- Opowiadanie: George Hornwood - Przesyłka

Przesyłka

Opowiadanie przeszło długą drogę od swojego pierwowzoru do obecnej postaci. Zgodnie z sugestiami, zostało poprawione i wyleczone z chorób wieku dziecięcego. Co za tym idzie, większość komentarzy i uwag straciła na znaczeniu. Proponuje ich nie czytać:) Nie twierdzę, że dzięki poprawkom stało się doskonałe, ale proszę dać mi szansę. 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Użytkownicy, Użytkownicy II

Oceny

Przesyłka

Zmierzchało. Gęsty deszcz dudnił o asfalt, rozmazując w kałużach światła pobliskich latarni.

Ethan Carter mocniej naciągnął kaptur, ponownie odczytał adres zapisany na paczce. Znał miasto dosyć dobrze, ale chciał się upewnić i potwierdzić własne przypuszczenia. Domu nie było, a pusty zachwaszczony plac straszył ciemnością i dziurawą siatką ogrodzenia.

Nadawca się pomylił – pomyślał, ale coś mu nie pasowało.

Wrócił do samochodu i ponownie sprawdził przesyłkę w systemie. Terminal pokazywał, że wszystkie z dzisiejszego dnia już dostarczył. Sprawdził ponownie, to samo.

– Faktycznie jakiś błąd – powiedział sam do siebie.

W zasadzie mógł wracać do domu, a paczkę oddać rano w oddziale. Niczym się nie różniła od pięćdziesięciu innych dostarczonych tego dnia. Obejrzał ją bardzo dokładnie. Mały karton oklejony na krzyż brązową taśmą. Wyblakła, pożółkła etykieta, zapisana odręcznym, równym pismem. Spojrzał na datę nadania: 13 lutego 1928 roku. Zdziwiony zmarszczył brwi.

Bardzo dziwna sprawa – pomyślał zaciekawiony.

Jako kurier pracował ponad rok, ale pierwszy raz spotkał się z czymś takim. Adres, dziwna data i pusty zachwaszczony plac. Zapachniało tajemnicą, jak w tanich kryminałach, które namiętnie czytał. Szczególnie lubił te z kieszonkowej serii „Zagadkowych spraw Brooklynu”, o detektywie Franku Mallorym.

Z zadumy wyrwał go dzwonek telefonu. 

Ostatnimi czasy zastanawiał się, czy nie rzucić tej roboty w diabły. Cały dzień za kółkiem, płaca marna i zero czasu na swoje sprawy. Zaniedbywał dziewczynę. Ich związek z każdym, kolejnym dniem, stawał się coraz bardziej kruchy. Ethan czuł, że jeżeli czegoś nie zmieni, wszystko się rozleci. Nie chciał tego, kochał Luizę, a ta cholerna praca niszczyła ich relację. Dawali mu dyżury nawet w soboty, pomimo że w tygodniu co dzień łapał nadgodziny. Za każdym razem, gdy chciał coś załatwić, musiał płaszczyć się przed szefem. Strasznie go to irytowało. Za wszelką cenę pragnął uratować swój związek. Już od jakiegoś czasu szukał, myśląc o czymś bliżej, w jakimś markecie, barze, gdziekolwiek. Przynajmniej by wiedział, za co pracuje i może szef nie byłby takim dupkiem. Popatrzył na ekran smartfona, numer był zastrzeżony. Zazwyczaj takich nie odbierał. Dostawał tonę spamu każdego dnia. Ludzie oraz boty AI za każdym razem wciskali mu jakieś totalnie zbędne badziewie. Termomodernizację, pompy ciepła, fotowoltaikę, odkurzacze i wibratory, lub koce z merynosów, aby grzać dupę w zimowe wieczory. W myśl głównej zasady telefonicznych ogłupiaczy, zawsze znajdzie się ktoś, kogo można naciągnąć na kupno tego szajsu.

Telefon nie przestawał dzwonić.

– Słucham? – odebrał zirytowany. 

– Nie otwieraj paczki i słuchaj uważnie – mężczyzna mówił spokojnym, rozkazującym głosem. – Pojedziesz do dzielnicy wietnamskiej. Jest tam bar Silent Lantern. Wiesz gdzie?

– Co?

– Czy wiesz, gdzie to jest? – powtórzył nieznajomy.

– Wiem 

– Zostawisz tam przesyłkę. Potem możesz wracać do domu. Rozumiesz?

– Co jest w tej paczce?

Mała paczka, którą chwilę temu oglądał, śmierdziała tajemnicą bardziej, niż miejskie wysypisko zgnilizną. 

– Nie twoja sprawa! Dostarcz paczkę i wracaj do dziewczyny, na pewno już się denerwuje.  

– Ej, wyluzuj, stary! – Ethan krzyknął wkurzony. 

– Oddaj paczkę, to wszystko. Odezwę się.

Mężczyzna się rozłączył. Kurier jeszcze chwilę gapił się w mały ekran i odłożył telefon. Rozejrzał się, ale nie dostrzegł nic podejrzanego. Tajemniczy rozmówca, jakby wiedział, że doręczyciel tkwił na tej ulicy. Pytanie, skąd?

Z oporami i mętlikiem w głowie pojechał do Wietnamczyków.

Przed barem stało kilka dziwek i amatorów płatnego seksu. Nawet zimny deszcz nie był w stanie ich odstraszyć. Wewnątrz dwaj menele siorbali piwo nad lepkim stolikiem, smutna dziewczyna, w kusym, odsłaniającym wszystko stroju smętnie wyginała się na rurze, poruszając tyłkiem w rytm kaleczącego uszy wietnamskiego disco. Barman już na niego czekał. Wielką, okrągłą twarz miał podobną do patelni, a oczy jakby namalowane czarną kredką. Bez słowa wyciągnął owłosioną łapę.

Wracał. Wycieraczki miarowo zgarniały nadmiar wody z szyby.

Ponownie zadzwonił telefon.

– Spisałeś się – pochwalił tajemniczy mężczyzna.

Ethan nie podziękował, chciał zakończyć tę dziwną znajomość jak najszybciej. Mężczyzna po drugiej stronie nie zamierzał się jednak rozłączyć.

–  Mam dla ciebie propozycje – rzucił.

– Jaką?

Kurier był już myślami w domu.

– Dobrze płatną, oczywiście – zachęcił nieznajomy. – Odbierzesz coś dla mnie. To po drodze. Zgoda?

Ethan nie był przekonany. Wahał się. 

– Skąd masz mój numer? – zapytał podejrzliwie.

– Z centrali twojej firmy. Przecież robisz w doręczeniach. To jak, wchodzisz w to?

– Nie jestem zainteresowany. Skończyłem na dzisiaj.

– Ponieważ to dodatkowa robota, przeleję ci tysiaka, żebyś nie był stratny, ok? – Nieznajomy nie odpuszczał.

Tysiak… Tyle zarabiał przez cały tydzień. Ethan oczami wyobraźni zobaczył plik banknotów. Chwilę się zastanawiał. W sumie, co mu szkodziło.

– Zgoda. Co mam odebrać i gdzie?

– To niewielka paczka. Podobna do tej, którą przywiozłeś Wietnamczykom. Z samego rana musi ruszyć do odbiorcy.

– Dobra, przekonałeś mnie. Podaj adres.

Smartfon brzęknął powiadomieniem. Kasa dotarła na konto. Chwilę potem esemesem doleciał adres. Kimkolwiek był tajemniczy rozmówca, działał szybko i umiał być przekonywujący.

Kurier ominął zjazd do domu i ruszył ku przedmieściom. W drodze napisał do dziewczyny krótką wiadomość, że będzie trochę później niż zwykle.

Zaparkował busa pod kamienicą. Numer domu się zgadzał, 696. Budynek miał cztery piętra. Oceniając jego stan stwierdził, że mógł pamiętać czasy wielkiego kryzysu i Ala Capone. W małym oknie na poddaszu paliło się światło.

Wszedł do środka, przesuwając z przeciągłym skrzypnięciem masywne drzwi. Schody były drewniane. Gdy się po nich wchodziło wydawały ciche, trzeszczące odgłosy. Śmierdziało moczem i kotami. Nie cierpiał kotów, miał na nie chroniczną alergię. Kilka razy przekręcił włącznik na ścianie w nadziei, że światło się pojawi. Lampka smartfona rozproszyła mrok na tyle, żeby wchodząc nie wybić sobie zębów. Drzwi do mieszkania na poddaszu były uchylone. Wewnątrz paliło się światło, panowała cisza.

– Halo, jest tam kto? – Rozejrzał się po korytarzu, który zagracały wiekowe meble. Stosy gazet, pudeł, pustych zakurzonych butelek i przeróżnych śmieci. Wyglądało na to, że właściciel bawił się w zbieractwo. Ethan znał takich, swoją działalnością zabierali robotę uczciwie pracującym miejskim śmieciarzom. W otwartych drzwiach pokoju, dostrzegł makabryczny widok. Mężczyzna leżał w kałuży krwi, twarzą do podłogi, z rozrzuconymi rękami i dziwnie skręconymi nogami. Nie dawał oznak życia. Ethan poczuł zapach trupa, cofnął się, ledwo powstrzymując wymioty. Wdepnął w jakąś paskudną sprawę. Odwrócił się i szybko ruszył do wyjścia. Za plecami usłyszał szmer i dostał czymś twardym w głowę tracąc przytomność. Otworzył oczy. Dobiegł go dźwięk syren zbliżających się policyjnych samochodów.

W dłoni trzymał zakrwawiony nóż. Nie myśląc, co robi, odrzucił go z obrzydzeniem.

Dotknął potylicy. Krew z rozciętej skóry pozlepiała mu włosy. 

– Cholera! Co tu się dzieje?! – zaklął.

Zataczając się wybiegł na klatkę schodową. Policja była blisko. Otworzył okno i przecisnął się na schody przeciwpożarowe. Zdenerwowany, zupełnie nie myślał o odciskach palców jakie zostawia. Zbiegł po drugiej stronie budynku. Przeskoczył przez płot na kolejną posesję. Z oddali chwilę obserwował, jak policjanci wchodzą do kamienicy. Trzymali broń gotową do strzału. Kilku z nich pobiegło na tyły budynku. W ciemności nie zauważyli go. Przebiegł ulicę, syreny wyły, budząc okolicę. Ukrył się w krzakach kiedy dwa kolejne radiowozy minęły go z wielką prędkością.

Uciekał nie oglądając się za siebie i wtedy zadzwonił telefon.

– Wrobiłeś mnie, cholerny gnoju! – wrzasnął do słuchawki.

Cały się trząsł. Zrozumiał, że jego dotychczasowe życie właśnie wymknęło się spod kontroli.

– Przecież zrobiłem, co chciałeś! – Czuł, jak niewidzialna obręcz ściska mu gardło.

– Martwy człowiek – mężczyzna zachichotał. – To zawsze jest problem.

– Nikogo nie zabiłem! – Ethan próbował się bronić. – Doskonale o tym wiesz.

– Ja wiem. Ale co powiesz policji?

– Że mnie wrobiłeś!

– Ja? – nieznajomy ponownie się zaśmiał. 

– Wszystko im opowiem!

– Co niby takiego? O paczce, której nie ma, czy o nożu z twoimi odciskami palców? Wiesz, ile zostawiłeś śladów w tamtym mieszkaniu?

Kurier czuł, że tonie. Pochłaniała go gęsta, ciemna ciecz. Wciągała jak bagno.

– Przestań, proszę – wydyszał. – Czego, kurwa, chcesz?!

– Ciebie! – głos rozmówcy zabrzmiał jak ryk dzikiej bestii, zdolnej rozerwać ofiarę na strzępy.

Chłopak poczuł, jak podnoszą mu się włoski na plecach.

– Nie rozumiem – wydukał.

– Wyjaśnię ci – rozmówca ściszył głos, który niczym syk węża, wydobył się ze słuchawki. – Od dziś będziesz robił wszystko, co ci rozkażę. Przysięgniesz mi wierność, na życie swojej dziewczyny. Gdy to zrobisz, twoje problemy znikną. Zrozumiałeś?

– Co takiego? Oszalałeś?!

– Gliny już jadą. To tylko kwestia czasu, kiedy wpadniesz w ich łapy. Za zabójstwo będziesz skwierczał na krześle elektrycznym, jak skwarka na patelni.

Sygnał policyjnych syren narastał ze wszystkich stron.

– To jak będzie? – zaskrzeczał złowieszczo.

To tylko głupia przysięga, nic więcej – kurier powtarzał w duchu. 

Z wielkim oporem powiedział:

– Przysięgam na życie Luizy służyć ci i robić, co każesz.

– Dodaj: Przysięgam ci, Szatanie.

– Przysięgam ci, Szatanie.

– Dobrze. Twoje problemy właśnie się zakończyły. Możesz wrócić do domu.

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, policyjne sygnały ucichły. Radiowozy gdzieś zniknęły. Zapanowała cisza. Zdziwiony, rozglądając się wyszedł na drogę.

– Jeszcze jedno. Sprawdź kieszeń kurtki.

Wymacał podłużny przedmiot. Gdy go wyciągnął, spojrzał z niedowierzaniem. W dłoni trzymał zakrwawiony nóż, ten sam, który wyrzucił w mieszkaniu.

– Jedź do domu – syczał mu do ucha Szatan. – Zabij swoją ukochaną. Potwierdzisz tym lojalność, pieczętując naszą wspaniałą umowę.

Ten syk był jak trucizna wtłaczana do krwiobiegu. Przesączał się przez każdy zakamarek jego ciała, mieszał myśli, dławił rozsądek. Ethan poczuł, jakby za żołądek chwyciła go ogromna dłoń, próbując wycisnąć z niego treść prosto do gardła. Zachwiał się.

Boże, wybacz mi moją bezdenną głupotę. Pomóż mi proszę! – zaskamlał w myślach.

Balansując na granicy upadku, łapał powietrze, walcząc, by nie zwymiotować. Po chwili się wyprostował. Zwalczył opanowujący go kryzys.

Nie jestem jego narzędziem. Nie jestem ostrzem, które trzymam w dłoni. Moja wolna wola to ostatnia rzecz, której nie zdoła mi odebrać – ta myśl przyszła nagle, jak objawienie.

 Macki szaleństwa, jeszcze chwilę temu oplatające mu ciało, zaczęły słabnąć. Człowieczeństwo wróciło na tyle, by mógł się przeciwstawić.

– Nie zrobię tego! – wycharczał z wysiłkiem, plując gęstą śliną.

W pobliskich domach zaczęły zapalać się światła. Kilka osób wyszło na zewnątrz, patrząc, co się dzieje. Ktoś pokazywał go palcem.

Upuścił telefon i wyciągnął nadgarstek.

– Nie zmusisz mnie. Nigdy jej nie skrzywdzę! – wyszczerzył zęby, unosząc nóż. – Szybciej sam się zabiję! Widzisz, zjebie?!

Ze smartfonu leżącego na asfalcie, dobiegł śmiech, po czym szatan zaciekawionym głosem zapytał:

– Czemu więc tego nie robisz? 

Deszcz padał na twarz chłopaka, ściekając mu po policzkach.

Ethan spojrzał na brudne ostrze, po czym z całej siły chlasnął, otwierając sobie żyły.

Koniec

Komentarze

Ethan Carter mocniej naciągnął kaptur, to dzisiaj ostatnia, podniósł paczkę patrząc na adres: Bleecker 17. 

Popatrz na to zdanie (czyli poczytaj na głos) a zobaczysz, czemu jest bez sensu. 

Gość naciąga kaptur, bo pada – OK.

Potem wtrącenie z czapy, nie wiadomo, czy myśl, czy jakiś zagubiony kawałek innego zdania. 

Myśli trzeba wyróżnić, chociażby kursywą, lub ujmując w cudzysłów. 

Dałabym przecinek między podniósł, a patrząc. Ethana dałabym do kolejnego akapitu, bo nie jest już opisem miejsca.

 

 

dziurawą zardzewiałą

Między przymiotnikami dodawaj przecinki. 

 

 Nadawca się pomylił. – Pomyślał, ale coś mu nie pasowało. Wrócił do samochodu

Zapisałabym tak:

 

 Nadawca się pomylił – pomyślał, ale coś mu nie pasowało.

Wrócił do samochodu

 

 

Pewnie mama, zawsze dzwoniła pod fajrant czy już wraca.

Co to znaczy dzwonić pod fajrant? Raczej nie dzwoniła czy już wraca, ale aby spytać, czy już wraca.

 

zero czasu na swoje prywatne sprawy

Prywatne sprawy są swoje z założenia, nie trzeba tego dopisywać.

 

 

był by takim chujem

Byłby razem.

 

Wyciągnął telefon w nowym akapicie.

 

Wyciągnął smartfona, numer zastrzeżony.

Za duży skrót myślowy. Trzeba napisać, że popatrzył na ekran, bo teraz zdanie bez sensu.

 

Zazwyczaj takich nie odbierał, dostawał tonę spamu każdego dnia.

To powinny być dwa zdania. Spam to niechciana przesyłka, a nie telefon i trudno określić wagę rozmów telefonicznych. 

 

 

grzać dupy w zimowe wieczory.

Raczej jedną dupę.

 

 

W myśl głównej zasady telefonicznych ogłupiaczy, zawsze znajdzie się ktoś, kogo można zrobić w wała, a potem naciągnąć na kupno tego szajsu.

Zrobienie w wała i naciąganie to to samo.

 

Chwilę myślał, telefon nie przestawał dzwonić.

Raczej przez chwilę się zastanawiał. Bo jeśli akurat wtedy myślał, to mamy element komediowy.

 

– Nie otwieraj paczki i słuchaj uważnie – męski głos był rozkazujący.

Męski głos dałabym z małej. 

 

Mężczyzna się rozłączył.

To i dalej nie jest już elementem dialogu.

 

Rozejrzał się, ale na ulicy nie dostrzegł nic podejrzanego. Tajemniczy rozmówca, wiedział jednak, że tkwił na tej ulicy.

Bliskie powtórzenia są brzydkie. 

 

Ulica kipiała od dziwek i amatorów płatnego seksu.

Dziwne użycie słowa kipieć.

 

 

poruszając w rytm kaleczącego uszy wietnamskiego disco.

Poruszając co?

 

 

 

Bez słowa wyciągnął owłosioną łapę. Wycieraczki miarowo zgarniały nadmiar wody z szyby. 

Barman i dziewczyna z rurą, wszyscy w jego aucie? Niewiarygodne ;)

 

Ominął zjazd do domu i ruszył ku przedmieściom.

To już nie jest dialog.

 

Wszedł do środka, przesuwając z przeciągłym skrzypnięciem masywne zmurszałe drzwi. Schody były stare drewniane, wytarte przez lata tysiącami stóp. Gdy się po nich wchodziło wydawały ciche trzeszczące odgłosy. 

 

Lubisz podwójne przymiotniki, ale ich nie rozdzielasz przecinkami.

Ogólnie lubisz przymiotniki…

 

Właściciel pewnie stary, bawił się w zbieractwo.

Pewnie stary jest wtrąceniem i powinno być wydzielone z obu stron.

 

Zaparkował busa przed kamienicą, w duchu wyrzucając sobie, że jest kompletnym kretynem.

On już jest na klatce, już był na górze i teraz parkuje? Na pewno?!

 

Policjanci w środku z dania z małej, podobnie jak nauczyciele i hydraulicy.

 

– Wrobiłeś mnie, cholerny gnoju! – prawie krzyknął do słuchawki, cały się trząsł. Zrozumiał, że jego dotychczasowe życie właśnie wymknęło się spod kontroli.

Czemu prawie? Skoro prawie, to piszemy z dużej. Od cały się trząsł to już nie dialog. 

 

Poczytaj o zapisie dialogów, bo bywa dobrze, ale bywa też źle.

 

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

 

Nie dowierzał.

Razem.

 

 

Pomysł jest, wykonanie leży.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Witaj. :)

Ambush bardzo szczegółowo wypisała usterki językowe, zatem ja już to pominę. :)

Zgadzam się, że pomysł jest nader ciekawy, fabuła wciąga, dramaturgia też jest na plus, ale trzeba pewne kwestie nieco rozwinąć i dodatkowo poprawić błędy.

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia w Konkursie. :)

Pecunia non olet

Ambush

 

Bardzo dziękuję, za wnikliwą analizę. Poprawki zostały naniesione, uwagi wzięte do serca:)

 

bruce

 

Dzięki za odwiedziny i dobre słowo.

 

 

Pozdrawiam!

No po poprawkach jest to nawet fajna miniaturka. Zakończenie nie jest takim zaskoczeniem, jak powinno być, ale to przez założenia konkursu.

 

Pozdrawiam

Dlaczemu nasz język jest taki ciężki

Jest fajny klimat, dosyć realistyczny bohater, chociaż jak dla mnie, brakuje tu jego głębszej motywacji. Nie wiem, dlaczego się pcha na to poddasze. Przecież miał wracać do mamy…

Koniec rzeczywiście nie zaskakuje :)

Przyjemny, deszczowy szorcik. Pozdrawiam!

GalicyjskiZakapior

 

Diabeł to podobno mistrz manipulacji. Ma proste działanie: wzbudzić ciekawość (skusić), zachęcić (oszukać) i złożyć propozycję (usidlić). Słusznie zauważyłeś, że założenia konkursowe obnażają ten mechanizm. 

 

chalbarczyk

 

 Nie wiem, dlaczego się pcha na to poddasze. Przecież miał wracać do mamy…

 

Przez ciekawość, która jak wiadomo jest pierwszym krokiem do piekła.

 

 

Pozdrawiam

Witam!

 

Jest pomysł, jest fabuła, jest bohater – to dobrze. Czytało się w miarę płynnie, choć w kilku miejscach potykałem się na tempie i stylu.

Logika postępowania i wiarygodność głównego bohatera – z tym miałem największy problem. Nieoczekiwanie postanawia bawić się w detektywa. Tak, ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale wcześniej nie sprawia raczej wrażenia kogoś, kto zachowałby się w ten sposób. Można było inaczej zbudować postać: ktoś, kto nudzi się pracą (to akurat się zgadza), ma bujną wyobraźnię, czyta kryminały. Uwierzyłbym, gdyby bohater nudził się jak mops i nagle dostał pożywkę dla wyobraźni – wtedy łatwo da się wciągnąć w grę. Tymczasem zaczynamy od bohatera zmęczonego, bez werwy – i nagle następuje przemiana w detektywa.

 

Miałem problem z zapisem kulminacyjnych scen:

Teraz wdepnął w jakąś paskudną sprawę. Trzeba zadzwonić na Policję, ale jak im wytłumaczy co tutaj robi? Wstrzymał się, ruszył do wyjścia. Za plecami usłyszał szmer i dostał czymś twardym w głowę tracąc przytomność. Otworzył oczy, w oddali słychać było syreny policyjnych samochodów. Z wysiłkiem się podniósł, opierając o komodę. Pomacał potylicę. Krew z rozciętej skóry pozlepiała mu włosy. 

Czwarte i piąte zdanie trzeba rozdzielić akapitem, a czwarte rozdzielić na krótsze. Poza tym w czwartym jest najpierw narrator związany z bohaterem, a potem raczej wszechwiedzący (takie mam odczucia). Dodatkowo w tym samym zdaniu jest jeszcze niefortunnie użyty imiesłów. Opisałbym uderzenie z perspektywy bohatera, utratę przytomności również.

Mam wrażenie, że tutaj autor próbuje usprawiedliwić się przed czytelnikiem, dlaczego bohater nie zadzwoni na policję. Czyli piszący musi wepchnąć bohatera w jakąś sytuację i domyśla się, że czytelnik tego nie kupi.

Po tym, jak bohater oberwał w głowę, mógł po prostu leżeć na podłodze i czekać, aż przyjdzie policja. Może by go skuli, może nie, ale odniósł obrażenia, lekarz może to stwierdzić. Dla policjantów jest ofiarą i podejrzanym, ale na razie nie przestępcą.

 

Cały się trząsł. Zrozumiał, że jego dotychczasowe życie właśnie wymknęło się spod kontroli.

– Trzeba było zrobić, o co prosiłem.

– Odkręć to do cholery!

– Śmierć człowieka? – mężczyzna zachichotał. – Myślisz, że mam taką moc?

– Nie wiem, kurwa, co masz! – Ze złości miał ochotę cisnąć telefonem o czarny asfalt.

– A gdybym miał? Co byłbyś w stanie zrobić?

W tej scenie miałem problem z wiarygodnością. “Odkręć do cholery” już sugeruje, że szantażysta może cokolwiek odkręcić – co nie jest naturalne. Zatem niechcący uprzedzasz czytelnika, że szantażysta ma taką moc.

Drugie zdanie brzmi bardzo dramatycznie, ale jest tylko objaśnianiem czytelnikowi tego, co mógłby wywnioskować z zachowania bohatera. Lepsze będzie “pokaż” niż “opisz” i niż “wytłumacz”.

 

Ethan przeczuwał, że do tego dojdzie. Szantaż. Genialna propozycja dla kogoś złapanego w pułapkę. Spieranie się nie miało sensu. Trzeba było podkulić ogon i przytaknąć. Za zabójstwo groziła czapa. W najlepszym wypadku dożywocie i dawanie dupy pod celą przez najbliższą dekadę. Zrozumiał, że zostawił w mieszkaniu wiele odcisków palców. Tylko czy ten człowiek naprawdę potrafił cofnąć to, co już się wydarzyło?

Tutaj znowu mam wrażenie, że autor próbuje tłumaczyć zachowanie i decyzje bohatera, zamiast osiągnąć wiarygodność w inny sposób.

 

Podsumowując: czytała się dobrze i nastrój w porządku, ale miałem problem z kupieniem głównej intrygi.

 

P.S. Uwagi konstruktywne, czyli co z tym zrobić:

Oklepaną, ale skuteczną metodą w opowiadaniach o diabłach jest szatański podszept. Czyli bohater chce zadzwonić na policję, ale jakiś głos wprowadza zwątpienie. Większość zapewnień i wyjaśnień narratora można zmienić w podszepty diabła. Oczywiście nie jest to ani trochę nowatorskie, ale pozwala się pozbyć luk logicznych. Przynajmniej pozornie, bo niektórzy czytelnicy i tak będą kwękać, że poszło się na łatwiznę

Wariant ambitniejszy: bohater ma już za sobą zatarg z prawem. Właśnie dlatego jest kurierem, w innej pracy go nie chcieli, a coś musiał robić, żeby znowu się nie stoczyć. Dlatego tak boi się telefonu na policję i dlatego łatwo jest go szantażować.

 

Barman i dziewczyna z rurą, wszyscy w jego aucie? Niewiarygodne ;)

Ambush, przecież to bus był, taki podwyższany, żeby więcej paczek weszło :)

Niedawno bus firmy na “I” rozbił się o tira. Kilka osób przewożono nielegalnie w przestrzeni “paczkowej”. Pięć zmarło.

Kiedy stoję furgonetką w dziwnych miejscach, widuję tam również busy pocztowe, używane jako improwizowane kampery. Dziewczyna na rurze by mnie nie zdziwiła. Ostatnio ze środka wysiedli artyści ze sprzętem cyrkowym i zaczęli ćwiczyć.

marzan

 

Zmieniłem to i owo, stosując się do Twoich sugestii. 

Nie pamiętam dziewczyny z rurą w busie. Chyba jej tam nie było:) 

 

Widzę, że edytowałeś wpis, ale ja też w tym czasie edytowałem:)

 

Pozdrawiam 

No edytowałem, bo o katastrofie busa było tyle sprzecznych wiadomości, że dopiero teraz doszedłem, że na pace jechała piątka, a w kabinie reszta. I ci z paki zginęli, bo nie mieli pasów. Przynajmniej według większości wersji.

Rura bezpieczna, bo można się do niej przypiąć pasem. Więc nie mam nic przeciwko busom z rurą.

 

A poprzedni też edytowałem, bo mnie samego denerwują krytyki bez podpowiedzi, ale musiałem trochę podumać, jak bym próbował sam wybrnąć z problemu.

marzanie

 

Zawsze przyjmuję konstruktywna krytykę. Podpowiedzi, też mile widziane:) 

 

Pozdrawiam!

 

 

 

Rozumiem rozgoryczenie Ethana mało satysfakcjonującą pracą i nie do końca ułożonymi relacjami z dziewczyną, ale nie pojmuję jego inicjatywy, by zgłębić sprawę, której nie powinien tykać, bo w niezwykle krótkim czasie doprowadziło to do zawalenia wszystkiego, że o ostatecznym końcu nie wspomnę.

 

Bar­dzo dziw­na spra­wa. – po­my­ślał za­cie­ka­wio­ny. → Zbędna kropka po myśleniu. Winno być: Bar­dzo dziw­na spra­wa – po­my­ślał za­cie­ka­wio­ny.

 

zero czasu na swoje spra­wy. Za­nie­dby­wał swoją dziew­czy­nę. → Nie brzmi to najlepiej. Czy martwiłby się zaniedbywaniem czyjejś dziewczyny?

Proponuję: …zero czasu na swoje spra­wy. Za­nie­dby­wał dziew­czy­nę.

 

Na­pi­sał do dziew­czy­ny krót­kie­go sms-a… → Na­pi­sał do dziew­czy­ny krót­kie­go esemesa/ SMS-a

 

że świa­tło się za­świe­ci. Lamp­ka smart­fo­na roz­świe­tli­ła mrok na tyle… → Brzmi to nie najlepiej.

Proponuję: …że świa­tło się włączy. Lamp­ka smart­fo­na rozjaśniła/ rozproszyła mrok na tyle

 

Męż­czy­zna leżał w ka­łu­ży krwi, twa­rzą do ziemi… → Rzecz ma miejsce w budynku, więc: Męż­czy­zna leżał w ka­łu­ży krwi, twa­rzą do podłogi

 

Do uszu do­biegł mu dźwięk syren zbli­ża­ją­cych się po­li­cyj­nych sa­mo­cho­dów. → Zbędne dookreślenie. Czy dźwięk mógł dobiegać nie do uszu?

Proponuję: Do­biegł go dźwięk syren zbli­ża­ją­cych się po­li­cyj­nych sa­mo­cho­dów. Lub: Usłyszał dźwięk syren zbli­ża­ją­cych się po­li­cyj­nych sa­mo­cho­dów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czy martwiłby się zaniedbywaniem czyjejś dziewczyny?

Diabeł jeden wie devil

regulatorzy

 

Zgodnie z zaleceniami poprawione.

Dziękuję.

 

ale nie pojmuję jego inicjatywy, by zgłębić sprawę, której nie powinien tykać, bo w niezwykle krótkim czasie doprowadziło to do zawalenia wszystkiego, że o ostatecznym końcu nie wspomnę.

 

Ludzie podejmują czasem, bardzo dziwne decyzje. Często potem tego żałując. 

Czy nie byłabyś ciekawa? :)

 

marzan

 

Czyjejś nie wiem, swojej tak.

Diabeł tkwi w szczegółach:) 

 

Pozdrawiam

Bardzo proszę, George’u. Miło mi, że mogłam się przydać. :)

 

Ludzie podejmują czasem, bardzo dziwne decyzje. Często potem tego żałując. 

Czy nie byłabyś ciekawa? :)

Może byłabym zaintrygowana, ale na pewno nie na tyle ciekawa, by sprawę drążyć. 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, George Hornwood

 

Spojrzał na datę nadania: 13 luty 1928 roku. Zdziwiony zmarszczył brwi. – 13 lutego

 

Ostatnimi czasy zastanawiał się, czy nie rzucić tej roboty w diabły. Cały dzień za kółkiem, płaca marna i zero czasu na swoje sprawy. Zaniedbywał dziewczynę. Ich związek z każdym, kolejnym dniem – wg mnie opis zwalnia akcję. Wprowadziłbym to gdzieś dalej. 

 

 Ethan krzyknął wkurzony. Nie spodobało mu się, co tamten powiedział. – czytelnik wie, że Ethan się wkurzył, dlatego dopisek, że mu się nie spodobało, jest zbędny. 

 

Wracał. Wycieraczki miarowo zgarniały nadmiar wody z szyby. Luiza nie dzwoniła, podejrzany mężczyzna też nie. – przed tym zrobiłbym dodatkową spację, lub oddzielił gwiazdką. 

 

Ethan świecąc smartfonem, ponownie sprawdził adres. – Świecąc smartfonem…

 

Skoro nie zamierzał nikogo nachodzić, to dlaczego pakuje się do środka?

 

… tysiącami stóp – czyli ludzie chodzili boso? Rozumiem co jest w domyśle, ale jakoś te stopy mnie nie przekonują. 

 

Gdy się po nich wchodziło wydawały ciche trzeszczące odgłosy. – tutaj nie rezygnowałbym z Ethana, czyli: gdy po nich wchodził 

 

Kilka razy kliknął włącznik na ścianie, w nadziei, że światło się włączy. – to kliknął mi nie pasuje. Klikanie bardziej mi się kojarzy z myszką komputerową. Może: Kilka razy pstryknął włącznik? I to: miał nadzieję… – to oczywiste, gdyby jej nie miał, nie próbowałby. 

 

Wewnątrz paliło się światło, tu problem z zasilaniem nie występował. – to wiadome, po co dopisek, że problem nie występował. 

 

Lampka smartfona rozproszyła mrok na tyle, żeby wchodząc nie wybić sobie zębów. – szkoda, że pomijasz sprawczość Ethana. Sugerowałbym: Włączył lampkę w smartfonie i teraz mógł cokolwiek zobaczyć. Przynajmniej nie wybiję sobie zębów – pomyślał. 

Rezygnując w tym sensie z Ethana, pozbawiasz czytelnika możliwości wczucia się w jego rolę. Czyli podobnie, jw. Gdy się po nich wchodziło… Lampka rozproszyła itd. Zwróć na to uwagę. 

 

Właściciel pewnie stary, bawił się w zbieractwo. – a to mi wyjątkowo nie siedzi. Skąd w domyśle, że stary. A jeśli już, to może lepiej: Właściciel, zapewne starzec, bawił się w zbieractwo. 

 

Mężczyzna leżał w kałuży krwi, twarzą do podłogi z rozrzuconymi rękami i dziwnie skręconymi nogami. Nie dawał oznak życia. Ethan poczuł zapach trupa, cofnął się, ledwo powstrzymując -

wymioty. – A to skąd się wzięło? Czy to jakiś błąd przy wrzucaniu tekstu na portal? Chyba że tak ma być, to oddzieliłbym to jakąś gwiazdką. 

 

Dobiegł go dźwięk syren zbliżających się policyjnych samochodów. – z tymi syrenami w dzisiejszych czasach to jest różnie. Wiem, że używa się tego określenia, ale syreny kojarzą mi się inaczej :-)

 

Pomacał potylicę –  a może: dotknął potylicy. 

 

– Cholera! To się nie dzieje naprawdę – zaklął. – Cholera! – zaklął. – To nie dzieje się naprawdę. 

 

Trzymali odbezpieczoną broń. – Wątpliwe, że można zobaczyć z oddali odbezpieczoną broń. Ale skoro już trzymali, to dodawanie, że była odbezpieczona jest zbędne. 

 

Kilku z nich pobiegło na tyły. Ethan wiedział, że jest źle. Gorzej niż kiedykolwiek było. Przeskoczył przez płot na kolejną posesję. – Na jakie tyły? Ethan wiedział, że jest źle – wydaje mi się, że i tak zachował zimną krew, bo miał raczej przekichane całkowicie. Zwalniasz w ten sposób akcję. Przecież wiadomo, że jest fatalnie. 

 

– Mylisz się, nikt, nikogo nie wrobił – Mylisz się. Nikt nikogo nie wrobił.

 

Kurier czuł, że tonie. Pochłaniała go gęsta, ciemna ciecz. Wciągała jak bagno. – Rozumiem, że chcesz zaznaczyć tą przenośnią kiepskie położenie bohatera. Może: Ugięły się pod nim kolana. Czuł, że lada moment może stracić przytomność. 

 

Ethan poczuł, jak cierpnie mu skóra na plecach. – Wiem, że może ścierpnąć noga, lub ręka, ale skóra?  

 

– Kolejne jednostki policji, już jadą. Kwestią czasu jest, kiedy zostaniesz ujęty. – Domyślam się, że to może był diabełek, ale nie będę uprzedzał wydarzeń. Tylko jakiś taki grzeczny jest przy tym szantażu. Używa… powiedziałbym urzędowych sformułowań: ujęty. Dodałbym mu trochę charakteru. Czyli: Kwestią czasu jest, jak cię dojadą ty gnido. :-) 

 

– Dobrze. Twoje problemy właśnie się zakończyły. Nie lękaj się. Możesz wrócić do domu. – No nie… diabeł mówi: nie lękaj się? Czy to jakaś pielgrzymka? Przecież to władca piekieł i taki grzeczny? 

 

Czyli jednak happy end. Chlasnął sobie żyły. Myślałem, że skończy się wielką borutą i rozpierdzieleniem pół dzielni, a tu pach i po chłopie. No cóż, walka była nierówna, w końcu to diabeł. Ale zdecydowanie za szybko się skończyło. 

Pozdrawiam 

Mam problem z motywacją bohatera, dialogami oraz wiarygodnością diabła. Gdy ktoś z zastrzeżonego numeru wydaje polecenie, raczej pierwsze co robisz to pytasz -> Kim pan jest? Ewentualnie Kim ty kurwa jesteś? Jeśli masz gorszy dzień, bądź braki wychowawcze:) Gość z jednej strony narzeka na długie godziny pracy i problemy w związku deklarując miłość do dziewczyny, a z drugiej wykonuje polecenia nieznajomej osoby + bawi się w detektywa. I to wszystko wtedy, gdy dziewczyna milczy, a przecież podobno zwykle dzwoni pod koniec pracy. To co on się o nią nie martwi? Nie śpieszy się do ukochanej? Ucieczkę przed policją można tłumaczyć szokiem, ale sądzę, że wiele osób raczej sklei to z głupotą głównego bohatera. Nie bardzo kupuje fakt, że kurier narzekając na niechciane telefony, narzeka akurat na telemarketerów. Kurierzy najczęściej narzekają na klientów. Wiadomo praca z ludzi, obnaza ludzką głupotę i upierdliwość. Poza tym kurierzy zwykle maja numer służbowy. Myślę, że można to wykorzystać -> gdyby diabełek zadzwonil na prywatny numer i mówił o paczce -> to bylby fajny motyw. Co więcej nie kupuję też motywacji diabła. Wiem mówimy o diable! Jednak diabeł lubi coś mieć, coś zyskać na swoich intrygach. A tu co zmusza kuriera do samobójstwa i tyle? Poza tym siły piekielne zwykle działaja z jakiegoś powodu. To jest długasny temat, ale jeśli diabeł czepia się kuriera "bo tak" to cała historia traci. Tak jak Bóg zwykle objawia się w nagrodę za dobro, testuje, sprawdza, daje szansę, tak diabeł również powinien z czegoś wynikać. Za to masz fajne, żywe opisy. Świetnie oddają klimat miasta nocą Pozdrawiam!

Zarandir

 

Po kolei.

 

Mam problem z motywacją bohatera, dialogami oraz wiarygodnością diabła. Gdy ktoś z zastrzeżonego numeru wydaje polecenie, raczej pierwsze co robisz to pytasz -> Kim pan jest? Ewentualnie Kim ty kurwa jesteś?

No dobra, jesteś “kurierką”:) Została ci ostatnia paczka, której nie ma w systemie. Dzwoni zastrzeżony numer. Twój rozmówca wie gdzie jesteś, że masz paczkę, a w domu czeka twoja dziewczyna:) Masz gorszy dzień, więc pytasz: Kim ty ku… jesteś? Czy też jedziesz bez szemrania, bo to podejrzane i nie warto się kłócić? 

Ty się kłócisz? Dopytujesz? Zapewniam, że odpowiedzi nie dostaniesz, a rozmówca napędzi ci tylko większego strachu.

 

Więc kurier jedzie do jakiejś podejrzanej speluny w dziwnej dzielnicy.

 

Jednocześnie narasta w nim ciekawość, zbacza z trasy i wchodzi do mieszkania bo drzwi są otwarte. Wszystko przez to, że ktoś tą ciekawość wzbudził. 

 

Odnośnie telefonu. Czy to ważne na jaki przyszła rozmowa? Diabeł nie wnikał tylko dzwonił. Telemarketer też nie wnika, bo ma numer bezpośrednio od operatora lub z banku. Handel numerami to norma. Kurier może być zasypywany takim samym spamem, jak każdy inny człowiek. Poza tym upierdliwy klient zdarza się raz na stu i nie jest to takim problemem.

 

Ucieczka.

 

Ucieczkę przed policją można tłumaczyć szokiem, ale sądzę, że wiele osób raczej sklei to z głupotą głównego bohatera.

 

Jeżeli budzisz się obok trupa trzymając w dłoni zakrwawiony nóż, to widząc policję zostajesz i dajesz się pojmać, czy uciekasz? Narzędzie zbrodni (jak można domniemywać), ma twoje odciski palców. W szoku jedynie je wyrzucasz i uciekasz. Nie wiem czy robiąc to był debilem. Raczej zachował się normalnie (większość by tak zrobiła). 

 

Motywacja diabła.

 

Co więcej nie kupuję też motywacji diabła. Wiem mówimy o diable! Jednak diabeł lubi coś mieć, coś zyskać na swoich intrygach. A tu co zmusza kuriera do samobójstwa i tyle?

Diabeł czegoś chce, to oczywiste. Dobra doczesne go nie interesują. Zazwyczaj chodzi o coś innego, eterycznego. Teraz pomyśl. Kurier doprowadzony do ostateczności chlasta sobie żyły. Jak powszechnie wiadomo, samobójca nie dostępuje zbawienia. Nie zostaje pochowany na cmentarzu. Czyli jego dusza idzie dokąd? Do piekła. To właśnie jest celem, zdobycie jego duszy. Kto powiedział, że trzeba być kimś, aby diabeł się nim zainteresował? Taka była okazja i dusza złapana. Zawsze chodzi o to samo.

 

A dziewczyna nie dzwoniła, bo napisał jej esemesa:)

 

Tak to widzę.

 

Lubię miasto nocą.

 

Pozdrawiam!

 

 

 

Hesket

 

Miałem chęć spalić dzielnicę, ale chlastanie przeważyło:)

Co do diabła, to nie ma potrzeby przeklinania. Cel można osiągnąć bez tego.

 

Pozdrawiam

 

 

Jeśli diabeł ot tak, może sobie doprowadzać do obłędu ludzi i wymuszać na nich samobójstwo, to stoi ponad Bogiem, a to się wyklucza. Mało tego! Wtedy wiara w Boga, a więc w stwórcę diabła nie ma sensu. Po co ktoś miałbyś żyć "po Bożemu" skoro diabeł może osobiście się do Ciebie pofatygować BEZ konkretnego powodu? Taki świat wyglądałby zupełnie inaczej! Pisząc o diable, chcąc nie chcąc czerpiesz z pewnych archetypów, rzadzących się swoimi prawami. U Tolkiena zło przedrzeźnia / wypacza dobro. Jeśli ktoś nagle z orków robi ofiary, logika świata na tym bardzo traci. U Ciebie diabeł nie zachowuje się jak diabeł. Nawet w Wiedźminie 3 Serce z Kamienia, zanim Odim capnąl Olgierda, wpierw musiał go skusić / czymś obdarować. To jest stary jak świat motyw i go nie przeskoczysz. Z kolei u Ciebie diabeł wysyłał kuriera z paczką -> on się zgadza -> później z ciekawości idzie się upewnić czy postąpił słusznie -> i BuM za kare traci duszę:)

Szanowna Zarandir

 

Diabeł nic na kurierze nie wymusił, podjął on samodzielną i świadomą decyzję. Oczywiście pod wpływem emocji i zaistniałej sytuacji, oraz diabelskiej manipulacji. Szatan najczęściej nie odbiera człowiekowi wolnej woli, ale daje mu wybór. Kurier nie musiał się zabijać, mógł żyć, za jaką cenę, wiadomo. W tym tkwi największa potęga szatana jako archetypu: jest lustrem ludzkich słabości.

W Wiedźminie 3 Serce z kamienia – Olgierd von Everec podpisał pakt, tak samo jak Twardowski. Zrobił to świadomie, a Pan Lusterko wykorzystał. Jednak szatan nie zawsze tak działa. Czasem podsuwa myśl, wyzwala pragnienie, które na koniec prowadzą do upadku.

 

Po co ktoś miałbyś żyć "po Bożemu" skoro diabeł może osobiście się do Ciebie pofatygować BEZ konkretnego powodu?

 

Diabeł przychodzi zarówno do katolików jak i ateistów. To zupełnie bez znaczenia (Anneliese Michel, Robbie Mannheim czy fikcyjna Regan MacNeil z Egzorcysty). Wiara w Boga pomaga szatana wypędzić, nie zapobiega jednak przed jego przybyciem. Wystarczą detale: Tabliczka Ouija i zabawa w duchy, mała figurka znaleziona w ruinach sumeryjskiego miasta czy dziwna paczka i BuM! Ofiarami są zwykli ludzie, często dzieci. Nie potrzeba „Paktu” i obietnic. Najczęściej Szatan pojawia się znikąd, wystarczy diabelski artefakt.

 

Więc się nie zgodzę. A co do paczki, to kurier nie miał pojęcia skąd się wzięła. Gdy ją oddał, już był w łapach diabła i szedł jak po sznurku.

 

 

Przepraszam serdecznie Szanownego Autora, lecz dopiero teraz zauważyłam, że masz tu oznaczenie Konkursu, na który chyba nie było dodatkowego przedłużenia terminu (wybacz, jeśli się mylę, ale szukam w wątku konkursowym i nie widzę). Nie śledziłam na bieżąco tego wątku, zobaczyłam Twój tekst z tym tagiem, zatem uznałam, że najwidoczniej przedłużono, nawet – jak zawsze – życzyłam powodzenia, lecz teraz zerkam i dostrzegam tylko 15 czerwca jako jedyne przedłużenie. sad

Pecunia non olet

bruce

 

Spoko jest:)

Tekst przechodzi ewolucję. Złożony do konkursu został zbyt pochopnie i nie w czas.

 

Teraz jest już poprawiony. Przynajmniej tak mi się wydaje. Konkurs dobiegł końca i ma swoich nominatów. Bardziej zależało mi na edycji tego co stworzyłem i powiem szczerze, nie dałem rady przeczytać wszystkich prac o diable. Wiec się nie wypowiadałem. 

 

W poprawkach doszło do ewolucji, a nie rewolucji. Będziesz miała chwilę, to zerknij. :)

 

Pozdrawiam

Aha, ok, dobrze, dzięki, zaraz poczytam. :)

Przykro mi niezmiernie. :(

Pozdrawiam. ;) 

Pecunia non olet

Witam zatem ponownie, dziękuję za zaproszenie. ;)

Ze spraw technicznych (zawsze – tylko do przemyślenia) wydają mi się zbędne przecinki w zdaniach:

Szczególnie lubił, te z kieszonkowej serii „Zagadkowych spraw Brooklynu”, o detektywie Franku Mallorym. – pierwszy?

Z zadumy, wyrwał go dzwonek telefonu. 

Ethan oczami wyobraźni, zobaczył plik banknotów.

Chwile potem, esemesem doleciał adres.

Kilka razy przekręcił włącznik na ścianie, w nadziei, że światło się pojawi. – tu pierwszy?

Wyglądało na to, że właściciel, bawił się w zbieractwo. – tu ostatni?

W ciemności, nie zauważyli go.

– Gliny, już jadą.

Za zabójstwo, będziesz skwierczał na krześle elektrycznym, jak skwarka na patelni. – tu pierwszy?

Sygnał policyjnych syren, narastał ze wszystkich stron.

Ten syk, był jak trucizna wtłaczana do krwiobiegu.

Zwalczył, opanowujący go kryzys.

 

 

Inne wątpliwości i sugestie:

Dawali mu dyżury nawet w soboty pomimo, że w tygodniu co dzień łapał nadgodziny. – tu przecinek o wyraz wcześniej?

Za każdym razem (przecinek?) gdy chciał coś załatwić, musiał płaszczyć się przed szefem. Strasznie go to irytowało. Za wszelką cenę chciał uratować swój związek. – powtórzenie?

Przynajmniej by wiedział (przecinek?) za co pracuje i może szef nie byłby takim dupkiem.

 

Mała paczka, którą chwile temu oglądał, śmierdziała tajemnicą bardziej, niż miejskie wysypisko zgnilizną. – literówka?

Chwile potem, esemesem doleciał adres. – ta sama literówka?

Macki szaleństwa, jeszcze chwile temu oplatające mu ciało, opadły. – i znowu?

 

– Ej (przecinek?) wyluzuj (i tu?) stary! – Ethan krzyknął wkurzony. 

Pytanie (przecinek?) skąd?

(…) smutna dziewczyna w kusym (przecinek?) odsłaniającym wszystko stroju smętnie wyginała się na rurze (…)

Wielką (przecinek?) okrągłą twarz miał podobną do patelni, a oczy jakby namalowane czarną kredką.

Ethan nie podziękował, chciał zakończyć dziwną znajomość jak najszybciej. – gramatyczny/ort – „ta” w Bierniku ma formę „tę”

Budynek miała cztery piętra. – literówka?

Gdy się po nich wchodziło wydawały ciche (przecinek?) trzeszczące odgłosy.

Mężczyzna leżał w kałuży krwi, twarzą do podłogi (przecinek?) z rozrzuconymi rękami i dziwnie skręconymi nogami.

 

 

– Halo, jest tam kto? – Rozejrzał się po korytarzu, który zagracały wiekowe meble. Stosy gazet, pudeł, pustych zakurzonych butelek i przeróżnych śmieci. Wyglądało na to, że właściciel, bawił się w zbieractwo. Ethan znał takich, swoją działalnością zabierali robotę uczciwie pracującym miejskim śmieciarzom. Mężczyzna leżał w kałuży krwi, twarzą do podłogi z rozrzuconymi rękami i dziwnie skręconymi nogami. Nie dawał oznak życia. Ethan poczuł zapach trupa, cofnął się, ledwo powstrzymując wymioty. – w moim odczuciu fragment o leżącym trupie jest wpleciony nagle, niespodziewanie, bez żadnego uprzedzenia, że Ethan coś zobaczył, dokądś podszedł, coś go zaniepokoiło itp. – jakby tu brakowało fragmentu akapitu (?)

Co to jest (przecinek?) do cholery?!

Nie myśląc (przecinek?) co robi, odrzucił go z obrzydzeniem.

Z oddali obserwował (przecinek?) jak policjanci wchodzą do kamienicy

W ciemności, nie zauważyli go. – tu mam wątpliwość – czemu on ich wszystkich tak dokładnie widział, mimo obicia, niedawnej utraty świadomości i zalania krwią, a oni jego nie?

Przebiegł ulicę, syreny wyły (przecinek?) budząc okolicę.

– Przecież zrobiłem (przecinek?) co chciałeś!

Kurier czuł, że tonie. Pochłaniała go gęsta, ciemna ciecz. Wciągała jak bagno. – czemu to zdanie nagle, niespodziewanie, przy opisywaniu kolejnych zdarzeń, jest kursywą?

Czego kurwa chcesz? – przecinkami oddzielić przekleństwo?

– To jak będzie? – zaskrzeczał złowieszczo.

Ethan czuł, jak po policzkach spływają mu łzy. – powtórzenie?

Potwierdzisz tym lojalność (przecinek?) pieczętując nasz wspaniały układ.

 

Przesączał się przez każdy zakamarek jego ciała, mieszał myśli, dławił rozsądek Ethan poczuł, jakby za żołądek chwyciła go ogromna dłoń, próbując wycisnąć z niego treść prosto do gardła. – to zdanie ewidentnie wymaga jakiegoś podziału, interpunkcji, może dopisania brakującego fragmentu?

 

Wstrząsający tekst z makabrycznym zakończeniem. :) Czyli – bardzo ciekawy pomysł na horror, po poprawkach wyglądający całkiem nieźle (choć jeszcze sporo usterek trzeba podszlifować). Opis drogi, prowadzącej do szaleństwa głównego bohatera, zasługuje na klik. :)

Pozdrawiam serdecznie. ;)

Pecunia non olet

bruce

 

Szlifowałem, tam gdzie wskazałaś. Dzięki za wnikliwą analizę.

 

Pozdrawiam :)

To są zawsze tylko sugestie, do przemyślenia. I ja dziękuję, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Hej!

 

Trochę wyszedłeś poza termin i nie możesz brać udziału w klasyfikacji konkursowej, bo to nie byłoby fair wobec innych uczestników :// Ale ja od siebie mogę obiecać komentarz konkursowo-niekonkursowy po wynikach :) Dlatego zostawiam jurorskiego kotka:

 

Kto wie? >;

Dzięki skryty:)

 

Faktycznie nie sprawdziłem i dostrzegłem po czasie, że termin minął. :)

 

Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka