
:)
Dzięki, nad tą trójca jeszcze pomyślę, bo to mi trochę dziwnie wygląda, ale chyba tak to powinno być zapisane.
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
To jest nazwa własna – tak, jak, opisując jakąś szczególną wieżę, piszesz dużą literą “Wieża” bo to jest ta specjalna, szczególna wieża, ważna w Twoim świecie, i wszyscy wiedzą, że chodzi Ci o tę właśnie.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Rozmyślania o zapisie trójcy wynikają z fabuły opowiadania. Ale napiszę z dużej (najwyżej mnie poprawisz, jak by Ci się zdarzyło przeczytać).
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
A TARDIS dostanę?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
A po co Ci TARDIS, masz wyobraźnie, to przecież o wiele lepsze ;-)
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Drodzy moi, jak odmienić tę cholerę “city break”?
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
To rzeczownik dwuczłonowy o elementach znaczeniowo nierównorzędnych (i odwróconym szyku), więc wyraz podrzędny (“city”) nie podlega odmianie: city break, nie ma city breaku, zawdzięczam tę przygodę city breakowi, planuję city break, zmęczyłem się city breakiem, odpoczywam po city breaku, o, city breaku!
Poza tym “wypad do miasta” brzmi ładniej i odmienia się łatwiej (chociaż przyznaję, że mogą być subtelne różnice znaczeniowe).
Dzięki Ślimaku. No właśnie chodzi o oferty biur, a tu wypad nie zagra.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
A po co Ci TARDIS, masz wyobraźnie, to przecież o wiele lepsze ;-)
Chyba już nie mam.
Drodzy moi, jak odmienić tę cholerę “city break”?
Nie odmieniać. Wypalić żelazem i siarką.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ostatnio znalazłem pikap. Może za niedługo będzie “sitybrejk”, analogicznie do dżojstika (kijka zabawowego).
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Potrzebuję przetłumaczyć słowo “Flapper” na polski, ale zachowując odcień znaczeniowy z tamtych czasów. U nas przyjęło się “Chłopczyca” z francuskiego “Garçonne”, co się odnosi głównie do fryzury.
Po angielsku (amerykańsku) słowo to oznacza pewną nieporządność i luz. Wywodzi się z dźwięku wydawanego przez niedopięte kalosze (wtedy kalosze się nakładało na buty). Ktoś ma jakiś pomysł?
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Podlotek, nowoczesna panna/panienka, maskulinistka? :)
Pecunia non olet
A może zadziora, laska, luziara, wariatka?
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Dobre, Ambush; idąc dalej tym tropem...
pomylona, świruska, obłąkana, furiatka, szalona, postrzelona, pyskata, idiotka, imbecylka, psychiczna, paranoiczka, niezrównoważona, kretynka, ksantypa, szczekaczka, maniaczka, narwana, fiksatka, stuknięta, debilka, psycholka, opętana, nienormalna...
Pecunia non olet
Sufrażystka polityczna. Nie wiem, czy flapper w ogóle ma sensowny odpowiednik...
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Bardzo Wam dziękuję, coś z tego wymyślę. Jednak przychylam się do opinii Tarniny, będzie trzeba jeździć naokoło.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Nie wiem, co jest nie w porządku z “chłopczycą”, wydaje mi się najbliższym odpowiednikiem semantycznym i nigdy nie kojarzyłem jej wyłącznie z fryzurą.
Używano słówka “karampuk”, ale to chyba bardziej lata siedemdziesiąte, poza tym nie jestem pewien, na ile powszechnie.
Ostatecznie można omówieniem “taka Zuta Młodziakówna”, Gombrowicz pisał o tym samym zjawisku, tylko trzeba liczyć na to, że odbiorca zna Ferdydurke.
Dla mnie chłopczyca nie ma tego cienia “nieporządności”, które zawiera słowo “flapper”. Słowa karampuk nie znam (choć słyszałem):
Karampuk to królik. Ale królik niezwykły! Urodził się w cylindrze – co w przypadku królików nie jest niczym dziwnym. Cylinder należał do znanego na całym świecie magika Miguela Campinello de la Vare Zapassasa, który akurat występował z rekwizytem na scenie.
Nie chciałbym podejrzewać czytelnika o znajomość Ferdydurke.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Nie chciałbym podejrzewać czytelnika o znajomość Ferdydurke.
Niestety, jest to lektura szkolna, a przynajmniej była.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ferdydurke nie było moją lekturą obowiązkową (przed wiekami), ale jedynie uzupełniającą (zaliczało pójście do teatru i napisanie o bitwie na gesty, bo palec nie mina). Teraz nie jest.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
… jestem stara...
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
U mnie ta lektura była obowiązkowa z racji profilu humanistycznego (jestem rocznik 1970). :)
A może po prostu określenie: “niegrzeczna (panienka)”? Albo jej synonim: ordynarna, bezceremonialna, nieprzyzwoita, zuchwała, nieokrzesana, trywialna, zbereźna, rynsztokowa, bez ogłady, tupeciarska/tupeciara, nieoględna, butna, harda, zhardziała, frywolna, sprośna, czupurna, niepokorna, rozpanoszona, rozwydrzona, rozpuszczona jak dziadowski bicz, tupeciara, wyszczekana, szelmowska, zgrywna, gorsząca, zepsuta, pełna tupetu, awanturnicza, protekcjonalna, rozrabiaka, zarozumiała, nadęta, nachalna, zdegenerowana... (???)
Pecunia non olet
No, to aż taka stara nie jestem XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Pecunia non olet
Radku, cóż, dla mnie flapperka jest chłopczycą lub kobietą wyzwoloną. Nie szukałabym innego słowa. Zelda Fitzgeralt i "Wielki Gatsby", Chanelka, chłopięca sylwetka, lufki i charleston. Czy było za tym coś więcej – tak. Automobile, trochę niewinnego poszerzenia sfery seksu, tańca i dostępu do uniwersytetów. W Polsce z wielu kobiet zrobiono ikony i stare, poczciwe cioteczki, np. z Orzeszkowej, Konopnickiej, Nałkowskiej i ciekawe, co zrobi się w obecnym roku z Szymborskiej.
Pisz jak chcesz, niech intuicja i doświadczenie Cię prowadzi! xd
Zamieszczę wiersz poetki, którą lubię (nie podejmuję się tłumaczenia, nie znalazłam i nie ośmielę się, no way , Dorothy Parker. Była krytyczna wobec flapperek i tak zareagowała:
The Flapper
The Playful flapper here we see,
The fairest of the fair.
She's not what Grandma used to be, --
You might say, au contraire.
Her girlish ways may make a stir,
Her manners cause a scene,
But there is no more harm in her
Than in a submarine.
She nightly knocks for many a goal
The usual dancing men.
Her speed is great, but her control
Is something else again.
All spotlights focus on her pranks.
All tongues her prowess herald.
For which she well may render thanks
To God and Scott Fitzgerald.
Her golden rule is plain enough -
Just get them young and treat them
Rough.
Nie jestem admiratorką tych strof, jak pewnie się domyślasz. XD
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Nie jestem admiratorką tych strof, jak pewnie się domyślasz. XD
Nie domyśliłem się, ale wiersz oddaje nastrój epoki IMHO.
Współcześnie (w dobie okrętów podwodnych przenoszących międzykontynentalne pociski balistyczne), to się śmiesznie czyta:
But there is no more harm in her
Than in a submarine.
Dla mnie wniosek pozostaje – opisać naokoło, ale szukałem bon-motu. Wielkie dzięki!
@bruce:
U mnie ta lektura była obowiązkowa z racji profilu humanistycznego
Miałem mat-fiz, więc j. polski – podstawowy. Oczywiście, jeśli czegoś nie uczyli ani nie było obowiązkowe, to wcale nie znaczy, że nie będzie na klasówce. Szkoła wyrabiała odruch czujności :-)
btw: jestem jeszcze starszy!
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Miałem mat-fiz, więc j. polski – podstawowy. Oczywiście, jeśli czegoś nie uczyli ani nie było obowiązkowe, to wcale nie znaczy, że nie będzie na klasówce. Szkoła wyrabiała odruch czujności :-)
btw: jestem jeszcze starszy!
Pecunia non olet
Cześć. Jestem nowy na portalu Nowa Fantastyka i piszę swoje pierwsze opowiadanie. Chciałem zapytać czy szort albo opowiadanie może mieć dwa wątki. Jeden to przygody bohatera w polskim mieście, drugi fragment dotyczy narady w jednym z państw zachodnich. Spotkałem się w internecie z informacją że opowiadanie najczęściej jest jednowątkowe. Z góry dziękuję za pomoc.
audaces fortuna iuvat
Może mieć, ale wątki muszą się jakoś ze sobą wiązać. Z drugiej strony, opowiadanie tym się różni od powieści, że jest w miarę krótkie – możesz nie mieć miejsca na dwa wątki. To też należy uwzględnić.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Feniksie103, jeśli oba wątki zgrabnie się łaczą i są istotne dla Twojej historii to, rzecz jasna, możesz napisać opowiadanie dwuwątkowe. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję za pomoc. Wątki łączą się i są istotne. Mam też pomysł aby naradę zamienić na rozmowę telefoniczną bohatera. Takie wyjście awaryjne. Muszę to jeszcze przemyśleć.
audaces fortuna iuvat
Nie ma sprawy. Myślenie ma przyszłość
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
“szło by ci lepiej” czy “szłoby ci lepiej”?
Partykuła “by” z formami osobowymi czasowników zawsze łącznie.
Bo wtedy jest cechą trybu przypuszczającego.
https://poradnia-jezykowa.uni.lodz.pl/faq/pisownia-czastki-by-bym-bys-bysmy-byscie/
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dzięki!
Dorzucę jeszcze formy rozdzielne:
Pisownia-rozdzielna-czastek-bym-bys-by-bysmy-byscie
Dodam na boku, że szłoby słabo brzmi w sensie, ponieważ jest w sensie trwania i prosiłoby nie o czynność dokończoną np, poszłoby, bądź w trybie przypuszczającym (nie pewności) “by szło lepiej”.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
No, może być na przykład: pisanie szłoby ci lepiej, gdybyś się tak nie denerwowała. Wtedy jest niedokonane.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
W lokalnym folklorze osady z mojego tekstu istnieje postać czarownicy zwana Wiedźmą z Wilczej Doliny. Czy będzie OK, jeśli w tekście będę nazywała ją skrótowo po prostu Wiedźmą (z dużej litery)?
IMO, tak. Zbyszko z Bogdańca może być Zbyszkiem. A że pierwszy człon nazwy nie jest imieniem – bywa i tak...
Babska logika rządzi!
Dziękuję, Finklo, Właśnie dlatego zapytałam, bo “wiedźma” nie jest imieniem, co najwyżej przydomkiem.
Ja też nie widzę przeszkód – jeżeli przydomek zawsze piszesz dużą literą, to w wersji skróconej też będziesz.
ETA: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Pisownia-przezwisk-i-ksywek-oraz-tzw-czulych-slowek;22920.html
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ot, taka drobna zagwozdka:
...odłączyła się od stada i zapuściła [się] do lasu...
Czy to drugie “się” w nawiasie kwadratowym można wyciąć?
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Można. Czemu od stadu?
Babska logika rządzi!
Może stado identyfikowało się jako niebinarne? ;) I popieram Finklę a propos wycięcia.
Known some call is air am
Czemu od stadu?
Literówka. Śpiący byłem.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Pytanie o feminatyw w klimacie Starożytnego Rzymu.
robotnik – robotnica
niewolnik – niewolnica
wyzwoleniec – ???
Ktoś ma jakiś pomysł ocierający się o poprawność językową z niewielką tylko dozą dziwności?
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Wyzwolenica
Klaudia Akte – wyzwolenica i od 55 kochanka cesarza Nerona. Jej miejsce zajęła Poppea Sabina.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Przyznam, że nie mam wielkiego przekonania co do tej formy. Nie istnieją słowa “jenica”, “szalenica”, “odmienica”, “wykolejenica”, “poturczenica” itp. Inna rzecz, że raczej nie da się znaleźć czegokolwiek lepszego. A jeszcze inna, że wyzwalanie kobiet było w starożytnym Rzymie rzadkim zjawiskiem, bo i tak pozostawały potem pod kuratelą mężczyzny. Już chyba najprędzej wówczas, gdy ktoś się uparł na małżeństwo z miłości z niewolnicą, a jej właściciel chciał mu pójść na rękę.
EDYCJA: albo wspólnie wyzwalano parę małżeńską, i to pewnie było najczęstsze... Jeżeli czyta to któryś z naszych specjalistów od historii antycznej, to chętnie poznam jego zdanie, aby nie musieć zgadywać.
Sienkiewicz pisze “wyzwolenica”, ale spytaj ninedin.
Nie istnieją słowa “jenica”, “szalenica”, “odmienica”, “wykolejenica”, “poturczenica”
Nie, ale nie wszystkie formy stosują się do wszystkich słów. Wiesz, problem ławeczki, którą obszedłeś dookoła, i teraz jest przez Ciebie... obejsznięta?
Już chyba najprędzej wówczas, gdy ktoś się uparł na małżeństwo z miłości z niewolnicą, a jej właściciel chciał mu pójść na rękę.
A nie prościej byłoby ją wykupić, wyzwolić i potem się ożenić?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Wiesz, problem ławeczki, którą obszedłeś dookoła
To po prostu czasownik nieprzechodni, a tutaj nie widzę powodu do wielkiego zadowolenia z feminatywum, jeżeli nie da się go zastosować przez analogię do wszystkich rzeczowników osobowych o danej końcówce.
A nie prościej byłoby ją wykupić, wyzwolić i potem się ożenić?
Pewnie tak. Kombinowałem pod kątem sytuacji, w której będzie miała opiekuna prawnego innego niż osoba wyzwalająca. Swoją drogą ciekaw jestem, jak wyglądało wyzwalanie kobiet (lub nieletnich) w testamencie – czy testator był zobowiązany wskazać przyszłego opiekuna? I czy potrzebna była wówczas kontrasygnata wskazanego?
Swoją drogą ciekaw jestem, jak wyglądało wyzwalanie kobiet (lub nieletnich) w testamencie – czy testator był zobowiązany wskazać przyszłego opiekuna?
Zgodnie z moją wiedzą, to kobieta w Starożytnym Rzymie wskazywała swojego opiekuna prawnego, jeśli musiała.
...kobiety miały obowiązek prawny nominowania krewnego płci męskiej do roli reprezentanta ich interesów (Tutela mulierum perpetua). Jedynymi wyjątkami od tej reguły były kobiety, które urodziły trójkę dzieci (od mniej więcej 17 roku p.n.e.), kobiety wyzwolone z czwórką dzieci oraz westalki.
Źródło:
https://www.worldhistory.org/trans/pl/2-659/rola-kobiet-w-starozytnym-rzymie/
Zgaduję, że wskazany tej roboty wziąć nie musiał, chyba że musiał (mąż, spadkobierca męża).
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
tutaj nie widzę powodu do wielkiego zadowolenia z feminatywum, jeżeli nie da się go zastosować przez analogię do wszystkich rzeczowników osobowych o danej końcówce.
Czemu zaraz wszystkich?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Powiedzmy, że przynajmniej znacznej większości. Wydaje mi się, że nowo wprowadzane wzorce derywacji powinny być możliwie regularne, aby zachować postulat użyteczności języka. Oczywiście to nie jakaś obiektywna prawda, tylko moje zdanie, nawet nie bardzo przemyślane.
Wydaje mi się, że nowo wprowadzane wzorce derywacji powinny być możliwie regularne, aby zachować postulat użyteczności języka.
Hmm. Nie zgłębiałam tego, ale język rozwija się historycznie – wzorce wychodzą i wchodzą do użytku stopniowo. Poza tym nie rozumiem, jak kilka równorzędnych wzorców miałoby czynić język nieużytecznym. Ta praca: https://czasopisma.uni.lodz.pl/linguistica/article/view/20445/20022 wymienia pięć wzorców tworzenia feminatywów i akurat tego, który omawiamy, w niej nie ma. Za to bardzo mi się podoba trzeźwe podsumowanie:
Znacznie trudniejszym zadaniem jest uświadomienie, zarówno zwolennikom, jak i przeciwnikom nazw żeńskich, przeceniania przez nich roli języka w walce o równouprawnienie oraz przekonanie ich, że o wartości kobiety, jej pracy, wykształcenia i umiejętności nie powinno decydować nazewnictwo, które wobec niej zastosujemy.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Jak nazwać takie coś, ale wykonane przez człowieka.
X obnażył kły i syknął/fuknął/prychnął?
“Syknął” chyba najbliżej.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tylko tam nie ma tego ssss z niemal zaciśniętymi zębami, tylko szeroko otwarta paszcza. Chyba nie ma odpowiedniego słowa w polskim na takie coś, ale jak sprawdzałem koty fuczą (czy fukają?), tylko “fukać” raczej znaczy ochrzaniać kogoś i pewnie będzie niezrozumiałe.
Ale “prychnął” jeszcze gorsze... “Warknął” się nie nadaje... nie wiem.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Poza tym nie rozumiem, jak kilka równorzędnych wzorców miałoby czynić język nieużytecznym.
Może trochę zmąciłem argumentację. Mam na myśli, że jeżeli wprowadzi się sztucznie kilka nowych wzorców feminizacji dla tej samej męskiej końcówki, to prawie żaden użytkownik języka nie będzie umiał lub chciał tego przyswoić. Gdyby przykładowo nazwy osobowe na -acz nie miały utartej formy żeńskiej, to byłoby bardzo niewygodnie zapamiętywać nagle, że tłumacz – tłumaczka, ale palacz – palaczyni, a w ogóle to tułacz – tułówka.
Za to bardzo mi się podoba trzeźwe podsumowanie
Mnie też! Kiedyś czytałem, że w języku arabskim feminatywa są w pełni naturalne i tworzy się je jedną regularną metodą dla niemal wszystkich rzeczowników osobowych, a na równouprawnienie jakoś im nie pomaga...
Tylko tam nie ma tego ssss z niemal zaciśniętymi zębami, tylko szeroko otwarta paszcza.
Dla mnie to jest prychnięcie, ale że typowo denotuje pogardę, to z uściśleniem “prychnął złowieszczo”. To może jednak bardzo zależeć od indywidualnego wyczucia językowego.
Mam na myśli, że jeżeli wprowadzi się sztucznie kilka nowych wzorców feminizacji dla tej samej męskiej końcówki, to prawie żaden użytkownik języka nie będzie umiał lub chciał tego przyswoić.
Oczywiście! Ale jeśli one już istnieją, to inna rozmowa ;)
Kiedyś czytałem, że w języku arabskim feminatywa są w pełni naturalne i tworzy się je jedną regularną metodą dla niemal wszystkich rzeczowników osobowych, a na równouprawnienie jakoś im nie pomaga...
W farsi nie ma w ogóle rodzajów, a Iran jakoś nie przoduje w równouprawnieniu.
Dla mnie to jest prychnięcie, ale że typowo denotuje pogardę, to z uściśleniem “prychnął złowieszczo”.
Hmmm... może.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
@Zanais:
O prychaniu: słownik PWN dopuszcza stosowanie na ludziach i urządzeniach mechanicznych, a przynajmniej nie zabrania. Bym używał.
Wyszczerzył zęby – też jest OK (IMHO), bo kły nie bardzo. Jeśli ktoś akurat nie jest wampirem, to nie bardzo się kły rzucają w oczy.
EDIT: ten koci wyraz komunikacji ze zdjęcia nazywa się po ang. “hissing” i w założeniu symuluje syk węża. Służy odstraszaniu przeciwnika i oznacza lęk, nie agresję. Chyba należy przetłumaczyć jako “syknął”, choć znaczeniowo powinno być “wystraszył się”.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Po namyśle trochę się wycofam: istnieją przecież odbierane zupełnie naturalnie pary ulubieniec – ulubienica, oblubieniec – oblubienica, siostrzeniec – siostrzenica... Czyli przytoczone przeze mnie wcześniej przykłady to raczej wyraz ogólnej tendencji do niewykształcania feminatywów pejoratywnych niż jakiś problem z tym konkretnym wzorcem. Zresztą i rzeczownik szalenica jest parę razy poświadczony w źródłach, obecny w Słowniku warszawskim.
W farsi nie ma w ogóle rodzajów, a Iran jakoś nie przoduje w równouprawnieniu.
Rozmawiałem niedawno z uchodźcą stamtąd, który kategorycznie twierdził, że ten stosunek do kobiet to nie jest ich właściwa historycznie kultura, tylko katastrofalny efekt wpływów arabskich, ale nie wiem, co o tym sądzą iraniści.
Umysł mi się przegrzał. Bardzo proszę o pomoc z tymi zdaniami:
1. Jego ręce były kośćmi przyobleczonymi gnijącą skórą, która odłaziła całymi płatami, chyba tylko magicznie utrzymywywana przed oderwaniem.
2. Wszystko zbudowane z błyszczącej, błękitnej substancji, trochę jak lodowe landrynki.
Coś mi nie pasuje. W pierwszym chodzi o skórę bohatera, która jest jego, ale taka gnijąca, nie wiem, czy ten opis to obrazuje i czy jest poprawnie.
W drugim ta wstawka z landrynkami – czy to dobry zapis? Czy lepiej iść w „przypominającej lodowe landrynki”?
Nie jestem pewna, czy kości mogą być przyobleczone – przyobleka się raczej ubranie, a nie coś, co ma się na stałe. I jeśli skóra odłazi całymi płatami, to chyba już nie pokrywa kości?
IMO, lepiej brzmi z przypominającą.
Babska logika rządzi!
Dziękuję, Finklo. Dam przypominającą. :)
Z przyoblekaniem to widziałam, że ma też znaczenie „pokryć”, no ale właśnie coś mi tam nie brzmi... Bohater ma skórę na rękach taką gnijącą i ona by odpadła, gdyby nie używał magii. Pokryta średnio mi się komponuje, ale nie wiem, czym to zastąpić. Po wprowadzeniu z 50 poprawek, słabo myślę. XD
uchodźcą stamtąd, który kategorycznie twierdził, że ten stosunek do kobiet to nie jest ich właściwa historycznie kultura, tylko katastrofalny efekt wpływów arabskich
Nie twierdzę, że nie – wydaje mi się to wręcz prawdopodobne, ale nie znam się na tym i moje wydawanie nie może być przesłanką do żadnych wniosków.
Jego ręce były kośćmi przyobleczonymi gnijącą skórą, która odłaziła całymi płatami, chyba tylko magicznie utrzymywywana przed oderwaniem.
Sweet Lord. Przyobleczonymi w skórę. Magicznie chroniona przed oderwaniem. Całość można znacznie uprościć:
Jego ręce były kośćmi, na których chyba tylko magia utrzymywała ostatnie płaty gnijącej skóry.
Albo nawet bardziej, ale potrzebowałabym do tego kontekstu. Drugiego:
Wszystko zbudowane z błyszczącej, błękitnej substancji, trochę jak lodowe landrynki.
w ogóle nie podejmuję się poprawiać bez kontekstu, poza tym, że jest aliteracja i zbędny przecinek.
Co do przyoblekania: https://wsjp.pl/haslo/podglad/7077/przyoblekac to pierwotnym wydaje mi się znaczenie ubraniowe, więc może ostrożnie z tym.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tarnino, dziękuję ❤
Sama widzisz, że przestałam myśleć. XD Przyoblekanie porzuciłam.
Może:
Na kościstej ręce tylko magia utrzymywała płaty gnijącej skóry.
Nad drugim jeszcze pomyślę. :)
Nieźle
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Jego serce ścisnęły strach i wzruszenie, gdy zdał sobie sprawę, że trzyma w dłoniach to, co ma/miał najcenniejszego.
Ma czy miał? Wydaje mi się, że to pierwsze, ale pewności nie mam.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
IMO ma.
Babska logika rządzi!
To przecież zależy, czy odnosimy się do obecnego stanu posiadania bohatera, czy do jakiegoś wcześniejszego (wynikającego z kontekstu). Efektownego wyczynu w tym zakresie dokonał Zanais w piórkowym Spleciu: względnie klasyczna historia o oswobodzonej księżniczce...
Wkrótce okazało się, że księżniczka jest brzemienna → zapłodnił ją dzielny wybawiciel;
Wkrótce okazało się, że księżniczka była brzemienna → została zapłodniona w niewoli.
Ślimaku, ale tutaj “trzyma” jest w czasie teraźniejszym. Czy można teraz trzymać coś, co miało się kiedyś?
Babska logika rządzi!
Nie widzę przeszkód, może to na przykład dawno utracony znaczek z początków kolekcji, która kiedyś była mu oczkiem w głowie i jedyną treścią życia, ale od tego czasu zebrał dziesiątki cenniejszych, a potem założył szczęśliwą rodzinę i przestał się zajmować filatelistyką... W każdym razie nie znam argumentów językowych przeciwko takiemu rozwiązaniu, ale oczywiście mogę czegoś nie wiedzieć, może ktoś mnie oświeci.
Hmmm. Mnie chodzi o to, że jeśli trzymasz teraz i miałeś kiedyś, to znaczy, że masz nadal. Nieważne – miałeś cały czas, znalazłeś, odzyskałeś...
Tak, językowo może być “miałem”, ale logicznie mi się to nie klei. Co innego z ciążą – tu różne opcje są możliwe.
Babska logika rządzi!
Jeżeli to był najcenniejszy element dobytku bohatera w jakimś interesującym nas wcześniejszym momencie, ale w punkcie opowiadania historii ma on już cenniejsze rzeczy lub zmienił sąd o jego wartości, zdanie Zdał sobie sprawę, że trzyma w dłoniach to, co ma najcenniejszego byłoby fałszywe, natomiast w wersji z miał moim zdaniem prawdziwe. Przykład z mitologii klasycznej wyglądałby mniej więcej tak:
Zdał sobie sprawę, że trzyma w dłoniach to, co miał najcenniejszego. Świetnie zdobiony pierścień złożony w ofierze morzu powrócił w brzuchu podanej na obiad ryby. W dodatku król złamał ząb.
Tym bardziej napisałbym miał, gdyby bohater trzymał w dłoniach coś, co już do niego nie należy (może obecny właściciel proponuje mu podarek – może jest właśnie w trakcie obrabowywania skarbca?).
Cały kłopot wynika zresztą z tego, że w zdaniu podrzędnym dopełnieniowym przesuwa się następstwo czasów (i przecież taka konwencja służy właśnie temu, aby można było łatwo zaznaczyć jednoczesność lub niejednoczesność zdarzeń podanych w dopełnieniu). Historia jest opowiadana w czasie przeszłym i gdyby nie owo “że”, napisalibyśmy naturalnie “miał” jak Tetmajer:
Henryk powoli przytomniał – – – na rękach
miał swoją dawną, kochaną, straconą,
piękną Irenkę o tych samych wdziękach,
które mu duszę czyniły szaloną…
Aaaa, w tym sensie może być, masz rację.
Babska logika rządzi!
Pytanie z kategorii o formę: czy w dramacie antycznym, po ostatnim (piątym) epeisodionie musi nastąpić po nim stasimon, czy można przejść od razu do exodosa?
W zasadzie to stasimon powinen wystąpić zawsze po epeisodionie, ale w tym konkretnym wypadku nie mogę znaleźć konkretnego stwierdzenia, że nie można przed exodusem go pominąć (jako, że i tak zawiera w sobie zejściu chóru ze sceny).
Potrenuj interpunkcję, składnię i fleksję, rozwiązanie znajdzie się samo. No ale to musiała by chyba być gramatyka grecka. Zresztą nie wiem. Może ktoś znajdzie lepsze rozwiązanie problemu.
audaces fortuna iuvat
Co ma interpunkcja, składnia i fleksja do budowy dramatu antycznego?
Też byłbym ciekaw, jaki tu związek. A może to miała być subtelna sugestia, że pytanie pasowałoby lepiej do wątku z pomocą merytoryczną?
Co do postawionego problemu: o ile rozumiem się na dramacie antycznym, exodos to z definicji ustęp po ostatnim stasimonie aż do końca tekstu. Czyli proponowany przez Ciebie utwór byłby zapewne interpretowany jako zawierający cztery pary epeisodion-stasimon i długi exodos (nie ma żadnego wymogu formalnego, aby tych par było koniecznie pięć). Czasem zresztą można się spierać, czy dany fragment jest “prawdziwym” stasimonem, czy tylko wstawką chóralną w partii dramatycznej.
Wreszcie: stabilność całego systemu nie jest stuprocentowa, zwłaszcza w odniesieniu do co bardziej archaicznych utworów Ajschylosa (Persowie i Siedmiu przeciw Tebom nie mają prologu, a dopasowanie struktury dramatu antycznego do lirycznych Błagalnic jest w ogóle trochę naciągane).
Tyle od amatora, który trochę pamięta ze szkoły i trochę doczytał. Dla pewności możemy jeszcze poczekać na kogoś, kto zajmuje się twórczością starożytną profesjonalnie...
Zerknijcie no proszę na to zdanie:
[Syn] zacisnął powieki, by nie uronić łzy wzruszenia nad kruchością człowieka [ojca], który odkąd pamiętał, był dla niego wszystkim.
Czy jest dostatecznie jasne, kto pamiętał? Widziałem taką konstrukcję w paru tekstach, ale ilekroć to czytam, coś mi zgrzyta.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Dla mnie czytelne!
Bo “który” jawnie odnosi się do “człowieka”. Nie zgrzyta mi, ale może jestem dziwny.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
W porządku. Podmiotem jest ciągle syn.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dla mnie czytelne!
Bo “który” jawnie odnosi się do “człowieka”. Nie zgrzyta mi, ale może jestem dziwny.
A nie wychodzi, że to ojciec pamiętał, że był dla syna wszystkim?
BTW, fajna sygnaturka, Tarnino.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
A nie wychodzi, że to ojciec pamiętał, że był dla syna wszystkim?
Nie. Rozłóżmy zdanie:
[Syn] zacisnął powieki, by nie uronić łzy wzruszenia nad kruchością człowieka [ojca], który odkąd pamiętał, był dla niego wszystkim.
(Tak w ogóle – brakuje przecinka, więc go dodaję)
nadrzędne: [Syn] zacisnął powieki
podrzędne: by nie uronić łzy wzruszenia nad kruchością człowieka, który, odkąd pamiętał, był dla niego wszystkim.
Podrzędne też jest złożone:
nadrzędne podrzędnego: by nie uronić łzy wzruszenia nad kruchością człowieka
podrzędne podrzędnego: który, odkąd pamiętał, był dla niego wszystkim
Gdybyśmy to traktowali jako abstrakcyjne symbole, można by się pomylić. Ale tu wchodzi semantyka – syn jest podmiotem dla wszystkich orzeczeń poza "był".
Jeśli chcesz to jeszcze rozjaśnić, to można przestawić szyk:
[Syn] zacisnął powieki, by nie uronić łzy wzruszenia nad kruchością człowieka, który był dla niego wszystkim, odkąd pamiętał.
Albo przestawić imię syna (jeśli otoczenie na to pozwala):
Zacisnął powieki, by nie uronić łzy wzruszenia nad kruchością człowieka, który, odkąd [Syn] pamiętał, był dla niego wszystkim.
Albo to i to. Ale tak, jak jest, jest jasne.
BTW, dzięki :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dziękuję za wnikliwą analizę.
(Tak w ogóle – brakuje przecinka, więc go dodaję)
To ciekawe, bo w zdecydowanej większości przypadków użycia takiej konstrukcji zdaniowej, z którymi się zetknąłem, przecinka pomiędzy “który” a “odkąd” nie było. Wydaje mi się, że gdzieś czytałem o tym, że spójników nie powinno się wydzielać z obu stron przecinkami.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Spójników nie, ale “odkąd pamiętał” to wtrącenie. Da się przestawić chociażby.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Zasadniczo imiesłowowy równoważnik zdania, zwłaszcza rozwinięty, a także zdanie podrzędne, powinniśmy ujmować w przecinki (...), ale jeśli prowadziłoby to do wydzielenia przecinkami spójnika, rezygnujemy z przecinka, który miałby stanąć po nim
Źródło: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/nadmiar-przecinkow;8801.html
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
ale jeśli prowadziłoby to do wydzielenia przecinkami spójnika, rezygnujemy z przecinka, który miałby stanąć po nim (dlatego o jeden przecinek za dużo jest w zdaniu 2). Gdyby jednak zaimek miał być wydzielony przecinkami w taki sposób, nic nie szkodzi.
Który to jest zaimek, nie spójnik.
W podanym przez PWN przykładzie masz “co” oprzecinkowane z obu stron:
3. Wiedzą, co, aby wygrać, trzeba robić.
It's ok not to.
Który to jest zaimek, nie spójnik.
Faktycznie, my bad.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Ja tam nie wiem, ale dla mnie, Bolly, zależy od kontekstu. ;-) O ile – jak rozumiem – on jest synem, to człowiek niekoniecznie jest tożsamy z ojcem, czemu nie napiszesz wprost – “ojca”?
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Bo “ojca” mam w poprzednim zdaniu i chcę uniknąć powtórzenia.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
A, to chyba trzeba byłoby całość kilku zdań przemyśleć, albo powtórzyć. ;-)
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Statek wpływa ,,do przystani” czy ,,na przystań”?
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Jak dla m nie wpływa do portu, do zatoki, ale przybija do przystani.
A wypływa na morze;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Cóż, zdanie w tej chwili brzmi:
Po kontroli wpuścili ich do przystani.
Możliwe, że nie ma sensu :), ale nie chcę używać słowa ,,port”, bo ono kojarzy mi się z takim większym kompleksem, a tu chodzi o podkreślenie, że jest toto małe i prowizoryczne.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Może być, albo przepuścili – jeśli drogę zagradzały łodzie, łańcuch (jak w Konstantynopolu).
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Nieładnie to brzmi.
Może:
Po kontroli pozwolili im zacumować.
Po kontroli pozwolili im przycumować do pomostu.
Po kontroli pozwolili im przybić do pomostu.
Ewentualnie:
Po kontroli pozwolili im skorzystać z przystani.
Albo: wpłynąć do przystani.
O ile przystań nie była jakoś zagrodzona, raczej nie mogli ich do niej wpuścić. No i to zdanie sugeruje, że kontrola odbyła się przed wpłynięciem do przystani (o to chodziło?).
It's ok not to.
o to chodziło?
Tak.
dogs, to ostatnie zdanie najbardziej pasuje do tego, co sobie wyobrażam, tak mi się wydaje, także chyba postawię na nie. Ambush ,,przepuszczanie” w sumie też mogłoby być, ale jakoś nie zgrywa mi się fonetycznie.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Włożyła na siebie sukienkę, na głowę kapelusz, a na ręce rękawiczki.
https://bookowska.pl/jezykowe-dylematy-z-ubieraniem-sie/
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Super, dziękuję. Czyli chustkę na szyję się zakłada (fular jak krawat), ale na głowę wkłada (bandana jak kapelusz)?
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
No, na to wychodzi, ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Taka drobnostka:
Wspólnie z moimi przyjaciółmi elfami...
Czy między “przyjaciółmi” a “elfami” powinien być myślnik lub dywiz?
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
A dlaczego?
Niepotrzebne te kreski.
Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.
Bez szerszego kontekstu trudno odpowiedzieć na to pytanie.
Myślnik jest znakiem interpunkcyjnym, możesz go użyć na przykład do wydzielenia długiego wtrącenia:
Wspólnie z moimi przyjaciółmi – elfami z Gór Sinych, specjalizującymi się w kowalstwie i napadach na powozy – postanowiłem odbić kniaziównę.
Dywiz jest znakiem ortograficznym, sygnalizuje równorzędność członów, która byłaby tutaj bardzo dziwna. Skoro równorzędność, to mówisz na jednym wdechu “moi przyjaciele” i “moje elfy”, a mówiąc “moje elfy”, nie brzmisz jak przyjaciel, tylko jak zaborca mówiący “moje Polaczki” (albo jak Święty Mikołaj). W każdym razie można coś zdziałać odpowiednim kontekstem:
Wszyscy moi znajomi czarnoksiężnicy traktowali podległych im elfów jako niewolników, swoich jednak postanowiłem uważać za przyjaciół. Wspólnie z moimi przyjaciółmi-elfami doprowadzałem kolegów po fachu do szału dowcipami praktycznymi.
Jeżeli nie zachodzą podobne okoliczności, nie polecałbym żadnego ze znaków:
Wspólnie z moimi przyjaciółmi elfami założyłem wegański klub łuczniczy.
Popieram Ślimaka – bez żadnych kresek, kropek czy kółek :)
Schlałem się na umór i przetańczyłem całą noc. Wspólnie z moimi przyjaciółmi elfami...
;)
Known some call is air am
To tak jak myślałem. Dzięki.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Triumwirat składa się z trzech triumwirów (np. Pompejusz, Cezar i Krassus), a forma żeńska to triumwira?
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Radku, nie dowierzałabym słownikowi, którego przykłądem się posiłkujesz i sugeruję zajrzenie do encyklopedia.pwn. Obawiam się też, że na próżno szukasz żeńskiej formy tego dziwnego słowa.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Nie ma to jak miłe pytanie o feminatywum. Sufiks -a nie tworzy w polszczyźnie formy żeńskiej (ze sporadycznym wyjątkiem “markizy”, i proszę nie zaczynać z “ministrą”).
Regularną formą byłaby “triumwirka”, tylko że mnie się uparcie kojarzy z samicą wirka trójjelitowego (wypławka), więc może to nieszczęśliwy wyraz. Co gorsza, one są obojnakami.
W wielu kontekstach nie raziłby “triumwir” jako forma dwupłciowa (uzyskałem audiencję u triumwir Heleny w takiej a takiej sprawie) – wydaje mi się, że te nazwy łacińskie często bardziej denotują funkcję niż rodzaj, Hedwig rex.
Zupełnie dobrym wyborem byłaby “triumwirago” (https://en.wikipedia.org/wiki/Virago), niestety większości odbiorców może brakować wiedzy o łacinie, aby rozpoznać to jako rodzaj żeński.
Nie jest cięższa od dorosłego dzika
Czy
Nie jest cięższa niż dorosły dzik.
Obydwa warianty w pełni poprawne. Istnieje pewna tendencja do rezerwowania “niż” dla sytuacji, gdy po obu stronach jest ta sama część mowy (“bardziej boli zły sąsiad niż rany”, “zły sąsiad boli bardziej od ran”), ale to nie są żadne twarde wytyczne.
Super. Dzięki, Ślimaku!
forma żeńska to triumwira?
No, nie bardzo, bo "vir" to mężczyzna.
Noga jestem z historii, ale wątpię, żeby kiedyś gdzieś formalnie rządziły trzy kobiety (a gdyby, to nazywałoby się to "sabat" XD). Kobieta to po łacinie "mulier" (por. hiszpańską "mujer") albo "femina". Ale tresfeminat brzmi jak środek chwastobójczy, a tremulierat jak lek na bóle owulacyjne, i od żadnego z nich nie podejmowałabym się tworzyć dalszych form. Może lepiej napisz "współwładczyni" i nie kombinuj?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
hejka, mogę prosić o poradę?
w zdaniu, a dokładniej jego fragmencie:
ścinam je na krótko, bo zaczęły mi się lekko przerzedzać
czy “się” może być przed czasownikiem?
bo dla mnie brzmi okropnie jeśli napiszę:
ścinam je na krótko, bo zaczęły się mi lekko przerzedzać
a już najgorzej
ścinam je na krótko, bo zaczęły mi lekko przerzedzać się.
i drugi przykład:
...zdałam sobie sprawę, że musiało jej się przytafić coś złego.
czy
… zdałam sobie sprawę, że musiało przytrafić się jej coś złego.
czy
… zdałam sobie sprawę, że musiało przytrafić jej się coś złego.
Dzięki za podpowiedź.
Zostałbym przy pierwszej wersji, gdy chodzi o ścinanie włosów. Co do drugiego pytania, napisałbym: ...zdałam sobie sprawę, że musiało jej przytrafić się coś złego.
I nie jest to żaden rusycyzm, jak gotowi twierdzić nadgorliwi strażnicy czystości języka, tylko regularna, słownikowa forma umiejscawiania zaimka zwrotnego. Że jest on ruchomy, to też prawda, i można nim, a czasem trzeba, pożonglować, aby wypowiedź lepiej brzmiała.
Dot. triumwiratu:
Dziękuję za uwagi. Tresfeminat mi się podoba, ale nie użyję przez subtelność.
Przypadek fabularny jest taki, że rządzi dwóch mężczyzn i kobieta, czyli wybieram, że będzie dwóch triumwirów oraz współwładczyni. Chociaż triumwirago wydaje się bardzo nęcące. Oryginalnie pasował mi tytuł (fonetycznie): najdostojniejsza triumwira, ale w takim razie, skoro vir oznacza mężczyznę, byłoby źle.
Inne pytanie z łaciny i greki: mamy triathlon. Czy quadrathlon (quadrathlonista, quadrathlonistka) jest dobrze?
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
ścinam je na krótko, bo zaczęły mi się lekko przerzedzać
To jest najzupełniej prawidłowa fraza. Wersja 2 jest okropna, a wersja 3 brzmi jak Yoda. Obie są o wiele mniej naturalne od pierwszej.
...zdałam sobie sprawę, że musiało jej się przytafić coś złego.
Zdałam sobie sprawę, że przytrafiło jej się coś złego. Albo (zależnie od kontekstu): zdałam sobie sprawę, że coś złego jej się przytrafiło.
I nie jest to żaden rusycyzm, jak gotowi twierdzić nadgorliwi strażnicy czystości języka, tylko regularna, słownikowa forma umiejscawiania zaimka zwrotnego.
Przeczytaj to na głos. Ruski akcent sam się robi :P Słowniki muszą ten zaimek gdzieś wcisnąć, na początek nie mogą, bo kolejność alfabetyczna, to dają na koniec.
Że jest on ruchomy, to też prawda, i można nim, a czasem trzeba, pożonglować, aby wypowiedź lepiej brzmiała.
A to, to tak.
Tresfeminat mi się podoba, ale nie użyję przez subtelność.
XD
czyli wybieram, że będzie dwóch triumwirów oraz współwładczyni. Chociaż triumwirago wydaje się bardzo nęcące
Może być oficjalnie triumwirago i mniej oficjalnie – współwładczyni (bo dla dwóch kolegów ona jest współwładczynią, a oni są jej współwładcami).
Inne pytanie z łaciny i greki: mamy triathlon. Czy quadrathlon (quadrathlonista, quadrathlonistka) jest dobrze?
Nie widzę przeszkód, ale spolszczyłabym pisownię.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dzięki. bałam się żonglować, ale skoro wolno... :-)
Triathlon vs. triatlon:
Zarówno wiki, jak i pwn podają wersję z H jako zupełnie OK. Też się dziwię.
musiało jej się przytafić coś złego.
znaczy nieco co innego (jest słabsze) niż:
przytrafiło jej się coś złego.
Pierwsze jest mocnym przypuszczeniem (mocniejszym niż najprawdopodobniej), a drugie stwierdzeniem faktu (np. patrzymy na zwłoki). Z całym szacunkiem do nienawiści wobec “must have been”.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Zarówno wiki, jak i pwn podają wersję z H jako zupełnie OK. Też się dziwię.
Powiedziałam tylko, że ja spolszczyłabym pisownię. Nie powiedziałam, że Ty musisz.
Pierwsze jest mocnym przypuszczeniem (mocniejszym niż najprawdopodobniej), a drugie stwierdzeniem faktu (np. patrzymy na zwłoki).
Takie rzeczy załatwiamy kontekstem. Jeśli w scenie dziewczyna stoi i patrzy na zwłoki, to – też wnioskuje z zastanych faktów (na podłodze leży trup, ergo – przydarzyło się coś złego); jeśli wyciąga wnioski z mniej jednoznacznych przesłanek, to oczywiście może się mylić i sama powinna o tym wiedzieć. Faktem jest tylko leżenie trupa na miejscu do tego nieprzeznaczonym. O przyczynach tego faktu możemy jedynie wnioskować, że Cię tak puszczę Kantem.
Z całym szacunkiem do nienawiści wobec “must have been”.
Kocham "must have been" miłością prawdziwą i nieodwzajemnioną, ale ono nie jest polską konstrukcją. I tyle.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tarnina: Przeczytaj to na głos. Ruski akcent sam się robi :
>>> A to już od osobniczych umiejętności zależy...
Przypomina mi się baaardzo stare słuchowisko (łódzka rozgłośnia). Rzecz dzieje się w teatrze. Pośród kwestii jednej z postaci (męskich) znajduje się fraza: z mych ócz przeczystych za łzą łza płynie... No i znajdź mi kogoś z grona dzisiejszych celebrytów aktorskich, który to wypowie tak, aby dobrze były słyszalne te kłopotliwe głoski “ł”...
Na szczęście w moim tekście zwłok nie ma, wszystko pozostaje więc w sferze przypuszczeń.
“się” również znalazło się na swoim miejscu. Dzięki.
No i znajdź mi kogoś z grona dzisiejszych celebrytów aktorskich, który to wypowie tak, aby dobrze były słyszalne te kłopotliwe głoski “ł”...
Nie dam rady, ale czego to dowodzi? Niewyszkolenia aktorskiego i tyle. Nie jestem specem od prozodii, ale ucho mego umysłu odróżnia prozodię standardowo polską od kresowej.
Na szczęście w moim tekście zwłok nie ma, wszystko pozostaje więc w sferze przypuszczeń.
I jeśli to widać, to jest dobrze
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tarnina napisała: Nie dam rady, ale czego to dowodzi? Niewyszkolenia aktorskiego i tyle. Nie jestem specem od prozodii, ale ucho mego umysłu odróżnia prozodię standardowo polską od kresowej.
Ja też nie, znaczy nie jestem specem, ale pochodzę w prostej męskiej linii od przywileńskich kresowiaków. Dla mnie helikopter jest Helikopterem, nie cheli i tak dalej, jabłko jabłkiem, nie japkiem, jak w słownikach i tak dalej. {Dziwne, że jedno to “japko”, ale dwa to już jednak wyraźnie “jabłka / jabłuszka... Czyżby jednak można było?} Na deser – proste pytanie. A kto dopuszczał aktorów, niedoszkolonych prozodycznie, do wykonywania zawodu? I, przy okazji, pytanie drugie: kto rozdaje dyplomy dziennikarzom, wyraźnie niedouczonym, bo plączącym się w składni, w znaczeniach słów? Bo na pewno nie ja...
@AdamKB:
Hm, mnie w podstawówce uczyli, że w języku polskim “ł” przedniojęzykowe zanikło i zostało zastąpione ściśnionym u (btw: białoruski ma obie formy, rozróżnialne w piśmie). Zaś poprawnie mówi się właśnie japko i jabłko (fonetycznie) to zwyczajnie błąd, podobnie ogród/ogrót (obowiązkowa utrata dźwięczności na końcu wyrazu, która nie występuje w angielskim i w znacznie mniejszym stopniu w rosyjskim).
A helikopter nie mówi się wcale, bo to anglicyzm, mamy śmigłowiec :-)
Poważniej – na początku (w podstawówce druga klasa) wmawiano mi, że da się odróżnić “h” od “ch” na krtani (nigdy mi się nie udało, nikomu się nie udało, ale może taki region), ale potem (szósta klasa) twierdzono, że rozróżnienie fonetyczne h i ch w języku polskim zanikło. Więcej z formalną nauką polskiej fonetyki nie miałem do czynienia.
pytanie drugie: kto rozdaje dyplomy dziennikarzom, wyraźnie niedouczonym, bo plączącym się w składni, w znaczeniach słów?
Jeśli to nie jest pytanie retoryczne, możemy się wymienić nazwiskami i adresami :-)
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Bo na pewno nie ja...
A myślisz, że ja? Mnie też szlag trafia, jak to słyszę...
Więcej z formalną nauką polskiej fonetyki nie miałem do czynienia.
A myślisz, że mnie ktoś próbował czegoś uczyć? Świat ma nas gdzieś i nikt nam nie pomoże.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
– > Radek. Wiem, że języki ewoluują. Tak musi być, ponieważ zmienia się otaczająca nas rzeczywistość danego “tu i teraz”. Nowe zjawisko społeczne lub technologiczne trzeba nazwać, tworząc nowy termin, zapożyczając z innego języka, w którym pojawił się wcześniej niż w naszym, poszerzając zakres znaczeń istniejącego i używanego terminu. W tej materii praktycznie nie czepiam się nikogo i niczego, jedynie wykpiwam manierę anglicystyczną, swoistą uległość wobec dominującego języka.
Ale spór, jeśli to faktycznie sporem można zwać, dotyczy fonetyki. Tu mam dwie odpowiedzi, łączące się na wyższym poziomie w jedną. Po pierwsze jesteśmy, my tutaj i teraz, nadal tym samym gatunkiem z tymi samymi genami, więc co było i jest możliwe u jednej z grup “plemiennych”, że tak nazwę Kresowiaków z dawniejszych lat, nadal jest możliwe u wszystkich rodzących się Polkami i Polakami. Po drugie nastąpiły takie przemiany społeczne, że zanikła elita, od zawsze będąca wzorem do naśladowania dla warstw niższych. Per saldo, gdy brak dobrych wzorów i przykładów, górę biorą zwykłe lenistwo pod rękę z lokalizmami. Starzy Łodzianie nie wymawiali “ą” na końcu wyrazu. Dla nich to było “om”. Rękom, nogom... To co, nauczycielka, która wyniosła z domu tę przypadłość, będzie to krytykowała czy uzasadniała? I tak z pozostałymi H, Ch, Ą, Ę...
Influencerzy i dziennikarze, politycy też, dokładają swoje, prą w kierunku ku “pidgin polish”. To jeszcze szerszy temat, jeszcze gorsze zjawisko, ale od dyskusji na ten temat zwyczajnie się wymiguję, bo istnieją paragrafy, pod które łatwo podpaść, gdy irytacja poniesie.
– > Tarnina. No to trzeba sobie samym pomagać...
Jakie ciekawe rozważania! :-) Opowiadam się za wersją adamową, jeśli pozwolicie.
Dodałabym, słówko o hiszpańskiej inkwizycji w stosunku do tekstów, bo przecież dajemy prawo głosu Autorowi zapisanych treści literze/obrazku/głosie, ich specyfice, indywidualności, naleciałości, zmieszaniu. Gdzie postawić granicę, kto ma o tym zdecydować, jakie ma argumenty, jaka szkoda, jakie zyski.
Istotniejszą, coraz częściej, zdaje mi się nauka rozmawiania. Sprowadziłabym ją do obsługi samochodu. Prowadzisz, jedziesz, uważasz na drogę i okolice. Ostatnio zewsząd atakuje mnie “jajanie”, bowiem każdy musi zaistnieć, jakby nie można po prostu powiedzieć/napisać co myślę, czuję, odnieść się. Rzecz przybiera różne formy, np. wprost – pytanie, ja odpowiadam, a inny że ma lepiej, gorzej, whatever i tokowanie o sobie; niewprost – padają argumenty, a ja bidna dusza podążam za nimi, mierzę się tez z unikami, próbuję to wszystko ogarnąć. W zasadzie w drugiej sytuacji nie mam szans. Rozmowa jest wymianą myśli, poglądów, kwestie , które poruszamy mogą nie być skodyfikowane, a jeśli są – można im się przyjrzeć pod warunkiem, że są ku temu powody. Czasem są, a czasem ich nie ma. Moje przekonania i pewność nie wypełniają przesłanki powodu, nawet wiedza, którą nabyłam tego nie czyni.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
No to trzeba sobie samym pomagać...
Trzeba sobie jakoś radzić, powiedział baca, zawiązując but dżdżownicą...
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tarnino, komentarz idealny. Dżdżownica, jeśli dorodna, daje się nieco wyciągnąć, co czyni ją w miarę odpowiednio długą i cienką, by but zawiązać. Pozostaje kwestia wytrzymałości materiału, co przekłada się na skuteczność zastępczych środków zaradczych...
Temat na doktorat: wytrzymałość pierścienic na rozciąganie :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Jeśli gdzieś istniała wtyczka do wyłączenia świata, równie dobrze może/mogła znajdować się za tymi drzwiami.
Która wersja w tym zdaniu jest poprawna? I ew. dlaczego? :)
W zwykłej narracji trzecioosobowej prowadzonej w czasie przeszłym “mogła”. Jeżeli to kwestia wypowiadana przez bohatera, wybierasz wariant w zależności od tego, czy możliwość jest jego zdaniem aktualna.
Zauważ, że to jest zasadniczo różne od Twojego “wkrótce okazało się, że księżniczka była/jest brzemienna”, bo tam mieliśmy specjalny przypadek następstwa czasów w zdaniu podrzędnym dopełnieniowym.
Dzięki, Ślimaku!
Jeśli gdzieś istniała wtyczka do wyłączenia świata, równie dobrze może/mogła znajdować się za tymi drzwiami.
Jeśli gdzieś istniała wtyczka do wyłączenia świata, równie dobrze mogła się znajdować za tymi drzwiami.
Zawsze. Dixi :)
Zważcie, że mamy okres warunkowy, ale przypuszczeniem jest całość. Gdyby bohater pomyślał “gdzieś tam istniała wtyczka” (swoją drogą – hę? od kiedy wtyczka coś wyłącza?), to w domyśle byłoby, że już nie istnieje i czasy w zdaniu się sypią (skoro już nie istnieje, to nie może się teraz nigdzie znajdować).
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Niekoniecznie. Wyobrażam sobie taką sytuację – bohaterowie odnajdują zaginiony skarbiec Umajjadów i toczą następujący dialog:
– Al-Zahrawi pisze, że w owym czasie istniała wtyczka (?) do wyłączenia świata.
– Jeśli gdzieś istniała taka wtyczka, równie dobrze może znajdować się za tymi drzwiami.
Istnienie wtyczki w przeszłości jest przesłanką okresu warunkowego i służy do wnioskowania o możliwości jej aktualnego istnienia. Ja tutaj nie dostrzegam błędu logicznego.
Hmm. Jeśli coś istniało, to może istnieć nadal – ale wcale nie musi. Jeśli nie istniało, to niekoniecznie tymczasem zaistniało, ale przecież mogło. Może gdyby napisać:
– Jeśli kiedykolwiek istniała taka wtyczka, równie dobrze może znajdować się za tymi drzwiami.
to załatwiłby to kontekst. Choć też nie jestem pewna.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Zgadzam się w każdym razie, że “może” wymaga odpowiednio dobranego kontekstu, zdanie rozpatrywane w oderwaniu powinno przyjąć postać z “mogła”.
Otóż to.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
A czy (bardziej realistycznie) “włącznik do wyłączania światła” jest powtórzeniem wyrazowym? Jak tego uniknąć, bo światło włączamy przecież włącznikiem (rzadko wtyczką)?
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Przycisk, prztyczek, guzik?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Przycisk, prztyczek, guzik?
Niby tak, ale to jest uciekanie od problemu, bo przycisk tylko przełącza włącznik, wykonuje inną funkcję. Tzn. jest częścią włącznika, która oddziałuje z palcem operatora, ale nie z obwodem elektrycznym.
Chyba to jest rozwiązanie, mimo wszystko. Czasami trzeba uciekać.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
A może “wyłącznik światła”?
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
To by było: “Zamiast wyciągać wtyczkę, światło wyłączam wyłącznikiem światła”?
Głosuję na “przyciskiem”, mimo że mniej ściśle.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
A, nie zauważyłem kontekstu. Wydaje mi się, że światło można również zgasić.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Można, można. I “przycisk” dobry. Tylko oryginalne pytanie dotyczyło wyłącznika świata, nie światła XD Boże, zatrzymaj świat – ja wysiadam. (I tak jadę na gapę.)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
W jaki sposób zapisywać fragmenty korespondencji? Tak samo jak myśli, czy inaczej?
Np.:
„Nasi orkowie słabo biegają, może by zatrudnić kilku Uruk-Hai od Sarumana, choćby do roznoszenia korespondencji”, napisał Czarnoksiężnik z Angmaru do Saurona w notatce służbowej i pomyślał: „Gdyby majar się w życiu trochę uczłowieczał zamiast zwampirzać i uwilkołaczać, dałoby się porozumieć przekazem myśli”, westchnął.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Zależy. Jeśli są krótkie, można tak. Jeśli dłuższe, lepiej z tego zrobić osobny akapit. Niektórzy chyba robią takie krótkie kursywą, ale nie każdemu czytelnikowi to odpowiada. (A Czarnoksiężnik nie był majarem :P)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Bardzo dziękuję, będę robił dodatkowo kursywą, bo fajniej. Zobaczę, czy mnie za to redakcja nie zabije młotkiem.
A Czarnoksiężnik nie był majarem :P
Był człowiekiem.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Zobaczę, czy mnie za to redakcja nie zabije młotkiem.
Był człowiekiem.
No, właśnie.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
1. dwunasto–, może trzynastoletni chłopiec
2. dwunasto-, może trzynastoletni chłopiec
3. dwunasto, może trzynastoletni chłopiec
Wydaje mi się, że poprawna jest wersja nr 2., ale pewności nie mam. Halp.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
4. dwunasto– może trzynastoletni chłopiec
Nie wiem dlaczego dywiz zamienia się w półpauzę. Zamiast półpauzy powinien być dywiz ale bez przecinka.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Wersji bez przecinka nigdzie nie widziałem. Zresztą tam wyraźnie jest pauza oddechowa.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Skoro czegoś nie widziałeś, to jeszcze nie znaczy, że tego nie ma. Ale cóż, skoro wiesz lepiej, przyjmij, że mnie tu nie było.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Nie widziałeś, bo to powszechny błąd. Pauza oddechowa? Zapomnij o takich “dobrych” wskazówkach...
Skoro czegoś nie widziałeś, to jeszcze nie znaczy, że tego nie ma. Ale cóż, skoro wiesz lepiej, przyjmij, że mnie tu nie było.
Ja nie twierdzę, że nie ma. Ale przekopałem się przez dziesiątki stron na books.google, wklepując tę frazę z różnymi wartościami wiekowymi, i jedyne znalezione przeze mnie warianty to te trzy, które wypisałem w poprzednim poście, przy czym zdecydowanie dominował ten drugi. Ja sam w jakimś swoim starszym tekście zastosowałem wariant trzeci.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Ciekawe, zaskoczyliście mnie tutaj odrobinę. W wyrażeniu “dwunastoletni, może trzynastoletni chłopiec” przecinek na pewno musi się pojawić, na mocy zwykłej reguły o stawianiu go między przymiotnikami równorzędnymi połączonymi bez spójnika (może nie jest spójnikiem, lecz jakiegoś rodzaju partykułą).
Jeżeli mówicie, że fraza “dwunasto-, może trzynastoletni chłopiec” powinna być bez przecinka, to widocznie istniałaby inna zasada, że łącznik (w roli skracającej dwukrotny przymiotnik złożony) kasuje przecinek. Sam takiej reguły nie znałem i nie umiem teraz znaleźć: wydawałoby mi się nieco dziwne, aby znak ortograficzny redukował interpunkcyjny, ale może właśnie nauczę się czegoś nowego.
Też chętnie poznałbym taką regułę i poszerzył swoje horyzonty.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Sam takiej reguły nie znałem i nie umiem teraz znaleźć
Ja tak samo. Ma ktoś jakieś źródła? (BTW, “pauza oddechowa” nie ma nic wspólnego z przecinkami – przecinki stawia się ze względu na budowę zdania, nie na fonetykę.)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Regulatorzy słusznie prawi.
Z: XI Dyktando Uniwersyteckie “Złap byka za rogi”. Jego autorem jest prof. Marian Bugajski.
Tu także sporo: Dywiz, myślnik i półpauza
Ślimaku, wczoraj opuściłam portal przed Twoim postem, a dzisiaj, kiedy tu przyszłam, okazuje się, że rzecz już została wyjaśniona. W_baskerville – wielkie dzięki.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
W_baskerville, śli(ma)cznie dziękuję za wyszukanie ciekawego materiału! Chętnie potwierdzam, że tutaj też bym tego przecinka nie postawił, bo “a” występuje w funkcji łącznej – daje się zastąpić przez “i” – mamy jakieś liczne gadżety, może wszystkie są terabajtowe, może tylko niektóre z nich. Natomiast wciąż sądzę, że “giga-, nawet terabajtowych”, “giga-, może terabajtowych” itp. (zauważ różnicę – w znalezionym przez Ciebie przykładzie jest spójnik, tutaj tylko partykuła, tak jak pisałem poprzednio). Oczywiście mogę się mylić, ale trzeba by znaleźć regułę usprawiedliwiającą pominięcie przecinka lub przynajmniej analogiczny przykład z partykułą (szukałem bez powodzenia).
Skądinąd interpunkcja tego dyktanda jest prawdopodobnie błędna co najmniej w jednym miejscu:
żałując, że zamiast uprawiać(-,) trekking, snowboarding, spinning, carving(-,) albo nawet zwykły jogging, mozoli się nad quasi-sportowym tekstem.
Pierwszy ze wskazanych przecinków dałby się uzasadnić tylko jako otwarcie wtrącenia, ale po wycięciu tego rzekomego wtrącenia dostalibyśmy “zamiast uprawiać, mozoli się nad quasi-sportowym tekstem”, a to już skrajnie naciągane (co uprawiać? quasi-sport? rolę??). Drugiego da się bronić, że niby wprowadza dopowiedzenie, ale tak naprawdę to jest po prostu ostatni człon wyliczenia – aby wolno było go interpretować jako dopowiedzenie, musiałaby istnieć zasadnicza różnica pomiędzy joggingiem a pozostałymi wymienionymi czynnościami.
Regulatorzy, spodziewałem się, że zdążyłaś wczoraj opuścić portal, odpisałem przecież dość późno. Jak widzisz, kwestia nie wydaje mi się w pełni wyjaśniona, ale oczywiście nie czuj się koniecznie zobowiązana do dalszego udziału w dyskusji. Przy Twoim wyczuciu językowym już samo to, że dany wariant zapisu nie wydaje Ci się rażący, jest bardzo cenną wskazówką!
Ślimaku, nie do końca rozumiem Twoje wątpliwości, więc nie podejmę się ich rozwiania.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
No to szukamy kogoś, kto te ślimacze – i moje przy okazji – wątpliwości rozumie.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Nie podając w wątpliwość słuszności prawienia reg, chciałabym jednakowoż zauważyć, że źródło budzi we mnie sceptycyzm.
W tekście dyktanda mamy bowiem co najmniej jeden błąd interpunkcyjny (zauważony już przez Ślimaka) co nasuwałoby podejrzenia, że został on niestarannie przepisany.
W poradzie o dywizach, myślnikach i półpauzach, która nas tu interesuje, nie ma wyjaśnienia kwestii przecinka. Ja piszę to zawsze z przecinkiem, bo nie przyszłoby mi do głowy, żeby dodatkowo odróżniać formę skróconą od pełnej:
dwunastoletni, może trzynastoletni chłopiec
dwunasto-, może trzynastoletni chłopiec
PWN ( https://sjp.pwn.pl/zasady/190-53-2-W-wyrazeniach-w-ktorych-wystepuje-dwukrotnie-przymiotnik-zlozony-rozniacy-sie-tylko-pierwszym-czlonem;629547.html ) zaleca pisownię bez przecinka, ale we wszystkich przykładach występuje tutaj spójnik ("i"), który eliminuje przecinek. A my chcemy wiedzieć, co zrobić, kiedy spójnika nie ma, więc to nie to.
zauważ różnicę – w znalezionym przez Ciebie przykładzie jest spójnik, tutaj tylko partykuła, tak jak pisałem poprzednio
O, właśnie. Zatem – kwestia pozostaje otwarta.
No to szukamy kogoś, kto te ślimacze – i moje przy okazji – wątpliwości rozumie.
Ja rozumiem, ale je podzielam. Nie potrafię ich rozwiać.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Też jestem za przecinkiem.
Przynoszę radość :)
Na nasze potrzeby pewnie obie wersje są dopuszczalne.
Osobiście logiczniejszą wydaje mi się wersja bez przecinka, ponieważ mamy do czynienia z przedrostkiem i niepewnością (może), przecinek wprowadzałby tutaj pewność jak dla mnie. :-)
Uwielbiam takie rozkminki. :D
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
przecinek wprowadzałby tutaj pewność jak dla mnie. :-)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
A co ma do tego subiektywne poczucie pewności lub niepewności?
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Hej
Która wersja poprawna?
– Bla, bla. – Głos jej się łamał.
– Bla, bla – głos jej się łamał.
Bo widzę tak i tak.
Czy nazwę przedmiotu np. miecz o nazwie „Honor”, mogę zapisywać w cudzysłowie, ale też kursywą, byle było konsekwentnie, czy któraś opcja jest bardziej stosowana?
Czy słowo “dyspensa” mogę zastosować jako zwolnienie z zajęć? Np. Dostali dyspensę na resztę dnia (uczniowie).
Asylum, rzecz w tym, że według powszechnie (jak mniemam) znanych i przyjętych zasad interpunkcji należy pisać: “pod sosrębem wisiało jedenaście, może dwanaście osób”, “poszukiwany nosił ciemny, może granatowy kapelusz damski” i tym podobne. Zastanawiamy się raczej, czy fakt skrócenia pierwszego z pary przymiotników złożonych łącznikiem mógłby tutaj cokolwiek zmieniać (ja uważam, że nie).
Ma ktoś jakieś źródła? (BTW, “pauza oddechowa” nie ma nic wspólnego z przecinkami – przecinki stawia się ze względu na budowę zdania, nie na fonetykę.)
A co ma do tego subiektywne poczucie pewności lub niepewności?
Co ciekawe – musiałem już kiedyś o tym wspominać – historyczna interpunkcja polska była intonacyjno-składniowa i nieuregulowana, sztywną interpunkcję składniową z bardzo ograniczonym aspektem intonacyjnym wprowadzono dopiero w latach międzywojennych.
Przypuszczam, że ktoś z dużą wiedzą i znakomitym wyczuciem mógłby próbować, zwłaszcza w poezji czy prozie poetyckiej, własnej interpunkcji eksperymentalnej opartej na przykład o kategorie pewności i niepewności... Ja bym się raczej nie podjął.
Zanaisie…
1) Na pierwsze pytanie odpowiada Ci Juliusz Słowacki:
“Myślałam...” – Głos jej o jedną oktawę
Zniżył się i pękł, jak pęknięcie struny.
Opcja z kropką i wielką literą na pewno jest bezpieczniejsza.
2) Kiedy rzeczywiście piszesz frazę w rodzaju miecz o nazwie “Honor”, częściej widuje się cudzysłów, ale kursywa też powinna być w porządku (byle konsekwentnie, tak jak mówisz). Kiedy jednak potem używasz w narracji samej nazwy (Honor poprowadził rękę Zuzi do półkolistej zastawy), to już traktujemy jak imię, bez wyróżnienia cudzysłowem ani kursywą.
3) Takie adaptacje zapożyczeń łacińskich były najbardziej charakterystycznym wyróżnikiem przedwojennej gwary uczniowskiej, więc formalnie w porządku, pytanie tylko, czy chcesz wywołać takie skojarzenie u oczytanego odbiorcy.
Dzięki, Ślimaku!
Ciął Honorem i odrąbał mu rogi.
Czyli „Honor” lub Honor używamy tylko, gdy podkreślamy nazwę miecza? Np.
Wyciągnął ostrze z pochwy i uniósł do słońca.
– Oto „Honor”. Mam go po dziadku.
2) Wydaje mi się, że dobrze rozumiesz, w każdym razie podobnie do mnie.
3) Mnie też na to brakuje pojedynczego słowa dobrze podkreślającego charakter nagrody, może ktoś inny da radę coś podpowiedzieć?
Dyspensa jest OK.
Za SJP PWN: dyspensa 1. «uchylenie przez papieża lub biskupa obowiązującego przepisu prawa kościelnego» 2. «zwolnienie od jakiegoś obowiązku»
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hej, Reg
Właśnie dlatego użyłem “dyspensa”, bo widziałem tę definicję, jednak wolałem się upewnić, bo o dyspensie słyszę tylko na jedzenie mięsa w piątki i tym podobne ;)
Zanaisie, możesz się czuć „upewniony”. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Wiesz, tylko z nagrodą to to nie ma nic wspólnego... https://wsjp.pl/haslo/podglad/62843/dyspensa Dyspensa to zwolnienie z obowiązku, głównie w kontekście prawa kanonicznego. Nie jest nagrodą za nic – prosisz o dyspensę i ją dostajesz, albo nie.
3) Takie adaptacje zapożyczeń łacińskich były najbardziej charakterystycznym wyróżnikiem przedwojennej gwary uczniowskiej, więc formalnie w porządku, pytanie tylko, czy chcesz wywołać takie skojarzenie u oczytanego odbiorcy.
Mnie się to też kojarzy z uczniowskim wyśmiewaniem “dorosłych” słów.
Czy nazwę przedmiotu np. miecz o nazwie „Honor”, mogę zapisywać w cudzysłowie, ale też kursywą, byle było konsekwentnie, czy któraś opcja jest bardziej stosowana?
Nie widziałam, żeby imiona mieczy zapisywano inaczej niż ludzkie. A jeśli widziałam, to nie pamiętam.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tarnino
Dyspensa od zajęć jako nagroda. O to mi chodziło. Zwolnienie z obowiązku jest w moim odczucie jednak nagrodą, szczególnie dla uczniów.
Zwolnienie z obowiązku jest w moim odczucie jednak nagrodą, szczególnie dla uczniów.
Też mam takie odczucie na wspomnienie szkoły, szczególnie podstawówki.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Dyspensa od zajęć jako nagroda. O to mi chodziło. Zwolnienie z obowiązku jest w moim odczucie jednak nagrodą, szczególnie dla uczniów.
Jasne, może nią być, ale nie musi. Nagroda jest za coś.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Jak byście zapisali takie imię i nazwisko? Borys Wolkow czy Boris Volkov? Znaczy, domyślam się, że główna odpowiedź to “konsekwentnie w jeden sposób przez cały tekst” ale może jakaś forma jest uważana za właściwszą?
„Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf
Borys Wolkow, albo i nawet Wołkow. Tu jest Polska i piszemy po polsku. Zawsze mnie wkurza przy wpisywaniu w bazę ZUS angielska transkrypcja ukraińskich nazwisk.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Przede wszystkim konsekwentnie.
Kiedyś mnie też to wkurzało, ale od tego czasu zrozumiałam, że oni w paszportach mają dane wpisane cyrylicą i angielską transkrypcją, więc ten Borys jest przekonany, że “łacińskimi literkami” to on się nazywa Volkov i koniec. Urząd gminy przy nadawaniu PESEL kieruje się chyba danymi w paszporcie, więc Volkov idzie w świat, ląduje w ZUS-ie, na karcie pobytu, w mObywatelu i każdym innym dokumencie.
Babska logika rządzi!
Paszportowe transkrypcje to jest w ogóle złoto, ale owszem, zgodnie z moją wiedzą na ich podstawie osoba zza granicy wyrabia wszystkie dokumenty (moim faworytem jest imię ULADZISLAU).
W każdym razie – dziękuję serdecznie!
„Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf
Paszportowe transkrypcje to jest w ogóle złoto, ale owszem, zgodnie z moją wiedzą na ich podstawie osoba zza granicy wyrabia wszystkie dokumenty (moim faworytem jest imię ULADZISLAU).
Widywałam równie, ekhm, “piękne” wynalazki... choć tego akurat nie. Ale wszystko przed nami...
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Właściwie w tym przypadku to chyba nie jest angielska transkrypcja, bo to cyrylickie ,,B” odpowiada raczej ,,V” niż ,,W” (literka ,,W” pojawiła się dość późno i polski to chyba jedyny język słowiański, który jej używa). Co nie zmienia faktu, że większość cyrylickich nazw tradycyjnie transkrybuje się zgodnie z polską ortografią. Taki na przykład ,,Władimir Władimirowicz” razi dużo mniej niż ,,Vladimir Vladimirovych”, chociaż najbliższy oryginałowi byłby chyba ,,Vladimir Vladimirovič”, ale tak nikt nie napisze.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Obowiązująca po polsku transkrypcja rosyjskiego:
To z V (Vładimir) widziałem w jakiejś bibliotece, ale do transliteracji. Miękki znak oddawano przez ‘.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Zaczynam wierzyć, że RJP ma rację ‘upraszczając’ nasz język, bo “języka polska trudna jest bardzo, a nawet strasznie”. :(
Właściwie w tym przypadku to chyba nie jest angielska transkrypcja, bo to cyrylickie ,,B” odpowiada raczej ,,V” niż ,,W” (literka ,,W” pojawiła się dość późno i polski to chyba jedyny język słowiański, który jej używa).
Nie wiem, wiem tyle, że wpisuję nazwiska typu “Shchepansky” i cierpię przy tym. Ale zdaje się, że to zapis fonetyczny po angielsku, tj. ktoś usłyszał i zapisał ze słuchu. Po angielsku.
Zaczynam wierzyć, że RJP ma rację ‘upraszczając’ nasz język, bo “języka polska trudna jest bardzo, a nawet strasznie”. :(
… a to źle, że trudna?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Nie byłoby źle, gdyby była tylko trudna, ale jest “trudna bardzo, a nawet strasznie”. Łatwiej się można nauczyć komputerowych. :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Czy mogę użyć słowa “monarchowie” na określenie do króla i królowej? Mam już “królewską/monarszą parę”, “władców” i parę innych terminów i chciałem uniknąć powtórzenia.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Hmmm. Trochę zgrzyta – w końcu nie powiedziałbyś o nich “królowie”, prawda? Ale z drugiej strony, Ferdka i Izkę zwano królami katolickimi. Ale z trzeciej – ona chyba też miała jakiś swój kraik do rządzenia...
Ergo: IMO, nie jest to całkiem poprawne, ale ujdzie w tłoku, zwłaszcza jeśli królowa też gdzieś panuje.
BTW, panujący już byli?
Babska logika rządzi!
Napisz “królestwo”.
Ale z trzeciej – ona chyba też miała jakiś swój kraik do rządzenia...
Miała, o ile dobrze pamiętam, współczesna Hiszpania powstała właśnie dzięki ich małżeństwu (unia personalna).
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dałem “Ich Wysokości”. :-P
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
No i szafa gra :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
“Ich królewskie mości” jest lepiej, bo wysokość może być za nisko (na wysokości księcia).
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Czy istnieje jakaś ogólna reguła dotycząca tworzenia nazw mieszkańców państw, w tym państw fikcyjnych? Chodzi mi o końcówki. Bo np. w zależności od tłumaczenia we “Władcy Pierścieni” spotyka się Gondorian lub Gondorczyków.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Ja, kiedy tworzę fikcyjne państwo, biorę nazwę jakiegoś podobnego istniejącego w realu i wszystko naśladuję. Na przykład moja Jokeria bazuje na Nigerii. Mieszkają tam więc Jokeryjczycy, mają kulturę jokeryjską itd.
Babska logika rządzi!
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/tworzenie-przymiotnikow-i-nazw-mieszkancow;7218.html
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/nazwy-mieszkancow;8148.html
Tylko Gondorczyk. Niech mumakile zdepczą Tłumacza, którego Imienia Nie Wymawiamy!
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dlaczego Angielka, lecz nie Angielczyk, mógłby również być Anglijczyk, dlaczego Hiszpan i Duńczyk, a nie Dun i Hiszpańczyk (no dobra, mamy Anglów i Dunów). Mógłby też być Afryk. Afrykanin i Afrykańczyk są niepotrzebnie dłudzy i w ogóle tendencyjni, dlatego wszyscy mówili “Murzyn”, chyba że osobnik miał zbyt jasną skórę, ale teraz Murzyn się wielu nie podoba, wiadomo. Spotykałem się głównie z Sumeryjczykami, ale od czasu do czasu natrafiłem na Sumerianina, a raz widziałem nawet Sumera i Sumerkę. Raz Cymerianin, raz Cymeryjczyk. Tu krawc, tam krawiec, tu szewc, tam szewiec ;) A może szwiec?
https://en.wiktionary.org/wiki/szwiec
Bóg historii języka czasem miał powody, by preferować jakąś formę, a czasem rzucał kostką. W fantastyce możemy najpierw rzucić kostką, a potem – jeśli nam się zechce – dorobić powody ;) Tak uważam. Jak pokazują linki Tarniny, możliwości mamy dużo. Finkielna ;) metoda jest dobra, bo jej wynik łatwy do obrony. Wszelako prawdziwy Fantasta to nie konformista, nie patrzy tylko na najprostsze rozwiązania :>
Wspomnianego tłumacza nie rozdeptywałbym mumakilami (mumakilling?), bez przesady, ale niech go przynajmniej muminki przydepną.
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
Dlaczego Angielka, lecz nie Angielczyk,
W zasadzie Angielczyk to archaizm...
Bóg historii języka czasem miał powody, by preferować jakąś formę, a czasem rzucał kostką.
Zwykle miał powody, ale my ich nie znamy :D
niech go przynajmniej muminki przydepną.
Muminki nie z tej bajki, ale Chrysophylax Dives może go lekko podpiec. Do tego jakiś sosik i mniam ^^
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Mógłby też być Afryk.
Był taki jeden – Afryk Simone. XD
Spotykałem się głównie z Sumeryjczykami, ale od czasu do czasu natrafiłem na Sumerianina, a raz widziałem nawet Sumera i Sumerkę.
W moich podręcznikach historii i atlasach historycznych byli Sumerowie, innych form nigdy nie widziałem.
Podziękował za linki, Tarnino.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
W moich podręcznikach historii i atlasach historycznych byli Sumerowie
W moich właściwie również. Tu się jednak pojawia pewna komplikacja.
Sumerowie to podstępny lud, który – po to, żeby zrobić nam mętlik w głowie – odróżnia się od swoich przedstawicieli:
lud/cywilizacja – Sumerowie,
przedstawiciel – Sumeryjczyk; w liczbie mnogiej – Sumeryjczycy; te formy, jak i obocznego Sumera (oboczność, która wyłącza rozróżnienie lud – przedstawiciele), znajdziemy w słowniku PWN.
Tak to w każdym razie widzę. Może ktoś ma lepszą teorię.
https://sjp.pwn.pl/slowniki/sumeryjczyk.html
Sumerianin to opcja znana mi z niektórych tekstów o paleoastronautyce. Bo wicie widzicie, Sumerowie, znaczy się Sumerianie, mieli przodków, krewnych, kamratów, czy co tam jeszcze, na planecie Nibiru. I może dlatego są -anami, jak Ziemianie i Marsjanie. A może po prostu paleoastronautolodzy są odklejeni od podręczników i atlasów. A także od słowników. Ja tam nie wiem :P
https://pl.wikipedia.org/wiki/Nibiru
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
Zachowałbym sceptycyzm wobec języka panów od Starożytnych Kosmitów... Mój tata zajmował się historią Mezopotamii i zawsze mówił ,,Sumerowie", ,,cywilizacja Sumeru".
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Zachowałbym sceptycyzm wobec języka panów od Starożytnych Kosmitów...
Tak serio to ja też :)
Co do reszty – dalej będąc poważnym – przyznam, że tak naprawdę nigdy nie widziałem Sumerki (tylko Sumera – Sumerka mi wyszła jako logiczno-gramatyczna konsekwencja). Generalnie Sumerów widuje się głównie w tej abstrakcyjnej masie ludu/cywilizacji, “w pojedynkę” rzadko się ich spotyka. Ale jak już, to widzi się raczej Sumeryjczyka niż Sumera – takie moje jednostkowe doświadczenie ¯\_(ツ)_/¯ W tym momencie – niestety – mogę wesprzeć tę formę tylko słownikami języka polskiego. Tak czy inaczej, stąd się wzięła moja “teoria” o rozdzieleniu znaczeń. Możliwe, że to przekombinowane podejście.
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
A może po prostu paleoastronautolodzy są odklejeni od podręczników i atlasów. A także od słowników. Ja tam nie wiem :P
Nie tylko od tego są odklejeni XD
Mój tata zajmował się historią Mezopotamii i zawsze mówił ,,Sumerowie", ,,cywilizacja Sumeru".
“Sumeryjczyków” pamiętam tylko z “Pogromców duchów”, więc... :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Skoro już tak sobie o tym gawędzimy – kiedyś miałem straszną rozkminę, jak się nazywa kobieta z Persji. Najpoprawniejsza wydaje się ,,Perska”, ale brzmi dziwnie. Ewentualnie ,,Persjanka”, ale to jest jakieś takie... abstrakcyjne.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Zdecydowanie Persjanka. Perska to armia.
Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.
Tylko nie Persyjka, bo byłaby łatwa do pomylenia z perwersyjką, jak Persja z perwersją.
Persymonka ;)
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
Właśnie ,,Persyjki” nie podkreśla autokorekta. Kto by pomyślał! :D
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Persjanka, choć brzmi to dziwnie. Ale jest poprawne. Może dziwność wynika stąd, że o Persjankach rzadko kiedy mówimy.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Jestem właśnie w trakcie redakcji ukończonego niedawno opowiadania i naszła mnie taka rozkminka odnośnie zaimków dzierżawczych – co sądzicie o mieszaniu w jednym tekście bardziej archaicznego me/swe ze współczesnym moje/swoje? Lepiej stosować konsekwentnie w całym opowiadaniu tylko jedną formę czy można dla urozmaicenia używać obydwu?
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
To zależy. Na pewno można mieszać, kiedy to ma swoje uzasadnienie – jeden z bohaterów posługuje się archaicznym językiem, bo jest starym bogiem albo afektowanym poetą, akcja czasami dzieje się sto lat temu, a czasami współcześnie, bard śpiewa stare pieśni... Nie jestem pewna, jak wypadnie mieszanie, kiedy wszystko jest bardziej jednolite. Możliwe, że dziwnie, a możliwie, że właśnie bardzo fajnie.
Babska logika rządzi!
Lepiej stosować konsekwentnie w całym opowiadaniu tylko jedną formę czy można dla urozmaicenia używać obydwu?
Z początku pomyślałam, że absolutnie nie wolno mieszać, ale Finkla dobrze prawi – jeżeli któraś postać tak mówi z jakiegoś wyraźnego powodu, to faktycznie, można. Ale tak normalnie powodowałoby to zawrót głowy u czytelnika, bo archaizacja o czymś świadczy, nie jest ozdobnikiem.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Takie przypadki rozumiem. Ale w samej narracji lepiej trzymać się jednej formy?
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Zdecydowanie trzymałabym się jednej formy.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
A ja bym nie przesądzała. Azaliż wiem, jaki efekt chcesz waść uzyskać, ileś patosu wsączył w tekst, jakaż różnica między poszczególnymi tekstu partycjami?
Babska logika rządzi!
Gdy zaś jednakowoż patos nadmierny niełacno jest poważnym uczynić. Bowiem nimium civiles – viles. A czasem ridicules ;)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Toteż właśnie – jeśli chcesz rozbawić czytelnika, dawaj policjanta nieporadnie mówiącego wysokim stylem do hrabiny. A zaliż.
Babska logika rządzi!
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Hej.
Mam problem, jak zapisać nazwę statku kosmicznego nazwanego Arka 1. Arka Jeden czy Arka jeden, bo nie chcę używać cyfry.
Będę bardzo wdzięczny za pomoc.
Feniks 103.
audaces fortuna iuvat
Chyba jednak cyfrą: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/maszyny-latajace-i-nie-tylko;3218.html
Ale jeśli nie, to to jest nazwa własna, więc duża litera wygląda sensowniej.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dziękuję serdecznie.
Też się skłaniałem do użycia wielkiej litery, w internecie spotkałem się z zapisem Ziemia Jeden ( ale to tytuł filmu) i Rudy Sto Dwa (ale artykuł był po angielsku), wiec miałem wątpliwości.
audaces fortuna iuvat
Boeing 737 pisze się cyframi. Tylko w dialogach zagwozdka, ale może da się powiedzieć po prostu boeing, a reszta wyniknie z kontekstu.
Babska logika rządzi!
Drodzy, jak napisać ładnie poniższe? Dodam, że to zdanie otwierające tekst:
“X był tak pochłonięty lekturą, że nie usłyszał zbliżających się kroków, dochodzących z korytarza”
facebook.com/tadzisiejszamlodziez
Proponuję:
„X był tak pochłonięty lekturą, że nie usłyszał kroków dochodzących z korytarza”.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Pięknie dziękuję!
facebook.com/tadzisiejszamlodziez
#teamReg
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Greasy, Tarnino, co tu dużo mówić – zgoda buduje :D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Czytam "Zaś słońce wschodzi" w nowym tłumaczeniu Macieja Potulnego. Zauważyłem, że tłumacz często używa konstrukcji, z którą nigdy wcześniej się nie spotkałem. Czasami w jednym zdaniu odmienia czasownik używając pierwszej osoby liczby mnogiej w czasie przeszłym, a zaraz potem używa trzeciej osoby liczby mnogiej w czasie przeszłym, mimo że oba czasowniki dotyczą tej samej grupy bohaterów. Na przykład:
"Wypiliśmy drinki i wsadzili Brett do taksówki." albo "Skręciliśmy w kierunku południowym, minęli kościół Val-de-Grâce w głębi dziedzińca za żelaznym ogrodzeniem i doszli do boulevard de Port Royal."
Czy ktoś wie co na to gramatyka?
To nie jest “prawdziwa” zmiana osoby, tylko opuszczenie powtórzonej końcówki osobowej. Konstrukcja obecnie dość rzadka, ale dopuszczalna (https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Koncowki-osobowe-czasu-przeszlego;22808.html).
Ja jej, na przykład, używam. Jest elegancka.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tak samo jest przy opuszczaniu “się” – Uśmiechnęła się, rozsiadła wygodnie i rozebrała.
Babska logika rządzi!
Tak, właśnie.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dzięki za odpowiedź. Stałem się odrobinę mądrzejszy.
Człowiek uczy się całe życie :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Potrzebuję jakiegoś sensownego synonimu klienta/nabywcy – akcja dzieje się w XV/XVI wieku. Myślałam o kupcu, ale słowo może być mylące.
It's ok not to.
Może po prostu “kupujący”?
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
No właśnie, jakoś współcześnie mi to brzmi. Całe zdanie:
Kramarze pospiesznie składają stragany, nie chcą obsłużyć wybrednego nabywcy/kupca/kupującego.
It's ok not to.
Może kontrahent.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Całe zdanie brzmi dość współcześnie, a kontrahent zbyt techniczny. Hmm. Jakiś kontekst?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Historia będąca retellingiem wydarzeń historycznych. To nie jest tekst stylizowany, ale chciałam uniknąć bijących po oczach anachronizmów. Ech, jeszcze podumam. Najwyżej całe zdanie albo i fragment przeformułuję.
Dzięki :)
It's ok not to.
To może inaczej, drobnym opisem; wybrednego konesera/znawcy win/serów/eleganta... w zależności, co on tam kupował?
Babska logika rządzi!
Dobra myśl. Pokombinuję. Dzięki!
It's ok not to.
Najwyżej całe zdanie albo i fragment przeformułuję.
Może tak będzie najlepiej?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Hej
Mam dwie sprawy ;)
Pierwsza : “W nieruchomym obłoku faktycznie coś migotało. Maleńkie drobinki świeciły, niczym złoto wypłukiwane z rzecznego mułu. Obłok poruszył się, gdy gdzieś znad dachów domów w mgłę spłynęła mleczna chmura. Całun zawirował, jak gęsty dym, w który ktoś dmuchnął. Po chwili mgła znów zawisła w bezruchu.”
I tu pytanie czy mgła, która nie jest fizyczna, ma stan.... no właśnie jaki :D. Ale pytanie jest następujące czy mgła może zawisnąć w bezruchu?
Druga sprawa; “Na piętrze rozległ się mongoidalny krzyk.” – I tu chodzi o sytuację, w której osoba z zespołem dowan krzyczy. Takie osoby mają mongoidalne rysy twarzy i mówią w charakterystyczny sposób dla tego zespołu. Więc pytanie jest takie, czy jak taka osoba krzyczy, to by uniknąć opisywania tego charakterystycznego krzyku, określenie “mongoidalny krzyk” może być użyte, by oddać specyfikę głosu osoby z zespłem downa.
Będę wdzięczny za pomoc :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Druga sprawa; “Na piętrze rozległ się mongoidalny krzyk.” – I tu chodzi o sytuację, w której osoba z zespołem dowan krzyczy. Takie osoby mają mongoidalne rysy twarzy i mówią w charakterystyczny sposób dla tego zespołu. Więc pytanie jest takie, czy jak taka osoba krzyczy, to by uniknąć opisywania tego charakterystycznego krzyku, określenie “mongoidalny krzyk” może być użyte, by oddać specyfikę głosu osoby z zespłem downa.
Po pierwsze, z zespołem Downa. Po drugie, ich mowa może być zniekształcona z powodu opuchniętego języka, który utrudnia wymowę, ale stopień problemów z wymową bywa różny, związany z fizjonomią, ale i ćwiczeniami. Po trzecie, krzyk nie ma zespołu Downa. Po czwarte, określenie mongoidalne jest jednak obraźliwe, z tego, co mi wiadomo, i próbowałbym wybrać inne słowa.
Dzięki Zanais. Zgadzam się, że krzyk nie ma zespołu Downa, ale jednak osoby z zespołem mówią w charakterystyczny sposób, więc jeśli nie mongoidalny, to jaki krzyk. Niewyraźny, zniekształcony, to nie oddaje specyfiki tego krzyku. Nie mam pojęcia czy określenie mongoidalny może być obraźliwe, przy określeniu krzyku. I oczywiście wybrałbym inne słowo, jeśli jest takie które oddaje krzyk osoby z zespołem Downa.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
...czy mgła, która nie jest fizyczna, ma stan.... no właśnie jaki
Mgła, która jest nie wiadomo czym, chyba może mieć stan niesprecyzowany.
...czy mgła może zawisnąć w bezruchu?
Wiele razy widziałam mgłę zalegającą nad polami, zdawałoby się w bezruchu, ale pewnie z czasem zanikała/ rozwiewała się/ skraplała.
Gęsta mgła uniemożliwiająca widoczność, a tym samym jazdę, sprawia wrażenie trwajacej w bezruchu.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję regulatorzy, więc przyjmuję, że "Po chwili mgła znów zawisła w bezruchu" jest ok :).
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Bardzie, wiele osób ma zniekształcony głos, wiele mówi niewyraźnie i dziwnie z powodu różnych dolegliwości lub zaburzeń. Nie oddasz słowami tego niby charakterystycznego krzyku (ja nie słyszałem nic specjalnie charakterystycznego w krzyku osób z zespołem), więc myślę, że wystarczy opisać ten krzyk innym słowem. Dla kogoś, kto nie słyszał krzyczących osób z tym zaburzeniem, słowo "mongoidalny" będzie puste, dla kogoś, kto słyszał – niepotrzebne. Ale, jak to mówi Reg, to Twój tekst i zrobisz, jak uważasz ;)
Tak, Bardzie, moim zdaniem mgła mogła zawisnąć w bezruchu. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Zanais właśnie idealne oddałeś problem, który mam z opisywaną sceną. W takim przypadku, muszę dokładniej opisać postać z zespołem Downa, by w scenie w której krzyczy nie było wątpliwości o kogo chodzi. To komplikuje tekst, bo ta postać nie jest na tyle istotna dla fabuły by jej poświęcać więcej znaków. Z drugiej strony opisywanie kto krzyczy, po informacji, że krzyknął, całkowicie psuję klimat sceny. Z trzeciej strony jeśli takie określenie nie kojarzy się z osobą z zespołem Downa, to też nie ma sensu używać takiego określenia. Ale to nie zmienia faktu, że jestem w kropce :).
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
mgła, która nie jest fizyczna, ma stan....
Oczywiście, że mgła jest fizyczna. Chyba że to halucynacja, czy coś. Zresztą fizyczność nic nie ma do bycia w jakimś stanie (choć są stany, w których mogą być tylko byty fizyczne, tj. materialne).
mgła może zawisnąć w bezruchu
Zasadniczo mgła nie robi nic innego, tylko wisi. Ale brzmi to jednak dość dziwnie. Mgła, jak zauważyła reg, raczej zalega albo ściele się.
by uniknąć opisywania tego charakterystycznego krzyku, określenie “mongoidalny krzyk” może być użyte, by oddać specyfikę głosu osoby z zespłem downa.
Nie. Po pierwsze dlatego, że czytelnik nie musi wiedzieć, jak taki krzyk brzmi. Nie, wróć, po pierwsze dlatego, że to nie krzyk ma zespół Downa. Nie wiem, który powód jest ważniejszy, ale wiem jedno – jeżeli Tobie się nie chce pisać, nam nie musi się chcieć czytać.
A poza tym – "mongoloidalny". "Mongoidalny" kojarzy się z pomocnikiem szalonego naukowca (jest też, o czym nie wiedziałam, taka grupa etniczna w Afryce).
Nie oddasz słowami tego niby charakterystycznego krzyku (ja nie słyszałem nic specjalnie charakterystycznego w krzyku osób z zespołem), więc myślę, że wystarczy opisać ten krzyk innym słowem.
Otóż to właśnie. Podobno książę Filip odpowiedział dziennikarzowi na pytanie "jak waszej wysokości minęła podróż", pytaniem "A leciał pan kiedyś samolotem? " Na co dziennikarz "Tak." I książę: "To mniej więcej tak." Widzisz analogię?
W takim przypadku, muszę dokładniej opisać postać z zespołem Downa, by w scenie w której krzyczy nie było wątpliwości o kogo chodzi.
Możesz jej przypisać jakieś konkretne czasowniki już wcześniej, i potem je wykorzystać. Przykład (postać w przykładzie będzie palaczem):
(na początku tekstu): Andrzej zgniótł peta w popielniczce. – Goń się – wycharczał – moje płuca, ta?
(trochę dalej): – Jak idziesz do sklepu – wychrypiał Andrzej – kup mi szlugi, co?
(jeszcze dalej): Andrzej charknął, splunął i wyrwał mi zapalniczkę. – Po dziadku.
(i jeszcze): Andrzej zmierzył mnie spojrzeniem pełnym wzgardy. – Głupia jesteś – wychrypiał.
I tak dalej, aż czytelnik skojarzy sobie chrypę z Andrzejem i Andrzej będzie pierwszą postacią, o której pomyśli, czytając takie zdanie:
Powietrze przeszył chrapliwy krzyk.
Zwłaszcza, jeśli oddzielisz go od grupy.
Z drugiej strony opisywanie kto krzyczy, po informacji, że krzyknął, całkowicie psuję klimat sceny.
A po co? Przecież bohaterowie mogą jakoś zareagować, na przykład:
– Co... to było? Kto...?
Ola przełknęła ślinę. – Chyba... Gosia...
Albo możesz to rozwiązać jeszcze inaczej. Jest mnóstwo możliwości. Ograniczając się do suchego raportu, no. Ograniczasz się. Trzeba myśleć na okrągło :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
No i ma jasność w temacie :) dziękuję Tarnina.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Nie ma problema :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Kochani, do kogo mogę się zwrócić z kwestią tłumaczenia/weryfikacji łaciny? Temat związany z konkursem na Polski Horror.
Nie od dziś wiadomo, że łacińskie inkantacje przyzywania demonów muszą być poprawne gramatycznie.
^ obrazek dla atencji.
Zasadniczo najlepiej do ninedin, ale ona jest rzadko dostępna. Do drakainy, jeśli masz jej maila, bo jest jeszcze rzadziej dostępna. Ślimak Zagłady powinien coś wiedzieć. Jeżeli już naprawdę żadne z nich się nie odezwie, to możesz spróbować ze mną, ale moja łacina jest na poziomie “agricola puellam amat”, więc jeśli powiem, że coś gra, to wcale niekoniecznie musi.
obrazek dla atencji.
Wielce szanuję ten obrazek :P
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Niestety pudło, nigdy się tego systematycznie nie uczyłem, moja znajomość deklinacji i koniugacji może być na jeszcze niższym poziomie “Romanes eunt domus”. Zdecydowanie czekać na Ninedin.
(nie, nie mogłam się powstrzymać)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
A może Nikolzollern? Księża się uczą łaciny i czasem używają, więc może pamięta zasady?
Przynoszę radość :)
Dziękuję, będę próbować D:
Z zadeklarowanych powyższych najbardziej aktywną na portalu jesteś Ty, Tarnino, zatem spodziewaj się pw piątego dnia o brzasku.
To wciąż ta dziedzina wiedzy, w której zawodzi chatgpt ;)
Rybak się ostatnio popisuje :D A chaty i inne gnaty nie mają wiedzy :P
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Chyba jednak wyjdzie to tak:
A teraz coś zupełnie z innej beczki :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Cześć Literaci i Literatki!
Moje pytanie brzmi: czy w opowieści epistolarnej, zwroty “Ci” “Tobie” itd. powinny być pisane dużą literą, ze względu na to, że mamy do czynienia z listem, czy jednak małą literą, bo jest to forma literacka?
Pozdrówka!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
IMO, dużą, bo to list.
Babska logika rządzi!
Skoro to listy, zaimki i formy grzecznościowe pisałabym wielkimi literami.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Literatka to szklanka, a pytanie zawiera błędne założenie. Pisanie zaimków dużą literą to nie kwestia ortografii – to kwestia grzeczności. W ten sposób piszący okazuje adresatowi szacunek.
Dlaczego w dialogach i narracji tego nie robimy? Bo tam albo (narracja) nie zwracamy się do adresata, albo (dialog) bohaterowie mówią, a dużych liter raczej się nie słyszy.
Ale kiedy jeden z bohaterów pisze list do drugiego, widzimy ten list. Jakbyśmy mu patrzyli przez ramię. Jeśli bohater nie ma szczególnego powodu być niegrzecznym, powinien pisać zwroty do adresata dużą literą.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Zgadzam się co do wniosku, ale nie co do objaśnienia. W korespondencji z tymi samymi osobami daję zaimki drugiej osoby wielką literą, gdy piszemy po polsku lub niemiecku, a małą, gdy po angielsku; nie znaczy to, że nam spada poziom wzajemnego szacunku, gdy przechodzimy na angielski, lecz że normy ortograficzne tych języków są różne. To (u nas) fakultatywna reguła ortograficzna, pozwalająca użyć jednego lub drugiego zapisu w zależności od tego, czy chcemy okazać grzeczność.
Oczywiście są natomiast zbliżone kwestie, uznawane w części środowisk za wymóg grzeczności, które jednak pozostają poza systemem ortografii normatywnej, jak stosowanie wobec życzących sobie tego osób neutratywów lub dukaizmów (polski), neozaimków typu xe/xer czy zee/ape (angielski).
nie znaczy to, że nam spada poziom wzajemnego szacunku, gdy przechodzimy na angielski, lecz że normy ortograficzne tych języków są różne
I tak – i nie. Różne są normy pragmatyki językowej zarządzające grzecznością. Podobnie ukłon w np. Japonii jest wymagany przez uprzejmość, a u nas nie (więc jest dziwny).
ETA: PWN powiada (https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Nazwy-osob-do-ktorych-sie-zwracamy-w-listach;22432.html )
Przepisy ortograficzne pozostawiają w tym wypadku dużą swobodę piszącemu. Wielka litera wskazuje, że adresata naszego listu czy maila darzymy uczuciem szacunku, miłości, przyjaźni itp.
Pragmatyka językowa (obejmująca także normy grzeczności) jest olbrzymią i fascynującą dziedziną, na której powinnam się znać bardziej od przeciętnego użytkownika języka, skoro już mam ten dyplom, ale muszę przyznać, że aż tak dobrze się nie znam (gdyby ktoś miał jakieś dobre książki, Searle’a, Grice’a, cokolwiek, to chętnie wymienię poezje Horacego i “Baśnie z tysiąca i jednej nocy”, hint, hint, nidge, nudge). Ale Tę jedną regułę, oderwaną od jej sensu, kładą nam do głów w szkole – i skutki są takie, że przeciętna świeżynka pisze zaimki osobowe dużą literą zawsze, bo zbierała dwóje za pisanie ich małą. Po prostu złe metody nauczania.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dziękuję!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
W jednym ze swoich tekstów mam uliczkę “rozświetloną mdłym światłem latarni”, ale to “rozświetlenie światłem” brzmi dość fatalnie. Chciałem zastąpić “światło” “blaskiem”, ale według słownika PWN “blask” to światło jaskrawe. WSJP tej jaskrawości nie podkreśla. A co sądzą na ten temat specjaliści od języka z forum NF?
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Jaskrawe. Ale “rozświetloną” też można czymś zastąpić. Albo przebudować frazę.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
“Sztywnym krokiem podszedł do nich opalony chłopak w białych spodniach i koszuli; tego samego koloru bransoletka, a także dłoń zaciśnięta na rękojeści przypasanego rapiera, oznaczały, że należał do klasy fechturgów. ”
Coś mi w tym fragmencie nie gra, ale nie wiem, co. Może tylko mi się wydaje, chociaż znając życie, pewnie nie...
Na pewno nie gra przecinek przed “oznaczały”, bo “a także dłoń zaciśnięta na rękojeści przypasanego rapiera” nie stanowi wtrącenia i nie należy oddzielać grupy podmiotu od grupy orzeczenia. Myślę, że z całą konstrukcją zdania też jest coś nie tak, skoro wymienia bransoletkę i zaciśniętą dłoń jako równorzędne oznaki – dłoń, w przeciwieństwie do bransoletki, nie powinna mieć znaczenia symbolicznego. Jest też trochę przydługie i popada w nieco monotonny rytm z jednym określeniem do kolejnych rzeczowników (sztywny krok, opalony chłopak, białe spodnie, zaciśnięta dłoń, przypasany rapier).
Na pewno nie gra przecinek przed “oznaczały”, bo “a także dłoń zaciśnięta na rękojeści przypasanego rapiera” nie stanowi wtrącenia i nie należy oddzielać grupy podmiotu od grupy orzeczenia.
Prawda.
Myślę, że z całą konstrukcją zdania też jest coś nie tak, skoro wymienia bransoletkę i zaciśniętą dłoń jako równorzędne oznaki – dłoń, w przeciwieństwie do bransoletki, nie powinna mieć znaczenia symbolicznego.
Tak – wszyscy mają dłonie (poza Lukiem Skywalkerem).
Bez kontekstu trochę trudno to zdanie poprawić.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dzięki, Ślimaku. Zawsze potrafisz zmasakrować, co mi się wydaje dobrze xD Człowiek żyłby sobie w błogiej nieświadomości, a tu bum! Mam nadzieję, że chociaż trochę poprawiłem...
Sztywnym krokiem szedł do nich opalony chłopak: miał na sobie białe spodnie, koszulę i tego samego koloru bransoletkę; dłoń zaciskał na rękojeści przypasanego rapiera. Spośród wszystkich adeptów tylko fechturgom pozwalano...
Bez kontekstu trochę trudno to zdanie poprawić.
Chodziło mi o takie błędy, które wskazał Ślimak. Kontekstu za wiele nie ma, ot, dziewczyna widzi chłopaka.
Kontekst jest zawsze. A zdanie wygląda lepiej.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Czołem.
Czy wie ktoś jak się nazywa to kółko, którym się kręci, żeby odblokować mechanizm ryglujący w schronie, bunkrze, łodzi podwodnej i innych miejscach, w których się tego używa?
Chodzi mi o to żółte: schron_drzwi_00001_istock,nICD62SaolTLo7bXW5mZ.jpg.webp
Ale o same kółko / klamkę / zawór / kręciołek (???). Szukam konkretnej, branżowej nazwy i znaleźć nie mogę. Wpisałem nawet na ChatGPT i on twierdzi, że to koło ryglujące, ale Google nie znajduje niczego po wpisaniu tego, więc pewnie znowu kłamie.
Pytanie dotyczące zdania:
Czekaj na instrukcje – przeczytał Jarek.
Czy nie powinno być dodatkowo wyróżnione cudzysłowem, skoro on tego nie myśli, tylko czyta? Czy może zostać tak jak jest? bo nie jestem pewna...
Dałabym cudzysłów, bo Jarek przeczytał cytowane słowa.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dobra, dzięki, Reg! :)
Bardzo proszę. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Jak myślicie, czy zapisanie odgłosu czkawki jako “hek!” jest czytelne?
Dla mnie tak. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hek! lub hik! jak najbardziej :)
Known some call is air am
Kojarzę jeszcze zapis “Hep!”.
Babska logika rządzi!
"Hep" bardziej kojarzy mi się z beknięciem niż czkawką, ale chyba też mogłoby być.
Known some call is air am
Dobra, dzięki wielkie! Jesteście niezastąpieni! :)
“Hep” przyjęło się chyba w angielszczyźnie. Nie widzę problemu z “hek”, byle kontekst pasował.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
– D-DZIEŃ DOBRY! – powtórzyła niepewnie. – PRZYBYWAM Z DALEKA. CZY MÓGŁBY MI PAN PO…
I wtedy, jak na złość, dostała czkawki. Na pierwsze ogłuszające „hep!”, które wyrwało się nagle z jej ust, grubas wydał zduszony okrzyk i cofnął się w głąb izby, zatrzaskując za sobą okno. Podczas gdy nieszczęsna Pantagruela, nie zauważywszy nawet jego zniknięcia, rozpaczliwie usiłowała przypomnieć sobie, jak brzmiała reszta rozpoczętego zdania, i dokończyć je na przekór czkawce, w sypialni oberżysta rozgorączkowanym tonem zwrócił się do żony:
– Margaret, wstawaj natychmiast! Zabierz dzieci i uciekaj do lasu! Dołączę do was za chwilę…
– Hę? Co? Dlaczego?
– Nie ma czasu na wyjaśnienia! Wyjdźcie kuchennymi drzwiami. Prędko!
– …Z ŁASKI SWOJEJ… HEP! …Z ŁASKI… HEP! SWOJEJ…
– Haroldzie, czyj to był głos?! Co to wszystko znaczy?!
– To pani olbrzym, mamusiu! Wielka i straszna. Siedzi tam, na dworku, i zagląda nam w okna… i chyba ma czkawkę…
– Nie gadaj tyle, Artie! Budź siostrę i idźcie z mamą, no już…
– Haroldzie, czy to prawda?!
– …Z ŁASKI SWOJEJ… HEP! Z PROŚBY MOJEJ…
– Mamusiu, co się dzieje? – do ogólnego rozgardiaszu dołączył drugi dziecięcy głosik, należący do dziewczynki. – Kto tak głośno mówi? Boję się…
– Spokojnie, Kaylee. Tatuś was obroni. Idźcie!
– …Z ŁASKI SWOJEJ… HEP! WIELKI GARGANTUO… HEP! O CO TO JA MIAŁAM…
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Fachowcy, potrzebuję pomocy. Mam dialog, w którym bohaterowie rozmawiają stylizowaną gwarą warszawską i w pewnym momencie następuje nawiązanie do postaci Arkadego Fiedlera:
– Właśnie – zgodził się Jacek. – Ta… Hina to imię?
– Pseudonim – wyjaśniła Anka, dmuchając w herbatę. – Wszyscy mówili tak na nią w obozie.
– Myślałem. Wygląda trochę tak… azjatycko.
– Te, Fiedlerzak – prychnął pogardliwie Wojtek – weź ty się może lepiej za rosół, nie?
Jaką literą powinienem zapisać tego “Fiedlerzaka”, wielką czy małą?
I z tymi słowy krewki pan Josek przypalantował panią Łaję w gambetę.
Pisałabym małą literą, tak jak hubalczyk lub dąbrowszczak.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hej regulatorzy, dziękuję za opinię, ale, szczerze mówiąc, nie jestem do końca przekonany, czy podane przez Ciebie przykłady są adekwatne do tej sytuacji. Zarówno “hubalczyk” jak i “dąbrowszczak” określają przynależność do grupy, której nazwa bierze się od nazwiska dowódcy. W moim przypadku chodzi o co innego. W gwarze warszawskiej bardzo często występowało przekształcanie rzeczowników, w tym również nazw własnych, przez dodanie końcówki “-ak”, np. warszawianin → warszawiak, plac Kercelego → Kercelak, szwagier Piekutowski → szwagier Piekutoszczak, stary Majewski → stary Majeszczak, rowerzysta → rowerak.
Gdyby Wojtek posługiwał się zwykłą polszczyzną, powiedziałby do Jacka: “Ty, Fiedler” zamiast “Te, Fiedlerzak”, dlatego właśnie zastanawiam się, czy tutaj jak raz nie powinien wystąpić zapis wielką literą.
I z tymi słowy krewki pan Josek przypalantował panią Łaję w gambetę.
No cóż, w sprawach warszawskiej gwary nie mam nic do powiedzenia. :(
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hmmm. Jeśli to traktować jak przezwisko czy inną ksywę, choćby chwilową, to IMO dużą literą.
Babska logika rządzi!
Dziękuję – w takim razie zostawiam zapisane wielką literą.
I z tymi słowy krewki pan Josek przypalantował panią Łaję w gambetę.
Te oczy, uważne, błyszczące, przedwieczne, spojrzały spokojnie na dziewczynę. Druty pędziły, jakby ktoś pourywał hamulce.
– Mam wiele imion, lecz Śmierć nie jest jednym z nich, dziewczyno. Wsłuchaj się w siebie, czy naprawdę myślisz, że to twój koniec?
Nie, to nie koniec, pomyślała Iskra, to nie koniec, przytaknął autor, bo bardzo chciał jeszcze pisać.
Poczuj to, szepnął narrator.
Iskra zamknęła oczy.
Mam pytanie do tego fragmentu. Tak na becie rozważaliśmy zapis wypowiedzi narratora i autora. Wiem, że można to zrobić różnie: cudzysłów, kursywa, od myślnika (półpauzy?). Czy taki zapis, jak jest teraz, może zostać? Nie chciałam za bardzo zaznaczać obecności autora i narratora, raczej gdzieś tam cichutko w tle sobie gadają. Mimochodem wtrącają swoją obecność... :D
Zakładam, że jest tu zapis myśli, a potem narrator, szepcząc, mówi. Jednak nie wiem, czy należycie odczytałam zaprezentowany fragment.
Te oczy uważne, błyszczące, przedwieczne, spojrzały spokojnie na dziewczynę. Druty pędziły, jakby ktoś pourywał hamulce.
– Mam wiele imion, lecz Śmierć nie jest jednym z nich, dziewczyno. Wsłuchaj się w siebie, czy naprawdę myślisz, że to twój koniec?
Nie, to nie koniec – pomyślała Iskra.
To nie koniec – przytaknął autor, bo bardzo chciał jeszcze pisać.
– Poczuj to – szepnął narrator.
Iskra zamknęła oczy.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Zasadniczo zgadzam się z Reg, ale dopuszczam jeszcze inne możliwości. Na przykład, jeśli chcesz podkreślić różnicę między myślami narratora/autora a myślami bohaterów, możesz je zapisać w jakichś fikuśnych nawiasach: <To nie koniec> – przytaknął autor. [Nieźle im idzie] – pomyślał narrator.
To byłoby rozwiązanie spoza podręczników, ale w końcu nie w każdym tekście narrator dostaje prawo do snucia własnych myśli.
Babska logika rządzi!
Nie chciałam za bardzo zaznaczać obecności autora i narratora, raczej gdzieś tam cichutko w tle sobie gadają.
Skoro tak, to zostawiłabym, jak jest. Gdybyś chciała mocniej zaznaczyć, to inna rozmowa. (Ale “przedwieczne oczy”?)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
No dobra, przemyślę jeszcze... dzięki wielkie!
No przedwieczne, no... :D
Ftaghn! XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Chciałam prosić o pomoc, jeśli w wypowiedzi bohatera jest konstrukcja – wypowiedź i stwierdzenie “łamał sobie głowę”, czy wyraz “łamał” można potraktować jako czynność gębową? – np.:
– Co to może być? – łamał sobie głowę.
Pecunia non olet
„Łamać sobie głowę” to usilnie nad czymś myśleć, zastanawiać się, więc nie zapisałabym tego w postaci wypowiedzi dialogowej, a raczej myślenia: Co to może być? – łamał sobie głowę.
Albo: – Co to może być? – zastanawiał się głośno, łamiąc sobie głowę.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Serdecznie dziękuję, Regulatorzy.
Pędzę zatem wpisać to przy becie.
Pozdrawiam.
Pecunia non olet
Bardzo proszę. Bruce. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Niejasno przypominam sobie, że ktoś tu już kiedyś o to pytał, ale nie mogę się doszukać pytania i odpowiedzi. Jak zapisujemy w prozie numery władców? Słownie (np. Otton szesnasty) czy cyframi rzymskimi (Otton XVI)?
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Rzymskimi – Henryk VIII; Elżbieta II; Karol III
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękówa.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Bardzo proszę.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Które zwierzęta mają “głowę” a które “łeb”? Łeb konia brzmi bardzo dobrze, ale łeb wrony – ciężko było mi stwierdzić, w publikacjach zoologicznych dotyczących ptaków często pojawia się “głowa”. “Ryba psuje się od głowy”, ale jest też “Łeb Makreli”.
Duży potwór pewnie ma łeb, ale jeśli jest to humanoid? Jak go określić, jeśli nie ma wydzielonej tej części ciała? Jest bezgłowy czy bez... no właśnie, zaczyna się łamaniec językowy :)
Wydaje mi się, że u zwierząt to właściwie synonimy. A małe zwierzęta, jak wrona, mają łebki. Przy bezgłowych – nie mam pojęcia. Pewnie zależy od kontekstu; czasem można iść w biologiczne otwory gębowe i przednie segmenty, a czasem w poetyckie demonie paszcze.
Babska logika rządzi!
Łebki wron brzmią sensownie, aczkolwiek również zdrobniale i pieszczotliwie. Jeśli owe ptaszki przekrzywiają łebki, pukając w szybę z prośbą o świąteczny prezent, całość jest spójna. Jeśli zdecydują się pożywić na polu bitwy, to może “głowy” są jednak lepsze. Jeszcze to przemyślę. Dzięki za podpowiedzi!
Pewnie zależy od kontekstu; czasem można iść w biologiczne otwory gębowe i przednie segmenty, a czasem w poetyckie demonie paszcze.
To chyba dobry trop.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Hej,
Z cyklu: jak to napisać?
Zapis myśli w nowym opowiadaniu robię za pomocą kursywy. Potem przecinek i “pomyślał”, “zastanowił się” itp.
A co jeżeli “pomyślunek” jest pytaniem? Wtedy mamy znak zapytania i... czy “Zastanawiał się” powinno być wielką literą?
Gdzie u diabła był ten złamas? Zastanawiał się Bernard.
Ja bym się trzymała przecinka: …złamas?, zastanawiał się B.
Ale pewna nie jestem. Zawsze możesz w tym przypadku odejść od zapisu myśli i dać zdanie: B. zastanawiał się, gdzie, u diabła, podział się ten złamas. Wtedy już bez pytajnika.
Babska logika rządzi!
Ramshiri, sugeruję:
Gdzie u diabła był ten złamas? – zastanawiał się Bernard.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hej, dziękuję za szybką odpowiedź.
Jeszcze zastanowię się co zrobić w przypadku tego opowiadania. Być może zmienię to tak, jak mówisz Finkla (szyk zdania).
Na przyszłość, po prostu będę robił tak, jak mówisz regulatorzy, bo za każdym razem mam rozterki co z tym zrobić.
Jeszcze raz dziękuję :)
Bardzo proszę, Ramshiri. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć,
Potrzebuję wstawić komentarz narratorski w monologu. Czy taki zapis będzie poprawny?
– Próżne słowa! Takich nikt już nie wychowa! – gromko zakrzyknęła kura, bo jak mawiała jej mamusia: gromkie zakrzyknięcie przy bezpośrednim zwrocie do adresata jest gwarantem przykucia uwagi tegoż. – Trudno. Wszyscy się wynoście!
No i poszli sobie goście.
Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!
Ja cytat z mamusi raczej dałabym w cudzysłowie, a nie kursywą. Reszta w porządku.
Babska logika rządzi!
I przecinek przed “jak mawiała”. A skoro jest dwukropek, to i cudzysłowu nie trzeba.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Raczej nie dawałbym przecinka, bo mamy do czynienia z “połączonym wskaźnikiem zespolenia”. Te wszystkie bo jeśli, zamiast żeby, że ponieważ gdyby… są zapisywane bez przestankowania.
Hmmmmmmmm...
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ok, czyli zapis z jednym przecinkiem? Bo z dwoma to wygląda dość brawurowo :D
– Próżne słowa! Takich nikt już nie wychowa! – gromko zakrzyknęła kura, bo (,) jak mawiała jej mamusia: “gromkie zakrzyknięcie przy bezpośrednim zwrocie do adresata jest gwarantem przykucia uwagi tegoż”. – Trudno. Wszyscy się wynoście!
No i poszli sobie goście.
Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!
Owszem, tak uważam (na poparcie mogę przytoczyć https://sjp.pwn.pl/zasady/366-90-B-3-Dwa-sasiadujace-spojniki-spojnik-i-zaimek-wzgledny;629778.html).
Finklo, Tarnino, Ślimaku, dziękuję serdecznie za pomoc :)
Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!
Cieszę się w imię kolektywu :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Witam!
Jak można elegancko określić grupę trzech ludzi i wóz z woźnicą?
Na razie najlepsze, co wymyśliłem, to konwój.
Transport – zbyt ogólne
Oddział – tylko jeśli są zbrojni, poza tym trochę za mało ich na oddział
Eskorta – odnosi się tylko do “otoczki” wozu, a nie do całej grupy
Karawana – kojarzy się z większą ilością wozów
Konwój chyba jest w porządku, chociaż to jeszcze zależy od czasów, kontekstu itd. A musi być jednym słowem? Nie może być “wóz z obstawą/eskortą”? I są jeszcze bardziej ogólne określenia; podróżni, kupcy, pielgrzymi, przyjaciele...
Babska logika rządzi!
Mała karawana.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Karawana to dużo wozów. Konwój zresztą też (zwykle: https://pl.wiktionary.org/wiki/konw%C3%B3j ). A co oni robią? Jeśli coś przewożą, to transport (o ile pasuje stylistycznie) będzie grał.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
"Około dwóch wozów" – to już karawana;) ?
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
No, jakby nie bardzo, ale zdobywać Dziki Zachód możesz :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tym razem z innej beczki: jak nazwać “komórkę” struktury zbliżonej do pszczelego plastra, wewnątrz której hoduje się niekoniecznie pszczołę, ale dowolny rodzaj stwora? Stwory nie zawsze mają postać larwalną i nie zawsze są owadami.
Na razie jest “komórka”. Inkubator nie brzmiał dobrze, ponieważ struktura jest organiczna. Inne pomysły? Jeśli używa się tego samego słowa w sąsiadujących zdaniach i nie ma synonimów, nie wygląda to dobrze.
Z góry dziękuję!
Jeśli używa się tego samego słowa w sąsiadujących zdaniach i nie ma synonimów, nie wygląda to dobrze.
Pomyślałabym raczej nad przeformułowaniem zdań tak, aby powtórzenie nie było potrzebne, zamiast szukania synonimu.
Możesz też stworzyć własne słowo na nazwanie takiej komórki i używać w tekście obu zamiennie.
Ze słów, które są mniej więcej synonimiczne, przychodzi mi na myśl segment i cela. Można by też użyć szerszej znaczeniowo wylęgarni.
It's ok not to.
Pomyślałabym raczej nad przeformułowaniem zdań tak, aby powtórzenie nie było potrzebne, zamiast szukania synonimu.
Dobrze gada, dać jej kakao :)
Możesz też stworzyć własne słowo na nazwanie takiej komórki i używać w tekście obu zamiennie.
Można.
Ze słów, które są mniej więcej synonimiczne, przychodzi mi na myśl segment i cela. Można by też użyć szerszej znaczeniowo wylęgarni.
Hmm.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Można by też użyć szerszej znaczeniowo wylęgarni.
Wylęgarnia już jest, na określenie całości struktury. Cela – ktoś jeszcze napisze, że angielskawe, i zalatuje więzieniem, a stworków nie potrzeba więzić (może poza jednym). Segment – dobry pomysł, nie wpadłem na to. Dzięki!
Przeformułowanie zdań – jest to jakaś myśl. Jeśli dam dokładniejszy opis na początku, czytelnik (może) zapamięta, że ściany i przegrody należą do komórek. Gorzej, jeśli wypije zbyt mało kawy rano ;)
Tak, z całą pewnością uznałbym “celę” za błędną kalkę z angielskiego. “Segment” też nie bardzo, spodziewałbym się raczej, że to, co się wylęga, może mieć segmenty głowotułowia i odwłoka. A dlaczego nie “sześciokąt, heksagon”?
Cześć
A dlaczego nie “sześciokąt, heksagon”?
Dlatego, że to figury płaskie. Czworościan, sześcian, ośmiościan, dwunastościan – to są polskie zwierzęta :D .
Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!
Akurat wyobraziłem sobie komórki lęgowe tworzące płaską siatkę sześciokątną, o pomijalnej grubości w stosunku do wymiarów poprzecznych. Jeżeli analogią miał być plaster pszczeli, to one jednak mają znaczną głębokość, więc bardziej odpowiadałyby graniastosłupom.
Skądinąd właściwie nie wiem, dlaczego bryły platońskie to Twoim zdaniem “polskie zwierzęta” – z tego, co kojarzę, nie wiążą się jakoś szczególnie z historią polskich odkryć matematycznych?
Skądinąd właściwie nie wiem, dlaczego bryły platońskie to Twoim zdaniem “polskie zwierzęta” – z tego, co kojarzę, nie wiążą się jakoś szczególnie z historią polskich odkryć matematycznych?
Nie gniewaj się, Ślimaku :). Moje ADHD mi odpaliło w głowie motyw z Chłopaki nie płaczą.
https://www.youtube.com/watch?v=2jAbD-LFmm4
Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!
O co tu mógłbym się gniewać? Pytałem tylko z ciekawości, a na takie skojarzenie bym nie wpadł, dzięki za wyjaśnienie!
Przychodzi mi na myśl jeszcze słowo wnęka.
Pewnie byłoby łatwiej znaleźć odpowiednik, gdybyś dał fragment, w którym go potrzebujesz :)
It's ok not to.
Ślimaku Zagłady, słuszne spostrzeżenie i sześciokątów już używałem, przy opisie powierzchni. Tak bohaterka widzi strukturę, jeśli stoi na jednej z przegród dzielących komórki.
Segmentów na próbę użyłem i zabrzmiały na razie jak na mój gust dobrze, ale jako “segmenty struktury”.
Morderco Bez Serca, ośmiościan – geometrycznie jest ok, muszę wypróbować w zdaniach. Na oko jest dobre przy pierwszym opisie komórki.
Dogsdumpling: wnęka – gdyby struktura stała pionowo, byłaby idealna. Wylęgarnia jest pozioma. Obawiam się, że wzbudzi mylne skojarzenia. Kiedy czytam opis drogi wspinaczkowej, wnęka sugeruje mi miejsce, gdzie mogę się schować, nie coś, do czego mogę wpaść. Nie wiem, czy inne osoby mają takie skojarzenia ;)
Z dwoma synonimami dam sobie radę. Wolę wrzucić całość do poczekalni, niż teraz wycinać kawałek. Dzięki!
No to może studzienka, dołek, kanał, pionowa trumna?
Babska logika rządzi!
Jednostka, podjednostka?
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Finklo i Bolly, dzięki za starania. Widzę, że bez cytatów się nie obejdzie:
Poderwałam się. Pająk zakołysał się, kiedy uderzyłam stopami o powierzchnię błony. Uginała się pode mną, czyniąc bieg nieporadnym i powolnym. Wreszcie wydostałam się na twardą przegrodę. Płaskie sześciokąty zasklepionych komórek ciągnęły się aż po skraj pola widzenia. Tylko z pozoru były jednakowe. Od kiedy po raz pierwszy opuściłam moją komórkę, uczyłam się znajdować drogę w tym labiryncie, zapamiętując zamieszkujące go stwory. Nieliczne reagowały na wizytę agresją i te nauczyłam się omijać. Większość lubiła kontakt, szczególnie te, które znałam od małego.
Widziałam przed sobą komórkę odmienną od reszty, pokrytą błoną czarną jak smoła i oddzieloną od innych pustymi wnękami. Przegrody rozdzielające segmenty miały szerokość nie większą od stopy, musiałam więc uważać, by się z nich nie ześlizgnąć.
Czarna substancja zasklepiająca komórkę wydawała się nieprzenikniona i znacznie twardsza od reszty błon. Położyłam dłonie na pokryciu komórki i spróbowałam je otworzyć tak samo, jak robiłam to w innych segmentach. Błona usłuchała mnie i rozwarła się na tyle szeroko, że mogłam wślizgnąć się do wnętrza. Wzdłuż każdej pionowej krawędzi ośmiościanu znajdowały się wyżłobienia, pełniące rolę drabinki. Wyczułam je pod stopami, zeszłam kilka kroków i zamknęłam błonę nad sobą.
Udało mi się wykorzystać synonimy, niestety nie te Finklowe, ponieważ wbrew pozorom nie jest to horror. Z tego względu kanał lub trumna zwiodą czytelnika na manowce.
Jak widać, jeszcze nie wyczesane językowo – już zauważyłem w trzecim cytacie, że powinny pełnić funkcję, a nie rolę :P
Opowiadanie nie było jeszcze leczone na siękozę, rzeżączkę, jejozę i inne choroby. Rosyjskich i angielskich pasażerów na gapę też jeszcze nie wyprosiłem, ale zwykle robię to na samym końcu. Powtarzająca się komórka była poważniejszą zarazą i mam nadzieję, że w cytatach synonimy brzmią teraz w miarę dobrze.
Hmm. Wygląda nieźle, choć ośmiościan trochę nie w tę stronę kieruje – komórki pszczelego plastra są zasadniczo sześciokątne, a dno mają takie z trzech ścianek. Ale może Twoje mają płaskie, nie wiem
ETA: A, i – jak najedziesz na belkę u góry, to pokaże się między innymi “edytuj”:
możesz dzięki niemu edytować posty, zamiast wklejać jeden po drugim
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Nawet jeżeli mają płaskie dno, to mnie na hasło “ośmiościan” staje przed oczami raczej ośmiościan foremny niż graniastosłup sześciokątny prawidłowy. Nie wiem oczywiście, na ile to reprezentatywne dla ogółu czytelników.
W fantasy graniastosłup sześciokątny prawidłowy nie przejdzie. SF ledwo. Nie, żebym sugerował, że czytelnicy fantasy to tylko czekają na mordobicie/mieczobicie/magiobicie, a SF czytają sami matematycy :D
No to może coś z miejscem zamieszkania; domek, norka, jama, mieszkanko?
Babska logika rządzi!
to mnie na hasło “ośmiościan” staje przed oczami raczej ośmiościan foremny niż graniastosłup sześciokątny prawidłowy
Właśnie, mnie też.
W fantasy graniastosłup sześciokątny prawidłowy nie przejdzie. SF ledwo
Fantastyczne beryle:
Zupełnie fantasy :)
No to może coś z miejscem zamieszkania; domek, norka, jama, mieszkanko?
Gniazdo?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Fantastyczne beryle:
Tarnino, przy innych proporcjach otrzymujesz trylinkę, nie beryl :P
Czy to budzi fantastyczne skojarzenia... u mnie jak jakikolwiek ciekawy kształt może wzbudzić, ale nie musi. Fraktalny kształt liścia paproci dla jednych jest magiczny, a dla innych wynika z minimalizacji dystansu dostarczania wody i odbierania cukrów, przy zachowaniu odpowiednich właściwości mechanicznych. Tak samo ten beryl ze zdjęcia może być przejawem minimalizacji energii i ciasnego upakowania atomów przy zachowaniu odpowiedniego kąta wiązania, a może być w nim zaklęta przyszłość świata, którą zobaczy tylko młody mag, wiedziony ciekawością...
Bohaterka może nazwać to ośmiościanem, ponieważ ma osiem ścian. Dla mnie, jako autora, pasuje to do bohaterki. Żeby nazwała to graniastosłupem sześciokątnym prawidłowym, potrzebuje jeszcze nauczyciela geometrii. Użycie tego w dialogu nie zabrzmi naturalnie, ponieważ bohaterka i jej ojciec-stworzyciel mają inne zmartwienia. Użycie w narracji pierwszoosobowej będzie sugerować, że lubi nauki matematyczne lub dąży do precyzji określeń, co niekoniecznie jest prawdą. Gdybym miał narrację trzecioosobową, z większym dystansem do postaci, nie czułbym takiego dysonansu i wtedy użycie GSP miałoby większy sens. Tak przynajmniej to “czuję” :P
Gniazdo za to pomysłowe, brzmi organicznie.
P.S. W patencie Trylińskiego z 1933 roku przy opisie geometrii trylinek użyte jest sformułowanie “płyty sześciokątne”, zatem wydaje się. że “komórki sześciokątne” również mają sens. Niestety, nie jest to wykładnią językową – zetknąłem się z procesem przyznawania patentów i muszę przyznać, że bardzo małą uwagę zwraca się przy nim na stronę językową. Sprawdzane są jedynie zwroty patentowe i ogólna logika opisu, a recenzenci są często z łapanki i zupełnie nie znają się na tym, co recenzują.
Gdybym miał narrację trzecioosobową, z większym dystansem do postaci, nie czułbym takiego dysonansu i wtedy użycie GSP miałoby większy sens.
Ano, właśnie. Szukamy dalej.
wydaje się. że “komórki sześciokątne” również mają sens
Mają, jestem pewna, że gdzieś je widziałam.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Czy w języku polskim w nazwach statków każdy wyraz zapisujemy wielką literą, czy tylko pierwszy?
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Każdy (oprócz spójników i przyimków), bo nazwa statku to imię własne. Zresztą traktowana kulturowo niemal jak imię człowieka – są chrzczone z wielką pompą. Latający Jeleń. Czerwony Październik. Zemsta Królowej Anny. Wędrowiec do Świtu.
Kontrowersyjna jest inna kwestia w zapisie nazw statków: niektórzy autorzy wyróżniają je cudzysłowem lub kursywą, a niektórzy traktują tak bardzo jak imiona, że wystarczają im same wielkie litery. Mnie się zdaje, że pierwsze podanie nazwy dobrze jest wyróżnić cudzysłowem (zwłaszcza gdy jest podana z typem okrętu czy inną charakterystyką), kiedy zaś powraca wielokrotnie w tekście, nie ma już takiej potrzeby:
Na czele kolumny płynął ciężki krążownik „Blücher”. (...) Trafiony dwoma pociskami kalibru 280 mm, Blücher zatonął stępką do góry z większością załogi.
Czyli dobrze myślałem. Dzięki, Ślimaku.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Pokazują na mnie palcami, gdziekolwiek/dokądkolwiek się nie udam.
Jest tutaj jakaś różnica?
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Druga wersja – dokąd jest związane z ruchem, a gdzie – statyczne. Gdziekolwiek jestem, dokądkolwiek się nie udam.
Babska logika rządzi!
Otóż to.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Taki drobiazg – czy królewna z quasi-średniowiecznego świata powinna mieć osobistego “strażnika” czy “ochroniarza”? Mam wrażenie, że “ochroniarz” brzmi nieco zbyt współcześnie.
Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.
Jest gwardia pałacowa / zamkowa? jest, bo powinna być. Z jej szeregów można wydzielić drużynę, chroniącą królewnę podczas jej przebywania poza zamkiem / pałacem.
A czy ten goryl musi mieć jakieś specjalne nazwanie? “Strażnik” ujdzie.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Jeśli księżniczka była rzymska, to może jeszcze być pretorianin.
Babska logika rządzi!
Moim zdaniem problem wynika głównie z tego, że w realiach zbliżonych do średniowiecznych królewna zwykle nie będzie podróżowała sama (bez dworu). Gdyby nawet, samotna wyprawa z człowiekiem niskiego stanu zapewniającym tylko walory fizyczne to murowany przepis na skandal. Jej towarzysz powinien mieć określoną funkcję czy rangę, którą można nazwać.
Jak już wyżej wskazano, gdyby świat był pod tym względem nieco odleglejszy od naszego, królewna dysponowała większą samodzielnością i swobodą, to może mieć jednego lub kilku strażników bądź gwardzistów (byle z kontekstu jasno wynikało, czy jej podlegają, czy pilnują jako więźniarki).
Gdyby okoliczności zmusiły królewnę do podróżowania incognito z minimalną świtą, jej niski stanem pomocnik będzie to po prostu sługa – i rozumie się domyślnie, że pełni też funkcję ochroniarza.
Osoba uczona, często można lub duchowna, której powierzono wychowanie królewny i może się z nią dokądś sam wybrać, będzie nazywana opiekunem lub preceptorem, nieco później guwernerem.
W niektórych realiach dworskich, zwłaszcza turnieju rycerskiego czy nawet wyprawy wojennej, królewna może mieć swojego giermka (może też mieć pazia, ale ten się na ochroniarza nie nada). Kiedy wojskowość zbliża się do nowożytnej, zamiast niego pojawi się przyboczny lub adiutant.
Gdyby królewna (częściej jednak: wielka dama) mogła udać się na jakieś spotkanie bądź wydarzenie kulturalne prawie sama, ale z osobą pilnującą jej dobrego zachowania i cnoty, będzie to przyzwoitka lub duenna. W rzadkim przypadku, gdy tę funkcję pełni mężczyzna (godny zaufania starszy krewny), najlepiej nazwać go szaperonem (ale w tradycji islamskiej mahramem).
Kiedy realia kulturowe pozwalają, by królewna wybrała się dla rozrywki na przejażdżkę lub polowanie z pomocą wyznaczonego do tego zaufanego sługi czy dworaka, zwykle określimy go jako masztalerza.
Urzędnik powołany do opieki nad fraucymerem jest to wojski.
W szczególnych przypadkach (coś na kształt późnej Republiki Weneckiej), gdy wielka dama może utrzymywać przy sobie drobniejszego szlachcica, w domyśle świadczącego także usługi seksualne, przyznajemy mu miano cicisbeja.
Oczywiście nie czuję się do końca pewnie w tych wszystkich zróżnicowanych realiach i epokach, więc śmiało korygujcie, gdybym coś poplątał.
Moim zdaniem problem wynika głównie z tego, że w realiach zbliżonych do średniowiecznych królewna zwykle nie będzie podróżowała sama (bez dworu).
Kurczę... oczywiście. Jak ja o tym nie pomyślałam?
W niektórych realiach dworskich, zwłaszcza turnieju rycerskiego czy nawet wyprawy wojennej, królewna może mieć swojego giermka
Ooo?
Urzędnik powołany do opieki nad fraucymerem jest to wojski.
Hmm, na pewno?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Wyglądałoby na to, że z wojskim trochę poplątałem. Głównie to był taki urzędnik rezerwowy, zwykle starszy wiekiem, mający przejąć obowiązki, gdyby reszta miejscowej administracji musiała wyjechać (a potem, w późnej RON, oczywiście już tylko tytuł honorowy). Według Glogera “Stąd urosła tradycja, że dawny wojski był z urzędu opiekunem żon, matek i córek szlachty, która poszła na wojnę”, ale to absolutnie nie to samo co opieka nad fraucymerem – bo urząd typowo lokalny, nie było nigdy wojskiego asygnowanego przy dworze królewskim. Co prawda, u Waligórskiego kneź Dreptak miał takiego wojskiego, więc w fantastyce historycznej różnie można kombinować.
A, o tytulaturze dworskiej mam pojęcie mniej więcej takie, jak kura o przyprawach kuchennych
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Jak zapisać wiersz mówiony przez bohatera. Czyli jeśli mój bohater mówi: “Stoi zna stacji lokomotywa, tłusta ogromna i pot z niej spływa.”
To zapisać jako dialog, czy jako wiersz?
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Jeśli bohater recytuje cały utwór – kursywą jako wiersz. A jeśli cytuje tylko tylko jedno zdanie, dałabym je jako dialog, ale w cudzysłwie.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dużo zależy od kontekstu. W jakiej sytuacji pada cytat, jaką pełni rolę – ilustracyjną, jest odpowiedzią na słowa lub postępek innej postaci, i te de, i te pe. W rezultacie cytat można podać, stosownie do kontekstu, w różnych formach. Zapowiedzianego przed wygłoszeniem, najpierw wypowiedzianego, potem objaśnionego, że był cytatem, a nawet bez objaśnień, bez wyróżnień, jeżeli jest frazą powszechnie znaną, jak na przykład nihil novi sub sole.
Trudno, nawet się nie da, radzić w ciemno.
cytat można podać, stosownie do kontekstu, w różnych formach
Otóż to.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Mam taki zgryz i może mi coś poradzicie. Jak dobrze wiecie, u mnie z ortografią i interpunkcją jest zawsze kiepsko, ale jednak mimo wszystko z reguły przynajmniej STARAM SIĘ pisać poprawnie.
I mój zgryz dotyczy tego, co uczyniłem powyżej. Czytaj: by podkreślić słowa “staram się” napisałem je dużymi literami.
Wielokrotnie zwracano mi tu uwagę, że to jest niepoprawne... ale chciałbym spytać Was, szczególnie takich słodkich grammar-nazi jak @Tarnina, @regulatorzy czy @Ślimak Zagłady (ale oczywiście każdy może się wypowiedzieć, im więcej osób zabierze głos, tym lepiej) – czy to naprawdę aż tak bardzo Was razi czy też wybija z rytmu przy czytaniu. Czy może wręcz oczy wypala?
Pytam, bo zamierzam tę regułę świadomie łamać :) Po prostu... strasznie mi ona nie leży, podobnie jak pisanie “herbata” przez samo “h”, gdy jest ona posłodzona (każde dziecko wie, że herbata z cukrem staje się cherbatą ;-) ) – ale o ile o “cherbatę” walczyć nie będę i z bólem, bo z bólem napiszę długie i przegadane “herbata z cukrem” zamiast po prostu “cherbata”, to jednak te duże litery są mi o wiele bardziej potrzebne do szczęścia.
Zwłaszcza – w dialogach.
Bo spójrzmy na to:
– Musisz wiedzieć dobrze, by wygrać – powiedział, kładąc nacisk na słowie “wiedzieć”
a:
– Musisz WIEDZIEĆ dobrze, by wygrać.
Didaskalia stają się zbędne.
Ale to nie jedyny problem, który chcę w ten sposób rozwiązać:
– Musisz dobrze wiedzieć, co musisz wiedzieć, by wygrać – powiedziała, kładąc nacisk na słowie “wiedzieć”
Teraz nie wiadomo – na którym słowie “wiedzieć” położyła nacisk, więc należy napisać coś w stylu:
– Musisz dobrze wiedzieć, co musisz wiedzieć, by wygrać – powiedziała, kładąc nacisk na pierwszym słowie “wiedzieć”.
Niby dobrze (tyle, że strasznie długo tekstu, a wiadomo, jakbym pisał na jakiś tutejszy konkurs, to każdy znak na wadę złota... zresztą mnie samemu to przegadanie nie pasuje) – ale...
...ale czytelnik się dowiaduje, które słowo zostało zaakcentowane dopiero pod koniec didaskaliów (trzy wyrazy przed końcem). Wydaje mi się to bardzo nieuprzejme względem niego. Może w niemieckim, by to tak nie raziło, oni i tak muszą czekać do ostatniego wyrazu w zdaniu, by wiedzieć o czym w ogóle mowa, ale my, Polacy, nie gęsi, mamy swój język i swą mentalność – zwykle nam się wszędzie spieszy, do zrozumienia – również.
– Musisz dobrze WIEDZIEĆ, co musisz wiedzieć, by wygrać.
Nie tylko skraca całość dwukrotnie, ale też sprawia, że zamiast w trzecim wyrazie od końca długiej linijki, czytelnik dowiaduje się, że coś zostało zaakcentowane w chwili, gdy podkreślony wyraz czyta.
Mógłbym jeszcze podać inne przykłady, na przykład, z wieloma uwypuklanymi wyrazami, które didaskalia uczyniłyby jeszcze bardziej zagmatwanymi, ale to nie jedyna trudność. Załóżmy, że dwie osoby z sobą dyskutują i każda z nich podkreśla w ten sposób jakieś wybrane słowa:
– Musisz dobrze wiedzieć co musisz wiedzieć, by wygrać – powiedziała, akcentując słowo “wygrać”.
– Czy twoje wygrać nie oznacza raczej po prostu przeżyć? – odpowiedział, kładąc nacisk na słowach “wygrać” i “przeżyć”
– Planujesz wygrać będąc martwym? – rzekła, podkreślając słowo “martwym”.
– Nie, ale być na koniec żywym, to za mało, by zwyciężyć – odparł, akcentując “za mało”.
Oczywiście powyższy dialog jest troszku wydumany na użytek tego przykładu, ale potrafiłbym sobie wyobrazić takie, w których to akcentowanie przez każdą osobę kolejnych słów – miałoby więcej sensu i byłoby uzasadnione, a mi chodzi tylko o to, że po pierwsze – za chwilę mi się skończą didaskalne synonimy, po drugie – już mi się skończyły synonimy do “kłaść nacisk” (pewnie jakbym poszukał w głowie, to znalazłbym wincyj, ale nie o to chodzi – one albo nie będą brzmiały naturalnie, albo w pewnym momencie się jednak skończą), a po trzecie, najważniejsze, to mam wrażenie, że te didaskalia odciągają czytelnika od głównego tematu rozmowy, i zapisanie tego tak jak poniżej, będzie z większą korzyścią dla wygody czytającego:
– Musisz dobrze wiedzieć co musisz wiedzieć, by WYGRAĆ.
– Czy twoje WYGRAĆ nie oznacza raczej po prostu PRZEŻYĆ?
– Planujesz wygrać, będąc MARTWYM?
– Nie, ale być na koniec żywym, to ZA MAŁO, by zwyciężyć.
Podsumowując: który z zapisów czyta Wam się lepiej, który jest jaśniejszy i czy któryś (w domyśle: ten drugi) nie wywołuje u Was mocnej reakcji alergicznej?
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
U mnie drugi zapis nie wywołuje ciarek, acz chyba przyjęło się w internetach, że duże litery oznaczają raczej krzyk niż nacisk.
Przy takim stężeniu didaskaliów tekst wygląda dziwnie i monotonnie, jakieś graficzne podkreślenie aż się prosi. Może pogrubienie zamiast kapitalików?
Aha, dodaj przecinki przed “by”.
Babska logika rządzi!
czy to naprawdę aż tak bardzo Was razi czy też wybija z rytmu przy czytaniu. Czy może wręcz oczy wypala?
Nie, nieszczególnie. Oczywiście, nadużywanie tego byłoby cokolwiek wnerwiające, ale tak raz na jakiś czas? Tylko że WERSALIKI to najwyższa forma podkreślenia, jest jeszcze wytłuszczenie, kursywa...
każde dziecko wie, że herbata z cukrem staje się cherbatą ;-)
XD
Didaskalia stają się zbędne.
Są na to inne sposoby ;)
Wydaje mi się to bardzo nieuprzejme względem niego.
Hmm, prawda, prawda. To jest argument.
zapisanie tego tak jak poniżej, będzie z większą korzyścią dla wygody czytającego
A właściwie dlaczego chcesz to akcentowanie wyrazów aż tak podkreślać?
acz chyba przyjęło się w internetach, że duże litery oznaczają raczej krzyk niż nacisk.
W Internetach tak, ale poza tym?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Pierwszy zapis (z didaskaliami) jest irytujący. Uznałabym, że autor nie potrafi pisać i traktuje mnie jak idiotę, najprawdopodobniej przestałabym czytać dalej.
Drugi nie ma sensu – krzyczysz (duże litery) zamiast podkreślać (kursywa). To jest moje rozwiązanie ;)
Przynoszę radość :)
Uznałabym, że autor nie potrafi pisać i traktuje mnie jak idiotę, najprawdopodobniej przestałabym czytać dalej.
No, od wielkiego dzwonu tak można, ale w zasadzie samo miejsce wyrazu w zdaniu wpływa na akcent. Normalny czytelnik to zauważy, nie bój żaby. Dlatego spytałam, czemu w ogóle chcesz to akcentowanie podkreślać. Czemu ono jest takie strasznie ważne?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Czyli kursywa albo pogrubienie? (jakieś inne pomysły może jeszcze? Podkreślenie?)
Prawdę mówiąc za bardzo nie lubię ani jednego ani drugiego (być może z powodu, że jestem starej daty) – a mianowicie, gdybyście to pisały w zeszycie, ręcznie, nie na komputerze, to przecież tam o żadnym pogrubieniu mowy by być nie mogło (kursywę od biedy można by zrobić, ale moje pismo ręczne i bez tego jest pochyłe na wszystkie strony ;p).
Po drugie, kursywa mi się bardziej kojarzy z cytowaniem kogoś, ironią, albo braniem czegoś w powietrzny cudzysłów.
czemu w ogóle chcesz to akcentowanie podkreślać. Czemu ono jest takie strasznie ważne?
Bo wielokrotnie nie pasuje mi, szczególnie w dialogach, podkreślanie tego przez zmianę szyku, poza tym jak nawet poza dialogami (bo jak pisałem, w dialogach uważam to za błąd, ludzie nie mówią w ten sposób, a jedynie piszą) zmieniam szyk wyrazowy tak by jakieś słowo podkreślić, to z reguły ktoś potem w komentarzach zwraca uwagę na to, że stosuję nienaturalny szyk. Więc widocznie to czytelnikom przeszkadza.
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
No to może podkreślenie? Podkreślałeś temat w kajetach? ;-)
Mnie też kursywa kojarzy się z innymi rzeczami niż z akcentem – pismo odręczne, słowa z innych języków, myśli itp.
Babska logika rządzi!
Podkreślałeś temat w kajetach? ;-)
Nie. Ale koleżanki zawsze podkreślały, a nawet robiły szlaczki (mi się też zdarzało, ale moje szlaczki z czaszek i kości nie znajdowały uznania u nauczycielek).
Chyba rzeczywiście podkreślenie było by lepsze by zaznaczyć, że ktoś coś w swej wypowiedzi podkreśla – tylko, czy ludzie czytając, rzeczywiście tak to zrozumieją?
Mnie też kursywa kojarzy się z innymi rzeczami niż z akcentem – pismo odręczne, słowa z innych języków, myśli itp.
To też – jako szczególne formy cytowania czegoś.
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Chyba rzeczywiście podkreślenie było by lepsze by zaznaczyć, że ktoś coś w swej wypowiedzi podkreśla – tylko, czy ludzie czytając, rzeczywiście tak to zrozumieją?
Przypuszczam, że tak, trudno byłoby to zrozumieć inaczej. Ewentualnie jest jeszcze druk rozstrzelony:
Przed-chrześcijański to i błogi sposób
Tworzenia sobie l e k k i c h rekreacji,
Lecz c i ę ż k i e j wiary, że śmierć: t y k a o s ó b ,
N i e s y t u a c j i – –
Chyba nigdy nie zrozumiem, że ktoś umie mówić wielkimi literami.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Więc widocznie to czytelnikom przeszkadza.
Przeszkadza, ale kiedy widać, że chodzi o podkreślenie, to nie powinno.
Mnie też kursywa kojarzy się z innymi rzeczami niż z akcentem – pismo odręczne, słowa z innych języków, myśli itp.
Mhm. Ma dużo zastosowań.
Ewentualnie jest jeszcze druk rozstrzelony:
O, też można.
ETA:
Chyba nigdy nie zrozumiem, że ktoś umie mówić wielkimi literami.
A Śmierć u Pratchetta? Mówi DUŻYMI LITERAMI bo jest... hmm. Czymś innym od reszty postaci?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
A Śmierć u Pratchetta? Mówi DUŻYMI LITERAMI bo jest... hmm. Czymś innym od reszty postaci?
Tarnino, Pratchett był kimś, komu było wolno więcej i mógł w ten sposób wyróżnić Śmierć.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
No, właśnie o to mi chodzi – wyróżnił Śmierć, ale czemu akurat tak?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Nie zaliczam się do grammar-nazi, lecz wszystkie ozdobniki w rodzaju pogrubień, kursywy, podkreśleń, kolorów i innych znaczników słów mnie irytują w trakcie czytania. IMHO to właśnie szykiem zdania możemy manewrować. Szykiem, graniem słowem i samym tekstem, nawet jeśli będziemy ocierać się o niezrozumiałość. Znaczenia przenoszą się również pomiędzy słowami.
O Hemingwayu, pisze się że jest mistrzem tzw. góry lodowej (teoria, ponadto nie tylko on). Przedstawia sytuacje, rozmowy, a czytelnik domyśla, dopisuje znaczenia i nie musi krzyczeć, czujemy podskórne napięcie, wiemy, że jest coś poza ekranem, jakiś wieloryb. Pamiętasz np. “Wzgórza jak białe słonie”, “Kota w deszczu” czy Krótkie, szczęśliwe życie Franciszka Macombera”, albo inne.
Nie przepadam za krzykiem w tekście, odbierałabym go jako wejście nowej persony, kogoś innego w bohaterze, w pełni zgadzam się z reg, że Śmierć u Pratchetta jest wyjątkowa.
Dodatkowa uwaga: jeśli gadają dwie osoby i każda z nich coś podkreśla zabieg wydaje mi się irracjonalny, chyba że używa głosu z Diuny. :D
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
No, właśnie o to mi chodzi – wyróżnił Śmierć, ale czemu akurat tak?
Tarnino, nie wiem.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Eh... to już nie wiem, co zrobić... gdzie mi tam do Pratchetta, a te podkreślenia też wyglądają dziwnie, jakby wypracowanie z polskiego z uwagami od nauczycielki :/
Żonglowanie szykiem w dialogach też mi nie pasuje – bo psuć będzie właściwość języka postaci.
Mowa to nie tekst pisany, a dialogi naśladują mowę, a nie literacką polszczyznę (ale też bez przesady, wiadomo, nie idą niewolniczo za językiem mówionym, bo to by było strasznie irytujące, są czymś pośrednim). Gdy mówimy, nie akcentujemy wyrazów przez zmianę ich szyku, a przez głośniejsze (mocniejsze) ich wypowiedzenie. Ewentualnie jak to nie wystarcza – powtarzamy jakieś słowo.
Może powtórzenia są właśnie odpowiedzią? Hmmm...
– Planujesz wygrać, będąc martwym? Martwym, tak?
Dziwnie to brzmi :/
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Jeśli szukasz siły, wzmocnienia to przez słowa: czasowniki i rzeczowniki, zwroty. Daj to wzmocnienie w zdaniu, pytaniu. Moim zdaniem podkreślenie i inne nie zwiększają siły wyrazu, co najwyżej obudzą ciekawość o co chodzi.
Czasem przez powtórzenie się da, a czasem trzeba zrobić inaczej. Np. w tym przypadku – podanym pytaniu każde ze słów jest słabe (przenoszenie emocji, napięcia): planujesz, wygrać i martwy. Są raczej z gatunku tych zdystansowanych.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Żonglowanie szykiem w dialogach też mi nie pasuje – bo psuć będzie właściwość języka postaci.
Wiesz, nie musisz za każdym razem podkreślać tak samo.
Może powtórzenia są właśnie odpowiedzią? Hmmm...
Czasami pewnie tak. Ale nie zawsze.
podanym pytaniu każde ze słów jest słabe (przenoszenie emocji, napięcia): planujesz, wygrać i martwy. Są raczej z gatunku tych zdystansowanych.
Dobry trop. Spójrz:
– Planujesz wygrać, będąc martwym? Martwym, tak?
To może być najwyżej ironiczne klepnięcie w głowę, kiedy postacie siedzą przy stole i planują. A kiedy się autentycznie kłócą? Co powiesz na:
– I co? Wygrasz jako trup?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Abstrahując od tego, że tę konkretną scenkę wymyśliłem tylko dla potrzeb tego pytania, to nie jestem pewien czemu słowo “trup” miałoby być silniejsze niż “martwy”. Inne synonimy w stylu “denat” też nie wydają mi się być mniej zdystansowane.
Co do “planujesz” – oczywiście zgoda, bo to jest zdystansowane, ale dlaczego “trup” ma być lepsze niż “martwy” to serio nie wiem.
Chyba nie do końca łapię tę koncepcję (znaczy, w teorii łapię, ale w praktyce – nie bardzo, bo trudno mi orzec, które słowa są bardziej zdystansowane a które mniej, jest jakiś algorytm / klucz jak je rozróżnić?).
Czy na przykład to poniżej jest bardziej czy mniej zdystansowane?:
– A wygrasz, gdy rozszarpie twoje ścierwo?
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
to nie jestem pewien czemu słowo “trup” miałoby być silniejsze niż “martwy”
Krótsze, dosadniejsze. Łatwiej szybko wymówić.
jest jakiś algorytm / klucz jak je rozróżnić?
Hmm. Chyba nie... ogólne wskazówki można podać: im słowo dłuższe i bardziej uczone, tym bardziej zdystansowane. Im wypowiedź dłuższa, poprawniejsza, bardziej książkowa i dopracowana, tym bardziej zdystansowana.
– A wygrasz, gdy rozszarpie twoje ścierwo?
"Gdy" trochę ją dystansuje (książkowe), gdyby było "jak" to zdecydowanie byłaby mniej zdystansowana.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Kurczaki, nie miałem pojęcia, że “jak” jest mało zdynsanowany...
Wygląda na dość zdynsanowanego, czyż nie?
A tak serio, serio – to w życiu nie powiedziałbym, że “gdy” jest “poważniejsze” i bardziej książkowe niż “jak”.
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Wyluzowany jak, ale “gdy” jednak trochę książkowe jest. Wyobraź sobie, powiedzmy, pana, który pod sklepem konsumuje trunki o niewygórowanych cenach. Czy powiedziałby:
Gdy zarobię nieco pieniędzy, nabędę kolejną flaszę
czy jednak
Jak wpadnie parę groszy, to se jeszcze flaszkę kupię?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Jimie, “martwym” jest słabe w tej podanym przez Ciebie zwrocie i wymianie, a nie w ogóle, żadnych generalizacji. O Hemingwayu pisałam poważnie, z podobnych do głowy przychodzi mi jeszcze Faulkner (też opowiadania), Twain też był świetny w niektórych tekstach, lecz ostatnich dwóch musiałabym sprawdzić, ponieważ czytałam dawno, natomiast pierwszego mam na świeżo w pamięci i znowu zostałam porażona stylem, sposobem budowania napięcia, obrazowania relacji w tzw. żołnierskich słowach, zwłaszcza w dialogach. Kilka stron i mamy wszystko, w dodatku mega złożone relacje, które czytelnik kmini. Zerknij na próbę do zbiorku opowiadań 49 opowiadań, zdziwisz się.
Czy ten jak jest zdystansowany? To chyba jak??? Wygląda na spiętego, bo przygryza dolną wargę, nie ma jej luźno opuszczonej (konie tak mają), wygląda na czujnego. :DDD
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
A czy zdystansowany i wyluzowany to synonimy? Chyba można być zdystansowanym i jednocześnie spiętym ;-)
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Hmm, można. Sęk w tym, że język nie jest mechaniczny ^^
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Istnieją mechaniczne języki ;-)
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Masz na myśli języki sformalizowane? Eeee...
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
O, nie, pod zdystansowaniem i wyluzowaniem kryje się morze, ocean możliwości. Gdy słyszę je w potocznej mowie poniżej nich jest wiele splątanych emocji, odczuć, a słowa są rodzajem postawy do “tu i teraz”. Używane osobno: dystans jest świadomie przyjmowanym podejściem, wyluzowanie – określeniem stanu przez określoną osobę (decyzja) lub obserwatorów (tutaj możliwych jest nieskończenie wiele podejść).
A mechaniczne języki są mega ciekawe, ponieważ łatwiej, a przynajmniej wydaje się możliwym znalezienie reguł. ;-)
Uwielbiam obrazowanie rzeczywistości przez E. Hopper. Poniżej jeden z jego obrazów.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Masz na myśli języki sformalizowane? Eeee...
A mechaniczne języki są mega ciekawe, ponieważ łatwiej, a przynajmniej wydaje się możliwym znalezienie reguł. ;-)
Eh, dziewczyny, przecież znając mnie, można założyć, że w 99% przypadków świńtuszę (bo cóż mi innego na starość pozostało? ;-) ) – i tu wykorzystałem wieloznaczność wyrazu “język”.
Wśród wielu typów zabawek dla oddających się samomiłości dziewczynek, są i takie, które mają mięciutkie, milutkie, niestrudzone języki. A ponieważ te języki są wprawiane w ruch silniczkami – to jak najbardziej można o nich rzec, że są mechaniczne :)
Nie będę podrzucał zdjęcia, bo jeszcze i tu mnie zbanują (do pełni szczęścia wystarczy mi ban na nowofantastycznym discordzie, nie muszę być uszczęśliwiany bardziej ;-) ), choć zwykle takie zabawki przypominają przykładowo kwiat, kielich czy coś równie neutralnego, brak im dosadności i oczywistości tych, których główną misją jest penetracja.
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
… ekhm. Ale my jesteśmy dziewczątka niewinne XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
...a ja jestem garbatym aniołkiem XD
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Chciałabym dopytać, bo do końca nie miałam i nadal nie mam pewności, czy to poprawny zapis:
– Co? – ledwo wystękała kobieta.
Pecunia non olet
Skoro wystękała, to rozumiem, że powiedzenie tego łatwo jej nie przyszło, więc dookreślenie jest raczej zbędne.
Moim zdaniem wystarczy: – Co? – wystękała kobieta.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję Ci bardzo, Regulatorzy , tak poprawię. :)
A jeszcze o to tutaj chciałabym zapytać, jeśli można – też zaproponowano mi jego poprawę w opublikowanym już opowiadaniu:
Myśli, kłębiące się w głowie emerytki, przerwał kolejny telefon.
Pecunia non olet
Rozumiem, że pytasz o przecinki – ja bym ich nie stawiała.
A może: Kolejny telefon przerwał myśli kłębiące się w głowie emerytki.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Polecono mi zmienić kolejność, zrobię tak, jak Ty mi radzisz, Regulatorzy, serdecznie Ci dziękuję.
Pecunia non olet
Bardzo proszę. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Pecunia non olet
Ratunku! Która forma jest poprawna?
Oboje lektorów było ubranych na czarno, a ich twarze miały wyraz śmiertelnej powagi.
czy:
Oboje lektorzy byli ubrani na czarno, a ich twarze miały wyraz śmiertelnej powagi.
Właściwą wydaje mi się wersja pierwsza, ale AI upiera się przy wersji drugiej, podpierając się przy tym Doroszewskim (tak, wiem, AI nie potrafi po polsku, przekonałem się o tym już przy okazji przecinków przed imiesłowami i po, ale na wszelki wypadek chciałbym się upewnić). Nie chcę iść przy tym na łatwiznę i napisać “dwójka lektorów”.
I z tymi słowy krewki pan Josek przypalantował panią Łaję w gambetę.
Orzeczenie w liczbie mnogiej towarzyszy słowu oboje tylko wtedy, gdy odnosi się ono do par małżeńskich.
Podobno przynajmniej xd
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/oboje;1140.html
Dlaczemu nasz język jest taki ciężki
Oboje to kobieta i meżczyzna. Nie muszą być małżeństwem.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
To prawda, ale (jak podał już wyżej Zakapior) oboje z parą małżeńską przyjmuje inną składnię niż z dowolną kobietą i mężczyzną lub osobami płci nieokreślonej:
Oboje rodzice troszczyli się o dziecko.
Oboje opiekunów troszczyło się o dziecko.
Kłopot w tym, że spotykane prawie wszędzie wyjaśnienie z małżeństwem nie jest wystarczające, rodzice wcale nie musieli formalizować związku. Intuicję w tym temacie miałem trochę inną, a potwierdza ją prof. Szober (Na straży języka, Warszawa 1937):
„Jeżeli liczba wskazana w liczebniku zbiorowym wyczerpuje liczbę składników przedmiotu oznaczonego w rzeczowniku, to występuje z nim w mianowniku; w przeciwnym razie pojawia się konstrukcja rządu z rzeczownikiem w dopełniaczu. Dotyczy to jedynie rzeczowników osobowych. W wyrażeniu oboje państwo mamy do czynienia z taką właśnie sytuacją. Liczebnik oboje wskazuje na wyczerpanie składników przedmiotu oznaczonego w rzeczowniku państwo (‘para małżeńska’) i dlatego łączy się z nim w mianowniku (oboje państwo)”.
Mówimy zatem: oboje rodzice, oboje wujostwo, oboje państwo Wiśniewscy, oboje koregenci Andory – ponieważ trudno sobie wyobrazić, by w którymkolwiek zestawie było ich więcej niż dwoje (warto zauważyć, że ci ostatni nie tylko nie muszą, ale według odnośnego prawodawstwa nawet nie mogą być parą małżeńską).
I dalej: oboje opiekunów, oboje strażaków, oboje lektorów – ponieważ nic szczególnie nie ogranicza ich liczby. Z wyjątkiem sytuacji, gdyby w świecie przedstawionym istniała utrzymująca się i wielokrotnie wzmiankowana tradycja, że funkcję lektora w danym kontekście pełnią zawsze dwie osoby: wtedy można napisać oboje lektorzy.
Ślimaku, wyczerpałeś temat. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ślimaku, wyczerpałeś temat. ;)
Owszem.
Ale w świecie fantastycznym (i nie tylko) zawsze można trochę potrollować :)
Więc tu wchodzi Jim cały na biało... a raczej rzuca odchodami w wiatrak.
Bo jeśli dobrze rozumiem, to wytłumaczenie, to małżeństwo NIE ZAWSZE będzie miało taką formę.
Wyobraźmy sobie taką sytuację, że w jakimś fantastycznym świecie mąż ma więcej niż jedną żonę (lub żona wielu mężów, współcześnie przykładowo w Tybecie /mężowie są braćmi/, Nepalu, Toda, na niektórych wyspach Polinezji itp. lub wręcz – całe małżeństwo jest poliamoryczne z układem typu aM + bK – gdzie a i b to dowolne liczby naturalne)... to wtedy “oboje” nie wyczerpuje wszystkich wchodzących w skład małżeństwa, dobrze to rozumiem, Ślimaku Zagłady?
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Jimie, myślę, że dobrze rozumiesz i powinno to wynikać z powyższego wpisu: nawet w naszych lokalnych realiach, jeżeli skądinąd wiemy, że wuj tworzy związek poliamoryczny z dwiema ślicznymi bliźniaczkami, to możemy (żartobliwie) powiedzieć Wszyscy troje wujostwo zwalili mi się na głowę. I owszem, gdyby dalej nastąpiła interakcja z tylko dwojgiem spośród nich umożliwiająca użycie słowa oboje, to wtedy moim zdaniem oboje wujostwa.
Jeżeli czegoś brakowało do wyczerpania tematu, to ewentualnie właśnie przypadku bliźniąt (płci różnej): mówimy oboje bliźniąt chorowało, a nie oboje bliźnięta chorowali, mianowicie dlatego, że bliźnię samo w sobie jest tak czy inaczej rn., nie ma w tym zestawie nic gramatycznie męskiego.
Robi się ciekawie – a myślałem, że zadałem z grubsza zerojedynkowe pytanie. :D
Zakapiorze, regulatorzy, Ślimaku – bardzo dziękuję. Jim, powodzenia w dociekaniach. Dorzucę do tego jeszcze jedną kwestię: co, jeśli przynajmniej jedno z małżonków cierpi na rozdwojenie jaźni?
I z tymi słowy krewki pan Josek przypalantował panią Łaję w gambetę.
Hmm. Wersja
Oboje lektorzy byli ubrani na czarno, a ich twarze miały wyraz śmiertelnej powagi.
zgadza się z moją intuicją – ja bym tak napisała (p. dalej za uzasadnieniem). Zapewne AI trenowano na moich tekstach XD
I dalej: oboje opiekunów, oboje strażaków, oboje lektorów – ponieważ nic szczególnie nie ogranicza ich liczby.
Mmm, ale Ślimaku, w zacytowanej opinii nic nie wskazuje na to, żeby chodziło o szczególne ograniczenie liczby. Odczytałabym "wskazuje na wyczerpanie składników przedmiotu oznaczonego w rzeczowniku" raczej tak, że jeśli lektorów jest dwoje i mówimy o dwojgu lektorach (czyli o wszystkich, o całej grupie), to będą oboje lektorzy, a gdyby było ich troje, a my mówilibyśmy tylko o dwojgu z nich (nie o wszystkich) to mówilibyśmy: dwoje lektorów. "Oboje" to zawsze zbiór o mocy dwa. Może być wyróżniony jakąś więcej cechą (z każdego zbioru można wydzielić podzbiór), ale oboje to dwoje i już.
jeżeli skądinąd wiemy, że wuj tworzy związek poliamoryczny z dwiema ślicznymi bliźniaczkami, to możemy (żartobliwie) powiedzieć Wszyscy troje wujostwo zwalili mi się na głowę
O, właśnie.
mówimy oboje bliźniąt chorowało, a nie oboje bliźnięta chorowali, mianowicie dlatego, że bliźnię samo w sobie jest tak czy inaczej rn., nie ma w tym zestawie nic gramatycznie męskiego.
No, tak. Obaj bliźniacy chorowali, ale chorowało oboje bliźniąt, bo tutaj mamy rodzaj nijaki.
myślałem, że zadałem z grubsza zerojedynkowe pytanie. :D
He, he, he. Ktoś tu nie docenił zawiłości gramatyki ^^
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Na zdjęciu powyżej są oboje.
I jak tu nie kochać piękna naszego języka :)
A po angielsku oboje zarówno obydwaj będzie both both both.
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Mmm, ale Ślimaku, w zacytowanej opinii nic nie wskazuje na to, żeby chodziło o szczególne ograniczenie liczby. Odczytałabym "wskazuje na wyczerpanie składników przedmiotu oznaczonego w rzeczowniku" raczej tak, że jeśli lektorów jest dwoje i mówimy o dwojgu lektorach (czyli o wszystkich, o całej grupie), to będą oboje lektorzy, a gdyby było ich troje, a my mówilibyśmy tylko o dwojgu z nich (nie o wszystkich) to mówilibyśmy: dwoje lektorów. "Oboje" to zawsze zbiór o mocy dwa. Może być wyróżniony jakąś więcej cechą (z każdego zbioru można wydzielić podzbiór), ale oboje to dwoje i już.
Tarnino, trudno mi się zgodzić z Twoim rozumowaniem. Otóż (jak słusznie zauważasz) liczebnik “oboje” odnosi się zawsze do zbioru o znanej już mocy równej 2, gdyby więc interpretować “wyczerpanie składników” tylko w oparciu o to, łączyłby się zawsze z rzeczownikiem w mianowniku. Tymczasem wszelkie źródła językoznawcze uznają jednak, że związek rządu z rzeczownikiem w dopełniaczu jest konstrukcją poprawną i częściej spotykaną (na ogół dodając tylko, że jedynym wyjątkiem prowokującym mianownik jest para małżeńska, tak jak pisał wyżej Zakapior). Rozumiem Szobera w ten sposób, że podział przebiega na naszym stałym koniku, czyli osi konieczność-przypadkowość:
Oboje rodzice Jasia dzwonili do mnie ze skargą (nie musimy nic dookreślać o Jasiu i jego rodzicach, żeby przypuszczać, że nie ma ich więcej niż dwojga);
Zabawy przy ognisku pilnowali: osiemdziesięcioletni inwalida wojenny i szesnastoletnia druhna drużynowa. Oboje opiekunów nie nadawało się do tego zadania (właśnie oboje tych ze zbioru dwuelementowego, który zdefiniowaliśmy byli przed chwilą, w odróżnieniu od reszty kadry kolonijnej, która może by się lepiej nadawała).
Podobnie w przykładzie zasugerowanym przez Jima omawiane wujostwo jest bytem z samej swej natury troistym, moim zdaniem powiemy zatem wszyscy troje wujostwo. Co się zaś tyczy lektorów, prawdopodobny kontekst jest taki, że objaśniliśmy w poprzednich zdaniach, jak to jacyś lektorzy w liczbie dwojga wyszli na scenę i przygotowują się do odczytu, czyli Oboje lektorów było ubranych na czarno (w odróżnieniu od innych istniejących gdzieś lektorów, którzy mogą być odziani choćby w piżamy, ale nie dostali się do obserwowanego przez nas podzbioru o mocy 2). Gdyby jednak było z góry wiadome, że odbędzie się ceremonia wymagająca koniecznie udziału dwojga wyznaczonych zawczasu lektorów, to możemy użyć w odniesieniu do nich liczebnika oboje bez żadnych dodatkowych objaśnień, i wtedy w formie Oboje lektorzy byli ubrani na czarno. Tak to przynajmniej rozumiem.
A po angielsku oboje zarówno obydwaj będzie both both both.
Niekoniecznie :P
Rozumiem Szobera w ten sposób, że podział przebiega na naszym stałym koniku, czyli osi konieczność-przypadkowość:
Hę? Ale co to ma do rzeczy? Masz na myśli, że pewne zbiory są od razu zdefiniowane z taką, a nie inną mocą (para małżeńska – to para, czyli zawsze dwoje), a inne nie (np. zbiór opiekunów może liczyć dwoje, ale i troje, albo czworo ludzi)?
Co się zaś tyczy lektorów, prawdopodobny kontekst jest taki, że objaśniliśmy w poprzednich zdaniach, jak to jacyś lektorzy w liczbie dwojga wyszli na scenę i przygotowują się do odczytu, czyli Oboje lektorów było ubranych na czarno (w odróżnieniu od innych istniejących gdzieś lektorów, którzy mogą być odziani choćby w piżamy, ale nie dostali się do obserwowanego przez nas podzbioru o mocy 2).
Właśnie, ale my mówimy o tym konkretnym podzbiorze.
Gdyby jednak było z góry wiadome, że odbędzie się ceremonia wymagająca koniecznie udziału dwojga wyznaczonych zawczasu lektorów, to możemy użyć w odniesieniu do nich liczebnika oboje bez żadnych dodatkowych objaśnień, i wtedy w formie Oboje lektorzy byli ubrani na czarno.
Hmmm.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Hę? Ale co to ma do rzeczy? Masz na myśli, że pewne zbiory są od razu zdefiniowane z taką, a nie inną mocą (para małżeńska – to para, czyli zawsze dwoje), a inne nie (np. zbiór opiekunów może liczyć dwoje, ale i troje, albo czworo ludzi)?
Tak: liczebnik zbiorowy łączy się z rzeczownikiem osobowym w mianowniku, gdy największa możliwa liczność opisanego zbioru jest równa odpowiadającej temu liczebnikowi oraz wynika z niezmiennych cech przedmiotu oznaczonego w rzeczowniku, a nie z doraźnego dookreślenia podzbioru. Nie widzę, jak to inaczej zinterpretować.
Mhm, czyli – kiedy mówimy o całym zbiorze?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Kiedy liczebnik wyczerpuje zbiór z natury rzeczy, a nie z przypadkowego ograniczenia – wysłowiliśmy to już oboje na kilka różnych sposobów.
Ponieważ mowa o rzeczownikach osobowych, najbardziej typowym przykładem takiego naturalnie ograniczonego zbioru są rodzice lub para małżeńska, stąd zwykle spotykana postać reguły (tak jak wyżej cytował Zakapior: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/oboje;1140.html). Jestem całkiem zadowolony, że udało mi się wymyślić ten przykład z koregentami Andory.
wysłowiliśmy to już oboje na kilka różnych sposobów.
W sumie tak...
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Czy reguła, która pozwala na stawianie “się” na końcu zdania składającego się tylko z orzeczenia ma zastosowanie też dla zdania podrzędnego?
Innymi słowy:
“Wbił oczy w sufit i zamyślił się” czy “wbił oczy w sufit i się zamyślił”?
Pierwsza opcja za każdym razem intuicyjnie wydaje mi się o wiele lepsza, prawdopodobnie dlatego, że zdanie podrzędne wymagałaby “się” na końcu, gdyby stało samo.
Jednakowoż, elektroniczna sprawdzarka uparcie to podkreśla a w Internecie nie mogę znaleźć jednoznacznego rozgrzeszenia...
Dlaczemu nasz język jest taki ciężki
Moim skromnym, “się” na końcu każdego dłuższego zdania brzmi niezręcznie, dlatego osobiście, dla świętego spokoju, dodałbym na końcu “przez moment”.
I z tymi słowy krewki pan Josek przypalantował panią Łaję w gambetę.
Cechą stałą mojej twórczości (której nikt nie lubi – zarówno cechy jak i twórczości) – jest stawianie “się” w takich miejscach gdzie mi pasuje, by “podbić” moc sąsiadujących wyrazów, ale stawianie go na końcu zdania (jakiegokolwiek) brzmi paskudnie.
A stawianie “się” zaraz po czasowniku do którego przynależy to straszny rusycyzm i jak coś takiego widzę, to od razu mam wrażenie, że to jakiś Wania pisał, co się dopiero naszego pięknego języka uczy.
Więc – co prawda nie mam pojęcia jaka jest norma i zaraz ktoś tu przyjdzie pewnie i napisze, żem głupi, ale dla mnie w pytaniu:
“Wbił oczy w sufit i zamyślił się” czy “wbił oczy w sufit i się zamyślił”?
bez zastanowienia wybrałbym to drugie, bo to pierwsze jest podwójnie paskudne – się na końcu i się zaraz po czasowniku – nie dość, że onuca to śmierdząca ;-)
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Jim, piękne dzięki, pewnie masz rację i to jakaś naleciałość. Pogoniłem za tym czerwonym śledziem o zdaniu podrzędnym i nawet o tym nie pomyślałem.
Aczkolwiek naprawdę nie wiem, po co tak od razu od Waniek i onuc :O
Dzięki za pomoc, panowie.
Dlaczemu nasz język jest taki ciężki
Ot taka moja prywatna wada. Przez pół życia mi wtłaczano ten język do głowy, a ja jestem ogólnie antyjęzykowy, a nawet jakby nie był, to po prostu rosyjskiego nie lubię i nic nie pomogło powtarzane przez rodziców powiedzenie, że “język wroga trzeba znać”.
Więc jak @Tarnina ma uczulenie na anglicyzmy, tak ja mam na rusycyzmy.
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Więc jak @Tarnina ma uczulenie na anglicyzmy, tak ja mam na rusycyzmy.
Na rusycyzmy też, choć mniejsze, bo nie zawsze umiem je rozpoznać. “Się” ogólnie nie powinno stać na miejscu akcentowanym, bo wtedy robi taki wschodni... akcent. Stawianie go na końcu zdania nie jest regułą, tylko wyjątkiem: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/miejsce-i-sie-i-w-zdaniu;1524.html (takie mniejsze zło).
Niektórzy używają jako argumentu za stawianiem “się” na końcu słowników – tam jest tak zawsze, owszem, ale z określonego powodu. Otóż słowniki są ułożone w kolejności alfabetycznej. Gdyby wszystkie czasowniki zwrotne były w słowniku w jednym miejscu, wyszukiwanie mogłoby być ciut niewygodne (chociaż?).
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tarnino, dzięki za wyjaśnienia.
Dlaczemu nasz język jest taki ciężki
Nie ma sprawy ^^
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Mam pytanie i proszę Was serdecznie o pomoc. Jeśli mam tekst o pogańskich ludach i one wierzą w pogańskich bogów i mówią o nich z należną czcią, to jak mam napisać wówczas w ich wypowiedziach słowo “bóg”? Małą, czy wielką literą?
Pecunia non olet
Małą:
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/bog-czy-bog;8654.html
Najprzydatniejsza odpowiedź (najlepiej tłumacząca, o co chodzi): https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/bog-a-bog;23916.html
W przypadku Boga ma zastosowanie zasada, że słowo to w religiach monoteistycznych pełni funkcję nazwy własnej, jest w pewnym sensie imieniem. Tak więc bez względu na osobiste zapatrywania, powinna Pani użyć wielkiej litery, pisząc o Bogu w kontekście chrześcijaństwa, islamu czy judaizmu. Nie jest to „wydawanie osądu”, to sposób nazwania konkretnej postaci.
Czyli – nie jest to podyktowane względami uczuciowymi ani względami szacunku, tylko po prostu chodzi o to, że jeżeli jest jeden bóg, to nazywa się “Bóg”. Może się też nazywać Allah, Jehowa lub Absolut (Absolut nie we wszystkich koncepcjach filozoficznych jest uosobiony! ale zawsze jest jeden, bo na tym polega Absolut), a nawet Nieruchomy Poruszyciel (jak wyżej).
A jeżeli bogów jest wielu, to “bóg” nie jest imieniem, tylko nazwą gatunkową.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Bardzo dziękuję, Tarnino.
Pecunia non olet
Niektórzy używają jako argumentu za stawianiem “się” na końcu słowników
A istnieją angielskie słowniki a przede wszystkim indeksy gdzie “the” występuje po wyrazie np. “Beatles, the” – a nikt chyba nie będzie z tego wyciągał wniosku, że się powinno mówić Beatles the?
Co do bogów i Boga...
Ciekawe, czy o bogach religii monoteistycznych (a więc takich, o których mając jakiegokolwiek konkretnego na myśli napisalibyśmy “Bóg”) – powinniśmy pisać zbiorczo bogowie, czy też raczej Bogowie? Jak powinienem napisać – wszyscy bogowie monoteistycznych religii, czy wszyscy Bogowie monoteistycznych religii?
Swoją drogą, w Biblii, w Starym Testamencie występuje często forma Bogowie (Elohim) – czemu niektórzy próbują przypisywać różne interpretacje – czytałem i taką, że to pozostałość po politeizmie i hebrajczyków, ale i taką, że jest to zapowiedź objawienia Tajemnicy Trójcy Świętej (że Bóg jest jeden ale jest ich trzech, więc Bogowie). Pogląd, który najbardziej do mnie przemawia jest taki, że jest to zwykłe pluralis majestatis – czyli liczba mnoga jaką się stosuje np. wobec koronowanych głów (My, król, zrobiliśmy albo Wasza królewska mość itp.)
że jeżeli jest jeden bóg, to nazywa się “Bóg”. Może się też nazywać Allah, Jehowa lub Absolut
Zakładając na chwilę, że Bóg rzeczywiście istnieje, to po co mu jakieś jeszcze osobne imię? Skoro jest jedyną istotą w swoim rodzaju? Imiona nadajemy po to, by odróżnić Burka od Mruczka, gdyby istniał tylko jeden kot na świecie, byłby to po prostu kot (a może Kot?) a nie Kot w Butach czy Bonifacy.
To nie grało już twórcom Biblii czy Koranu – ale o tym za chwilę, na początek drobne wyjaśnienie odnośnie imienia Jehowa – niektórzy traktują to imię jako oboczność do Jahwe – nawet genialny Jacek Kaczmarski nie ustrzega się przed tym błędem wkładając w usta Żydów słowa:
“O Jehowo, za co? O Jehowo!”
Żaden prawowierny Żyd by czegoś takiego nie wykrzyknął.
Musimy więc pamiętać, że Jehowa jest Bogiem Świadków Jehowy – i tylko ich. Bogiem Żydów i Chrześcijan jest Jahwe. Owszem, i jedno i drugie wynika z odczytania tetragramu JHWH.
Z pewnością @gravel by to dużo lepiej wytłumaczyła, ale na szybko: Żydzi z reguły nie używali samogłosek, pierwotnie ich pismo było abdżadem – czyli zapisywali same spółgłoski, choć nie jest prawdą, że samogłosek zupełnie nie zapisywali – owszem zapisywali je przy pomocy... spółgłosek, dodatkowych spółgłosek, które miały określać dodanie określonej samogłoski przykładowo litera “taw” mogła symbolizować dodanie samogłoski na początku wyrazu, podobnie z literą “alef” (szczególnie jeśli jakieś słowo różniło się tylko samogłoską jak na przykład prawda “emet” i śmierć “met” w legendzie o Golemie). Są to tak zwane matres lectionis (”matki czytania”).
Skąd się więc wzięło “Jehowa”? Wzięło się stąd, że Żydzi byli bardzo niechętni do wymawiania imienia Boga (o tym, że to nie do końca imię – jeszcze za chwilę). Otóż by przypomnieć, że imienia tego nie należy wymawiać, przepisujący dodawali pod spodem, pod tetragramem słowo Adonai (czyli Pan), które miało zastąpić JHWH podczas czytania na głos, szczególne zasługi położyli tu żydowscy uczeni w piśmie masoreci – wklejam tu link do polskiej wikipedii, ale jest tam pewna nieścisłość, sugerująca, że to masoreci wprowadzili imię Jehowa, a to nieprawda. Masoreci dodali do hebrajskiego samogłoski. Dzięki temu można było określić jak się coś czyta – jednak w tekstach tam gdzie było JHWH dodawali samogłoski dla Adonai – by przypomnieć, że JHWH nie należy czytać.
A mniej więcej w trzynastym wieku chrześcijańscy mnisi odczytując zapiski masoretów doznali olśnienia – oho – to tak należy czytać imię JHWH – wrzucając do środka samogłoski z Adonai czyli A O A I – wyszło z tego JaHoWaHi – co zapisywali mniej więcej Yehowah => Jehowa.
Badania uczonych dziewiętnastego i dwudziestego wieku sprawiły, że chrześcijanie porzucili tę błędną formę wymowy – natomiast świadkowie Jehowy nadal ją mają za prawidłową.
Obiecywałem, że powiem, dlaczego ani imię Allah ani JHWH / Jahwe – pierwotnie nie były imionami.
Wiem, że się rozpisałem, więc w przypadku Islamu to będzie bardzo krótka piłka – pomijając rozważania, czy Mahomet rzeczywiście istniał i jaka była jego konkretnie rola w stworzeniu tej religii – ktokolwiek stworzył Koran przyszedł na gotowe – istnieje wręcz koncepcja, że pierwotnie, twórcy Koranu byli po prostu arabską sektą chrześcijan, może ebionicką albo ariańską – nie jest to istotne, tak czy siak, Mahomet przyszedł na gotowe – miał już dwie w pełni rozwinięte religie monoteistyczne – Judaizm i Chrześcijaństwo – nie musiał więc dla Boga wymyśleć żadnej nazwy własnej. Nazwał go po prostu Bóg. A ściślej, nie jakiś dowolny bóg, a (trudno to oddać po polsku bo nie mamy rodzajników) Ten Bóg (można to też przetłumaczyć jako Jedyny Bóg) – Al-ilah (samo ilah pochodzi prawdopodobnie lub przynajmniej jest spokrewnione z Elohim) – to trochę tak jak byśmy w angielskim nadali właśnie wymyślonemu Bogu nadali imię The God lub One God. “Al-“ to po prostu rodzajnik określony.
Bo Allah znaczy po prostu... Bóg. Owszem – teraz jest to uznawane za imię Boga (Bóg o imieniu Bóg? Czemu nie) dodatkowo jeszcze muzułmanie wymyślili dla swego Boga 99 innych Wspaniałych Imion.
Czy wszechmocna istota, jedyna w całym Wszechświecie potrzebuje stu imion? Czy potrzebuje choć jednego? Arabowie nie przemyśleli tego tak dobrze jak Żydzi.
Tak czy siak – Allah – to po prostu Bóg. Bóg chrześcijan w tłumaczeniu na arabski to Allah. Bogowie niemonoteistyczni (w liczbie mnogiej) to alihah, przykładowo bogowie hinduizmu to alihah al-hidusijah
No to już wiemy, że Allah to po prostu Bóg.
A co JHWH?
Religia żydowska nie miała tego komfortu jak Chrześcijaństwo czy Islam – musiała sobie koncepcję jedynego Boga wypracować, a gdy już się ją udało wypracować, to zaciekle jej bronić (stąd te wszystkie potępianie wszelkich złotych cielców i innych rzeczy, które hebrajczycy wtedy czcili).
Trzeba było więc wyplenić wszędzie gdzie się dało ślady dawnego politeizmu czy henoteizmu, przez które judaizm przeszedł do monoteizmu.
Pierwotnie JHWH był jedynie bogiem wojny jednego z odłamów Izraelitów, nie był ani bogiem najwyższym, ani tym bardziej jedynym – w czasach gdy co rusz ktoś chciał się modlić do jakichś złotych cielców czy do Baala – trzeba było to jednak jakoś ukryć, zadbać o wyjątkowość tego boga (poza tym, że był wyjątkowo okrutny, nawet jak na ówczesne standardy) – i mrówczą pracą prawie się udało. Niestety propaganda kapłańska nie była doskonała i niektóre rzeczy przeoczyli. Przykładowo w Księdze Powtórzonego Prawa.
To co przeoczyli hebrajczycy, chrześcijańscy tłumacze na szczęście nadrobili i przykładowy werset, z którego moglibyśmy się dowiedzieć, że JHWH był bogiem podrzędnym i to dobre kilka (przynajmniej dwa) pokolenia po czasie Abrahama, którego uznaje się za ojca monoteizmu został przetłumaczony na polski tak:
Kiedy Najwyższy rozgraniczał narody, rozdzielał synów człowieczych, wtedy ludom granice wytyczał według liczby synów Izraela; bo Jego lud jest własnością Pana, dziedzictwem Jego wydzielonym jest Jakub.
Nic podejrzanego prawda?
Tyle że dosłowne tłumaczenie brzmiałoby mniej więcej tak:
Kiedy Najwyższy dzielił władzę nad narodami, oddał lud Izraela pod władzę JHWH a jego ziemskim namiestnikiem uczynił Jakuba.
Domniemywa się, że JHWH jest zapożyczeniem i rzeczywiście było imieniem (lub częścią imienia) boga wojny przyjętego przez Izraelitów.
Ale takie wyjaśnienie byłoby bardzo niewygodne dla twórców monoteistycznej religii, bo przecież nie zawsze wszystkich przeciwników można po prostu wymordować. Trzeba mieć jakąś bajkę (dziś powiedzielibyśmy – wiem, Tarnino, nie lubisz tego słowa w tym znaczeniu – narrację) – która wszystko spina.
Więc Bóg nie może mieć imienia – bo to przecież nie ma sensu i każdy, kto logicznie myśli, to widzi, a wygląda na to, że czasem ci pasterze owiec myśleli dużo logiczniej od nas (może dlatego, że nie mieli smarkfonów).
Co można z tym zrobić?
Można zakazać wymawiania jego imienia, owszem – z szacunku.
Ale to problemu nie rozwiąże. Skoro znajdą się tacy, którzy wytkną, że jeszcze za czasów dziadka to ten JHWHWHJ to był bogiem przywoływanym tylko w bitwie, któremu się składało krwawe ofiary by odnieść powodzenie w wojnie, a teraz ma być nie tylko najwyższym, ale Jedynym?
Samo obcięcie imienia i zostawienie tylko fragmentu też nie wystarczy – bo się doczepią, dranie. I znów trzeba będzie tłumaczyć, że Java to nie Javascript.
Co moglibyśmy zrobić, gdyby jakieś słowo nam się wybitnie nie podobało, a musielibyśmy go używać?
Ja przykładowo bardzo nie lubię takiego wulgarnego określenia damskich genitaliów, zaczynającego się na “C” – ale jeśli by je troszkę przekształcić, przerobić na skrót, dodać kropki – to już nie razi mnie aż tak bardzo, tym bardziej, jeśli się doda jeszcze, że to coś, w szlachetnym stworzone celu – do ochrony dzieci w Internecie – https://www.fcc.gov/consumers/guides/childrens-internet-protection-act
Niecałe czterdzieści lat temu napisałem opowiadanie “Ehje aszer ehje” – jak znam życie, to wcale się tak nie czyta (czy leci z nami jakiś hebraista?).
To, że w tym tytule te spółgłoski są takie podobne do tego JHWH – to nie przypadek.
W Księdze wyjścia, Mojżesz chce wiedzieć z kim rozmawia, z jakim z bogów, słowem – mimo tego, że jest już dawno po Abrahamie, to Mojżesz nadal nie jest pewien, który z bogów (a może demonów) z nim gada, więc prosi go o imię, by się upewnić, że jest to bóg Abrahama (a więc: Bóg).
I Bóg mu odpowiada: Ehje aszer ehje. Zwykle tłumaczone: “Jestem tym, który jest” – czyli, że jest jedynym najdoskonalszym bytem, w którym jest cała esencja bytu i bez niego byt jest niemożliwy – tak można to interpretować. Można też przetłumaczyć bardziej dosłownie: Jestem kim jestem.
Czyli mówiąc po naszemu: nie dociekaj.
Ehje aszer ehje – brzmi nieco inaczej niż Jahwe – przede wszystkim brakuje litery waw (W) – ale wynika to z odmiany bo tu mamy pierwszą osobę liczby pojedynczej. Dla ucha dawnych hebrajczyków mogło być to na tyle podobne, że...
Redemptoryści z otoczenia Rydzyka, twórcy polskiej religijnej telewizji “Trwam” pewnie mieli w głowie słowa z Ewangelii św. Jana – o trwaniu w wierze, ale może przez przypadek byli bliscy tego, jak twórcy judaizmu chcieli tłumaczyć imię Boga?
Bo skoro JHWH po przesłyszeniu to Ehje aszer ehje – jestem który jestem – to może to być, trwać jest tu najważniejsze? Może JHWH znaczy więc po prostu Trwam? Albo wręcz – Byt?
To byłby ciekawy pomysł – bo czyż można nie wierzyć w Byt?* :)
https://www.youtube.com/watch?v=Scn4Gzqy0n4
Mam nadzieję, że te moje wyjaśnienia się Wam na coś przydadzą, albo do czegoś zainspirują (Outta mi ostatnio w pw pisał, że choć nie lubi clerical fiction to moje mu się podobają – religie to dla mnie naprawdę ciekawa i praktycznie niewyczerpana inspiracja dla fantastyki, przykładowo trzydzieści parę lat temu napisałem opowiadanie jak się udało JHWH wyemancypować spod władzy Najwyższego i samemu zająć jego miejsce – a ponieważ tekst oczywiście zaginął, to czasem myślę, by napisać je od nowa, trochę z innego punktu widzenia niż wtedy).
A jeśli nie – to szkoda i przepraszam za zaśmiecanie pomocowego wątku.
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Więc Bóg nie może mieć imienia – bo to przecież nie ma sensu i każdy, kto logicznie myśli, to widzi, a wygląda na to, że czasem ci pasterze owiec myśleli dużo logiczniej od nas (może dlatego, że nie mieli smarkfonów).
Myśleli o tym raczej semiccy kapłani, którzy ani smartfonów nie mieli, ani owiec nie paśli, więc rzeczywiście mogli mieć na to myślenie nieprzeciętnie dużo czasu.
Dlaczemu nasz język jest taki ciężki
a nikt chyba nie będzie z tego wyciągał wniosku, że się powinno mówić Beatles the?
Nie widziałam, żeby ktoś wyciągał, ale czy ludzie są logiczni?
Ciekawe, czy o bogach religii monoteistycznych (a więc takich, o których mając jakiegokolwiek konkretnego na myśli napisalibyśmy “Bóg”) – powinniśmy pisać zbiorczo bogowie, czy też raczej Bogowie?
Raczej nie. Traktujesz religie jako systemy niezależne jeden od drugiego, co nie jest adekwatnym sposobem ich traktowania – chrześcijaństwo wyrosło z korzeni judaizmu, islam trochę z tego, trochę z tego, plus parę ustępstw wobec arabskiej obyczajowości, ale zasadniczo to jest ten sam Bóg, choć różnie rozumiany (czasem bardzo różnie, bo koncepcję Trójcy przyjmuje tylko chrześcijaństwo, a i to nie całe – są rozmaite sekty).
Pogląd, który najbardziej do mnie przemawia jest taki, że jest to zwykłe pluralis majestatis – czyli liczba mnoga jaką się stosuje np. wobec koronowanych głów
Tak, brzmi to sensownie. Co prawda, z tego, czego tu i ówdzie się dowiedziałam, pierwotni Hebrajczycy byli politeistami, a ewolucja monoteizmu to fascynująca historia, o której niewiele wiem.
Imiona nadajemy po to, by odróżnić Burka od Mruczka, gdyby istniał tylko jeden kot na świecie, byłby to po prostu kot (a może Kot?) a nie Kot w Butach czy Bonifacy
O to właśnie chodzi.
Musimy więc pamiętać, że Jehowa jest Bogiem Świadków Jehowy – i tylko ich. Bogiem Żydów i Chrześcijan jest Jahwe. Owszem, i jedno i drugie wynika z odczytania tetragramu JHWH.
Mmmm, różne koncepcje Boga niekoniecznie oznaczają, że to inny Bóg. Ulubiona_emotka_Baila
Żydzi z reguły nie używali samogłosek, pierwotnie ich pismo było abdżadem – czyli zapisywali same spółgłoski
Tak, wiem.
pomijając rozważania, czy Mahomet rzeczywiście istniał
Ktoś to rozważa? Niezgłębione są tajniki nauk historycznych...
koncepcja, że pierwotnie, twórcy Koranu byli po prostu arabską sektą chrześcijan, może ebionicką albo ariańską
Z tego, co czytałam, to były raczej wpływy nestoriańskie (choć nie pamiętam, czy ariańskie też nie).
to trochę tak jak byśmy w angielskim nadali właśnie wymyślonemu Bogu nadali imię The God lub One God. “Al-“ to po prostu rodzajnik określony.
Tak.
teraz jest to uznawane za imię Boga (Bóg o imieniu Bóg? Czemu nie
Pomijając jedyność, trochę trudno z kimś rozmawiać, nie używając jego imienia, albo przynajmniej czegoś, co imię zastępuje. A w religiach monoteistycznych z Bogiem się rozmawia. Nie handluje (jak często w politeizmie), tylko rozmawia, wierny jest z Nim w osobistej relacji (w różnych religiach różnie to wygląda, ale tak można to opisać najogólniej).
Czy wszechmocna istota, jedyna w całym Wszechświecie potrzebuje stu imion? Czy potrzebuje choć jednego? Arabowie nie przemyśleli tego tak dobrze jak Żydzi.
A czy Ty potrzebujesz pić piwo? XD Nie zawsze robi się coś z potrzeby. Poza tym to chyba ma jakieś znaczenie symboliczne, ale na tym się nie znam.
Nic podejrzanego prawda?
Podejrzliwy jesteś :P Koncepcja Biblii jako dosłownie podyktowanej przez Boga, słowo po słowie, jest, o ile wiem, przebrzmiała. W teologii :) (czy tam biblistyce).
Domniemywa się, że JHWH jest zapożyczeniem i rzeczywiście było imieniem (lub częścią imienia) boga wojny przyjętego przez Izraelitów.
Ja słyszałam o bogu wulkanów, ale źródło było średnio wiarygodne, więc może i był to bóg wojny. Chociaż mógłby być tego i tego.
Ale takie wyjaśnienie byłoby bardzo niewygodne dla twórców monoteistycznej religii, bo przecież nie zawsze wszystkich przeciwników można po prostu wymordować.
Co próbujesz powiedzieć, nie mam pojęcia.
Można zakazać wymawiania jego imienia, owszem – z szacunku.
Mmmm, bo tacy na przykład krajowcy austronezyjscy nigdy nie obkładają tabu nazw swoich totemów, nieeee... to taaakie rzadkie zjawisko w dziejach ludzkości, naprawdę XD
Co moglibyśmy zrobić, gdyby jakieś słowo nam się wybitnie nie podobało, a musielibyśmy go używać?
Obejść. Zawsze się da. "Niedźwiedź" to był kiedyś eufemizm – nie wiadomo, jak się niedźwiedź pierwotnie nazywał, bo tak bardzo unikano wymawiania tej nazwy (z powodów magicznych – to też dość powszechne, o ile wiem – chodziło o to, że wymawiając nazwę, zwraca się na siebie uwagę jej desygnatu, który może tym nie być zachwycony... hmmm? :D)
Czyli mówiąc po naszemu: nie dociekaj.
Czyli mówiąc po naszemu – właśnie to, co wyżej napisałeś. P. też Akwinata i złożenie istoty z istnieniem ^^
Może JHWH znaczy więc po prostu Trwam? Albo wręcz – Byt?
Możliwe. Choć nie wiem, czy to nie zbyt zaawansowana koncepcja jak na możliwości poznawcze pierwotnych monoteistów. Nie, nie dlatego, żeby byli jacyś głupi – dlatego, że nie można zbudować samolotu, jeżeli się wcześniej nie budowało latawców.
czyż można nie wierzyć w Byt?* :)
Znam paru takich :P
A jeśli nie – to szkoda i przepraszam za zaśmiecanie pomocowego wątku.
To bardziej do wątku z pomocą merytoryczną, aczkolwiek nikt o to nie zapytał, więc. Ulubiona_emotka_Baila
Myśleli o tym raczej semiccy kapłani, którzy ani smartfonów nie mieli, ani owiec nie paśli, więc rzeczywiście mogli mieć na to myślenie nieprzeciętnie dużo czasu.
Pasienie owiec nie jest chyba aż tak absorbującym zajęciem :) Zresztą – nie wiem, jak wtedy, ale w dzisiejszym judaizmie studiowanie Tory jest obowiązkiem każdego mężczyzny (ojej, czyżby antyfeminizm? XD)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Parafrazując skecz sławnego Cyrku – “Dobrze, że nie zapytałam o boginie”...
A na serio – serdeczne dzięki Wam raz jeszcze, szczególnie Tarninie.
Pecunia non olet
“Dobrze, że nie zapytałam o boginie”...
Nigdy nie wiadomo, czego się człowiek dowie.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Słusznie, Tarnino. Czasem lepiej żyć (przecinek?) w tak zwanej błogiej (i tu? – przepraszam, nie wiem??) nieświadomości.
Niemniej, Twoje dogłębne wyjaśnienie całkowicie rozwiało moje wątpliwości.
Pecunia non olet
Czasem lepiej żyć (przecinek?) w tak zwanej błogiej (i tu? – przepraszam, nie wiem??) nieświadomości.
Przecinkom powiedz “nie”!
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Muszę wydać im wojnę! :)
Pecunia non olet
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Pecunia non olet
“Dobrze, że nie zapytałam o boginie”.
W świecie moich Nadden, są zarówno boginie, jak i Bogini – z tym, że spostrzegana jest ona dość odmiennie w zależności od tego, jaką z głównych religii wyznają dane Naddeny. Zaprzeczanie istnienia Bogini wszędzie jest uznawane za najgorszą herezję, choć sama jej natura jest przedstawiana różnie, w sumie Naddeny są zgodne jedyne co do tego, że Bogini jest bytem odległym, niepoznawalnym, niezrozumiałym, pramatką, praprzyczyną, prapoczątkiem, karmicielką i ostatecznym końcem wszechrzeczy, odseparowanym a jednocześnie przenikającym wszystko, bez której byt nie jest możliwy, bo jest jego dawczynią i Ona go jedynie może odebrać, natomiast poszczególne boginie, w zależności od religii są albo jej emanacjami, albo czymś w rodzaju oddzielnych służebnych bytów, o mocy porównywalnej z greckimi bogami, bądź tylko posłańcami woli Bogini, jak to jest w judaizmie z aniołami.
Boga tam nie ma, bo nawet w Rzeczpospolitej Trytońskiej sugestia, by byt najwyższy mógł mieć jakieś cechy męskie jest bluźniercza.
Nie zapytałaś, a pośrednio odpowiedziałem: Boginię też pisalibyśmy z dużej, jeśli jest jedna, jedyna, szczególna, na przykład Matka Natura – mogłaby być nazwana Boginią (jeśli by ktoś w to wierzył, a pewnie jacyś tak ludzie, choćby wikanie, jeszcze dziś w coś takiego wierzą), kto wie, może ktoś personifikować fizykę i nadawać jej osobowość – wtedy ona też by mogła być Boginią, natomiast jeśli bogiń jest wiele – to należy pisać za każdym razem z małej, nawet jeśli to jest bogini najwyższa (w danym panteonie). Mam rację, @Tarnino?
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Mam rację, @Tarnino?
W kwestiach językowych – tak. W teologicznych niekoniecznie, ale to nie jest wątek z pomocą teologiczną XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Kurka, trochę się wstydzę zapytać(a to dla czemu postaram się wyjaśnić poniżej). Piszę coś na kształt solar-punka. I nie wiem czy powinienem napisać wypromieniowuje, czy wypromieniowywuje? Wstydzę się, a po trochu jest temu winien pan prof. Miodek. Kiedyś po powrocie z pracowitego dnia spędzonego razem z ojcem na naprawie jakiegoś tam wiaduktu nad autostradą. Przejeżdżaliśmy koło placu wolności we wrocławiu. Włączyłem tam kierunkowskaz i przejechałem obok stojącego na pasie drogowym , samochodu. Potem parkowanie pod domem. Po schodkach pod adres zamieszkania. Pech chciał że akurat jak znaleźliśmy się w domu, tv nadawało "Ojczyznę Polszczyznę. Półprzytomny że zmęczenia, bach! Złapałem za komórkę i dręczony zrodzonym w głowie pytaniem zapytałem się pana profesora o to czy ja wymijałem, omijałem, czy też mijałem samochód. Z głośnika telewizora rozległo się, " o tempora, o mores!". Pan prof. Miodek, w moim mniemaniu, uznał że się z niego nabijam udając jego manierę słowną. A ja miałem na myśli tylko to czy mijałem, omijałem, czy też wymijałem samochód. Nie wiem czy pan profesor jest posiadaczem prawa jazdy i jak się ma poprawna polszczyzna względem nomenklatury słownej ruchu drogowego. No dałem ciała po całości, większość ludzi, którzy dodzwaniali się do programu Ojczyzna polszczyzna, przygotowywała sobie na piśmie nurtujące je pytania. Tylko ja jak zwykle jak ten głupi, na żywioł poszedłem. No Miodek mnie k... zbanował na wizji. :)
Czołg może wpaść w poślizg na zwłokach, na asfalcie
Kurka, stworzyłem pętlę logiczną :D. Nieumyślnie...
Czołg może wpaść w poślizg na zwłokach, na asfalcie
Wypromieniowuje. Końcówka -iwać, -ywać może tworzyć wtórnie niedokonane formy czasownikowe z przedrostkami typowymi dla dokonanych (zamieszkiwać, przechowywać, wyśpiewywać itp.), ale tworzenie nowych słów tego rodzaju rzadko kiedy jest udanym zabiegiem.
Dzięki!
Czołg może wpaść w poślizg na zwłokach, na asfalcie
Chwileczkę, to było nieprecyzyjne. Przede wszystkim powinienem zaznaczyć, że w czasie teraźniejszym i tak poprawna jest tylko krótka forma (zamieszkiwał, ale zamieszkuje; wyśpiewywał, ale wyśpiewuje). Jeżeli napiszesz, że satelita wypromieniowywał ciepło, aż zbliżył się do zera absolutnego, pewnie będzie to nieco niezręczne, ale nie błędne – natomiast wypromieniowywuje to rażący błąd.
Wiem że nic nie wiem. :) Ziemia promieniała energią zgodnie z prawem entropii. Tylko co na to entalpia?
Czołg może wpaść w poślizg na zwłokach, na asfalcie
Właśnie wyobraziłem sobie, co by było gdyby dać do przeczytania Mickiewiczowi współczesny podręcznik do fizyki na poziomie podstawowym :D.
Czołg może wpaść w poślizg na zwłokach, na asfalcie
Zaraz, a “wypromieniowywuje” to nie jest forma niedokonana po prostu?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ksiądz Robak z blasterem... Telimenę oblazły nanoboty a wokoło rozchodził się duszący jak wstęga moebiusa, pijanego pająka. Swąd palonego tłuszczu i tlącej się sierści.
Czołg może wpaść w poślizg na zwłokach, na asfalcie
Zaraz, a “wypromieniowywuje” to nie jest forma niedokonana po prostu?
W czasie teraźniejszym i tak istnieje tylko aspekt niedokonany, więc nie ma powodu systemowego, żeby tworzyć w ten sposób kolejną formę. Analogicznie: możesz kogoś wychowywać i wychować, ale z teraźniejszą końcówką osobową poprawne jest tylko “wychowuje”, na pewno nie “wychowywuje”.
No, przecież... jestem zawirusowana. Muszę zaktualizować sygnatury :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Cześć. Dzień dobry.
Wybaczcie, jeśli rozwiązanie jest proste i tylko zawracam Wam głowę, ale dostaję już mózgopląsu
Czy taki zapis jest poprawny?
– Na Boga, tracę rozum. Przecież nikogo tu nie ma. – Nikogo tu nie ma. Nie ma. Powtarzał w myślach.
(Każda kolejna próba... Była/Jest gorsza od poprzedniej )
Kombinowałem z czymś takim, ale chyba też błędnie:
– Na Boga, tracę rozum. Przecież nikogo tu nie ma. Nikogo tu nie ma. Nie ma. - Powtarzał w myślach.
- Jeszcze nigdy nie było tak źle, żeby nie mogło być gorzej, co? - Prowadź, pomyślałem. Pójdziemy w kierunku przeciwnym.
Na Boga, tracę rozum! Przecież nikogo tu nie ma! Nikogo tu nie ma. Nie ma! – powtarzał w myślach.
Ja bym dała tak.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Popieram Ambush i dołączam wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Łiiiiiii
Dziękuję Ambush, regulatorzy.
Udanego dnia, pozdrawiam.
- Jeszcze nigdy nie było tak źle, żeby nie mogło być gorzej, co? - Prowadź, pomyślałem. Pójdziemy w kierunku przeciwnym.
Kurczę. Próbuję samemu rozkminić, ale im dłużej się zastanawiam... Zaczynam popadać w obłęd.
Kierując się zasadą: podmiot + orzeczenie = cały ten fragment wydaje mi się bez sensu? :/
Czy w tym przypadku jest to 'element narracji' i powyższa zasada nie obowiązuje?
– 'Bla bla bla' od tego siedzenia? – W odwecie usłyszał bełkotliwy szept. 'Bla bla bla'
A może 'bardziej' powinno być:
– ...od tego siedzenia? – Usłyszał bełkotliwy szept, w odwecie. 'Bla bla bla'
Nie no... Też bez sensu. Chyba jeszcze bardziej i w sumie niewiele zmieniła/wyjaśniła druga opcja.
Zgupiałem już Ratunku. Zatapiam się we własnej niewiedzy :(
Może tak? Tyle, że chciałem uniknąć nadmiernego używania imion etc. Yyy... podmiotów w sensie. (ale jeżeli nie ma innej opcji... Cóż.)
– ...od tego siedzenia? – 'Głąb' usłyszał w odwecie bełkotliwy szept. 'Bla bla bla'
- Jeszcze nigdy nie było tak źle, żeby nie mogło być gorzej, co? - Prowadź, pomyślałem. Pójdziemy w kierunku przeciwnym.
Kolekcjonerze, trudno powiedzieć coś o linijce tekstu, jeśli się nie zna kontekstu. Czy tam musi być, że usłyszał „w odwecie”?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Wydaje mi się, że tak. Powinno tam być "w odwecie". Mogę na PW wysłać fragment? W sensie mogę tutaj, jeżeli nie zostanie to odebrane jako SPAM lub jako próba nakłonienia innych do wykonania za mnie roboty. Samemu* staram się 'rozwiązać problem', ale mam nieustające wątpliwości.
Edit:
* tzn. fragment pochodzi z opowiadania, które jest w trakcie bety – chodziło mi o to, że betujące poświęciły dużo czasu i energii i bez nich nie byłoby tamtego tekstu, ale staram się, na ile mogę, samemu poprawiać co się da. Pozdrawiam bruce, Ambush. :)
- Jeszcze nigdy nie było tak źle, żeby nie mogło być gorzej, co? - Prowadź, pomyślałem. Pójdziemy w kierunku przeciwnym.
Możesz podesłać na PW.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ok, dziękuję :) Wyślę, gdy tylko wstrzelę się pomiędzy błędy 500 a 524 – bodajże. :)
Nie wiedzieć czemu ten wątek otwiera, Twój profil niekoniecznie.
- Jeszcze nigdy nie było tak źle, żeby nie mogło być gorzej, co? - Prowadź, pomyślałem. Pójdziemy w kierunku przeciwnym.
OK, ale uprzedzam, że z racji zobowiązań towarzyskich od 16:30 do nie wiem jak długo, nie będzie mnie na stronie. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hmmm, czyli pojawia się ryzyko złapania... No, jak mu tam? Syndrom "pijanego węża"? – Tarnina coś wspominała ostatnio na Shoutboxowych salonach. :P Z drugiej strony... Spiralny rzut oka wydaje się bardziej stosowny – w przypadku tego, co zamierzam podesłać. O ile... Serwisowe błędy mnie wykończą. Jeszcze utknę tu na dobre. :( Ok, nie spamuję więcej. Do 'zobaczenia na PW. Tylko te... Aaaaaaaargh
Wybaczcie. :)
Edit:
Okiem, głąbie. Okiem. / Wiem, wiem. Ech...
- Jeszcze nigdy nie było tak źle, żeby nie mogło być gorzej, co? - Prowadź, pomyślałem. Pójdziemy w kierunku przeciwnym.
Ha, ha, ha :P Opcja druga jest bez sensu, więc chyba nie masz wyjścia ;)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
- Jeszcze nigdy nie było tak źle, żeby nie mogło być gorzej, co? - Prowadź, pomyślałem. Pójdziemy w kierunku przeciwnym.
Znowu ja. Dzień dobry. Dajcie znać jeśli obowiązuje jakiś limit 'zapytań'.
Cisza. Ni gęsta, ni martwa, złowieszcza oględnie.
Cisza, której istnieniu przeczył chrapliwy, ludzki oddech.
Czy te dwa... Trzy zdania. Czy są technicznie poprawne?
- Jeszcze nigdy nie było tak źle, żeby nie mogło być gorzej, co? - Prowadź, pomyślałem. Pójdziemy w kierunku przeciwnym.
Hmmm. W pierwszym zdaniu mam wątpliwości co do oględnej złowieszczości, bo lekko zalatuje oksymoronem. Ale może to zamierzone. A może miało być “oględnie mówiąc”? Wtedy w porządku, chociaż dołożyłabym jeszcze przecinek.
Drugie zdanie zgrzyta mi logicznie – skoro słychać chrapliwy oddech, to nie ma ciszy.
Aha, nie ma limitu zapytań. Kiedyś często gościła tu użytkowniczka, która prawie zmonopolizowała część pytającą wątku. Śmiesznie się sumitowała, usprawiedliwiała i zachęcała innych do zadawania pytań.
Babska logika rządzi!
Chodziło mi dokładnie o takie sformułowanie. ‘...złowieszcza oględnie’ – z pogranicza oksymoronu i... Właśnie nie do końca potrafię to nazwać. Nie wiem też czy nie łamię tym fragmentem jakiejś reguły.
Miałem na myśli ciszę, która jest...Hmmm. Opisana tyko powierzchownie, ale z ukrytym podtekstem – coś a’la groźna, złowieszcza właśnie, sugerująca niebezpieczeństwo. W sensie ‘Złowieszcza Cisza’ no niby można (chyba) ale jakoś tak. Zbyt dosłownie brzmi. Dlatego kombinuję.
W drugim zdaniu. Powiedzmy, że taki zainfekowany, rozciągnięty oksymoron. Wziął, przyszedł i zaraził inne wyrazy
Tak na poważnie, chociaż powyższy argument poniekąd jest prawdą, to martwię się o stronę techniczną. Zgadzam się z Tobą odnośnie logiki i jednocześnie staję okoniem. No bo... Dajmy na to... Taka wiara. Niby jest, ale czy jest zgodna z logiką? Czysto hipotetycznie oczywiście. Próbowałem porównać do czegoś innego, ale np. taki tlen. Nie widać gołym okiem, a mimo to jest. Opisany, udowodniony, więc przykład nietrafiony. Właśnie z takim założeniem to napisałem. Niby cisza jest, ale jej istnieniu przeczy ‘hałas’, w tym przypadku rzężenie.
O, chyba wiem. Czyli można ‘to’ porównać do pustego pokoju? Cisza jest tym pokojem. Hałasem jest kurz zalegający na podłodze. Wtedy... Niby pokój pusty, ale gdyby przeanalizować to... Jednak nie do końca. Kurz, jakieś roztocza czy co tam po tych pyłkach śmiga.
Wybacz, jeśli źle kombinuję i zawracam gitarę, ale kusi taka ‘zabawa’. Nie ma to jak sobie ułatwiać...
Żeby było zabawniej – cały ten fragment to trzy siódemki. W pewnym sensie :) Chciałem sobie dodać otuchy na początek opowiadania i w sumie nie wiem czy powinienem mówić o takich ‘skrzywieniach umysłowych’, ale skoro wiedzy brak – nie mam wyjścia.
- Jeszcze nigdy nie było tak źle, żeby nie mogło być gorzej, co? - Prowadź, pomyślałem. Pójdziemy w kierunku przeciwnym.
Czy te dwa... Trzy zdania. Czy są technicznie poprawne?
Zdaniem technicznie poprawnym jest tylko trzecie wypowiedzenie (będzie po skasowaniu drugiego przecinka), dwa pierwsze nie mają orzeczeń, więc to równoważniki ^^ Ale całość jest... hmmm... powiedzmy tak. W piosence by przeszło. W opowiadaniu – nie bardzo. Oksymoron oksymoronem, a "przeczyć" to nie to samo, co "niweczyć". Ale bez znajomości ogólnego poziomu purpury w tekście trudno wyrokować, może pasuje do całości?
Taka wiara. Niby jest, ale czy jest zgodna z logiką? Czysto hipotetycznie oczywiście.
Jest zgodna z logiką, do ciężkiej cholery, ludzie, nauczcie się wreszcie, co to jest logika, argh. Tu artykuł: https://fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842862
Niby cisza jest, ale jej istnieniu przeczy ‘hałas’, w tym przypadku rzężenie.
Przeczyć i niweczyć to nie to samo... Skoro jest hałas, to nie ma ciszy. Hałas niweczy ciszę.
Czyli można ‘to’ porównać do pustego pokoju? Cisza jest tym pokojem. Hałasem jest kurz zalegający na podłodze. Wtedy... Niby pokój pusty, ale gdyby przeanalizować to... Jednak nie do końca. Kurz, jakieś roztocza czy co tam po tych pyłkach śmiga.blush
Mmm, pustość pokoju zależy od kategoryzacji świata. Bo jak się uprzeć, to jest w nim powietrze, światło zza okna, energia próżni...
Wybacz, jeśli źle kombinuję i zawracam gitarę, ale kusi taka ‘zabawa’. laugh Nie ma to jak sobie ułatwiać...
Kto źle kombinuje, ma szansę się nauczyć kombinować dobrze. A kto nie kombinuje wcale, ma szansę najwyżej dostać nagniotków. Więc kombinuj :) tylko trochę się postaraj z logiką
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Postaram się. Postaram. Bardzo dziękuję Finkla, Tarnina.
Ogarnę ekwipunek (przeczytam artykuł oraz spróbuję przeanalizować treść z Waszych komentarzy) i będę dalej kombinować
Pozdrawiam
- Jeszcze nigdy nie było tak źle, żeby nie mogło być gorzej, co? - Prowadź, pomyślałem. Pójdziemy w kierunku przeciwnym.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Jeśli to nie problem, szepnijcie proszę czy idę w dobrym kierunku.
Cisza. Ni gęsta, ni martwa, złowieszcza oględnie.
Cisza, której istnieniu przeczył chrapliwy, ludzki oddech.
Zamieniłem na coś takiego:
"Pielęgnowano ją latami. Teraz, nie pozostały po niej nawet strzępy. Od wieków zalegała jaskinię, lecz wystarczyła chwila by zniknęła. Przepadła, unicestwiona przez chrapliwy ludzki oddech, ale powróci. Cisza, zawsze powraca."
Edit: Chyba jeden 'powrót' zamieniłbym na krótkie 'wróci/wraca' - w pierwszym na 'wróci' (że ogólnie wróci i zawsze powraca do pierwotnego stanu) czy w drugim na: 'wraca' (że powróci do pierwotnego stanu, a już na pewno pojawi się ponownie) = zanim to napisałem nie byłem przekonany. Teraz skłaniam się ku drugiej opcji. Ma to sens?
- Jeszcze nigdy nie było tak źle, żeby nie mogło być gorzej, co? - Prowadź, pomyślałem. Pójdziemy w kierunku przeciwnym.
Nieźle, nieźle, tylko pilnuj przecinków. Nie stawiaj ich między podmiotem a orzeczeniem, nie stawiaj po “teraz”, a stawiaj przed zdaniem podrzędnym.
Teraz skłaniam się ku drugiej opcji. Ma to sens?
Możesz tak zrobić, ale zasadniczo akurat tutaj powtórzenie wzmacnia efekt, więc nie musisz.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Bardzo dziękuję za pomoc.
Możesz tak zrobić, ale zasadniczo akurat tutaj powtórzenie wzmacnia efekt, więc nie musisz.
Początkowo powtórzenia użyłem świadomie, aczkolwiek obawiałem się czy zostanie dobrze odebrane. Cenny komentarz, dziękuję.
Reguły, zasady, wszystko to staram się zapamiętać, ale ze zrozumieniem nie zawsze jest mi po drodze. Nie od razu. – Małymi kroczkami będę szedł, byleby w dobrym kierunku, choć sama czynność, gdy trzeba zawrócić by odnaleźć odpowiedni szlak, nie ulega przecież zmianie. – W sumie iść i wracać to nie to samo, ale ‘doświadczenie jest doświadczenie’. A co się przy tym nachodzę, to moje.
__________
*choć – spójnik?
“...zdążyli wykonać mnóstwo zleceń. Od niespełna trzech żadnego nie spartaczyli choć, w oczach konkurencji, niektóre były niewykonalne.”
___________
**choć – partykuła?
Nieźle, nieźle, tylko pilnuj przecinków.
Kąsają skubańce, ale próbuję je okiełznać.
Pozdrawiam
Oj, 4:44
- Jeszcze nigdy nie było tak źle, żeby nie mogło być gorzej, co? - Prowadź, pomyślałem. Pójdziemy w kierunku przeciwnym.
obawiałem się czy zostanie dobrze odebrane
Wiesz, wszystko bywa niedobrze odebrane. Kiedy wypuszczasz tekst w świat, tracisz nad nim kontrolę.
A – i spójnik, i partykuła :D https://wsjp.pl/haslo/podglad/7533/choc
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
- Jeszcze nigdy nie było tak źle, żeby nie mogło być gorzej, co? - Prowadź, pomyślałem. Pójdziemy w kierunku przeciwnym.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.