
Dużo przyjemności sprawiło mi pisanie tego opowiadania.
Zapraszam do lektury.
Dużo przyjemności sprawiło mi pisanie tego opowiadania.
Zapraszam do lektury.
Ogień przygasał, a noc powoli kończyła się i pierwsze ptaki budziły szary świt, który ciężko podnosił się znad dalekich łąk.
Jeszcze chwilę – pomyślała Hanna. Przymknęła oczy. Otuliły ją ciepło i zapach żywicy. Słodki i ostry zarazem. Sosnowe gałęzie w ogniu cicho syczały.
Siedziały na ziemi oparte o siebie. Opowiedziały sobie dzisiejszej nocy prawie całe życie tak, że chyba nic nie zostało do dodania.
– Kiedyś wszystko wydawało się takie intensywne, takie prawdziwe…
– To tylko złudzenie. Po prostu, wtedy uczucia i… serce – Daria zastanowiła się – były nieokiełznane.
– Wiesz, przez lata nie wiedziałam, czego chcę. Miałam wrażenie, że dryfuję po życiu bez celu. To było takie bolesne. – Potrząsnęła głową, jakby chciała odgonić wspomnienia.
– Przykro mi – wyszeptała.
Z ogniska zostało tylko kilka żarzących się węgli.
Rano wyruszyły w drogę. Nie zamieniły wielu słów, nie musiały, bo wszystkie poranki są do siebie podobne. Zagotowały kawę, sprzątnęły palenisko, załadowały rzeczy na wóz i już jechały gościńcem, wiodącym na północ.
Miasto zostawiły dawno za sobą. Hanna zachłysnęła się wolnością i pustką. W miarę oddalania się od domu wspomnienia nieudanego życia robiły się coraz bledsze, a gdy dotarły na granicę płaskowyżu – stały się zupełnie przezroczyste.
– Dlaczego pojechałaś ze mną? Nie będziesz tęsknić za dziećmi?
Hanna uśmiechnęła się ledwo widocznie, bo przywołała w pamięci obraz syna i córki, co napełniło ją macierzyńskimi uczuciami.
– Będę tęsknić. Na pewno.
Trąciła konia lejcami i wjechały na bezgraniczne połacie traw, przetykane srebrnymi lusterkami wodnych oczek i przygiętymi do ziemi karłowatymi drzewami. Wiatr, niezatrzymywany przez żadną przeszkodę, rozpędzał się na tej płaskiej ziemi, wzmagał się i porywał ze sobą zeschłe łodygi i liście, podnosił kurzawę. Gwizdał w uszach.
– Na miejsce dotrzemy jutro wieczorem. Droga za jakiś czas skręca na wschód i prowadzi jarami. Nie jest tam bezpiecznie.
– Nie jest… bezpiecznie?
– Możemy natknąć się na wygłodniałe watahy stepowych wilków albo dzikich kotów. Ale jeszcze bardziej niebezpieczne byłoby spotkanie z ludźmi.
– Czy ludzi w tych stronach trzeba się obawiać?
– Nie tylko tutaj. Wyobrażam sobie, że nawet nie wiesz, jak trudno jest kobiecie bez mężczyzny.
Hannie zrobiło się wstyd. Spuściła głowę zażenowana. To prawda. Do tej pory prowadziła wygodne, choć mało szczęśliwe życie. Nic nie wiedziała o trudach samotności i o lęku przed światem.
Daria zauważyła rumieniec na twarzy przyjaciółki. Przygryzła wargę.
– Nie chciałam ci robić przykrości. Nie gniewaj się, dobrze?
– Nic nie szkodzi. – Pokręciła głową.
Hanna nocą bała się nietoperzy i pohukujących puszczyków. Daria chowała jej włosy pod czapką, którą mocno naciągała na uszy.
– Teraz już ci nie wlecą.
I jeszcze zawijała ją w szalik.
Hanna uspokojona kładła się na derce i wpatrywała w niebo. Pozwalała, aby miriady gwiazd spadały na nią, na Darię i na ten malutki skrawek ziemi.
***
Zatrzymały się w zajeździe przy gościńcu, prowadzącym do miasta. Chociaż to było bardziej miasteczko, w którym wstydliwie próbowano ukryć jego prowincjonalność. Hanna z żalem żegnała trawiasty płaskowyż i nieskończony horyzont, który towarzyszył im codziennie błękitną, daleką kreską. Przyzwyczaiła się do spania przy ognisku, a te nieliczne wygody, które zapewniała im Daria, w zupełności jej wystarczały.
Teraz dostały niski pokój na pięterku. Hanna obojętnie przesunęła wzrokiem po sprzętach. Dwa metalowe łóżka, mętne lustro na ścianie, w którym odbijały się obce, lekko zdeformowane postacie dwóch kobiet. Etażerka, emaliowana miska i dzban z wodą. Wszystko sprawiało wrażenie przykrego chłodu.
Właściciel zajazdu, gdy dowiedział się, że podróżują tylko we dwie, popatrzył na nie lubieżnie, nie próbując ukryć pożądania. Hannie zrobiło się niedobrze.
– Jak chcesz, poszukamy czegoś w mieście. – Daria zatroskana spoglądała na przyjaciółkę.
– Możemy i tu zostać. Wszędzie jest tak samo.
Rankiem bez słowa ruszyły w poszukiwaniu pracowni.
***
Ikonograf wyglądał zwyczajnie. W nieokreślonym wieku, z rozczochranymi włosami i brodą. Fartuch miał poplamiony i dawno nieprany. Hanna chciałaby, aby był bardziej dostojny i interesujący. Może wtedy ich podróż miałaby większy sens. Czy takich niczym niewyróżniających się artystów nie można spotkać dosłownie wszędzie? W pomieszczeniu intensywnie pachniało winem i olejem. Niechętnie rozejrzała się po warsztacie. Deski małe i duże, przycięte do odpowiednich rozmiarów, stały pod ścianami, na sztalugach i półkach. Na stole piętrzyły się słoje i słoiczki, miski, karafki, kryształowe puzderka z kolorową zawartością, wreszcie pędzle, noże, szpachelki i mnóstwo innych rzeczy. Całość przypominała zapuszczoną rupieciarnię.
Daria musiała jednak myśleć o tym miejscu inaczej. Podchodziła do niedokończonych obrazów i z szacunkiem patrzyła w oczy świętym.
– To Serafin z Sarowa, to Paraskiewa, to Mikołaj Cudotwórca. To Jerzy Męczennik. Och, to był jeszcze dzieciak – opowiadał ikonograf.
Złoto na ikonach odbijało ciepłe refleksy, które ożywiały oczy namalowanym Gabrielom, Pawłom i Piotrom. Hannie się wydało, że płaskie postacie wodzą za nią wzrokiem. Daria w zadumie stała pośrodku pracowni. Może się modliła? Hanna nie była pewna.
– Jesteście z daleka? – spytał.
Daria skinęła głową. Powiedziała, że chciałaby zamówić ikonę.
– Rozumiem. To musi być ważny obraz.
Ikonograf nazywał się Doroteusz. Przywykły do obcowania z malowanymi świętymi, przyjął z zakłopotaniem wiadomość, że będzie musiał spotkać się z żywymi ludźmi i to więcej niż raz. Przyjezdne oświadczyły bowiem, że będą obecne przy każdym etapie powstawania obrazu i je to bardzo interesuje.
„A gdzież ja je posadzę?” myślał zaniepokojony i liczył krzesła, ale nijak nie mógł się doliczyć trzech. Jednemu brakło nogi, a drugiemu siedziska. Westchnął umęczony i poszedł pożyczyć od któregoś sąsiada ławkę.
Gdy już siedziały, trochę sztywne, jakby połknęły po kołku, zapytał:
– Czy macie czas? Czy zatrzymałyście się tutaj tylko przejazdem, a myślami już żeście na drodze, hen, daleko stąd?
Daria zaprzeczyła. Lekko rumieniąc się, powiedziała, że nigdzie się nie wybierają i zostaną tak długo, jak trzeba.
– Hmm, tak szybko to ikona się nie maluje. Najpierw trza ściąć drzewo, potem zrobić z niego dechy, potem…
– Nie szkodzi!
Zamruczał coś, co mogło znaczyć wszystko.
Nazajutrz Doroteusz zaprowadził je na skraj miasteczka, które niepostrzeżenie przechodziło najpierw w osadę, a za chwilę zmieniało się w wieś. Wśród zaoranych pól stało wielkie, majestatyczne drzewo, już bez liści. Stało cicho, jakby chciało milczeniem przywołać każde leśne żyjątko, każdą wiewiórkę, każdego dzięcioła i każdą liszkę. Bo wtedy samotność nie byłaby tak dotkliwa.
Ikonograf przyłożył ucho do pnia. Zawołał kobiety i powiedział, żeby też tak zrobiły. Z początku Hanna nic nie słyszała, ale powoli zaczął do niej docierać cichy dźwięk. Wewnątrz biło serce.
– Czy musisz je ściąć? Czy nie można znaleźć gdzieś starych desek na te wasze ikony?
Hanna żałowała drzewa, które ma być ścięte. Ale na ogół żałowała też innych rzeczy. A to wyliniałego kota, o zapadniętych bokach, który kręcił się koło domu. A to pszczoły, która wpadła do kubka z kompotem, a to kaleki spod kościoła. Tylko że ten żal niczego nigdy nie zmieniał. Wracała do obojętnego na cierpienia świata życia, oddzielonego od nich mętną, szczelną szybą.
Wcześniej, gdy Daria zapytała, czy z nią pojedzie, odpowiedziała, że chce zacząć od nowa. Chce zmienić życie od podszewki. Chce nareszcie być sobą. Ale, czy to w ogóle jest możliwe?
Doroteusz przyłożył siekierę do pnia. Siekiera wbijała się głęboko. Drzewo jęczało.
***
Doroteusz wyjaśniał im, że pisanie ikon to boże zajęcie. Święte i ważne. Hanna nie wiedziała, co o tym myśleć. Czy malowanie nie jest zwykłym rzemiosłem, takim samym jak wyplatanie koszy albo struganie łyżek?
Mężczyzna popatrzył na nią i zmarszczył brwi.
– To kwestia wiary. Nikogo nie przekonam. Lepiej już idźcie.
Daria się przestraszyła.
– Ach, proszę, pozwól nam zostać!
– Nie gniewaj się na Darię, to tylko ja jestem takim niedowiarkiem.
Zapalczywość ikonografa stopniała i nawet w kącikach ust pojawił się uśmiech.
– Tylko tak powiedziałem, przecież no… każdy może się przekonać, zobaczyć na własne oczy.
O ścianę oparł dużą deskę zrobioną z lipy. Lipy, która miała serce i nie lubiła samotności.
– Normalnie deski muszą schnąć rok albo dwa – rozgadał się – ale ja miałem z moją lipą układ już wcześniej. Schła od dawna. Po kawałeczku. Radowała się z tego, że zrobię z niej święte obrazy. Z ulgą przyjęła wiadomość, że nikt nie spali jej w piecu. To było mądre drzewo.
Ikonograf mówił o lipie jak o przyjaciółce.
– Dechy będą zaraz suche, bez kropli soków, takie, jak trzeba.
***
– Po co ci ikona?
Spacerowały niespiesznie po zagajniku, który tutejsi nazywali lasem, bojąc się, by z powodu nieznaczącej nazwy nie stał się jeszcze bardziej prowincjonalny. Pachniało jesienią, bo mieszały się w nim zapachy zbutwiałych liści, grzybów i wilgoci. Kobiety były tu od kilku tygodni i lato zdążyło już przejść w deszczową porę roku, która ostatecznie ogałaca ziemię ze wszystkiego, co żyje.
– Chcę ją podarować mojej matce.
Hanna spojrzała pytająco. Wydawało jej się, że przyjaciółka i jej matka były sobie obce. Więc, dlaczego…?
– Zastanawiasz się, dlaczego? – Daria uśmiechnęła się.
Włożyła rękawiczki. Lubiła mieć ciepłe dłonie.
– Przez długi czas, ba, prawie przez całe moje życie, to matka decydowała o wszystkim. Naprawdę o wszystkim. Zasiała we mnie bezwolność i bezwład. Bezsilność.
– Ale to nieważne – mówiła dalej – niedawno zdałam sobie sprawę, że nic nigdy dla niej nie zrobiłam. To ona dla mnie robiła wszystko. Rozumiesz, po prostu musiała być niezastąpiona. Więc ja, która wyzwoliłam się i z niewolnika stałam się córką, postanowiłam, że teraz moja kolej. Myślę, że święty obraz to dobry wybór.
Daria była szczęśliwa.
Hanna wiedziała, jak to jest ze szczęściem. Czasami nazywasz szczęściem to, co z konieczności zdarza się, jak dom i rodzina, i zanim się obejrzysz, nie masz już wyboru. Ale widząc przyjaciółkę, była pewna, że jej szczęście pochodzi z wolności, jest niezauważalne jak oddech i trwałe jak honor.
***
Ikonograf delikatnie, niemal pieszczotliwie gładził lipową deskę szorstkim papierem. W powietrzu unosił się słodki pył lipowych drobin, które kiedyś były wielkim drzewem. Przyłożył dłuto, aby wyrzeźbić kowczeg. Drewno poddało się silnym dłoniom, które formowały relikwiarz w desce pod ikonę. Doroteusz nałożył najpierw welon cienkiego jak muślin płótna. Na nim rozprowadzał warstwy lewkasu. Szlifował go, gdy wysechł, aż stał się równy i błyszczący, jak tafla wody.
– Dobrze – mruknął – bardzo dobrze.
Wreszcie można było przystąpić do malowania.
– To z naszego drzewa? – spytała wzruszona Hanna.
– Jak przyłożysz ucho, usłyszysz takie cichutkie bicie serca… – zamruczał.
Hannie nie podobał się obraz. Doroteusz widząc jej minę, zaczął wyjaśniać. Nie miał wprawy w przemowach, więc szło mu trochę niezgrabnie.
– Wiesz, ikona prawie do końca jest brzydka. Ciemna, brunatnooliwkowa twarz wygląda nienaturalnie i szpetnie. Ale zobacz teraz.
Wziął na pędzel jasną ochrową farbę i rozprowadzał ją na prawie czarnej twarzy postaci. Powoli, jakby z mroku, wyłaniało się oblicze, zaokrąglały się policzki, pojawił się nos i powieki.
– Och – szepnęła zaskoczona.
Opłukał pędzel i nabrał farby cynobrowej.
– A po co ta czerwień?
Doroteusz pomalował nią usta i zaróżowił policzki świętego. Hannie się wydało, że ikonograf tchnął w niego życie, zupełnie jak Bóg Stwórca.
Spojrzała na Darię. Nieobecna, spoglądała przez okno na umierający ogród. O czym myślała? O matce? A może myślami wybiegała w budzącą lęk przyszłość?
Doroteusz mówił dalej.
– Na samym końcu pozłocę. Albo nie na samym końcu. Na końcu to położę olifę. Ale złoto jest bardzo ważne.
– Dlaczego musi być złoto?
– Aj, zupełnie nic nie wiesz – pokręcił głową poirytowany – przecież to proste. Złoto tak odbija światło, że gdy stoisz przed ikoną, to masz wrażenie, że stoisz przed słońcem, a ono cię unosi swoimi promieniami.
Hanna powątpiewała w to, co mówił. Unosi? Coś mu się pomyliło.
Ikonograf nie przerywał pracy, a twarz nabierała coraz większego blasku.
Może to za sprawą czarodziejskiej deski z czarodziejskiego drzewa, a może dzięki boskiemu talentowi ikonografa, ikona stała się tak piękna, że Hannie zabrakło tchu.
– Ach! – westchnęła tylko.
Błękity, głębokie i błyszczące jak zimowa noc pełna gwiazd, utkały płaszcz Michała Archanioła. Twarz miał pełną światła, które wylewało się ostrymi, białymi blikami. Jego skrzydła ze złotymi piórami drżały, jak gdyby przechodził tamtędy Zefir i zatrzymał się na chwilę w niemym zachwycie. Cynobry, karminy i lazury rozgrzewały jego policzki i usta. Michał patrzył na nich czule z obrazu.
***
Hannę obudził ni to dziecięcy śmiech, ni to szum liści.
– Dario, coś mi się przyśniło – wymamrotała zaspana.
Daria jednak spała zakopana w pościeli, z ciepłymi stopami i dłońmi.
Hanna przetarła sklejone snem oczy. Ikona, którą postawiły wieczorem przy ścianie, emanowała ciepłym blaskiem. Czy to odbity od złota księżycowy poblask? Czy to może wewnętrzne światło, którym Doroteusz napełnił postać Michała?
Nagle w powietrzu zawirowały błękitne i pomarańczowe iskry. Odbijały się jedne od drugich z cichym sykiem. Po chwili połączyły się we wstęgi światła, które tańczyły pod sufitem. A potem oplotły Hannę i uniosły ją lekko, a wraz z nią bambusową etażerkę, emaliowaną miskę oraz dzban z wodą.
Cześć, chalbarczyk
Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie. Jest mi bliskie, ponieważ maluję obrazy. Użyłaś sporo fachowej terminologii, kiedy Doroteusz pisał ikonę. To może być zawiłe dla niektórych odbiorców, w sensie, niewiele im mówiące, ale nie ma tego dużo, a to dodaje specyfiki warsztatu ikonografia.
Zastanawiałem się, jak wybrniesz z motywem świeżego materiału, tzn. drzewa lipy, dopiero co ściętego, ale zrobiłaś to wyśmienicie. Opowiadanie ma duży ładunek emocjonalny, co również jest plusem. Sympatyczna, obok klimatu mistycznego, jest również przestrzeń w której dzieje się fabuła. Jest sennie, momentami onirycznej, choć na początku wydaje się być inaczej.
Pominąłem błędy językowe dlatego, że jest ich na tyle mało, że nie przeszkadzały mi w odbiorze.
Pozdrawiam i klik ode mnie :-)
Cześć Hesket!
Zastanawiałem się, jak wybrniesz z motywem świeżego materiału,
Rzeczywiście, to było największe wyzwanie :)
Cieszę się, że taki lekko senny klimat się spodobał. Chciałam napisać coś, co nie ma akcji.
Dzięki za komentarz!
Hesket
Jakie obrazy malujesz, na deskach cz na płótnach ?
Zastanawiałem się, jaki cel wyprawy. Miałem wrażenie, że wizyta u ikonografa jest tylko przystankiem. Od czego uciekały? To się nie wyjaśniło, ale nie ma wielkiego znaczenia. Ładnie opowiedziałaś tę historię.
Dużo przyjemności sprawiło mi pisanie czytanie tego opowiadania.
Kilka drobiazgów:
– Kiedyś wszystko wydawało się się takie intensywne, takie prawdziwe…
Po prostu, wtedy uczucia i… serce -> potrzebny jest przecinek?
Wiatr, nie zatrzymywany przez żadną przeszkodę, -> niezatrzymywany
Fartuch miał poplamiony i dawno nie prany. -> nieprany
Doroteusz widząc jej minę, zaczął wyjaśniać. -> Doroteusz, widząc jej minę, zaczął wyjaśniać.
Nieobecna, spoglądała przez okno na umierający ogród. -> potrzebny jest przecinek?
Pozdrawiam!
Czytając, odpocząłem. Potrzebowałem tego. Dziękuję. :)
Koalo!
Jak dobrze, że i moje pisanie się komuś przydaje!
I ja dziękuję :)
AP
Nie wiem, co mi się stało z tymi imiesłowami. Chyba byłam jeszcze w poprzedniej epoce ortograficznej :)
Zastanawiałem się, jaki cel wyprawy.
Fragment wyjaśniający to, bez żalu wyrzuciłam. Wprowadzał zbyt wiele ciężkich tematów. Zostawiłam same aluzje, które na szczęście łatwo przeoczyć.
Pozdrawiam!
Myślę, że kilka tych aluzji wychwyciłem. Dlatego z początku miałem skojarzenia z Thelmą i Louise, ale historia poszła w inną stronę.
Witaj. :)
Bardzo piękny, nostalgiczny klimat. Opowieść ma swoisty urok i widać, że faktycznie sprawiła Ci przyjemność podczas pisania. :)
Makabrycznie bałam się, że bohaterki spotka coś złego, na szczęście to się nie zdarzyło (choć parokrotnie pojawiały się sygnały). :) Zakończenie nieco mnie zaskoczyło szybkością, ale rozumiem, że tak miało być. :) Mnóstwo tu zagadek i niedopowiedzeń, lecz ma to też swoje pozytywy. :)
Wcale mnie nie zdziwi kontynuacja opowieści o dwóch przyjaciółkach. :) Bo pytań o ich dalsze losy pojawia się w głowie mnóstwo. :)
Pozdrawiam serdecznie, klik, powodzenia w Konkursie. :)
Pecunia non olet
i mnie czytanie Twojego opowiadania sprawiło wiele przyjemności;
pozdrawiam serdecznie, klikając :)
Cześć Bruce!
Makabrycznie bałam się, że bohaterki spotka coś złego,
Nigdy bym na to nie pozwoliła!
:)
Pozdrawiam serdecznie!
Cześć AS!
Cieszę się, że opowiadanie znalazło u Ciebie aprobatę.
Dzięki, że wpadłeś :)
Bardzo ładnie i zgrabnie napisane.
Jest uczucie melancholii, jest nutka nostalgii, jest żal i inne niefajne emocje drzemiące w każdym z nas, ale to wszystko zapakowałaś w ładne, barwne opisy, otoczone sielskim, spokojnym obrazkiem. Przez to całość nieźle ze sobą współgra i sprawia, że lektura była przyjemnością. Bez efektów wow, bez jakiś zwrotów akcji, ale z utrzymaniem dobrego poziomu i narracji od początku do końca.
Pozdrawiam :)
Realuc!
Dzięki za miłe słowa!
Nigdy bym na to nie pozwoliła!
Pozdrawiam i dziękuję. :)
Pecunia non olet
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Zgoda drzewa na ścięcie przypomniała mi Indian. Chociaż ludy Syberii też prosiły zwierzęta o zgodę na zabicie. Na pewno lipa wolałaby być świętym obrazem niż spłonąć.
Piękne opowiadanie. Gratuluję Ci pomysłu. I takie inne.
Zresztą poza brawami dla Ciebie Chalbarczyk, chciałam pogratulować Świętopiekłej;) bo taki otwarty pomysł może zaowocować obficie.
Pisanie ikona opisane wspaniale.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Pięknie napisane. Zdania płyną, bohaterki jadą w dal, a nawet kiedy dotrą do miasteczka, wszystko dzieje się niespiesznie. Doceniałem dobór słów, a fachowe słownictwo wcale nie przeszkadzało w odbiorze, ponieważ jest użyte w taki sposób, że intuicyjnie rozumie się znaczenie.
Kończące się lato, potem jesień, nostalgia, ucieczka, zagadka, która nie musi być rozwiązana, ale która wytwarza nastrój. Rzeczywistość, która otula czytelnika i zostaje w myślach na długo po przeczytaniu.
Mogę tylko podsumować: niepowtarzalne. Rzadko czuję się tak zachwycony tekstem.
Pisanie ikony opisane wspaniale.
Dzięki Ambush!
I ja dołączam się w podziękowaniu dla Holly za zorganizowanie tego fajnego konkursu :) Jest inny niż zazwyczaj, można na spokojnie, bez napinki, podejść do tematu :)
marzan!
Jeśli udałoby mi się podzielić się z czytelnikiem pięknem i sprawić, że rzeczywistość wydała się czymś przyjemniejszym – byłabym naprawdę zadowolona :)
Dziękuję za tak miły komentarz!!!
Pozdrawiam Wszystkich!
Super opowiadanie, dałam się wciągnąć. Podobało mi się i przy okazji wchłonęłam trochę wiedzy o ikonach i mądrych lipach.
Bardzo ładne malowanie słowami. Chociaż niewiele się działo, czytało mi się lekko i przyjemnie, a takie budowanie narracji to duża umiejętność. Szkoda, że tyle tu tajemnic, bo chętnie bym lepiej poznał bohaterki opowiadania, ale wiem, że taki był zamysł.
Pięknie napisane, z klimatem i sugestywnymi opisami.
Po przeczytaniu miałem nieodparte wrażenie, że to fragment, a nie zamknięta fabuła. Ale może czegoś nie załapałem, jest tu dużo tajemnic i aluzji.
Tak czy inaczej, pozdrawiam i klik z przekonaniem
e: albo nie klik, bo już naklikane
Dlaczemu nasz język jest taki ciężki
stawiam “szóstkę”, czyta się jak krew elfów
Kazik!
Cieszę się, że się spodobało :)
Galicyjski Zakapior!
miałem nieodparte wrażenie, że to fragment
Fragment rzeczywiście, bo to fragment podróży bohaterek, podróży w przestrzeni i podróży wewnątrz siebie.
Tomasz!
Szkoda, że tyle tu tajemnic,
Ale rozwikłanie tajemnic nic by nie dodało do tej historii, tak myślę :)
Nova
wchłonęłam trochę wiedzy o ikonach
Bardzo się cieszę!
Wszystkich pozdrawiam!