
Zapraszam. :)
Zapraszam. :)
– Jestem głodny! – wrzasnął niespodziewanie Wielki Biały Huragan, otwierając z hukiem drzwi jednoizbowej szkoły w Nebrasce.
Był środek dnia dwunastego stycznia 1888 roku. Ranek, stosunkowo ciepły i pogodny, nie zapowiadał tego, co miało nastąpić później.
Dziewiętnastoletnia nauczycielka Minnie Freeman krzyknęła przestraszona i upuściła trzymaną książkę. Na widok śnieżnej bestii trzynaścioro dzieci skurczyło się w ławkach.
A Wielki Biały Huragan podpełzł zdradziecko, niczym ogromny wąż, wprost do zdrętwiałej kobiety, chuchając jej w twarz mroźnym powietrzem.
– Chcę was zjeść! – syknął złowrogo i oblizał się.
A potem spojrzał w górę. Rozdziawił wielką paszczę. Zamieć, wywołana jego zabójczym oddechem, błyskawicznie zmiotła dach i wybiła okna szkoły, jakby były wykonane z papieru.
– Jestem tu i nie odejdę! Pożrę was jednym kłapnięciem szczęk!
Temperatura w budynku zaczęła szybko spadać, uczniowie drżeli, krzyczeli i panikowali coraz bardziej. Rozumieli, że czeka ich najgorsze.
– Już po nas! – wołał Tom.
– Mądre dziecko – roześmiał się złowieszczo Huragan. – Jego zostawię sobie na deser. Lunch zacznę od ciebie, Minnie.
Dziewczyna popatrzyła odważnie w oczy śnieżnego potwora.
– A ja powiem krótko i zwięźle: nie!
– Coś?! – ryknął stwór.
Pisk przerażonych dzieci na moment ogłuszył nauczycielkę. Skulone, trzymały się razem, drżąc z zabójczego zimna i strachu.
Minnie sięgnęła do biurka. W szufladzie znalazła kłębek sznurka. Kolejny raz potężnie zawiało. Z trudem łapiąc oddech, kobieta podeszła do szafy i wydobyła z niej koce. Musiała się spieszyć. Śniegu błyskawicznie przybywało.
Skostniałymi z zimna rękami zaczęła po kolei wiązać szczelnie okryte kocami dzieci.
– Na nic twoje żałosne starania, Minnie Freeman. Z moją siłą nie można wygrać! Już teraz mówią o mnie: „Dziecięcy Żywioł”. Nie macie żadnych szans! Pożrę was, jak i innych! – szydził Wielki Biały Huragan.
– A ja powiem krótko i zwięźle: nie!
– Proszę pani, ja nie dam rady przejść przez takie zaspy. – Najmłodsza Patrycja wyjrzała przez wyrwę po drzwiach.
Minnie otarła jej łzy i przytuliła z serdecznym uśmiechem.
– Nie martw się, Pati. Wezmę cię na ręce.
– Ale wtedy to pani nie zdoła iść – wtrąciła ze smutkiem Dorotka.
– Bądź spokojna, Dorotko, zdołam.
– To nieprawda! – zasyczał Wielki Biały Huragan. – Idziecie na pewną śmierć, prosto w moją paszczę!
Uczniowie znowu zaczęli jęczeć.
– Ten potwór będzie wciąż straszył i huczał, lecz tylko od nas zależy, czy się mu poddamy, czy nie! – zawołała do dzieci Minnie, próbując przekrzyczeć silną wichurę, która nagle wdarła się między ławki.
– Może powinniśmy zostać w szkole? – zapytała niepewnym głosem Alicja.
– O, tak, zostańcie tu, zostańcie. Nie macie dokąd iść, głupcy! – podchwycił upiór.
– Nie, tej szkoły zaraz nie będzie. Śnieg ją zasypie albo wiatr porwie i doszczętnie zniszczy – stwierdził ponuro Jan. – Musimy iść.
– A co, jeśli zginiemy?
– Nie zginiemy. Gwarantuję – odpowiedziała z ciepłym uśmiechem nauczycielka i wyprowadziła powiązane dzieci.
Szli w zamieci, prawie po omacku, zginając ciała przy silnych podmuchach mroźnego wiatru.
– Chodźcie, chodźcie do mnie, im szybciej, tym lepiej! Wprost w moją paszczę! – ryczał Wielki Biały Huragan. – Pożarłem już tyle smakowitych dzieci, pochłonąłem już ponad dwieście trzydzieści kąsków, a teraz chętnie zrobię to samo z wami!
Aby zagłuszyć jego groźby, Minnie śpiewała podopiecznym piosenki i wołała do nich ciągle, dodając tym samym otuchy.
I dokonała rzeczy – zdawałoby się – niemożliwej. Przeszedłszy w skrajnie wyczerpujących warunkach milę, dotarła z uczniami do najbliższego domu. Byli uratowani! Żadnych odmrożeń, żadnych ran.
– Jeszcze po ciebie wrócę, Minnie Freeman, to nie koniec!- odgrażał się rozwścieczony Wielki Biały Huragan, z gniewem odlatując ku innych zasypanym szkołom, domom, polom i osiedlom.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, widząc całe i zdrowe wszystkie trzynaścioro podopiecznych, po czym wyszeptała ze stoickim spokojem, patrząc przez okno na oddalającego się potwora.
– A ja powiem krótko i zwięźle: nie.
(Minnie Freeman, postcardhistory.net)
Cześć, bruce
Dzielna kobieta, Minnie. Dobrze napisany szort.
Mam drobną sugestię. Zauważyłem, że w didaskaliach dodajesz często zbyt dużo, przez co dialogi tracą na rytmice i napięciu. Sporo się dzieje, jest dramatycznie a tutaj…
Przykład:
– A ja powiem krótko i zwięźle: nie! – powtórzyła nauczycielka i spojrzała hardo w wielkie oczyska śnieżnej bestii.
– Proszę pani, ja nie dam rady przejść przez takie zaspy – powiedziała ze łzami najmłodsza Patrycja, wyglądając przez wyrwę po drzwiach.
I w moim odczuciu akcja traci na mocy, jest bardziej teatralna. Zyskuje bardziej jako opis, ale wybija mnie, czytelnika z klimatu. Możliwe, że przez to, wcześniejsze Twoje teksty, nawet jeżeli w treści zawierały wydarzenia, które mogłyby wzbudzać grozę, bardzo tracą. To wtedy, pisałem Ci, że mnie nie wystraszyłaś. Tak to odbieram.
Pozdrawiam :-)
Serdeczne dzięki, Heskecie, za te wskazówki; czyli didaskalia nieco zmienię. :)
Pozdrawiam! :)
Pecunia non olet