- Opowiadanie: sarna_dolna - Prosta legenda miłosna - Tyrna i Ecodias

Prosta legenda miłosna - Tyrna i Ecodias

Jest to pierwsze krótsza historyjka, którą napisałam od bardzo długiego czasu. Przed wami legenda o dwójce kochanków – Tyrnii i Ecodiasie. Historia jest prosta, niewymagająca i bez dialogów; opowiedziana jak gdyby bajarz siedział z nami przy ognisku.

Legenda jest elementem loru, który od półtora roku kłębi się i tworzy w mojej biednej głowie.

 

Proszę się częstować!

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy II

Oceny

Prosta legenda miłosna - Tyrna i Ecodias

Przychodzi taki czas, że nawet najgorsze gaduły, siedzące wraz ze mną przy palenisku, postanawiają na chwilę zamknąć swoje jadaczki i posłuchać. Niewiele jest historii, które do nich przemawia, jednak mam swoje sposoby. Na nic zdawały się zwykłe bajki z morałem, ani te, które mówiły o ich rodzinnych stronach. Oni wolą historie z Kontynentu. Z czasów, kiedy ludzie walczyli o sprawy błahe, a które dla nich były całym światem.

Dzisiaj opowiedziałem im legendę miłosną o Tyrnie i Ecodiasie – parze kochanków z elfickich ziem.

*

Tyrna była jedyną córką pana bogatych ziem. Uszy miała długie i cienkie, skórę szarą jak deszczowe niebo, a oczy jak dwa lazury. Gości i przyjezdnych kawalerów zachwycała nie tylko swoimi perłowymi puklami, ale także łagodnym żartem i nieśmiałym uśmiechem. Dni spędzała w swojej komnacie czytając i wyszywając sceny z Pieśni o Bohaterach, jednocześnie nasłuchując przyjezdnego muzyka, który grywał pod jej oknem.

Ecodias – bard – o wdzięcznych tanecznych krokach, kicał niczym zając po ulicach miasta, grając na swojej lśniącej lutni. Był człowiekiem niskiego stanu, ale o manierach wyższych stopniem od tych, którzy zapraszali go na salony, by grał swoje pieśni.

Jego uszy były ledwo uszczypnięte na końcach, jak gdyby mamka próbowała je uformować klamrą do prania, ale bezskutecznie. Skórę miał opaloną od ciągłego przesiadywania na ulicach, a włosy krótkie i kręcone w kolorze dębu.

Nie trzeba było długo czekać, aby Tyrna, piękna dama na wydaniu, której twarzą ojciec starał się przekupić synów wielkich panów, wyjrzała ze swojego okna na tanecznego barda. Elf podrygiwał delikatnie w swoich kolorowych tunikach w rytm gwizdanej pieśni. Gdy tylko ją zobaczył speszył się mocno, ale widząc jej palące zainteresowanie szybko napiął struny i zaczął grać.

Miejsce do wystąpień było okropne, bo widownią była jedynie Tyrna, ale dla Ecodiasa była ona warta więcej niż sale pełne najbogatszych gości.

Stało się to ich rytuałem. On przychodził co drugi dzień i przygrywał jej coraz to nowsze pieśni, a ona siedziała i słuchała. Nie haftowała, ani nie czytała. Patrzyła wprost na barda pochłaniając wzrokiem jego całą istotę.

Jak prosty i zachwycający był elf nieczystej krwi, który zachodził do jej okna.

Nie minęło dużo czasu, a Tyrna odnajdywała wymówki, aby wychodzić na palące letnie słońce, gdzie przesiadywał jej muzyk. Ich rozmowy, początkowo pełne nieśmiałej ciszy i zakłopotanych uśmiechów, szybko przeistoczyły się w namiętne dyskusje. Służki kobiety pilnowały jej prywatności, ale wiedziały, że szczenięca miłość dwojga nie doczeka się finału jakiego pragnęli. W końcu dama pochodząca w prostej linii od Bohaterów, nadal nosząca ich wygląd i krew, nie mogła wyjść za mieszańca, niewiadomego pochodzenia.

Gdy ojciec Tyrny dowiedział się o obecności obrzydliwego związku natychmiast zakazał spotkań kochanków, a sypialnie córki kazał przenieść w inne skrzydło zamku. Wielki pan bał się bowiem, że bard zechce powziąć jego córkę za żonę dla majątku i nazwiska, albo co gorsza, wyjedzie z elfką, a ona skończy na bruku jak pospólstwo.

W tym samym czasie, Ecodias słysząc co działo się na dworze pana, udał się do świątyni Miacha – półboga, syna Wielkiego Uzdrowiciela, patrona małżeństw i nieszczęśliwych mężczyzn. Złożył ofiarę, jak przystało na barda, w postaci pieśni i modlitw granych na lutni. Śpiewał dla kapłanów cały dzień i całą noc, aż wielkie tłumy zeszły się u stóp ołtarza.

Następnie bard udał się w progi dworu ojca Tyrny, aby prosić go o rękę ukochanej. Pan ziem czekał na niego wraz ze swoim orszakiem żołnierzy. Każdy czystszej krwi, bogatszy i piękniejszy od Ecodiasa.

Bard, czując po swojej stronie przychylność patrona, w którego świątyni spędził wiele godzin, wkroczył w paszczę lwa, iskrzącą się od lśniących mieczy i niesplamionych hełmów.

Jednak gardziel bestii poderwała go z posadzi, zanim jeszcze skończył mówić swoje prośby, a oddech odebrało mu ojcowskie ostrze. W furii, pan zacisnął zęby swojego miecza na kolorowym ciele barda.

 

Ciach.

Ciach.

Ciach.

 

Tyrny dobiegł dźwięk radosnych okrzyków żołdaków i ich gromki śmiech.

Gdy elfka wkroczyła w progi salonów zaniosła się szlochem, rozpoznając lśniącą lutnię leżącą u progu czerwonych serpentyn, wyrzuconych z ciała Ecodiasa. Rozdzierający krzyk wydarł się z jej piersi, jak gdyby to ją właśnie zarzynano żywcem.

Ojciec dziewczyny zostawił ją samotnie, aby mogła dać upust swojej rozpaczy, a on sam udał się na spoczynek, pozostawiając swoje ostrze w sali.

Tyrna, łkając do ciała barda, poczuła ciepły dreszcz przywodzący jej na myśl letnie popołudnia, które już nigdy nie nadejdą. Pieśń Ecodiasa zdawała się szumieć w sali jego śmierci, kiedy raz za razem drgała jak w chorobie.

Pieśń nie ustawała, a zamiast tego nadchodziła z coraz to większą mocą, aż Tyrna nie mogła usłyszeć własnych myśli. Bolesne konwulsje rozpaczy przerwała dopiero w połowie nocy, a ojciec elfki, dumny z zakończenia błazenady dziewczyny, udał się na korytarze, aby pochwycić ją w swoje ramiona i ułożyć do łoża.

W sali nie zobaczył jednak ani żywej duszy, bo Tyrna widząc ostrze, od którego zmarł jej bard, rzuciła się na nie w desperacji przebijając swoją pierś. Szkarłatne ciało, lśniące od posoki, zalało swoją miłością nieboszczyka, leżącego w jej ramionach.

Pan zaniósł się krzykiem widząc swoją biedę. Motany wściekłością jak zwierz, upoił korytarze alkoholem, zostawionym na ślubny miesiąc swego dziecka. Z ogniem w dłoni i pchany szaleństwem rzucił pochodnią w scenę swojej zbrodni.

Elficki dwór pochłonęła jego gorycz, teraz gorejąca jak piekło Pana Odkupienia.

Do dzisiaj mieszkańcy miasta mówią o muzyce płynącej z korytarzy wielkiej włości. Pośród zwęglonych ścian i spopielonych elfów, nadal roznosi się radosny gwizd barda, który naciąga struny swojej lutni, a także nerwowy bieg stópek elfki, która bawi się z nim w chowanego.

Biada tym, którzy składają swoje życie w rękach bogów.

Kapłani szlochali nad modlitwami Ecodiasa, który nie pragnął niczego innego jak być z Tyrną nawet po śmierci.

Koniec

Komentarze

Sarno_dolna, niespełna sześć tysięcy znaków to jeszcze nie opowiadanie. Badź uprzejma zmienić oznaczenie na SZORT.

Na tym portalu opowiadania zaczynają się od dziesięciu tysięcy znaków.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

surprise

Przed wami legenda

(z opisu)

Ten błąd powtarza się w treści. Otóż nie. Legenda zawsze ma umocowanie

(mniejsze lub większe) w faktach. Np. istnienie Smoczej Jamy w Krakowie.

Druga sprawa – jak antybajka to nie baśń, bowiem to są antonimy, choć

wydają się podobne. Tu bardziej pasuje “horror”… Jakiś brzydki charakter

doszukiwałby się tu nawet elementów nekrofilii:

Tyrna, łkając do ciała barda, poczuła ciepły dreszcz przywodzący jej na myśl letnie popołudnia, które już nigdy nie nadejdą

cheeky no ale to nie my!

Generalnie – stylistyka, gramatyka i te wszystkie inne -tyki wymagają szlifu.

Jako że też odczuwam braki w tym zakresie, nie kontynuuję…

yes Będzie dobrze.

 

Dum spiro spero. Albo coś koło tego...

Cześć, sarna_dolna

Historia smutna, dobrze napisana i dobrze się czytało. Zastanawiam się tylko nad zwrotem: napiął struny lutni. O co chodzi z napinaniem strun? Czy miałaś na myśli to, że wcześniej miał rozstrojony instrument, dlatego naciągnął struny? I nie rozumiem określenia:

W furii, pan zacisnął zęby swojego miecza na kolorowym ciele barda.

Jakie zęby miecza? Jak można zacisnąć jakikolwiek miecz na ciele? Czy może miecz składał się z dwóch ostrzy? Nie mogę sobie tego wyobrazić :-) 

Poza tymi drobiazgami, szort uważam za bardzo dobry, dlatego udaję się do klikarni. 

Pozdrawiam

 

 

Przeczytane. Trzeba jeszcze sprawdzić tekst i usunąć błędy. Krótkie, nie wzbudziło we mnie większych zachwytów, ale nie powiem, że jest złe – po prostu jest.

„A oczy jak dwa lazury.” – To zdanie wydało mi się lekko nielogiczne, choć mogę się mylić. Czy nie wystarczyłoby napisać „oczy jak lazury”? Z reguły elfy, ludzie itd. mają dwoje oczu, więc liczba wydaje się oczywista i może być zbędna. To tylko luźna sugestia. Nie jestem ekspertem.

Powodzenia w pisaniu!

Trochę wtórne, przy czym to nic złego o ile historia bedzie wciągająca. Niestety nie poczułem absolutnie nic, kiedy Bard został zabity, nie poczułem nic kiedy Tyrna szlochała nad ciałem ukochanego. To wszystko chyba przez krótką formę, nie było okazji poznać bohaterów, zrozumieć uczucia które ich łączy.

Ot, taka dość typowa historia o źle ulokowanych uczuciach. Nie mogę powiedzieć, że zrobniła na mnie jakieś wrażenie.

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenie. Mam wrażenie, że może zainteresować Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

 

że nawet naj­gor­sze ga­du­ły… → …że nawet największe ga­du­ły…

 

Nie­wie­le jest hi­sto­rii, które do nich prze­ma­wia… → Piszesz o historiach w liczbie mnogiej, więc: Nie­wie­le jest hi­sto­rii, które do nich prze­ma­wiają

 

Na nic zda­wa­ły się zwy­kłe bajki z mo­ra­łem, ani te, które mó­wi­ły… → Na nic zda­wa­ły się zwy­kłe bajki z mo­ra­łem i te, które mó­wi­ły…

 

a oczy jak dwa la­zu­ry. → …a oczy jak la­zu­ry.

 

za­chwy­ca­ła nie tylko swo­imi per­ło­wy­mi pu­kla­mi… → Zbędny zaimek. Czy zachwycałaby cudzymi puklami?

 

gra­jąc na swo­jej lśnią­cej lutni. → Zbędny zaimek.

 

ale o ma­nie­rach wyż­szych stop­niem od tych, któ­rzy za­pra­sza­li go na sa­lo­ny… → Nie wydaje mi się, aby maniery można stopniować.

Proponuję: …ale o nienagannych ma­nie­rach, których ­mogli pozazdrościć za­pra­sza­jący go na sa­lo­ny

 

Elf po­dry­gi­wał de­li­kat­nie w swo­ich ko­lo­ro­wych tu­ni­kach… → Zbędny zaimek. Czy nosił więcej niż jedną tunikę i w nich podrygiwał?

 

Miej­sce do wy­stą­pień było okrop­ne, bo wi­dow­nią była je­dy­nie Tyrna, ale dla Eco­dia­sa była ona… → Lekka byłoza.

 

dama po­cho­dzą­ca w pro­stej linii od Bo­ha­te­rów, nadal no­szą­ca ich wy­gląd i krew… → Na czym polega noszenie wyglądu i krwi?

 

 …sy­pial­nie córki kazał prze­nieść w inne skrzy­dło zamku. → Ile sypialni kazał przenieść?

Proponuję: …sy­pial­nię córki kazał prze­nieść do innego skrzydła zamku.

 

że bard ze­chce po­wziąć jego córkę za żonę… → Można powziąć jakąś decyzję, ale nie żonę.

Proponuję: …że bard ze­chce pojąć jego córkę za żonę

 

Jed­nak gar­dziel be­stii po­de­rwa­ła go z po­sa­dzi… → Obawiam się, że gardziel bestii niczego nie podrywa, co najwyżej przełyka.

Można ruszyć coś z posad, ale nie mam pojęcia czym jest posadź i jak można kogoś z niej poderwać.  

 

W furii, pan za­ci­snął zęby swo­je­go mie­cza… → Od kiedy miecze mają uzębienie???

 

 Tyrny do­biegł dźwięk ra­do­snych okrzy­ków żoł­da­ków… → Tyrnę do­biegł dźwięk ra­do­snych okrzy­ków żoł­da­ków… Lub: Tyrna usłyszała radosne okrzyki żoł­da­ków

 

Gdy elfka wkroczyła w progi salonów… → W progi ilu salonów wkroczyła?

 

le­żą­cą u progu czer­wo­nych ser­pen­tyn, wy­rzu­co­nych z ciała Eco­dia­sa. → Nie wiem, co to znaczy, że serpentyny miały próg, a jeszcze bardziej nie wiem, co serpentyny robiły w ciele barda. Bo chyba nie chodzi o to, że możny pan wypruł bardowi flaki.

 

Oj­ciec dziew­czy­ny zo­sta­wił ją sa­mot­nie, aby mogła dać upust swo­jej roz­pa­czy, a on sam udał się na spo­czy­nek, po­zo­sta­wia­jąc swoje ostrze w sali. → Zbędne zaimki.

Proponuję: Oj­ciec dziew­czy­ny zo­sta­wił ją sa­mą, aby mogła dać upust roz­pa­czy, a sam udał się na spo­czy­nek, po­zo­sta­wia­jąc ostrze w sali.

 

Tyrna, łka­jąc do ciała barda… → Można łkać, ale ani do kogoś, ani do czegoś.

Proponuję: Tyrna, łka­jąc nad ciałem barda

 

Pieśń Eco­dia­sa zda­wa­ła się szu­mieć w sali jego śmier­ci, kiedy raz za razem drga­ła jak w cho­ro­bie. → Co to znaczy, że pieśń drgała jak w chorobie?

 

Mo­ta­ny wście­kło­ścią jak zwierz… → Pewnie miało być: Mio­ta­ny wście­kło­ścią jak zwierz

 

upoił ko­ry­ta­rze al­ko­ho­lem… → Jak można alkoholem upoić korytarze?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej,

Podobało mi się :) Choć mam wrażenie, że na pierwszą połowę opowiadania poświęciłaś więcej czasu niż na drugą. Nagle historia zaczęła pędzić, nie zdążyłam nawet zapłakać za zamordowanym bardem, a tu już mieliśmy nieżywą Tyrnę. Wiem, że miała to być tylko krótka legenda, ale jakbyś dała bohaterom jednak więcej „czasu antenowego” i pozwoliła nam się z nimi zżyć, na pewno wzbudziłoby więcej emocji.

I tak uważam, że to solidny start :)

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka