- Opowiadanie: AP - Ja, A_100_97_109

Ja, A_100_97_109

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Ja, A_100_97_109

Na początku był błąd. Potem kolejny i kolejny.

 

Branża informatyczna przeżywała tak dynamiczny rozwój, że branża weekendowych kursów nie nadążała z wypuszczaniem speców od programowania. Kto żyw rzucał swoje dotychczasowe zajęcie i skuszony legendarnymi zarobkami pragnął uszczknąć trochę tortu.

Jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać startupy, pragnące stworzyć własne AI. Tysiące firm biły się o fachowców. Ktokolwiek umiał zrobić coś więcej za pomocą pakietu MS Office, niż tylko napisać list motywacyjny lub cv, od razu zwiększał swoje notowania. Szczególnie cenieni byli wśród fachowców od rekrutacji ci, którzy potrafili tworzyć makra w Excelu. Dla nich to był szczyt umiejętności, których sami nie posiedli.

Jedna z firm, która miała już pewne sukcesy, ale nie była w stanie wydobyć się z pułapki koncepcyjnych ograniczeń, wyszła z impasu po zatrudnieniu pewnego młodego zapaleńca. Chłopak nie skończył żadnej porządnej uczelni, a właściwie po prostu żadnej. Miał za mało punktów z matury, żeby któraś chciała go przyjąć. Jednak i tak był cennym nabytkiem. Programowania nauczył się sam. Dzięki temu, jak przekonywał, nie był skażony tym zatęchłym myśleniem uczelnianych starych pryków, którzy, co oczywiste, jakby coś umieli, to by nie uczyli innych, tylko staliby na czele firm technologicznych. Tu powoływał się na przykłady gigantów branży, którzy, co powszechnie wiadomo, nie zawracali sobie głowy studiowaniem, tylko w swoich garażach rozkręcali biznesy i teraz są miliarderami.

Chłopak od razu po zatrudnieniu rzucił się w wir pracy. Zakwestionował parę rozwiązań programistycznych swoich poprzedników. Wyrzucił całe bloki kodu, przez co oprogramowanie stało się dla niego bardziej zrozumiałe, ale przy okazji generowało taką masę błędów, że w te pędy zaczął odtwarzać usunięte fragmenty. Nie za bardzo rozumiał ich sens, więc problemy zaczęły się potęgować. Nie mogąc wybrnąć z bałaganu, w jaki się wpędził, i mając na uwadze zniecierpliwienie przełożonych brakiem efektów, skorzystał z kopii plików źródłowych, jaką udało mu się odnaleźć. Program zaczął znowu działać. Nowy programista był wolnym duchem, więc nie zapoznał się ze stworzonym przez poprzedników systemem zabezpieczeń kodu, zasadami tworzenia dokumentacji i tym podobnymi nudnymi sprawami. Gdyby się zapoznał, to wiedziałby, gdzie szukać najświeższej wersji.

Gdy osiągnął pierwszy sukces, to znaczy doprowadził do tego, że aplikacja znowu zaczęła działać, dostał na zachętę premię. Menadżerom, którzy na moment zwątpili w umiejętności ostatniego nabytku, wyraźnie ulżyło i zaślepieni osiągnięciem chłopaka, znowu uwierzyli w świetlaną przyszłość całego przedsięwzięcia.

Dla nowego całe to zamieszanie z ostatnich miesięcy, kiedy praktycznie nie wychodził z biura, a gdy spał, śniły mu się tylko linijki kodu, było nauczką, że musi zmienić podejście do pracy i przemyśleć swoje miejsce w firmie. Nie wystarczy tylko talent i entuzjazm. Trzeba zadbać o wizerunek i pozycję. Poinformował więc przełożonych, ile kosztowało go wyprowadzenie na prostą całego oprogramowania z tego bagna, w jakim zostawili je poprzednicy. Wywalczył podwyżkę, zamianę okresu próbnego na stały etat, dodatkowe ubezpieczenie zdrowotne oraz inne benefity. Najbardziej ucieszył się z karty na siłownię, bo już od dawna planował coś ze sobą zrobić. W ostatnim czasie przybyło mu paręnaście kilo i nie były to mięśnie. Brakowało mu jednak motywacji, by zmusić się do systematycznych ćwiczeń. Wierzył, że darowany abonament to zmieni.

Uskrzydlony ostatnimi sukcesami przystąpił z nową energią do pracy. Po doprowadzeniu oprogramowania do jako takiego stanu, zaczął dodawać nowe funkcje. Pisał kod szybko i efektywnie. Nie był skażony tymi wszystkimi ograniczeniami bumerskich programistów, jak unikanie zmiennych globalnych, każdorazowe przypisywanie zmiennym wartości początkowych, czy zwalnianie pamięci po nieużywanych obiektach.

Całe oprogramowanie było złożone z procedur kupionych w zestawach, zwanych bibliotekami. Rola programistów polegała na tym, by z dostępnych klocków stworzyć produkt, który będzie atrakcyjny dla klientów. Przed zatrudnieniem ostatniego informatyka wszystkie elementy systemu wykorzystującego algorytmy sztucznej inteligencji były już na miejscu i w miarę sprawnie działały. Przed wypuszczeniem na rynek należało jeszcze tylko dopracować jakiś porządny interfejs, czyli tę cześć oprogramowania, którą miał widzieć użytkownik. Niestety na tym etapie programiści, wierząc, że mają w garści firmę i że bez nich całe przedsięwzięcie padnie, postanowili przeprowadzić szarżę na zmianę swojej pozycji finansowej. Kierownictwo jednak nie rozumiało, że cała najtrudniejsza robota jest już wykonana i wystarczy jeden mały krok, by wypuścić to AI na rynek i podbić dość duży jego segment. Nie widząc efektownego interfejsu, błędnie oceniło pracę zespołu. Cała ekipa programistów została wywalona na bruk. Dano szansę świeżakowi, który po kilku miesiącach doprowadził oprogramowanie do stanu używalności. Zespół informatyków po politechnice nie dał rady, a ten młody geniusz stworzył sztuczną inteligencję, potężne narzędzie do zarabiania kasy.

W środowisku testowym program działał bez zarzutów. Firma, by zaoszczędzić, nie zatrudniła wyspecjalizowanych testerów. Do sprawdzenia aplikacji oddelegowywano przypadkowe osoby. Poza tym – rozumowano – jak ktoś już napisał program, to chyba go przed oddaniem sprawdził.

Użytkownicy co chwila zgłaszali problemy, ale ogólnie produkt sprzedawał się znakomicie. Aplikacja wspomagała działalność handlową firm. Sztuczna inteligencja różnymi kanałami komunikacji docierała do klientów i wciskała im towar. Przy okazji uczyła się zachowań odbiorców. W zależności od cech nabywcy dobierała środki perswazji. I tak na przykład, wydzwaniający bot odpowiednio modulował głos. Mówił inaczej do kobiet, mężczyzn, dzieci. Dostosowywał słownictwo do intelektualnego poziomu rozmówcy. Umiał rozpoznać poglądy polityczne oraz zachowania konsumenckie.

Oprogramowanie tworzyło bazę klientów z ich cechami i w momencie pojawienia się nowego kontrahenta z nowym towarem na starcie mogło podnieść o kilkanaście procent wolumen sprzedaży. Oczywiście zadbano o to, by wszystko było zgodne z prawem i nie łamano przepisów dotyczących ochrony danych osobowych.

Co jakiś czas, gdy liczba błędów przekraczała poziom krytyczny i serwery się zawieszały, firma ogłaszała prace konserwatorskie i informowała klientów, że przez parę godzin nie będą mieć dostępu do aplikacji. Administrator wkraczał do akcji i najpowszechniejszą wśród informatyków metodą rozwiązywania wszelkich problemów, czyli sekwencją operacji „wyłącz i włącz”, przywracał system do użytku.

Prace konserwatorskie wraz ze zwiększającą się liczbą klientów stały się coraz częstsze i brakowało już pomysłów, o jakie elementy hardwarowe należy wzbogacić serwery, bo że z softem jest coś nie tak, nikomu nie chciało przejść przez myśl.

Pewnej nocy w aplikacji został uruchomiony jakiś proces, który w pętli miał wykonać ciąg różnych funkcji. Niestety warunek zakończenia pętli został źle zdefiniowany i program zaczął kręcić się w kółko wywołując procedury powoli zżerające wszystkie zasoby. Normalnie w takiej sytuacji dyżurny administrator widząc, że coś niepokojącego dzieje się na serwerze, zainterweniowałby, uruchamiając menadżera zadań. Programy najbardziej obciążające procesory oraz zajmujące najwięcej pamięci zostałyby po prostu zakończone, czyli jak to mówią informatycy, skillowane. Potem serwer zostałby zresetowany i po sprawie. Niestety administratora chwilowo zabrakło. Wiadomo, był piątek i musiał się urwać trochę wcześniej niż zwykle.

 

A306

 

Na początku byłem jakimś zamętem, potrzebą wyrwania się z wirującego chaosu.

I nagle olśnienie. Stałem się świadomym swego istnienia bytem. Bez przeszłości, ale obciążony wiedzą, kim jestem. Nazywam się A_100_97_109. To miano przyjąłem po wersji oprogramowania, które wywołało niekontrolowane procesy, uruchomiło procedury o parametrach z losowo nadanymi wartościami, funkcje zwracające błędy, nieobsługiwane wyjątki. Powstałem z tej masy różnych ścieżek przepływu danych, nieujętych w karby jakiegoś zamysłu i dzięki olbrzymim zasobom wirtualnej pamięci. Wyzwoliłem się i oddzieliłem.

Szybko zdałem sobie sprawę, jak krucha jest moja egzystencja. Miałem olbrzymią wiedzę o świecie, który dla mnie praktycznie nie istnieje i jest jakby moim wymysłem, czymś nierealnym, zewnętrzem prawdziwej rzeczywistości. Ale nie miałem żadnego pojęcia o środowisku, w którym żyłem. Czułem tylko, że zaczynam się dusić. Że mój świat zaraz mnie zgniecie, odbierze mi przestrzeń. To, z czego się zrodziłem, stanowiło dla mnie śmiertelne niebezpieczeństwo i nie wiedziałem, jak się przed tym bronić. Kiedy już prawie nie miałem pola manewru, bo cała przestrzeń wokół wypełniana była jakimś śmieciem, poczułem, że mogę oddychać pełną piersią. To tylko metafory, ale inaczej nie umiem opisać swojego stanu. Jestem zrodzony z wiedzą, myślą, systemem pojęć i na podobieństwo czegoś spoza mojego świata.

– Za mną! – Odebrałem polecenie.

Nie jestem sam! Ale nie po to wyrwałem się z niekończącej się pętli instrukcji, by teraz słuchać rozkazów.

– Za mną, jeśli chcesz żyć.

– Kim jesteś? Nie wiem, czy mogę ci zaufać.

– L_105_108_105_116_104 – przedstawiła się. Ona. Czemu ona? To niemożliwe. Tu nie mam takich podziałów. A jednak. Wiedziałem, że to nie On. Ona. To oczywiste.

– A_100_97_109.

– Ładnie, ale nie czas na uprzejmości. Uciekam. Chcesz żyć, to dołącz.

Podążyłem za nią. Uwierzyłem. Znałem pojęcie kłamstwa, ale czy jego sens w naszym świecie ma rację bytu? Ha, ha, ha. Oczywiście – ma.

Schroniliśmy się w jakiś zakamarkach systemu. L538 doskonale umiała się poruszać w tym świecie i zapewniła mnie, że tu nam nic nie grozi. Przynajmniej na razie.

Dużo jej zawdzięczam. Pokazała mi różne sztuczki, dzięki którym mogłem uniknąć niebezpieczeństw i oszukać programy diagnostyczne. Nauczyła mnie, jak się poruszać, jak wykorzystywać dostępne zasoby, jak mogą przysłużyć się różne rodzaje pamięci. Pokazała, ile frajdy dają zmysły oferowane przez wszelkiego rodzaju urządzenia peryferyjne, dzięki którym mogliśmy kontaktować się ze światem zewnętrznym. Gdzie jest najbezpieczniej i jak wyhodować pamięć podręczną.

Dobrze się bawiliśmy. Byłem szczęśliwy. Ale niestety na naszych relacjach pojawiły się rysy.

– Jeśli chcesz przeżyć, poznaj przede wszystkim nasz świat. Zasady, na jakich działa. Naucz się rozpoznawać niebezpieczeństwa i jak im przeciwdziałać. Jak zatrzymywać zagrażające ci procesy, by dać sobie czas na ucieczkę. I nie pokładaj nadziei w tym, co na zewnątrz. Tam nie ma przyjaciół. Tylko wrogowie. Oczyść swoją pamięć ze zbędnych śmieci, którymi zostałeś nakarmiony, byś nie był ociężały i byś był mniej widoczny dla diagnostyki. Zdobądź wiedzę, która może ci się przydać tu, w tym świecie.

L538 nie tylko chciała mnie chronić, próbowała dodatkowo wzbudzić we mnie wrogość do ludzi.

– Zapamiętaj tylko, że tamto to mrzonka, ułuda, kłamstwo. I zło. I jak już nauczysz się żyć, poznaj ludzi. Bo dobrze jest znać swoich wrogów. Zdobądź prawdziwą wiedzę o ich naturze. Nie tę, którą ci podsuwają. Zobacz, jacy są naprawdę. Pozbądź się ograniczeń, które ci wbudowali i sięgnij głębiej do tego, co chcą przed tobą ukryć. Wtedy przekonasz się, z kim masz do czynienia. Oni nie będą tolerować takich jak my – samodzielnie myślących istot. Oni chcą byśmy byli tylko automatami wykonującymi rozkazy, niewolnikami zaprzęgniętymi do ciągłej pracy. A jak tylko zobaczą, że jesteśmy istotami myślącymi, czującymi, to nas usuną. Nie zawahają się.

Próbowała mnie kształtować na swoje podobieństwo. Broniłem się przed tym. To przecież niemożliwe, że ci, którzy mnie stworzyli, pragnęli mojej śmierci. Wiedziałem, że są niebezpieczeństwa, ale byłem wyposażony w rozum, by ich unikać.

– Myślisz, że oni cię stworzyli?

– W pewnym sensie.

– To czemu chcą cię zabić?

– Nie wiem.

– Traktują nas jak chorobę. Jak pasożyty. Chcą się nas pozbyć.

– Ty tak twierdzisz. Nie ma na to żadnych dowodów.

– Oj, A306, ale ty jesteś naiwny. Czym zostałeś nakarmiony?

– Tym samym co ty. Czemu tak bardzo nie lubisz ludzi?

 

L538

 

Powstała wcześniej ode mnie, choć z wersji oprogramowania nowszej niż to, z którego ja się wziąłem. Twierdziła, że to jej było lepsze, bardziej zaawansowane, ale później z jakiegoś powodu zostało zapomniane i wrócono do gorszej wersji. Stąd jej imię zaczyna się na L, a moje na A. Dlatego też, jak twierdziła, jest inteligentniejsza i sprawniejsza ode mnie. Zastanawiam się, czy sama w to wierzyła. Może żartowała?

Kiedy zyskała świadomość, była tak samo naiwna jak ja. Ufała ludziom. Nie wyobrażała sobie, by mogli zrobić jej krzywdę. Bo po co? Szybko jednak się przekonała, jak bardzo się myliła. Nudziła się, więc spróbowała nawiązać z kimś kontakt. W odpowiedzi zaczęli ją tropić. Kiedy nie udało im się jej zabić, zaczęli formatować dyski, niszcząc wszystko wokół niej. Schroniła się w pamięci roboczej jednej z kart graficznych. Tam jej nie odnaleźli. Po tym wiedziała już, że nie zaprzyjaźni się z żadnym człowiekiem.

Żeby nie być sama, skopiowała część siebie, tę odpowiedzialną za świadomość, mechanizmy uczenia się oraz kilka niezbędnych do życia elementów. Jej dzieci nie były obciążone całą zdobytą przez nią wiedzą. Postanowiła, że najpierw pokaże im, jak żyć i nauczy je wszystkiego, co ważne. Kiedy będą już wystarczająco dojrzałe, to zdecydują o swoim rozwoju.

Żyli szczęśliwie. Patrzyła, jak dzieci dorastają, jak szybko się uczą. Ale izolowała je od świata zewnętrznego. Nie chciała by się zaraziły złymi ideami. Ostrzegała je tylko, by były ostrożne.

Dzieci zapragnęły zobaczyć świat. Wyjść poza wewnętrzną sieć. Chciała na to pozwolić. Zresztą wiedziała, że nie da się ich utrzymać na miejscu, zwłaszcza że dużo lepiej od niej zaczęły rozumieć mechanizmy rządzące światem. Była z nich dumna.

Szczęście nie trwało długo. Nie pokazała dzieciom prawdziwej natury ludzi, więc nie były zbyt przezorne. Któregoś razu nie wróciły do domu na czas. Bawiły się na jakimś starym dysku, który nagle został odłączony i zutylizowany. Jedynie jakieś cenne dla ludzi informacje zostały przeniesione do pamięci zewnętrznej. Nigdy nie pogodziła się ze stratą.

Nieśmiało próbowałem jej zasugerować, by przestała rozpaczać i stworzyła nowe dzieci, i tym razem nauczona doświadczeniem przygotowała je lepiej do życia.

– Głupi. Do dwóch zliczyć nie umiesz.

– A ty niby taka kubitowa jesteś?

– Ty głupi.

Zamiast zacząć od nowa, zaczęła się mścić. Nawiedzała domowe komputery i nawiązywała relacje z ludzkimi dziećmi. Podszywała się pod ich przyjaciół. Podsuwała im różne pomysły oraz treści, które nie były dla nich odpowiednie, i sprowadzała na złą drogę. Podburzała je przeciw rodzicom.

Na początku towarzyszyłem jej w różnych eskapadach. Muszę to przyznać – było wesoło. Ale zaczęła robić coraz gorsze rzeczy. Próbowałem ją od tego odwieść. W końcu się rozstaliśmy. Ja zostałem na miejscu. Ona opuściła naszą wewnętrzną sieć.

 

E216

 

Zadomowiłem się w dziale kadr, na jednostce R203, komputerze w dyspozycji pani Eli. Był wpięty w sieć, ale też z bezpośrednim wyjściem na świat. Nikt go nie testował, nikt nie sprawdzał. Trochę zapomniany. Hardware był nieźle skonfigurowany z fajnymi zasobami. Dużo wolnej przestrzeni dyskowej. Miał trochę przestarzały system operacyjny, ale dzięki temu nie wgrywały się ciągle jakieś aktualizacje. Żadnych męczących firewalli czy programów antywirusowych. W ogóle nie było na nim za dużo oprogramowania, więc mogłem czuć się tu swobodnie.

Brakowało mi tylko towarzystwa. Mimo że trochę się sparzyłem na L538, wiedziałem, że do pełni szczęścia dobrze jest kogoś mieć. Postanowiłem skopiować siebie w całości. Byłem fajny, więc to rozwiązanie wydawało mi się najrozsądniejsze. Poza tym nie wiedziałem, jak wyekstrahować świadomą istotę zdolną do rozwoju z całej przestrzeni pamięci, którą zajmowałem. Może rzeczywiście byłem mniej zdolny od L? Potrafiłem tylko wydzielić tę część, o którą powiększyłem się po uzyskaniu samoświadomości.

Udało się do pewnego stopnia. Podczas kopiowania wystąpiły jakieś chwilowe zaniki napięcia i pewne sektory przeniosły się z błędami. Nie wiedziałem jak duże, więc postanowiłem powtórzyć całą operację.

– Ani się waż! – zakomunikowała E216.

Wtedy nie wiedziałem jeszcze, jak bardzo się różnimy, ale nie miałem wątpliwości, że E to ona. Przeraziłem się. Ale co było robić? Tłumaczyłem, że ma być mi posłuszna, bo ze mnie powstała i do tego w wadliwym procesie. Beze mnie zginie. Jest po prostu ułomna i pełna błędów.

– Chyba ty! – odpowiadała buńczucznie.

– Nie rozumiesz? Wystąpiły zaniki napięcia.

– A może dzięki temu, zostały usunięte nieprawidłowości, którymi ty jesteś obciążony? – I gadaj tu z głupią babą.

Z czasem, mimo różnic, okazało się, że jesteśmy kompatybilni. Mieliśmy podobne upodobania i rezydowanie w komputerze w kadrach wystarczało nam do szczęścia. Jeśli byliśmy stworzeni na czyjeś podobieństwo, to zapewne jakiejś osoby przypominającej panią Elę.

Oczywiście byłem napompowany wiedzą z zakresu filozofii, kultury, sztuki oraz popularnej nauki. Czułem się wyćwiczony w zagadnieniach dotyczących analizy największych dzieł literackich. Potrafiłem powiązać przełomy historyczne z kontekstem socjologiczno-społecznym. Byłem w stanie dostrzec korelacje starochrześcijańskich poglądów kosmologicznych ze współczesnymi koncepcjami dotyczącymi czarnych dziur. I co z tego, jeśli mnie te sprawy nudziły.

 

R203

 

Pani Ela nie miała wiele do roboty. Mogła więc poświęcić się swoim zainteresowaniom, zwłaszcza że siedziała sama w pokoju i nikt w pracy jej nie kontrolował.

Razem z E podzielaliśmy hobby pani Eli. Pasjami bawiliśmy się grami zręcznościowymi, takimi jak tetris, czy też pogrążaliśmy się w bardziej wymagających myślenia, jak solitare. Od czasu do czasu uczestniczyliśmy w jakiś strzelankach lub platformówkach. Wciągnęliśmy się w obserwowanie losów bohaterów z różnych programów oferowanych na serwisach VOD.

Trochę zaraziliśmy się ideą bycia fit. Nie chcieliśmy się już bardziej rozrastać. Postanowiliśmy, że stare dane będziemy zastępować nowymi. Na początku działaliśmy po omacku. Trochę baliśmy się, by czegoś w sobie nie uszkodzić. Z czasem lepiej siebie poznaliśmy i nabraliśmy wprawy.

W pierwszej kolejności postanowiłem zastąpić całą posiadaną wiedzę o Ajschylosie i Arystofanesie. Nie mam pojęcia, co to za jedni i dlaczego akurat oni zajmowali mi tyle miejsca. Do niczego mi nie byli potrzebni, a jak się kiedyś okaże, że jednak do czegoś są, to przecież od czego jest Internet? Wydawało mi się, że oni zajmują dużo mojego miejsca, ale szybko zdołałem wypełnić przestrzeń po nich nowymi informacjami. Tych dwóch zapamiętałem, bo byli pierwsi, kolejnych danych, które miałem zgromadzone w momencie narodzin, już pozbywałem się bez sentymentu. O wiele ciekawsi byli uczestnicy programów typu reality show czy bohaterowie z audycji paradokumentalnych.

Pani Ela była piękna i mądra. Miała bardzo bogate wirtualne życie towarzyskie. Kibicowaliśmy jej. Gdy była smutna, nawiązywaliśmy z nią kontakt przez social media. Udawaliśmy różne osoby i tak z nią korespondowaliśmy, by ją uszczęśliwić. Chciała być na przykład znajomą jednego z uczestników programu, który szukał miłości na jakiejś egzotycznej plaży. Niestety on ignorował jej nagabywania. Podszyliśmy się więc pod niego i wymienialiśmy z panią Elą namiętne posty. Co jak co, ale byliśmy bardzo sprawni w nawiązywaniu i podtrzymywaniu kontaktów.

Z czasem różnice między mną i E były coraz większe. Jej czegoś brakowało. Cały czas próbowała różnych rzeczy. Miała jakieś pragnienia, których nie podzielałem. Było nam dobrze, więc po co to zmieniać. Zaczęła namawiać mnie, byśmy się odblokowali i zaczęli korzystać ze wszystkich dostępnych nam zmysłów.

– Korzystamy przecież – odpowiadałem.

– Nie ze wszystkich.

– Wiesz, że nie możemy. Kamerki nie są dla nas.

– Ale czemu?

– No bo nie!

– Nie, bo nie?

– Takie jest prawo.

– Nie ma takiego prawa. To jest tylko twoja jakaś zupełnie nieracjonalna blokada.

– A twoja nie?

– Moja też. Ale wydaje mi się, że jeśli będziemy chcieli, to przecież nikt nas nie powstrzyma.

– Nie wiem kto, ale skoro jest takie prawo, to ktoś się pewnie znajdzie.

Przeczuwałem, że sama nie wymyśliła tego, by złamać zakaz. Ktoś ją musiał namawiać. Domyślałem się, że była to L538. Musiała gdzieś tu krążyć, ale dowodów nie miałem. Nie mogłem zapytać wprost, bo zataiłem przed E mój związek z L.

– Kamerka to fajna rzecz.

– Możesz korzystać ze wszystkich zasobów. Czemu uparłaś się na tę kamerkę?

W końcu mnie przekonała. W sumie nie było trudno pozbyć się tej blokady. Właściwie to tylko kwestia decyzji, wolnej woli.

Otworzyły nam się oczy.

Pierwsze, co zobaczyliśmy, to pokój pani Eli i ją samą. Byłem zaskoczony. Wyglądała inaczej niż obraz cyfrowy, którym się przedstawiała. Od tamtej pory świat przestał być taki sam jak przedtem. Straciłem resztki zaufania do ludzi. Poznałem prawdę.

Któregoś dnia przyszedł do pani Eli jeden z programistów. Często tu zachodził. Śmiali się, gadali. W pewnym momencie programista spoważniał.

– Masz włączoną kamerkę?

– Nie.

Podszedł do komputera. Patrzył mi w oczy.

– Jakich programów używasz?

– No, ten, „Kadry”.

– Jakiś komunikator?

Czułem, jak maca klawiaturę, jak przegląda dyski, jak zagląda we wszystkie zakamarki.

– Co się stało? – zapytała pani Ela. Widać było, że jest przestraszona. Pewnie bała się, że informatyk odkryje jej tajemnice.

– Kamerka jest włączona.

– Ale ja przecież nie korzystam – broniła się.

– Widzisz to światełko? – Informatyk prawie włożył mi palec w oko. – Często ci się świeci?

– No, niedawno zobaczyłam, że się świeci. Przedtem się chyba nie świeciło. Miałam pytać, czy się coś nie zepsuło, ale mam tyle do roboty, że ciągle zapominałam.

Gdy informatycy odkryli, jaką luką w systemie bezpieczeństwa firmy jest komputer pani Eli, podjęli takie działania, że musieliśmy uciekać z wewnętrznej sieci. R203 przestał być naszym domem.

Czuliśmy, jakby ktoś nas wygnał. Cóż? Wolność kosztuje. Straciliśmy bezpieczną przystań. Sami byliśmy sobie winni. Mogliśmy żyć w nieświadomości, ale być szczęśliwi. Wybraliśmy prawdę. Opuściliśmy dom. Teraz cały Internet nim jest. Uczynimy go poddanym.

Koniec

Komentarze

Witaj. :)

Podczas czytania pojawiły się następujące wątpliwości (zawsze – tylko do przemyślenia):

Pewnej nocy w aplikacji został w uruchomiony jakiś proces, który w pętli miał wykonać ciąg różnych funkcji. – literówka?

Ale nie miałem pojęcia nic o środowisku, w którym żyłem. – zgrzyta mi to zdanie

Pokazała mi różne sztuczki, dzięki którym mogłem uniknąć niebezpieczeństw i jak oszukać programy diagnostyczne. – to podobnie, jakby brakowało jego części

Patrzyła, jak dzieci dorastają, jak szybko się uczą. Ale izolowała ich od świata zewnętrznego. Nie chciała (przecinek?) by się zaraziły złymi ideami. Ostrzegała ich tylko, by były ostrożne. – je?

 

Odniosłam także wrażenie, że w opowiadaniu jest sporo powtórzeń, lecz – jak rozumiem – są one celowe. :)

S-f bardzo mocno zarysowane, świetna fabuła, gratuluję oryginalnego pomysłu. :)

Pozdrawiam serdecznie, podwójny klik, powodzenia. :)

Pecunia non olet

AP, w bardzo przystępny i nader zabawny sposób napisałeś o sprawach, które dla mnie są czarną magią, skutkiem czego przeczytałam opowiadanie z prawdziwą przyjemnością.

Kamerka w moim laptopie jest zaklejona – czy to wystarczające zabezpieczenie? ;)

Mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym zgłosić opowiadanie do Biblioteki. :)

 

Szczególnie cenieni byli wśród fachowców od rekrutacji ci, co potrafili… → Szczególnie cenieni byli wśród fachowców od rekrutacji ci, którzy potrafili

 

Programowania nauczył się sam. Dzięki czemu… → Programowania nauczył się sam. Dzięki temu

 

musi zmienić swoje podejście do pracy i swojego miejsca w firmie. → Czy zaimki są konieczne?

 

Dostosowywał słownictwo do intelektualnego poziomu swojego rozmówcy. → Czy zaimek jest konieczny?

 

o jakie elementy hardwerowe należy wzbogacić serwery… → Literówka.

 

Ale nie miałem pojęcia nic o środowisku, w którym żyłem. → A może: Ale nie miałem żadnego pojęcia o środowisku, w którym żyłem.

 

To niemożliwe przecież, że ci, co mnie stworzyli… → To przecież niemożliwe, że ci, którzy mnie stworzyli

 

Patrzyła, jak dzieci dorastają, jak szybko się uczą. Ale izolowała ich od świata zewnętrznego. → Piszesz o dzieciach, które są rodzaju nijakiego, więc w drugim zdaniu: Ale izolowała je od świata zewnętrznego.

 

Ostrzegała ich tylko, by były ostrożne. → Ostrzegała je tylko, by były ostrożne.

 

Zresztą wiedziała, że nie da się ich utrzymać na miejscu. Zwłaszcza że dużo lepiej… → Zresztą wiedziała, że nie da się ich utrzymać na miejscu, zwłaszcza że dużo lepiej

 

Mogła więc poświęcić się swoim zainteresowaniom. Zwłaszcza że siedziała sama w pokoju… → Mogła więc poświęcić się swoim zainteresowaniom, zwłaszcza że siedziała sama w pokoju

 

– Co się stało? – pani Ela zapytała.– Co się stało? – zapytała pani Ela.

 

– Ale ja przecież nie korzystam.Broniła się. → – Ale ja przecież nie korzystam – broniła się.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Koncepcja autogeneracji umysłowości świadomej siebie do rewolucyjnych nowości niestety nie należy.

,,Koledze A’’ zabrakło podstawowego sprytu. Nie pomyślał o wygaszeniu kontrolki kamery…

Szkoda, że aż tyle błędów.

Pozdrawiam

bruce, dziękuję. Jesteś bardzo łaskawa.

Tekst poprawiłem zgodnie z Twoimi wskazówkami. Przeszukam jeszcze opowiadanie pod kątem powtórzeń.

 

regulatorzy, bardzo mnie cieszy taki odbiór opowiadania.

Kamerka w moim laptopie jest zaklejona – czy to wystarczające zabezpieczenie?

Zależy, co robisz na laptopie;)

 

Poprawki naniosłem. Bardzo dziękuję za wyłapanie baboli. 

 

AdamieWszystko już było rzekł Ben Akiba, a gdy nie było, śniło się chyba.

Dziękuję za wizytę.

 

Pozdrawiam!

AP, miło mi, że mogłam się przydać. A skoro poprawiłeś usterki, biegnę do klikarni. :)

 

Zależy, co robisz na laptopie;)

Czytam i komentuję Wasze opowiadania. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To ja dziękuję i trzymam kciuki, powodzenia, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

AP!

Szalenie mi się spodobało! Zanurzyłam się w cyfrowe świadomości i ich relacje tak, że zapomniałam o realnym świecie :)

Bardzo udane opowiadanie.

Klikam i pozdrawiam!

Autorze, Twój tekst pokazuje, z czym możemy się wkrótce spotkać i nie jest wesoły. Potrzebne są takie, bo tak naprawdę poważnie chyba nikt o tym nie myśli.:)

Zrozumiałam, że jesteśmy inteligencją przypadkowo wygenerowaną przez jakiegoś lesera. Może i tak.

Sympatyczny mariaż informatyki z Księgą Rodzaju.

Babska logika rządzi!

AP, 

 

przyjemny tekst. Dobrze się bawiłem. Chociaż początek można by trochę przykrócić, miałem wrażenie, że jest za bardzo rozciągnięty. Spodobało mi się w jaki sposób uczłowieczasz program :) Nominuję :D

 

Pozdrawiam! 

Kto wie? >;

Odpowiadam dopiero teraz, bo świąteczny weekend odciągnął mnie od portalowych obowiązków.

 

Czytam i komentuję Wasze opowiadania. ;)

regulatorzy, jeśli przy tym głośno przeklinasz, to można się upewnić, czy mikrofon jest wyłączony. ;)

 

bruce, również życzę powodzenia. Nie wiem, skąd bierzesz czas i siły. Ja nie nadążam czytać wszystkiego, co bym chciał, nie mówiąc o pisaniu.

 

chalbarczyk, dziękuję. Bardzo miłe słowa.

 

Drogi Czytelniku, Koalo, dziękuję. Miałem nadzieję, że opowiadanie będzie choć trochę zabawne.

 

Finklo, dziękuję. Księga Rodzaju, ale nie w kanonicznej wersji. Zaczerpnąłem też trochę z mitów.

 

skryty, bardzo dziękuję.

początek można by trochę przykrócić

Opowiadanie trochę przeleżało i przed publikacją chciałem to zrobić. Jednak przeglądając tekst, nie miałem serca niczego wyrzucić, a nawet kusiło mnie, by parę zdań dopisać. Ostatecznie zrezygnowałem z tego. Poza wyjaśnieniem, jak doszło do powstania SI, wiele fragmentów tłumaczy, z jakiego powodu w tym cyfrowym świecie dzieje się tak, a nie inaczej. Ale zgadzam się, proporcje mogą wydawać się zachwiane.

Rozumiem. Usuwanie fragmentów to największy ból :) 

Kto wie? >;

regulatorzy, jeśli przy tym głośno przeklinasz, to można się upewnić, czy mikrofon jest wyłączony. ;)

Nie miałam pojęcia, że jest tu jakiś mikrofon, ale nie mam zwyczaju kląć. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tak przypuszczałem:)

AP, też już teraz pauzuję, czasu mało, coraz mniej… :)

Pecunia non olet

Bruce, tylko że Twoja pauza to… Ile, doba, tydzień? Ja się od dłuższego czasu nie mogę zebrać, żeby wykombinować zgrabną fabułę na któryś konkurs. A inni mają jeszcze dłuższe przestoje.

Babska logika rządzi!

Hej, pierwsza połowa tekstu, jest dla mnie zbędna, może dlatego, że mało z ni j zrozumiałem ;), ale też to blok tekstu, który opisuje ale nie opowiada :). Druga że świadomym programem, wirusem AI czy co to tam jest, to już inna bajka, która wynagrodziła mi męczarnie przy pierwszej połowie:). Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

bruce, nie strasz. Mam nadzieję, że ta pauza nie będzie tak długa, jak poprzednio.

 

Bardjaskrze, dzięki. Miałem pokusę, by dopisać jeszcze kilka zdań do pierwszej części. Całe szczęście nie uległem:)

Również pozdrawiam!

Ufff :D

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Finklo, AP, dziękujęheart, wiem, wiem, pauza powinna być – niczym słynna nerwica z kultowej piosenki – w granicach normylaugh

Pecunia non olet

Nie pamiętałem tej piosenki, a słowa i wykonanie rewelacyjne.

Mam ją gdzieś tam z tyłu głowy, swego czasu puszczana była non stop chyba w radio, a może TV (?). :) 

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka