Profil użytkownika


komentarze: 650, w dziale opowiadań: 552, opowiadania: 154

Ostatnie sto komentarzy

Przynajmniej raz nie mam problemu z imionami bohaterów. Jest kilka inspirujących nazw odmian cukinii: Paladin, Soraya, Cora i Ascona. Gatunki ślimaków też są ciekawe, taki Arion potrafi w polskich warunkach pożreć całe pisklę w gnieździe. Może nawet pojawi się Ślimak Zagłady, choć to raczej temat na konkurs Fantaści :)

 

P.S. Za to sama cukinia jest trochę dwulicowa… bo można ją nazywać kabaczkiem. I niby jest warzywem, ale botanicznie owocem, a w dodatku jagodą.

Gryzoku, część analityczna mózgu (jeśli tak można go dzielić) nie zawsze jest potrzebna. A błogość i rozluźnienie… cóż, Australia w założeniu ma dać każdemu to, czego chce, ale najczęściej daje to, czego się nie spodziewa – jak Wielka Macocha z opowiadania JolkiK, albo jak prawo niespodzianki. Wiem, że to brzmi trochę jak “wsi spokojna, wsi wesoła”, ale uciekając gdziekolwiek, nie uciekniemy od siebie. I ten sam wiatr, który zagnał mnie w to miejsce, wieje nadal, czasem mnie z niego wygania, a czasem targa myślami jak żaglami. Więc moja Australia nie jest błoga i rozluźniona, bo ja taki nie jestem, ale przynajmniej tam mam czas się zatrzymać i to zauważyć :)

Finklo, coś w tym jest (nie w braku fabuły ani fantastyki :) ). W tym przesiąkaniu. Niezwykłe miejsca albo niezwykła wyobraźnia mogą czynić zwyczajne otoczenie lepszym i ciekawszym. A nasza w tym rola, by zgrabnie przekazywać niezwykłość, i nie dusić jej dla siebie (bo potrawy duszone może są i zdrowe, ale czasem mdłe), tylko pokazywać, przekazywać i zarażać.

Jak już ryba wyszła na ląd i straciła skrzela

Wyszła podobno w Polsce, niedaleko Kielc, bo tam znaleziono najstarszy odcisk łapki. Złośliwi mówią, że jak zobaczyła okolicę, to szybko wróciła do wody, i dlatego kolejne odciski z innych miejsc na świecie są znacznie młodsze.

 

Ssaki mają genetyczną blokadę dzieworództwa. Choć naukowcy próbują – tzn. nie siebie rozmnażać, uff, tylko rozmnażać tak myszki i króliki.

Hę? Ślimaki są zasadniczo hermafrodytami i nie klonują się, tylko rozmnażają płciowo, ale każdy może z każdym.

Hę? A do czego samicy druga samica, żeby ją pogłaskać po główce, kiedy składa jaja tylko ze swoim materiałem genetycznym, czyli kopią siebie?

Tarnino, to jest trochę bardziej skomplikowane. Nie chodzi mi o obupłciowość, tylko jednopłciowość. Są gatunki ślimaków, które w pewnych warunkach rozmnażają się dzieworodnie, tzn. są same samice. Na ogół tak jest, jeśli środowisko obfituje w pokarm i nie ma zagrożeń. Samice rozmnażają się szybciej, ale jako gatunek nie są odporne na zmiany środowiska, ponieważ nie wymieniają materiału genetycznego. Są kopiami.

Kiedy warunki się pogorszą, powraca system dwupłciowy, albo obupłciowy, ale wymagający wymiany genów. Wysiłek odnajdywania partnera jest wart wprowadzenia różnorodności.

Tak samo rozmnażają się rozwielitki.

 

Żeby to wytłumaczyć obrazowo: wyobraźmy sobie państwo, które daje ogromne zasiłki na dzieci. Samicom wcale nie są potrzebne samce – nie muszą się wtedy z nikim dogadywać, kłócić w którą stronę ma się rozwijać papier toaletowy w łazience, albo czy po domu chodzi się w kapciach czy boso. Rozmnażanie idzie im znacznie szybciej.

Za to jeśli czasy są niepewne a zasiłków nie ma, samice godzą się na wieczne kłótnie z samcami. Rozmnażanie idzie wolno, fruwa zastawa stołowa, potrzebne są przyjaciółki i puby do kojenia żalów, co oczywiście obciąża cały system. Ale za to powstają piękne wiersze!

żałuję, że nie komentuje więcej tekstów

Sprawdziłem, że naturalnie klonują się tylko samice ślimaków (partenogeneza). Zatem Ślimak wydaje się niezastąpiony i nie da się wytworzyć go więcej, żeby skomentował więcej tekstów.

Za to Wena teoretycznie może ulegać dzieworództwu. Nie może być tylko więcej niż jedna wena na autora, bo zaczną się kłócić. Chyba że jedna do prozy a druga do poezji.

Regulatorzy, cieszę się niezmiernie, że moja Australia, choć umowna, Cię przekonała. Australia to jedyny kontynent, którym można się dzielić, a wcale nie robi się go przez to mniej.

Och, Wy! A na ilu męskich speców od łapanek liczycie? ;-p

No… na palcach można zliczyć. Ile palców ma Ślimak (Zagłady)?

Bruce, ładna piosenka. Bardzo pasująca. Zwłaszcza początek, jedno życie. Reinkarnację to możemy sobie opisywać w opowiadaniach, trzeba coś zrobić z tym, co mamy.

Ano, tak…

Powzdychaliśmy sobie, a teraz do roboty!

 

Specjalnie dla Ciebie, Lao Che z małą modyfikacją autorską.

 

Zatem utonie wszystko

Drogi mosty kołowe

Urzędy skarbowe

Gospodarstwa domowe

Powiadam wszystko

Za wyjątkiem ciebie chłopaku Tarnino

Wypływasz jutro

Mandżur pakuj

Początek niezły, ale dla mnie to raczej wstęp do opowieści. 

Ambush, możemy sobie tylko ręce podać przy takich symultanicznych komentarzach :D

Tekst wygląda jak notatka (dobrze, takie było zamierzenie autora), czyta się jak notatka (gorzej, bo nie wywołuje emocji) i niestety zupełnie nie zostaje w pamięci – jak notatka, którą ktoś wpiął do segregatora, obok dziesiątek innych, a potem schował gdzieś głęboko.

 

Oczekiwałem jakiegoś zwrotu akcji, zaskoczenia, tymczasem jest po prostu opis.

Czyta się nieźle, nie odrzuca, ale również nie wciąga. Kolejne pokolenia uległy skarłowaceniu. I co z tego wynika? Nie jest wyjaśnione, dlaczego, a nawet jeśli miało to być zagadką, to nie poczułem chęci zgadywania.

Językowo do sporego “czesania”

 

Nieudane próby nawiązania łączności zmusiły do wysłania sądy dalekiego zasięgu, która osiągnąwszy cel w dwa miesiące, po pół roku przekazała informacje o obiekcie.

Sondy, nie sądy. Całe zdanie nie brzmi dobrze. W dodatku nie jest wyjaśnione, dlaczego sonda może podróżować z prędkością nadświetlną (dwa miesiące), a nie może w ten sposób wysłać informacji.

 

Konstrukcja została zaprojektowana i wykonana tak, by utrzymać przy życiu do stu osób jednocześnie

Pierwsza część niezgrabnie brzmi. Jako synonim statku jest “konstrukcja”, co nie jest tożsame i kojarzy się czytelnikowi z kadłubem statku lub konstrukcją nośną. Zaprojektowana i wykonana to niepotrzebne powtórzenie, jedno wynika z drugiego.

 

starsi natomiast poddawać się hibernacji by po powrocie na Ziemię móc spędzić resztę życia w domu.

Brakuje przecinka po “hibernacji”, perspektywa spędzenia reszty życia w domu niekonieczne jest nęcąca dla wszystkich.

 

Po dotarciu przystąpiono do dalszych badań

A przed dotarciem jakieś były? Poza zidentyfikowaniem statku?

 

Zrządzeniu boskiemu lub łutowi szczęścia należy zawdzięczać przetrwanie maszyny i braku kolizji z asteroidami/meteorytami(jeśli miał jakieś tarcze to od dawna już nie działają) lub wpadnięcia na planetę albo gwiazdę.

Raporty i notatki rzadko odwołują się do Boga. Zdanie jest długie i ma problemy z gramatyką. Wtrącenie w nawiasie bardzo rozprasza przy czytaniu. Statek nie wpada na planetę jak do pubu, tylko raczej zostaje złapany w pole grawitacyjne i spada. Planety i gwiazdy mogą również zakrzywiać tor lotu.

 

Grubość pancerza oraz relatywnie niewielka siła naszych sonarów nie mogła dać całkowitego oglądu sytuacji.

Bardzo niezgrabne zdanie. Może “Pancerz statku był zbyt gruby, by za pomocą sonarów uzyskać dokładny obraz wnętrza”

 

Wnętrze statku, oświetlone wyłącznie awaryjnym oświetleniem (dzięki działającemu wciąż reaktorowi atomowemu) było w stanie agonalnym.

Znów wtrącenie w nawiasie, czy ma to symbolizować notatkę na marginesie? Stan agonalny używamy w określeniu do istot żywych.

 

dało się odczytać tylko informację wskazującą, że na skutek awarii dochodziło do dylatacji czasu (komputer nie wskazał z jakiej przyczyny) powodującej, że odczucie czasu, w stosunku do naszego, znacznie się wydłużyło.

Dochodziło wiele razy, czy raz doszło? Skoro statek się porusza, to czas wewnątrz w porównaniu z naszym zawsze płynie wolniej. Nie może płynąć szybciej. Poza tym “odczucie czasu” brzmi jak coś subiektywnego i związanego z człowiekiem, a nie cecha fizyczna statku. I odczucie nie może się wydłużyć. Może się wydawać, że czas biegnie szybciej.

Prawdopodobnie na statku upłynęło nawet więcej lat niż na Ziemi.

“Nawet” jest zbędne. Można zamienić na “sporo”.

 

Dalsze oględziny wnętrza doprowadziły ekipę do komór kriogenicznych

Oględziny tak wzięły za rękę i doprowadziły ekipę?

 

kolejne zamrożone ciała wskazują na dalszy okres czasowy

Tego zdania zupełnie nie rozumiem.

 

Dalsze oględziny statku ujawniły makabryczne odkrycia

Podczas dalszych oględzin statku dokonano makabrycznego odkrycia.

 

Znaleziono sześć małych ciał – dwóch mężczyzn w wieku od trzydziestu do czterdziestu kilku lat, jednej kobiety mającej dwadzieścia, maksymalnie dwadzieścia kilka lat oraz trójki dzieci w przedziale wiekowym od dwóch do pięciu lat

Nie rozumiem, jak są w stanie tak dokładnie określić wiek, skoro ludzie są karłowaci i zapewne wyglądają zupełnie inaczej niż my.

 

Stan zwłok wskazywał, że śmierć nastąpiła w przedziale od czterech do dwunasty godzin, przed naszym przybyciem

Drugi przecinek zupełnie zmienia sens zdania.

 

Brakowało kończyn u dzieci i kobiety.

Jak w takim razie określono wzrost kobiety? Oraz jej wiek, na podstawie samego zmasakrowanego korpusu z głową?

 

Nieoczekiwana napaść nie zakończyła się wyłącznie dzięki natychmiastowej reakcji pozostałych członków oddziału.

Czegoś brakuje w tym zdaniu.

 

Wzrost oraz przewaga w uzbrojeniu pozwolił na odniesienie zwycięstwa

Po raz pierwszy dowiadujemy się, że członkowie ekspedycji “ratunkowej” byli uzbrojeni. Pozwoliły.

 

jak również, że cały kontakt był czysto przypadkowy.

 

Primus – imię które nadano obiektowi na statku, porozumiewał się warknięciami,

Imię się porozumiewało?

 

Potrafił posługiwać się najprostszymi narzędziami i rozpalać ogień. Próby nauczenia Primusa czegokolwiek spełzły na niczym.

Drugie zdanie przeczy pierwszemu. Rozumiem, że mogli odnieść fiasko w nauczeniu go gry w szachy, ale wszystkie naczelne można “czegoś” nauczyć. Jeśli rozpala ogień, to opanował wiele umiejętności.

 

W całym tekście występują problemy z interpunkcją. Jest też sporo powtórzeń.

 

Jaki jest morał tej opowieści? Przesłanie do czytelnika? Co ciekawego chciałeś nam powiedzieć?

Finklo, Istota każdej kobiety, w tym Weny, jest niepoliczalna. ;D

A ja się łudziłem, że na kobiety można czasem liczyć XD

Tarnino (i Koalo)

Kangurek przesłodki (są wreszcie kangury, a Koala gdzie? i Koala też przyszedł, ale trochę wolniej, zrozumiałe)

Pocztówka tu i ówdzie retuszowana – najtrudniej z tym zwieńczeniem, masz rację, że zwieńczenie jest zewnętrzne, a tutaj chodzi o wewnętrzną krawędź, na której schodzą się połacie ściano-sufitu (zabrzmiało jak podręcznik budowlany, więc został po prostu wierzchołek).

 

Dokądkolwiek pojedziesz, zabierzesz siebie ;)

Optymista będzie się z tego cieszył, pesymista smucił ;)

Otoczenie wpływa na nastrój, ale nie jest lekarstwem na wszystko. Zdarzało mi się pisać opowiadanie w autobusie, jadącym przez zakorkowane miasto (bodźce, które “osobno” przeszkadzają, zlewają się ze sobą w jeden szum). A czasem nawet w pięknym otoczeniu trudno jest zgubić problemy.

I wydaje mi się, że najtrudniej jest ruszyć tyłek, żeby się wybrać dokądkolwiek, i niekoniecznie chodzi mi o podróż w przestrzeni. Zawsze potem jest pytanie: dlaczego dopiero teraz ? :D

 

 

 

Pytanie, czy woda w jaskini jest w stanie przyjąć na tyle dużo dwutlenku węgla, żeby uzasadnić używanie pochodni czy pieców bez duszenia się. Zapewnie nie :)

 

Są tacy, którzy twierdzą, że nałóg palenia bierze się z u nas z genów neandertalskich i siedzenia w zadymionych jaskiniach. Dopóki dym ma ujście i jest “ciąg” raczej da się wytrzymać. Problem w tym, że w jaskiniach nie zawsze jest ciąg i ruch powietrza.

 

W trakcie jednej z wypraw do jaskiń tatrzańskich śpiwór utknął w zacisku (ciasne miejsce, przez które trzeba się przeczołgać). Ponieważ sytuacja stawała się nieciekawa, kończyło się jedzenie i zapas karbidu do latarek (wtedy nie było LED), grotołazi postanowili podpalić śpiwór lampą karbidową.

Opóźniło to ratunek o całą dobę, ponieważ ekipa poszukiwawcza musiała zaczekać, aż dym zalegający w jaskini się rozrzedzi :D

 

Jeśli w Twoich jaskiniach sporo palą, to można wspomnieć o przepływie powietrza, a nawet nieprzyjemnych przeciągach.

Myślę, że niewielu czytelników na to zwróci uwagę, ale ci, którzy zwrócą, może się ucieszą :)

Dogsdumpling, żeby uzyskać pełniejszą odpowiedź w tym opowiadaniu, musiałbym rozwinąć wątek rodziców Królewny. To oni chcieli jej wszystko dać, mieć dziecko idealne – co sprawiło, że dojrzała tylko biologicznie, a nie emocjonalnie. Zrozumiałe jest to, że rodzice nie godzą się ze śmiercią dziecka, ale zapewne nie godzą się również ze “skazą”, którą dostrzegła w bohaterce wróżka. Każdy rodzic chciałby w takiej sytuacji zmienić przeznaczenie.

Rodzice królewny również nie są zawieszeni w próżni, wywodzą się z określonych rodów, ukształtowały ich doświadczenia życiowe. Musiałbym wprowadzić elementy sagi oraz – jak zauważyłaś – opisać dokładniej relacje ludzie-wróżki, które obecnie są opisywane zdawkowo.

Początkowy monolog wróżki tego by nie pomieścił – tzn. oczywiście wpisać się da, ale kompozycyjnie ten fragment zrobiłby się za długi, czytelnik mógłby zostać zanudzony informacjami, które – ponieważ akcja dopiero się rozwija – nie byłyby dla niego aż tak ważne. Królewna nie jest bezstronna, więc podanie tych informacji w jej kwestiach dialogowych odpada. Musiałbym wprowadzić kolejny monolog wróżki.

Bruce, dzięki za ciekawy wpis.

Trochę się bałem, że wszyscy zrozumieją Australię dosłownie. Kiedyś mówiło się ”rzuć wszystko i jedź w Bieszczady”, ale ostatnio nie jest to modne, bo Bieszczady są często odwiedzane (za to sąsiednie góry już nie, z czego czasem korzystam).

Australia, to prawdziwa, jest oczywiście warta podróży, ale nie zawsze trzeba aż tak daleko jechać, żeby coś zmienić. Każdy ma inną Australię, ale u osób piszących są pewne elementy wspólne – wyobraźnia, wrażliwość, otwartość, ciekawość. Zmiana otoczenia oczywiście pomaga, ale czy w tym uciekaniu nie chodzi też o odnalezienie siebie i swoich potrzeb?

zapewne pod ziemią najłatwiej o energię ze spalania węgla

Uduszą się biedne szczurki i żabki, emisja dwutlenku węgla. Chyba to rozwiązanie z pierwiastkiem promieniotwórczym jest całkiem ciekawe. Być może tłumaczy mutacje. Choć… nie musi. Czytelnik i tak uwierzy, że podziemne żaby i szczury istnieją. Obie rasy są bardzo wdzięcznie opisane.

Może nie ma sensu stawiać głównego bohatera w roli eksperta od pakowania tajemniczego minerału w glinę, co – jak widać – rodzi u niektórych czytelników wiele pytań. Ale może domyślić się, że to materiał promieniotwórczy, co z kolei dla niektórych czytelników będzie klarowniejsze, niż wzmianka o promieniowaniu alfa, którego mogą już nie kojarzyć ze szkolnych czasów.

 

Opowiadanie wolno wędruje do biblioteki, nie wiem czemu, bo według mnie świat i bohaterowie są ciekawi, a fabula poprowadzona z odpowiednią werwą. Trochę wspomogę ten proces :)

mieliśmy bardzo surowo profesora, koleżance tylko za jedną powtórzoną stronę pracy magisterskiej obniżył ocenę

Teraz na profesorów narzekają, że roztargniony student się przecież pomylił (tak go studia stresują), a profesor nie dopilnował. Ze stroną językową pracy identycznie: student może mi zrobić same infodumpy, a ja mam to przepisać, żeby ktokolwiek coś z tego zrozumiał. Eliminuję białe kruki równie gorliwie, jak wiedźmin potwory.

Śliczne ^^

Dobra, na serio spróbuję to napisać. Ale we wstępie będę narzekał, że wszystko przez Ciebie.

 

No, do kosztów przedsiębiorstwa cukiniowego trzeba dodać nawozy, narzędzia i robociznę :D

W “Marsjaninie” (film) jakoś się dało rozwiązać ten problem, ale tam były ziemniaki. Cukinie rosną szybciej.

 

 

A ja mam po­mysł na cu­ki­nio­wy świat bez per­wer­sji.

No gdyby popuścić wodze fantazji, mogę sobie wyobrazić cukiniowych rycerzy, którzy w nocy wyruszają na okrutny bój ze ślimakami, by bronić rośliny-matki. Ale zderzenie świata cukinii ze światem ludzi może być trudne, ponieważ zjadamy cukinie (pomijam już inne skojarzenia) Dla cukinii może jesteśmy smokiem, który co jakiś czas pożera jednego z rycerzy lub dziewicę. Roślinie – matce może być trudno uwierzyć, że to człowiek ją posadził – to tak, jakby smok wypalił polanę w lesie specjalnie po to, żeby osiedlili się tam ludzie.

To może takie opowiadanie “pudełko w pudełku”: smok hoduje ludzi, którzy hodują cukinie, niech czytelnik sam znajdzie analogie. Gdyby jeszcze na końcu pojawiło się nad-pudełko, istota, która hoduje smoki, może wyjść całkiem ciekawa historia. Albo przynajmniej spektakularna porażka :)

 

Cztery złote w Biedronce XD

Znalazłem nasionka za 2,49. W woreczku dwadzieścia siedem nasionek. Jeśli z każdego wyrośnie kilogram sferycznych cukinii…

Podjąłem jej grę, bo była w tym dniu zdenerwowana i nie chciałem jej bardziej rozzłościć.

Wszystko moja wina, pewnie jak zobaczyła moją listę niedokończonych pomysłów na opowiadania to doznała załamania, i już do Ciebie trafiła taka sfrustrowana.

Tarnino, a cóż mogą robić cukinie? Leżeć i czekać, aż je zje ślimak? Bo pikantny romans ogrodniczki z warzywem nie przejdzie, sam dysk spłonie ze wstydu przy próbie zapisywania, ja spłonę ze wstydu przy publikacji, a nawet jeśli jurorce się spodoba, to i tak się do tego nie przyzna.

 

P.S. Ale sferyczne cukinie, to co innego oczywiście.

W drabblu zmieściłaś kilka różnych wątków – jest kruk z potrzebą wyjątkowości i zauważenia. Jest też uważność człowieka, która pozwala dostrzec wyjątkowe rzeczy (i je opisać). Morał chyba taki, żeby mieć oczy i ,myśli otwarte :)

Mam wątpliwość z przecinkiem przy “Kruk, jednak”. Obecnie wydziela kruka ze zdania, co wygląda i czyta się sztucznie.

Pięknie napisane. Zdania płyną, bohaterki jadą w dal, a nawet kiedy dotrą do miasteczka, wszystko dzieje się niespiesznie. Doceniałem dobór słów, a fachowe słownictwo wcale nie przeszkadzało w odbiorze, ponieważ jest użyte w taki sposób, że intuicyjnie rozumie się znaczenie.

Kończące się lato, potem jesień, nostalgia, ucieczka, zagadka, która nie musi być rozwiązana, ale która wytwarza nastrój. Rzeczywistość, która otula czytelnika i zostaje w myślach na długo po przeczytaniu.

Mogę tylko podsumować: niepowtarzalne. Rzadko czuję się tak zachwycony tekstem.

Ambush, coś jest w tej wierności tradycji. Może spełnianie oczekiwań rozlało się również na autora ;)

W szczególności po dyskusji z dogsdumplings, dla mnie tekst stał się okazją do zastanowienia się nad sposobem opisywania złych postaci, genezą zła i odpowiedzialnością autora za jego opisywanie. Nad tym, jak bardzo czekamy na to, żeby znaleźć w artykule o zbrodniarzu jakiś dowód jego szaleństwa, bo to nas uspakaja.

Po chwilowej podróży w mrok, wracam do pisania o świecie, w którym nie czuję ograniczeń – albo muszę sam o nie dbać. Dobrze, że przypominasz mi, że mam porywać. Rób to często ;)

A jeśli ktoś (jak najwidoczniej robi to Marzan) myśli o sprawie często i intensywnie, to mu łatwiej. Zresztą, w każdym tekście są rzeczy, których autor (świadomie) nie zamierzył, bo nie stwarzamy tekstów ex nihilo

Niektóre teksty uwalniają przemyślenia, które już były w głowie, ale nie miały okazji zostać wyartykułowane. Podobają mi się teksty, które budzą więcej skojarzeń, niż tylko te zaplanowane. Tekst to nie spacer na smyczy, a zaproszenie do lasu, gdzie można radośnie obwąchać i obsikać każdy krzaczek. Jaka jest radość autora z tego, że czytelnik poszedł po dokładnie zaplanowanej ścieżce? Przy pierwszym wielka, przy dziesiątym umiarkowana, przy setnym żadna.

Pomęczę Was jeszcze trochę nawiązaniem do Down Under: “where woman glow and men plunder”. Już widzę te uwagi: marzanie, ale cię trzepnęło, załóż sobie piorunochron. No dobrze, MAW niekoniecznie o to chodziło w piosence, ale czy bohaterowie, których tworzymy, nie są tacy? Czy fantastyczne kobiety nie emanują światłem i energią, a mężczyźni są zuchwali? I czy tworząc takie postacie, nie tęsknimy właśnie za tym, czego nie ma w nie-australijskim świecie?

Dodałem jeszcze akapit o smaku, wiedziony uwagami Ślimaka o kompozycji tekstu – jednego zmysłu zabrakło, i nawet czujne oko Ślimaka to przegapiło.

Masz moje błogosławieństwo na wykorzystanie kościozarodnika :D

Pewien dżentelmen starej daty, Kościej Duszowrót, będzie uradowany, jeśli pozwolę mu hodować kościozarodniki zamiast fiołków.

 

Jak czytam powyższą wymianę zdań to zastanawiam się, czy ona na pewno pasuje do dwojga dorosłych ludzi? :D

Gryzoku, nie bez powodu gremium decyzyjne nazywa się Lożą. Znamy ze spiskowych teorii dziejów różne loże oraz niecne sposoby ich działania.

 

Koalo, o tej porze odmawiam poprawek językowych, ale wyobraźnia na szczęście (lub nieszczęście) działa i dostarcza zapachowo-smakowych wspomnień. Całkiem smakowity szort.

 

Mam jedną wątpliwość: skoro na balkonie było gorąco, to w jakim stanie skupienia była czekolada? Gdyby doniczka miała dziurki (większość ma) to czekolada wypłynęłaby nimi na balkon. A może mięty miały osłonki na doniczkach?

Dziękuję za wpisy.

Realuc, Australia jest cierpliwa. To kontynent, wędruje wolniej niż my. Tylko od nas zależy, czy tam jesteśmy, czy nie.No, może nie zawsze jest to decyzja jednej osoby.

Chalbarczyk, dziękuję za odwiedziny i za miłe słowa.

 

Dodatkowe podziękowania za porcję humoru we wpisach AP i beeeeckiego, zwłaszcza za początek pewnego utworu, który się pojawił na obrazku:

 

https://www.youtube.com/watch?v=XfR9iY5y94s

 

Nawet Ci, którzy są daleko od swojej Australii, są w dalszym ciągu Australijczykami. I trzymają się razem. Jeśli Australia Tarniny jest ucieczką, to dokąd uciekać? W fantastykę!

No i oczywiście uciekajcie, jeśli usłyszycie grzmot! Moja Australia właśnie rozpętała elektryczne piekło :D

 

Temat poważny, ale napisane swobodnie i zgrabnie. Czy nie ma nic zabawnego? Humor wisielczy gdzieniegdzie znalazłem, a taki lubię.

To chyba tekst, w którym wiele zależy od nastawienia czytelnika. Jeśli od początku traktuje go jako groteskę, to bawi się bardzo dobrze, a końcowe samospalenie jest tylko kolejnym przerysowanym akcentem. Jeśli podejdzie do tematu poważnie, to równie poważny (a nawet smutny) będzie odbiór zakończenia tekstu.

Dobrze napisane dialogi, w nich znalazłem najwięcej czarnego humoru.

 

Jedna uwaga – na początku jest mężczyzna w garniturze, a we fragmencie [2] pojawia się nagle Krzysztof. Oczywiście, przytomny czytelnik domyśli się, kim jest Krzysztof z kolejnych kwestii dialogowych, ale przy tej pierwszej może się poczuć zagubiony.

MichaelBullfinch, dziękuję i pozdrawiam. Dla mnie to również wyjście poza strefę komfortu, zwykle konstruuję opowiadania ze złożoną fabułą.

Myślę, że warto próbować różnych form ekspresji. Nawet w zwyczajnym opowiadaniu trzeba czasem coś podkreślić i zdarza się, że finał ma taki “poetycki” charakter. W przemyśleniach bohaterów również mam ochotę wychodzić poza “suchą” prozę. A short uczy uważania na słówka – w długim tekście czytelnik jest bardziej wyrozumiały dla niezgrabności, a tu liczy się każda literka.

Dawidzie,

Zdradzę, że opowiadanie z wampirem (wprawdzie jednym i ledwie żywym) za jakiś czas się pojawi.

 

AP i beeeecki, dziękuję za miłe słowa.

GochoW, miło Cię widzieć! Proza poetycka to dla mnie wyzwanie, stąd wprawki będą się pewnie pojawiać co jakiś czas.

Cezary, no właśnie, mało wyzwań tygodniowych ostatnio ;) I dziękuję za wizytę!

Ślimaku, uwagi bardzo celne i przemyślane.

Przyznam, że miejsce bardzo skłania do rozmyślań nie tylko o Asnyku, ale i późniejszej twórczości Młodej Polski. W dodatku okolica nie jest jeszcze “zepsuta” przez komercję, gwara jest w codziennym użyciu. Nadal słyszy się słowa takie jak “pobruszyć”, często adaptowane do czynności współczesnych. Czasem mam ochotę nagrywać tych ludzi, dopóki język jest żywy.

No ja też robiem co mogiem, czyli uwagi traktuję jako łamigłówkę (jak to wprowadzić, żeby nie zepsuć), aż dochodzę do twardej granicy swojej estetyki/koncepcji, i dalej po prostu nie wprowadzam. Estetyką możemy się różnić, potrzebami literackimi również, czasem komfortem czytania i akceptacją niedopowiedzeń. Ja czasem zachwycam się tekstem, w którym nie wszystko “złapałem”, bo na przykład tworzy nastrój. A czasem tak denerwuje mnie logika bardzo różna od mojej, że nie mogę o tym zapomnieć :D

Jest to też powód, dla którego mogę wkrótce zniknąć na jakiś czas z portalu, żeby się skupić na literaturze pięknej

Wielkieś mi pustki uczynisz na forum moim*

Droga HollyHell, tym zniknienim swoim

 

*Już tu widzę mimozę, chyba oryginału nikt nie betował

 

Ponieważ oboje zachwycamy się mediewistyką, zachwyciła nas również elewacja budynku. Nieco zmurszałe belki i szorstkie cegły muru pruskiego, obleczonego soczyście zielonym bluszczem, przypominały mieszczański dom rodem ze średniowiecznej bajki.

Co Ty na to?

Prawie idealnie. A jeśli drugie “zachwyciła” zmienisz na “urzekła” i również poczuję się urzeczony XD. Wioska tez jest teraz sympatyczna: zamiast danych urbanistycznych jest bardzo zgrabne zdanie.

Zamaszysty ruch Zdzisława również wygląda nieźle, nadał mu więcej życia.

Czyli wszystko pięknie!

 

 

Tarnino, Twój kościozarodnik jest tak kreatywny, że bardzo chciałbym licencję. Nie do tekstu konkursowego, ale do innego opowiadania.

W zamian możesz zastosować prawo niespodzianki oraz eskalować żądania. Jestem nawet gotów w każdym opowiadaniu umieszczać tarninę niszczoną na fantazyjne sposoby.

Jako tekstowa wróżka wplotłem w opowiadanie kilka zdań, które (być może) pomogą odnajdywać czytelnikom to, czego tam nie widziałaś (a przy okazji znalazłem jedno urwane zdanie po ostatnich poprawkach). Dalej nie pójdę z modyfikacjami, bo przeczuwam, że osiągnę efekt łopaty, nakładającej do głowy wrażenia, które niekoniecznie są w tekście, albo efekt ciągnięcia czytelnika po sznurku, podczas gdy niektórzy lubią chodzić bocznymi drogami. Królewny trójwymiarową nie uczynię, bo taka miała być – pusta, jak wydmuszka oczekiwań, poznawana przez jej czyny, a nie przez refleksje, których brak.

Bardzo dziękuję, zabiłeś mi ćwieka

Nie chciałem niczego i nikogo zabijać, Rumcajs Księcia Pana też raczej łagodnie traktował :D

 

Z drobiazgów to lepiej wspominać w tym zdaniu o glinie i promieniowaniu alfa o zasięgu promieniowania niż o długości, bo drugie znaczenie jest mylące.

Jodły i mile ograniczają Ci miejsce akcji do Kanady i USA, w dodatku jodła nie wszędzie rośnie. Jakbyś dał świerki i godziny jazdy zamiast tych setek mil, to jest szansa że czytelnicy nie będą się już czepiać, bo godzinę można czasem przejechać kilka km jeśli droga jest kiepska.

 

A promieniowanie pierwiastków promieniotwórczych może da się zamienić na widzialne, jeśli ma się luminofor – materiał, który po naświetleniu falą o większej energii emituje falę o mniejszej energii. Do tego nie jest już potrzebny reaktor, a szczury eksperymentując z różnymi minerałami mogły w końcu znaleźć odpowiedni luminofor, i to może być pilnie strzeżona tajemnica ich prowodyra.

Czyli: wsadzany uran w otoczkę z luminofora, a ona zaczyna świecić takim światłem, jakie jest nam potrzebne.

Drugie rozwiązanie to świecąca farba. To mieszanina luminofora i pierwiastka aktywnego. Wykorzystywano rad o liczbie masowej 226 lub promet Pm-147. Miałem nawet kiedyś taki czeski kompas radioaktywny.

Jedyne budynki to domy innych mieszkańców, których liczba nie przekraczała setki. Prawdziwy koniec świata.

Dla mnie jeden dom w zasięgu wzroku to już przeludnienie XD Tutaj się uśmiechnąłem, jak różny bywa odbiór warunków zewnętrznych.

Ogólnie, to pierwsze zdanie nie jest super zgrabne. Powtórzenie budynki-domy, sucha informacja o liczbie mieszkańców. Daj mi ją polubić: czy są to malutkie domki, rozsiane wśród wzgórz, albo ukryte między drzewami wzdłuż wijącego się potoku?

 

Na pierwszym planie był mur pruski, który tak silnie kojarzy się ze średniowieczem (oboje interesujemy się mediewistyką), obleczony soczyście zielonym bluszczem. Potem uwagę przykuwał rozmiar domu – mały, ale w uroczy sposób, z dwoma piętrami. Znalazło się też miejsce na poddasze z oknem zabitym deskami.

Jakoś nie wzbudziło to u mnie entuzjazmu. Wcześniej zapowiedziałaś, że będzie pięknie. Nastawiłem się więc duchowo na odbiór tego piękna, a tutaj najpierw info że coś się silnie kojarzy (bezosobowe), a na końcu poddasze zabite dechami.

Napisz, że zachwycali się średniowieczem, że podobały się im szorstkie cegły, albo słoje na drewnie, opisz to, albo niech któreś z nich wodzi po nich z fascynacją palcami. Okno może być zabite, ale może wokół niego pięknie oplata się bluszcz, lub nawet pnąca róża?

Za to ogród ładnie opisałaś!

 

– Zapraszamy do jadalni, tam omówimy szczegóły. – Zdzisław odezwał się po raz pierwszy. Jego żywiołowy głos

Żywiołowa to ta kwestia dialogowa nie jest. Może rozerwij ją na części, zdynamizuj, jakieś wykrzykniki.

 

Ogromny, kryształowy żyrandol wisiał nad stojącym na stole wieloramiennym świeczniku

Odmiana.

 

Stwierdziłam, że jest dziwnie ciemno (,) mimo pory popołudniowej

Interpunkcja

 

wielkie portrety przerażająco bladych dzieci, malowane na czarnym tle

ako modele dziwnie pozowały: nie bokiem z lekko przekręconą głową do obiektywu

To w końcu zdjęcia czy malowane portrety? Obiektyw sugeruje zdjęcia. Malarz/portrecista sugeruje obraz.

 

Zdzisław ostrożnie położył dokumenty przed nami na stole.

Dlaczego ostrożnie? On ma być dynamiczny! Nie wiem, czy nie zamienić szyku na końcu zdania (na stole przed nami), może ładniej zabrzmi.

 

Jak to młoda dziewczyna, miała dużo energii w ogóle

Mam zawsze wątpliwości, czy w opowieściach postaci dbać o poprawność językową. Zakładając, że tak, to “w ogóle” nie jest potrzebne. Może być to maniera językowa postaci. Ty jesteś autorką, decyduj!

 

Chciała się z nimi bawić, z introwertyczki zmieniała się w ekstrawertyczkę, ciągle z nimi o czymś rozmawiała. Bawiła się w chowanego, z dziewczynkami szyła ubrania dla lalek, a z chłopcami grywała w piłkę.

Pierwszy człon tego fragmentu (chciała się z nimi bawić) nie jest konieczny, ponieważ zabawa pojawia się w kolejnym zdaniu. Przez to masz powtórzenie.

 

Rodzice swoich pociech zaczęli proponować jej opiekę nad nimi, gdy ci byli zajęci pracą albo chcieli po prostu odpocząć

Moim zdaniem w tym wypadku przed “albo” będzie przecinek – cytuję regułę: Przed wyrazem „albo” stawiamy przecinek, kiedy spójnik ten wraz z innymi wyrazami tworzy połączenia o charakterze dopowiedzenia

 

Bardzo się załamała. Przestała opiekować się dziećmi, nawet gachów już nie zapraszała. Sąsiedzi bardzo jej współczuli, przychodzili do niej, chcieli rozmawiać

Powtórzenia.

 

Gdy pierwszy szok ją opuścił,

A był jakiś drugi i trzeci szok? Szok w tym przypadku to jeden szok, i nie trzeba go numerować (moim zdaniem)

 

mimo spędzenia całej nocy na przeczesywaniu okolicy i nawet lasu

Czy las tak bardzo różnił się od okolicy, albo czy było mało prawdopodobne, że dzieci tam się bawiły, że jest tak wyróżniony w zdaniu?

 

Zastali Żanetę pochyloną nad stołem, na którym stał świecznik, obok był wbity w drewno nóż. Obok noża leżały zwłoki dziecka,

Są powtórzenia (obok). Da się ich uniknąć:

Zastali Żanetę pochyloną nad stołem, na którym stał świecznik, a w drewno był wbity nóż. Obok noża leżały zwłoki dziecka,

 

Albo podpisujecie umowę dzisiaj(,) albo nigdy.

W takiej konstrukcji zdania przed drugim albo jest przecinek.

 

Przez kilka sekund ciszę zagłuszało jedynie szuranie długopisu

Zagłuszyć ciszę jest potoczne. Przez niektórych zwrot jest traktowany jako chwast językowy. Może być oczywiście metaforą, ale bez uciekania się do metafory nie mieści się w słownikowej definicji.

 

Przez kilka sekund ciszę zakłócało jedynie szuranie długopisu

Zacznę nietypowo: czego pragną kobiety? Dostawać kwiatki? Podobno wystarczy jeden, bukiet nie ma sensu. Żeby chodzić z nimi na komedie romantyczne do kina, albo zabierać do teatru? Często to element wymiany za inny sposób spędzania czasu, wybrany przez partnera.

Pragną, żeby partner wreszcie się wybrał na terapię!

 

Czytałem wcześniejsze komentarze. Mój będzie… trochę inny. Rozcinać brzuchy, urywać lub odrąbywać kończyny potrafi prawie każdy z piszących. Po lekturze tekstów konkursowych nasyciłem się na razie śmiercią w różnych wersjach.

Polubiłem pozytywne zakończenie, nie tylko ze względu na terapię. Nie wszystkie horrory mówią o tym, co dzieje się “po”, i mało mówi tak wdzięcznie. A ja zwykle jestem ciekawy, jak wydarzenia wpłynęły na bohaterów (jeśli ci jeszcze żyją). To było takie niewysilone, prawdopodobne, i jeszcze miało w sobie sporo ciepła.

Druga scena, która mi się podobała, to rozmowa Piotra i Anny w samochodzie po zakupie mieszkania. Jest dobrze napisana, sugestywna, dialog pokazuje emocje, a przede wszystkim interakcję między nimi. Rozmowa wydaje mi się naturalna, mogłem nie tylko w nią uwierzyć, ale również się wczuć.

Wszystkie sceny interakcji tej dwójki są moim zdaniem dobrze napisane, pełno jest ciekawych szczegółów. Obraz pary oświetlonej reflektorami samochodu jest naprawdę uroczy i zapada na długo w pamięć.

I na koniec nietypowy komplement: umiesz przeklinać. Przekleństwa pojawiają się tam, gdzie są silne emocje, i gdzie wyczerpały się “normalne” słowa.

 

Zwykle piszę najpierw o tym, co mnie denerwuje, a potem o tym, co jest dobre, ponieważ często zapamiętujemy “mocniej” ostatnie wypowiedzi. Tym razem odważę się na odwrót:

 

– bardziej przemówiła do mnie scena (emocjonalnie), w której bohaterka stoi przed wejściem na strych, niż same drastyczne opisy. Po prostu się ich nie bałem i tyle. Były przerażające elementy, ale całość podana jakoś tak… sucho, emocje sugerowane czytelnikowi, ale mało wybrzmiewające.

– logika: dlaczego nie otworzyli tego strychu? No dobra, wiem dlaczego, taka konwencja: wiemy, że bohater ma gdzieś nie wejść, ale i tak to zrobi, bo to horror, a nie przygodówka. Tutaj logicznie byłoby, gdyby otworzyli strych, ale tego nie zrobili, mimo zapowiedzi Piotra..

– sugerowanie czytelnikowi, że starsze małżeństwo jest zbyt “żywe”, bez przekonującego pokazania tego. Cały czas widziałem ich jako podstarzałych, i zapewnienia, że są młodsi, wcale nie pomagały. Można to było zrobić w ich kwestiach dialogowych, w opisach tego, co robią i jak robią.

 

Podsumowanie części “artystycznej” – obyczajowo klasa A, świetnie się czytało, horror raczej klasy B.

 

Pozwolę sobie zrobić łapankę w oddzielnym wpisie. Ostatnio forum działa himerycznie, a nie chciałbym pisać uwag jeszcze raz :D

Tak, zaznaczyłeś, że to nie o mnie :) Ale ja się nie obraziłam, chciałam tylko nawiązać do Twojego “khem”. Miało być zabawnie, a wyszło jak zawsze ;p

HollyHell, było zabawnie! I śmiesznie! Ach, ten ;pisarski brak pewności siebie – co ktoś pomyśli, jak przeczyta, i prawie obgryzanie paznokci w niepewności reakcji :)

 

To jest zabawne, lekkie opowiadanie i naturalnie przyciąga zabawne, ironiczne wypowiedzi. Tarnina może się tylko cieszyć, że robimy sobie piknik w jej ogródku, bo to znaczy, że to miły ogródek. A że trochę naśmiecimy, cóż, po gościach się zawsze sprząta, ale wspomnienia zostają :P

 

Ślimaku, co do poważniejszych kwestii, które poruszyłeś – mnie denerwuje nie tyle to, że nie zauważa się przestróg naukowców, co to, że giną one w tłumie “pseudonauki”, oraz w tak zwanych konkursach piękności, czyli wystąpieniach o granty. Obecnie nauka finansuje się z między innymi z grantów, ale żeby taki grant dostać, trzeba wygrać z innymi. Minęły czasy, kiedy liczyła się tylko zawartość merytoryczna. Teraz granty piszą wyspecjalizowane firmy. Sam naukowiec tego nie napisze, choćby wykitował, bo to zwykle około stu stron, a czasu do napisania jest zwykle bardzo mało.

Możesz mieć genialny pomysł, albo możesz zauważać istotny problem, ale dopóki nie dostaniesz na to kasy, Twój głos zostanie niezauważony. Zakrzyczą go, albo raczej zapiszą.

Świat naukowy to teraz taki szereg konkursów literackich. Możesz mieć ważne przesłanie, ale zwycięży Cię chwytliwa forma.

Dlatego odnalazłem się dość szybko w konkursach NF.

 

Czy śmieszne jest to, że nie opłaca mi się poświęcać czasu na pisanie własnej książki, bo w przeliczeniu na stronę zarobię więcej na pisaniu o sferycznych smokach? Pomijam też całą niepewność związaną z poszukiwaniem wydawcy, korektora, edytora, beta czytelników.

Co miesiąc ktoś przychodzi do mnie ze swoim sferycznym smokiem, żebym napisał do tego ładną bajkę. A ja uparcie odmawiam, bo chcę pisać prawdziwe bajki, nie o sferycznych smokach.

 

Świat upadł tak nisko, że zamiast pracować w pocie czoła, siedzę teraz w chatce w górach i piszę opowiadanie. Powinienem się cieszyć, że robię to, o czym część ludzi marzy. Wolałbym robić jakiś ciekawy projekt, który pomoże ludziom. Takie owce wypchane siarką. Ale owce są passe, bo modni są robo-rycerze. Więc uczelnia woli tolerować moją fanaberię siedzenia w off-gridowej szopce, bo desperacko potrzebuje, żebym kiedyś im napisał kolejny projekt o robo-rycerzach.

 

Nie, nie jestem darmozjadem, sprytnie wyrobiłem wszystkie przepisowe godziny w jeden semestr zamiast dwóch. Nie utrzymujecie z podatków tego, że piszę sobie piątą część Żaby XD. Jakiś honor mam.

 

Ale boli mnie to, że Tarnina tak bardzo ma rację. I że napisała to jako satyrę. A to jest czysta prawda.

Khem, ja nazywam się Kasia ;p

Misiu Mógłbyś przełamać milczenie

 

Jak już zrobiło się tak zabawnie i po imieniu, to przyznam, że na Koalę nie mógłbym się obrazić nawet za naukawca, ponieważ dwójka moich znajomych zdrabnia mnie “misiu” (od Michał). Więc jak nie lubić kogoś, z kim łączy mnie zdrobnienie, choć nie lubię zdrobnień?

I mogłem jako walec wpisać Zosię, ale wpisałem Kasię, znając wcześniej imię HollyHell ze wstępu do konkursu o roślinach. Dlaczego? Bo śmiech i zabawa słowem nikomu nie szkodzi.

 

Tarnina też bawi się słowem i dobrze jej to wychodzi. Tylko zaraz przyjdzie i będzie pomstować, jaki off-topic robimy pod jej opowiadaniem. Zwalcie wszystko na mnie jakby co XD

Khem, ja jestem naukowcem.

 

Drogi Koalo, zakładam że napisałeś to niecne zdanie na komputerze lub telefonie. Oba działają dzięki tranzystorom. Wynalezienie tranzystora zaczęło się od tego, że ktoś założył, że atomy są pudełkami, nie mylić z pudelkami.

Atomy nie są pudełkami, ale taki model był potrzebny, żeby zacząć od czegoś prostego. W zbiorkach znajdziemy pełno zadań z tekstem typu “załóż, że Kasia jest walcem” (Holly, to nie o Tobie), albo “załóż, że drzewo jest jednorodnym stożkiem”.

Problemem jest sytuacja, w której model staje się sztuką dla sztuki. Twórcy tranzystora lubili atomy takimi, jakimi są, z całą ich niedoskonałością, i dlatego stworzyli coś, co działa. Nie wymyślali niedziałających urządzeń tylko dlatego, że teoria pudełek tak im nakazywała.

Wyobraźmy sobie, że chcę zbajerować Kasię, i zabieram ją na kajak. Model Kasi-walca wykazał, że kajak się nie wywróci. Problem w tym, że Kasia widzi pająka spacerującego po burcie, i wywraca kajak. Niepowodzenie randki wynika z braku akceptacji Kasi takiej, jaka jest :)

Model drzewa – stożka nie zakładał, że dorodny dąb rozgniecie nowe Isuzu, które leśniczy dostał z dofinansowania unijnego. Ale rozgniótł, bo brak było akceptacji dla drzewa takim, jakie jest.

Smok może być przez chwilę kulą, jeśli nakarmimy go owcą i zaprowadzimy do rzeki. Sferyczny smok miałby, hm, warstwy jak cebula (albo Shrek). Nie zmienia to tego, że smoki należy kochać, albo nienawidzić, albo robić z nimi cokolwiek, takimi, jakimi są.

 

Kiedy jeszcze mi się chciało, wymyślałem zadania dla studentów. Miały treść. Występowały w nich smoki, Asteriks, Dexter, Trurl, Kojot i Pędziwiatr. Studenci na początku nie potrafili ich robić, ponieważ dotąd w zadaniach mieli tylko kule, punkty, walce i pręty. Zawsze dotąd było jedno słuszne rozwiązanie.

 

No, to dawaj XD

Już to widzę: mięty w nocy obrastają dom nieszczęsnego autora, wyciągają go z łóżka, pakują na dwa tygodnie w plastikowy worek (moja mięta miała trochę wody, więc mogłyby też wlać do worka), a potem wyciągają na obcej planecie i każą mu rosnąć. Horror.

łomocąc buciorami

Łomotanie wzbudza skojarzenie z uderzeniem o drewno, lub strukturę przenoszącą dźwięk – łomotanie w drzwi, łomotanie sąsiadki w ścianę, kiedy młodzież figluje. Posadzki, cóż, zwykle były grube i tłumiły dźwięk.

Skoro jednak czasy są na wpół nowożytne, może i pałac był z wielkiej płyty? :D

 

Zaszumieli z aprobatą doradcy, zebrani wokół tronu.

Brzmi jak didaskalia do nieistniejącej kwestii dialogowej. Może: Doradcy, zebrani wokół tronu, zaszumieli z aprobatą.

 

A donoszą mi z Akademii,

Hm, rzadko używa się składni “donosić komuś skądś”, ale nie będę się czepiał.

 

Przypominał im o tym co rano, a po kilku dniach również wieczorem

Hm, Początkowo przypominał im o tym co rano, ale po upływie kilku dni zaczął posyłać gońca również wieczorem, aż w końcu słał go tak często, że uczeni profilaktycznie posadzili przed drzwiami bardzo złego psa.

(trochę pojechałem z sugestią, wybacz, ale to opowiadanie jest takie cudne, że się wczułem).

 

Do poruszania nimi wykorzystamy młyńskie koła. Wystarczy zaadaptować kilka,

Jest poprawnie językowo, ale spycha uwagę czytelnika na koła młyńskie, a ta powinna być skoncentrowana na rycerzach.

No dobrze, po przeczytaniu całości widzę, że jednak najważniejsze są koła młyńskie, nie będę się czepiał – poza tym, że uprzedzasz, na czym czytelnik powinien skupić uwagę.

Biedacy uzależnili się od tych kół młyńskich do mielenia zboża, a kieraty? Można eskalować problem: jak zaprzęgli bydło do kieratów, chudło i nie mieli mięsa i mleka itd.

 

Że hołduje takim szkodliwym przesądom, wyznawanym przez barbarzyńców w zapóźnionych krajach!

Znowu poprawnie, ale “wyznawanym” rodzi skojarzenie z religią, a tutaj zahaczamy raczej o politykę

 

– Któż by nie wolał, by smok nam nie zagroził, panie!

Hm, może “groził”, albo zupełnie inaczej? To jest poprawne językowo, ale nie brzmi, gdzieś mi logika zgrzyta – a jakby smok tylko zagroził, ale sobie poleciał? Rodzi się dwuznaczność.

 

Uff, to tyle łapanek.

 

A całość to cudeńko, uśmiechałem się od ucha do ucha i cieszyłem z (prawie) każdego słówka. I to tyle komentarzy o części artystycznej.

 

 

MichaelBullfinchKoala 75 – dziękuję za przeczytanie i miłe słowo.

A Dogsdumpling, też dziękuję za szczere słowo.

Bo nie jesteśmy tu, żeby sobie kadzić, albo oglądać opowiadania jak rzeźby w galerii sztuki nowoczesnej, gdzie czasem stoi gniot, ale stoi w galerii i wszyscy się nim zachwycają.

Pozytywy zauważyłem i dziękuję, to teraz to, co ważniejsze.

 

Królowa – matka jest jednowymiarowa, nawet w dłuższej wersji (głosowanie było przy wersji krótszej). Królewicz ma nadzieję, że tak nie jest, i na początku rozmowy (która pojawiła się w dłuższej wersji) wydaje mu się, że cokolwiek się zmieniło, i że znowu jest matką kochającą matczyną miłością.

Ale tak nie jest. Nałóg królowej wraca, bo jej pragnienia nie zostały zaspokojone. Tutaj jest przynajmniej “podbudowa” – zimny mąż, potem zawiedzenie dziećmi (pojawia się w dłuższej wersji). Można zapytać, dlaczego nie zaspokoiła pragnień w inny sposób, może kochanek byłby dla niej zdrowszym wyjściem. Być może nie mogła ze względów politycznych, a może w tamtych czasach nie ma terapii i psychologów, żeby wyrwali ją z “zaklętego” kręgu.

 

To teraz królewna, czyli zupełnie płaska postać pierwszoplanowa. Rozbudowana wersja zupełnie nic nie wniosła, dalej jest płaska. I tak miało być. Rozumiem, że Ci się to nie podoba. Sporo czytelników chce w niej widzieć nastolatkę, zagubioną w oczekiwaniach rodziców. W tej wersji znowu śmierć jest zła i ósma wróżka jest zła, po co pozbawiać małolatę życia, nie lepiej ją “naprostować” ?

Wersja, którą chciałabyś pewnie przeczytać (może się mylę, zgaduję) to ta, w której rodzice nie chcieli dla córki żadnych darów, nie mieli oczekiwań, i pozwolili jej dorastać jako normalnej (no, powiedzmy bogatej i traktowanej szczególnie) dziewczynce. Pytanie, czy nie trzeba by się cofnąć do ich dzieciństwa, i zrobić w tym miejscu podbudowę, pokazać jak głęboko trzeba sięgnąć, by złagodzić wpływ rodziców. W tej wersji nie ma wróżek, albo pojawiają się wtedy, kiedy dziewczyna już wie, czego chce. Zgadzam się, że byłaby to wersja ciekawa i jest to pomysł na oddzielne opowiadanie, bez przemocy i pisane dla nastolatków, ku pokrzepieniu serc.

W mojej wersji królewna nosi w sobie “zło”. Jednowymiarowe, ale nawet ja piszę je w szczególny sposób, bo królewna diabłem nie jest. Przekonujące rozwinięcie tematu wymaga pytania o genezę “zła”, a jedną z odpowiedzi jest zaburzenie psychiczne, które ujawnia się, gdy królewna wchodzi w dorosłość (fizyczną, niekoniecznie psychiczną).

Czy da się to zaznaczyć, nie burząc koncepcji opowiadania? Zapewne tak, wymaga zaznaczenia, że ród żenił się tylko z bliskimi krewnymi (naprowadzenie czytelnika), jakiś szalony dziadek lub babcia po drodze, robi się kalka z Rodu Smoka i Gry o Tron, ale da radę. Jeśli według Ciebie uczyni to opowiadanie trochę bardziej wiarygodnym, akurat to mogę zrobić, i w wyznaczonym samemu sobie limicie 50K się zmieszczę.

 

Czas na wróżkę. Dla niej życzenie śmierci było czymś naturalnym, darem, i została przez to wyrzucona na margines społeczności wróżek. Raz ośmieliła się postąpić nie tak, jak oczekuje się od wróżki. No właśnie, wróżki też są złapane w pułapkę oczekiwań ludzi. Kajdany tylko to obrazują, ale one zawsze są, wewnętrznie.

Czy nie powinna dobić królewny, albo zostawić ją na pastwę pnączy? Powtórzę: oryginał baśni też ma taką samą skazę, nie jest spójny logicznie, i na tej skazie zbudowana jest cała opowieść. Przeniosłem skazę do swojego opowiadania, i starałem się wytłumaczyć jej genezę. Skoro zrobiłem to w sposób nie przekonujący dla Ciebie – cóż, nie udało się, kolejnym razem będzie lepiej :)

W oryginale mogła zabić królewnę od razu, oszczędzić sobie zabawy z wrzecionem. Jednak tak nie zrobiła. Zarówno w moim opowiadaniu, jak i w oryginale pozwala się królewnie żyć – żeby rodzice mogli się nią nacieszyć te 16 lat. Ja staram się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego właśnie tak, i dlaczego królewna powinna umrzeć.

A dlaczego wróżka nie dobija królewny we śnie? Cóż, nie spodobał mi się wybór prezydenta, ale nie idę do lasu mieszkać w ziemiance przez kolejne 5 lat, tylko będę funkcjonował w państwie. Wróżka również funkcjonuje jako wróżka, wychyliła się raz, została złamana, teraz wypełnia przeznaczenie “na złość mamie się przeziębię”.

 

Kobieta – ach, ta nieszczęsna kobieta. W dłuższej wersji ma większą rolę. Czy zrobiłem z niej idiotkę? Może jednak nie, ale można tak to odczytać, to moment niejasności w opowiadaniu. Zależy, czy dar królewicza rozumie się jako jednowymiarowy i zero-jedynkowy. Dotyka – wzbudza miłość. Nie dotyka – nie wzbudza. Jest mowa o tym, że starał się to kontrolować, decydować o tym, kiedy się nim posługuje. Pytanie, jak sam fakt, że zwykle może wzbudzić miłość, wpłynął na niego samego. Czy czasem ta moc nie jest w nim, w środku, a dotyk jedynie ją “domyka”? Taki, a nie inny wariant opisu miał sugerować drugą wersję: używanie mocy miłości zmieniło go, jest pewny siebie, wzbudza uczucia również niezależnie od dotyku, mimo tego, kim jest. Czy czasy są niepewne? Były niepewne, w chwili, kiedy królewicz spotyka kobietę, to raczej stagnacja. On może jest człowiekiem-ogrem, ale roztacza również wokół siebie aurę obrońcy i wybawiciela. Wyruszył po królewnę, ma jakiś cel, jest w nim energia, której w otaczającej krainie zupełnie nie ma. W takiej sytuacji łatwo się pogubić, i scena “przed” dotykiem wyraża desperację i zagubienie.

Znowu – wysiłek autorski w zmianę kolejności wydarzeń jest tutaj nikły, wystarczy przestawić kilka zdań, więc mogę to zrobić, ale tutaj chciałbym znać opinię więcej niż jednego czytelnika. Jeśli zabrzmi to bardziej wiarygodnie, łagodniej dla kobiety, i spójnie dla opowieści – to również mogę zrobić. Lubię zmieniać opowiadania tak, by zachować sens, ale żeby były lepsze. Po to jest forum :D

 

Czy po tak wyczerpującej dyskusji oboje czujemy się wyczerpani? Jeśli tak, to cel komentarzy został osiągnięty, i mogę się tylko cieszyć XD

zwolniłam chwyt i, piszcząc, spadłam prosto na krzew aronii. Poharatana cierniami skóra piekła

Z detali: aronia nie ma kolców, wcześniej nawet to przeoczyłem :)

Wystarczy zmienić na głóg, różę… może tarninę? :D

Opowiadanie ciekawe.

Bardzo podobały mi się oryginalne nazwy, takie jak szlom, i język postaci. Opis dwóch gatunków – żaborów i szczurów (gdzieś dojrzałem też szczurołaki) konsekwentny, występuje sporo różnych postaci, są pokazane lokalne zwyczaje. W przekonujący sposób zbudowany świat, który łatwo można sobie wyobrazić.

Akcja ma dobre tempo, są zwroty, czytelnik domyśla się, że główny bohater jednak spełni w tym świecie szczególną rolę, ale nie jest oczywiste, w jaki sposób.

 

Co mnie mało przekonało:

– sam przewrót “pałacowy” – gdyby był tak łatwy, ktoś wcześniej wpadłby na ten pomysł

– technikalia, takie jak świecący uran. Pierwiastek promieniotwórczy a stabilnie działający reaktor to nie to samo, a świecenie w zakresie widzialnym to zupełnie inna bajka. Od strony fizycznej po prostu nie da się tego tak zrobić. Uran musiałby rozgrzać się do takiej temperatury, by emitować promieniowanie o widmie choć zbliżonym do widma Słońca, ale przekracza ona temperaturę topnienia uranu. Utrzymywanie stabilnej reakcji ciekłego pierwiastka przy masie podkrytycznej nie brzmi jak coś, co da się zrobić, nawet jeśli jest się bardzo mądrym szczurem. Podobnie jak uzyskanie odpowiedniego izotopu uranu, by taka reakcja mogła biec..

Naturalny (podziemny) reaktor jądrowy, a świecąca latarnia to zupełnie dwie inne rzeczy.

– bardzo trudno jest znaleźć miejsce “setki mil” od zabudowań. W Europie nie jest to możliwe, nawet w Skandynawii. W Kanadzie będą to dziesiątki mil, ale trzeba takiego miejsca dość długo szukać na mapie.

– po jaskini rzadko się po prostu idzie, i na ogól nie ma tam “tras”. Buty górskie zupełnie się nie sprawdzają, chodzi się w kaloszach i kombinezonie z PVC. Kask obowiązkowy, jeśli lubimy mieć włosy na głowie, a nie lubimy szwów. Dłuższe wyprawy jaskiniowe polegają na czołganiu się, często przeciskaniu przez ciasne miejsca, zjazdach z użyciem lin, często brodzeniu w wodzie do pasa lub wyżej. Trudno jest znaleźć jaskinię “setki mil” od cywilizacji, w której byłaby długa trasa, dostępna na zwyczajnego turysty. Sprzęt niesie się w worku z grubszego PVC. Termos ok.

 

Może jeszcze jutro wrócę z uwagami językowymi, opowiadanie jest długie, więc trudno jest je wszystkie wyłowić.

Bardzo dobre, wciągające opowiadanie. Czytałem “jednym tchem”. Trochę jak kryminał, w którym domyślamy się, kto zabił i kogo, ale czekamy na opis tego “jak”. A ten opis jest ciekawy.

Podobał mi się język (nie diabła, tylko bohaterki :) ) i pierwszoosobowa narratorka, który w przekonujący sposób komentowała rzeczywistość. Dodaje to opowiadaniu dużo wiarygodności, a czasem wplata humorystyczne akcenty.

Szczypta humoru, dużo akcji, trochę grozy, niby nie jest to rewolucyjne danie, ale i tak bardzo smaczne :D

Idę kliknąć, jeśli jeszcze nie jest podliczone do biblioteki.

No, jakże mnie zdołowałeś tera :D

Czymże śmiałem Cię zdołować? I jak mogłem Cię zdołować, skoro zwykle Twoja forumowa zbroja jest grubsza od skóry nosorożca, a wentyl bezpieczeństwa w postaci marudzenia działa tak skutecznie, że trzeba uważać, by nie stanąć za blisko?

Oj ironiczny jestem dziś, wybacz.

To bez ironii, nie chciałem Cię zdołować. Mięta wokół mnie rośnie, więc ku pocieszeniu mógłbym ją wysłać, ale to mięta górska, paczkomatu nad morze może nie przeżyć. Choć przyznam, że kiedyś wziąłem sadzonkę mięty z gór, wsadziłem do kieszeni plecaka, zapomniałem o niej na dwa tygodnie (dobrze, że nie piorę plecaka), wsadziłem po tych dwóch tygodniach na ogrodzie, i rośnie.

Opisać to z perspektywy mięty i tekst na konkurs HollyHell gotowy XD

TARDIS się hoduje, nie buduje, a mnie nawet mięta nie rośnie :)

Bo miętę się czuje, kobieto, nie hoduje. Ale trzeba czuć do kogoś XD

10 Koalo, jak zwykle zgrabny tekst.

20 Dowartościowałem się, że należę do tych 30%, którzy rozumieją.

30 Dopóki nie zacząłem czytać dyskusji Jima z Tarniną.

40 Da się napisać coś nowego. Świat skrywa nowe historie, trzeba je samemu przeżyć (życie jest jednak zbyt krótkie), albo rozmawiać z ludźmi. To co do opisów realnej warstwy świata.

50 Wyobraźnia jest za to nieskończona, a granice fantastyki rozciągliwe jak recepturka. Da się być oryginalnym, nawet bardzo. Co najwyżej narazimy się na niezrozumienie.

60 GOTO 20

 

70 Życie nie jest za krótkie, wystarczy przeżyć jedną dobrą historię. Swoją. Żeby to zrobić, trzeba wyjść z pętli.

Jak na taki krótki tekst, dużo ciekawych pomysłów. Kolejne opowiadanie, w którym widzę dar autora do kompresji całkiem rozbudowanej fabuły w minimum znaków. Jest dużo humoru – trafionego czy nie, rzecz gustu. Mnie absurd nie raził, szybko zaakceptowałem go jako element konwencji.

Wygląda na pisane na luzie, z fantazją, i dla samej zabawy z pisania.

Nie załapałem tylko skoczków, z resztą mi się udało

 

Jest trochę łamańców językowych, zauważonych już przez Bruce.

 

 Aż szkoda, że nie wykorzystana gra znaczeń słowa “kumać”. Poza tym brak jest konsekwencji – raz jest kumanie, raz kumkanie. Duże nagromadzenie ryzykownych metafor – tym razem uznałem, że wpisują się absurdalną konwencję, więc jako zamierzony efekt nie rażą.

W wizerunkach elfy rzadko mają brody/zarost, więc zdanie, w którym krasnoludka zaplata bardowi coś na brodzie było pewnym zaskoczeniem i odruchowo sprawdziłem, czy nie zaplatała sobie :)

 

Akurat zaczynam pisać “Żaba V: W pogoni za Rozsądkiem”, więc skusił mnie tytuł, i nie żałuję, bo kilka razy się uśmiechnąłem i miło spędziłem czas.

 

 

Marszawo,

 

Cieszę się, że w tych dodatkowych 15k znaków nie popełniłem rażących gaf, a jeszcze bardziej z nowej czytelniczki!

Kolejne opowiadania będą weselsze, bo na tym opróżniłem wirtualny zbiornik z czarnym atramentem :)

Zrobiłem, jak obiecałem:

– Tekstowi nie grożą już mandaty za jazdę 100 km/h

– Są wszystkie sceny, które miały być, ale wcześniej zostały usunięte ze względu na limit

– Wątki dotąd ucięte lub pominięte zostały domknięte

– Utrzymana jest mroczna tonacja całości

 

 

Przyznam, że znaczące gmeranie w bibliotecznym i piórkowym opowiadaniu napawało mnie obawą, że coś zepsuję. Mam nadzieję, że jeśli ktokolwiek sięgnie jeszcze do opowiadania, to będzie miał radość z czytania (choć to mroczny tekst, więc może raczej szczere zaniepokojenie przy czytaniu ? :D).

Ponieważ Lyumi zwracała uwagę na strukturę i kompozycję, w nowej wersji powróci narracja pierwszoosobowa wróżki. Jest ona potrzebna, by streścić wojnę z sąsiadami, a usunąć ją z narracji królewicza. Pewne szczegóły “polityczne” znikną, ponieważ wróżka obserwuje całość z perspektywy łupiny, w której jest zamknięta. Rośliny, które się komunikują przez splecione korzenie pozwalają jej słyszeć i czuć przebieg walk. Wróżka będzie mogła domyślić się, że chłopów zastąpili najemnicy (po rytmie kroków i głosach), ale nie ma aż tak szczegółowego wglądu w politykę.

Będzie za to troszkę więcej o królewiczu – cięższe i wolniejsze kroki zdradzają to, że coraz gorzej czuje się w roli kata i dowódcy armii.

Taka kompozycja będzie bardziej spójna – na początku opowiadania to wróżka przedstawiała czytelnikowi świat, więc wypadałoby, żeby zachowała rolę. Królewicz jako mniej “wszechwiedzący” narrator będzie też bliższy czytelnikowi.

Zygfrydzie89, dziękuję za dobre słowa i za poparcie piórka.

Każde wsparcie czytelników jest jak kredyt zaufania: postaram się go nie zmarnować. Wykorzystać jako motywację, by pisać lepiej. Choć pisarskie wpadki pewnie się zdarzą :D

Irko Luz,

 

Może to po prostu dwójka skrzywdzonych – nie tylko przez wróżki, ale też oczekiwania rodziców – dzieciaków, pełnych gniewu, z którym nie bardzo wiedzą, co zrobić

Cieszę się, że wychwyciłaś wątek oczekiwań rodziców. Przyznam, że jest to jedna z głównych myśli, które chciałem przemycić w opowiadaniu. W oryginalnej baśni owe dary siedmiu wróżek (ilość wróżek zależy od wersji, są nawet takie z trzynastoma) są jednoznacznie dobre, ale nikt dotąd nie zastanawiał się, czy nie są spełnieniem marzeń rodziców. Król i królowa marzą o idealnej córce, i taką dostają – ale czy księżniczka włożyła jakąkolwiek pracę, by stać się lepszą?

Aż kusi, by napisać uwspółcześnioną wersję, w której cnoty zastępowane są przez dobra materialne. Rodziców kusi, by je dać, trochę “ułatwić” dzieciom start. Czy dzieci potrafią się odnaleźć w świecie, którego same nie zbudowały, albo – odwracając pytanie – czy nie jest im zbyt łatwo się w nim zagubić?

Przyznam, że pisanie o postaci, która jest skazana na zło dla mnie samego było trudne, ponieważ ja zawsze daję tym “złym” drugą szansę… ale czasem pies, który gryzie, po prostu gryzie. Można go karmić parówkami przez cały rok, a on i tak dziabnie. Bo już taki jest.

Jak zauważył Jim, jest to nawiązanie do tradycji antycznej: postać choćby starała się nie wiem jak, i tak nie da rady zejść z wyznaczonej ścieżki. Czy nie kusi nas, żeby dopisać “rozsądniejsze” zakończenia do dramatów antycznych? W mojej opowieści pojawia się fatum, i to rozumiane w dwojaki sposób. Na księżniczce ciążyło fatum wrzeciona, ale w drugiej, nadrzędnej warstwie ciąży nad nią fatum zadawania śmierci. Jeśli nie umrze, to sama będzie powodować śmierć.

Czy to jej wina? Rodziców? A może to “podzielona” odpowiedzialność? Królewicz w końcu ją zabija, ale dlaczego nie powstrzymał jej wcześniej? Może za bardzo przypominała mu matkę? Czytelnik może tylko się domyślać, że kazirodztwu towarzyszył rodzaj paraliżu zarówno fizycznego, jak i paraliżu sumienia i reakcji.

 

Ambush,

 

Cieszę się ogromnie, że tekst wzbudził w Tobie określone wrażenia lub emocje. W końcu po to się pisze – żeby ktoś się uśmiechnął, wystraszył, zamyślił, zapamiętał!

Miało być czarne i zastanawiające :)

Dobrze, że chociaż Ty nie narzekałaś na skok tempa, ale po licznych komentarzach zacząłem już modyfikować opowieść, by cały czas “jechała 30 kilometrów na godzinę” :). Na razie robię to offline. Waham się tylko, czy finalnie zrobić “podmiankę” czy nową publikację. Nie lubię mnożyć bytów…

 

Anet,

 

Dzięki za przeczytanie! Jak zwykle jest mi bardzo miło widzieć Twój wpis pod opowiadaniem!

Hm, tomolew, nie zrozum mnie źle. To nie jest czepialstwo, tylko ocena logiki, języka i stylu, czyli drobiazgów, które decydują, czy opowiadanie może uwieść czytelnika, czy zniknie w tłumie.

Odpowiem cytatem z “Mandaloriana”: This is the way wink

Zacznę od tego, co mi się podobało: w małej ilości znaków zawarta jest cała domknięta historia. Sceny są krótkie, ale treściwe. Działają na wyobraźnię i nie miałem problemów z wczuciem się w świat. Do tego dobra przedmowa, pasująca do reszty.

 

Językowo – mam sporo uwag.

 

światło zewnętrznego słońca

A jest jakieś wewnętrzne? I skoro w tunelach, to raczej jest oczywiste, że nie dociera tam słońce.

 

rzeźby szczura wykutej na drzwiach,

Drzwi były metalowe i ktoś wykuł w nich rzeźbę? Czy wisiała na nich już wykuta rzeźba? Może lepiej użyć “podobizna” zamiast “rzeźba”

 

lekko kwaśnego fermentu warzyw,

Fermentacja zachodzi w warzywach, w powietrzu unosi się woń fermentu

 

które ledwie rozpraszały mrok, tworząc długie cienie i miejsca, gdzie każdy mógł ukryć swoje tajemnice.

Ostatnia część zdania dodana trochę na siłę i “pusta” – taki ozdobnik, a całość mało zgrabna. Może rozdzielić na dwa zdania, pierwsze skończyć na “mrok”, a potem napisać o ciemnych zakątkach.

 

To był azyl, choć skromny i pełen cieni, dla tych, którzy nie mieli już dokąd pójść.

Kolejne zdanie – ozdobnik, streszcza wcześniejszy opis.

 

Każdy z nich był w inny sposób złamany – ale może właśnie to czyniło ich silnymi.

Kolejny ozdobnik, nie wnosi nic do treści, nie opisuje co ich złamało i jak.

 

Systemy podtrzymujące podziemia

Skrót myślowy?

 

Maska Miki miała tylko jedno nieszczelne miejsce, które zatkała klejem do rur.

Niezręczne. W swojej masce Mika znalazła nieszczelność, ale zatkała ją klejem do rur.

 

standardowej, chałupniczej wersji SAB, przestrojonej z części z odzysku.

To standardowej czy chałupniczej? Przestraja się radioodbiornik.

 

przygotowane było z ostrożnością i rezygnacją.

Skąd ta rezygnacja?

 

– Kiedy wrócicie, zapytam, czy było warto – powiedział. – Choć znając życie, nie wrócicie. Więc… nie odpowiadajcie od razu.

Po pierwsze patetyczne, po drugie mało zrozumiały koniec wypowiedzi.

 

Niektóre miejsca wydawały się „lżejsze”, inne zaś miały uścisk jak podwodny sen.

Metafora na końcu przeszarżowana, staje się mało zrozumiała.

 

coś zbliżało się z północnego skraju mapy.

Budzi skojarzenia z grami, w których grywalna przestrzeń jest mapą. Może prościej: coś zbliżało się od północy?

 

Szare ściany popękane, z porozrzucanymi fragmentami neonów i porzuconym sprzętem, przypominały grób dawnego świata.

Na początku dziwny szyk. Potem zdanie sugeruje, że fragmenty neonów są porozrzucane na ścianach. Szare, popękane ściany, porozrzucane kawałki neonów i porzucony sprzęt wyglądały jak grób dawnego świata.

 

z ręką zaciskającą się na metalowej skrzyni

z dłonią zaciśniętą

 

Zbliżał się do ściany z zepsutym panelem sterowania, gdzie odbierał te tajemnicze nagrania

Odbierał sugeruje ciągłość/powtarzalność czynności, brzmi jakby przychodził tam jak do paczkomatu.

 

Z głębi zrujnowanej ściany wyciągnął stary interfejs

Ściana rzadko ma głębię.

 

improwizowany wyrzutnik impulsów – złożony z resztek kabli, akumulatora ze starej latarki i silnika z przenośnego wentylatora.

Technicznie nie brzmi to ani trochę wiarygodnie.

 

Przez drzwi wpadły metalowe drony – ich ruch był szybki i precyzyjny, a oczy jarzyły się czerwonym światłem

Ruch czy ruchy? I czy drony maj a oczy?

 

Mika rozłożyła pole elektromagnetyczne z urządzenia złożonego z metalowych płyt,

Ani to zręczne technicznie, ani gramatycznie, ani logicznie.

 

Razer próbował aktywować artefakt, mając nadzieję, że ukaże jego moc.

 

Razer ukaże czy artefakt ukaże?

Drony sunęły w ich stronę z nieubłaganym skupieniem, metalowe kończyny błyskały w szarawym świetle rozbitego nieba

Nieubłagane skupienie nie brzmi dobrze. A niebo było wcześniej fioletowe.

 

Każde uderzenie ich ostrzy odbijało się echem

Ale w co uderzały?

 

posyłając serie błysków, które rozbijały atakujące drony na kawałki iskier i dymu

Po pierwsze, dym nie ma kawałków. Po drugie, złamałeś prawo zachowania materii, skoro z dronów został tylko dym i iskry. To jest raczej efekt działania anihilatora, a nie emitera impulsów.

 

Nagle powietrze za nimi rozdarła fala promieniowania

Tego nie mogłem sobie wyobrazić, przeszarżowana metafora lub chodziło o coś innego.

 

olbrzymi, metaliczny kształt.

Metaliczna może być powłoka, połysk, ale kształt?

 

Z ich końców wypuszczano z impetem kolejne fale dronów i błysków energii.

Nagle pojawia się sugestia działania operatorów urządzeń – wypuszczano. Nie jest to zręczne w tym miejscu.

Micha spojrzała na Rasera:

– Musimy to urządzenie aktywować, inaczej zginę!

W końcu Micha czy Mika? I dlaczego przejmuje się tylko sobą?

 

rony zaczęły wirować chaotycznie, a w ich wnętrzu rozległy się zakłócenia.

To mieli Antmana, żeby wlazł do ich wnętrza? “Zakłócenia” nie są dobrym opisem dźwięku.

 

Z okrętu spłynęła fala mniejszych robotów, które zaczęły przekształcać ruiny w pułapkę, unieruchamiając ziemię i wysyłając elektrody na wszystkich, którzy próbowali się ruszyć.

Tutaj zupełnie się pogubiłem.

 

Mika używała starego napędu z wiertarki, aby przekształcić go w krótką, pulsującą broń energetyczną.

Niezręczne zdanie, logicznie i składniowo

 

Szpadel składał z fragmentów metalu improwizowane tarcze i granaty z iskrami. Razer koordynował ich ruchy, korzystając z komunikacji przez swoje implanty i system podtrzymywania niedoli, który znowu działał dzięki naprawom.

Tutaj moja wyobraźnia się poddała i wywiesiła białą flagę.

 

W końcu, po wyczerpującej walce, która trzymała ich na granicy sił, artefakt zaczął emitować impulsy, które zdzierały warstwę materiału na UFO. Okazało się, że statek nie był tylko maszyną do inwazji – był też zbrojownią i nośnikiem starożytnej wiedzy.

To nie tylko streszczenie, ale i najmniej zręczny fragment opowiadania. Początek nie jest potrzebny. Środek opisany zbyt enigmatycznie. Końcówka niezrozumiała – skąd wiedzieli, że statek był zbrojownią, i dlaczego okazało się to dopiero po zdarciu powłoki? A ten fragment o starożytnej wiedzy – jak mogli to ocenić, skoro byli skupieni na walce?

 

Byli tu kiedyś, obserwowali i chronili ludzi przed zagładą, aż pojawiła się ciemność.

Kulminacja, która niczego nie wyjaśnia.

 

Koniec jest również streszczeniem. Ponieważ nie zostało wyjaśnione do końca, jak działa artefakt, to końcowa część opowiadania nie wydawała się szczególnie wiarygodna.

 

I jeszcze jedna uwaga: masz trójkę bohaterów, a nie różnicujesz ich charakterów i zachowań. Zlewają się w anonimowych herosów. Nie mogłem wczuć się w żadną z postaci.

 

Bardzo zabawne i dodatkowo wierszem – brawo!

 

P.S. Jasiowi i Małgosi tak łatwo by nie poszło. Zakładając, że każde może zjeść dziennie 2 kg słodyczy, a chatka jest budowana techniką lekką i waży 2 tony, zajęłoby im to 500 dni, czyli ponad rok.

Gęstość piernika jest zbliżona do drewna, ale wytrzymałość mniejsza. Oznacza to, że masa chatki byłaby jeszcze większa, zapewne dwukrotnie. Trzy lata jedzenia chaty – i kto by zapewnił opiekę dentystyczną ? :D

To oczywiście żart, nie zmieniaj nic!

Moim zdaniem powinno być jak w szkole – Jury robi głosującym kartkówki online z lektur. Nie pamiętasz, co się działo w opowiadaniu – głos nieważny laugh

Jimie,

 

Tym bardziej zachęcasz do wytworzenia dłuższej wersji opowiadania, w której nie będzie streszczeń. W 50k powinno się udać :)

 

 

Zachęciłaś mnie to wytworzenia “wersji reżyserskiej” bez limitu znaków :)

Masz rację co do konstrukcji opowiadania – żeby zachować symetrię, trzeba albo usunąć kobietę (wtedy znajdzie się miejsce na istotniejszą rozmowę królewicza z matką, w limicie znaków), albo dodać jej drugą pełnowymiarową scenę, przekraczając limit, i zwiększyć wpływ interakcji kobiety z królewiczem na jego decyzje. Kobieta ma dobre predyspozycje, by stać się głosem sumienia.

A co do tego, czy wróżka mogła zostawić królewnę bez opieki (i na pastwę pnączy i odleżyn) – niby mogła, ale obecna wersja historii pokazuje, że wróżki stają się niewolnicami przeznaczenia. Tak jak zauważono wcześniej w komentarzach, i jaka była moja intencja, wróżki spełniają życzenia, wolę ludzi, i łatwo stają się narzędziami w ich rękach. Ósma wróżka starała się iść swoją ścieżką, ale i tak była ograniczona w wyborach.

W wersji oryginalnej baśni ósma wróżka mogła po prostu zabić królewnę. Nie musiała zsyłać na niej klątwy z wrzecionem. Lubimy tworzyć zawiłe historie :D

We Władcy Pierścieni Gandalf mógł odebrać hobbitowi pierścień nie dotykając go, wezwać ćmę lub inne zwierzątko, by przeniosło pierścień do wulkanu, i w pięć stron zakończyć opowieść :)

Jest już czwarta część, a pisze się piąta. Czwarta w zasadzie zamyka opowieść, a piąta będzie rozpoczynać nową, z tymi samymi bohaterami.

 

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/33023

Wybór był trudny, ponieważ wszystkie opowiadania są świetnie napisane.

Ponieważ najbardziej cenię wrażenia, w drugiej kolejności chwytanie za serce, a w trzeciej oddziaływanie na rozum, również tak przydzielałem punkty,

3 pkt – Rafael Sanki – Dym (za mocne wrażenia i przykucie uwagi)

2 pkt  – Reinee – Szkarłatna gorączka (za ten moment wzruszenia i za ciekawą personifikację)

1 pkt – Ślimak Zagłady – Grupa satem (za opowiadanie prowokujące do rozważań)

 

 

Anet, cieszę się z wizyty i przeczytania – widzę, że kompletujesz serię, a to bardzo cieszy!

Dziękuję za wizyty późną porą!

 

Lyumi, wątek kobiety jest rzeczywiście najmniej istotnym elementem historii, ale bez niego sto lat istnienia Zamku Cierni wydawało mi się nieco zawieszone w próżni. Pokazuje, że Zamek sam jest cierniem (lub cieniem) w otoczeniu, że nie wprowadza do niego nic dobrego. W dodatku kobieta zostaje niejako “zmielona” przez młyn historii, jest reprezentatywną ofiarą. Czytelnik może się domyślić, że takich ofiar było więcej. Gdyby zginęła przypadkowa kobieta, której czytelnik nie zna, jej śmierć byłaby jedynie elementem tła. Dlaczego przyszła do zamku? Upomnieć się? Skoro wszystko straciła, to zapewne i córkę.

Niedawno w konkursie funtastycznym Ambush zaserwowała opis społeczności, dla której źródłem dochodu jest lokalna “atrakcja” – smoki (Darmowy transport dla latawców). To optymistyczna i baśniowa wersja. Antybajka pokazuje, że nie zawsze jest tak wesoło.

 

Ślimaku, ach, tak interpunkcja, dziękuję! Za dobre słowa również!

Nawiązanie do “Dziadów” i Senatora – w pewnym sensie, bo wielcy decydują o losach maluczkich w sposób okrutny i pochopny nie od dziś.

Regulatorzy – dziękuję za wizytę, dobre słowo i wyłapanie niezręczności, które wyeliminowałem z zapałem godnym głównej bohaterki opowiadania.

Zamiast nastoletniego ciała zastosowałem najpierw dziewicze ciało, ale brzmiało jak metafora i niezbyt mi się podobało. W końcu jest obcowanie z młódką, co zachowuje klimat epoki.

Wzmianka o podnoszeniu samej twarzy przypomniała mi o skrytobójcach z Braavos :)

 

Reinee – miło, że zajrzałeś i że klimat opowiadania się spodobał. Antybajka nawiązująca do przesłodzonej baśni chyba musi być mroczna, więc teraz aż się prosi, żeby wybrać mroczną baśń i napisać pogodną wersję :)

PRZEŻYJ DOBRZE ŻYCIE…

I napis na nagrobku: wiesz, było za szybkie/za wolne, czułaś/łeś/łoś (łoś to czuje życie, nie?) za mało albo za dużo, zerknij sobie na listę marzeń, dużo tam pozycji odhaczyłeś/łaś? Ale miałeś/miałaś potencjał.

 

Nie, to jest czarnowidztwo. Ten szorcik jest o ocenie, ale takiej zewnętrznej. Problem w tym, że chyba sami wyczarowujemy sobie takiego wewnętrznego oceniacza. Spinę.

“W głowie się nie mieści II”. Jestem dobry/dobra. Może się potykam, ale cieszę się z tego, że idę. Wiem, że błądzę, i co z tego? Jestem sobą. Czasem ktoś poda mi rękę, ale nie jest lustrem, bo nie potrzebuję lustra.

Myślę, że warto choć spróbować pobyć w Australii, tej nie dosłownej. Nawet, jeśli okaże się, że to nie ten kontynent. Może właśnie tak miało być, to mieliśmy odkryć.

Uciekam, zanim w uwagach Tarniny o domorosłej psychologii znajdę przytyk do siebie, żebym się przymknął i nie pisał o czymś, o czym nie mam pojęcia :) Mi wystarczy do furgonetki ciuchy spakować i fru do Australii, nie ślęczeć na forum. I kartkę z Australii wyślę, bo moja tak daleko nie jest.

 

 

Koalo, ciekawy szorcik, trochę wywrotowy sądząc po komentarzach, ale od serca pisany. Widzę inne wersje przycisku:

ZASADŹ DRZEWO

WYBUDUJ DOM

WYCHOWAJ DZIECKO

 

Oraz stosowne komentarze o tym, że nie wyszło, ale czuć potencjał.

 

tylko czasem mam ochotę rzucić wszystko i zwiać do Australii

Tarnino, zmień tam dwie literki, a staniesz się niszczącą siłą, która najpierw rzuca wszystkim – samochodami, domami, drzewami, a potem zwiewa to wszystko w kierunku Australii. Rozkoszna wizja.

Ale wiesz, Australia jest tylko miejscem. Nie musisz się przemieszczać tak daleko. Emisje dwutlenku węgla towarzyszące podróży, efekt cieplarniany i takie tam. Nie chodzi czasem o to, by znaleźć miejsce dla myśli?

Nie wiem w sumie, czy na tym etapie mogę je jeszcze wprowadzić. Mogę?

Moje mizerne doświadczenie mówi, że poprawki interpunkcji i gramatyki są w dobrym tonie, a Jury nie urywa za nie głowy. W końcu wszyscy chcą czytać zgrabniejsze opowiadania. Jeśli zdarzy się poważniejsza zmiana fabuły, to ja zwykle czekam z nią do zakończenia konkursu.

Poza tym abominacja będzie drażnić wszystkich i będziesz ją miała w co drugim komentarzu laugh Tej szkarady pozbyłbym się błyskawicznie, na moją odpowiedzialność. Jak Cię za taką poprawkę będą chcieli zdyskwalifikować, to niech mnie wywalą. Geralt szepnął mi na ucho, że potworki trzeba likwidować szybko, zanim urosną lub się rozmnożą.

Oświecony jest jak Buka. Buka wzbudza emocje nawet przed wyjaśnieniem jej historii. Nie muszę robić wiwisekcji Oświeconego, żeby zaakceptować jego atrybuty i rolę w historii. To oczywiście subiektywne odczucie. Ja łatwo wczuwam się w historie i akceptuję niepełną wiedzę o świecie.

Cezary,

Technicznie nie ma też zakazu głosowania na własny tekst, aczkolwiek byłoby to w wyjątkowo złym tonie ;]

To w diabelskim konkursie Skrytego będzie się działo, oj będzie laugh

… wut :D

Dobrze. Komentarz autorski do dwóch części mojego wpisu:

1 (refleksja) Czasem coś, wymyślonego dla zabawy przez twórcę, który wcale nie spodziewał się popularności, urasta w świadomości czytelników/widzów do rangi czegoś bardzo ważnego, a nawet staje się zabawnym i wybaczalnym natręctwem, zajmującym irracjonalnie dużo miejsca w myślach*

2 (komplement) Oczywisty, tego Ci nie będę tłumaczył, bo zaprzeczyłbym komplementowi

 

 

* żartobliwe, nie każ mi rozpisywać także tego i nie sięgaj do lusterka, nie, nie masz prawdziwych natręctw, przynajmniej tych widocznych na forum**

 

** potencjalnie uszczypliwe, ale w granicach Twojej dotychczasowej tolerancji.

 

Uff, dążenie do przejrzystości komunikacji jest wyczerpujące.

W Dąbrówce nad Pszczyną XD

Tarnino, to tak urocze, że musimy poprosić JolkęK o daleko idące zmiany w tekstach źródłowych.

Vactera zdecydowanie powinna imitować HollyHell (nie obraźcie się za uszczypliwość, nie mogłem się powstrzymać)

Bardzie Jaskrze – jako użyszkodnik potwierdzam wykonanie zadania, choć Tarnina musiała Cię wyręczyć w dodatkowym punkcie. A oficjalnie to Cezary podniesie kciuk.

Ech, jak już wrzyci… przepraszam wrzuciłem e-pita, to mogę coś napisać na forum. Kamień z serca. Jednak czasem rozumiem przemożną potrzebę stosowania Tardis.

Teraz to się dopiero zacznie wolna amerykanka

 

Lenny powiedział, żeby od wolnych Amerykanek trzymać się z daleka:

https://www.youtube.com/watch?v=UzWHE32IxUc

 

Tarnino,

Motyw Tardis przejawia się w około 10% Twoich wpisów. Twórca Tardis byłby zachwycony, że zawładnął 10% myśli tak inteligentnej osoby laugh

beecki

 

Przyśpieszenie zauważyli też inni czytelnicy. Był to mniej więcej ten moment, kiedy zauważyłem, jaką objętość ma już opowiadanie, a jednocześnie zdałem sobie sprawę, że dla przekonującego zbudowania historii trzeba zamknąć większość wątków.

 

Długo się nad tym zastanawiałem i wybrałem właśnie taki wariant, zamiast odchudzać wcześniejsze fragmenty. Założyłem, że większość czytelników usadowiła się już na tyle wygodnie, że się nie pogubią. I może wybaczą ten ryzykowny manewr blush Mniej więcej w tym miejscu, które zauważyłeś zaczyna się też dążenie do sedna, skupienie jedynie na najważniejszych wątkach, takie obieranie opowiadania do szkieletu fabularnego.

A być może obawiałem się, że jeśli będę tak jednostajnie lał smołę, to czytelnicy w niej utoną?

 

Powinniśmy dziękować Bogu, że ludzie-ogry jeszcze nie zdecydowali się uderzyć. Czy nie lepiej zaplanować obronę?

Bardzo trafnie wyczułeś miejsce, w którym też się wahałem. Oryginały są średniowieczne, ale trudno w nich odnaleźć odniesienia do Boga, być może ze względu na brutalność. Mogłem zasugerować pochodzenie pogańskie rdzenia baśni (niektórzy piszą, że jest to region Bałtyku, być może sprzed chrystianizacji) i zastosować liczbę mnogą (bogom). Taki manewr jest ryzykowny, bo powołałabym się na jedną z wielu teorii. W dodatku częściej można spotkać zapiski o włoskiej wersji opowieści, a przecież te tereny uległy wpływom chrześcijaństwa bardzo wcześnie, zanim powstała baśń.

Czytając Twój komentarz mam pomysł, jak to bezpiecznie zmienić: opatrzności. Opatrzność w domyśle jest boska, ale tak nie razi i nie odwołuje się do konkretnego boga/Boga.

 

Jeszcze raz dzięki za miłą wizytę i dokładne wczytanie się w opowiadanie!

Samochód zatrzymał się. Agnes wysiadła z pojazdu, trzaskając za sobą odrapanymi drzwiami starego forda.

Czynności wysiadania i trzaśnięcia nie są jednoczesne. Wysiadła i trzasnęła.

 

Żwir pokrywający podjazd zachrzęścił pod jej butami. Wokół niej panowała cisza. Wiatr świszczał pomiędzy domami, podrywając z ulicy złote liście.

Jeśli panowała cisza, to nie świszczał wiatr.

 

z białych desek budynków powoli odchodziła farba.

Brzmi, jakby siedzieli tam wiele dni i obserwowali, jak farba odchodzi

 

Pewnym ruchem zarzuciła na ramiona sztruksową marynarkę i odwróciła się do chłopaka za nią.

Pewne informacje wydają się zbędne – skoro się odwróciła, to pewnie stał za nią.

 

To tylko pierwszy akapit. W kolejnych jest sporo podobnych poprawek.

 

Wrażenia ogólne są mimo tego pozytywne. Historia ma swój mroczny klimat. Opisy są dosłownie krwiste, historia dość przewidywalna, ale sugestywnie opisana. Budowanie nastroju jest jedną z zalet opowiadania. Fabuła jest poprawnie skonstruowana i utrzymana w gatunku horroru.

 

Największą wadą jest brak innowacyjności. Czyli dobrze opisane, ale mało odkrywcze. Podobnych historii są tysiące. Warto jest dawać światu coś nowego. Jeśli jest tu powiew świeżości, to jest nim główna zagadka opowiadania, ale z nią miałem problem. Dlaczego Gabriel wcielił się w inną dziewczynkę? Dlaczego tak ważne było odnalezienie go i dlaczego główna bohaterka powinna być z tego dumna? Rozwiązała zagadkę i co z tego wynika?

 

Jeśli to opowiadanie jest wprawką przed kolejnymi, lepszymi – jest dobrze! Widać, że potrafisz pisać, a z warsztatem można powalczyć.

Jeśli jest to opowiadanie docelowe, osiągnięcie – to popracowałbym nad nadaniem oryginalności fabule.

Przedzierali się przez mgłę. Wszechogarniającą, białą jak mleko, osiadającą na skórze i włosach, wlewającą się pod ubrania. Rozglądali się niepewnie, jakby sprawdzali, czy nie dotyka ich jakiś bezkształtny stwór, który po kryjomu bada ich ciała. A może nawet zaglądał do myśli, kiedy wilgotne smugi wciskały się do uszu i muskały powieki? Mgła tłumiła odgłosy kroków, zabierała im słowa. Nieustępliwa, choć wiotka.

W końcu trafili na mur. Gigantyczną, czarną ścianę, której szczyt tonął we mgle. Tutaj po raz pierwszy usłyszeli dźwięki: echo uderzeń setek młotów. Nie widzieli tych, którzy uderzali, ale mur drżał. Jakby odgłos był zaklęty w strukturze materiału. Im dłużej stali u podnóża muru, tym częściej się im wydawało, że słyszą również oddechy ludzi: na początku pełne werwy, potem nabierające rutyny, w końcu słabnące z wyczerpania

Zaczęli iść wzdłuż ściany, lecz nie znaleźli jej kresu. A kiedy mgła zaczęła ciemnieć i przeistaczać się w noc, usłyszeli głos, wołający zza muru. Ich serca, nienawykłe do wzruszeń, powoli ulegały pieśni. Była w niej tęsknota za miłością, potrzeba odkrycia i uwolnienia. Samotność i rozpacz.

– To co teraz zrhobimy? – powiedział w końcu jeden z nich i owinął się czarnym płaszczem.

– Jak to, co, trzeba rozbić! – Drugi pogładził brodę – Złoty baran jest na pewno po drugiej stronie.

– Ale czym? Przecież nie mamy młota! – odezwał się trzeci.

– Ty masz!

– Niby gdzie?

– Nie powiem, bo dzieci czytają!

Idaho, w desperackich przypadkach można zapraszać do betowania. Ja np. na forum wpadam na chwilkę i wypadam, ale kiedy wisi imienne zaproszenie do betowania, to w miarę skromnych możliwości staram się pomóc.

Cezary,

 

Dziękuję za przeczytanie, i za budujący komentarz. Sam komentarz skłonił mnie do zastanowienia, jak dużo jest w tym opowiadaniu klisz, i czy, ponieważ większość scen już kiedyś ktoś wymyślił, pisanie nie jest tylko umiejętnym ich wykorzystaniem. W szczególności, że zabrałem się za bardzo stary motyw, który kultura zdążyła przetrawić i wypluć dziesiątki razy.

Zawieszony między życiem i śmiercią imperator jest pewnie jednym z obrazów, których ciężko się pozbyć z głowy, więc coś w tym jest :)

Równocześnie myślałem o tym, co musiał czuć główny bohater, kiedy oglądał ojca w tym stanie. Ojciec chciał go zabić, ale równocześnie jego gniew był głosem sprzeciwu wobec tego, co działo się między królową a królewiczem. Ten jedyny głos został stłamszony. Królewicz pozwolił się później zdominować królewnie, więc koszmar przeszłości musiał go dręczyć podwójnie.

 

A co do spodziewanego humoru – w tym opowiadaniu zaliczyłem back to black, ale humor kiedyś powróci :)

Dużo miłości, ale trudno, niech będzie, skoro taki mamy element fantastyczny.

Ja się wzruszyłem na końcu. Ckliwe, ale ładne. A jak coś wzrusza, to i kliknąć warto.

Albo delikatna sugestia, że to, co piszesz, nie musi być perfekcyjne, żeby ktoś się tym zainteresował :D

Albo kumpelski kop w … żebyś publikowała XD

 

Ten Cezary to jest spryciarz, temat prowokuje do interakcji imitator-autor, ale szkoda, że tak mało chętnych.

Jak złapię wenę (nie powiem, za co złapię) to jeszcze spróbuję z innym autorem.

 

Czy Grecy to krasnoludy??? surprise

Greka może udawać każdy. Krasnolud też laugh

 

A teraz na serio: krasnoludy (określanie jako pygmaĩos „mały jak pięść”) stanowią element greckiej mitologii. Myślicie, że kto miał cierpliwość wykuwać te zębatki w dysku? :D

 

Nawet Herkules miał z nimi do czynienia – próbowały go związać, kiedy spał. Czy nie brzmi to znajomo? Tak, zgadza się, liliputów wcale nie wymyślono w czasach nowożytnych.

Czy mitologia germańska zapożyczyła wizerunek krasnoluda z greckiej, chyba do końca nie wiadomo.

 

https://academic.oup.com/book/47051

https://oxfordre.com/classics/display/10.1093/acrefore/9780199381135.001.0001/acrefore-9780199381135-e-5447

 

 

Pierwszy wiek naszej ery – posążek

Więc Ci niczego siłą dawać nie będę :)

Ależ mi dałeś, Jimie, dobrą zabawę przy czytaniu. To mi wystarczy. Poza tym, gdybym zabrał marchewkę, to odebrałbym motywację kolejnym komentatorom.

 

Więc jasno: Jim ma jeszcze książkę! I może ją wysłać! Szukajcie cytatów, ludziska, i czytajcie!

Jimie, proszę bardzo:

 

Rudy się żeni (Big Cyc) Dziś zadzwonił do mnie kumpel i melduje

Whisky(Dżem) Miałem już na oku hacjendę, wspaniałą, ale żadna z pięknych dam, nie chciała zamieszkać tam

Uśmiechnij się (Kalina Jędrusik) Nim powiesz pierwsze zdanie. Nim rękę mi podasz. Nim ukłon mi oddasz.

To nie był film (Myslovitz) Chciałbym sobie postrzelać, wiesz, do dziewczyn na ulicy, w biały dzień, nie do zwykłych dziewczyn, ale do tych najpiękniejszych.

Jeżeli miłość jest (Agnieszka Osiecka) Za krajów nędzę i smutek. Na okazałość państw. Policję. Kłamstwo i nudę. Potęgę małych draństw. Na nocny serca ból. Że człowiek żył jak pies

 

I dodatkowo Grób Agamemnona – (Juliusz Słowacki) Tak więc to los mój, siedzieć i szukać smutków błahych, wiotkich, kruchych.

 

To teraz odnośnie opowiadania:

 

– Ogrom włożonej pracy. Chylę czoła. Połączenie tych wszystkich cytatów i odniesień, ustawienie w odpowiedniej kolejności, dopasowanie do fabuły.

– Związany z tym eksperyment artystyczny – lubię i doceniam eksperymenty. Dlatego powyżej wciągnąłem się w zabawę – jeśli ktoś wykonał wysiłek, by włożyć te wszystkie cytaty, ja mogę wykonać wysiłek, by je odnaleźć.

– Angażowanie czytelnika – patrz powyżej

 

Fabuła ma tutaj rolę drugoplanową, ale jako się klei :D Element fantastyczny jest. Twist fabularny też. Wszystkie elementy konstrukcyjne dobrego opowiadania zachowane.

 

Na konwentach i tak nie bywałem, ale teraz będę je omijał szerokim łukiem, nawet jeśli kiedyś napiszę bestseller, albo zwłaszcza wtedy laugh

 

Tylko błagam, nic mi nie wysyłaj. Ja z paczkomatów odbieram wkręty, śrubki, ostrza do struga, zaworki, takie rzeczy, nie książki. Wbrew pozorom, to one są mi potrzebne do pisania, żeby wytworzyć pustkę w myślach ;)

Finklo,

 

ona próbuje pozbyć się obcych genetycznie dzieci, żeby zwiększyć swoje szanse na przeżycie.

Masz absolutną rację: pod względem genetyki eliminacja bękartów jest zbliżona do eliminacji dzieci z poprzedniego związku.

Różnice wystąpią dopiero w postrzeganiu obu sytuacji i społecznej akceptacji, czyli naszej cywilizacyjnej “nakładce” na proces wymiany genów.

Ciekawe jest to, że genetykę intuicyjnie pojmowaną można odnaleźć w wielu baśniach i legendach. Są nawet tacy, którzy modną ostatnio epigenetykę znajdują w zapisach Biblii.

Ślimaku Zagłady,

 

Naprawdę świetne i merytoryczne sugestie. Cieszę się bardzo, że w komentarzu wyciągasz wiele wątków, o których myślałem podczas pisania, ale nie wszystkie dałem radę uwypuklić w tekście.

Istotnie, Królewna buduje dyktaturę, a los wróżek jest dość dramatyczny. Pozwoliły się wciągnąć w rozgrywkę między królewną a ósmą wróżką – to nawiązanie do utrwalonego w popkulturze wizerunku ósmej wróżki jako tej “złej”, a nawet diabelskiej. Walka ze złem wskazanym zewnętrznie jest sytuacją, w której łatwo jest zapomnieć o wytycznych własnego sumienia. Bezradność wróżek i trudność z wycofaniem się w odpowiednim momencie jest metaforą zachowań ludzkich w państwie totalitarnym i jest to jak najbardziej zamierzony efekt. W dodatku wróżki są przyzwyczajone do spełniania życzeń, a ta ósma, która odważyła się postępować inaczej, żyje na marginesie ich społeczności (celowo przeniosłem ją z oryginalnej wieży do chaty w lesie).

Cud, że przy tak ściśniętych przez limit opisach zdołałeś to zauważyć!

Również rozważania pochodzenia samego zła królewny są ciekawe, bliskie zamierzeniom dla których powstało opowiadanie i myślę, że wiele wniosłaby również wersja, w której królewna nie ukłuła się wrzecionem. W przedstawionej wersji mamy w dalszym ciągu dramatyczne wydarzenie, które burzy jej świat. Być może gdyby się nie zdarzyło, pozostałaby jedynie niedojrzałą emocjonalnie, ale stosunkowo mało szkodliwą władczynią. Szaleństwo siódmej wróżki można interpretować jako narastające poczucie winy – nie tylko za śmierć ósmej wróżki i bezradność, ale za przyczynienie się do tego, kim stała się królewna.

 

Trafne i przemyślane poprawki językowe, zgadzam się i wprowadzam. Jestem pełen podziwu dla dbałości o szczegóły. Moim żywiołem jest chaos, ale do komentarzy zawsze podchodzę zadaniowo, ponieważ widzę, jak szybko rozwija to zarówno warsztat, jak i wyobraźnię – trzeba zrozumieć wykreowane przez innych światy. Miło jest startować w konkursie, w którym można podać sobie ręce, zamiast rozpychać się łokciami.

Aż się prosi, żeby się jakiś znawca tematu wtrącił – bo przecież motyw kanibalizmu dzieci w średniowiecznych baśniach występuje, i chciałbym się dowiedzieć, czy Jaś i Małgosia mają wspólne źródło ze Śpiącą Królewną. Pewne elementy wspólne są – jest przechytrzenie “ogra”, ale jest też sporo różnic. W żadnej wersji JiM (Jimie, nie chodzi o Ciebie XD) Jaś i Małgosia nie są bękartami i owocem zdrady małżeńskiej.

 

Goldberg, Christine (2000). "Gretel's Duck: The Escape from the Ogre in AaTh 327". Fabula. 41 (1–2): 42–51

hmmm. Nie przekonało mnie

Po tych wszystkich wysiłkach technicznych z zakresu inżynierii lądowej? No tak, kobiecie trzeba przemówić do serca laugh

Kto by pomyślał, że ktoś to jeszcze odkopie…

Bo reszta Twoich tekstów jest ładna, ale im nowsze i lepiej napisane, tym bardziej przezroczyste. A w tym można szukać cienia Autorki. Jeśli ktoś lubi ryzyko oczywiście XD

Przecież to jest moja ulubiona bohaterka Irtil z łopatą w ręku!

(to żeby zdusić w zarodku inne skojarzenia)

Nowa Fantastyka