Profil użytkownika


komentarze: 626, w dziale opowiadań: 502, opowiadania: 231

Ostatnie sto komentarzy

Grę wyraźnie widać w tej jednej scenie. W całości się rozmywa i gubi. Bardzo bym się zdziwił, gdybyś na to wpadła. 

Cześć, Finklo!

 

Fragment, w którym Paweł zabija żonę uczestniczył w Wyzwaniu #20 Ślimaka Zagłady. Chodziło o napisanie scenki ilustrującej jakąś grę.

Ja wybrałem „papier, kamień, nożyce”. Stąd pojawiające się ciągle motywy z tym związane – papier (pieniądze, papiery wartościowe, papiery rozwodowe),  kamień (kamień węgielny, „pierścionek z absurdalnie wielkim kamieniem”, kamienie spadające z kosmosu), nożyce (nożyce ogrodowe, nożyce do rozcinania papieru).

Przedstawiłem kilka partii tej gry toczonych między kilkoma parami graczy.

Główna rozgrywka odbyła się między Pawłem i Markiem o rękę Anny. Pierwszą rundę wygrał Paweł. Paweł miał majątek i pozycję (symbolem tego były kamienie: węgielny oraz kamień na pierścionku). Marek pracował dla rodziny Pawła jako ogrodnik, ale w końcu dzięki pieniądzom, zdobytym na giełdzie (papiery wartościowe) przejął majątek Pawła. Papier pokonał kamień. Odpowiedzią na papiery rozwodowe, było zamordowanie żony przy pomocy nożyczek.

W opowiadaniu przedstawionych jest więcej rund tej rozgrywki. Zachowane są zasady gry. Zawsze kamień wygrywa z nożycami, papier z kamieniem, a nożyce z papierem.

 

Po napisaniu scenki rozbudowałem opowiadanie o to, co do niej doprowadziło i co było potem.

 

Całość była pomyślana, jako seria drobnych scen, które dzieją się na przestrzeni lat. Historia prywatna miała być spleciona z historią zbliżającej się zagłady. Ta nadchodząca zagłada miała być jedynie sygnalizowana przez przypadkowo pojawiające się gdzieś w tle informacje, by ostatecznie zdominować całą opowieść.

Zapewne stąd wrażenie, że wszystko jest „zaledwie naszkicowane”, ale trochę taki był zamysł.

 

Za co właściwie się mścił? Za odebranie kobiety?

Myślę, że zazdrość, poczucie upokorzenia są bardzo silnymi motywacjami i prowadzą do wielu dramatów. Przez nie wybuchła niejedna wojna.

Szarmancki, ale też trochę przez piękną kobietę zmanipulowany.

Według Ciebie te zdania tak brzmiałyby, gdyby Arlekin był rolą, którą odgrywa Marcello? Serio?

 

A to:

– Ja tego chcę. A ty, Colombino?

– Ja również. Ale… – Dziewczyna nagle się zawahała. – Masz na myśli ślub Marcella i Giullietty?

– Taa… Tak, oczywiście. – Arlekin uśmiechnął się gorzko. 

Czemu Arlekin się zmartwił?

 

Myślę, że nie przekonam Cię. Cieszę się, że dostrzegasz choć jedno zdanie, które potwierdza moją interpretację. To musi mi wystarczyć. 

Finklo, dziękuję. Miło, że wpadłaś. 

 

Myślę, że każdy, kto choć trochę zna szachy, może z łatwością zorientować się w czym rzecz. Ale rzeczywiście też się zastanawiałem, czy już sam tytuł za wiele nie odsłania.

A ten pionek wydaje mi się sympatyczny, inaczej niż figury, które w sumie też są popychadłami.

 

 

To nie jest tylko jedno zdanie.

Nie pisałem przecież, że Marcello po powrocie do domu zdjął strój Arlekina, ale że Arlekin

jak co dzień poszedł do swojej prywatnej garderoby. Nałożył odpowiedni do roli makijaż i wybrał kostium. Poszło mu sprawnie, bo od wielu już lat przedstawiał się jako Marcello

Itd. Tych zdań jest więcej. Już jej cytowałem.

Już setki lat podejmowali różne próby i zawsze kończyło się tak samo.

Ale trudno by im było tak funkcjonować przez setki lat.

Przecież wcześniej już napisałem:

Nie podaję jaki zadziałał tu mechanizm, ale i w filmie nie jest wyjaśniony aspekt techniczny, czy magiczny tego, co się stało.

Starłem się tylko wyjaśnić, z czego możemy wnosić, że: 

po zmaterializowaniu się Arlekin funkcjonuje w fikcyjnym świecie mojego opowiadania od setek lat.

 

Czy może raczej – dostrzegam analogię z tym, co mówisz teraz, ale nijak nie widzę, jak tekst to mówi.

Streściłem opowiadanie, wykorzystując cytaty. Nie mówię niczego ponad to, co jest w tekście.

W tym przypadku jestem z stronnictwa "Ferdynanda Wspaniałego". Temat z cyklu: czy samoświadoma istota, która nie jest człowiekiem, powinna mieć takie same prawa jak człowiek. 

Fajny wiersz. Kilka celnych fraz.

Lecz gdy zaczął czytać prasę,

Jakieś to archaiczne.

Poszli do urzędu w Łodzi.

Ach, ta Łódź.

 

Ale ten Janusz jakiś dziwny. Nieoczywisty. Kreatywny i w sumie niezgodny ze stereotypem Janusza.

Wynika z całej przedstawionej historii.

 

Rzecz dzieje się podczas karnawału. Trupa, do której należy Arlekin (nie Marcello) dała zaimprowizowane, nieudane przedstawienie. Publiczność oraz aktorzy nie byli z niego zadowoleni.

Po spektaklu Arlekin wędrował ulicami Wenecji, myśląc między innymi o Colombinie, w której był zakochany.

Rano następnego dnia:

przed wyjściem z domu, Arlekin jak co dzień poszedł do swojej prywatnej garderoby. Nałożył odpowiedni do roli makijaż i wybrał kostium. Poszło mu sprawnie, bo od wielu już lat przedstawiał się jako Marcello, informatyk zatrudniony w wielkiej firmie technologicznej.

W firmie, w której pracował udając Marcella, podczas obiadu rozmawiał ze swoim przyjacielem. Był to

Brighella przebrany za przestraszonego pracownika działu księgowego, Paola.

Pojawiła się też Colombina, udająca Giulliettę. Rozmowa dotyczyła spraw zawodowych, ale można było wyczuć flirt Arlekina i Colombiny.

– Podają tu znakomitą. – Marcello pokazał uniesiony w górę kciuk i o mało nie wyszedł z roli, bo aż go kusiło, by rzucić żartem na temat dania, które przyniosła Giullietta.

– Ja wolę tortellini. Chciałbyś może posmakować mojego pierożka?

Według legendy tortellini ma kształt pępka Wenus. Widać, że oboje rozumieli greps. Arlekin w myślach strofował: 

„Och, Colombino, bądźmy profesjonalni”.

Przyjaciele: Arlekin, Brighella oraz Colombina spotkali się po pracy. Rozmawiali o założeniu własnej firmy. Przy realizacji tego przedsięwzięciu czekały na nich przeszkody. Między innymi dobrze zdawali sobie sprawę, że:

Massina, ta bezmaska wersja Dottore, to podły gangster.

Arlekin jednak przedstawił scenariusz, dzięki któremu mogłoby się im udać. Problemem była też inna kwestia. Wszyscy ci bohaterowie związani byli istnieniem teatralnej trupy. Więź była silna, a ze słów Colombiny wydaje się nierozerwalna. 

– A co z trupą? – zapytała trzeźwo Colombina.

– Jedno drugiemu nie przeszkadza. Zespół nie musi się przecież rozpaść, bo gdzie jest napisane, że tak jak na scenie, również w tym udawanym życiu naszymi szefami muszą być Pantalone i Dottore.

Przyjaciele byli optymistami. Wierzyli, że tym razem się uda, w przeciwieństwie do poprzednich prób wyrwania się ze schematu. Wcześniej, kiedy Colombina nie była jeszcze wtajemniczona w plan, padły zdania.

Już setki lat podejmowali różne próby i zawsze kończyło się tak samo. Czemu teraz miałoby być inaczej?

Reakcja na propozycję Brighelli:

– Może w końcu i wy się pobierzcie. Nie mogę już patrzeć, jak do siebie wzdychacie

może być potwierdzeniem tego, że i tym razem się nie uda:

Arlekin i Colombina popatrzyli na siebie zmieszani. Od dawna o tym myśleli, ale każde z nich czekało na ruch drugiej strony. A uczucia maskowali ciągłymi żartami.

– Ja tego chcę. A ty, Colombino?

– Ja również. Ale… – Dziewczyna nagle się zawahała. – Masz na myśli ślub Marcella i Giullietty?

– Taa… Tak, oczywiście. – Arlekin uśmiechnął się gorzko. 

 

 

 

I jeszcze sprawa z wcześniejszego wejścia.

W naszym świecie kaczki nie chodzą do pracy i nie mówią, więc historia o pracujących kaczkach byłaby fantastyką (niekoniecznie wysokich lotów, ale byłaby).

 

To inny przykład (wcześniej już go wykorzystałem):

To tak, jakby James Bond grywał w filmach, a w normalnym (naszym) życiu udawał Seana Connery’ego, a potem by się nie zdemaskować, wiadomo, lata upływają, a on się nie starzeje, grał Rogera Moore’a itd.

W tym przypadku mielibyśmy do czynienia z pozoru normalnym człowiekiem. Dostrzegasz w tym przykładzie fantastykę?

Hmm, to jest fantastyka, ale myślę, że mieszasz fantastykę z symbolem. Fantastyka jest wtedy, kiedy bohater dosłownie schodzi z ekranu i robi różne rzeczy, których nie mógłby fizycznie robić, gdyby go tam nie było. Symbol jest wtedy, kiedy odgrywa rolę.

Nie mieszam fantastyki z symbolem, ale też jedno nie neguje drugiego.

Arlekin dosłownie wyabstrahował się z pierwowzoru literackiego lub zmaterializował się ze zbiorowej wyobraźni widzów jarmarcznych przedstawień. Nie podaję jaki zadziałał tu mechanizm, ale i w filmie nie jest wyjaśniony aspekt techniczny, czy magiczny tego, co się stało. W każdym razie po zmaterializowaniu się Arlekin funkcjonuje w fikcyjnym świecie mojego opowiadania od setek lat.

 

Czy gdyby opowieść dotyczyła Kaczora Donalda, który okazjonalnie grywa w filmach animowanych, a na co dzień, każdego ranka wkłada mundur motorniczego i idzie do pracy prowadzić tramwaj, to też nie byłoby tu fantastyki?

Dzięki dziewczynie, może to zbyt dalekie skojarzenie, Twój wiersz przypomina mi trochę teraz bardzo popularną “Bella ciao”. Tam partyzant opuszcza dziewczynę, by walczyć z wrogiem. I waga spraw, za które idzie się bić, podkreślona jest decyzją o rozstaniu. U Ciebie dziewczyna niejako czynnie wspiera walkę.

“Mury” w gruncie rzeczy są pesymistyczne, natomiast ten wiersz jest pełen nadziei.

Znalazłem polskie tłumaczenie na tekstowo.pl. No, dobra, żartuję. Wiem, jak tam to działa.

 

Nie znam się, ale mi się podoba. Wiersz rewolucyjny, pełen prostych pragnień, wzruszający. Braterstwo, przyjaźń, wolność i dziewczyna rozdająca kwiaty. 

Tłumaczyłeś z portugalskiego?

 

Czy dostrzegasz fantastykę w filmie “Purpurowa róża z Kairu”?

 

Nie widziałam tego filmu.

Bohater filmu w trakcie seansu schodzi z ekranu i rozpoczyna życie w świecie rzeczywistym, a właściwie w świecie wtórnym – świecie filmu Woody’ego Allena, który już jest …

Liczba metapoziomów nie przeszkadza, by film był przypisywany do gatunku fantasy.

 

“Purpurową różą z Kairu” inspirował się Marczewski, kręcąc Ucieczkę z kina “Wolność”.

 

"Czymś" mogłaby być firma, organizacja

A małżeństwo nie?

Nie będę już drążył. Niech ta reputacja będzie tylko przenośna.

Tak, bo jej nie ma.

Czy dostrzegasz fantastykę w filmie “Purpurowa róża z Kairu”? Arlekin nie tylko odgrywa rolę, ale jest postacią fikcyjną, żyjącą w naszym świecie.

 

 Matteo, mężczyzna, który całował Elenę, mógł być ochroniarzem.

A napisałeś o tym?

Nie. Chodziło mi o to, że są sytuacje, w których parę można nazwać wiarołomną. 

 

"Coś" może mieć reputację, ale tylko przenośnie.

Z definicji trudno to wywnioskować. Nie widzę rozróżnienia między “kimś” a “czymś”.

 

 Możesz podać przykład zdania w języku angielskim, które po przetłumaczeniu jakimś maszynowym translatorem, będzie brzmiało jak moje?

Mogę poszukać, jeżeli Ci na tym zależy.

Nie. Myślałem, że dostrzegłaś jakąś kalkę językową.

 

Nie mam zastrzeżeń co do użycia słowa "aplikacja" w ogóle, tylko co do użycia go w ten sposób. To, że błąd pojawia się tylko raz, nie zmienia faktu, że jest błędem.

Nie twierdzę, że to nie jest błąd. Sprawdziłem wystąpienia tego słowa w całym tekście i domyśliłem, do którego miejsca się odnosisz, a potem napisałem tylko, że występuje w wypowiedzi jako skrót myślowy.

 

Mam ją gotową, ale w postaci pliku odt z komentarzami. Jeżeli to Ci odpowiada, poproszę o adres do przesłania jej mailem (na priv).

A możesz mi ją wysłać na portalową skrzynkę?

Tarnino, dziękuję za analizę i komentarz. 

 

Rozumiem, że w pytaniu o adres strony zawiera się zarzut o brak fantastyki.

 

Fakt, nie ma tu smoków, elfów ani żadnych czarów. Wątek z aplikacją też nie jest SF. Nie zgodzę się jednak ze stwierdzeniem, że brak jest w tekście fantastyki. Zresztą, jeśli dobrze zrozumiałem kolejny fragment Twojego komentarza, to też jakąś fantastykę dostrzegasz. Chodzi mi o zdanie, w którym piszesz o „podwójności świata”. W opowiadaniu fikcyjne postaci odgrywają w naszym świecie role prawdziwych ludzi. Arlekin udaje informatyka Marcella, Brighella księgowego Paola, Colombina kierowniczkę jednego z działów firmy itd. To nie Marcello grywa okazjonalnie Arlekina, ale jest odwrotnie.

 

Żart z początku jest wypowiadany przez Scaramouche, postać, która charakteryzuje się tego typu humorem. W tekście pada zresztą ocena tego żartu: „mało lotny”.

 

Wyjaśniając Reg swój pomysł, napisałem:

„Arlekin, Brighella, Colombina, Pantalone, Dottore od wieków na scenie odgrywają pewne role. Na co dzień, żeby jakoś żyć w naszym świecie, odgrywają inne. Na przykład Arlekin aktualnie gra rolę informatyka Marcella, Brighella księgowego Paola itd. Jednak w obu przestrzeniach są wtłoczeni w jeden schemat.

Opowiadanie przedstawia próbę wyrwania się z tego schematu zależności. Bohaterowie nie widzą powodu, by tak jak na scenie commedii del’arte, również na tej drugiej odgrywać role sług i panów. W opowiadaniu nie jest rozstrzygnięte, czy im się uda. To nie jest ich pierwsza próba. Planowany ślub Marcella i Giullietty nie jest pretekstowy. W pewnym sensie oddaje istotę dramatu bohaterów. Arlekin i Colombina, kochając się, nie potrafią uciec z pułapki i jedynie, na co ich stać, to spróbować przełamać fatum na jednej ze scen.”

Szantaż i cała intryga nie jest wiec istotą tego opowiadania. Jest nią fatum, które dotyka bohaterów. Arlekin kocha Colombinę, a skończy się co najwyżej ślubem Marcella i Giullietty, czyli odgrywanych przez nich postaci w świecie, który jest dla nich tylko sceną.

 

Podwójność świata (relacje między rzeczywistymi postaciami odbijające się w zwierciadle commedia dell'arte) jest znakomitym pomysłem, ale trzeba go było rozwinąć – w tym tekście nie zrobiłeś tego wcale.

Arlekin, Brighella, Colombina na scenie commedii dell'arte są służącymi. W naszym świecie odgrywają role Marcella, Paola, Giullietty, czyli pracowników w firmie, której rolę szefa gra Pantalone. Dottore, przyjaciel Pantalone, występuje w roli adwokata i gangstera Domenico Massiny, który do Wenecji przyjechał z Bolonii. Arlekin kocha się w Colombinie, jest głównym pomysłodawcą i wykonawcą intrygi. W tekście pojawia się też para, Elena i Mateo, którzy nie mają odpowiedników w postaciach noszących maski.

Myślę, że relacje między postaciami z commedii dell'arte, a ich odpowiednikami w rzeczywistym świecie są wyraźne.

 

Matteo, mężczyzna, który całował Elenę, mógł być ochroniarzem. Elena i Matteo stanowili parę osób, o których gangster mógł wiedzieć i zaufał, że łączy ich tylko relacja: ochroniarz-osoba ochraniana. Elena miała bezpiecznie dotrzeć do domu. W tym sensie para nadużyła zaufania Massiny. Czy w takim wypadku można użyć słowa „wiarołomna” do opisu tej „pary”? Wiarołomny, to „taki, który nie dotrzymując przysięgi, przyrzeczenia, danego słowa lub nie wywiązując się ze zobowiązań, dopuszcza się zdrady”.

 

Reputacja, zgodnie ze słownikiem języka polskiego PWN, to „opinia, jaką ktoś lub coś ma wśród ludzi”.

 

Ze zdania „Colombina mimo ostrych słów nie była zła.” wynika, że nie była zła, choć padły ostre słowa – ale to przecież ona sama je wygłosiła! O co tu chodzi?

Wyjaśnieniem są kolejne zdania, które padają w tekście:

Już setki lat podejmowali różne próby i zawsze kończyło się tak samo. Czemu teraz miałoby być inaczej? Przyzwyczaiła się.

 

„treści, którymi będzie się można kontaktować”?

Kiedy przedstawiamy się, piszemy jakiś komentarz, odpowiadamy na pytanie, to tworzymy jakąś treść. Aplikacja miała w tym pomóc. Ale rzeczywiście to zdanie nie brzmi najlepiej.

 

„Świecić pustkami” to frazeologizm.

Z ciekawości translatorem Google’a przetłumaczyłem zdanie:

„Na szczęście to publiczne miejsce świeciło już pustkami” i otrzymałem:

„Fortunately, the public place was alredy empty”.

Potem to angielskie zdanie przetłumaczyłem na polski i otrzymałem:

„Na szczęście miejsce publiczne było już puste”.

Możesz podać przykład zdania w języku angielskim, które po przetłumaczeniu jakimś maszynowym translatorem, będzie brzmiało jak moje?

 

Słowo „aplikacja” pojawia się w opowiadaniu sześć razy. W taki sposób, jak napisałaś, jest tylko w wypowiedzi Giullietty. Mogło to wynikać z jej językowego niechlujstwa lub być po prostu skrótem myślowym.

 

Z uwagami dotyczącymi jakości warstwy językowej nie będę dyskutował. W tym przypadku w pełni ufam Twojemu osądowi. Chętnie zapoznam się z listą błędów. Oczywiście, jeśli masz ją gotową. Jeśli nie, to nie zawracaj sobie tym głowy.

 

Ulicę „Merceria Orologio” wziąłem z planu Wenecji. Nie znam włoskiego, wiec z tym zegarem to nie moja zasługa.

 

 

PS

W jakim znaczeniu używasz słowa „lampshade”? 

Otagowałeś opowiadanie słowem “dystopia”. Rozumiem, że odnosisz to do świata, którego narodziny opisałeś. Trochę dziwne, bo ta społeczność przecież zorganizuje się z najmądrzejszych, którzy będą rządzić się bez polityków.

Xawery, dzięki za miłe słowa. Interpretacji może być kilka, Twoja bardzo mi się podoba.

No i dzięki Tobie przypomniałem sobie wykonanie Gintrowskiego “Autoportretu…”.

 

Nie chcę marudzić za dużo, ale jeszcze coś mi się rzuciło. Po co w tym zdaniu: “Ludzie Skargarda, choć nie znaleźli, w osadzie, żadnych kosztowności, to w końcu byli syci.” te przecinki wokół “w osadzie”.

Pełnokrwista opowieść o przemianie bandy awanturników w drużynę, o której będą tworzone legendy. Do tego pijak zamienia się w lidera tej grupy. Herkules też zabił dzika i zapamiętano to do dziś.

Sprawnie napisana historia z bogatym słownictwem.

 

Landorfa nie miał zbyt wielu okazji do picia → chyba Landorf.

Pij, bo trzęsiesz się, jak śledziona z węgorza wyrwana* → po co gwiazdka?

Uwagę Nekarczyka przyciągnął nad biegający pies

Harvasa sprawił psu obrożę → Harvas?

Ludzie Skargarda, choć nie znaleźli, w osadzie, żadnych kosztowności, to w końcu syci. → chyba czegoś brakuje.

To ja przeowadziłem tej bandzie i zapewniam, że mogę się przydać.

Wójt z nietęgą miną podszedł do Landorf → Landorfa?

 

Nominuję. Pozdrawiam.

Podobało mi się. Według mnie bardzo dobrze napisane. Historia prosta, ale wciągająca. Nie uważam, że limit zaszkodził, wręcz przeciwnie. W konkursie uczestniczy inne opowiadanie, którego tytuł dobrze pasuje do nasuwających się wniosków z Twojego tekstu (o ile przyjąć, że to nie było popadanie w szaleństwo, ale faktyczna umiejętność czytania w myślach).

Słowo “creepy” rzeczywiście nie pasowało akurat do tego opowiadania i świetnie z tego wybrnąłeś.

 

Nominuję. Pozdrawiam.

Ależ w ogóle nie przyszłoby mi to do głowy. Rzadko rozpisuję się w komentarzach. Czasami, jak mi się coś spodoba, to po prostu chcę dać o tym znać autorowi. 

Podobało mi się. Gratuluję wyobraźni. Gdyby opowiadanie było dłuższe, to by znużyło, ale w takiej małej dawce bardzo dobrze się czytało.

To dzieci namalowały?

Nie. To Banksy.

 

Zgadzam się, że piosenka jest dla dzieci. Ale nie uważam, że świadczą o tym naiwne słowa o mamie.

Piosenka prosta, chwytliwa, z pacyfistycznym przesłaniem, chętnie podsuwana przez dorosłych, by przedszkolaki śpiewały (w demoludach). Imagine to kolejny utwór dla naiwnych dzieci. A Oda do radości to już kompletne szczeniactwo. Itd.

 

Oczywiście, każdy kiedyś umrze. Dorośli to wiedzą. A z drugiej strony, chyba tylko kompletnie zdziecinniali bawią się historiami o końcu świata, bo przecież każdy dojrzały wie, że nawet jak zniknie życie na Ziemi w wyniku jakiejś potwornej wojny, to świat się nie skończy.

 

I taki przykład, co dzieciaki malują na murach:

 

 

Myślę, że wątpię. 

Rzuć tylko okiem na komentarze pod tym utworem. Jedni się zachwycają, a inni kwestionują, że to śpiewa Ałła.

Znalazłem też coś takiego:

mit nr 2: «Biełyje rozy» i «Pust' wsiegda budiet sołnce» śpiewała Pugaczowa. Pomyłka ta jest naprawdę głęboko zakorzeniona w polskim internecie. Co najmniej w kilku miejscach piosenka «Biełyje rozy» jest przedstawiana jako piosenka wykonywana przez Ałłą Pugaczową. 

Ale upierać się nie będę.

Wymiana uwag z Reg utrzymywała wczoraj opowiadanie na szczycie listy, więc się zainteresowałem i z przyjemnością przeczytałem.

 

A swoją drogą, jesteś pewna, że „Biełyje rozy” śpiewała Ałła? To nie jest chyba piosenka z jej repertuaru. Podejrzewam, że może chodziło o „Milion szkarłatnych róż”. No, chyba że to nie o Pugaczową chodziło.

Ale zbieg okoliczności! Dopiero co przeczytałaś moje opowiadanie, którego duża część akcji dzieje się niedaleko Krymu podczas innej fazy tej samej wojny.

Czytając, przypomniał mi się “Los człowieka”. 

Fajnie rozwijasz różne mitologiczne wątki. Już nie tak łatwo założyć miasto, ale wojny dalej wybuchają z durnych powodów.

Anet, miło mi.

 

Gravel, zamek jak z bajki.

 

Dzięki.

Lekko absurdalny, dobrze napisany tekst o wykluczeniu z powodu inności. Niektórzy wychodzą z szafy, inni się do niej chowają.

Podobało mi się.

Nominuję. Pozdrawiam.

 

HollyHell91, cześć!

 

Takie rozmyślanie jest moim zdaniem nielogiczne.

Gdy bohater był nieświadomy, wydarzyło się coś, co go obudziło. Próbuje zrozumieć, co to było, ale nic mu nie pasuje. Stawia hipotezy, które nie zawsze są logiczne.

 

Sięgnąłem po kubek. Nie był pusty, ale o czymś ciepłym do picia musiałem zapomnieć.

Nie rozumiem tego zdania.

Najchętniej napiłby się czegoś ciepłego. Kubek zawierał jakiś płyn, ale był zimny.

 

Jakieś to nielogiczne. Najpierw narrator mówi, że jechał bardzo szybko, by po chwili stwierdzić, że jednak nie ;p

Mówi, że jechał szybko, bo tak to subiektywnie ocenił. Sprawdził na prędkościomierzu i stwierdził, że nie było to tak szybko, jak mu się wydawało. Ale zaraz potem jeszcze raz to sprawdził i zauważył, że wartość podana była w milach. Pierwsza ocena okazała się trafna.

Co to znaczy “jechałem bardzo szybko”? Jest to rzecz względna, więc takie stwierdzenie zawsze oznacza “wydawało mi się, że jechałem bardzo szybko”. 

 

Od czego takie silne emocje?

Zasnął za kierownicą. Gdy się obudził, to uświadomił sobie w jakim był niebezpieczeństwie. Emocje mogły być też związane z czymś, co zdarzyło się przed zaśnięciem. Mógł też odczuwać emocje i nie uświadamiać sobie ich źródła.

 

Dzięki za miłe słowa oraz wskazówki. Poprawiłem tekst zgodnie z nimi.

 

Pozdrawiam.

 

Fajne, a nawet bardzo. Surrealistyczne, niepokojące, ekscytujące. Wciągnęło mnie. Horror jak się patrzy. 

Nie lubię tego imienia Kevin i muszę przyznać, że przez większość opowiadania mnie drażniło. Czytając, myślałem, by Ci je wytknąć w komentarzu (że fajnie się czyta, ale czemu Kevin?). Zakończenie jednak zaskoczyło. W przeciwieństwie do Finkli (nie zwróciłem uwagi na tytuł), która szybko się połapała w intrydze, ja do końca (a ściślej do ‘***’) nie się zorientowałem w czym rzecz.

Brawo. Podobało mi się.

 

Nominuję. Pozdrawiam.

Bardzo solidne SF. Świetne opisy statku kosmicznego. Te wszystkie grodzie, cienie, światła, cienkie warstwy tłustego osadu, opalizujące krople spływające do grawitacyjnej zenzy itd.

Choć gdzieniegdzie, według mnie, trochę przeszarżowałeś. Kilka przykładów:

“kompozytowej ściany uzbrojonej w ciągi rur przypominających czarne żyły gigantycznego monstrum”, “Korytarz zakręcał w lewo, przez co cel ucieczki krył się w kwantowej pustce”(?), “Rozgrzana do białości stalowa blizna stygła w plazmowym rumieńcu.”

 

Lubię Obcego, zwłaszcza pierwszą część. Późniejsze, choć druga też ujdzie, to odcinanie kuponów. 

O ile dobrze pamiętam, to w sumie w filmach wszystkie wątki z Twojego opowiadania są poruszane (jeden z członków załogi jest androidem, firmie zależy bardziej na badaniu nowej formy życia niż na ludziach – to pierwsza część; odstąpienie obcego od uśmiercenia człowieka – bodajże trzecia część).

 

Podobało mi się.

 

Nominuję. Pozdrawiam.

Niezłe. Przypomina bardziej felieton filozoficzny niż opowiadanie. Czytało się dobrze, mimo że nie bardzo lubię, jak się narrator zbytnio spoufala z czytelnikiem.

PS

Wzmiankę o MILF traktuję jako chwyt marketingowy.

Problemem okazuje się nie AI, ale ludzie z ich durnymi (Partia Antynatalistyczna) lub zbrodniczymi (Susan) pomysłami.

 

Finklo, dzięki. To mnie miło zaskoczyłaś!

 

Nie planowałem pisać na ten konkurs, bo nie przepadam za fantasy, ale coś mnie podkusiło i w ostatniej chwili się zdecydowałem. 

Ukraińcy nazywali orkami żołnierzy rosyjskich i to mnie zainspirowało do tego motywu z Orkusem. 

Ależ Tarnino, sama się do tego przyczyniłaś, nazywając głupców głupcami. Co mocno ubodło jednego Pana :)

Może i nie o mnie. Oczywiście mogę dać sobie spokój z kontynuowaniem tej polemiki (no, bo argument o nożycach itd.), ale mimo wszystko wyjaśnię, że nic mnie nie ubodło. Co najwyżej rozbawiło mnie, że Ty i Tarnina zarzucacie innym to, co sami w dyskusji stosujecie.

Natomiast nieuczciwym i godnym potępienia jest rzucanie aluzji oraz chichotki za plecami.  

Do kogo to? Bo chyba nie do mnie. Ja wprost wskazałem cytaty i się podpisałem.

Tarnino, kiedyś poleciłaś mi link:

https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/argumentacja;3871004.html

Ze swojej strony proszę, byś krytycznie podeszła do fragmentu o argumentacji niewłaściwej.

Słusznie domniemywam, że mieszkasz w jaskini, jako źródło światła służy ci łuczywo, a prąd elektryczny jest u Ciebie zakazany?

Innej alternatywy nie widzisz?

Jeśli nie, nawróć się i nie truj dalej planety!

Staram się.

No tak, dzisiaj to trzeba głaskać po głowie, inaczej to histeryczny atak i ślepa furia.

Tak odczytałeś mój skromny głos w dyskusji? W takim razie przepraszam (tu następuje wirtualne głaskanie po głowie).

To przetestuję Cię z rozsądku:

Poważnie?

 

 

 

bo "ekologizm" jest modą! jest owczym pędem bez oglądania się na konsekwencje

I jak ta szkodliwa moda przeminie, to będziemy mogli dalej truć się i wszystko wokół. Bo zatrute powietrze, woda i ziemia to postęp i błogosławieństwo.

 

A zachowywał się mniej więcej tak, jak dzisiejsi aktywiści – nie podawał przekonujących naukowych dowodów (inna rzecz, że wtedy – całkiem niezależnie od religii! katolicyzm NIE BIERZE BIBLII DOSŁOWNIE! – uznawano fizykę arystotelesowską, na której gruncie mogłoby być z tymi dowodami trudno), za to wszystkich dookoła, włącznie ze swoimi mocodawcami, traktował jak idiotów. Skończonych idiotów. Których można “dyskretnie” obrażać, a oni się nie połapią.

Nie to, co dzisiejsi zdroworozsądkowi, którzy obrażają wprost:

Możesz znaleźć bardzo blisko tekst tych, co to prąd mają z gniazdka, a towary i żywność ze sklepu, wobec czego żadne kopalnie, fabryki czy rolnicy nie są potrzebni. 

I teraz pytanie, czy oni naprawdę są tacy głupi, czy… głupsi. Ech.

 

Świat kwantów i teoria strun są tak dziwaczne, że już nie wiem, czy Twoje opowiadanie jest znowu takie antynaukowe. A teorie o wieloświecie mówią, że wszystko właściwie jest możliwe. Przecież opowiadanie nie dzieje się w naszym świecie. No dobra, wiem, że ciężko jest oddychać powietrzem, będąc w próżni, ale z drugiej strony zdanie “Wędrowiec zawisł w próżni i wciągnął głęboko w płuca chłodne kosmiczne powietrze”, może być po prostu metaforą.

Podobało mi się. 

SzyszkowyDziadku, dziękuję. Miło, że fajne. Cieszy, że niepokojące.

Nova, dzięki z interpretację. Okrutne!

AmonRa, dzięki bardzo. Cieszy mnie Twoja opinia dotycząca klimatu. Właśnie taki efekt chciałem osiągnąć. 

Jeśli chodzi o kwestie techniczne, to zgadzam się z Tobą. Dziękuję za wyrozumiałość, że problem dotyczy tylko kilku miejsc.

Pozdrawiam!

Finklo, dzięki za opinię. Cóż, może następnym razem.

Sens też jest ok. Chodziło mi jedynie o wskazanie, co według mnie było najmocniejszą stroną opowieści.

Podobało mi się. Fajnie się czyta, bo fajnie napisane. Opowieść dziewiętnastowieczna. Kto właściwie wymaga leczenia? Harmonia zapewne mniej niż inni.

 

Nominuję. Pozdrawiam. 

Jest git. Widzę tu trochę krytyki krytycznego podejścia do prób uchronienia nas przed utratą prywatności. 

Podobało mi się. Ładnie napisane. Tłumaczenie przeczytałem, ale chyba niepotrzebnie, bo sens przegrywa z nastrojem, w jakie wprawia opowiadanie. Poetyckie, tajemnicze, wciągające. 

 

Nominuję. Pozdrawiam.

Reinee, dziękuję za przeczytanie, opinię i, jak się domyślam, pchnięcie opowiadania do biblioteki. Wskazane zdanie poprawiłem.

 

Podobnie nie, nie przejdą triki typu „obudziłem się i odkryłem, że zaspałem”.

Według mnie to nie jest ten przypadek, ale oczywiście zdecyduje jury.

Sama idea tej machiny jest absurdalna, więc tłumaczenie, jak ona działa, przypomina tłumaczenie, jak się wzbogacić na perpetuum mobile :)

Tarnino, po co te pretensje do autora? Chciał, to wyjaśnił:

No cóż… można przyjąć, że działa dzięki midichlorianom. ;)

 

Filozoficzne zombie to organizm, który zachowuje się identycznie jak człowiek, ale nie posiada życia wewnętrznego. Daniel, zdaje się, zrozumiał, czym jest to coś, co stanowi, że jest się człowiekiem, a bez czego, przestaje się nim być. Dzięki temu skonstruował maszynę. Jak ona działa, czyli co usuwa, było więc w gruncie rzeczy powtórzeniem pytania z tytułu opowiadania.

yantri, dzięki za wizytę i ciekawą interpretację.

Żeby to miało sens musielibyśmy przyjąć bardzo kontrowersyjny pogląd, że zombie są możliwe nie tylko logicznie, ale też realnie.

Chodziło mi o coś innego. W Gwiezdnych wojnach poruszają się z prędkościami większymi od prędkości światła. Wyjaśnieniem jest nadprzestrzeń, czy coś, nieważne, czy ma to sens i czy jest naukowo możliwe.

W przypadku Twojego opowiadania, chciałbym wiedzieć, czy maszyna coś odsysa, wydmuchuje jakieś fluidy, zabija jakąś część świadomości, która znajduje się poza fizycznym ciałem. 

 

Fajnie przez zmianę narracji pokazałeś, na czym polega zombifikacja. Ciekaw jestem, na podstawie jakich praw, założeń została skonstruowana maszyna, co się po prostu za tym okrzykiem “Eureka” kryje. No i właściwie, po co to Danielowi było? 

CesarzowoMordoru, dziękuję za przeczytanie i komentarz.

Pozdrawiam!

Eldil, jasna sprawa. Niepotrzebnie dopisałem “przynajmniej na razie”.

Dzięki za wizytę!

fizyk111, dziękuję za miłe słowa.

Swoją interpretacją nie będę się dzielił, przynajmniej na razie.

 

Hesket, dzięki za opinię. Może innym razem lepiej wpasuję się w Twój gust.

 

Pozdrawiam!

Cześć Outta!

 

Dzięki za wizytę i komentarz. Cieszę się, że niezależnie od interpretacji uznajesz opowiadanie za całkiem, całkiem.

 

 

Witaj regulatorzy!

 

Dziękuję za przeczytanie oraz opinię. Poprawiłem wskazane błędy.

 

Pozdrawiam!

Śmieszne i dziwaczne. Gratuluję wyobraźni i swobody, z jaką podchodzisz do konstruowania opowieści.

 

Pozdrawiam!

Cześć Ambush!

Wyrzucałem nadmiarowe “jakieś”, zwalczałem “byłozy” i inne takie. Muszę jeszcze wpisać na listę “drogozę”.

Dzięki za wizytę, komentarz i klika.

 

Pozdrawiam! 

Witaj Staruchu!

Impresja muzyczna.

W sumie niezła

Dzięki.

ale…

O co Autorowi chodziło?

Pytanie, co autor miał na myśli, czy raczej sugestia, że niepotrzebnie napisane?

A The Doors lubię bardzo :)

Mamy coś wspólnego.

 

Pozdrawiam!

 

PS

Kilka razy przymierzałem się do posłuchania anonsowanych przez Ciebie audycji, ale zawsze coś przeszkadzało. Muszę nadrobić.

Straszna epidemia. Dobrze, że ktoś czuwa i dba o zdrowie obywateli.

Telepatia jest git, ale czytanie w myślach innych już nie.

Fajne, zabawne, swojskie.

 

Pozdrawiam!

Fajne. Uśmiechnąłem się, wiec cel, przynajmniej w moim przypadku, osiągnęłaś.

Albo my zostaliśmy stworzeni na czyjeś podobieństwo, albo my tworzymy kogoś na swoje. To taki mój mały wkład na temat języka aniołów.

 

Pozdrawiam!

Fajne. Przeczytałem jakiś czas temu i nie zostawiłem śladu po sobie. Nadrabiam więc.

 

Pozdrawiam!

Fajne. Zabawne. Starsza pani robi swoje i naprawia rzeczywistość.

Zapewne już nie potrzebujesz, ale w razie czego dołożę klika od siebie.

 

Pozdrawiam!

Wciągnęło mnie.

Jeśli wybrałaś taką formę, to widziałbym w tekście więcej typowych dla smsowego języka skrótów, emotikonów, czy nawet czegoś, co normalnie moglibyśmy uznać za błędy. Ale z drugiej strony korespondencja odbywa się między dorosłą córką i jej rodzicami, więc może rzeczywiście tych kilka uśmieszków jest wystarczająca.

Pozdrawiam!

Cezary, witaj!

Dzięki za komentarz i klika. Cieszy mnie to, co napisałeś, bo między innymi właśnie taki efekt chciałem uzyskać. 

Pozdrawiam!

 

Cześć Koalo!

Dziękuję i pozdrawiam! 

 

Fajnie pokazałaś pełen wachlarz emocji i strachów związanych z przyszłością. Mimo że otaczają dziewczynę osoby, którym powinna teoretycznie w tej sytuacji zaufać, to zostaje sama z problemem. Surowa matka, niedomyślna koleżanka, chłopak, którego obecność wciąż wywołuje drżenie.

Dobrze się czytało.

 

Pozdrawiam!

Witaj Milis!

Dzięki za komentarz i wskazówki.

Poprawiłem “ciemną noc” na “ciemnej nocy” oraz zmieniłem dwa zdania po pytaniu ”co mnie podkusiło…” One oczywiście nie były odpowiedzią, ale faktycznie głupio to wyglądało.

“wejść w noc między drzewa” zostawiłem. Napisałem to świadomie. Noc jest tu czymś więcej niż fragmentem doby. Jest ciemnością, kryjącą nie wiadomo co.

Pozdrawiam!

 

Cześć Bardzie!

Dzięki za miłe słowa oraz klika.

Pozdrawiam!

Witaj Golodhu!

 

Dziękuję za miłe słowa oraz wskazówki.

 

Bohater lepiej sobie radzi w świecie, z którego pochodzi. W naszym  zachowuje się jak postać fikcyjna, poddaje się sztampie, co daje efekt pewnej karykatury. Stąd może wynika wyczuwalna różnica w klimacie między poszczególnymi częściami, ale konwencji noir starałem się trzymać przez całe opowiadanie. Często bohater opowieści z tego gatunku uwikłany jest w intrygę, do rozwiązania której został wynajęty. Tak jest również w przypadku mojego opowiadania.

 

Pozdrawiam!

Fajne. Zabawne. Uznanie informatyki jako “pięty achillesowej” traktuję jako krygowanie się. Nieźle się czytało. Odwołania do kultury popularnej oraz opisy walki ze sprzętem przyjemne. Jednym słowem klikam.

 

Pozdrawiam!

OK, dzięki za wyjaśnienia. Wszystko jasne. Gratuluję świetnego opowiadania i życzę powodzenia w konkursie.

Pozdrawiam! 

Titowowi nie odbiło, co potwierdzili Amerykanie

W którym momencie? Uśmiercając Sheparda?

 

W tym przykładzie ze zlodowaceniem, to rolę Łysenki grają zwolennicy wpływu człowieka na zmianę klimatu, czy niewierzący w ten wpływ?

 

Mocne.

Jaką prawdę chciano ukryć? Że Titowowi odbiło? Bo jeśli nie, to zastanawiam się, jakie metody stosowali Amerykanie. Oni w końcu też kogoś by wysłali. Ukrywanie prawdy miałoby chyba sens, gdyby ZSRR dogadał się w tej sprawie z USA. 

 

Nowa Fantastyka