Profil użytkownika


komentarze: 612, w dziale opowiadań: 553, opowiadania: 310

Ostatnie sto komentarzy

Cześć, fanthomas

Super szort. Pełno tutaj uczucia. Odebrałem to tak, że chłopak był straszliwie zakochany w tej dziewczynie. Pomimo tego, że niewiele jest wzmianek o tym, ale takie mam przeczucie. Czy bohater ma czego żałować? Nie wiem. To trudne pytanie. Czasami wydaje mi się, że istnieje przeznaczenie. 

Może ona wróci do niego? 

Ładnie, sentymentalnie. Podoba mi się. Klik ode mnie. 

Pozdrawiam

Cześć, Marszawa 

 Wprowadziłem poprawki. Dziękuję Ci za wyłapanie i wskazanie. Jakby Ci to wyjaśnić. To coś, jest tak czarne, hmmm… jak sadza. Albo wyobraź sobie, że pomimo ciemności nocy, jest ciemniejsze, to jakby skupienie czarni, rodzaj otchłani, która pożera wszystko co napotyka na swojej drodze. Jakiego wyrazu można jeszcze użyć? Pochłania, wsysa, wciąga – zakrzywia przestrzeń, a materia dokoła wpada, znika w czeluściach istoty. :-) Mam nadzieję, że wyjaśniłem trochę, o co mi chodziło. 

Z tym wiekiem niekrycia się przed rodzicami, to zapewne masz rację, ale myślę, że w czasach Frankiego, takie prezenty, jak telewizor, który znajduje się w pokoju w sumie jeszcze dzieciaka, nie były częste, a jeśli już, to w pewien sposób trochę cenzurowane i kontrolowane przez rodzicieli. Chociaż sam fakt, że mu go sprawili na urodziny, jest trochę nieudanym prezentem, biorąc pod uwagę, że chcą i tak mieć wpływ na to, co Frankie ogląda. Z jednej strony wolność, a z drugiej, nie do końca. Coś jakby, masz łuk chłopaku, ale strzelaj tylko do tarczy, a nie np. do koguta sąsiadki :-) Możliwe, że porównanie nie jest zbyt dobre, ale mam nadzieję, że wyjaśniłem chociaż trochę. 

Pozdrawiam Cię również serdecznie :-) 

 

Cześć, GalicyjskiZakapior 

Wprowadziłem poprawki. Dzięki za wyłapanie i wskazanie. Czyli, trochę Cię zaniepokoiłem swoim opowiadaniem. Nie mam pojęcia, dlaczego pisze mi się lepiej w tych klimatach, czyli (może grozy to za dużo napisane), ale tak, inaczej trudno to określić. Hepi Endy są też spoko, opowieści pozytywne, jak najbardziej ok, ale obecnie, bardziej skłaniam się do tworzenia straszności i dziwności, niż lukrowych opowieści. W ogóle nie ujmując słodkim i sympatycznym rzeczywistościom, to też jest spoko. Kiedyś może napiszę, coś tak słodkiego, że aż będzie mdliło – to wysoce prawdopodobne :-) 

Dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam serdecznie :-) 

Cześć, Bruce

Dobrze się czytało. Zastanawiam się, dlaczego babcia Tosia też zajadała Rabarbarowego Króla, przecież była kompletna. Znowu, gdyby była ofiarą kanibala, to też spoczywałaby na cmentarzu. Nasuwa się pytanie: dlaczego bawiła się w takim razie w kanibalizm? Żeby odmłodnieć? Czy towarzyszyć ziomkom z dawnych lat. Widzę, tutaj pewną niekonsekwencję, albo zwyczajnie nie rozumiem. 

Kolejna sprawa: jeśli ognisko przypominało wielkością dom parterowy, to wątpliwe jest, że kanibale przy nim siedzą. Temperatura przy tej wielkości płomieniach nie pozwoliłaby na to. Jest jeszcze fragment o ruszcie z tego co pamiętam, który tym bardziej odpada. 

Czy dobrze pamiętam, że piekli nad ogniem palce nadziane na patyki? Wątpliwe, żeby można było nadziać palec na jakikolwiek patyk, z tego względu, że mięśni w nim tyle, co kot napłakał, większość stanowi kość. 

Poza tym, opowiadanie bardzo dobre. Historię powojennego kanibala znałem, ale ciekawie wykorzystałaś ten motyw. 

Klikam i pozdrawiam

Bruce, dzięki jeszcze raz. Za pomoc przede wszystkim i za dobre słowa. Cieszy mnie to, że Ci się podoba. Pozdrawiam

Cześć, MichaelBullfinch, wprowadziłem poprawki. Dzięki za wyłapanie. Masz rację, trochę się pośpieszyłem. Pracowałem nad tym opkiem zbyt długo, może dlatego czuć to szybkie zakończenie. Nie wiem, o co chodzi, ale czasami tworzy się lepiej, czasami gorzej. 

Pozdrawiam 

Cześć, Zarandir 

Bardzo dobry debiut. Czytałem z przyjemnością, pomimo literówek i błędów w zapisie. Nie zdarzało się to zbyt często, ale zachęcam przejrzeć tekst raz jeszcze. 

Super historia, świetnie budowany klimat. Widać lekkość w pisaniu, jaką masz. Bardzo dobre dialogi, wiarygodne, choć nie pozbawione błędów (jak wspomniałem wyżej).

Tak w ogóle, Vox ma bardzo dobre wzmacniacze gitarowe :-) 

Pozdrawiam

Cześć, Bruce

No, całkiem niezła historia. Kiedyś montowano dzwoneczki, w razie W, jakby niedoszły nieboszczyk, okazał się być całkiem żywy. Rozumiem, że to szczególne wydarzenie idealnie pasowało, jako horror, ale… Bruce :-) Jakoś nie potrafię się bać czytając Ciebie :-) Piszę to w pozytywnym znaczeniu. Jednak mój brak odczuwania grozy, nie zmienia tego, że tekst uważam za dobry. Dlatego klik ode mnie. 

Swoją drogą… kobieta cudem przeżyła, zapewne li tylko dzięki przypadkowi, ale jak to bywało, przeto bóg ją ocalił. Gorzej, gdyby nie zdążyła się wybudzić przed pochowaniem. Średnia przyjemność otworzyć oczy w trumnie.

Pozdrawiam

Cześć, George Hornwood

Na początku, to co rzuciło mi się w oczy. Błędy w zapisie dialogów, jak np.

– Pani pierwszy raz na Vedze? – podszedł… Czynności niezwiązane z aparatem mowy, piszemy dużą literą.

Od razu wskażę poprawną formę zapisu:

– Rozumiem. – Też się uśmiechnęła.

… – Pewność

… – Patrzyła

… – Jego starą twarz

… – Trzymała

… że dzisiaj jest - że dzisiaj już (jest - zbyteczne)

… Dokładnie tutaj. – Postawił…

… robimy, byłby

… najlepszy. – Patrzył…

… Więc… – Strasznie się uśmiechnął. Chociaż to zmieniłbym na coś innego. Np. Szczerzył zęby w upiornym uśmiechu – albo coś w ten deseń :-)

Ciekawy tekst. Na przecinkach się nie znam, ale widziałem tu i ówdzie, że brakuje, lub nie są tam gdzie wydawało mi się, że powinny być. Podobał mi się klimat.

Pozdrawiam

Cześć, Nauczyciel1234

Interesujący opis. To byłoby super rusztowanie pod opowiadanie. Prawdą jest, że opis bywa częściej mniej interesujący, niż pokazanie wydarzeń – idąc tropem: pokaż, nie opisuj. Dodam, że nie ma słabych pomysłów, wszystko skupia się na wykonaniu. Doskonale to widać w twórczości S. Kinga. Polecam opowiadanie Ballada o celnym strzałem, Palec, lub Cadillac Dolana. 

Jako szkielet, szkic literacki pod pełnowymiarowe opko, szort bardzo dobry. 

Czekam na więcej :-) 

Pozdrawiam 

Cześć, Anonim

Dobrze napisane.

Myślę, że z twórczym pisaniem jest trochę tak, że każdy kto potrafi pisać, w sensie elementarnym tzn. w ogóle bycia piśmiennym, może pisać twórczo. Jestem zdania, że wiele można wypracować, jak warsztat, poprawność językową, znając zasady pisowni, i w ten sposób budować jakąkolwiek przestrzeń, oddziałowując na czytelnika. Jednak dla mnie, tzw. poprawność, to za mało – tego można się nauczyć. W tworzeniu, czy to za pomocą słowa, wyrazu lub działań plastycznych, szukam czegoś więcej. Styl i rozpoznawalność tzw. pióra, przychodzi z czasem, lub nie przychodzi wcale. Natomiast jeszcze inną kwestią jest opinia. Czytając i komentując, wyrażamy tylko własną opinię. 

Lubię transponowanie w tekstach, uwielbiam działanie wyobraźni, i jeśli nawet tekst zawiera dużo błędów językowych, jestem w stanie nad tym przejść, ponieważ potencjał drzemie gdzie indziej, w imaginacji. Tak, wiem, że wtedy źle się to czyta, ale to najmniejszy problem, kwestia poprawienia błędów. Z talentem pisarskim jest trochę tak, jak z głosem… albo dostajesz w prezencie głos (bo np.barwy głosu nie wypracujesz), albo go nie dostajesz. Pytanie tylko, co zrobisz z tym dalej. Pisanie, dla mnie, wymaga ogromnego nakładu pracy, czasu i determinacji, i nie jest proste. Ale lubię to. Plus szczypta szczęścia, jeśli ktoś aspiruje do sukcesów itp. 

Ufff… ale się naprodukowałem :-)

Pozdrawiam

Cześć, chalbarczyk 

Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie. Jest mi bliskie, ponieważ maluję obrazy. Użyłaś sporo fachowej terminologii, kiedy Doroteusz pisał ikonę. To może być zawiłe dla niektórych odbiorców, w sensie, niewiele im mówiące, ale nie ma tego dużo, a to dodaje specyfiki warsztatu ikonografia. 

Zastanawiałem się, jak wybrniesz z motywem świeżego materiału, tzn. drzewa lipy, dopiero co ściętego, ale zrobiłaś to wyśmienicie. Opowiadanie ma duży ładunek emocjonalny, co również jest plusem. Sympatyczna, obok klimatu mistycznego, jest również przestrzeń w której dzieje się fabuła. Jest sennie, momentami onirycznej, choć na początku wydaje się być inaczej.

Pominąłem błędy językowe dlatego, że jest ich na tyle mało, że nie przeszkadzały mi w odbiorze.

Pozdrawiam i klik ode mnie :-)

Cześć, BioHazard

Opowiadanie napisane dość sprawnie. Myślę, że znajdzie swoich odbiorców. 

Zacząłeś bardzo dobrze, jako ekspozycja – niepokojący klimat, niewinna przejażdżka do opuszczonego, starego budynku. Ale później, jak dla mnie, całe napięcie zniknęło wraz z pojawieniem się nauczycielki i torturami. Dalej jest ucieczka, staw, babcia w chatce, która okazuje się wiedźmą, by na końcu przedstawić czytelnikowi, że to jednak demon. 

Proszę, nie zrozum mnie źle. Nie jest to zły tekst. To tylko moje zdanie. Pewnie chodzi o to, że mnie jest trudno przestraszyć opisami scen odcinania nóg czy rąk :-) 

Pozdrawiam

Cześć, Fanthomas

Ten szort smakował mi, jak dobre ciastko w znakomitej cukierni, gdy zastanawiam się, jakie składniki dodał cukiernik, że smakuje wybornie. Pozostawiłeś mnie z wielkim znakiem zapytania. Myślę, że na bazie tego pomysłu, możnaby napisać coś rewelacyjnego i dłuższego. 

Wydaje mi się, że zakończyłeś zbyt pochopnie, ale piszę to z całą świadomością jako odbiorca, dlatego jedynie Ty, jako twórca decydujesz. Podobnie jest z komponowaniem muzyki, czy malowaniem. W opowieści zawsze można się domyślać dalszych losów bohatera, lub bohaterów. Kiedyś wymienialiśmy opinie, tutaj na Nf pod którymś tam moim tekstem, dotyczące kwestii: czy opowiadanie, w momencie, kiedy autor stawia ostatnią kropkę, kończy się w tym miejscu nieodwracalnie. Niektórzy uważają, że historia ma nieskończenie wiele zakończeń, a czasami żyje własnym życiem. Byłem zdania, że gdy piszący kończy pracę, nie ma nic więcej, ale teraz mam wątpliwości. Chciałbym się dowiedzieć, co się stało z kumplem. 

Ps. Chyba któryś raz z kolei nadajesz bohaterce imię Mary :-) Ciekawe :-) 

Klik ode mnie

Pozdrawiam

Cześć, Realuc

Od dawna nie czytałem tak dobrego opowiadania tutaj. Lubię klimaty dawnych dziejów, klasztorów i czasów pochodni, oraz przeciągów w krużgankach. Oddałeś wyśmienicie klimat, jak to odbieram wieków średnich, choć nigdzie nie wspominasz, że chodzi o tę epokę (to już sobie sam dodałem :-). Zwróć uwagę na odmianę słowa oczów, dlatego, że wydaje mi się to być formą niepoprawną. W stosunku do narządu wzroku, prawidłową jest: oczy. Zasięgnąłem pomocy w internetach… okazuje się, że forma ócz, w tym kontekście, jest ok. 

Jeśli chodzi o fabułę. Smutny los niewiasty, dla której śmierć, okazała się być jedynym wybawieniem. Siłą rzeczy, przypomniałeś mi Imię Róży, którą bardzo sobie cenię. 

Klik ode mnie

Ps. Aha, widzę, że to na niebiesko, czyli konkursowe teksty. Czy mogę i jeśli tak, to jak należy oddać poprawnie głos? Chętnie skorzystam z takiej możliwości.

Pozdrawiam

Cześć, Koala75

Mistrz Picasso mawiał: oby wena zastała cię przy pracy.

Zgadzam się z tym. Kiedyś myślałem, że jest coś takiego, jak wena. Teraz uważam, że są lepsze i gorsze dni. Raz się tworzy dobrze, innym razem znośnie, a są dni, że wszystko wyłazi z łapy, niczym z czarodziejskiego kapelusza. 

Widzę, że bohater ma aspiracje. Niektórzy piszą, bo to lubią, inni chcieliby wstrząsnąć światem i wydaje im się, że odkryli łamerykę, przyszli tzw. z chrapką na Nobla, a inni robią to, co potrafią najlepiej, po prostu piszą. Wydaje mi się, że oprócz szczęścia, które potrzebne jest nie tylko w twórczości, ale i w życiu, trzeba być konsekwentnym i mam takie przekonanie, że prędzej, czy później, profity nadejdą. Chociaż historia Van Gogha, pokazała coś zupełnie innego. No, ale on akurat skrócił sobie żywot. Można tylko gdybać, co jeśli żyłby dłużej. Podsumowując: trzeba robić swoje. Czasami w pocie czoła, czasami z chłodnym wiatrem w gorący dzień, a czasami, kiedy jest bardzo przygnębiający i napawający smutkiem czas. Oby wynikiem pasji były profity, jako skutek uboczny, a nie odwrotnie: profity, które napędzają działanie. 

Przypomniała mi się książka Jacka Londona pt. Martin Eden. Chociaż nie napędzała go wena, a miłość, skończyło się to dla niego tragicznie. 

Na koniec.

Słowo ma ogromną moc i może być powielane w formie zapisu, w dowolnej ilości egzemplarzy, oraz – słowo nie umiera, a jako narzędzie pozwala oddziaływać na wyobraźnię. Siła tworzenia i kreowania rzeczywistości takich, w których autor decyduje o wszystkim… to, jak posiadać magiczną moc. 

Pozdrawiam i klik ode mnie

 pożądaniem. oczy. – a np. pożądaniem – oczy.

Czułem się dobrze. W końcu. – Czułem się dobrze… w końcu. (to tylko luźna propozycja)

Poza tym, takich chwil nie warto mącić takimi ruminacjami 

toteż wtedy zwyczajnie zamrugałem oczami i postanowiłem nie przejmować się klarownością osi zdarzeń, a raczej jej wyraźnym brakiem. – wychodzę z założenia, że w niektórych przypadkach czasem – mniej, znaczy lepiej. Nie przejmować się klarownością osi zdarzeń. Może: postanowiłem nie przejmować się tym, co się dzieje.

wielkie okno z pordzewiałem, metalowym szprosem dzielącym je na dziesiątki niewielkich, prostokątnych tafli. – literówka. Nie mam pojęcia, co to jest szpros :-) 

Za oknem, też, jak zwykle, – wybiija z rytmu, jest zbyteczne.

nieproblematyczną, w przeciwieństwie do tej jej odmiany – do jej odmiany. Bo wychodzi z tego coś na kształt: jejo jaja juju, wiesz, co mam na myśli.

Tam, w ogóle, nie było nic mrocznego, choć z tych całych opisów możliwe, że wywnioskujecie coś innego. – Tam, w ogóle, nie było nic mrocznego, choć z opisów możliwe, że wywnioskujecie coś innego. 

Owo przedziwne światło sączyło się również do wnętrza kuchni spomiędzy spękanych tynków i szczelin między drzwiczkami drewnianych szafek. – rozumiem, że to pewna forma stylu w narracji: coś podobnego, jak u Lovecrafta, czy Poe, i jeśli to świadomy zabieg literacki, to ok. Przyjmuję.

Otóż stanowiła bardzo, ale to bardzo miłą odmianę, zwłaszcza w kontraście do całokształtu tych wszystkich zdarzeń, o którym to jednak powiem nieco później. – literówka. 

 Dobra. Koniec łapania, skupiam się na fabule. Zaraz wracam…

 Miałem wrażenie do samego końca, że chyba nie sprawdziłeś przed publikacją tekstu. Przyznam, że trochę się męczyłem czytając, ale chciałem się dowiedzieć coś więcej o bohaterze. Ale dowiedziałem się niewiele, niż tylko, że 1. miał sen, 2. wybudził się i była naparzanka, wybuchy, nafaszerowali go tramadolami, stracił rękę i nogę, ale niewiele czuł.

Jestem odrobinę rozczarowany, ponieważ coś mi świta, że kiedyś czytałem Twój tekst na NF i był naprawdę dobry. Aż sprawdzę i dam znać, czy faktycznie tak było.

Myślę, że to opowiadanie ma potencjał, ale trzeba by nad nim jeszcze popracować.

Pozdrawiam ciepło w wyjątkowo chłodny i deszczowy dzień.

 

Tak, to był: Predyktor

 

Dla mnie narracja pierwszoosobowa wydaje się być trudniejsza… na chwilę obecną. Nie wiem, jak będzie za jakiś czas. Pozdrawiam ;-)

Cześć, HollyHell91

Dużo dialogów, które momentami wydawały mi się rozciągać w nieskończoność. I np. określenie: chaos burzy, oblepiła mgła, zwróciły moją uwagę. Określenie: powiedział mój mąż, w dialogach, jest w domyśle, czytelnik wie, że chodzi o Piotra, dlatego wydaje mi się zbyteczne. Sporo jest opisów Anny i Piotra, czynności, jakie wykonują, co dla mnie było nudzące. 

Natomiast zwrot akcji i skierowanie odpowiedzialności za dokonanie zbrodni na starców, uważam za dobry pomysł. 

I tak: kiedy Piotr się zastanawia, czy istnieją firmy sprzątające (nieczystości), jak również miejsca, gdzie rozkładały się jakiekolwiek organizmy, nie tylko zwierzęce, to tak, istnieją. 

Czy zostałem przestraszony opowiadaniem? Niestety nie. Pomimo tego, że objętościowo jest sporo, bo prawie 50 tys.znaków. Nie czułem klimatu grozy. Możliwe, że to kwestia narracji. Gdyby użyć trzecioosobowej, i nie stosować ekspozycji już na początku, która tłumaczy historię szalonej Żanety i dzieci, stopniowo wprowadzać w tajemnicę, budować napięcie i rozwiązać dobrym twistem, to tak. 

A może wyrosłem z krwawych scen, może się starzeję. Pewnie jedno i drugie.

Pozdrawiam

Dziękuję, że zaglądnąłeś

Pozdrawiam

Cześć, chalbarczyk

Ależ mnie ubawiło to opowiadanie :-) Już dawno nie czytałem tutaj czegoś tak zabawnego. Barnaba skojarzył mi się trochę z fornitem, chociaż u Kinga w Balladzie o celnym strzałem, stworzenie to miało inny wymiar. Szczególnie motyw z dokarmianiem Barnaby i pojeniem z nakrętki. W scenach walki ze skrzatami, widziałem trochę Gremliny, a woda zapomnienia przypomniała mi o Man in Black. Pomijając wszelkie moje skojarzenia, opowiadanie Twoje uważam za bardzo dobre. Widać lekkość z jaką piszesz, co wskazuje na dobry warsztat, i przede wszystkim masz to coś, co potrafi rozbawić. Nie wiem, czy to dlatego że chodziło o skrzaty, ale chyba nie :-) Ukłon ode mnie. 

Udaję się do klikarni. 

Ps. W Lublinie macie jeszcze ten bazarek, gdzie chudy mężczyzna sprzedaje herbatki z całego świata, wołając, jakie są smaczne i zdrowe? 

Pozdrawiam ;-)

Cześć, Zetrix. Bardzo dużo niewiadomych jak na szort. Podobnie, za regulatorzy, nie wiem o co chodzi. Proponuję rozwinąć wątek. Pozdrawiam

Cześć

Jest kilka literówek, ale zapewne ktoś zwrócił na to uwagę. Opowiadanie napisane bardzo dobrze pod względem warsztatu. Nie powiedziałbym, że bohaterowie są niesympatyczni. Zarysowałaś bardzo udanie charaktery postaci, co w tej objętości tekstu jest kwestią niełatwą. Nie ma tutaj zbytniego akapitu: tzn. nie dobijasz tekstu na siłę, wszystko jest konkretne i w temacie, co mi się podoba. Chociaż wątek fantastyczny mogłaś rozwinąć bardziej – dla mnie jest go trochę za mało. Poza tym spoko. Klik. Pozdrawiam.

Dzięki, Finkla. Pozdrawiam

Cześć, GOCHAW

Zauważyłem tu i tam trochę niezręczności językowych i momentami dialogi wydawały mi się zbyt (ugrzecznione), a może trafniejsze byłoby określenie nienaturalne. Poza niedogodnościami, historia ładna, kolorowa, zmienna i zaciekawia. 

Szczególnie podobał mi się pomysł z rzeką spacerujących żelek :-) Jak coś przekręciłem, to przepraszam, bo padam na twarz, choć pora wczesna.

Pozdrawiam

Siema, fanthomas

No, całkiem nieźle przyczarowałeś. Jest enigmatycznie, klaustrofobicznie, w sumie to nie wiadomo, co tu się wydarzyło… bardziej niż w sumie, to w ogóle nie wiem o co chodzi, ale to dobrze, ponieważ w Twoim wydaniu, jest to całkowicie przeze mnie akceptowalne. U Ciebie jest dziwność, dziwaczność, często gęsto niby brak sensu, ale przez to zastanawiam się, kim jestem, dokąd zmierzam itd. – idąc za klasykiem. Czekam aż wysmażysz coś tak absurdalnego, że aż mnie odrzuci :-) Oczywiste jest dla mnie, że posługujesz się bardzo zręcznie warsztatem. 

Pozdrawiam i klikam

Cześć, jbieganowski

Wspominam z ogromnym sentymentem Cyberiadę, Bajki Robotów. Choć przyznam, że Lema widział bym przy maszynie do pisania, niż z piórem w dłoni. Ale to akurat drobiazg, ponieważ uważam Twój szort za bardzo dobry. 

Któż zrozumie kobiety? Może na planecie NFR, jak pisał Lem, znajdzie się istota, która tego dokona? 

Klikam i pozdrawiam

Cześć

Bardzo pozytywne :-) Podoba mi się i są super kosmici plus dinozaur :-)

Pozdrawiam

Cześć, Lukista.

Tekst prezentuje się, jako zwarty, jednolity blok. Nie wiem czy to dobrze, czy źle, ale w niektórych momentach widziałbym akapit. To szort, dlatego nie jest to aż na tyle istotne. Czytało się dobrze. To byłby super szkielet do zbudowania na nim ciekawej, dłuższej historii. Bo tak naprawdę, nie wiadomo do końca o co chodzi. Czy to jedynie mroczne siły odpowiadają za psikusy związane z percepcją bohatera. Dopiero na końcu jest mowa o ciemnej stronie mocy :-) I teraz się czepnę: to siedem i pół godziny jest istotne w opowieści? Spotkałem się kiedyś w stosunku do swoich tekstów, że miary, długości, i podobnie czas podany dość dokładnie, może nie mieć uzasadnienia. Zastanawia mnie, dlaczego akurat siedem i pół godziny. Czy nie mogłoby to być równie dobrze, cztery godziny i piętnaście minut? 

Stwierdzenie, które zapoczątkowuje szort, jest odważne. Rozumiem, że bohater chce powiedzieć, iż utrata kontaktu z rzeczywistością jest gorsza od tortur i śmierci bliskich, tylko że w dalszej części nie odczuwa się przerażenia na tyle, żeby choć odrobinę skłonić się ku tej tezie. To subiektywne odczucia bohatera sprawiają, że tak uważa, ale wydaje mi się prawie niemożliwe przekonać odbiorcę, że tak jest. A może nie chodzi o przekonywanie. Proszę tego nie odbierać jako zarzut. Chcę tylko zasugerować, że to ryzykowne zagranie, ponieważ nawet wybitne oddziaływanie za pomocą świetnego warsztatu pisarskiego, często może nie wystarczyć. Czasami jedynie przeżyć coś, oznacza o byciu przekonanym, lub nie. 

W każdym razie, szort według mnie udany i mi się podobał. Pozdrawiam.

Cześć, regulatorzy

Dziękuję za odwiedziny i przeczytanie. Może następny tekst wysmażę ze szczęśliwym zakończeniem. Często intencje mam dobre, ale gdzieś po drodze zjeżdżam w inną stronę. Pozdrawiam.

Cześć, dawidiq150

Podobał mi się Twój tekst. Ciekawy i nietuzinkowy pomysł, że dobre osoby, to przybysze z innej planety. Na Ziemi, wydawałoby się, że ilość zła przytłacza, że zwycięża – stwierdzenie to, można podważyć, licytować się i dyskutować.

Zło jest ciekawsze od dobra, jako informacja, bardzo nośne i przyciągające uwagę, a przecież tak wiele dobra dzieje się każdego dnia i mnóstwo cudów, oraz ludzkiego heroizmu – niestety, o tym się tak często nie mówi. O wiele lżejszą jest głowa, która nie połyka papki pachnącej szlamem. Chcę wierzyć Dawidzie, że dobro zwycięży. Jestem dobrej myśli. Pozdrawiam. 

Cześć, Finkla

 Podziwiam, szczególnie za wymyślne określenia. Najlepsze wg mnie: wasza perwersyjna sprawiedliwość :-)

To się nazywa prawdziwa inwestycja. Jeden główny, który ogłupi resztę. Bardzo dobry szort. Kilk. Pozdrawiam.

Cześć. Prosiłbym o doliczenie klika do szorta Szepty. Klik gdzieś został chyba przeoczony. Pozdrawiam.

cezary_cezary Przyjmijmy, że jest to pseudo wątek fantastyczny :-) Bohater odkłada na wynajem. Pozdrawiam

Cześć, cezary_ cezary To prawda,.szort nie zawiera fantastyki. Jest wyraźnie napisane, że: mógł przeprowadzić się do kawalerki. Nie ma nigdzie napisane, że odłożył na kawalerkę. Proszę czytać ze zrozumieniem. Od razu napiszę, ponieważ dostałem info. że to członkowie loży sczytują głosy od użytkowników na bibliotekę. Proszę zwrócić uwagę przy na to szczytowanie. Przyznam, że trzeci raz upominanie się w tym względzie trochę mi uwłacza. Rozumiem raz, czy dwa przeoczyć, ale nie trzy. Dotyczy to nie tylko szorta Szepty, ale i wcześniejszych opowiadań. Pozdrawiam.

Cześć, L.Keller

Sprawnie napisane opowiadanie. Trochę dłużyły mi się opisy, ale to szczegół. Ukłon za klimat i tajemnicę. Tylko równocześnie, jest trochę za dużo niewiadomych, jak dla mnie. Poza tym, w pewien sposób, historia Piotra jest mi bliska. Nadmierne myślenie nikomu nie służy, a jak się okazuje, tak w tekście, jak i w życiu, nadmierne zabieganie o kogoś, kto ma nas daleko gdzieś, jest działaniem pozbawionym sensu. Nie warto się płaszczyć. Bo, idąc za klasykiem: do tanga trzeba dwojga. 

Pozdrawiam

Cześć, GOCHAW Dziękuję. Pozdrawiam

Przepraszam, że tutaj, ale skoro jest info o omsknięciu, to daję znać. Na Zielonowłosą jest trzy kliki od użytkowników i jeden od Finkli, to razem cztery, a nie trzy. Pozdrawiam.

Cześć, Koala75

 Wzruszyłeś mnie swoim szortem. Miałem to szczęście być dzieckiem czasów bez komputerów, smartfonów i pamiętam doskonale zabawy, jakie wymyślaliśmy (niektóre, przyznaję, były na tyle pomysłowe, że obecnie nie wpadłbym na to). Urzekła mnie cała ta sytuacja z misiem, a dokładnie piękne i wielkie serce kobiety, która na początku pokazuje czytelnikowi, przez słowa: Lubiłam im gotować, wiedziałam, że to doceniają i przynajmniej nie trują się jedzeniem śmieciowym – jak bardzo kocha swoich bliskich. Bardzo pozytywny szort. Dziękuję. Klikam.

Pozdrawiam

Cześć, beeeecki

 Wprowadziłem poprawki. Dzięki za wyłapanie, dobre słowa i klika. Pozdrawiam.

Cześć. Ciekawie zapowiadający się świat. To by była super baza do czegoś obszerniejszego. Jak się okazuje, ludzie zawsze będą gdzieś walczyć. Jeśli już nie będzie z kim, to i bioroboty również się nadadzą. Zaledwie czternaście tysięcy znaków, a tyle tutaj ciekawych kwestii. Może rozwiniesz ten pomysł? Pozdrawiam

Cześć, bruce

 

To lecimy:

Wybraliśmy z Markiem ten niewielki domek tylko dlatego, że nie było nas stać na nic lepszego.

Remontowaliśmy wszystko, bo też wszystkiego tu brakowało: sieć wodociągową i gazowniczą, wjazd, ogrodzenie, okna, drzwi, ściany, podłogi, dach.

Pewnego razu udałam się więc na krótki spacer. Mój wzrok przyciągnęły od razu nietypowe ogłoszenia. Pobliski słup nie mieścił naklejonych na nim nekrologów. Zdumiona naliczyłam ich z trzydzieści. Co dziwne, wszyscy zmarli byli w kwiecie wieku, najstarszy miał czterdzieści lat. – Bardzo mało prawdopodobne, ale to dobrze, ponieważ zaczyna się robić dziwnie.

– Dzień dobry – przywitałam się z uśmiechem, po czym skierowałam do regalu z pieczywem. – literówka.

Nie wiem, dlaczego, ale miejscowe plotki zaczęły wciągać mnie coraz bardziej, więc teraz dla odmiany przeszłam do działu z konserwami, udając wielkie zainteresowanie wystawionymi puszkami, i nasłuchiwałam dalej. – Zbędne według mnie info, że bohaterka nie wie dlaczego plotki ją wciągają coraz bardziej.

– Policja niewiele mówi – szeptała siwowłosa klientka, podchodząca z głębi sklepu do pozostałych. – Szukałem innego określenia, ale to może tylko moje widzimisię. Intuicyjnie mi to nie pasuje.

– Tam, gdzie serca i usta, mieli wbite zakrwawione gałęzie. – Zaaferowana klientka, stojąca najbliżej lady, demonstrowała na swojej bordowej sukni i ciele opisywane miejsca. – Kiedyś dowiedziałem się, że dopowiedzenia tego typu, niekoniecznie są dobre, dlatego że wybijają z rytmu. Choć zastanawiam się nieraz, czy rzeczywiście? Trzeba przyznać, że dialog inaczej wygląda, jeśli ich nie ma.

– Może wody? – zaproponowała usłużnie sprzedawczyni.

– Poproszę – wyjąkałam.

Hmm, bruce, jakoś tak sztucznie się dzieje w tych dialogach. Nie potrafię tego poprzeć konkretem, może chodzi o to zaproponowała usłużnie sprzedawczyni?

Sięgnęła szybko po stojący za nią na regale dzbanek, nalała i podała kubek, a ja wypiłam jednym haustem. Pomogło zdecydowanie. – Rozumiem, że chciałaś podkreślić, iż to pomogło, ale w takiej formie, kojarzy się to bardziej z tym, że to jej zdecydowanie, czyli jej pewność, pomogła.

– Ale czemu mieli serca przebite gałęziami? No i usta? Usta też, prawda? – upewniałam się. – Zbędne, to już czytelnik wie :-)

– Wzgórze, powiadają, to kopiec. Znaczy… kurhan. Pochowano pod nim zamordowaną kapłankę słowiańską. Tu były zloty czarownic! Płonęły stosy! Mordowano przyjezdnych! Kalnas Dorotka powstała i co jakiś czas musi mieć pożywienie, aby istnieć! – opowiadała, niczym w transie, ożywiona starowinka. – No i w końcu zaczyna się coś dziać :-)

Bardzo to dziwne, co mi panie opowiadacie. Policja ich do tej pory nie znalazła? – Z jednej strony jakoś tak nieliteracko, a z drugiej właśnie naturalnie :-) W mowie potocznej tak się dzieje.

Czy masz silne nerwy?

– Co to za głupie pytanie? – roześmiałam się. – O co ci chodzi? – Pogrubione, jako zbędne.

W odpowiedzi włączył laptop i pokazał mi wyszukiwarkę. – Zostawiłbym: W odpowiedzi włączył laptop i pokazał wyszukiwarkę.

Była wykonana kolorowymi kredkami. Wśród barw przeważały czerń oraz czerwień. Kilkoro osób leżało na trawie u podnóża Góry Świętej Doroty. Prawdopodobnie wszyscy byli martwi. Mieli zamknięte oczy i wbite w okolicach serc gałęzie z liśćmi dębu. W tych miejscach widać było krwawe ślady. – Przemyślałbym zdanie: Prawdopodobnie byli martwi. Jeśli mieli wbite gałęzie w serca, to raczej pewne, że nie żyli, tym bardziej, że jest krew. Co prawda, mogą być żywymi trupami, ale o to ich nie podejrzewam… jeszcze :-) Czytam dalej :-)

– Przestań. Chyba nie wierzysz w te bajki Podejrzewam, że właściciele celowo zostawili te rysunki, aby nas nastraszyć. Sama zobacz, w tych książkach są takie same ilustracje. – Marek wskazał trzymane tomy. – brakło kropki po: w te bajki.

Oglądaliśmy je zdumieni. – zbędny.

– Nie bądź śmieszna. – Marka najwyraźniej bawił mój niepokój. – To prawda, też by mnie bawił :-)

– To ty przestań robić z siebie idiotkę! – wrzasnął zdenerwowany. – Marek chyba jest furiatem :-) Podejrzany chłop, przed momentem się śmiał :-) Na tym etapie wnioskuję, że siadło mu na psychikę, lub opanowały go demony.

Raptem za oknem wychodzącym wprost na ulicę coś gwałtownie stuknęło. – To raptem usunąłbym, ale to moje widzimisię, znowu.

Ruch w obie strony został mimowolnie wstrzymany i czekające za nimi auta zabrzęczały klaksonami. – zbędne.

Po obejrzeniu jakiegoś filmu w telewizji zaczęliśmy szykować się do spania. Pierwsza weszłam do pokoju, zapaliłam światło i krzyknęłam. – Zdecydowanie istotna sprawa. Mam nadzieję, bruce, że to nie była Odyseja Kosmiczna 2001 Kubricka? Proszę powiedz, że nie :-) Znam dziewczynę, która zasnęła podczas tego filmu… niewiarygodne… niepojęte.

– Możliwe, nie wiem. Ale nie zwalaj winy na mnie!

– Dobra, dobra. No już, przestań się boczyć.

– Stale to samo. Jak coś ci się nie udaje, zawsze wina jest po mojej stronie! – Mam wątpliwości czy sceny kłótni są na tyle istotne, żeby wplatać to w opowiadanie, ale czekam na rozwinięcie, możliwe, że tak :-)

Gdy wreszcie dotarłam do domu, ciężko opadłam na fotel. Rozległ się dźwięk telefonu. To dzwonił Marek. – pogrubione, jako zbędne.

Nie doczekawszy się męża, pospieszyłam ofiarnie na przystanek z parasolem, gdy tylko zobaczyłam pierwsze krople deszczu na szybach. – Urzekło mnie to zdanie. Wspaniała kobieta!

– A, wiem, wiem, rzeczywiście miał tu wtedy stłuczkę. Jednak on zaginął dużo później. No nic, pójdę już. Cała nadzieja w policji. Do widzenia. – Jej wiara musi być wielka.

Woda zalewała im koła, a one pryskały silnie w nasze okna. Ich karoseria i szyby były jednakże porządnie zniszczone przez wyjątkowej wielkości gradowe kule, co skutecznie utrudniało jazdę. – Pogrubione, jako zbędne.

Na gałęziach dostrzegłam iście dębu. – literówka

Zaczęłam wydzwaniać – Rozumiem, że chodzi o Marka. Ale nie lepiej np. Próbowałam się do niego dodzwonić?

W końcu wyczerpałam całkowicie aparat, a z powodu silnej ulewy wyłączono prąd i na razie ładowanie okazało się niemożliwe. Przeklinałam w duchu, że nie mam zapasowego power banku. Wreszcie, nie wiedząc nawet, kiedy, osunęłam się bezradna na kanapę i zasnęłam. – Bohaterka przejawia sporą egzaltację. Rozumiem, że kobieta jest pełna emocji, ale zastanowiłbym się, czy umieszczać wszystkie w tekście. Coś w stylu: Brakło mi tchu, a na skórze poczułam chłód, zdruzgotana i bez nadziei runęłam na podłogę :-)

Zbudziło mnie natarczywe dobijanie się do okna od strony ulicy – Jeśli ktoś się dobijał, to oczywiste, że nie od wewnątrz.

– Komenda policji w Będzinie. – Funkcjonariusz pokazał oświetlony szybko latarką jakiś dokument. – Bardzo grzeczny ten pan policjant, ale to trochę tak po łamerykańskiemu. Poza tym, jaki jest cel świecenia latarką na jakikolwiek dokument, kiedy kobieta znajduje się za oknem? Przecież ona siłą rzeczy nie może zobaczyć, jakim papierem typek macha.

Cała szajka została schwytana w chwili dokonywania tych karalnych czynów i trafiła już do więzienia. – Może lepiej: Cała szajka została schwytana w trakcie dopuszczania się przestępstwa i obecnie znajduje się w areszcie tymczasowym – Dlaczego napisałem w areszcie tymczasowym? Do więzienia się nie wsadza ludzi, że tak powiem: z kopyta. Proces postępowania spraw karnych w sądach został przyśpieszony, ale z tego, co się orientuję, nie można kogoś posadzić do pierdla, ot tak, tuż po dokonaniu przestępstwa :-)

 – Mamy do przekazania niedobre wieści. Jadąc tu otrzymaliśmy wiadomość z komisariatu, że pani mąż dokonał w areszcie samobójstwa. – Bruce, więcej konsekwencji proszę :-) Policjanci teraz mówią, że mają do przekazania niedobre wieści, jakby poprzednie były dobre :-) Zbędne dodatki.

– To z pewnością nie mógł być mój mąż. Jest niewierzący. – Rozumiem, że żona zna męża bardziej niż on siebie, ale to, że ktoś nosi krzyż, nie oznacza, że jest wierzący, czy religijny. Mógł przecież traktować to jako formę ozdoby, lub amuletu. Ale jestem świadomy, że w ten sposób wprowadzasz element dziwności i tajemnicy. Ok. Czytam dalej :-)

W odpowiedzi policjanci pokazali mi zdjęcia na swoich telefonach. Pochodziły z momentu aresztowania, a potem osadzenia w areszcie – i tutaj występuje wyraz: areszt, o którym pisałem.

 

Kości zamordowanych były prawie całkowicie obdarte z mięs i tkanek przez dzikie ptactwo. – mięsa.

Starał się wydobyć miecz, lecz demonica roześmiała się tylko złowieszczo i błyskawicznie skręciła wystawione przeciw niej żelastwo. – Rozumiem, że chodziło o zaznaczenie wielkiej siły, z jaką demonica poradziła sobie z mieczem. Szukam adekwatnego słowa: może bardziej – zgięła lub ugięła?

 

Opowiadanie mi się podobało. Szkoda że nie kontynuowałaś wątku z mężem, Markiem. Myślałem, że pójdziesz bardziej w stronę opętania, ale nie tak szybko: no ale chłop się uśmiercił, to nie ma co rozkminiać. W trakcie miałem trochę wrażenie pewnego chaotycznego przeplatania się wątków, ale to może pierwsze wrażenie i nietrafne.

Pozdrawiam i klikam

 

Dzięki, AP za opinię. Owszem, są delikatne, ale czasami wręcz odwrotnie. Nie czuję się zobowiązany do tłumaczenia. Niech wystarczy tylko, że temat znam, może nawet za bardzo. Pozdrawiam

Finkla, cóż. Tak wyszło :-) Pozdrawiam

Cześć, pnzrdiv.117

Dziękuję. Cieszy mnie to, że opowiadanie Ci się podobało. Dzięki za klika. Pozdrawiam.

Cześć, Koala

Dzięki za czytanie. Pozdrawiam

Cześć

Majstersztyk. Tylko nie wiem, dlaczego wrzucasz zdania od kolejnej linii, jedno pod drugim. Czy to zabieg celowy, żeby nadać większej rytmiki i napięcia w tekście? Jeśli świadomie, celowo, to ok. Chyba że to przypadek, to już mniej ok. Ale, tak czy owak, tekst jest na tyle dobry, że nie ma to większego znaczenia. Gratuluję zbudowania super napięcia w krótkiej formie. Wydaje mi się, że piszesz nie od wczoraj. Ukłon z mojej strony. 

Pozdrawiam

Cześć, Finkla

Cieszę się, że jest w porządku. Dzięki za klik. 

Pozdrawiam

Cześć, lenti

Opowiadanie zrozumiałem w ten sposób, że człowiek jest intruzem i niszczy przyrodę. Zwróć uwagę na językową warstwę. Specem od tego nie jestem, także punktował nie będę, ale momentami trochę brnąłem przez tekst. Wydaje mi się, że chciałeś zastosować zwroty bardziej poetyckie, za co ode mnie ukłon, ale z tym trzeba ostrożnie. Podam przykład, jak na początku:

Na twarz opadał mu popiół, gdy spadające z łoskotem głazy, przecinały linie horyzontu. Huk odlegle trzaskanych skał kołysał mu duszę. Deszcz bazaltowych odłamków nawadniał glebę i poił zwierzynę krwią. Szedł z zamkniętymi oczami. Prowadziło go przekonanie, że w końcu odnalazł drogę. Raz jeszcze zanurzył głowę we wrzątku, wyparzając wszelkie wątpliwości. Założył na twarz uśmiech i ruszył ku przeznaczeniu.

Huk odległe trzaskanych skał – a może odległy huk trzaskanych skał. Czasami zmiana szyku, szczególnie w prozie poetyckiej, zmienia bardzo wiele. Kamień nie może nawadniać gleby, jedynie woda. Wyraz: nawadniać odnosi się do wody. Staram się zrozumieć Twój przekaz. A może chodziło Ci bardziej o użyźnienie? Zanurzył głowę we wrzątku, wyparzając wszelkie wątpliwości. Może bardziej: Zanurzył głowę we wrzątku, pozbywając się wszelkich wątpliwości. 

Pozdrawiam

 

Cześć, Sajmon15

Dzięki. Cieszy mnie, że Ci się podoba.

Pozdrawiam

Cześć, GalicysjkiZakapior

 Poprawiłem. Dzięki za wskazanie błędu i za dobre słowa.

 Pozdrawiam

Dobry gust ma, jeśli to PJ

Pozdrawiam

Cześć

Dużo tajemnic w tym opowiadaniu.

Mam wątpliwości do ,,leżenia płaszcza,, i ,,Julian intensywnie się w nią wypatrywał,, – to drugie chyba jakaś literówka się wkradła. Nie można się w kogoś wypatrywać, raczej wpatrywać. 

Podobało mi się. Opko bardzo sprawnie napisane, technicznie luks i przede wszystkim jest klimat, a to lubię najbardziej. 

Pozdrawiam

Aha… zastanawiam się, jakiej muzy słuchała na tym (starociu). 

Dzięki, Bruce. Nie mam zamiaru przestać. Pozdrawiam

 

Cześć, Marszawa

 Dzięki za sugestie i za konkret. Wprowadzę, jak będę przed kompem. Widzisz, bo tak się składa, że uśmierciłem go w początkowej wersji :-) 

Pozdrawiam

 

Początkowo klimat skojarzył mi się z Lynchem. Później dziwność i napięcie stawało się coraz mniej wyczuwalne, chociaż powinno wynikać z tekstu odwrotnie. Podobało mi się. Pozdrawiam

Siema, fanthomas

 Twoich tekstów nie da się pomylić z innymi. Jesteś bardzo rozpoznawalny i masz swój styl – a to bardzo dobrze. Trochę za szybko opko się skończyło, jak dla mnie, ale poza tym super. Koleś ściągnął spodnie przez głowę :-) Nawet w takich drobiazgach przebija się absurd. Wspaniałe! Pozdrawiam i klikam

Cześć, Bolly

 Zgrabny szort. Opowieści o nawiedzonych domach było mnóstwo – w ogóle opuszczony dom, czy inna rudera, jest bardzo dobrym tematem do opowiadania. Choć nie jest to łatwe zadanie. Twój szort należy do tych dobrych. W krótkiej formie zawarłeś esencję. Zastanawiam się, dlaczego pies nie miał łap. Tekst mi się spodobał. Udaję się do klikarni. 

Pozdrawiam

Wzruszyła mnie ta historia. Szort nie jest dla mnie łatwą formą, dlatego podziwiam za konkret w tak niewielkiej ilości tekstu. Przychodzą mi do głowy pomysły, jak można by rozwinąć ten temat. 

Pomimo że opowieść jest smutna, przebija z niej wielka nadzieja, że miłość zwycięża zło. 

Pozdrawiam i klik ode mnie

Cześć, bruce

 Na wstępie: dwie literówki – napisałaś śmieć, zamiast śmierć. I na końcu jest: Czułam, jak powoli stracę siły i uchodzi ze mnie życie ---> Czułam, jak powoli tracę siły i uchodzi ze mnie życie.

Zaczęło się dość mrocznie, ale później zmęczyły mnie trochę dialogi. Kobieciny siedzą w tych lochach, nosa jedna nie ma, druga uszu i tak sobie rozmawiają. Wiem, że w ten sposób tłumaczysz czytelnikowi, co je spotkało, ale trwało to dla mnie za długo. Nie nastąpił większy zwrot akcji, jeśli nie liczyć węża, który ukąsił jedną z nich.

Nie zaliczyłbym tego opowiadania do horroru, bo nie przestraszyłaś mnie tym razem :-) Liczę na to, że zostanę przestraszony następnym tekstem.

Pozdrawiam

Cześć, fanthomas

Podobno prawdziwa miłość, to ta pierwsza… A może nie tyle prawdziwa, co największa. Serca bywają różne, jak i charaktery, ale pragnienia pozostają bliskie. Wspomnienia potrafią żyć własnym życiem i najczęściej nie mają zbyt wiele wspólnego z prawdą, ponieważ są zniekształconym spojrzeniem na rzeczywistość, której już nie ma, widzianą jedynie przez „okulary’’ – dzięki którym widzimy tylko jej skrawki. 

Wczułem się w sytuację bohatera i jestem w stanie go zrozumieć. Niestety obawiam się, że dla dobra sprawy i jego samego, byłoby lepiej dla niego, jeśli pozbędzie się złudzeń. Droga melancholii wiedzie tylko w jedną stronę. Szkoda życia na fatamorganę, choć rozumiem go, że serce krwawi. 

Historia lubi zataczać kręgi a cykliczność, jest częścią życia. Warto ruszyć i zrzucić bagaż. 

Osoby o wrażliwym wnętrzu wielokrotnie cierpią, zadając sobie również ból nie do końca świadomie, ponieważ wynika to z delikatnej natury.

Chciałbym przeczytać dalszy ciąg tej opowieści.

Pozdrawiam i udaję się do klikarni.

Cześć, bruce 

 Dobre opowiadanie. Zaciekawiło mnie i czytałem z przyjemnością. Latarniarnia istnieje, jak i Cylindrolandia. Aj waj z tą AI, nawet trochę się zrymowało. Zastanawia mnie, po co nieszczęśnikom te kosmetyki, jeśli niczego nie jedzą i nie piją – czyli również trawić nie muszą, a co za tym idzie, również wydalanie ich nie dotyczy. Ciekawa koncepcja świata, z nieokreślonym źródłem światła. Przestrzeń – nie planeta, nie miejsce, bliżej nieokreślony stan. 

Pytaniem jest również, w jaki sposób Skawińskiemu udało się zgormadzić dane osoby w tym określonym czasie pod latarnią. Biorąc pod uwagę losowość przenoszonych, nie widzę sensu, dlaczego Skawiński wybrał ten sposób. I dlaczego Malena podaje jakieś specyfiki na uspokojenie? Czy to jakaś konspiracja ze Skawińskim? Czy taki gest miłosierdzia względem nowo przybyłych. Gdybym to ja był nowy, raczej bardzo źle odebrałbym kobietę z fiołkami za plecami, która chce mi coś podać na uspokojenie. Poza tym, bardzo dobry tekst. 

Pozdrawiam

Zdecydowanie bardziej lubi obserwować rybki w akwarium :-) 

Cześć, Koala75

 Bardzo podobał mi się Twój szort. Moja kotka ma na imię Balbinka :-) Oglądamy razem filmy (tzn.oglądam, a ona sobie leży obok, często z łebkiem na mojej dłoni i mruczy, jak mały traktorek). Bardzo pozytywny szort. Poprawiłeś mi nastrój. Dziękuję. 

Udaję się do klikarni

Nigdy nie byłem w latarni morskiej. Też mam takiej miejsce, są to Bieszczady. Mam też sporo innych miejsc. Czasami wsiadam na rower i za kilka godzin tam jestem. Każda pora roku, następuje po sobie cyklicznie, ale dla mnie jest nowa i wtedy nawet ścieżki, które znam doskonale, są inne, jakbym narodził się ponownie. Pozdrawiam

Podoba mi się. Wiosna jest, Bieszczady czekają, to i sznurówki przygotuję :-) Pozdrawiam

:-) Nie wiem, bruce, co powinien mieć Jezus, ponieważ nie znam się na tym, ale nie miałbym problemu, jeśli ukazałby się bohaterowi w polarze, lub zielonej koszulce. Jezus w końcu też człowiek. Ale rozumiem, że odnosi się to w jakiś sposób do sztuki sakralnej. Pozdrawiam

Cześć, bruce 

Jak widać na załączonych zdjęciach, Hieronim wyprzedził w czasie cały surrealizm. Nie żebym był zwolennikiem teoretyzowania i (izowania), bo i Picasso nie dzielił swojego malarstwa na okres różowy czy błękitny, kubizm itd. najpiękniej: poszukiwał różnorakich form wyrazu. 

Opowiadanie podobało mi się, choć momentami rozmowy z Jezusem były nudzące. To jednak drobiazg, ponieważ w całości komponuje się całkiem dobrze. Hieronim, jak na czasy w których przyszło mu żyć, poczynał sobie odważnie w malarstwie, tym bardziej, że przecież tworzył sztukę o tematyce sacrum. Dosłowność scen dla jemu współczesnych, musiała silnie oddziaływać. 

Dzisiaj trudno wystraszyć odbiorców :-) 

Pamiętam zdanie mówiące o autentyczności kolorów. Chyba wiem, co miałaś na myśli, ale czy istnieją kolory nieautentyczne? Zjawisko z kolorem samo w sobie jest specyficzne, ponieważ każdy widzi inaczej. Ale, to też drobiazg. 

Pozdrawiam i udaję się do klikarni :-)

Hah, fanthomasie :-) Poprawiłeś mi dzień, który i tak uważam za bardzo udany. Dlatego też, stał się jeszcze lepszy. Bohater szczery, nie owija w bawełnę, bo po co ten cały romantyzm :-) Przecież i tak ląduje się… No powiedzmy, gdziekolwiek :-) Jak również, bohater jest skromnym i bojaźliwym kolesiem, ale może dlatego że długo jest singlem. Niezaznajomiony z tajnikami relacji damsko męskich, zamawia przecież poradnik :-) Liczyłem, że torebka go wciągnie do środka albo oderwie rękę lub może wyjdzie z nie Czarnoksiężnik z vaginą zamiast nosa (piszę serio), no ale nic podobnego się nie wydarzyło. Niemniej, podoba mi się bardzo to opowiadanie.

Pozdrawiam. Klik ode mnie

Nowa Fantastyka