- Opowiadanie: Jim - Z pamiętnika młodej badaczki, odcinek 365: O kapitanie, mój kapitanie!

Z pamiętnika młodej badaczki, odcinek 365: O kapitanie, mój kapitanie!

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Z pamiętnika młodej badaczki, odcinek 365: O kapitanie, mój kapitanie!

 – Wando, czy ty w ogóle słuchasz? – spytała Ela.

– Słucham – skłamałam.

– Zaraz tu będzie Stomil.

– Zaraz?

– Tak, wielka bakteria. Nie słuchałaś?

– Oczywiście, że słuchałam. Zawsze cię uważnie słucham.

– I proszę, tym razem śmiej się z jego żartów. Pamiętaj, że to mamy w umowach o pracę.

– Nie mogę uwierzyć, że się na to zgodziłyśmy.

– A sama nie żartuj. Pod żadnym pozorem. Tobie to wychodzi jeszcze gorzej niż jemu.

– Nigdy nie żartuję.

– Chciałabym w to wierzyć.

– To uwierz. Nie mam za grosz poczucia humoru.

– Zdążyłam zauważyć. Ale nie jestem pewna, czy ty to zauważyłaś.

– Zauważyłam. W moim życiu nigdy nie wydarzyło się nic śmiesznego.

– O, już są.

– A co tu robią ci wojskowi?

– Czyli jednak w ogóle nie słuchałaś?

Dyrektor Stomil ospale wtoczył się do laboratorium w towarzystwie dwóch ubranych w garnitury cywili i trzech żołnierzy. Po wężykach na pagonach poznałam, że to jakieś szychy. Pewnie generałowie.

Dwaj pierwsi generałowie przypominali podtatusiałych prymitywów przypadkiem wciśniętych w mundury, trzeci, choć też pewnie koło sześćdziesiątki, przypominał Georga Clooney'a.

– Panowie – Stomil zwrócił się do swoich towarzyszy – oto najlepiej funkcjonujące laboratorium, nie tylko w Łodzi, ale w całym kraju. Pozwolę sobie przedstawić panią profesor Elżbietę Piróg i jej asystentkę, doktor Wandę Strychalską. To one są autorkami artykułu, który wzbudził takie zainteresowanie.

Skinęłyśmy głowami. Dyrektor każdego pokrótce przedstawił. Zgodnie z tym, czego się spodziewałam, wojskowi byli generałami.

– A to generał Grzegorz Lisz. – Stomil zakończył prezentację na “Clooney’u” .

– Lisz jak nekromanta po zamknięciu duszy w filakterium i rytuale przemiany w nieumarłego? A kiedy awans na arcylisza?

Generał uśmiechnął się i odpowiedział:

– A to nie byłby raczej licz? Zapewniam, że nie ma we mnie nic z nekromanty. Grzegorz Lisz, bez „t”.

– Jak Psikuta? – wypaliłam. – Bez „s”?

Stomil spiorunował nas wzrokiem.

– Nasze badaczki mają niewyczerpane pokłady humoru – powiedział tonem usprawiedliwienia. – Bardzo specyficznego. Tak a propos, słyszałem nowy superśmieszny dowcip. Wiecie, czym się różni chemik od kucharza?

– Wiemy – wymsknęło mi się. But Eli po raz kolejny wbił mi się w kostkę.

– Kucharz może oblizać łyżkę.

Ela upewniła się:

– Mamy się śmiać?

– Przypomnę, że macie to w umowach o pracę!

– No to: hahahaha.

– A ty, Wando?

– Ha.

– Mało.

– Haha?

– W umowie stoi jasno, że muszą być co najmniej cztery „ha”.

– Hahahaha. Pasuje?

– Lepiej, ale poćwicz. Kontynuując prezentację, to profesor Jan Gryź, najlepszy w kraju specjalista od grupy monstrum i pan wiceminister, Adam Wyrucha.

Ela znów mnie kopnęła.

– Za co?

– Profilaktycznie – odpowiedziała profesor.

– Przejdźmy do konkretów. Artykuł, który nas tu ściągnął…

– Właściwie – przerwał Stomilowi Wyrucha – to nasze zainteresowanie przykuł filmik na Youtube.

– Zgadza się – potwierdzili generałowie.

– Pierwotnie myśleliśmy o innym ośrodku – kontynuował Wyrucha. – Oczywiście Warszawa czy Kraków odpadają, z przyczyn strategicznych i wywiadowczych, prawda, generale Kwaśny?

– Tak – odpowiedział najniższy i najbardziej podtatusiały z generałów. Mundur ledwo się na nim dopinał. – Braliśmy pod uwagę jeszcze Radom i Sosnowiec.

– Ale wybraliśmy Łódź – dodał ostatni generał. – Warszawa czy Kraków mogą zostać zbombardowane, Radom szybko przejęty, Sosnowiec skompromitowany, Łodzi to nie grozi.

– Co nie grozi Łodzi? – spytałam nieco zdezorientowana.

Generał Lisz uśmiechnął się i odrzekł:

– Nic. Łodzi nic nie grozi!

– No tak – zgodziłam się potulnie. – Bombardowanie Łodzi mija się z celem, bo miasto już wygląda na zbombardowane.

– Nie da się bardziej skompromitować, nie da się też inwigilować miejsca, gdzie w każdej chwili mogą się pojawić podwodne tramwaje, jednorożce czy latające babcie z plusem.

– Ale czego wy właściwie od nas oczekujecie? – chciałam wiedzieć.

Wiceminister wyjął z teczki parę kolorowych zeszytów i rzucił je na stół laboratoryjny:

– Tego.

Ze zdumieniem przyglądałam się komiksom. Superman. Batman. Kapitan Ameryka. Skrzywiłam się z niesmakiem. Same superbohaterskie, amerykańskie produkcje, niczego ambitnego, żadnego Enki Billala, czy choćby Sergio Toppiego.

– Zaraz – wyjąkałam z nagłym zrozumieniem – panie dyrektorze, chodzi o filmik na prima aprilis, który pan kazał po godzinie usunąć?

– Właśnie o ten – przytaknął zamiast Stomila wiceminister. – Niestety, w Internecie nic nie ginie, więc wrogowie wiedzą o naszych zamiarach.

– Zamiarach? – zdziwiła się Ela – Chodzi o badania na myszach, które prowadzimy, prawda? Taką informację dostałam w piśmie przewodnim…

– Mniej więcej – odparł Stomil. – Niestety, ze względu na tajemnicę państwową nie mogłem przekazać wszystkich szczegółów. Nim je podam, musicie podpisać klauzulę najwyższej poufności. Tutaj. I tutaj. I jeszcze tutaj. I tu też.

Szepnęłam do Eli:

– I znowu podpisałyśmy bez czytania. A jak tam jest gdzieś punkt, że będziemy w pracy nosić czerwone nosy i peruki klownów?

Profesor tylko zmarszczyła brwi, próbując się skupić na tym, co tłumaczył Stomil. Przez następnych parę minut słuchałyśmy z coraz większym zdumieniem. W pewnym momencie Ela szepnęła:

– Uszczypnij mnie.

Gorliwie wykonałam polecenie.

– Auuła… Więc nie śnię. Panie dyrektorze, mógłby pan jeszcze raz powtórzyć parę ostatnich zdań, bo nie wiem, czy dobrze zrozumiałam?

– Ja to zrobię – wtrącił najgrubszy z generałów. Streścił długi wywód Stomila w krótkich żołnierskich słowach. Pomyślałam, że nazwisko generała, Kwaśny, pasuje pewnie do opisu mojej własnej miny, bo minę Eli ten przymiotnik opisywał wprost idealnie.

– Namieszałaś – szepnęła.

– To ty wymyśliłaś tytuł: „od supermyszy do superżołnierza”.

– Oto akta obiektów doświadczalnych – powiedział generał Lisz, podając Eli niezbyt grubą teczkę – większość jest utajniona, nie będą panie znały ich nazwisk ani stopni, proszę mi jednak wierzyć, że ci ochotnicy to sama śmietanka. I to nie tylko wojskowa, poza AGATem, NILem czy Fermozą mamy tu też policjantów z BOA a nawet strażaka z HUSAR.

Generał Kwaśny dodał:

– Witamy więc oficjalnie w Projekcie Boat-Man.

– Batman? – upewniła się Ela.

Stomil zmarszczył czoło:

– Myślałem, że projekt miał się nazywać Kapitan Łódź?

– W istocie, tak przekażemy to potem prasie. Ale Projekt Boat-Man, w skrócie PBM to kryptonim. Nikt się nie domyśli, o co chodzi.

 

*

 

– A pan to właściwie czym się zajmuje?

– Jestem z uniwersytetu wrocławskiego, profesor Jan Gryź.

– Miło mi, panie profesorze, ale czego dotyczą pana badania, bo nie kojarzę? – spytała Ela uprzejmie. Wiedziałam, że za tą maską uprzejmości kryje się irytacja. Szefowa nie chciała, żeby biolog z zewnątrz pałętał się po laboratorium i non stop patrzył jej na ręce. Zresztą, ja też tego nie chciałam.

– Wiceminister powiedział, że mam koordynować prace między ośrodkami.

– Między ośrodkami?

– We Wrocławiu robią egzoszkielet superżołnierza. Prace są bardzo zaawansowane. Jutro przywiozą tu dwa prototypy.

– Więc stąd ta tajemnicza grupa monstrum? Jakim działem biologii się pan zajmuje?

– Nie jestem biologiem.

– Robotyk? Cybernetyk?

– Matematyk.

– Matematyk?!

– Tak. Przykro mi, że panie rozczarowałem.

– To co pan ma wspólnego z grupą monstrum?

– To główny obszar moich badań. Grupa monstrum to największa skończona grupa prosta, nienależąca do żadnej z nieskończonych rodzin grup prostych.

– Wiele razy użył pan w swojej wypowiedzi słowa „prosta” ale proszę mi wierzyć, nic z tego, co pan mówi, nie jest dla mnie proste. Co to ma za związek z naszą pracą?

– Żaden. Chyba sam się trochę wkopałem, wspominając o Richardzie Borcherdsie i jego pracy na temat zjawiska Monstrum-Moonshine. Wiceminister uznał, że monstrum w nazwie musi się przekładać na znajomość potworów, a polski superbohater będzie miał do czynienia z superpotworami, zwłaszcza zza wschodniej granicy.

Popatrzyłyśmy na niego jak na kosmitę, co Gryź uznał za zachętę do dalszych wyjaśnień:

– Nawet, jak mu zacząłem tłumaczyć, czym jest nawias Liego, mówić o niezależnych generatorach, o 196883-wymiarowej przemiennej nieasocjacyjnej algebrze, posiadającej operację wewnętrznego mnożenia z tożsamością, to nic z tego nie zrozumiał.

– Wiceminister nic z tego nie zrozumiał?

– Nic a nic.

– Zdumiewające, nieprawdaż? – spytałam.

– Tak, w istocie, zdumiewające. Tym bardziej, że tak jak do pań, mówiłem prostym językiem.

– W istocie – zgodziła się Ela. – Pije pan kawę?

– Poproszę. Ale małą. Mam coś, co może się paniom przydać.

– Doprawdy?

Gryź podał Eli szarą, podniszczoną teczkę. Dostrzegłam, że dużym, gotyckim pismem wykaligrafowano na niej: Supersoldatenprojekt Unzerstörbar.

 

*

 

– Nieszczęście, nastąpił przeciek! – Stomil był wyraźnie wzburzony.

– Przeciek? Tu? W Łodzi? – spytała Ela.

Stomil spojrzał na nią jak na kretynkę.

– Sytuacja jest poważna. Wróg nie tylko odkrył nasze zamiary, ale wprost nam daje do zrozumienia, że on wie, że my wiemy, że on wie, że my wiemy, że on wie!

– A jeśli to ona?

– Kto?

– Wrogini.

– To jeszcze gorzej! Do pełnej katastrofy brakuje tylko, by się tu pojawiły jakieś piękne rudowłose rosyjskie agentki!

– Ma pan coś przeciw rudym? – spytałam wojowniczo.

– Ach, niech pani wybaczy, Wando, goli pani głowę tak dokładnie, że zupełnie zapomniałem, jaki pani ma kolor włosów.

– Ma pan coś przeciwko mojej fryzurze?

– Boże broń! Ale dziś, w necie, widziałem taki obrazek: postacie z kreskówki, pięć dzieciaków różnych ras z pierścieniami, przy nich napisy: rozkopane bardziej niż w Poznaniu, MPK gorsze niż we Wrocławiu, brudno jak w Sosnowcu, patologia jak w Radomiu, korki większe niż w Warszawie. I poniżej superbohater z podpisem: Kapitan Łódź!

Zaśmiałyśmy się uprzejmie.

Stomil zgromił nas wzrokiem:

– I z czego się śmiejecie!?

– Przecież mamy to w umowach. Miały być minimum cztery „ha” a było nawet po pięć.

– To nie był żart! Znaczy był, ale nie mój, a sytuacja jest poważna! Ktoś wie o projekcie!

– Spokojnie, ja tego mema z dziesięć lat temu widziałam – odparła Ela – niech pan nie panikuje.

 

*

 

– I co panie o tym sądzą? – spytał profesor Gryź, popijając kawę. Już całkiem się zadomowił w laboratorium. Z reguły siedział w kąciku, coś tam robił na laptopie i nie przeszkadzał, więc nie zwracałyśmy na niego uwagi.

– O czym? – spytała Ela, nie odrywając oka od mikroskopu.

– O tych aktach projektu superżołnierza, który dla pań z Wrocławia przywiozłem. Wiem, że są niekompletne i to badania sprzed prawie stu lat, ale widziały panie zdjęcia tego Żelaznego Unzerstörbara? Imponujące.

– To mistyfikacja – odparłam. – To jakieś banialuki, nic z tego nie ma sensu.

– Zresztą, gdyby Niemcy dysponowali taką superbronią, wygraliby wojnę.

– Nie doczytały panie, że Żelazny Unzerstörbar się zbuntował i próbował zabić Hitlera? Do tego pogląd, że jakaś niemiecka wunderwaffe mogłaby odmienić losy wojny, jest tyleż częsty, co błędny. Mieli całe mnóstwo projektów cudownych bronii, ale i tak to niczego nie zmieniło.

– Pan jest matematykiem czy historykiem?

– Nie zamykam się w swoim matematycznym światku, czytuję i sam próbuję tworzyć poezję, interesuję się historią i fizyką.

– Mój poprzedni facet był fizykiem.

– Na szczęście Ela z nim zerwała, bo świntuch zaczął gadać o eksperymentach z podwójną szczeliną.

– Bardziej przez to, że bez krępacji opowiadał Wandzie o swoim Huygensie. Erotoman gawędziarz.

– Rzeczywiście podejrzewają panie, że to tylko sprytna mistyfikacja? Robiono dokładne datowanie tych akt…

– Niech pan sam pomyśli jak to brzmi: za najtajniejszą niemiecką superbroń miałby być odpowiedzialny niemiecki Żyd, profesor Fritz Haber, twórca pierwszych gazów bojowych? Ten sam, który stał na czele Niemieckiego Towarzystwa do Walki ze Szkodnikami, gdzie opracowywał niesławny Cyklon B? Przecież to absurd.

– A jednak. Według naszych danych wywiadowczych Supersoldatenprojekt Unzerstörbar po wojnie został przejęty przez sowietów. Co prawda nie pracował nad nim już sam Haber, który zmarł długo przed wojną, ale i tak udało się utrzymać Unzerstörbara w służbie jeszcze przynajmniej do sześćdziesiątego pierwszego roku.

– I co się stało w sześćdziesiątym pierwszym? Projekt zamknięto?

– Unzera stworzono, poddając eksperymentom polskiego więźnia, być może właśnie dlatego ten superżołnierz często się buntował. Wspominałem o jego nieudanym zamachu na Hitlera. W ZSRR z początku spełniał bez szemrania wszystkie rozkazy. Jednak gdy Nikita Chruszczow zapragnął osobiście zobaczyć możliwości Unzera na poligonie, ten nie tylko zmasakrował więźniów (co miał uczynić), ale też całą kompanię specnazu i niewiele brakowało, by zabił samego pierwszego sekretarza.

– Jak rozumiem, ruscy go za to rozstrzelali.

– Poniekąd. Po uspokojeniu Unzera kołysanką, przewieźli go na poligon atomowy i zrzucili mu na głowę bombę.

– Chyba nie atomową?

– Wodorową.

– Żartuje pan?

– Nie. 30 października 1961, w obwodzie archangielskim, nad archipelagiem Nowej Ziemi podpułkownik Andriej Durnowcew przeprowadził powietrzną próbę termojądrową…

Zarechotałam.

– Z czego się pani śmieje? – spytał Gryź.

– Durnowcew? To przecież nie może być prawdziwe nazwisko!

– Wanda ma rację. Na milę czuć ściemą – poparła ją Ela. – Durnowcew? Że niby niedurnych nie mieli? Zrzucanie atomówki, by uśmiercić jednego człowieka? Ktokolwiek panu dostarczył te dane, chce z pana zrobić Durnowcewa.

Gryź westchnął.

– Durnowcew to prawdziwe nazwisko. „Durny” to częsta nazwa dla rzeczy wcale nie głupich. Wie pani, że w Tatrach jest Durny Szczyt? I to nie byle jaki szczyt, a jeden z korony Tatr, czwarty co do wysokości.

 

*

 

Nazajutrz laboratorium wyglądało, jakby przeszło przez nie trzęsienie ziemi. Zamiast jednej ze ścian zastaliśmy stertę gruzu. Stoliki poprzewracane, sprzęty połamane, urządzenia roztrzaskane. Policja i wojsko były w drodze. Ochroniarze uwijali się wśród szczątków aparatów, co chwilę pytając nas, czego brakuje.

Na pewno brakowało wszystkich próbek naszego serum, poza tą jedną, którą wczoraj przez nieuwagę zostawiłam w wirówce. A co gorsza – brakowało Eli.

Zawsze przychodziła do pracy jako pierwsza. Zadzwoniłam na jej komórkę (bez odzewu) i do jej siostry (nic nie wiedziała, tylko ją niepotrzebnie zmartwiłam).

Do ruin laboratorium wparował młody ochroniarz, Staszek, (ten sam, który wziął mnie niedawno za szefową ochrony) i wypalił do mnie i Gryzia:

– Musicie to zobaczyć.

Z taśm, które nam pokazał, niewiele mogłam zrozumieć.

Na ekranie wyraźnie widać było, jak dwaj zamaskowani mężczyźni w mundurach nadbiegają korytarzem, a ogromne stalowe monstrum gna za nimi. Wyrżnęło barkiem w ścianę i zrobiło z niej obłok pyłu. Wpadli do laboratorium i zanim wyeliminowali strzałami z pistoletów wszystkie kamery, zdążyły nagrać, jak potwór porywa Elę. Złapał ją pod pachę jak King Kong.

– Co to jest? – spytałam przerażona.

– To Żelazny Unzerstörbar.

Otworzyłam teczkę, porównałam niewyraźne zdjęcie z tym, co było widać na ekranie. Nie było najmniejszych wątpliwości. Gryź miał rację.

Przejrzałam teczkę uważniej. Spytałam Gryzia o dziwny symbol nagryzmolony na kilku skopiowanych dokumentach.

– To po hebrajsku. To słowo oznacza “prawda”, choć nie wiem, co miało znaczyć w tym kontekście.

Zeskanowałam symbole komórką i rzeczywiście: było to słowo “Emet” – prawda.

 

*

 

Możecie mnie uznać za idiotkę, ale nie uwierzyłam w zapewnienia generałów Kwaśnego i Lisza, że wojsko ma wszystko pod kontrolą i niedługo Ela wróci do nas cała i zdrowa. Może i zamierzali poruszyć niebo i ziemię, ale to stanowczo za mało wobec cudactwa, którego nie zabiła nawet atomówka.

Próbowałam ich przekonać, że powinniśmy zsyntetyzować więcej serum i wstrzyknąć je paru ochotnikom, niech superbohaterowie rozprawią się z superzłoczyńcą?

Ale okazało się, że wszystkie dane o serum zostały wykasowane.

Ta ampułka w kieszeni to wszystko, co mam. I na szczęście im o niej nie powiedziałam.

I wiecie co? Może i wyglądam głupio, stojąc na dachu w ciasnym, choć elastycznym egzoszkielecie, czekając, aż serum zacznie działać. Ale wcale nie czuję się źle. Czuję euforię.

Czujniki egzoszkieletu wykryły już przeciwnika.

Nie umknie mi.

 

*

 

Okolice Księżego Młyna spowijała gęsta nienaturalnie wyglądająca mgła, jakby ktoś użył maszyny do wytwarzania dymu i podświetlił scenę od dołu neonami.

I choć zdawało się, że te obłoki tłumią wszystkie dźwięki, nocną ciszę rozdarł odgłos przywodzący na myśl coś pośredniego pomiędzy rozpędzającym się pociągiem pancernym, nadjeżdżającym batalionem czołgów a tysiącem oszalałych młotów udarowych.

To nadchodził Żelazny Unzerstörbar, stwór o żelaznym, radioaktywnym sercu, włosach z żywego tytanu i skórze z materiału o nieznanym składzie, którego nie imała się żadna znana broń.

Naprzeciw biała, wąska, zaostrzona, jak głaz, bodzący morze stałam ja, Kapitan Łódź. A może Miss Boat? Nad nazwą jeszcze pomyślę.

Tak czy siak ma drań przewalone. Rozgrzana serum, wspierana potęgą egzoszkieletu, z nadludzką prędkością runęłam do ataku.

Byłam pewna, że nie ma ze mną szans.

 

*

 

Walka nie trwała długo.

Żelazny Unzerstörbar spuścił mi taki łomot, jakiego nie doświadczyłam nigdy, choć jako typowa chłopczyca nawalałam się z chłopakami przez całą podstawówkę.

Leżąc w kałuży własnej krwi i wymiocin, próbując się podnieść, syknęłam w jego stronę:

– Mama cię nie nauczyła, by kobiety nie bić nawet kwiatkiem? Marny babski bokser!

Unzer zatrzymał się i wyglądał, jakby mu było trochę głupio.

Ha! Tu cię mam – pomyślałam. Choć wcale nie było mi do śmiechu.

Usłyszałam kroki.

Ulicą zbliżał się generał w otoczeniu kilku komandosów.

Mimo rozciętej wargi uśmiechnęłam się:

– No proszę! Generał Lisz!

Powoli wstałam. Unzer nadal tkwił nieruchomo.

– A myślałam, że nie doczekam się kawalerii! Trochę go potłukłam, ale zostawiłam też odrobinkę dla was. Ela jest w tym budynku za Unzerem, niech ktoś po nią pójdzie!

– Myślę, że nie do końca rozumie pani swoją sytuację – odpowiedział z uśmiechem generał.

 

*

 

Troszkę mi się kręciło w głowie. I w pierwszej chwili nie zrozumiałam następnego zdania, które wypowiedział, ale był tak uprzejmy, że je powtórzył.

Skurczysyn.

– Tak, pani Wando.

– Cholera.

– Jak mówiłem, nie nazywam się Lisz tylko Liskow. Grigorij Liskow. I nie jestem polskim generałem, tylko rosyjskim pułkownikiem. I nie mówiłbym tego, gdyby pani miała szansę komukolwiek coś powtórzyć. Unzer, zabij ją.

– Zaraz! – krzyknęłam w stronę Unzera – Nie musisz tego robić! Jesteś Polakiem, prawda? Zbuntuj się! Odmień swoje życie!

Unzer wzruszył ramionami:

– Jestem Polakiem. Swoje życie, swojego życia, swojemu życiu, swoje życie, swoim życiem…

Liskow zaśmiał się:

– Niezła próba, ale pora umierać, panno Strychalska.

– Cholera – zaklęłam ponownie. W oczach pojawiły się łzy: więc tak umrę, niepotrzebnie, niczego nie dokonawszy?

Unzer chwycił mnie i wzniósł pięść do ostatniego ciosu.

– Co to właściwie dla ciebie znaczy “Emet”?

Liskow wykrzyknął:

– Nie wypowiadaj tego słowa!

– Emet! Emet!

 

*

 

Nie bardzo rozumiem, co się stało potem. Oczy Unzera zalśniły czerwienią. Cisnął mnie o ścianę. Straciłam przytomność.

Gdy ją odzyskałam, pochylał się nade mną profesor Gryź.

– Proszę się nie ruszać. Obserwowaliśmy pani walkę. Jest pani niestety mocno pogruchotana.

– Co się stało?

– Unzer wpadł w jakiś rodzaj szału i pozabijał Liskowa i jego kolegów ze specnazu.

– A Ela?

– Trochę poobijana, ale przeżyje. To o panią się najbardziej martwimy. Gdyby nie egzoszkielet i serum, już by pani nie żyła. 

– I co teraz?

– Cóż. Ukradła pani mienie wojskowe o wartości milionów złotych. Zataiła pani fakt istnienia ostatniej ampułki serum. Bez żadnej autoryzacji wstrzyknęła je pani sobie. Źle to wygląda.

– Co mi grozi?

– We Wrocławiu właśnie składają nową wersję egzoszkieletu. Śledzimy Unzera. Obawiam się, że grozi pani przetestowanie tej nowej wersji i druga runda z tym potworem. Tym razem proszę go nie wpędzać w szał. Czy się tego pani podejmie, Panno Łódź?

Koniec

Komentarze

Kleineführer ist unerträglich :D

Czołg może wpaść w poślizg na zwłokach, na asfalcie

Vielen Dank für Ihren scharfsinnigen Kommentar! :D

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Wenn ist das Nunstück git und Slotermeyer? Ja! Beiherhund das Oder die Flipperwaldt gersput!

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Czyżbym trafił na niemieckojęzczyną część Nowej Fantastyki?

Poniekąd.

 

https://www.youtube.com/watch?v=Qklvh5Cp_Bs

 

Ale by zachować życie i zdrowie lepiej tej konwersacji nie tłumaczyć na polski.

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

– Panowie – Stomil zwrócił się do swoich towarzyszy – oto najlepiej funkcjonujące laboratorium, nie tylko w Łodzi, ale w całym kraju, pozwolę sobie przedstawić panią profesor Elżbietę Piróg i jej asystentkę, doktor Wandę Strychalską, to one są autorkami artykułu, który wzbudził takie zainteresowanie.

Po panowie kropka. Po towarzyszy kropka, oto z dużej.

 

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

 

Porzucam poradnik zapisu dialogów, bo widzę, że masz z tym generalnie kłopotek.

 

– A to generał Grzegorz Lisz – Stomil zakończył prezentację na “Clooney’u” .

Stomil nie jest czynnością gębową, więc kropka po Lisz.

 

– Jak Psikuta? – wypaliłam – Bez „s”?

 

Kropka po wypaliłam.

 

 

– Pierwotnie myśleliśmy o innym ośrodku. – kontynuował Wyrucha – Oczywiście Warszawa czy Kraków odpadają, z przyczyn strategicznych i wywiadowczych, prawda panie generale Kwaśny?

A tu bez kropki po ośrodku. Wyjaśnienia w poradniku.

 

– Właśnie o ten. – przytaknął zamiast Stomila wiceminister – Niestety, w Internecie nic nie ginie, więc wrogowie wiedzą o naszych zamiarach.

Be kropki po ten, za to z kropką po wiceminister.

 

–Namieszałaś – szepnęła.

Brak spacji przed namieszałaś.

 

Zabawne opowiadanie, z dość dużymi problemami technicznymi. Popraw proszę błędy, a będzie się przyjemniej czytać.

Znakomity pomysł i taki bardzo na czasie.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Witaj. :)

Pomysł ciekawy i na pewno nietuzinkowy. :)

Brawa za tytuł, bo jestem absolutną fanką tego cyklu, wychowana na “Powtórce z rozrywki”. :)

Całe szczęście, że tekst nie jet po niemiecku… :)

Pozdrawiam, powodzenia w konkursie. :)

Pecunia non olet

Będąc młodą lekarką, po krótkiej przerwie wyposzczoną w zakresie literackim, z ulgą witam inauguracyjne pukanie, po którym zjawiło się u mnie towarzystwo z wyższej półki, 

śmietanka, krem dela Kreml, madame Hyacinth Bucket i sam Bruce Lee.

Recepta co do kropek i ich braku – zrealizowana.

Co do mowy Goethego:

https://www.youtube.com/watch?v=Wi_i8NICQVE

 

Jeden Donald sprzedaje Ukrainę, drugi Polskę, trzeci jeździ na nartach po mamonie…

 

 

współczesność starzeje się najszybciej – proszę się zatem rozciągnąć na leżance, rozluźnić i myśleć o czymś przyjemnym.

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Filmik super. Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Bardzo sympatyczna trawestacja mitu o Golemie. Przeczytałem bez zacinania się i zawieszania na mieliznach, a to sporo. Klik.

Już tylko spokój może nas uratować

Będąc młodą lekarką, przyszedł raz do mojej przychodni Rybak3, albo trzech Rybaków przyszło? 

Naplułam na wacik i zdezynfekowałam nim czaszkę. 

Bruce’a też pozdrawiam, zręcznym ruchem obuchem zadając pacjentowi narkozę munczakiem.

Zrel… Zre… zrela… a zresztą – za klika dziękuję, a tu się rewanżuję na parapecie.

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

nie da się też inwigilować miejsca, gdzie w każdej chwili mogą się pojawić podwodne tramwaje, jednorożce czy latające babcie z plusem.

Tego nie kupiłem jako czytelnik. Mogę wygiąć wyobraźnię w dowolną stronę, ale kiedy początkowo uniwersum wygląda na realistyczne, zdanie pozostawia mnie nieco zagubionego w wymyślonym świecie.

 

Ela upewniła się:

– Mamy się śmiać?

– Przypomnę, że macie to w umowach o pracę!

– No to: hahahaha.

– A ty, Wando?

– Ha.

– Mało.

– Haha?

– W umowie jest jasno, że muszą być co najmniej cztery „ha”.

– Hahahaha. Pasuje?

Dość długi fragment, który nie zabrzmiał naturalnie. Byłby naturalny, gdyby Stomil był sam na sam z podwładnymi, ale przy gościach w tej całej scenie coś “nie gra”.

 

 skórze z materiału o nieznanej strukturze, którego nie imała się żadna znana broń.

Rym, powtórzenie, i chyba troszkę lenistwa logicznego. Skoro skóra została zaprojektowana i wytworzona, to jej struktura musiała być znana – może ta wiedza zaginęła? Ale jeśli nawet tak, to od lat 60-tych udoskonalono sporo różnych broni – skąd bohaterka wie, że nie zadziałają? Poza tym każdy superbohater ma słabości, i rozwiązanie fabularne w rodzaju mocniejszego grzmocenia go traci sens. To jest konkurs z humorem, można było wymyślić sto zabawnych sposobów powstrzymania superbohatera. Może chociaż ma łaskotki? Kompleksy, fobie, lęki, jakieś nadzieje z dzieciństwa? I dlaczego nie spróbowała kołysanek, skoro wiedziała, że działają?

Liskow wykrzyknął:

– Nie powinnaś wypowiadać tego słowa!

Jeśli ktoś coś krzyczy, obawiając się, że za chwilę zostanie zgnieciony na miazgę, raczej nie używa tak długich form.

“Nie! Nie mów tego!” – to kwestia dialogowa, którą mogę wykrzyczeć.

 

Logicznie nie kleiło się więcej rzeczy. Może nie jestem uważny, ale czy wiceminister nie powinien kojarzyć generałów, z którymi współpracuje przy projekcie? Czy mam uwierzyć, że Liskow jest takim kretem, że nie przeszedł procesu weryfikacji, zanim stał się generałem? A co z Kwaśnym? Czy wszyscy byli agentami? W takim razie Wyrucha musiał być super głęboko zakopanym kretem, ponieważ nazwisko wiceministra raczej można zgooglować. Mogę kupić to, że ktoś podstawił Stomilowi rosyjskich agentów jako generałów, a Stomil tego nie zweryfikował, ale wiceministra raczej zna..

Scena, w której bohaterka wymawia słowo -klucz też nie brzmi przekonująco. Przed spodziewaną śmiercią bawi się nagle w detektywa? To jest jej ostatnie pytanie do świata?

Jądro żelazo jest jednym z najbardziej stabilnych. Gwiazda zaczyna gasnąć, ponieważ wyprodukowała zbyt dużo żelaza. W sumie można wytworzyć sztucznie niestabilne izotopy żelaza, ale jest to raczej trudne, a szansa na otrzymanie takiego rezultatu w przypadkowy sposób – znikoma. Bomba wodorowa nie wytworzy żelaza właśnie dlatego, że wybucha. Reakcja trwa za krótko. Zatem skąd ma to żelazne radioaktywne serce?

 

Ogólne wrażenia dobre, opowiadanie zabawne, choć zupełnie nie mogłem wczuć się w świat, może przez liczne zgrzyty fabularne. Były w tym konkursie opowiadania napisane topornie, ale urokliwie, to jest napisane dobrze, ale zupełnie do mnie nie trafiło.

 

Więcej dziś nie komentuję, bo czuję, że zaraziłem się smutozą od Tarniny.

Drogi marzanie: i tu się mylisz. W camiuśkim centrum Łodzi, tuż przy Stajni Jednorożców, galopuje naturalnej wielkości przednia połowa autentycznego stalowego jednorożca, ciągnąc za sobą malowniczo rozwiane równie stalowe flaki. Nie znasz Łodzi, czyli :DDD

Już tylko spokój może nas uratować

Będąc Młodą Lekarką, przyszedł raz do mojej przychodni pacjent marzan, trzymający się oburącz w okolicy szyi z rozbudowanym komentarzem.

Proszę się zatem położyć na leżance, a ja się przygotuję diagnostycznie.

Gdy wróciwszy z zaplecza, procedury medyczne zastosowałam w ramach moich skromnych możliwości i niedostatków inwentarza, którego z racji ogólnego dobrobytu uzupełniłam o sprzęt lokalny a nie sprowadzany. Stąd też zatem i albowiem być może doszło do nieporozumień.

Pacjent marzan nagle zawrzasnął – robiąc z angielska reality check, się nadwyrężył i nie do wiary – nie udało się w porę zawiesić niewiary. Próbowałam na recz naprowadzić, ale głos mój jest głosem wołającego o ścianę.

 

Nawet przeźrocza prezentujące obrazki z wystawy (galerii łódzkiej) niewiele choremu pomogły, kiedy na nierzeczywistość rzeczywistości zaniemógł:

 

latające babcie z plusem:

https://bip.brpo.gov.pl/pl/content/%E2%80%9Elataj%C4%85ce-babcie-z-plusem%E2%80%9D

 

podwodne łódzkie tramwaje:

https://lodz.tvp.pl/47985549/zatonal-tramwaj-linii-9b-na-ulicy-konstantynowskiej

 

jednorożce:

https://lodz.travel/turystyka/co-zobaczyc/ulica-piotrkowska/stajnia-jednorozcow-i-pomnik-jednorozca/

 

 

Co do reszty zarzutów (odrzutów i przerzutów) pacjenta zaordynowałam usunięcie błędnika.

Jak wiadomo narządem odpowiedzialnym za popełnianie błędów jest błędnik, więc już czytelnik błędu tego nie popełni, żądając od postaci naćpanej nieprzetestowanym serum, zachowań i myśli całkiem racjonalnym.

 

– A co pani ma tu na głowie?

 

 

Przyrząd medyczny, zwany lusterkiem, którym wykonywam lustrację.

I pewnie lustracja czy ilustracja Grzegorza Lisza była prokurentowana w podobny sposób, w pełni prufesjonalnie wykonana, faktem wszakże powszechnie znanym jest, że w Polsce wszelkich lustracji i służb nie obawiać się mogą jedynie byli ubecy i autentyczni obcy agenci, natomiast niewinnych dopada ona nieuchronnie, czego sama będąc Młodą Lekarką doświadczyłam, ponieważ nie podpisałam pisemka, które należało podpisać, aby udowodnić, że się nie jest wielbłądzicą.

 

Nie jestem też pewną czy śpiewanie kołysanki od prostego pytania o prawdę byłoby bardziej realistyczne.

 

Zdezynsekuję to panu nadmanganianem i proszę przemywać gardło obficie etanolem.

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Nie, nie znam obecnej Łodzi. Być może jest to miejsce pełne magicznej aury, ja pamiętam je z “szarych” czasów.

Jeśli opowiadanie jest napisane w ten sposób, że do wczucia się w nie należy najpierw pozwiedzać Łódź, i tak nie przekona mnie do siebie. Być może, gdybym częściej odwiedzał to urocze miejsce, to zamiast zawiesić się na tym zdaniu, zaśmiałbym się. Ale nie odwiedzam, więc tylko wybiło mnie to z rytmu. O ile latające babcie z plusem są zabawne jako nazwa skweru, to podwodne tramwaje nie są specyfiką Łodzi, bo tabor komunikacyjny regularnie zalicza dodatkową kąpiel i w Warszawie, i w Gdańsku, i pewnie w każdym większym mieście, w którym zapcha się kanalizacja.

Nie widzę też przeszkód w inwigilacji. W PRL absurdów było mnóstwo, a inwigilacja (w formach mniej lub bardziej absurdalnych) kwitła.

Każde miejsce w Polsce ma swoje zabawne absurdy. Sztuka pisać o tym tak, by czytelnika tym zainteresować, a nie wprawiać w zakłopotanie, lub tworzyć historie z hermetycznym humorem.

Nie jestem też pewną czy śpiewanie kołysanki od prostego pytania o prawdę byłoby bardziej realistyczne.

Realistyczne nie, ale śmieszniejsze – tak!

 

 proszę przemywać gardło obficie etanolem.

Hm, być może po tej kuracji łatwiej wczuję się w kolejne opowiadanie.

 

faktem wszakże powszechnie znanym jest, że w Polsce

O, lekarka od polityków też coś złapała, trzeba uważać, bo kichają na prawo i lewo, czasem na środek też.

 

Lekarka taka czupurna, tekstu pod nóż nie da i czytelników leczyć chętna, tylko się chwali! Niech tylko z serum uważa.

A jak ten pacjent z żelaznym sercem znów się w Łodzi rozszaleje, to magnesik włączyć, i od razu rytm mu się uspokoi… żeby jeszcze babć i jednorożców w szale nie rozdeptał!

 

P.S. a jakaś refundacja tego etanolu z NFZ to będzie?

Cóż mogę powiedzieć…

Dziękuję Ci, Anonimie, że zamieściłeś tylko jeden odcinek, darując sobie wcześniejsze.

Jestem mocno rozczarowana lekturą, bo w tej historii nie znalazłam nic, co choćby w przybliżeniu kojarzyło się z niezwykłą działalnością młodej lekarki na rubieży, że o jej niespotykanym darze stawiania diagnozy i unikalnych metodach leczenia nie wspomnę.

Na wszelki wypadek realizuję się z wylaniem na parapecie i znikam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Będąc Młodą Lekarką, przyszła raz do mojej przychodni pacjentka reg i słusznie się uskarżała, na ból powodowany lekturą, której tytuł za wiele obiecywał, dlatego oto błysłam intuicją medyczną, bo nie dawało mię spokoju i w tytulę słowo “lekarką” zmieniłam, na mniej obiecujące “badaczką” (a może biedaczką?).

 

Natomiast co do powracającego krokiem kroczącym pacjenta płci przeciwnej i jego instytuacji, powiedzieć jedynię mogę, żem jeśli bymżem pisała o Marsie, pewnież wziąłby mnie za Marsjankę – więc miejsce akcji jeszcze niczego nie przesądza, bo ja wyposażenia marysjańskiego u siebie nie zdiagnozowałam.

 

Równie z wylaniem polecam się na przyszłość.

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Anonimowa młoda badaczko, jeśli każdy Twój pacjent zostawi na parapecie stosowne wyrazy wdzięczności, nawet bez wylania, przyszłość Twoją widzę jasną – nie będziesz biedaczką. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Oczom nie wierzę, uszom nie słyszę, że lekarka z tytułu została wyciachana. I teraz w tym złożeniu tytułów tylko jeden został. W ogóle zastanawiałem się skąd ta lekarka i wyszło mi, że może o Wrocław chodzić, który też w opowiadaniu się pojawia. Z O Kapitanie! Mój Kapitanie! sprawa wydaje się prostsza, przecież skojarzenie kapitan, okręt, Łódź.

Opowiadanie całkiem zabawne. Żarty takie i siakie i też w stylu:

Gdzie jest druh Boruch? Nie ma druha…

 

Polacy nie gęsi też mogą mieć swoich superbohaterów i to też na plus. Fajnie się czytało.

 

Klikam. Pozdrawiam!

Natomiast co do powracającego krokiem kroczącym pacjenta płci przeciwnej

Młoda lekarka chce zapewne zachęcić jakąś duszę śmiałą, żeby w mój niecny zakład złapać się dała, pewna, że przegram i opowiadanie pisać będę musiał. Tymczasem ów zakład jak haczyk z robaczkiem sobie pływa, a żadna ryba tknąć go nie śmie – ciekawe, dlaczego?

*wiem, wiem, zaraz ktoś odpisze, że ten robak nieświeży i dlatego chętnych nie ma…

Przeczytałam wczoraj, ale nie zdążyłam wkleić.

Zaraz tu Stomil będzie.

Hmm. To nie jest naturalny szyk.

Pamiętaj, że to mamy w umowach o pracę.

ospale wtoczył się do laboratorium

Hmmmm.

Po wężykach na pagonach rozpoznałam, że to muszą być jakieś szychy.

Po wężykach na pagonach poznałam, że to jakieś szychy.

generałowie, przypominali

oto najlepiej funkcjonujące laboratorium, nie tylko w Łodzi, ale w całym kraju, pozwolę sobie przedstawić panią profesor Elżbietę Piróg i jej asystentkę, doktor Wandę Strychalską, to one są autorkami artykułu, który wzbudził takie zainteresowanie.

Tylko człowiek o imponującej pojemności płuc potrafi to wszystko powiedzieć jednym zdaniem. Albo kosmita.

Dyrektor przedstawił każdego pokrótce.

Po co akcent na "pokrótce"?

Zgodnie z tym czego się spodziewałam, wojskowi byli generałami. Nuda.

Z tym, czego. Ale – hmm?

Lisz jak nekromanta po zamknięciu duszy w filakterium i rytuale przemiany w nieumarłego?

Faktycznie, lepiej by pozostała przy nauce…

Stomil storpedował nas wzrokiem.

Hmm. Idiom brzmi "spiorunował wzrokiem", chociaż…

Wiecie czym

Wiecie, czym.

– Wiemy. – wymsknęło mi się.

Bez kropki, paszczowe.

But Eli po raz kolejny wbił się w mą kostkę.

Skąd taki patos? I anglicyzm? But Eli po raz kolejny wbił mi się w kostkę.

W umowie jest jasno, że muszą być co najmniej cztery „ha”.

Stoi jasno.

pan wiceminister, Adam Wyrucha

Wiceminister czego?

Artykuł, który nas tu ściągnął…

W ostateczności https://wsjp.pl/haslo/podglad/21270/sciagnac/5049976/turystow chociaż…

to zainteresowanie przykuł filmik na Youtube

Zainteresowanie musi być czyjeś. Może być ogólne.

prawda panie generale

Brak przecinka przed wołaczem.

odpowiedział najniższy i najbardziej podtatusiały z generałów, mundur ledwo się na nim dopinał.

Rozdzieliłabym na dwa zdania.

dodał ostatni z generałów

Dodał ostatni generał.

Warszawa czy Kraków mogą zostać zbombardowane, Radom szybko przejęty, Sosnowiec skompromitowany

E, tam. I tak nas wszystkich rąbną, że nie będzie co zbierać </ponuractwo>

nie da się też inwigilować miejsca, gdzie w każdej chwili mogą się pojawić podwodne tramwaje, jednorożce czy latające babcie z plusem

Dlaczego? Właśnie takie miejsce najłatwiej, jedno dziwadło więcej nie zrobi nikomu różnicy.

Kapitan America

Jak Kapitan, to Ameryka. Konsekwentnie.

wyjąkałam z nagłym zrozumieniem

?

tym razem Ela wyraziła zdziwienie

Mało naturalne, nie dam głowy za interpunkcję.

Niestety ze względu

Niestety, ze względu.

I znowu podpisałyśmy, nie czytając.

I znowu podpisałyśmy bez czytania.

na tym co tłumaczył

Na tym, co tłumaczył.

Wykonałam polecenie z gorliwością.

Albo: Gorliwie wykonałam polecenie; albo: Wykonałam polecenie z zapałem. Ewentualnie: Wykonałam polecenie z gorliwością młodszej pracownicy naukowej, która ma okazję się odegrać. (Czy coś w ten deseń).

nie wiem czy dobrze

Nie wiem, czy dobrze.

odparł najgrubszy z generałów

Nie odparł, bo nie został zaatakowany. Wtrącił.

Pomyślałam, że nazwisko generała, Kwaśny, pasuje pewnie do opisu mojej własnej miny, bo minę Eli ten przymiotnik opisywał wprost idealnie.

Hmm.

większość jest utajona

Literówka.

I to nie tylko wojskowa, poza AGATem, NILem czy Fermozą, mamy tu też policjantów z BOA a nawet strażaka z HUSAR

I to nie tylko wojskowa, poza AGATem, NILem czy Fermozą mamy tu też policjantów z BOA, a nawet strażaka z HUSAR.

Nikt się nie domyśli o co chodzi.

Nikt się nie domyśli, o co chodzi.

bo, nie kojarzę

Zmutowanych przecinków kolonizujących teksty tam, gdzie ich nie trzeba. Tego dotyczą te badania.

Jednak wiedziałam, że za tą maską uprzejmości kryła się irytacja, szefowa nie chciała by biolog z zewnątrz pałętał się po laboratorium i non stop patrzył jej na ręce. Zresztą, ja nie chciałam tego również.

Siostro, skalpel: Wiedziałam, że za tą maską uprzejmości kryje się irytacja. Szefowa nie chciała, żeby biolog z zewnątrz pałętał się po laboratorium i non stop patrzył jej na ręce. Zresztą, ja też tego nie chciałam.

Wiceminister stwierdził, że mam koordynować prace między ośrodkami.

Wiceminister jest tu autorytetem deontycznym, w żadnym razie epistemicznym (widziałaś ty kiedy wiceministra?). Więc nie stwierdził, tylko powiedział.

Grupa monstrum to największa skończona grupa prosta, nienależąca do żadnej z nieskończonych rodzin grup prostych.

Wpisałam w Internet. Istnieje. Plusik za erudycję.

Wiele razy użył pan w swojej wypowiedzi: „prosta” ale proszę wierzyć, że nic z tego co pan mówi nie jest dla mnie proste.

Wiele razy użył pan w swojej wypowiedzi słowa „prosta” ale proszę mi wierzyć, nic z tego, co pan mówi, nie jest dla mnie proste.

Stwierdził, że monstrum w nazwie musi się przekładać na znajomość potworów

Kto stwierdził?

Nawet jak mu zacząłem tłumaczyć czym jest nawias Liego

Nawet, jak mu zacząłem tłumaczyć, czym jest nawias Liego.

algebrze, posiadającej operację wewnętrznego mnożenia z tożsamością

Może to i żargon, ale operacje raczej są zdefiniowane na jakimś zbiorze, a nie zbiór je "posiada".

– Ani na jotę.

Na jotę coś się (nie) zmienia, ale rozumie?

Przeciek? Tu? W Łodzi? – spytała Ela.

Cute.

zamierzenia, ale wprost nam daje do zrozumienia

Rym. A mógłby odkryć nasze zamiary.

Wrogini.

Dobrze, że nie wróżka…

piękne, rudowłose, rosyjskie agentki!

Co najmniej jeden przecinek można rzucić Hulkowi.

zupełnie zapomniałem o naturalnym kolorze pani włosów.

Zupełnie zapomniałem, jaki pani ma kolor włosów.

spytał profesor Gryź popijając kawę

Przecinek: spytał profesor Gryź, popijając kawę.

Już całkiem się zadomowił w laboratorium, z reguły siedział w kąciku na boku i w niczym nie przeszkadzał, coś tam robiąc na laptopie, tak że nauczyłyśmy się go ignorować.

Strzyżemy: Już całkiem się zadomowił w laboratorium. Z reguły siedział w kąciku, coś tam robił na laptopie i nie przeszkadzał, więc nie zwracałyśmy na niego uwagi.

spytała Ela nie odrywając

Brak przecinka.

wygrali by

Łącznie. To tryb przypuszczający.

tyleż częsty co błędny

Tyleż częsty, co błędny.

Mieli całe mnóstwo projektów, które można by uznać za cudowną broń

Błąd kategorialny. To nie projekty można uznać za broń.

czytuję (i sam próbuję tworzyć) poezję

Nawiasy w dialogu?

interesuję się historią czy fizyką

I fizyką. Facet wymienia swoje faktyczne zainteresowania, nie stawia hipotez.

Na szczęście Ela zerwała z nim

Czemu taki akcent?

Robiono dokładne datowanie tych akt…

Hmm? Żargon?

za najbardziej tajną

Najtajniejszą.

miałby być odpowiedzialny niemiecki Żyd, profesor Fritz Haber, twórca pierwszych gazów bojowych

Haber zmarł w styczniu 1934 (myślałam, że popełnił samobójstwo, ale jednak nie).

stał na czele Niemieckiego Towarzystwa do Walki ze Szkodnikami opracowując

Do czego służą imiesłowy?

Obiektem doświadczalnym, którego zmieniono w Unzera był nasz rodak

Obiektem doświadczalnym, którego zmieniono w Unzera, był nasz rodak. ETA: I – hmmm. Obiektem, który.

być może to jest powodem, dla którego ten superżołnierz często się buntował

Naturalniej: być może właśnie dlatego tak często się buntował.

Wspominałem, o jego nieudanym zamachu

Przecinek pod ścianę.

niewiele brakowało by

Niewiele brakowało, by.

Na milę czuć ściemą. – Poparła ją Ela

Paszczowe: Na milę czuć ściemą – poparła ją Ela.

Że niby niedurnych nie mieli?

A mają? </zgryźliwość>

to częsta nazwa, dla rzeczy

Co tu robi przecinek?

Nazajutrz laboratorium wyglądało jakby przeszedł przez nie huragan.

Nazajutrz laboratorium wyglądało, jakby przeszedł przez nie huragan.

Na domiar złego, zamiast jednej ze ścian zastaliśmy stertę gruzu.

Zbędny przecinek, ale od tej sterty należało zacząć. Przecież – co widać pierwsze? Bałagan, czy ogromniastą dziurę w ścianie?

bez odzewu

Hmm. Sporo wtrąceń, chociaż.

Z taśm, które nam pokazał, niewiele mogłam zrozumieć.

Hmm.

Na ekranie wyraźnie widać było, jak dwaj zamaskowani mężczyźni w mundurach nadbiegli korytarzem, a tuż za nimi jakieś ogromne stalowe monstrum.

Na ekranie wyraźnie widać było, jak dwaj zamaskowani mężczyźni w mundurach nadbiegają korytarzem, a ogromne stalowe monstrum gna za nimi.

Wyrżnęło barkiem w ścianę, przemieniając ją w obłok gruzu i pyłu.

Wyrżnęło barkiem w ścianę i zrobiło z niej obłok pyłu.

Wpadli do laboratorium i nim wyeliminowali strzałami z pistoletów wszystkie kamery, zobaczyliśmy jak potwór porywa Elę, biorąc ją pod pachę jak King Kong.

Wpadli do laboratorium i zanim wyeliminowali strzałami z pistoletów wszystkie kamery, zdążyły nagrać, jak potwór porywa Elę. Złapał ją pod pachę jak King Kong.

z tym co widać

Z tym, co było widać.

Spytałam Gryzia o oznaczenie nagryzmolone przy kilku ze skopiowanych dokumentów, które wyglądało dla mnie dziwnie.

Prościej: Spytałam Gryzia o dziwny symbol nagryzmolony na kilku skopiowanych dokumentach. (Trudno coś pisać obok dokumentu.)

nie wiem co miało znaczyć

Nie wiem, co miało znaczyć. Ale wiesz, pismo hebrajskie jest abdżadem – zapisuje się tylko spółgłoski, ale jednak dźwięki, to nie jest pismo ideograficzne.

Możecie mieć mnie za idiotkę

Możecie mnie mieć za idiotkę. Albo uznać.

Może i zamierzali poruszyć niebo i ziemię by opanować sytuację, ale to stanowczo za mało by przeciwstawić się temu cudactwu, którego nie zabiła nawet atomówka.

Ciach: Może i zamierzali poruszyć niebo i ziemię, ale to stanowczo za mało wobec cudactwa, którego nie zabiła nawet atomówka.

czyż tak nie dzieje się zazwyczaj w komiksach

Nagły skok tonu.

Ta ampułka, którą miałam w kieszeni to wszystko co mam.

Ciach: Ta ampułka w kieszeni to wszystko, co mam.

I bardzo dobrze, że się im nie przyznałam do niej.

Ciach: I na szczęście im o niej nie powiedziałam.

Może i wyglądam głupio, stojąc na dachu w ciasnym choć elastycznym egzoszkielecie, czekając aż serum zacznie działać.

Może i wyglądam głupio, stojąc na dachu w ciasnym, choć elastycznym egzoszkielecie, czekając, aż serum zacznie działać. Hmm. Kiedyś już coś takiego było…

Czuję euforię.

Hmm.

Bo moje czujniki wykryły już przeciwnika.

Hmmm. Mało naturalne.

Okolice Księżego Młyna spowijała gęsta nienaturalnie wyglądająca mgła, jakby ktoś użył maszyny do wytwarzania dymu i podświetlił scenę od dołu neonami.

Lampshade: Okolice Księżego Młyna spowijała gęsta mgła, jakby ktoś zapuścił maszynę do wytwarzania dymu i podświetlił scenę od dołu neonami.

I choć zdawało się, że te obłoki tłumią wszystkie dźwięki, nocną ciszę rozdarł odgłos, przywodzący na myśl coś pośredniego pomiędzy rozpędzającym się pociągiem pancernym, nadjeżdżającym batalionem czołgów a tysiącem oszalałych młotów udarowych.

Wut. Po "odgłosie" bez przecinka.

skórze z materiału o nieznanej strukturze

Rym, co to jest "struktura"?

głaz, bodzący morze

Głaz bodący morze. Albo godzący w morze? Albo coś.

mimo że jako typowa chłopczyca nawalałam się z chłopakami

Choć jako typowa chłopczyca.

próbując się podnieść syknęłam

Próbując się podnieść, syknęłam.

Marny, babski bokser!

Zbędny przecinek.

wcale mi nie było do śmiechu

Idiom: wcale nie było mi do śmiechu.

Unzer nadal tkwił nieruchomo.

Robot, co?

I w pierwszym momencie nie zrozumiałam

Idiom: w pierwszej chwili.

A mówię to tylko dlatego, że pani i tak już nikomu tego nie przekaże

Może tak: I nie mówiłbym tego, gdyby pani miała szansę komukolwiek coś powtórzyć.

Unzer zabij ją.

Wołacz oddzielamy.

Odmień swoje życie!

Tonący sloganu się chwyta…

Taka przypadkowa, niepotrzebna śmierć, bez żadnego znaczenia.

Unzer chwycił mnie i wzniósł do kończącego uderzenia pięść.

Rozsypało się gramatycznie: Unzer chwycił mnie i wzniósł pięść do ostatniego ciosu.

Liskow wykrzyknął:

– Nie powinnaś wypowiadać tego słowa!

…?

Nie bardzo rozumiem co się stało potem.

Nie bardzo rozumiem, co się stało potem.

rzucił mną potężnie o ścianę

Cisnął mnie o ścianę.

Gdy ją odzyskałam pochylał się

Gdy ją odzyskałam, pochylał się.

naprawdę imponująca

Hmm.

Unzer wpadł w jakiś rodzaj szału czy berserku

…? Unzer wpadł w jakiś szał. I tyle.

byłaby pani martwa

Angielskawe. Już by pani nie żyła.

Śledzimy dokąd zmierza Unzer.

Śledzimy Unzera.

Tym razem proszę go nie wpędzać w berserk.

To nie jest polskie słowo.

Czy się tego pani podejmie, Panno Łódź?

Hmmm.

 

Wiesz, nie mówię, że to nie jest fajne – ale to nie jest komedia. To komiks z superbohaterką. Jasne, superbohaterowie rzucają grepsy, i Twoja superbohaterka też nie mogła tego zaniedbać, ale na przykład dowcip z odmianą wypada dziwnie, bo na tym etapie tekst już nawet nie udaje, że jest komediowy. Wygląda to tak, jakby autor nagle sobie przypomniał, że miało być śmiesznie.

Nie jest. Jest za to przygodowo i dobrze się czyta. Aczkolwiek nawiązuje bardziej do Marvela, niż do młodej lekarki… I początek trochę nie współgra z końcem, ale też nie wiem, jak wykombinować superbohaterkę w mieście wojewódzkim na dwie litery, tak, że…

Dość długi fragment, który nie zabrzmiał naturalnie. Byłby naturalny, gdyby Stomil był sam na sam z podwładnymi, ale przy gościach w tej całej scenie coś “nie gra”.

Tutaj, mam wrażenie, Anonim jeszcze pamiętał, że ma być komedia. Dalej zapomniał, z korzyścią dla tekstu zresztą, bo taka komedia wpędziłaby mnie w prawdziwą depresję.

Skoro skóra została zaprojektowana i wytworzona, to jej struktura musiała być znana – może ta wiedza zaginęła?

Mmmm, to jedna możliwość, ale druga jest taka, że zaginęła w narodzie znajomość sensu słowa "struktura".

Może chociaż ma łaskotki? Kompleksy, fobie, lęki, jakieś nadzieje z dzieciństwa? I dlaczego nie spróbowała kołysanek, skoro wiedziała, że działają?

Kołysanka mogła być metaforą. Też pomyślałam o łaskotkach (bo miało być śmiesznie).

Jeśli ktoś coś krzyczy, obawiając się, że za chwilę zostanie zgnieciony na miazgę, raczej nie używa tak długich form.

Prawda, ale to w ogóle brzmi szalenie niezręcznie. Może jakiś kapłan, gromiąc kultystów, mógłby tak powiedzieć, ale generał?

Scena, w której bohaterka wymawia słowo -klucz też nie brzmi przekonująco. Przed spodziewaną śmiercią bawi się nagle w detektywa? To jest jej ostatnie pytanie do świata?

Tonący brzytwy się chwyta… Wiedziała, że to słowo jest ważne, mit golema każdy zna.

Zatem skąd ma to żelazne radioaktywne serce?

czuję, że zaraziłem się smutozą od Tarniny

… :(

Nawet przeźrocza prezentujące obrazki z wystawy (galerii łódzkiej) niewiele choremu pomogły, kiedy na nierzeczywistość rzeczywistości zaniemógł:

Ja tam nigdy w Łodzi nie byłam…

Jak wiadomo narządem odpowiedzialnym za popełnianie błędów jest błędnik, więc już czytelnik błędu tego nie popełni

Czyli źle podchodzę do tekstów. Wystarczyłoby sobie sprawić skalpel…

Nie jestem też pewną czy śpiewanie kołysanki od prostego pytania o prawdę byłoby bardziej realistyczne.

Zajęłoby dłużej.

tabor komunikacyjny regularnie zalicza dodatkową kąpiel i w Warszawie, i w Gdańsku

Nie, ale parę lat temu ktoś utonął koło Urzędu Miejskiego. Czy tam na Srebrzysku.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

tabor komunikacyjny regularnie zalicza dodatkową kąpiel i w Warszawie, i w Gdańsku

Nie,

https://www.transport-publiczny.pl/wiadomosci/gdansk-zalany-tramwaj-swing-wroci-do-pesy-52541.html

https://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/7,35612,30026775,powodz-blyskawiczna-w-gdansku-zalane-ulice-unieruchomione.html

 

Hej, hej, to w Łodzi mam obrywać za to, że nie znam tonących tramwajów, a w Gdańsku za to, że je znam? Tak to się nie bawię laugh

 

Robiono dokładne datowanie tych akt

 

Hmm? Żargon?

Tak powszechne w pewnych środowiskach, że trudno już wyjrzeć na zewnątrz i stwierdzić, czy to żargon. Ja używam, ale może lepiej będzie: ustalono wiek tych akt?

Technicznie nie jest to łatwe, dokumenty to stosunkowo młody obiekt. Trzeba pewnie porównać strukturę i skład papieru z innymi z tego okresu, znaleźć typ maszyny do pisania lub atramentu… brzmi jak żmudna robota, ale do wykonania!

Po angielsku jest zabawniej, dating to również randkowanie, sporo takich sucharów już powstało w środowisku naukowym.

 

 

Przeczytałem zainteresowany od początku do końca, ale nie rozbawiony, Powodzenia. :)

Będąc młodą badaczką, przyszła do mnie cała czereda pacjentów z rubieży, tudzież młodzieży, dziękuję za tak wylewne rozlewanie, odpowiem szerzej w dogodniejszym terminie.

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Hej, hej, to w Łodzi mam obrywać za to, że nie znam tonących tramwajów, a w Gdańsku za to, że je znam? Tak to się nie bawię laugh

cheeky

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

“Lekarka” wywalona z tytułu?surprise A ja za nią takie brawa biłam… crying

Pecunia non olet

bruce – dla reg tytuł był wtedy mylący, bo nawiązania do słuchowiska wyleciały w ostatnim momencie przed publikacją, są jedynie w komentarzach :(

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Rozumiem, cóż, to Twoja decyzja, Autorze. :)

I tak dziękuję za przypomnienie mi tego kultowego cyklu. :)

Pecunia non olet

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Przeczytawszy.

Finkla

lozanf@fantastyka.pl

Będąc młodą lekarką badaczką, chętnie bym pomogła marzanowi z problemem zgryzu z Medeis, ale zabronił, więc wichajster odkładam.

 

 

Przeczytawszy.

Finkla

 

Chyba teraz jasność jest jasna, i oczywista że zarówno Finkla i ja, ja i Finkla, młoda badaczka i młoda lekarka, to zupełnie różne osoby (a nawet sześć różnych osób)? Co prawda to trochę przerażające, że tekst został już przebadany przez organ lożowy, ale podążyłam zewzrokiem za linią życia Sy, która się ciągła i ciągła i ciągła, i nie tracąc nadziei pozostaję w poważaniu.

 

Młoda badaczka

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Anonimie, ale aż sześć różnych osób? Hmmm, właśnie wróciłam ze świętowania urodzin przyjaciółki, ale wygląda na to, że to nie ja piłam najwięcej i nie ja widzę podwójnie. ;-)

Finkla

lozanf@fantastyka.pl

Ależ pijaństwo w tej loży, widzą poszóstnie XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Co złego, to nie my! ;-)

lozanf@fantastyka.pl

Orgie, proszę państwa, regularne orgie :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Oj tam, oj ;-)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

laugh

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Będąc młodą lekarką badaczką, chętnie bym pomogła marzanowi z problemem zgryzu z Medeis, ale zabronił, więc wichajster odkładam.

Że zabronił, to jeszcze nie implikuje, że pomoc nie może zostać udzielona. Łatwo bowiem można uznać, biorąc pod uwagę całokształt twórczości forumowej, że nie jest w pełni poczytalny, fantazjami żyje, raz się wczuwa, a raz nie, czyli schiza murowana.

A sześć lekarek to już zacny zastęp do operacji!

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dokończ przysłowie: gdzie lekarek sześć, tam…

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Dokończ przysłowie: gdzie lekarek sześć, tam…

… jęczy boleść

… aż boję się wleźć

… pies ma co jeść

… grabarz mówi “cześć”

… trza wieńce spleść

… jest co uwieść

 

To ostatnie przysłowie mówi zimny drań, więc nie używa formy “kogo”, która zepsułaby rytm.

 

 

grabarz mówi “cześć”

Moje ulubione ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

…uszu dwanaście

 

Będąc młodą lekarką badaczką wszedł raz do mej przychodni mego laboratorium pacjent mister wiceminister jak też myślałam o szkiełkach (tych podstawkowych i nakrywkowych, a także o tych w okularach, tudzież wszelkie  zlewki, kolby, biurety, cylindry, probówki, chłodnice, eksykatory, lejki i insze oprzyrządowania), ale badaczki szkiełko i oko doliczyć się ich nie mogło, więc poza mogliwość, a nawet mogilność usilną pozostawiam z Tar konstatacyją, że powitanie grabarza wszystko będzie dobrze, siódma dziesięć kwas chlebowy w barze, pukanie w głowę wszystko będzie dobrze, zręcznie zapodałam znieczulenie i obsuczyłam zgorzel zgnilną, przez co delikwent nabrał kolorów rumianych.

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

…uszu dwanaście

DWANAŚCIORO. Uszy i oczy łączą się z liczebnikami ZBIOROWYMI. A to jest bibliotekarz. Proszę się zaprzyjaźnić i poczęstować bananem.

 

A grabarz wiecznie żywy: https://www.youtube.com/watch?v=Vd1u3t7E5Yw

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A to jest bibliotekarz.

UuK?

Uk, uk!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Uk, uk!

Naprawdę? Ale to… przerażające! Aż jeży włosy na głowie! Czy jesteś tego pewna?

 

Yyyk!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Uuk.

https://ciekawostkihistoryczne.pl/2023/01/15/zishe-breitbart-krol-zelaza/

Dobra, nawet nie pytam, co tu się stało :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Uuuk.

Ikona popkultury spod Łodzi.

:D

 

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Dobra, nawet nie pytam, co tu się stało :D

Młodej lekarki można się obawiać, z młodą badaczką droczyć, ale przed młodą panią detektyw trzeba chylić czoło, bo szukanie materiałów wspierających opowiadanie to ciężka praca i tyle :)

Ikona popkultury spod Łodzi.

Łoo, pani, znaczy się, Wajda? XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

– Wajda?

– Da! Aj Waj! XD

 

 

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

laugh

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Będąc młodą badaczką, na chwilę oderwałam się od grantów i udawadniania, że nie jestem wielbłądem i wreszcie znalazłam chwil pięć, by wypełnić swój obowiązek…

 

 

…i wprowadzić zmiany, które zasugerowała Tar.

 

Z imiesłowami nie wiem o co chodziło, do zmęczonej młodej badaczki trzeba prościej, jak do Unzera. Najlepiej monosylabami. Albo emotkami. Byle nie tymi ulubionymi przez Bala.

 

Haber zmarł w styczniu 1934 (myślałam, że popełnił samobójstwo, ale jednak nie).

Nigdzie w tekście nie pada informacja, kiedy zaczęto prace nad Unzerem.

Jak wiadomo, śmierć Habera (samobójstwo popełniła jego pierwsza żona Clara Haber de domo Immerwahr) w niczym nie przeszkodziła by CyklonB użyć w czasie II wojny światowej, zresztą po dojściu Hitlera do władzy najpierw Haber został zmuszony do zwolnienia swoich żydowskich współpracowników, a następnie sam też musiał odejść (wyemigrował do Wielkiej Brytanii).

Tak więc jego śmierć żadnego wpływu na program superżołnierza już mieć nie mogła.

 

 

Lampshade: Okolice Księżego Młyna spowijała gęsta mgła, jakby ktoś zapuścił maszynę do wytwarzania dymu i podświetlił scenę od dołu neonami.

Czy ja wiem? Czyż nie zdarza się tak, szczególnie w chwilach maksymalnego stresu, że jakiś kawałek rzeczywistości zdaje się kiepską, teatralną dekoracją? Imitacją? Kpiną? Jakby ten nasz (ponoć) rzeczywisty świat napisał jakiś grafoman zupełnie bez pomyślunku?

 

Młoda badaczka wraca do pisania uzasadnień, dlaczego nie jest wielbłądem (a jak się nie uda, to że co najwyżej jest dromaderem, skoro za swoje dostaniemy w zależności od liczby garbów).

 

Jakby coś jeszcze trzeba było przyciąć skalelem to przytnę i zdezynsekcjonuję H2SO4.

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Okolice Księżego Młyna spowijała gęsta mgła, jakby ktoś zapuścił maszynę do wytwarzania dymu i podświetlił scenę od dołu neonami.

To jeszcze ja włożę paluch między drzwi, jak lekarka mi go przytrzaśnie, to i tak na miejscu  amputuje przyklei plasterek.

Ten kawałek akurat odczytałem jako nawiązanie do komiksów/filmów i moim zdaniem nie jest to abażur. Dla mnie jest to element rozmyślnie kiczowaty, jednocześnie budujący nastrój i sytuujący opowiadanie w odpowiedniej “niszy”. Jest to jedno ze zdań, które zapamiętałem z opowiadania. Po wyrzuceniu go poczuję się, jakby ktoś zjadł wisienkę z tortu przed samym tortem. Wczucie osiągnie wartość ujemną lub urojoną ;)

 

Pozdrowienia dla młodej grantopisarki. Pisanie grantów zainspirowało mnie do pisania opowiadań, ponieważ łączy ze sobą SF i fantasy, a czasem również horror, absurd, a nawet farsę, zwłaszcza w tabelkach planowanych wydatków. Skoro i tak piszę bajki, mogę to robić również dla zabawy.

Z imiesłowami nie wiem o co chodziło

Uk. Imiesłowy oznaczają jednoczesność, uk.

Nigdzie w tekście nie pada informacja, kiedy zaczęto prace nad Unzerem.

A, no, fakt.

Czyż nie zdarza się tak, szczególnie w chwilach maksymalnego stresu, że jakiś kawałek rzeczywistości zdaje się kiepską, teatralną dekoracją?

Prawda, zdarza się.

Młoda badaczka wraca do pisania uzasadnień, dlaczego nie jest wielbłądem

Ponieważ jest lamą?

Ten kawałek akurat odczytałem jako nawiązanie do komiksów/filmów i moim zdaniem nie jest to abażur. Dla mnie jest to element rozmyślnie kiczowaty, jednocześnie budujący nastrój i sytuujący opowiadanie w odpowiedniej “niszy”.

Hmmm, może faktycznie… wciśnięty śmiechoguzik, kurka…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Coraz mniej rozumiem…

Jestem lamą… albo alpaką.

 

“stał na czele Niemieckiego Towarzystwa do Walki ze Szkodnikami opracowując”

Do czego służą imiesłowy?

 

“Z imiesłowami nie wiem o co chodziło”

Uk. Imiesłowy oznaczają jednoczesność, uk.

 

Przecież to są zdarzenia równoczesne?

 

 

marzan

Ten kawałek akurat odczytałem jako nawiązanie do komiksów/filmów i moim zdaniem nie jest to abażur. Dla mnie jest to element rozmyślnie kiczowaty, jednocześnie budujący nastrój i sytuujący opowiadanie w odpowiedniej “niszy”.

To też, i jeszcze coś, ale to by trzeba dopisać kolejną część przygód Panny Łódź by to wyjaśnić ;-)

 

Jest to jedno ze zdań, które zapamiętałem z opowiadania. Po wyrzuceniu go poczuję się, jakby ktoś zjadł wisienkę z tortu przed samym tortem. Wczucie osiągnie wartość ujemną lub urojoną ;)

 

To warto je zachować, skoro to jedyny mocny punkt opowiadania ;-)

 

 

 

 

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

To też, i jeszcze coś, ale to by trzeba dopisać kolejną część przygód Panny Łódź by to wyjaśnić ;-)

Z chęcią przeczytam. Głupio powiedzieć bohaterce “Farewell, miss Boat, farewell”. Nie był to jedyny mocny punkt. Tylko, kurczę, miałem nadzieję, że jeśli na forum biorą się za takiego swojskiego Marvela, to będzie taki… inny. A tego zjada konwencja, w którą się wpisuje. A mnie zjadły oczekiwania.

W sumie, jak zaczynam oglądać Marvela, to nie oczekuję, że zawiąże mi umysł w pętelkę i dostarczy pytań egzystencjalnych na najbliższą pięciolatkę :)

stał na czele Niemieckiego Towarzystwa do Walki ze Szkodnikami opracowując”

Tarnina wytropi imiesłów nawet w mysiej dziurze.

Jakbym musiał cały czas opracowywać na stojąco, też wymyślałbym bardzo złowrogie wynalazki.

Jestem lamą… albo alpaką.

https://www.youtube.com/watch?v=3jdfkWoV0dU

Przecież to są zdarzenia równoczesne?

Trochę tak, a trochę nie.

Jakbym musiał cały czas opracowywać na stojąco, też wymyślałbym bardzo złowrogie wynalazki.

XD Ale serio, to nie tyle zdarzenia, co stan rzeczy (bycie szefem, czyli stanie na czele) i powtarzające się zdarzenie.

To warto je zachować, skoro to jedyny mocny punkt opowiadania ;-)

Zaraz jedyny, niejedyny :D

W sumie, jak zaczynam oglądać Marvela, to nie oczekuję, że zawiąże mi umysł w pętelkę i dostarczy pytań egzystencjalnych na najbliższą pięciolatkę :)

No, bo nie o to chodzi XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Unzera stworzono(+,) poddając eksperymentom polskiego więźnia

stał na czele Niemieckiego Towarzystwa do Walki ze Szkodnikami(+,) opracowując niesławny Cyklon B

Ciekawe opowiadanie, trochę mnie nawet wciągnęło i zdarzyło mi się uśmiechnąć – zapisanie w umowach przynajmniej cztery “ha” – to tak abstrakcyjne, że aż siadło. Czytało się szybko i nic mnie raczej nie zatrzymywało (oprócz tego, co wisi powyżej). Nie znam Łodzi, więc może jakieś smaczki nie zostały przeze mnie wyłapane, ale mimo tego bawiłam się dobrze.

Powodzenia w konkursie.

Pozdrawiam

MG

Tar:

Czepialstwo ;-)

Ehhh… Jak to zmienić… może tak:

Ten sam, który stał na czele Niemieckiego Towarzystwa do Walki ze Szkodnikami, gdzie opracowywał niesławny Cyklon B

 lepiej?

 

MG:

Trochę więcej było takich abstrakcyjnych (i nieco absurdalnych) śmiesznostek, ale limit je pożarł :/

 

Dzięki :)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Fajny tekst. Sprawnie napisany i z pomysłem. Muszę jednak zauważyć, że bardziej od opowiadania rozbawiły mnie komentarze… :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

 lepiej?

Dużo lepiej ^^

Muszę jednak zauważyć, że bardziej od opowiadania rozbawiły mnie komentarze… :)

Lamy i alpaki? XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej!

Hm, no próba rozbawienia nazwiskami nie do końca wyszła. Jakieś to takie… sama nie wiem. Fakt śmiania się zapisany w umowie – brak tu sensu, bo pracują w poważnym laboratorium, więc żart do mnie nie trafił. XD

I niby jest jakaś fabuła, może nie opisana topornie, ale czytam z trudem i nie wiem, dlaczego. Może po części to przez tego superbohatera, a jestem niestety antyfanką supersilnych, co wszystko mogą… 

No ale ogólnie nie było źle, po prostu nie jestem targetem. ;) 

Pozdrawiam, 

Ananke

Dziękuję Ananke, za trud przeczytania, żałuję, że nie jesteś targetem. 

W kuluarach arcyciekawa dyskusja, któż to mógłby być młodą lekarką / badaczką…

 

Jedni piszą:

Nie-Finkla: Z pamiętnika młodej badaczki, odcinek 365: O kapitanie, mój kapitanie!

 

Inni:

Z pamiętnika? Nope. Za to dam moich bohaterów posiekać, że to nie cezary. Komentarze są nie-cezarowe. Jest lokalny patriotyzm.

 

Albo:

Przy Pamiętniku badaczki w moim kapowniku mam “Jim”, ale trochę straciłam wyczucie, więc pieniędzy na to nie postawię.

 

Czy:

“Z pamiętnika (…)” stawiam na osobę z dłuższym stażem forumowym, przekonaną o poprawności językowej swojego tekstu, z dobrą znajomością Łodzi, Raz czy dwa w komentarzach jest żeńska końcówka, kiedy Anonim nie wciela się już w lekarkę. Osoba aktywna na forum i w konkursach, przegląda uważnie inne wątki.

 

 

Co na to anonimowa młoda badaczka? Przeprowadźmy z nią wywiad:

 

– Nie potwierdzam, nie zaprzeczam!

 

Niegrzecznie! Ale czegóż można się było spodziewać po młodej badaczce?

Pora jednak zerwać zasłonę. Brutalnie. A może kokieteryjnie?

Jeszcze dziś badaczka lica odsłoni, ale natenczas (Wojski) dość powiedzieć – że niektórzy mają rację. A inni nie! Tak to bywa w życiu. Ktoś się myli by rację mógł mieć ktoś!

 

Ale, ale, ale…

by jeszcze ułatwić ostatnie zgadywanki, początek (tytuł roboczy) „Z pamiętnika młodej badaczki, odcinek 366” – i od razu pytanie: czy (po odanonimizowaniu) warto to pisać, czy tu nie tylko Ananke, ale nikt nie jest targetem? Może po prostu warto zastosować się do ostatniego zdania tego fragmentu?

 

 

Z pamiętnika młodej badaczki, odcinek 366

 

O mało się nie zakrztusiłam zupą brokułową, kiedy Ela spytała:

– Wando, czy ty w ogóle słuchasz?

– Słucham – skłamałam.

– Zaraz tu będzie Stomil.

Czy ja już raz nie uczestniczyłam w takiej wymianie zdań? Co to? Deja vu? Dziwny sen?

Zupa stygła. Nabrałam kolejną łyżkę. Przypomniał mi się głos mamy z wczesnego dzieciństwa: „jedz brokułki, pyszne, zdrowe”.

– Wando, czy ty w ogóle słuchasz?

– Słucham.

– Zaraz tu będzie Stomil.

– Tak, wiem – skłamałam.

„Kto to jest Stomil?” – przemknęło mi przez myśl.

– Nie jestem do końca jeszcze pewna, czy twoje objawy – kontynuowała Ela patrząc na tablet – to skutek serum, czy tego jak cię Unzer poobijał? Co z twoimi zanikami pamięci? Co z napadami euforii?

– Jakimi zanikami pamięci? – spytałam. Pal licho euforię, euforia brzmiała dobrze.

– Po walce z Unzerem.

– Kto to jest Unzer?

– Supersoldatenprojekt Unzerstörbar, mówi ci to coś?

Coś mi tam świtało. Jak przez mgłę. Potężna maszyna. Albo człowiek. Mutant. Może robot? Gdzie ja to widziałam? W jakimś filmie? A może komiksie?

Do laboratorium wtoczył się osobnik stary, gruby i garbaty, garbaty tak bardzo, że moja wyobraźnia podpowiedziała mi, co by mogło się stać gdyby się przy tak łukowatej architekturze ciała przewrócił. Pewnie by się zakołysał. Pokołysał. Aż by usnął.

To wyobrażone kołysanie przypomniało mi, że miałam zaśpiewać komuś kołysankę. Tylko komu?

– I jak tam, drogie panie, postępy z odtworzeniem serum?

– Kiepsko – odpowiedziała Ela. – Próbowałyśmy coś odzyskać z pokasowanych danych i szczątków w laboratorium, pobrałam parę próbek krwi i tkanek Wandy, ale niewiele to dało.

– Przecież dostawałem raporty, nie można od nich wyjść?

– To zbyt ogólne.

– Ale na pewno panie coś pamiętają, prawda? Zarządzając tym ośrodkiem znam od podszewki problemy każdego laboratorium, każdego pracownika, każdego projektu. Więc chyba i panie mają w głowach skład i procedurę tworzenia serum?

Ela nie sprawiała wrażenia, żeby wierzyła, że Stomil wie cokolwiek o czymkolwiek.

– Owszem, mamy, ale w ogólnym zarysie. Większość pamiętała Wanda, ja prawdę mówiąc to wzoru kobalaminy bym z pamięci nie narysowała – zażartowała. Stomil chyba nie skojarzył, że profesor Piróg potrafiła wyrzucić z zajęć każdego studenta, który by pomylił się we wzorze strukturalnym B12, w którejkolwiek z jej form od cyjanokobalaminy po sulfitokobalaminę. Ja sama kiedyś wyleciałam z jej zajęć za podobną pierdołę.

Stomil był ponury jak stary testament.

– A gdzie Gryź?

– Gryź? – spytałam nieprzytomnie. Zabrzmiało jak imię (może psa?). Albo nazwisko. Ale znów z niczym mi się nie kojarzyło.

– Profesor wyjechał. Nie podał mi gdzie i po co.

– Pięknie. Czyli nic nie mamy. Tak?

Ela wzruszyła ramionami:

– Przy tych zanikach pamięci Wandy trudno cokolwiek popchnąć do przodu.

– Czyli podsumujmy – warknął gniewnie garbus – Gryź nie wiadomo gdzie, laboratorium zniszczone, serum zużyte, zapisy skasowane, doktor Strychalska nie pamięta jak się nazywa, tak?

Chyba mówił o mnie. Strychalska? Brzmiało znajomo. Kto wie, może to moje nazwisko. Ale czy panieńskie czy po mężu? Mam męża? Albo żonę? Czuję jakąś miętę do Eli? Nie, chyba nic z tych rzeczy, chyba raczej jestem hetero. Choć jakbym miała wybierać z kim wylądować w łóżku ze Stomilem czy z Elą to wybrałabym tę drugą. Czemu o takich głupotach myślę? To przecież mężczyźni myślą o seksie co siedem sekund.

A ta zupa brokułowa? Czy ja lubię brokuły? Nie, nie cierpię ich od maleńkości podobnie jak jabłek.

Pamięć powoli wracała. A więc po napadzie na laboratorium, jak ostatnia idiotka, wstrzyknęłam resztkę serum sobie? I napad euforii przekonał mnie, że mały sparing z czymś co wygląda jak połączenie trolla jaskiniowego z czołgiem, będzie dobrym pomysłem? Jednak euforia niekoniecznie była dobra.

– Prawda, Wando? – Ela zakończyła swoją jakąś dłuższą wypowiedź.

Pośpiesznie potaknęłam:

– Tak, tak, prawda.

Stomil spojrzał na mnie z ukosa i powiedział:

– Mam nadzieję. Pojedzie pani jutro. Żadnego latania. Pociągiem. Zwykłym pociągiem. Trzeba uspokoić nastroje.

– Tak, oczywiście.

Stomil wyszedł.

– Na co się właśnie zgodziłam? – spytałam Eli.

Westchnęła.

 

* * *

Na dworzec dotarłam wkurzona i spóźniona, na szczęście pociąg też się spóźniał.

Zirytował mnie Stomil swoim durnym gadaniem. Oczywiście po raz kolejny musiał sączyć te antysemickie bzdury, po raz kolejny nazywał Polskę kondominium rosyjsko-niemieckie pod żydowskim zarządem powierniczym, po raz kolejny wieścił, że niedługo wszystko tu zostanie sprzedane za szekle.

A przecież w Łodzi, która przed wojną tak roiła się od Żydów, można było prędzej spotkać Gruzina czy Nigeryjczyka niż Żyda. O czym on do cholery chrzanił? I co najważniejsze: po co?

Zresztą, byłam przekonana, że Stomil nie rozpoznałby Żyda, nawet gdyby się o niego potknął. Pewnie sobie wyobrażał ich jak z karykatury – z wielkimi nosami, pejsami i w fedorach lub jarmułkach.

Wpadłam jak burza na peron i potrąciłam jakiegoś starszego faceta.

– Przepraszam – bąknęłam.

– Szalom, Wanda. Nie musi przepraszać. Obserwowaliśmy cię from the begining.

Pociągu nadal nie było. O ile się spóźni? Nieważne, ważne, że tu już jestem.

Przyjrzałam się temu starszemu dżentelmenowi.

Gdybym była taką antysemitką jak Stomil wzięłabym go za Żyda. Miał krótko przystrzyżoną brodę, okulary w cienkich oprawkach i pejsy dyskretnie zawinięte za uszy. A na głowie jarmułkę.

Ale to z pewnością był tylko przypadek. Spytałam więc czujnie:

– My? To znaczy kto?

– Friends.

– Czyi friends? Woli pan przejść na angielski?

– Nie, polska język dobra jest. Jesteśmy friends tych, którzy są naszymi friends.

– Czyli?

– Na przykład pani, miss Boat.

Rozejrzałam się wokół czy nikt nie słyszał, położyłam palec na ustach i szepnęłam:

– Ciii…

– Bez obaw, dyskrecja to moje drugie imię.

– A pierwsze?

– Izaak.

Chwyciłam go pod ramię i przeszłam z nim parę kroków.

– Nie wiem skąd pan zna moje imię i wie o miss Boat, ale to musi pozostać między nami, bo jeszcze jakiś zagraniczny wywiad się o tym dowie…

– Już się dowiedział.

– Skąd pan wie?! – wykrzyknęłam w przerażeniu.

– Wiedzieć to moja praca.

– Jest pan naukowcem?

– Nie, po prostu pracuję dla wywiadu.

Spojrzałam na niego z przerażeniem. Ani chybi szaleniec.

– I mówi mi pan to otwartym tekstem?

– Próbowałem pani to sugerować, ale pani nie zrozumiała.

– Co za wywiad? Polski?

– Nie, nie polski, ale friends. Close friends.

– Amerykański?

– Closer.

– Będziemy się bawić w ciepło-zimno?

Wskazał naszywkę na klapie garnituru. Gwiazda Dawida. Czy to możliwe, że jednak to był Żyd? Nie chciałam wyjść na antysemitkę, ale spytałam:

– Mosad?

– Nie. Pracuję, dla Shlomiego Bindera.

– Nic mi to nie mówi.

– Aman.

– Amen?

Mężczyzna popatrzył na nią z ukosa:

– To żart?

– Nie. Po prostu nigdy nie słyszałam o żadnym szlomie czy ramenie i nie mam pojęcia, o czym pan pierdoli.

– Nasze kraje blisko współpracują ze sobą. Aman to izraelski wywiad wojskowy. Ale już podjeżdża pani pociąg. Proszę to wziąć – podał mi żółtą kopertę.

Gdy weszłam do swojego przedziału i jakiś uprzejmy nastolatek wrzucił do góry mój bagaż wyjrzałam przez okno, przekonana, że tajemniczego, izraelskiego agenta już dawno tam nie będzie.

Ale był, stał, uśmiechał się.

A gdy pociąg ruszył pomachał do mnie i wykrzyknął:

– Farewell, miss Boat, farewell!

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

W kuluarach arcyciekawa dyskusja, któż to mógłby być młodą lekarką / badaczką…

A gdzie są te kuluary, na prawo, na lewo? Już pytałem, ale zostałem z tym pytaniem, jak Himilsbach z angielskim.

Podejrzewam, że te kuluary są w wątku ze zgadywankami konkursowymi.

A przynajmniej stamtąd pochodzą cytaty.

Babska logika rządzi!

 Tak, oczywiście dziewczyny ( @M.G.Zanadra@Finkla) miały rację, ja to ja, czyli Wasza młoda lekarka badaczka w ciele starego lubieżnego dziada – czyli bez ogródek, Jim, jaki jest każda widzi ;-)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

 

No, tego to się nie spodziewałam! XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

@Tarnina

No, tego to się nie spodziewałam! XD

 

Heh, to przynajmniej jedną osobę udało mi się zaskoczyć :)

Mam nadzieję, że nie do końca negatywnie ;P

 

Gif nawet do Ciebie podobny. Znaczy się do awka, bo z Twoich wypowiedzi shoutboxowych można wnioskować, że wyglądasz jak potwór (przy czym Rybak3 zdradził, że tylko się tak krygujesz) a stworzonko w gifie jest raczej z tych uroczych ;-)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Kazałem SI narysować Miss Boat i się doigrałem.

Przynajmniej wiem, jak zmusić SI, żeby nie była patyczakiem, ale niestety rozmiar biustu skaluje się z resztą. Nie do przejścia. Dla tego generatora głównym atrybutem superbohaterki jest biust. Dla SI to jakiś aksjomat, jak Trójca Święta, nie obrażając nikogo. Z małym biustem nie jest super, bo nie.

 

Cóż, Wanda miała być w zamierzeniach płaska jak deska, z gatunku tych, co to je “Pan Bóg stworzył dla hecy – z tyłu plecy i z przodu plecy” – i miała nawet mieć na tym punkcie kompleksy (szczególnie wzbierające w towarzystwie cycatej pani profesor – w końcu każdy suprhero czy superheroina muszą mieć jakiś kryptonit) – ale cóż, skoro taka jest wola ludu znaczy się AI – trzeba będzie chyba przepisać to opowiadanie i Pannę Boat wyposażyć w pełne rejsowe żagle ;-)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Mam nadzieję, że nie do końca negatywnie ;P

Nie, fajnie było ^^

Znaczy się do awka, bo z Twoich wypowiedzi shoutboxowych można wnioskować, że wyglądasz jak potwór (przy czym Rybak3 zdradził, że tylko się tak krygujesz) a stworzonko w gifie jest raczej z tych uroczych ;-)

Nie, to inny kosmita XD

Z małym biustem nie jest super, bo nie.

Się wie XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Qrczę, czyli nieudolnie złamałem konwencję, o której istnieniu nawet nie wiedziałem!

 

dzięki @Tarnino za artykuł, jak tylko znajdę odrobinkę czasu, to dokonam korekt i Miss Boat uzyska odpowiednie warunki oddechowe.

 

Małe usprawiedliwienie, dlaczemu ją taką bezpiersią wymyśliłem (nie, nie tylko z czystego okrucieństwa i by miała na tym punkcie kompleksy)… chodziło mianowicie o to, że egzoszkielet był zaprojektowany dla męskich egzemplarzy naszego gatunku, a te (o ile nie obrosły tak tłuszczem jak autor tego opowiadania) – raczej cycków nie posiadają. Więc mając do wyboru albo konieczność przeprojektowania egzoszkieletu czy jego dalekoidącego dopasowania do KAŻDEGO możliwego kształtu użyszkodnika, albo to, że będę musiał co chwilę pisać, jak bardzo ją ten egzoszkielet w piersi uwiera i po brodawkach drapie, zdecydowałem się na pozbycie się tego problemu w sposób aż tak drastyczny.

 

Nie wiedziałem, naprawdę nie wiedziałem, że łamię jakieś święte komiksowe zasady.

 

Cóż – Wanda będzie musiała zatem przejść tuning, tuning pewnie też będzie musiał przejść egzoszkielet (by się do kształtu dostosowywać, bo serio mi się nie chce co pięć zdań pisać, jak bardzo jest on niewygodny i jak biust ściska).

 

Ale to – w pierwszym wolnym terminie. Czy;li gdzieś tak 7 Maja 2069 po 17:30.

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

A gdyby egzoszkielet był zaprojektowany dla kulturysty, to szczupła kobietka, nawet biuściasta, nie będzie w nim miała dużo miejsca na wszystko?

Babska logika rządzi!

@Finkla

Prawdę mówiąc zastanawiałem się nad tym, ale moja Wanda (niestety ten fragment wyleciał, ze względu na cenzurę) – sama miała być dość mocno umięśniona (jej hobby miało być wioślarstwo, miała też pływać i podnosić ciężary)…

Przy miseczce D różnica obwodu pod biustem i biustu to 20 cm – i w tym przypadku Wanda musiałaby być naprawdę drobna, albo ci komandosi naprawdę bardzo mocno napakowani, by te piersi się tam bezproblemowo zmieściły – ale wtedy się pojawi inny problem – bo będą luzy w innych miejscach egzoszkieletu – a to też nie do końca dobrze.

Miałem zresztą w głowie podczas pisania zabawną (w moim odczuciu – jak widać – nie mam poczucia humoru) – scenę z dopasowaniem egzoszkieletu w okolicach krocza, gdzie z jednej strony zostawiono miejsce na męskie genitalia – a z drugiej – Wanda miała się cieszyć, że ma dużo węższe biodra od na przykład Eli.

 

Ogólnie chyba pora przeprojektować ten egzoszkielet by się dopasowywał do ciała.

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

czyli nieudolnie złamałem konwencję, o której istnieniu nawet nie wiedziałem!

Oj, przynajmniej jest oryginalnie XD

serio mi się nie chce co pięć zdań pisać, jak bardzo jest on niewygodny i jak biust ściska

Mmm, podobno aktorka, która grała Osę w Antmanie, w jakimś wywiadzie podzieliła się ciekawą obserwacją – otóż koledzy stale narzekali, jakie te superbohaterskie kostiumy niewygodne, aż się bała to włożyć. Ale w końcu musiała, włożyła i kurczę, myśli sobie, trochę niewygodne, ale nie aż tak. I tu przyszło na nią olśnienie – faceci nie są przyzwyczajeni do ciuchów niewygodnych, za to wystrzałowych XD (Choć gwoli ścisłości, to ja też nie jestem, bo na gale oskarowe nie chadzam :D)

A gdyby egzoszkielet był zaprojektowany dla kulturysty, to szczupła kobietka, nawet biuściasta, nie będzie w nim miała dużo miejsca na wszystko?

Kulturysta ma trochę… inny rozkład masy.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

faceci nie są przyzwyczajeni do ciuchów niewygodnych, za to wystrzałowych XD (Choć gwoli ścisłości, to ja też nie jestem, bo na gale oskarowe nie chadzam :D)

Z pewnością w każdym stroju (jak i bez) wyglądasz zjawiskowo (nawet jeśli, jak sama twierdzisz, to zjawisko nosi potoczną nazwę “potwór”) – więc nie musisz dokładać sobie niewygodnych ozdób.

A odnośnie ciuchów niewygodnych, za to wystrzałowych zapraszam pod mój najnowszy tekst – o ciuchach właśnie :)

 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Uuu, tylko gdzie ta TARDIS? :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

 

 

Małe wyjaśnienie (skoro już anonimowy nie jestem), czemu tego nie poprawiłem:

@Tarnina

głaz, bodzący morze

Głaz bodący morze. Albo godzący w morze? Albo coś.

 

Cytat dokładny z Mickiewicza, a Adama nie będę poprawiał :)

 

 

Kolejne wyjaśnienie: Unzerstörbar został wymyślony przez mojego pierworodnego, ja tylko dodałem tę nieszczęsną Miss Boat. Przed skróceniem był duży fragment o niej i jej siostrze i chyba nie do końca wszystko wyciąłem – bo troszkę tak zamierzałem z niej (celowo) taką Mary Sue zrobić (atletka, cudowne dziecko itp.) – ale jakoś mi to nie wyszło niestety :/

 

Cóż, pora jej powiedzieć Farewell, miss Boat, farewell – pisanie jednak czegoś aż tak odległego od tego co zazwyczaj tworzę było ciekawym wyzwaniem.

 

ehhh… limit też był bezlitosny dla wszystkich bardziej rozbudowanych żartów w stylu tego:

– Tak, w istocie, zdumiewające. Tym bardziej, że tak jak do pań, mówiłem prostym językiem, a on rzeczywiście mnie chyba słuchał, bo niektóre słowa jakoś na swój wariacki sposób połączył. Powiedział coś w stylu, że to bardzo dobrze, bo superbohaterowi na pewno przydadzą się niezależne generatory i możliwość poruszania między wymiarami, a jego tożsamość musi być znana tylko wewnętrznie. Potem sobie jeszcze przypomniał o Borcherdsie i wykrzyknął: eureka, przecież moonshine to światło księżyca, więc superbohater mógłby z niego czerpać swoją moc. Gdy mu powiedziałem, że chodzi o coś całkiem innego, to palnął się ręką w czoło i stwierdził: no tak, przecież moonshine to też bimber, a nie ma nic bardziej polskiego.

 

zostały więc tylko płaskie i prymitywne :(

 

Uuu, tylko gdzie ta TARDIS? :D

 

No właśnie – gdzie?

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Cytat dokładny z Mickiewicza, a Adama nie będę poprawiał :)

Ha, ale co wolno wieszczowi :D A serio, język się zmienia. Kto mi to mówił… ;)

No właśnie – gdzie?

Gdzieś tam, hen, w czasoprzestrzeni…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

No, właśnie. Gdzieś w czasoprzestrzeni…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

W sumie superbohaterstwo zawsze było dla mnie kompletnie obce – jednak zbyt daleko “wyszedłem ze swojej strefy komfortu” próbując napisać coś takiego.

Ale trochę mi tej Kapitan Łódź jednak żal.

Wy też tak macie, że czasem wyjdzie Wam jakaś taka niewydarzona postać a i tak żal trochę ją tak zupełnie uśmiercić? :D

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Spodziewałam się słynnego otwarcia „Będąc młodą lekarką na daleko wysuniętej placówce, przyszedł do mnie pewien pacjent…”. Ale i bez tego jest ciekawie.

Humor jest, nienachalny, ale doprowadził do uśmiechu.

Fantastyka również – superbohaterowie, golem, elementy althistorii…

Tekst ma porządną fabułę – o coś tu chodzi, coś się dzieje, jednolita oś, zaskakujące twisty. Chyba limit trochę cisnął i pewnie chciałbyś się, Anonimie, lepiej rozwinąć. Nie obraziłabym się za wyjaśnienia, czemu słowo „emet” tak działało na Unzera.

Bohaterowie zróżnicowani, nawet mało ważnym generałom poświęcono trochę miejsca.

Plus za osadzenie historii w moim mieście i żarciki z niego. Ej, ale naprawdę mamy korki większe niż w Warszawie?

Zostało trochę usterek językowych; jakiś błąd w zapisie dialogów, coś nie tak z przecinkami…

Babska logika rządzi!

Ponieważ w Łodzi właściwie tylko byłem przejazdem, to jedynie o korkach mogłem się przekonać na własnej skórze.

Tak, moje subiektywne wrażenie jest takie, że Warszawa jest o wiele mniej zakorkowana niż Łódź, Kraków też jest mniej zakorkowany – ale może to wszystko wrażenia z dawien dawna, ja się samochodu pozbyłem ładnych kilka lat temu, więc może dziś jest inaczej.

 

Chyba limit trochę cisnął i pewnie chciałbyś się, Anonimie, lepiej rozwinąć.

 

Limit cisnął niemożliwie. Ale pewnie jak i w tym drugim utworze – trzeba by było wyrzucić cały wstęp i zostawić samą końcówkę.

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Korki. Hmmm. Łódź jest od lat notorycznie remontowana. Nawet przez jakiś czas z tej okazji dwudziestominutowe bilety działały dwa razy dłużej, żeby wynagrodzić zmiany w rozkładach jazdy. Może to przez te wykopki. Ale przeważnie jeżdżę rowerem i korki mnie nie dotyczą.

Babska logika rządzi!

Może jak się remonty skończą, to będzie lepiej. Ale póki co to o Łodzi mam przeświadczenie, że jeśli to możliwe – to omijać szerokim łukiem :-)

Oczywiście z przyczyn komunikacyjnych tylko, bo na pewno to piękne niebrzydkie znośne miasto pełne fajnych ludzi ;-)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Oprowadzałam kiedyś belgijskich znajomych koleżanki i byli zachwyceni. Podobno nawet uważają, że Łódź jest ładniejsza od Krakowa.

Ale te ciągnące się remonty wszystkim nam dokopują… Swego czasu największe wykopki zwano “rowem Zdanowskiej”. Informacyjnie: to prezydentka miasta.

Babska logika rządzi!

Dość dosadnie :)

Mam nadzieję, że już te wykopki na finiszu?

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Hmmm, Rów już zasypany, teraz tam można przejechać wierzchem albo tunelem pod skrzyżowaniami, ful wypas. Ale inne wykopki nadal trwają.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka