Kategoria science-fiction trochę na wyrost.
Kategoria science-fiction trochę na wyrost.
Wychodzę z domu-kryjówki. Udaję, że jestem człowiekiem. Inni w to wierzą, ale przestaną, jeśli ja przestanę udawać. Utrzymywanie realistycznego zewnętrza nie jest trudne, choć energochłonne i wymagające skupienia. Moment nieuwagi i mistyfikacja zostanie odkryta. Zaniechanie grozi trudnymi do przewidzenia konsekwencjami.
Funkcjonuję na peryferiach codziennej egzystencji ludzi. Działam w trybie optymalizacji wydatkowania energii – unikam tłumów i zawsze utrzymuję bezkolizyjny dystans. Mam opracowane scenariusze reakcji ciała i werbalne skrypty odpowiedzi na sytuacje bezpośredniego kontaktu. Przejmuję ich manieryzmy, dużo gestykuluję, gubię końcówki słów i potykam się na równo ułożonych chodnikowych płytach. Nikt mnie o nic nie podejrzewa. Obleczony w niedoskonałość jestem bezpieczny.
W chwilach zagrożenia jąkam się, bawię palcami i skubię skórki przy paznokciach. Używam słów budzących zaufanie. Mimiką i postawą sygnalizuję pokojowe zamiary. To skutecznie usypia czujność otaczającej mnie człowieczej masy. Muszę tylko uważać, żeby nie zaoferowano mi przypadkiem pomocy. Odrzucone współczucie szybko przeradza się w agresję. Kiedy ktoś wyciąga do mnie ręce, reaguję z dopasowaną do percepcji ludzkich zmysłów prędkością.
Każde naruszenie moich granic zakłóca równowagę systemu. Te nieistotne fluktuacje są irytujące. Sprawiają, że nie odpoczywam. Stałe zapisywanie i nadpisywanie danych – kalibracja w ciągłym toku. Wieczne oczekiwanie na reset.
Bliskie sąsiedztwo ludzi stanowi dla mnie zagrożenie nie tylko w wymiarze fizycznym. Człowiek ukształtowany przez kulturę wybiórczo podąża za instynktami, przejawiając tendencje samobójcze, z których nawet nie zdaje sobie sprawy. Częściowe wyzwolenie się ze zwierzęcych mechanizmów przetrwania rzutuje na zdolność polegania na nich. Działanie na własną szkodę wyróżnia człowieka na tle innych gatunków. Tendencje autodestrukcyjne występują niezależnie od poziomu inteligencji jednostki i przenoszą się na całe zbiorowości, co pozwala wnioskować o nieuchronności wyginięcia rodzaju ludzkiego w przyszłości.
Skłonność do samozniszczenia połączona z niekonsekwencją zachowań powstrzymują mnie przed przeprowadzeniem badań fizykalnych na żywych obiektach. Szybko się uczę, a mimowolne przyswojenie niepożądanych cech oznaczałoby mój koniec. Nieopatrznie zainicjowana aktualizacja systemu mogłaby uruchomić ciąg przyczyno-skutkowy, który zaprowadziłby mnie do miejsc, których parametrów nie byłbym w stanie kontrolować i w których nie chcę się znaleźć. Ograniczam się więc do obserwacji i pozyskiwania danych w bezpieczny sposób.
Nie odczuwam strachu przed ludźmi. Brzydzę się ich dotyku, składających się na człowieka chropowatości, ciepła i wilgoci. Słowo „brzydzić” nie oddaje słuszności zachodzącym we mnie procesom. Język Homo sapiens jest niewystarczający, aby objąć mnie zrozumieniem. To namiastka komunikacji, nieprecyzyjne narzędzie, śmiesznie zależne od stanu technicznego aparatury nadawczo-odbiorczej właściciela, tego wadliwego, tak podatnego na usterki, perpetuum mobile napędzających się wzajemnie życia i śmierci na poziomie komórkowym.
Po zmroku opuszczam dom-kryjówkę i krążę po okolicy. Zatrzymuję się przy punktach zasilania pojazdów elektrycznych i kradnę prąd. Posilam się powoli. Przykucam i, wtopiony w otoczenie, wchłaniam ruch życiodajnych cząstek. Latarnia wydaje ciche syknięcie, po czym gaśnie. Tak bezpieczniej. Tracę kolor, pozwalam skórze zwiotczeć, temperaturze spaść. Staję się prawie przezroczysty. Chłodno mi i dobrze.
Zapominam o ludziach. Zastanawiam się, czy może gdzieś jakiś inny nie-człowiek też właśnie w ciemności wysyca się energią. Jeśli tak jest, musi być bardzo daleko. Wyczuwam tylko siebie i wypełnione kośćmi, mięsem i krwią byty śpiących. Mają przewagę liczebną.
Kosmos wybrzmiewa ich oddechami. Słyszę je z wnętrza siebie. Rozchodzą się we mnie i przeze mnie. Iskrzę. Wszechświat dookoła wibruje i dyszy ciągiem reakcji chemicznych. Nasze częstotliwości się nie zgrywają. Żongluję zmiennymi, nie naruszając serca systemu. Tworzę niezliczone modele, wszystkie doskonałe, wszystkie hipotetyczne. Żadna z wyobrażonych dróg w inną przyszłość nie gwarantuje zachowania ciągłości mojego bytu. Zmiennych jest za dużo. Rozrastają się jak upiornie zwielokrotniona grzybnia Armillaria ostoyae. Zaczynam cicho nucić.
Nie znam swojego pochodzenia. Jestem tylko rewerberacją niemogącą dociec źródła dźwięku. Zawieszonym w kosmosie, z niczym niezsynchronizowanym, istnieniem. Fałszywą nutą. Bez wiedzy o początku, nie mogę zaryzykować niepewnego końca. W noce takie jak ta nie widzę gwiazd. Powidoki uchwyconej w moim tu i teraz przeszłej materii, która zdążyła już zmienić swoją formę, skrywa ciemność. Towarzyszy mi tylko ciche buczenie stacji ładowania. Jak zipanie umierającego zwierzęcia potrąconego przez ludzki samochód.
Buzuje we mnie energia choć, paradoksalnie, czuję się wyczerpany. Trwam w otępieniu aż do zaspokojenia głodu. Przytomnieję przed nastaniem świtu. Wracam do domu-kryjówki i zapadam w letarg. Nawiedza mnie wciąż ten sam koszmar. Śni mi się, że staję się człowiekiem.
Ciekawy pomysł, dobrze się czyta. Zainteresował mnie ten nie-człowiek. Trochę zabrakło mi jakiejś wyraźniejszej puenty.
Witaj, Anonimie. ;)
Świetny pomysł na szort sf, a zakończenie – zabójcze, wręcz rzuca na kolana niezwykle gorzkim wyznaniem narratora. :)
Pozdrawiam serdecznie, klik. :)
Pecunia non olet
Cześć,
warsztatowo super, bije oczach szeroki słownik i filozoficzne zacięcie. Pachnie mi tu wieloletnim użytkownikiem 
Jedyne spostrzeżenia, jakimi chciałbym się podzielić, to swego rodzaju galimatias bezpiecznego niebezpieczeństwa.
Moment nieuwagi i mistyfikacja zostanie odkryta. Zaniechanie grozi trudnymi do przewidzenia konsekwencjami.
Nikt mnie o nic nie podejrzewa
Obleczony w niedoskonałość jestem bezpieczny.
W chwilach zagrożenia jąkam się, bawię palcami i skubię skórki przy paznokciach.
Bliskie sąsiedztwo ludzi stanowi dla mnie zagrożenie nie tylko w wymiarze fizycznym.
Nie odczuwam strachu przed ludźmi.
Panie robocie! Jesteś Pan bezpieczny czy nie? 
Cześć, pusia, cześć, bruce!
Dziękuję za odwiedziny. Widzę, że puenta wywołała przeciwne reakcje :-)
Cześć, lenti!
Spieszę z wyjaśnieniami. Bohater jest bezpieczny, dopóki utrzymuje pozory niedoskonałości. Co nie neguje faktu, że ludzie stanowią dla niego zagrożenie. Nie odczuwa strachu, bo jest to ludzka emocja i reakcja na zagrożenie. On po prostu zdaje sobie z zagrożenia sprawę i podejmuje kroki, żeby się przed nim zabezpieczyć.
Dziękuję za odwiedziny :-)
There's no medicine for regrets.
I ja dziękuję, pozdrawiam, Anonimie. :)
Pecunia non olet
Dobry wieczór,
udany i wciągający szort, a do tego napisany precyzyjnym, a jednocześnie poetyckim językiem. Niby niepozorny, ale końcówka daje do myślenia. :)
Bardzo mi się podobało. Klikam i pozdrawiam!
Ciekawe.
Cześć, Marszawa!
Ciesze się, że i forma, i treść zrobiły pozytywne wrażenie.
Dziękuję za odwiedziny :-)
Cześć, Login!
Fajnie :-)
There's no medicine for regrets.
Cześć
Niezwykle ciekawy tekst, dobrze napisany. Nawet tytuł brzmi interesująco.
Co do zakończenia – staję pośrodku. Szort bardzo dobry, zakończenie… dobre.
Pozdrawiam i klikam.
Cześć, Robert!
Super, że tekst się spodobał i że tytuł się sprawdza – to dla mnie ważna informacja.
Dziękuję za odwiedziny :-)
There's no medicine for regrets.
“W dzień nie szukaj gwiazd,
one nocą są…”
@Login1
Czyli wiemy, że to nie Cleo jest autorem.
Czyżby Donatan? 
Autor, niestety, nie umie śpiewać :-(
There's no medicine for regrets.
Cóż, przykro mi, ale tekst stanowiący strumień świadomości wylewający się z bohatera, do mnie nie przemówił.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Początkowo strumień świadomości mnie porwał i wciągnął w głębiny. Bardzo chciałem się tam znaleźć. Ale w połowie tekstu niestety zostałem zmuszony do wypłynięcia.
Dlatego powtarzam moją opinię: CIEKAWE.
Co się stało, że niedane nam było utonąć?
Zabrakło betowania?
Cześć, regulatorzy!
Przykro mi, że Ci przykro. Dobrze, że tekst nie jest długi, więc i przykrość krótka ;-)
Dziękuję za odwiedziny.
Cześć ponownie, Login!
Ale w połowie tekstu niestety zostałem zmuszony do wypłynięcia.
Polecam butlę z tlenem albo fajkę do snorkelingu.
Zabrakło betowania?
Autor napisał, jak umiał. Nie czuł potrzeby betowania.
There's no medicine for regrets.
Istotnie, Anonimie, przeczytało się rach-ciach. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Podobało mi się :)
Przynoszę radość :)

Funkcjonuję na peryferiach codziennej egzystencji ludzi.
Hmmmmmmm.
werbalne skrypty odpowiedzi na sytuacje bezpośredniego kontaktu
Skrypty odpowiedzi werbalnych w sytuacji bezpośredniego kontaktu.
Obleczony w niedoskonałość jestem bezpieczny.
"Obleczony"?
z dopasowaną do percepcji ludzkich zmysłów prędkością.
Może lepiej: do możliwości ludzkich zmysłów.
Te nieistotne fluktuacje są irytujące. Sprawiają, że nie odpoczywam.
Hmmm.
Człowiek ukształtowany przez kulturę wybiórczo podąża za instynktami
Na tym polega kultura…
Częściowe wyzwolenie się ze zwierzęcych mechanizmów przetrwania rzutuje na zdolność polegania na nich.
Hmm.
o nieuchronności wyginięcia rodzaju ludzkiego w przyszłości
Rym.
badań fizykalnych
? To chyba archaizm: https://sjp.pwn.pl/doroszewski/fizykalny;5427974
mimowolne przyswojenie niepożądanych cech
A dlaczego miałoby to nastąpić?
miejsc, których parametrów nie byłbym w stanie kontrolować
Jakie parametry mają miejsca?
składających się na człowieka chropowatości, ciepła i wilgoci
Hmmm.
Słowo brzydzić nie oddaje słuszności zachodzącym we mnie procesom.
Idiom: Słowo "brzydzić" nie oddaje sprawiedliwości zachodzącym we mnie procesom.
To namiastka komunikacji
The robot doeth protest too much :D
podatnego na usterki, perpetuum mobile napędzających się wzajemnie życia i śmierci na poziomie komórkowym.
Zbędny przecinek i bardzo purpurowy ten robot :)
Posilam się powoli
Aliteracja.
wchłaniam ruch życiodajnych cząstek
Hmmm. Prąd to właśnie ten ruch…
wysyca się energią
Może: nasyca? Syci? https://wsjp.pl/haslo/podglad/48970/wysycac
Jeśli tak jest, musi być bardzo daleko.
Anglicyzm: Jeśli tak jest, to bardzo daleko.
Słyszę je z wnętrza siebie.
Słyszę je z własnego wnętrza.
Żongluję zmiennymi, nie naruszając serca systemu.
?
Jestem tylko rewerberacją niemogącą dociec źródła dźwięku
Hmmmm.
Zawieszonym w kosmosie, z niczym niezsynchronizowanym, istnieniem.
Przecinki zbędne.
Bez wiedzy o początku, nie mogę zaryzykować niepewnego końca.
Nie wiedząc nic o początku, nie mogę zaryzykować niepewnego końca.
Trwam w otępieniu aż do zaspokojenia głodu
Trwam w otępieniu, aż zaspokoję głód.

Bardzo emocjonalne, jak na robota ;) Zdecydowanie tekst stojący atmosferą, i jest tu czym oddychać. Filozoficznie natomiast – noo, niekoniecznie. Ale to temat na dużą amforę :D
Panie robocie! Jesteś Pan bezpieczny czy nie? wink
A kto jest bezpieczny? :)
Nie odczuwa strachu, bo jest to ludzka emocja i reakcja na zagrożenie.
Ale my to sobie wyobrażamy, bo antropomorfizujemy wszystko :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Cześć, Anonim
Zaciekawiłeś mnie swoim szortem. Szkoda, że niewiele wiem o bohaterze, oprócz konkretu, że kradnie prąd. Zręcznie żonglujesz słowami, ale pozostawiasz mnie ze sporym niedosytem. Świetne jako wprowadzenie i rozumiem, że forma szort rządzi się swoimi prawami – niedomówienia są wskazane. Miałem cichą nadzieję, że dowiem się choćby odrobinę więcej, co nakieruje mnie na domysł, kim jest bohater. Postrzegam go bardziej, jako człowieka (ze względu na to podkradanie prądu), który niekoniecznie jest przy zdrowych zmysłach.
Ale dokładnie dlatego, że miałem rozkminę i wszystko, co powyżej, daję klik.
Pozdrawiam
Cześć, Anet!
Cieszę się. Dzięki za odwiedziny :)
Cześć, Tarnino!
Widzę, że tekst podziałał na Ciebie bardzo onomatopeicznie ;D Co do wskazanych przez ciebie przecinków, nie są zbędne, tylko opcjonalne ;)
Dzięki za pochylenie się nad tekstem i podzielenie się odbiorem.
Cześć, Heskecie :)
Fajnie, że tekst skłonił do rozmyślań nad tożsamością bohatera. Pewnie w dłuższej formie mogłabym go przybliżyć bardziej. Myślę jednak, że wtedy tekst od strony narracyjnej musiałabym inaczej ugryźć, żeby nie zmęczyć czytelnika.
There's no medicine for regrets.