
Cześć! Zapraszam do przeczytania mojego najnowszego opka. Super, że są konkursy. Opowiadanie w porównaniu do moich typowych jest bardzo dopracowane pod względem technicznym :)
Cześć! Zapraszam do przeczytania mojego najnowszego opka. Super, że są konkursy. Opowiadanie w porównaniu do moich typowych jest bardzo dopracowane pod względem technicznym :)
Arschalos poczuł, że wzywa go sam Bael dlatego przerwał wykonywane czynności. Jego zajęciem od ponad trzystu lat było nauczanie młodych diabłów kuszenia ludzi. Miał niezwykły talent i umiejętności, więc zdecydowano, że lepiej przysłuży się złu jak będzie dzielił się swoimi fachowymi radami.
Opuścił pomieszczenie, dużą jaskinie o brązowych ścianach, gdzie w powietrzu unosił się mocny zapach siarki. Ten zapach uwielbiali przeklęci. Dlatego można było ją znaleźć w dużych misach w każdym miejscu w piekle.
Arschalos zostawił swoich podopiecznych pozwalając im robić co chcą, do czasu aż wróci. Młode, karłowate istoty z niewielkimi jeszcze, złotymi, kręconymi rogami na głowach przyjęły tą wiadomość z radością.
Szedł przyciemnionym korytarzem, w którym światło dawały jedynie przytwierdzone do ścian, co kilkadziesiąt metrów, pochodnie.
W pewnym momencie spod stopy czmychnęła mu jaszczurka. Poczuł lęk. Po piekle panoszyły się różne istoty, niektóre tak straszne, że nawet on, stary diabeł bał się ich. Oczywiście nie mogły mu nic zrobić, ale obcowanie z nimi było okropnym przeżyciem.
I właśnie po chwili po suficie przebiegła Lapatrynga goniąca swój posiłek. Uciekająca jaszczurka nie była duża lecz potwór sycił się nie tylko jej mięsem ale też strachem, który odczuwała. Jak znaczna część istot w piekle miała cechę nazywaną od pewnego czasu przez ludzi sadyzmem.
Lapatrynga miała podłużne ciało z kilkunastoma nogami. Na grzbiecie posiadała biały pancerz z charakterystycznym zygzakiem o granatowym kolorze. Wydawało się, że nie zwróci uwagi na Arschalosa, ale tuż po tym, gdy tak pomyślał odwróciła łeb i spojrzała na niego swoim jedynym wielkim okiem. Rozchyliła też wargi ukazując dwa rzędy malutkich, ostrych zębów. Kłapnęła paszczą i ponownie błyskawicznie ruszyła za swoją ofiarą, znikając w lekkim mroku korytarza.
Podenerwowany nieco Arschalos szedł dalej. Po drodze do Baela nie spotkał już nikogo. Ostatecznie stanął przed wielkimi żelaznymi drzwiami ze złotymi okuciami. Naparł na nie, z lekkim trudem otwierając je i wszedł.
Jego oczom ukazało się pomieszczenie jakże różne od innych w piekle. Ściany były gładkie tak samo jak sufit. Udekorowane obrazami przedstawiającymi członków rodziny Baela, plugawe akty, a także niezwykle rzadkie mięsożerne rośliny. Pomiędzy obrazami ciągnęły się fioletowe pnącza o żółtych i czerwonych kwiatach. Znajdowały się tu też, jak wszędzie, wielkie dzbany z siarką. Komnatę oświetlały olbrzymie znicze rozmieszczone przy ścianach i po bokach tronu, który był wielki, cały ze srebra i złota do tego przyozdobiony szlachetnymi kamieniami. Na tronie siedział sam Bael władca piekła.
Bael miał wspaniałe muskularne ciało. Na jego głowie lśniło złotem sześć gigantycznych kręconych rogów. Jego skóra była czerwona. Twarz miał szkaradną i był nagi, pomijając spódniczkę na biodrach zbudowaną ze złotych płytek. Jego palce zarówno u rąk jak i nóg zakończone były długimi szpiczastymi pazurami świecącymi jak diamenty i niemal tak samo twardymi.
– Witaj królu! – odezwał się Arschalos robiąc ukłon – Czego ode mnie chcesz?
– Witaj Arschalosie – odparł Bael i wstał by następnie przejść za tron i oprzeć się o niego rękami.
Na plecach miał pozostałości oderwanych na własne życzenie śnieżnobiałych skrzydeł.
– Źle się dzieje na Ziemi. Czterech stygmatyków bardzo przeszkadza naszym interesom.
– Stygmatycy zawsze byli problemem – odparł Arschalos.
– Tak, ale czasy się zmieniły. Oni pokazują swoje rany w mediach. Wiesz co to są media? Powstały niedawno. I jeszcze udzielają wywiadów, a także dają się badać.
– Wiem, co to są media. – odparł wezwany diabeł i zastanowił się przez chwilę – to faktycznie poważny problem. Co zamierzasz królu?
– Wyślę cię na Ziemię razem z innym diabłem. Zabijecie tych ludzi.
Arschalos zaskoczony popatrzył na władcę piekła nieco rozszerzonymi oczami i odparł czując, że ten nie powiedział mu jeszcze wszystkiego.
– Przecież nie mamy władzy zabijać ludzi.
– To prawda, ale mogę wyposażyć któregoś z diabłów w ludzką duszę i wtedy będzie to możliwe.
– Chcesz uwolnić duszę skazaną na męki? – zdziwił się Arschalos.
– Nienawidzę ludzi tak samo jak ty, ale to jedyna opcja jaka przyszła mi do głowy.
Przywołany przez Baela nauczyciel pokiwał głową i spytał:
– Czyja to będzie dusza?
– Myślałem o Wladzie Palowniku, Hitlerze albo kimś kto nie był przywódcą, kto zabijał własnymi rękami, na przykład Barnesie albo Kalim. Jednak ostateczny wybór zostawiam tobie.
Arschalos zastanowił się na chwilę i powiedział:
– Barnes będzie dobrym wyborem.
Barnes za życia był mordercą, prawdziwym potworem w ludzkiej skórze, który nigdy nie został złapany. Żył w siódmym wieku przed Chrystusem. Zamordował ponad pół tysiąca osób. Często porywał kobiety i dzieci by więzić je w piwnicach swojego wielkiego bogatego domu, gdzie upatrzone przez niego osoby karmił i utrzymywał przy życiu nawet kilkadziesiąt lat. Największą przyjemność sprawiało mu łamanie kości.
– W takim razie chodźmy po jego duszę.
Bael skierował się do drzwi, a za nim Arschalos. Opuścili salę tronową i udali się korytarzem w lewo. Kilkadziesiąt metrów dalej korytarz rozdzielał się na trzy odnogi. Bael wybrał środkową i po paru chwilach dalszej drogi dotarli do przepaści zabezpieczonej balustradą. Czarną otchłań za nią rozświetlały pochodnie umocowane na nierównych ścianach.
Kawałek dalej znajdowała się platforma pełniąca funkcję windy. Na stołku siedziała tam osobliwie wyglądająca istota, której zadaniem było kręcenie korbą dzięki czemu platforma jechała w górę albo w dół. Jej człekokształtne ciało o czerwonej skórze było chude z wyjątkiem rąk, które obrastały ogromne mięśnie. Mięśnie rąk były tak olbrzymie, że stanowiły może nawet trzydzieści, czterdzieści procent całej masy jej ciała. Nie było to nic dziwnego z uwagi na to, że windziarz pracował kręcąc korbą od początku istnienia piekła.
Bael i Arschalos stanęli na platformie i ten pierwszy wydał rozkaz:
– Dwa piętra w dół.
Obsługujący windę wstał. Obiema rękami chwycił korbę i naparł na nią. Mechanizm głośno zazgrzytał, a platforma zaczęła się opuszczać.
Gdy zjechali, zeszli z platformy i ruszyli dalej. W pewnym momencie korytarz zaczął opadać w dół, pod kątem około trzydziestu stopni, a jego lewą ścianę zastąpiła czeluść. Znajdowała się tu barierka zabezpieczająca. Gdyby się za nią wychylić można by zobaczyć korytarz zakręcający w dół na samym dnie niknący w żółtoczerwonej lawie.
Co kilkanaście metrów mijali drzwi. Byli już dość blisko basenu z lawą kiedy zatrzymali się. Czekał tu na nich trzygłowy i czteroręki diabeł. Ukłonił się Baelowi każdą z głów i powiedział:
– Do usług panie.
– Zabieramy duszę Barnesa!
Diabeł otworzył drzwi i powiedział:
– Zapraszam. Wejdźcie.
Krótki korytarzyk poprowadził ich do pomieszczenia oświetlonego kilkoma dużymi świecami. Znajdował się w nim dziwny przyrząd przypominający fortepian. Działał on podobnie, z tą różnicą, że drgania przez niego wywołane nie miały służyć przyjemności, a wręcz przeciwnie, miały dręczyć uwięzione tu dusze. Kara pozornie wydawało by się lekka, a tak naprawdę, była najgorszym z cierpień jakie zadawano w piekle.
Z pierwszego pomieszczenia widać było drugie, ciemne, w którym niczym świetliki latały dusze potępionych. Uwięziono tu parę setek dusz. Gdyby się zastanowić, przypominało to jakąś irracjonalną dyskotekę, choć tak naprawdę nie miało z nią nic wspólnego.
Czteroręki diabeł zabrał leżący w kącie szklany słój i zszedł schodami w dół, znikając w ciemności. Nie było go jakieś dwie minuty. Gdy wrócił, w słoju miał małą czarną kulkę odbijającą się szaleńczo od ścianek słoja.
– To dusza Barnesa. – powiedział uśmiechając się.
&
Bael do misji wybrał diabła mierzącego ponad dwa metry wzrostu z trojgiem oczu i srebrnymi rogami o imieniu Kassals. Był on świetnym zabójcą. Bardzo się zasłużył w światach, gdzie diabły prowadziły wojnę z innymi bytami.
Do słoika z duszą Barnesa wlano zupę. Kassals musiał teraz ją wypić. Gdy przywarł ustami do słoja i zaczął ją połykać Bael powiedział:
– Będziesz nosił duszę człowieka. Nie ma on nad tobą żadnej władzy, ale to co powie do ciebie, usłyszysz w swojej głowie. Czasem jego rady mogą okazać się pomocne. Z celem wyprawy zapozna cię Arschalos.
Kassals wypił zupę i głośno beknął. Potem w trójkę wyjechali windą z piekła. Na zewnątrz podłoże było kamieniste, a co kilkanaście metrów znajdowały się niewielkie jeziorka z ciemnożółtą bulgoczącą mazią. Dobrze było się trzymać od nich z daleka, gdyż w ich pobliżu latały chmary boleśnie kąsających paskudnych insektów.
Na ciemnoszarym, nieco zamglonym niebie, latały smoki o kilkunastu głowach, a także znajdowało się to co ich teraz interesowało; wiry – portale do różnych światów.
Bael pożegnał Arschalosa i Kassalsa życząc im powodzenia. Potem obydwaj wznieśli się w górę, w kierunku niebieskozielonego wiru.
W czasie podróży Arschalos opowiedział kompanowi co mają zrobić. Gdy skończył, ten odparł podekscytowany:
– Ależ cudownie będzie zabić człowieka.
&
Portal wyrzucił ich w takiej odległości od Ziemi, że widzieli ją całą. Należało teraz odszukać stygmatyków.
Diabły założyły na głowę legendarny starożytny artefakt, przeklęte okulary i wtedy zadanie okazało się bardzo łatwe. Nad świętymi osobami znajdowały się bardzo jasne łuny, które w formie kolumn wnosiły się do góry sięgając w bezkresny w kosmos. Dodatkowo łuny ludzi posiadających stygmaty były nie tylko bardzo jasne ale też pulsowały.
Widząc dwie poszukiwane kolumny, skierowali się w stronę jednej z nich.
Arschalos i Kassals nie byli widoczni dla ludzi, poza nielicznymi wyjątkami. Ci którzy mogli ich zobaczyć musieli być w stanie łaski uświęcającej i być naprawdę wierzącymi, dobrymi ludźmi. Najczęściej byli to kapłani i zakonnicy, rzadko zwykli szarzy ludzie.
Pierwszy stygmatyk, który miał umrzeć, mieszkał w zakonie benedyktynów. Był dzień, więc diabły usiadły na ławce na rynku miasteczka i zajęły się obserwacją spacerowiczów, a także rozmową. Dla Kassalsa przyglądanie się ludziom okazało się bardzo fascynujące, nigdy bowiem nie był na Ziemi. Nie chodził tu nikt z jasną łuną, dlatego nie obawiali się, że zostaną zdemaskowani.
– Chodźmy już – powiedział Arschalos gdy się ściemniło.
Wstali i ruszyli prawie pustymi już uliczkami w stronę kompleksu budynków zakonu. Przeszli przez ściany otaczające zakon. Zrobili to niczym David Copperfield przez Chiński Mur z tym, że on wykonał sztuczkę, a oni zrobili to naprawdę.
Skierowali się w kierunku pulsującej łuny. Okazało się, że poszukiwany stygmatyk zajmuje pojedynczą celę. Smacznie spał na łóżku obrócony twarzą do ściany.
– W jaki sposób mam go zabić? – zapytał Kassals.
Wtedy odezwał się Barnes w jego głowie.
– Jeśli jesteś dość silny, proponuję skręcić mu kark. Chwyć głowę i przekręć o sto osiemdziesiąt stopni. Często tak zabijałem.
– Dobrze – odparł diabeł.
Następnie zabił w zaproponowany sposób. Święty umarł nawet się nie budząc a jego łuna momentalnie znikła.
Chwilę później, gdy mknęli kilkaset metrów nad ziemią Arschalos powiedział:
– Poszło nam idealnie, oby tak dalej. Ale nie przestawajmy być ostrożni. Nie mam pojęcia co mogą nam zrobić ludzie, a z pewnością mają i na nas swoje sposoby.
Podróż do następnego człowieka posiadającego stygmaty zajęła im kilkanaście godzin, a gdy dotarli do celu, ponownie była noc.
Tym razem do morderstwa, także w zakonie, użyli zwykłego noża. Ofiara zbudziła się, ale umarła szybko. Diabły nie wiedziały, że zostały zauważone przez jednego z zakonników.
&
Zakonnik Krystian pomyślał, że ma widzenie. Jednak nie znał jego sensu. Zastanawiał się nad tym w nocy, aż zasnął. Kiedy rano dowiedział się o śmierci przyjaciela z zakonu miał pewność kto go zamordował. Prędko pobiegł porozmawiać z przeorem.
– Damiana zabiły diabły. Widziałem je wczoraj jak po zmroku wyszedłem pomodlić się w ogrodzie.
– To już drugie morderstwo. – stwierdził przerażony i spanikowany kapłan – Trzeba zorganizować naradę, a ty musisz się też na niej stawić. Opiszesz wygląd tych diabłów.
Można było się domyślić, że kolejnymi ofiarami będą pozostali stygmatycy. Dlatego najważniejsi w hierarchii kościoła, którzy byli najbardziej w pobliżu miejsca pobytu świętego człowieka, wsiedli do samochodów i ruszyli tam. Było to w Polsce w okolicach Krakowa. Natomiast przeor i zakonnik, który widział diabły dotarli naprędce wynajętym prywatnym samolotem.
Siedemnastu duchownych usiadło przy stole w pomieszczeniu pod plebanią, gdzie spotykały się dzieci z oazy.
Biskup Maciej rozpoczął zebranie mówiąc w języku łacińskim, tak by wszyscy zrozumieli:
– Podobno jeden z obecnych tu widział dwa diabły. Bardzo ważne jest by opisać ich wygląd.
Zakonnik Krystian wstał i opowiedział wszystko po kolei, jak wyszedł na spacer by pomodlić się w otoczeniu roślin w ogrodzie.
Gdy skończył duchowni byli zgodni, że jeden jest kusicielem, a drugi o srebrnych rogach i trojgu oczu jest całkiem nieznany i nikt nigdy o nim nie słyszał.
– Wygląda na to, że mordercy nie wiedzą iż zostali zauważeni. – znowu mówił biskup – najpewniej przybędą tu w nocy. Do walki można użyć świętych artefaktów znajdujących się w Watykanie. Broń biała ani palna nic tu nie wskórają. Jest jednak jeszcze jeden sposób.
Biskup przerwał i zaczął chodzić po pomieszczeniu. Po chwili znowu podjął:
– Raz na pięćset lat, gdy piekło przypuszcza swój zdradziecki plugawy atak na ludzi, możliwe jest wezwanie Archanioła Ziguara, wojownika, który poradzi sobie z takim problemem jak ten teraz. Pytanie, czy możemy uporać się z diabłami sami, bo gdy wykorzystamy Ziguara do pomocy, nie będzie dostępny przez kolejne pięćset lat.
– Ja uważam, że trzeba przywołać Archanioła. – powiedział proboszcz parafii, która opiekowała się stygmatykiem.
Rozpoczęła się dyskusja, którą przerwał biskup:
– Zrobimy głosowanie.
Okazało się, że było jedenaście głosów „za” i sześć „przeciw”.
– A więc zrobimy to. Przywołamy Archanioła Ziguara! Marku i Bartku pomożecie mi przygotować obrzęd, reszta niech przyjdzie za pół godziny do kościelnej kaplicy.
&
Biskup wykonał telefon do Watykanu i przedstawił sprawę papieżowi. Manuskrypt, jak przywołać Archanioła, znajdował się w Watykanie ukryty w sejfie razem z innymi najważniejszymi dokumentami, o których mało kto wiedział, że w ogóle istnieją. Nie było czasu do stracenia. Jedynym sposobem by zdążyć przed zabójcami było przefaksowanie pisma.
Następnie kapłani przygotowali wszystko. Teraz należało odprawić Mszę Świętą z pewnymi dodatkowymi akcentami. Należało wyrecytować dość długie modlitwy, odprawić drogę krzyżową, zaśpiewać kilka pieśni i tym podobne rzeczy.
Trwało to ponad dwie godziny. Pod koniec biskup wypowiedział ostateczną formułę, następnie wszyscy padli na kolana modląc się i wyczekując na pojawienie się Ziguara.
Początkowo nic się nie działo. Ale już po chwili w kościele zapadła całkowita ciemność. Duchowni usłyszeli huk jakby grały dziesiątki rogów. Nad nimi ciemność rozdzieliła się na dwoje i ujrzeli w jasności piękną zielono-srebrną łąkę, na której rosły wielkie różnokolorowe kwiaty. Na tej łące biegały radośnie dusze w postaci nagich kilkuletnich dzieci. Z chmur nad nimi wyłonił się lecący na skrzydłach rudowłosy mężczyzna ubrany w zbroję o kolorze śniegu i złota.
Skrzydlaty mężczyzna wylądował w kościele przed modlącymi się i niebo znowu się zwarło. Mimo wszechobecnej ciemności, Archanioła było wyraźnie widać. Był olbrzymi, miał około trzech metrów wzrostu.
– W jakim celu wezwaliście mnie? – zapytał głosem, w którym była niezwykła charyzma i siła.
Oszołomiony biskup zdołał się skupić i opowiedzieć o morderstwach, i o dwójce diabłów, które zostały zauważone.
– Rozumiem – powiedział Ziguar, gdy ten skończył. – Nie obawiajcie się, załatwię tę sprawę. Lecz uważajcie, diabły nie mogą o mnie wiedzieć, w innym razie się tu nie zjawią. Nie możecie się zdradzić!
Po tych słowach postać zniknęła i wszystko wróciło do normalności.
&
Stygmatyk, jak gdyby nigdy nic, położył się o dwudziestej drugiej do łóżka. Nie mógł zasnąć, co nie było niczym dziwnym w tej sytuacji. W jego pokoju biskup zamontował kamerkę i wszyscy, którzy byli wtajemniczeni w intrygę, skupili się przy ekranie w innym pomieszczeniu i podekscytowani czekali.
&
– Jak tym razem mam go zabić? – zapytał Kassals Arschalosa.
– Uduś go gołymi rękami – w głowie diabła o srebrnych rogach odezwał się głos Barnesa – robiłem to wiele razy, spróbuj. Bardzo przyjemne odczucie.
Diabły przeszły przez ściany i znalazły się w pokoju gdzie leżał stygmatyk. Ten wyczuł ich obecność i otworzył oczy. Spojrzenie mordercy z piekła i człowieka spotkały się. I wtedy pojawił się Archanioł. W dłoniach dzierżył dwa sztylety. Momentalnie wbił je w szyje diabłów.
Stało się wtedy coś niesamowitego; diabły zaczęły się przemieniać. Ich ręce i nogi skurczyły się. Ciało przyjęło ludzki kolor, rogi zniknęły. Po kilkunastu sekundach zamiast diabłów w pokoju stały dwa karły. W tym samym momencie Archanioł pojawił się biskupowi i powiedział:
– Diabły są teraz ludźmi, lecz umrą za kilka godzin. Mogą okazać się skarbnicą wiedzy o piekle. Wystarczy polać je święconą wodą, a zaczną śpiewać jak ptaszki.
&
Gdy o wszystkim dowiedział się Bael zaczął szaleć z wściekłości. W końcu, jak się uspokoił powiedział do siebie:
– Dam sobie spokój z tą Ziemią. Jest masa innych światów.
Witaj. :)
Spodobał mi się pomysł na fabułę oraz oryginalne nazwy własne i imiona bohaterów. :) Zdecydowanie sporo tu diabelskości. :)
Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w konkursie. :)
Pecunia non olet
Moja kochana bruce !!
Dziękuję za poświęcony czas!!! Ogromnie się cieszę z takiej oceny.
Pozdrawiam.
Z mamą teraz siadam do nauki angielskiego :)
Jestem niepełnosprawny...
Powodzenia, Dawidzie. Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Cześć Dawidzie!
Przecinków nie zaznaczam, jest ich dość sporo.
Literówki:
Jeśli jesteś dość silny, proponuje skręcić mu kark.
proponuję
załatwię tą sprawę.
załatwię tę sprawę.
Wystarczy polać je święcona wodą, a zaczną śpiewać jak ptaszki.
Słodkie…
Biskup Maciej rozpoczął zebranie mówiąc w języku łacińskim, tak by wszyscy zrozumieli:
Nawet nie wiesz, jaką radość sprawiłeś mi tym zdaniem! Mówić po łacinie, aby wszyscy zrozumieli! Cóż za piękna wizja!
Piekło powzięło dosyć skomplikowany plan morderstw stygmatyków i wyszło na tym, jak Zabłocki na mydle. Naprawdę czytelnik może być usatysfakcjonowany :)
Opisujesz piekło, zręcznie wplatając przeróżne detale, np. stworzenia, które tam żyją, wygląd diabłów, rodzaj kary etc. Spodobał mi się taki sposób narracji. Rozwiązanie w postaci Archanioła, również mi się spodobało.
Dla mnie – udane opowiadanie!
Pozdrawiam!
Witam chalbarczyk !!!
Bardzo, bardzo, bardzo się cieszę!!! Dzięki!!! Wiesz, ja tym żyję. Niemal cały czas coś piszę i taka ocena, co tu dużo mówić bardzo wiele dla mnie znaczy.
Pozdrawiam!!!
Jestem niepełnosprawny...
Ciekawe pomysły. Widać, że to Twój tekst – katolicyzm odgrywa ważną rolę.
Napisane nieźle, tylko wielu przecinków brakuje.
Babska logika rządzi!
Hej Finkla !!!
Wiesz trochę się bałem czy nie zbluźnię :) Jeśli chodzi o ortografię i interpunkcję to zastanawiam się czy nie pisać np. po niemiecku. Albo pismo obrazkowe, ewentualnie hieroglify. :D
Jestem niepełnosprawny...
Te pisma też muszą mieć swoje pułapki. Podobno hieroglify egipskie przypominały rebusy albo szarady.
Babska logika rządzi!
Cześć,
Ciekawy i (pomimo dwóch trupów) całkiem zabawny pomysł. Taka w sumie gangsterska historia w piekielnym anturażu:)
Zadanie jest konkretne: zabić stygmatyków, więc wysłanie “cyngla” jest jak najbardziej uzasadnione. Zastanawia mnie jednak postać Arschalosa. Do czego miałby się przydać specjalista – kusiciel, a do tego pedagog? Nie wiem, nie dałeś mu szansy wykazać się talentem :)
Cześć czeke !!
Dzięki za przeczytanie, za poświęcenie swojego czasu. Cieszy mnie, że miałem dobry pomysł.
Zastanawia mnie jednak postać Arschalosa. Do czego miałby się przydać specjalista – kusiciel, a do tego pedagog? Nie wiem, nie dałeś mu szansy wykazać się talentem :)
Z tego co pamiętam chodziło, że jest nad wyraz inteligentny, jak to przeważnie nauczyciele (choć bardziej akademiccy). Jakoś tak to wyszło, od czegoś trzeba było zacząć a potem już nie wydawało mi się potrzebne to zmienić.
Pozdrawiam!!!
Jestem niepełnosprawny...
Cześć, dawidiq150,
Ciekawe opowiadanie – jest i trochę śmiesznie, i trochę strasznie.
Spodobał mi się Twój opis piekła – widać, że dobrze je sobie wyobraziłeś, bo zawarłeś sporo szczegółów dotyczących jego wyglądu.
Z tym zdaniem na końcu: „Dam sobie spokój z tą Ziemią. Jest masa innych światów” – masz rację, niech diabły znajdą sobie inną planetę!
Pozdrawiam i powodzenia
rr
Hej Robert Raks !!
Dzięki, że przeczytałeś. Fajnie, że się spodobało.
Pozdrawiam!!!
PS.
Spodobał mi się Twój opis piekła – widać, że dobrze je sobie wyobraziłeś, bo zawarłeś sporo szczegółów dotyczących jego wyglądu.
No opisy muszą być :)
Jestem niepełnosprawny...