- Opowiadanie: Hesket - Gończy pies

Gończy pies

Cześć 

Zapraszam na nowego szorta.

Pozdrawiam

Szorta dedykuję mojej siostrze, Kindze, która nieustannie mnie wspiera i motywuje. Dziękuję siostrzyczko :-) Jesteś kochana. 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Ambush, Outta Sewer, Użytkownicy, Finkla

Oceny

Gończy pies

  

Wsiadłem do windy i nacisnąłem zero. Wreszcie byłem przez chwilę sam. Spojrzałem na odbicie w lustrze. Wyglądałem, jakbym lada moment miał zejść na zawał. Podkrążone przekrwione oczy zdawały się krzyczeć: odpocznij! Weź urlop!

Widok był na tyle żałosny, że odwróciłem głowę. Wolałem liczyć oznaczenia pięter na wyświetlaczu. Nie wiem dlaczego, ale cholernie wszystko się dłużyło od momentu, kiedy wyszedłem z biura prezesa Saskiego – konus zagroził, że mnie zwolni, jeśli… Jak to określił: nie wykażę się na tyle, żeby firma miała ze mnie pożytek.

Dwadzieścia lat pracy i częste zostawanie po godzinach, kosztem czasu, jaki mogłem spędzić z rodziną. Moi synowie dorastali bez ojca, który liczył… właśnie – na co? Łudziłem się, że firma w jakiś sposób mnie wyróżni?

Gdy znalazłem się na chodniku, machnąłem ręką w stronę nadjeżdżającej taksówki. Wsiadłem i otarłem pot z czoła.

– Dzień dobry. – Z głośnika dobiegł mnie wyjątkowo ciepły, kobiecy głos.

– Adres. Ulica Przyszłościowa pięćset sześćdziesiąt – rzuciłem krótko, nie mając ochoty na rozmowę z AI.

Wszedłem do domu, powiesiłem marynarkę na wieszaku i zdjąłem buty.

– Cześć kochanie. Już wróciłeś? – Kasia krzątała się po kuchni. Nie wiem, jak to robiła, ale zawsze wiedziała, kto wchodzi do domu nie widząc człowieka. Otwierała piekarnik, złapałem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie.

– Tak – wychrypiałem groźnie. – Zrobiłem to, bo chcę cię zjeść.

Zamierzała coś powiedzieć, ale nie zdążyła – pocałowałem ją.

Dobrze że zdążyła wyłączyć piekarnik, bo całkowicie o nim zapomnieliśmy. Korytarz wiodący do sypialni znaczyły nasze ubrania. Śmieszna rzecz – zapewne oboje myśleliśmy o łóżku, a kochaliśmy się na podłodze.

– Teraz możesz mi powiedzieć, dlaczego tak wcześnie przyjechałeś. –  Patrzyła mi prosto w oczy.

– Projekt się sypie – odpowiedziałem. Odwróciłem wzrok, tylko w ten sposób mogłem liczyć na to, że nie dowie się wszystkiego. Nie chciałem, żeby się martwiła.

– Gończe psy? – zapytała.

– Tak. Inwestorzy się wycofują, ponieważ dowiedzieli się o szwankującym oprogramowaniu. Liczyliśmy na to, że AI sobie z tym wszystkim poradzi, ale przeceniliśmy możliwości algorytmów. Pierwsza generacja robotów humanoidalnych, w których największą przeszkodą do przeskoczenia było zasilanie, teraz przestaje działać poprawnie. Zamiast wychwytywać obiekty do zabiegu konwersji, mylą je z innymi, które nie spełniają warunków.

– Możesz mówić tak, żebym mogła cokolwiek zrozumieć?

– Pamiętasz, jak mówiłem ci, że firma zajmuje się pozyskiwaniem chętnych do testów?

– Tak.

– To nie do końca prawda. To znaczy, tak było na początku, ale później, gdy odkryliśmy możliwość konwersji, czyli przekazania energii od dawcy dla biorcy, życia jednego człowieka, dla przedłużenia życia innemu.

– Chcesz przez to powiedzieć, że zabijaliście ludzi?

– Nie. Nikt tego własnoręcznie nie robił. Humanoidy wraz z gończymi psami przeszukiwały ulice, żeby znaleźć dawcę, następnie przekazywały ich firmie. Łapanki robiono w dzielnicach, w których ludzie to widma, tam gdzie narkomania zbiera największe żniwo. Podawano im zastrzyk, tracili przytomność, a później przygotowywano do konwersji. Pamiętam wzrok kobiety, która w chwili wykonywania zabiegu otworzyła po raz ostatni oczy. Widziałem jej strach, czuła, że za chwilę umrze. Leżała wewnątrz pierścieni elektromagnetycznych. Do pomieszczenia obok wszedł zleceniodawca gruby jak wieloryb.

– Mam nadzieję, że zabieg się powiedzie, inaczej waszą firmę szlag trafi – powiedział.

Nie wyglądał na przejętego. Za chwilę miał zostać wsunięty do pierścieni elektromagnetycznych, których zasilanie wymagało ogromnej mocy.

– Skąd braliście tyle energii? 

– Na początku inwestowaliśmy we własne, dodatkowe generatory, w końcu płacili za wszystko zleceniodawcy. Ale okazało się, że to za mało, dlatego klienci wykupili pobliskie elektrownie. Swoją drogą, całkiem nieźle na tym później zarabiając.

– I co dalej?

– Po tym, jak grubas wjechał pod pierścienie, nastąpiło uruchomienie procedury. Efekt termiczny był potężny. Dawczyni… – Urwałem.

– Co z nią?

– Wyparowała.

Nastała chwila ciszy.

– Pomieszczenie, w którym znajdował się grubas, działało jak klatka Faradaya. Wizualnie z człowiekiem wewnątrz nie działo się nic spektakularnego. Dopiero po upływie około dwóch tygodni proces starzenia się komórek wyhamowywał. Zleceniodawca stawał się coraz młodszy. Zazwyczaj o kilka, kilkanaście lat – u niektórych można to było dostrzec gołym okiem. Tuż po zabiegu przeprowadzano szczegółowe badania lekarskie, celem potwierdzenia skuteczności.

 – Dlaczego nie powiedziałeś mi, że zajmujesz się czymś tak okropnym? – Patrzyła na mnie z wyrzutem.

– Z obawy, że jeśli ktokolwiek się o tym dowie, będziemy mieć kłopoty.

– Martwiłam się o ciebie przez cały czas. Widziałam, że wracasz struty i coś cię gnębi. – Przeczesała ręką moje włosy. – To wszystko co mi powiedziałeś, jest straszne. Ale od tej chwili jesteśmy w tym razem, czy tego chcesz, czy nie. I żeby czasem do głowy ci więcej nie przyszło, że komukolwiek o tym powiem. Czy to jasne? – Spojrzała na mnie karcąco.

– Tak.

– Nie skończyłam. – Podniosła palec wskazujący. – Dodatkowo obiecasz, że zrobisz wszystko, żeby zakończyć współpracę z LongLife.  

– Chyba nie będę musiał się o to specjalnie starać – odpowiedziałem. Zaśmialiśmy się oboje, po czym kochaliśmy się jeszcze raz.

 *

– Czterysta osiem – powiedział Saski.

Siedział w skórzanym obrotowym fotelu, popijając wodę. Szelmowski uśmiech nie znikał z jego twarzy. Humanoid stojący przed nim głaskał gończego psa po łbie.

Model czterysta osiem i gończy pies – numer seryjny trzysta cztery, rozumieli się bez słów. W wyszczerzonym pysku czworonoga, pokrytym kompozytem łudząco podobnym do sierści, lśniły tytanowe kły.

– Anihilować wszystkich spod adresu Przyszłościowa pięćset sześćdziesiąt – rzucił Saski w stronę robota. – Wykonać.

 

ilustracja: Bartłomiej Kalinowski/ Hesket

Koniec

Komentarze

Nie wiem dlaczego, ale cholernie wszystko się dłużyło od momentu, kiedy wyszedłem z biura prezesa Saskiego – konus zagroził mi, że mnie zwolni, jeśli… Jak to określił: nie wykażę się na tyle, żeby firma miała ze mnie pożytek.

Mi, jak dla mnie, zbędne. 

 

 

– Dzień dobry – z głośnika dobiegł mnie wyjątkowo ciepły, kobiecy głos.

Zgodnie z zasadami zapisu dialogu, które znajdziesz tu: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794, po dzień dobry dałabym kropkę, a z zapisałabym z dużej, jak na początku zdania. 

Choć jest głos, więc może wypowie się ktoś mądrzejszy ;)

 

– To nie do końca prawda. To znaczy, tak było na początku, ale później, gdy odkryliśmy możliwość konwersji, czyli przekazania energii od dawcy dla biorcy – życia jednego człowieka, dla przedłużenia życia innemu.

 

W dialogu zostawiłabym zapis z myślnikiem dla didaskaliów, bo wprowadza lekkie zamieszanie, a przecinkiem też można oddzielić biorcę od życia;)

 

Humanoidy wraz z gończymi psami przeszukiwały ulice, żeby znaleźć dawcę, następnie przekazywały firmie.

Nie wynika, co przekazywały, bo mogły człowieka, a mogły sygnał, jak niesławni “łowcy skór”. 

 

W dzielnicach, w których ludzie to widma, tam gdzie narkomania zbiera największe żniwo, było najwięcej dawców.

Powtórzenie.

 

Do pomieszczenia obok wszedł zleceniodawca – gruby facet, który wyglądał jak ludzki wieloryb.

Koniecznie ludzki? Skoro facet, wiemy że był człowiekiem.

 

– Po tym, jak grubas wjechał pod pierścienie, następowało uruchomienie procedury. 

Raczej nastąpiło, bo było całkiem dokonane. 

 

– Myślisz, że jest to coś, czym można się pochwalić przed kimkolwiek?

 

Nie rozumiem tej wypowiedzi.

 

Pysk czteronoga pokryty kompozytem przypominającym sierść, szczerzył się, odsłaniając ostre, tytanowe kły.

Sam pysk się szczerzył?

 

Nazwę ulicy przyszłościowej zapisałabym z dużej. 

 

No, toś pojechał!

Małe egzystencjalne smuteczki, obiad, seksik, a tu zaraz kompozytowa morda ich dorwie. 

Ładnie napisane i zaskakujące. 

Dialog z żoną bym lekko poprawiła, ale całość smakowita. 

Fajne opisy, nie nużące, lakoniczne, ale zobaczyłam wszystko, co miałam zobaczyć.

Momentami niestety ;) To nie jest krytyka!

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Hej!

 

Na początek technikalia.

 

Podkrążone przekrwione oczy zdawały się niemo krzyczeć: odpocznij! Weź urlop!

Usunąłbym “niemo” bo to ciut pretensjonalne.

 

konus zagroził mi, że mnie zwolni, jeśli…

Usunąłbym, bo niepotrzebne.

 

– Adres. Ulica przyszłościowa pięćset sześćdziesiąt

Nazwy ulic, nawet tych wymyślonych, piszemy wielką literą.

 

– Teraz, możesz mi powiedzieć, dlaczego tak wcześnie przyjechałeś. –  Patrzyła mi prosto w oczy.

Ten pierwszy przecinek zbędny.

 

Odwróciłem od niej wzrok, tylko w ten sposób mogłem liczyć na to, że nie dowie się wszystkiego. Nie chciałem, żeby się martwiła.

To też moim zdaniem zbędne.

 

Nikt tego własnoręcznie nie robił. Humanoidy wraz z gończymi psami przeszukiwały ulice, żeby znaleźć dawcę, następnie przekazywały firmie. W dzielnicach, w których ludzie to widma, tam gdzie narkomania zbiera największe żniwo, było najwięcej dawców. Chociaż to nie do końca adekwatne określenie. Byli to ludzie, których wbrew ich woli, wyłapywano, następnie robiono zastrzyk, a później przygotowywano do konwersji. Pamiętam wzrok kobiety, która w chwili wykonywania zabiegu, otworzyła po raz ostatni oczy.

Dwa przecinki do usunięcia, jedno powtórzenie. W podkreślonym zdaniu przydałoby się dookreślić kogo przekazywano firmie – wystarczy krótkie “ich” przed firmie i po kłopocie.

 

– Pomieszczenie, w którym znajdował się grubas, działało, jak klatka Faradaya. Wizualnie z człowiekiem wewnątrz, nie działo się nic spektakularnego. Dopiero po upływie około dwóch tygodni, proces starzenia się komórek wyhamowywał. Zleceniodawca stawał się coraz młodszy. Zazwyczaj o kilka, kilkanaście lat – u niektórych można to było dostrzec gołym okiem. Tuż po zabiegu, przeprowadzano szczegółowe badania lekarskie, celem potwierdzenia skuteczności.

Cztery nadmiarowe przecinki. W ogóle sprawdź tekst pod tym kątem, bo dalej też masz jeszcze kilka niepotrzebnych.

Ot, scenka, poprawnie napisana ale fabularnie nie porwała. To mógłby być fragment jakiegoś dłuższego tesktu, w którym ta scena byłaby przyczynkiem do jakiegoś śledztwa, mającego na celu ujawnienie praktyk LongLife, jednak samodzielnie się nie za bardzo broni, bo o czym opowiada i jak jest spuentowana? O tym, że korpo, którego zajęciem jest wysysanie z ludzi energii życiowej jest na tyle bezduszne, że posunie się do zabicia któregoś ze swoich pracowników, w tym przypadku protagonisty? Nie jest to specjalnie odkrywcze.

Mimo wszystko na klika jednak zasługuje, a to głównie za sprawą niezłego warsztatu.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

 

Known some call is air am

Witaj. :)

Zastanawiają mnie przecinki, które chyba są zbędne (to tylko sugestie do przemyślenia):

Byli to ludzie, których wbrew ich woli, (ten?) wyłapywano, następnie robiono zastrzyk, a później przygotowywano do konwersji.

Pamiętam wzrok kobiety, która w chwili wykonywania zabiegu, (ten?) otworzyła po raz ostatni oczy.

Dopiero po upływie około dwóch tygodni, (ten?) proces starzenia się komórek wyhamowywał.

Tuż po zabiegu, (ten?) przeprowadzano szczegółowe badania lekarskie, celem potwierdzenia skuteczności.

Humanoid stojący przed nim, (ten? – chyba że dać także przed „stojący”?) głaskał gończego psa po łbie.

– Anihilować wszystkich spod adresu, (ten?) przyszłościowa pięćset sześćdziesiąt – rzucił Saski w stronę robota.

 

Świetny horror sf. :)

Nieco nienaturalne wydały mi się okoliczności bardzo szczegółowego opowiedzenia żonie o tym, co w pracy, ale – ok, to Twoja wizja. :)

Ilustracja oczywiście genialna, jak zawsze – BRAWA! :)

Pozdrowienia dla Siostry.heart

Pozdrawiam serdecznie, klik. :) 

Pecunia non olet

Cześć, Ambush 

Wprowadziłem poprawki. 

Dziękuję za przeczytanie i cenne uwagi. 

Cieszy mnie, że szort Ci się spodobał. 

Pozdrawiam 

 

Cześć, Outta Sewer 

Dzięki za wyłapanie błędów. Poprawiłem. Zgadzam się, że to by lepiej się broniło jako wstęp. Może coś wymodzę w przyszłości. 

Pozdrawiam 

 

Cześć, bruce 

Dziękuję za dobre słowa i sugestie. Nie jestem dobry w interpunkcji. Cieszy mnie, że szort Ci się spodobał. Pozdrowienia przekażę :-) 

Pozdrawiam

Ja jestem z interpunkcją zawsze na bakier, to tylko sugestie, przepraszam…:)

Trzymaj się, pozdrawiam. :) 

Pecunia non olet

OK, interesujący pomysł.

Mam wrażenie, że złe korpo i jeszcze gorsi klienci są przerysowani. Oni zachowują się tak niewłaściwie, że to już może im zagrażać, a przez to złe zachowanie staje się nieracjonalne, zaczyna wyglądać jak na potrzeby tekstu. Bo cynicznie patrząc, zgodziłabym się, że nikt (względnie prawie nikt) nie zauważy zniknięcia garstki bezdomnych czy narkomanów. Ale klasa średnia, która ma mieszkania, samochody, kredyty, umowy na prąd, internet itp., to już inna sprawa. Rodziny zauważą, że brat/zięć nagle przestał dzwonić… A jeśli takich zniknięć będzie kilka, to policja zauważy, co je łączy i pójdzie smród po mieście. A jeszcze monitoring miejski wyłapie psy gończe…

Babska logika rządzi!

Cześć, Finkla

Skąd tak daleko idące wnioski? Tekst, owszem może być alternatywną rzeczywistością, a jest na tyle krótki, że wyjaśnianie związane z zaginięciem człowieka, zajęłoby kolejne akapity. Wbrew pozorom, polecam zobaczyć, co dzieje się na ulicach Kensington w Ju es ej. Myślę, że w tak skrajnych przypadkach, nikt nie wnikałby, gdzie podziało się ciało człowieka, którym nawet policja się nie interesuje, bo taki ma nakaz od władz. Dopisujesz treść do szorta zbytecznie. Jeśli chodzi o monitoring, to wyobraź sobie, że np. takowy jest, ale kontroluje go firma. Wiesz… Trochę doszukujesz się czegoś, czego nie ma i tak naprawdę nie wiem, po co. 

Zauważyłaś ciekawa kwestię jako pierwsza. Dokładnie, bohater i jego żona są tak samo odpowiedzialni, jak Saski i cała reszta. W chwili, kiedy Kasia dowiaduje się, że jej mężulek robi takie rzeczy, w sumie dynda jej to. Jeszcze stwierdza, że nikomu nie piśnie słówka.

Dzięki za przeczytanie.

Pozdrawiam

Nie no, nie krytykuję aż tak – w końcu kliknęłam. Tylko dzielę się odczuciami, że złe zachowanie firmy wydaje mi się przegięte i próbuję to uzasadnić.

A co się dzieje w Kensington?

Jeśli policja siedzi w kieszeni korpo, to zmienia postać rzeczy.

Babska logika rządzi!

Edytowałem wpis w momencie, kiedy odpisałaś. 

Nie byłem na miejscu, ale polecam zobaczyć nagrania tych, którzy byli. 

Dziękuję za klik 

OK. Cały czas nie wiem, co się dzieje w tym Kensington. Biedne miasto, narkotyki, wysoka przestępczość… O jakich konkretnie nagraniach piszesz?

Babska logika rządzi!

Chodzi mi o te nagrania, w których poruszona jest kwestia narkomanii i bezdomnych. 

Co do szorta. Teraz widzę, że niejasno wyjaśniłem kwestię firmy. Napisałem tylko inwestorzy, a nie zaznaczyłem, że chodzi o grube ryby, ludzi z wielką kasą, którzy chcą wykupić się śmierci. Tutaj nie chodziło mi o kwestie moralne. Dopiero pod koniec pisania, dotarło do mnie, że bohaterowie są płascy, jeżeli chodzi o empatię. Delikatna wzmianka, że Kaśka widziała strutego mężulka, nie oznacza, że akurat martwił się losem dawców, w końcu nadal tam pracował. 

Faktycznie, Outta Sewer to byłoby lepsze, jako wstęp do czegoś dłuższego.

Aaa, bo przeoczyłem. Chciałem Wam podziękować z kliki. 

Ambush

Outta Sewer

bruce 

Finkla

Dziękuję :-)

 

 

Podziękowania, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Cześć, Hesket,

 

Tekst należy zaliczyć do udanych. Aczkolwiek, większą uwagę zwróciłbym na jaśniejsze doprecyzowanie przyczyna & skutek dla elementów fabuły. No i zakończenie. Tak naprawdę sprowadza się ono do jednego zadnia, co daje czytelnikowi zbyt dużą swobodę w interpretacji opowiadania. A przesłanie powinno być jasno określone przez Autora.

Cześć, TaTojota

Dzięki za odwiedziny i czytanie, oraz cenne spostrzeżenia i uwagi. 

Pozdrawiam

Witam!

 

Podkrążone przekrwione oczy

W moim odczucie, są to przymiotniki równorzędne, a w takich wypadkach rozdzielamy przecinkiem.

 

Wolałem liczyć oznaczenia pięter na wyświetlaczu.

Hm, czyli co właściwie robił bohater? Liczył coś, co zwykle jest kolejnym numerem?

 

Nie wiem, jak to robiła, ale zawsze wiedziała, kto wchodzi do domu nie widząc człowieka

Dziwnie zabrzmiał koniec zdania. Sens rozumiem, ale moim zdaniem stylowo to “potykacz” dla czytelnika (wieloznaczność).

 

Pierwsza generacja robotów humanoidalnych, w których największą przeszkodą do przeskoczenia było zasilanie, teraz przestaje działać poprawnie.

Wtrącenie na temat zasilania tylko wydłuża zdanie. Nie jest to wątek wykorzystywany później w żaden sposób. Jeśli to ważne, może rozbić na dwa zdania: w pierwszym wspomnieć, że dotąd sądzili, że największym problemem jest zasilanie, a w drugim, że jednak było to oprogramowanie (lub AI).

 

– Pomieszczenie, w którym znajdował się grubas, działało jak klatka Faradaya. Wizualnie z człowiekiem wewnątrz nie działo się nic spektakularnego. Dopiero po upływie około dwóch tygodni proces starzenia się komórek wyhamowywał.

Nie załapałem, jak pierwsze zdanie logicznie łączy się z kolejnymi. Klatka Faradaya to np. metalowa lub siatkowa “osłonka” wokół przedmiotu. Jeśli ma to być coś, co nie pozwala energii wydostawać się na zewnątrz, nie wystarczy metalowe pudełko. Pudełko traci energię. Może chodziło o rodzaj doskonałego lustra? Jest to bardziej złożony fizyczny problem, niemniej klatka mi tutaj zgrzytała, a pełni kluczową rolę w wytłumaczeniu efektu.

 

Za chwilę miał zostać wsunięty do pierścieni elektromagnetycznych, których zasilanie wymagało ogromnej mocy.

– Skąd braliście tyle energii? 

Moc nie jest równorzędna z energią. Moc to energia zużyta w jednostce czasu. Należałoby wspomnieć, że pierścienie musiały działać przez bardzo długi czas. Nie rozumiem jednak, jak łączy się to z odparowaniem dawcy, które raczej było chwilowe. Skoro go nie było, to pierścienie musiały dalej działać? Po co?

Zamiast kupować elektrownie, mogli kupić kontener superkondensatorów i ładować go przez cały dzień, żeby wieczorem zrobić zabieg. Duża moc, energia niekoniecznie.

I dlaczego grubas nie wyparował? Mamy “pierścienie elektromagnetyczne” – to cewki czy coś innego? Zwykle w takich układach sprzężonych moc na jednym uzwojeniu jest w przybliżeniu równa mocy na drugim (zawsze są jakieś straty). Nie kupuję tego wszystkiego, logika i fizyka się rozłazi.

 

Nie-fizyk będzie miał radość z czytania, ja musiałem wyłączyć tryb inżyniera i przeczytać drugi raz, bo za pierwszym zupełnie umknęło mi przesłanie tekstu. Sam pomysł dobry, napisane dobrze, język ładny, ale “technikaliów” nie dam rady przełknąć.

 

 

Cześć, marzan

Czekałem na komentarz od osoby, która przeanalizuje to od strony naukowej, fizyki. Tak, zgadzam się całkowicie, że tekst potraktowałem intuicyjnie, jeśli chodzi o tę kwestię. A w naukach ścisłych intuicja, to nie jest dobry kompan, bo jak się okazuje, nie wystarczy liznąć tematu opisującego elektromagnetyzm. Mam podobnie, jeśli chodzi o próg przyswajalności sf, ale jest on o wiele niższy, ponieważ wynika z niewiedzy z dziedziny fizyki. Dlatego też mogę przyswoić o wiele więcej irracjonalnych wydarzeń w filmie czy książce. 

Myślę, że nieprędko wejdę ponownie w gatunek sf, bo jest dla mnie bardzo trudny. Fikcja nie oznacza w tym przypadku dowolności interpretacji, ponieważ świat przedstawiony, musi zawierać logiczne potwierdzenie, tzn. jeśli chodzi o prawa fizyki, czy same pojęcia techniczno naukowe. Połączenie fikcji z nauką, dobrego, twardego sf, to nie lada wyzwanie. Co nie zmienia faktu, że jako czytelnik, bardzo lubię ten gatunek. 

Dziękuję za Twój czas, który spędziłeś przy szorcie. Doceniam to, że dobrnąłeś do końca pomimo braku logiki i bezsensowności zastosowanej fizyki, która nie powinna mieć miejsca. 

Pozdrawiam

Heskecie, moim celem nie był pogrom technikaliów opowiadania, tylko raczej zwrócenie uwagi, że może to zepsuć odbiór tekstu, który poza tym jest dobry (literacko i od strony wrażeń przekazywanych czytelnikowi). Troszkę inaczej oceniam filmy Marvela, które są pełne nonsensów fizycznych, ale z założenia są rozrywkowe, a inaczej tekst, który ma nieść przesłanie dla czytelnika. Więc, żeby inaczej ubrać to w słowa, na razie pierścienie elektromagnetyczne brzmią dla mnie równie wiarygodnie, jak reaktor łukowy lub sklecony garażowym sposobem akcelerator cząstek Starka.

Gdybym z tekstu wynikało jaśniej, jak działa owo wysysanie energii życiowej od dawcy do biorcy, i w jakiej postaci jest ona przekazywana, może mógłbym napisać coś konstruktywnego, bo sam nie lubię destruktywnej krytyki, tylko konstruktywną (czyli z propozycją tego, co zmienić, zamiast pisania, że jest nie tak). Na razie pogubiłem się w tym, czy energią jest wysysana i przekazywana błyskawicznie (kiedy dawca odparowuje), czy też biorca musi potem siedzieć kilka dni w komorze. Skoro dawca i biorca są w pierścieniach, do czego służy owa klatka Faradaya? Czy energia życiowa jest rozpraszana w przestrzeni, a drugi pierścień musi ją potem “zebrać”? Dopóki nie znam takich szczegółów, trudno jest mi zaproponować, jak to ładniej opisać od strony fizycznej, a nie chciałbym dawać propozycji na ślepo.

W moim wyobrażeniu, energia była przekazywana blyskawicznie, a dawca znikał ze względu na bardzo duży efekt termiczny. Klatkę Faradaya widziałem, jako izolator, chroniący przeprowadzających zabieg. Jedynie w pierścieniach następował przekaz energii życiowej, która była rozpraszana. Klient nie czekał, działo się to natychmiastowo. 

Opowiadania fantastyczne czytam dla relaksu i nie przeszkadza mi niekonsekwencja ‘techniczna’/fizyczna. Uważam, że fantastyka pozwala na wszystko, jeżeli tekst nie ma kwalifikacji “sci”. Czytając Twój szort, Autorze, wyobraziłem sobie taki świat i nie chciałbym w nim żyć, chociaż nie byłbym dawcą. Zakończenie wzmaga to odczucie. Sprawdzę, czy jeszcze jest potrzebny klik, bo IMO się należy. :)

Nowa Fantastyka