- Opowiadanie: chalbarczyk - Piekło z lodu

Piekło z lodu

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Piekło z lodu

Od zawsze pożądała władzy. Odkąd sięgała pamięcią. Inne dzieci, pragnąc szczęścia napychały sobie buzie słodyczami, a ona małe wojsko złożone z młodszych braci prowadziła do ataku. Po udanej bitwie rozdawała im nagrody i godności, a zdrajców karała. Bali się jej. Próbowali schlebiać. Luta zaś upijała się tym, co może z nimi wszystkimi zrobić. Błysk w oczach, pełen nieugaszonego pragnienia, aby mieć wszystko – nigdy nie ginął. Gdy skończyła piętnaście lat, jej ciało zaokrągliło się, przybrawszy kobiecy, dojrzały kształt. Zrozumiała wtedy, że jak magnes przyciąga wszystkich mężczyzn, którzy nie mogą oderwać od niej wzroku, uwiedzeni jej wydatnymi piersiami i biodrami.

Ojciec wydał ją za silnego księcia Albina, aby przypieczętować polityczny układ. Mieszkała w północnej twierdzy, poza którą rozciągały się samotne stepy i nienazwane krainy. Niekiedy słyszała opowieści, że tam właśnie toczy się wiekuista walka dobra ze złem, światłości z czernią, a tętent kawalerii potępionych słychać w nocy nawet w czworakach u służby, ale nie była pewna, czy chce w to wierzyć.

Dziś wracała z polowania. Ludzie na jej widok schylali głowy i klękali, gdy jechała z przyboczną gwardią środkiem wiosek i osad. To jej królestwo!

– Luta! Luta! – Młodzieniec popatrzył na nią wzrokiem pełnym zachwytu.

Zaśmiała się w głos, puściła wodze i wyrzuciła ręce w górę. Jakże pięknie jest żyć!

Wbiegła po schodach, gubiąc po drodze futrzany płaszcz. Rzuciła się mężowi na szyję i przywarła do niego całym ciałem. Wciągnęła jego zapach, który tak bardzo ją nęcił. Oplótł ją ramieniem i ze śmiechem pchnął na łóżko.

 

***

Niektórzy w swoich planach uwzględniają porażkę, są pesymistami, choć oszukują wszystkich, że to zdrowy rozsądek, ostrożni, będą trząść się jak osika, byle tylko nie stracić swojej małej stabilizacji. Luta szczerze nimi wszystkimi gardziła. Uważała, że to, co posiada, zawdzięcza swojej odwadze i mądrości. A miała wszystko, czego kiedykolwiek pragnęła i była przekonana, że tak będzie zawsze.

Stanęła w progu sypialni. Przez długą chwilę nie potrafiła się ruszyć i nie wiedziała, co się dzieje. Majaczyły przed nią dwie sylwetki, ale nie mogła zrozumieć, dlaczego czas biegnie w zwolnionym tempie:

– Och! – piszczy jakaś dziewczyna, zupełnie naga.

Albin odwraca się w stronę Luty, czy to złość w jego oczach?

Lichtarz chwieje się i z brzękiem pada na posadzkę, trwa to tygodnie albo miesiące.

Luta podnosi dłoń, aby zdusić w sobie krzyk, ale zanim to zrobi, przed oczami przesuwa jej się cała historia. Dziewczyna łapie prześcieradło i próbuje się nim okręcić, włosy ma błyszczące, spadające do pasa, piersi różowe. Albin, również nagi, rusza i łapie Lutę za włosy. Wyrzuca z sypialni i trzaska drzwiami.

Wreszcie ocknęła się. Wpadła do środka.

– Albin, ty szmato! Gdyby nie ojciec… gdyby nie ja… byłbyś nikim! Zadajesz się z dziwką, a ze mną…

Albin podszedł do niej.

– Idź precz, suko!

Uderzył ją w twarz tak mocno, że upadła i poleciała pod ścianę.

Zamarła. To było upokorzenie, którego nie znała. Zapomniała oddychać. W głowie dzwoniły słowa:

Jak to?! Jak to?! Policzek zaczął puchnąć, co przywróciło jej zmysły. Poczuła, jak szara furia podchodzi do gardła i ściska przełyk. Rzuciła się na niego, pochwyciwszy miecz.

– Zabiję cię!!! – wycharczała.

Nie miała z nim szans. Był silniejszy i walczył bez wysiłku. Wybił jej broń z ręki i uderzył pięścią jeszcze raz. Zawyła. Okładał ją, dopóki nie straciła przytomności.

 

 

***

Po długich tygodniach poszukiwań odnalazła pewnego mnicha, który na bagnach ukrywał się, jak to mówił, przed światem. Gdy weszła do zatęchłej celi, rzuciła mu mieszek ze srebrem na stół. Mnich zaczął chciwie przeliczać monety i próbować je zepsutymi zębami.

– Czego chcesz?

– Zemsty.

– Oho, dobrze trafiłaś! Mąż, kochanek, matka, brat? Na kim chcesz się zemścić?

– Nie twoja sprawa.

– Jak uważasz.

Z szuflady wyjął zapisaną kartę papieru.

– Podpisz. Krwią oczywiście. – Nie mógł ukryć podniecenia.

Luta nie czytała uważnie. Coś tam o siłach czarnych demonów, coś tam o duszy. A kogo obchodzi dusza?

– Mam warunek.

– Słucham. – Pustelnik oblizał się.

– Chcę zamek i Albina. Wszystko mogą zabrać, ale nie moją twierdzę i nie mojego księcia!

– Jak najbardziej. Jak najbardziej. – Skwapliwie przytaknął.

W drodze powrotnej nie zwróciła uwagi na śnieg, który dziewiczym płaszczem okrył górski las, bo myślami wybiegała w przyszłość, do mającej nadejść wojny.

 

Tak jak przyrzekł, król dajmonionów przybył z wojskami na przedpola zamku. Zresztą, dostał za to sowitą zapłatę. Cóż przecież może być cenniejszego od duszy? Luta wykrzywiła usta w niewesołym uśmiechu. Nie mogła ukryć obrzydzenia, gdy widziała potępieńców, trzymanych na łańcuchach przez dajmoniony, ich przegniłe ciała, zostawiające na śniegu czarny ślad. I swąd. Swąd, którego nie dało się wytrzymać.

Dajmoniony ciągnęły też ze sobą klatki ze zwierzętami, które otwierano nocą i wypuszczano bestie na żer. Szare tygrysy z poszarpanym pyskiem, skrzydlate bazyliszki, białe niedźwiedzie – wszystkie łaknęły krwi. Wracały przed świtem z posoką na sierści, syte ludzkim mięsem. Po przejściu armii dajmonionów nikt nie miał prawa przeżyć. Kto więc mógł, uciekał na stepy, bo mówiono, że stamtąd nadchodzi armia wybawców, którzy ogromni na ogromnych koniach, pod srebrnymi sztandarami zmierzają ku pomocy. Jeśli to były tylko bajki – to nie została już dla ludzi żadna nadzieja, wiedzieli to.

Armia Albina stanęła do walki na murach twierdzy. Sam książę dowodził, z daleka widać było wyraźnie jego postawną sylwetkę, na widok której Lucie zabiło serce. Znów zmieszały się w niej pożądanie i nienawiść, pragnienie i odraza. Jeśli uratuje go, ocali od czeluści piekła, wtedy każe mu czołgać się przed nią!

Rozpoczęło się natarcie.

Luta z garstką własnych wojsk czekała na wzgórzu, aż armia dajmonionów przełamie obronę i wedrze się do twierdzy. Siły złych duchów walczyły przy bramie i przypuściły szturm na mury od wschodu. W pierwszej linii szli potępieni, dźwigając ciężkie obroże i dzwoniąc łańcuchami. Żołnierze Albina odpychali ich długimi kopiami i drzewcami, a tamci spadali z drabin na ziemię, strzaskani, bez rąk i nóg. Obrońcy zasypywali gradem strzał piechurów, taranujących bramę, wylewali płonącą smołę. Bronili się dzielnie i długo, ale życie nie jest niewyczerpane. W końcu dajmoniony przedarły się do środka, a za nimi Luta triumfalnie wjechała na dziedziniec.

Gdzie jest Albin? Rozglądała się niecierpliwie. Wreszcie będzie musiał się poddać!

Wbiegła na górę, do ich dawnych komnat.

– Albinie! To ja!

Albin był ranny. Jeszcze trzymał się na nogach, ale podpierał mieczem, a jego oddech przechodził w świst. Kilku wyczerpanych żołnierzy leżało pod ścianami.

– Precz!

– Ze mną możesz ocaleć! Przyjdź do mnie! – Wyciągała rękę w jego kierunku.

– Niech ci oczy wyłupią!

– Chwyć moją rękę! Będziemy mogli żyć. Jak kiedyś.

Luta bardziej poczuła niż usłyszała za sobą potępieńcze wycie. Dajmoniony zbliżały się, szukając dusz, które mogłyby pożreć i ofiarować swoim władcom w piekle.

– Teraz – ponagliła – nie mamy dużo czasu!

Ale było za późno. Rzuciły się na Albina, obnażając kły i próbując dostać się do jego szyi.

– Ach nie! Nie! – krzyczała. Na próżno.

Albin bronił się, odcinając dajmonionom skrzydła, ręce, nosy i uszy, ale wszystko na nic. Wywlokły go, gdy jeszcze żył. Pociągnęły za sobą, nakładając żelazną obręcz na szyję.

 

 

Król dajmonionów nie zamierzał dotrzymywać słowa. Nawet stare mamki to wiedzą, nawet małe dzieci, że złe duchy gwałcą, mordują, ale nigdy nie czynią chociażby najmniejszego dobra i nie okazują nikomu litości.

Zamek padł. Obrońców, tych którzy przeżyli, porywały skrzydlate bestie, szukając w nich choćby namiastki zła, dzięki której mogłyby się pożywić. Odzyskać wigor i energię. Wysysały z nich krew, lubieżnie oblizując usta.

Nie ma już królestwa. Nie ma już Albina. Nic jej nie zostało. Widziała to wyraźnie. Wcześniej próbowała się oszukiwać, bo tylko tak mogła dalej żyć. A teraz? Życie od śmierci przestało się różnić, a nawet stało się gorsze.

Czy współczuła pokrzywdzonym? Tym, których rozerwały śnieżne tygrysy i rozszarpały bestie? Nie bądź głupia! – mówiła sobie – przecież nikomu nie współczujesz, a i sobie współczuć nie umiesz!

Klęski wojsk nie są niczym zaskakującym. Porażka jest częścią strategii wojennej, mimo że nikt nie walczy, by przegrać. Można podnieść się i szykować do następnej potyczki, zbierać siły i zapasy. Ale jest też inna porażka. Kiedy wszystko, czym się do tej pory żyło, znika. Kiedy wewnętrzne ja okazuje się kłamstwem. Kiedy pragnienia rozsypują się i nic nie wyrasta na ich miejscu. Z takiej klęski nie sposób się podnieść.

Powoli lodowe igły zaczęły wrastać w ciało. Czuła, jak nogi i ręce oplata lodowy powróz. Poddała się chłodowi, do płuc wciągnęła zimne powietrze, a ono rozeszło się w środku, rozlało po tętnicach i żyłach. Serce jeszcze biło, lecz coraz słabiej, coraz rzadziej. Uśmiechnęła się w myślach, bo usta już miała sklejone lodową skorupą. Wreszcie cisza. Wreszcie tylko ja.

Włosy, które były oznaką jej zmysłowego piękna, teraz zamieniały się w chrzęszczącą słomę. Mleczne, nieludzkie.

Gdy już zanurzała się w białe nieistnienie, a serce ostatni raz biło długą chwilę temu i gdy zaczęła tracić świadomość, ktoś chwycił ją pod ręce i ciągnął po śniegu.

– Panie, co chcesz z nią zrobić? Przecież to Luta.

– Nie żyje już?

– Zaraz się rozsypie na milion lodowych kawałków! Panie!

 

***

– Czy wiesz, kim jestem?

Przyjrzała mu się. Jeszcze oczy nie przyzwyczaiły się do tego, aby widzieć, bo szklana skorupa przysłaniała źrenice. Przed nią majaczyła sylwetka świetlistego wojownika.

Skinęła głową.

– Po co… dlaczego mnie uratowałeś?

Szeptała, bo nie miała skąd brać sił, aby mówić. Przypomniała sobie, kim jest. Ból w sercu stał się nie do wytrzymania.

– Rzuciłaś do walki przeciwko ludziom siły ciemności. Myślałaś, że możesz wyjść z tego cało?

Pokręciła głową.

– Nic nie myślałam.

– Czego pragniesz?

Zaskoczyło ją to pytanie. Zawsze wiedziała, czego pragnie. Zmysłów, przyjemności. Władzy. Przymknęła powieki. Wewnątrz niej nic nie było. Żadnego pragnienia. Nawet tego, by istnieć.

– Niczego.

– Pozwól, że będę walczyć za ciebie.

– Za mnie?

Nie rozumiała. Co to znaczy, walczyć za kogoś?

Archistrateg Michał wydał rozkazy. Centurie aniołów szykowały się do bitwy. Roty piechurów schodziły ku dolinie. Pancerni na ciężkich koniach, w pełnej zbroi stali gotowi do wymarszu.

– Bitwa ma się rozegrać na Białych Równinach – mówił – wojska demonów będą liczne. Jeśli przegramy, wszystko pochłonie ciemność i biel śniegu i lodu. Życie będzie toczyło się pod skorupą ziemi, gdzie nie dochodzi ani jeden promień słońca. Nasz Pan odwraca oblicze swoje od ludzi. Tylko my jesteśmy ich nadzieją.

Podniósł się pomruk, który rósł i rósł. Żołnierze zapinali rynsztunek, poprawiali uprzęże. Myśleli o przyszłym starciu. Czy zdołają dać odpór złu?

 

***

 

Namiot Archistratega rozbili na wzgórzu, skąd widać było pole przyszłej bitwy. Mróz stawał się coraz potężniejszy. Słychać było z daleka, jak trzeszczą uwięzione w lodzie nurty rzeki i jęczą zastygłe wodospady. Słupy mgły sunęły ku nim z północy. Za sięgającymi niebios szarymi obłokami kryły się wojska nieprzyjaciela. Michał pozwolił Lucie oglądać starcie ze swego namiotu.

Dajmoniony rzuciły do walki ciężkozbrojną piechotę, która mrowiem rozlała się po równinie. Mieli grzechoczące pancerze zrobione z ludzkich kości, obuchy i pałki. Twarzy – jeśli to, co im zostało było w ogóle twarzą – nie zasłaniali. Wzbudzali przerażenie zdeformowanymi kształtami nosa i ust. Na lewej flance stała konnica potępionych. Jeźdźcy nie byli żywi ani martwi. Zawieszeni między światem śmierci a światem żywych, kiwali się bez przystanku na boki.

– Niedługo podciągną artylerię i hufce powietrzne. Przygotujcie się!

Archistrateg zamierzał poprowadzić do walki swą elitarną gwardię i w decydującym momencie uderzyć w samo serce wrogich sił.

Gdy Luta rozpoznała króla czarnych duchów, poczęło w niej kiełkować zapomniane uczucie. Gniew.

– Panie! Pozwól mi walczyć!

Michał spojrzał na nią z wysokości siodła.

– Po której stronie chcesz walczyć? Czy nie po stronie śmierci i zła?

Luta stała upokorzona, ale jakże inne to było uczucie niż owa furia na zimnej posadzce zamku.

– Panie! Nie jestem kimś dobrym. Wiem to. Ale czy ktoś upadły i zły nie może chwycić za broń i sprawić, że choć na mgnienie oka odzyska siebie samego? Stanie się na powrót człowiekiem?

Michał skinął głową i rzucił jej miecz. Odwrócił się do żołnierzy. Naraz wyrosły im wszystkim na plecach skrzydła husarskie, które załopotały, zaszumiały i okryły aniołów swoim cieniem. Michał powoli skierował oddział ku dolinie.

 

Jeśli ktoś nigdy nie miał do czynienia ze świetlistymi wojownikami, mógłby pomyśleć, że w starciu z armią ciemności nie mają szans. Że są słabi i naiwni. Że musieliby być w równej mierze okrutni, bezwzględni i straszni, aby mogli się równać z siłami zła. Mylą się jednak ci, którzy nie dowierzają Archistrategowi i jego żołnierzom, ponieważ moc nie ramion i oręża decyduje w walce, do której przystępują.

Michał dowodził natarciem. Skierował swe główne siły na oddziały niewolników w okowach i potępionych. Świetliści rozcinali jednym uderzeniem miecza łańcuchy i kajdany, uwalniając na zawsze jeńców, a oni rozpływali się w powietrzu z cichym westchnieniem. Armia dajmonionów topniała. Wojownicy w błyszczących pancerzach, z szumem skrzydeł, spychali ją coraz bardziej, aż zupełnie zamknęli w okrążeniu. Cięli bez wahania i bez litości. Michał ze swym oddziałem uderzył na króla sił zła, który w końcu straciwszy swoich potępionych, zarządził odwrót.

 

Epilog

 

Bitwa, która rozegrała się na Białych Równinach, nie będzie ostatnią. Wszyscy są pewni, że kiedy znów nadejdą czasy mroku, skrzydlaci żołnierze w świetlistych zbrojach jeszcze raz pojawią się wśród ludzi. Tymczasem chodzą po pobojowisku, szukając swych krewnych i przyjaciół, którzy dołączyli do Archistratega Michała i nie powrócili. Ziemia w tym miejscu pełna jest odrąbanych kończyn i skrzydeł. Kalekie dajmoniony ciągną teraz na północ, gdzie z nienawiścią będą rozpamiętywać porażkę. Ludzie mówią, że wśród trupów nie było księżnej, która sprowadziła całe to nieszczęście na naszą krainę. Czyżby przeżyła? Wydaje się to mało prawdopodobne. Jeśli jednak jest gdzieś tam, czy ma siłę, by żyć dalej i czy będzie szczęśliwa?

Koniec

Komentarze

Witaj, jeszcze wrócę, ale popraw sobie już literówkę:

Ojciec wydała ją za silnego księcia Albina, aby przypieczętować polityczny układ.

Kalekie dajmoniony ciągną się teraz na północ, gdzie z nienawiścią będą rozpamiętywać porażkę. – tu mam jeszcze wątpliwość, czy celowo jest to “się”?

 

Jak widzę, obie zgłosiłyśmy na ten sam konkurs opowiadania o podobnej tematyce wyjściowej – zdrady małżeńskiej. :) 

U Ciebie świetne, jak zawsze, opisy walk, zemsty, bardzo dużo świetnej fantastyki oraz emocji bohaterów. :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia w konkursie, klik. :)

Pecunia non olet

Cześć Bruce!

I ja się ucieszyłam, że nasze opowiadania są troszkę podobne :)

Dzięki za miły komentarz!

heart

Pecunia non olet

Król dajmonionów nie zamierzał dotrzymywać słowa. Nawet stare mamki to wiedzą, nawet małe dzieci, że złe duchy gwałcą, mordują, ale nigdy nie czynią chociażby najmniejszego dobra i nie okazują nikomu litości.

Ten fragment mi nieco zazgrzytał od strony, że tak powiem, logicznej, bo jeśli złe duchy tak mordują na przepadłe i nie dotrzymują słowa, to dlaczego zaatakowały dopiero po podpisaniu kontraktu? Jeśli cyrograf je jakkolwiek wiąże, to powinny go chyba przestrzegać, a jeśli nie, to dlaczego nie atakują ludzi byle kiedy, tylko czekają na podpis i to wykonany krwią? Hmm…

 

Po za tą jedną wątpliwością, jest tu kawałek dobrego, klasycznego fantasy. Kawałek co prawda krótki, ale sporo się w nim dzieje, więc można mu to wybaczyć :)

 

Pozdrawiam

Dlaczemu nasz język jest taki ciężki

Cześć Galicyjski Zakapiorze!

bo jeśli złe duchy tak mordują na przepadłe i nie dotrzymują słowa, to dlaczego zaatakowały dopiero po podpisaniu kontraktu?

Rzeczywiście, może ten fragment nie odznacza się najostrzejszą logiką :) ale demony nie przyjdą, jeśli się ich nie wezwie, a za ich pomoc musisz dać duszę. I do tego jest kontrakt.

 

Miło mi, że uważasz opowiadanie za dobre fantasy :)

Pozdrawiam!

 

 

Kto wie? >;

"i czy będzie być szczęśliwa"? Chyba coś tu się pomieszało ;) Wciągająca, dobrze napisana historia. Zazgrzytało mi tylko przeskakiwanie w narracji z czasu przeszłego na teraźniejszy i z powrotem – o ile w epilogu to pasuje, to na początku tekstu jeden taki akapit też się przekradł i tam to już tak nie do końca pasuje… W każdym razie dobrze się czytało. Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Cześć Nana!

Pomyłkę poprawiłam, dzięki! Czas teraźniejszy wprowadziłam po dwukropku, może będzie bardziej zrozumiale :)

Dziękuję za odwiedziny!

Raczej wredna ta księżniczka. Egocentryczna jak dziecko.

Mnie też wydaje się dziwne, że demony nie muszą dotrzymać słowa. Jakoś sobie nie zapracowały na duszę bohaterki. Może i ona przez to staje się postacią tragiczną, ale jeśli każdy wiedział, że nie należy się pakować w taką umowę, to dlaczego ona nie wiedziała? Nie żal mi jej, nagrabiła sobie.

Czytało się w porządku.

Babska logika rządzi!

Finklo!

Nie żal mi jej,

 

laugh

Bohaterka próbowała trochę odpokutować w ostatniej bitwie stając po stronie dobra, ale wszyscy chyba wiemy, że nie ma tak łatwo!

 

Dzięki za komentarz!

Prościej byłoby tej bitwy nie wywoływać…

Babska logika rządzi!

Zrozumiała wtedy, że jak magnes przyciąga wszystkich mężczyzn, którzy wodzą za nią wzrokiem, uwiedzeni jej wydatnymi piersiami i biodrami.

Dla mnie wodzić i uwodzić są za bliskie jak na jedno zdanie.

 

 

Wywlokły go, jak jeszcze żył.

Wolałabym kiedy jeszcze żył, bo jak żył to dobrze, źle…

 

Ojej, co za opowieść! Namiętność, pycha, zbrodnia i kara. A na dodatek jeszcze odkupienie. Bardzo mi się podobała.

 

 

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Cześć Ambush!

Poprawiłam niezręczności, teraz jest lepiej.

Ponieważ zawsze ważne jest dla mnie Twoje zdanie, więc w dwójnasób się cieszę, że Ci się podobało:)

Pozdrawiam!

Cześć,

Dobrze opowiedziana historia. Jest akcja, są emocje i odwieczna walka dobra ze złem.

Dla mnie najciekawszy okazał się pokazany w niej problem, czy zło można karać innym, większym złem i jakie to ma konsekwencje? Iście szatańskie pytanie, które znakomicie wpisuje Twój tekst w tematykę konkursu :)

Cześć Czeke!

Cieszę się, że się spodobała historia. I pozdrawiam!

 

Hej!

 

Luta zaś upijała się tym, co może z nimi wszystkimi zrobić

Nie do końca pojmuję sens, nie miało być:

Luta zaś upajała się tym, co może z nimi wszystkimi zrobić

?

 

Narracja pędzi. Czuć to, przez co trochę trudno współczuć albo chociaż rozumieć bohaterkę. Urywki scen, przeskoki na chwile z dzieciństwa, szczęście z księciem, zdradę, umowę, walkę… Przez to mam problem napisać, co myślę.

Wydarzenia są trochę przysypane czymś w rodzaju… złotych myśli? Nie wiem, jak to określić, np.

Klęski wojsk nie są niczym zaskakującym. Porażka jest częścią strategii wojennej,

Zajmują miejsce w tekście, przez co brakuje wydarzeń, emocji, bohaterów.

 

Nagle pojawia się Archistrateg, ledwo bitwa się zaczyna – a już koniec, wygrali… Akurat takie opowiadania są mocno nie w moim stylu, stąd nie jestem osobą odpowiednią do wypowiadania się na temat całości.

 

Z plusów – językowo były fajne momenty. I scena z przebudzeniem Luty i ujrzeniem Michała – tu czuć emocje, rezygnację, bohaterka nabiera głębi.

 

Pozdrawiam,

Ananke

Nie czytało się źle, ale historia mnie nie uwiodła. Nie pierwszy to przypadek, kiedy przerost ambicji i doznane krzywdy prowadzą do zagłady tych, którzy niczemu nie byli winni. A walka dobra ze złem pewnie nigdy się nie skończy.

 

Luta zaś upijała się tym, co może z nimi wszystkimi zrobić. → Czy tu aby nie miało być: Luta zaś upajała się tym, co może z nimi wszystkimi zrobić.

 

ostrożni, będą trząść się jak osika, byle tylko nie stracić swojej małej stabilizacji. → Obawiam się, że ten zwrot nie ma racji bytu w tym opowiadaniu, albowiem mała stabilizacja była okresem w historii Polski, który trwał od 1956 do 1770 roku. Charakteryzowała się chwilowym procesem liberalizacji polityki wewnętrznej, złagodzeniem cenzury, rosnącą swobodą w dziedzinie kultury.

https://www.przystanekhistoria.pl/pa2/tematy/wladyslaw-gomulka/96049,Mala-stabilizacja.html

 

– Och! – Jakaś dziewczyna, zupełnie naga, piszczy wysokim głosem. → Czy dookreślenie jest konieczne? Pisk jest wysoki z definicji.

 

– Albin, ty szmato! Gdyby nie ojciec… gdyby nie ja byłbyś nikim! → – Albin, ty szmato! Gdyby nie ojciec… gdyby nie ja byłbyś nikim!

Unikaj dodatkowych półpauz w dialogach; sprawiają, że zapis staje się mniej czytelny.

 

Tygrysy o szarym futrze z poszarpanym pyskiem… → Czy dobrze rozumiem, że futro miało poszarpany pysk?

A może: Tygrysy o szarym futrze, z poszarpanymi pyskami

 

szli potępieni, dźwigając ciężkie obroże na szyjach i dzwoniąc łańcuchami. → Czy dookreślenie jest konieczne? O ile mi wiadomo, obrożę nosi się nie inaczej, jak tylko na szyi.

 

Kilku wyczerpanych żołnierzy leżało pd ścianami. → Literówka.

 

Nie bądź głupia! – mówiła sobie przecież nikomu nie współczujesz, a i sobie współczuć nie umiesz! → Druga półpauza jest zbędna, przed myśleniem nie stawia się półpauzy; zamiast niej proponuję przecinek: Nie bądź głupia! – mówiła sobie, przecież nikomu nie współczujesz, a i sobie współczuć nie umiesz!

 

rozlało po tętnicach i żyłach. → …rozlało w tętnicach i żyłach.

 

Mówiła słabym szeptem, bo nie miała skąd brać sił, aby mówić. → Sprzeczność – mówiła, choć nie miała sił by mówić?

A może: Szeptała, bo nie miała skąd brać sił, aby mówić.

 

Cieli bez wahania i bez litości. → Cięli bez wahania i bez litości.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć regulatorzy!

Poprawki wprowadziłam. Jest lepiej :) chociaż wiem, że nie bardzo lubisz opowiadania w takim stylu.

Dzięki!

 

 

Ananke!

Narracja pędzi.

Rzeczywiście, całe opowiadanie ma charakter kroniki, skondensowanej historii. Wydało mi się, że owe złote myśli do tej konwencji będą pasować.

Dzięki za komentarz i pozdrawiam!

Bardzo proszę, Chalbarczyk. Miło mi, że uznałaś uwagi za przydatne.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

I cyk, do biblioteki. Tekst czytało się sympatycznie. Głównie dzięki wartkiej akcji oraz prostemu, ale wyrazistemu konfliktowi głównej bohaterki. Powodzenia w konkursie.

Dzięki Zygfryd!

laugh

Cześć chalbarczyk,

Ciekawe opowiadanie, mocno klasyczne w realiach walki dobra ze złem. Ale mam wrażenie, że jest trochę za krótkie i przez akcja zbyt szybko pędzi. 

 

Skrzydła husarskie u aniołów – to genialne! Od teraz inaczej będę patrzył na husarię.

 

Brak konieczności dotrzymywania umowy przez demony – trochę to dziwne, ale z drugiej strony fajne przełamanie stereotypu. W końcu są demonami, więc mają moralność w zadku. Dobre!

 

Jest też kilka rzeczy, które mniej mi leżą:

Zaśmiała się w głos, puściła wodze i wyrzuciła ręce w górę. Jakże pięknie jest żyć! Wbiegła po schodach na górę, gubiąc po drodze futrzany płaszcz. Rzuciła się mężowi na szyję i przywarła do niego całym ciałem. Wciągnęła jego zapach, który tak bardzo nęcił. Oplótł ramieniem i ze śmiechem pchnął na łóżko.” – W tym miejscu zgrzytają mi powtórzenia, zwłaszcza że jednego można łatwo uniknąć. Chyba wystarczy zostawić samo „Wbiegła po schodach” – bo jakby biegła w dół, to byś przecież napisała, że zbiegła po schodach.

 

„rzuciła mu mieszek ze srebrem na stół.” – „rzuciła mu na stół mieszek ze srebrem” – dla mnie tak brzmi lepiej, ale to kwestia upodobań.

 

„Powoli lodowe igły zaczęły wrastać w ciało. Czuła, jak nogi i ręce oplata lodowy powróz.” – Tu również są powtórzenia, a dwa zdania dalej pojawia się jeszcze „lodowa skorupa” –  jak dla mnie to przynajmniej jedno „lodowe” za dużo, ale to też kwestia gustu.

 

„Niedługo podciągną artylerię”– Zatopiłem się w świat fantasy, a tu nagle wyjechała mi artyleria. Nie mówię, że to nie pasuje, ale trochę mi się to gryzie.

 

Pozdrawiam,

rr

Cześć Robercie Raksie!

Dzięki za uwagi, rzeczywiście powtórzeń mogłam uniknąć.

Miło mi, że Ci się spodobała taka walka dobra ze złem.

Pozdrawiam!

Hej!

Bardzo ciekawa historia. Uczyniłaś z Luty intrygująca postać przez większość opowiadania – chociaż pod koniec mam wrażenie, że trochę straciła na znaczeniu. Ale to nic, bardzo dobrze poprowadzona historia. Powodzenia w konkursie!

Pozdrawiam!

You cannot petition the Lord with prayer!

Przeczytałem. Powodzenia w konkursie.

Podoba mi się pierwsze zdanie. Od razu programuje umysł do odpowiedniego podejścia. 

 

"Mnich zaczął chciwie przeliczać monety i próbować je zepsutymi zębami."

Wybiło mnie z rytmu, tzn czytałem to zdanie kilkukrotnie. Sens zrozumiałem już po pierwszym, ale… Coś mi nie siadło w tym zdaniu i zastanawiałem się, jakby inaczej mogło wyglądać. 

Do tego fragmentu – zapomniałem o oddychaniu, podobnie jak Luta, w którymś momencie :D 

 

Uzbrojony w tlen, czytałem dalej.

 

Z większością komentarzy (nie pamiętam czy ze wszystkimi) zgodzę się, ale moją uwagę przykuły dwa, zawarte w nich, 'zdania':

 

Mnie również podobał się motyw spotkania z Arcystrategiem, a konkretniej sposób wybudzenia Luty.

…oraz spostrzeżenie innego czytelnika, które też podzielam: że pod koniec dziewczyna zeszła na dalszy plan. 

 

Reasumując, podobało mi się. :) Żałuję tylko, że miejsca nie było wystarczająco, abym jeszcze kilkukrotnie zapomniał o oddechu. 

 

Styl także przypadł mi do gustu, pomimo 'klasycznej' walki dobra ze złem. – Z pewnością, będę wypatrywać kolejnych opowieści. Pozdrawiam :)

- Jeszcze nigdy nie było tak źle, żeby nie mogło być gorzej, co? - Prowadź, pomyślałem. Pójdziemy w kierunku przeciwnym.

Cześć Kolekcjonerze!

Miło mi, że opowiadanie Ci się spodobało. Bohaterka, owszem, traci na znaczeniu, bo akcent przenosi się na walkę dobra ze złem :)

 

Pozdrawiam Wszystkich!

Cześć, Chalbarczyk!

 

Bardzo to pospieszne – trochę taka saga fantasy w 15k znaków.

Zaskoczyłaś mnie (pozytywnie), gdy na scenę wkroczył Archistrateg – myślałem, że wszystko potoczy się już sztampowo.

Przy takiej długości tekstu skróciłaś i spłyciłaś motywację i pragnienia bohaterki. Siły dobra i zła mają swoje domyślne motywacje, ale one z kolei wpadają do tekstu (i wypadają) szybko i niespodziewanie. 

Nie jestem docelowym czytelnikiem tego tekstu, więc nie ma co też brać mojego marudzenia za prawdy objawio

ne ;)

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć Krokus!

Zrozumiałam, że historia byłaby lepsza, gdyby była odrobinę dłuższa :)

Pozdrawiam!

Przyjemnie się czytało, chociaż cały czas miałam wrażenie pewnej skrótowości. Myślę, że opowiadanie sporo by zyskało, gdybyś je jeszcze trochę rozwinęła.

Najbardziej zgrzytała mi jednak postać głównej bohaterki. Uważa się za inteligentną i przekonaną o swojej odwadze i mądrości, a jednak postępuje w zupełnie irracjonalny sposób. Myślałam, że jej motywacją będzie zemsta, tymczasem pozwoliła odebrać sobie wszystko poza mężem – katem i oprawcą. I to w sytuacji, w której wszyscy wiedzą, że demonom nie można ufać.

Zakończenie zostawiło mnie z mieszanymi uczuciami. Sama nie wiem, czy wolałabym zobaczyć, jak płaci za swoją głupotę, czy wręcz przeciwnie, że odnajduje spokój i odkupienie.

Nowa Fantastyka