Profil użytkownika

Niepoprawny, neoromantyczny got zrodzony ze złotych, kujawskich pól i wysłany z misją przez pradawne siły. Obecnie szary student. 


komentarze: 90, w dziale opowiadań: 90, opowiadania: 36

Ostatnie sto komentarzy

ula5000

 

To jest ten typ komentarza, który ma się ochotę powiesić na lodówce lub na lustrze, żeby motywował do dalszej pracy.

Szalenie mi miło! Na lodówce wisieć nie musi, ale niech motywuje:D 

 

Osobiście strasznie lubię Shirley Jackson i (między innymi!) sposób, w który kreuje atmosferę wszechobecnego, subtelnego niepokoju, zwłaszcza w swoich krótszych formach.

“Strasznie”, dobre słowo;) Oglądałem kiedyś, chyba w pierwszej liceum, jedynie netflixowski serial oparty na powieści “Nawiedzony dom na wzgórzu”, i pamiętam, że całkiem mi się spodobał, choć wątpliwości wzbudziły wtedy u mnie pewne kwestie logiczne. Co tego wszechobecnego niepokoju, to chyba jednak twórcom udało się go oddać bezbłędnie.

Chętnie przeczytam zatem i owy książkowy oryginał, skoro tak zachwalasz.

Pozdrawiam!

Kwestia wizji.

Moje uszanowanie, tajemniczy Anonimie!

 

Porównania (zwłaszcza w pierwszych trzech strofach), choć niewątpliwie bardzo oryginalne, są już dla mnie nazbyt przekombinowane. Nie ma nic złego w łbach hydry i innych ceregielach, ale trochę opornie mi się ten początek czytało. Całkiem dobre pomysły się tam jednak przebijają, tego nie kwestionuję. Na uwagę zasługują również pewne znakomite wersy, takie jak choćby;

 

Wraz z łapą złego Orka, świadomy się staje

Że ta porażka, twe życie światu oddaje

I gdybym w garze znalazł twe szczątki

To wśród nich też widać

Miłości początki

 

Daję cztery gwiazdki, choć z domyślnym, bardzo dużym plusem. Pięciu z czystym sercem nie mogę dać, gdyż preferuję wiersze melodyjne, w pełni uporządkowane, a tutaj tych przymiotów nie odnalazłem (Choć oczywiście rozumiem, iż każdy ma swój zamysł, swoją, prawda, kwestię wizji).

Wiersz arcyoryginalny, na pewno na długo zostanie mi w pamięci.

Pozdrawiam serdecznie! 

 

 

Kwestia wizji.

Moje uszanowanie,

Jestem zdania, że dobrą literaturę grozy charakteryzuje wchodzenie elementów owej grozy w jak największą ilość warstw, również tych nieoczywistych. Strach winien czaić się i w piwnicy, i w dziwnym zachowaniu guwernantki, i w dzienniku zmarłego dziadka, jak i również pod powierzchnią zamkniętych powiek. Toteż zawsze uważałem M.R. Jamesa za króla tego gatunku, znosząc cierpliwie w środowiskach wszechobecny kult i peany na cześć Lovecrafta, którego lubiłem już raczej tylko połowicznie. Twój szort przypomina mi prozę tego pierwszego pod względem fabularnym, zaś narracje poprowadziłaś bardzo pododobnie, jak Lovecraft w krótkim opowiadaniu “Wyrzutek”, które ongiś zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Skojarzenia te bardzo dobrze o Twoim tekście świadczą, gdyż James był, według mnie, geniuszem jeśli chodzi o pomysły i budowanie napięcia, zaś miłośnikowi macek i polipów z Nowej Anglii szła lepiej sama akcja i wypowiedzi bohaterów, również te skierowane do nas, czytelników.

“Powidok”, mimo, że krótki, zrobił na mnie duże wrażenie. Oczywiście, powiem, jak to mam w zwyczaju “dobre, dobre, ale za mało, trzeba rozwinąć!”, to jednak zrobię to dzisiaj bez przekonania. Bo, czy rzeczywiście trzeba tu czegoś więcej? A może wszystko, co trzeba, tutaj jest? Pozostawiam te kwestie innym. Ode mnie leci sześć gwiazdek. 

Kwestia wizji.

Storm

 

Miał być pojedynczy strzał, a już druga osoba chce sequel :D

Vox populi, vox Dei! 

 

Kwestia wizji.

Samuel Zey

 

to jest właśnie dylemat przy pisaniu krótkich form w fantastyce: mało słów, a trzeba i opowiedzieć historię, i przedstawić świat.

Prawda,prawda, dlatego chętnie zobaczyłbym tych bohaterów w czymś dłuższym.

 

Znajomość tego, czym jest przydział specjalny, nie jest konieczna dla fabuły, dlatego nie chciałem tego doprecyzowywać.

Jest to jakiś argument, fakt. 

 

Szczerze mówiąc, pisząc tekst, miałem w głowie tajne służby – coś, czym takie społeczeństwo, skupione na agresji i bezwzględnej walce, mogłoby pogardzać, jednocześnie niechętnie uznając ich użyteczność.

Jakiej natury tajne służby? Jeśli takiej zwykłej, to w takim ustroju bezpieka powinna cieszyć się respektem, prawda?

 

W gruncie rzeczy przydział specjalny może symbolizować wszystko, co społeczeństwo traktuje jako hańbiące albo czym pogardza. Niemało mamy takich przykładów także w naszym świecie.

Ma to jak najbardziej sens. Dlatego właśnie wyobraziłem sobie te formacje jako służbę cywilną lub jakiejś wojska logistyczne.

 

 

 

 

 

Kwestia wizji.

Finkla

 

Chętnie nabyłbym artefakt, ale do przykrycia jesiennym wieczorem to już musiałbym się przemóc:D 

Kwestia wizji.

Do stołu podszedł jakiś kolo, włożył kaszankę w usta… Poczuł smak. [Włączyłem analizę danych] Porzygu w kiblu starego stojącego na rękach, szczającego na niedogaszonego peta w porzuconej masarni, w której koty miały budy, a pierniki kopulowały z wiatrakami, różdżką w dupie wierciła tango w stylu break dance na ojomie, zawinięte w gazetę, popite wódką zmrożoną ze ścieków [prompty sunęły jak klucze zdechłych ryb do zdechłych krajów].

Przyjemne, obrazowe, szokujące. Łzy pociekły mi nogawką od lektury.

 

został wyprowadzony przez ochronę, lecz nie zdążył dojść do ładu. Zesrał się w windzie. 

 

 

 

Kwestia wizji.

Zarandir 

 

Jakby powiedział mój znajomy ze wschodnich Mazur: Podoba się dla mnie!

 

To chyba najkrótsza rzecz, jaką na Nowej Fantastyce przeczytałem, a jednak jest jednocześnie bardzo wymowna. Do tego jakoś tak hipnotyzuje. I pomimo tej największej z możliwych zwięzłości, można śmiało się bawić w interpretację:)

 

Pozdrawiam Cię serdecznie:) 

 

Finkla

 

mój umysł w pierwszej chwili odruchowo poszedł w całkiem inną stronę ze swoimi interpretacjami: w kierunku jakiegoś postapokaliptycznego demiurga, który potrzebuje resztek ludzkości do naprawy sprzętów… 

Przysięgam, że taka również była moja pierwsza myśl. Bóg/heros jako WIELKI KRAWIEC szyjący z marzeń swych ginących wyznawców nową, promienną rzeczywistość. Coś pięknego… 

 

 

Kwestia wizji.

Ambush

 

Trzeba by opisać świątynię.

PEŁNA ZGODA. Na opisywaniu świątyń zjadłem zęby i też mnie ubódł tutaj ten lakonizm.

 

Kwestia wizji.

Dobry wieczór Storm,

 

– Zdajesz sobie sprawę, że nikt już nie wierzy w Białego Boga? Większość mieszkańców czci teraz Setha, Uskrzydlonego Pana Nieba i Ziemi. W każdy dzień wolny od pracy pielgrzymujemy do miasta Vidaris i bierzemy udział w świętej ceremonii, a ty codziennie o brzasku biegniesz jak oparzony do starej świątyni i czekasz na wiernych,

Bardzo podoba mi się tutaj ton sołtysa. Moralizatorski, opisowy, a jednak lekko dziecinny. Brzmi jak wypowiedź jakiegoś mędrca, tudzież wędrownego dziada ze Starego Testamentu:D 

Ogólnie wszystko brzmi trochę biblijnie. Podoba mi się, czytam dalej. 

 

– Szczerze mówiąc, nie wiem, jestem rozdarty. To chyba kryzys wiary. Z jednej strony ucieszyłbym się jak nigdy z powrotu Białego Boga, z drugiej nie chciałbym mieć na rękach krwi tych ludzi, choć prawdą jest, iż traktują mnie podle.

Bardzo ciekawy motyw!

 

Na pewno nie pochodził z wioski, a najbliższe miasto Vidaris znajdowało się kilkanaście stajań na północny wschód stąd.

Wydaję mi się, że odmiana byłaby “stai”, jednak może użyłeś jakiejś archaicznej formy, której nie znam.

 

Patrzyły przenikliwie i prężyły się dumnie jak gdyby zadowolone z faktu, iż od wieków ludzkość uznawała ich obecność za zły omen. 

Piękny, gotycki cytacik. 

 

Skończyłem. Historia oryginalna, dobrze napisana, a do tego zawierająca ciekawy problem. Zawiera się w niej bardzo bogate słownictwo i niezłe opisy. Co do dialogów miałbym zastrzeżenie. Łamiesz zasadę decorum – raz słowa postaci brzmią jak rodem z Biblii, raz brzmią zupełnie współcześnie. Mógłbyś pójść w stronę zupełnej podniosłości i odrealniania, w końcu to fantasy. Przyznasz, że takie słowa w ustach dopiero co przebudzonego, pradawnego bóstwa;

– Wyolbrzymiły objawioną prawdę, jak większość dzieł religijnych.

Brzmią nieco oderwanie. 

 

Co do akcji, to ta, choć krótka, zawiera pewne napięcie, które mógłbyś jednak jeszcze bardziej podkręcić. Idealnie zagrałaby jakieś dłuższe przedstawienia oczekiwań Kvarina. Na przykład opisy powolnie budzącego się serca, spektakularnej przemiany starca w Boga i tak dalej. Bo w tym wszystkim jest potencjał, który, oczywiście moim zdaniem, nie do końca wykorzystałeś. Sama opowieść jest wyborna, jednak, niestety, okrutnie zwięzła. Sugerowałbym rozbudowę tekstu, lub kontunację losów Kvarina za Szmaragdową Rzeką. Przeczytałbym je pierwszy:D

 

Pozdrawiam ! 

 

 

 

 

 

Kwestia wizji.

Siema, zabieram się właśnie za czytanie, toteż na bieżąco wypiszę swe uwagi, a potem napiszę parę słów o całokształcie. 

 

Deszcz lał się z nieba jak tłusta zupa, rozmywając granice między ulicą a niebem.

Dobry początek!

 

„Lustro nie tworzy zła. Ono tylko je pokazuje.”.

Jeszcze lepsze. Proste, a jednak jakieś cudownie głębokie:)

 

Wchodząc do mieszkania już wiedzieli dlaczego tak się zachowywał.

Doprecyzowanie “tak się zachowywał” moim zdaniem zbędne, burzy płynność. 

 

Sącząc kubek gorącej kawy na komisariacie przeglądał papiery obu spraw.

Sączyć można kawę w kubku. Z samym kubkiem będzie trudniej. 

 

Widzę, że wiele błędów w dalszej częście wskazała już bruce, toteż przejdę teraz do swojej opinii. A zatem;

 

Wyborny debiut. Historia dobra, zgrabna, z fajnym zwrotem akcji. Masz bogate słownictwo i umiesz posługiwać się językiem. Akcja płynna, mało co zgrzyta, a dialogi wyszły naturalnie. Opisy działają na wyobraźnię, podoba mi się stworzony przez Ciebie turpizm. Same pomysły związane z modus operandi sprawcy zasługują na osobne uznanie. Co do zarzutów, to rzuciło mi się w oczy te kilka błędów różnej natury, jednak nie jest ich aż tak znowu dużo. Co jeszcze… Zdarza Ci się dziwnie dzielić tekst, zbyt często tworzysz akapity, ale to drobnostka. Również zdania mogłyby gdzieniegdzie trochę dłuższe. Często zakrawają wręcz na bezokoliczniki. Chociaż, w sumie jest to szort, i aż tak to nie przeszkadza (może nawet jest to wskazane i nazbyt się czepiam). Na pewno chętnie przeczytałbym jakiś Twój dłuższy tekst w przyszłości.

 

Trzymaj się! 

 

 

 

 

 

 

 

Kwestia wizji.

Po pierwsze, ten komentarz po prostu robi mój dzień (choć ze względu na porę może lepiej powiedzieć: zakończenie dnia). Gdybym kiedykolwiek miała tworzyć listę najbardziej cieszących mnie komentarzy, na pewno bym go dodała

Bardzo się cieszę:D

 

Zastanawiałam się, czy może nie jest zbyt prosta, ale ostatecznie z kilku wersji, które rozważałam, zdała mi się najlepsza.

Często (niestety, bo mam skłonność do rozpisywania się) to co najprostsze, jest najlepsze.

 

Pozdrawiam i również życzę miłego wieczoru! 

 

Kwestia wizji.

Ellsar

 

Spróbuje wprowadzić korekty, wg Twoich uwag – np. to, że stacja New Vegas jest w układzie Vegas(zbieżność nazw i banalny błąd) – czasami oczywiste dla mnie rzecz, są niedostrzegalne. Dlatego tutaj jestem.

 

Oczywiście, traktuj moje uwagi jako wskazówki, nie suche przytyki:)) 

 

Nie ukrywam też, że to pierwsza próba przelania pomysłów jakie mam na papier/ekran – też myśl przewodnia jest, gorzej z wykonaniem.

 

Jeśli tak, to wyszło całkiem super!

 

 

Najtrudniejsze to, żeby zachować odpowiedni stosunek, czyli nie napisać:

”Wziął i wszedł i go zastrzelił”

albo:

”… pojedynczy molekuł natrafiając na tkankę mięsną, swoją energią doprowadził do wrzenia i wyparowania struktury, co doprowadziło do dalszej reakcji rozwarstwienia skonsolidowanych komórek…” 

Czyli jak zachować idealny stosunek opisów akcji do przebiegu jej samej – na tyle, żeby to się przyjemnie i lekko czytało – co jest głównym moim celem. 

 

Pełna zgoda. Mnie też różnie to wychodzi, a często kusi, by przechylić się w jedną, lub drugą stronę.

 

Trzymaj się! 

 

 

 

 

Kwestia wizji.

Bruce

 

Piękny hołd dla pięknego człowieka. A do tego nie w formie pomnika, co bardziej drogowskazu. Gdybyśmy wszyscy mogli tak łatwo odsyłać Zwątpienie z kwitkiem…

 

Pozdrawiam serdecznie! 

 

Kwestia wizji.

Witaj,

O ile preferuję dłuższe, szumniejsze wiersze zakrawające na poematy, to Twój bardzo mi się spodobał. Na nic konkretnie nie wskażę, wszystko jest genialne. No może na szczególnie wyróżnienie zasługuje;

 

serce rośnie

zbyt duże

pęka

To już nadpoezja. 

 

Pozdrawiam serdecznie!

 

Kwestia wizji.

Witaj,

O ile preferuję dłuższe, szumniejsze wiersze zakrawające na poematy, to Twój bardzo mi się spodobał. Na nic konkretnie nie wskażę, wszystko jest genialne. No może na szczególnie wyróżnienie zasługuje;

 

serce rośnie

zbyt duże

pęka

To już nadpoezja. 

 

Pozdrawiam serdecznie!

 

Kwestia wizji.

Duch nie odpowiedział, już był cały w portalu, to znaczy w pralce. Informację uzyskałam od kota:

Smakowity cytat.

 

Poprosiłem ducha mamy, która straciła ósme życie pod kołami pijanego kierowcy forda i jest w kocim raju, gdzie ma wszystko, żeby mi przysłała kocimiętkę. Reaguję na ten aromat nietypowo, uspokaja mnie. Przedłużający się remont, zwłaszcza wiercenie, może nas wykończyć. Trzeba się ratować. Sprawiłabyś sobie takie wyciszające słuchawki.

Sprytny kocur, oby tylko nie wpadł w nałóg;))

 

A jeżeli mnie weźmiesz do swojej firmy, zostanę twoim tajnym agentem. Będziesz wiedzieć, o czym mówią, gdy nie słyszysz.

Boże, gdyby tylko moje tak umiały. Nasyłałbym je wszędzie. 

 

– Bardzo was przepraszam. Pomyliłem się. Dostaliście psią trawkę, a pies Ambroży w sąsiednim bloku – kocimiętkę. Ludzie są dziwni, żeby tak samo nazywać psa i kota. Przyniosłem właściwą paczkę. To mój pierwszy dzień w tej robocie i taka wtopa. Proszę nie składać na mnie doniesienia. Pies mi już obiecał, że się nie poskarży.

Śmiałam się z moim Ambrożym jeszcze długo po ewakuacji pechowego ducha.

 

 

Uwielbiam duchy i uwielbiam koty, toteż uwielbiłem również Twój szorcik.

 

Pozdrawiam serdecznie!

 

Kwestia wizji.

Moje uszanowanie,

Wytrawny, przejrzysty pod względem przekazu tekst. Czytało się dobrze, nic w jednym podejściu nie wyłapałem. Widać, że tekst został przez Ciebie dopracowany. Opisy, dialogi, przeskoki akcji, wszystko to łączy się ze sobą nad wyraz płynnie i bez zgrzytów. Słownictwo jest bogate, a opisy genialnie oddają klimat chwil i emocje bohaterów. Sceny na auli są wręcz plastyczne, przez ekran mego laptopa biło napięcie. Do głównego bohatera nie sposób nie poczuć sympatii, ba, można się nawet do niego przywiązać, jednak na ziemię sprowadza nas mała objętość tekstu.

I tu zaczynają się schody, a właściwie to moje zarzuty. Powiedzmy, że dystopijny świat przedstawiony  opisany jest wystarczająco, by wprowadzić oprawę do Twojej historii, jednak dzieje się to bez fajerwerków. Co prawda sceny takie jak rozmowy w pokoju z Dalinem i ta przy umywalce pozwalają nam z grubsza spojrzeć w psychikę Jorena, to jednak kwestie te również zdają się być czasem jakby wyblakłe. Nic praktycznie nie wiadomo o przeszłości bohaterów i układach rządzących społecznością akademii. Poza naszą dwójką poznajemy (z tego co pamiętam) jedynie trójkę innych uczniów, z czego jeden pojawia się tylko jako pokonany na ringu. Aczkolwiek, z drugiej strony, postać pani pułkownik, choć też skromnie opisana, jawi się nam wystarczająco dobrze, by wprowadzić jakiś orzeźwiający powiew dobroci do tego wszystkiego. Przejdę teraz do mojego największego zarzutu względem fabuły: czym, kurka rurka, jest tytułowy (!) przydział specjalny? Można się, co prawda, domyśleć, że chodzi o jakiś rodzaj służby technicznej/medycznej, jednak nie dajesz nam w tej kwestii nic pewnego. Bo czemuż budzi on aż takie szyderstwa i obawy wśród kadetów?

Opowiadanie napisane jest pod względem rzemieślniczym i fabularnym bardzo, bardzo dobrze. Największą bowiem chyba jego wadą jest mała objętość. Jak wspomniałem na wstępie, czytało mi się miło i szybko. Cóż, być może również dlatego, że liczyłem na bardziej widowiskowy finał. Ten, który dostaliśmy jest, co prawda szczęśliwym, jak na realia tej dystopii, zakończeniem, a do tego jest spójny z poprzednimi zdarzeniami, jednak (wybacz) odczuwam pewien niedosyt. A może po prostu źle działają na mnie smutne historie? 

 

Pozdrawiam serdecznie!

 

Kwestia wizji.

Witaj, zabieram się za czytanie. Najpierw więc wypiszę na bieżąco z tekstu swe uwagi;

 

Układ: GoTo

Stacja Pegazus 34-3444-CX

Czas: +03:00:02 czasu Uniwesalnego

 

Bar Przybytek Światłości

 

Takie informacje warto wyróżnić kursywą. Do tego bar to sprecyzowanie miejsca, powinien zatem znaleźć się w jednej linijce ze Stacją Pegazus. 

 

Ruch w barze był jak zwykle – czyli niespecjalny.

Odpowiedź wskazuje na poprzedzające łącznik “taki, jak zwykle – czyli niespecjalny” 

 

Kilku gości siedziało przy wschodniej ścianie, niedaleko wejścia; kilka nagich panienek i panów

Chyba przez przypadek użyłeś tutaj średnika zamiast przecinka.

 

"Sztywny Miecz" – trunek, który smakował jak whisky zmieszane z Borygo i sokiem pomidorowym.

Potrzebuję przepisu:D

 

a nieliczni klienci tutaj będący,

Doprecyzowanie “tutaj będący” trochę mi zgrzyta. 

 

Cierpliwie czekał. Zresztą nie pierwszy raz. Bill jednak znacząco się spóźniał.

Lepiej brzmiałoby tutaj “Bill jednak spóźniał się już znacząco/dość solidnie”. W końcu nie o sam fakt czekania tutaj chodzi (Nick jest przyzwyczajony), a o jego skalę. 

 

to właśnie on powinien paść pierwszą ofiarą.

Poprawnie byłoby: “to właśnie on powinien pierwszy paść ofiarą”

 

Coś było nie tak – zakłócenia zdawały się niepokojące, jakby coś lub ktoś czaił się w pobliżu.

Coś się powtarza, i to dosłownie:))

 

Z sufitu zwisały lampy, rzucające czerwonawe, sztuczne światło.

Lampy innego nie rzucają.

 

– Witam, panie Freeman – powiedział mężczyzna. Freeman czuł, jakby tysiące igieł wbijało się w jego czaszkę.

Powtórzenie. “Drugiego” Freemana zamieniłbym na przesłuchiwanego lub więźnia. 

 

Zawsze o kilka kroków przed celem. Czasem kilkanaście.

Piękny cytat, zacznę używać:D

 

– Sprawdziliśmy, co pan wie, i rzeczywiście – mój błąd – Osborn niezdarnie rozłożył ręce. – Ale cóż, takie życie – uśmiechnął się. – Mam dla pana propozycję.

Coś się pogmatwało, albo tylko mam takie wrażenie. 

 

Sztuczne alu-szkło przytłaczało pomieszczenie chłodnym, niebieskim blaskiem.

Naturalne szkło niby występuje, ale to “sztuczne” jakoś mi zgrzyta. Może lepiej wpasowałoby się tutaj “nierealne”, “eteryczne” lub coś w tym rodzaju. Również to przytłaczanie blaskien wydaje się dziwne w wykonaniu szkła. Doradzam zmienić na “rzucało na pomieszczenie chłodny, niebieski poblask”

 

a gdy Freeman zamroczony stracił koncentrację choćby na ułamek sekundy, kopnął go z całej siły w pachwinę.

To “choćby” wyszło dziwnie, jakby przypuszczająco. Sugerowałbym zmienić całość na “wystarczyła trwająca ułamek sekundy utrata koncentracji, by Bill z całej siły kopnął go w pachwinę”.

 

Ten osłonił się aluminowymi drzwiami, którymi się zasłonił,

Hm… 

 

Teraz powoli, lecz skutecznie, łączyły się z molekułami wody w ciele Simonsa – eksplodując w wyniku reakcji energetycznej. W jednej chwili łydka Billa zamieniła się w chmurę osmalonych strzępów – skafander, skóra, mięśnie – wszystko zostało rozerwane i spopielone w ułamku sekundy.

Bardzo pomysłowa broń. Punkt za to. 

 

jest pan w drodze na stację New Vegas, w układzie New Vegas.

 

Stacja New Vegas – znajdowała się w sąsiednim układzie Go To.

 To w końcu gdzie?

 

Dobrze, skończyłem. Czytało się miło, ale zacznę od minusów, których jednak nie jest dużo. Po pierwsze, mniej więcej od połowy tekstu zaczyna się natłok, wręcz inwazja nowych akapitów, które nierzadko mają jedynie po dwa, trzy zdania. Być może to błąd wklejania, zwłaszcza, iż na początku było z tym normalnie. Druga sprawa to dialogi. O ile same w sobie są całkiem niezłe, to tam również panuje bałagan. Nierzadko musiałem czytać kwestie po kilka razy, by zrozumieć, co kto ma na myśli. Trochę gubisz się też ze wtrąceniami. Trzecia sprawa to akcja. O ile jest w niej więcej zalet, o których powiem później, to nie obyło się bez wad. Na początku z przejrzystością i jasnością zdarzeń szło ci dobrze, to jednak z biegiem tekstu postępuje pewna korozja. W scenach walki musiałem głowić się nieraz, kto, do kogo strzela i, kto, gdzie i kiedy przeskakuje. To akurat żaden wstyd dla Ciebie, takie sceny bowiem narażone są z natury na podobne problemy, jednak polecam te co bardziej dynamiczne momenty przeczytać raz jeszcze i uporządkować. 

 

Czas na zalety. Masz wyobraźnię, przyznaję. Zachwyciły mnie wszelkie neologizmy i wymyślone przez Ciebie wynalazki. Nierzadko aż musiałem przystanąć, by docenić ich pomysłowość. Mam tu na myśli w szczególności bronie którymi nawalali się dwaj łowcy nagród i znacznik skryby. Choć muszę przyznać, że te wszystkie bajery wgrane do mózgów, czyli np. skanery, bazy danych i inne czujniki, którymi operuje umysł Nicka jakoś mnie nie przekonały. Zbyt ultymatywne.

Jeszcze, co do wyobraźni, to bardzo spodobały mi się opisy, które wychodzą Ci szczególnie dobrze. Zwłaszcza momenty w dokach wypadły genialnie. Kolejną mocną stroną jest fabuła, która to, choć na pierwszy rzut oka sztampowa (ot, łowca nagród ma zabić typa i wykraść mu dane) to jednak poprowadzona jest zgrabnie, z sensem i bez większych dziur. Sceny wypadły ładnie, zwłaszcza te w barze i w tunelach, dobrze wtedy operujesz językiem.

Diabeł tkwi jednak w szczegółach, a tu robi się już naprawdę przyjemnie. W samej fabule zachwyciły mnie bowiem zwłaszcza dwie rzeczy. Po pierwsze – nieoczywisty jej rozwój. Mam tu myśli odrzucenie przez głównego bohatera oferty pracy dla Osborn’a oraz zgoła niepompatyczna likwidacja dawnego przyjaciela. Do tego ten cały finał z wymazaniem ostatnich aktów dramatu z mózgu Freemana. Błahe, proste, a jednak dość przerażające, w świetle tego, co zrobił, i tego, czego nie będzie pamiętał. Po drugie – zakończenie. I niby jest to ten sam przypadek, co nieoczywisty rozwój, to jednak uznałem, że ostatnie sceny zasługują na specjalne wyróżnienie w mojej, górnolotnie powiedziawszy, recenzji.

Oto bowiem, po tym wszystkim, co się stało, po całej tej przelanej krwi, w tym krwi osoby, którą główny bohater uważał za brata, mamy zamknięcie rozdziału, czy może raczej przerzucenie kartki. Koniec jednego i początek drugiego. I to bez śmiechu, łez, czy fanfarów. Usunięcie odpowiednich tkanek z kory mózgowej i cyk, nie ma problemu. Nasz Nick rusza śmiało w kontenerze z plebsem w stronę nowej przygody, rozmyślając intensywnie o tym, jak wyda w gwiezdnym kasynie ostatnią zapłatę. Zapłatę za zadanie, którego nawet nie pamięta, i może to i lepiej. Coś pięknego. 

 

Pozdrawiam serdecznie! 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kwestia wizji.

 

AS

 

Przyjemny szort. Wszystko zgrabne, pomysłowe i klarowne w przekazie. Reprezentuje dobrze twoje stanowisko, a o to, poniekąd, w tym całym pisaniu chodzi. 

 

Bolly 

 

DNA to nie klocki.

Jakby się tak dobrze zastanowić, to jest w nim coś z klocków. 

 

Po czwarte – słabe, nic mi nie złamałeś i nadal jestem ateistą.

To nie jest kwestia łamania, to kwestia wizji;) 

 

 

 

 

 

Kwestia wizji.

Moje uszanowanie, najpierw garść uwag, w tym i pochwał i zarzutów;

 

– Jaka piękna muszla – powiedziała Sarta, prawie ją (muszlę) depcząc.

Sprecyzowanie, że chodzi o muszlę, jak najbardziej zbędne. 

 

 

Ty, czytelniku, dowiedziałeś się już, że Sarta prawie nadepnęła muszlę i powinieneś wiedzieć, że muszle występują głównie nad wodą. Resztę pozostawiam twojej wyobraźni.

Ciekawe. 

 

Swoją drogą muszelka Sarty naprawdę była piękna. Symetryczna, delikatna, nie wystawała na boki. Widać było, że ma za sobą niewielu lokatorów. Znaleziona przed chwilą muszla również

Dziko, ale coś tu zgrzyta.

 

oddam ci się cała, jak mi matka przykazała.

Chłopcze! Weź mnie dziś w ramiona, całuj, kochaj, rób, co chcesz.

Dziś jam twoja – przecież wiesz. Dziś jam naga, taką mnie chcesz.

Złap za udo, złap za pierś, ugryź usta, szarp za włosy.

Chcę znów poczuć twoje dłonie, także poczuć usta twe.

Chcę czuć w sobie ciepło twoje, także wilgoć twojej rosy.

Szarp za włosy! Szarp za włosy!

Całkiem niezłe!

 

Widziała piknik, wino, światło księżyca odbijające się od tafli jeziora – i seks. Widziała dużo, dużo seksu i dużo, dużo wina.

Tu już mogłoby być subtelniej, w końcu to fantasy. Słowo “namiętność” byłoby tutaj o niebo lepsze. Chyba, że to łamanie zasady decorum jest tutaj intencjonalne i koreluje z innymi fragmentami, nie wiem, wciąż czytam. 

 

Sarta uwielbiała ten cierpki smak w ustach spływający powoli gardłem do żołądka. Smakowało jej także wino.

 

Śniło się jej, jak mąż czule ją całuje, gryzie jej piersi i ugniata uda, sprawiając, że pot spływa po plecach małymi, brudnymi kroplami.

 

Można? Można. 

 

Opowiadając dzieciom co się stało pominął to, że gdy ich matka się topiła, on – skacowany wczorajszym piknikowym winem – po prostu poszedł się odlać a jej wołanie o pomoc uznał za zachętę do kolejnej porcji miłości.

Stylistycznie jakoś mi tutaj wszystko nie pasuje, wybacz. 

 

Wyglądał źle, czuł się źle, śmierdział źle – i śmierdział naprawdę źle.

Myśłę, że “ – i to naprawdę źle.” lepiej by brzmiało. 

 

Czas: nie dotyczy

Dobre, dobre. 

 

praw dotyczących czwartego wymiaru, jakim jest czas –

Tutaj bym polemizował.

 

Spoglądała przez chwilę na spokojną wodę i zachwycała się wystającymi z niej drzewami wodnymi, a także żółtymi kamieniami, które – unosząc się w wodzie – wystawały tylko w swojej trzeciej części.

Pomysł na krajobraz bardzo dobry, zadziałał mi na wyobraźnię, ale dwie sprawy; lepiej żeby drzewa rosły, a nie wystawały, a kamienie zaś lepiej, by w wodzie leżały, niźli się w niej unosiły. 

 

Musisz wiedzieć, drogi Czytelniku, że gatunek, do którego należał Milkasi, był znacznie starszy i bardziej rozwinięty niż jakiekolwiek stworzenia bytujące na tej planecie. Jeśli wciąż tego nie pojąłeś, być może nie ma sensu, byś czytał dalej.

A skąd mi to wiedzieć? Napisałeś tylko, że to chmura danych i że wsadzają go co chwila do pozawymiarowego pierdelka

 

Wokół jeziora unosiła się inteligentna, świadoma forma życia – będąca dla uproszczenia, w znaczeniu fizycznym, chmurą informacji.

Rozumiem koncept, ale informacja nie zalicza się do energii, ani tym bardziej do materii. Uprościć można to było inaczej. 

 

Suknia skrywała rozkładające się mięso, które, zamiast gnić na dnie mułu, postanowiło wyjść na spacer – nie wiadomo po co.

Cudowny cytat, ale to “nie wiadomo, po co” raczej zbędne. Jak trup wychodzi z jeziora, to jego motywacja jest chyba najmniejszym problemem. 

 

– No już, już – do reaktora.

Czyżby nawiązanie do słynnego “do maszyn” Borowieckiego z Ziemi Obiecanej?;D

 

 

Teraz czas na ogólne zastrzeżenia:

 

Zbyt często robisz nowe akapity, do tego panuje jakaś niekonsekwencja w formie, fragmenty są dziwnie powyodrębniane, często jakby bez powodu. Proponowałbym jakoś zagęścić tekst, usystematyzować, a do tego bardziej przepleść opisy z dialogami. 

 

Właśnie, opisy… Raz są i raz ich nie ma. A szkoda, bo wychodzą Ci nieźle. Zwłaszcza zabolał brak jakichś barwnych wyobrażeń pokoju kontrolnego i floty otrzymującej okólnik z kodem.

 

Co do dialogów – większość mi się podobała, jednak akurat te towarzyszące spotkaniu Sarty z rodziną wyszły, moim zdaniem oczywiście, jakoś drętwo i nienaturalnie. Narrator, mimo, iż dobrze wprowadzany, czasem wyjaśnia nam oczywistości, a czasem mówi ciut za mało. Do tego, jak już wspomniałem, mogłyby być nawet dłuższe i dobrze by to wyszło, gdyby tylko lepiej przeplatałyby się z suchym tekstem. 

 

Jeśli chodzi o informacje dt. czasu i przestrzeni na początku fragmentów, to bardzo je lubię, jednak tutaj jest tego trochę za dużo. Gdy raz wprowadziło się do akcji jakąś lokacje, można do niej później wrócić po prostu wznawiając akcje, nie trzeba znów pisać litanii;D

Mam wrażenie, że akcja jest odrobinę niewyważona. Raz przyspiesza niesamowicie (np. końcówka), jakby autorowi się już nie chciało, a raz toczy się leniwie (początek). To samo z natężeniem informacji. Oczywiście różnice takowe mogą występować, ale tutaj są, jak na mój gust, zbyt wyraźne. 

 

 

 

Teraz czas na pozytywy (wreszcie, a ich też jest całkiem sporo):

 

 Oryginalna i niezwykle ciekawa fabuła. Mam tu na myśli sam koncept na historię, bardzo dobry zwrot akcji (misja z pozyskaniem cząstki) i arcyciekawe pomysły. Na uwagę zasługuje tutaj zwłaszcza postać Milkasi’ego i opisy jego jestestwa, które nie dość, że fascynujące, to jeszcze wspaniale korelujące z osobą Sarty. Dwójka głównych we wszystkim niemalże od siebie inna. ( Milkasi – fantastyczny, kosmiczny byt, chmura z danych. Sarta – klasyczny, jeziorny upiór rodem ze słowiańskich legend o mocno turpistycznym wyglądzie. Milkasi – służbista, przepracowany i zamęczony już nieźle przez system. Sarta – pogrążona w emocjach, przebywająca w świecie wizji i wspomnieniach o utraconym życiu.) Dobrze chociaż, że historie obydwojga maja raczej szczęśliwy finał. 

Bogaty język i pomysły, które zdradzają Twoją bardzo, ale to bardzo bogatą wyobraźnię. Opisy potrafiły przenieść mnie dość dobrze w wyimaginowane przez Ciebie miejsce. Porównania, choć czasem kulejące, również zasługują na duży plus. Wyszło i baśniowo i fantastycznie. 

Ciekawa narracja. Podoba mi się koncept i nawet samo wykonanie sporego udziału narratora w tekście, co ostatnimi czasy odchodzi raczej do lamusa. Ja osobiście ten element lubię i tutaj również wyszło to na plus, choć, jak już wspominałem o tej kwestii, nie obyło się bez potknięć. 

Jeden z ciekawszych tekstów, jakie tutaj przeczytałem. Korelacja bohaterów, historia, wątek naukowy zintegrowany z silnym emocjonalizmem, to wszystko zasługuje na jakiejś rozwinięcie, nawet duże, które chętnie kiedyś pochłonę. Widzę tu pokłady jakiegoś głębszego artyzmu, którego na tym etapie nie mogę jeszcze dokładnie nazwać. Nazwę natomiast i niezmiernie pochwalę potencjał filozoficzny, wręcz duchowy, którzy rodzą stworzeni przez Ciebie bohaterowie i stosunki istniejące między ich losami. Mam nadzieję, że odkopiesz jeszcze kiedyś te wszystkie pokłady i warstwy i przedstawisz je nam dokładniej.

 

Pozdrawiam serdecznie!! 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kwestia wizji.

DyingPoet

 

Jak na pierwszy w życiu wiersz, wyszło Ci świetnie. Dalej pamiętam swój pierwszy w życiu wiersz i bardzo daleko mu do Twojego, hahah.

DZIĘKI WIELKIE:D

 

Poza tym, druga zwrotka rzeczywiście trochę zaburza układ. Dla mnie jest raczej na minus, jako że cała reszta wiersza jest raczej rytmiczna, melodyjna i taka, że możesz poczuć się, jak w transie. A ta druga zwrotka trochę ten efekt niszczy (chyba, że to miałeś na celu).

Masz rację. Zaburza trochę te całe “nawiedzenie”, ale nie dałem rady inaczej. Jestem dość opisowy (ponoć za bardzo) i musiałem oddać trochę cech tych całych ruin. U mnie to chyba nie do przeskoczenia, ha ha.

 

Natomiast podoba mi się ten melancholijny klimat, taki pełen rezygnacji i pogodzenia z losem. Trochę mi się kojarzy z klimatem wiersza "Deszcz jesienny" Staffa.

No właśnie wyszło chyba zbyt gorzko. Zamysł był bardziej z naciskiem na tę melancholię.

 

(nie licząc pierwszego wersu, w którym brakuje mi jednej sylaby),

Cholerka, myślałem, że wszystko policzyłem, jak należy cool

 

Gdybyś nie napisał, nie spodziewałabym się, że to Twoja pierwsza próba z poezją. Wspaniałego dnia!

Jeszcze raz dziękuje bardzo!! Również pozdrawiam serdecznie:))

 

 

 

 

 

 

 

Kwestia wizji.

ZigiN

 

Myślę, że bardzo odpowiadałoby to realiom fabularnym. Odniosłem wrażenie, że to właśnie żubr wszystkim trzęsie:D

Kwestia wizji.

DyingPoet

 

Super, zapraszam do recenzji;) Tylko proszę, nie rób sobie nadziei na coś wybitnego, bo pamiętam, że pomimo tych wszystko zabiegów, wyszło tam wtedy finalnie jakoś drewnianie. 

Kwestia wizji.

Finkla 

 

Ja większość życia znałem tylko tego od Argonautów:D

Ale faktycznie, o argusowym spojrzeniu to już się słyszało.

Kwestia wizji.

Wojownik i jego Żubr

Cudowny tytuł:D

 

Strażnicy miejscy wychylili z blanek

Chyba zjedzone “się”

 

 

Tolep Ojoj nie jeździł na koniu. On dosiadał żubra.

Poezja.

a ostatnio osiedliliśmy się pod górami ze szkła.

Nostalgia chwyciła, kojarzy mi się z tymi klasycznymi baśniami czytanymi za dzieciaka. “o szklanej górze”, czy coś w ten deseń.

 

Klienci, którzy chcieli wyjść, tymczasowo odpuścili ten pomysł.

Myślę, że lepiej byłoby “zarzucili ten pomysł”. Albo “porzucili” , ale pierwsza opcja chyba bardziej pasuje do klimatu opowiadania.

 

Masz bardzo bogate słownictwa i zręcznie operujesz językiem. W dialogach widać wielką kreatywność, a wszędzie aż kipią błyskotliwe pomysły. Dobra, co ja będę słodził. Po postu czekam na więcej.

Pozdrawiam serdecznie !

 

 

 

Kwestia wizji.

DyingPoet

 

(Wybacz brak akapitów, niestety na telefonie tekst się nie formatuje).

Nie ma problemu! To ja dziękuję, że się męczysz, by u mnie skomentować:D 

 

(tylko słowo ammo mi nie pasuje, bo wiersz ma dość poważny ton, choć to też zależy od tego, co chciałeś osiągnąć).

Racja, jest to trochę, jak to się mówi na moich rodzinnych Kujawach Południowych, ni w p*ndę, ni w oko, (przepraszam za słownictwo, ale szalenie kocham ten zwrot) jednak, jak już ten wers napisałem, to nie miałem serca się tego “ammo” pozbyć. Jakoś tak zbyt klimatycznie mi to brzmiało.

 

A z tego, co mi się podoba, to na pewno zakończenie, czyli to podkreślenie słowa "wszyscy". Odniosłam wrażenie, że to zakończenie naprawdę wybrzmiewa. Pozdrawiam!

Dziękuje bardzo! Taki miałem cel, i cieszę się, że się spodobało!

 

Po prostu proponuję, byś popracował nad rytmem tego wiersza, ale to nie znaczy, że musisz to zrobić w taki sposób, jaki opisałam.

Wiem, wiem, z tym wszystkim tutaj ciężko, jednak pisałem jak leci. Wierz lub nie, coś mnie natchnęło.

 

Co do rymów i sylab, to zapraszam Cię, byś zajrzała do mojego wiersza “Ruiny”, gdyż tam pamiętam starałem się to wszystko doszlifować i rysowałem sobie nawet wykresy na kartce co i jak leci:D

 

Dziękuję bardzo za komentarz i przydatne rady,

Pozdrawiam serdecznie! 

 

 

Kwestia wizji.

Finkla 

 

I nic w wierszu do tego nie pasuje.

I dobrze! Mitologia grecka była tutaj tylko luźną inspiracją.

Były dwie postaci o imieniu Argus. Jeden był marynarzem żeglującym na koniec świata, drugi olbrzymem o stu oczach stojącym na zleconej przez bogów warcie.

Mój Argus jest czymś pomiędzy. A raczej powinienem rzec – będzie.

 

Kwestia wizji.

Czyli wszystko przed nami;)

 

A o tych upałach to jaki tytuł? Chętnie zajrzę

Kwestia wizji.

Moje uszanowanie Autorze,

Najpierw wskażę garść moich ulubionych fragmentów;

 

– A czytasz coś? Rozwijasz się?

– No co ty? Wszystko „human made” kosztuje fortunę.

– A może jest tak, że nie możemy używać sztucznej inteligencji, bo boimy się tego, co będzie nam mówić?

– To nie do wiary. – Przedstawiciele obrony zaczęli szeptać między sobą, patrząc na ponad trzysta odwołań w uzasadnieniu wyroku, który od razu został wysłany na maila.

– Znaleźliśmy trzydzieści podobnych zmian. Wszystkie dziwnym trafem zostały wykorzystane w sprawach, w których chciano skazać autorów SI.

– Pomogły im?

– Tak, a do tego dwa razy prowadziły do przepisów, których teoretycznie nie ma.

– I nikt tego nie zauważył?

– Odkąd SI wspierają tworzenie prawa, mamy do czynienia z ogromną ilością przepisów. Nikt nie jest tego w stanie ogarnąć.

Smaczku całej sprawie dodaje to, że bogacze podobno przestrzegają limitów w korzystaniu z tego typu narzędzi, dzięki czemu osiągają lepsze wyniki niż reszta populacji”

Tekst bardzo dobry, choć niepozbawiony wad. Sam pomysł na historię zakrawa na wybitność, i mówię to bez cienia szydery. Warto byłoby go rozwinąć, może nawet w formie powieści (!). Co do spraw językowych, nic specjalnie nie zakłuło w oczy, czytało się dobrze, narracje poprowadziłeś bardzo płynnie. Słowa bohaterów, może czasem trochę nazbyt szorstko wpasowane w towarzyszące im opisy, również zasługują na duży plus. Co do ortografii i interpunkcji, również nic nie wyłapałem w jednym przeczytaniu. Ale możliwe, że jestem po prostu nazbyt nieuważny. 

Jeśli chodzi o formę, to ta szczególnie przypadła mi do gustu. Częste zmiany okoliczności to zabieg, który osobiście również stosuję, jednak nie na aż tak dynamiczną skalę. W twoim wydaniu jednak wypadł świetnie. I nie mówię tutaj tylko o samym podkręceniu dynamiki opowieści, ale o barwnym, przekrojowym ukazaniu świata przedstawionego. Pomimo dość małej objętości tekstu mamy dzięki temu wgląd do ciekawych, choć szczątkowych, niuansów i zakamarków tej całej dystopii. 

Tutaj jednak muszę się przyczepić, gdyż, w moim mniemaniu, największą wadą tekstu jest właśnie jego oszczędność. Historia stworzona przez Ciebie zasługuje bowiem na pewne (najlepiej jak najdonioślejsze) rozszerzenie. I to właśnie rozszerzenie idealnie zagrałoby ze zrecznie używaną przez Ciebie przekrojowością.

 

Liczę na kontynuację i pozdrawiam serdecznie!

 

 

 

Kwestia wizji.

Wyczuwam ukryty przekaz, pewną frustrację, coś na wzór “Lawy” Republiki, ale nie odważę się tego wątku rozwinąć z obawy na śmieszność. Czekam za to na coś o upałach, bo u mnie duchoty:)

Pozdrawiam serdecznie! 

 

PS Swoją drogą zaspany przeczytałem tytuł opacznie jako “po wódzie”, toteż byłem nieco skonsternowany atmosferyczną treścią. Spodziewałem się bowiem jakiejś porannej, bolesnej refleksji, zwłaszcza, że dziś poniedziałek:(((

Kwestia wizji.

Do mnie jak najbardziej przemawia 

Kwestia wizji.

regulatorzy 

 

 

Ufam, że Twoje przyszłe opowiadania będą znacznie ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane. :)

Powodzenia!

Dziękuję! Postaram się spełnić pokładane we mnie nadzieje:D

 

Pozdrawiam serdecznie!

Kwestia wizji.

regulatorzy

 

Przykro mi to pisać, Robercie, ale „Ktoś” mocno mnie zmęczył.

Obiecuję poprawę, proszę nie stawiać na mnie kreski

 

Czy to celowe powtórzenia?

Tak, choć może faktycznie z nimi trochę przesadziłem. Chciałem jakoś oddać przywiązanie głównego bohatera do tamtego świata oraz podkreślić jego już poważną niestabilność.

Zbędne dookreślenie.

Prawda.

 

Stołek, nawet toczony przez korniki, nie zawali się w wióry, albowiem wióry to spiralnie zwinięte pasemka, powstałe jako odpad przy piłowaniu czy heblowaniu.

Oj tam oj tam;)

 

Co do reszty zgadzam się, zaraz błędy popoprawiam i dziękuje za ich wskazanie.

 

Pozdrawiam serdecznie!!

Kwestia wizji.

bruce 

 

Dziękuję bardzo za komentarz!

 

Dość zaskakujący i mocno intrygujący ten sen, nie ma co! :)

Akurat z mojego życia sennego jestem niesamowicie zadowolony:D

 

Tutaj dostrzegłam błędny zapis: Nie wiele, a do tego jest bardzo dużo powtórzeń, być może celowych. 

Z jednej strony zabieg celowy, z drugiej trochę gubiłem się językowo w czasach i stronach. W końcu przedstawiałem sen bohatera, a do tego któryś już z kolei o tym samym miejscu, toteż chciałem, by wyszło tak jakoś płynnie a zarazem nierealnie. No, ale cóż, łatwiej powiedzieć trudniej zrobić.

 

Można wspomnieć o wulgaryzmach.

W jaki sposób? Da się to jakoś oznaczyć? Czy może w nawiasie przy tytule wpisać “18+”? 

 

 

 

 

Kwestia wizji.

Hesket 

 

a np. pożądaniem – oczy.

Wkradł się tam chochlik, gdy coś zmieniałem. Już go usuwam.

 

wychodzę z założenia, że w niektórych przypadkach czasem – mniej, znaczy lepiej. Nie przejmować się klarownością osi zdarzeń. Może: postanowiłem nie przejmować się tym, co się dzieje.

Jak to mawiał George Bush – kwestia wizji.

 

literówka. Nie mam pojęcia, co to jest szpros :-) 

Literówkę też zaraz poprawię. Szpros to taki szkielet okna, który właśnie dzieli je na części.

 

rozumiem, że to pewna forma stylu w narracji: coś podobnego, jak u Lovecrafta, czy Poe, i jeśli to świadomy zabieg literacki, to ok. Przyjmuję.

To zdanie mi cały czas źle brzmiało, i wielokrotnie je przerabiałem. Finalnie wyszło faktycznie średnio, ale cóż. Zostawiłem je, bo chciałem oddać jakoś to, że do wnętrza przebija się ten cały poblask. Zabrakło mi umiejętności i brzmi jak brzmi. 

 

Przyznam, że trochę się męczyłem czytając, ale chciałem się dowiedzieć coś więcej o bohaterze. Ale dowiedziałem się niewiele, niż tylko, że 1. miał sen, 2. wybudził się i była naparzanka, wybuchy, nafaszerowali go tramadolami, stracił rękę i nogę, ale niewiele czuł.

Myślę, że to głównie wynik tego, że oryginalnie miał to być szort, i to taki właśnie bez dokładnych wyjaśnień, imion, lokacji itp. Zawszę dokładnie wszystko opisuję i gubię się w dziesiątkach wątków, toteż chciałem “Ktosiem” zrobić od tej mojej tendencji jakąś odskocznię. No, ale cóż, jak to u mnie, i tak wszystko się rozjeżdża i ze trzech stron robi się osiem.

 

Tak, to był: Predyktor

Cieszę się, że się spodobał! Swoją drogą, był to chyba najkrótszy tekst, jaki w życiu napisałem, gdyż był pisany z myślą o jednej gazecie i miałem sztywne ramy objętościowe. Może to o czymś świadczy i te moje przydługie opisy i przemyślenia słabo wychodzą? Możliwe. Przede mną dużo roboty, jestem świadom.

 

Dziękuję Ci bardzo za komentarz i pozdrawiam serdecznie!!

 

PS  Predyktor doczekał się kontynuacji, niestety dość przydługiej, mianowicie opowiadania “Predyktor i piraci”, ale to też potraktujmy jako taki wypadek przy pracy. Aczkolwiek jeżeli zainteresowała Cię tamta historia, to informuję, że planuję z Predyktora zrobić serię, coś na wzór space opery, z “odcinkami” o objętości 10-15 stron. Może nawet mniejszej, bo widzę, że krótsze formy lepiej się sprzedają:))

 

 

 

 

 

 

Kwestia wizji.

Robert Raks

 

Haha, cieszę się, że mógłbym być ja, i moje wypicny, źródłem inspiracji dla innych:D

Kwestia wizji.

Robert Raks

 

Część druga – ta w bunkrze – jest bardziej czytelna. Wydaję się, że tam zdania są krótsze i mniej rozbudowane. (zgaduję, że to celowy zabieg z Twojej strony, żeby wyraźniej oddzielić sen od jawy?).

 

Może nie aż tak w takim stopniu, ale przyznaję, iż miałem na celu wprowadzenie jakiegoś kontrastu.

 

 

„zwyczajnie zamrugałem oczami” – raczej bez oczami.

Faktycznie, masz rację, ciężko zamrugać czym innym niż oczami.

 

 

Niemniej jednak całość oceniam pozytywnie i samo opowiadanie mnie zaciekawiło, szczególnie fragment ze snu – jest intrygujący.

Dziękuję bardzo;) 

 

Wyłapałem też kilka – jak dla mnie – ciekawych zdań:

„Nie mógł to być Bóg, bo Bóg przecież nie ucieka.” – dobre.

„Chyba trochę jednak się przejąłeś, zegarze. Lubisz, gdy cię słychać.” – nie wiem czemu, ale to też mi się podoba. Fajna gadka do zegara.

Nie żebym się przymilał, ani, broń Boże, wpadał w samozachwyt, ale z właśnie z tych cytatów, które wymieniłeś, jestem zadowolony.

 

Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam serdecznie:))

 

 

 

 

 

 

 

Kwestia wizji.

Gryzok

 

Akurat w Toruniu tylko studiuję, zaś w Bydgoszczy mieszkałem większość życia i uważam, że na sztamę bydgosko – toruńską będzie trzeba jednak jeszcze trochę poczekać. Kujawy i Pomorze to niecodzienne połączenie, zwłaszcza na stopie wojewódzkiej. Niemniej, pozdrawiam krajanina i liczę na rozwój naszej rodzimej, kujawskiej fantastyki;)

Kwestia wizji.

Jak na Twój młody wiek, Autorze, zdania dobrze Ci się lepią i miło się czyta. Słowa są dobrze dobrane, nie ma przesadnej trywialności ani zbędnej egzaltacji, zasada decorum zachowana, mimo, iż głównym bohaterem jest, nomen omen, świnia:) Co do przesłania, to tekst może nie jest banalny, jednak jego wydźwięk zdaje się być bardzo, bardzo ogólny. Może nawet zbyt ogólny? Ale to tylko moje odczucie, poza tym, mam świadomość, że owa “ogólność” jest nieodzownym przekleństwem szortów (a może właśnie ich błogosławieństwem?). Mniejsza. Bez dwóch zdań widzę potencjał i będę śledził Twoje dalsze kroki.

Pozdrawiam serdecznie 

Kwestia wizji.

Trzymam za słowo i nie ma za co! 

Kwestia wizji.

Opowiadanie bardzo, bardzo dobre. Szkoda tylko, że tak krótkie. Historia całkiem oryginalna, do tego zgrabnie napisana i przejrzysta, widać pisarską smykałkę (czymkolwiek ona właściwie jest). Dialogi niezłe, jednak w tym miejscu miałbym uwagę odnośnie kwestii zapisu. Miejscami nie wiem, gdzie ktoś coś mówi, gdzie myśli, a gdzie wchodzą wtrącenia narratora. Jest to jednak sprawa czysto warsztatowa, łatwa do korekty, a do tego nieprzesadnie tutaj uciążliwa. Co do opisów, to te mimo, iż minimalne (niestety), to dają radę zaciekawić i w miarę plastycznie oddać charakter miejsca, chwili czy postaci. To pozwala mi założyć, że poradziłabyś sobie bardzo dobrze przy tworzeniu opisów dłuższych, do czego w przyszłości zachęcam, a wręcz wzywam, gdyż, jeśli potencjał światotwórczy jest, to żal trzymać go w więzach lapidarności wartkiej akcji. Pomiędzy tymi dwoma, chciałoby się rzec – antagonizmami, można bowiem znaleźć złoty środek, a przynajmniej wierzę, że tak się da, gdyż mi osobiście różnie to wychodzi. W tym przypadku jednak, mam wręcz nieodparte wrażenie, że oto naprawdę ciekawa historia i dobre pomysły na świat przedstawiony (w tym na bohaterów) spotykają się z murem zbudowanym z wielu niedopowiedzeń, urwanych wątków, wąteczków i chyba (co najgorsze) pewnej chęci “parcia do przodu”. Co do spraw natury technicznej, to nie ma się chyba zbytnio czego czepiać. W jednym przeczytaniu nie wychwyciłem błędów, no, może jedynie kilka zdań jakoś zazgrzytało. 

 

Poza tym, miałbym parę zapytań natury logicznej tudzież fabularnej;

 

Wirus genetyczny genofag-16: ostatnie wielkie dzieło Malcusa. Zakażenie tym wirusem, zaprojektowanym tak, by infekował wyłącznie Arkan, wywoływało szereg różnorodnych objawów takich jak:

Zaburzenia metaboliczne: pacjenci mieli doświadczać nagłych zmian w metabolizmie, prowadzących do nieprzewidywalnych wahań wagi – zarówno przyrostu, jak i spadku. Ich organizmy mogły wykazywać skrajne reakcje na jedzenie i picie, prowadzące do zaburzeń odżywiania.

Po około pięćdziesięciu godzinach od wystąpienia objawów powinien nastąpić zgon.

Mam świadomość, iż Arkanie mogą mieć odmienną fizjologię od naszej, jednak, czy w przedziale pięćdziesięciu godzin, możliwym byłoby wyraźnie stwierdzić owe zaburzenia odżywiania i różnice w masie ciała?

 

Nagle podszedł do mnie. Nie bałem się. Ani trochę. Położył dłoń na mojej złamanej nodze. Poczułem w niej ciepło, jakby ktoś wlał gorący płyn do moich żył. To było nawet przyjemnie. Patrzył na mnie tymi bursztynowymi oczami. Ból zniknął.

Dziwna sprawa. Wiem, że to przyszłość, a w grę wchodzą zmodyfikowane szczepy ludzkiej rasy, jednak leczenie złamanej nogi dotykiem dłoni jest już jednak zbyt ultymatywne jak na moje gusta (a wiedz, że uwielbiam wątki wszelakich dziwactw, również tych duchowych i parapsychicznych).

Moim zdaniem zwykły gest empatii ze strony Arkana, taki, jak choćby podanie wody, sprawdziłby się tu równie dobrze, a może nawet i lepiej. 

 

rzytuliła Arkana. Jej syntetyczna tkanka wyciągała wirusa z organizmu chorego. Bioroboty miały służyć swoim panom – także lecząc ich w razie potrzeby. Gdy objawy znikły, przeniosła Arkana do kapsuły ratunkowej.

Podobnie jak w przypadku złamanej nogi, taki trochę Deus ex machina. 

 

Podsumowując, tak jak powiedziałem na początku, widzę potencjał i namawiam do dalszego pisania. Również polecam zastanowić się, czy nie chciałabyś rozwinąć może tej konkretnej historii, na przykład w formie dłuższego objętościowo remake’u lub kontynuacji, gdyż wykreowana tutaj opowieść, aż się o to prosi. 

Pozdrawiam serdecznie;)

 

 

 

 

 

 

Kwestia wizji.

Moje uszanowanie!

Tekst bardzo ciekawy, miło, że wraca się jeszcze do tamtego arcyciekawego okresu dzielnicowego rozbicia i prawdziwych (często, jak w tym przypadku, iście makabrycznych) historii z tamtych lat. Akcja toczy się płynnie, żaden błąd nie rzucił się w trakcie czytania w oczy. Bardzo dobre połączenie warstwy historycznej i nadnaturalnej. Zawsze lubiłem takie klimaty. Do tego bardzo podoba mi się brak pompatycznej przemiany Głogowczyka, przebaczenia zjawy, czy też innego równie kliszowego happy endu. Mroczna historia i jej równie mroczny finał pasuje bezsprzecznie do klimatu tamtej epoki. 

Jednak jako historyk-amator z zamiłowania, miałbym dwie uwagi, a zacznę od tej najważniejszej, czyli odnoszącej się do rzeczy, która moim zdaniem dość mocno zaburza postać Henryka Grubego. Otóż w tekście pojawia się wielokrotnie informacja, jakoby Henryk błagał o wypuszczenie z niewoli, co nie jest prawdą. To właśnie jego nieugiętość i opór wobec żądań krewniaka przedłużyły jego męki w niewoli u Głogowczyka. Myślę, że ujęcie tego, bądź, co bądź, historycznego faktu w tekście dobrze “podkręciłoby” agresywny i nieustępliwy charakter widma. 

Drugą, już o wiele mniej ważną kwestią, jest użycie w dialogach bohaterów nazwy panującej dynastii – “Piastowie”. Pojawiła się ona bowiem stosunkowo niedawno, już w okolicach wymierania ostatnich, bocznych gałęzi Piastów. W czasach średniowiecza zupełnie jej nie znano. Używano nazw takich jak polscy książeta/panowie albo “panowie przyrodzeni”.

Pewnie się czepiam na wyrost, plus nie każdy się takimi rzeczami interesuje, ale uznałem, że moim hobbystycznym obowiązkiem jest podzielić się tą wiedzą:D

Tekst nie dość, że bardzo dobry, to jeszcze, tak, jak powiedziałem na wstępie, przenoszący nas w czasie, a warto sięgać do historii, bo historia to my.

 

Pozdrawiam serdecznie!

 

PS Cieszy ogromnie wzmianka, iż to Piastowie Kujawscy finalnie zjednoczyli Polskę. Kujawy południowe to moje rodzinne strony, a miejsca takie jak Kowal, Płowce, czy Brześć, które znam z dzieciństwa, są właśnie ściśle związane z Kazimierzem Wielkim i Łokietkiem, a także jego ojcem Kazimierzem Kujawskim, o którym warto poczytać, gdyż oprócz bycia doprawdy sprawnym władcą Kujaw i dowódcą wojskowym, był on też wielkim awanturnikiem, który potrafił zaatakować zbrojnie rodzinę przebywającą na pogrzebie ojca (!) w Płocku z powodu niesnasek testamentowych. Warto jednak mu oddać, iż pomimo porywczego charakteru i drapieżnej polityki, sprzeciwiał się aktywnie idei zbrojnej chrystianizacji ludów pogańskich (co było wtedy dosyć nowoczesnym podejściem)

 

Kwestia wizji.

Finkla

 

Dziękuje za komentarz! Spokojnie, u mnie też kiepsko z wiedzą nt. tworzenia liryki, toteż każdą uwagę biorę do serca.

 

Cóż, raczej żaden z tego manifest. Zabrzmi to głupio, ale pomysł na świat przedstawiony w wierszu wziął się z jednej z moich, nazwijmy to “wizji”. Myślę, że mogę pochwalić się sporą wyobraźnią, albo nawet wręcz zbyt sporą. Ma to swoje minusy, za często bujam w obłokach, trudno mi się skupić.

I teraz już bez żadnych przenośni i symbolizmów;

Czasem, gdy zamknę oczy, pojawiają mi się pod powiekami żywe pejzaże/sceny. Niby dzieje się to w głowie, ale są to bardzo żywe migawki, zupełnie jakbym na te rzeczy patrzył. Sam nie nie wiem, jak to tłumaczyć, gdyż większość tych “zwidów” przedstawia miejsca, w których nigdy w życiu nie byłem i nie pamiętam bym je kiedykolwiek widział (większość z nich to doprawdy dziwne miejsca).

 

A nie lepiej framugi przyrównać do trylitów?

O matko, nawet nie znałem takiego słowa. Dzięki za poszerzenie wiedzy:D Kiedyś na pewno gdzieś “trylitów” użyję.

Kwestia wizji.

SPW 

 

Witam i dziękuje pięknie za komentarz. Z większością Twoich uwag się zgadzam, ale są wyjątki. Oto one;

 

Wygląda to tak, jakbyś chciał komuś (komu ?) zaimponować (rzekomą ?) erudycją.

Nikomu nie chcę niczym imponować. Owe “wyszukane” słowa mają na celu pewne ożywienie tekstu, poprzez wzmocnienie barwności warstwy językowej. Do tego często lepiej oddają one znaczenie pewnych rzeczy, niż ich popularniejsze synonimy. Czy czasem wychodzi dziwnie i przekoloryzowanie? Cóż, zakładam, że tak.

 

"Po jej OGACONEJ twarzy … . ". Co to jest ogacona twarz ? Ogacony to ocieplony (słomą, mchem lub t.p.).

Spotkałem się z “ogaconą twarzą” w paru klasykach literatury. Być może to archaizm.

 

Mamy podszycie lasu, więc w gęstym podszyciU lasu…

Mamy podszyt lasu. Miejscownik l. pojedynczej tego słowa to właśnie “w podszycie”

 

"Poza cichym … skrzypieniem drzewostanu …". Drzewostan to zbiorowisko drzew pokrywające pewien obszar. Nabpewno słyszał dźwięki wydawane przez cały drzewostan ? Po co tu owo zbiorowisko ? Czy nie wystarczyłoby skrzypienie drzewa lub drzew 

Ponieważ właśnie owo zbiorowisko skrzypiało. Nie rozumiem zbytnio tej uwagi To tak, jakbyś wolał, żebym napisał np. “blask domów” zamiast “blask miasta”. No cóż, tutaj to chyba kwestia gustu. 

"Odłamki DRZEWOSTANU przestały …". J.w.

Teraz jednak się zgodzę, faktycznie to zgrzyta. Mogłem właśnie tutaj dać “odłamki drzew”.

 

"Z pomocą Pawełka pchnął ciężki odrzwia … ".  SJP – konstrukcyjne ujęcie otworu drzwiowego. Nie wystarczyłyby drzwi ?

SJP – 3. «duże lub zabytkowe drzwi»

 

Ale ogólnie nieźle. Trzymaj się i nie odpuszczaj.

Chociaż tyle. Dzięki jeszcze raz:)) Odpuścić nie odpuszczę, obiecuję.

 

 

 

 

 

 

Kwestia wizji.

Canulas

 

I właśnie o tę tęsknotę tu chodzi. Owe ruiny same w sobie nie są złe. Nie wiem sam, jak to określić, to pewna kwestia wizji. Wyszło co prawda dosyć mrocznie, ale właśnie o ten ulotny, nienazwany spokój mi chodziło. Cieszę się, że się spodobało. Dzięki wielkie za komentarz:))

Kwestia wizji.

Storm

 

Dziękuje Ci bardzo za komentarz! 

Starałem się jakoś tam liczyć te sylaby i wersy, plus w założeniu miały być trzy strofy krótkie po 5 wersów i dwie dłuższe po osiem. Ta, o której wspomniałeś, faktycznie wyróżnia się długością wersów i trochę to kłuje w oczy. Co do pesymizmu, to fakt, wyszło finalnie raczej dołująco, pomimo mojej wstępnej wizji na bardziej neutralny wydźwięk owych ruin. No ale cóż, powiedzmy, że mój zamysł nieco ewoluował w trakcie. Mam mieszane uczucia co do tych moim wypocin, ale cieszę się, iż nie jest, aż tak tragicznie. 

Jeszcze raz dzięki za ocenę, pozdrawiam serdecznie;))

Kwestia wizji.

No nic, kolej i na mnie;

 

Dzień był obrzydliwie pośledni. Wracałem jakoś o godzinie piętnastej piechotą z wydziału. Jesień nie odpuszczała jeszcze ze swą wilgocią i smrodem, zaś z natury bardziej elegancka od niej zima bała się widać nadejść, chyba z uwagi na zawziętość poprzedniczki. Posyłała jedynie nieśmiałe zapowiedzi swej corocznej wizyty w formie nocnych przymrozków. Intensywny, zimny kapuśniak zdążyć już w pełni przemoczyć mi włosy i górne skraje kurtki, zaś przecieranie zroszonych mikroskopijnymi kropelkami okularów, nawet co minutę, dawało raczej mierny efekt. Zapach mokrej i ofajdanej przez ptactwo papy na blokach i dym spalanych śmieci drażnił moje nozdrza. Całe niebo pokrywała jednolicie kapa szarych chmur. Nie było ani ciemno, ani jasno. Temperatura też była raczej nijaka. Może z jakieś siedem stopni.

 

„Jeszcze tylko dwie minuty”, pocieszałem się w myślach.

 

Skręcałem w lewo przed spożywczakiem, gdy akurat moja lewa kamasza zatopiła się po kostkę w małej, niewidocznej, choć całkiem głębokiej kałuży. Naraz poczułem też wodę na skarpecie. Zakląłem głośno, zaś pijaczki siedzące na metalowym płotku okalającym żywopłot przed sklepem posłały mi ciekawskie spojrzenia. Poprawiłem kołnierz i jeszcze bardziej zdołowany wszedłem wreszcie w alejkę biegnącą wzdłuż mojego bloczyska. I wtedy z daleka ujrzałem tę całą hecę. Ze trzy radiowozy, z pięć furgonetek telewizji i całkiem spory tłum gapiów. W pierwszej chwili przemknęło mi przez głowę, że może to któraś ze staruszek poczęła przeciekać przez sufit przy błogiej niewiedzy wiecznie zabieganej rodziny, jednak skala wydarzenia wskazywała na coś innego. Z zaintrygowaniem pomaszerowałem w stronę mojej klatki, pod którą to niestety właśnie zebrał się owy tłum. Jakiś policjant stał pod daszkiem nad schodach przed drzwiami i odpowiadał na pytania dziennikarzy. Co dokładnie mówił? Nie słyszałem, bo kilkanaście rzędów gapiów blokowało mi skutecznie dostęp do upragnionego ciepła wewnątrz klatki. Zacząłem przepychać się pomiędzy słuchaczami i wtedy właśnie musiała zobaczyć mnie jedna z prezenterek stojących z ekipą za żywopłotem. W pośpiechu przedarła się przez krzaki, za nią podążyli wiernie operatorzy ze sprzętem. Dopadli mnie gdzieś między drugim a trzecim rzędem gapiów.

– Przepraszam, przepraszam! Dzień dobry, pan tu mieszka?

– Zgadza się. Stało się coś?

– Cóż, owszem. Zamieni pan z nami parę słów? Panie…?

– Robercie. Jasne, czemu nie.

– Super. To proszę, przejdziemy tutaj.

Z ciekawości i w obliczu perspektywy nudnego, wczesnego popołudnia poszedłem z nimi kawałek na ubocze.

– Dobrze, możemy zaczynać? – zapytała mnie.

– Tak, proszę.

– Tadziu – zwróciła się do brodatego operatora z kucykiem. – Zaczynamy!

– Panie Robercie, domyślam się, że jest pan studentem.

– Zgadza się.

– Tu u nas, w Toruniu?

„Nie, w Toronto”, odpowiedziałem jej złośliwie w myślach.

– Tak.

– Dobrze, mieszka pan w klatce numer 100?

– Tak, na trzecim piętrze.

– Kojarzy pan może Marcela S.?

– Chodzi o Sobotę?

– Tak. I proszę bez nazwiska od teraz.

– Przepraszam.

– Spokojnie, wytniemy w post produkcji. To znał go pan?

– Cóż, kiedyś chodziłem z nim jakiś czas na zajęcia z doktryn. Do tego mieszkam w lokalu vis-à-vis. A coś się stało? Nie żyje?

– Żyje, ale jest w tym momencie podejrzany o siedem zabójstw.

– Marcel? Jak? To pewnie pomyłka, proszę pani, wszystko się wyjaśni. Siedem zabójstw?

– Owszem. Półtorej godziny temu został aresztowany. W jego mieszkaniu znaleziono ciała nalężące do dwóch ostatnich ofiar.

Zmroziło mnie. Cichy skurwiel trzymał trupy pięć metrów od moich drzwi.

– No cóż, faktycznie nie najlepiej to o nim świadczy. Ale wie pani może coś więcej? Coś było mówione? Jakiś szerszy kontekst?

– Właśnie rozmawiamy z mieszkańcami. Teraz padło na pana. A zatem…

– Co mówili? – przerwałem jej.

– Że notorycznie chodził w ubłoconych butach.

– O Boże, mógł z grzybów wracać. Albo skąd inąd. Pełno błota teraz, to jeszcze nic.

– Albo, że, cytuję, słychać było krzyki po nocach.

– To potwierdzam, parę razy sam słyszałem.

– Nie zapytał pan go o to?

– Był trochę podejrzany pod względem psychicznym, nie chciałem go peszyć pytaniami. Rozumie pani, myślałem, że to on sobie krzyczy.

– No tak, rozumiem. Wątek zdrowia psychicznego tutaj też się pary razy przewijał. Powie pan coś więcej na ten temat?

– No cóż, dziwny był. Wiecznie przygnębiony, powolny taki…

– No dobrze, ale chodził pan z nim na zajęcia, tak? Znał go pan dobrze?

– No, tak z grubsza. Kiedyś, myślę, że się nawet lubiliśmy. Ale potem kontakt przygasł. Cóż, ha… Przestał mnie chyba lubić.

– Ma pan jakiś pomysł dlaczego?

– Cóż, mam. Za często się uśmiechałem.  

– Słucham? 

– No za często się uśmiechałem. Chyba tego nie lubił. Mówiłem, to zgorzkniały typ. W pełni tego słowa znaczeniu.

– To bardzo ciekawe, co pan mówi, gdyż, według niepotwierdzonych informacji, Marcel S. wycinał swoim ofiarom smutny grymas na twarzach.

– Jaki grymas?

– No smutną buzię. Rozcinał zwłokom poliki w dół żyletką.

„Odwrócony Joker, psia mać”, pomyślałem.

– O. Hm… Może miałem być następny? – zaśmiałem się nerwowo, jednak w duchu mnie już dość mocno zmroziło.

– Smutny wampir, rzeźnik z Bielan. Na pewno coś pan słyszał.

– No tak, coś kojarzę… Hm. Cóż, no makabra. Sprawa sprzed dwóch lat, dobrze pamiętam?

– Zgadza się. I chyba właśnie doczekała się finału.

– Miejmy nadzieję. Bo szkoda, jeśli coś powstrzymywałoby ludzi przed uśmiechaniem.

Kwestia wizji.

Arcyciekawy tekst, ale najpierw kilka uwag;

 

Na jej nosie spoczywały delikatne okulary, po ubiorze, że musiała należeć do sekcji informatycznej.

 

Tu chyba zostało zjedzone “jej (ubiorze) wywnioskował”.

 

ale za każdym kolejnym podejściem miał wrażenie,

Lepiej byłoby “z każdym kolejnym”.

 

*

Trzy gwiazdki, najlepiej pogrubione ( * * * ) czytelniej rozgraniczałyby fragmenty tekstu.

 

Do reszty nie mogę się przyczepić, jedynie mogę zasugerować odrobinę dłuższe opisy (myślę, że zwłaszcza te dotyczące wystroju wnętrza statku feralnej misji dobrze podkreśliłyby wyobcowanie bohatera). Fabuła doprawdy wyśmienita, toteż boli nieco fakt małej objętości tekstu. Bo to właśnie opowiedziana przez Ciebie historia sama w sobie jest najmocniejszym punktem tego opowiadania. Oszczędność świata przedstawionego co prawda upłynnia akcję i nie zaburza budowanego napięcia, jednak chętnie zobaczyłbym tutaj “coś więcej”. 

 

Nic ponadto chyba nie wymyślę. Arcyciekawa, nietuzinkowa historia z potencjałem. Może zatem tekst zasługuje na swój remaster, bądź też kontynuację?

 

Pozdrawiam serdecznie:))

 

 

 

 

Kwestia wizji.

– Ale to tylko tak mi się wydaje, nie jestem astronomem. Możesz o to w razie potrzeby popytać gdzieś na forach astronomicznych czy naukowych, pewnie tam będą lepiej zorientowani. O ile to potrzebne. Bo ja to mówię jako ciekawostkę, jak piszesz raczej bajkowo to w sumie ta cała fizyka nie jest aż tak potrzebna :)

Coś tam poszperam na pewno.

 

W sf coś podobnego można pomyśleć z handlem prętami uranowymi, jakieś lewa nadprodukcja u fabryk albo “spisanie na złom” prętów jakie są złomem tylko teoretycznie itd. Się pomyśli to pewnie coś się wymyśli :)

Ciekawa i na moje całkiem logiczna wizja.

 

a Kosmowoj to nie słyszałem wcześniej.

Nic dziwnego, bo jest mojego autorstwa. Choć myślę, że jego zdrobnieniem mógłby być Wojtek ;)

 

Po prawdzie to tylko moja uwaga nt. imion i nazw więc nie musisz się tym tak przejmować, ot rzuciło mi sie to w oczy to powiedziałem i tyle. :)

Uwaga jest jak najbardziej słuszna, toteż szybciej objawie postaci z mieszanymi nazwiskami (które to często pochodzić będą z fabuły powieści), ale na wszystko przyjdzie czas.

 

 

 

 

 

 

 

Kwestia wizji.

Nieznajomy powoli przeżuwał każdą potrawę, z trudem łykając.

Coś mi tu zgrzyta. Może lepsze byłoby “przełykając” albo nieco inny szyk?

 

Nikt inny nie otwarł drzwi.

Tutaj też. Wiem, wiem, “otwarł” to też poprawna forma, ale jakoś tutaj niezbyt mi nie pasuje.

 

A nazajutrz Patrycja znalazła w skrzynce pocztowej paczuszkę, zawierającą milion dolarów

Całkiem sporawa musiała być ta paczuszka;)

 

Przyjemny, zgrabny tekst. Pomimo jego domyślnego finału przemyconego w tytule, na końcu szczerze się zaskoczyłem. Krótki, ale jasny i ponadczasowy w wydźwięku moralitecik. Pamiętajmy, warto pomagać (bez względu na potencjalny milion dolarów)

Pozdrawiam serdecznie 

 

Kwestia wizji.

– Bo to ciekawy koncept, jak najbardziej pasi do klimatów postapo. Właśnie dlatego ja go użyłem w swoich sesjach. W nowoczesnej wojnie zapewne nie przetrwałby taki wehikuł zbyt długo. Ale w postapo mógłby mieć rację bytu. 

To na pewno, symbolizuje to właśnie dobrze jakieś tam przejście od czasów dobrych do czasów złych. Najpierw wozisz czymś emerytów i dzieci do szkoły, a potem to opancerzasz i strzelasz z tego do wroga po szosach opuszczonych autostrad. Realia walki musiałyby być już jednak bardzo mocno zdegenerowane, by takie ustrojstwo miało rację bytu. Do tego płaski, niewyboisty teren byłby mile widziany:D

Kwestia wizji.

Chyba nawet padła ta nazwa tylko, nie skojarzyłem, że chodzi o księżyc na jakim dzieje się akcja i myślałem, że to jakieś inne miejsce. 

Nie padła, jeszcze muszę to sobie ogarnąć w głowie wszystko, gdyż właśnie nie byłem pewien czy ta koncepcja jakoś zagra i chciałem poczekać, ale już po publikavji zdałem sobie sprawę, że może być;)

 

W sumie pewnie sam wpadniesz na to co ci najlepiej pasuje :)

Chyba to mini streszczenie będzie optymalne.

 

Oki, dzięki za wyjaśnienie tych ram uniwersum to pomaga skumać niektóre momenty opowiadania :)

 

Nie ma problemu. Jak Cię zaciekawi jakiś wątek, którego akurat nie rozwinąłem zanadto, to pytaj śmiało. Wiadomo, że przez fakt mojego autorstwa, inaczej pojmuję pewne rzeczy, zaś czytelnikowi może umknąć (całkiem zrozumiale) jakieś połączenie faktów czy kontekst. 

 

– Co do technikaliów to ja też nie jestem fizykiem ani inżynierem. I tylko ogólnie znam zarys zagadnienia na swój amatorski sposób. Myślę, że jak piszesz to sf bardziej fiction niż science to chyba nie jest to aż tak istotne. Statki po prostu mają reaktor co je napędza i jak działa to latają. 

 

– Ciut bardziej detalicznie to zapewne zależy to od prędkości ucieczki. Ogólnie im masywniejszy glob (niekoniecznie większy) tym silniejsze przyciąganie i aby je pokonać potrzebna jest większa prędkość ucieczki. Tu masz tabelkę dla orientacji jak to wygląda w US: https://pl.wikipedia.org/wiki/Pr%C4%99dko%C5%9B%C4%87_ucieczki

 

– Księżyc Urana zapewne miałby mniejszą prędkość ucieczki niż Ziemia np. dla Ariela to 0,56 km/h gdy dla Ziemi to 11,2 km/h. Czyli pod względem samej prędkości ucieczki po takim księżycu powinno się latać wielokrotnie łatwiej (mniejsze wydatkowanie energii) niż na Ziemi.

 

– Jeszcze może być ważna gęstość atmosfery. Np na Wenus jest strasznie gęsta i ma ok 400*C. A rozmiarowo i gęstościowo to bliźniaczka Ziemi. W opowiadaniu wygląda, że ludzie zachowują się jak w ziemskiej atmosferze więc miałaby pewnie podobny skład i gęstość (nie uzywają masek tlenowych ani skafandrów ciśnieniowych). 

 

– Więc raczej powinno się na tym księżycu latać znacznie łatwiej niż na Ziemi i koszt energetyczny powinien być wielokrotnie mniejszy. Oczywiście jeśli próbować się silić na jakiś realizm bo jeśli nie jest to istotne dla fabuły to nie ma się co tym przejmować i pisz jak ci wygodnie :)

 

– Ogólnie do poruszania się w atmosferze można dzięki silnikom jakie wytwarzają odpowiednio silny ciąg – tak jak u nas rakiety. Wtedy zwykle sa właśnie b.szybkie ale niezbyt zwrotne. Albo dzięki sile nośnej jak u nas samoloty. Jeśli statek miał być ogromny jak w opisie to pewnie latałby dzięki silnikom a nie skrzydłom. Gdyby jednak miał zawisać w powietrzu jak śmigłowiec chyba powinien mieć dysze skierowane na dół aby tak się tam zastopować w powietrzu w jednym miejscu. I znów możesz się też za bardzo tym nie przejmować i uznać, że statki latają jak u nas UFO czyli tak jak chcą i aby to pasowało. Ino wypadałoby być konsekwentnym. 

 

– Mimo wszystko wydaje mi się, że to nie zmienia pierwotnego mojego spostrzeżenia czyli, że energetycznie taniej byłoby wylądowac niż zawisać w powietrzu. I tak musieli zastopować statek aby odebrać gości. Równie dobrze mogli wylądować. Zwłaszcza dziwnie to wygląda jeśli jak mówisz piraci muszą oszczędzać energię. Jak mówię, jeśli chcesz aby nie lądowali idzie to prosto zamienić na inny pretekst do pozostania w powietrzu niż potrzeba oszczędzania energii. Ale to moja opinia tylko jeśli ci pasi tak jak jest to szpoko :)

No to masz rację. Domyślna przewaga warstwy fiction w “Predyktorze” jakoś mnie tam ratuje przy mojej raczej niewiedzy w tych sprawach, ale mógłbym jednak czasem te sprawy jakoś logiczniej wyjaśniać.

 

Co do spraw okołourańskich księżycy, to wyobraziłem sobie, że są w pełni sterraformowane, również w kwestii ciążenia (może udało się przez wieki zmienić ich masę, czy coś?)

 

Oczywiście to może być kontrolowane przez państwo tak jak i u nas z paliwem czy spirtusem. 

No coś w ten deseń. I o ile na przykład sam zakup nie byłby zawsze kontrolowany i istniałyby swoiste stacje paliwowe, jak wspomniałeś, to mógłby istnieć jakiś weryfikowany regularnie przez państwo dokument, bądź elektroniczny profil “kupca izotopów”.

 

Ciekawa koncepcja, dzięki za wyjaśnienie. Ale jeśli tam nie mieszkają tylko potomkowie Polaków to może dobrze by było aby w nazwach czy załogach pojawiały się także inne niż typowo polskie zestawy imion i nazwisk. Już sama trójka bohaterów po części zapycha ten slot. Możesz też pomieszać pochodzenie np. polskie i nie-polskie imiona z nazwiskami. I taka załoga piratów to świetna okazja na spotkanie różnych niespokojnych duchów z innych zakątków tego systemu :) Ale to tylko moja sugestia, nic więcej :)

Tu się zgodzę połowicznie. Faktycznie przy piratach mógłbym zrobić, tak jak wspomniałeś, ale co do głównych bohaterów to imiona Kosmowoj i Aurora nie są myślę typowo polskie, mimo iż brzmią “polsko”.

A co do mieszania, to w pełni się zgadzam. W “Predyktorze” słabo to rozwinąłem, ale pojawią się jeszcze takie “mieszane” personalia osób. W samym uniwersum mam sporo takich postaci, jednak to głównie w samej powieści, o której wspomniałem, gdzie akcja toczy się w sercu Unii Technicznej, przy szczytach jej władzy (głównie w stolicy). I pomimo, że większość bohaterów mówi po polsku, to charakter stolicy i pewna “pradawność” sektorów przy samym Jowiszu, powoduje jakąś tam mnogość obcobrzmiących nazwisk. Tam do tego jest względny spokój w porównaniu do nowych nabytków technokratycznego imperium, w których w mojej wizji (tak jak przy omawianym Uranie) różnice etniczne są bardziej zarysowane i głoszone przez miejscową ludność ( bardzo uproszczony podział: polskojęzyczni technicy i kadra wojskowa, rosyjskojęzyczni cywile i żołnierze, angielskojęzyczni kupcy i przedstawiciele zagranicy)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kwestia wizji.

– Aha o to chodzi. No ale akurat SR są z podręcznika do neuro. Część świata przedstawionego w tym opowiadaniu jest wspomniana w podręcznikach. Nazwy i wygląd Sand Runnerów i Huronów. Holyfield z niebieskimi oczami jako szef wszystkich SR. Big Mo jako jeden z tzw. magicznej szóstki Huronów czyli ich HQ. Trzy Pióra jako Indianka i jedna z najlepszych zwiadowców Huronów. Strzelnica jako jeden z punktów na terenie SR i wspomniane o owych meczach Runnerów z innymi gangami lub gośćmi jako zahaczka fabularna pod sesje co jak widać wykorzystałem. 

No tak już się domyślałem, że operujesz na tych realiach i nazwach z RPG’a. Musisz wybaczyć mi moje zagubienie, ale słabo się orientuje w tej nomenklaturze. Chyba to bariera międzypokoleniowa:D

 

W sesji (w poprzedniej kampanii do czego jest nawiązanie w tym opowiadaniu) to był autobus z domontowanymi blachami jako dodatkowym pancerzem i zamontowanymi karabinami maszynowymi. Guido wynegocjował od Holyfielda jego wypożyczenie w zamian za łupy z wyprawy. Ale w trakcie zimowych walk stracili tego gunshipa a łupów wcale nie było tak wiele. Do tego nawiązuje początek tego opowiadania przy ich spotkaniu. 

Przysięgam, że akurat we wtorek jadąc do ortopedy komunikacją z nudów rozmyślałem nad możliwością przekształcenia autobusa w opancerzony krążownik lądowy w warunkach postapo. Kiedyś widziałem coś podobnego na jakimś Discovery, ale tam uzbrojeniem był paintball. Chyba przedawkowałem uniwersum Mad Maxa:D

 

– Jeszcze raz dzięki za poświęcony czas i dobre słowo :) I Tobie też życzę powodzenia w pisaniu :) 

Dzięki wielkie!!!

 

 

 

 

Kwestia wizji.

Pipboy79

 

Przeczytałem :) Ciekawie się czytało. Widać, że to część jakiejś większej całości. Przez co trochę trudno złapać większy zoom. Ale czytało się ciekawie, ładnie rozbudowany świat, widać, że masz to przemyślane co jest co. 

Dziękuję ślicznie:D

 

Dobrze wyszły sceny walki. Na początku o tym pobojowisku gwardii i pod koniec jak jest dobrze podkreślony chaos i skala większej bitwy. To mi się podobało. 

Militaryzm w fantastyce to poniekąd mój konik, cieszę się, że przekłada się też to jakoś na jakość.

 

 

– Gdzie się toczy akcja? Bo nie jest to chyba wspomniane. Domyślam się z opisów, że na Arielu albo innym księżycu Urana. I to zterraformowanym. Inne chyba też. 

Zgadza się. Akcja tych pierwszych dwóch opowiadań dzieje się na fikcyjnym(!) księżycu Urana o nazwie Lizander. Wiem, dziwna idea, ale to poniekąd ważne dla całokształtu uniwersum. Może to trochę degradować gatunkowo cykl przenosząc go do science fantasy, ale Uran ma 28 księżycy, plus dobrałem nazwę w zgodzie z resztą jego naturalnych satelit (ich nazwy pochodzą głównie z dzieł Szekspira, zaś Lizander jest postącią ze “Snu nocy letniej) więc póki co jakoś to się rozejdzie po kościach. Poza tym… Seria “Predyktor” będzie trochę baśniowa i nadnaturalna, ale spokojnie, całokształt będzie trzymał się mocno realizmu choćby w kwestii technologii, polityki, wojska i innych tego typu spraw. 

 

– Co do opisów i detali to mam dwojakie wrażenie. Jeśli by to czytać jak książkę albo powieść w odcinkach czyli być po poprzednich rozdziałach to okey, bo by sie pewnie pamiętało co było wcześniej. Ale jeśli wziąć pod uwagę, że (jak sie domyślam) wrzucasz tu jako osobne opowiadania może się zdarzyć, że będzie to czytał ktoś nowy, kto nie zna poprzednich części. Wtedy przydałoby się jakieś przypomnienie/opis/wstęp co się działo i dlaczego. Tu na początku masz wspominany jakiś kombinat, pobojowisko gwardii ale jak się zaczyna czytać od tego to nie wiadomo ocb, co się działo wcześniej. Mówię, to nie jest problem jak ktoś jest stałym czytelnikiem i zna poprzednie części ale jak ktoś nowy no to brakuje takich info. 

Bardzo ciekawe spostrzeżenie, które teraz sprowadziło mi do głowy pomysł może jakichś krótkich przypomnień na początku każdego “odcinka”? Taka jakby retrospekcja, jak w serialu… Pomyślę, bo to byłoby chyba całkiem spoko, tak jak mówisz, dla tych nie na bieżąco.

– Ładne opisy przyrody ale nie za dużo. Techniczny żargon/wynalazki też jest okey, z umiarem ale podkresla, że to sf w kosmosie. 

 

Ponowne dzięki:D

 

– Jeśli to jest jakiś księżyc Urana to zapewne jest to mniejszy obiekt od Ziemi. A więc zapewne i ciążenie byłoby mniejsze. A ludzie i obiekty zachowują się jak przy ziemskim. Jeśli obiekt jest mniej masywny to ciążenie powinno być mniejsze czyli np. wyglądać bardziej jak na Księżycu niż na Ziemi. Chyba, że jest to gdzieś wyjaśnione we wcześniejszych częściach dlaczego tak to wygląda. Albo wystarczy ci, że jest “filmowe” czyli jest jakie jest i nie jest to istotne w tym uniwersum. Piszę o tym bo rzuciło mi się to w oczy a nie, że to wada. 

 

Będzie kontrowersyjnym, to co powiem, ale księżyce Urana nie są niemożliwe do pełnej terraformacji. Akcja dzieje się pod koniec IV wieku trzeciego tysiąclecia, toteż w moim wyobrażeniu wszystko, co dało się już w okolicy naszej gwiazdy sterraformować, w tym uniwersum sterraformowano. Wiadomo, takie rzeczy, jak jasność i wielkość słońca na niebie, długość dnia czy odcień chmur są inne, ale to staram się jakoś subtelnie podkreślać w tekście. Plus chcę żeby, tak jak powiedziałeś, było jednak trochę filmowo;)

 

– Moment przyloty piratów. I jak Aurora mówi, że zawisną ale nie będą lądować bo szkoda im energii. To jest oczywiście jej opinia i nie musi być zgodna z prawdą zwłaszcza, że chyba nie jest ona mózgowcem w ekipie. Ale wydaje mi się, że energetycznie to taniej by było wylądować. Póki silniki pracują to w każdej sekundzie zużywają jakąś porcję energii. To jeszcze zależy też od ciążenia, prędkości ucieczki itd. co wspomniałem powyżej. Mam wrażenie, że w tej scenie jest przewaga efektownści nad efektywnością :) W razie czego można by to prosto zastąpić argumentem, że piraci nie chcą lądować bo obawiają się zasadzki, niepewnego gruntu czy coś w ten deseń, efekt ostatecznie byłby podobny czyli nie lądowaliby. Ale jak to ma jakąś swoją wewnętrzną logikę z tą energią w uniwersum to szpoko. 

Faktycznie, jej słowa tutaj to trochę luka fabularna. Wyobrażałem sobie, że okręt nie jest specjalnie szybki w atmosferze itp, zaś nadrabia to pewną stabilnością i jakby dryfowaniem (może jakieś mechanizmy antygrawitacyjne? Hm… Nie jestem zbytnio naukowcem, toteż myślę, że długo nie wpadnę na jasne zasady działania większych machin w tym uniwersum). Z tego względu lot to nie problem, ale już lądowanie takim kolosem na lesie i szybkie poderwanie go w niebo już tak. Plus piraci byli tam przelotem, zobowiązali się zabrać trójkę zbiegów z uwagi na jakieś tam konszachty sprzed lat z Aurorą, ale raczej nie fatygowali by się aż tak, żeby dla nich lądować i tracić czas i środki. 

 

– Łańcuch windy. Zdziwił mnie. Taki sf, podbój US a tu staromodny łańcuch windy. Podobnie jak te skrzypiące mechanizmy statku tu czy tam. Chyba, że to częśc tej konwencji komediowej co wspomniałeś na początku to okey, nawet by pasowało. 

Tutaj trafiłeś w dziesiątkę:D Dla mnie przezabawnym jest, że w zamaskowanym na niebie lekkim niszczycielu kosmicznym nagle otwierają się wrota i zamiast jakiegoś drona, teleporta, czy Bóg wie czego, spuszczają zardzewiają klatkę na łańcuchu. Cóż, nie jest to jakoś specjalnie obrazoburcze dla oprawy sci-fi, ale tak, chodziło mi o komizm sytuacji. Dodałbym jeszcze powód fabularny, czyli fakt, że piraci Kuklewicza zdążyli przez lata zapuścić niemiłosiernie Śmiałego II. 

 

Niezbyt znam technologię i logikę bitew okrętów. Ale chyba powinny mieć już radar. Nie wiem czy kamuflaż piratów działa na radar. Jeśli jest tylko optyczny to statek powinien być nadal wykrywalny termicznie czy radarowo. Dziwi mnie też zużywalność energii. To, że trzeba oszczędzać na niepełnym kamuflażu. To aż tyle zżera energii? W porównaniu do systemów podtrzymywania życia, dział energetycznych itd? No chyba, że ma to swoją logikę w uniwersum to szpoko. 

 

Faktycznie, o radarze zapomniałem. Co do energii, to wyobraziłem sobie, że na tej łajbie są co najmniej dwa reaktory jądrowe (i to takie z IV tysiąclecia!), ale piraci wciąż oszczędzają, na czym się tylko da. Kasę co prawda mają, ale odpowiednie izotopy w niemalże policyjnym państwie niełatwo zdobyć. Co do dział, tych głównych na wieżach artyleryjskich, to akurat one są na Śmiałym II konwencjonalne, z pociskami. 

 

Polonizacja kosmosu. Sporo imion, monet, nazw jest polskiego pochodzenia. Co sprawia wrażenie, że to uniwersum lub jego wycinek przedstawiony na tym księżycu jest spolonizowana. Trochę to dziwne, że poza wkurzonymi Chińczykami z końca sceny niewiele jest śladów innych narodów. Ale znów jak to ma być prześmiewcza groteska rodem z Walaszka to mogłoby pasować. 

W tym uniwersum komunizm upadł trochę później, i Układ Warszawski (oczywiście równolegle z NATO) zajął się poważniej i efektywniej kosmosem, niż to miało miejsce w naszej rzeczywistości. W ogromnym skrócie, gdyż te materie wyjaśniam dokładnie w sporawej powieści nad którą pracuję (a która to jest poniekąd bazą fabularną dla tego uniwersum), to jednym z państw powstałych w sterraformowanym wszędzie Układzie Słonecznym była Unia Techniczna, obejmująca parę księżyców Jowisza. Tam przeważającą większość stanowili koloniści polskiego pochodzenia, którzy to już jednak po wiekach są bardziej przywiązani do swych sektorów (główne jednostki administracyjne budujące Unię Techniczną) niż do ziemskiej ojczyzny przodków. Coś na kształt dzisiejszych USA względem Wielkiej Brytanii. Język, powiedzenia, zwyczaje i mentalność niemalże te same, ale żaden Amerykanin nie nazwałby się Anglikiem. 

No, ale wracając. Unia Techniczna w końcu wyrosła na jednego z głównych graczy w Układzie Słonecznym, zdominowała inne państwa przy Jowiszu i Saturnie (bądź je wchłonęła) i wyrosła na układowego lidera Technokracji. Związała przy tym układami dependencyjnymi bratnie państwa technokratyczne, robiąc z nich (często za ich zgodą, bądź na nawet ich wniosek) terytoria podległe i protektoraty. W takiej właśnie dependencji, czyli w Związku Technokratycznych Sektorów Urana, dzieje się akcja. Co do struktury etnicznej, to akurat przy samym Uranie w mojej wizji najwięcej jest osób rosyjskojęzycznych, na drugim miejscu są polskojęzyczni osadnicy (i technokratyczna kasta panująca) z Unii Technicznej, zaś na trzecim szerokopojęci anglosasi. 

 

 

Irytują mnie utwory jak jest jedna super-postać jaka zawsze ma rację genialny plan i zbiera podziw od pobocznych postaci. 

W tym widzę bardzo się zgadzamy.

 

– Ogólnie fajny pomysł na uniwersum, postacie, opowiadanie zdecydowanie na plus :)

 

Bardzo dziękuję! Zachęcam do czytania i komentowania następnych części. Podejrzewam, że za tydzień, dwa, powinien się pojawić “Predyktor i bitwa w chmurach”. Mam nadzieję, że tam również spotkamy się w komentarzach;)

 

 

 

 

 

 

Kwestia wizji.

Canulas

 

Niezbyt przychylnym okiem spoglądam na sam, naładowany informacjami, początek. Wydaje się lekko napuszony, niemal grafomański. Później na szczęście luzujesz dobrym dialogiem.

Masz rację, opisy mnie czasem pochłaniają i wychodzi różnie. To moja bolączka.

 

– Genialny plan – syknęła aurora.

Gniewne syknięcie zogniskowane na dwóch wyrazach. A przy dłuższej albo bym zmienił na coś innego albo bym to przeciągnął na: syczała Aurora. 

No ale to takie tylko moje spostrzeżenia.

Pełna zgoda, nie zwróciłem na to uwagi, a faktycznie kłuje to w oczy.

Towarzyszył mi dysonans na linii żywe, fajne, wpadające w ucho dialogi – ściany tekstu opisowego, skrzętnie obładowane informacją. 

Jeszcze nie znalazłem chyba w tej materii złotego środka:((

 

Całość to trochę takie: Ballada o Hello Jones albo może coś z Jodorovskiego,

Zrobiłem research cóż to jest, i z tego pierwszego na pewno będzie u mnie duży zasięg czasowy akcji, obejmujący sporą część życia bohatera, zaś drugie porównanie, to już chyba za duże wyróżnienie dla mnie, haha.

 

polecam przefiltrować z nastawieniem na odchudzenie tekstu. Wiem, łatwo mówić. Sam nienawidzę ciąć. Czuję się, jakbym skrobał nożem własne żebro, no, ale mimo wszystko sugeruję.

W następnych częściach predyktorskiej serii popracuję na tym. Co do cięcia nożem żebra, to trafniej bym tego nie ujął.

 

Wielkie dzięki za komentarz, pozdrawiam!

 

 

Kwestia wizji.

Co do przecinków czy zbyt długich zdań okey, przypuszczam, że masz rację. Ale trudno mi nad tym zapanować jak piszę na gorąco. A gdy już napiszę to nawet jak sprawdzam to trudno mi to wyłapać samemu bo wciąga mnie fabuła. Nie stać mnie aby spojrzeć na własny tekst na zimno, z odpowiednim zoomem. Orty to autokorekta raczej wyłapie ale już sam sens zdania czy przecinki to nie. Do tego potrzebny jest żywy czytelnik. Więc to stała bolączka moich tekstów no ale mnie samemu trudno coś nad tym poradzić. 

Jak najbardziej rozumiem. Pisanie pod natchnieniem ma swoje plusy i minusy, a do tych drugich należy na pewno trudność w analizowaniu na bieżąco tworzonego tekstu. Sam często tego doświadczam i myślę, że najlepiej po prostu już jakiś czas (nawet dzień, dwa) po napisaniu usiąść w wolnej chwili, będąc wyspanym, najedzonym oraz zrelaksowanym i spojrzeć właśnie z góry na własne słowa. 

– Dzięki za dobre słowo :) Cieszy mnie to bo własnie ten aspekt jest dla mnie jednym z istotniejszym przy pisaniu, zwłaszcza akszynów :) 

Nie ma za co, nikomu nie kadzę, wyrażam tylko swoje spostrzeżenia:D 

 

– Ale tu to trochę nie jestem pewien co masz na myśli. Jak to “wyeksponowanie graficzne” miałoby wyglądać? 

 

Już spieszę z odpowiedzią. I nadmienię, że nie jestem przekonany, co do poprawności warsztatowej zabiegu, który właśnie Ci przedstawiam, gdyż wpadłem na niego w toku pracy nad pewnym opowiadaniem, dość ciężkim pod względem narracji (jeszcze go tutaj nie publikowałem). I oczywiście nie twierdzę, że to ja go wynalazłem:D Pewnie jacyś znawcy literatury nazwaliby fachowo to, o czym teraz mówię. A chodzi tutaj o wydzielanie akapitami, albo nawet większymi odstępami między wierszami całych zdań, albo nawet pojedynczych haseł. Coś na kształt widzialnego, osobnego słowa klucz, którego waga fabularna wymaga, by czytelnik dłużej zatrzymał na nim oko. 

Na przykładzie Twojego tekstu mogłoby to wyglądać np. tak;

Wystarczyło wytłuc na resztę meczu resztę sił życiowych z reszty Huronów którzy pozostali na boisku. Ci zresztą obecnie wyglądali jak zagubione stadko psiaków bez przewodnika stada. Wylosowany został scenariusz obrony bazy. Huroni mieli się bronić a Runnerzy atakować. Ci ostatni nie byli tym losowaniem zachwyceni bo scenariusz sprzyjał obrońcy. Ale ich miny zrzedły gdy od strony trybun zauważyli ruch. Powolny, kuśtykający ale nieustępliwy ruch. Widownia na moment zamarła z niedowierzania podobnie jak i oni. A potem ze strony Huronów poleciały wiwaty i okrzyki radości.

 

Big Mo! Big Mo wracał do gry! A jednak był chyba niezniszczalny tak ja się o tym mówiło.

 

Był ledwo przemyty od ściekającej krwi pokryty bielą bandaży i plastrów, kuśtykający ale jednak człapał w stronę boiska aby wesprzeć swoją drużynę w finałowej grze.

===

– Anglicyzmów? Jakich anglicyzmów? 

Może odrobinę źle się wyraziłem, ale chodziło mi o angielskie słowa, które mogłeś zamienić na polskie odpowiedniki, albo spróbować przetłumaczyć wedle uznania, najlepiej kreatywnie, np:

Zamiast gunship’u – kanonierka, albo coś szalonego jak strzałołódź, albo działokręt (Wiem, brzmi okropnie, ale wiesz, co mam na myśli.

No, albo zamiast Sand Runners – Piaskobiegi, Piachogońcy, albo Pyłosprinterzy

– Dzięki za konstruktywną krytykę i poświęcony czas. No i powiew optymizmu :) Byłem ciekaw jaki będzie odbiór moich tekstów dla ludzi spoza forum/sesji no i jesteś jednym z tych co dał mi na to odpowiedź :)

Cieszę się, że mogłem jakoś podoradzać i powiedzieć, co widzę spod kątów innych, niż Ty jako autor. :D Wiem dobrze, jak to buduje i motywuje do pracy. Także no… Trzymaj się i twórz dalej! 

Kwestia wizji.

Cóż, przeczytałem całe i nawet gdzieś w połowie się wciągnąłem, ale miałbym parę uwag.

I zacznijmy może właśnie od tego, co mi tutaj nie zagrało. Brak przecinków w miejscach, gdzie powinny być, kłuje w oczy i niestety zaburza proces czytania. Miejscami, z tego właśnie powodu, trzeba było się domyślać sensu zdań. Kolejnym problemem, który już jednak dawał o sobie znać znacznie rzadziej, to bardzo skomplikowane, zagmatwane i miejscami źle skonstruowane zdania. Czasem lepiej jest podzielić na krótsze zdania takie monstra, by czytelnik (albo nawet i sam autor) nie pogubił się w ich wydźwięku. Miejscami trudno bowiem było ocenić, co z czego wynika w danej sytuacji. Ostatnią rzeczą, do której się przyczepię, to częste powtórzenia i lekko nielogiczne zwroty jak np;

Viper też przytaknęła ruchem głowy wycierając wreszcie twarz z krwistej miazgi.Viper też przytaknęła ruchem głowy wycierając wreszcie twarz z krwistej miazgi

“Przytaknąć ruchem głowy” to jak “kopnąć kopniakiem”. Słowo miazga sugeruje natomiast, że wytarła sobie twarz z jej odpadających fragmentów, tkanek, a podejrzewam, że chodziło o samą krew.

Zostało jej już z tuzin kroków gdy nagle usłyszała jakiś dziwny, ostry świst i prawie w tym samym momencie coś ją podcięło za nogi. Grzmotnęła z całej, rozpędzonej siły w glebę.

Podciąć można kogoś lub część jego ciała, której destabilizacja powoduje w danym momencie utratę równowagi, ale nie można kogoś podciąć “za coś”. Siła zaś nie może być rozpędzona. Lepiej byłoby: “coś podcięło jej nogi” i “Rozpędzona grzmotnęła z całej siły w glebę”

Los Trzech Piór wołał o pomstę do nieba a gdy taka opoka jak Big Mo runęła pod ciosami i butami Runnerów w szeregi Huronów wyraźnie wkradło się zwątpienie. Co niejako kontrastowało z pewnością siebie i nonszalancją Runnerów na boisku.

Myślę, że w tym zestawieniu nie mamy do czynienia z “niejakim” kontrastowaniem, tylko raczej ze sporą, wyraźną i godną podkreślenia różnicą w zachowaniu członków obydwu drużyn.

Wówczas oberwał i padł, trafiony przez Trzy Pióra.

“Oberwał i” w tym zdaniu jest zupełnie niepotrzebne.

 

No, ale takich kwiatków nie jest specjalnie dużo, toteż może czepiam się na wyrost. 

 

Co do zalet, to jak wspomniałem na początku, dobrze się czytało, zaś wymienione przeze mnie powyżej wady, nie zaburzyły w pełni przyjemności z chłonięcia tekstu. Osoby, ruchy, słowa i opisy kolejnych ciosów bez wątpienia wyszły żywo, namacalnie, był w nich jakiś pierwiastek przyjemnej realności. To wszystko wytworzyło dynamikę i napięcie, które Tobie wyszły bardzo dobrze. Sugerowałbym jednak w tym miejscu, by co ważniejsze momenty i tzw. cliffhanger’y były wyeksponowane graficznie podziałem tekstu, albo też podkreślane sekwencjami krótkich zdań, choćby w formie haseł czy onomatopei . Ale to już moja sugestia, a nie kwestia samej poprawności. 

Bardzo spodobała mi się jakaś tam kreacja uniwersum, która, choć niestety bardzo skromna, to raczej klimatyczna i z przysłowiowym “pazurem”. Jeżeli będziesz kontynuował tę serię, doradzałbym  skupić się mocniej na świecie przedstawionym, gdyż czuję, iż jego budowa, może być Twoją bardzo, ale to bardzo, mocną stroną. Niestety nie dałeś mi zbyt wielu przesłanek, bym tak sądził, ale takie właśnie mam przeczucie. Tak samo jest ze słownictwem (swoją drogą bardzo bogatym), ale tutaj raczej nie mam się do czego przyczepić. No, może poza nadmiarem anglicyzmów, ale to już bardziej kwestia mojego gustu. Rozumiem oczywiście, że akcja toczy się w Ameryce Północnej, jednak słowa stricte angielskie można było ograniczyć do nazw własnych i imion, pozostawiając więcej naturalności w opisywaniu rzeczy pospolitych. Neologizmy to świetna zabawa, zwłaszcza w naszym natywnym języku, która uatrakcyjnia tekst i w dużej mierze tworzy Twoją własną, literacką tożsamość.

Podsumowując: Wady Twojego tekstu wynikają z ortograficznej niewiedzy, tudzież z pomyłek i pewnych problemów z płynnością przekazu, zaś jego zalety wynikają z Twojego języka, zakresu posiadanych informacji i niewątpliwej wizji “na coś”. Owych wad można łatwo się pozbyć, doszkalając się z języka, zaś tymi zaletami, nie każdy może się pochwalić. Także widzę w Tobie potencjał, być może nawet bardzo duży.

 

Kwestia wizji.

Nie ma za co, miałem przyjemność z czytania, toteż to ja raczej dziękuję;). Co do dialogów i opisów to nie masz czym się przejmować, tutaj to bardziej kwestia kosmetyczna, nie szkodzi wyraźnie samej treści. Mogę polecić większą konsolidację akcji w tej materii poprzez częstsze łączenie opisów zachowań z samymi wypowiedziami, które im akurat towarzyszą. Takie bardziej rozbudowane kwestie dialogowe, wielopauzowe na pewno nie zaszkodzą, a przy okazji podrasują płynność akcji i skrócą objętość tekstu. 

Kwestia wizji.

Dobrze budujesz klimat, który, jeśli poprawnie stworzony, jest, moim zdaniem, jedną z ważniejszych składowych, jeżeli nawet nie najważniejszą, dobrego tekstu. Zdania powinny być nie tyle do czytania, co do odczytywania. Kolejne linijki powinny budzić w nas określone, żywe emocje i kreować pewien nastrojowy obraz danej sytuacji (najlepiej jednolity w całym jej obrębie), a Tobie wyszło to znakomicie. Nieprzesadnie długie, choć bez wątpienia właśnie nastrojowe opisy otoczenia dobrze podkreślają mrok wydarzeń. Dialogi są żywe, wyraziste, jednak w tym miejscu mógłbym doradzić doszlifowanie koordynacji wypowiadanych słów z opisami zachowań bohaterów, gdyż odniosłem wrażenie, że nieco się rozjeżdżają (niespecjalnie to kłuje w oczy, ale przyznam, że parę zdań musiałem czytać dwa razy). Tekst jest dobrze wyważony, akcja nigdzie się nie spieszy, a w przypadku tego szorta, to spora zaleta, gdyż wnioskuję, iż Twoim zamysłem było podkreślenie napięcia i strachu towarzyszącego Hebowi. Jeśli tak, to Ci wyszło. Również słowa i gesty Karli dobrze oddają jej psychozę, i pomimo małej objętości tekstu, wykreowałeś całkiem niepokojącą postać (i mówię to bez cienia przesady). Całość przyjąłem pozytywnie, pozdrawiam serdecznie. 

Kwestia wizji.

Ambush

 

 

Ad 1. Faktycznie, mogłem miejscami gryźć się w język przy tych opisach. Co do koloru nieba to akcja nie dzieje się na Ziemi, co pare razy jest wspomniane w tekście. 

Ad 2. Wyszło niefortunnie.

Ad 3. Jeśli coś emituje światło i znajduje wewnątrz chmury dymu, to siłą rzeczy rozświetla dym od środka.

Ad 4. Fakt.

Ad 5. Będe miał to na uwadzę.

Ad 6. Myślę, że w przypadku “ekspedycji” można pokusić się o stwierdzenie, iż przymiotnik “samobójczy” nie zawsze musi oznaczać, że biorący w niej udział piszą się na śmierć, toteż jakaś tam forma stopniowania “samobójczości” nie jest aż tak obrazoburcza.

Ad 7. Podobna sytuacja. Granica między normalnym tonem a krzykiem nie zawsze jest wyraźna. Co do widoczności płomienia zza mgły, nie widzę w tym doprawdy nic dziwnego. 

Ad 8. Kamloty to takie duże kamienie.

Ad 9. Racja.

Ad 10. Parę razy spotkałem się z tym zwrotem, jeśli jest on niepoprawny, to kajam się.

Ad 11. Eterem kiedyś nazywano powietrze, chciałem trochę urozmaicić narrację.

Ad 12. Spotkałem się z “ogaconą twarzą” w paru klasykach literatury. Widać to może archaizm.

Ad 13. “Potulny” może pokrywać się z “łagodny”. “Zgoła łagodnie” brzmi już lepiej, prawda? 

Ad 14. Fakt.

Ad 15. Fakt.

Ad 16. Z wiki: Animizacja – literacki środek stylistyczny, polegający na nadaniu przedmiotom nieożywionym lub pojęciom abstrakcyjnym, cech istot żywych. (…) Może Kosmowoj lubi maszyny latające?

Ad. 17. Połać może być również materiału, a nawet dachu;)

Kwestia wizji.

Witam, całkiem przyjemne. Twoją mocną stroną bez wątpienia jest z łatwością budowany klimat i, nazwijmy to, “czucie opisywanej chwili”. Pomimo, że opisy są raczej dość skromne, to myślę, iż sprawny dobór słów odpowiednio tworzy nastrój i wystarczająco oddaje charakter opisywanych przez Ciebie wypadków. Do tego używasz często wyszukanego słownictwa, a to prawie zawsze, a na pewno w tym przypadku, wychodzi twórcom na plus. Jeśli chodzi o kwestie fabularne, to widzę w tej króciutkiej historii duży potencjał, który warto z niej wyciągnąć, wysycić i jeszcze raz wykorzystać i to w sposób jak najbardziej optymalny i rozbudowany. Postać wędrowca w pelerynie czytającego za opłatą myśli zmarłych bowiem na pewno zasługuje na swoje dalsze losy, które z chęcią przeczytam. 

Jeśli chodzi zaś o kwestie, nazwijmy to, estetyczne, polecam ustalić jeden spójny i poprawny schemat na budowę dialogów (jest ich mianowicie kilka, toteż możesz zawsze wybrać ten, który najbardziej przypadnie Ci do gustu). Co do estetyki na stopniu czysto wizualnym, to mógłbyś odrobinę poprawić dzielenie partii tekstu i proces rozmieszczenia w nich poszczególnych scen i myśli, ale to już są drobiazgi.

Podsumowując, uważam Twój debiut za udany:))

Kwestia wizji.

grzelulukas

 

Dziękuję bardzo za dobre słowo.

Obiecuję, że przygody predyktora Kosmowoja jeszcze pokażą się na forum:)

Pozdrawiam serdecznie 

Kwestia wizji.

feniks103

 

Dziękuję bardzo za komentarz i cieszę się wielce, że się spodobało. Co do futurystycznych ustrojów, to zawsze lubiłem te zagadnienia, i chętnie wymyślam różne cuda w tej materii, jednak w tym tekście postanowiłem pójść w klasykę, toteż ustrojem Plutona jest republika na wzór rzymski (czy może raczej neorzymski). Uznałem, że kwestie ustrojowe i ściśle polityczne nie odgrywają zasadniczej roli, a są tylko swoistym tłem, pewną “tabula rasa”, na powierzchni której dzieją się dramaty i wypadki związane z nadciągającą zagładą.

W tym miejscu nadmienię, że bardzo trafnie wskazałeś na owy “brak przyszłości”, który istotnie jest w opowiadaniu motorem zmian, i to niekoniecznie tych dobrych.

Pozdrawiam serdecznie:) 

Kwestia wizji.

SNDWLKR

 

Dzięki za komentarz.

Co do imienia rekietera, to chyba nie nadano mu go po urodzeniu z myślą, że kiedyś będzie czarnym charakterem, prawda? Zło nie bierze się z otrzymanych imion. Równie dobrze mógłby się nazywać Bogumił.

Co do kiczu związanego z wybuchem Jacka, to pełna zgoda. Ale pozwól mi zadać pytanie; Czy wszystko co nas otacza jest wzniosłe i przyjemne? Czy każdy wielki konflikt musi kończyć się chwalebnie i spektakularnie? 

Co do reszty historii, to zachęcony komentarzami, uznałem, że będzie ciąg dalszy, także zachęcam do śledzenia poczekalni:)

Pozdrawiam

PS Ładny obrazek z Flakami masz na profilowym 

Kwestia wizji.

kronos.maximus 

 

Dzięki za komentarz, cieszę się, że się spodobało.

Cały wątek dziewczyny miał być z założenia niejasny, sam właściwie nie wiem, która z jego wersji pojawi się w kontynuacjach. Chciałem, by to wszystko wyglądało trochę tak, jakby sam Kosmowoj zabił ją przed laty z zemsty, że go zostawiła. Zaś scena nad jeziorem była jedną z przyjemnych wizji, w których zagłębia się w czasie pracy, by uciec od bieżących problemów. 

Kwestia wizji.

Przyjemny fragment prozy, bardzo spodobała mi się obrazowość i kwiecistość języka. Mam wrażenie, że tekst ma wręcz charakter liryczny, ale to jak najbardziej pasuje do fantasty. Pomimo ilości epitetów czytało się płynnie. Mam słabość do wymyślania lokacji geograficznych, toteż to również było przyjemnym akcentem. 

Pozdrawiam serdecznie 

Kwestia wizji.

Gwiazdopatrzacz

 

Jak już wspomniałem, postaram się bardziej kontrolować sensowność opisywanych sytuacji. Oczywiście każdą radę czytelników biorę sobie do serca. Dziękuję za życzenia, i zapraszam do recenzowania i komentowania, jak coś się kiedyś nowego ode mnie pojawi.

Miłego dnia:)

Kwestia wizji.

Rybak3

No wiem, wiem. Nie chciałem, Broń Boże, nikogo urazić. Postaram się w przyszłości bardziej opierać na suchych faktach i robić lepsze rozpoznanie naukowe w danym temacie.

Pozdrawiam 

Kwestia wizji.

Fascynator

Dzięki za komentarz, teraz wiem, że nie doceniłem idealizmu purystów forum względem spraw związanych z warstwą “science”;) Będę miał w przyszłości bardziej na uwadze jej czystość.

Pozdrawiam serdecznie 

Kwestia wizji.

Gwiazdopatrzacz

 

Ogromnie Ci dziękuję za długą i bardzo sensownie zbudowaną opinię. Twoje argumenty przyjąłem do serca, i będę miał je zawsze gdzieś z tyłu głowy w przyszłości.

Co do nauk przyrodniczych masz stuprocentową rację, jestem raczej humanistycznego usposobienia, toteż mogłem lepiej się przygotować i zrobić lepszy, astrofizyczny “research”, przez którego niską jakość cały rys naukowy w powieści kuleje.

Ogromnie podoba mi się też twoja analiza poszczególnych postaci oraz słuszne wypunktowanie ich dziwnego dualizmu (John i Theseus). Zdaję sobie sprawę, że w przypadku obojga tych panów, ich zachowanie nie przystaje często do pełnionych przez nich funkcji i opisywanych przeze mnie dotyczących ich przymiotów, jednak chciałem pokazać pewną wielopłaszczyznowość ludzkiego charakteru w kontekście wielkich wydarzeń. Fakt, mogło mi to wyjść ostatecznie nieco koślawo.

Pod wrażeniem jestem również, jak bardzo trafnie wyciągnąłeś wnioski z podanych w opowiadaniu faktów, nawet jeśli tych było na danych temat niewiele. Ty, jako czytelnik, nie mogłeś oczywiście wiedzieć o wszystkim co siedziało mi głowie podczas pisania, a jednak zaskakująco blisko zbliżyłeś się do mojej wizji świata przedstawionego. Mam tu na myśli chociażby wskazany przez ciebie motyw staromodności pewnych elementów życia, oraz rozczytaną w punkt genezę wielonarodowości Plutona. 

Najbardziej ucieszyszło mnie jednak to, że udało mi się przenieść Cię na moment do świątyni panenteistów i na pole bitwy pod Greyfield City, choć w tym drugim przypadku oczywiście dobrze, że tylko zza bezbiecznej kurtyny ekranu:)

Pozdrawiam serdecznie 

Kwestia wizji.

Rybak3 dzięki za komentarz. Jeśli chodzi o motyw gwiazdy przechodzącej (nie stale w nim się znajdującej) przez Obłok Oorta, to wg. badaczy zdarzyło się to raz 70 tysięcy lat temu, gdy Gwiazda Scholza była prawdopodobnie przez jakiś widoczna nawet z Ziemi. Wiem, brzmi to nieprawdopodobnie, ale nie związała się wtedy grawitacyjnie ani ze słóńcem, ani z żadną krążącą wokół jego planetą.

 

Co zaś się tyczy twoich zarzutów o niemożność terraformacji Plutona, to przyznaję, wątek ten jest dość fantastyczny, aczkolwiek grawitację na danym ciele niebieskim da się zmienić przy pomocy masy, co w czasach gdy dzieję się akcja jest już ( według mojej wyobraźni) możliwe.

 

Co do zarzutu sugerującego, iż nie wiem, że Pluton nie jest już klasyfikowany jak pełnoprawna planeta, to pozwolę sobie wyjaśnić powody, dlaczego tak nazywałem go w tekście. Pozwól, że zapytam, które z tych zdań brzmi lepiej i naturalnej; “Kocham moją planetę!” czy “Kocham moją planetę karłowatą!”?

 

 

 

Kwestia wizji.

Gwiazdopatrzacz dzięki za komentarz. Faktycznie, podobnie jak Ty sobie tłumaczyłem tą całą predykcję i predyktora, a dodatkowo brzmiało mi to jakoś tak szorstko i z technokratycznym zacięciem :D 

Kwestia wizji.

Żongler dziękuje bardzo za komentarz i cieszę się, że mogłem dostarczyć rozrywki. Wiele poruszonych przez ciebie aspektów tekstu wyjaśniłem szerzej w mojej odpowiedzi do wspomnianej recenzji Tarniny, toteż zapraszam do zapoznania się z moim przydługim komentarzem nieco powyżej . 

Kwestia wizji.

Wytrawnie zbudowane napięcie oraz przyjemna płynność wydarzeń. Swoją drogą zawsze miałem słabość do motywu umieszczenia człowieka w zakładzie psychiatrycznym z powodu jego kontaktu z niewytłumaczalnym. Również wątek pełnego niezrozumienia i lekceważenia przez innych naszych problemów, nawet ze strony bliskich znajomych, jest poniekąd grozą samą w sobie. Szkoda, że mało się wyjaśnia na koniec, ale podejrzewam, że taki był właśnie zamysł autora:) W końcu, czy wszystko zawsze da się wyjaśnić? 

Kwestia wizji.

Ale prawdziwy Kosmowoj nigdy sie nie poddaje…

Fascynator myślę, że oddałeś tym zdaniem najważniejszą cechę skomplikowanego charakteru Kosmowoja Ostatka:D

Kwestia wizji.

Milis dziękuję za dobre słowo;) Postaram się trochę podszkolić w warsztacie 

Kwestia wizji.

Przeczytałem recenzje Tarniny z uśmiechem na twarzy. Nie spodziewałem się, że zostanę aż tak rozłożony na czynniki pierwsze. Widzę ogrom czasu poświęcony na szczegółową analizę tekstu, za co jestem ogromnie wdzięczny i mam nadzieję, że uda mi się w przyszłości nie popełniać tych samych błędów. Ale jeśli chodzi o meritum. Nie będę oczywiście spierał się z ową recenzją, każdy przecież może mieć własną, a z tą nawet się w więkoszći zgadzam. Główny zarzut Tarniny do “Predyktora” – oszczędność języka, toporne i krótkie opisy, a co za tym idzie również słabo zarysowany świat przedstawiony. Moja odpowiedź – pełna zgoda. Pisałem to króciutkie opowiadanie jakiś czas temu z myślą o publikacji w pewnej gazecie, gdzie narzucone byłe surowe normy dt. długości tekstu (Jedno zdanie i bym się nie zmieścił w widełkach, przysiegam). Osobiście uwielbiam tworzyć lokacje i postacie ( oraz zażyłości między nimi) toteż tamte wymogi uwierały mnie niesamowicie w trakcie pisania. Opowiadanie nie zostało przyjęte, ale chciałem się z nim kimś podzielić. Co zaś się tyczy szczegółowych opinii Tarniny, to pragnę nie tyle je zanegować, co nieco rozjaśnić mój punkt widzenia(czy może raczej pisania). A zatem;

Sól w powietrzu wskazuje na morze, nie jezioro. Owszem, takie stoiska pachną cukrem, ale solą raczej nie.

Jezioro może być słonowodne. Wiem, mogłem to umieścić w tekście, ale usuwałem niezbyt istotne wg. mnie przymiotniki z powodu ograniczeń objętości tekstu. 

Mmmm, i widzieli to o zmroku? Czy to nie były błędne ognie aby? Tylko błędne ognie pojawiają się na bagnach (to płonący metan), nie na żwirze.

Wiem, że nie zostało to wspomniane w tekście, ale wyjaśnię dla kontekstu, że akcja dzieje się na sterraformowanym Oberonie, księżycu Urana. Czarne skały, błekitne mgiełki, żwirowiska i liche wrzosowiska. Tak to widziałem. 

Co to jest "połać"?

Miałem na myśli płaski fragment tamtego obszaru na którym stali. 

A tu, proszę: predykcja falowa. Predykcja?

W tym znaczeniu to neologizm określający potencjalną kontrolę nad systemami elektroniki w pobliżu i swoiste przewidywanie prostych zdarzeń zachodzących w okolicy na podstawie wszystkich dostępnych danych w urządzeniach, które to trafiają do mózgu predyktora, zaś on sam jest w stanie je przerobić na konkretne obrazy i hasła. Wiem, trochę się to nie trzyma kupy, ale słaby ze mnie technolog, toteż sam nie wiem jakby to miało właściwie działać .

W tej pelerynce. Ale – panowie rozmawiają jak starzy znajomi, ale dałeś wyraźne wskazówki, że Kosmowoj jest stary, a Jacek – młody. Kiedy się znali? Kiedy zdążyli się pokłócić?

W czasach w których toczy się akcja wygląd nie zależy już tylko od wieku, ale też w znacznym stopniu od możliwości gwarantowanych przez technikę, a dostęp do niej zależy od pozycji w technokratycznej hierarchii. Wyobrażałem sobie rekietera Jacka jako nawet nieco starszego od Kosmowoja. Obaj mieli co prawda możliwość zachować, bądź też przywrócić, sobie młody wygląd, jednak predyktor nie przywiązywał do tego najmniejszej wagi, zaś Jacek był w mojej głowie typem raczej narcystycznym, który w wieku (załóżmy) 92 lat pragnie wyglądać jak dwudziestolatek z czarnymi kudłami. 

 

Ekhm. "Jesteś szalony, więc zrobię to, co chcesz, żebym zrobił"? Nie, jasne, wiem, że predyktor ma asa w rękawie, ale jest to rękaw grubymi nićmi szyty, znany też jako klisza.

Predyktor wiedział, że zaraz zabije starego adwersarza, i chciał, by Jacek przed śmiercią wiedział co o nim myśli. 

Chwyt poniżej pasa. Ze strony Jacka, oczywiście – jeśli Jacek jest facetem, których takich używa, to świetnie, tylko Kosmowoj nie wygląda mi na faceta, który na to pójdzie.

Chciałem by tamta wymiana zdań sugerowała trochę, iż Kosmowoj zabił swoją dawną ukochaną ze zgryzoty, zaś Jacek wiedział o tym, bądź też nawet brał w tym w jakiś sposób udział, ale obaj mieli przez lata coś na kształt szorstkiego przymierza i wzajemnie się kryli. Powiedzmy, że działało to aż do buntu predyktora. 

Your overconfidence is your weakness :D (a gdzie się podział Łukasz?)

Łukasz to typ silnie samozachowawaczy, będzie siedział za kamieniami w oddali aż do momentu kiedy wróci po niego predyktor. 

eksplodował z predykcyjnym hukiem

… seriously?

Wiem, że to co teraz powiem, jest nie do udowodnienia, ale tak właśnie miała wyglądać ta scena z wybuchem rekietera – kiczowato i banalnie. Miało to być banalne zakończenie niebanalnego konfliktu dwóch panów, który miał wyglądać w oczach czytelnika jakby trwał dziesiątki lat i potrzebował jakiegoś wielkiego finału. Sam pomysł wziął się z sytuacji, kiedy podczas oglądanego kiedyś (pod wpływem znacznych ilości okowity) z kolegami filmu Sci-fi, w którym konflikt i kolejne pojedynki głównych bohaterów tak się przeciągały w moich oczach i narracja była już nazbyt dla mnie pompatyczna,  wykrzyczałem do znajomych coś w stylu, że “niech on już wybuchnie i będzie spokój”.

Brzmi jak farmazony, ale zapewniam, że tak właśnie było. 

 

Jeszcze raz dziękuję Tarninie za bogatą i szczerą opinię;)

 

 

 

 

Kwestia wizji.

Rany, nie spodziewałem się tak pozytywnego przyjęcia! Dziękuję bardzo wszystkim za dobre słowo. Co zaś się tyczy literówki to przyznaję, miało być “radę”. Pragnę jeszcze odpowiedzieć użytkownikowi BasemenKey. “Predyktora” pisałem trochę pod wpływem impulsu, pojedynczej inspiracji, z myślą o tym, żeby pomimo szeroko zarysowanego na pierwszy rzut oka kontekstu, stanowił pewną zamkniętą całość szeroko otwartą na indywidualne interpretacje. Przyznaje, szort ten osadzony jest w luźnych ramach pewnego (nazwijmy to) “uniwersum”, w którym dzieje się akcja części z moich wypocin. Twój komentarz jednak tak mnie ucieszył, a przede wszystkim zaskoczył, że ktoś jest zainteresowany losami Kosmowoja Ostatka, o którym to czytelnik nie dowiaduje się z tego szorta niemalże niczego, iż z marszu postanowiłem, że opowieść o nim będzie kontynuowana. Jeszcze raz dziękuję bardzo za dobre przyjęcie:)

Kwestia wizji.

Nowa Fantastyka