Hej!
Cały początek trochę toporny, tzn. miałam wrażenie, że jako autor chciałeś nam przedstawić nieco więcej informacji o Zakonie, do czego wykorzystałeś rozmowę. I jasne, można tak zrobić, ale tu wybrzmiało to mało subtelnie. Laura nie chce nic mówić, po czym wyrzuca z siebie historię o tym, co zrobił Pen. Po czym Pen przypomina, jak się tu znaleźli, jaka była umowa i przedstawia ją nam tak, żeby czytelnik wiedział, o co chodzi.
Znał Laurę wystarczająco długo, by wiedzieć, kiedy odpuścić. Kobieta była śliczna jak z obrazka, nie licząc poszarpanego ucha, które przeważnie i tak zakrywała warkoczem kasztanowych włosów. Potrafiła być jednak straszna i bezwzględna.
Tłumaczysz. :)
– Nie można wierzyć w coś, co widziało się na własne oczy – rzekła poważnie Laura. – To nie wiara, tylko wiedza.
Podekscytowany dziennikarz zapisywał wszystko, wiercąc się niespokojnie w siodle.
Ale co zapisywał? Jakie wszystko? To, że istnieją pogańskie Duchy? Przecież sam o to zapytał, więc wie, że są ludzie, którzy uznają to za prawdę. Laura tylko potwierdziła to, co on wie, skąd zatem to podekscytowanie i notowanie “wszystkiego”?
– Zabierają cię wysoko w góry
Dopiero tutaj zaczyna opowiadać coś, co Pen mógłby notować z takim podekscytowaniem. ;)
Wspomnienia Laury – hm, niedopowiedzenie brzmiałoby jednak lepiej niż taki skrótowy fragment. Być może gdzieś dalej w tekście, jako część opowieści, albo kiedy Laura siedzi samotnie i to wspomina.
Pojawienie się elfki – scena opisana bardzo dobrze, szczegółowo, bez przesadzania, bez ugładzania. Na razie to ona trzyma najmocniej przy tekście. Można poczuć ten fragment, bezkarność bandy, wtrącającego się Pena (bo ma przy sobie członka Zakonu), brak reakcji Laury (świetnie wpasowana), tekst Borisa, żeby nie dobijać, bo za ładna. W taki sposób pokazujesz, co elfkę spotkało/spotka, mimo że nie mówisz tego wprost. Pełnokrwiste sceny są najlepsze, bo dają ogrom emocji przy czytaniu. Dialogi na plus.
Teraz moment, w którym Laura wkracza do akcji – hm, we wcześniejszej części nie miała wyrzutów sumienia, a teraz ratuje obcą osobę tak po prostu?
Sama walka i strzelanina fajnie pokazana.
Pen nie chciał zostawiać Laury samej, lecz gdy zaczęła się strzelanina, nie miał innego wyboru.
Ale tu znów tłumaczysz. Nie musisz mówić, że Pen nie chciał jej zostawić samej, ale nie miał wyboru, bo strzelanina. Takie wyjaśnianie opóźnia akcję. I nie daje możliwości do zastanowienia się, co mógł myśleć, bo mamy to podane na tacy.
Trudna sytuacja, w której Laura ma problem z okiem i znowu magia ratuje jej życie, a nikt nie zdoła jej nawet tknąć. Tu trochę się zawiodłam, bo liczyłam, że może dostaniemy scenę podobną jak przy Yennefer z “Granicy możliwości”.
– Wiem Pen, wiem.
– Wiem, Pen, wiem.
Odnośnie elfki – historia dość prosta, nie znała oprawców.
Wejście do lasu podobne jak u “Wiedźmina” i te elfy skryte w gęstwinach, lecące strzały jako ostrzeżenie. Tu warto postawić na coś nietypowego, co będzie odróżniać Twoje elfy.
– Jestem Surri, władca płomieni! Rzuć broń i złaź z rogga albo spalę cię na popiół! Drugi raz nie będę powtarzał!
O, właśnie o coś takiego mi chodziło, magiczne moce elfów, które od razu widać.
Ale Laura znowu jest przygotowana i ponownie wygrywa w tym starciu, co robi się odrobinę męczące. ;p
Elari od wieków stoją w miejscu, ludzie wręcz przeciwnie. Ciągle się rozwijacie i podporządkowujecie świat do swoich potrzeb. Dzieli nas przepaść technologiczna, której nigdy nie przeskoczymy, a magia, która była naszą jedyną przewagą, koniec końców zawiodła.
Tutaj też elfy zbyt sapkowskie, tzn. przemijające, dzieli ich przepaść technologiczna itd.
Tylko, że nasze wysiłki okazały się daremne.
Tylko że nasze wysiłki okazały się daremne.
Za to kuracja oka i niedopowiedzenia rozpalają wyobraźnię. Ten fragment też jest bardzo dobry – Laura wlewa do oka miksturę, traci przytomność, a później Pen opowiada o różnych dziwnych odgłosach. Nie wiemy, co się działo, możemy się domyślać i tu wszystko fajnie przemyślane.
Rozmowa z Morisem – takie rozmowy wychodzą Ci świetnie. Laura idealnie pyskata i jednocześnie naprawdę lekko przychodzi Ci pisanie o jej odzywkach (”Nawet najbardziej zdziczała vira nie pozwoliłaby, żeby aż tyle się zmarnowało.”), cała scena na duży plus. Czytałam z przyjemnością, dialogi przednie.
– Ktoś z tutejszych ma aparat?
– W takiej dziurze? Tu nawet porządnego burdelu nie ma.
XD
Kłótnia w salonie nieźle opisana, czuć poddenerwowane nastroje ludzi. Niebieski minerał zgubiony przez Toma, który brata się z elfką, informacja o ludziach Bakera, którzy mają całe worki tych minerałów… Robi się ciekawie. :D
Po to cię tu przecież sprowadził. Chyba, że…
Po to cię tu przecież sprowadził. Chyba że…
sięgnęła po broń, lecz mężczyzna był szybszy.
No, w końcu Laura ma kłopoty!
Tylko wiesz, problem z taką idealną postacią, która zawsze w każdej sytuacji radzi sobie bez mrugnięcia okiem i nawet jak ma chore oko i tym okiem mruga, to i tak załatwi piątkę ludzi na luzaku (wiem, długie zdanie :P) jest taki, że w pewnym momencie czytelnik może kibicować tej drugiej stronie. A wynika to z tego, że bohaterowie zbyt idealni, są mało ludzcy, zbyt papierowi, przez co nie boimy się o nich, nie martwimy, nie czujemy do nich sympatii (nie potrzebują tego, bo i tak zawsze sobie poradzą).
I tak też tutaj – kiedy Laura nie strzela pierwsza, powinnam się zmartwić, że oberwała, a ja w sumie cieszę się, że ma jakąś ludzką cechę. I oczywiście to Twój bohater, Ty kreujesz ją tak, jak chcesz. Ja tylko zwracam uwagę na to, że gdyby ją uczłowieczyć, to czytelnik bardziej by się z nią zżył i bardziej przeżywałby takie sytuacje, w których coś się z nią dzieje.
Dalej mamy ponowne ocalenie Laury. Za cenę, która dla niej jest wysoka, ale wcześniej nie miała wyrzutów sumienia, więc skąd w niej aż taki strach?
Za to końcówka i otwarcie kolejnej części – dobre.
Intryga, poszczególne sceny, dialogi, świat – jest nieźle. Podobało mi się.
Za to Laura dalej zbyt silna i wszystko jej się udaje (bo jasne, nie strzeliła raz pierwsza, ale i tak przeżyła dzięki paktowi z Duchem, w dodatku wszystkich rozpie*** w drobny mak… Sorry, na miazgę, więc przy jej charakterze to mimo wszystko sukces. Żyje, pokonała innych, ma dodatkową moc).
No więc bohaterka ciągle mi zgrzyta, ale przyznaję, że jest coś w tym świecie, co przyciąga.
Pozdrawiam,
Ananke
P.S. Przeczytałam komentarze. Elfy jako Indianie – no może, ale dla mnie totalnie elfy jak u Sapkowskiego. :D
Jeszcze tak trochę skojarzyłam sobie ten świat, śledztwo z serialem “Carnival Row”, tam też taki brud, dark fantasy.

Ach, no i jest różnica między niedopowiedzeniami a urywanym zakończeniem, a tu widać, że ma być dalsza część, to nie epilog, który może mieć kiedyś ciąg dalszy, to wyraźna zapowiedź. ;)