Profil użytkownika

Komentarze w 90% piszę na bieżąco.

Fanka gorzkich zakończeń.

 

Śmiało możesz pisać, jeśli chcesz, żebym coś skomentowała albo pomogła. :)

 

Czym kieruję się w życiu? Sercem, ale czasem też wrodzoną głupotą.

 


komentarze: 2403, w dziale opowiadań: 1585, opowiadania: 544

Ostatnie sto komentarzy

W każdym anonimowym konkursie jest problem z ilością komentarzy. Jak robiłam przy konkursie anonimowym, kiedy chciałam skomentować wszystko, ale nie dać się rozpoznać?

Pisałam komentarze do notatnika i wybierałam opowiadania, które ktoś może uznać za moje jako te, których komentować nie będę (tak z 5 zostawiłam bez komentarzy od razu). W ostatni dzień skomentowałam je, wklejając z notatnika komentarze. Dzięki temu początkowo inne osoby mogły zgadywać z większej puli opowiadań, a na koniec i tak miałam skomentowane wszystko.

 

Poza tym – to konkurs, zabawa, nie ma co podchodzić bardzo poważnie. :)

Hej!

Zgrabnie napisane, choć momentami miałam wrażenie, że to bardziej opis historii, a nie opowiadanie, ale element duszy Victora to zmienił. 

Samo więzienie przerażające, choć szkoda, że to miniaturka, ale rozumiem, że nie chciałaś za długo przebywać w tym świecie.

Do czego ludzie są zdolni…

Pozdrawiam,

Ananke

 

Hej! 

Na początku sporo metafor. I tak, jak je lubię, to u Ciebie od nich gęsto.

„potarł opaleniznę” – ?

Sporo niezgrabności, ale że nie robię korekty, wspomnę o "grzecznie czekał na mnie", "Patrzyłem na tego tajemniczego amanta z wybałuszonymi oczami", " zapakowany od nas o dwieście metrów samochód". 

Ogólnie sporo takich drobiazgów, polecam betę. ;) Gdyby to doszlifować, byłoby naprawdę dobrze. Sam pomysł jakoś do mnie nie trafił, bo demon/diabeł/inny zły są częstym motywem, zwłaszcza kuszenie osób, które niewiele mają do stracenia i muszą zabić, żeby coś zyskać. Ale fabularnie postać pięknisia wyszła ciekawie. Główny bohater też nie odstaje, od sceny z policjantami opowiadanie mocno się rozkręca. Na plus, że zabijanie nie jest łatwe, bo w dużej ilości historii to tylko strzał i już. A tu fajnie to zostało przedstawione. 

Zabijanie jako uwolnienie od choroby. Dobił targu, został uzdrowiony, ale nie magicznie, a przez swój czyn. Pokrętna, niesamowita logika. Podoba mi się, że nie poszedłeś standardową drogą, w której bohater ucieka. 

Też chętnie zgłoszę do biblioteki, kiedy naniesiesz poprawki.

Pozdrawiam,

Ananke

 

Hej!

Widzę, że nie poprawiłeś wskazówek Reg, więc nie będę skupiać się na błędach, a napiszę coś o fabule.

Piszesz o heksie, porównując ją do Baby Jagi, że jest o tyle gorsza, po czym dajesz znać, że heksy działają też z drobniejszymi klątwami jak nieżyt żołądka. To osłabia przekaz. Z tego wszystkiego nie widać za bardzo, czemu heksa jest taką straszna. W niektórych opowiadaniach Baby Jagi były straszniejsze. ;) Zresztą polecam pokazać, a nie pisać o tym, że ktoś jest straszny.

Śląski wiedźmin. Pomysł okej, choć ilość błędów i gwara utrudniają czytanie. 

Na plus wspomnienie o wiedźminie i medalionie. :)

W rozmowie z bebokiem jest informacja o heksie, w przy rozmowie z heksą był ciekawy dialog, że beboki kłamią. Szkoda, że nie wyszło tak, że heksa nie ma tych dzieci, a bebok. Wtedy byłby interesujący zwrot akcji. A tak to standardowo – bohater idzie po heksę, która wcale straszna nie jest, ratuje dzieci i koniec. Próbowałeś na koniec pokazać, że poszło mu łatwo, bo heksa jest młoda, ale mimo wszystko całość zbyt męcząca i prosta.

Ale potencjał widać, powodzenia w dalszym pisaniu!

Pozdrawiam,

Ananke 

Też przestaję być dyżurną od listopada. 

Sporo się dzieje, a jeszcze konkurs. :)

Czy tu gdzieś jest za dużo przecinków albo jakiegoś brakuje?

 

Bo twoje rozumienie czym jest moc, może być zupełnie błędne.

Samotność wynikająca z własnej, autentycznej decyzji jest ważniejsza niż życie towarzyskie.

Hej!

Miałam wrażenie, że chciałeś napisać prozę, ale poszedłeś w formę wiersza, bo jest krótsza. Świniowiec skojarzył mi się z takim galaktycznym zepsuciem, z kimś pokroju Hutta z „Gwiezdnych Wojen”, ale obrazy miały głównie szokować, a to jednak trochę za mało. Choć językowo było nieźle i nie mówię, że czytałam z trudem. 

Pozdrawiam,

Ananke 

Hej!

wydaje odgłosy, jak w tym debilnym filmie o żołnierzach dżedaj, czy jak to tam leciało.

Ej, no co za obrażanie rycerzy Jedi. :D

Przy okazji – polecam „Andora” – serial miażdży. Perfekcyjny.

 

Monika nie do polubienia, więc automatycznie współczujemy i czujemy solidarność względem Piotrka. A tak naprawdę nie do końca jest tam Piotrek, bo magia sporo w nim wypaczyła. 

Magiczny patyk – na plus połączenie magii i erekcji, ciekawy pomysł. Jedynie to, że w innych dziedzinach też się sprawdzał, jakoś mi zgrzyta. Wiesz, co za dużo, to niezdrowo. A ten patyk kojarzył się właśnie z taką naturą, z tym, co pierwotne. A nie jako magiczny lek na wszystko.

Oczywiście, skoro jest nagroda (magia patyka), to musi być i kara. A więc utrata kontroli, przejmowanie kontroli nad bohaterem, co pewnie stałoby się, gdyby nie interwencja Moniki. 

Całościowo podobało mi się, choć widać, że musiałeś hamować swoje złowieszcze zapędy i mamy taki dość urwany koniec. Ale jest gorzko, bo bohater utracił coś kosztem ulotnych przyjemności przez chwilę. 

Pozdrawiam,

Ananke 

Hej!

Mocne, wstrząsające opowiadanie z Temidą w tle. Połączyłaś sprawiedliwość z boginią, co jest ciekawe, bo to znaczy, że ludzie sami nie są w stanie tej sprawiedliwości uzyskać, kierują nami inne, wyższe siły. Z tymi skazanymi to niestety często tak jest – śmieszne wyroki, zwłaszcza przy znajomościach. A jak ktoś cicho siedzi w więzieniu i knuje kolejne mordy, to go wypuszczą za dobre sprawowanie, żeby dalej siał zniszczenie. Polecam film „Bomb city”, jak usprawiedliwiać osobę z tzw. dobrego domu. Proces farsa. 

Pozdrawiam,

Ananke

 

P.S. Mnie nie przeszkadzają mocniejsze tematy, chętniej czytam niż takie lekkie. :)

Hej!

 

jeszcze nienazwane rzadkie okazy ciągnęła się, aż

Przecinek po „okazy”.

Brakuje też przecinków w innych miejscach. Ale nie robię bety, więc zachęcam do przejrzenia opowiadania.

 

Wstęp jest trochę jak historia dla dzieci, co nie jest samo w sobie złe, jeśli miało być dla dzieci. Językowo czuć niezgrabność, np. przy wymienianiu zwierząt czy w informacji, że sołtys jechał do innego miasta po fajerwerki, czy podaniu wieku Marty, która może pić alkohol. 

Wstęp i chęć szukania skarbu przez ludzi – wszystko jest takie infantylne. Nie wciąga.

Ale za to pomysł na bestię, która zwabia ludzi skarbem – to ma potencjał, tylko brakuje logiki w umieszczaniu i produkcji map. XD

Wiadomo, kto to napisał, bo styl przebija, stąd pozwoliłam sobie na komentarz już od razu. :)

 

Pozdrawiam,

Ananke 

Hej!

 

Śmiertelnicy uwielbiają happy endy.

Należę do tych, co nie uwielbiają. XD

 

Bardzo fajnym pomysłem było wykorzystanie motywu „rozstrzelanego” i przerobienie tamtego momentu na opowiadanie. Twój Bóg skojarzył mi się z Bogiem z serialu „Supernatural”. ;) Ciekawe połączenie: pluton egzekucyjny i cud zaaranżowany w niebie. 

Sympatyczna miniaturka, oczywiście ciepła i z humorem.

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej,

jeden długi akapit, bardziej jak myśl, opowiastka przy stole, a nie jak opowiadanie. ;) Bałam się, że będzie trudne do odczytania (nie lubię bloków tekstu), ale na szczęście obawy zniknęły w trakcie lektury. 

Samo przyjście Śmierci/Pomocnika Śmierci to temat mocno eksploatowany, więc niczego nowego tutaj nie zobaczyłam. Ale jest nieźle, tik-tak zawsze robi swoje. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej, Adamie

 

Możemy się w kilku kwestiach nie zgadzać, ale jestem wdzięczy za Twoje uwagi.

O to właśnie chodzi na forum – nie o zgadzanie się ze wszystkim, a poznanie kilku punktów widzenia. ;) Najważniejsze to dostać taki odzew, który się nam przyda. Też mam tu ludzi, z którymi dyskutuję, a moje poglądy na pisanie są inne, ale to zawsze skłania do fajnych przemyśleń. 

 

Co do „mało subtelnego” wstępu, to odnoszenie się w dialogu do wydarzeń z przeszłości, by nakreślić tło opowieści jest zabiegiem starym jak świat i dość często wykorzystywanym.

Ja to wiem, ale fakt, że zabieg jest stary jak świat, to wykorzystywanie go bywa ryzykowne, bo nie zawsze wyjdzie. Tutaj odczułam, że jest to trochę toporne. Z czego to może wynikać? Z tego, że nie znamy Pena z poprzedniej części ani nawet tej części – to nowa osoba, którą poznajemy i od razu rozmawia z Laurą, wydobywając z niej informacje. Wygląda to na celowy zabieg autora, który chce ukazać czytelnikowi pewne informacje… i to czuć. Nie czepiam się więc samego zabiegu, ale sposobu, w jaki go wykorzystałeś. 

 

Nie sądzę jednak, żeby pojedyncze zdanie tu i ówdzie przeszkadzało :)

Ja jestem wyczulona. :D 

Ale sama też na pewno nie zawsze daję radę napisać tak, jakbym chciała. Więc to nie tak, że poprawiam i wszystko wiem. ;) Sama uczę się na błędach, a jeszcze przy okazji czytania innych, mogę sprawdzić, czy u mnie nie ma takich błędów. ;)

 

Podekscytowanie wynikało z tego, że Laura potwierdziła plotki na temat Duchów.

Tak, ale on o tych plotkach wiedział, a że ona potwierdziła, że Duchy są, no to co tu zapisać – “Są duchy, Laura potwierdziła”? :D Przecież on nie zapomni, że ona to potwierdziła. 

 

Wyobraź sobie np. znajomego policjanta lub oficera w wojsku, czy innego członka ważnej organizacji, który ze śmiertelną powagą mówi Ci, że Thor władca piorunów jest jak najbardziej realny i że widział go na własne oczy

Niekoniecznie, bo akurat w to nie uwierzę. :D 

 

który zapoznaje się pierwszy raz z danym tekstem/filmem/grą chce aby przynajmniej cześć rzeczy była wyjaśniona czarno na białym.

Tak, ale też nie zawsze chcemy to wiedzieć od razu. ;) 

 

No, nareszcie jakiś komplement :)

Trochę było tych komplementów, poza tym są opowiadania, które przerywam w trakcie, bo styl pisania albo sama fabuła tak męczą, że nie przebrnę. U Ciebie nie czułam czegoś takiego i dalej uważam, że opowiadanie jest naprawdę dobre, tylko pojedyncze elementy mnie gdzieś tam rażą. 

 

Napracowałem się nad nią i jestem z niej dumny.

I o to chodzi w pisaniu. :) Dobrze jest to czytać i warto znać swoją wartość. :)

 

Twoje własne słowa z komentarza do “Zakonu Oczyszczenia”: 

 

To nie superbohaterka, a raczej antybohaterka. Jej moralność jest wypaczona

Jej impulsywność doprowadziła przecież do bójki w barze i przypadkowego zabójstwa, a brak wyrzutów sumienia świadczy o jej zachwianej moralności.

Pytanie brzmi: ma wyrzuty sumienia czy nie ma? 

Bo zachowanie w “Pakcie”, czyli ratowanie elfki, a następnie (co rzuca się w oczy): 

– Maść na rany musi na razie wystarczyć – odparła Laura, delikatnie nakładając lekarstwo na pobitą twarz elfki.

To raczej przykład osoby troskliwej, która miesza się nie do swojej sprawy, ratuje elfkę w potrzebie i jeszcze później o nią dba. 

 

Laura na wojnie naoglądała się podobnych scen.

Słowa Pena, tragiczny wygląd elfki i wykrzyczane przez nią słowa sprawiają jednak, że coś w Laurze pęka i kobieta postanawia uratować elfkę.

No właśnie – na wojnie takie sceny to chleb powszedni, a nawet i gorsze. Trudno o odzyskanie moralności i przemianę po jednej scenie z obcą osobą, której się nie zna. Stąd właśnie zgrzyt. Ale też nie wiem, czy jest sens się nad tym rozwodzić, tzn. ja tylko rzucam swoje uwagi, bo jestem wyczulona na przemiany u bohaterów. ;)

 

Pan Andrzej nie ma monopolu na takie przedstawienie elfów. :)

Nie ma, ale okoliczności ich poznania oraz rozmowy z nimi były bardzo podobne i gdyby wrzucić fragment jako opowiadanie z tego świata, na pierwszy rzut oka nie wyczułabym wielkiej różnicy. ;)

 

Nawet największy badass się przestraszy w obliczu czegoś takiego

Z tym mogę polemizować, choć rozumiem, że ta niewiadoma może przestraszyć, w tym masz rację. ;)

 

– obudzić się w ruinach wypełnionych rozczłonkowanymi szczątkiami ludzi nie działa dobrze na psychikę.

Może i nie, ale na wojnie rozczłonkowani ludzie to też częsty widok. 

 

– co innego zabić kogoś przy pomocy rewolweru, ale co innego rozerwać kogoś na strzępy gołymi rękami i zębami. Napełniona mocą Ducha Laura wpadła w szał i zabiła każdego, kto się nawinął. Nie panowała nad sobą i całkiem możliwe, że będąc w amoku czerpała radość z zabijania. Gdy to sobie uświadomiła przeraziła się

Ale w jednej z wcześniejszych scen: 

Bezwładnie kręcili się w tańcu śmierci, uderzając o siebie raz za razem. Odgłosy łamanych kości mieszały się z urwanymi wrzaskami, tłumionymi przez szalejącą magię. Nawet rosnące dokoła drzewa pękały z trzaskiem, nie będąc w stanie oprzeć się tej niszczycielskiej sile.

Po chwili było już po wszystkim. Powykręcane, martwe ciała opadły z łoskotem na ziemię, a Laura dysząc ciężko splunęła pod nogi.

– Spróbujcie teraz mnie tknąć, ścierwa.

 

Dlatego wyczuwam tu pewną niekonsekwencję. Skoro przy zwykłych zbirach (i to ludziach, którzy niczego jej nie zrobili, a to ważne!) Laura używa takiej mocy i łamie tym ludziom kości, a następnie jako twardzielka spluwa na ziemię niewzruszona, to co dopiero robiła na wojnie. Gdy ktoś ją zranił, jakie chwyty stosowała, jaką magię? 

 

Wyjaśniasz sporo, ale w tekście tego nie ma i dlatego niedosyt, bo nie wiemy, co ona myślała, co robiła itd., a mimo wszystko jest to ciekawe. 

 

Mam nadzieję, że powyższe wyjaśnienia przekonają Cię bardziej do „mojej wizji” i podobnie jak to było w przypadku Bruce, zasłużę sobie na Twojego klika.

Jak widzisz, wyjaśnienia to nie wszystko, bo są elementy, które warto zostawić w opowiadaniu jako niedopowiedzenia (np. to, co wydarzyło się między Laurą a szamanką, bo nie wpływa to bezpośrednio na fabułę i stanowi dodatkowy smaczek, oddziałuje na wyobraźnię i nie daje gotowej odpowiedzi, bo też nie musi, bez tego opowiadanie dalej jest zrozumiałe), a są elementy, które bez wyjaśnienia sprawiają, że czujemy niedosyt (np. to, co zadziało się z Laurą w jaskini, bo tytuł opowiadania to “Pakt”, a sama scena paktu jest skrócona i nie widzimy, jak Laura zabija, jak oddaje się temu amokowi, co czuje itd.). 

 

Uff, rozpisałam się. Co do klika – jasne, mogę dać za wykreowany świat i styl pisania. Bohaterka też ma duży potencjał, zwłaszcza że ja lubię takich bohaterów. I w razie kolejnej części pewnie zajrzę zobaczyć, co się dzieje u Laury. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej!

 

– Niania, gdzie mama? – Michałek zapytał zniecierpliwiony.

Aż zamrugałam. 

– Niania, gdzie mama? – zapytał zniecierpliwiony Michałek.

 

odpowiedziała spokojnym głosem roboniania.

To na plus. Roboniania to coś, co powstanie. Fajnie będzie o tym poczytać. 

I poczytałam. Tylko że mam wrażenie wycinka, który nie wnosi nic nowego, bo obecnie rodzice też pracują i też zostają z nimi nianie, a ta roboniania niewiele się różni. Okej, średnio fajnie bawi się w chowanego, ale istnieją młode nianie, które też średnio się w to bawią. Tak samo jak takie, co na niechęć do zupy zareagują podobnie. I włączą kołysankę z telefonu. Więc zabrakło mi tutaj czegoś, co wyróżni robonianię. 

Ale ogólnie dobry tekst. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

 

Hej!

 

Wśród zapachu kwiatów, unosił się smród spalenizny.

Bez przecinka. 

 

Fragment, który niewiele mówi, a w sumie to wszyscy mówią, a my niewiele mamy do czytania. Wrzucanie fragmentów, które są wyrwane z kontekstu, raczej nie zachęca do czytania dalszych części, a raczej zniechęca. 

Dialogi jak dla mnie sztywne. Nie zaciekawiło, przykro mi. 

 

Pozdrawiam,

Ananke

 

 

Hej!

 

Powtarzalność kolejnych miejsc, które odwiedzałem, doprowadzała mnie na skraj szaleństwa.

Kurczę, właśnie niedawno skończyłam czytać opowiadanie, w którym bohater odwiedzał bardzo podobne miejsca… A tu otwierasz swoje opowiadanie takim tekstem, niezły przypadek. :D

 

W jakim świecie my żyjemy? Pewnie gdzieś tu zamontowano podsłuch i jak usłyszą, co ci zdradziłam

Mam wrażenie, że sytuacja jak z mojej pracy. Brr… 

 

Jest klimat, jest dziwna historia, jest wyjaśnienie – bardzo dobre opowiadanie. 

Problem widzę jedynie w tym, że bohaterowie nie mogą wychodzić, a skoro nie mogą, to co ich tak dziwi, że mężczyzna jakoś wraca? Ta nielogiczność nie daje mi spokoju. ;) Przypomniałam też sobie opowiadanie z “Rakietowych dzieci” o takim dzieciaku, który wykreował własny świat i tam trzymał rodzinę pod “kluczem”, żeby robili to, co on chce. 

 

Pozdrawiam,

Ananke

 

 

 

Hej!

 

Jak pisały osoby powyżej – warto wstawić na forum opowiadanie, które będzie skomentowane przez czytelników, dzięki czemu dowiesz się, jakie popełniasz błędy, czy piszesz ciekawie itd., na pewno dostaniesz odzew. W taką długą powieść raczej nikt nie zajrzy, bo nie znamy Twojego stylu pisania i nie wiemy, czy warto. 

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej!

 

Do szkolenia mam ponad godzinę

To dałabym linijkę niżej, inna myśl się wyłania, a blok tekstu skraca. 

 

Zresztą, całość warto podzielić na mniejsze bloki tekstu, bo przy tej mnogości opisów i tylu porównaniach, warto dać czytelnikowi przestrzeń na odetchnięcie. 

Wymęczyłam się, a szkoda, bo językowo czułam, że pióro masz niezłe, tak obracasz słowami, tak opisujesz, że naprawdę mogło wyjść z tego coś dobrego. Ale wyszła wędrówka przez różne stacje, w różnych krajach, taki fantastyczny pęd przez państwa i czasy. A to jednak za mało. 

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej!

 

Cały początek trochę toporny, tzn. miałam wrażenie, że jako autor chciałeś nam przedstawić nieco więcej informacji o Zakonie, do czego wykorzystałeś rozmowę. I jasne, można tak zrobić, ale tu wybrzmiało to mało subtelnie. Laura nie chce nic mówić, po czym wyrzuca z siebie historię o tym, co zrobił Pen. Po czym Pen przypomina, jak się tu znaleźli, jaka była umowa i przedstawia ją nam tak, żeby czytelnik wiedział, o co chodzi. 

 

Znał Laurę wystarczająco długo, by wiedzieć, kiedy odpuścić. Kobieta była śliczna jak z obrazka, nie licząc poszarpanego ucha, które przeważnie i tak zakrywała warkoczem kasztanowych włosów. Potrafiła być jednak straszna i bezwzględna. 

Tłumaczysz. :)

 

– Nie można wierzyć w coś, co widziało się na własne oczy – rzekła poważnie Laura. – To nie wiara, tylko wiedza.

Podekscytowany dziennikarz zapisywał wszystko, wiercąc się niespokojnie w siodle.

Ale co zapisywał? Jakie wszystko? To, że istnieją pogańskie Duchy? Przecież sam o to zapytał, więc wie, że są ludzie, którzy uznają to za prawdę. Laura tylko potwierdziła to, co on wie, skąd zatem to podekscytowanie i notowanie “wszystkiego”? 

 

– Zabierają cię wysoko w góry

Dopiero tutaj zaczyna opowiadać coś, co Pen mógłby notować z takim podekscytowaniem. ;)

 

Wspomnienia Laury – hm, niedopowiedzenie brzmiałoby jednak lepiej niż taki skrótowy fragment. Być może gdzieś dalej w tekście, jako część opowieści, albo kiedy Laura siedzi samotnie i to wspomina. 

 

Pojawienie się elfki – scena opisana bardzo dobrze, szczegółowo, bez przesadzania, bez ugładzania. Na razie to ona trzyma najmocniej przy tekście. Można poczuć ten fragment, bezkarność bandy, wtrącającego się Pena (bo ma przy sobie członka Zakonu), brak reakcji Laury (świetnie wpasowana), tekst Borisa, żeby nie dobijać, bo za ładna. W taki sposób pokazujesz, co elfkę spotkało/spotka, mimo że nie mówisz tego wprost. Pełnokrwiste sceny są najlepsze, bo dają ogrom emocji przy czytaniu. Dialogi na plus. 

Teraz moment, w którym Laura wkracza do akcji – hm, we wcześniejszej części nie miała wyrzutów sumienia, a teraz ratuje obcą osobę tak po prostu? 

Sama walka i strzelanina fajnie pokazana.

 

Pen nie chciał zostawiać Laury samej, lecz gdy zaczęła się strzelanina, nie miał innego wyboru.

Ale tu znów tłumaczysz. Nie musisz mówić, że Pen nie chciał jej zostawić samej, ale nie miał wyboru, bo strzelanina. Takie wyjaśnianie opóźnia akcję. I nie daje możliwości do zastanowienia się, co mógł myśleć, bo mamy to podane na tacy. 

 

Trudna sytuacja, w której Laura ma problem z okiem i znowu magia ratuje jej życie, a nikt nie zdoła jej nawet tknąć. Tu trochę się zawiodłam, bo liczyłam, że może dostaniemy scenę podobną jak przy Yennefer z “Granicy możliwości”. 

 

– Wiem Pen, wiem.

– Wiem, Pen, wiem.

 

Odnośnie elfki – historia dość prosta, nie znała oprawców. 

 

Wejście do lasu podobne jak u “Wiedźmina” i te elfy skryte w gęstwinach, lecące strzały jako ostrzeżenie. Tu warto postawić na coś nietypowego, co będzie odróżniać Twoje elfy. 

 

– Jestem Surri, władca płomieni! Rzuć broń i złaź z rogga albo spalę cię na popiół! Drugi raz nie będę powtarzał!

O, właśnie o coś takiego mi chodziło, magiczne moce elfów, które od razu widać. 

Ale Laura znowu jest przygotowana i ponownie wygrywa w tym starciu, co robi się odrobinę męczące. ;p 

 

Elari od wieków stoją w miejscu, ludzie wręcz przeciwnie. Ciągle się rozwijacie i podporządkowujecie świat do swoich potrzeb. Dzieli nas przepaść technologiczna, której nigdy nie przeskoczymy, a magia, która była naszą jedyną przewagą, koniec końców zawiodła.

Tutaj też elfy zbyt sapkowskie, tzn. przemijające, dzieli ich przepaść technologiczna itd. 

 

Tylko, że nasze wysiłki okazały się daremne. 

Tylko że nasze wysiłki okazały się daremne. 

 

Za to kuracja oka i niedopowiedzenia rozpalają wyobraźnię. Ten fragment też jest bardzo dobry – Laura wlewa do oka miksturę, traci przytomność, a później Pen opowiada o różnych dziwnych odgłosach. Nie wiemy, co się działo, możemy się domyślać i tu wszystko fajnie przemyślane. 

 

Rozmowa z Morisem – takie rozmowy wychodzą Ci świetnie. Laura idealnie pyskata i jednocześnie naprawdę lekko przychodzi Ci pisanie o jej odzywkach (”Nawet najbardziej zdziczała vira nie pozwoliłaby, żeby aż tyle się zmarnowało.”), cała scena na duży plus. Czytałam z przyjemnością, dialogi przednie. 

 

– Ktoś z tutejszych ma aparat?

– W takiej dziurze? Tu nawet porządnego burdelu nie ma.

XD

 

Kłótnia w salonie nieźle opisana, czuć poddenerwowane nastroje ludzi. Niebieski minerał zgubiony przez Toma, który brata się z elfką, informacja o ludziach Bakera, którzy mają całe worki tych minerałów… Robi się ciekawie. :D

 

Po to cię tu przecież sprowadził. Chyba, że…

Po to cię tu przecież sprowadził. Chyba że…

 

 sięgnęła po broń, lecz mężczyzna był szybszy.

No, w końcu Laura ma kłopoty!

Tylko wiesz, problem z taką idealną postacią, która zawsze w każdej sytuacji radzi sobie bez mrugnięcia okiem i nawet jak ma chore oko i tym okiem mruga, to i tak załatwi piątkę ludzi na luzaku (wiem, długie zdanie :P) jest taki, że w pewnym momencie czytelnik może kibicować tej drugiej stronie. A wynika to z tego, że bohaterowie zbyt idealni, są mało ludzcy, zbyt papierowi, przez co nie boimy się o nich, nie martwimy, nie czujemy do nich sympatii (nie potrzebują tego, bo i tak zawsze sobie poradzą). 

I tak też tutaj – kiedy Laura nie strzela pierwsza, powinnam się zmartwić, że oberwała, a ja w sumie cieszę się, że ma jakąś ludzką cechę. I oczywiście to Twój bohater, Ty kreujesz ją tak, jak chcesz. Ja tylko zwracam uwagę na to, że gdyby ją uczłowieczyć, to czytelnik bardziej by się z nią zżył i bardziej przeżywałby takie sytuacje, w których coś się z nią dzieje. 

 

Dalej mamy ponowne ocalenie Laury. Za cenę, która dla niej jest wysoka, ale wcześniej nie miała wyrzutów sumienia, więc skąd w niej aż taki strach? 

 

Za to końcówka i otwarcie kolejnej części – dobre. 

 

Intryga, poszczególne sceny, dialogi, świat – jest nieźle. Podobało mi się.

Za to Laura dalej zbyt silna i wszystko jej się udaje (bo jasne, nie strzeliła raz pierwsza, ale i tak przeżyła dzięki paktowi z Duchem, w dodatku wszystkich rozpie*** w drobny mak… Sorry, na miazgę, więc przy jej charakterze to mimo wszystko sukces. Żyje, pokonała innych, ma dodatkową moc). 

No więc bohaterka ciągle mi zgrzyta, ale przyznaję, że jest coś w tym świecie, co przyciąga. 

Pozdrawiam,

Ananke

 

P.S. Przeczytałam komentarze. Elfy jako Indianie – no może, ale dla mnie totalnie elfy jak u Sapkowskiego. :D

Jeszcze tak trochę skojarzyłam sobie ten świat, śledztwo z serialem “Carnival Row”, tam też taki brud, dark fantasy. 

 

 

Ach, no i jest różnica między niedopowiedzeniami a urywanym zakończeniem, a tu widać, że ma być dalsza część, to nie epilog, który może mieć kiedyś ciąg dalszy, to wyraźna zapowiedź. ;)

Hej!

 

Widzę, że nie odpisałam, ale tu łatwo przeoczyć komentarze, bo powiadomień odnośnie własnych nie ma, tylko ogólnie gwiazdka, kiedy ktokolwiek cokolwiek napisze. ;)

 

Co do tłumaczenia, to zależało mi na tym, żeby czytelnik od początku miał solidne podstawy do zrozumienia świata i wydarzeń. Nie każdy lubi domyślać się wszystkiego między wierszami, ale rozumiem, że można to odbierać jako nadmierne tłumaczenie. W przyszłości spróbuję znaleźć lepszy balans.

Czym są solidne podstawy do rozumienia świata i po co nam one? :D Świat kreujemy stopniowo, głównie przy pomocy głównego bohatera, który ma przygody, a my widzimy, jak je odbiera świat. Jeśli bohater w świecie fantasy zabija potwora, ale jest ranny, na co wszyscy mu gratulują, pomagają, opatrują, a następnie zapraszają na imprezę, to będzie to na pewno inny świat niż taki, w którym bohater po zabiciu potwora leży ranny i każdy przejdzie obojętnie, a na gratulacje nawet niech nie liczy. Pozwól czytelnikom na samodzielne wnioski odnośnie świata. ;)

 

Kobieta używa potężnej magii, nad którą nie powinien być w stanie zapanować żaden człowiek. Płaci za to sporą cenę (pakt z Duchem Śmierci)

Możliwe, ale w fabule tego nie widać, nie widać konsekwencji paktu. Jedyne, co widzę, to fakt, że Laura używa potężnej magii, co czyni ją jeszcze bardziej wyjątkową. 

 

Dla mnie Laura nie jest postacią idealną, której wszystko przychodzi z łatwością. Jej impulsywność doprowadziła przecież do bójki w barze i przypadkowego zabójstwa, a brak wyrzutów sumienia świadczy o jej zachwianej moralności.

Wady to coś, co w ogólnym rozrachunku przeszkadza. Jeśli impulsywność Laury byłaby wadą, miałaby jakieś konsekwencje. Jeśli zabija lekarkę i nic później z tego nie wynika – nie zostaje ścigana, wygnana itd. (wręcz przeciwnie, dostaje pomoc od kogoś z miasta) to jakie ma znaczenie taka „wada”? Podobnie przy bójce. Można uznać, że impulsywność jest wadą, kiedy w bójce zostanie ranna, a nie kiedy wszystkich pokona i nic z tego powodu jej nie spotka.

Brak wyrzutów sumienia tym bardziej jej nie przeszkadza, tzn. sprawia, że zabicie lekarki nic dla niej nie znaczy, więc niejako dla niej nie ma problemu. I nie daje to jej dodatkowej słabości w postaci wyrzutów, że zabiła itd. 

Jeśli stworzysz bohaterkę, która do przesady się objada, podjada w nocy i ma słabość do słodyczy, które pochłania w dużych ilościach, ale jednocześnie wykreujesz ją na szczupłą piękność, ten słodyczowy nałóg będzie miał małe znaczenie. I tłumaczenie: „No ale ma wadę, nałóg, jedzenie słodyczy…” serio niewiele da. :D

 

Było kilka uwag, że Laura jest zbyt potężna i nie ma żadnych wad. Każdy może mieć swoje zdanie, ale dla mnie to trochę jakby zarzucać Clint’owi Eastwood’owi, że jest zbyt męski w westernach :)

 

Do Eastwooda raczej bym nie porównywała, bo to inny gatunek, bardziej film akcji, a tu mamy dark fantasy.  

 

Odświeżyłam sobie tę część i odpisałam na komentarz, a do nowej części zajrzę wieczorem. ;)

Hej!

Na początku sporo było tych opisów jury – ten taki, ten taki… Okej, miało to pokazać, jak są różni, barwni… Pewnie w programach telewizyjnych jest podobnie i każdy chce się czymś wyróżnić. Ale momentami odciągało to moją uwagę, bo nie mogłam się skupić na akcji. Za to gdzieś w trakcie czytania informacji, że jedna z kandydatek zabiła – o, wtedy zaświtała mi w głowie myśl, że to takie Miss Piekła. :D

Pomysł sympatyczny, czytałam z uśmiechem, trochę takie mrugnięcie okiem do ludzi z forum i odnośnie konkursów. Całość krótka, więc zabrakło mi tutaj czegoś więcej na koniec, takiego przewrotnego zakończenia. :)

I może warto w przyszłości wprowadzić trochę mniej bohaterów do opisywania, bo zajmują sporo miejsca w tekście, a i tak nie zapamiętamy, kto dokładnie jak wygląda. Przy krótszych tekstach bardziej sprawdzi się mniejsza liczba jury.

Pozdrawiam serdecznie,

Ananke 

Ananke nie ma czasu pisać opowiadań, cały czas żmudne poprawki do dłuższego tworu… Ja miałam skojarzenia z Supernatural. :D Czy Outta, hm, nie wiem…

Nowy sezon – niewiele zmian w dyżurnych. :D Porównałam rok 2024.

Rozumiem. Przydługi wstęp do właściwej akcji. Tak, mam tego świadomość. Niemniej jednak uważam, że on jest tutaj potrzebny, a jego celem jest pokazanie jakim protagonista jest (a raczej był) człowiekiem i dlaczego cała reszta się dzieje. 

Ja to rozumiem, dałam tylko nieśmiały sygnał do tego, że być może są osoby, które zniechęcił początek, stąd nie czytały dalej. Przybyłam jako dyżurna, więc z reguły czytam wszystko, co mam w grafiku, chyba że trafię na coś, co mnie już na wstępie wykończy, a widzę, że jest dużo znaków. Możliwe, że gdybym zobaczyła większą ilość znaków – odpuściłabym czytanie. A szkoda, gdybym odpuściła, bo po lekturze tekst uznałam za bardzo dobry. ;)

 

Po to właśnie jest ten początek – żeby spiąć całość klamrą.

Wiem, stąd właśnie nie zawsze trzeba odpuszczać. :)

 

To namiastka zemsty.

Namiastka czy nie – udana. Fakt, że już po dokonaniu zemsty (czy też jej namiastki) bohater nie czuje spełnienia, to normalne. W dużej mierze udane zemsty też przynoszą pustkę i nie dają tego, do czego się dąży. 

A to musiało się coś stać? Nie wystarczyło samo zetknięcie z czymś niewytłumaczalnym i potencjalnie nadprzyrodzonym?

Nie musiało, oczywiście, ale napisałam o moich odczuciach związanych z brakiem większych emocji w trakcie czytania. Kiedy wiem, że bohater żyje i ma się dobrze, nie boję się tak o niego i nie przywiązuję większej wagi do nadchodzących wydarzeń. ;)

Hej, wybacz, przegapiłam Twój komentarz zupełnym przypadkiem…

 

Choć horror to nie do końca mój klimat

Mój też nie. :D To był drugi horror w życiu, a ogólnie to nie czytam wcale i nie oglądam, bo się boję. :D

 

Szczególnie podobało mi się to rodzinne pranie brudów w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa.

To moje ulubione momenty w opowiadaniach. Cieszę się, że wyszło i ktoś podziela moje upodobania. :)

 

że prawdziwym złudzeniem okazało się późniejsze życie Karmen, dodał opowieści dodatkowej głębi

Tu też cieszy mnie, że zrozumiałeś opowiadanie, bo nie byłam pewna, czy to dobrze wybrzmi. Chyba też nie każdy to podwójne dno załapał, co też mnie nie dziwi, bo mam tendencję do pisania niekoniecznie zrozumiale… :)

 

Mam jedynie wrażenie, że końcówka mogła być pisana trochę w pośpiechu

Chyba nawet całość była dość pospieszna, bo pisania pod wielką presją czasu, wręcz z momentami wyliczeń (czyli pisanie i liczenie ile znaków napisałam w 10 minut…), musiałabym kiedyś na spokojnie jeszcze raz przeczytać i poprawić. ;)

 

Dziękuję za komentarz i jeszcze raz przepraszam za zwłokę w odpisaniu. 

 

Pozdrawiam serdecznie,

Ananke

Czyli pragniemy jeszcze dyżurnych na wtorki i czwartki.

Ja jestem wtorkowa, miałam tylko urlop na lipiec. :D

Hej!

 

Przyznam, że początek może zniechęcić. Mnie zniechęcił. Dużo gadania i filozofii, aż tu nagle – pach! – akcja. Nawet się nie spodziewałam. Myślałam, że trafiłam na opowiadanie o tym, co jest czym, dlaczego, bla bla… XD

A tu pełnoprawna scena i nawet duch opętujący człowieka w innym stylu, taki duch-gawędziarz-filozof, w sumie przy lekkim skróceniu tych pierwszych przemyśleń, wypadłoby to jeszcze dynamiczniej. 

Naturalistyczne opisy na plus. 

 

wymieniają kobiety, jak rękawiczk

Bez przecinka. 

 

Od połowy to lecisz jak po bandzie, bo słów mi brakuje, żeby to opisać. No grasz na emocjach i świetnie sobie radzisz. A do tego spinasz całość i początek z końcem idealnie się łączą. Przyznaję, że motyw zemsty, tak oklepany, u Ciebie nabrał świeżości. 

Dodatkowo duch, który zadomowił się w człowieku poprzez serce – też nie kojarzę takiego motywu, kiedyś oglądałam horror z oczami. 

Całościowo na plus. Klikam i pozdrawiam,

Ananke

Hej!

 

Na początku wprowadzasz do nowego świata, trochę informacji jest, ale nie zasypujesz do przesady nowościami, więc czyta się dobrze. Brakuje mi jedynie opisów, bo mamy poszczególne nowe elementy, ale opisy miejsc są za mało wyraziste. 

 

Momentami trochę za dużo tłumaczysz, np. 

Zaintrygował mnie.

– Co ma pan na myśli? – spytałem.

 

Wiemy, że bohater jest małomówny, nie papla bez potrzeby. Skoro pyta, to domyślamy się, że coś go zaintrygowało. 

 

myśli? – spytałem. – Rozmowy z ministerstwem nie przebiegły pomyślnie?

Pomyślnie? – powtórzył w zamyśleniu. – Szczerze mówiąc nie czułem, bym brał udział w jakichkolwiek rozmowach. Bardziej przypominało to… hmm, teatr? Myślałem

 

odburknąłem. – Nawet, jeśli powiem, to wątpię by zrozumiał.

Brakuje przecinka, poza tym coś jest nie tak. Błędny zapis? Czy może literówka?

 

Rozumiałem zysk wizerunkowy i dźwignię negocjacyjną, która dawało zdobycie politycznego więźnia

Literówka. 

 

dlaczego chcieli użyć do tego właśnie Spatafore?

Czy odmiana nie powinna wyglądać tak: Spatafore’a?

 

Czy mogę zrobić to, co uważam za słuszne?”

Kropka. 

 

Nie bardzo wiem, dlaczego Górski pomaga Spatafore’owi, brakuje mi u niego faktycznej motywacji, czegoś więcej, co nadałoby realizmu. A tak to wychodzi na mało spójnego bohatera, który jest milczący, zimny, a nagle robi coś zupełnie przeciwnego. Ja tego nie kupuję, ale ogólnie czytało mi się nieźle. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

 

 

Hej!

 

Interpretacje dłuższe niż sam wiersz. Można i tak. :D

 

Myśl przewodnia – ładna, ale dla mnie to za mało na samodzielny utwór. Bardziej jako jeden z wpisów na SB. ;) Aż mi się przypomniał jeden z moich starych wierszy. :D

 

Pozdrawiam,

Ananke

 

 

Hej!

 

Dawno nic Twojego nie czytałam i uznałam, że zobaczymy, jakie postępy zrobiłeś. Na wstępie przyznam, że słabo wypadło podkreślanie tych średnich i tego, że dzieciaki miały warunek dostać świadectwa z paskiem. Może sam pomysł dobry, ale opisałeś to kiepsko, streszczając, zamiast pokazać. Skoro i tak pojechali z ojcami, od razu mogłeś przejść do sceny, w której dzieciaki jadą z ojcami. Byłoby dynamiczniej. 

 

Gawędzili do dwudziestej trzeciej i w końcu poszli spać.

Po co pisać do której gawędzili? Ładniej wygląda: Gawędzili do późnej nocy

 

pewnością miał po pięćdziesiątce.

był po pięćdziesiątce

 

– Dobrze! – Dawid wolał się nie sprzeciwiać.

Skoro krzyczy “dobrze”, to znaczy, że nie chce się sprzeciwiać, dopisek zbędny. 

 

Z przecinkami jest krucho, ale też nie mam czasu wszystkiego wymieniać. 

 

Reakcje na uwięzienie mało prawdopodobne. Nikt nie ucieka, każdy przyjmuje to normalnie… 

 

(były to ich psy)

Nie stosuje się takich zapisków. 

 

Historia mężczyzny za długa, pełna streszczeń, męcząca… 

Polecam nie wplatać w tak krótkie opowiadania długich historii innych ludzi. 

 

Co do eksperymentu z małpami – hm, no nie widzi mi się, żeby gość wybrał do tego dzieciaki, jakoś ten pomysł wypada tu tak sobie. 

 

No ale ogólnie i tak nie czytało się jakoś bardzo źle. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej!

 

Początek zniechęca. Spójrz na pierwsze zdania: 

Karol niechętnie podszedł do lustra. Kolejny ranek nie zapowiadał się ciekawiej niż wszystkie pozostałe, które dotąd dane mu było przeżyć.

W ten sposób możesz odstraszyć przyszłych czytelników (w tym mnie) do czytania. O bohaterach podchodzących do lustra pisały takie rzesze ludzi, że nie skomentuję. A już na wstępie informacja, że ranek nie zapowiadał się ciekawie – to sprawia, że uwaga spada i człowiek wie, że teraz nastąpi nudne gadanie, czemu bohater uznał, że ciekawie nie będzie… 

I faktycznie – tak jest. 

 

Wybierając zawód dziennikarza przypuszczał, że będzie mógł, przynajmniej od czasu do czasu, uczestniczyć w niezwykłych sytuacjach, całkowicie oderwanych od rzeczywistości spotkaniach, niecodziennych zdarzeniach. Słowem – że poczuje smak prawdziwego, porywającego życia. Tymczasem zwykle relacjonował występujące nader często w Stanach Zjednoczonych załamania pogody i, co za tym idzie, straty materialne poniesione przez mieszkańców, a bywało, że czasem jeszcze – spowodowane ulewami wypadki na drogach. W pracy wiało nudą na kilometr i mężczyzna coraz częściej utwierdzał się w przekonaniu, że to nie jest życie, o którym zawsze marzył.

Pogrubione zdania coraz bardziej zniechęcają. Skoro mężczyzna ma tak nudne życie, to pewnie w opowiadaniu nagle zadzieje się coś wyjątkowo dziwnego. Problem w tym, że po przydługim wstępie ja już nawet na to nie czekam, bo ziewam. 

 

– Ciągle stoi. – szept był bardzo wyraźny.

Błędny zapis dialogu. Polecam poradnik z forum. ;)

 

a domownicy Daneccy uciekną w przekonaniu, że to nawiedzone miejsce, tymczasem przybywa coraz więcej żądnych sensacji przybłędów!

Aj. Mocno wyjaśniasz. Za mocno. 

 

pokaźny odwłok oraz długie odnóża pająka-giganta!

Rany. Chyba nie dam rady więcej przeczytać… Jak już widzę te zabiegi z połączeniem ludzi i pająków… No nie, niestety to nie dla mnie. Wybacz. 

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej!

Komentarz powstanie na bieżąco, w trakcie czytania. ;)

Dla tych wszystkich co spać nie mogą. Nie jesteście sami.

Dzięki. Problem ze snem odwiecznym problemem. ;)

 

Im jednak niżej, tym blask gasł,

Średnio to brzmi. Czegoś tu brakuje. 

 

Gdzieś uciekł podmiot, przez co wybiłam się z rytmu. Pomysł niezły, otwierasz pole do różnych interpretacji, ale mi jednak zabrakło fantastyki. 

 

Pozdrawiam,

Ananke

 

 

Hej!

 

Zrobiło mi się słabo, oparłem się o ścianę.

– Chamstwo. – Zakrztusiłem się

Widzę, że mały najazd “się”. XD

I tu także: 

Pokryje część grzywny, ale pewnie się przekręcę po usunięciu. – Skrzywiłem się na samą myśl.

 

Siedzący na wyniszczonej kanapie intruz, pomachał dłonią.

Bez przecinka. Pierwszy człon to bardzo długie określenie intruza. 

 

Diabeł i robot, który morduje… Fajne, jeszcze nie czytałam czegoś takiego, więc ten powiew świeżości mnie cieszy. :D

 

– Będzie trudniej. Cel nie jest przeciętnym człowiekiem.

Hm, czyli to w sumie nie do końca roboty, ale ludzie-cyborgi? Bo wcześniej było, to bohaterowie to coś na kształt robotów. A tu wychodzi na to, że cel nie jest przeciętnym człowiekiem, jakby poprzedni był. 

 

Wejście do Qandera – okej, Mon to załatwił, ale gość miał mieć ochronę i co z nią? Bo jakoś nie widać. Samo zabijanie poszło zbyt łatwo i czemu nalał te ciecze, skoro można nimi zabić? 

 

Fajnie, że Valeria okazała się człowiekiem, a diabeł to złośliwe oprogramowanie. Nietypowy pomysł, całość opisana trochę chaotycznie i zabrakło mi pogłębienia tego świata, bo na koniec wyjaśniacie część tak na szybko, a później to już nic więcej nie ma. Ale ogólnie podobało mi się. :)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej!

 

Od początku wiadomo, że chodzi o człowieka. ;p 

Przypomniałam sobie Lema i jego kosmitów, którzy mieli proces, bo narzygali i zrobili inne średnie do powtórzenia rzeczy na Ziemi, z czego wyniknęło na niej życie. 

 

specjalista sralis mrugalis

Widzę, że część się czepiała, a sralis spełnił dobrze funkcję gadania o nim. XD

 

Trochę wydłużony short, bo na koniec jeszcze wmieszana w to wszystko polityka, ale czytało się fajnie. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

 

 

 

 

Hej!

 

Sosnowe gałęzie w ogniu cicho syczały.

Siedziały na ziemi oparte o siebie

Czy sosnowe gałęzie w ogniu siedziały oparte o ziemię? Tak wynika z konstrukcji, przy czym jest to konkurs z roślinami, więc nie byłoby to aż tak dziwne… Ale chyba nie chodziło o to. :)

 

Momentami za dużo się: 

Hanna zachłysnęła się wolnością i pustką. W miarę oddalania się od domu wspomnienia nieudanego życia robiły się coraz bledsze, a gdy dotarły na granicę płaskowyżu – stały się zupełnie przezroczyste.

 

Akcja toczy się powoli, ale trudno mi wczuć się w bohaterki, dostrzec tło za nimi. Trochę jakby opowiadanie stanowiło dwie oddzielne warstwy – tu podróż kobiet, a tu nagle drzewo i ikonografia…

 

Schła od dawna. Po kawałeczku. Radowała się z tego, że zrobię z niej święte obrazy. Z ulgą przyjęła wiadomość, że nikt nie spali jej w piecu.

Za to ten fragment jest taki świeży, oryginalny. Podoba mi się, że drzewo nawet po śmierci ma duszę, a może nie tyle po śmierci, co po rozczłonkowaniu, każdy jej element żyje dalej. Ciekawa koncepcja. 

 

Więc, dlaczego…?

– Zastanawiasz się, dlaczego? – Daria uśmiechnęła się.

Więc, dlaczego…? – zbędne. 

Znowu natłok “się”. 

 

Zasiała we mnie bezwolność i bezwład. Bezsilność.

– Ale to nieważne – mówiła dalej

Skoro mówiła dalej, to w tej samej linijce. I nie trzeba podkreślać, że mówi dalej, to tylko dodaje zapychaczy przy dialogu. 

 

Nie będę tego więcej podkreślać, bo w tekście natężenie “się” aż przytłacza, nawet w jednym zdaniu w bliskich odległościach: 

wyzwoliłam się i z niewolnika stałam się córką

zdarza się, jak dom i rodzina, i zanim się obejrzysz

 

Na koniec zabrakło mi czegoś bardziej oryginalnego. Całość jest krótka i właściwie nie dostajemy za wiele: dwie bohaterki rozmawiają dość tajemniczo, odwiedzają magiczną lipę, ikonograf tworzy obraz, który unosi. I tyle. Tylko że brakuje głębi naszym bohaterkom, lipa jest magiczna, bo…? Nie wiemy. Obraz dla matki, ale my nie znamy powiązań bohaterki z matką, a jedynie jej słowa o tym, że ją zniewalała. Za mało tu treści. Nie napiszę, że za dużo ozdobników, bo opisy czytałam z przyjemnością, lubię ładne i poetyckie opisy, tylko że z nich też musi coś wynikać, tzn. lepiej, kiedy są dodatkiem, a nie stanowią całość z fabułą będącą dodatkiem. 

 

Wybacz marudzenie, bo to jest całkiem dobre opowiadanie, językowo jesteś na wysokim poziomie (tylko “się” nieco psuły klimat), ale niestety całościowo zabrakło głębi i czegoś niepowtarzalnego. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Pozwolę sobie wtrącić – Ananke, można, można, u Syna pustki w szkole

Bruce, czerwiec w tym roku wyjątkowo paskudny, więc i choroby się mnożą. Ale ja chyba nigdy nie chorowałam w lato i może stąd jest to dla mnie takie dziwne. :)

 

I bardzo mnie cieszy, że też nominowałaś ten tekst, bo w pełni zasługuje. :)

Też tak uważam, stąd nominacja. :)

 

aszraki lęgną się w zepsutych zasilaczach do sprzętu elektronicznego

Nie pytam, ale w sumie ciekawa teoria, że w zepsutych, bo ja bym obstawiała sprawne zasilacze, które przewodzą impulsy, a w połączeniu z magią powstaje coś dziwacznego. :D

 

A słowami dajesz mi motywację

I o to chodzi heart

 

Rycerz-ogórek skojarzył mi się z tym odcinkiem co Rick był ogórkiem, sorry. XD

Z tym „się” to na pewno klątwa pisania po zmroku. Takie „się” lubi wtedy wychynąć i niepostrzeżenie wejść do opowiadania… Może to stworek aszraksię. :D

 

Ananke głównie chorowała i nawet na urlopie złapała chorobę. Do tej pory nie wiem, jak można chorować w czerwcu… Jeszcze na przemian z dzieckiem… Ale obstawiam wykończenie organizmu. Za dużo pracy, za mało snu… Stąd ograniczyłam forum i komputery. A później pociągnęło mnie do pisania książki, więc wsiąkłam i na tym się skupiałam. ;) 

Powoli będę wracać, jak trochę ochłonę. ;) Gdyby tak magicznie naładować baterie… Jakieś Źródło przy domu poproszę. :D

 

Zawsze bardziej ludzko wyglądają tacy bohaterowie z wadami. ;) 

 

świat cukinii jest prosty, jak świat dziecka

Chyba nie aż tak prosty, kiedy ciągle ich atakują, muszą przeżyć… 

 

Aż się prosi, żeby sięgnąć dalej i zobaczyć, kto wymyślił aszraczka. Nie co, tylko kto, bo zło ma źródło w czyjejś duszy. Bardzo mnie to kusi, odkąd napisałem zakończenie.

Miło to słyszeć! Niech Cię kusi, czytania takich opowiadań nigdy za wiele heart

 

Tylko zabrałem się za kontynuację Żaby, a niechcący wychodzi z tego książka, więc Matylda musi poczekać.

Kolejne dobre wiadomości. :)

 

Wczoraj nie zdążyłam, więc teraz taki komentarz nominujący do Piórka:

Opowiadanie jest krótkie, naprawdę nie mamy do czynienia z wielką i rozbudowaną historią, a jednocześnie dokonałeś niesamowitej i często niemożliwej rzeczy. Na tak małej przestrzeni stworzyłeś historię rozbudowaną i wielowarstwową. Przy tej ilości znaków zazwyczaj mieści się rycerz walczący z przerażającymi stworami. A my dostaliśmy rycerza, przeobrażenie w cukinię, zmianę perspektywy na świat ludzi, w tym magiczną Matyldę, wędrówkę do Źródła, a jeszcze później smoki. I wiesz co jeszcze zachwyca? Nie czuć tu pośpiechu, akcja pędzi w odpowiednich miejscach, ale nie piszesz na skróty, dajesz nam napawać się tym światem, opisami, walkami, przemyśleniami.

Garść zachwytów:  

Bestie są jak dziurawe dzbany, magia wycieka z nich wraz ze śluzem. Wiecznie głodne, zawsze wracają po więcej.

Poetycko i dobitnie. A o to nie jest tak łatwo.

 

Miecz stał się przedłużeniem palców, a ostrze samo podążało tam, gdzie nakazały myśli.

Może nie całkowita świeżość, ale jeśli przypomnimy sobie, że mamy do czynienia z rycerzem cukinii… No to nabiera innego znaczenia. :)

 

– Paskudne ślimaki! – oburzyła się dziewczynka.

– Ślimaki muszą coś jeść, jak ja i ty.

Pięknie dodana perspektywa. Uwielbiam takie zabiegi. Tak, mamy krwiożercze ślimaki, które atakują Paladina i jego siostrę, ale przecież one też muszą jeść. Trochę jak te wilki w bajkach – no złe wilki, bo tak atakują niewinne zwierzęta… Tylko że wilki muszą coś jeść. Gdyby mogły jeść kapustę, szukałyby kapusty. Jestem przeciwna określaniu kogoś czy czegoś jako „złe”, bo bohaterowie mają swoje motywy i taki czarno-biały świat mnie nudzi. Dlatego ten fragment uważam za świetny, zwłaszcza że Matylda się oburza, a jej matka tłumaczy coś oczywistego bez emocji. A my dostajemy głębię – ślimaki niekoniecznie są złe, one po prostu są głodne.

 

– Magia musi dojrzeć. Nie jestem cukinią. A ona nie mogłaby przelać magii w kamień. Każdy ma swoją rolę.

– No… ale aszraków mogłoby nie być. I ślimaków też nie!

– W świecie jest miejsce na wszystko.

Lubię takie rozmowy. Przypomniałam sobie, że u mnie w jednej baśni bohaterka też nie chciała pewnego stworzenia i próbowała go usunąć ze świata, ale stworzenie, nawet uznane przez nią za złe, wcale takie nie było. ;)

 

Beczułkowaty tułów zwisał pomiędzy muskularnymi nogami. Chociaż zwierzę miało ich cztery, sposób poruszania się przywodził na myśl raczej owada lub pająka. Naga, szara skóra osłaniała drgające mięśnie i odstające kości.

Brrr, opis jak z horroru. Wyszedł świetnie i przerażająco.

 

– Przybyłeś… by mnie zebrać, prawda? Jak owoc…

Motyw zbierania magicznych ludzi przez smoki – z tym się jeszcze nie spotkałam, uważam to za absolutnie fantastyczne!

 

– Czyli… nie zobaczę już ich wszystkich? – Matylda posmutniała.

Nie. Ale może ich dzieci i wnuki zobaczą lepszy świat.

Gorzki wybór. A raczej brak wyboru. Poświęcenie, które jest oddaniem wszystkiego. Nie tylko rozłąką, a zabraniem dawnego życia. Na zawsze. To długie słowo i ta długość jest tu wyczuwalna. Emocje Matyldy można poczuć nawet bez zagłębienia się w nie. I to jest sztuka.

 

Koniec jest jak z baśni, no ale ten koniec też mnie kupuje, mimo że walka jeszcze się nie zaczęła. Czuć ją w powietrzu, nadchodzą nowe czasy, choć jak to będzie – to już inna historia.

Ta historia mnie urzekła. Można powiedzieć, że oczarowała i napełniła magiczną aurą. Za to Ci dziękuję.

Hej!

 

W nawiasie nie dotyczy opowiadania, takie marudzenie. :D

(Trochę mnie na forum nie było i głównie nadrabiam teksty z obowiązkowego dyżuru, więc gdzieś tam we mnie lekkie zmęczenie. Weszłam i tu, bo pomyślałam, że może czeka mnie krótki tekst do poczytania pomiędzy (akurat ten dzień publikacji nie jest moim dniem z grafiku), zobaczyłam ilość znaków i uznałam, że chyba zostawię na jutro, bo i tak jestem zmęczona, a jak poczytam trochę męczącej prozy, to jakoś wyparowuje ze mnie entuzjazm czytania… )

Ale jakoś przypadkiem zerknęłam na pierwsze zdanie. I wsiąkłam w tekst kursywą tak, że od razu całe zmęczenie ze mnie uszło, a uwaga wróciła, wręcz radość, że oto mam przed sobą tak dobry tekst. Może nie tekst, bo jestem tylko po fragmencie kursywą, ale wstęp do tekstu. Przez to się płynie jak przez najpiękniejsze jezioro, nic – tylko podziwiać!

 

Miecz stal się

stał się

 

O, czyżby świat wielkich owadów i zwierząt? A może małych ludzi? Trochę podróże Gulivera, z dodatkiem fantastyki w postaci tego miecza i tarczy. :D Czyta się dobrze, choć gdzieniegdzie (a wielkie korzenie wiły się po ziemi. Wdrapał się) wybija się na pierwszy plan “się”, ale to łatwo zrzucić na moje spaczenie w tej kwestii. 

 

w tej samej coś uderzyło

w tej samej chwili

 

Cięcie, które zadał, wcięło

cięcie wcięło? Ciut niezgrabnie. 

 

Nie. Pozostanę tutaj do świtu. Będę walczył, póki starczy sił. Pomszczę cię, bracie… Obronię cię, siostro. Zabiję cię, bestio!

Hm, na moje oko za bardzo patetyczne. XD

No ale chyba tak miało być? 

 

Ładne przejście do Matyldy i cukinii, opowiadanie ma takie warstwy magii, które można obierać i oglądać z różnych stron. ;)

 

Zmiany perspektyw są ciekawe, każda historia jest bogata w szczegóły. 

 

które nawet nie zdążyły nawet zawiązać

 

Scena, w której Matylda zauważa Paladina i ratuje go przed przeistoczonym ślimakiem – rewelacyjna. Zwłaszcza że tuż po tym pojawia się stwór bez głowy – brrr… 

 

Ależ połączyłeś te dwa światy, stwory u Paladina i Sorayi będących jednocześnie cukiniami, Matyldę i jej magiczne zdolności, smoki “hodujące” ludzi, ale wcale nie takie złe. 

Napisałeś baśń – magiczną, pełną ciepła, ale też i mroku. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Przy baśni mogę przymknąć oko na ciut za wiele patosu (zwłaszcza teksty rycerza) i za uzdolnienia Matyldy (wiadomo, dziecko takie super magiczne… Pomysł nie nowy, więc tu przydałoby się trochę oryginalności albo przynajmniej jakaś wada). 

Oczywiście klikam, dodam też nominację do Piórka, ale to jak już drugi raz przeczytam i może wyłapię nowe błędy, żebyś miał co poprawiać. ;D Poza tym polecam przejrzeć tekst pod względem “się”. ;)

 

Pozdrawiam, dziękuję za tak uroczą i intrygującą lekturę,

Ananke

Hej! 

Jako że opowiadanie kierowane do dziecka, masz trochę łatwiej, bo możesz zgonić tłumaczenia na dziadka, który tłumaczy. Ale wstęp odrobinę długi jak na horror, tzn. przez spokojną rozmowę wpadam w nastrój melancholii… 

Tutaj też narrator (wiem, niby dziadek, ale można wyczuć, że narrator xD) za bardzo stara się podkreślić, że będzie strasznie. 

Jak już wspominałem, opowiem ci mrożącą krew w żyłach historię o Babci Faszystce. Ów koszmar rozgrywał się w późnych latach

 

nazywana nawet „górką śmierci”

U nas na osiedlu też taka była. :D

 

Są takie momenty przedłużania historii. Oczywiście rozumiem, że dziadek opowiada, ale np. tu:

ale z dalszej części historii dowiesz się, że nie był to ostatni raz.

Hm, no wtrącenie zabiera dynamizm i grozę, którą tworzy poprzednie zdanie. Fakt, że później usłyszymy, że to nie pierwszy raz, nie jest istotny. Z drugiej strony rozumiem limit (znam ten ból :D) i to, że przy tak ścisłych ramach trudno coś wyciąć. 

 

widzisz ja… 

widzisz, ja… 

 

Podoba mi się klimat tego czasu i dzieciaków wchodzących do zakazanego domu, aż przypomniałam sobie swoje dzieciństwo i łażenie po opuszczonych domach. 

 

Ciut za dużo powtarzania, że powinni zawrócić, np. :

Powinniśmy uciekać, a zaczęliśmy poszukiwać.

To również powinno mnie skłonić do ucieczki.

chociaż tak naprawdę powinniśmy byli zawrócić.

 

wszystkie Maryje niezłomnie wodziły za mną wzrokiem

XD

 

Mogłem mieć tylko nadzieję, że to wystarczy.

Miałem nadzieję, że to wystarczy. 

Albo: Oby to wystarczyło. 

 

Koniec poplątany. I tak, jak lubię poplątane historie, to tutaj za bardzo nabroiłeś. Widziałam, że była już wyżej dyskusja, więc nie będę się powtarzać. 

Powodzenia w konkursie! :)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej!

 

podróże na koniec świata albo misje herosów, podróżujących

 

Sporo wtrąceń, które wybijały mnie z rytmu czytania. Przy wspomnianym jedzeniu książek byłam ciekawa, jak się potoczy. A dostałam przemyślenia. A jak to z przemyśleniami bywa – no są lepsze lub gorsze, ale nie nasycą. Dałeś nam trochę takie ciasta za szybą: patrzcie, ale nie jedzcie. Opisywanie, jakie mogą być książki, jakie są w nich sceny, podróże, dziwne rzeczy – okej, przy felietonie, przy prozie mam ochotę poczytać o tych podróżach. 

I jeszcze na koniec wzmianki o wyborach prezydenckich…

 

No nie wiem. Mnie zmęczyło. Ale potencjał był i tego nie odmawiam, zabrakło historii. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

 

Hej!

Ślimak zrobił taką interpretację, że człowiek już nie ma po co pisać komentarza. :D 

Wiersz inny, dobrze się czytało, ale zabrakło mi tu więcej fantastyki. :)

 

Pozdrawiam,

Ananke

 

Hej!

 

Wstęp dość długi i mam wrażenie czytania czegoś typowego, tzn. bohaterka przyjeżdża do jakiegoś miasta, czuć złowieszczą atmosferę, a na koniec fragmentu:

z czym Elara będzie musiała się wkrótce zmierzyć.

To dość mocno odstrasza. Jest tak, jak w wielu podobnych historiach. 

 

ogrodnicze rdzewiały w trawie – zbyt długo nieużywane.

Skoro już rdzewieją, to raczej nie są używane. ;)

 

Mimo, że znała

Bez przecinka. 

 

czuła że to co właśnie doświadcza

czuła, że to, czego właśnie doświadcza

 

nie do końca zdefiniowane

co to znaczy “nie do końca zdefiniowane” sylwetki? 

 

oblizał się. – mamy wakaty na odpowiedniejsze… i opłacalne…yy… opłacane stanowiska. – powiedział,

Po kropce zawsze wielka litera. ;)

 

spoglądającej uprzenio

uprzednio

 

Udał, że lekko, ale jego mina mówiła co innego.

Albo udał, że lekko, albo widać po nim, że mocno. :)

 

Co do treści – początek dość typowy, bohaterka przyjeżdża do obcego miasta, w którym będą się dziać dziwne rzeczy i ona oczywiście w centrum wydarzeń, przy czym jest zdolna, trafiła już na drugim roku. Na plus, że kadra nie jest zbyt chętna do pomocy, ale bohaterowie wydają się dość podobni, trudno mi uznać, czym mogliby się wyróżniać. Lubię na początku czytania mieć kogoś, kto mnie zainteresuje, sprawiając, że chętnie sięgnę po kolejne rozdziały. Tu trochę tego brakuje. 

Wiem, że będzie zaraza, jakaś tajemnica, że będą się uczyć, ale nie ma takiego “haczyka”, który sprawi, że od razu przewrócę stronę, żeby poznać, co dalej. 

Językowo czytało się dobrze, historia ma potencjał, myślę, że dobrze przemyśleć pewne wątki, może coś zmienić we wstępie, dać dodatkową scenę budującą napięcie… Ale to już oczywiście wszystko w Twojej gestii. Powodzenia. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej! 

 

Zagadnienie przerabiane tysiące razy, a teraz nawet Lem się głowi, a z nim jego bohaterowie. :) 

 

Zobacz Trurlu

Zabrakło przecinka. 

 

Mądra decyzja Stanisławie.

Tu także. 

 

Krótki short, nie zaskoczył, bo wiedziałam, że nie da się zrozumieć kobiet. XD

Ale sympatyczny, dzięki za lekturę. :) 

 

Pozdrawiam, 

Ananke

Hej! 

Pomysł może nie odkrywczy, ale fajny. Za to całość to trochę takie sprawozdanie, więc wypadło zbyt sucho. Momentami jak felieton do gazety. Na plus wtrącenie o aktorach i piosenkach, to mnie lekko rozbawiło. Styl nie był zły, ale przez formę trochę zacierał się całokształt. Kanibalizm i próba obejścia, drukowanie żywności – to temat na żywe opowiadanie (no, może nie dla wszystkich żywe… XD), a tu było dość przewidywalnie i prosto. Ale może kiedyś coś dłuższego powstanie, wtedy chętniej poczytam. :) 

Pozdrawiam, 

Ananke

Hej! 

Zapis dialogów wciąż błędny, nie zamierzasz poprawiać błędów, więc nie ma co ich wskazywać. Całość niestety nie urzekła, jeszcze pierwszy akapit przyjemny, ale później zbyt usilne starania, żeby było prowokacyjnie, a wyszło… Hm, no tak sobie, przy czym przykro mi to pisać, bo myślałam, że czymś mnie zaskoczysz. 

Sen jako sen średnio mi pasuje. Za to na plus momentami język – na pewno widać potencjał. Sam fragment, w którym Viggia „wraca do ciała” – dobrze opisany, wciągający, stąd chyba szkoda, że to nie coś więcej, a sen. A nawet jak nie sen, a wizja, to nadal bohaterka wraca do życia, budzi się, a my już mamy koniec opowiadania. 

Pozdrawiam, 

Ananke

Holly, obecnie mam tak dość komputera i telefonu, że prawie nie sięgam, próbuję się przełamać, ale słabo mi wychodzi. XD

Dzięki, fajnie by było jednak napisać, skoro zaczęłam. :) 

Albo o porostach :D

O ludziach zmienionych w rośliny. :D

Może Anonim się kiedyś ulituje. :D

 

Dzieło już i tak skomentowane, ale dobrze wiedzieć, kto się ukrył. :) 

Zawsze można napisać o roślinach udających grzyby xD. 

Poza tym magiczna roślina, która gada – też staje się organizmem innym niż nasze pojęcie dotyczące roślin. :) 

Niestety u mnie to samo, Ambush. :( 

Jak chciałam wiedzieć, co mam czytać, musiałam szukać wtorków. XD

Bo takie krótkie terminy, że człowiek nie wie nawet, że jest konkurs, a tu byłoby tylko kilkanaście dni do końca. :D

Szukam złotego środka, raz zalewam czytelnika informacjami, a w tym przypadku akcja podąża za szybko. Powoli się zbliżam do tej światotwórczej równowagi. d:

Gryzoku, też szukam złotego środka, więc przybijam piątkę. :D Będziemy razem łapać równowagę. :D

Mogła je tylko uchylić lub wejść i zamknąć za sobą. :) Otwarcie drzwi jest tu celowo podkreślone – mimo niego ucieczka była niemożliwa i tym gorzej wpływało to na psychikę dręczonej. :) Otwarła je na oścież, czując podświadomie zagrożenie wskutek nietypowego zachowania męża.

Bruce, ale odniosłam się do cytowanego fragmentu:

 

po czym zamknął się w gabinecie.

– Co to? – Weszłam, otwierając drzwi.

Piszesz: weszłam, czyli weszła. Musiała wcześniej otworzyć drzwi, inaczej by nie weszła… Podkreślenie byłoby wtedy, gdybyś napisała:

– Co to? – Otworzyłam drzwi. Weszłam.

 

Była przekonana, że to tylko jeden, jedyny, idiotyczny żart ze strony męża i że nic jej nie grozi. 

Tak, ale już przy pierwszym użyciu odczuła negatywne, demoniczne wręcz skutki.

 

Działo się tam znacznie więcej. :) Doszło także do ukamienowania Sary, jej śmierci przy oknie, pojawienia się jako ducha, a także przybycia z innego wymiaru kolejnej ofiary okularów, Dominiki, i śmierci Jadwigi. 

Masz rację, ale wszystko działo się w trakcie dyskusji, przez co te wyjaśnienia przesłoniły mi akcję. ;)

 

Pozdrawiam serdecznie,

Ananke

Hej!

Telepatia tak magicznie. Bardzo ładnie oddany klimat. Jedynie ta jednostronność na minus, bo możliwość czytania w myślach nie zawsze jest tylko błogosławieństwem, czasami to też przekleństwo, kiedyś oglądałam takie anime o pustym mieście, bo ludzie chcieli czytać w myślach, a później nie mogli już blisko siebie mieszkać. 

Dobór słów jak najbardziej na plus. :) 

Pozdrawiam, 

Ananke

Hej!

 

Aleksiej Płotnikow jeden

Aleksiej Płotnikow, jeden

 

Pomysł na myślącą samodzielnie AI dobry, ale całość jest bardziej fragmentem, w którym dochodzi do zakończenia sprawy, zanim się zacznie. Skoro program skasowani, a Oddział Ochrony Bezpieczeństwa i Porządku Publicznego już przyszedł po bohaterów, to raczej wątpliwe, że jakoś z tego wyjdą.

Ale refleksja o tym, że jeśli taki program powstanie, to nie będzie mile widziany – jak najbardziej na plus. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej!

 

po czym zamknął się w gabinecie.

– Co to? – Weszłam, otwierając drzwi.

Skoro zamknął się, a ona weszła, to naturalnie musiała otworzyć drzwi, inaczej by nie weszła. ;)

 

Pomysł bardzo ciekawy – kiedy pojawiły się okulary, myślałam, że będą to takie VR, więc pozytywnie mnie zaskoczyłaś, super! Natomiast same okulary – brr, im dalej w opowiadanie, tym bardziej straszne. Połączenie magii ze średniowiecza i naszej współczesności – intrygujące.

I jeszcze przenoszenie do tamtego świata…

 

Na minus relacje między małżeństwem, trochę mi nie grało to, że mąż kupuje coś takiego, a żona przyjmuje tak spokojnie. W końcu była sparaliżowana na krześle i doświadczyła czegoś okropnego.

 

Za to opisy w lochach – bardzo dobre, odpowiednio makabryczne.

 

Mniej podobało mi się wyjaśnianie, bo odkąd bohaterka trafia do lochów i ciemnego świata, fabularnie jest głównie tłumaczenie co i jak, z jednym atakiem węża.

Tortury – niestety, przy niesprawiedliwości człowiekowi aż włos się jeży na głowie, ale do tej pory zdarzają się takie rzeczy.

 

Koniec za to jak najbardziej na plus – cieszę się, że zabrakło happy endu. :D

Zamknięcie przez męża przypomniało mi Twoją Cylindrolandię, tylko tam był inny świat z kapelusza, a tu świat z okularów. 

 

Całościowo na plus, choć środek zbyt przeładowany. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej!

 

Luta zaś upijała się tym, co może z nimi wszystkimi zrobić

Nie do końca pojmuję sens, nie miało być:

Luta zaś upajała się tym, co może z nimi wszystkimi zrobić

?

 

Narracja pędzi. Czuć to, przez co trochę trudno współczuć albo chociaż rozumieć bohaterkę. Urywki scen, przeskoki na chwile z dzieciństwa, szczęście z księciem, zdradę, umowę, walkę… Przez to mam problem napisać, co myślę.

Wydarzenia są trochę przysypane czymś w rodzaju… złotych myśli? Nie wiem, jak to określić, np.

Klęski wojsk nie są niczym zaskakującym. Porażka jest częścią strategii wojennej,

Zajmują miejsce w tekście, przez co brakuje wydarzeń, emocji, bohaterów.

 

Nagle pojawia się Archistrateg, ledwo bitwa się zaczyna – a już koniec, wygrali… Akurat takie opowiadania są mocno nie w moim stylu, stąd nie jestem osobą odpowiednią do wypowiadania się na temat całości.

 

Z plusów – językowo były fajne momenty. I scena z przebudzeniem Luty i ujrzeniem Michała – tu czuć emocje, rezygnację, bohaterka nabiera głębi.

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej!

 

Narracja jest nierówna, zaczynasz od:

wśród nas, znudzonych dzieciaków

 

I w trakcie przeplatasz młodzieżowe słownictwo z poważnym, często wydumanym, np.

Ja bowiem nie mogłem przestać myśleć o opustoszałej ruderze i o tym, co rzekomo zobaczył w niej Marcin.

 

Przez to historia staje się mało emocjonująca, bo wiemy, że bohater jest już dorosły i nic złego się nie stało, skoro opowiada po dłuższym czasie.

 

Jeśli chodzi o same opisy – były dobre, czytało się płynnie, to na plus. Jako short całkiem przyjemny, ale zabrakło tu grozy, bo jako osoba strachliwa poczułam bardziej nostalgię. :D

 

Pozdrawiam,

Ananke

jest liczony jako 8 znaków (a nie jako 7, jak chciałaby Ananke) (encja: …)

Z rok temu było to 7 znaków, bo jak pisałam na konkurs i wstawiłam same “…” – strona pokazała dokładnie siedem znaków. :D Czyli w tym roku kolejna zmiana… Może za dziesięć lat znak wielokropka będzie liczony jako trzydzieści znaków i ludzie przestaną go używać. XD

MrPiQ

To nie jest głupie pytanie. Licznik znaków przy wielokropku zamiast policzyć “…” jako jeden znak, liczy to jako siedem. Przy jednym z konkursów doznałam podobnego zdziwienia. Jeśli przerabianie scen nic nie da, czasami warto usunąć kilka wielokropków.

 

Bruno

nawiedzonym budynku (dom, hotel, pensjonat, centrum handlowe itp)

Czy musi być duży budynek? Mam nadzieję, że nie ma limitu i coś wielkości garażu też wchodzi w grę? Grunt, żeby były ściany?

Finklo, dziękuję bardzo za komentarz. :)

 

Uśmiechnęło, chociaż trudno mi powiedzieć, co właściwie mnie rozbawiło.

Może absurd. :D

 

Jeśli ja nie docenię pisania jak kura pazurem, to kto?

heart

 

Ostre zmiany w narracji wydają mi się oryginalne.

Szef wskoczył w grafomańską narrację i chyba było to dość zaskakujące. ;)

 

Bohaterów multum, kura wyróżnia się na tle zwyczajowej bandy z fantasy.

Bo kura jest już legendą!

 

każdy z własnym POV, ale żeby jeden narrator wykopał drugiego, to raczej nie

Cieszę się, że to przypadło do gustu. :)

 

A rysunek szefa po prostu wymiata. Facet powinien mieć wystawy, wernisaże i takie tam…

Lepiej nie dawać mu znać, bo wcieli w życie. XD

 

Taka np. Alice Sheldon publikowała jako James Tiptree i ludzie porównywali “jego” opowiadania do pisarstwa kobiet

Tarnino, kojarzę, że nawet Rowling kazali publikować jako J.K. Rowling, żeby nie było od razu wiadomo, że kobieta…

Finklo, pięknie dziękuję za komentarz. :)

 

Tematyka raczej z tych obyczajowych, więc nie rzuciła na kolana. I za dużo romansu jak na mój gust.

Ale romansu ze spaghetti? :D

 

Dużo ślubów, czyli to musi być komedia.

Początkowo miał być jeszcze pogrzeb, żeby nawiązać do znanego filmu… Ale jakoś tak zaginął w akcji. XD

 

– skoro ten makaron może być bogiem, to dlaczego nie miałby sobie poświntuszyć?

Dokładnie, nawet spaghetti ma prawo do międzygatunkowego seksu. :D

 

Trochę mi brakło pokazania świata – jak to możliwe, że celebryta bierze śluby dzień po dniu i nikomu to nie przeszkadza?

Ale śluby nie były dzień po dniu, tylko tego samego dnia. Brat bohatera (No) brał ślub ze swoją wybranką potajemnie, bez udziału mediów, które w tym czasie miały śledzić jego ślub z Wenusjanką (przy czym na tym ślubie fizycznie stawiłby się brat – Ano). 

Ślub ze spaghetti miał być niewypałem i przyczyną wojny, którą rozkręci No. Do tego ślubu nie miało dojść, zresztą prawnie i tak nie zostałby uznany, bo zamiast No, był tam Ano.

Jak w tekście:

– To miał być niewypał! Posłałem ciebie, żebyś tam wpadł i zaczął ich obrażać,

Wiem, ciut skomplikowane. :D

 

Czy to coś tak powszechnego i niezobowiązującego jak kolacja w restauracji? Czy to dlatego nikt porządnie nie sprawdza tożsamości młodych?

Co do ślubu u spaghetti – kiedy bohater ląduje przed Merkurym, podaje kody, które tylko on zna. Zresztą wygląda jak kapitan, a same spaghetti są specyficzne, więc raczej z dowodu nie sprawdzają…

 

Za to masz rację przy lądowaniu na Wenus – brakuje sceny sprawdzenia, czy to ten bohater. Jakoś nie uznałam za konieczną przy komedii, żeby go przebadali, może za bardzo chcieli tego ślubu i względy polityczne przeważyły. :D

 

BTW, nie wierzę, że bliźniak z nadwagą może z powodzeniem udawać szczupłego brata, który praktycznie całe życie spędził w wojsku.

Hm, ale jako kapitan nie musiał być aż mocno szczupły, a nasz bohater używał robo-kurczaka upodabniającego wyglądem do brata, choć może wzmianka o wyszczuplającej bieliźnie by się przydała. :D

 

Fabuła daje radę, chociaż nie gryzłam paznokci w nerwach.

Dobrze, przynajmniej spokojnie zjesz spaghetti. :D

 

Tarnina

Kurka, weźcie z tym kanibalizmem ><

Coś ostatnio popularny… Podejrzane…

Więc bez wspólnoty – nie ma cywilizacji.

Jimie, stąd pisałam o “czymś na kształt cywilizacji”, co zastąpiłoby naszą cywilizację opartą na wspólnocie, ale jednocześnie byłoby czymś, co można wyróżnić, nie jak wśród zwierząt.

 

Bo cywilizacja wymaga interackcji i komunikacji. Więcej – wymaga miast.

Interakcja i komunikacja – okej, ale jeśli uciąć miasta… Albo zastąpić je czymś innym? Reszta odpowiedzi ukaże się poniekąd w odpowiedzi do Tarniny.

 

Prawdę mówiąc, jestem gdzieś tam wewnętrznie przekonany, że drapieżniki ani klasyczni roślinożercy nie są w stanie stworzyć cywilizacji (z różnych powodów) – i że jeśli spotkamy w przyszłości jakichś obcych z cywilizacją techniczną, będą naszym odpowiednikiem wszystkożerców

Co do tego – stąd właśnie zastanawiam się, jak różni mogliby być obcy (albo gatunek na Ziemi, który mógłby wyewoluować z naszych zwierząt). Na ile różni, a jednak mający coś wspólnego z nami, dzięki czemu komunikacja byłaby po pewnym czasie możliwa.

 

czy samotnicy nie mogą tworzyć czegoś na wzór cywilizacji?

Nie. Jak to sobie wyobrażasz? (Tarnina)

Już wyjaśniam. ;)

Napisałam o tych samotnikach tworzących „coś na wzór cywilizacji” jako o innej rasie. Ludzie tworzą cywilizację, w której jest coś na kształt wspólnoty, żyją w grupie, budują miasta, w których później mieszkają. 

A co, jeśli istniałaby rasa, która jest inteligentna, ale każdy mieszka sam, nie ma łączenia się w pary, a potomkowie rodzą się z jaj i do zapłodnienia dochodzi w krótkim akcie bez emocji?

Na czym mogłyby polegać relacje u takiej rasy? Na wspólnym pokonaniu wroga? Na wymianie informacji, gdzie jest jedzenie? 

Trochę takie hobbity-samotnicy, którzy nie łączą się w pary, a jeśli ma być dziecko to powstaje w chwilę i nie ma więzi. 

Bo u nas oczywiście dużo dają więzi, przekazywanie wiedzy, bez tego nie ma możliwości na coś więcej. Więc tak sobie drążę i gdybam, co innego dałoby radę przy grupie inteligentnych istot, które w jakiś sposób się komunikują, na wyższym poziomie, ale nie potrzebują do tego zakładać rodziny i wspólnot. Oczywiście może to być niemożliwe. Próbuję spojrzeć w sposób odmienny od naszego, ludzkiego.

 

Jimie

Książkę polecam. ;)

to one nie zajmują się potomstwem.

A skoro się potomstwem nie zajmują, to nie mogą nic mu przekazać. A taki międzypokoleniowy przekaz jest niezbędny do wytworzenia cywilizacji. Gdybyśmy tego nie umieli, nadal byśmy biegali po sawannie goniąc gazele (i pewnie bylibyśmy mniej nieszczęśliwi niż dziś, ale to szczegół).

To prawda, że ośmiornice nie zajmują się potomstwem, stąd w książce pewien przełom następuje właśnie w tym momencie. ;) I co, gdyby się zajmowały… Ich inteligencja, kombinowanie z prostymi narzędziami, pamięć…

Ludzie też kiedyś nie potrafili pisać. Może ośmiornice też się zmienią.

 

Nie twierdzę, że język, w naszym rozumieniu, jest potrzebny – ale jakiś system przekazania wiedzy potomstwu na pewno – inaczej stale startujemy w każdym pokoleniu od zera (alternatywą komunikacji i zajmowania się potomstwem mogłaby być jakaś pamięć ponadosobnicza, na przykład genetyczna).

U ośmiornic też była komunikacja językiem, ale w inny sposób niż mowa. ;)

Nie wiem, czy wojna aż tak się opłaca. Można ludźmi sterować i mieć pieniądze bez wydawania ich na światową wojnę. Przykłady wielkich ekspansji dowodzą, że wojny są czasochłonne i na wielką skalę i tak zawodzą.

Dziękujemy jurorkom za tak fun-tastyczny konkurs!

Finklo, Irko, napracowałyście się przy czytaniu i komentowaniu. I przy ocenianiu, bo jednak wybrać – to zawsze trudne.

Anonimowość była jak najbardziej na plus, spore grono Fantastów bawiło się doskonale, ja wśród nich, jednak zgadywanie, rozmyślanie kto napisał, maskowanie się – to wszystko było powodem wielkiej radości. :D

Naprawdę dziękuję i doceniam. heartheart

 

O, jestem wyróżniona, jak miło. :)

 

Gratulacje dla zwycięzców (tych publiczności, jak i jurorskich) oraz dla wyróżnionych.

Było super!

Jednakowoż władze okradające kontenery z odzieżą dla najuboższych to pewna nowość.

Czy ja wiem? Obecnie wszystko można nagrać i wyjdzie. A o przekrętach z dawnych czasów niewiele wiemy, tzn. mam na myśli te, które nie ujrzały światła dziennego, bo nikt o nich nie mówił.

 

Im bardziej lokalny konflikt, tym łatwiej uciec.

Zawsze dość łatwo powiedzieć, że można uciec. Ale zostawić wszystko – nie każdy potrafi. I nie każdy może.

 

Katrina zabiła coś koło dwóch tysięcy, powódź w Hiszpanii ponad 200. Nie wydaje mi się, że to mało. A jak jesteśmy przy umieraniu… Ilu ludzi zabiją antyszczepionkowcy?

A ile zabiła II wojna? Patrząc na kilka lat, w trakcie których zginęło ok. 65 mln., a ilość rannych i skrzywionych psychicznie – tego się nawet nie zliczy.

Antyszczepionkowcy – masz rację, choć ilu zabił brak szczepionek kiedyś, bo był brak dostępu…

 

Ale za to na prezesów banków centralnych wybierało się wybitnych ekonomistów.

Danych nie mam, trzeba spojrzeć w statystyki. :)

 

 

Ślimaku

 

Zgoda, niemniej miło byłoby dojść do takiego punktu w rozwoju cywilizacji, żeby ludzie nie mieli obowiązku być silni wbrew sobie.

Nie da się ludziom dogodzić. Po prostu. ;)

 

każdy skrzywdzony “mały człowieczek” mógł być Twoim ostatnim.

“Mógł”, ale czy był? Czy zawsze ludzie się buntowali? I czy wszyscy? Doprowadzeni do ostateczności – tak, ale wystarczy spojrzeć na machinę obozów, w których bunt nie zawsze był tak prosty.

 

I może stąd się bierze pasja literacka?

Możliwe. :)

Hej!

Mam wrażenie dość długiego wstępu, po którym następuje ucięcie akcji. Po trzech zwrotkach mamy:

Pląsają, skaczą, krążą w bezsensie szalonym.

Czyli zaczynamy “przedstawienie”, które ostatecznie okazuje się życiem. Ale dlaczego na scenie z demonami? Mi to bardziej przypomina pośmiertny czyściec albo coś w tym stylu. Demony rzucają się na ludzi występującymi na scenie, stąd zastanawiam się, czy ten atak to zakończenie życia, czy może jeszcze w trakcie…

Miałam mocne skojarzenie Makbetem

 

Życie jest tylko przechodnim półcieniem,

Nędznym aktorem, który swą rolę

Przez parę godzin wygrawszy na scenie

W nicość przepada – powieścią idioty,

Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą.

(Szekspir)

 

Uwielbiam ten cytat i znam na pamięć. :)

 

Pochwalę za to stylizację – konsekwentna, używasz pasujących zwrotów, nie ma potocznych wyrażeń, czytało się dobrze. ;)

No ale jak mówiłam – życie teatr, scena, niech żyje bal… Temat znany, więc przenośnia zbyt mocno oczywista, może przez tytuł, który od razu naprowadza na “Życie człowiecze” – a w pierwszej zwrotce jest teatr i… No cóż, może to też moja przywara, że zbyt szybko się domyślam i psuję sobie zabawę. :P

 

Pozdrawiam,

Ananke

Pisałam długo o nieletnim gnojku – zepsutym, uzależnionym od narkotyków. I o mężczyźnie złamanym przez życie, z wojennymi doświadczeniami.

Zdarzyło mi się, że mając pseudonim bardziej męski i publikując w necie – uznawano, że pisze jako mężczyzna i niemożliwe, że jestem kobietą. ;p Czasami ciekawe, na ile świadomość, kto napisał, warunkuje nasze spojrzenie na tekst, tzn. czy mając wiedzę, że coś pisała kobieta – patrzymy inaczej, odbieramy inaczej? Hm…

Cieszę się, że Ty przynajmniej się najadłaś przy szwedzkim stole, który wystawiłem :)

Jestem fanką szwedzkich stołów. :) Chociaż trzeba uważać, bo kiedyś jednego dnia wystawili fontannę czekoladową, a drugiego fontannę serową. Pewien chłopiec myślał chyba, że to biała czekolada i… oblał nią sobie słodkiego pączka. :D

 

I właśnie tak miało być.

I to jest niesamowite. :) Z moich ulubionych – ten fragment:

 

wychodzę

światła

 

znaleźć trochę czasu

mijam groby

przemyśleć

między wierszami

 

Niezwykłe jest to, że bohater wychodzi, zapalają się światła… Albo wychodzi (światła – gasną) i szuka czasu. Wychodzi znaleźć czas, żeby odwiedzić groby. Szuka czasu, żeby przemyśleć, a w tym czasie mija groby. Chce znaleźć trochę czasu, żeby przemyśleć, a mija groby tylko między wierszami, te w umyśle. I to między wierszami jest jak kotwica do całego tekstu – bo całość można czytać między wierszami, na różne sposoby. Zabawa w interpretacje jest tu dla mnie naprawdę wciąż świeża i za każdym razem w głowie tlą się inne pomysły. ;)

Nowa Fantastyka