– Bracie, jesteś pewien, że ten plan się powiedzie?
– Oczywiście! – Hermes uśmiechnął się chytrze. – Musisz tylko niezwłocznie zgłosić Apollowi rezygnację.
– Orszak Muz bez tańca będzie taki… nijaki – zasmuciła się Terpsychora.
– Przypominam… – rzekł z uśmiechem, kusząco potrząsając wyjątkowo okazałymi, błyszczącymi klejnotami, które trzymał w dłoniach.
Oczy Muzy rozbłysły chciwą żądzą.
– I dasz mi je wszystkie, Hermesie?
– Ba! Dam ci ich znacznie więcej! Kobiety uwielbiają błyskotki. – Mrugnął znacząco. – Tylko zgódź się i stwórz ze mną gang!
– Gang?
– Tak. „Doskonały Duet”. Wtedy wszystkie skarbce świata staną przed nami otworem, ręczę!
– Dobrze zatem. Dziś jeszcze napiszę do Apolla.
– Wspaniale! Nazwiemy się: „Doskonały Duet Hermeter”, czyli w skrócie: “Dwa De Hermeter”. I przez całe lata nikt nie wpadnie na to, skąd owa nazwa i kto stoi za wszystkimi tajemniczymi kradzieżami!
– Podkreślam jednakże z całą mocą, o czym ci już wspominałam: nie mam w kwestii włamań, tudzież obrabiania domostw, żadnej wprawy! Właściwie nadal nie pojmuję, do czego mogłabym się przydać…
– Jesteś zbyt skromna, kochana siostro.
– Ty, bóg złodziei, okradłeś niegdyś cały Olimp. Cóż mogę ja? Najwyżej jedynie zatańczę…
– I o to właśnie mi chodzi, Terpsychoro. Nie proszę o nic więcej.
– Nie bardzo rozumiem. Mam… tańczyć?
– Jesteś w końcu Muzą tej sztuki.
– To prawda, ale jak taniec może być przydanym podczas dokonywania kradzieży?
– Wszystko w swoim czasie, kochana siostro. – Ucałował ją w czoło i serdecznie pożegnał, po czym odleciał w swych uskrzydlonych butach.
Po spektakularnych antycznych sukcesach w basenie Morza Śródziemnego, zgromadziwszy już znaczne łupy, wraz z nadejściem nowej epoki złodziejski duet „Dwa De Hermeter” zdecydował się przenieść w rejony bezpieczniejsze, a jednocześnie dotąd sobie nieznane, aby nie wpaść w ręce szukających go stróżów prawa z Grecji, Egiptu, Rzymu oraz Hiszpanii i Francji.
We wczesnym średniowieczu ich wybór padł na pogranicze francusko-niemieckie.
Aby nie zostać rozpoznaną, Terpsychora nazywała się Frau Troffea i, będąc nieśmiertelną, przemierzała przez wieki wraz z bratem Hermesem (niewidzialnym dla innych dzięki magicznemu kapeluszowi), dziesiątki miast oraz wiosek. Zawsze plan ich ataku na wszelakie skarbce, banki czy kasy był identyczny: ona w pięknym, barwnym stroju z danej epoki wychodziła niespodziewanie na środek ulicy bądź placu, po czym rozpoczynała wdzięczny taniec, porywający okolicznych gapiów. Po kilku minutach wraz z Muzą podrygiwało kilkadziesiąt osób. Tańczyli tak godzinami, potem dniami, aż puchły i krwawiły im nogi, dostawali ataków duszności, reumatyzmu i chorób serca, lecz tańczyć nie przestawali, chyba że z wycieńczenia. Nie jedli, nie pili, ani nie spali. Szalone figury wykonywano wraz z niezmordowaną Muzą nawet na mostach, powodując często ich zarywanie i utonięcie wciągniętych w wir taneczny nieboraków.
Ona tańczyła, uważnie przyglądając się rozwojowi wypadków, a on w tym czasie bez żadnych przeszkód przeszukiwał kieszenie opętanych podskokami, potem ich domy, sklepy, biura, wreszcie – państwowe skarbce. Wobec tragicznych skutków owych pląsów, początkowo mało kto zwracał uwagę na straty materialne. Ograbione miejsca odkrywano znacznie później i w żadnym wypadku nie łączono ich z manią tańca.
– Zostaliśmy uwiecznieni w kronikach! – powiedział kiedyś do siostry Hermes, pokazując z dumą rękopis z 1021 roku z miejscowości Kölbigk i zamieszczoną tam rycinę, przedstawiającą uliczne pląsy.
– Czasem żal mi tych ludzi – stwierdziła ze smutkiem. – Wielu z nich umiera z powodu mojego morderczego tańca.
– Nie przejmuj się, siostrzyczko! Odkąd to bogowie olimpijscy martwią się losami śmiertelników? Pamiętaj: cel uświęca środki!
I znowu zdobywali kolejne drogocenne łupy, wywołując masowe plagi tańca, jak choćby w 1247 roku w Erfurcie, a niewiele później w Maastricht. Podobne zdarzenia następowały też w Niderlandach. W 1374 roku zaskakujący i niekończący się przez wiele dni taniec objął równocześnie nawet kilka miast niemieckich!
Ci, którzy cudem przeżywali owe mordercze plagi, zazwyczaj nic nie pamiętali, w żadnym zaś wypadku nie kojarzyli drobnej postaci uroczej tancerki, gdy ta pierwsza rozpoczynała dziwaczne pląsy.
W lipcu 1518 roku w Strasburgu Frau Troffea zachęciła do wielotygodniowego tańca w makabrycznym upale ponad czterysta osób! Bilans umierających z wycieńczenia okazał się przerażający!
Zdruzgotane władze lokalne były całkowicie bezradne, bo – choć tym razem stosunkowo szybko wskazano sprawczynię całego zajścia, lecz – nawet jej wywiezienie do kaplicy nie pomogło, bo ludzie tańczyli dalej. I padali, schorowani, odwodnieni oraz wyczerpani.
W 1564 roku we Flandrii świadkiem podobnych zachowań był nawet sławny malarz, Piotr Bruegel, który uwiecznił plagę taneczną na swym obrazie. Nie pomagały powszechne nakazy czy zakazy, wezwania do spokoju, groźby surowych kar, rozbrzmiewające głośno kościelne dzwony, nawet urządzane pielgrzymki, mające uzdrowić opętanych.

(źródło: wielkahistoria.pl)
A plag tanecznych, i tym samym ich ofiar, ciągle przybywało. Mijały lata, wieki nawet, jednak niepokojącym masowym tańcom nie było końca.
W końcu Terpsychora powiedziała bratu:
– Mam dość!
– Ale czego, siostrzyczko? – zdumiał się bóg złodziei, spoglądając łakomym wzrokiem na ustawione przed nim na stole kupki pieniędzy oraz kosztowności i starannie ułożone stosy banknotów.
– Nie umiem tak dłużej żyć!
– Robisz przecież to, co uwielbiasz najbardziej: całymi dniami tańczysz, a nocami liczysz ze mną zdobytą kasę! Chciałoby się zakrzyknąć: „Żyć, nie umierać!”.
– Niekoniecznie…
– Nie lubisz już tańca?
– Uwielbiam go!
– W czym zatem problem? Tańcz dalej, a ja będę dalej kradł!
– Może ciebie to bawi, ale mnie nie bardzo. Pieniędzy i klejnotów mam już tyle, że nie wiem, co z nimi robić.
– Wierz mi, niejedna kobieta marzy, by móc kiedykolwiek wypowiedzieć takie słowa…
– Postaraj się mnie zrozumieć, jeśli w ogóle potrafisz… Chciałabym widzieć na twarzach tych ludzi nie tylko cierpienie, ale i radość, uśmiech, zadowolenie z tańca. Jestem Muzą i opiekunką tej dziedziny i kocham taniec. Lecz powinien on przynosić tańczącym wyłącznie satysfakcję, a nie śmierć.
– Oj tam, oj tam, odkąd to nagle ruszyło się w tobie sumienie, Terpsychoro?
– Nie wiem… – Zawstydzona spuściła oczy.
– Wczoraj w swej sypialni przez sen bardzo głośno wypowiadałaś tylko jedno imię: Artur. Czyś ty się przypadkiem, droga siostro, nie zakochała w śmiertelniku?
– A nawet gdyby? Co w tym złego?
– Nic, absolutnie nic! Pochwalam taki stan rzeczy. Możecie przecież tańczyć razem. Kim jest wybranek twego serca?
– To Irlandczyk. Nazywa się Artur Giunness.
– Hmm… Nazwisko wydaje mi się znajome. Czy to nie on warzył owo znakomite, znane w całej Europie, irlandzkie piwo?
– Dokładnie tak.
– Jak go poznałaś? Wszak w Irlandii nie tańczyliśmy jeszcze nigdy.
– To prawda, nie nam go osobiście. Zobaczyłam kiedyś przypadkiem portret na etykiecie i zakochałam się w nim bez pamięci…
– A czy on jeszcze w ogóle żyje?
– Nie, zmarł w 1803.
Hermes pomyślał chwilę i klasnął w dłonie z radością.
– To się da logicznie połączyć! Upieczemy kilka pieczeni na jednym ogniu, siostrzyczko!
– W jaki sposób?
– Skądinąd wiemy, że nasz stryj, bóg podziemi, lubi sobie nieźle golnąć. Dlatego też za kilka beczek piwa zabierzemy mu z Hadesu twojego ukochanego i obdarzymy go nieśmiertelnością, a potem przyjmiemy do naszego duetu. W 1951 roku właściciel jego browaru podczas polowania, myśląc nad najszybszym ptakiem Europy, w celu zainteresowania podobnymi ciekawostkami bywalców swoich pubów, wpadnie na genialny pomysł założenia „Księgi Rekordów Giunnessa”. Nie ukrywam, nieco mu w tym pomogę, podpowiadając ów zamysł – dodał, skromnie się uśmiechając, po czym kontynuował. – Dzięki temu nazwisko twego lubego zapisze się na zawsze w dziejach świata nie tylko z powodu założonej sieci browarów, ale i wyjątkowej księgi.
– Nie pojmuję, Hermesie, jak mogłoby to pomóc nam w mądrym rozdysponowaniu zebranymi pieniędzmi i równocześnie w zachęceniu ludzi do masowego, zdrowego, radosnego tańca…
– Nawet nie wyobrażasz sobie, jak łatwo się uda! – to powiedziawszy, zaprosił ją do wielu różnych miast całego świata, gdzie trwały akurat taneczne pokazy, służące zdobyciu wpisów do wspomnianej, sławnej księgi.
Terpsychora bardzo szybko zmieniła garderobę oraz nauczyła się nowych, tanecznych figur. Zachęciła też do swej pasji ukochanego Artura.
Odtąd tańczą wraz z innymi ochotnikami zumbę, cha-chę, disco, macarenę, poloneza, a nawet kaczuchy! A Muza jest z tego bardzo zadowolona. Zebrane przez Hermesa pieniądze przekazuje ciągle na szkoły oraz kursy tańca dla wszystkich chętnych, a tych, ku jej niekłamanej radości, stale przybywa.

(źródło: biurorekordow.pl – Macarena)

Natomiast jej fruwający brat zainteresował się niektórymi zapiskami z księgi Guinnessa i przemierza kolejne czasoprzestrzenie w poszukiwaniu zaginionych przed wiekami, legendarnych skarbów. Nie okrada już ludzi, lecz – pełną magii i tajemnic, zagadkową historię.