- Opowiadanie: dovio - Czerwone oczy

Czerwone oczy

Na­pi­sa­łem tę opo­wieść, bo fak­tycz­nie gdy wra­cam z pracy muszę przejść przez pola w któ­rych sły­chać sze­le­sty liści, bie­ga­ją sarny i jest cał­kiem ciem­no ;D
Cza­sem sobie my­śla­łem, że może kryje się tam coś wię­cej niż tylko sarny i stąd po­mysł na Czer­wo­ne Oczy. Mi­łe­go czy­ta­nia i mam na­dzie­ję, że się Wam spodo­ba ;) 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Użytkownicy

Oceny

Czerwone oczy

Była ciem­na bez­k­się­ży­co­wa noc, gdy wra­ca­łem z pracy.

Znaj­do­wa­łem się już bli­sko domu, na skra­ju nie­wiel­kiej wio­ski. Zo­sta­ło je­dy­nie przejść przez teren, któ­re­go nie lu­bi­łem naj­bar­dziej – pola.

Idąc przez nie, czu­łem się jak poza wszel­ką cy­wi­li­za­cją, a cał­kiem za­chmu­rzo­ne niebo tylko po­tę­go­wa­ło uczu­cie izo­la­cji.

Sta­ną­łem na wą­skiej, po­kry­tej trawą ścież­ce, włą­czy­łem la­tar­kę w te­le­fo­nie i już po chwi­li usły­sza­łem sze­lest ga­łę­zi i trzask krza­ków nie­opo­dal.

Z ner­wów prze­łkną­łem ślinę i przy­spie­szy­łem kroku.

Wszy­scy po­wta­rza­li, że nie ma tu nic groź­ne­go, co naj­wy­żej sarny i wie­wiór­ki, ale mimo wszyst­ko nie mo­głem po­zbyć się nie­po­ko­ju, że za chwi­lę coś wy­sko­czy z ciem­no­ści.

Sze­dłem, sły­sząc sze­lest liści i wła­sny cięż­ki od­dech. Chcia­łem jak naj­szyb­ciej zna­leźć się w domu i za­mknąć za sobą drzwi.

Nagle sze­lest się na­si­lił i gdy od­wró­ci­łem się w kie­run­ku źró­dła dźwię­ku, zo­ba­czy­łem je – dwie czer­wo­ne plamy w mroku. Oczy. Wpa­trzo­ne pro­sto we mnie zza krza­ków. 

Za­mar­łem.

Te­le­fon o mało nie wy­padł mi z dłoni. Nogi mia­łem jak z waty, gdy po­wo­li prze­su­wa­łem się w kie­run­ku bez­piecz­ne­go domu.

Po­wta­rza­łem sobie w my­ślach, że to na pewno ja­kieś złu­dze­nie, może od­bi­cie świa­tła, ale nic nie po­ma­ga­ło. Czer­wo­ne oczy ob­ser­wo­wa­ły każdy mój ruch.

Nie wie­dzia­łem, co robić. Chcia­łem po­biec, ale jeśli było to ja­kieś dzi­kie zwie­rze, mógł­bym spro­wo­ko­wać po­ścig.

Po chwi­li czer­wo­ne świa­tła za­czę­ły zni­kać, cho­wać się w ciem­no­ści. Po­czu­łem taką ulgę, że bra­kło mi tchu.

Czym prę­dzej po­bie­głem do domu nie mogąc prze­stać oglą­dać się za sie­bie, ale wy­glą­da­ło na to, że nic mnie już nie ob­ser­wu­je.

 

 

 

•••

 

Gdy tylko otwo­rzy­łem drzwi usły­sza­łem płacz młod­szej sio­stry. W środ­ku pa­no­wał pół­mrok – oj­ciec lubił oszczę­dzać prąd.

Dom był mały, więc już po kilku kro­kach zo­ba­czy­łem Agniesz­kę i kom­plet­nie pi­ja­ne­go ojca, sto­ją­ce­go nad nią z pasem.

Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uciekła za moje plecy.

– Nie ukry­waj jej! – za­beł­ko­tał Adam, czer­wo­ny na twa­rzy. – Za­słu­ży­ła na lanie! Ledwo się szko­ła za­czę­ła, a już do­sta­ła je­dyn­kę!

Wie­dzia­łem, że nie ma sensu kłó­cić się ojcem, kiedy był w takim sta­nie, nie chcia­łem jesz­cze bar­dziej po­gar­szać sy­tu­acji.

– Na­uczy się, po­pra­wi ocenę, po­mo­gę jej – po­wie­dzia­łem spo­koj­nie.

Adam za­ta­cza­jąc się spra­wiał wra­że­nie spo­koj­niej­sze­go. Chwy­cił bu­tel­kę wódki ze stołu, po­cią­gnął łyk i wska­zał na mnie pal­cem.

– Oby tak było, bo ina­czej tobie też się do­sta­nie.

Od­wró­cił się i po­szedł do swo­jej sy­pial­ni, trza­ska­jąc drzwia­mi. Agniesz­ka przy­tu­li­ła się do mnie mocno, łka­jąc mi w ra­mio­na.

Chcia­łem coś po­wie­dzieć, jakoś ją po­cie­szyć, ale nic nie przy­cho­dzi­ło mi do głowy, więc po pro­stu gła­ska­łem ją po gło­wie, chcąc dodać otu­chy.

– Bar­dzo cię zbił? – za­py­ta­łem, gdy od­pro­wa­dzi­łem sio­strę do po­ko­ju.

Ona prze­czą­co po­krę­ci­ła głową.

– Tylko tro­chę – wy­szep­ta­ła – ale już nie boli. – Uśmiech­nę­ła się de­li­kat­nie, ale jej wciąż wil­got­ne od łez oczy wy­ra­ża­ły tylko ból i cier­pie­nie.

Na ten widok za­chcia­ło mi się pła­kać.

– Śpij do­brze, jutro bę­dzie le­piej – po­wie­dzia­łem, od­gar­nia­jąc jej włosy z twa­rzy.

Po­wta­rza­łem to co noc i mia­łem na­dzie­ję, że któ­re­goś dnia te słowa na­praw­dę się speł­nią. 

 

***

 

Obu­dzi­ło mnie blade po­ran­ne świa­tło.

Mia­łem dziś wolne, więc po­sta­no­wi­łem spę­dzić tro­chę czasu z sio­strą, kiedy wróci ze szko­ły.

Wsta­łem z łóżka i wyj­rza­łem przez okno. Nad wio­ską uno­si­ła się gęsta jak mleko mgła.

Było po siód­mej, więc Agniesz­ka po­win­na już szy­ko­wać się do szko­ły.

Nic jed­nak nie wska­zy­wa­ło na to, że sio­stra w ogóle się obu­dzi­ła, więc otwo­rzy­łem drzwi jej po­ko­ju i za­mar­łem… łóżko było puste. Serce od razu za­czę­ło walić mi w pier­si. Tłu­ma­czy­łem sobie, że może wy­szła wcze­śniej, ale nie mo­głem się uspo­ko­ić.

Wsze­dłem do po­ko­ju ojca, który spał w naj­lep­sze. Obok niego le­ża­ła flasz­ka po wódce i zdję­cie zmar­łej mamy. 

Trzę­są­cy­mi się rę­ka­mi się­gną­łem po te­le­fon i na­pi­sa­łem do sio­stry wia­do­mość: „Je­steś już w szko­le?”.

Cze­ka­łem na ja­ki­kol­wiek znak, ale nic się nie dzia­ło.

Coraz bar­dziej bałem się, że ucie­kła, ale gdyby to pla­no­wa­ła… prze­cież by mi po­wie­dzia­ła. 

Wy­bie­głem z domu i ru­szy­łem w stro­nę szko­ły. Mia­łem na­dzie­ję, że zła­pię ją gdzieś po dro­dze i moja pa­ni­ka znik­nie.

Mgła utrud­nia­ła wi­docz­ność. Świat znik­nął – wi­dzia­łem je­dy­nie biel i za­ry­sy bu­dyn­ków.

Gdy do­tar­łem pod szko­łę, przy bra­mie stali na­uczy­cie­le. Ich twa­rze były na­pię­te, oczy nie­spo­koj­nie.

Serce po raz ko­lej­ny moc­niej za­bi­ło w mojej pier­si.

– Dzień dobry – po­wie­dzia­łem do na­uczy­cie­li, któ­rzy od razu od­wró­ci­li się w moją stro­nę. – Czy… Agniesz­ka jest w szko­le? – za­py­ta­łem.

Star­szej na­uczy­ciel­ce za­drża­ła warga.

– Nie ma ni­ko­go… – od­par­ła.

– Jak to ni­ko­go? – za­py­ta­łem, czu­jąc, że coś ści­ska mi gar­dło.

Ko­bie­ta po­pra­wi­ła oku­la­ry i spu­ści­ła wzrok.

– Żadne dziec­ko nie przy­szło dziś do szko­ły.

Kiedy to usły­sza­łem, po­ciem­nia­ło mi przed ocza­mi.

 

 

***

 

 

Cze­ka­li­śmy jesz­cze jakiś czas, ale żadne dziec­ko nie przy­szło. Wy­da­wa­ło się, że wszyst­kie wy­pa­ro­wa­ły – jakby roz­pły­nę­ły się w po­wie­trzu.

Do akcji wkro­czy­ła po­li­cja, prze­słu­chu­jąc na­uczy­cie­li i ro­dzi­ców. Nikt nie miał nic do po­wie­dze­nia, nikt nie ro­zu­miał, co się wydarzyło. Sta­li­śmy przed szko­łą, a z każdą mi­nu­tą przy­by­wa­ło coraz wię­cej ro­dzi­ców.

– Jest coś o czym muszę wspomnieć… – po­wie­dzia­łem do jed­ne­go z po­li­cjan­tów. – Może to nic, ale… wczo­rajszej nocy wi­dzia­łem coś dziw­ne­go na po­lach, jakby… czer­wo­ne oczy… – mó­wi­łem nie­skład­nie i czu­łem, że wszy­scy pa­trzą na mnie jak na wa­ria­ta.

– I sądzi pan, że czer­wo­ne oczy po­rwa­ły dzie­ci? – za­py­tał po­li­cjant bez śladu roz­ba­wie­nia. Jego ton był ostry, zmę­czo­ny, jakby sły­szał już zbyt wiele głu­pich żar­tów.

– Nie wiem, po pro­stu… uzna­łem, że to może być ważne… – od­par­łem cicho, spusz­cza­jąc głowę.

Po­li­cjan­ci po­dzię­ko­wa­li za zło­że­nie ze­znań, obie­cu­jąc, że zro­bią wszyst­ko, by od­na­leźć dzie­ci całe i zdro­we.

Cała ta spra­wa nie da­wa­ła mi spo­ko­ju. Za­miast wró­cić do domu uda­łem się w stro­nę pól. Mgła nie ustę­po­wa­ła. Uno­si­ła się nad zie­mią, za­sła­nia­jąc mi widok.

Z drżą­cym ser­cem i su­cho­ścią w ustach ru­szy­łem na­przód. Nie wiem, czego szu­ka­łem, ale nie chcia­łem sie­dzieć bez­czyn­nie i cze­kać.

Roz­glą­da­łem się do­oko­ła, go­to­wy na wszyst­ko. Każdy sze­lest spra­wiał, że pod­ska­ki­wa­łem ze stra­chu, a gęsią skór­kę czu­łem nawet na karku.

Po chwi­li mar­szu za­uwa­ży­łem coś na jed­nym z krza­ków. Gdy pod­sze­dłem bli­żej za­uwa­ży­łem, że to nie­bie­ska wstąż­ka, naj­pew­niej na­le­żą­ca do ja­kiejś dziew­czyn­ki. Była po­kry­ta dziw­ną, lepką, zie­lon­ka­wą sub­stan­cją o nie­przy­jem­nym, gni­ją­cym za­pa­chu, który ude­rzył mnie w twarz jak cios. Na ziemi za­uwa­ży­łem wię­cej śla­dów mazi. Ru­szy­łem w ich kie­run­ku, gdy nagle usły­sza­łem kroki we mgle. Ze stra­chu otwo­rzy­łem sze­ro­ko oczy. Byłem gotów do uciecz­ki, serce wa­li­ło mi jak sza­lo­ne, twarz zro­bi­ła się cała mokra od potu.

Ni­ko­go jed­nak nie do­strze­głem, żad­nych czer­wo­nych oczu, więc za­czą­łem się uspo­ka­jać. W po­lach żyją też nor­mal­ne zwie­rzę­ta, nie tylko po­two­ry, po­wta­rza­łem sobie.

Na drżą­cych no­gach ru­szy­łem dalej. My­śla­łem nawet, że może naj­le­piej by­ło­by za­wia­do­mić po­li­cję, ale chcia­łem dzia­łać szyb­ko! Być może gdzieś tu, nie­da­le­ko, była moja sio­stra!

Ka­wa­łek dalej znaj­do­wa­ła się po­la­na.

Za­schło mi w gar­dle! Czu­łem, że je­stem już tak bli­sko! Cała maź zda­wa­ła się zbie­gać w jedno miej­sce – na śro­dek.

Nogi mi się trzę­sły, ale sze­dłem dalej.

Gdy do­tar­łem na śro­dek, całe buty mia­łem po­kry­te ta­jem­ni­czą sub­stan­cją.

Kuc­ną­łem, przy­ło­ży­łem dłoń do ziemi i po­czu­łem, że po­wierzch­nia de­li­kat­nie wi­bru­je, jakby w ryt­mie bicia serca.

Kom­plet­nie nie wie­dzia­łem, co o tym my­śleć.

Za­czą­łem po­wo­li kopać rę­ka­mi, a w gło­wie ko­ła­ta­ła mi się myśl, że chyba cał­kiem osza­la­łem i wtedy znów usły­sza­łem kroki.

Spoj­rza­łem w kie­run­ku dźwię­ku i po raz ko­lej­ny zo­ba­czy­łem czer­wo­ne oczy.

Wy­glą­da­ły jak małe świa­teł­ka uno­szą­ce się w gę­stej mgle.

Wsta­łem ledwo ła­piąc od­dech.

Stwór po­wo­li zmie­rzał w moim kie­run­ku. Wi­dzia­łem zarys jego syl­wet­ki. To… coś… po­ru­sza­ło się na dwóch no­gach, ale nie mógł to być czło­wiek – lu­dzie nie byli tak wy­so­cy.

Cał­kiem spa­ni­ko­wa­łem. My­śla­łem, że oto nad­szedł mój ko­niec. Ze­rwa­łem się do biegu.

Nigdy w życiu nie pę­dzi­łem tak szyb­ko. Co chwi­lę spo­glą­da­łem za sie­bie, ale oczy znik­nę­ły, jakby nigdy ich nie było. 

 

 

***

 

 

Wró­ci­łem do domu i zo­ba­czy­łem ojca, od któ­re­go od razu po­czu­łem al­ko­hol. Ciar­ki prze­szły mi po ciele – to nigdy nie zwia­sto­wa­ło nic do­bre­go.

Męż­czy­zna był wy­raź­nie wzbu­rzo­ny, cały czer­wo­ny na twa­rzy, z dłoń­mi za­ci­śnię­ty­mi w pię­ści.

Nawet nie zdą­ży­łem zdjąć butów, a on ru­szył w moim kie­run­ku, jak wście­kły byk.

– Gdzie ona jest?! – krzyk­nął, chwy­ta­jąc mnie za ra­mio­na.

– Nie… nie wiem… wszyst­kie dzie­cia­ki… znik­nę­ły – mó­wi­łem drżą­cym gło­sem, ale oj­ciec spra­wiał wra­że­nie, jakby nie ro­zu­miał ani jed­ne­go słowa.

– Żar­tu­jesz sobie ze mnie? – wark­nął, zbli­ża­jąc twarz do mojej. – Ukry­wasz ją przede mną? Tak sobie po­gry­wasz?

– Po­gry­wam?! – krzyk­ną­łem i ode­pchną­łem go z taką siłą, że Adam upadł na pod­ło­gę. – Jak­byś wy­szedł z domu, może wie­dział­byś, co się dzie­je! Agniesz­ka znik­nę­ła, po­zo­sta­łe dzie­cia­ki też! Ale może i do­brze! Gdzie­kol­wiek się znaj­du­je, na pewno jest jej le­piej niż z tobą! – Słowa wy­le­wa­ły się ze mnie, jedno po dru­gim, jak­bym tra­cił nad sobą pa­no­wa­nie.

Adam wstał z pod­ło­gi i ude­rzył mnie w twarz tak mocno, że po­ciem­nia­ło mi przed ocza­mi.

Przed upad­kiem po­wstrzy­ma­ła mnie tylko ścia­na, na którą wpa­dłem.

– Jesz­cze raz ode­zwiesz się do mnie w ten spo­sób – mówił oj­ciec z wy­ce­lo­wa­nym we mnie pal­cem – i jesz­cze raz mnie za­ata­ku­jesz, to cię za­bi­ję. A teraz le­piej znajdź tę sukę, swoją sio­strę.

To po­wie­dziaw­szy pod­szedł do lo­dów­ki, z któ­rej wy­cią­gnął piwo. 

 

Nie chcia­łem prze­by­wać z tym czło­wie­kiem w jed­nym po­miesz­cze­niu, więc wy­sze­dłem na ze­wnątrz. Im ciem­niej się ro­bi­ło, tym więk­szy nie­po­kój czu­łem. Wi­dzia­łem mi­ga­ją­ce świa­tła po­li­cyj­nych ra­dio­wo­zów. Lu­dzie cho­dzi­li po całej wio­sce i wo­ła­li dzie­cia­ki po imie­niu.

Sta­łem przed domem i pa­trzy­łem w stro­nę pól, ale nie do­strze­głem nic oprócz ciem­no­ści.

Zu­peł­nie nie wie­dzia­łem, co robić. Tem­pe­ra­tu­ra sta­wa­ła się coraz chłod­niej­sza, a Agniesz­ka nadal nie wra­ca­ła.

Za­sta­na­wia­łem się, gdzie jest, czy wszyst­ko z nią w po­rząd­ku. Te myśli nie da­wa­ły mi spo­ko­ju. Tak bar­dzo chcia­łem co­kol­wiek zro­bić, ale czu­łem się ab­so­lut­nie bez­sil­ny.

Pa­trzy­łem w pola. Coś tam było, coś strasz­ne­go. Przez chwi­lę mia­łem ocho­tę po­biec w tamtą stro­nę, do pul­su­ją­cej ziemi, ale po pro­stu się bałem. Za­miast tego wró­ci­łem do domu. Jak tchórz.

 

 

 

***

 

Nie mo­głem spać.

Tej nocy drzwi nie zo­sta­ły za­mknię­te na klucz – w razie, gdyby Agniesz­ka wró­ci­ła.

Le­ża­łem wpa­trzo­ny w sufit, słu­cha­jąc pa­nu­ją­cej do­oko­ła ciszy.

W pew­nym mo­men­cie oczy same mi się za­mknę­ły.

Obu­dzi­ły mnie czy­jeś kroki w po­ko­ju. Po­my­śla­łem, że to oj­ciec wszedł po pi­ja­ku, ale gdy spoj­rza­łem w kie­run­ku źró­dła dźwię­ku, cał­ko­wi­cie za­mar­łem.

Przede mną stała Agniesz­ka. Jej oczy świe­ci­ły czer­wie­nią, a ubra­nia miała po­kry­te tą samą zie­lo­ną mazią, którą wi­dzia­łem w po­lach.

– Ja… wró­ci­łam… – po­wie­dzia­ła gło­sem po­zba­wio­nym emo­cji.

Wsta­łem na drżą­cych no­gach i ostroż­nie zbli­ży­łem się do sio­stry.

Jej czer­wo­ne oczy ob­ser­wo­wa­ły każdy mój ruch. Nie my­śla­łem, że kie­dyś po­wiem coś ta­kie­go, ale autentycznie bałem się Agniesz­ki. Była taka nie­na­tu­ral­na, inna.

– Gdzie… gdzie byłaś? – za­py­ta­łem drżą­cym gło­sem.

– Tam. – Wska­za­ła pal­cem na okno, w stro­nę pól. – Coś mnie wo­ła­ło. Mu­sia­łam iść. Znaj­do­wa­łam się pod zie­mią, z in­ny­mi dzieć­mi i… coś jesz­cze tam było, coś dziw­ne­go, wy­glą­da­ło jak po­twór, ale czu­li­śmy się tacy spo­koj­ni, jak w pięk­nym śnie. Tak pięk­nym, że nie chcia­łam wra­cać.

Słu­cha­łem jej, i z każ­dym ko­lej­nym sło­wem czu­łem coraz więk­szy nie­po­kój.

Zbli­ży­łem dłoń do Agniesz­ki i kiedy do­tkną­łem jej twa­rzy, była zimna jak lód.

Gło­śno prze­łkną­łem ślinę.

– Je­steś bez­piecz­na, wszyst­ko bę­dzie w po­rząd­ku. – Pró­bo­wa­łem się uśmiech­nąć, ale wy­szedł mi tylko nie­przy­jem­ny gry­mas.

– Chcę spać. Muszę iść do sie­bie.

Od­pro­wa­dzi­łem ją do po­ko­ju i gdy wy­cho­dząc za­mkną­łem drzwi – odetchnąłem. 

W jej obec­no­ści czu­łem przerażenie, jakby we­wnątrz niej coś cza­iło się, go­to­we do ataku.

Wró­ci­łem do łóżka i nie po­tra­fi­łem za­snąć.

Co się stało z Agniesz­ką? Czym się stała? – py­ta­łem sa­me­go sie­bie i w oczach za­szkli­ły mi się łzy.

Mia­łem na­dzie­ję, że rano wszyst­ko bę­dzie do­brze.

Że nie stra­ci­łem sio­stry.

 

***

 

Na ze­wnątrz wsta­wa­ło słoń­ce i przez okno wpa­da­ły jego jasne, po­ran­ne pro­mie­nie. Nie zmru­ży­łem oka, odkąd Agniesz­ka wró­ci­ła. Le­ża­łem wsłu­cha­ny w ciszę, aż w końcu usły­sza­łem od­głos do­bie­ga­ją­cy zza drzwi – z po­ko­ju ojca.

Na­stęp­ne były kroki na ko­ry­ta­rzu – szedł do Agniesz­ki.

Gło­śno prze­łkną­łem ślinę, cze­ka­jąc w na­pię­ciu, co się wy­da­rzy.

Otwo­rzył drzwi. Sły­sza­łem cha­rak­te­ry­stycz­ne skrzyp­nię­cie. Serce wa­li­ło mi jak osza­la­łe.

– Agniesz­ka! – ryk­nął Adam. – Gdzieś była cały dzień?! – wrza­snął po raz ko­lej­ny.

Sio­stra nie od­po­wie­dzia­ła, a ja ze­rwa­łem się z łóżka.

– Od­po­wia­daj, jak do cie­bie mówię! – krzy­czał bez prze­rwy.

Nie zdą­ży­łem nawet wyjść z po­ko­ju, gdy usły­sza­łem prze­raź­li­wy ryk, jakby dzi­kie­go zwie­rzę­cia.

Po nim roz­pacz­li­wy krzyk ojca i głu­chy łomot.

Za­mar­łem.

Krzy­ki ojca od­bi­ja­ły mi się w gło­wię jak echo.

Cicho otwo­rzy­łem drzwi i wy­sze­dłem na ko­ry­tarz. Zo­ba­czy­łem, że pokój sio­stry był otwar­ty, a z wnę­trza po­wo­li są­czy­ła się krew, two­rząc ciem­ną smugę na pod­ło­dze.

Nogi mia­łem jak z waty, ale sze­dłem dalej. Z prze­ra­że­nia za­czą­łem się pocić, jakby w domu było sto stop­ni.

Zaj­rza­łem do środ­ka.

Oj­ciec leżał mar­twy, roz­szar­pa­ny. Na skó­rze miał ślady pa­zu­rów, a krew wy­le­wa­ła się z każ­dej rany.

Na łóżku sie­dzia­ła Agniesz­ka, cała we krwi.

Jej twarz nie przy­po­mi­na­ła twa­rzy sio­stry. Zde­for­mo­wa­na, blada. Z ust wy­do­by­wa­ła się zie­lo­na maź, a na gło­wie znaj­do­wa­ły się je­dy­nie szcząt­ki jej nie­gdyś dłu­gich, czar­nych wło­sów.

Spoj­rza­ła na mnie nie­sy­me­trycz­nie uło­żo­ny­mi, czer­wo­ny­mi ocza­mi i ode­zwa­ła chra­pią­cym gło­sem:

– On… za­ata­ko­wał mnie – mó­wi­ła tak nie­wy­raź­nie, że ledwo ją ro­zu­mia­łem.

Wsta­ła.

Zo­ba­czy­łem jej dło­nie za­koń­czo­ne pa­zu­ra­mi

Od­ru­cho­wo się cof­ną­łem, drżąc na całym ciele.

Ona jed­nak pod­cho­dzi­ła do mnie po­wo­li.

Na ze­wnątrz roz­le­gły się krzy­ki. Agniesz­ka spoj­rza­ła w stro­nę okna i po­my­śla­łem, że to naj­lep­sza oka­zja do uciecz­ki.

Wy­bie­głem z domu, wprost w gęstą mgłę.

Na ulicy pa­no­wał chaos. Miesz­kań­cy wal­czy­li ze stwo­ra­mi, które jesz­cze nie­daw­no były ich dzieć­mi.

Jeden z męż­czyzn za­ata­ko­wał dziew­czyn­kę z nie­bie­ską wstąż­ką na ręce, a ona po pro­stu rzu­ci­ła się na niego, roz­szar­pu­jąc dłu­gi­mi pa­zu­ra­mi.

Nie wie­dzia­łem, co zro­bić. Je­dy­ne o czym my­śla­łem, to żeby jak naj­szyb­ciej wy­do­stać się z tego kosz­ma­ru.

Spoj­rza­łem w stro­nę pól. Był tam, wy­so­ki, nie­po­ru­szo­ny.

Pa­trzył, jakby się bawił. Jak kot, który jesz­cze nie zabił myszy.

Wie­dzia­łem, że nigdy nie za­po­mnę tego wi­do­ku.

Od­wró­ci­łem się i po­bie­głem przez mgłe, byle dalej od tego pie­kła.

Za ple­ca­mi sły­sza­łem krzy­ki ko­na­ją­cych ludzi, a ja bie­głem do­pó­ki nie za­pa­dła cisza.

Koniec

Komentarze

Witaj. :)

Z Przedmowy już wynika, że to znakomity pomysł na horror. :)

Co do kwestii technicznych, mam pewne wątpliwości i sugestie (zawsze – tylko do przemyślenia):

Nagle szelest się nasilił i gdy odwróciłem się w kierunku źródła dźwięku, zobaczyłem je – Dwie czerwone plamy w mroku. – czemu wielką literą?

 

Dom był mały, więc już po kilku krokach zobaczyłem Agnieszkę i kompletnie pijanego ojca, stojącego nad nią z pasem.

Gdy mnie zobaczyła, schowała się za moimi plecami.

– Nie ukrywaj jej! – zabełkotał Adam, czerwony na twarzy. – Zasłużyła na lanie! Ledwo się szkoła zaczęła, a ona już dostała jedynkę!

Wiedziałem, że nie ma sensu kłócić się ojcem, kiedy był w takim stanie, nie chciałem jeszcze bardziej pogarszać sytuacji. – sporo zaimków, powtórzenia, a poza tym – kim jest Adam, skoro lanie chciał sprawić ojciec bohatera (z dalszej części wynika, że to jednak ojciec, czemu zatem bohater opowiada o nim, używając imienia – to celowe)?

 

– Śpij dobrze, jutro będzie lepiej – powiedziałem, odgarniając jej włosy z twarzy.

Powtarzałem jej to co noc i miałem nadzieję, że któregoś dnia te słowa naprawdę się spełnią. – powtórzenie?

Nikt nie miał nic do powiedzenia, nikt nie rozumiał, co się stało. Staliśmy przed szkołą, a z każdą minutą przybywało coraz więcej rodziców. – i tu?

– Jest jedna rzecz… – powiedziałem do jednego z policjantów. – i tu?

Może to nic, ale… wczoraj w nocy widziałem coś dziwnego polach, jakby… czerwone oczy… – na?

W polach żyją też normalne zwierzęta, nie tylko potwory, powtarzałem sobie. – tu podobnie?

Policjanci podziękowali wszystkim za złożenie zeznań, obiecując, że zrobią wszystko, by odnaleźć dzieci całe i zdrowe. – powtórzenie?

Nie wiem, czego w zasadzie szukałem, ale nie chciałem siedzieć bezczynnie i czekać.

Rozglądałem się dookoła, gotowy w zasadzie na wszystko. – i tu?

Po chwili marszu zauważyłem coś na jednym z krzaków. – dość niejasne – skąd na polach krzaki?

Kawałek dalej znajdowała się polana. – tu tak samo – skąd na polach polana? – czy bohater przypadkiem nie jest w lesie?

Gdy podszedłem bliżej zauważyłem, że to niebieska wstążka, najpewniej należąca do jakiejś dziewczynki. Była pokryta jakąś dziwną, lepką, zielonkawą substancją o nieprzyjemnym, gnijącym zapachu, który uderzył mnie w twarz jak cios. – powtórzenie?

Myślałem nawet, że może najlepiej byłoby zawiadomić policję, ale chciałem działać szybko! Być może gdzieś tu, niedaleko, była moja siostra, więc nie chciałem tracić czasu. – powtórzenie?

Wróciłem do domu i zobaczyłem ojca od którego od razu poczułem alkohol. – przecinek przed wyrażeniem z „który”?

To powiedziawszy podszedł do lodówki z której wyciągnął piwo. – tu też?

Gdziekolwiek się znajduje (przecinek?) na pewno jest jej lepiej niż z tobą!

– Jeszcze raz odezwiesz się do mnie w ten sposób – mówił ojciec z wycelowanym we mnie palcem – i jeszcze raz mnie zaatakujesz, to cię zabije. – powtórzenia i literówka, która całkiem zmienia sens zdania?

A teraz lepiej znajdź tę sukę (przecinek?) swoją siostrę.

Wstałem na drżących nogach i ostrożnie, zbliżyłem się do siostry. – zbędny przecinek?

Słuchałem jej, i z każdym kolejnym słowem czułem coraz większy niepokój. – i tu?

Nie myślałem, że kiedyś powiem coś takiego, ale autentyczniej bałem się Agnieszki. – literówka?

Odprowadziłem ją do pokoju i gdy wychodząc zamknąłem drzwi – poczułem ulgę.

W jej obecności czułem cos złego, jakby coś wewnątrz niej czaiło się, gotowe do ataku. – powtórzenia i literówka?

 

 

Na zewnątrz wstawało słońce i przez okno wpadały jego jasne, poranne promienie. Nie zmrużyłem oka, odkąd Agnieszka wróciła. Leżałem wsłuchany w ciszę, aż w końcu usłyszałem odgłos dobiegający zza drzwi – z pokoju ojca.

Następne były kroki na korytarzu – szedł do Agnieszki.

Głośno przełknąłem ślinę, czekając w napięciu, co się wydarzy.

Otworzył drzwi. Słyszałem charakterystyczne skrzypnięcie. Serce waliło mi jak oszalałe. – zachowanie chłopaka wydaje się tu nienaturalne, przecież dotąd bronił siostry przed ojcem-sadystą

Jedyne o czym myślałem to żeby jak najszybciej wydostać się z tego koszmaru. – brak interpunkcji?

 

Cześć zdań chyba niepotrzebnie jest wykrzyknikowa, np.:

Zaschło mi w gardle! Czułem, że jestem już tak blisko!

Miałem nadzieję, że rano wszystko będzie dobrze!

 

Ogólnie pomysł na plus, choć pewne zdania i całe fragmenty trzeba jeszcze doszlifować, aby podkreślić i spotęgować nastrój grozy.

Pozdrawiam serdecznie, klik za pomysł. :)

Pecunia non olet

Cześć ;)

Cieszę się, że pomysł się spodobał i dzięki za klik! ;)

Czytałem tę opowieść kilka razy przed wrzuceniem, ale jakoś te wszystkie powtórzenia i tak mi umknęły ;(

Co do ojca… to tak, chciałem, żeby bohater opisywał go też po imieniu, żeby nie był to tylko “ojciec”, ale żeby ta postać miała imię ;D. Może brzmi to dziwnie, ale taki miałem zamysł.

Dzięki za wskazanie błędów, postaram się wszystko jak najszybciej poprawić! 

Zdania są wykrzyknikowe, bo mam niestety taki sposób pisania i czasem wkrada się to do opowiadań ;D

Pozdrawiam serdecznie! ;)

I ja dziękuję; wszystko jasne; na spokojnie, każdy z nas ma powtórzenia, czasem są one celowym zabiegiem, podkreślającym treść, zatem to jedynie sugestie, do przemyślenia. :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :) 

Pecunia non olet

Cześć, dovio

Od początku wiedziałem, że tego chłopa coś rozszarpie. Napisane sprawnie, całkiem dobrze się czytało. Ale grozy nie poczułem. 

Przypomniał mi się film Pisklę, polecam

Brakło mi tutaj głębi, czegoś więcej. Wyjaśnień czym była istota spotkana w polach nie potrzebuję dlatego, że tajemnica sama w sobie może zawierać grozę. Zdania zapewne będą podzielone. Czasami bywa, że autor nie wiedząc jak poprowadzić dalszą fabułę, okrywa sporo spraw tajemnicą, i wtedy to nie jest dobre. Tutaj tego nie wyczułem. 

Pozdrawiam

Cześć ;)

Szkoda, że nie poczułeś grozy, ale cieszę się, że sprawnie się czytało ;)

Jeśli chodzi o inspiracje był to Silent Hill ;D Mgła, tajemnica, coś dziwnego w tle, ale Pisklę zapiszę ;)

Ogólnie na początku chciałem wyjaśnić czym ten stwór jest, po co przybył, ale uznałem, że to nie wygląda dobrze. Nigdy go nie widać w całości. Zawsze jest schowany, więc wyjaśnianie czym jest mogłoby zaburzyć jego tajemniczość. 

Pozdrawiam serdecznie! ;)

Nowa Fantastyka