
Ghost in the beer
komentarze: 19, w dziale opowiadań: 19, opowiadania: 10
Ghost in the beer
komentarze: 19, w dziale opowiadań: 19, opowiadania: 10
Hej,
Eeee? Absolutnie. Chory na sprawiedliwość to świetne opowiadanie. Nie będę używał argumentu, jakoby było dobre, bo krótkie, ale raczej, że w tak zwięzłej formie udało ci się (będę mówił na „ty”, ponieważ dzieli nas tylko rok różnicy) przedstawić symbolikę chorej sprawiedliwości. No i… redakcja to wyjadacze dżemiku ze słoika, więc wiedzą, co robią. Ja mogę tylko przyklasnąć i rzucić graty czy tam pogratulować ^-^
Jakby diabeł nazywał się Sławek, to by wyszło mrugniecie w stronę oglądaczy G. F Darwin
„Konsultantka najwyraźniej opacznie zrozumiała sytuację, gdyż w odpowiedzi jedynie lubieżnie oblizała wargę i porozumiewawczo uniosła brwi.
– A może mogłabym…” Nie wiem, mnie to śmiechło pod nosem.
Co do kwestii skąpego zarysowania przemiany charakteru dziewczyny – to się wstrzymam od oceny (jeden diabeł powie: tak, drugi rabin – srak, skoro to luźna hystoryja). Mnie interesuje coś z innej beczki, panie Cezary, czy opowiadanie „chory na sprawiedliwość” i mord prewencyjny, to twoje?
Faktycznie przyjemny szort. Lekki i z taką nutą melancholii w tle. Jedyne to tu;
„Przypuszczam, że nie smakowałyby mi”
nie pasuje mnie do dobrej rytmiki zdania. A piszę to – w gruncie rzeczy nie czepiam się do takich błahostek – ponieważ jest na NF, żeby wrażać się w sposób jednoznacznie merytoryczny. (Będę zatem próbował)
Hej, regulatorzy
Dziękuję za korektę – a przede wszystkim za poświęcony czas.
Zaprzepaszczony jest wstrząśnięty i niemal ukontentowany drobiazgowością, z jaką wytknięto mu błędy i wielbłądy.
Oczywiście nie wszystkie poprawki mogłem przyjąć. Część z nich naruszała powagę okoliczności powstania utworu, a nawet – rzec by można – dobre imię zmarłego podmiotu lirycznego. Zwłaszcza że niektóre z nich głodziły w groteskowy ton zamierzonego zabiegu stylistycznego.
Przyznaję jednak – wielu rzeczy nie ogarniam, jak choćby zapisu dialogów…
A co do tego reprezentacyjnego miejsca – zmroziło mnie gorącem. Bo jednak zawsze widziałem tam to słowo jako właściwe. Choć teraz zapewne nikt mi już nie uwierzy.
Trudno.
Ło panie – czego tu nie ma. I chyba też wszystko przez wszystkich zostało wyłapane. Chyba że… że nikt nie wspomniał o Broniewskim i Tibi (choć to nie cytat).
Tekst jest (wyjątkowo) dobry bo:
Pomimo swej chaotyczności jest wewnętrznie spójny i świetnie się go czyta.
Dialogi są mocne, krwiste z jajem jak baleron u Sapkowskiego, czy raczej cięta riposta jak u Stanooskiego.
No i to mrugnięcie okiem do Homo Otakujebus. Tego konkretnego nie widziałem, ale wiem o co chodzi.
Nie znam się (ogólnie to nie znam się na niczym), ale rozumiem, że był to jakiś konkurs na umieszczenie cytatów w tekście, dlatego mówienie o zapychaczach wydaje się być jakimś zgrzytem.
Ogólnie rzecz biorąc gdybym miał głos, to wówczas
Byłbym za, a nawet i przeciw
To ma głębszy sens, ale przyjrzyjmy się temu, które wyłania się na wierzch – tak na rozum osiedlowego filozofa: człowiek rozumny myśli, a wtedy jego myśli błądzą po sklepieniu kopuły mózgowej, obijając się od ściany do ściany bez większego sensu i wtedy go nie ma. Gdy przestaje myśleć rozgląda się po wokół siebie w tramwaju i stwierdza jednoznacznie, że jego byt został kategorycznie osaczony przez spojrzenia wszystkich pasażerów. Szybko wyjmuje palec z nosa, ale jest już za późno,
Krótko mówić: istnienie nie wymaga myślenia.
Hej,
Zrozumiałem, że jest to zawalcowana krytyka konsumpcjonizmu ubranem w świński przymiot jestestwa lub kultu pracy w dobie świńskiego społeczeństwa albo też…
Albo też krytyka ekonomicznego wyzysku przybrana w formę quasi biblijnej alegorii, ale wiesz, trochę paskudnie to wyszło.
To tak, bo nie ma czegoś takiego jak obiektywna prawda, tak samo jak nie istnieje obiektywny sen życia, ale to mniejsza z tym.
Ogólnie rzecz biorąc wiersz trafia w moje rejestry przedstawiania treści w formie zbliżonej do absolutnego minimalizmu, gdzie każde słowo jest ważne, każde słowo waży więcej niż kilogram cukru.
Cacy wiersz.
Jim,
Skąd ty to bierzesz i skąd znasz takie szczegóły. Dobra – nieważne.
W każdym razie:
Dowiedziałem się czegoś nowego
I powiem więcej: gdybyś był akwizytorem sprzedającym takie dziadostwa, to najpewniej bym się skusił… ( z taką gatką szmatką najpewniej przekonałbyś samego Luka Skywalkera)
Hej,
Tekst skojarzył mi się z alegorycznym przedstawieniem skutków eksperymentu Calhouna.
Na przykład tu:
Miasto Warszawa 7.0 (…) globalna strefa influencerska, była pełna lśniących ciał…
Uważam, że treść lepiej wybrzmiałaby, poprzez ukierunkowanie wrażeń odbiorcy na inny motyw znany z popkultury.
Sexy Doll: Judgment Day – takie coś chciałbym zobaczyć w kinach i w tekście
hej, Fascynator
O cholera widzę że jesteś naprawdę dobry w te klocki…
W takim razie spróbuj coś w ten deseń:
Chuck
to znaczy chuj
a chuj znaczy wszystko
Przede mną
chuj
Za mną
chuj
W poprzek
ciul
Nie żyje a patrzy się
Kwiczy a śmieje się
Mówi się się
Nie ma na niego żadnej kurwy
hej, Finkla
Poeta? Ha! Chciał przez to powiedzieć, że jest niezrównoważony i że najpewniej zaraz wyciągnie giwerę, bowiem ktoś powinien dokończyć dzieło Andersa. (O przeprasza – podmiot liryczny – chłop się teraz inaczej nazywa). Jest tak jak zauważył Jim – daje po uszach. No może niepotrzebnie, bo spłaszcza interpretacje. Jednak trudno – z szarej nagiej jamy tworzy się piedestał, a może piramidon wewnętrznych rozterek. Rozpad dla wsobnej egzystencji, konstrukcji dla słowa i paru innych kartofli. Aggggggggrh. Dziękuję za komentarz.
Na koń
i goń
nieboskłon
A jak nie, to przynajmniej:
Podłogo nasza,
błogosław nam pod nami
błogo, o łogo…
Spasiba bolszoj
Hej,
A skąd. A uwagi przyjmuje z chęcią, ponieważ dopiero zbieram doświadczenie pisarsko… (że tak zażartuje)
Trochę szkoda… tego psa.
I przyznam szczerze, spodziewałem się takiego rozstrzygnięcia (z tym psem). Sam, bym tak zrobił, oczywiście nie tak samo – podobnie, nie lepiej, ale gorzej, to na pewno.
Podoba mi się, wiesz.
Hej, Jim
Po pierwsze: to już jest dobry dzień!
A tak w ogóle to Brrr! Powiedział bym coś mądrego, ale jak zwykle wyszło by w szczegółach, że bredzę kocopoły.
A potem:
Z tym Szekspirem, to pędzie problem, bo nie znam języka Szekspira. Ale Dej mi amelinium, a ze wszechśmiota złomu uczynię Dżambodzeta nielota. Daj mi nieskończoność, a lewą nogą obutą w but zawiążę krawat na uchu Van Gogha.
A tamto mogę zmienić na:
Wpakowali go do środka, nadając prędkość wcale nie równą sile kopniaka z rozpędu, lecz raczej czemuś, co można nazwać niewłaściwym potraktowaniem kinetyki – jako rozpędzonego sposobu przypieprzenia butem w dupę.
Wyjątkowo nisko się kłaniam. Dzięki.
Banzaj!
cześć, joł
kłaniam się w pas jak łysy samuraj, lenti
Bo… tak wygląda tekst, który jeszcze żyje, ale ma potrzebę wyrażenia własnej autodestrukcji. Fajnie byłoby gdyby się podobał, ale nie musi, Ma bić obuchem i skonać, a jego chaotyczna agonia powinna stać się preludium do parafilozoficznych rozważań na temat sensu, czegokolwiek chcesz – samotności, cierpienia, świadomości cierpienia, egzystencjalnej beznadziei i jeszcze parę kartofli by się znalazło.
cześć, cześć,
miło mi, dawidiq150
Na swoją obronę powiem, że pisałem to "cudo" w nienajlepszym stanie psychiatrycznym…
A jedno zdanie u Lema, potrafię czytać pół godziny, po to tylko, aby rzucić w kąt wzrok, a potem przejść do następnego zdania i do następnego kąta