- Opowiadanie: Hesket - Obietnica

Obietnica

Oceny

Obietnica

Psy­chia­tra Bru­szow­ska wsia­dła do czer­wo­ne­go mer­ce­de­sa, od­pa­li­ła sil­nik i wy­je­cha­ła spod domu. Do­tar­cie do szpi­ta­la zaj­mo­wa­ło jej zwy­kle od dwu­dzie­stu do dwu­dzie­stu pię­ciu minut.

Dzi­siaj za­spa­ła, dla­te­go nie zdą­ży­ła zro­bić ma­ki­ja­żu. Pro­wa­dząc jedną ręką, drugą ma­lo­wa­ła po­wie­ki na so­czy­stą zie­leń, prze­glą­da­jąc się w lu­ster­ku. Wie­dzia­ła, że nie po­win­na tego robić. Trwa­ło to kilka minut; nie ro­bi­ła tego po raz pierw­szy.

Za­par­ko­wa­ła na za­re­zer­wo­wa­nym dla niej miej­scu, tuż przed drzwia­mi wej­ścio­wy­mi. Wy­sia­dła, po­de­szła do czyt­ni­ka, zbli­ży­ła kartę. Pchnę­ła drzwi z im­pe­tem. Szła szyb­ko ko­ry­ta­rzem. Na końcu po lewej stro­nie znaj­do­wa­ła się izba przy­jęć, z któ­rej wyj­rza­ła młoda pie­lę­gniar­ka.

– Dzień dobry, pani dok­tor – po­wie­dzia­ła. Na jej twa­rzy po­ja­wił się wy­mu­szo­ny uśmiech.

– Dzień dobry, Syl­wio – rzu­ci­ła Bru­szow­ska i prze­szła obok. Od­głos jej ob­ca­sów niósł się przez cały ko­ry­tarz. We­szła do windy i na­ci­snę­ła trój­kę. Po kilku se­kun­dach drzwi się roz­su­nę­ły. Ga­bi­net znaj­do­wał się po dru­giej stro­nie. Gdy zna­la­zła się w środ­ku, usia­dła na skó­rza­nym fo­te­lu, wy­rzu­ci­ła nogi przed sie­bie i pa­trząc w sufit wy­pu­ści­ła po­wie­trze z płuc.

– Ile jesz­cze? – po­wie­dzia­ła z za­mknię­ty­mi ocza­mi. Włą­czy­ła lap­to­pa, przej­rza­ła szyb­ko zle­ce­nia le­ka­rzy pro­wa­dzą­cych, spraw­dzi­ła pocz­tę, i kiedy miała za­miar go wy­łą­czyć, zdała sobie spra­wę, że w po­śpie­chu prze­oczy­ła kilka zdań do­ty­czą­cych pa­cjen­ta Far­kow­skie­go, któ­re­go le­czył przez ostat­nich kilka dni le­karz re­zy­dent. Za­czę­ła czy­tać.

Sala numer trzy. Pa­cjent Far­kow­ski nie wy­ka­zu­je chęci współ­pra­cy. Wy­gła­sza tre­ści uro­je­nio­we. Afekt la­bil­ny. Za­bu­rze­nie rytmu do­bo­we­go utrzy­mu­je się od kilku dni. Nie zgła­sza myśli s. Za­sto­so­wa­no in­iek­cję do­mię­śnio­wą z haloperidolu w dawce 10mg na dobę – docelowo 18mg. Stan pa­cjen­ta nie uległ po­pra­wie.

Trze­ba się bę­dzie bli­żej przyj­rzeć temu Far­kow­skie­mu, po­my­śla­ła. Za­mknę­ła lap­top. Wpa­try­wa­ła się w obraz wi­szą­cy na ścia­nie. Na­ma­lo­wał go jeden z pa­cjen­tów uczęsz­cza­ją­cych na te­ra­pię. Przed­sta­wiał ka­mien­ny zamek. Na jed­nej z wież stała ko­bie­ta ubra­na w nie­bie­ską suk­nię.

Co­dzien­ny ob­chód za­czy­nał się zwy­kle mię­dzy je­de­na­stą, a w pół do dwu­na­stej. Część le­ka­rzy była na urlo­pach. Od­dział bloku 3B mie­ścił sześć­dzie­siąt trzy łóżka, dwie ła­zien­ki na końcu każ­de­go skrzy­dła i to­a­le­ty; do tego kuch­nia, po­miesz­cze­nie prze­zna­czo­ne na ka­fta­ny bez­pie­czeń­stwa, pasy za­bez­pie­cza­ją­ce, mopy, szczot­ki i kilka pla­sti­ko­wych wia­der.

Bru­szow­ską ogar­nia­ła sen­ność, za­le­wa­ła ni­czym cie­pła woda. Błogi stan prze­rwa­ło pu­ka­nie do drzwi. Bły­ska­wicz­nie się wy­pro­sto­wa­ła i przy­gła­dzi­ła włosy.

– Pro­szę – po­wie­dzia­ła.

Do ga­bi­ne­tu wszedł młody męż­czy­zna. Był chudy i wy­so­ki – ide­al­ny kan­dy­dat na ko­szy­ka­rza, gdyby nie słaby wzrok. Jego oczy wy­glą­da­ły jak dwie ciem­ne krop­ki za gru­by­mi szkła­mi oku­la­rów.

– Dzień dobry, pani dok­tor. – Sta­nął przed dę­bo­wym biur­kiem.

– Dzień dobry, dok­to­rze Fus. Pro­szę, niech pan usią­dzie. – Wska­za­ła krze­sło.

Młody le­karz wło­żył ręce do kie­sze­ni bia­łe­go kitla.

– Dzię­ku­ję. Ja tylko na chwil­kę. Chcia­łem pani po­wie­dzieć, że Far­kow­ski od wczo­raj za­padł w gięt­kość wo­sko­wą i mu­tyzm. Pró­bo­wa­łem kil­ka­krot­nie na­wią­zać roz­mo­wę, ale bez skut­ku. Inni pa­cjen­ci twier­dzą, że nie od­zy­wa się do ni­ko­go.

– Chodź­my to zo­ba­czyć – po­wie­dzia­ła.

W sali numer 3 znaj­do­wa­ło się dzie­się­ciu pa­cjen­tów. Więk­szość pa­trzy­ła przez okno. Gdy dwoje le­ka­rzy po­ja­wi­ło się w środ­ku, nawet nie spoj­rze­li w ich stro­nę.

Far­kow­ski leżał na łóżku z szeroko rozstawionymi nogami, prawą ręką unie­sio­ną, lewą skie­ro­wa­ną przed sie­bie, jakby chciał coś zła­pać. Ozna­ką tego że żyje, były je­dy­nie po­wie­ki, które raz na kilka se­kund za­my­ka­ły się i otwie­ra­ły po­wo­li. Roz­dzia­wio­ne usta były nie­ru­cho­me.

– Mówi pan, że leży tak od wczo­raj? – za­py­ta­ła.

– Tak. – Młody le­karz po­pra­wił oku­la­ry, które co chwi­lę zsu­wa­ły mu się z nosa.

Bru­szow­ska po­de­szła bli­żej, po­świe­ci­ła w jedno, póź­niej w dru­gie oko pa­cjen­ta.

– Re­ak­cja źre­nic na świa­tło pra­wi­dło­wa – po­wie­dzia­ła. – Muszę spraw­dzić hi­sto­rię le­cze­nia. Trze­ba bę­dzie wpro­wa­dzić kore… – urwa­ła. Usły­sza­ła za sobą głos Far­kow­skie­go.

– Nie­eee… mooo… żeee… – wy­do­był z sie­bie słowa, które przy­po­mi­na­ły bar­dziej jęk.

– Dzień dobry, panie Far­kow­ski. Sły­szy mnie pan? – Na­chy­li­ła się nad cho­rym.

– Nie­eee… mooo… żeee. – Jego usta roz­war­ły się jesz­cze bar­dziej. Wy­glą­da­ło to nie­na­tu­ral­nie, jakby coś na­ci­ska­ło jego dolną szczę­kę. Zo­ba­czy­ła żółte pień­ki zła­ma­nych zębów.

Bru­szow­ska wi­dzia­ła już nie­jed­no i sły­sza­ła wiele, ale mu­sia­ła przy­znać, że czuła się w tej chwi­li jak młoda i nie­do­świad­czo­na sta­żyst­ka. Po ple­cach prze­biegł jej dreszcz, ni­czym prąd pod­czas za­bie­gu jo­no­fo­re­zy.

Far­kow­ski skie­ro­wał na nią wzrok. Za­mknął po­wie­ki na kilka se­kund, po czym otwo­rzył. Wy­trzeszcz z jakim gapił się na nią był prze­ra­ża­ją­cy. De­li­kat­ne drgaw­ki, które można było u niego za­ob­ser­wo­wać, za­mie­ni­ły się w ostry atak pa­dacz­ki.

Bru­szow­ska rzu­ci­ła się bie­giem do za­bie­go­we­go. Pa­cjen­to­wi na­le­ża­ło ko­niecz­nie wy­ko­nać za­strzyk. Kiedy wró­ci­ła, oka­za­ło się, że jest za późno.

W sali pa­no­wa­ła cisza. Młody le­karz klę­czał. Spraw­dzał tętno pa­cjen­ta, który leżał na pod­ło­dze.

– Nie żyje – po­wie­dział.

Przez dwa­dzie­ścia lat pracy, po raz pierw­szy do­szło do zgonu na jej od­dzia­le. Nie mogła się z tym po­go­dzić, choć miała świa­do­mość, że cza­sa­mi tak bywa. Nie mogła sobie nic za­rzu­cić. Ro­bi­ła co mogła. Przy­czy­ną śmier­ci był roz­le­gły zawał serca.

Wró­ci­ła do pu­ste­go domu. Wzię­ła go­rą­cy prysz­nic. Zja­dła ko­la­cję i po­ło­ży­ła się do łóżka. Chcia­ła ode­spać cięż­ki dzień. Za­snę­ła zaraz po tym jak za­mknę­ła po­wie­ki.  

Obu­dził ją dźwięk prze­łą­cza­ne­go kon­tak­tu. Przez uchy­lo­ne drzwi sy­pial­ni zo­ba­czy­ła, jak świa­tło w kuch­ni na zmia­nę ga­śnie i roz­bły­ska.  

– Co jest grane? – Wsta­ła z łóżka. Pierwsze co przyszło jej na myśl, to skoki napięcia, które zdarzały się wcześniej. Jak się miał do tego odgłos pstrykania kontaktu? Tego nie potrafiła sobie wytłumaczyć.

Pół roku temu wy­mie­ni­ła stary ży­ran­dol na nowy. Zwi­sał na trzy­dzie­sto­cen­ty­me­tro­wym przewodzie nad sto­łem. Zo­ba­czy­ła po­dob­ny w ga­zet­ce skle­pu me­blo­we­go i po­sta­no­wi­ła, że musi taki mieć.

Na bla­cie znaj­do­wa­ła się kart­ka. Bru­szow­ska prze­czy­ta­ła ręcz­ne ko­śla­we pismo.

To twoja wina. Wrócę.

Koniec

Komentarze

wink

Na wyrywki…

wymieniła stary żyrandol na nowy. Zwisał na trzydziestocentymetrowym kablu nad stołem.

Każdy kabel jest przewodem, ale nie każdy przewód to kabel… Żyrandole wiszą na przewodach.

drugą malowała powieki na soczystą zieleń, przeglądając się w lusterku wstecznym.

Bez sensu – widać, że “psychiatryczna”. Od dawna samochody mają śliczne lustereczka

pod spodem osłony przeciwsłonecznej…

Zastosowano iniekcję domięśniową.

To nie jest poziom lekarza (nawet stażysty) – jaki lek? Jaka dawka?…

wyrzuciła nogi przed siebie i patrząc w sufit wypuściła powietrze z płuc.

– Ile jeszcze? – powiedziała z zamkniętymi oczami.

Heh…

 

 

Ogólnie – tak sobie…

dum spiro spero

Cześć Fascynator. Dawka domięśniowa haloperidolu 10mg na dobę, docelowo 18mg. Wprowadzę poprawki dotyczące przewodu i lusterka. Dzięki. Pozdrawiam

Czy mam rozumieć, że pacjent wini lekarkę za to, że umarł, a w ramach zemsty będzie ją teraz straszył jako duch? Jakoś to do mnie nie przemawia.

 

Na sali numer 3 znaj­do­wa­ło się dzie­się­ciu pa­cjen­tów. → Sala szpitalna jest pomieszczeniem zamkniętym, więc: W sali numer trzy znaj­do­wa­ło się dzie­się­ciu pa­cjen­tów.

 

Far­kow­ski leżał na łóżku z roz­sta­wio­ny­mi sze­ro­ko no­ga­mi. → Czy dobrze rozumiem, że łóżko, na którym leżał Farkowski miało szeroko rozstawione nogi?

 

– Nie­eee… mooo… żeee… – wy­do­był z sie­bie słowa… → Czy dookreślenie jest konieczne – czy mógł wydobyć słowa z kogoś innego?

A może wystarczy: – Nie­eee… mooo… żeee… – Z trudem wypowiadał/ artykułował słowa

 

Chcia­ła ode­spać cięż­ki dzień. -> Chcia­ła ode­spać trudny dzień.

 

Idąc ko­ry­ta­rzem, za­le­wa­na co kilka se­kund świa­tłem z kuch­ni, czuła strach. → Jak długi był korytarz i jak długo po nim szła, skoro, jak rozumiem, światło zalewało ją kilka razy, co kilka sekund?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy, dziękuję za wychwycenie błędów. Poprawię. Pozdrawiam.

Bardzo proszę, Heskecie. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pacjent zmarł w szpitalu i postanowił nawiedzać lekarkę? Ale tak w zasadzie, dlaczego akurat ją, skoro widział ją pierwszy raz w życiu. Dlaczego nie lekarz rezydent albo doktor Fus, skoro to oni sprawowali pieczę nad leczeniem Farkowskiego. 

 

Opowiadanie mnie nie ujęło, a nomenklatura medyczna (choć imponująca i zapewniająca realistyczne przedstawienie lekarskiego socjolektu) zamiast profesjonalnie, brzmi robotycznie. Dziwi mnie również tak duża ilość zbędnych faktów, tj. obliczanie drogi do szpitala z marginesem błędu do pięciu minut czy podawanie w dokładnych ramkach godziny rozpoczęcia obchodów. Czemu nie “do szpitala jechało się niemalże pół godziny, a ona już była spóźniona” albo “obchód zaczynał się jeszcze przed południem, aby lekarz dyżurny zdążył obejść sale przed rozpoczęciem pory obiadowej pacjentów” – to tylko przykłady wymyślone na poczekaniu.

 

Warto przyjrzeć się przecinkom, przede wszystkim w formach typu “dzień dobry, panie doktorze” – w tym przypadku niemalże zawsze brakuje przecinka. Poza tym tak krótkie zdania proste przywodzą mi na myśl robotyczne (znów!) recytowanie wydarzeń, tekst przypomina bardziej scenariusz niż opowiadanie. W wielu miejscach spokojnie można zastąpić kropkę znakiem interpunkcyjnym wprowadzającym zdanie współrzędnie – w ten sposób opowieść zyskałaby na płynności, w tym momencie ciosana jest tępą siekierą.

 

Wspomnę jeszcze tylko, że poczułem dreszcz emocji, gdy bohaterka obudziła się w nocy z migającym światłem w kuchni. Zapowiadało się dobrze, przejąłem się! …Aby zaraz później rozczarować się zakończeniem.

“Błyskotliwy, subtelnie inspirujący cytat z ukrytą grą słowną”

Dziękuję, JulianPeterson

Traktuję szorty z założenia jako ewentualny wstęp do dłuższej historii. Co do poprawności, interpunkcji, zgadzam się; nie jest to moja mocna strona.

Nie powinno się dopowiadać zamysłu dalszej opowieści, ale proszę mi wierzyć, że to nie chodzi o zemstę Farkowskiego. Wiara zamieni się w pewność dopiero wtedy, gdy napiszę resztę. Tak, wiem, nie jest to dobra droga, publikować szorty, a nie całość… to też prawda. Dlaczego tak robię? Nie wiem.

Pozdrawiam

Hahaha, ostatnie zdanie Twojego komentarza złapało mnie za serce! A któż się nie zastanawia… laugh 

 

Skoro zapowiadasz ciąg dalszy, jestem ciekawy, co nam opowiesz. Chociaż i tak uważam, że obecną pierwszą część można jeszcze ulepszyć. Trzymam kciuki i powodzenia!

“Błyskotliwy, subtelnie inspirujący cytat z ukrytą grą słowną”

No cóż, przyznam szczerze, że szort raczej z tych niezapadających w pamięć. Szkoda, że urwałeś w momencie, w którym miałem nadzieję na coś mocniejszego niż wiadomość od ducha. 3800 znaków z hakiem jeszcze zostało do szortowo-opowiadaniowej granicy, więc można było dodać coś jeszcze :)

Pozdrawiam!

Cześć, Heskecie!

 

Środowy dyżurny, tak dla odmiany melduje się w środę… :D

 

Pozwól, że nie będę owijał w bawełnę. Niestety szort był jednym ze słabszych tekstów, jakie w ostatnim czasie miałem okazję czytać na portalu. Pomimo niewielkiej liczby znaków odnoszę wrażenie, że grubo ponad połowę można usunąć, a historia zupełnie na tym nie straci. W zasadzie odniosłem wrażenie, że pokazałeś jedynie wstęp do dłuższej historii, w której miałeś nadzieję wykorzystać wprowadzone tu elementy. Tymczasem pacjent umiera, a lekarka odnajduje liścik z pogróżkami i… w zasadzie tyle. 

 

List, jak rozumiem pochodzi od zmarłego, ale ni w ząb nie rozumiem, z jakiego w ogóle powodu miałby się mścić na lekarce. Bo nie uratowała mu życia? Obawiam się, że straszliwie to naciągane.

 

Pod względem językowym niestety też nie jest najlepiej. Używasz dużej ilości krótkich zdań, które sprawiają wrażenie pourywanych, przez co lekturze brakuje płynności. Jestem laikiem w temacie (chociaż obejrzałem wszystkie odcinki Doktora House’a, ale to się chyba nie liczy…), więc medyczny żargon także nie pomógł mi w odbiorze.

 

Niezależnie od marudzenia, życzę powodzenia w dalszej pracy twórczej i pozdrawiam! :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Dziękuję Storm. To nie jest wiadomość od ducha. Wyjaśnię to w dalszej części. cezary_cezary, dziękuję. List nie pochodzi od zmarłego. Wyjaśnię to w dalszej części. Pozdrawiam

List nie pochodzi od zmarłego. Wyjaśnię to w dalszej części

Hmm, w takim ukladzie odnoszę wrażenie, że dobrym posunieciem bedzie zmiana oznaczenia na "fragment" :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Zgadzam się z cezary_cezary – warto odpowiednio opisać shorta, bo w tym momencie nic nie wskazuje na to, aby to był początek dłuższej historii. Czytając obecną wersję Obietnicy, jedyny wniosek, który nasuwa się w zakończeniu, to pogróżki od ducha.

“Błyskotliwy, subtelnie inspirujący cytat z ukrytą grą słowną”

cezary_cezary, JulianPeterson, racja. Zmieniam na fragment. Pozdrawiam

Na sali numer 3 znaj­do­wa­ło się dzie­się­ciu pa­cjen­tów. 

Dziesięciu pacjentów? Sporo jak na jedną salę. Ponadto, czy cała dziesiątka byłaby tak "odczłowieczona"? Pacjenci w szpitalach są różni, natomiast nie wszyscy są w stanie psychicznej wegetacji.

Opko o niewykorzystanym potencjale. Sceny przedstawiłeś bardzo jasno, fajnie, że stworzyłeś otwarte zakończenie, natomiast brakuje w tekście motywacji ducha do prześladowania właśnie tej lekarki. Z punktu widzenia fabuły nic mu nie zrobiła.

Muszę przyczepić się do początku – wymienione są wszystkie elementy porannej rutyny, które nie mają żadnego znaczenia dla fabuły oraz nie są intrygujące – nie ciągną czytelnika do tego, aby podążać za tekstem. Typowy poranek można rzec, a chcąc wprowadzić czytelników w świat w ten sposób to można to zrobić po prostu krócej.

Postaram się wpaść do kolejnych tekstów. Pozdrawiam!

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Hmm…

 

Trudno mi wyobrazić sobie, żeby malowanie powiek zajmowało parę minut, i to w dodatku wtedy, kiedy jest się w pośpiechu. Makijaż prosty jest do wykonania w parę sekund, a tego trudniejszego nie zrobi się w aucie. W dodatku, bohaterka jest panią doktor, i w tym zawodzie ostry makijaż (soczysta zieleń) nie jest mile widziany. Cóż, może psychiatrów obowiązują inne normy niż lekarzy rodzinnych (to na pewno, bo odpada surowość aspektu higieniczny), ale wzbudziło to moje podejrzenie, zwłaszcza, że opis przychodni nie wskazuje na to, jakby miała to być prywatna klinika. Ogólnie opis pani doktor przywodzi mi na myśl wyobrażenie o pracy lekarzy, jakie przekazują nam niskiej jakości produkcje telewizyjne. 

 

Wygłasza treści urojeniowe.

Czy jesteś pewny, że to się tak zapisuje? Że w notatkach lekarzy używa się sformułowania “wygłaszać treści urojeniowe”? Jeśli tak, to oki, ale warto to sprawdzić.

 

Zastosowano iniekcję domięśniową z haloperidolu w dawce 10mg na dobę – docelowo 18mg. Stan pacjenta nie uległ poprawie.

Czy jesteś pewny, że tym lekiem powinien być haloperidol? Czy haloperidol stosuje się przy afektach labilnych?

Czy to możliwe, by stan pacjenta nie uległ poprawie lub nie było żadnych informacji wartych zapisania, a przede wszystkim: czy dawka 10 mg nie jest zbyt duża i czy przypadkiem nie powinno się zaczynać od np. 1 mg? W jaki sposób osoba podająca zastrzyk obroniłaby się przed sądem, że najpierw nie podała dawki minimalnej, tak jak sugerują producenci leku, tylko od razu ½ maksymalnej dawki dobowej?

Jeżeli iniekcja była doraźna, to nie rozumiem sformułowania, że docelowo miałoby być 18 mg. 

 

Namalował go jeden z pacjentów uczęszczających na terapię. Przedstawiał kamienny zamek.

Pacjent przedstawiał kamienny zamek? 

Przez dwadzieścia lat pracy, po raz pierwszy doszło do zgonu na jej oddziale.

Czy to na pewno możliwe?

Saggit, tak, to możliwe, bywa, że jest i więcej pacjentów na sali. Myślę, że pytanie skąd to wiem, nie jest tutaj istotne. Musiałbym bawić się w prywatne tłumaczenia. Nie twierdzę nigdzie, że pacjenci są ,,odczłowieczeni’’ jak to napisałeś, lub że są w stanie wegetatywnym. Pozdrawiam.

 

Sekret, ok. mogłem się pomylić co do makijażu. Jestem mężczyzną – nie maluję się na co dzień. Tak: słowo wygłasza, zwał jak zwał, proszę sobie zastąpić jakimkolwiek synonimem. Lekarze używają różnych, to akurat jest potoczne określenie. Wszyscy rozumiemy o co chodzi. Dalej: to że zastosowano dawkę 10mg nie oznacza, że lekarz (tutaj stażysta), po prostu podał połowę z zalecanej maksymalnej dawki. Ok. Mogę to dodać, jeśli już należy być tak poprawnym wg sztuki lekarskiej (ale czy dla opowieści to aż tak istotne?). Tak. W afekcie labilnym zastosowanie haloperidolu jest całkowicie uzasadnione. Kolejno: to możliwe, że przez dwadzieścia lat pracy nie doszło do zgonu. Co w tym niemożliwego? Pozdrawiam.

Nie chodzi mi o tłumaczenia, dwa razy byłem w odwiedzinach i po prostu takich sal nie widziałem. Realia mogą być też inne.

 

Nie wskazałem, że Ty ich odczłowieczasz, ale kiedy wchodzą lekarze, a dziesięć osób nie reaguje, to trochę jak rośliny. :P A pacjenci są różni, ale żeby wszyscy tak samo nie zwracali na nich uwagi?

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

blush

Ja jeszcze tylko na chwilkę…

Dzień dobry, doktorze Fus. Proszę, niech pan usiądzie. – Wskazała krzesło.

Młody lekarz włożył ręce do kieszeni białego kitla.

– Dziękuję. Ja tylko na chwilkę.

Serio? Bywają jeszcze tacy prostacy po medycynie?…

surprise

 

dum spiro spero

A czy studia (nie tylko medycyna), sprawia, lub daje jakikolwiek gwarant, że ktoś będzie pełen kultury i ę ą? Otóż nie. Prostaków nie brakuje także wśród inżynierów, magistrów itd. Dzisiaj jest na pęczki specjalistów, którym brak kultury, nie wspominając o tych, którzy nie mają żadnych wątpliwości w wielu tematach, natomiast osób wątpiących, poszukujących prawdziwych przyczyn, stawiających sobie lub innym pytania, bardzo niewielu. Jak widać… doktor Fus należy do tych nieokrzesanych, nieogladzonych chamów, który wkłada ręce do kieszeni rozmawiając z kobietą. Pozdrawiam.

Hej,

 

Jeśli patrzeć na tekst jako fragment, to w sumie dla mnie jest ok. Jest kilka plastycznych opisów.

 

Miłej soboty :)

Cześć grzelulukas. Dzięki. Pozdrawiam.

Hej Hesket,

Przeczytałam, ale skoro to fragment, to odniosę się do tekstu po przeczytaniu całości, bo na razie niewiele zrozumiałam.

Pozdrawiam :)

Nowa Fantastyka