztą może wierniejszy niż przy użyciu łykającego święte zioła wieszczka)

A, prawda. Zaćmienie umysłu… (mojego).

Właśnie! To się starałem zaznaczyć – to jest ten moment, w którym Smyk przyjmuje rozumienie świata podsuwane mu przez młodsze pokolenie, zaczyna myśleć jego językiem. Tylko – kto to zauważy, jeżeli nie Ty?

O! Sęk w tym, że nie zauważyłam sensu tych anachronizmów i wyłapałam tylko ich występowanie…

Na razie nie umiem tego poprawić – wszystko, co mi się nasuwa, wymaga użycia przyimka “w”, a są już dwa w tym zdaniu.

Mmmmm… ozdobioną wyhaftowanymi liśćmi i kwiatami?

Moim zdaniem nie – to jest wiadomość od bogów jako całostka, a nie jakaś wiadomość, która przypadkiem jest od bogów.

Hmm? A dlaczego taki szyk miałby wskazywać na przypadłościowe pochodzenie wiadomości od bogów?

Gorzej, jeżeli ktoś przez to przypadkiem uzna, że akcja jednak toczy się w Ameryce…

Jak nie spojrzy na tagi, to może :)

Pewnie średnio, ale żal go wyrzucać.

Znam ten ból :)

Na razie zmieniam na końcu zdania “niepokoju” na “zmartwienia”, ale tak naprawdę nie jestem pewien, na czym polega problem, może to kula w płot.

Miałam raczej zastrzeżenia do "w mocy", ale zaraz muszę wyjść, więc na razie w tym punkcie kończę.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie edytuję, bo naprawdę nie wiem, czy nie przekroczę limitu.

To świadoma aliteracja, nie wiem, na ile udana, ale staram się przekazać konkretny efekt rytmicznej pracy. “Raz, dwa, trzy i cztery! Rów rósł rów-no-miernie! I siup piachem na stronę, i wydech!”

Mmmm, gdyby takich zdań (opisujących tę pracę i rytmicznych) było więcej, byłoby to wyraźniejsze.

jeszcze trochę i nabawię się stanów lękowych przy sięganiu po imiesłowy

:3

Na razie zmieniam na “widok pąków i cierni na tle sinej tarczy budził nieokreślony niepokój”.

Nieźle to wypada.

“Pruta, Śliny i gromadki młodzieży” – czy lepiej?

Chyba tak.

że gdyby go wtłoczyć w garnitur, podetknąć mikrofon i poradzić, żeby nie nazywał się Królem-Bogiem, odnalazłby się w naszej klasie politycznej bez mrugnięcia okiem

Oj, bez wątpienia.

Spróbuję tak: “obracała się, spoglądała w oczy kolejnym grupom słuchaczy”…

Powstaje przy tym oryginalny rytm.

W sumie wpadnięcie na to było jedną z głównych motywacji, żeby jednak siąść do spisywania pomysłu.

To tak się zyskuje motywacje… :)

I to cytat.

Ooo?

Wyraziłabyś to inaczej czy tak tylko filozoficznie zauważasz?

Zauważam filozoficznie :)

Tak teraz myślę – może to pasuje do charakterystyki Pruta, ale może nie powinien rozróżniać odkryć i wynalazków?

Hmm. Nie dam za to głowy, ale chyba zawsze je rozróżniano.

To kontynuuje wcześniejsze “tonęli w tłumie, którego szmer przeszedł wręcz w plusk”.

Mimo wszystko…

Może to jednak ma sens o tyle, że skoro tutaj upokorzenie niewątpliwie było, mogli doraźnie wpaść na tę koncepcję, która zostanie usystematyzowana dużo później?

Hmmmmmm. Może? W sumie władza zbyt miła dla nich nie była…

Nie widzę problemu.

Mam tu takie wrażenie, jakby ludzie nagle zaczęli wrzeszczeć – a przecież wiem, że hałas narastał stopniowo.

Wydaje mi się, że czas przeszły jest poprawny, skoro przyszli tam właśnie po to, żeby zaczęła mówić (oczywiście to, że rozpoznają ten moment i mają odpowiedni rytuał, to także element fantastyczny).

Hmmm. To znaczy, nie mówiła dotąd?

W tamtych czasach przeprowadzenie rytuału prywatnie nie byłoby chyba zbyt przekonujące dla ogółu.

Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Zasadniczo człowiek należy do (bardzo nielicznych) gatunków, które nie uprawiają seksu na widoku. Czy to kwestia instynktowna – czy kulturowa? Nie wiem.

Ty się nie potrzebujesz polecać

“Przebudzi do życia” zdecydowanie by mi się podobało, tylko że tuż przed chwilą jest “życiodajna moc”.

Niech to… faktycznie.

Bądź co bądź przyszli tam głównie po to, żeby wysłuchać Smyka, więc trudno, żeby natychmiast po tym działali wbrew jego życzeniom (kto lubi wyrabiać kilometraż na darmo?).

Hmm, wysłuchali, czyli wykonywanie jego poleceń to już wartość dodana ;)

Pozostaje jeszcze wzięcie tego w nawias konwencji tłumaczenia

Racja.

I też: w oryginale zwykle nie zerkają, tylko we współczesnym wydaniu z lepszym lub gorszym aparatem krytycznym.

Owszem.

Wcześniej nie wziąłem tego pod uwagę (a powinienem).

I w ten sposób człowiek się uczy heart

To takie dosyć abstrakcyjne zastrzeżenie, to znaczy nie podpowiada, czego mianowicie zabrakło.

Zabrakło w procesie decydowania, co myślę o całości. Jakoś mi to określenie uciekło, po prostu.

W dłuższym tekście na pewno jest więcej miejsca, żeby każdej postaci zbudować indywidualną osobowość, motywację działań i tym podobne.

Otóż to właśnie.

O wersji “Tarnina A” słyszę po raz pierwszy, gdybyś miała pod ręką jakieś namiary, naturalnie podrzuć.

Michał Łuczyński, "Mity Słowian" – omawia obie, jeśli dobrze pamiętam.

Liczebniki nie wiążą się w taki sposób ze stopniem najwyższym przymiotnika, ale to przecież jest stopień równy.

Niby tak, ale nie słyszałam takiego określenia.

Trochę mało o nim jest w tekście, żeby ocenić

Racja.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Mmm, w życiu tak, ale w tekście niekoniecznie. Jasne, jeśli te rzeczy są ze sobą powiązane, to może się udać, tylko powiązania życiowe są, hmm, bardziej subtelne?

Już kiedyś rozmawialiśmy o tym, że naprawdę wybitni pisarze zazwyczaj potrafią dostrzegać zdumiewające subtelności i powiązania w błahych sytuacjach życia codziennego…

Albo to, albo opanowania emocji mógłby Arii pozazdrościć jogin. Ona w ogóle się nie denerwuje.

A to jest bardzo ciekawa uwaga, bo zdaje się, że w ogóle mam słabość do tworzenia tego typu postaci, może w jakimś sensie odzwierciedlając własną niepewność czy przekonania o pożądanym kierunku rozwijania charakteru. Na pewno może to szkodzić ich wiarygodności, co za dużo, to niezdrowo.

to zbyt złożona postać jak na ilość miejsca, jakie otrzymała w tekście

Chyba tak, bo i tej tęsknoty za bogami nie wyłapałam. Ani nawet wiary. Z drugiej strony – nie jestem w formie i może po prostu mi to umknęło.

Raczej po prostu naszkicowałem bohaterkę nieumiejętnie, ponieważ na dobrą sprawę nie bardzo widzę, jak miałabyś to wyłapać.

Nie mam pojęcia, ile pisałam, bo mierzenie sobie czasu było bardzo krótkim epizodem, ale szacuję, że około dwóch godzin :)

Wydaje mi się, że to bardzo krótko jak na tak soczysty komentarz, w każdym razie odpisywanie zajęło mi znacznie więcej czasu.

Na razie wstawiam “rozgoryczenie”, ale tak naprawdę nie mam przekonania. Jest to ściślejsze sensem, ale mam wrażenie, że jakoś łamie rytm zdania.

Hmmm. Mojemu uchu brzmi lepiej.

Czyli zostawiam “rozgoryczenie”.

Chciałem od razu dać znać, że to nie jest greckie polis, ogródek ROD ani cokolwiek innego.

Mmmm, kamienne siedzisko nie wskazuje na ogródek, choć na polis faktycznie mogłoby.

“Plemienną radę starszych” to bardziej naturalny szyk

Nie, dlaczego?

“Rada starszych w plemieniu” też brzmiałaby dziwnie, więc chyba zostanę z pierwotną formą.

A przy okazji – ci bracia to tak jakby malutki ukłon w Twoją stronę, zauważyłaś?

Ooo, nie zauważyłam?

https://pl.wikipedia.org/wiki/Czy%C5%BCnie

Myślałem sobie tak: cedry to drzewa wolno się zmieniające i długowieczne, z perspektywy takiego ludu praktycznie odwieczne, więc spokojnie mogliby sądzić, że bogowie poutykali je tam osobiście.

Mmmm, tylko wzgórze nie jest tkaniną. Może: porosłym cedrami?

Kapitalnie, wstawione!

“Na dobre”.

O, teraz ładnie.

Cieszę się!

Czyli rozumiem, że to się wyjaśnia?

Nie do końca, "jak im to wadzi" zabrzmiało mi angielskawo i zaproponowałam zamiast tego "w czym im to wadzi". A druga uwaga to już zupełnie na marginesie.

O, niezupełnie to wychwyciłem za pierwszym razem. Teraz zmieniam.

Chyba lepiej “doprawdy” niż “zaiste”, na razie zmieniam.

Może lepiej, ale "kontrastowa"?

Zmiana na “oryginalna” pewnie nie bardzo pomoże. Może “niedobrana”, ale wtedy z kolei musiałbym przywrócić “zaiste”?

Aaaa. To jest pomysł, ale… hmmm. Nie wpadłam na to. Czy może raczej – ta różnica nie wydała mi się umocowana w tekście. Widzę anachronizmy, ale nie widzę (bez Twojej pomocy) ich sensu.

Myślę, że ten pomysł stanowi zbyt dużą część tworzywa opowiadania, żeby był sens go zmieniać, ale też zapamiętam na przyszłość, że tego typu rozwiązania mogą nie trafiać nawet do najbardziej doświadczonych odbiorców (chyba że mogłoby to zadziałać, gdybym nieco poprawił technikę literacką)…

Nowoczesna koncepcja eksperymentu pochodzi od Galileusza (nie wiem, kiedy powstało samo słowo). "Sformalizowany związek", czyli małżeństwo cywilne, to kodeks Napoleona.

Trudne! Nie wiem, czy jest lepszy wyraz na testy techniczne o charakterze protonaukowym. Aria nie użyje słowa w rodzaju “sztuczka”, skoro przecież docenia, że koło wodne zadziałało i się im przydaje. Co do “formalizacji związku”, absolutnie nie chodzi mi o małżeństwo cywilne, tylko o to, że patriarcha oficjalnie przyjmuje męża potomkini do swojego rodu (i to raczej powinno tam wynikać z kontekstu), takie rzeczy robiono w starożytności.

Jeżeli to mało czytelne, może trzeba to nawet jakoś podkręcić?

Hmm, tylko w którą stronę?

I pytanie zawisło w próżni… (Nie, nie mam pojęcia, w którą stronę).

Smyk mówi, że zmienia się natura więzi społecznych, że bogowie są odsuwani, bo ludzie stają się zbyt indywidualistyczni i tracą umocowanie w świecie. Można to zinterpretować (i interpretowano) jako "dorastanie ludzkości", ale czy tak z marszu?

Prawda. W takim razie zmienię “Tak, na pewno tak to rozumiem” na coś ostrożniejszego. Na razie proponuję “Nie. Czekaj, a może?… Nie interpretowałem tego podobnie, ale nawet zręcznie to ujęłaś”, ale jestem otwarty na dalszą dyskusję.

To trudno zmienić, ale może dam “obfity przelot ptactwa łownego”?

Może lepiej "liczny"?

I wstawione do tekstu!

A to pochodzi od narratora wszechwiedzącego, więc w zasadzie nie widzę problemu?

Niby nie, ale jednak trochę zgrzyta…

Dałbym “naradę” zamiast “konsultacji”, ale zaraz obok jest “rady”…

Hmm. Już wiem, czego mi zabrakło – głaz musi być znaczony czymś, zob. https://wsjp.pl/haslo/podglad/26713/znaczyc

Znasz moje zapatrywania co do elips dopełnień, ale w sumie… gdyby dać “znaczonym ochrą”, to Twoim zdaniem rozwiąże problem?

Chyba nawet widzę co. Na razie zmieniam drugi przecinek na średnik, daj znać, gdyby nie pomogło.

Jest lepiej.

Cieszę się!

Hmmm. Z jednej strony – jest wszechwiedzący, a piszesz dla sobie współczesnych. Z drugiej strony, wprowadza to pewien dysonans. Trudno orzec.

To chyba zależy od pozycji narratora (nawet w konwencji “wszechwiedzy”), na ile on jest bliski opisywanych wydarzeń lub z jakim dystansem się do nich odnosi. Świetnie tłumaczyły mi to IrkaAsylum pod moim pierwszym tekstem, ale wciąż nie mam pełnego wyczucia.

Mmmm, a czy logiczne myślenie wystarczy, żeby być rozsądnym? Czy nie potrzeba jeszcze "przystosowania do realiów"? ;)

Prawda – ale on jest nieprzystosowany do realiów w innym kierunku – na pewno jest tam ostatnim, który paliłby się do walki.

To ma sens, tylko dlaczego tego nie wyłapałam?

Pewnie dlatego, że ktoś tę scenę nieumiejętnie napisał…

Tylko czym to zastąpić – omówieniem?

A jak tutaj rozumiesz "racjonalizm"?

Aria mówi Prutowi coś w rodzaju “jak już Ci x razy tłumaczyłam, ludzie nie będą postępować tak, jak (Ty twierdzisz, że) postępować powinni, nawet jeśli przy odrobinie rozsądku nie budzi to wątpliwości lub nie potrafią odeprzeć Twoich argumentów”.

starałem się, żeby jednak nie wpadało to jakoś drastycznie w oczy jako “zbliża się niespodzianka, ale ty, czytelniku, pozostań w nieświadomości”.

Mmmm, mnie wpadło.

Załóżmy optymistycznie, że nie jesteś przeciętną czytelniczką, może być?

Nie do końca (samo “wymamrotał” mogłoby sugerować, że po prostu niechętnie odpowiada na pytanie).

Ale niewyraźnie, właśnie przez tę niechęć.

Ale nie tylko – w moim odczuciu i zamyśle ten drugi człon przekazuje coś istotnie więcej, nie doraźną niechęć, tylko trwalszą utratę wyrazistości głosu nawet w stosunku do czasów, gdy nie miał już zębów, więc symbolicznie też poczucia wieszczej nieomylności.

Idea “mógł to naprawdę usłyszeć od bogów, a nie sobie wyobrazić” powinna mieścić się w zasobie pojęciowym bohaterów

Tak, chociaż nie sądzę, żeby ją tym słowem nazwali.

To jednak też część tych prób stylizacji.

Jak dla mnie porównywalnie, ale wstawiam.

Chodziło mi raczej o styl, niż o znaczenie.

Może jednak wróciłbym do poprzedniej wersji, skoro chodziło “tylko” o styl, a kilka linijek wyżej jest już “milczał długo”?

O! Sęk w tym, że nie zauważyłam sensu tych anachronizmów i wyłapałam tylko ich występowanie…

Tak, w tym sęk. Pozostaje tylko pytanie na przyszłość, czy mogłem to lepiej napisać – tak, aby ta koncepcja była widoczna dla wyrobionych czytelników – czy raczej “lepsze napisanie” polegałoby siłą rzeczy na rezygnacji z niej.

Na razie nie umiem tego poprawić – wszystko, co mi się nasuwa, wymaga użycia przyimka “w”, a są już dwa w tym zdaniu.

Mmmmm… ozdobioną wyhaftowanymi liśćmi i kwiatami?

Piękne, wrzucam!

Hmm? A dlaczego taki szyk miałby wskazywać na przypadłościowe pochodzenie wiadomości od bogów?

Przecież to niemal to samo, co różnica między “otrzymał do rąk ręcznik” a “otrzymał ręcznik do rąk”.

Miałam raczej zastrzeżenia do "w mocy", ale zaraz muszę wyjść, więc na razie w tym punkcie kończę.

To trudno podmienić – “pod kontrolą” brzmi chyba zbyt współcześnie, “pod jarzmem” nie całkiem oddaje charakter sytuacji i w ogóle groziłoby interpretacją, że fizycznie nałożyli jej jakieś jarzmo (yoke), “we władzy” chyba nie różni się niczym oprócz brzydkiej zbitki spółgłoskowej…

Nie edytuję, bo naprawdę nie wiem, czy nie przekroczę limitu.

O, już miałem wcisnąć “Gotowe”, a tu może uda mi się zbiorczo odpowiedzieć na obydwa wpisy?

Mmmm, gdyby takich zdań (opisujących tę pracę i rytmicznych) było więcej, byłoby to wyraźniejsze.

To do zapamiętania na przyszłość, cenna podpowiedź.

Na razie zmieniam na “widok pąków i cierni na tle sinej tarczy budził nieokreślony niepokój”.

Nieźle to wypada.

Bardzo się cieszę!

że gdyby go wtłoczyć w garnitur, podetknąć mikrofon i poradzić, żeby nie nazywał się Królem-Bogiem, odnalazłby się w naszej klasie politycznej bez mrugnięcia okiem

Oj, bez wątpienia.

Wysłuchałem wczoraj znacznych fragmentów debaty i czułki mi opadły do ziemi…

Powstaje przy tym oryginalny rytm.

Sam nawet nie zwróciłem uwagi, ale masz rację, to dodatkowa korzyść.

I to cytat.

Ooo?

Spróbuję z pamięci:

Było to osobliwe szczęście dla Sopliców,

że Hrabia, mając lepsze konie od szlachciców

i chcąc się pierwszy spotkać, wysadził się chwilę

i biegł przed resztą jazdy, przynajmniej o milę,

ze swym dżokejstwem, które, posłuszne i karne,

stanowiło niejako wojsko regularne,

gdy inna szlachta była, zwyczajem powstania,

burzliwa i niezmiernie skora do wieszania.

Tak teraz myślę – może to pasuje do charakterystyki Pruta, ale może nie powinien rozróżniać odkryć i wynalazków?

Hmm. Nie dam za to głowy, ale chyba zawsze je rozróżniano.

Czyli Twoim zdaniem problem w tym miejscu polegałby na czymś innym?

To kontynuuje wcześniejsze “tonęli w tłumie, którego szmer przeszedł wręcz w plusk”.

Mimo wszystko…

To może napisać coś w rodzaju “Plusk w tłumie nie dawał się już pomylić z czymkolwiek innym / z żadnym innym dźwiękiem”?

Mam tu takie wrażenie, jakby ludzie nagle zaczęli wrzeszczeć – a przecież wiem, że hałas narastał stopniowo.

A tu może rozwinę: “nie milczeli i nawet nie szemrali”?

Hmmm. To znaczy, nie mówiła dotąd?

Dokładnie, zabierają ją do Smyka, żeby zaczęła, tak jak wcześniej jest wzmianka, że on “odebrał pierwsze słowa Pruta” – która ma zresztą zapowiedzieć ten rytuał i zawczasu uprawdopodobnić całą końcową scenę, żeby to nie było zawieszone w próżni.

Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Zasadniczo człowiek należy do (bardzo nielicznych) gatunków, które nie uprawiają seksu na widoku. Czy to kwestia instynktowna – czy kulturowa? Nie wiem.

Dlatego możesz łamać obowiązujące tabu, że jesteś Królem-Bogiem – i dlatego jesteś Królem-Bogiem, że je odpowiednio łamiesz – wydaje mi się, że to typowe sprzężenie zwrotne, ale już wspominałem, że moja wiedza o takich społecznościach jest stricte amatorska.

Hmm, wysłuchali, czyli wykonywanie jego poleceń to już wartość dodana ;)

Też racja, ale mam nadzieję, że nie narusza prawdopodobieństwa zdarzeń zbyt rażąco.

Zabrakło w procesie decydowania, co myślę o całości. Jakoś mi to określenie uciekło, po prostu.

A, rozumiem. Co nie zmienia faktu, że dalej nie wiem, czego zabrakło opowiadaniu, byś nie odebrała go jako “fabularyzowanego traktatu”.

Michał Łuczyński, "Mity Słowian" – omawia obie, jeśli dobrze pamiętam.

Dzięki, postaram się kiedyś zajrzeć.

Liczebniki nie wiążą się w taki sposób ze stopniem najwyższym przymiotnika, ale to przecież jest stopień równy.

Niby tak, ale nie słyszałam takiego określenia.

Nic dziwnego, bo w Korpusie pusto (mimo że sięgnąłem po NKJP, a nie PWN). Pytanie tylko, czy “po dwóch latach na wiosnę” jest w jakimkolwiek sensie lepsze stylistycznie.

 

Ślimak zgarnia serduszka i delikatnie ściska!

Już kiedyś rozmawialiśmy o tym, że naprawdę wybitni pisarze zazwyczaj potrafią dostrzegać zdumiewające subtelności i powiązania w błahych sytuacjach życia codziennego…

Prawda. A potem potrafią to przekazać, co jest jeszcze trudniejsze…

może w jakimś sensie odzwierciedlając własną niepewność czy przekonania o pożądanym kierunku rozwijania charakteru

Hmm?

“Rada starszych w plemieniu” też brzmiałaby dziwnie

Mmmm, nawet bardzo dziwnie.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Czy%C5%BCnie

Ha, nie miałam pojęcia ^^ nawet nie wiedziałam, że to ma własną nazwę :)

Cieszę się!

heart

Może “niedobrana”, ale wtedy z kolei musiałbym przywrócić “zaiste”?

Hmmm, może faktycznie?

ale też zapamiętam na przyszłość, że tego typu rozwiązania mogą nie trafiać nawet do najbardziej doświadczonych odbiorców

Jak wszystkie rozwiązania (choć niektóre chyba bardziej). Nie wiem, czy to kwestia braku wspólnej formacji, czy po prostu tak już jest.

Nie wiem, czy jest lepszy wyraz na testy techniczne o charakterze protonaukowym.

Mmmm, mnie też żaden nie przychodzi do głowy.

tylko o to, że patriarcha oficjalnie przyjmuje męża potomkini do swojego rodu (i to raczej powinno tam wynikać z kontekstu), takie rzeczy robiono w starożytności.

Małżeństwo, znaczy się. Tak po prostu.

jestem otwarty na dalszą dyskusję

Hmmm. Zdecydowanie wyszło inaczej, ale musiałabym chyba przeczytać od nowa całość i zobaczyć, jak to się układa w kontekście.

Dałbym “naradę” zamiast “konsultacji”, ale zaraz obok jest “rady”…

Hmmmmm. Bez pytania innych?

gdyby dać “znaczonym ochrą”, to Twoim zdaniem rozwiąże problem?

Można spróbować!

To chyba zależy od pozycji narratora (nawet w konwencji “wszechwiedzy”), na ile on jest bliski opisywanych wydarzeń lub z jakim dystansem się do nich odnosi.

Tak, to chyba to.

ale on jest nieprzystosowany do realiów w innym kierunku – na pewno jest tam ostatnim, który paliłby się do walki

Racja. Jednak – realia to realia. Są takie, jakie są. A Prut to trochę fantasta…

“jak już Ci x razy tłumaczyłam, ludzie nie będą postępować tak, jak (Ty twierdzisz, że) postępować powinni, nawet jeśli przy odrobinie rozsądku nie budzi to wątpliwości lub nie potrafią odeprzeć Twoich argumentów”.

Hmmm. Zwykle w takich sytuacjach ludzie mówią coś o głupocie innych członków swojego gatunku, ale nie wiem, czy tutaj to dobrze wypadnie.

Załóżmy optymistycznie, że nie jesteś przeciętną czytelniczką, może być?

w moim odczuciu i zamyśle ten drugi człon przekazuje coś istotnie więcej, nie doraźną niechęć, tylko trwalszą utratę wyrazistości głosu nawet w stosunku do czasów, gdy nie miał już zębów, więc symbolicznie też poczucia wieszczej nieomylności

Hmmmm. Ale skoro mamy aspekt niedokonany (głos "tracił dawną wyrazistość"), to wygląda to na chwilowe. Z drugiej strony, zmiana aspektu niekoniecznie musi tu coś dać.

Może jednak wróciłbym do poprzedniej wersji, skoro chodziło “tylko” o styl, a kilka linijek wyżej jest już “milczał długo”?

Hmmmm… nie rzuca się jakoś bardzo w oczy, ale to Ty decydujesz.

Pozostaje tylko pytanie na przyszłość, czy mogłem to lepiej napisać – tak, aby ta koncepcja była widoczna dla wyrobionych czytelników – czy raczej “lepsze napisanie” polegałoby siłą rzeczy na rezygnacji z niej.

Ha. To jest pytanie. Nie będę udawała, że znam odpowiedź…

Przecież to niemal to samo, co różnica między “otrzymał do rąk ręcznik” a “otrzymał ręcznik do rąk”.

Ale różnica między tymi dwoma przykładami polega tylko na podkreśleniu jednej części zdania (przynajmniej po wyjęciu z kontekstu).

To trudno podmienić

Hmmm. W rękach?

Wysłuchałem wczoraj znacznych fragmentów debaty i czułki mi opadły do ziemi…

Jak już mówiłam, ja słucham już tylko muzyki z Final Fantasy.

Spróbuję z pamięci:

Ponoć dieta złożona z liści dobrze robi na pamięć :) mnie zupełnie wyleciało z głowy.

Czyli Twoim zdaniem problem w tym miejscu polegałby na czymś innym?

Samo poprawianie bytu jako takie anachroniczne nie jest – ale mówienie o nim w abstrakcji (czy nawet w powiązaniu z wynalazkami) chyba jest.

To może napisać coś w rodzaju “Plusk w tłumie nie dawał się już pomylić z czymkolwiek innym / z żadnym innym dźwiękiem”?

Hmm. Lepsze "z żadnym innym dźwiękiem".

A tu może rozwinę: “nie milczeli i nawet nie szemrali”?

Hmmmm.

tak jak wcześniej jest wzmianka, że on “odebrał pierwsze słowa Pruta” – która ma zresztą zapowiedzieć ten rytuał

Tak, tego się domyślałam – chodziło mi raczej o kwestię gramatyki. "Jeszcze nie mówiła" można zinterpretować jako "jak dotąd nic nie powiedziała", ale tu już chyba idziemy w maliny.

Dlatego możesz łamać obowiązujące tabu, że jesteś Królem-Bogiem – i dlatego jesteś Królem-Bogiem, że je odpowiednio łamiesz – wydaje mi się, że to typowe sprzężenie zwrotne, ale już wspominałem, że moja wiedza o takich społecznościach jest stricte amatorska.

Hmmm, nie wiem, ale moja wiedza też nie wystarczy, żeby to rozstrzygnąć. Czy jest na sali etnolog?

Co nie zmienia faktu, że dalej nie wiem, czego zabrakło opowiadaniu, byś nie odebrała go jako “fabularyzowanego traktatu”.

Uff, a myślisz, że ja wiem? Czy może raczej, że potrafię to nazwać? Przecież Lem czy Dick stale mieli jakąś myśl filozoficzną, a jednak (zwykle) nie wychodziły im traktaty, czyli – można. Ale jak?

Pytanie tylko, czy “po dwóch latach na wiosnę” jest w jakimkolwiek sensie lepsze stylistycznie.

Hmmm, nie jest za dobre… nie wiem…

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

I oczywiście zgadzam się, że bruce powinna swobodnie pytać.

Dziękuję, ja pytam (choć zawsze mi głupio pytać Znawców), ale jednocześnie – widząc Wasze rozbudowane, wieloaspektowe opinie – zastanawiam się słowami słynnego przeboju: “…i co ja robię tu?…”. :)

Pecunia non olet

A kogo chcesz pytać, skoro nie znawców? XD My tu zresztą zupełni amatorzy, więc nie krępuj się ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dzięki, Tarninoheart

 

Kiedy tak zerkam na tę – słynną już, powiedziałabym: wręcz kultową – aliterację, doceniam pomysł oraz umiejętności Autora, ponieważ wcale nie tak łatwo stworzyć coś podobnego; spróbowałam zrymować, ale niezbyt mądrze:

(”Rów rósł równomiernie”)

Wół wpiął wszystkożernie

Pan pasł prawowiernie

Fryz “fikł” filuternie

Klął kucht konfraternie

Miął młódź miłosiernie

Niósł nic nieobszernie

laugh 

Pecunia non olet

może w jakimś sensie odzwierciedlając własną niepewność czy przekonania o pożądanym kierunku rozwijania charakteru

Hmm?

W sensie, że może do mnie trafiają takie kreacje postaci (we własnej i cudzej twórczości), bo sam sobie nie ufam co do opanowania emocji w sytuacji kryzysowej i chciałbym się tego lepiej nauczyć.

Może “niedobrana”, ale wtedy z kolei musiałbym przywrócić “zaiste”?

Hmmm, może faktycznie?

Zrobione.

Nie wiem, czy jest lepszy wyraz na testy techniczne o charakterze protonaukowym.

Mmmm, mnie też żaden nie przychodzi do głowy.

Czyli chyba zadowolę się eksperymentem.

tylko o to, że patriarcha oficjalnie przyjmuje męża potomkini do swojego rodu (i to raczej powinno tam wynikać z kontekstu), takie rzeczy robiono w starożytności.

Małżeństwo, znaczy się. Tak po prostu.

Tylko zauważ, że Prut tutaj brawurowo odwraca tę konstrukcję myślową – twierdzi, że już ma związki z rodem Smyka “we wszystkim oprócz krwi”, więc dlatego powinien móc się zalecać do Arii, mimo że kapłanki, żeby te związki docelowo sformalizować.

Hmmm. Zdecydowanie wyszło inaczej, ale musiałabym chyba przeczytać od nowa całość i zobaczyć, jak to się układa w kontekście.

Bez przesady, na pewno nie oczekuję takiej dokładności.

Dałbym “naradę” zamiast “konsultacji”, ale zaraz obok jest “rady”…

Hmmmmm. Bez pytania innych?

Jakoś mi nie do końca brzmi, ale te “konsultacje” też na pewno nie były szczęśliwym rozwiązaniem, więc wstawiłem.

gdyby dać “znaczonym ochrą”, to Twoim zdaniem rozwiąże problem?

Można spróbować!

Spróbowałem.

Racja. Jednak – realia to realia. Są takie, jakie są. A Prut to trochę fantasta…

Jasne. Chyba mniej więcej rozumiem, czemu Cię w tym miejscu zaskoczył.

Hmmm. Zwykle w takich sytuacjach ludzie mówią coś o głupocie innych członków swojego gatunku, ale nie wiem, czy tutaj to dobrze wypadnie.

Myślę, że wypadłoby źle, on tutaj podsumowuje dawniejsze rozmowy z Arią, która raczej nie wpajała mu poczucia wyższości nad innymi członkami swojego gatunku. Już prawie napisałbym “że ludzie nie liczą na dziesięć ruchów naprzód”, ale to znowu anachroniczna metafora szachowa…

Hmmmm. Ale skoro mamy aspekt niedokonany (głos "tracił dawną wyrazistość"), to wygląda to na chwilowe. Z drugiej strony, zmiana aspektu niekoniecznie musi tu coś dać.

Właśnie też myślę, że niekoniecznie, chodziło mi tu także o zasygnalizowanie długotrwałości procesu.

To nie jest do końca na temat, ale szukając dobrego wyjaśnienia tego zabiegu, natknąłem się przypadkowo na ciekawą, nieznaną mi wcześniej figurę retoryczną o nazwie hendiadys. Polega to na podaniu jako współrzędnych pojęć, które zasadniczo występują w relacji podrzędności jedno do drugiego, i jak zwykle z rzadszymi środkami – tylko w mistrzowskim wykonaniu nie staje się rażącym błędem składniowym. Cytowane są wszędzie przykłady z Biblii i z Hamleta, z polskiej literatury przypomniałem sobie jeden, mianowicie “a jak będzie słońce i pogoda” w Weselu (ciekawe, czy Wyspiański był przy tym świadom, jaki środek stosuje).

Może jednak wróciłbym do poprzedniej wersji, skoro chodziło “tylko” o styl, a kilka linijek wyżej jest już “milczał długo”?

Hmmmm… nie rzuca się jakoś bardzo w oczy, ale to Ty decydujesz.

I wróciłem.

Ha. To jest pytanie. Nie będę udawała, że znam odpowiedź…

Czyli mam nad czym myśleć i eksperymentować literacko…

Przecież to niemal to samo, co różnica między “otrzymał do rąk ręcznik” a “otrzymał ręcznik do rąk”.

Ale różnica między tymi dwoma przykładami polega tylko na podkreśleniu jednej części zdania (przynajmniej po wyjęciu z kontekstu).

Rozumiałbym (przynajmniej w typowych kontekstach), że druga forma mówi koniecznie o ręczniku do rąk, takim małym, co czasem wisi przy umywalce, a pierwsza dotyczy dowolnego ręcznika, tylko z podkreśleniem, że został komuś przekazany do rąk własnych.

To trudno podmienić

Hmmm. W rękach?

Zupełnie na to nie wpadłem, ale chyba rzeczywiście tak się używa tego zwrotu, wrzucone!

Samo poprawianie bytu jako takie anachroniczne nie jest – ale mówienie o nim w abstrakcji (czy nawet w powiązaniu z wynalazkami) chyba jest.

A gdyby powiedział coś w stylu “czynić naszą codzienność lepszą”, to Twoim zdaniem byłoby bardziej wiarygodne?

Hmm. Lepsze "z żadnym innym dźwiękiem".

Wstawione.

A tu może rozwinę: “nie milczeli i nawet nie szemrali”?

Hmmmm.

Na razie spróbowałem.

Hmmm, nie wiem, ale moja wiedza też nie wystarczy, żeby to rozstrzygnąć. Czy jest na sali etnolog?

Abstrahując już od tej jednej kwestii, w ogóle opinia etnologa przy takim opowiadaniu byłaby z całą pewnością pouczająca i warta uwagi.

Uff, a myślisz, że ja wiem? Czy może raczej, że potrafię to nazwać? Przecież Lem czy Dick stale mieli jakąś myśl filozoficzną, a jednak (zwykle) nie wychodziły im traktaty, czyli – można. Ale jak?

Tak czy inaczej, jeszcze raz Ci dziękuję za wszystkie wskazówki i motywację! Dużo materiału do przemyśleń…

 

ponieważ wcale nie tak łatwo stworzyć coś podobnego; spróbowałam zrymować

bruce, narzuciłaś sobie bardzo trudne wytyczne. Ułożenie dowolnej aliteracji z trzech wyrazów – co zrobiłem w tekście – to żaden wyczyn, ale Ty wzięłaś mój wzorzec i postanowiłaś go powtórzyć na innym przykładzie, zachowując długość słów, części mowy oraz w dodatku pełny i dokładny rym na końcu. To i tak zdumiewające, że aż dwa z Twoich wersów (“pan” i “młódź”) są w pełni sensowne i przemawiające do wyobraźni. Kiedy próbuję coś jeszcze dopisać, przychodzą mi do głowy tylko koncepcje z dość szalonym obrazowaniem i naciąganymi znaczeniami słów (“śnieg ściekł śródsiębiernie”?).

 

Jak zawsze, bardzo serdecznie pozdrawiam!

heart

Pecunia non olet

spróbowałam zrymować, ale niezbyt mądrze:

A za to zabawnie :)  

W sensie, że może do mnie trafiają takie kreacje postaci (we własnej i cudzej twórczości), bo sam sobie nie ufam co do opanowania emocji w sytuacji kryzysowej i chciałbym się tego lepiej nauczyć.

A, nie pomyślałam o tym. Ale też – ludzie są różni. Reagują rozmaicie.

Tylko zauważ, że Prut tutaj brawurowo odwraca tę konstrukcję myślową – twierdzi, że już ma związki z rodem Smyka “we wszystkim oprócz krwi”, więc dlatego powinien móc się zalecać do Arii, mimo że kapłanki, żeby te związki docelowo sformalizować.

Hmmmm, w zasadzie tak, tylko czy posłużyłby się takim określeniem?

Już prawie napisałbym “że ludzie nie liczą na dziesięć ruchów naprzód”, ale to znowu anachroniczna metafora szachowa…

Właśnie…

Właśnie też myślę, że niekoniecznie, chodziło mi tu także o zasygnalizowanie długotrwałości procesu.

Otóż to, tylko jak bardzo jest to jednoznaczne?

Polega to na podaniu jako współrzędnych pojęć, które zasadniczo występują w relacji podrzędności jedno do drugiego

Ooo?

ciekawe, czy Wyspiański był przy tym świadom, jaki środek stosuje

A czy przypadkiem nie zapożyczył tego z piosenki ludowej?

Czyli mam nad czym myśleć i eksperymentować literacko…

Cel życia – wyznaczony :D

Rozumiałbym (przynajmniej w typowych kontekstach), że druga forma mówi koniecznie o ręczniku do rąk, takim małym, co czasem wisi przy umywalce, a pierwsza dotyczy dowolnego ręcznika, tylko z podkreśleniem, że został komuś przekazany do rąk własnych.

Hmm, faktycznie kontekst może tu sporo zmienić. Takie wypreparowane zdania nie zawsze są jednoznaczne.

Zupełnie na to nie wpadłem, ale chyba rzeczywiście tak się używa tego zwrotu, wrzucone!

Wszyscy tak mamy heart

A gdyby powiedział coś w stylu “czynić naszą codzienność lepszą”, to Twoim zdaniem byłoby bardziej wiarygodne?

Hmmmm. Nadal dość abstrakcyjne… za to brzmi bardziej podniośle…

heart

“śnieg ściekł śródsiębiernie”?

XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Po tylu mądrych komentarzach mogę tylko napisać, że misię świetnie czytało, zachwycone. Teraz czeka na przyznanie piórka, które należy się, jak psu kość albo ser ślimakowi. (Mam nadzieję, że nie obraziłem). Z uznaniem pozdrawiam. Chapeau bas. :)

Tarnino:

Hmmmm, w zasadzie tak, tylko czy posłużyłby się takim określeniem?

Tylko właśnie w tym miejscu próbowałem po raz pierwszy dobitnie wprowadzić ten kontrast języka pomiędzy pokoleniami (abstrahując od tego, na ile ten zabieg ostatecznie się udał).

Już prawie napisałbym “że ludzie nie liczą na dziesięć ruchów naprzód”, ale to znowu anachroniczna metafora szachowa…

Właśnie…

W braku lepszej propozycji doraźnie zamieniam “racjonalni” na “zawsze roztropni”, to zgniły kompromis, ale chyba lepszy od takiego walącego po oczach anachronizmu.

A czy przypadkiem nie zapożyczył tego z piosenki ludowej?

Tak, masz rację. To już autor piosenki ludowej prawie na pewno nie był świadom (chyba że pobierał nauki w szkółce niedzielnej od jakiegoś maniaka klasycznych figur retorycznych, edukacja w XIX wieku bywała dziwna).

Hmm, faktycznie kontekst może tu sporo zmienić. Takie wypreparowane zdania nie zawsze są jednoznaczne.

Czyli wracając do “otrzymał wiadomość od bogów, której nie można zlekceważyć” – przekonałem Cię, że to jest do obrony, czy podtrzymujesz konieczność zmiany szyku?

Hmmmm. Nadal dość abstrakcyjne… za to brzmi bardziej podniośle…

To może jednak zostawię “poprawiać nasz byt”, chyba że ktoś zdoła podsunąć wyraźnie lepsze sformułowanie.

 

Koalo:

Po tylu mądrych komentarzach mogę tylko napisać, że misię świetnie czytało, zachwycone.

Bardzo dziękuję, doskonale zdaję sobie sprawę, że przy całej skromności Misia taka pochwała z Twojej strony wiele znaczy!

Teraz czeka na przyznanie piórka, które należy się, jak psu kość albo ser ślimakowi. (Mam nadzieję, że nie obraziłem).

Na pewno nie obraziłeś. Arnubis chyba Ci już dostatecznie naświetlił sprawę: opowiadanie otrzymało tylko jeden z pięciu głosów potrzebnych do nominacji piórkowej (od Holly), a teraz już jest po ptakach, bo zgłoszenia są możliwe do ósmego lub dziesiątego dnia kolejnego miesiąca. Rzeczywiście dziwiłem się trochę, gdy kolejni czytelnicy wpisywali tu poważne pochwały i słowa uznania, posuwając się prawie aż do pomawiania tekstu o wybitność, a punkty nominacyjne jakoś za tym nie szły – ale nie będę przecież nikogo nagabywał.

Skoro każdy z osobna uznał, że jakość jest wciąż poniżej tej subiektywnej granicy, to stanowi tylko motywację, żeby następnym razem postarać się nawet lepiej. Najcenniejszym darem od komentujących nie są przecież wyróżnienia, lecz wskazówki przydatne do dalszego rozwoju.

 

Pozdrawiam, jak zawsze, ślimaczo!

Ślimaku, gratuluję zwycięstwa w konkursie. Przeczytałem Twój tekst dopiero teraz, nie dlatego że dowiedziałem się o tym i wyciągnąłem z kolejki, lecz byłem poza domem przez ponad miesiąc i korzystałem gościnnie z komputera, czytając czasem jakieś szorty. Takie późne czytanie ma tę wadę i zaletę, że tekst już jest merytorycznie skomentowany wielekroć. Nie umiem komentować merytorycznie, więc dobrze, że nie muszę kompilować (ładnie brzmi) z cudzych, bo Arnubis napisał, że wymagany jest merytoryczny komentarz. Też się dziwię, że tylko Holly nominowała. Przypuszczam, że ludzie byli zbyt zajęci i nie była to sprawa jakości. Ja po raz pierwszy byłem skłonny poświęcić trochę więcej czasu. :)

Koalo, nie czułem potrzeby aż tak wnikać w Twoją sytuację i intencje. Mam nadzieję, że pobyt poza domem nie wiązał się z niczym przykrym i udał Ci się jak najlepiej, ale gdyby do lektury opowiadania zwabiło Cię zwycięstwo w konkursie, również nie widziałbym w tym zupełnie nic złego.

Ludzie (jak też reszta fantastycznej fauny i zwłaszcza flory) na szczęście nie byli zbyt zajęci, by pozostawić liczne obszerne, wnikliwe komentarze. One niewątpliwie pomogą mi pisać w przyszłości umiejętniej i ciekawiej, a to tutaj najważniejsza sprawa.

Tylko właśnie w tym miejscu próbowałem po raz pierwszy dobitnie wprowadzić ten kontrast języka pomiędzy pokoleniami (abstrahując od tego, na ile ten zabieg ostatecznie się udał).

Mmmmm. Nie pomyślałam o tym.

W braku lepszej propozycji doraźnie zamieniam “racjonalni” na “zawsze roztropni”, to zgniły kompromis, ale chyba lepszy od takiego walącego po oczach anachronizmu.

Chyba niczego lepszego w tej chwili nie odkryjemy…

Czyli wracając do “otrzymał wiadomość od bogów, której nie można zlekceważyć” – przekonałem Cię, że to jest do obrony, czy podtrzymujesz konieczność zmiany szyku?

Hmmm, nie wiem. Z jednej strony, podobne błędy szyku widzę ostatnio wszędzie i trochę się uczuliłam, ale "wiadomość od bogów" rzeczywiście jest całością…

To może jednak zostawię “poprawiać nasz byt”, chyba że ktoś zdoła podsunąć wyraźnie lepsze sformułowanie.

Może ktoś zdoła, nigdy nie wiadomo.

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jeszcze raz dziękuję za całe mnóstwo zapału i cierpliwości do ulepszania tekstu! Teraz powinienem trochę zebrać myśli i wrócić do ostatnich szlifów naszego projekciku…

heart Oj, a ile rzeczy ja powinnam :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wiadomo, też powinienem liczne rzeczy, odniosłem się tu tylko do tego, co dotyczy nas obojga.

opowiadanie otrzymało tylko jeden z pięciu głosów potrzebnych do nominacji piórkowej (od Holly), a teraz już jest po ptakach, bo zgłoszenia są możliwe do ósmego lub dziesiątego dnia kolejnego miesiąca. Rzeczywiście dziwiłem się trochę, gdy kolejni czytelnicy wpisywali tu poważne pochwały i słowa uznania, posuwając się prawie aż do pomawiania tekstu o wybitność, a punkty nominacyjne jakoś za tym nie szły – ale nie będę przecież nikogo nagabywał.

Skoro każdy z osobna uznał, że jakość jest wciąż poniżej tej subiektywnej granicy, to stanowi tylko motywację, żeby następnym razem postarać się nawet lepiej. Najcenniejszym darem od komentujących nie są przecież wyróżnienia, lecz wskazówki przydatne do dalszego rozwoju.

 

Że dopytam, bo kojarzę w HP sprzed miesięcy jakiś wątek o doczytywaniu ponownych tekstów (i – być może – dodawaniu im lajków/klików) nie mających dużej popularności – zgłoszeń piórkowych dla opowiadań z przeszłości już nie można dodawać?

Ja przyznaję ze skruchą, bijąc się pokornie w piersi, że wpadłam bardzo szybko, wręcz w biegu, zachęcona Autorstwem, aby przeczytać tekst konkursowy, a jednocześnie – ku mojemu zdumieniu – musząc zagłosować na wyłącznie te wyróżnione teksty. Chciałam sobie to opowiadanie na spokojnie przeczytać parokrotnie, ale – nieco później. Niestety, ale nie znam dokładnie każdego regulaminu każdego tutejszego konkursu, nie wiedziałam, że akurat w tym przypadku trzeba mieć przeczytaną określoną ilość, ale muszą w tej ilości być to także wyróżnione opowiadania, jeżeli się chce w ogóle zagłosować. Oddałam głosy na jedyne znane mi teksty, a były one dwa, w tym jeden z mojej bety, lecz tak głosować także nie mogłam. A to opowiadanie – jak każdy Twój tekst, w tym i te “wierszowane” – wymaga głębszego skupienia, wybrania jego walorów, smaczków, tajemnic i podtekstów, podelektowania się nim, dłuższego zastanowienia i zaczerpnięcia tego, co nas najbardziej zachwyca, a na to niestety mnie samej zabrakło już czasu. sad Sporo konkursów wskoczyło w jednym czasie. :) 

 

Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Że dopytam, bo kojarzę w HP sprzed miesięcy jakiś wątek o doczytywaniu ponownych tekstów (i – być może – dodawaniu im lajków/klików) nie mających dużej popularności – zgłoszeń piórkowych dla opowiadań z przeszłości już nie można dodawać?

Nie można, czas na zgłoszenia piórkowe jest do ósmego dnia następnego miesiąca po publikacji (dla dyżurnych i członków Loży do dziesiątego), tak jak jest to opisane we wszystkich wątkach z nominacjami.

 

Nie masz moim zdaniem powodów do skruchy, wręcz przeciwnie: naprawdę doceniam, że poświęciłaś na lekturę tyle czasu, ile byłaś w stanie, podzieliłaś się wrażeniami i uwagami. Wpis pod czyimś tekstem to upominek, nie obowiązek, a Ty przecież i tak jesteś znacznie aktywniejszą ode mnie komentatorką. Zauważ choćby, że mnie się wcale nie udało zagłosować w tym konkursie, nie zdążyłem przeczytać (czy ściślej: skomentować) dostatecznie wielu opowiadań. Twoje wątpliwości przy głosowaniu widziałem, zgodzę się, że regulamin był trochę nietypowy pod tym względem.

Pozdrawiam serdecznie!

Wielka szkoda, bo miałam nadzieję, że można. Przepada tu masa tekstów. sad

 

Dziękuję za wyrozumiałość. heart

Pecunia non olet

Z tym przepadaniem tekstów to prawda, chociaż bardziej w sensie, że starsze utwory na ogół popadają w zapomnienie i tylko sporadycznie ktoś do nich zagląda. Oczywiście tak naprawdę trudno temu zaradzić, gdy nikt lub prawie nikt nie ma czasu i energii nawet na czytanie wszystkich świeżych publikacji. Jeżeli jednak nowa wersja Portalu dojdzie do skutku, pewnie warto by było, żeby zawierała bardziej efektywny system wyszukiwania tekstów po gatunku i tematyce, a może nawet podsuwania użytkownikom tych, które mogą ich szczególnie zainteresować.

Oczywiście tak naprawdę trudno temu zaradzić, gdy nikt lub prawie nikt nie ma czasu i energii nawet na czytanie wszystkich świeżych publikacji.

Oj, tak, niestety.

może nawet podsuwania użytkownikom tych, które mogą ich szczególnie zainteresować.

Podsuwania może nie, ale wyszukiwania – zdecydowanie by się przydało.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Bardzo by się przydało, zdecydowanie popieram. Szczególnie – powracanie do tekstów niedocenionych, które często niezasłużenie przeszły (prawie) bez echa. 

Pecunia non olet

Odróżnienie tekstów, które zostały pechowo czy niezasłużenie pominięte przez czytelników, od tych, które przeszły bez echa zwyczajnie z powodu niskiej jakości, byłoby raczej trudnym zadaniem.

Przypomniałem sobie jednak o pewnej możliwości technicznej, której być może nie znasz, a miałaby szanse Cię zainteresować. Gdy w Poczekalni w oknie Status wybierzemy “Zgłoszone”, pokażą nam się teksty, które mają jakieś punkty do Biblioteki, ale do niej dotychczas nie trafiły. Można ponadto w oknie Sortowanie wybrać “Głosy”, by najpierw pojawiły się teksty mające cztery na pięć punktów, potem na kolejnych ekranach 3/5 i tak dalej.

O, to ważna informacja, dziękuję, Ślimaku Zagłady. :)

Mimo wszystko ważne by było, aby istniała możliwość ponownego powrotu do dyskusji nad nominacjami i do – być może: nasuwającego się wtedy samoistnie – przeczytania przez innych Czytelników zgłaszanych do Piórka opowiadań, którym zabrakło punktów. Na przykład mowa o tym, niewątpliwie ciekawym i oryginalnym tekście. Ale i wielu innych. Sami wiemy, jak dużą rolę w tej kwestii odgrywa wspomniany pech. Niestety, ale funkcja Dyżurnych też nie zawsze pomaga. Można po porostu nie wstrzelić się w gust danego Czytelnika i o nominacji wówczas mowy nie ma. Tekst bez bety, na poparcie Betujących, którzy wraz z Autorem szlifowali opko, również liczyć nie może. I tak dalej… :(

Pozdrawiam serdecznie. heart

Pecunia non olet

Odróżnienie tekstów, które zostały pechowo czy niezasłużenie pominięte przez czytelników, od tych, które przeszły bez echa zwyczajnie z powodu niskiej jakości, byłoby raczej trudnym zadaniem.

Mmm, nie jest to zadanie dla automatu, na pewno.

Sami wiemy, jak dużą rolę w tej kwestii odgrywa wspomniany pech.

Takie jest życie, nie? Możemy się tylko starać sami robić jak najlepiej, ale świat pozostaje niedoskonały.

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tak, Tarnino, czyńmy, co tylko możemy, aby temu zapobiegać. :) 

Pecunia non olet

laugh

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Mimo wszystko ważne by było, aby istniała możliwość ponownego powrotu do dyskusji nad nominacjami i do – być może: nasuwającego się wtedy samoistnie – przeczytania przez innych Czytelników zgłaszanych do Piórka opowiadań, którym zabrakło punktów.

Na pewno można pomyśleć o jakiejś inicjatywie przypominania godnych uwagi starszych tekstów (zresztą pamiętam, że było coś takiego w zeszłym roku przy zabawach przedświątecznych), ale osobiście nie łączyłbym tego z systemem Piórek. One zostały obmyślone jako wyróżnienie dla najlepszych nowo publikowanych opowiadań, wiążące się potem z antologią i głosowaniem na opowiadanie roku. Zmiana tego sprawiłaby, że “starych” Piórek nie dałoby się właściwie porównać z “nowymi”, mogłaby też być źródłem różnych zadrażnień.

Tekst bez bety, na poparcie Betujących, którzy wraz z Autorem szlifowali opko, również liczyć nie może.

Chociaż reguły tego nie zakazują, nie tylko nie przyszłoby mi do głowy nominować tekstu, który sam betowałem, ale nawet co do klikania do Biblioteki mam bardzo mieszane uczucia. Przecież to jak wystawianie laurki sobie samemu, że tak świetną betę zrobiłem.

Mmm, nie jest to zadanie dla automatu, na pewno.

Jasne. Dobrze napisany automat mógłby podpowiadać teksty, które mają największe szanse wstrzelić się w Twoje gusta. Jednak na dobrą sprawę nie ufałbym takiemu pomysłowi, to chyba jest istotna część uroku Portalu, że nie mamy profilowania treści, które tworzyłoby zamknięte bańki odbiorcze, że każdy musi sobie manualnie dobierać lektury.

Rzeczywiście, wiele jest racji w tym, co piszesz, Ślimaku Zagłady. :) Umknęła mi dodatkowo kwestia wyboru najlepszego opka roku. :)

Na pewno rzecz godna przedyskutowania. :)

Pecunia non olet

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Nie umiem rozszyfrować, czy to wyższy poziom niż “Sympatyczne :)”, czy jednak taki sam, ale w każdym razie się ucieszyłem!

Oczywiście, że wyższy ;)

Jednak taki sam.*

 

* Na wszelki wypadek, żeby nie było Ci smutno, jak pod którymś opowiadaniem napiszę, że “sympatyczne” ;)

Przynoszę radość :)

Nawet jak napiszesz, że “Nie czytało się zbyt dobrze :(”, nie będzie to powód do smutku, tylko poważna motywacja do analizy błędów i lepszego pisania.

Twoje opowiadania akurat zawsze się dobrze czyta, bo dobrze piszesz, a tego raczej trudno się oduczyć, więc nie ma ryzyka ;)

Przynoszę radość :)

Dobrze widzę, jak wiele potrzebuję się jeszcze nauczyć, ale dziękuję za kredyt zaufania!

Och, człowiek uczy się przez całe życie, a i tak umiera niedouczony (co, oczywiście, nie oznacza, że uczyć się nie powinien). Natomiast nie mówimy tutaj o żadnym kredycie zaufania, bo już sobie wypracowałeś to, że Twój nick = jakość. Jesteś w grupie osób, których opowiadania kolejkuję w ciemno, zanim trafią do biblioteki albo ktoś je poleci.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka