W niedzielę zjechały tu od sejmu hrabięta.
Puścili nam drabantów i błaznów w ostępa.
Bóg przeciął właśnie pęta,
Głosi ich wołanie.
Humor nasz do wsi sięga,
Na plebsu skaranie.
Książę nasz pod Pragą zginął, ot, pion spadł z planszy.
Brat jego koronowan i stąd widok dalszy.
Wróg czarny tobie milszy,
Gdy Hiszpan przyjaciel.
Bóg dobry prośby słyszy,
Od teraz Szwed w dacie.
Męczylim się strasznie w tym aliansów kurniku.
Zbrojąc cię i żywiąc, z Walonii najemniku.
Gdy wad masz bez liku,
Cóż nam ze wspólnej wiary?
Dość już babskich krzyków,
Dziś zginiesz, druhu stary.
Wrzasnęli hałptmani, spiż z hukiem plunął ogniem.
Ruszamy rzędem, nad nami czarne chorągwie.
Werbel dudni wespół z krokiem,
Z miasta słychać dzwon.
Nie obejmiesz wzrokiem,
Lasu pik pod morzem wron.
W szeregach widzę rumaka, z nim jeździec wielki.
Co płaszcz ma na barkach, na licu uśmiech szelmi.
Serce odwagą bębni,
Gdy z nim maszeruję.
Bo wszak nie poznasz klęski,
Gdy Śmierć rozkazuje.

Śmierć jako generał jedzie konno po polu bitwy, Edgar Bundy