Profil użytkownika


komentarze: 4732, w dziale opowiadań: 3610, opowiadania: 1322

Ostatnie sto komentarzy

No i git, belhaju:)

Ps. Jakoś nie tak dawno przeczytałem wreszcie do końca Twój zbiór. Tytułowe opowiadanie najlepsze, a Maximum Carnage trochę mnie na końcu rozczarowało, bo motyw świetny, jednak żal mi się zrobiło tych federalnych ;) 

Known some call is air am

No, to jest tekst idealnie wpisany w universum Obcego – są xenomorphy, są synty, jest królowa, facehugger i cała reszta. A więc tak, ja najbardziej, to jest klimat Obcego – tylko fabuła trochu za prosta, zbyt podobna do wielu innych, dziesiątkami wałkowanych w kontekście Aliena. Za to plus taki, że szedłem jak po sznurku, od jednego motywu z Obcego do kolejnego, cały czas rozumiejąc co się dzieje.

Czytałeś, grzelu, “Alien: Labirynt”? To jest chyba najlepsze co wyszło pod tą marką. Oczywiście pierwszy komiks (powtarzam: komiks) AvP to też był majstersztyk, wprowadzający Yautya, ich strukturę kastową, jakieś informacje na temat rytuałów polowań, ale Labirynt to jeszcze jedna liga wyżej.

Alien save the Queen i do przodu ;)

Kliknę za stuprocentową alienowatość, a to już też coś, bo to trzeba czuć, żeby to napisać :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

PS> AdamieKB – o ten film, który był wcześniej niż Obcy chciałem zapytać – Tobie pewnie chodziło o “Xtro”, tak?

Known some call is air am

Twoja interpretacja pokrywa się z wizją, którą chciałem zawszeć w opowiadaniu :)

Bardzo mnie cieszy ta informacja, Corrinie. Te rozpikselowane ręce jednak okazały się ważną wskazówką, a nie tylko czymś, co mój mózg wyodrębnił, przeanalizował i poddał obróbce interpretacji niepokrywającej się z zamysłem autora (co mi się już zdarzało :)).

Pozwoliłem sobie zgłosić tekst do piórka, pomimo tego, że realne szanse na nominację są już raczej mierne.

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Mocne, fanthomasie. Nie spodziewałem się takiego zakończenia, ale ono bardzo tu pasuje. Jest kontrą dla obaw bohatera, który boi się tego, do czego może być zdolny twór sztuczny, a bać się raczej powinien tego, co twór żywy (w tym wypadku Susan) może rozkazać AI. Wizja z jednej strony przerażająca, w dodatku nawet prawdopodobna, z drugiej jednak mańki to IMHO próba pokazania, że to nie AI może nas wykończyć, tylko my sami przy pomocy AI, co sprawia, że wizja jest smutna w swojej prawdziwości co do ludzkiej natury.

Klikam i pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Siema!

 

Bardzo ładnie napisany kawałek opowiadania. Wciągnęło mnie od samego wstępu, a ewentualne sukces czy porażka bohatera zaciekawiły mnie do tego stopnia, że nie mogłem się doczekać recenzji równie mocno jak on :) Potem trochę się rozczarowałem pomysłem sztucznego czytelnika, bo to pomysł z gatunku bareizmów, czyli komiczny, i jakoś mi zainteresowanie siadło – ale tylko na moment.

To teraz przejdźmy do najważniejszego, czyli do zakończenia. Z jednej strony można by je rozpatrywać jako pójście na łatwiznę w stylu “a to byl tylko sen”, czyli to była tylko symulacja. Tylko, że ten koniec symulacji daje się być też końcem Adama – jego dłonie są rozpikselowane, więc Adam też jest częścią symulacji. Czy ta symulacja była tworzona pod Adama, czy może to Adam, zauważając, że świat wokół niego jest sztuczny, spowodował zakończenie symulacji? Z tego można wiele wyciągnąć – czy dostrzeżenie prawdziwej natury świata jest równe końcowi? Końcowi świata, czy tylko końcowi dostrzegającego? Coraz więcej rzeczy wokół jest sztucznych, więc może i my sami staniemy się kiedyś zbędni, zastąpieni przez sztuczne twory, które nie będą świadome swojej nieprawdziwości. Przypomina mi się tutaj kilka fabuł, które bazują na tym pomyśle – dla mnie wszystkie bardzo intrygujące, jedne z najciekawszych.

Bardzo jestem zadowolony z lektury, Corrinie :)

Klikam i pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Hej.

 

@Finkla

 

Teraz myślę o tym, jaka fabuła pasowałaby do opowiadania, w którym jednym z bohaterów jest koło zębate :)

 

@BC

 

Dzięki za miłe słowa :) Co do Lilki i jej przemyśleń, to z tym miałem największy problem – żeby te dzieci były dziećmi w tym, jak myślą i jak się zachowują. Akurat mam dość częsty kontakt z dziećmi w wieku od kilku do kilkunastu lat i starałem się przypominać sobie jak te znajome dzieci reagowały na różne sytuacje, których byłem świadkiem i na tej bazie budować Lilkę i Leosię. Więc wierzę, że coś mogło Ci nie spasować, bo moje obserwacje mogły być chybione ;)

Dzięki za wizytę i pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Wybaczcie, że z takim poslizgiem, ale majówka to był horror komunijny, po którym dopiero wracam do żywych.

 

@Misiu

jeżeli ktoś odwiedził twój tekst, odwiedź jego.

Chyba, że ten ktoś ma same fragmenty albo teksty powyżej 100k ;)

 

@Finkla

 

IMO, dobrze Ci wyszło oddanie dziecięcych charakterów.

Cieszy mnie bardzo ta uwaga :)

Kto by pomyślał, że Zębuszka może mieć dzieci… Ciekawam, kto jest ojcem.

Pewnie coś zębatego jest ojcem. Koło zębate? ;)

Dzięki za odwiedziny i komentarz.

 

@Dawid

 

Problem tkwi w niezbyt dużej oryginalności tekstu. Choć czytając i to sobie myśląc uświadomiłem sobie, że czytam z zainteresowaniem :)

No tak, nie roszczę sobie prawa, by uważać ten tekst za oryginalny, więc tym bardziej cieszy, że czytałeś z zainteresowaniem :)

Dzięki za odwiedziny i pozostawienie po sobie śladu.

 

@Milis

Podobała mi się całość, ale uważam, że początek lepszy.

Też tak uważam.

Dzięki za miłe słowa i lekturę :)

 

@Bard

 

najpierw go okradają, potem walą co chwilę światłem po oczach, a na końcu zatłukli latarką, co za ludzie ;

Wredni ludzie :)

To w sumie opowieść o rodzicielstwie chyba jest :D

 

Jeśli mały stwór dogonił matkę to prawdopodobnie zagryzie ją zębami córki :D wow to się nazywa dziwna śmierć :)

Mleczakami to nie wiem czy dałby radę, ale jak podrośnie i zacznie używać psich i innych, to jest szansa.

 

Dzięki za odwiedziny i komentarze.

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

 

Gniew wymalował na jego zmęczonej twarzy bordowe barwy, a brwi zaciskały się z niezadowoleniem. Wnuczka zaciskała ręce na jego ramieniu, prosząc go, by i tym razem odpuścił.

Wymalował zmieniłbym na malował, ale tak w ogóle to trochę mi to kulawo brzmi z tym malowaniem na twarzy bordowych barw. Jak wyglądają zaciskające się brwi? Serio, nie wiem o co Ci chodzi z tym zaciskaniem. A jak już jesteśmy przy zaciskaniu, to w kolejnym zdaniu znów masz zaciskanie, a więc mamy do czynienia z brzydkim powtórzeniem.

 

Nagle Pik zaczął szczekać jak opętany i ciągnął Antoniego za nogawkę w kierunku placyku za stodołą.

Mieszasz czasy – lepiej będzie “pociągnął”

 

Od razu zauważył ogromny nos oraz szopę kręconych, rudych włosów, rozrzuconych dookoła ciała, którego właścicielka mogła mieć nie więcej niż trzynaście albo czternaście lat.

Może tę kolokwialną “szopę” zamień na “burzę” albo coś podobnego? Włosy rozrzucone dookoła ciała brzmią dziwnie – dookoła głowy jeszcze ujdzie, ale ciała to już nie bardzo.

 

Dziadek zaklął cicho, odstawił kosz z jajkami i nachylił się nad dziewczyną, starając się usłyszeć coś poza szeptami natury. Powoli dotarło do niego delikatne dyszenie. Oddychała.

Z tym mam poważniejszy problem – jakie to są te szepty natury, które słyszał dziadek? Czemu nieprzytomna dyszała? I czy mozna delikatnie dyszeć? I czemu jej dyszenie dotarło do dziadka powoli? Przebudowałbym te zdania, bo nie brzmi to za dobrze, ale zrobisz jak zechcesz :)

 

– Nie krzycz! – Uspokoił ją Antoni. – Zostań tutaj, przyniosę starą dekę, to się tę czarownicę przeniesie do kuchni letniej.

– Dziadku, nie nazywaj jej tak!

Niby OK, ale ostatnia wypowiedź wnuczki może sugerować, żeby dziadek nie nazywał tak kuchni letniej kuchnią letnią, a nie czarownicy czarownicą :) Na ślaśku kuchnię letnią nazywamy ciaperkuchnią – to tak w ramach ciekawostki i dygresji ;)

 

Wiedźma spróbowała się podnieść, ale jej własne ręce odmówiły posłuszeństwa.

Wiadomo, że jej własne, a nie czyjeś.

 

Gdy Antoni wszedł do kuchni letniej, Blanka podtrzymywała, próbującą usiąść, Teresę. Dziadek podszedł do pieca, włożył kurę do miski stojącej na stole i sięgnął do maleńkiej szufladki w jasnoniebieskim kredensie.

Masz tu nadmiar przecinków i niepotrzebne dookreślenie.

 

Antoni wstawił wodę w wielkim garze, wrzucił kurę i kilka dużych marchwi oraz pietruszkę, dołożył do pieca kilka drewienek i usiadł na taborecie.

Aliteracja pogrubiona, podkreślone powtórzenie.

 

Gdy zobaczył, że wnuczka zamknęła za sobą drzwi ich domu, podszedł do łóżka wiedźmy, wyciągnął rękę do góry i wyjął schody z dziury w suficie.

Wut? Wyjął schody? Może opuścił stopnie z włazu w suficie? O to chodziło?

 

 

Wszedł po nich z wiedźmowatym tobołkiem na plecach i wniósł go na stary, cuchnący, pełen kartonów strych. Na jednym z tych kartonów ułożył Teresę. Kładąc ją tam, pomyślał, że albo medalion jest faktycznie taki ciężki, albo jego zupy przez dwa dni utuczyły ranną.

Czyli wniósł na wierzch wiedźmę, tak? Ten wiedźmowaty tobołek jest mylący. Podkreslone powtórzenie, przekreślony niepotrzebny naddatek.

 

Zobaczył dwie postaci w kapturach. Nie zauważył, kiedy wylądowali, nie wiedział nawet, czy lądowali, czy przyszli. Widział natomiast, jak idą za stodołę.

Skoro to “postaci”, to “wylądowały” a nie “wylądowali”.

 

– Z takimi ranami sobie poszła? Kto ma w to uwierzyć?? Zleć sprawdzenie śladów.

Jeden pytajnik tutaj wystarczy.

 

I któregoś dnia odeszła. Napisała na karteczce, którą znalazła na kredensie, krótkie „Dziękuję” i zniknęła bez słowa. 

Kto znalazł karteczkę? Podmiotem nadal jest wiedźma, więc musisz dookreślić Blankę.

 

Wiedźma przywitała się delikatnym uśmiechem, ale nikt nie odwzajemnił jej uśmiechu.

Brzydkie powtórzenie.

 

No to tak: naprawdę jest nieźle. Masz już jakiś warsztat, który należy doszlifować, ale lektura nie sprawia większych kłopotów. Sama historia jest prosta i w sumie nie byłoby w niej niczego szczególnie wartego uwagi, gdyby nie smok na końcu. Trochę mi przypomina Twoje pisanie YA w stylu Mileny Wójtowicz, może czytałaś coś jej autorstwa? Trochę współcześności, trochę magii i guseł, coś jak w “Podatku” autorstwa wspomnianej. Nie jest to mój typ literatury, ale są osoby, którym na pewno takie pisanie przypadnie do gustu.

Życzę Ci powodzenia w dalszym pisaniu i myślę, że jesteś w stanie – co stwierdzam po lekturze tego opka – doszlifować styl i pisać ciekawsze fabuły, za co trzymam kciuki :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

Known some call is air am

Po pierwsze – ogromne gratsy, coboldzie :)

Po drugie – 25 maj brzmi ciekawie, jest szansa, że się wybiorę do Krakowa, w końcu daleko nie mam ;)

Known some call is air am

O kurcze, Reg, ale prehistorię wyciągnęłaś :)

Dziękuję bardzo za lekturę tego opowiadania, o którym sam już zapomniałem. Błędy poprawię za moment, ale kiedy tak sobie ten tekst odświeżyłem, to widzę, że teraz napisałbym go zupełnie inaczej. Jednak nie będę go poprawiał – poza wskazanymi przez Ciebie uchybieniami – niech jest świadectwem tego, jak powolutku się rozwijałem ;)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Hej!

 

@Rybak

 

Dzięki za klika i odwiedziny :) Masz zamiar dać to przeczytać dzieciakom? W sumie czemu nie, trochę traumy jeszcze nikomu nie zaszkodziło :D Oczywiście żartuję, bo sam teraz nie uważam żeby to było jakieś straszne – chyba zbyt wiele razy to przeczytałem, poprawiając, bo z początku rzeczywiście takie mi się nawet wydawało.

 

@bruce

 

Tobie dziękuję za betę przede wszystkim. I cieszę się, że przypadło Ci do gustu.

 

@Koala

 

Misiu, nic nie musisz, przecież mamy tutaj całkowitą dobrowolność co kto czyta i kiedy, niemniej jednak wielce wdzięczny jestem za odwiedziny. Ta niewróżka zębuszka przeszła całkiem sporą ewolucję od początkowego pomysłu do finalnej wersji, zaś to złagodzenie niechęci – jak to ująłeś – wpadło w zasadzie do tekstu przed samym końcem procesu twórczo-wieczniepoprawczego ;)

Uwaga oczywiście słuszna, zaraz uwzględnię w tekście. Dzięki :)

 

@Hesket

 

Heh, a widzisz – ja uważam, że początek jest o wiele lepiej napisany niż koniec. Prawdę powiedziawszy to jest to chyba – jeśli dobrze liczę – czwarty koniec, bo tyle własnie razy zmieniałem tekst, zaś początek pozostał w pierwotnej wersji. Początkowym pomysłem była istota o wymiennych zębach, a potem musiałem do tego dopisać jakąś historię i padło na zębowe wróżki (a raczej jej wersje narodowe – Ratoncito Perez z Hiszpani i Petite Souris z Francji [stąd szczurzy pysk stwora]) z małym dodatkiem strachów spod łóżka :)

Dzięki za wizytę i i pozostawienie po sobie komentarza.

 

@reg

 

Dziękuje za łapankę, zaraz wezmę się za poprawianie wskazanych błędów.

Cieszy mnie, że uważasz, że jakaś horrorowatość się udała – ja przewałkowałem ten tekst tyle razy, że przestałem ją czuć :) Dziękuję za wizytę i klika.

 

@Ambush

 

Takie kingowskie, codzienne, zwyczajne

Prorok, czy co? ;) Właśnie tak to widziałem, żeby było takie zwyczajne, wplecione w rutynę dni, więc bardzo mnie ucieszyła ta uwaga.

 

Swoją ścieżką dzieci uwielbiają niebezpieczeństwo… Sama z dzieciństwa pamiętam.

Ja to widzę tak, że nie tyle uwielbiają niebezpieczeństwo, tylko nie zdają sobie z niego sprawy – tam, gdzie my widzimy potencjalne zagrożenie, gdzie instynkt wraz z doświadczeniem oraz umiejętnością przewidywania długofalowych konsekwencji mówią nam o tym, że coś może być niebezpieczne, dzieciaki widzą możliwość zrobienia tego, co chcą zrobić. Też pamiętam z dzieciństwa takie zabawy na gospodarstwie na wsi, że gdybym któreś z moich dzieci przyłapał na podobnych, to skutecznie wybiłbym im je z głowy :)

 

Czy Lilka straciła zęby? Bo tak zrozumiałam.

Tak. Istota wyrwała jej mleczaki dla swojego potomka.

Dzięki za wizytę i miłe słowa :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

 

To już horror sam w sobie.

Ale bywa i zabawnie ;’)

Known some call is air am

Jurorzy i organizator, Shanti :)

Known some call is air am

Jak bardzo lubisz, Zanaisie ;)

Known some call is air am

Sympatyczne i w sumie tyle ¯\_(ツ)_/¯

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Mnie się podobało :) Dobrze napisane, Gruszel, a w dodatku dające do myślenia, bo gdyby to była tylko jakaś psychoza, która zaczęła się od pareidolii, to tekst byłby taki se, ale skoro ten jego piekarnikowy Bóg rzeczywiście zaistniał, to można tutaj pogrzebać głębiej, a tekst tylko na tym zyskuje.

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Cześć, Wiolu.

Tanatos był zadowolony. Stał wyprostowany jak strzała. Pierś wypiął do przodu, naprężył mięśnie i oddychał spokojnie.

Brak tutaj uchybień, ale chciałem Ci zwrócić uwagę na operowanie krótkimi zdaniami. One się nadają najlepiej do opisywania akcji, gdzie ma być szybko. Krótkie zdania rwą narrację, a przy opisie jakiejś postaci możesz sobie pozwolić na dłuższe zdania. To oczywiście tylko sugestia do rozważenia.

 

Odruchowo położył dłoń na rękojeści swojego miecza i zakołysał się na piętach.

Zbędny zaimek. Musisz z tym walczyć, bo odbiorca dobrze wie, że skoro położył rękę na rękojeści miecza, to na pewno chodzi o jego miecz, a nie o jakiś inny.

 

Na jego piersi połyskiwał, odbijając promienie słońca(+,) złoty medalion z trupią główką i dwoma piszczelami ułożonymi na krzyż.

We wskazanym miejscu musisz przecinkiem domknąć wtrącenie, którym jest “odbijając promienie słońca”. Inna sprawa, że to zdanie nie ma flow, jest dość kanciaste, a to wtrącenie mu nie pomaga. Może lepiej brzmiałoby: → Na jego piersi połyskiwał odbijający promienie słońca złoty medalion z trupią główką… Albo: → Na jego piersi odbijał promienie słońca połyskliwy, złoty medalion z trupią…

To oczywiście też tylko sugestie i to wcale nie najlepsze. Po prostu zwracam uwagę, że to wtrącenie znów zerwało płynną narrację.

 

Gdy brama w końcu się ukształtowała, po jej drugiej stronie dostrzegł ciemną, rozmytą sylwetkę.

Niepotrzebny zaimek.

 

– Witaj(+,) demonie zniszczenia – powiedział muskularny mężczyzna, wyłaniając się z mglistej przestrzeni.

Przecinek we wskazanym miejscu.

 

Miał ciemne, kędzierzawe włosy, które gęstą czupryną opadały mu na czoło i jasną, wręcz trupio białą skórę. Ubrany był w jasną zbroję w kolorze rybiej łuski, a u jego boku połyskiwał złoty, kręcony róg, łudząco przypominający miecz.

Masz dwa zbędne słowa oraz powtórzenie. Czy broń była u jego boku, czy może u jego pasa? A w zasadzie to “u pasa” :)

No i jakoś nie potrafię sobie wyobrazić kręconego rogu przypominającego miecz. Róg to róg, miecz o miecz, jeszcze prosty róg to spoko, ale dodatkowo kręcony? No, nie wiem…

 

– We własnej osobie(+.)(-d +D)dygnął z gracją.

Dygnięcie nie jest paszczowe, więc taki zapis będzie poprawny.

 

– Czy wszystko poszło zgodnie z planem? – (-D +d)Dopytywał Achnaton.

A tutaj na odwrót.

 

– Nie mogło być inaczej – wymamrotał demon. – Nasza armia lada chwila będzie równie liczna i potężna jak (!) wybrańców(+.)(-s +S)słowo wybrańców wydusił z ledwością, na koniec splunął siarczyście na znak pogardy.

W miejscu pojedynczego ! przydałoby się dodać zastępy/wojska/siły lub coś w ten deseń, żeby dookreślić, że nie chodzi o samych wybrańców, a o ich armię. Po raz trzeci błędny zapis didaskaliów. Podkreślone “wybrańców” powinnaś ująć w cudzysłów, lub chociaż zapisać kursywą.

 

– Co z Atlantis? – (– – )

To jest chyba jasne :)

 

– Poszło lepiej, niż myślałem. Pieczęcie gruchnęły jak zardzewiała kłódka, nie wszystkie, ale wystarczyło, żeby się wedrzeć – mlasnął dumny z siebie jak paw.

Hmmm, może lepiej byłoby → Pieczęcie gruchnęły jak zardzewiała kłódka. Nie wszystkie, ale wystarczyło, żeby się wedrzeć – mlasnął, dumny z siebie jak paw.

 

– Wspaniale, matka się ucieszy(+.) – Achnaton nagle spoważniał i zmarszczył brwi. – Musisz odszukać Feniksa-bogini ognia. Będzie nam potrzebna jej pomoc(+.)(-z +Z)zrobił kilka kroków, zaplatając ręce za plecami. – Ktoś musi spalić to plugastwo. – (– –)

– Co z wybrańcami? – (-D +d)Dopytywał Tanatos.

Znów zły zapis dialogów. I mam pytanie: czy jest jakaś bogini ognia, która ma Feniksa i trzeba go odnaleźć, czy może chodzi Ci o Feniksa, Boginię Ognia, która trzeba odnaleźć? Pytam, bo zapis masz tak pokrętny, że nie bardzo wiadomo o które z powyższych chodzi.

 

No i w zasadzie nie bardzo jest co ocieniać, bo to krótka scenka z której niewiele wynika. Napisana w miarę dobrze, choć powinnaś jeszcze popracować nad warsztatem, a szczególnie technicznymi sprawami, dotyczącymi zapisu didaskaliów, dialogów i takimi tam :) Co mnie zastanawia, to dlaczego Achnaton, którego imię w dość oczywisty sposób nawiązuje do postaci Echnatona/Akhenatona, jest u Ciebie pierworodnym Lilith? Dziwne to, ale OK, to Twój świat i możesz w nim robić z mitologią co Ci się żywnie podoba :)

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Bardzo fajna scenka, nostalgiczna. Podoba mi się zamykające ją zdanie, idealnie dopasowane do całości :)

Klikam i pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Ładne to. Odcięta społeczność jak Sentinel Północny, chroniona przed dobrodziejstwami cywilizacji, dostaje artefakt z nieznanego świata i “cywilizacja”, choć niechciana, wdziera się do niej pod postacią narzędzia śmierci. Klikam i pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Cześć!

 

@MichałBronisław

 

Dzięki za odwiedziny i miłe słowa. Zastanawiałem się przez moment nad tym, czy nie zakończyć śmiercią bohatera, ale tylko przez pikosekundę. Motyw tego typu, który przywołujesz jest mocny i trzeba mieć dla niego mocniejszy fundament, żeby dobrze wybrzmiał – na przykład w filmie “Mgła” zakończenie tego typu niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny. Tutaj tego ładunku zabrakłoby, bo postać protagonisty nie posiada mocno zarysowanego tła.

 

@avei

 

Przypomniałam sobie te wieczory, kiedy sama byłam w domu, gdy rzeczywiście każdy dźwięk, choć za dnia cichutki, wieczorem wydawał się znacznie głośniejszy, gdy wyobraźnia potrafiła podpowiadać więcej niż było naprawdę.

Mamy w sobie właśnie taki lęk, który włazi na wierzch, kiedy jesteśmy sami, w nocy, a dźwięki, na które nie zwracamy uwagi nagle stają się głośne i z powodu warunków zaczynają brzmieć groźnie :)

 

Ale potem sobie pomyślałam, że jest to dość przewrotne, że właśnie ten potwór wydaje się wybawieniem, bo przerwał ciszę i niewiadomą.

Właśnie o to chodziło. Lęk przed nieokreślonym, w zasadzie przed wytworami wyobraźni, który znika, kiedy pojawia się konkret, jest IMO dość przewrotny – bohater boi się czegoś, ale nie wie czego, a kiedy pojawia się coś namacalnego, czego powinien się bać, lęk znika. Niepewność losu powoduje lęk, pewność zagłady w jakiś sposób oczyszcza.

 

Dzięki za wizytę i dobre słowa :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

Known some call is air am

Zebulonie, nie utożsamiam, a przynajmniej podszedłem do tego ostrożnie i jedynie wyraziłem moje wątpliwości a także opinię, co mi tekst szanownej autorki przypomina. Jak by nie było, autor musi się liczyć z tym, że kontrowersyjny tekst może rzutować na postrzeganie osoby twórcy :) 

Pozdrawiam serdecznie 

Q

Known some call is air am

Hej! 

 

No to tak – klimatu Ci tu nie brak, co przecież wiesz i to Ci się udało. Co do celu i powodów, to rozumiem o co Ci chodzi i choć dla czytelnika i jego wrażeń po lekturze ma to być utwór w stylu "chase is better than the catch", bo nie o cel chodzi, tylko o podróż, to nadal brakuje mi tego, co pcha bohatera do odbycia tej podróży.

Piszesz, że próbowałaś myśleć jak alpinista, i to też rozumiem, ale nie pochwalam – od dawna twierdzę, że alpiniści i inne osoby, które się wspinają to w wiekzzosci egoiści, w dodatku często osobowości narcystyczne. Oczywiście chodzi mi o tych "zawodowych" – zawsze mierzi mnie lament, kiedy któryś zginie, pozostawiając małżonka i dzieci. Skoro masz rodzinę, to rezygnujesz z hobby, które może cię zabić – na tym polega odpowiedzialność, której tym ludziom często brakuje. Teraz wyjdę na dupka, któremu brak empatii, ale mi tych ludzi nie żal – sami podjęli decyzję, zginęli z tego powodu, więc nie ma co po nich płakać. 

W królestwach ściany podróż jest rytuałem, który jest cykliczny. Oczywiście to, że dla bohaterów wspinaczka jest też marzeniem, wcale nie wyklucza faktu, że do podróży zostają zmuszeni przez tradycję, religię, wierzenia. Oni po prostu wierzą, że im akurat się uda i o tym marzą, by móc powrócić jako nauczyciele – w opisie tego nie ma, ale legenda głosi, że na szczycie mieszka bóg, który w przeszłości wiele razy pomagał ludom z podnóża, przekazując im wiedzę i wynalazki, które pozwoliły im na rozwój. Tylko od wielu już pokoleń nikomu nie udało się dotrzeć na szczyt i wrócić, taj jak to bywało onegdaj. Stąd ich marzenie – tam już ktoś dotarł wcześniej, więc oni mają realną szansę na powrót. Twój bohater nie ma. Chyba. 

No, ale ja się csepiam, a to przecież zaledwie szort i nie mogłaś w nim rozwijać wątków, na które można sobie pozwolić w powieści :) 

Pozdrawiam serdecznie 

Q

 

PS. Jak będzisz miała chwilę, to zapraszam pod mój ostatni szort, w którym mamy to co u Ciebie – klimat jest ważny, niekoniecznie historia ;) 

Link:

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/31524

Known some call is air am

Cześć, feniksie. 

Tekstu, który przywołujesz nie czytałem, ale Dick miał rację, że niektóre dźwięki w nocy brzmią nieziemsko :) Cieszę się, że szort przypadł do gustu. Dziękuję za odwiedziny, lekturę i komentarz. 

Pozdrawiam serdecznie 

Known some call is air am

chociaż miałem dużo wolnego czasu i równie dużo dobrych chęci, kończyło się na wgapieniu w tekst. Na dopisaniu jednego zdania, które nazajutrz wywalałem w kosmos jako durne, bezsensowne, zbędne i co tam jeszcze chcesz.

Ja nie mam czasu prawie wcale na pisanie, a jak już mam to idzie mi podobnie. Ostatnio napisałem początek opowiadania (5k znaków z których nawet jestem zadowolony), a potem dopisałem 10k, które wywaliłem. Zacząłem raz jeszcze i po kilku dniach, podczas których dopisałem kolejne 8k znaków, znów je skasowałem. Teraz robię chyba już siódme podejście, do tych 5k dorzuciłem jeszcze 4k i jest lepiej, ale wczoraj dopisałem całe trzy zdania przez dwie godziny. To wiosenna chandra jakaś, albo inne licho.

A szort sympatyczny.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Hej.

 

Odkrywasz ten rejon jako pierwszy człowiek. Nie ma ścieżki. To ty ją musisz stworzyć.

Może lepiej brzmiałoby “wytyczyć”?

 

No i jak to u Ciebie, bardzo ładnie, plastycznie napisane. Powiedziałbym nawet, że poetycko :)

Historia prosta i podpisuję się pod uwagą Misia – zrozumiała od początku do końca. Tylko nie wiem, po co on tam właził. To znaczy, wiem, że chciał przed śmiercią zobaczyć szczyt i pełnię, tylko po jaką cholerę? Jakiś rytuał lokalny? W ogóle ta wspinaczka skojarzyła mi się z “Królestwami ściany” Silverberga, które są jednym z lepszych science fantasy, jakie w życiu przeczytałem. Przeczytaj opis z podesłanego linku, to dowiesz się konkretnie, czego mi tutaj zabrakło u Ciebie.

Niemniej jednak, podoba mi się język i klimat, a to, że napisałaś to w narracji z perspektywy drugiej osoby (i zrobiłaś to dobrze, co IMO uważam za rzadkość) kazało mi przez cały, krótki na szczęscie, tekst kiwać głową z uznaniem. Klikam.

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

Known some call is air am

Bo przecież któż będzie coś tu umiał zrobić, po pomysłach “edukacyjnych” Barbarii Nowackiej na przykład? A gdzie indziej jest ponoć nawet gorzej!

Nie tylko Barbarii, ale ogólnie całego resortu pod przywództwem Przemysława Cz.

 

Zaś co do ekoświrów, przyklejających się do asfaltu, to ja bym ich nie odkuwał, tylko zostawił, żeby radzili sobie sami, co najwyżej ogrodził barierkami. Kilka amputacji później odechciałoby im się przyklejania. Wiesz, czasem oglądam na jutubie filmiki z tymi wszystkimi szurami (od ekoterrorystów, przez płaskoziemców, feminazistki, rasistowskich BLMowców, po genderfluidy, czy jak im tam – wiesz, ci od zaimków i rzekomego nieszanowania ich praw, co objawia się brakiem nadawania im z tytułu ich miernej kondycji intelektualnej przywilejów) – taki mój guilty pleasure – żeby posłuchać ich bełkotu, ale najbardziej lubię te, w których z rozpędu nadziewają się na własne braki w rozumowaniu, wytykane im przez normalsów. Kiedyś nie chciałem wierzyć, że można być tak odklejonym, ale teraz już nie mam złudzeń.

PS. Po prawicowy fanatyzm nie muszę sięgać w internety, mam go trochę wokół. On jest dla mnie bardziej swojski, równie odklejony, ale w innych obszarach, przez co jakoś łatwiej mi go znosić – co oczywiście nie oznacza, że jest przeze mnie akceptowany.

Known some call is air am

Nie tylko komunizm. Zdaje się, że najnowszy przykład to Greta Thunberg.

Zieleni odklejeńcy, powiadasz? Coś w tym jest, ale takie popierterefere wykazują wszyscy przygłupi fanatycy, pod których równie dobrze można podpiąć Bąkiewicza, Godek i ich popleczników, większośc BLMowców, każdego woke szura i… No, napleniło się tego ostatnimi czasy :) Wystarczy spojrzeć jaką nagonkę na Rowling robią środowiska związane z ruchami LGBTQWTF, a przecież ona ich wcześniej wspierała,a oni ją hołubili, dopóki nie wyrzekła publicznie przestrasznej herezji, że płcie biologiczne są tylko dwie ;)

 

Known some call is air am

Cześć, Verus :)

 

Cieszy mnie tak pochlebny komentarz, a także Twój TAK :)

 

Choć nie wiemy do końca, co się stało (i tego osobiście żałuję, choć rozumiem, że tekstowi niekoniecznie było potrzebne), to jednak rozumiemy przyczyny popadania w obłęd – i to również na plus.

Prawda jest taka, że ja sam nie wiem co się stało. Jak normalnie zagłębiam się w przyczyny na potrzeby własne, niekoniecznie ujęte w tekście, żeby mieć solidny background dla historii, tak tym razem nie poświęciłem powodom sytuacji, w której znalazł się bohater ani chwili. Bo to po prostu nie było mi do niczego potrzebne. Ale rozumiem zaciekawienie :)

 

kosmiczni przedwieczni, bogowie czy potwory mają ciepły kąt w moim sercu

To jak i w moim :)

 

Och, i jeszcze za sam motyw tego, czym jest obcy. Dla klimatu zrobiło to wiele.

Azathoth – tak mniej więcej widzę tego kosmitę. O! I nawet znalazłem prawie że odpowiednią grafikę (w mojej głowie jest o wiele mroczniejszy):

 

Dzięki za odwiedziny i pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Bo tu idzie o absurd właśnie.

Dla mnie to idzie w groteskę, z poziomu sowieckiej paranoi jak najbardziej wiarygodną.

Known some call is air am

Mocne, Staruchu.

Najbardziej mnie zawsze bawiło, a jednocześnie przerażało, jak komunizm zjada własne dzieci. Jesteś lojalnym dronem, tępakiem, który wierzy partii bezgranicznie i bez szemrania wykonuje każdy rozkaz, a i tak jest duża szansa, że dostaniesz kulę w potylicę, bo dopuszczą cię do jakichś tajemnic, a potem w obawie, że nawet taki ultralojalny dureń może coś wypaplać, wiadomo…

Stąd zawsze mam też spory dystans, kiedy się mnie prosi o sprawowanie jakiejś funkcji, i zazwyczaj odmawiam, bo profity zwykle nie rekompensują braku spokoju ducha, który się z daną funkcją wiąże.

Czy wrzucenie do tekstu Atuina i słoni sprawiło, że szort zamienił się w bardziej lekkostrawny, bo nawiązujący do autora powieści humorystycznych? Nie. Jest ciężko, a humor w żaden sposób w moim odczuciu nie zagrał, bo motyw humorystyczny staje się przyczyną śmierci bohatera.

Podobało mi się i kliknąłbym biblio, gdyby było trzeba, ale nie trzeba :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Dyskusja ciekawa, choć niewiele z niej rozumiem :P

Sam szort zaś dobrze napisany, ale w ogóle mnie nie ruszył. To znaczy: tak, spełnił swoją funkcję dydaktyczną, bo ostatnie czterdzieści minut spędziłem na czytaniu o myślowych eksperymentach epistemologicznych i innych takich, więc jakąś wartość posiada. Mój problem jest taki, że choć te zagadnienia są ciekawe, to nie mam ochoty zagłębiać się w rozwazaniach, wystarczy mi ślizganie się po ich powierzchni, tak jak Twój tekst się po nich ślizga. No to czym jest to filozoficzne zombie? Zadałeś pytanie, zmianą narracji niby coś pokazałeś, ale niczego nie wyjaśniłeś – zakładam oczywiście, że to ja jestem za głupi, żeby to wyjaśnienie dostrzec, jeśli ono jest.

Czy ostatnie pytanie Daniela, który był poddany amputacji subiektywnych doświadczeń to część próby pokazania, że Daniel zatracił świadomość siebie? Bo on pyta "Może spróbuj jeszcze raz?", co jest skierowane do Tomka, a przecież nie Tomek, a Daniel próbował raz i pytanie chyba powinno brzmieć "Może spróbuję jeszcze raz?".

Z filozofią nie mam za wiele wspólnego, bliżej mi do rzeczy przyziemnych, więc chciałbym się też dowiedzieć, czym, do diaska, są świrki? Wiem co to mufa, nypel, cyband, torx, spax, zimering, isostat i wiele innych, ale o świrkach w życiu nie słyszałem.

Pozdrawiam serdecznie 

Q

Known some call is air am

No, zrobiło na mnie wrażenie pięknie stylizowanym językiem, świetnie budującym klimat i pasującym do tego typu opowieści. A opowieść ciekawa, bo nie dość, że jej pustynne tło na myśl przywodzi opowieści z tysiąca i jednej nocy, to i narracja, poprzez wysoką plastyczność opisów, pasuje do baśni lub legendy.

Co do zakończenia, to zrobiłeś nim dokładnie to, czego nie wolno robić, czyli zastosowałeś chwyt “a to był tylko sen”, który psuje opowieść i stawia czytelnika na pozycji frajera. O ile w dziewięćdziesięciu dziewięciu przypadkach na sto, ten zabieg tak właśnie działa, to Twój przypadek jest tym setnym, wyjątkiem od reguły. Naprawdę nie rozczarowałem się ani odrobinę z powodu takiego zakończenia, a normalnie bym sarknął, a pewnie i bluznął. A tu nic, tylko satysfakcja z przeczytania dobrze napisanego szorta.

Oczywiście klikam bibliotekę, bo Twój utwór na nią zasługuje.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Cześć, Golodhu!

Jeśli chodzi o samą fantastykę, to nie mam wrażenia, żeby pełniła funkcję dekoracyjną; przestrzeń kosmiczna wybitnie współgra tu z tematem samotności imho.

No właśnie :) Mnie też to bardzo pasuje, tym bardziej, że na ratunek w takim środowisku trudno liczyć – no, chyba, że to space opera.

To, że nie da się określić, czy obcy jest, czy go nie ma, i to tylko paranoja bohatera, jest jak najbardziej celowe.

Dzięki za wizytę, komentarz i TAKa :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Jasne, Caernie, rozumiem potrzebę napisania czegoś lżejszego – pojawia się koncept, w którym nie grzebie się zbyt głęboko, bo na powierzchni wszystko się spina. Ale podtrzymuję swoje zdanie – potrafisz o wiele lepiej, co już niejednokrotnie nam udowodniłeś :) 

Known some call is air am

Hej :)

 

Podpisuję się pod komentarzem Radka. Zaskoczyłeś mnie zakończeniem, tym spacerowaniem obcych w parach – to ciekawa wizja, jak spacer dwójki zakochanych przez skansen pozostały po xenoformowaniu planety :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Ja tylko pozostawię ślad, że przeczytałem i jestem pod ogromnym wrażeniem rytmu Twojego utworu. Już nie raz mówiłem, że poezja nie dla mnie, więc i ten utwór jest nie dla mnie, ale potrafię docenić umiejętność podania fabuły w tak złożonej i pięknie wycyzelowanej formie.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Hej.

 

W zasadzie od pierwszych zdań dajesz do zrozumienia, że chodzi o ciążę. Określenie pasożyt dla płodu jest z typu tych nie do przyjęcia, a biorąc pod uwagę obecną inbę o słowa dr Orawiec na Kanale Zero, w programie Mazurka, to od razu rzuca się w oczy jego kontrowersyjność. Mnie to nie przeszkadza, ale pewnie masz świadomość – Staruch przykładem – że może zostać źle odebrane.

Kosmos, statek i otoczka sf to w zasadzie wyłącznie tło, które mogłoby być jakiekolwiek inne, bez szkody dla fabuły. Czyli jest pretekstowe.

Ja Twoje dzieło odbieram, jako próbę zabrania głosu w dyskusji na temat aborcji, świadomego rodzicielstwa i wszelkich ruchów związanych z tym tematem. O ile wydźwięk początku jest wyraźnie skorelowany z postulatami lewicy, z tym, czego ona chce i jak bardzo ma zamiar ingerować w obowiązujące ustawy, o tyle końcówka leży na drugim końcu spektrum, obok ruchów pro-life. Nieraz już słyszałem różne opowieści, będące przykładami podsuwanymi przez działaczy pro-life o tym, jak to pewna kobieta chciała usunąć, ale nie usunęła i teraz jest szczęśliwą mamą – zawsze mam problem z tymi przykładami, bo nigdy nie wiadomo ile w nich prawdy, a ile wymysłów przytaczanych na potrzeby propagandy własnego punktu widzenia.

Ta opowieść mi właśnie konstrukcją przypomina tego typu opowieść – oczywiście oprócz tego, masz tutaj całkiem przyzwoicie napisany kawałek opowiadania, a bohaterka jest dość wiarygodna, mocno podkreślone emocje przydają jej realności. I to z jednej strony dobrze, a z drugiej źle. Czemu? Już wyjaśniam: opisana przez Ciebie przemiana wewnętrzna bohaterki, która najpierw ma pasożyta, chce go usunąć, a potem ma już dziecko i chce donosić ciążę, dokonuje się bardzo szybko. Przez to tempo traci wiarygodność. Ale to tempo przydaje wiarygodności postaci, która jawi mi się jako młoda – niedoświadczona życiowo, może trochę naiwna, może idealistycznie nastawiona do rzeczywistości – dziewczyna. Przemiana dokonuje się nie tylko szybko, ale również pod wpływem emocji, a nie racjonalnego rachunku sumienia. To również przemawia na korzyść postaci. Ale przeciw trwałości przemiany, bo ma ona bardzo wątły fundament.

No to tak: jeśli sporzę na Twój tekst, jak na taką a’la propagandową historyjkę, to wychodzi on słabo. Tylko, że ja wolę na niego patrzeć od strony postaci, a pod tym kątem jest jak najbardziej na tak, pomimo, że przy tym spojrzeniu gdzieś ucieka clou, gdzieś gubi się celowość opowiedzianej historii.

Niemniej jednak powiedzieć muszę, że napisałaś to nieźle, czytało się gładko. Pozwolę więc sobie kliknąć bibliotekę i na koniec pozdrowić serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Dzięki wielkie za gratulacje, dzięki dla Loży, zarówno za TAKi i NIEty, dla Dyżurnych i wszystkich tych, którzy przeczytali to opowiadanie. Gratuluj również nominacji Amonowi, cezaremu, Radkowi i anonimowi. Dzięki raz jeszcze :)

Known some call is air am

Ludzie różnie reagują na stratę, więc mnie to akurat nie przeszkadzało. Sam pewnie napisałbym w podobnej sytuacji krótkie "k***a". 

Known some call is air am

Fajne, nieźle napisane, ciekawa forma. W zasadzie to moge podpisać się pod opinią Starucha, bo to niby ograny pomysł, a jak widać da się z niego jeszcze coś wycisnąć.

 

Pozdrawiam serdecznie i klikam :)

Q

Known some call is air am

Hej!

 

Jest dosyć gęsto i też pomyślałem sobie, że koleś nie żyje. I w zasadzie mogę tak nadal myśleć, bo zakończenie nie mówi niczego, co tę domniemaną nieżywość bohatera negowałoby. Więc tak – jeśli bohater nie żyje, to całość nie jest może odkrywcza, ale napisana całkiem, całkiem. A jeśli bohater jednak żyje, a clou jest gdzie indziej, to opowieść jest nadal napisana całkiem, całkiem, a ja nie wiem o co chodzi :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

No i wszystko jasne :D A ja myślałem, że idziesz w gruby trolling, heh.

Known some call is air am

Gratsy, Bardzie :) 

Known some call is air am

No i zdarzy się bodaj pierwszy raz, że będę pod Twoim tekstem, Caernie, mocno narzekał ¯\_(ツ)_/¯

 

Jak wyżej napisał Staruch – sprawność pisarska jest. I to całkiem spora, powiedziałbym, bo to jest naprawdę dobrze napisany szort. I to w zasadzie tyle. Bo dalej mamy Salcesona, dla którego asumptem dla zostania Rafim okazała się chęć przeciśnięcia się przez wąską szczelinę, gdzie spoczywali kosmici. I ja bym to nawet łyknął, bo w sumie czemu by nie? Nie jest to może jakiś niesamowity pomysł, ale mozna by go kupić, gdyby nie jedna sprawa – światła. Skoro światła potrafią latać, a nawet rozbłyskiwać flarą, która robi jakieś czary – mary i rzeczy znikają, to na jaką cholerę był im potrzebny Rafi? No dobra, to załóżmy, że z jakiegoś powodu nie mogły sie do tych szczątków dostać – to w takim razie dlaczego, jeśli już miały kogoś do pomocy wybrać, wybrały jego, grubego salcesona, który musiał dopiero schudnąć, żeby im pomóc? Bo wlazł w tę dziurę? No, OK, wlazł w dziurę, uciekając przed kolegami. Koledzy nie widzieli nigdy tych świateł? Tutaj się zbyt wiele rzeczy dzieje bo ponieważ, przez co tekst naprawdę mi nie siadł, pomimo bardzo ładnych, ciągnących go w górę zdań, świadczących o dobrym warsztacie autora.

 

Przepraszam, Caernie, ale fabularnie to jest poniżej Twoich umiejętności.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Bo zarówno Ty, jako Autor, jak i my, odbiorcy, sięgamy wgłąb siebie z pozycji ciepłego fotela. A to zmienia sposób postrzegania.

Pełna zgoda, ale skoro mamy ten komfort, to czemu nie? :) Nie wiem jak to działa u innych, bo kiedy ja czytam coś, co mam mnie przestraszyć, zastanowić, rozbawić, sam stawiam się w sytuacji postaci, przykładam najbardziej zbliżone własne doświadczenie i nierzadko udaje mi się przez to wywołać u siebie konkretne wrażenie, tylko musi iść za tym to, co czytam, bo jeśli rozrzut pomiędzy tym co pisze autor a tym, co ja chcę czuć jest zbyt wielki, to i tak nic z tego nie wyjdzie.

 

Wątek rozmów z piłką, której “twarz” to odbita dłoń umazana od krwi – jest genialny. Tak właśnie widzę człowieka skazanego na samotność do końca życia. Gdyby Hanks zamiast rozmawiać z piłką, leżał na plaży i rozmyślał o samotnym drzewie na pustyni albo o bezkresnej bieli Antarktydy, byłby dla mnie znaczenie mniej wiarygodny.

Też racja, tylko położenie Hanksa z filmu nie jest tak beznadziejne jak położenie protagonisty z tego szorta – o wiele mniej zagrożeń i jakaś szansa na ratunek. Choć to chyba akurat działa na korzyść Twojego podejścia :)

 

Nie znaczy, że nie można poprowadzić opowiadania tak, jak napisałeś, ale paradoksalnie, rozmyślania Twojego bohatera widzę prędzej w sytuacjach, z których jest wyjście.

No, własnie o tym mowa :) I nie ma tutaj żadnego paradoksu.

 

Nie zrozum mnie źle, Outta, nie staram się udowodnić, że “ja mam rację”. Raczej chcę przedstawić swój głos w dyskusji, jak wygląda według mnie, a jak nie wygląda wiarygodny bohater – i jak duże znaczenie ma (właśnie) sposób prowadzenia narracji i fabuły. W powyższym przypadku – wolałbym czyny, zamiast rozmyślań.

Aye, jasne, że rozumiem, że dyskutujemy, a nie próbujemy wtłoczyć na siłę sobie do głów własnych punktów widzenia. Dlatego tak bardzo cenię sobie Twoje rady.

 

Dzięki, Darconie i pozdrawiam serdecznie!

Q

Known some call is air am

To dobrze, Heskecie, że masz zdrowe podejście i dystans – dzięki temu łatwiej się rozwijać :)

Known some call is air am

Nie chciałem tutaj fajerwerków, bo ani miejsca, ani okazji.

Takim tekstom fajerwerki szkodzą, więc dobrze, że ich nie ma :)

Known some call is air am

Hej!

 

No, źle nie jest, ale też nie jakoś bardzo dobrze. Masz w tekście kilka potknięć, jakieś literówki, ale to akurat nie problem. Bardziej skupiłbym się na tym, czym chcesz mnie przestraszyć i w jaki sposób to zrobić, bo – choć sprzyja godzina, a ja bardzo chciałem poczuć jakiś dreszcz – nie zostałem przestraszony.

To COŚ jest OK, w nim drzemie potencjał do straszenia, w jego obecności i na końcu w jego sile, tylko, że narrator pierwszoosobowy sam zbyt sucho, zbyt mało emocjonalnie podchodzi do tego CZEGOŚ i jego obecności – nie czuję tej gęstej atmosfery, którą życzyłbym sobie poczuć. Momentami ten wewnętrzny monolog protagonisty przypomina sprawozdanie z uświadamiania sobie pewnych rzeczy. Na ogół lubię takie zabiegi jak poznawanie siebie, jednak tutaj to wyszło zbyt sucho, żebym po lekturze był kontent.

To nie jest zły tekst, mógłby być nawet niezły, gdyby doszlifować go tu i ówdzie, a tak pozostaje przeciętny na tle portalowej twórczości nie pozostanie w mojej głowie na dłużej. Oczywiście to tylko moja opinia podparta odbiorem po lekturze o drugiej w nocy, więc się nie przejmuj zanadto :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Popieram Ślimaka – bez żadnych kresek, kropek czy kółek :)

 

Schlałem się na umór i przetańczyłem całą noc. Wspólnie z moimi przyjaciółmi elfami…

 

;)

Known some call is air am

Hej.

 

No, ja miałem jak Żongler – od początku poidejrzewałem, że ktoś tutaj umarł i kiedy tylko pojawiła się wzmianka o dziecku, wiedziałem od razu kto i dlaczego. Jak zwykle u Ciebie, kiedy poruszasz trudne tematy – a tutaj mamy poczucie winy, w dodatku uzasadnione – tekst jest spokojny, a jednocześnie podskórnie odczuć można kipiące emocje, boleśnie uwierające napięcie, odczuwane przez protagonistkę. Nie wiem jak to lepiej ująć, więc może tak – emocje są tutaj zimne i obojętne, jak mgła i górskie echo, ale ten chłód nie wynika z braku umijętności przekazania uczuć, tylko dlatego, że emocje tego typu, te, o których piszesz, właśnie takie są: to wyziębiony granit, którego nie sposób rozbić, a którego ciężar przygniata pewnością istnienia, nieusuwalnym konkretem, który zginać Cię będzie każdego dnia do ziemi i nigdy się od niego nie uwolnisz.

Ładny szort.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Nawet przyjemne, choć pewnie nie zostanie w pamięci na dłużej.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Cześć, Darconie, fajnie, że wpadłeś i przepraszam za opóźnienie w odpowiedzi, ale ten tydzień był jak z koszmaru i jedyna aktywność na NF, na jaką miałem czas, była związana z betami Marasa i Rafaela.

No, ale w końcu odpowiadam.

 

studium psychologiczne samotnego człowieka, które raz, że Ci się udało, i drugi raz, że upchnąłeś to w niewielkiej ilości znaków

Bardzo mnie cieszy taka ocena :)

 

Wchodzisz pytaniami (narrator czy też bohater) niejako w interakcję z czytelnikiem, jakbyś szukał dialogu, a “najgorsze” (wziąłem w cudzysłów, żeby nie zabrzmiało tak dramatycznie) – owymi “my” szukasz potwierdzenia u czytelnika, przytaknięcia.

Rozumiem uwagę, natomiast muszę powiedziec, że to jest celowe. Nie tyle szukam potwierdzenia, co chcę, żeby czytelnik przyłożył to co napisałem do własnych doświadczeń, do tego jakie emocje i skojarzenia wywołują u niego sytuacje, o których mówi bohater. Myślę, że część z nich jest dość uniwersalna, a próba wymuszenia na odbiorcy sięgnięcia w głąb siebie ma na celu wywołanie konkretnego wrażenia.

 

Chcę go bezwstydnie podglądać, samemu będąc niezauważonym, patrzeć na jego najintymniejsze chwile, aż jego emocje i mi się UDZIELĄ.

No i właśnie w ten sposób chcę, żeby te emocje się udzieliły – poprzez skorelowanie tego, co czuje bohater z tym, co mógłby/może odczuwać odbiorca, jeśli się nad tym zastanowi. Kiedy kogoś podglądamy też możemy przecież empatyzować z osobą podglądaną, a im lepiej wiemy co czuje, jak widzi rzeczywostość wokół ten podglądany, tym mocniej jego stany emocjonalne będą rzutować na podglądającego.

 

Bo ja nie wiem, jak je nazwać. Ale jeśli bohater je zobaczy, i zobaczy to wszystko, o co zapytałeś, ten przenikliwy chłód i mróz na Antarktydzie, gdy dostanie dreszczy z zimna, a z oddechu pójdzie para i pojawi się szron na ustach – wtedy to co innego, wtedy może i ja to zobaczę.

Tylko ja nie chcę, żeby odbiorca skupiał się na zimnie, na dreszczach, na buchającej z ust parze – on ma się skupić na samym, nieruchomym obrazie, na tym jakie emocje wzbudzi u niego. Samotne drzewo na środku pustyni wydaje się być nie na miejscu, bo po co tam ono? Samotny człowiek pośród białej pustki Antarktydy też jest nie an miejscu, to nie jest jego środowisko. To czysta unikatowość na tle niepasującego do obiektu krajobrazu, cała reszta, czy to zimno, czy spiekota, czy zalegająca cisza, to są bodźce, które nie są tutaj potrzebne, bo uzupełniają samotność, a mnie o samą, czystą samotność chodziło. Nie wiem, czy wyraziłem się jasno – jakby co, pytaj :)

 

Raz jeszcze dziękuję za kolejne cenne wskazówki i za to, że znalazłeś chwilę dla tego szorta :)

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Trzecie prawo papierosa: w trakcie imprezy, niezależnie od ilości popielniczek na stole, część popiołu zawsze znajdzie się poza popielniczką.

Known some call is air am

Hej!

 

@Edwardzie

 

Podobała mi się niejednoznaczność bo mimo względnie jasno opisanej końcówki ja to bardziej odczytywałem jako omam bohatera niż faktycznie złego obcego atakującego bohatera. :)

Możesz to tak odczytywać, ta ścieżka jest równie dostępna, jak ta dosłowna.

Cieszę się, że szort przypadł Ci do gustu.

 

@Krokusie

 

Rozważania nad obcością (ten konkurs był rok temu!) to nie moja bajka, ale bardzo fajnie wpasowałeś je w końcówkę. Miałem obawę, czy nie będą samymi rozważaniami dla rozważań, ale bardzo ładnie to domknąłeś.

No, i w tamtym konkursie mi nie poszło, bo odniossłem się w nim do chrześcijaństwa, a tu sami heretycy ;) Cieszy mnie, że tak to widzisz, bo mam tendencję do rozważań dla samych rozważań, jednak staram się tego unikać w pisanych opowiadaniach, a nawet zdarza mi się usuwać przed publikacją takie motywy :)

Fajnnie, że wpadłeś i cieszę się, że tekst przypadł Ci do gustu.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

To trzeba było dodać jakieś didaskalia, jakieś "rzuciła/syknęła z przekąsem/pogardą" czy coś :) No, ale tutaj przeszkadzał Ci limit, co dopiero teraz sobie uświadomiłem. 

Known some call is air am

 

 

Bardzo ładnie napisane. Użyłbym określenia “czysto”, bo jakoś mi pasuje do Twojego szorta, Realucu. Wszystko masz poukładane, cegiełki pasują do siebie, budynek wychodzi schludnie i równo – dobra robota.

Mam jednak też pewną uwagę: w tym równym pisaniu są fragmenty, które nieco odstają od reszty, a konkretnie o dialogi mi chodzi. Sposób wypowiedzi postaci zdaje się momentami sztuczny, zbyt wygładzony. Podam przykład:

 

– Teraz widzisz, doktorze, z jakim przekleństwem przyszło mi żyć?

Tutaj najbardziej boli ten wtręt “doktorze” – ja wiem, do kogo ona się zwraca, nie musisz mi przypominać, a ona też wie do kogo gada, w dodatku jest wzburzona, więc to brzmi sztucznie.

 

Mi się, więc klikam.

Pozdro :)

Q

Known some call is air am

No, OK. To mamy ciąg dalszy, coś się zaczyna dziać, ale to nadal za mało, bo wciąż nie wiemy kim jest iluzjonista, czym jest przestrzeń w kapeluszu, gdzie się podział połknięty koleś, czemu wszyscy idą za iluzjonistą. Będzie to dalej ciągnął? Bo zrobiło się ciekawiej, a ja nadal nie wiem co chcesz mi opowiedzieć.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

No to tak: nieźle napisana scenka, która mogłaby być wstępem do czegoś większego, bo na razie nic z niej nie wynika za bardzo. Napięcia nie odczułem żadnego, końcowa scena groteskowa, ale nie straszna, choć ma potencjał.

Teraz widzę, że dorzuciłeś ciąg dalszy. Zaraz obczaję :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Hej, Reg :) 

 

Fajnie, że tu zajrzałaś :) Cieszy mnie, że tekst przypadł Ci do gustu. To opowiadanie, które niedawno czytałaś, to w którym mieszam czasem, dzieje się w tym samym świecie. W zasadzie to jest to typowy settingi heroic, który stworzyłem na potrzeby niniejszego tekstu, ale uznałem, że opowiadania w konwencji heroic fantasy, będę w nim osadzał, żeby nie bawić się od zera w światotwórstwo, skoro mam już jakieś podwaliny :) 

Babole zostaną poprawione dzisiaj po południu. 

 

Pozdrawiam serdecznie 

Known some call is air am

Przeczytałem.

 

Pierwsze,co rzuciło mi się w oczy, to gęstość zdań, które budujesz. Brak skupienia przy czytaniu na pewno odbiłby się na podążaniu za fabułą, bo naprawdę dużo informacji wrzucasz w niektórych zdaniach. Początkowo mnie to męczyło, ale tak gdzieś około jednej piątej tekstu przyzwyczaiłem się i poszło z górki :)

Fabularnie odkrywasz karty powoli, na przestrzeni całego tekstu. To mi się podoba, bo utrzymuje zaciekawienie. Sama zaś fabuła jest niezła, choć prawdę rzekłszy jakoś mocno mnie nie porwała. Doceniam wstawki, które są przebitkami dzisiejszej polityki, nastrojów społecznych, bieżących problemów poruszanych w mediach, czy niedawnych wydarzeń, które miały – i nadal mają – wpływ na kształt otaczającej nas rzeczywistości. Próbowałem w trakcie lektury znaleźć odpowiedź na pytanie, kogo Twój tekst szczególnie piętnuje, jakie grupy społeczne, jakie wydarzenia, z kogo/czego wyraźnie drwi, ale nie dałem rady – obrywa się w zasadzie wszystkim, gorzka satyra nie wybiera celów jak snajper, raczej sieje gęsto spostrzeżeniami jak amerykański GAU-8/A Avenger, wystrzeliwujący 3900 demokracji na minutę ;)

ZAkończenie dla mnie jest bardzo w porządku – autodestrukcja narodu, ciągnąca za sobą autodestrukcję ludzkości. Oczywiście z małym haczykiem na poziomie dwudziestu procent.

Ogólnie to mi się podobało, więc klikam bibliotekę.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

@Asylum

 

Tylko z nimi nie przesadzajmy, tj. hamletyzowaniu, babraniu się.

Będę miał na uwadze :)

 

@BK

 

No, to teraz wszystko jasne :)

Zaś jeśli chodzi o szorta, to nie trzeba tych ostatnich zdarzeń odczytywać dosłownie – tam wcale nie musiało być fizycznej manifestacji obcej istoty/statku kosmitów. Jak zauważył wcześniej Ślimak, zakończenie można odczytywać tak, że żadnej istoty tam nie ma, są tylko urojenia bohatera, który oszalał z powodu samotności i braku nadziei na ratunek. Zresztą, odczytasz jak Ty chcesz, ja to tylko napisałem :)

Raz jeszcze dzięki za odwiedziny i za doprecyzowanie wypowiedzi :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Tak, Tarnino, masz rację, ale zobacz ten skecz, który podlinkowalem, ten o braciach Pirania. Tam pada nazwisko Kierkegaarda :) 

Known some call is air am

Cześć, Rybaku :)

 

Fajnie, że wróciłeś na portal i fajnie, że zajrzałeś do mnie :)

 

Czy prawdopodobne? Bohater to bardziej poeta niż astronauta. Astronauci bardziej pasują mi tacy jak w "Marsjaninie" lub "Apollo 13". I specjalnie się ich dobiera, by tacy byli. Mega pragmatyczni. Rozwiązujący kolejne problemy. Rzeczowo do bólu. Od dylematów egzystencjalnych trzymający się z daleka.

Może w tej misji był im potrzebny poeta ;) No i to by tłumaczyło, dlaczego on przeżył – reszta, pragmatyczna do bólu, próbowała rozwiązać problem i ginęła jeden po drugim, a panu poecie nic się nie stało, bo on problemów nie rozwiązywał :P

 

Dziękuję bardzo za podzielenie się opinią i pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Cześć, BK :)

 

Myślałem, że będzie to tekst o samotności, o pustce, która doprowadza do szaleństwa, takiego szaleństwa drobnych rzeczy, kiedy dźwięk unoszącej się w nieważkości wiertarki sprawia, że nie wychodzisz z kabiny przez trzy dni.

Poniekąd tak właśnie jest, ale bohater jeść musi i dlatego wyłazi z kabiny co jakiś czas, żeby uzupełnić zapasy.

 

Statek obcych, hebanowe macki – moim zdaniem wszystko jest lepsze od samotności; namacalny strach jest stokroć gorszy od tego wyobrażonego, urojonego.

Czy statek obcych jest lepszy od samotności? Dla bohatera już tak. Bo to nie chodzi o to, że on się nie boi – on jest nadal przerażony, ale również zmęczony tym strachem, więc wszystko, nawet śmierć, , jest dla niego lepsze od męczącego, wysysającego siły i chęci istnienia strachu.

 

No i nie do końca też zrozumiałem, o co Ci chodzi z tym co Ci “psuje” tego szorta – ten namacalny strach? Bo piszesz, że on jest gorszy od urojonego – to źle, że on się pojawia? Czy jednak dobrze. Wybacz, ale albo ja już nie myślę dzisiaj i nie potrafię dobrze zinterpretować Twoich słów, albo nie wiem o co kaman :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

Known some call is air am

Jesteśmy przypadkiem, nie żadnym umyślnym tworem. Takie jest moje zdanie.

A co do imion – Ślimak ma rację. Ale jest tutaj też pewien haczyk – nazywamy rzeczy, żeby je opisywać i zrozumieć. Nie da się zrozumieć ani opisać, bez wdawania się w jakieś konkretne szczegóły, niczego. Weźmy zwykłe krzesło – ktoś Ci mówi, aby podać krzesło, to podajesz krzesło, bo wiesz czym krzesło jest. Z imionami bóstw jest podobnie – ludzie nadali im imiona, do tych imion przypisano konkretne wierzenia, podpięto wizerunek, opisano atrybuty, dołączono dziedziny. Po co? Bo jeśli przed walką morską jakiś wikiński woj modlił się do Aegira i ktoś by go zapytał, do kogo się modli, to ten odpowiadał, że do Aegira i było jasne czemu. Nadawanie nazw i imion jest potrzebne do komunikacji, a w przypadku nadnaturalnych wyższych bytów, dzięki nadaniu im imion, przybliżamy je do siebie, wspomagany w ten sposób próbę ich zrozumienia, bo w jakims stopniu sprowadzamy je do naszej natury.

A tak w ogóle to to nie jest opowiadanie ¯\_(ツ)_/¯

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Nope. Poezja, w dodatku pozbawiona rymów, to jednak nie moja bajka.

Known some call is air am

Nowa Fantastyka