Profil użytkownika


komentarze: 113, w dziale opowiadań: 113, opowiadania: 43

Ostatnie sto komentarzy

Fajny prolog. W sam raz. Klimatyczny ale bez technologicznych udziwnień. Myślę, że to ruch w dobrą stronę :)

@Kościan

 

 

– O, widzę, że edytowałeś tytuł i dodałeś prolog. Myślę, że to ruch w dobrą stronę :)

 

 

Piloci latali na czuja, opierając się na kompasach, mapach złożonych w kostkę i czystej intuicji.

 

– No cóż… Zależy gdzie oko przyłożyć do tego słonia :) Technika z początku II WŚ była o klasę wcześniejsza niż ta z końca wojny. Na początku wojny wiele samolotów jeszcze nie miało nawet radia pokładowego np. polskie samoloty. To była jedna z wielu nowinek technicznych jakich polscy piloci uczyli się dopiero w UK. Podobnie jak chowane podwozie już dominowało ale nie wszędzie. Ale w trakcie a zwłaszcza pod koniec wojny pojawiały się już maszyny wyposażone w radar. Zwykle jednosilnikowe myśliwce były zbyt małe aby go gdzieś zmieścić ale juz dwusilnikowe albo bombowce jak najbardziej bywały wyposażone w radar. Pod koniec wojny technologie już były podobne do tych z wojny koreańskiej, mógło się różnic ich nasycenie. W 1945 odrzutowce już były ale względem maszyn tłokowych to wciąż był margines. To samo ze śmigłowcami. Raczej technologie jakie pod koniec II WŚ były nowością i hi tech stały się w wojnie koreańskiej standardem. Ale system już był, planowanie nalotów, lotów na wymiatanie, współpraca z obsługą naziemną radarów, zaplecze techniczne, lotnictwo już wtedy było najbardziej zaawansowaną technicznym rodzajem wojsk, zresztą do dziś tak jest. Era romantycznych pojedyków myśliwców to ja bym raczej uznał I WŚ. Ale to moja opinia na ten temat. Jeśli uważasz, że tak jak jest bardziej Ci pasi do koncepcji podkreślenia różnic pomiędzy poszczególnymi konfliktami i generacjami lotnictwa to szpoko, nie mam z tym problemu :)

 

 

 

W tym nowym świecie zrodził się jego król – MiG-15. Zbudowany według nowej logiki – nie piękna, lecz przewagi – z cienkimi, skośnymi skrzydłami, krótkim kadłubem i niespodziewaną zwrotnością.

 

– No nie wiem czy to taki król :) W moim dczuciu Sabre i MiG to dość równorzędne maszyny jak Me-109E i Spitsfire I z 1940. Raczej zależało od farta, lokalnej sytuacji, współpracy ze służbami naziemnymi i doświadczenia i szczęścia pilota. No ale to moje odczucie. I jak celem jest pokazanie zagrożenia ze strony przewagi technologicznej ZSRR no to rozumiem skąd taki opis. Tak tylko mówię swoją opinię :)

 

 

 

Ale przecież leżał w ciepłym łóżku, w przytulnej kajucie dla pilotów z VMF-311 Marine Attack Squadron na pokładzie USS Essex.

 

– No i z taką nazwą to od razu wygląda jak sqadron szturmowy Marines :)

 

 

Przed nim wyłoniła się postać sierżanta szarpiącego go za uprząż spadochronu desantowego w otwartych drzwiach transportowca Lisunow Li-2D, radzieckiej licencyjnej adaptacji sławnego Douglasa DC-3, sunącego nisko wzdłuż koryta rzeki, ponad spowitą mrokiem obcą ziemią.

 

– Myślę, że ta amerykańska nazwa oryginału ma szansę być bardziej rozpoznawalna co to za maszyna :)

 

– Warren Kessler. CIA. Far East Division, Special Operations Section.

 

– Myślę, że też wygląda bardziej amerykańsko niż polskie tłumaczenie. 

 

 

Maszyna była zatankowana, gotowa do lotu o świcie, kiedy to Borodin miał odbyć rutynową inspekcję garnizonów we wschodnim sektorze obwodu. 

 

– O, i sprytnie z tego wybrnąłeś :)

 

 

– Ogólnie widzę, że wprowadziłeś sporo poprawek. Myślę, że to wyszło na dobre tekstowi. I ode mnie chyba tyle. Powodzenia przy kolejnych opowiadaniach :)

 

@Zołza007

 

m, napisałeś; ale w zerwaniu z przemocą fizyczną nie ma absolutnie niczego idealistycznego, o ile nie jesteś Pinkerem. Jak autor pokazał w bardzo krótkim czasie, w jego świecie brak przemocy fizycznej oznacza jedynie bezbronność zwykłych ludzi wobec przemocy władzy. To jest dystopia, nie utopia i jest tak daleko od idealistycznego świata, jak dzisiaj Rosja czy USA. 

 

– Mnie samo zerwanie z przemocą wydaje się idealistyczne. I raczej nierealne do wykonania. Przemoc jest starsza niż homo sapiens, niż ssaki i wielokomórkowce. Jeśli za przemoc uznać drapieżnictwo to jest przynajmniej tak stare jak pierwsze drapieżniki. Czyli edikar i kambr minimum, licząc już od wielkokomórkowców. Przemoc jest wdrukowana w organizmy żywe a my, homo sapiens jesteśmy tylko końcówką ewolucji jednej z gałęzi życia. Nasza cywilizacja to jeszcze młodsze dzieja a współczesne liberalne wartości jakie skłaniają do ograniczenia przemocy to niecałe 100-200 l. Tak głęboko psychiczne, biolgicznie i fizycznie siedzi w nas przemoc. Dlatego za nierealne uważam jej wyrugowanie. To właśnie jest dla mnie idealistyczne – pomysł, że mogą funkcjonować ludzie co w ogóle nie znają przemocy. Ten konkretny aspekt wizji przedstawionej w tym opowiadaniu wydaje mi się zbyt utopijny aby traktować ten tekst dosłownie.

 

Abym mógł mieć wewnętrzne przekonanie, że takie coś jest możliwe, musiałoby mieć miejsce stosowanie jakiejś hipnozy, ostrego wychowania, farmakologii co otumiania umysł więc zmniejsza tendencje do agresjii, jakieś czipy kontrolujące umysł i wolną wolę, wówczas mógłbym uznać, że takie mechanizmy są w stanie wytłumić ogólną tendencję do stosowania przemocy przez ludzi. To by mogło spełniać moje wewnętrzme, subiektywne poczucie realizmu. Nic takiego w tym opowiadaniu nie występuje, to kwestia jedynie wychowania. 

 

 

– Natomiast zgodzę się, że w przyszłości dalej panuje januszex. Też miałem takie wrażenie o tym szefie, że chyba się urwał z Polski i w przyszłości januszex wciąż ma się dobrze :) Tylko zapomniałem o tym napisać w pierwszym poście.

 

 

 

@Skryty

 

 

Ale właśnie o to chodzi w tym tekście, że się nie da :D Ucieczka od przemocy jest złudna, bo chwilowa. W pewnym momencie zostanie przełamana.

 

– No da się :) Tak to jest przedstawione w tekście, że ludzie nie znają przemocy póki młody archeolog nie odkopie artefaktów z przeszłości. Więc dla mnie wniosek jest taki, że gdyby nie odkopał to dalej by ludzkość nie znała przemocy. Co prawda nie jest chyba powiedziane ile konkretnie trwała “era zapomnienia” ale biorąc pod uwagę reakcję na wiersz i czytniki pamięci to wygląda, że wypadałoby liczyć czas w pokoleniach jakie nie znały przemocy. To zaś stwarza wrażenie, że ludzkość może się obyć bez przemocy. Mówię jakie ja wyciągam wnioski z Twojego opowiadania. 

 

Cały czas myślałem o jednym. O braku przemocy. Zrozumiałem, że w moim świecie jej nie ma.

Cofnąłem się myślami. Czy miałem kiedyś kontakt z fizycznym okrucieństwem? Nie, nawet w dziecięcej szkole nigdy nie dostałem, ani nie dałem kuksańca.

 

– Widzisz? Dla postaci przemoc to coś tak abstrakcyjnego, że póki o niej nie przeczytał to nawet nie wiedział, że coś takiego istnieje. I nie jest to jakaś aberacja tylko norma społeczna. A te nie powstają z dnia na dzień ani nawet z roku na rok. 

 

 

 

 

 

@Koscian

 

– Szpoko, nie ma sprawy. To Twoje opowiadanie i działaj w nim jak uważasz. I tak nie zadowolisz wszystkich. Ważne aby autor miał wewnętrzne przekonanie, że rzeczy się dzieją wedle spójnej w danym świecie logiki. Ja subiektywnie uważam, że wydarzenia w tym opowiadaniu dzieją się wedle filmowej logiki i są naciągane. Ale jeśli mimo to tworzą dobrze napisaną i przedstawioną historię to jestem w stanie to przełknąć. Jak z “Top Gun” i wieloma takimi filmami. No sensu to zbyt wiele nie ma ale są kozackie samoloty pokazane w kozacki sposób a to jest dla mnie najważniejsze w tym filmie :) 

Notabene nie wiem co takiego idealistycznego widział w tym świecie przedstawionym Pipboy79 i aż boję się myśleć co jest w jego oczach realistyczne. 

 

– ???? No przecież napisałem czemu uważam świat przedstawiony za idealistyczny:

 

Zbyt idealistyczny aby mnie przekonał. Nie wierzę, że da się wyrugować z homo sapiens złość, strach czy przemoc. Są zbyt pierwotne. Zapewne można je ucywilizować i rozwój ludzkości daje nadzieję, że dialog coraz częściej będzie zastępował przemoc. Ale nie przekonuje mnie wizja, że da się je całkiem wyrugować jak w tym opowiadaniu.

 

 

– Właśnie dlatego uważam przedstawioną wizję za na tyle abstrakcyjną, że nie traktuję jej zbyt dosłownie tylko jakąś idealistyczną imaginację jaka nie ma szans się ziścić w praktyce. 

 

– A co uważam za realistyczne? A np. to, że samolot na pusto waży 4,5 t a załadowany paliwem, rakietami, amunicją, bombami waży 8,5 t. Ale jak się wypstryka z bomb, rakiet i ammo oraz wraca na oparach to jego masa będzie bliższa tej pierwszej wartości niż tej drugiej. To to uważam za realistyczne :)

 

Pip­boy­79 – bar­dzo dzię­ku­ję za wni­kli­wą ana­li­zę laugh. Sy­gna­li­zu­ję tutaj roz­po­czę­cie dzia­łań na­praw­czych, bo za­kres jest na tyle sze­ro­ki, że gdy­bym za­mel­do­wał do­pie­ro po ich za­koń­cze­niu, to byś się mógł ob­ra­zić, że Cię mó­wiąc ko­lo­kwial­nie “ola­łem”. A jest wręcz prze­ciw­nie.angel

 

– Szpoko, nie ma sprawy :) Cieszę się, że się przydała na coś moja pisanina :)

 

 

 

Największe problemy to emocje u ludków. Wychowałem się niejako na technothrillerach, gdzie opisy technikaliów przytłaczają same postacie, które są de facto tłem do fabuły i to podejście potęguje jeszcze moja inżynierska przeszłość, aczkolwiek spróbuję się rozwinąć w tym obszarze. 

 

– Podzielę się z Tobą moim RPG-owym doświadczeniem. Od lat gram przez forum (PBF) więc są to sesje pisane. Swoją drogą większość moich opowiadań to skutek uboczny takich sesji. Ale dzięki nim miałem okazję doświadczyć różnych stylów grania (i pisania) od różnych osób oraz wiedzieć jak reagują na różne posty i style pisania. Więc tam, na sesjach, całkiem często spotykam styl pisania postaci podobny do Twojego. Czyli beznamiętny, bardzo profesjonalny, pozbawiony emocji. I wiem, że właśnie takie postacie są odbierane jako zbyt groteskowe, zbyt przerysowane aby je traktować poważnie. Stają się parodią samych siebie. Właśnie przez to, że mają mentalność plastikowych żołnierzyków, pozbawionych emocji i empatii. Najczęściej panowie w ten sposób odgrywają swoje postacie. Obawiając się śmieszności, tego, że zostaną uznani za mięczaków, frajerów itd. czego bardzo się obawiają. Ale dlatego wychodzą im nierealistyczne a przez to nie przekonywujące osobowości. Bardziej przekonujące bywają postacie jakie się czasem mylą, potrzebują czasu do namysłu, są czegoś niepewne, muszą się kogoś poradzić, boją się porażki czy konsekwencji itd.

 

 

– No i druga RPG-owa rada to na milion sposobów można grać płytę “Orki zabili mi rodzinę i teraz się mszczę.”. Ciekawie się robi jak Gracz przyjdzie z postacią co “Zabiłem orkom rodziny i teraz się mszczą.” :)

 

 

 


 

Skinął głową w milczącym geście gotowości. → Skinął głową w milczącym wyrazie gotowości.

Gesty wykonuje się rękami, nie głową.

– Nieprawda. Nie wprowadzaj ludzi w błąd: 

 

Gest – dowolny ruch wykonany przez kogoś świadomie lub nieświadomie, mający określone znaczenie.

A tu jest link: https://pl.wikipedia.org/wiki/Gest

 

– Czyli gest to jest dowolny ruch, także głową. A nie tylko ramionami. 

Siemka :)

 

Przeczytałem. Dość filozoficzny tekst w barwach sf. Zbyt idealistyczny aby mnie przekonał. Nie wierzę, że da się wyrugować z homo sapiens złość, strach czy przemoc. Są zbyt pierwotne. Zapewne można je ucywilizować i rozwój ludzkości daje nadzieję, że dialog coraz częściej będzie zastępował przemoc. Ale nie przekonuje mnie wizja, że da się je całkiem wyrugować jak w tym opowiadaniu. Ale doceniam jego ideę i przedstawiona wizja wydaje mi się interesująca. Ciekawy pomysł z archeologią. Początkowo nie wiadomo gdzie i kiedy zaczyna się akcja ani co za maszyna i za czym kopie. No ale szybko się to wyjaśnia. Za zaletę uważam zwartość tekstu i spójność wewnętrzna świata przedstawionego. 

 

Powodzenia przy klawiaturze :)

Przeczytałem. Dzięki za zaproszenie. I gratki z niesamowitego tempa prac nad kolejnymi opowiadaniami :) 

 

 

Konkrety

 

 

2. Dywizjonu Lotniczego Piechoty Morskiej na pokładzie USS Essex.

 

– Nie jestem pewien czy należałoby tłumaczyć nazwy niepolskich jednostek na własne. W moim odczuciu to cos jak z tłumaczeniem nazw własnych. 

 

 

Przed nim wyłoniła się postać sierżanta szarpiącego go za uprząż spadochronu desantowego w otwartych drzwiach transportowych Lisunowa Li-2, sunącego nisko wzdłuż koryta rzeki, ponad spowitą mrokiem obcą ziemią.

 

– Długie zdanie. No ale mnie też się długie zdania zdarzają. Natomiast chodzi mi o samolot. Ja kojarzę, że chodzi o radziecką wersję Dakoty ale samo z siebie to z tekstu nie wynika. A dobrze aby wynikało jeśli to ma być dla przeciętnego odbiorcy a nie fana lotnictwa z tego okresu historycznego. Zwłaszcza, że jeśli ktoś wie co to za samolot to jaśniejsze się staje dlaczego go użyto w tej misji. 

 

 

Sylwetka Essexa tonęła w złocistej poświacie, osłaniana przez eskadrę grupy bojowej: dwa niszczyciele – USS Eversole i USS William R. Rush, krążownik artyleryjski USS Helena oraz okręt podwodny USS Razorback, którego smukły kadłub patrolowca oceanicznego, będącego świadkiem kapitulacji Japonii w Zatoce Tokijskiej, pruł fale burta w burtę ze statkiem zaopatrzeniowym.

 

– Znowu bardzo długie zdanie. I nie jestem pewien czy nazwy okretów nie powinny być w cudzysłowiu. Poza tym “krążownik artyleryjski”? Dziwna kategoria. Sprawdziłem w wiki i USS “Helena” to ma klasę “lekki krążownik”. Krążowniki są lekkie, ciężkie, rakietowe, przeciwlotnicze to takie słyszałem ale o artyleryjskich nie. No ale to tylko moje zdziwienie, nazywaj te jednostki wedle uznania :)

 

 

Chwilę później wystartowała para myśliwców Chance Vought F7U Cutlass, rozpoczynających patrol CAP, pozostawiwszy za sobą smugę spalonej nafty lotniczej.

 

– No ja nie wiem czy przeciętny czytelnik skuma co to jest “patrol CAP” :) Można wygooglać no ale ja wyznaję filozofię, że tekst powinien być samoistny :)

 

 

Obie Panthery uzbrojone były w dwie podwieszone pod centropłatem bomby 500-funtowe i sześć rakiet HVAR pod skrzydłami.

 

– Ja rozumiem czym jest centropłat ale czy przeciętny czytelnik to wie? Albo rakiety Holy Moses. Chociaż opis użycia rakiet jest późnej przy ataku na pociąg no to się nieco broni. 

 

 

Z pokładu lotniskowca poderwał się natychmiast śmigłowiec ratowniczy, ale miał przed sobą jeszcze długi lot.

 

– Nie czuć tego. Nie jest sprecyzowane gdzie w tym momencie znajdowął się lotniskowiec. Ale śmigłowiec jest kilkukrotnie wolniejszy od F9 używanego przez bohaterów. Ma też ograniczony zasięg. Z tekstu wynika jakby zaraz po ostrzale Corsairów nadleciał śmigłowiec. Czyli powstaje wrażenie jakby lotniskowiec był względnie blisko brzegu. A w locie na misję to F9 potrzebowały “prawie 2 h” na dlot nad cel. Naturalnie na cel w głębi lądu więc od lini brzegowej do lotniskowca miały bliżej. Oczywiście nie jest sprecyzowane ile trwało do momentu pojawienia się komunistycznej piechoty. Ale jeśli odpowiednio długo to w ogóle nie czuć tego czekania i krążenia nad wrakiem i kolegą. 

 

 

 

Jack zareagował natychmiast, kontrując z chłodną precyzją i żelaznym spokojem.

 

– No właśnie. Jack i inne postacie Twoich opowiadań rzadko coś przeżywają. Emocje jakie okazują są minimalne. Przez co sprawiają wrażenie plastikowych żołnierzyków których nic nie rusza. A przeżywane emocje często pomagają zbliżyć się czytelnikowi do opisywanych postaci i wydarzeń. Żeby coś wziąć to trzeba coś dać. Także w opisywaniu emocji, wtedy zwiększa się szansa, że wzbudzi się jakies emocje u czytelnika, że będzie trzymał kciuki za daną postać. Plastikowe żołnierzyki nie wzbudzają emocji, przynajmniej u mnie. 

 

 

Zbliżenie do chybotliwego pokładu następowało jednak zbyt szybko i po zbyt stromym torze lotu, ale nie miał wyboru. Na drugi krąg zabrakłoby czasu.

 

– Moim zdaniem to raczej trafniejsze jest określenie, że zabrakłoby paliwa a nie czasu. Choć sens obu wersji jest zbliżony. 

 

 

Konstrukcja drgała lekko na wietrze, gotowa pochłonąć impet dziesięciu ton rozpędzonej maszyny – ostatnia linia obrony między kontrolowanym chaosem a katastrofą.

 

– Mieszasz ze sobą miary metryczne i anglosaskie. W poprzednich dwóch opowiadaniach nie miało to znaczenia bo chodziło o Polaków i Niemców. Obie nacje używają metrycznego systemu miar. Ale teraz piszesz o Amerykanach jacy używaja anglosaskich miar. Więc zdecyduj się jak chcesz pisać:

 

  1.  – z punktu widzenia postaci – wtedy prędkość jest w milach/h, odległości w milach i jardach, pułap w stopach, wagomiar bomb w funtach a masa samolotu w funtach. 
  2.  – z punktu wiczenia polskiego czytelnika – wtedy czytelniejszy jest metryczny system miar i prędkość jest w km/h, odległości w km (morskie mogą być w milach morskich), mniejsze w metrach, pułap jest w metrach, wagomiar bomb w kilogramach a masa samolotu w tonach lub kilogramach. 

 

 

– Do tego niezbyt wiem skąd się wzieła masa F9 jako 10 t. Wedle wiki na pusto waży ok 4,5 t, na pełno 8,5 t. Co więcej na masę pełną wchodzi także paliwo i uzbrojenie. A tutaj na starcie Phanter ma 10 t i po powrocie bez bomb, ammo i paliwa też ma 10 t. No chyba, że w świecie gry to jakaś większa wersja samolotu i stąd różnica to szpoko. Ale nawet wtedy sympatycznym ruchem byłoby podkreślić, że powracający samolot jest jednak nieco lżejszy niż ten co startował w pełni obładowany paliwem i uzbrojeniem. 

 

 

 

– Warren Kessler. CIA. Sekcja Operacji Specjalnych Dalekiego Wschodu.

 

– Jak z tym dywizjonem na początku. Czyli nie wiem czy nie potraktować tego jak nazwę własną i zostawić angielską nazwę. 

 

 

Jack nachylił się i spojrzał na jedno z nich. W rogu widniała drobna adnotacja: Evenkiya – rejon Tunguski.

 

– Adnotacja była po angielsku czy Jack zna rosyjski i umie czytać w cyrylicy? Bo nie wynika to z tekstu. 

 

 

– Proszę wszystkich poza admirałem, komandorem i kapitanem o opuszczenie pomieszczenia – rzucił tonem, który nie pozostawiał miejsca na sprzeciw. – Zgodnie z klauzulą bezpieczeństwa poziomu Omega-Red, dalsze informacje są dostępne wyłącznie dla osób z odpowiednim poświadczeniem.

 

– To jak rozumiem Jack już wcześniej miał podpisane oświadczenie Omega-Red skoro nie wyszedł? :) Bo jak nie miał to właśnie powinien wyjść :) No albo-albo. Domyślam się, z kontekstu sceny, że Kessler właśnie go dopuścił do tego poziomu no ale chyba powinien dać mu jakiś papier do podpisania i ogłosić zwiększenie poziomu dostępu Jacka ale w tekście nic takiego nie ma. A jako randomowy pilot lotniskowca sam z siebie zapewne miał taki sam poziom dostepu jak inni piloci więc powinien wyjść razem z innymi. 

 

 

– Kapitan Kostanov został sprawdzony – powiedział admirał spokojnie. – Tak, były zastrzeżenia. Tak, padł ofiarą klimatu nieufności, który ogarnął siły zbrojne w pierwszych latach zimnej wojny. Jego nazwisko, pochodzenie, rodzinne powiązania – wszystko to wystarczyło, by CIA założyło mu teczkę. Ale nie ma żadnych dowodów na nielojalność. Ani w Korei, ani wcześniej.

 

– Można się domyśleć z mało amerykańskiego nazwiska, że Jack ma jakieś rosyjskie pochodzenie. Ale znów z tekstu to nie wynika czemu go tak sprawdzano. I jak ktoś nie kuma realiów epoko paranoi antykomunistycznego polowania na czarownice może tego nie skumać ocb.

 

 

– Co to ma wspólnego z Tunguską? – zapytał cicho.

 

– To Jack jest obcykany w technolgiach niemieckich UFO z poprzedniej wojny, że o nie nie pyta? A może to wiedza powszechna w świecie opowiadania? :) Ja rozumiem, że scenka jest pisana bardziej dla czytelnika niż dla postaci. Ale właśnie brak zdziwienia i pytań Jacka robi wrażenie, że dla niego to zero zdziwienia, od dziecka czytał o tym na wikipedii itd. :) 

 

 

– I chcecie to zniszczyć… bombą atomową? – zapytał z goryczą admirał.

 

– Jeśli w świecie gry, z posiadaniem atomówek jest jak u nas, to w 1953, posiadają ją tylko dwa państwa: ZSRR i USA. Jeśli grzyb atomowy miałby zniszczyć strategiczny ośrodek naukowy ZSRR to na kogo by spadła wina jeśli nie na ZSRR? :) Nawet jak w tej Tungusce byłby reaktor nuklearny to jego wybuch nie wywoła eksplozji nuklearnej tylko efekt brudnej bomby podobnej do katastrofy czarnobylskiej. 

 

 

– Nasi agenci w NRD prowadzą równolegle operację przechwycenia systemu IFF Kwant – wyjaśnił Kessler.

 

– Znów zamieszanie z nazwami. NRD to polskie tłumaczenie Wschodnich Niemiec. Po angielsku to by było GDR – German Democratic Republic. Czyli pytanie wraca z jakiego punktu widzenia piszesz tekst. 

 

– To samo z IFF. To angielski skrót: Identification Friend or Foe. Po polsku to się nazywa “identyfikacja swój-obcy”. Nie wiem czy poza fanami lotnictwa jest to czytelne bez tłumaczenia ocb. 

 

 

W ciągu kilku minut zakończył służbę w Korpusie Marines i wszedł w świat, w którym rozkazy nie miały barw, a sukcesy – świadków.

 

– To samo. Albo – albo. Albo zakończył służbę po angielsku czyli w Marine Corps albo po polsku czyli w Korpusie Piechoty Morskiej. A masz dwujęzyczną zbitkę językową. 

 

 

Na zewnątrz patrolowali uzbrojeni żołnierze z emblematami Langley na ramieniu,

 

– Czyli co? Mieli na ramieniu opaski z napisem “CIA”? :)

 

 

– Potwierdzamy, KB-29. Pozycja stabilna – odpowiedział głos z B-47, chłodny i wyprany z emocji.

 

– KB-29 to nazwa modelu samlotu – air tanker na bazie B-29 jak się domyślam. Więc dziwnie to brzmi jak na rozmowę pomiędzy załogami obu maszej. Naturalniejsze mi się wydaje odpowiedź bez nazwy modelu lub użycie jakiejś nazwy kodowej jakie na tą misję miał tankowiec. 

 

 

Jeden z nich został trafiony odłamkiem, skrzydło eksplodowało, maszyna obróciła się wokół własnej osi. Krzyk pilota urwał się w trzasku radiowym, zanim zniknął w smugach dymu.

 

– Podobna sytuacja do zestrzelenia U-2 w 1960. 

 

 

 

 

Inne

 

– Ił-14 w hangarze zatankowany i gotowy do startu? :) Dość filmowa logika, jak w “Top Gun” gdzie bohaterowie akurat trafiają na gotowy do lotu F-14. No ale to rzecz gustu co kto lubi. :)

 

– Amerykański op strzela torpedą w rosyjską fregatę? A w końcu go zatapia? To już może być powód do wojny albo przynajmniej poważnego kryzysu politycznego. U nas Zimna Wojna nie zmieniła się w gorącą przez ponad 4 dekady bo właśnie oba bloki unikały takich sytuacji jak jest opisana tutaj.

 

 

 

Ogólnie

 

 

– Ogólnie trzymasz poziom. Widać zaangażowanie i pasję w pisaniu. To się chwali i łapie za serce. Fajno poczytać coś z konkretami co się odnosi do naszej rzeczywistości. 

 

– Jest postęp z pisaniem konkretnych modeli maszyn i sprzętu w porównaniu do dwóch poprzednich opowiadań. Wciąż masz manierę wpisywania ich dokładnych nazw ale jest już to na znośnym poziomie. Ja osobiście aż tak detaliczny nie jestem ale to moje prywatne preferencje. 

 

– Przydałoby się więcej emocji u ludków. Ci wszyscy piloci są dość beznamiętni przez co przypominają emocjonalne, plastikowe żołnierzyki. A przecież przeżywają różne dramatyczne sytuacje i najczęściej na koniec giną marnie. 

 

– Bogate i czytelne opisy sprzętu lotniczego, żargonu wojskowego, lotniskowców itd. To na pewno na plus, widać, że masz wiedzę techniczną o takich detalach. Ale pamiętaj, że jeśli tekst ma być nie tylko dla fanów lotnictwa to raczej przydałoby się objaśnić nieco dokładniej co jest co (jw).

 

– Skoro piszesz całą sagę lotniczą to dobrze by był uwypuklić ewolucję lotnictwa w kolejnych konfliktach. Bo jak jedno czy dwa opowiadania to jeszcze można to ominąć. Ale jak chronologicznie opisujesz kolejne dekady i konflikty to widać zanik starych i pojawianie się nowych technologii. W I WŚ dominują dwupłaty, w II WŚ zanikają i jest dominacja jednopłatów, pojawiają się pierwsze odrzutowce. Wojna koreańska to pierwsza wojna odrzutowców ale jeszcze głównie na działka przez co przypomina końcówkę II WŚ. Pierwsze zauważalne pojawienie się śmigłowców. Wojna wietnamska to z kolei pierwsza wojna “na rakiety” i masowe użycie śmigłowców itd. Tutaj masz Li-2 i Jak-9 co pamiętają jeszcze poprzednią wojnę i śmigłowiec Sikorsky oraz odrzutowce co są już maszynami nowej generacji. To dla amatora spoza fanów lotnictwa może nie być czytelne po samej nazwie samolotu. Ale to tylko moja opinia i rób jak uważasz :)

 

 

– To już tylko moja sugestia. Ale pomyśl czy nie byłoby dobrze jakoś w tytule coś dopisać aby było widać, że to ciąg jakiejś serii. W zbiorze opowiadań w papierze czy pdf to nie jest takie konieczne bo to jakaś całość, wystarczy jeden zbiorczy tytuł. Ale jak wrzucasz na forum i są one rozsypane po różnych stronach to sam tytuł w jakim jest tylko data jest dość enigmatyczny. Niezbyt wiadomo czego się po nim spodziewać np. 1944 ktoś może mieć skojarzenia z D-Day albo powstaniem warszawskim. Byłoby coś lotniczego w tytule myślę, że byłoby to czytelniejsze. Ale mówię, to tylko moja sugestia, rób jak uważasz. 

 

 

– I chyba ode mnie tyle. Dobrze i ciekawie się czytało, życzę powodzenia przy pisaniu kolejnych opowiadań. Obstawiam, że następne będzie albo coś z wojen izraelskich albo wietnamska :) 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pipboy79 – dzięki za wsparcie laugh

– Szpoko, nie ma sprawy :) 

 

 

Pipboju79, ograniczę się do wyznania, że tak jak nie czytam Twoich tekstów, tak nie tracę czasu na lekturę Twoich komentarzy.

 

– Nic tylko oprawić w ramki Twe złote mysli Reg i wystawić przed głównym wejściem forum aby wszyscy wiedzieli jak na tym forum powinni traktować jedni forumowicze drugich.

 

 

@Bruce

 

– Atak z przewyższenia oznacza atak z wyższej wysokości. Zwykle to jest korzystne dla atakującego. Bo pytałaś gdzieś tam powyżej w komentach to wyjaśniam. 

 

 

@Reg

 

– Nie każdy tekst jest luźną fabularką aby dało się go podporządkować ogólnym zasadom polonistyki np. przy zapisywaniu liczb, numerów czy skrótów. Niektóre profesje czy tematyki mają swoje żargony, slangi, skróty i tradycje które są zrozumiałe w środowisku a zapewne polonistę przyprawiłyby o zawał. Ale wypada uszanować te tradycje. Tak jest właśnie w tym tekście. Zwłascza, że sama przyznajesz na początku, że nie jesteś z branży a w ciemno przeklejasz zasady ogólnej polonistyki do specjalistycznego tekstu. 

 

 

 

…dwa szybkostrzelne wkm-y MG 131… → Czy tu nie powinno być: …dwa szybkostrzelne WKM-y MG 131…

 

– Nie. Tu chodzi o wkm, to skrót od wielkokalibrowy karabin maszynowy czyli coś podobnego do ckm – ciężkiego karabinu maszynowego. A ckm piszemy z małej. 

 

 

Po pół godzinie powolnego lotu na niskiej wysokości… → Niska wysokość, moim zdaniem, brzmi dość osobliwie.

Proponuję: Po pół godzinie powolnego lotu na małej/ niewielkiej wysokości…

 

– Brzmi osobliwie dla Ciebie bo nie jesteś fanem lotnictwa. Ale w tekstach historycznych lub monografiach spotyka się takie określenie. Można by zastąpić “niską wysokość” na “niski pułap” ale sens pozostaje taki sam. Dla mnie jest całkowicie czytelny i oczy mi nie krwawią jak to czytam.

 

 

 

– Tak jest, Herr Sturmbannführer. Zgodnie z instrukcją: fale główne w paśmie VLF, kanał z przesunięciem fazy 21,3… i rotacją na 4 kHz. → – Tak jest, Herr Sturmbannführer. Zgodnie z instrukcją: fale główne w paśmie VLF, kanał z przesunięciem fazy dwadzieścia jeden koma trzy… i rotacją na cztery kiloherce.

Liczebniki zapisujemy słownie; nie używamy skrótów – zwłaszcza w dialogach.

 

– Absolutnie się nie zgadzam. Ja nie kojarzę tekstu gdzie byłyby podane częstotliwości i byłyby podane wyłącznie słownie. 

 

 

– Na tej wysokości „H-14” powinien prowadzić nas aż do punktu zwrotnego nad Nową Fundlandią. Jeśli nie zawiedzie – za pięć godzin zobaczymy Grenlandię. → – Na tej wysokości „H-czternaście” powinien prowadzić nas aż do punktu zwrotnego nad Nową Fundlandią. Jeśli nie zawiedzie, za pięć godzin zobaczymy Grenlandię.

Unikaj dodatkowych półpauz w dialogach; sprawiają, że zapis staje się mniej czytelny.

 

– W tym wypadku “H-14” to nazwa urządzenia. Jego model. Moim zdaniem powinien być traktowany tak samo jak model samochodu np. Volvo M340 czy Peugeot 206 albo Me 109 czy Colt 1911.

 

 

…podkadłubowe działka kal. 20 mm… → …podkadłubowe działka kaliber dwadzieścia milimetrów…

 

– Nie. Jest dobrze. Kalibry w podaje się liczbowo. Conajwyżej można dyskutować czy “20 mm” czy “20 milimetrów”. Bo spotykałem się z oboma zapisami np. “Niemcy ostrzelali atakujących Amerykanów z dział przeciwlotniczych 88 mm i haubic 105 mm”.

 

 

 – Tu „Nibelheim”, sektor 6A. Zezwolenie na lądowanie. Siła wiatru: 3, temperatura: minus 31. → – Tu „Nibelheim”, sektor sześć A. Zezwolenie na lądowanie. Siła wiatru: trzy, temperatura: minus trzydzieści jeden.

 

Sektory w żargonie wojskowym podaje się albo kodowymi nazwami albo jakimiś skrótami. Zapis jak w tekście dla mnie jest zrozumiały i czytelny.

 

Siłę wiatru też podaje się w stopniach: https://pl.wikipedia.org/wiki/Skala_Beauforta 

 

W roku 1946 Międzynarodowy Komitet Meteorologiczny rozszerzył skalę Beauforta do 17 stopni, obejmując nią wiatry do 61,2 m/s.

 

– Jak widać, jest “do 17 stopni” a nie “do siedemnastu stopni”. 

 

– Temperatury też podaje się liczebnie: https://www.wakacje.pl/pogoda/wielka-brytania/ 

 

Wielka Brytania to kraj piękny przez cały rok. Wielu naszych klientów wypoczywa tam w czasie wolnym od szkoły. W lipcu w Wielkiej Brytanii średnia temperatura wynosi 21 st. C, w sierpniu sięga 20 st. C. Do opalania się trochę za chłodno, ale do zwiedzania idealnie! Ci, którzy wolą wypoczynek poza sezonem, kiedy jest nieco spokojniej, mogą wybrać czerwiec, kiedy termometry pokazują 18 st. C – lub wrzesień – kiedy najwyższa temperatura wynosi 18 st. C. Zimą w Wielkiej Brytanii możesz spodziewać się temperatur na poziomie ok. 7 st. C. Bez względu na to, który miesiąc wybierzesz, mamy pewność, że wakacje w Wielkiej Brytanii będą udane. A do zwiedzania fantastycznych atrakcji tego kraju, każda pogoda będzie dobra!

 

 

– Systemy stabilne. Prędkość przelotowa – osiągnięta. Mach 5. – rzucił Sauer z cieniem dumy. → – Systemy stabilne. Prędkość przelotowa osiągnięta. Mach pięć – rzucił Sauer z cieniem dumy.

 

– Prędkość dźwięku podaje się w Machach. Coś osiąga prędkość Mach 5 lub w języku potocznym “prędkość 5 Machów”. Obie są czytelne i zrozumiałe. https://clubgaleria.pl/3848/z-jaka-predkoscia-leci-samolot-f-16/

 

 

F-16 jest samolotem o napędzie turboodrzutowym, który może osiągnąć prędkość do 2,4 Macha, czyli około 2930 km/h na poziomie morza. 

– Jak widać jest “do 2,4 Macha” a nie “do dwa i cztery Macha”. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Siemka

 

Przeczytałem. Intrygujący tekst. Pasi do klimatów Aliens i podobnych o zagubionych w kosmosie, tajemniczych statkach. Styl raportu jest utrzymany przez cały tekst. Los załogi przypomina mi film sf “Pandorum”. Pasuje mi na niezły dodatek do jakiegoś podręcznika RPG w klimatach eksploracji kosmosu i horroru/sf. 

 

Nieudane próby nawiązania łączności zmusiły do wysłania sądy dalekiego zasięgu,

 

– Chyba raczej wysłano sondy a nie sądy dalekiego zasięgu :)

 

 

 

Nieudane próby nawiązania łączności zmusiły do wysłania sądy dalekiego zasięgu, która osiągnąwszy cel w dwa miesiące, po pół roku przekazała informacje o obiekcie.

 

– Czyli od bazy do “Odyseusza” jest pół roku świetlnego. Czyli światło poknuje tą odległość w pół roku. Sondy docierają tam w 2,5 mca czyli są ok 2x szybsze od światła. Fizycznie u nas to raczej niemożliwe dla obiektów materialnych ale w twórczości własnej to oczywiście inna sprawa. Jak autor powie, że są prędkości nadświetlne w jego uniwersum to są. Natomiast niezbyt rozumiem dlaczego sondy zwlekały 3.5 miesiąca z przekazaniem info do bazy. Jeśli są technologie co pozwalają fizyczne obiekty rozpędzać do ok 2x prędkości światła to chyba i wiadomości mogłyby być równie prędkie. Wówczas nawet licząc od wysłania sond z bazy do odebrania sygnały powinno upłynąć ok 5 mcy. Jeśli o to chodzi w tym przypadku to jest to dość niejasno opisane. 

 

 

 

Według danych pokładowego komputera, Statek Odyseusz został zbudowany na dwadzieścia trzy lata przed Wojną Trzydziestoletnią,

 

– Czemu “statek” z dużej? A nazwy statków raczej piszemy w cudzysłowiu. Np. “Bismarkck”, “Hood”, “Titanic”. https://pl.wikipedia.org/wiki/Bismarck_(1939) Czyli jak dla mnie raczej powinno być: …komputera, statek “Odyseusz” został…

 

– I 23 l przed Wojną Trzydziestoletnią to wychodzi w 1595 :) Jeśli chodzi o tą wojnę: https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojna_trzydziestoletnia Nazwa jest dość niefortunna bo właśnie już jedna taka wojna była w naszej historii więc jak czytelnik to zna to może mu się tak właśnie skojarzyć. Chociaż oczywiście we własnym uniwersum nazwa konfliktu może być dowolna. Tylko jako ciekawostkę to mówię. 

 

 

Zrządzeniu boskiemu lub łutowi szczęścia należy zawdzięczać przetrwanie maszyny i braku kolizji z asteroidami/meteorytami(jeśli miał jakieś tarcze to od dawna już nie działają) lub wpadnięcia na planetę albo gwiazdę.

 

– No nie bardzo :) “Odyseusz” został wysłany z US na Proxima Centauri. Jeśli w tym uniwersum jest ona położona tak jak u nas to jest to najbliższa US gwiazda. Statek nie mijał żadnej innej gwiazdy aby się na nią władować. Chyba, że liczyć samą Proxima Centauri. Z planetami to samo. Mógł się władować na jakąś planetę tylko w którymś z tych dwóch systemach gwieznych. I może znikomą szansę na jakąś “rogue planet” nie związaną grawitacyjnie z żadną gwiazdą. Ale jak nie zaliczył zderzenia z asteroidą jakie są miliony razy popularniejsze niż planety to i spotkanie z samotną planetą jest marginalne. Link: https://en.wikipedia.org/wiki/Rogue_planet Ogolnie tekst pisany jakby statek miał wracać z głębi galaktyki mijając po drodze wiele układów gwiezdnych a przecież poleciał tylko do najbliższej US gwiazdy. 

 

 

stwierdzono działanie komputera pokładowego który utrzymywał reaktor w rozruchu,

 

– W “rozruchu”? Rozruch to zamiennik do “start”, początek pracy np. silnika. Więc komputer cały czas startował ten reaktor? Raczej z kontekstu rozumiem, że próbował go podrzymać w stanie sprawności czyli “w ruchu”, “na chodzie” czy coś takiego. 

 

 

 

Wielkim szokiem były odczyty z sonarów, wykazujące obecność form żywych wewnątrz okrętu. Grubość pancerza oraz relatywnie niewielka siła naszych sonarów nie mogła dać całkowitego oglądu sytuacji.

 

 

– Sonarów? No oczywiście jeśli uznasz, że tak się te urządzenia nazywają w Twoim uniwersum to spoko. Ale raczej w literaturze sf spoktykałem się ze “skanerami” niż sonarami. Statki czy myśliwce kosmiczne miały skanery to tak. 

 

 

 

Udało się odczytać tylko informację wskazującą, że na skutek awarii dochodziło do dylatacji czasu (komputer nie wskazał z jakiej przyczyny) powodującej, że odczucie czasu, w stosunku do naszego, znacznie się wydłużyło. Prawdopodobnie na statku upłynęło nawet więcej lat niż na Ziemi.

 

– U nas, dylatacja czasu działa odwrotnie. Przy prędkościach zbliżonych do 99% prędkości światła czas na tak rozpędzonym obiekcie wydaje się załodze taki sam jak zawsze. Ale w porównaniu do otoczenia to na statku wydaje się płynąć wolniej. Różnica się robi tym większa im statek zbliża się do prędkości światła. Subiektywnie więc to na statku byłoby mniej lat do upłynięcia niż np. na Ziemi. 

 

– Tylko to nijak się ma do zapisku, że podróż z US na Proxima miała trwać 250-300 l. Aby osiągnąć prędkosć potrzebną do osiągnięcia dylatacji czasu to statek powinien pokonać tą odległość podobną jak światło czyli ok 4-5 l. Bez tego nie ma mowy o wystąpieniu zjawiska dylatacji czasu. Jeśli wziąć za bazę czas planowanej podróży ok 250-300 l i odległość US do Proximy – 4,2 lś to można policzyć planowaną prędkość statku na ok 0,014 – 0,016% prędkości światła. To o wiele za mało aby liczyć na dylatację czasu. Chyba, że w historii dylatacja czasu oznacza/działa inaczej niż u nas. Ale jeśli tak to powinno być to zawarte w tekście.

 

 

 

Według pobieżnych oględzin komory mogły pomieścić nawet cztery tysiące osób.

 

– Ciut mi się to gryzie z zapiskiem, że statek był pomyślany na 100-200 osób. Zgaduję, że może chodzić o to, że aktywnych osób na raz mogło być 100-200 osób ale kapsuł było potrzebne na więcej. To jednak dobrze aby wynikało z tekstu. 

 

 

– Ogólnie tekst oceniam na plus. Niezły gotowiec do jakiejś sesji RPG z zagadkowym wrakiem kosmicznym i jakąś tajemnicą do odkrycia. Ma trochę niedoróbek logicznych ale trzyma klimat sf, grozy i tajemnicy a to uważam za plus :)

Siemka 

 

 

Przeczytałem. No i jako RPG-owiec to dostrzegam w opowiadaniu RPG-owy potencjał. Świetny materiał na jakąś przygodę czy lokalny folklor na sesji. Powieszona wampirzycza, pohajtana z demomen z jakim prowadzą karczmę i mają gromadkę dzieci :) 

 

– Historyjka zabawna i na mojego czuja pasująca do epoki. Czytało się szybko i przyjemnie. Bez sztucznych dłużyzn i udziwnień. To na plus. :)

Siemka :)

 

Przeczytałem. Całkiem ciekawe opowiadanie. Jako RPG-owiec mam silne skojarzenia z jakimś ciulowym kultem (Zew Cthulu i te klimaty). Co uważam za plus. W ogóle tekst mi przypomina mini opowiadania jakie są w podręcznikach RPG w ramkach czy na osobnych stronach “dla robienia klimatu”.

 

– Opowiadanie jest krótkie i zwarte. Dobrze się czyta. Z początku nie wiada kiedy się dzieje. Sam “konstabl” brzmi bardzo brytyjsko ale też kojarzy mi się z XIX w chociaż ten stopień chyba nadal jest używany w brytyjskiej Policji. Plus właśnie za samo miejsce akcji – WB. Lubię ten kraj. Dopiero później idzie się dowiedzieć, że to jakieś sf/postapo/cyberpunk. 

 

– Samo tło – krater zamiast miasta, tajemnicza katastrofa, różne upchane detale jakie sugerują, że stało się właśnie jakieś postapo – mają materiał na rozbudowę tego uniwersum. Brzmią ciekawie. Ja osobiście lubię taki mix postapo/sf/cyberpunk, zwłaszcza w Europie. 

 

– Podobała mi się walka na szczycie wiatraka. Wyglądała naturalnie i bez udziwnień. To plus. Została dobrze zaprojektowana, dla mnie jest przekonywująca. 

 

– Za minus oceniam brak przemyśleń/emocji głównej postaci. Emocji to on ma tyle co by był po mentalnej lobotomii. Przydałoby się dodać mu głębi tymi emcojami. Bez przesady aby nie wyszły epopeje przemyśleń wewnętrznych ale trochę strachu, adrenaliny, agresji, nudy by się przydało aby doprawić to całkiem apetyczne danie. 

 

– Ogólnie opowiadanie uważam za dobre i na plus. Zachęcam do jakiegoś rozbudowania tego uniwersum z kultystami, mrocznymi bogami, kraterami i sf :) Powodzenia przy klawiaturze :)

Pipboy79 – bardzo dziękuję za drobiazgową ocenę – przez pryzmat osoby znającej się na opisywanych zagadnieniach. Właśnie takowej mi brakowało. 

 

– Szpoko, nie ma sprawy. Tematyka II WŚ i lotnicwa mnie skusiły a tekst napisany nieźle to ciekawie mi się go czytało :)

 

 

Już teraz sygnalizuję, że będę podsyłał kolejne trzy opowiadania z prośbą o dogłębną analizę. laugh

 

 

– Szpoko, trzymam kciuki aby serię udało się dokończyć i wrzucić :)

 

 

W aspekcie elementów technicznych, to mamy w tekście sygnalizację nowych prototypowych silników (prędkość) oraz paliwa syntetycznego (zasięg), ale faktycznie jest to dość lakonicznie opisane.

 

– Tak, kojarzę te elementy. Ale aż taka różnica? To znaczy oczywiście to kwestia podejścia jak z sf. Czy ma być bardziej science czy fiction. To już od Ciebie zależy. Im mniej realu tym mniej można porównywać do realu. Więc zależy na czym Ci zależy. Mnie się tylko rzuciło to w oczy jako porównanie do historycznych maszyn o jakich mowa. No i mówię jak jest inaczej niż u nas, to raczej to powinno wynikać z tekstu lub jakiegoś dołączonego omówienia tekstu. 

 

 

I faktem jest, iż priorytetem dla mnie było “dowieźć” ich do Nowej Szwabii (stąd brak kontaktu z własną i wrogą techniką wojskową…).

 

– Kawał drogi :) Dzisiejszy B-52 to chyba by musiał korzystać z tankowania w powietrzu aby przelecieć pomiędzy trzema kontynentami. Ale mówię, to zależy od możliwości tej maszyny z opowiadania. Aha jeszcze nie ma upływu czasu zaznaczone. Masz oderwane od siebie sceny, właściwie tylko start jest podany o samym świcie. A z gołej matmy to 21 200 km / ok 350 km/h = ok 60 h lotu. Oczywiście możesz to zmodyfikować odpowiednio do możliwości maszyny. To jest przelot na 2,5 doby przeliczeniowej i przez kilka stref czasowych. A poza startem masz dość abstrakcyjnie opisane kiedy to się dzieje. 

 

 

 

Co do kwestii nauki latania Wunderwaffe – założyłem inny rodzaj sterowania, bardziej intuicyjny czyli mniej nauki dla doświadczonego pilota-oblatywacza, choć może pójdę w deseń sterowania myślami…? W kwestii porównania z nauką obsługi Me264 faktycznie trochę zgrzyta, choć tam mamy do czynienia z koniecznością wyrobienia nawyków “walki z prawami fizyki” ciężkiej maszyny, a tu mamy latające cudo bez żadnych prawie ograniczeń fizycznych – taki koncept… 

 

– Takieg UFO do dziś nie ma w realu. A opis tego UFO, sprzętu z lat 40-tych to brzmi jakby dzisiaj, 80 l po tamtych wydarzeniach nadal nie mamy takich technologii. Mnie to zgrzyta i sprawia, że moja niewiara w świat przedstawiony wzrasta. Ale to mój prywatny punkt widzenia. Z tym UFO to Ci nie pomogę bo dla mnie to artefakt w stylu “bo to magia” i niezbyt jest sens odnosić się do porównań z reala. A skoro ewidentnie chodzi o fantazję to już masz pole do popisu, dobierz co uznasz za stosowne. :)

Siemka :) Dzięki za zaproszenie do czytania. Przeczytałem :)

 

 

Ogólnie opowiadanie oceniam na plus. To moja subiektywna ocena oczywiscie ale bardziej mi przypadło do gustu niż “1920”. 

 

Plusy

 

 

– Zmiana scenerii i narodowości. Po pierwszym opowiadaniu trochę się obawiałem, że Polacy będą mieli monopol w tych opowiadaniach, cieszę się, że tak nie jest. Zmiana na kolejną wojnę światową i niemiecki punkt widzenia to odważny ruch i ciekawa zmiana. Nie grozi czytelnikowi monotonia, że wszystko na jedno kopyto. 

 

– Plusem jest też rozmach i swoboda z jaką traktujesz te wszystkie popularne teorie spiskowe o niemieckich Wunderwaffe i innych tajemniczych zjawiskach. Są zgrabnie wpięte w jedną dość sensowną historię. To mi się podobało. Doceniam tym bardziej, że kiedyś prowadziłem kampanię RPG w podobnej, alternatywnej historii II WŚ z udziałem mocy i technologii nadnaturalnych. 

 

– Na plus oceniam techniczno-technologiczne opisy (z pewnym zastrzeżeniem ale to za chwilę). Dodają one uroku i właśnie inżynierskiego sznytu opowiadaniu. Biorąc pod uwagę, że chodzi o Hi Tech lotniczy i nie tylko z końca II WŚ to dobre rozwiązanie. “Robią klimat” jak to się mówi w RPG-ach. Zwłaszcza przyjemnie jest rozpoznać pewne nazwy z prawdziwej historii, są sprytniw wpiętę w tą opowieść. 

 

– Ogólnie tekst dobrze mi się czytało, zaciekawił mnie. Dostrzegam potenciał Twój jako autora i pomysłodawcy/reżysera jak i tej serii opowiadań. Pierwsze było takie sobie, dość nijakie. W tym widać rozmach i fantazję, ma swój sznyt, to bardzo dobrze, tak trzymać :)

 

 

Minusy

 

– Znów popełniasz ten sam błąd co poprzednio czyli cytujesz pełne nazwy sprzetu “jak z wiki”. Sam sobie odpowiedz na pytanie: To ma być tekst fabularny czy artykuł do Nowej Techniki Wojskowej? :) Bo jak ten pierwszy to raczej powinny być fabularne opisy sprzętu. Czyli (Tak na mojego czuja) nie “Mescherschmit Me 109” tylko “Me 109”, “Sto dziewiątka”, “Hun”, “Mescherschmit”. “Emil” itd. To samo było w poprzednim opowiadaniu z karabinami maszynowymi, tutaj masz powtórkę tego nawyku. 

 

 

– Tekst jest historyczny i to z II WŚ o jakiej chyba czytałem kiedyś jakąś książkę. Więc trudno mi przejść do porządku dziennego na błędami lub nieścisłościami historycznymi. Postaram się je opisać poniżej. Zdaję sobie sprawę, że jako autor masz prawo do wlasnej kreacji świata i adaptacji realiów historycznych ale jeśli coś zmieniasz to powinno to być zaznaczone w tekście. Jeśli dana zmiana nie wynika z tekstu to czytelnik ktory nieco zna realia historyczne może być skołowany/zirytowany, że coś tu nie gra. Zwłaszcza, że np. masz bardzo detaliczne opisy techniczne co sugeruje, że chociaż po łebkach znasz ten fragment historii. 

 

 

Inne

 

 

– Nie wiem jak mam ocenić fragment perspektywy rosyjskich pilotów. Ogólnie zabieg zmiany perspektywy jest zwykle ciekawy. Samemu zdarza mi się go stosować. Tutaj jednak jest to krótki fragment na kilka linijek jaki niewiele wnosi. Miałoby to więcej sensu gdyby walka z tymi pilotami trwała dłużej lub gdyby pojawił się jakiś zwrot akcji czy też ci pilocy wróciliby w pewnym momencie przed kamerę. Nic takiego się jednak nie dzieje. Zostają szybko zestrzeleni i giną. Ale to moje subiektywne odczucie, nie uznaję tego za błąd, tylko dzielę się opinią na ten temat.

 

 

Detale

 

Siedem tysięcy… sześć tysięcy… pięć tysięcy… 

 

– Podoba mi się to odliczanie. Też mi się zdarzało stosować coś takiego. Świetnie dodaje dramatyzmu :)

 

 

Jego „Dora” – jak pieszczotliwie nazywał swojego Focke-Wulfa FW-190 D9 – szła płaskim korkociągiem ku zielonym przedpolom Buczacza.

 

– Ja kojarzę, że kolejne modele niemieckich maszyn, miały numery alfabetu a tym dla ułatwienia nadawano imiona. Chociaż bardziej kojarzę to o 109. D – Dora. Nie jestem pewien czy tak było w Fw 190. Więc raczej była to ksywa modelu a nie konkretnej maszyny. Ale oczywiście akurat ta, mogła mieć indywidualne imię Dora. No i szacun za płaski korkociąg. Słyszałem, że to bardzo niebezpieczne sytuacja, zwłaszcza jak się jest na niskiej wysokości. Fajno poczytać o takim kokrecie :)

 

 

Lecieli na wymiatanie całą ósmą eskadrą, z trzeciej grupy, 54. pułku myśliwskiego, operującego w osłonie 1. Armii Pancernej, Grupy Armii Południe, feldmarszałka Ericha von Mansteina.

 

– Ja rozumiem, że wypada wprowadzić czytelnika gdzie i kiedy dzieje się akcja. Ale ten początek wygląda jak wpis z wikipedii :)

 

 

Raporty słał bezpośrednio do Ministerstwa Lotnictwa Rzeszy – RLM i zakładów Focke-Wulfa,

 

– Zdanie brzmi dla mnie dziwnie. Znaczy ja kojarzę, że RLM to właśnie Ministerstwo Lotnictwa Rzeszy ale tutaj masz to napisane tak, że masz pełną, polską nazwę i niemiecki skrótowiec jednocześnie. Albo – albo. Lub możesz wziąć to w nawias: (RLM), to myślę, że bedzie czytelniejsze. Lub dodać numerki i pod tekstem zrobić mini słowniczek ze skrótami, nazwami, stopniami bo masz tego całkiem sporo. Jak ktoś niezbyt się interesuje tematem to zapewne mogą brzmieć one obco. 

 

 

: dwa skrzydłowe działka MG 151/20 kalibru dwadzieścia milimetrów i dwa szybkostrzelne wkm-y MG 131 kalibru trzynaście milimetrów zamontowane

 

– Znów te pełne nazwy, to samo co w poprzednim opowiadaniu :) Raczej bym tu lepiej widział “działa kalibru 20 milimetrów” lub “działka MG 151” czy coś w ten deseń. Tak aby to bardziej było zbliżone do tekstu fabularnego/mówionego a nie opisu technicznego z artykulu dla NTW. 

 

 

Z dwunastu maszyn wróciły tylko cztery. Horror. – przemknęło mu przez myśl.

 

– Też tak sądzę. Takiego przebiegu walki spodziewałbym się raczej po zamianie stron. Czyli gdyby to Niemcy zestrzeliwali Rosjan jak leci. Niemcy utrzymali panowanie w powietrzu nad Frontem Wschodnim prawie do końca wojny. A tu się nagle dają zeszteliwać jak leszcze. I to nie amerykańskim czy brytyjskim weteranom ale Rosjanom. Dziwne. Ale nie niemożliwe. To tylko moja uwaga i wrażenie, nie przejmuj się tym. 

 

 

 

W głowie Einara przemknął ekspres myśli: Jak wyskoczę, to maszynę szlag trafi. Nie pogłaszczą mnie za to w RLM. Jak spróbuję wylądować, nie będzie kogo opierdolić za zniszczenie maszyny… Tak… ewidentnie trudny wybór… Kończąc tę myśl, uruchomił radio:

 

– Nie znam genezy słowa na “o…”. Ale na czuja, niezbyt mi pasuje do realiów epoki. Opieprzyć, ochrzanić, wezwać na dywanik, już bardziej by mi pasowało. Ale nie czuję się znawcą epoki. 

 

 

Pamiętał doskonale trzy tygodnie spędzone w szpitalu we Lwowie i kolejne dwa w sanatorium ulokowanym w zamku myśliwskim Gelbensande, w pobliżu Rostocka, zbudowanym w latach 1880–1885 jako letnia rezydencja wielkiego księcia Fryderyka Franciszka III Meklemburskiego.

 

 

– Znów wklejka z wiki :)

 

 

Kurt Tank przysyła pozdrowienia i podziękowania za zebrane dane.

 

– Ja wiem kim był Kurt i domyślam się czemu przesyła pozdrowienia. Ale jak tekst ma być przyjazny także dla laików to dobrze by było chociaż krótko wspomnieć ocb :)

 

 

Zamaskowane hangary wtopiono w poszarpane skały tak umiejętnie, że nawet z powietrza trudno było je odróżnić od naturalnych formacji.

 

– Tylko, że tak ogromną bazę zapewne dłubano by miesiącami jak nie dłużej a przy alianckim panowaniu w powietrzu zapewne by alianci byli w stanie wykryć takie prace i choćby profilaktycznie zbombardować. Ale to moja opinia w sprawie “zabawy w realizm”, rozumiem, że priorytetem była główna oś intrygi opowiadania. 

 

 

 

Wokół kręciła się uzbrojona ochrona w czarnych mundurach.

 

– Ja wiem, że na filmach każdy SS-man czy gestapowiec paraduje w stroju kominiarza no ale to mit :) SS miało czarne mundury ale to były galowe mundury, używane do parad czy oficjalnych uroczystości. Normalnie chodzili w “panterkach” też z powodu początkowych zatargów z Heers jaki utrudniał im zdobycie mundurów i broni. Rozwiazano to przez opatentowanie owych “panterek”, to był mundur polowy SS-manów. Oczywiście jeśli chcesz, możesz u siebie adaptować strój kominiarza jako normalny dress code w SS :)

 

 

W końcu dotarli do trzech par stalowych drzwi, przy których czuwali strażnicy z ciężkimi karabinami.

 

– Czyli jakie karabiny mieli ci strażnicy? Zwykłe Mausery jakie wydawały się pilotowi ciężkie? StG 44? Jakieś ckm? Bo “cięzkie karabiny” silnie mi się kojarzy z ciężkim karabinem maszynowym czyli ckm. To jednak mało typowy sprzęt dla strażników.

 

 

Na jednej ścianie widniał relief orła Luftwaffe, na drugiej: trupia czaszka Totenkopf i godło SS-WVHA.

 

– Po polsku to jeszcze jako tako to brzmi. Ale jakby oba zwroty przetłumaczyć albo na polski albo na niemiecki to wyjdzie mało maślane. Bo niemieckie “Totenkopf” to właśnie czaszka lub trupia czaszka. Domyślam się, że chodzi o symbol czaszki jakiego używała Totenkopf. Tylko może chodzić o obsługę obozów koncentracyjnych, 3 Dywizję SS lub jeszcze jakąś autorską organizację. Przydałoby się to uściślić. Zwłaszcza dla kogoś kto zna niemiecki albo choć trochę ogarnia takie detale z II WŚ :)

 

 

Najpierw pokryli kadłub jasnoszarym odcieniem RLM 76.

 

– Malowaniem samolotów się nie interesuję ale doceniam detal z nazwą barwy z epoki :)

 

 

Po niecałych czterech godzinach lotu samolot minął zamarznięte wyloty fiordów w rejonie Trondheim,

 

– Zaznaczyłem ten fragment ale chodzi mi o zasięg. Sorry ale nie mogę tego przełknąć :) Sprawdziłem na GM. Za Alpy wziąłem Innsbruk jako punkt startowy. Do Trondheim jest ok 1 800 km. Do Lunenburg (Nowa Szkocja; Kanada) to ok 6 800 km. Do Nowego Jorku (USA), jest ok 7 650 km. I na okolice Nowej Szwabii (Antarktyda) jest ok 21 200 km. I to wszystko licząc po liniach prostych, bez takich detali jak jakieś zboczenie kursu, przeciwne wiatry, przelot nad Danią, Atlantykiem, wschdnim wybrzeżem Kanady i USA a potem po najmniejszej linii oporu czyli w poprzek Ameryki Pd. Taka idealna, abstrakcyjno-matematyczna trasa. I wychodzi ok 21 000. Gdyby ominąć Amerykę Pd i lecieć nad Atlantykiem wyszłoby jeszcze więcej. Tymczasem wedle wiki Me 264 miał max zasięg 15 000 km. No myślę, że mógłby się pokusić o lot z Europy do NY i z powrotem ale w wzdłuż Atlantyku czy Ameryki Pd to jakoś mi się nie klei :) Oczywiście znów jeśli stosować pi x oko realia historyczne z zaledwie 3 wybudowanych prototypów tej maszyny bo jak powiesz, że “użyto magicznego paliwa” no to pewnie, może być. Ale jakoś ten zwiększony zasięg powinien wynikać z tekstu. 

 

 

– Mustangi. P-51. Trzy sztuki. Idą szybko!

– Nie mają szans nas dogonić… ale nie możemy ryzykować – rzucił Einar i pchnął manetki gazu wszystkich czterech silników na pozycję „MW-50 Notleistung”.

 

– Drugi moment “techniczny” co mi najbardziej zgrzytnął. Mustangi nie są w stanie dogonić ciężkiego bombowca? :) Wedle wiki to Me 264 ma prędkość przelotową ok 350 km/h a max ok 550-560 km/h. Podczas gdy Mustang ma odpowiednio ok 580 km/h i 710 km/h. Czyli, że Mustang nie wysilając silnika był w stanie dogonić taki bombowiec (ok 20-30 km/h przewagi) a jak zwiększył moc na pełne obroty to jeszcze szybciej (ok 150 km/h przewagi). A jeśli Mustangi lub bombowiec mają jakieś inne staty niż w realu to powinno to wynikać z tekstu. 

 

 

Z pierwszymi godzinami dnia, gdy światło zaledwie sączyło się przez szczeliny w lodowym sklepieniu, hangar główny Nowej Szwabii obudził się do życia. Echo metalicznych uderzeń, komend rzucanych w niemieckim dialekcie i jęku hydrauliki wypełniło przestrzeń, gdy technicy rozpoczęli przygotowania do ostatniego aktu tej misji.

 

– Czyli jak pilot przesiadał się z myśliwskiego Fw 190 na ciężki, 4-silnikowy bombowiec to potrzebowal ok 2-3 tyg szkolenia na nowej maszynie. Być może miał wcześniej doświadczenia jako pilot średnich bombowców np. He 111. A teraz z dnia na dzień po prostu sobie wsiada do UFO i startuje? :) 

 

 

----


 

– Z innych rzeczy rzucił mi się w oczy brak przeciwdziałania. Niemcy właściwie robią co chcą i nikt im nie przeszkadza. Dajmy na to wykonują lot w poprzek Europy i nie ostrzeliwuje ich niemiecka artyleria p.lot. A przecież to końcówka wojny gdzie alianci mieli całkowitą dominację w powietrzu. Jak coś latało na niebie to prawie zawsze było to coś alianckiego. Dlatego niemiecka p.lot była przewrażliwiona i miała szybkie cyngle. A tu chodzi o nieznany, prorotypowy bombowiec, czterosilnikowy jakich Niemcy prawie nie mieli, za to alianci używali ich masowo. Sylwetka ogólnie podobna jest do amerykańskiego B-29 ale w sumie każdy 4-silnikowy bombowiec mógłby się plot pomylić. Do tego samolt leciał bez oznaczeń czyli tym bardziej Niemcy mogli go wziąć za wrogi. I nikt nie strzelał do nich nad okupowaną Europą? Nawet pilotom brewka nie drgnęła z takiego ryzyka? :) 

 

– Drugi zarzut podobny. Taka totalna dominacja w powietrzu aliantów, tyle godzin lotu przez połowę Europy, cały pn Atlantyk, wschodnie wybrzeża Kanady i USA i Niemcy nie spotykają żadnego alianckiego samolotu? Poza ślimaczymi Mustangami nad NY co pisałem powyzej. To gdzie ta dominacja? Gdzie to wymykanie się aliantom? To powinno przypominać wymykanie się U-Bootów na Atlantyk pod koniec wojny. W ogole nie czuć tego ryzka, zupełnie jakby plansza była wykupiona tylko na ten jeden lot. A przecież alianci też mieli radary, oplot, nocne i dzienne myśliwce, maszyny kurierskie, loty transportowe, nad USA to nawet ruch cywilny a tu nic. Cisza i pustka na tym niebie, leci sobie jedna maszyna i poza tym koniec ruchu powietrznego przez Atlantyk i oba kontynenty :) 

 

 

 

----

 

– Oki, ode mnie tyle. Ogólnie oceniam tekst na plus. Tak trzymaj i powodzenia przy klawiaturze :)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

@KoscianIx

 

– Oki, szpoko, dzięki za odpowiedź i wyjaśnienia. Powodzenia przy kolejnych pracach z klawiaturą :)

Przeczytałem. Lubię lotnictwo ale bardziej mnie interesuje II WŚ i po. Więc realia opisane w tekście nie są mi zbyt dobrze znane. A przez to trudno mi ocenić od historycznej i realistycznej strony. Ogólnie widać Twoje zafascynowanie tym okresem i lotnictwem. Dużo detali jakie właśnie z braku wiedzy trudno mi ocenić. 

 

Tam zresztą zaczęła się ich przygoda z wojskiem, gdy razem uciekali przed poborem i przymusowym wcieleniem do armii pruskiej.

 

 

– Armi pruskiej? A nie niemieckiej? O ile wiem to od czasów zjednoczenia państw niemieckich pod koniec XIX w to raczej używano nazwy Cesarstwo Niemieckie. Więc armia byłaby zapewne raczej “niemiecka” lub “cesarska”. Ale to drugie raczej mniej bo w AW też był cesarz więc armię też można by nazywać cesarską. Ale to moja luźna uwaga, nie zamierzam o to kruszyć kopii. 

 

 

 

Dawało to przewagę manewrową nad większością samolotów myśliwskich tego okresu – nie wspominając o bombowcach.

 

 

– “Tego okresu”? Dziwne sformułowanie. Niezbyt pasuje do kogos kto żyje w “danym okresie”. Raczej dla kogoś kto omawia jakiś okres historyczny, np. dzisiaj o początku XX w. To trochę jakby dziś powiedzieć, że współczesny F-16 czy Rafale jest “wpisać cechę” tego okresu. No brzmi dziwnie. Przynajmniej dla mnie. 

 

 

Dwa sprzężone karabiny maszynowe Spandau LMG 08/15 zagdakały, wypluwając z siebie krótkie serie pocisków zapalających.

 

 

– Dziwne sformułowanie “Spandau LMG 08/15”. Raczej by mi pasowało “Dwa sprzężone karabiny maszynowe Spandau zagdakały… “. Konkretny model uzbrojenia to pasuje do jakiegoś opisu technicznego sprzętu. Może nawet wykładu jakiejś postaci o danym modelu. Ale przy opisie fabularnym to raczej się podaje skróconą wersję. Zwłaszcza jak parę akapitów powyżej masz prawie kopiuj-wklej techniczny opis tego samolotu łącznie z modelem ckm. To trochę jakby napisać “żołnierz otworzył ogień z karabinu Mausera Gw 98k” zamiast “żołnierz otworzył ogień z Mausera”. 

 

 

Mamy doniesienia, że bolszewicy ściągnęli cztery maszyny typu Ilya Muromets i przygotowują je do działań bojowych.

 

 

– Tu masz angielską wersję nazwy tego samolotu. Nie wiem czemu polski oficer używa angielskiej nazwy. Później w opisach masz już chyba polskie wersję tej nazwy. 

 

 

 

– Ogólnie to opowiadanie oceniam raczej na plus ale z zastrzeżeniem, że nie znam zbyt dobrze realiów historycznych więc trudno mi je zweryfikować. Dajmy na to zwyczaje i podejscie polskich lotników w bazie jest dość swobodne. Delikatnie rzecz ujmując. Ale nie nie potrafię ocenić czy to filmowa adaptacja czy realia epoki. Jest też pewien wątek paranormalny – sen na początku i końcówka lotu głównego bohatera – ale jest tego zbyt mało aby to wpływało na cały tekst i wygląda mi na zajawkę do późniejszych części. Całość ogólnie na plus, ma potencjał do rozbudowy, radziłbym mniej fanowskich opisów sprzętu a jeśli już to w jakieś czytelne dla amatorów porównania. Więc powodzenia życzę przy pisaniu następnych tekstów :)

 

 

 

 

 

Przeczytałem. Tekst napisany z przymrużeniem oka przez co trudniej mi się do niego odniesć. Komediowa logika zastępuje tą prawdziwą a nie jest wyjaśniona w tekście więc trudno mi złapać kontekst. Dajmy na to w realu medale nie ważą aż tyle aby nawet kilka założonych na szyję mogło przygnieść sportowca. A przez to puenta jest dla mnie dziwna i niezrozumiała. Zasady wyścigu też są dla mnie niezrozumiałe. Z jednej niby są widzowie, zapewne kamery więc powinno być widać jak ktoś oszukuje. Z drugiej jak to jest jakiś sport dla gladiatorów to czemu tylko Ziemianka kantuje? Inne zawodniczki zachowują się jakby były z przedszkola. 

 

Domyślam się, że tekstu nie należy traktować zbyt dosłownie bo się właśnie robi bez sensu. Jednak zabrakło w nim czytelnych zasad działania alternatywnego świata np. grawitacji czy zasad wyścigu abym zrozumiał o co tu chodzi. Bo wedle naszej grawitacji i sportu to jest to mało wiarygodna scena. 

 

Na plus oceniam bezwzględność siły natury/żywiołu jaka weryfikuje kanty śmiertelników. Przypomina mi to sprawę zatonięcia “Tytana”. 

Przeczytałem. Tekst napisany z przymrużeniem oka przez co trudniej mi się do niego odniesć. Komediowa logika zastępuje tą prawdziwą a nie jest wyjaśniona w tekście więc trudno mi złapać kontekst. Dajmy na to w realu medale nie ważą aż tyle aby nawet kilka założonych na szyję mogło przygnieść sportowca. A przez to puenta jest dla mnie dziwna i niezrozumiała. Zasady wyścigu też są dla mnie niezrozumiałe. Z jednej niby są widzowie, zapewne kamery więc powinno być widać jak ktoś oszukuje. Z drugiej jak to jest jakiś sport dla gladiatorów to czemu tylko Ziemianka kantuje? Inne zawodniczki zachowują się jakby były z przedszkola. 

 

Domyślam się, że tekstu nie należy traktować zbyt dosłownie bo się właśnie robi bez sensu. Jednak zabrakło w nim czytelnych zasad działania alternatywnego świata np. grawitacji czy zasad wyścigu abym zrozumiał o co tu chodzi. Bo wedle naszej grawitacji i sportu to jest to mało wiarygodna scena. 

 

Na plus oceniam bezwzględność siły natury/żywiołu jaka weryfikuje kanty śmiertelników. Przypomina mi to sprawę zatonięcia “Tytana”. 

Przeczytałem. I co w tym tekście jest drastycznego? Nie rusza mnie to i właśnie idę spać po pierwszej zmianie. :) 

 

Nie jestem fanem psycholi, seryjnych morderców i takich tam. Więc tekst raczej nie trafia w mój target. Owszem w samym tekście jest brutalność, okrucieństwo i przemoc. Ale tekst jest napisany zbyt mało plastycznie aby to dało się odczuć. Ot, fakt statystyczny. Opis jest dość beznamiętny. Nie budzi emocji. Przynajmniej u mnie. A bez tego trudno o zainteresowanie postaciami. Czytelnik musiałby użyć swojej własnej wyobraźni aby sobie wyobrazić detale jakich tu nie ma. Emocje, strach, zbrukanie, nadzieję, wolę przeżycia, sadyzm. Tego tu nie ma. Są skromnie zaznaczone jako fakt statystyczny. Można się ich dmyślić poza tekstem ale z tekstu to nie wynika. 

 

Poza tym tekst jest dość krótki. Trudno złapać kontekst. Skromny, zdawkowy opis dwóch randomów. Za krótki i za skromny aby załapać ocb. Mnie to nie rusza. Niezbyt mnie obchodzi los tych randomów. Właśnie przez to, że tekst nie zbudował żadnego pomostu współczucia/sympatii/fascynacji z odbiorcą. 

 

Jakbym miał coś doradzić od siebie to więcej plastyczności w opisach. Dodanie emocji, twarzy, charakteru, imion. Bez tego to tylko jakieś randomowe ludki z netu. I dodanie kontekstu ocb. Bez kontekstu robi się randomowy fragment nie wiadomo czego. A przez to nie wiadomo o co chodzi. 

 

Tyle ode mnie. Powodzenia przy klawiaturze i nie tylko :) 

Tematyka wybitnie nie moja, więc tekst nie uwiódł, ale i właściwie nie miał szans.

 

– No zdarza się. Też nie wszystko co czytam zbija mnie z nóg :) Tym bardziej dziękuję, że poświęciłaś swój czas i uwagę na przeczytanie i skomentowanie :)

 

 

Struktura trochę dziwna – przez ponad połowę opisy samotnej walki bohaterki, które w końcu zaczęły się nużyć. Kiedy pojawiają się inni żołnierze, akcja trochę nabiera rumieńców.

 

– Ale co w tym dziwnego? Taki był plan. Gwóźdź programu to zmagania Lamii z traumą, żalem, samotnością, zmęczeniem, wspomnieniami oraz robotami. Moment spotkania z żołnierzami to deser. Wyjaśnienie jak postać wykaraskała się z tych tarapatów. 

 

– A jako ciekawostkę powiem, że jest to insiporwane historycznymi wydarzeniami. Podczas II WŚ jeden z niemieckich żołnierzy został odcięty od reszty. Przez trzy dni prowadził samotną walkę w dzień, nocą przeszukiwał pobojowisko w poszukiwaniu jedzenia i wody. Po trzech dniach gdy reszta wojska odbiłą tą pozycję byli zdumieni, że ktokolwiek przeżył. Ten żołnierz dostał za to krzyż żelazny. To mnie zainspirowało do takiego a nie innego zaprojektowania tego tekstu. 

 

 

Zakończenie bardzo otwarte, jakby to był enty epizod z długiej walki i nic jeszcze się nie zakończyło.

 

– No okey. 

 

 

Liczby raczej powinno się zapisywać słownie, zwłaszcza w dialogach. Chyba jest jakaś dyspensa na sprzęt wojskowy, ale nikt nie wymówi 777.

 

– O ile wiem sprzęt wojskowy i nazwy jednostek, kalibry dział, pisze się cyfrowo. Podobnie jak marki samochodów nawet jeśli mają cyfry nazwie. Więc “Peugeot 206” a nie “Peugeot dwieście sześć”. Zimą czytałem “Kompanie braci” w polskiej wersji i tam też stosowano te zasady. Czyli “101 DPD” a nie “sto pierwsza dywizja powietrznodesantowa”. Dlatego zapisałem to tak jak widać.

 

 

Przeszkadzały mi przerwy między akapitami, mam wtedy wrażenie, że tekst został poszatkowany.

 

– Rzecz gustu i nawyku. Dla mnie bez tych przerw powstaje “ściana tekstu” co mi utrudnia czytanie i sprawia, że tekst wydaje się zbity i mniej przejrzysty. Dlatego piszę z przerwami. 

 

 

Tak czy siak dzięki za przeczytanie i koment :) 

 

Przeczytałem. I się zastanawiam o czym jest ten tekst. Owszem wizja jest poruszająca, aż ciarki przechodzą. Przez cały opis jesteś konsekwentna bo jako całość spina się to do kupy. I to są dwa główne plusy tego tekstu. 

 

Tylko o czym jest ten tekst? Tu nie ma fabuły, nie ma postaci – randomowe drony, rboty i trupy to nie są postacie. Nie ma dialogów, nie ma akcji, nie ma emocji, jest posthumanistyczna pustka. Kilka randomowych obrazów z tego uniwersum poza bezludnością i rutynowym dniem robotów nie mają ze sobą powiązań. Taki tekst by pasował jako wstęp do czegoś większego, jako scena otwierająca jakieś uniwersum. Tylko bez tego uniwersum. A przez to to sama naklejka do pudełka ale bez pudełka i jego zawartości. 

 

Dlatego tekst oceniam raczej na minus. Właśnie przez to, że nic się w nim nie dzieje, brak postaci, fabuły, akcji opis owszem ciekawy i przykuwający uwagę ale to tylko naklejka na paczkę z zawartością bez tej paczki i zawartości. Za mało aby coś sensownego z tego uszyć. Jako wstęp do czegoś większego okey, jako trening pisarski okey, ale poza tym no za mało tego, nie ma za kogo trzymać kciuków, nie ma akcji jaka wzbudzałaby emocje. Więcej sensu miałoby dołączenie takich obrazków do czegoś większego w tym uniwersum. Wtedy mogłoby powstać ciekawe kombo, wtedy to ma potencjał. 

 

No ale to moje zdanie. Powodzenia przy klawiaturze życzę :)

Przeczytałem. Tak ogólnie to taki średniak. Nie złapał mnie za serce, nie zachwycił ale też nie razi za bardzo po oczach. 

 

w naszej galaktycznej strefie było to najniżej położone parabolium.

 

– Co to jest “parybolium”? Perycentrum, peryhelium, parabola, to wiem co to jest. Ale o “parabolium” to pierwszy raz słyszę. 

 

 

Ogólnie nie przepadam za tekstami pisanymi w pierwszej osobie. To moje osobiste preferencje i wiadomo, każdy może mieć swoje. Większość tekstów pierwszoosobowych jakie czytałem jest napisana tak jakby autor uwielbiał słuchać własnego głosu i swojego odpowiednika w tekście. A ja niekoniecznie podzielam ten samozachwyt. Rzadko trafiam na teksty które są ciekawie napisane. W tym wypadku oceniam to bliżej do tego pierwszego wariantu. 

 

Z początku zapowiadało się ciekawie. Uniwersum co wygląda jak nasz świat ale z nutką tajemnicy, czegoś niecodziennego, może nawet niesamowitego. Zastanawiałem się inspektorem jakiej służby jest główny bohater. Bo zapowiadało się na jakieś kryminalno – detektywistyczne opowiadanie. I ten początek mnie kupił, był niezły i wciągający. To jest plus tego opowiadania. 

 

Natomiast wizja multiwersum mnie rozczarowała. Kolejne wariacje tego samego świata. Okey to już było grane, czasem lepiej zrobione czasem gorzej. Ale po całkiem ciekawym początku spodziewałem się jakichś innowymiarowców, może kosmitów, innych cywilizacji itd. A nie Ziemii 2.0, Ziemii 3.0, Ziemii 4.0 itd. Mnie bardziej pociągają wizje obcych cywilizacji, czegoś nieznanego do zbadania, fascynującego może niebezpiecznego a kolejne skórki ludzkości rzadko w moich oczach wychodzą interesująco. To jedno z moich większych rozczarowań tym tekstem. Widocznie miałem inne oczekiwania po początku tekstu niż autor. No bywa, po prostu się rozjechaliśmy w tym punkcie. 

 

Sama główna postać nie przypadła mi do gustu. Prawdopodobnie miał być to detektywistyczny twardziel i cwaniak. Tak sądze bo tym jak się zachowuje względem swojej głównej klientki. Przerywa jej w rozmowie telefonicznej i ogólnie zachowuje się jak burak. Pewnie, może się tak zachowywać, autor ma prawo kreować postać i świat wedle uznania ale czytelnik ma prawo kreować swoją opinię i interpretację tekstu wedle uznania. I dla mnie inspetkor zachowuje się jak buc a ja za bucami nie przepadam. 

 

Nie widze też jego sukcesów w rozkimach. Co on takiego osiągnął? Buracko wysłuchał swojej głównej zlecedoniawczyni i umówił się z nią na spotkanie. Na spotkaniu znów jej wysłuchał tylko dłuższej wersji. Dała mu bilecik wstępu do rezydencji. W drodze przez miasto fartem uniknął strzału zamachowca. Fartem więc nie ma w tym żadnej jego zasługi. Do rezydencji dostał się dzięki bilecikowi od milady więc nie ma w tym żadnej jego zasługi no chyba, że samo pofatygowanie się do luks-barokowej-wypaśnej rezydencji w jakiej nigdy nie był i gdyby nie bilecik od milady to by się pewnie nie dostał. W rezydencji pod wpływem strachu i emocji wydarł ryja na hrabiego. Nie widzę w tym żadnej przenikliwości, planowania czy strategii, raczej emocjonalną impulsywność. To zachowanie akurat mi się podoba bo wydaje mi się dość naturalne, jako silna reakcja do silnej akcji > próby zabójstwa. Jednak przenikliwości i inteligencji w tym nie ma. I na koniec dostaje zaproszenie od królowej balu z romansem jako bonus. Więc? Gdzie tu ta detektywistyczna przenikliwość i inteligencja bohatera? Bo ja jej nie widzę. Mnie niczym nie zaimponował. 

 

No i z tym wiąże się też królowa balu z końcówki opowiadania. Czym takim inspektor jej zaimponował? Bo nie kumam. Zaczął węszyć wokół jej hrabiowskiego słupa okey. Ale jeszcze nic nie odkrył. Skoro podsłuchiwała rozmowy hrabiny powinna wiedzieć jak “chętnie” się inspektor zajął jej sprawą. Jaki był życzliwy i “profesjonalny”. Mogła też wysłać ludzi aby śledzili jego spotkanie z hrabiną w kawiarni. No i co z tego? Jeszcze nic z tego nie wynika. Ot, wziął questa od hrabiny. I za to królowa balu kazała go sprzątnąć? Jeśli tak to nie jest zbyt bystra. Środki w ogóle nie są dobrane do zagrożenia. Aha wcześniej wysłała dwóch agentów z próbą przekupstwa. To już jest sensowniejsze ale próba zabójstwa to raczej ostatni krok, niesie ze sobą wiele ryzyka choćby to, że zamach się nie uda. A nie, że jak ktoś odmówi łapówy to od razu dostaje kulkę. Nie kupuję takiej logiki. I tym jej zaimponował? Że odmówił łapówy? Czyli co? To taka rzadkość w tym świecie? 99% populacji bierze w łapę? Bo to chyba jedyny punkt w jakim inspektor wykazał się czymś pozytywnym – silną wolą i uczciwością. I jeszcze na koniec królowa balu przekazuje mu bilet do superświatów oraz siebie samą jako bonus. Czyli przy pierwszym kontakcie właściwie bez żadnych negocjacji i warunków dziewczę oddaje mu za frika pełną pulę wygranej. Co ona jeszcze by mogła dorzucić jako bonus? Z tekstu nie widze co. Słaba z niej negocjatorka. No chyba, że od pierwszego wejrzenia zabujała się w inspektorze i kompletnie straciła dla niego rozum. Ale jak jest tak płocha i kochliwa to chyba nie ma kwalifikacji na odpowiedzialną fuchę jaką zajmuje. Więc jej zachowanie mnie nie przekonuje i wydaje mi się mało wiarygodna. Czyli minus dla opowiadania tak samo jak za inspektora. 

 

Na plus bym dał starą hrabinę. Ona z tej głównej trójki postaci zachowuje się najbardziej wiarygodnie do opisanych w tekście sytuacji. To jest najlepiej zaprojektowana postać w tekście. 

 

Niezbyt też kupuję tekst o ludzkiej cywilizacji wyprzedzającej o lata świetlne ten świat w jakim dzieje się akcja. To po co im taki zacofany świat? To trochę jak z mitami o paelokosmitach. Cywilizacja co jest zdolna do lotów międzygwiezdnych miałaby przylatywać na Ziemię i rękami ludzi budować kamienno-ziemne cosie. Gdy mogłaby użyć swoich technologii aby postawić te klocki szybciej, precyzyjniej i wedle uznania. Po co tym zaawansowanym światom jakieś zacofany świat? Po co podmieniać ludzi z tego świata? Jeśli różnica jest tak kosmiczna między cywilizacjami to po co blokować rozwój zacofańcom? No coś tu się nie zgadza. To trochę jakby dzisiejsze USA co ma F-22 i atomowe lotniskowce blokowało rozwój jakiemuś plemieniu w amazońskiej dżungli co wciąż używa łuków i dzid. No dla mnie bez sensu. 

 

Więc dużym minusem jest zachowanie/logika świata przedstawionego oraz 2 z 3 głównych postaci (inspektor i królowa balu). Na plus jest starsza milady i sam pomysł przenikania się innych cywilizacji z tą na jakiej dzieje się akcja. Żeby naprawić te minusy raczej trzeba by przeprojektować całe opowiadanie bo są jego filarami. Widać też samozachwyt autora nad postacią inspektora co niekoniecznie jest zaletą. Dla mnie aż tak to nie powinno być widoczne no ale to moje zdanie. Znów na plus jest moment paniki inspektora gdy drze japę do hrabiego. Jeden z niewielu momentów gdy inspektor się zachowuje naturalnie do sytuacji, jak żywy człowiek z emocjami. 

 

 

Co bym zalecał od siebie:

 

– Więcej inności z innych światów skoro to ma być gwóźdź programu + wyjaśnienia ocb

– Więcej emocji u inspektra a mniej sztucznego cwaniakowania/twardzielowania

– Więcej logiki zdarzeń, akcji i konsekwencji, obecnie to b. słaby punkt tekstu

 

 

Opowiadanie ma potencjał, tak samo jak świat przedstawiony oraz postacie i intryga. No ale w obecnej formie rzeczy się dzieją bo autor tak chce. Trzeba by nad tym popracować. W obecnej formie tekst mnie nie zachwyca, postacie nie wzbudzają mojej sympatii ani zainteresowania, intryga to railroad. 

 

 

Tyle ode mnie. Powodzenia przy stukaniu w klawiaturę :)

Cześć, Pip boy 79! :-)

 

– Siemka :) Miło mi, że poświęciłaś czas i uwagę na zapoznanie się z opowiadaniem :)

 

 

O Neuroshimie tylko słyszałam, więc przed czytaniem trochę przewertowałam: czego dotyczy, o czym jest itd. itp.

 

– Mnie się wydaje, że opowiadanie to i inne chyba powinny być czytelne nawet jak ktoś nie zna danego uniwersum. Ale zapewne jak zna to może wyłapać więcej smaczków. Ale przyznam, że jako ktoś kto jako tako ogarnia uniwersum w jakim gra, prowadzi i pisze to trochę trudno mi się wczuć w kogoś kto nie miał z nim wcześniej do czynienia. 

 

– Swoją drogą ja jestem przede wszystkim RPG-owcem więc siłą rzeczy większość/wszystkie moje opowiadania powstały w jakimś RPG-owym uniwersum i jako skutek uboczny jakiejś sesji. Nie inaczej było z tym tutaj. 

 

 

Jak zrozumiałam z przedmowy domyśliłeś historię sierżant Wilson, presequel o jednej z postaci.

 

– Tak. W sesji BG (Bohaterem Gracza) była Lamia Mazzi. Sesja zaczynała się gdy wybudziła się w szpitalu miejskim z częściową amnezją. Z tego powodu oraz paru innych schorzeń skreślono ją z aktywnego personelu wojskowego i Lamia próbowała jakoś na nowo ułożyć sobie życie w cywilu. 

 

– Wilma pojawiła się dość późno w sesji. Jako najlepsza kumpela z woja Lamii. Wilson jak wiekszość kolegów, myślała, że Lamii nie udało się ewakuować na zaplecze i nie przeżyła walk frontowych. Dopiero jak Lamia zaczęła aktywnie szukać kolegów z dawnego oddziału część udało się jej odnaleźć a w końcu i trafiły na siebie z Wilmą. 

 

– Ogólnie zaś jako, że większość sesji pisana była na żywca i improwizowana w zamieszaniu okazało się, że Wilma chociaż powinna być w woju ciut dłużej niż Lamia i mieć powiedzmy oczko wyżej w szarżach to była ledwo kapralem (Lamia miała st.srg.sztabowego). Więc trzeba było jakoś to wyjaśnić. Albo przez jakieś długotrwałe utknięcie Wilson na danym stołku albo jakiś reset. Wybrałem ten drugi wariant i napisałem powyższe opowiadanie. 

 

 

 

 

Na początek dwie sprawy językowe (gramatyczne), ponieważ potykałam się na nich, jako czytelnik:

1/ Sprawa z "tą, tę"

Nie jest tak zawikłana, jak sądzisz. Popatrz – “ta” książka, dziewczyna, lampa, gra, odmiana, "ta": w narzędniku (kim, czym) – tą; w bierniku (kogo, co) – tę. W związku z tym poprawnie będzie:

> Poszedłem do kina z tą dziewczyną, lecz zabrałem do kina tę dziewczynę.

> Zabiłem muchę tą solną lampą, wykorzystałem tę solną lampę do zabicia muchy.

> Zwabiono ich do piwnicy tą grą, uwielbiali tę grę.

Muszę jeszcze dodać gwiazdkę * czyli przypis: w wypowiedziach potocznych, np. dialogu dopuszcza się użycie „tą” w bierniku, lecz wiąże się z językiem wypowiadania się konkretnej osoby z tekstu (sam wiesz, że wypowiadamy się często niepoprawnie), natomiast w dalszym ciągu nie jest to formą poprawną. 

 

– Pierwsze przykładowe zdania z “tą” są raczej dla mnie czytelne. Drugie niby też ale jak sobie wymienię “tę” na “tą” to też wydają mi się w porządku. Zwłaszcza pierwsze dwa.

 

 

Można rozpoznawać sprawę w następujący sposób: jeśli w zdaniu poprzedzającym użyję "ten" (czyli konkretny), na pewno musisz użyć "który".

 

– Okey, to ciekawe. Może z takim kombo będzie to łatwiejsze do rozróżnienia. Dzięki za czytelny przykład :)

 

 

 

Przejdźmy teraz do samej historii, czyli opka “o”. Lubię military sf, zwłaszcza, gdy jest strategiczna, pokazuje ludzi i całe formacje w boju, bo wtedy jak w soczewce widzimy cały ludzki świat wraz z porządkiem.

 

– Zawsze mnie to trochę dziwi i fascynuje, że kobieta też może interesować się takimi klimatami. Chociaż z drugiej strony większość ciekawych kampanii w takich klimatach jakie rozegrałem to też z koleżankami co czuły blusa do takich spraw. :)

 

 

Twój sequel ma ręce i nogi, jest zamkniętą opowieścią, oddaje przeżycia bohaterów, których próbujesz zróżnicować.

 

 

– Musi być zamknięta forma. Prawie wszystkie opowiadania jakie napisałem to tzw. bonusowe sceny. Fizycznie zaś zwykle pisałem je w weekend oprócz normalnych misiowych tur. Czyli powiedzmu musiałem w weekend napisać misiową turę do sesji Warhammera, jakiegoś sf na statku kosmicznym, dla “Bękarcicy” właśnie i jak jeszcze była okazja i ochota to np. bonusową scenkę dla “Bękarcicy”. Więc miałem dość wąskie okienko aby je sklecić i wrzucić w sesję. Dlatego są mocno improwizowane zarówno pod względem konsktrukcji jak i pisania. Raczej fizycznie nie mam możliwości aby tygodniami czy miesiącami siedzieć i wygładzać jakiś jeden tekst. Dlatego mogą być nieco chaotyczne no i właśnie improwizowane. 

 

 

 

Poznajemy sierżant Wilson, Lamię, łącznościowca, postaci z dalszego tła.

 

– Tak bo w sesji to był moment gdy Wilson się pojawiła przed kamerą no i coś trzeba było nakreślić jak i skąd się znają, jakieś detale, wspólne przygody itd. No i koleżanka zepchła to na mnie :) Dlatego Wilson jest główną postacią tego opowiadania a Lamia pojawia się jako poboczna postać. A Scott pojawił się trochę wcześniej w sesji jako jeden z kolegów z wojska jakich Lamii udało się odnaleźć. On przez radio dał cynk Wilson i sprowadził ją tak, że się mogły spotkać z Lamią. No a przy okazji zrobić jej niespodziankę. Całkiem to sympatycznie wyszło w sesji :) Reszta postaci z opowiadania raczej się chyba nie powtórzyła w realu dlatego są tylko ogólnie zarysowani. 

 

 

 

Fabuła jest zmyślna.

 

– Dzięki za dobre słowo :) Chciałem coś prostego. Ryzyko zamarznięcia na nocnym mrozie i desperackie decyzje jako to wywołuje wydało mi się w sam raz. A swoją drogą inspiracją dla tej akcji była dla mnie akcja obrońców lotniska w Doniecku w 2014/15 tzw. “cyborgów”. Chciałem jakoś ich uczcić w swoich sesjach. I mi się trafiła właśnie w “Bękarcicy” okazja. Co prawda suma summarum wyszło dosć mocno inaczej, chociaż też z wybuchem w terminalu no ale to był dla mnie punkt wyjścia jak zaczynałem to obmyślać. No i min. dlatego przez całą akcję kluczowe miejsce zajmuje terminal lotniska. 

 

 

 

 

Dla mnie jej najsłabszym momentem (nieprzekonywującym) jest niezaakceptowanie przez dowództwo podjęcia samodzielnej próby uratowania plutonu przez Wilson. Rozumiem komunikat, że oni do rana nic nie mogą zrobić, lecz zabranianie tego samej Wilson i kwalifikowanie tego, jako niesubordynacji, dziwi, zwłaszcza że to Czwartacy (dywizja?). Na takiej wojnie, a może i na wszystkich, każdy człowiek się liczy, a dowódcy, którzy tego nie robią – przegrywają. 

 

– To prawda, masz sporo racji. Myślę, że w idealnym świecie tak by nie postąpiono. Wydaje mi się, że we współczesnym NATO-wskim wojsku raczej też by tak surowo nie postąpiono ani z Wilson ani z jej plutonem. Ale. 

 

– Ale mowa jest o uniwersum postapo. Konkretniej Neuroshimy gdzie świat nie jest idealny i jest wiele przykładów niesprawiedliwości, oszustwa, zwycięstwa cwaniactwa, ukrania harcerzykowania itd. Jest to jak najbardziej zgodne z konwencją. 

 

– Do tego jak pokazać brutalność i głupotę wojny? Jak pokazać codzienny, brudny, frontowy heroizm? Wszy, błoto, zamarznięte racje, kończącą się amunicję, walkę z błędami przełożonych, bezduszną wojskową logiką i regulaminami? Jeśli wszystko byłoby idealne to wojna łatwo się zmienia w męską przygodę dla twardzieli co mają same kozackie superspluwy, panienki na nich lecą a oni zbierają kolejne fragi. 

 

– Więc ja zwykle staram się balansować gdzieś pośrodku tego ale ogólnie staram się “bawić w realizm” tam gdzie się czuję na siłach. W moim odczuciu HQ postąpiło dość racjonalnie odkładając kolejny kontratak na terminal do świtu. Taki wzmocniony kontratak miałby większe szanse powodzenia. No ale nie wiadomo kto z czwartaków by dotrwał na zimnie do tego rana. Za to gdy Wilson zdecydowała się działać na własną rękę to poszło oddolnie ale najpierw reszta kompanii, potem inni dali im wsparcie podczas przebijania się. Czyli w sumie postąpiła odwrotnie od Paulusa pod Stalingradem. I gdy reszta zobaczyła, że czwartacy się jednak przebijają na własną rękę dali im takie wsparcie jakie tylko mogli, nawet jak nie było to wcześniej uzgodnione. 

 

 

 

zwłaszcza że to Czwartacy (dywizja?).

 

– Nie. Czwartacy to slangowe określenie czwartego plutonu. Czyli tego którego w opisywanej akcji akurat dowodziła Wilson. Czwarty pluton 777 ICEC czyli “Bękartów”. Podobnie “pierwszacy” czyli ludzie z pierwszego plutonu, “trzeciacy” z trzeciego itd. Scena pisana głównie z perspektywy bękartów więc myślą i mówią między sobą po swojemu, w swoim slangu. 

 

 

 

 

1/ Brakuje sporo przecinków; generalnie, jeśli masz nowy czasownik – orzeczenie, trzeba postawić przecinek, ponieważ mamy do czynienia z nowym zdaniem, przy czym dotyczy to również imiesłowów – -ąc.

 

– Mów do mnie po niemiecku jeszcze :) Jakiś konkretny przykład na czym to ma polegać? Bo nie kumam co tu do mnie piszesz. 

 

 

 

2/ Używanie słowa "ale". Proszę nie zaczynaj zdania od "ale" w narracji (w dialogach może być), chyba że absolutnie musisz. ;-)

 

– Aha. To nie wiedziałem o tym. Postaram się zapamiętać. Dzięki za uwagę :)

 

 

 

3/ Mącisz ze stronami świata i rozlokowaniem, powtarzasz info, choć też dodajesz nowe info dot. wysuniętej pozycji. Trzeba byłoby przeczytać sobie na głos i skorygować. Przy podwójnym "i" przed drugim musi pojawić się przecinek. 

 

– A co jest zmącone z tymi stronami świata? Co jest niezrozumiałe?

 

 

Przeciwnik, jaki by wlazł pomiędzy te dwie pozycje, znalazłby się w krzyżowym ogniu worka ogniowego z trzech stron. Ale gdyby wyjść

 

– Czemu tu część tekstu podkreśliłaś?

 

 

4/ Powtarzasz info o transzejach, lejach po wybuchach, podobnie robisz to z zadymką śnieżną. Puch może być wznoszony przez byle wietrzyk, lecz musi wtedy padać, a śnieg niezmrożony. 

"I wiele z tych pozycji, jakie (które) zajmowali, to były właśnie leje po wybuchach połączone, gdzie się jeszcze na początku zimy dało wygrzebać, jakimiś transzejami. Tutaj, nawet w pogodny dzień, byle wietrzyk rzucał tym luźnym śniegiem, tworząc zadymki, jakie (które) utrudniały…"

 

– Trochę nie bardzo rozumiem o co Ci chodzi w tym kawałku. Z tymi powtórzeniami. 

 

 

5/ Sytuacja była ekstremalna, groziła plutonowi (jego resztkom) śmierć, pozycja była nie do utrzymania, nie zależało dowództwu na ludziach?

""A te zabraniały opuszczać wyznaczonej pozycji bez rozkazu. Gdyby wszyscy łazili sobie wedle uznania, byłby chaos a nie wojsko."

– To mam nadzieję, wyjaśniłem trochę wyżej :)

 

 

Podsumowując: popracowałabym nad przecinkami, "tę i tą", który i jaki", "ale", unikaniem powtórzeń. Postaci są fajne, opowieść też.

– Dzięki za dobre słowo :) I za poświęcony czas i uwagę. Też z wzajemnością życzę powodzenia przy klawiaturze :)

Przeczytałem. Okey, rozumiem, że autor ma prawo kreować swoją fikcję literacką wedle własnego uznania. I nie mam z tym problemów. Natomiast wizja wykreowana w tym opowiadaniu absolutnie mi nie odpowiada. No ale po kolei. 

 

 

Mężczyzna pomachał kartką i uśmiechnął się. – Mamy też w końcu wyniki. Sto trzydzieści jeden. Coś niebywałego. Musicie być państwo bardzo dumni.

 

– Czyli jak rozumiem w kilkadziesiąt minut po urodzeniu dziecka można zmierzyć mu IQ. Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie ale wątpię aby to było możliwe. Testy na inteligencje jak sama nazwa wskazuje wymagają wykonania tych testów. Od tego jak to pójdzie oznacza jakiś tam wynik. Jakie test jest w stanie wykonać noworodek? I jak dla mnie to raczej jest trudność właśnie po stronie noworodka a nie techniki badającej. Okey, autor ma prawo sobie wymyślić, że to jest możliwe ale dla mnie już w pierwszej scenie jest jeden z licznych zonków w tym opowiadaniu. U mnie takie kwiatki zwiększają niewiarę w świat przedstawiony. 

 

 

Nigdy ją o to nie spytałem, ale Maciek, jak go nazywałem, nieraz powtarzał, że to była najbardziej mądra i dzielna kobieta na tej długości i szerokości geograficznej.

Wielka szkoda, że nie wniosła zbyt dużo do mojego wychowania.

 

– Nie rozumiem skąd ten żal. Co takiego by mogła matka czyli kobieta wnieść do wychowania Patryka. Czy też ogólnie do wychowania dzieci, zwłaszcza synów. Przecież w tym świecie kobiety to chodzące inkubatory i seksualne rozrywki dla mężczyzn. Co taka osoba może wnieść do wychowania syna o ciut ponad przeciętnej IQ?

 

 

 

 

Dorastałem w grupie podobnych do mnie szczęśliwców, w praktyce znajdując się na samej dole drabiny społecznej. Byłem jedyną sto trzydziestką jedynką w okolicy, bękartem z początku przedziału, wyrzutkiem, który według różnych złośliwców dostał się tu, gdzie był, wyłącznie przez przypadek i błąd procedur centrum edukacji. To właśnie z tego powodu tak często dostawałem najbardziej niewdzięczne prace

 

– Ten fragment ale ogólnie cały akapit/scena. Brak konsekwencji. Bo popatrzmy jak to jest przedstawione. Świątem rządzą osoby (czyli de facto mężczyźni) z wysokim IQ. Patryk ma od urodzenia certyfikat na ciut ponad przeciętne IQ (131). Dorasta w zastępczej rodzinie gdzie ojciec ma też nieco ponad przeciętne IQ. O przybranej matce ani słowa. Ale żyją sobie w jakiejś enklawie inteligentów. Więc Patryk ma zadatki na bycie bananową młodzieżą, elitą tego świata. Nie to co jakiś plebs z IQ 100 lub mniej. Więc skąd te “najgorsze prace”? Czy to jego subiektywny punkt widzenia w porównaniu do innej złotej młodzieży? Bo z tekstu to nie wynika. Nie wiem też jak mógł się chować w bananowej enklawie i być jedyną 130 w okolicy. Albo jest bananowa enklawa gdzie wszyscy są na rozsądnym poziomie IQ i materialnym albo żyje poza nią. Z tego i innych opisów w tekście wynika, że raczej należy do bananowego osiedla a jak tak to właśnie “bycie jedynym” nie pasuje do tego opisu. 

 

 

 

Bardzo dużo zmieniło się w czasie wielkiego resetu. Ludzkość w końcu poznała tożsamość prawdziwych potworów i kreatur rządzących światem. Na światło dzienne wyszły zamachy na prezydentów i zwykłych ludzi, sprzyjanie idiotyzmowi, niszczenie klasy średniej i wiele innych rzeczy.

 

– No i może ludzkość wiele się dowiedziała w czasie wielkiego resetu ale czytelnik nic. Nie wiadomo ocb a to chyba dość istotne wydarzenie w opisywanym uniwersum. Bez tego trudno złapać kontekst ocb i dlaczego świat wygląda jak wygląda.

 

 

– Osiągnął pan niebywały sukces. – Jakiś łysy facet, którego widziałem pierwszy raz w życiu, uścisnął mi rękę i wcisnął wizytówkę. – Właśnie takich ludzi teraz szukamy.

 

– To i cała scena. Jaki sukces? Czym właściwie Patryk się zajmuje? Na czym polega jego sukces? Co w nim i tym sukcesie takiego wyjątkowego, że zwróciło uwagę łysego 165? Z tekstu tego się nie dowiemy. A bez tego trudno złapać kontekst ocb. 

 

 

 

 

Unia Europejska powołana została w szczytnym celu, jednak skończyła jak każdy większy system.

W pewnym momencie skupiono za dużo władzy w jednym ręku. To był początek końca. Eurokraci dostali ogromne narzędzia i możliwość regulowania każdego aspektu życia. Krok po kroku wtłoczono każdego w te same ramy i mundurki. Zniszczono różnego rodzaju patriotów i partie prawicowe, i odebrano ludziom ich różnorodność. Samodzielność zastąpiono kontrolą. Zrobiono z ludzi żebraków, zmuszając ich do przyjmowania subwencji i środków ze programów pomocowych.

Tak wyglądał komunizm w najczystszej postaci.

 

 

– Nie. Nie tak działa liberalna demokracja, nie tak działa EU. Tak działają reżimy. A nie liberalne demokracje. Tak działa EU we wrogiej jej nacjonalistycznej i antyzachodniej propagandzie. Nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. W takiej formie jak jest obecnie obraz przedstawiony to 100% antyunijnej propagandy. 

 

– Oczywiście w fikcji literackiej autor ma prawo wykreować ją do woli ale dobrze aby się w zasadniczy sposób odróżniało od rzeczywistości znanej za oknami własnie po to aby wiadomo było, że to fikcja literacka. Sugerowałbym zmianę nazwy tej międzynarodowej organizacji. Bo jeszcze ktoś czytając ten tekst mógłby zostać wprowadzony w błąd, że tak wygląda prawdziwa EU.

 

 

 

Modelowym przykładem była i jest Ukraina, gdzie przez lata działały różnego rodzaju laboratoria biologiczne, pracujące właściwie bez żadnych ograniczeń.

 

 

– Jedno ze sztandarowych kłamstw rosyjskiej propagandy jbc. 

 

 

 

Władcy świata w swojej próżności uznali, że to za mało, i zrobili, jak to się ładnie mówi, dodatkową optymalizację kosztów. Stare, drogie systemy bezpieczeństwa i rozpoznawania twarzy zastąpiono śledzeniem telefonów. S

 

– Niezbyt rozsądne. Widocznie władcy świata którzy powinni być elitą w IQ nie kumają, że już dzisiaj śledzenie telefonów da się oszukać np. stosując pagery. Poza tym to tylko jedna z metod technologicznej inwigilacji. Idiotyzmem jest dobrowolne zrezygnowanie z innych technik na rzecz tylko jednej. Ci światowi geniusze nie są zbyt bystrzy jeśli chodzi o kontrolę swoich poddanych. Więc znów dziura logiczna w kreowanym świecie i brak konsekwencji. Oczywiście gdyby stosować systemy inwigilacji choćby te jakie mamy obecnie Patrykowi byłoby dużo trudniej ukrywać się u Moniki czy gdzie indziej. Więc po cichu obstawiam, że dlatego najwięksi geniusze ludzkości nie są zbyt bystrzy. 

 

 

 

 

Mieliśmy dobry czas i pieniądze jej tatusia, szefa jednej ze spółek ubezpieczeniowych, zajmującego się wszystkim, tylko nie córką. Nigdy go nie widziałem ani nie interesowało mnie, jak wygląda.

 

– Ale skąd to potępienie w głosie Patryka? Przecież Monika to kobieta. Czyli dwunożna krowa rozpłodowa w bardzo męskim świecie. Po co jej poświęcać uwagę? Przecież nie jest mężczyzną. No jakby była synem to może by to wyglądało inaczej. Pewnie by miała zmierzone IQ i by była istotna. A więc znów brak konsekwencji w opisie i przedstawieniu świata. Przecież Patryk już urodził się i wychował w takim świecie więc dla niego powinno być to normą. 

 

 

To był świat mężczyzn. Mogli przebierać w kobietach, które wyczerpały formułę po trzech fazach feminizmu. Nie pomogło domaganie się równych praw, twierdzenie, że faceci są niepotrzebni i kobiety mogą nimi zostać po kilku operacjach.

Panie zeszły do narożnika. Biały człowiek z powrotem poszedł ścieżką, którą niezmiennie podążali muzułmanie i biedota. Dzięki temu od lat współczynniki zastępowalności pokoleń biły kolejne rekordy.

Cały proces zapoczątkował Trump i jego administracja.

 

– Najbardziej seksistowski, szowinistyczny i mizoginiczny fragment opowiadania. Ale dobra weźmy go na tapetę. Nie wiem ile czasu upłynęło od Trumpa do momentu gdy dzieje się akcja. Ale skoro mowa o amerykańskim prezydencie to zapewne zmiany dotyczyły także USA i reszty globu. Wizja, że nowoczesne, świadome swoich praw kobiety, które mają prawa wyborcze i w liberalnych demokracją realny wpływ na politykę, które mają prawo dostępu do broni, służą w policji i w wojsku, są pilotami i politykami, naukowcami i inżynierami, które wreszcie stanowią połowę populacji zaakceptowałyby rolę krowy rozpłodowej i seksulanej zabawki mężczyzn kompletnie mnie nie przekonuje. Ten pomysł kompletnie wykoleja wizję w moich oczach sprawiając, że w ogóle nie wydaje mi się nawet trochę prawdopodobna. Od tego momentu czytałem tylko dla zasady. I wyborażam sobie ten świat tylko jako ćwiczenie intelektualne. 

 

 

– Całkiem fajnie sobie to wymyśliłeś. Bardzo cieszę się, że zdobyłeś trochę doświadczenia. Znajomość z moją przybraną córką też rozwinąłeś jak należy. Koronkowa robota. Bravo, bravissimo!

 

– Cóż w tym takiego unikalnego? Ten facet aby na pewno ma IQ 165? Patryk zwiał z cywilizowanego miasta do slamsów. Czyli co? W slamsach nie działa policja? Są nieprzekraczalne dla służb porządkowych? Jak ktoś tam jest to policja się robi bezradna? No może jakby umieli sprawdzać przelewy elektroniczne, mieli kamery CCVT, nagrody za info i inne metody ścigania to by mogli schwytać zbiega. No ale widocznie policja w tym świecie nie jest tak rozwinięta jak w naszym. 

 

– I pewnie, ojciec Moniki mógł całe życie mieszkać w bananowej enklawie więc wyczyn Patryka zrobił na nim wrażenie. Ale dla mnie jako czytelnika to obaj są siebie warci. Nie widzę po nich tych ich ponadprzeciętnych IQ w zachowaniu. 

 

 

 

– Chciałem, żebyś dla mnie pracował. Właśnie przeszedłeś wielostopniowy proces rekrutacyjny

 

– No o ile wiem to agenci SOE czy specjalski to przechodzą o wiele trudniejszą selekcję. Także przetrwania, przenikania, inwigilacji i ucieczki na wrogim terenie. No a w SOE i wielu innych tego typu organizacjach to służyły także kobiety. Niektóre z nich zapłaciły za tą służbę cenę najwyżsża np. poniosły śmierć w obozach koncentracyjnych. Ośmielę się na twierdzenie, że każda z nich poradziłaby sobie z takim znikaniem o wiele lepiej od Patryka. 

 

 

To gra o przetrwanie. W nagrodę dostaniesz ode mnie kilkanaście inteligentnych i atrakcyjnych kobiet w różnych miejscach całego globu. Im więcej zapłodnisz, tym lepiej.

 

– Czyli to robota ogiera rozpłodowego. I nie zapowiada się trudno skoro kobiety w tym świecie to klacze rozpłodowe. Nie dostrzegam też w Patryku niczego wyjątkowego a już na pewno niczego pozytywnego. 

 

 

 


 

 

– Okey a tak ogólnie to jak widać wizja serwowana w tekście nie przypadła mi do gustu. Seksizm, szowinizm, nacjonalizm, dyskryminacja, rasizm, nietolerancja aż wyciekają prawie z każdej sceny i sprawiają, że to jest dla mnie nie do przełknięcia. 

 

– Patryk jako główna postać opowiadania też nie przypadł mi do gustu. Ani zabawny, ani przebojowy, ani ciekawy, ani odważny, any pomysłowy. To jest przeciętniak. Owszem ma 131 IQ ale co z tego? To trochę ponad przeciętną. Zwłaszcza w świecie gdzie rządzi tyrania IQ. Postać jest egocentryczna i egoistyczna. Idzie zgodnie z nurtem, nie potrafi się przeciwstawić okrutnemu reżimowi. Próbuje zwiać dopiero gdy jego własne życie jest zagrożone. A gdy zagrożenie mija to za ułaskawienie jest gotów grzecznie przyjąć rolę jaką system od niego oczekuje. Te parę momentów gdy niby okazuje bunt (obrona dziadka, opinia o 80-tkach) wygląda na wciśniętę na siłę i nie ociepla wizerunku tego przeciętniaka. 

 

 

– Jedyna postać kobieca jakiej poświęcono nieco więcej czasu to Monika. I ona też jest przeciętna i nudna. Ideał dla przeciętniaka z brakiej pewności siebie. Ładna, dobrze sytuowana, jaka spełnia się w roli pokornej, rozpłodowej samicy i sprzątaczki która będzie rozpieszczać swojego kogucika. Więc nie wzbudza mojej sympatii, jest godna Patryka czyli przeciętniara która zasługuje na oko kamery tylko dlatego, że jest rozpłodówką głównej postaci. Niczym się nie wyróżnia, jej jedyną rolą, nawet na potrzeby tekstu, jest bycie córką 165 jaki ma finalny quest rozpłodowy dla głównej postaci. Nudna kreacja, w ogóle bez charakteru, polotu, oryginalności. 

 

 

 

– Sama idea mierzenia IQ zaraz po urodzeniu jak pisałem powyżej jest dla mnie podejrzana czy jest to do zrealizowania. I nie jestem pewien czy IQ jest dziedziczne. Jeśli nie to cała idea z doborem rodziców jest chybiona (finalny quest Patryka a co za tym idzie logika świata przedstawionego). Jeśli tak to niestety dla Patryka i reszty mężczyzn z tego świata ale połowę genów ma się po matce i kobiecych przodkach. Więc redukcja kobiet do roli chodzących inkubatorów raczej nie stymuluje IQ tych inkubatorów a co za tym idzie obniża potencjalną pulę IQ u potomstwa. Tak czy siak dziura logiczna jak dla mnie. Aha i są jeszcze różne rodzaje inteligencji językowa, muzyczna, społeczna itd. Skoro już IQ ma być takie ważne w tym świecie.

 

 

– O ile wiem to rozwój stymulują zmienne. Zmienne warunki życia, pracy, trening, szkolenia, podróże, poznawanie nowych ludzi, uczenie się jezyków. U Patryka większość z tych warunków nie występuje. Rodzi się, wychowuje w rodzinie Iana, na bananowej dzielni, potem chyba pracuje i w końcu ucieka do slamsów. Niezbyt więc jest tu nowych bodźców, raczej stabilna rutyna jaka ciągnie się latami. Co prawda są fragmenty o szkole no ale to nie wszystko. Mało jest sytuacji gdzie Patryk musiałby się wykazać zaradnością życiową. Samodzielnie znaleźć sobie pracę, wyjechać do innego kraju, skomunikować się z kimś kogo języka nie zna lub zna słabo, nauczyć się szybko czegoś nowego itd. Dopiero w ostatnim epizodzie o ucieczce do slamsów pojawia się taka nowa zmienna ale to już ciut za późno. Do tego momentu już raczej jest ukształtowany. 

 

 

– Zwracam też uwagę, że Patryk jest wyceniony na 131 IQ. A jako młodzieniec i już dorosły nadal ma 131 IQ. Czyli przez te 20, 30 l życia nie rozwinął się nawet o 1 punkt procentowy w tym IQ. To trochę słabo u niego z tą inteligencją :)

 

 

– Całościowo wizja przedstawiona w tekście w ogóle mi się nie podoba. Jakby esencja seksisotowskich i ksenofobicznych teorii spiskowych. 

 

 

Pozytywy?

 

 

– Niewiele ale są. Na plus zaliczam konsekwencję opisu świata przedstawionego. Ma dziury logiczne ale jak ktoś ich nie wyłapie to może to wyglądać na spójny obraz. W każdym razie raz obrany antyzachodni kierunek jest utrzymany do końca. 

 

– Styl pisania chyba jest przyzwoity. Ciężko mi to oderwać od fabuły ale chyba pod tym względem było poprawnie. 

 

– Ogólnie pomysł na “tyranie IQ” wydaje mi się ciekawy. Zwłaszcza w dystopijnym wydaniu. Kierunek ideologiczny jest kompletnie toksyczny i chybiony ale ogólny pomysł jest ciekawy i ma potencjał do rozbudowy. 

 

– Przedstawiony świat byłby o wiele ciekawszy gdyby główną postacią i oś fabularna była przeciwna od obecnej. Czyli to była postać z jajami co nie zgadza się na panujący reżim i działa na rzecz jego obalenia. Bo potencjału kolejnego trybiku który napędza ten reżim, jeszcze w tak bezjajecznym wydaniu jak Patryk to nie widzę. Co jest ciekawego oglądać jak ktoś robi to samo co miliony innych? Jak ktoś działa pod prąd to się zaczyna robić ciekawie. Zwłaszcza jak mowa o walce z reżimem. 

 

 

 

– Okey, ode mnie tyle. Powodzenia życzę przy klawiaturze i projektowaniu nowych scen i tekstów :)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zgadzam się z uwagami Bruce.

Nie przepadam za militariami, ani w realu, ani w literaturze, więc tematyka nie porwała, ale cieszę się, że ludziom się udało.

 

– W takim razie tym bardziej cieszę się, że udało Ci się przebrnąć przez militarny tekst :) Dziękuję za poświęcony czas i uwagę :)

 

 

Ale tą pozycję tworzono już pod koniec jesieni,

Tę pozycję. Biernik brzmi “tę”, narzędnik “tą”. Hmmm, może w ten sposób: to jest tak samo, jak z końcówką rzeczownika “lista” – czytałem tę listę, siedziałem nad tą listą.

– Wierzę na słowo. Ale rozróżnienie “tą” od “tę” to dla mnie jeszcze czarniejsza magia niż rozróżnienie “jaki” od “który”. To wskazane zdanie poprawię w wolnym czasie. 

 

 

 

Zbyt długo walczyła na froncie by na słuch rozpoznać odgłos rzednących wystrzałów.

Coś się posypawszy. W tej chwili zdanie znaczy, że najpierw rozpoznawała, że wystrzały rzedną, a teraz już nie.

 

– Oki, popatrzę na to w wolnej chwili. Dzięki za zwrócenie uwagi. :)

@Tilia

 

– O, widzę, że odpisałaś. Sorry ale nie przychodzą stąd powiadomienia o odpisie i trzeba sprawdzać manualnie ruch w interesie. A tu nie zaglądałem jakiś czas. Ale w każdym razie szpoko, dzięki za odpis. Trzymam kciuki za Twoją dalszą twórczość. Trzym się :)

Pipboy79, dzięki za komentarz! Cieszę się, że moje opowiadanie Ci się spodobało. Jeśli chodzi o Laurę, to masz rację. To jest zimna, perfekcyjna twardzielka, ale taka właśnie miała być :) Mimo to przemyślę Twoje sugestie i wezmę je pod uwagę w przyszłości. Mały spojler: Laura ma rzeczywiście problem z alkoholem :)

– Oki, szpoko, powodzenia przy klawiaturze :)

Przeczytałem. Hmm… Ogólnie to mam pozytywne wrażenia. Chociaż i parę zastrzeżeń. No ale po kolei. 

 

– A więc ogólnie to oceniam opowiadanie na plus. Duże plusy za ciekawy miks magii, duchów i westernu. Ciekawie to wyszło. To dla mnie najciekawszy element tekstu. 

 

– Ładne opisy przyrody. Czyli otoczenia i świata przedstawionego. Sprawia wiarygodne wrażenie. Tu mi trochę wygląda na mix westernu i postapo. Zwłaszcza klimat Dzikiego Zachodu da się odczuć z każdego opisu. 

 

– Ciekawie jest opisana magia i rytuały. Fajny pomysł. I widzę konsekwencję w użyciu, to też bardzo dobrze wyszło. Trochę tajemniczo, trochę mistycznie ale jednocześnie jest chociaż zarysowane jak to działa. Więc dobrze się to czytało. 

 

– Dialogi wyszły… Tak sobie. Ale to silnie wiąże się z największym minusem tekstu. 

 

– Największym minusem tekstu jest… Laura. Czyli główna postać opowiadania. Jest ona perfekcyjna, nigdy się nie myli, zawsze jest zawodowo nieustraszona i obowiązkowo beznamiętna. To nudna kreacja. Ona jest jednoosobową, niezwyciężoną armią. Nie potrzebuje żadnego wsparcia, sama wszystko wie, umie i załatwia. Nie musi mieć pomocnika od wiedzy, od gadania, od tropienia, od mordobicia, od strzelania bo ona ma te wszystkie skille wykupione i wymaksowane. Aha i oczywiście jest śliczna jak dziewczyna z rozkładówki. Aby za słaba nie była. No żadnych wad, istota idealna. To nudne.

 

– Kolejnym słabym punktem silnie powiązany z kreacją istoty idealnej jako głównej postaci to walka w barze. Jest słabo zaprojektowana. Powiela liczne schematy z popkultury. Właściwie jak tylko pojawiła się zaczepka od Rix to spodziewałem się, że Laura spuści mu łomot + ewentualnie mordobicie/strzelanina w karczmie z której główna postać wyjdzie zwycięsko. Ale jeszcze byłem ciekaw jakim kosztem i czy będzie jakiś myk. No i wyszła bez szwanku, rozwaliła kogo chciała myk był z użyciem magii, nawet fajny ale nie ratuje całości sceny.

 

– Nie czuć masy i siły Roxa. On nie ma nad nią żadnych przewag. Laura się z nim zmaga jak równy z równym chociaż opis sugeruje, że jest od niej wyższy (a więc być może i masywniejszy). W opisie zaś szarpią się jak równi sobie. Nawet jak Laura jest od niego lepsza technicznie w walce to on mógłby to równoważyć swoją masą, siłą, zasięgiem ramion itd. A tak to po prostu główna postać zdejmuje z planszy jakąś randomową blotkę. Filmowe rozwiązanie no ale poza realiami filmu to niezbyt ciekawe. 

 

– Kolejny myk z filmu to to, że kumple Roxa uprzejmie czekają na zaczęcie strzelaniny aż Laura schowa się za barem. Dlaczego? Początkowo mogli być zaskoczeni szarpaniną z Roxem i to, że obca zastrzeliła ich kumpla. To na co czekają? Czemu od razu nie chwycą za broń? Czemu jest ich akurat tylu co kul w rewolwerze /2 :) A jakby barman miał broń? :) Oczywiście strzelają do niej z celnością szturmowców z Gwiezdnych Wojen. Szkoda, że nawet jej nie drasnęli. Co to za zwycięstwo jak przychodzi bez wysiłku, bez żadnej ceny? 

 

 

A teraz bardziej detalicznie.

 

 

 

 

Laura Beznamiętna:

 

Jedna z kul świsnęła blisko ucha Laury, lecz ta pozostała spokojna, zupełnie nie przejmując się niebezpieczeństwem.

 

Obok niej leżał człowiek, którego właśnie zabiła gołymi rękami, lecz ona wydawała się być nieludzko obojętna. Stała nieruchomo, niemalże jak posąg, opanowana i zdystansowana, jakby oddzielona od tego makabrycznego widoku przez niewidzialną barierę.

 

Pomimo panującego wokół chaosu, kobieta zachowała zimną krew.

 

Ta zaś, nic sobie z tego nie robiąc, uniosła nieznacznie ręce i zeszła ze schodów, podchodząc nieco bliżej.

 

 

Laura zerknęła na nią beznamiętnie i pedantycznie poprawiła mankiety oraz kołnierzyk swojej koszuli.

 

Kobiecie pozostał ostatni nabój, lecz nie spanikowała. Z zimną precyzją wycelowała w przeciwnika i pociągnęła za spust, posyłając mu kulę prosto między czerwone ślepia.

 

Niemal natychmiast otrząsnęła się z pierwszego szoku, czując jak zalewa ją fala adrenaliny i wściekłości.

 

Spodziewał się ujrzeć przerażenie w oczach kobiety, ta jednak popatrzyła na niego złowieszczym wzrokiem, który wytrącił go zupełnie z równowagi.

 

– Pewnie podobnych cytatów znalazłoby się więcej, wybrałem niektóre. Ale schemat jest ten sam: cokolwiek by się nie działo to Laurze nawet brewka nie drgnie. Być może ma to swoją filmową logikę. I jeśli to jest właśnie dla Ciebie priorytetem to okey, osiągnąłeś sukces kreując beznamiętną postać. Ja jednak nie lubię takich kreacji. Mnie się wydają sztuczne o mentalności plastikowego żołnierzyka. A przez to nienaturalne i niewiarygodne. A to z kolei sprawia, że moja niewiara w scenę/świat przedstawiony rośnie a sympatia do postaci/sceny/świata spada. No ale to mój subiektywny punkt widzenia jak masz inny to okey, nie mam z tym problemu. 

 

 

Laura Twardzielka

 

 

 

Jej jasnopiwne oczy, z pozoru wyglądały równie przyjaźnie, lecz jednocześnie na ich dnie czaiła się jakaś niewypowiedziana groza. Przywodziły na myśl wzrok drapieżnika patrzącego na swą ofiarę.

 

Laura podniosła do ust szklankę i wypiła całość duszkiem, nawet się przy tym nie krzywiąc.

 

– Podobnie jak wyżej. Czyli Laura to taki Brudny Harry w opakowaniu playmate. Pije jak twardziel, strzela jak twardziel, bije się jak twardziel, rozwiązuje zagadki jak Sherlock itd. Ona nie ma żadnych braków czy słabości, to istota idealna. 

 

 

– I zachowanie Laury niejako rzutuje na otoczenie. To jak inni ją postrzegają, jak na nią reagują. Bo niejako siłą rzeczy skoro istota idealna zjada całą odwagę i spryt z planszy to reszta planszy raczej jest skazana na rolę nierozgarniętego tła. Także w dialogach co zaznaczyłem powyżej. 

 

 

Nieopisana groza sparaliżowała ludzi, którzy przyglądali się wszystkiemu z szeroko otwartymi oczami, lecz nie byli w stanie w żaden sposób zareagować.

 

– Dlaczego? Ktoś ich od paru miesięcy morduje, jakaś wojna z elfami jest w tle, klimat Dzikiego Zachodu a tu jakaś obca baba awanturuje się z kolegą i szybko go zabija. I co? Nikt z nich nie ma spluwy? Wszyscy od razu zwiwają przed jedną kobietą? W tym momencie jeszcze nie widzą, że ona jest wieśmozakonnicą. 

 

 

To wystarczyło, by pozostali klienci saloonu odzyskali władzę w członkach i rzucili się w panice do ucieczki.

 

 

– Jw czyli dlaczego? Bo jakby chociaż kilku z nich miało spluwy to zastrzeliliby główną postać? :)

 

 

 

Kątem oka dostrzegła barmana, który paskudnie zemsząc, czołgał się pośpiesznie w kierunku zaplecza.

 

– Barman na Dzikim Zachodzie co nie ma obrzyna pod ladą? Dlaczego? :) 

 

 

 

Inne rzeczy

 

 

Co prawda w najmniejszym stopniu nie żałowała życia kilku typów spod ciemnej gwiazdy, niemniej od teraz postanowiła działać bardziej powściągliwie.

 

– To jest opisane z jej perspektywy. Nie wiadomo czy to prawda. Bardzo filmowa logika: skoro główna postać kogoś zastrzeliła to na pewno oni byli “ci źli”. 

 

 

 

Jego wzrok był skupiony na wejściu do saloonu, a dłoń trzymał na broni, gotów w każdej chwili ją wydobyć.

 

– A co on się z nią tak patyczkuje? Przecież on nie wie, że ma do czynienia z główną postacią w tekście :) Wie, że przyjechała obca baba, wdała się w jakąś bójkę, strzelaninę i zastrzeliła przynajmniej jednego mieszkańca tej miejscowości. I jak ona wychodzi na ganek to on nawet spluwy nie wyjmie aby mieć ją na muszce? Przynajmniej na ten moment opowiadania. A jak potem dzięki swobodnemu i pogardliwemu zachowaniu Laury dochodzi do eskalacji to zobacz jak ten jeden ruch wiele znaczy. Scena kończy się na wycelowaniu w nią luf. Jakby się zaczynała od wycelowanych luf to gliniarze mogliby do niej otworzyć ogień. Całkiem słusznie zresztą, tak powinni postępować stróże prawa mając do czynienia z niebezpiecznym bandziorem jaki nie chce złożyć broni. Więc widać plot armor Laury. Szeryf i reszta nie może do niej strzelić a tym bardziej zastrzelić bo to główna postać w tekście. Jak to aż tak widać to nie przynosi chluby projektantowi. 

 

 

 

 

 

Na środku ulicy stał mężczyzna o surowej twarzy, na której życiowe doświadczenia odcisnęły swoje piętno.

 

Malcolm skrzywił się.

– Naprawdę musimy o tym rozmawiać? Miałem sobie właśnie szykować kolację.

 

 

– Brak konsekwencji. To ten Malcolm jest twardzielem czy nie? Twardziel nie powinien się wzdrygać przed opowiadaniem o trupach jakie już widział i pochował. Zwłaszcza jak nosi blachę i mówi o obowiązkach służbowych. A jeśli nie jest twardzielem to czemu na początku dostaje opis sugerujący, że to twardziel? Brak konsekwencji. A ogólnie to przydałby się jakiś jeszcze twardziel albo cwaniak oprócz Laury bo ona monopolizuje te kategorie a przez to jest to monotonne i przewidywalne. 

 

 

Laura Wojownik

 

 

W akcie desperacji rzuciła się na Laurę, lecz ta dostrzegła ją kątem oka i błyskawicznie obezwładniła, powalając na podłogę.

 

Każdy wystrzał był celny i potężny jak uderzenie bojowego młota, lecz mimo to agorth wciąż posuwał się naprzód.

 

– Dokładnie tak. Jak czegoś nie pominąłem to ona dosłownie każdym wystrzałem w tekście trafia w cel. Każdym. Ma 100% bojowej skuteczności, nigdy nie chybia. Najpierw w bardze a potem w kopalni. Być może filmowo to dobrze wygląda ale dla mnie wygląda nienaturalnie a przez to zwiększa mój poziom niewiary w postać, scenę i świat przedstawiony. No chyba, że ma jakiś magiczny rewolwer czy skill który gwarantuje, że ona nigdy nie chybia. Ale jeśli tak to powinno wynikać to z tekstu a nie wynika. 

 

 

 

Spiął się i runął na nią w niewiarygodnym, ponad siedmiojardowym skoku.

 

– Aha! Czyli poczwara umie skakać! :) Bo tak się dał przerobić na tarczę strzelniczą mając klasyczną scenę “ten zły idzie” to myślałem, że conajwyżej chodzić i zgarniać ołów umie :) 

 

 

Starszy mężczyzna wziął dzbanek i nalał świeżej wody do kubka. Laura widząc to chrząknęła i wskazała wzrokiem na swoją torbę, leżącą na podłodze. Bob schylił się i wymacał wewnątrz butelkę burbonu. Uśmiechnął się pod wąsem.

– Oby to był objaw alkoholizmu Laury a nie kolejny przejaw twardzielowania za wszelką cenę. Nałóg ubarwiłby tą postać. Dodał charakteru i skazy na jej wizerunku istoty idealnej. 

 

 

 

 

Co ja mógłbym doradzić od siebie

 

 

– trzymaj się ten konwencji postapo-westernu z magią, fajnie i ciekawie Ci to wychodzi

– uczłowiecz istotę idealną :) Ona jest nudna jak jest taka beznamiętna, bezbłędna i wszystkowiedząca

– popracuj nad projektami walk aby nie był to mecz do jednej walki. Niech istotę idealną też coś zaskoczy, niech oberwie, niech krwawi, niech się boi, niech poczuje zaszczucie. To ją uczłowieczy. 

– popracuj nad BN-ami. Czyli jw, niech się pojawią inni twardziele, cwaniacy a nie tylko bezbarwne tło aby istota idealna mogła błyszczeć i zgarnąć sobie parę fragów

– bądź konsekewnty w opisach postaci, jak opisujesz kogoś jako twardziela to niech to będzie twardziel. Co to za twardziel jak wymięka natychmiast po spotkaniu istoty idealnej? Pozer a nie twardziel. 

 

 

 

– Ogólnie to jak mówię, fajny świat wykreowałeś i jakbyś coś jeszcze publikował to chętnie bym poczytał. Poza istotą idealną to jedno z lepszych opowiadań jakie czytałem na tym forum :) 

 

– Powodzenia przy klawiaturze i trzymaj się :)

Przeczytałem. I słabe to było. Tak słabe, że czytanie tego to strata czasu. Dlaczego tak uważam? Bo z tekstu nic nie wynika. To jest 4000+ znaków o niczym. To po co czytać tekst o niczym? No ale po kolei. 

 

– Tekst jest dość krótki więc wypadałoby aby był treściwy. W krótki tekście jest mniej miejsca aby zawrzeć coś ciekawego lub chociaż coś senswonego. Zawiązanie akcji/intrygi, jej rozwój i rozwiązanie. Tu nic takiego nie ma. Po przeczytaniu 4000 znaków nie wiadomo o co tu chodzi. Czyli przekaz jest słaby. Nieczytelny. Nie wiadomo co autorka miała na myśli. 

 

– Intrygi tu nie ma. Jakiś zarys jakiejś większej sprawy, idei nie ma. Opis świata? Nie ma. Świat składa się do jednego randomowego mieszkania jakie niczym się nie wyróżnia od innych randomowych mieszkań. Jakiś elemt homorystyczny? Nie ma. To zawsze jest plus jak pojawia się coś z humorem, jakieś cięte riposty nawet jeśli kategoria tekstu nie jest parodią, groteską czy komedią. Świadczy o pewnej wrażliwości i inteligencji osoby używającej. Tu zero takich klimatów.

 

No to może dialogi? No są. Są miałkie i o niczym. Do nic z nich nie wynika, niczego się z nich nie dowiadujemy. To po co one są? A w konsekwencji po co są rozmawiający czyli dwie główne postacie w tekście. Właściwie są tylko te dwie, innych nie ma. Więc dostajemy dwójkę randomowych postaci które znów niczym szczególnym się nie wyróżniają. Równie dobrze można wziąć dwójkę przypadkowych osób z bloku. Nie ma w nich nic wyróżniającego a więc ciekawego. Dlatego wychodzą miałko, bez polotu, bez pazura. Z charakteru zaś są antypatyczne. Olewają się i wyzywają nawzajem, nie okazują sobie sympatii ani życzliwości, raczej sprawiają wrażenie pary na ostatniej prostej przed rozstaniem. 

 

Jest też potencjalny wątek nadprzyrodzony z zapętleniem czasu i fatamorganą. Czyli to, że jedno z nich jest duchem czy schizą tego drugiego. Ale które z nich byłoby prawdziwe to z tekstu się nie dowiemy. Końcówką z Martą to nawet nie wiadomo, to retrospekcja, czy jakiś ciąg dalszy? Znów to powinno wynikać z tekstu a nie wynika. 

 

Więc jak dla mnie tekst jest o niczym. Nie przekazuje nic konkretnego ani ciekawego. Nie jest zabawny. Nie ma pomysłu do sprzedania jeśli był to zaginął gdzieś w klawiaturze. Brak świata przedstawionego, tego jak funkcjonuje. Jeśli istnieje tu jakieś nadnaturalne coś to powinno to być czytelne dla odbiorcy a nie autorki. Dialogi miałkie i de facto zbędne – nie wnoszą nic do akcji. Samej akcji też nie ma. Zwrotów akcji tym bardziej. Postacie antypatyczne, w ogóle im nie kibicowałem więc ich los jest mi obojętny. Humoru i ciętych ripost brak. Fabuły w sumie też nie ma. Tekst o jakiejś rozmowie randomowych osób w randomowym mieszkaniu podczas której nic szczególnego się nie dowiadujemy i nic szczególnego się nie wydarza. Czyli 4000 znaków o niczym, zwykłe lanie wody bez konkretów i fabuły. 

 

Jakbym miał coś doradzić to:

 

– dialogi powinny dodawać konkrety a te powinny posuwać akcję do przodu

– zasady działania świata (także ewentualne elementy nadprzyrodzone) powinny być czytelne dla czytelnika (dla postaci nie muszą)

– postacie powinny się czymś wyróżniać, charakterem, ideologią, powinny biegać za jakąś sprawą jaka jest dla nich charakterystyczna 

 

 

– Tyle ode mnie na ten moment. Powodzenia życzę przy klawiaturze. 

@Bruce

 

– Oki, dzięki za przeczytanie chociaż pobieżne i za koment. Dialogi starałem się poprawić wedle tego co mówiłaś wcześniej. Co to tę/tą to piszę to na czuja i rozróżnienie tego to dla mnie czarna magia. To co zaznaczyłaś postaram się poprawić w wolnej chwili. Dzięki za dobre słowo z tą widoczną poprawą. No starałem się ale wyszło jak widać. 

 

 

– Trzymaj się i powodzenia przy klawiaturze :)

 

Słusznie, możliwości i pomysłów jest wiele, Twoje są znakomite, lecz jednak zawsze wtedy istnieje ryzyko, że trafi nań nie ten z Pieczyngów, który miał, więc boski amulet przypadnie komuś przypadkowemu. A do namiotu wodza wszedł sam herszt, aby go własnoręcznie “załatwić” i odegrać się za te wszystkie lata klęsk. :) To herszt ma zostać nowym panem krasnoluda. :) Bo to młot szczególny – tylko dla wybrańców. :)

 

– Gdyby to była sesja RPG to faktycznie byłoby ryzyko, że BG obleją test zręczności aby złapać taki lecący przedmiot, test percepcji aby go wypatrzeć lub inny pechowy krytyk który sprawiłby, że ten amulet przepadnie. Ale skoro to jest opowiadanie to jest to historia zamknięta. Więc jak ten talizman ma trafić do odpowiedniej osoby to trafi. Przecież może go złapać albo znaleźć sam wódz, albo inny wojownik mu podaruje aby się wkrasć w jego względy lub ten mu go zabierze. Jest sporo możliwości aby ten gadżet trafił we właściwe ręce :)

 

No i pozdrawiam i powodzenia przy klawiaturze :)

Wpiszę zatem, za Twoją radą, obok słownych także daty liczbowe, aby nikt z Czytających – i Ci, którzy wolą słownie, i Ci, którzy wolą cyfry – nie miał powodów do narzekań. :) 

 

– Szpoko :) 

 

 

Namiot wydał mi się łatwiejszym miejscem do znalezienia amuletu przez wodza Pieczyngów. W czasie bitwy, w zasadzce (szczególnie nocą), czy – jak proponujesz również – w lesie, rzucony młot by prawdopodobnie przepadł. Dziękuję jednak za radę, dopiszę więcej o walkach przed wkroczeniem do siedziby kniazia. :) 

 

– Niekoniecznie. Pieczyngowie mogli go znaleźć przy ciele zabitego wodza. Lub jeśli go rzucił to widzieć gdzie. Mógł się też narracyjnym cudem zawiesić na gałęzi lub nawet tak akszynowo rzucony amulet mógł złapać któryś z napastników. Coś powinno dać się wymyślić aby tak znienacka nie siekali go w środku własnego obozu :)

 

 

 

Przeczytałem. Tytuł mnie skusił :) Przyjemnie się czytało, lekki, przyswajalny styl pisania. Nietuzinkowe spojrzenie na historyczne postacie. Helga mi się spodobała, słuchałem swego czasu podcast o niej, Światosławie i początkach Rusi. Fajny motyw z tymi skandynawskimi wpływami i mitologią. 

 

– Nie mam przekonania do zapisywania dat rocznych słownie. Niedawno skończyłem “Kompanie braci” Ambrose’a. I w polskim tłumaczeniu daty roczne pisało się cyfrowo. Czyli 1944 a nie tysiąc dziewięćset czterdziesty czwarty. To powszechne w książkach historycznych i dla mnie osobiście bardziej czytelne. 

 

 

– Mam wątpliwości co do logiki śmierci Światosława. O ile wiem on historycznie faktycznie zginął z ręki Pieczyngów podczas postoju nad Dunajem i to się zgadza. No ale u Ciebie to opisane jakby Pieczyngowie dopadli go w jego własnym namiocie. Czyli w środku obozu armii kniazia. No dopadli to dopadli ale co z resztą armii? Tak bezszelestnie Pieczyngowie przeniknęli przez cały obóz, że dopiero spotkali kontrę przy samym namiocie ruskiego wodza? Dziwne to. Jakby go dorwali gdzieś w zasadzce, w trakcie podróży, w lesie czy co no to by mi brzmiało bardziej wiarygodnie niż tak z nienacka w środku własnego obozu. 

 

– Ale ogólnie to odbieram tekst pozytywnie, przyjemnie się czytało :)

– Oki, Login, dopiero dziś mam czas aby tu zajrzeć to paczam :)

 

 

Generalnie ja raczej j tu piszę jakieś rzeczy a dopiero potem dorabiam to tego ideologię.

 

– Jeśli idziesz na żywioł i piszesz “for fun” to zaczynam rozumieć czemu tak wygląda ten tekst :) I jak tak Ci sprawia to przyjemność to szpoko, baw się wedle uznania. Jednak weź pod uwagę, że czytelnik może mieć inne preferencje, oczekiwania i nawyki. I liczyć, że jednak jest tu jakaś główna oś fabularna, jakaś przewodnia intryga. Wówczas może dojść do kłopotów ze zrozumieniem takiego żywiołowego przekazu. To tylko moja uwaga a pisz po swojemu wedle uznania :)

 

 

„Dron kamikadze nie zatrzymywałby się aby spojrzeć ofierze w oczy. „

 

– No ale nawet wedle definicji drona kamikadze to czeski dron się tak nie zachowuje. Bo nie zrzuca Octowi żadnych karteczek, nie wzywa go do poddania się przez głośniki ani nie krąży nad nim aby go gdzieś zaprowadzić. Tylko zjawia się nagle tuż przed nim i zatrzymuje się. Co więcej Ocet ma przemyślenia, że dron może wybuchnąć w każdej chwili a jak się ruszy to też może wybuchnąć. No a nie wybucha od razu, chwilę później też nie. Więc wd mnie niezbyt się wpisuje w zachowanie drona kamikadze. Powinien go uderzyć i eksplodować. Nawet jeśli miałby jakąś awarię to by uderzył człowieka fizycznie. Zaś prędkości po kablach są tak szybkie, że w ciągu sekundy mógłby próbować uruchomić zapalnik dziesiątki albo setki razy. A on podlatuje, zatrzymuje się i po chwili zaczyna gadać. 

 

– Ogólnie to bardziej by mnie przekonywało jakby Ocet w pierwszym momencie się pomylił. Zanim się dokładnie przyjrzał dronowi, zanim ten się zatrzymał i zaczął gadać. Wtedy nawet by pasowało jak sie widzi coś ruchomego kątem oka i to w ruchu albo przez bardzo krótki moment. Wówczas pomyłka jest całkiem naturalna. 

 

– A te rozkminy o dronach to lepiej by chyba było zamieścić w w tekście a nie w komentach. Wówczas czytelnikowi byłoby łatwiej skumać dlaczego Ocet wziął drona za samobójczego. 

 

 

 

Pani Major– dlaczego czytelnik miałby znać każdą z osobę w bazie skoro patrzy oczami bohatera. Pani Major jest dość rozpoznawalna , Ocet ciągle wraca do sytuacji z córką w sali wykładowej, autokarów i widzi ją koło bewupa. Być może jednak masz rację i czytelnik ma wątpliwości czy to ta sama ( bo kapitan jest jeden ) może trzeba było ją oznaczyć np. nazwiskiem.

 

– A tekst piszeszcz dla czytelnika czy dla postaci z bazy? :) To dla nas, czytelników tekst powinien być czytelny i zrozumiały. Na moje oko to nawet jeśli jest jedyna kobieta-major w bazie i ogólnie to bardzo charakterystyczna postać to powinna mieć jakieś personalia podane. Wręcz szczególnie wtedy bo to podkreśla jej istotność, także dla fabuły. No chyba, że jest ważna w hierarchii ale dla fabuły niekoniecznie to wtedy można ją potraktować jak randomowego BN-a. Jeśli postać nie ma personaliów (imię/ksywa) to sprawia wrażenie pobocznej. I w moim udzczuciu ksywa “Pani Major” kiepsko pasuje do wojskowej bazy. Gdzieś “na mieście” gdzie wojskowi są nieliczni i jakiś mundurowy, do tego kobieta, do tego w stopniu majora może i mogłaby mieć taką ksywę. Bo to byłyby cechy które ją wyróżniają na tle innych. Ale w bazie wojskowej? Jedna z wielu mundurowych, zapewne oficerów też jest tam trochę. 

 

 

 

„To jest jakaś odyseja jednej postaci jaka przewija się przez kołowrót wydarzeń i osób „

– pięknie napisana recenzja, ach… jak pięknie. Jeśli to miał być zarzut to uważaj– część

czytelników może nie zrozumieć co poeta miał na myśli i potraktować to dosłownie jako komplement.

 

– No to jbc to chodziło mi o chaos i galimatias tych wydarzeń w opowiadaniu. No ale każdy napisany tekst podlega interpretacji przez każdego czytającego :)

 

 

 

– znowu odsyłam do nagłówka PODAWANIE NA TACY, ale są tu pewne informacje, poszlaki. Jest to po pojawieniu się obiektu Oumaoma czyli według stanu dzisiejszej wiedzy po roku 2017. Z rozmowy o programie Jenot można podejrzewać , że po 2019. Do tego trzeba też trzeba dodać czas podróży na Marsa. Za chwilę rzeczywistość przegoni fantastykę a, że to co się dzieje (sama obecność bazy na Marsie jest tajna) nie odbiega daleko od stanu na dzisiaj myślę, że umieściłbym akcję gdzieś między 2019 a 2025.

 

 

-Tak, widziałem te daty i fragmenty sugerujące początek XXI w. Ale co z tego? Sam Mars masz opisany przez pół opowiadania na tyle mętnie, że nawet brałem pod uwagę jakiś star gate i międzywymiarowe wycieczki. Nie wiadomo czego się spodziewać jak się siada do czytania nowego uniwersum. Dlatego przydałyby się konkrety. 

 

– Poza tym co to za argument? Równie dobrze można wspomnieć, że II WŚ skończyła się w 1945. Ale nie musi oznaczać, że akcja opowiadania dzieje się 10, 20 czy 50 l potem. Równie dobrze może dziać się 500 l później. Taki zapis świadczy tylko daty po jakich dzieją się opisywane wydarzenia ale nie mówi o tym ile czasu od nich upłynęło. Zwłaszcza jak opis kolonizacji Marsa sprawia wrażenia zaawansowanego co też musiało trochę potrwać od pierwszych załogowych lotów po rozbudowane bazy i wojnę między nimi. 

 

 

 

„I w tym galimatiasie nie widać żadnej myśli przewodniej. Jakiś typ wynurza się z jakiegoś bajora. Po co tam nurkował? Nie wiadomo. Co tam w ogóle robił? Nie wiadomo. „

– zrobię streszczenie na dole co i mnie pozwoli usystematyzować wiedzę. Jednak wydaje mi się ,że podstawowy ciąg przyczynowo-skutkowy jest zachowany.

 

– Może dla Ciebie jako autora wszystko sensownie wynika jedno z drugiego. Ale dla mnie to nie wiada o co tu chodzi i po co i dlaczego rzeczy się dzieją. 

 

 

 

„ W oddali ktoś odparował satelity oligarchy. „

– czym są satelity i do czego służą nie będę tłumaczył. Po co były używane patrz: rozdział pierwszy. Z tego wynika potem kto i dlaczego .

 

– Być może. Ale opis wygląda jak randomowy wybuch w jakimś filmie wojennym aby zrobić klimat bitwy.

 

 

„Handlarz chce coś sprzedać Octowi. „

– świetna okazja bo może w normalnej sytuacji by się nie skusił. A tu bombardowanie i narastający chaos. Więc mogło się udać. Z rozmowy na bramce SUFO może wynikać ,że handlarz jest podstawiony.

 

– Nie, nie, nie, handlarz nie jest podstawiony, nie dorabiaj do tego drugiego dna teraz :) A przynajmniej w tekście nie ma na ten temat ani słowa. Kuma, że pisane głównie z perspektywy głównej postaci więc ona mogłaby o tym nie wiedzieć ale wówczas czytelnik też tego nie wie. Jak chcesz aby czytelnik się nad tym zastanowił chociaż przez chwilę to musiałbyś jakoś umieścić tą informację w tekście. 

 

 

 

„W pewnym momencie jakiś specnazowiec nawet ma nóż na gardle głównej postaci i jak ostatni patałach nawet go nie dźgnie na pożegnanie „

– nie jest powiedziane, czy to był spetznazowiec ( chociaż jest wysokie prawdopodobieństwo, że tak ) czy jakiś agent wewnątrz Nato, który po ataku roju ponownie przywdział maskę medyka albo się położył udając rannego. Skutków ataku nożem już by nie cofnął, zamiar tak.

 

– Jw czyli dorabiasz drugie dno w trakcie dyskusji. Być może miałeś taki zamiar od razu przy pisaniu ale ponownie jak z handlarzem z tekstu to nie wynika. A jak nie wynika to tego nie ma. Jak tego nie ma to nie ma o czym gadać. Jak chcesz aby takie rzeczy były brane pod uwagę to muszą one wynikać z tekstu a nie z komentów pod nim. 

 

– I uważaj na te podwójne dna. Łatwo przekombinować. A wówczas stają się zbyt groteskowe aby brać je na poważnie a więc i można zacząć wątpić w cała intrygę. Takie rzeczy lepiej sprawdzają się w groteskowej komedii/parodii.

 

 

„Specnaz widocznie to taka sama rutynowa popierdółka jak cała reszta ataku na bazę. „

-ty to powiedziałeś hihihi . A poważnie to specjalna operacja przeciw Ukrainie też miała trwać góra kilka dni.

 

– To był taki mój skrót myślowy z tym specnazowcem. Ot uważam, że jeśli zawodowy wojak już ma nóż na szyi wroga to pewnie dałby radę chociaż go dźgnąć, może nawet na śmierć. Wiele zmiennych może tu wystąpić. A ten opisany w tekście nawet nie próbował dźgnąć Octa chociaż miał wyśmienitą do tego okazję, jak chyba nikt inny przez cały tekst. Dlatego dla mnie wygląda to sztucznie i nie kupuję tego kawałka. 

 

 

 

– nie jesteśmy Octem,towarzyszymy mu tylko w jego przygodach ale każdy czuje inaczej. Po za tym facet wiele razy chciał się załamać ale nie dano mu szansy bo musiał ogarnąć jakiś temat – ratować cudze życie zamiast użalać się nad własnym ( ha ha autor ma coś do przekazania tak mimochodem). Widocznie nie był lub nie chciał być zbyt mocno związany z tymi postaciami, a że spędzał jednak z nimi czas to przeżywał śmierć Anny chociaż przez chwilę. Ogólnie jednak przychylam się do tej lobotomii ,całość opowiadania wydaję się dość płaska i tej iskry tu brakuje.

 

– Ocet się zachowuje jak plastikowy żołnierzyk. Pomyśl jak wygląda to w realu. Jak umiera kolega z pracy, sąsiad, sprzedawca znad przeciwka. Jak wywołuje to chociaż chwilę wspomnień i zadumy związane z kimś takim. Już nie mówiąc jeśli to jest ktoś bliższy. A jeśli to ktoś w miarę młody i jeszcze zginął tragicznie to jeszcze bardziej jest to spotęgowane. Zastanów się nad tym na chwilę. 

 

– I skoro my, czytelnicy, znamy to z autopsji, to odruchowo przykładamy taką miarę do czytanego uniwersum. I porównujemy. To jeden z punktów gdy oceniamy czy postacie jakie oglądamy czy o nich czytamy zachowują się naszym zdaniem naturalnie czy nie. 

 

– Oczywiście jako autor postaci i uniwersum możesz je krewować dowolnie. I jak chcesz aby Ocet był wylobotomizowany z emocji to spoko. Ale czytelnik będzie oceniał jego zachowanie wedle własnych kryteriów. 

 

– A co do prób załamania się to mnie osobiście nie przekonują. Nie ma w nich owej refleksji i zadumy, poczucia przygniecenia ciężarem, tragedią, bólem. Ot niczym postać twardziela z gry rzuci kąśliwą myślą czy uwagą i natychmiast się otrząśnie po czym ruszy ratować świat. Mnie to nie przekonuje, dla mnie jest to sztuczne i nienaturalne. Znam przykłady gdy ktoś działał, walczył, pracował na pełnych obrotach mimo osobistej tragedii jakie właśnie przeżył ale to gdzieś w nich tkwi i w końcu wypłynie. U Ciebie jak masz krótką formę opowiadania to powinno wypłynąć w jej trakcie bo po prostu nie masz zbyt wiele miejsca na odkładanie tego w czasie i przestrzeni. A nie widzę aby coś takiego się działo dlatego dla mnie Ocet zachowuje się jak po emocjonalnej lobotomii. Nie wiem czy nie sklasyfikować go jako psychopatę/socjopatę. Psychopaci umieją na zewnątrz symulować emocje i poprawny socjal, często udaje im się oszukać otoczenie, zwłaszcza tych którzy słabiej ich znają ale są egocentrykami, egoistami i nie czują więzi, sympatii, pozytywnych emocji z ludźmi którzy ich otaczają. Ale nie jestem orłem z psychologii więc tylko tak symbolicznie zaznaczam. 

 

 

 

„Czasem do kogoś strzeli” – wydawało mi się ,że nasz twardziel przebył całą odyseję bez jednego wystrzału. Dosłownie. Nawet przez Anię mało karabinka nie zapomniał. A taki mało empatyczny ponoć.

 

– Skrót myślowy. Chodziło mi o ten kołowrót chaosu bez myśli przewodniej. 

 

 

„Ot, cwaniaczek jaki wedle scenariusza ma wyślizgać wszystkich. Jakby zginął to by mnie to nie ruszyło. Nawet nie wiadomo kim on właściwie jest, jaką pełni funkcję, czy jest żołnierzem czy kimś innym.”– oficjalnie jest żołnierzem, ratownikiem medycznym. Jednak jest też druga twarz , która zmusza czytelnika do podejrzeń i ocen, o których wspomniałeś.

 

– Jest żołnierzem? O. To nowość dla mnie. A jaki ma stopień? Czemu nikt sie do niego nie zwraca po stopniu? To powinno wynikać z tekstu. Czemu tak mało salutów? No w armii amerykańskiej to jeszcze rozumiem. Ale o ile wiem w WP oddawanie honorów starszemu stopniem ma długą i pielęgnowaną tradycję. Przez całą odyseję w bazie Ocet nie spotkał nikogo starszego stopnień aby oddać mu honory? Albo młodszego który by jemu zasalutował? A jeśli w Twoim uniwersum WP odeszło od tej tradycji to też powinno to wynikać z tekstu. Bez tego czytelnik który choć trochę ogarnia wojskowe klimaty będzie przykładał kalkę z naszego reala. 

 

 

 

„dodać empatii i uczuć, nie bój się, jak postać jest dobrze zaprojektowana to nie odbiera jej to twardzielstwa czy cwaniactwa a czyni bardziej ludzką „

– zlituj się , specjalnie nim poniewierałem żeby się za bardzo nie roz-superbohat-erzył. Może to jakiś jest cwaniaczek ale daj mu pożyć jeszcze. I tak ma traumę po tym wszystkim.

 

– Ale niech on zacznie odczuwać empatię do kogoś innego niż on sam :) Bo do samego siebie to raczej egocentryzm lub egoizm a nie empatia. :)

 

– I wiesz, egocentryczny czy wręcz egoistyczny bohater to może być ciekawa postać do czytania. No ale to musi być podane w czytelnej formie. 

 

 

„dodaj konsekwencje – facet jest podtopiony to zwłaszcza na Marsie powinien być zmarznięty i wykończony czyli chcieć się wysuszyć i ogrzać „

– tak to jest zdecydowanie najsłabszy element opowiadania i najtrudniejszy. Początkowo miałem chyba umieścić akcję w jakimś innej lokalizacji gdzie nie muszę patrzeć na realistyczne warunki takie jak atmosfera i grawitacja. Więc twoje połajanki okażą się niczym przy tym co zrobiliby astrofizycy czy technicy wojskowi kiedy by mnie dopadli.

 

– To już mniej istotne gdzie się toczy akcja. Może być na Marsie, innej planecie albo Ziemi. Grunt aby konsekwencje opisywać to otoczenie i konsekwencje wydarzeń. Nawet na małych sprawach. Jak na początku Ocet nurkuje w jakimś bagnie i wychodzi zmęczony to jest brudny i mokry. Jeśli to Mars to raczej by było zimno. Łatwo o hipotermię a może i śmierć. Zależy jakie tam lokalnie są warunki. Z tekstu to nie wynika. Więc naturalnym zachowaniem przemoczonego i zmarzniętego człowieka byłoby się wytrzeć do sucha i o ile to możliwe wymienić mokre ubranie na suche. U Ciebie nic takiego nie ma. Ocet sobie siada gdy jest mokry, zmęczony i brudny. Potem spotyka czeskiego drona, gadają sobie gdy Ocet wciąż jest mokry i brudny. Potem Ocet zasuwa do bazy. Gdzie wciąż cały czas jest mokry i brudny. A w bazie to już nie pamiętam czy on zmieniał ubrania, suszył się, brał prysznic itd. Efekt? W gruncie rzeczy Ocet nie zachowuje sie jakby był mokry i brudny co pod względem realności świata przedstawionego stawia to wszystko pod znakiem zapytania. On nurkował w końcu w tym bajorze czy nie? Bo jak nurkował to powinien odczuwać skutki mokrego zmarznięcia. A opis nic takiego nie przedstawia. Więc wygląda jak na niezbyt dobrze zaprojektowanych filmach gdzie postacie są potargane, przemoczone a ujęcie później znów są czyste, suche i mają świetnie zrobione fryzury. U Ciebie to samo, w sumie Ocet wyszedł z tego bajora mokry, brudny i oszlamiony ale po prawdzie to taka kosmetyka jaka mu absolutnie nie przeszkadza zasuwać do bazy i tam mieć ciąg dalszy przygód. 

 

 

 

„Masz niektóre techniczne gadżety fajnie pomyślane „

– Może starałem się dokładnie je przedstawiać ale powiem,że zupełnie nie zasłużona pochwała, wszystkie gadżety pochodzą z naszego świata, a takie wynalazki jak bomba grawitacyjna czy Mechy to już w Fantastyce wszystko było. Wszystko to już było i 20 lat temu i w osiemdziesiątych i pewnie w Starych Warsach tez. Więc nie ma tu niczego nowego, przechodzimy jeszcze raz przez to samo. Spodziewałem się raczej komentarzy w stylu „ Ojej , ale jesteś wtórny, wszystko to kopia tego co czytaliśmy i oglądaliśmy”. Bo tak jest.

 

 

– To, że coś już było nie oznacza, że nie można podać tego jeszcze raz. I może się kazać to ciekawe jeśli będzie dobrze zaprojektowane. Idąc tokiem np. fantasy to po co je pisać jak Tolkien już wszystko wymyślił? Jest tam magia, elfy, krasnoludy, orki itd. W takim rozumieniu to np. Sapkowski jest wtórny bo skpiował to wszystko. I każdy autor fantasy co nawet na to forum wrzuca swoje prace też jest wtórny bo przeca Tolkien już wszystko wymyślił :) No ale grunt aby te ogólne pomysły podać własnej inwencji i interpretacji, mieć na nie własny pomysł i sprzedać je w intereującej formie. Przecież elfy Tolkiena i Sapkowskiego to całkiem inne elfy mimo, że tak samo się nazywają. 

 

 

PODAWANIE NA TACY

 

– Wiesz jak chcesz pisać zagadkami i kluczem zrozumiałym dla wybrańców co posiedli tajemną wiedzę to możesz. Ale licz się z tym, że dla całej reszty to nie będzie zrozumiałe więc szanse, że im przypadnie do gustu spadają. Ludzie raczej lubią czytelne postacie i przykłady jakie robią na nich pozytywne wrażenie i są zrozumiałe. 

 

– Poza tym ja sam wiem jak irytujące jest czytanie rozmów czy tekstów gdzie wystepuje nadspecostwo. Profesyjny czy fandomowy żargon jaki jest dla mnie niezrozumiały. Odpychające. 

 

– A co do lektur Suworowa też kiedyś czytałem. Politica fiction mnie nie kręci to nie sięgałem po ten gatunek. A czytam głównie RPG, książki historyczne, reportaże i sf. 

 

 

STRESZCZENIE

 

– Dzięki za streszczenie. Trochę się wyjaśniło. Ale jest to dla mnie zbyt poplątane abym czuł się na siłach to oceniać. Wygląda jak szkic jakiegoś FPS gdzie logika i konsekwencja wydarzeń nie jest priorytetem tylko aby coś się działo. Osbiście też niezbyt przepadam za stylem mieszczania przeszłości i teraźniejszości. A retrospekcje wolę jak są czytelne jako retrospekcje. Tutaj nie widzę w tekście żadnego nawiązania, żadnego porządku jaki wynikałby z tego streszczenia jakie podałeś. Być może moje osobiste preferencje zaburzają mi perspektywę bo chaotyczny styl pisania nie jest czymś co lubię. 

 

 

 

– I póki co ode mnie tyle :) Powodzenia życzę przy klawiaturze :) 

Musze z tym psem i obozem coś pomyśleć, bo jak tak popatrzyć, to masz racje. A niech będzie, że głuchy, bo eksplodował obok niego granat XD Żart, ale coś porzeźbię.

– Szpoko i powodzenia :)

Bardzo obszerna analiza dlatego odpowiedź zajmie mi trochę czasu. Na pewno z niektórymi kwestiami nie będę nawet dyskutował tylko je natychmiast poprawiał . Inne wydają się być raczej intelektualną prowokacją błyskotliwego komentującego co zauważyłem już w twoim komentarzu do innego autora w “ Pozytywka. To jest wojna “. Ale mogę się mylić – może tak istotnie jest: co dla autora jest niby oczywiste to dla czytelnika nawet przy najlepszych chęciach ..ocb??

 

– Szpoko, dzięki za szybką odpowiedź :) A co do moich analiz to jak przeczytam jakiś tekst to mówię co o nim myślę. Zwłaszcza jak zahacza o jakiś rodzaj wiedzy o jakim mogę mieć jakieś pojęcie. 

 

 

– Co do Twojego opowiadania to jeszcze plus za ogrom włożonej pracy i zapał. Też mi się zdarza napisać coś tej wielkości to zdaję sobie sprawę ile to potrzeba czasu i determinacji. Także pod tym punktem to gratki :)

 

 

– A jeśli chodzi o to co jest dla kogo oczywiste przy pisaniu i czytaniu… Hmm… Musisz pamiętać, że każdy napisany tekst podlega interpretacji przez każdego czytającego. Podam taki RPG-owy przykład. 

 

Jest MG i dwóch Graczy. MG opisuje Graczom jak to idąc przez ogród mijają jakiś kamień. Chwilę później zaczyna się walka i nie idzie Graczom zbyt dobrze. Uciekają do ogrodu. I przypominają sobie o tym kamieniu. I jeden z nich chce go wziąć w rękę i nim rzucić we wrogów a drugi chce się za nim schować przed wrogami. 

 

– Dlaczego tak wyszło? Bo każdy z nich inaczej sobie zinterpetował tekst “Idąc przez ogród mijacie kamień.”. To RPG-owy przykład ale w sumie to samo się odnosi do pisanych i czytanych tekstów. Mnie się zdarzało grać w sesje forumowe (PBF) czyli pisane. Więc regularnie byłem świadkiem jak różnie mogą być interpretowane te same literki. I to bez złej woli. Jak z tym kamieniem powyżej. 

 

– Także nie zniechęcaj się i powodzenia, trzymam za Ciebie kciuki :)

Przeczytałem. I tekst nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Jest zbyt chaotyczny. Logika wydarzeń też mocno kuleje. A co za tym idzie trudno mi skumać ocb. Gdzieś od połowy tekstu zastanawiałem się o co tu chodzi i dokąd to zmierza. Ale po kolei. 

 

 

 

To musiał być nowy model kamikadze. Był mniejszy niż te które znał i miał dość obłe kształty pozbawione widocznych mechanizmów utrzymujących go w powietrzu.

 

– No nie. To nie był dron kamikadze. Dron kamikadze trafiłby go jak wystrzelony pocisk. Tak jak to działa obecnie na Ukrainie. Dron kamikadze nie zatrzymywałby się aby spojrzeć ofierze w oczy. A tak się zachowuje ten czeski dron. Chyba, że Ocet nie zna się na dronach i spanikował przy błędnej identyfikacji. 

 

 

Dysydent-miliarder czatował beztrosko na ekranie portalu z podlizującymi się jak zwykle graczami zremasterowanej, trzeciej części ultraszybkiego hakendslesza.

 

Pisze się “hack & slash” lub “hack and slash”. Przynajmniej po angielsku. Te spolszczenie to mi wygląda nie teges. 

 

 

Wraz z dodatkowymi ekranami przeciw kumulacyjnymi i masą dodatkowych modyfikacji w górnej części nadwozia względnie przypominał łazik księżycowy.

 

“Przeciwkumulacyjny” pisze się razem. https://pl.wikipedia.org/wiki/Ekran_przeciwkumulacyjny

 

 

Wręczył mu zafoliowanego i zapieczętowanego ajfona.

 

Pisze się “iphone” lub “iPhone”. Nie wiem po co to spolszczenie angielskiego wyrazu. 

 

 

 

Rozpoczęły stukotać podwójne lufy obrony AA

 

– Ja się troszkę interesuję militariami to kumam co to jest “obrona AA”. Być może nawet jak ktoś nie kuma to się domyśli z kontekstu. Ale lepiej aby takie skróty były wyjaśnione w tekście fabularnym lub w jakimś dołączonym słowniczku. Poza tym to dziwny miks polsko angielski. Bo w pełni po polsku by było “obrona przeciwlotnicza” a po angielsku “anti air defence” lub “anti air warfare”. A tu masz sklejone w jeden te dwa terminy. 

 

 

Zza hangaru wyszła Pani Major. / Przed wejściem uratował go Podporucznik wysłany od Kapitana.

 

– Nie wiem o co tu chodzi. Bo jeśli chodzi o stopnie wojskowe to piszemy je z małej litery czyli “pani major”, “podporucznik”, “kapitan”. Przynajmniej jeśli chodzi o same stopnie wojskowe. Z kontekstu trochę wynika jakby to były zamienniki ksyw/imion. Wówczas faktycznie by pasowało pisać je z dużej litery. Aczkolwiek logika tego jest dziwna. Tylko jedna major-kobieta jest w bazie, że jak się powie Pani Major to wiadomo o kogo chodzi? I tak samo z kapitanem i podporucznikiem? W moim odczuciu lepiej by brzmiało, bardziej naturalnie jakby ci BN dostali swoje ksywy/imiona. I tak masz ich sporo to parę więcej nie robi większej różnicy.

 

 

Zawieszony w powietrzu na plecaku odrzutowym mierzył w ich stronę z LKM

Domyślam się, że chodzi o lekki karabin maszynowy. Wówczas skrót to lkm czyli z małej. Podobnie jak ciężki karabin maszynowy skraca się do ckm. Swoją drogą w naszym realu to ciut nieaktualne i raczej używa się nazwy i skrtótu ukm – uniwersalny karabin maszynowy. Ale jak w Twoim uniwersum wciąż się stosuje lkm i ckm to szpoko, piszę to tylko do wyjaśnienia. 

 

 


 

– Okey a ogólnie. To o co tu chodzi? To jest jakaś odyseja jednej postaci jaka przewija się przez kołowrót wydarzeń i osób. Wszystko wymieszane w chaotyczny sposób. Używasz mnóstwo skrótów jakich nie wyjaśniasz ani w tekście ani w jakimś słowniczku. Piszesz jakby główna postać i jej otoczenie świetnie kumały ocb i co jest grane ale za grzyba nie wyjaśniasz tego czytelnikowi. Przez to zrozumienie o co chodzi staje się nieczytelne i zagmatwanie. Nawet nie wiadomo gdzie i kiedy się to wszystko dzieje chociaż w przybliżeniu. W połowie tekstu albo później coś jest naszkicowane, że chyba na Marsie. 

 

– I w tym galimatiasie nie widać żadnej myśli przewodniej. Jakiś typ wynurza się z jakiegoś bajora. Po co tam nurkował? Nie wiadomo. Co tam w ogóle robił? Nie wiadomo. Co tam robi ten giga mech? Też nie wiadomo. Jest wykończony ale w sumie to nie bo zbiera się i wraca do bazy. To on był czy nie był wykończony? Bo nie ma tu żadnej konsekwnecji. Wraca do jakiejś abstrakcyjnej bazy po jakimś abstrakcyjnym czasie bo nie wiadomo jak daleko/ile czasu mu to zajęło. W bazie dominują Polacy a przynajmniej ich najczęściej spotyka Ocet. Dlaczego? Nie wiadomo. Czy są inne bazy innych nacji? Nie wiadomo. Od dawna są na Marsie? Nie wiadomo. W oddali ktoś odparował satelity oligarchy. Po co? Nie wiadomo. Ktoś atakuje bazę, chyba Rosjanie. Ale czy na pewno to nie wiadomo. Czy ktoś się w bazie tym przejmuje? No na pewno nie Ocet. On się niczym nie przejmuje. Ale i inni też traktują to jako codzienną rutynę. Handlarz chce coś sprzedać Octowi. Popierdółka a nie atak na bazę. Ocet dowiaduje się o śmierci Norberta i Anki i co? I nic. Zero refleksji. Widocznie to tylko przygodni BN-i, blotki towarzyszące głównej postaci. Co ich łączyło? Nie wiadomo. Po co są w scenariuszu? Nie wiadomo. W pewnym momencie jakiś specnazowiec nawet ma nóż na gardle głównej postaci i jak ostatni patałach nawet go nie dźgnie na pożegnanie. Ten Specnaz widocznie to taka sama rutynowa popierdółka jak cała reszta ataku na bazę. Lub ewidentnie Ocet ma plot armor bo to GŁÓWNA POSTAĆ. I bez niej nie ma opowiadania więc wiadomo, że MUSI przeżyć. To akurat żadna nowość w dziełach literackich no ale tak grubymi nićmi to szyte to już dawno nie widziałem. 

 

– Masz też problem z emocjami. A raczej z ich brakiem. Piszesz głównie z perspektywy jaką ma Ocet. I typ się zachowuje jak po zaawansowanej lobotomii, zwłaszcza empatii. Biega, chodzi, gada, czasem do kogoś strzeli ale w tym kołowrocie wydarzeń nie zatrzymuje się ani na chwilę. Kamera więc też nie. Nie ma żadnych emocji przed kamerą a więc i typ nie wzbudza we mnie żadnych emocji, zwłaszcza ciepłych. Ot, cwaniaczek jaki wedle scenariusza ma wyślizgać wszystkich. Jakby zginął to by mnie to nie ruszyło. Nawet nie wiadomo kim on właściwie jest, jaką pełni funkcję, czy jest żołnierzem czy kimś innym. 

 

– Dlatego ja bym ci proponował:

 

– pisać z myślą dla perspektywy czytelników a nie świata wewnątrz opowiadania – pisać mniej chaotycznie

– dodać empatii i uczuć, nie bój się, jak postać jest dobrze zaprojektowana to nie odbiera jej to twardzielstwa czy cwaniactwa a czyni bardziej ludzką

– dodać jakiś sens tym wydarzeniom – o co tu w ogóle chodzi? Bo póki co z tekstu to nie wynika.

– dodaj konsekwencje – facet jest podtopiony to zwłaszcza na Marsie powinien być zmarznięty i wykończony czyli chcieć się wysuszyć i ogrzać, robisz atak na bazę to niech widać mobilizację dla obrony tej bazy

– mniej abstakcji – odyseja Octa przypomina jakiś surrealistyczny kołowrót w gorączce przez co trudno złapać kntekst ocb.

 

 

– Na plus bym zaliczył ogolny pomysł na “Polaków w kosmosie”, coś w klimatach kolonizacji Marsa, jakiś konflikt to tak, to ma ciekawy potencjał. Masz niektóre techniczne gadżety fajnie pomyślane. Spory rozmach (rozbudowana baza, zaczątek tajemnicy itd.). Ale nad wykonaniem tego, czytelnym sprzedaniem tego czytelnikowi to jeszcze musisz sporo popracować. Być może jakbyś podzielił to na części i zrobił z tego powieść w odcinkach ale te odcinki by były mniej chaotyczne i bardziej dopracowane niż to co jest teraz to by to było czytelniejsze w odbiorze. 

 

 

– Tak czy siak powodzenia przy klawiaturze :)

 

 

To fikcja historyczna, starałem się pisać bez przesadnego realizmu, ale myślałem o tej już myślałem o tej zbroi i zadatku koni.

 

– Oki, dzięki za wyjaśnienie. 

 

 

Stopa z kolei, jest zbiegłym z pańszczyzny parobkiem, ale skoro grabią ludzi na gościńcach, zwłaszcza dla większej szajki rozbójniczej, to zawsze takowy lewak mógł zdobyć, nawet wraz z pałaszem, bo zwykle te dwie bronie bywały w parze. 

 

– Mieć a umieć używać jak należy to niekoniecznie to samo. Idąc tym tokiem rozumowania jakby ktoś znalazł kluczyki do śmigłowca na ziemi to by mógł wsiąść do niego, odpalić i latać jak profesjonalny pilot. Bo ma śmigłowiec. No ale jak Ci pasuje w Twoim uniwersum takie rozwiązanie to szpoko, tak tylko zwracam na to uwagę. 

 

 

Co do wulgaryzmów, to proponuje przeczytać Trylogie Husycką albo Honor Legionów, nikt nie miał z tą współczesnością Sapkowskiego i Sawickiego problemów, choć są tam zwroty, których w tych czasach być nie mogło. A samo słowo KURWA, istnieje u nas w Rzeczpospolitej i na Śląsku Habsburgów już od początku XV wieku, wiec nie sądzę, by nie było nagminnie używane nie tylko przez plebs czy mieszczan, ale nawet przez szlachtę, rycerstwo i arystokrację. Zwłaszcza przez szlachtę, która klęła jak najęta. 

 

– Czytałem kiedyś trylogię husycką ale nie czuję się na siłach wypowiadać jak tam było z przekleństwami. Nie omawiam tu jednak tej serii książek tylko Twoje opowiadanie. I mówię jakie są moje odczucia. Prędzej bym się spodziewał języka rodem z serialu “1670” niż spod dzisiejszego bloku. Ale to moje wrażenie jakim się z Tobą dzielę. Jak pasuje Ci współczena blokersowa polszczyzna do epoki średniowiecza to szpoko. 

 

 

Nazwy miast pochodzą z epoki, z mapy mapy Dolnego Śląska, z roku 1573 – 1592, a wiec z czasu w którym dzieją się wydarzenia z opowiadania, i Wrocław widnieje tam jako Breslaw, dopiero później widnieje jako Breslau.

 

– Ok, dzięki za wyjaśnienie. 

 

 

Co do głuchego psa, to założyłem, że karczma była miejscem publicznym, gdzie ciągle ktoś się krząta, zatem przyzwyczajony tym pies, nie reagował, ale będąc skonanym spał przy swych ludziach.

 

– Być może. Ale zwróć uwagę jak wygląda sytuacja w tekście. Masz napisane, że zbójnicy chleją do północy nim się zmyją. Obaj Niemcy chyba już śpią w swojej izbie o tej porze. I trójka rycerzy z psem też już śpi. Karczmarz z obsługą zamyka lokal. O innych gościach nic nie ma w tekście. Czyli w okolicach północy jak się zaczyna akcja karczma jest dość ciemna i cicha a piątka gości śpi/zasypia w swoich izbach. W takich okolicznościach jedyny ruch po zamordowaniu obsługi robiliby zbójnicy. No i ogólnie przestawianie mebli, jednego po drugim, na kupę to nie kojarzy mi się z niczym dyskretnym i subtelnym. Dlatego ten pies robi na mnie wrażenie głuchego. Chyba, że coś nie tak zrozumiałem z sytuacji na podstawie tekstu. I ogólnie jak Ci pasuje głuchy piest to szpok, ot mnie się rzuca w oczy dziwne zachowanie czworonoga. 

 

 

To oczywiste, że De Luka nie spał w zbroi :) Słusznie twierdzisz. Lecz będąc w ferworze walki i gniewu, nabity adrenaliną i szałem, takie rzeczy to nic. Wiem to po sobie, gdy biegałem w samych gaciach i z pałą po mrozie – 10, gdy złodziej zaatakowało nasz kamping i go dopadłem i mu dowaliłem, bo złamał mi lusterko. W sensie mój i żony kamper.

 

– Okey, szpoko. 

 

 

Styczeń bez śniegu ? W zasadzie, to koniec stycznia, gdzie pisze o zaległym, zmrożonym śniegu. Ale może powinienem bardziej podkreślić zimową aurę, tu masz racje.

– Okey, szpoko. 

 

 

Jeśli mowa o braku logiki w kwestii noclegów, to nie mieli oni zakazu wstępowania do miast czy przydrożnych zajazdów, mieli zakaz pozostawania tam zbyt długo i nakaz nocowania poza nimi. Wtedy nie jechali z założeniem, że napotkają karczmę, mieli rozbić obóz przed nocą, jednak zgubili się w lesie i odnalezienie drogo stało się większym priorytetem. Gdy już mieli się poddać i rozbić szybki obóz, wtedy zobaczyli światło. Dalej poszło samo. 

 

– W moim odczuciu naciągane pod scenariusz. Bardziej zasadne wydaje mi się, że próbowaliby się rozbić w lesie czy gdzie tam się zgubili w “odpowiednim czasie” przed zmrokiem. Swoją drogą nie wiem co za pomysł aby zjeźdżać z traktu w obcym, dzikim terenie. Ale jakby tak zrobili to nie wiem czy w ogóle by dojechali do fragmentu drogi obserwowanego przez banitów nie mówiąc już o karczmie jakiej światło dojrzeli jeszcze trochę później. No ale wtedy nie ma akcji z nocnym atakiem w karczmie. Dlatego mi się wydaje to naciągane pod scenariusz. Jednak jeśli podoba Ci się takie rozwiązanie to szpoko. 

 

 

 

Tak dla formalności, dzięki za wyłowienie literówek i rady, przydadzą się, a opowiadanie oparte jest na autentycznej legendzie krzyża pokutnego z Posadowic.

 

– Ano właśnie tak mi wyglądało na jakąś lokalną legendę zwłaszcza na końcówce jak jest opis fundowania tego krzyża :) A z radami szpoko, nie ma sprawy :)

 

 

Trzym się i niech Ci klawiatura lekką będzie :)

Przeczytałem. No i mam parę uwag. 

 

 

– Panie prezydencie, dochodzą do nas bardzo sprzeczne informacje. Według jednych prezes rady ministrów został zabrany do szpitala, według innych porwany.

 

– Prezes rady ministrów to premier. I pod tym tytułem ten urząd jest bardziej znany. Czyli bardziej naturalne by było, że premier został zabrany do szpitala a nie prm. 

 

 

Warszawa, siedziba jednej z organizacji lewicowych, 15:15

 

 – Nie wiem czy to celowy zabieg czy pomyłka ale wszystkie inne sceny to o ile dobrze widzę masz ułożone chronologicznie. Oprócz tej. Jeśli by miało być chronologicznie i podany czas jest poprawny to ta scena powinna być pierwsza. Chyba, że to jakas pomyłka z godziną albo celowy zabieg to okey. 

 

 

– Masz dużo nazwisk. Przydałby się jakiś indeks kto jest kto. 

 

– To chyba jest część czegoś większego jak widzę więc przydałoby się jakieś streszczenie ocb i co się działo w poprzednich częściach. Musisz się liczyć z tym, że ktoś zacznie czytać np. ten fragment i nie zna poprzednich części. A bez tego pojęcie ocb może być utrudnione. 

 

– Przez większość części jest opisany chaos i korowód wydarzeń w państwie polskim. Ale właśnie bez znajomości ocb trudno się połapac ocb. Pod koniec pojawia się coś o jakimś roju i kopule ale za mało aby skumać ocb. 

 

 


 

– Dalej to nie wiem bo może to było w poprzednich częściach. Więc być może w tej serii jest inaczej niż u nas. Ale, że ich nie znam to po cichu zakładam, że jest jak u nas. To jak coś skomentuje niewłaściwie to z niewiedzy i przepraszam. 

 

 

– No ale w realu to Polska jest ściśle związana z innymi krajami, jest członkiem NATO i UE. Tymczasem zagranica właściwie w ogóle nie istnieje w tym tekście (o końcówce wypowiem się zaraz). Ale jest net, media społecznościowe itd. Jak w Hiszpanii, WB, USA nawet Rosji są jakieś zamachy terrorystyczne to zawsze jest reakcja zagranicy. Wyrazy współczycia dla ofiar, potępienia dla sprawców, terroru, przemocy, oferty pomocy humanitarnej itd. W tekście to zjawisko w ogóle nie jest ujęte. Zagranica w ogóle nie istnieje. A masz opisane premiera, wojskowych, media itd. i nigdzie ani słowa o zagranicy. Jakby Polska była wyspą na grzbiecie słoni stojących na żółwiu płynącym przez kosmos itd. 

 

– Nie wiem ocb z tym atakiem z Niemiec pod koniec tekstu. W ogóle jest bez sensu. Jbc to gdy amerykańskie lotnictwo w Syrii miało już palce na cynglu przed wybombardowaniem wagnerowców co mieli robić najazd na kurdyjską rafinerię to prezydent USA na wszelki wypadek zadzwonił na Kreml aby nie było nieporozumień, że amerykańskie (czyli NATO-wskie) siły zbrojne atakują rosyjskie. I dopiero jak Moskwa odparła, że tam nie ma żadnych rosyjkich wojsk to Amerykanie zmietli wagnerowców z powietrza. Także po to na Kremlu i w Waszyngtonie są czerwone telefony aby umożliwić porozumienie nawet w ostatniej chwili. U Ciebie nie ma żadnych takich prób. Ot, Niemcy sobie urządzają rajd powietrzny przez Odrę a wręcz ich premiet unika kontaktu z polskim rządem jaki chce sprawdzić ocb. Kompletna abstrakcja do tego jak u nas działa real. Jeden z najsłabszych punktów tego tekstu. I potencjalnie wprowadzający czytelnika w błąd o ile nie orientuje się jak to działa. 

 

– W tekście polska obrona opl i lotnictwo to ostatnie głąby. Nie wiem czy Polska jest w tym uniwersum w jakiejś wojnie z Niemcami ale zachowanie polskiego lotnictwa mówi mi, że nie. Jak nie jest to wróć punkt wyżej jak to powinno wyglądać. Jak jest to Polacy zachowują się jak ostatnie głąby. Się dają złapać na lotnisku z opuszczonymi gaciami. Kompletna amatorszczyzna. Radary powinny wykryć niemiecką armadę na wiele kilometrów przed dotarciem nad odrę. Powinno być widać wiele obiektów latających kierujących się wprost ku polskiej granicy. Jeśli Polska jest w NATO to jako sojusznicy Niemcy powinni uzgodnić ten przelot ze stroną polską. Nic takiego nie ma miejsca więc polscy radarowcy powinni wykryć tą powietrzną armadę bo ja wiem… Jakby była na linii Łaby conajmniej. Powinni też dość dobrze umieć rozpoznać co za samoloty lecą. A potem już non stop śledzić i meldować. Dać sygnał ostrzegawczy, że coś się kroi polskiemu lotnictu. A nie panikować dopiero jak niemieckie samoloty przekraczają Odrę. 

 

– Walka między polskimi a niemieckimi maszynami jest opisana słabo. Wygląda jakby strzelali się na dystans z działek lub kosmetyczny dla rakiet. Tymczasem choćby AIM-120 jakie mają polskie Falcony mają zasięg ok 100 km. Czyli jak od Wawelu do Gliwic mniej więcej. Rakieta może pędzić do ok 1370 m/s więc taki dystans pokonuje w ok 72 s. Po prostej, z łukami może być ciut więcej. W tekście w ogóle tego nie czuć. Wygląda jakby się strzelali z działek z czasów II WŚ na góra kilkaset metrów. Technicznie to najsłabszy punkt opowiadania jaki w ogóle mi się nie podoba. 

 

– Niemcy zachowują się równie bzdurnie jak Polacy. Wlatują bojowymi maszynami w polskie terytorium, nad nim otwierają ogień do polskich maszyn więc to jest wojna. Skoro jest wojna to plan na tą wojnę jest jakby go układał przedszkolak. Od czasów kampanii wrześniowej wojny wygrywa ten kto ma panowanie w powietrzu. Więc decydując się na wojnę Niemcy powinni zacząć od ataku rakietowego na polską opl i lotniska aby zapewnić sobie przewagę powietrzną. Właśnie min, po to aby zapewnić sobie osłonę desantu swoich spadochroniarzy aby im jakieś polskie F-16 nie przeszkadzały :) Więc no ten punkt jest w ogóle absurdalny. A skoro to nie jest wojna to powinni ustalić współdziałanie z polską stroną co wspominałem powyżej. Więc pod tym względem nic tu się kupy nie trzyma. 

 

– Zaś sytuacja międzynarodowa też jest istotna. Bo i Niemcy i Polska są członkami NATO i UE. I teraz te dwa kraje w ogóle z kupra biorą się za łby. Jak to niemiecka premier i parlament chce sprzedać swoim obywatelom? Zaatakowali sąsiada co też jest w UE i NATO boo…. ???? Bo Niemcy to kraj liberalny i demokratyczny a nie jakaś Rosja więc tam politycy muszą liczyć się ze swoimi wyborcami. 

 

 

 


 

– Jak mówię, powyższą część to tak przy cichym założeniu, że w tym uniwersum jest jak u nas. Jak było to gdzieś wyjaśnione wcześniej, że jest inaczej to o tym nie wiem. 

 

– Sam pomysł na political fiction jest w porządku. Ale jest na tyle bliźniaczy do naszego, że przydałoby się więcej wyjaśnień co do różnić między naszym realem a tym uniwersum. Zachód mi się nie podoba w tym wydaniu. Jest przedstawiony mocno tendencyjnie. Czyli jak jest polskie państwo w chaosie to go nie ma jak się pojawia to jako podstępne, niemieckie złole. Słabe to i tendencyjne a przez to w ogóle mnie nie przekonuje taki polityczny fanfik. O minusach technicznych pisałem powyżej. 

 

– Na plus zaliczam oddanie chaosu. (Aha gdzieś tam masz, że jest chaos na południu i w całym kraju. Jak “w całym kraju” to także na południu :) Ale to zdaje się była czyjaś wypowiedź więc nie musi być w 100% sensowna). Tak, chaos jest ładnie podkreślony, przewija się często więc to info się utrwala. Także na plus jest mnogość osób (indeks by się przydał) i ich rozsianie po urzędach i scenach. Mniejszy minus, że w większości sa jednorazowe więc nie zapadają w pamięć. I znów, na plus, ze jednostkowe sceny ładnie budują napięcie i składają się właśnie jeszcze raz na kraj pogrążony w chaosie. 

 

– Ogólnie opowiadanie ma potencjał ale pod względem technicznym uzbrojenia czy zagranicy (Gdzie tu logika?) to ma ogromne braki. To najsłabsze punkty tego tekstu. Tu jest najwięcej do nadrobienia moim skromnym zdaniem. Przez te braki i tendencyjność nie trafia mi do przekonania ale potencjał dostrzegam i doceniam ogrom pracy włożone w detale tego uniwersum. O samym roju się nie wypowiem bo za mało o nim info w tekście. 

 

 

W każdym razie powodzenia przy klawiaturze :)

 

 

Przeczytałem. Ogólnie wygląda to trochę jak fabularyzacja jakiejś lokalnej legendy. Jeśli tak to ciekawy pomysł na opowiadanie. 

 

 

Nie wiem na ile są dla Ciebie ważne realia historyczne. I ogólnie realia. Ale widzę parę błędów lub niezbyt dla mnie zrozumiałych zachowań postaci. 

 

– Rycerz powinien mieć minimum 3 konie. Jeden bojowy na jakiego wsiadał wyłącznie na czas bitwy czy turnieju, drugi wierzchowy na jakim podróżował i trzeci tragarzowy na jakim wiózł swoje rzeczy. Więc minimum 3 wierzchowce. Jak znaczniejszy to więcej. Sam sobie to przeklej na swoje postacie ale ogólnie tych koni w trakcie podróży powinno być ciut więcej.

 

– Podobnie jw czyli rycerz nie podróżował w zbroi. Zbroję zakładał jak się szykował do walki np. rano przed bitwą. Lub gdy się jej spodziewał. Zbroja była zbyt ciężka i niewygodna aby ją dźwigać na sobie non stop, dzień w dzień, od rana do świtu. Zakładało ją się gdy szykowała się walka. Wiem, że fantasy i podobny mainstream przyzwyczaił nas, że postacie chodzą non stop jak opancerzone czołgi, ubierają płytówy w 3 sek i zawsze są gotowymi maszynami do zabijania no ale ja piszę jak było u nas w realu. 

 

– Co do jazdy do a nawet po zmroku to dziwne założenie. Nawet dziś jak się podróżuje pieszo, motocyklem czy rowerem i planuje się nocować pod chmurką raczej się szuka miejsca na nocleg “ciut wcześniej”. Po prostu znalezienie odpowiedniego miejsca, rozbicie namiotów, nazbieranie drewna na ogniska, zagotowanie wody itd. to “ciut czasu” zajmuje i lepiej to zrobić póki jeszcze nie jest ciemno. W opowiadaniu zaś rycerze jadą do zmroku a nawet dłużej i prawie w ostatnim momencie trafiają na wabiące światło. Skąd mieli wiedzieć np. 2 h przed zmierzchem, że trafią na oberżę? 

 

– Założenie, że kurierzy z Italii aż do Polski, w styczniu/zimie będą zasuwać ani razu nie nocując w mieście/karczmie wydaje mi się dziwne. Ale nie znam realiów średniowiecza na tyle aby się wymądrzać pod tym względem. 

 

– Już mówiłem, tu mamy gnić, aż coś nam wpadnie. I choćby się waliło i paliło, tak zrobimy. Chyba, że ktoś z Was położy za to głowę. Bo na pewno nie będę to ja – poprawił uwierający go, zwisający z żaby sfatygowany nagi pałasz, dźwięczący jak sopel o głównie, równie nago wiszącego, smukłego niby żądło lewak.

 

– Nie wiem jaki masz bio dla herszta. Ale lewak był specjalistyczną bronią dla zawodowych pojedynkowiczów i szampierzy. Ogolnie bardzo specyficzna i indywidualna broń a nie masowa jak pała, miecz czy topór. Jeśli herszt jest/był kimś takim to okey. Jednak regularnie podkreślasz plebejskie pochodzenie szajki co ciut się z tym gryzie ale oczywiście nie wyklucza. Walka dwoma broniami to też nie była powszechna technika walki. 

 

 

 

– Powyższe punkty to tak pod kątem zabawy w “realizm historyczny” jak ma to być luźniejsza forma fantasy to się tym nie przejmuj. Ot ja lubię zwracać uwagę na takie rzeczy ale nie wszysycy tak mają :)

 

 

– Co do błędów.

 

– Do kurwy nędzy, zamknij się Kijek – zaszumiał pod nosem ów Stopa – Wole jak coś żresz, wtedy przynajmniej nie kłapiesz dziobem… Chyba już ci mówiłem, jak się sprawy

 

– Tu i w paru innych miejscach masz mówioną blokersową, współczesną polszczyznę. Na czuja niezbyt mi pasuje do realiów średniowiecza. Wyrażenia “Do kroćset” i podobne to chyba by były bardziej na miejscu no ale nie jestem miedwiewistą. 

 

 

Chyba, że ktoś z Was położy za to głowę.

– Tu i w innych miejscach masz wy, ty, oni z wielkiej litery. To opowiadanie a nie list więc wydaje mi się, że raczej powinno się pisać z małej. 

 

 

Szybko jednak został zawrócony przez czujnego Stupę, po czym trzaśnięty w pysk i usadzony tam gdzie jego miejsce.

– Chyba literówka się wkradła i powinna być “Stopę”. 

 

 

dosłownie dzień drogi od Breslaw

 

– Nie wiem o jakie miasto chodzi. Ale jeśli chodzi o Wrocław to powinno być “Breslau”. Jeśli zbieżność nazw albo jakaś nie znana mi forma zapisu tej nazwy to okey. 

 

 

Przy czym De Luka, jako maż wysokiego statusu, objął kwaterę tylko dla siebie, tym czasem Rossiemu, Bianco i naturalnie wiernemu Orso, przypadła izba wspólna, co i tak było oznaką wielkiej dobroci ich pana, ponieważ, jak zwykle w takich układach bywało, zapewne spaliby Oni z końmi.

 

– Chyba powinno być “mąż” więc chyba literówka. 

 

 

Natychmiast udali się w kierunku owego rdzawożółtego poblasku, mażąc już tylko o porządnej ciepłej strawie i jeśli nie znakomitym, to przynajmniej znośnym napitku oraz złożeniu swych obolałych kości do wygodnego posłania.

Marząc. Gdzie indziej masz o tych marzeniach poprawne zapisane. 

 

 

 

Inne

 

 

– Pies się nie obudził gdy obcy buszowali pod drzwiami przestawiając meble i je podpalając? Ten pies jest głuchy? :) 

 

– De Luca zostaje obudzony w środku nocy. Zapewne śpi w koszuli czy czymś takim. W sensie, że nie w pełnej zbroi. I świeżo po walce wybiega w styczniową noc w samej koszuli i boso za dwójką bandziorów? Nie niemożliwe ale dziwi mnie to zachowanie. 

 

– Dziwny ten styczeń bez śniegu. Możliwe ale dziwne. A to raczej realia sprzed ocieplenia klimatu i listopadowych zim jakie teraz mamy. Z tekstu poza jedną wzmianką o końcu stycznia w ogóle nie czuć tej zimy/śniegu. Chyba, że to celowa anomalia pogodowa ale to też jakoś powinno wynikać z tekstu. 

 

 


 

– Ogólnie to opowiadanie może być. Nie porwało mnie dlatego, że jw, zwracam uwagę na realia o ile je znam. I logikę postępowania w danej sytuacji. Tutaj jak widać mam zastrzeżenia pod oboma kątami przez co rośnie moja niewiara w świat przedstawiony. 

 

– Na plus bym zaliczył opisy przyrody (las, ptaki itd.). Chociaż ciut gryzie mi się to z “końcem stycznia”. Wygląda jakbyś w trakcie pisania zmienił zdanie albo zapomniał co jest w obu tych kawałkach. Ale ogólnie opisy przyrody na plus. Na plus też chaotyczna walka w zwarciu w karczmie. Chaos pasuje do zwarcia, to całkiem dobrze wyszło (z zastrzeżeniem dla głuchego psa i bosonogiego De Luci wybiegającego bez sensu w styczniową noc). Walka na bagnach już mniej mi się podobała (to, że rycerz będzie uprzejmy przełazić akurat pod gałęzią bandziora jest dość zgrane i filmowe no ale mogę przymknąć na to oko chociaż nie działa to dla mnie na plus). I jeśli to jakaś fabularyzacja jakiejś legendy to też na plus. 

 

– I póki co ode mnie tyle jbc to powodzenia przy klawiaturze :) 

 

 

 

 

Ok, dzięki, choć ja podałam reguły skrótowo, trzeba zapoznać się z pełną wersją z poradnika. Jak wielokrotnie wspomniałam, sama uczę się ich i nie jest to łatwe. :)

 

– Witam ponownie :)

 

 

Przebiegłam oczami szybko i tu np. nadal masz źle:

… atakowani przez sprinterów i cywili? – Zaproponował…

– Ok, racja, edytowałem. 

 

– Za dużo tego na strzał ostrzegawczy. A na regularną bitkę to trochę za słabe. Może pójdę przygotować moich ludzi? Tak na wszelki wypadek. – zaproponował Clarence dzieląc się z kapitanem swoimi wnioskami.

 

 

 

 

– Maagg! – wydarł się strzelać i cofnął się za framugę aby szybko wymienić magazynek na pełny. Zszywacz potrzebował chwili aby chwycić swój karabinek i bez wahania otworzył ogień do zastopowanych choć na chwilę napastników. – ten przykładowy fragment cały do poprawek, są liczne powtórzenia i brak przecinków, a czy „strzelać” to nie miało być „strzelec”?

 

– No, tak, “strzelec” a nie “strzelać”. 

 

Edytowałem na:

 

– Maagg! – wydarł się strzelec i cofnął się za framugę. Tam szybko wymienił magazynek na pełny. Zszywacz potrzebował chwili, aby chwycić swój karabinek i bez wahania otworzył ogień do zastopowanych choć na chwilę napastników.

 

 

Moore odwrócił się pierwszy i zobaczył to co się spodziewał. – tak też nie można zapisać zdania, przecież brzmi niepoprawnie stylistycznie i składniowo

 

– Niezbyt wiem o co Ci chodzi i na czym ma polegać błąd. 

 

 

 

– Wygląda mi jak gejowskie hard porno – mruknął porucznik przerywając tą litanię. – a tu nadal masz błąd gramatyczny, o którym Ci pisałam wielokrotnie

 

– No faktycznie pisałaś o tym zdaniu. I wcześniej edytowałem je ręcznie. Ale jak sprawdzałem tekst w nd to leciałem po kolei i zapomniałem, że już było edytowane. A zmieniłem tak sugerując się Twoimi wskazówkami. Bo:

 

– Wygląda mi jak gejowskie hard porno – mruknął porucznik przerywając tą litanię.

 

– “Mruknął” to jak rozumiem czynność “gębowa”. Bo opisuje jak coś powiedział. A napisałaś:

 

Pipboyu79. jeszcze dopiszę, aby objaśnić wyraźniej – czynności “gębowe” w dialogach to słowa, podkreślające gębowe działanie, np.: powiedział, rzekła, zawołała, pyskowali, krzyczeli, ryczały, płakało, wrzeszczą, kwiczą, kwilą, mruknął, zaprzeczyli, oznajmił itp. 

Zapisujemy je w dialogach małymi literami bez uprzedniej kropki, np.:

– Jaki ładny ranek (brak kropki) – powiedziała (małą literą) Ala.

– Trzymaj! – mruknął ojciec.

– Kiedy to będzie? – zapytano nas.

– Masz rację – potwierdziłam. 

 

– Tu mnie mocno zasugerowało pierwsze przykładowe zdanie. Czyli, że wypowiedź postaci powinna być bez kropki na końcu a po myślniku powinno się pisać dalej z małej litery i dopiero na końcu tego zdania powinna być kropka. I tak jest w edytowanym przeze mnie zdaniu. Najpierw jest wypowiedź porucznika, bez kropki, potem myślnik i ciąg dalszy z małej litery i kropka dopiero na koniec tego zdania. Tak jak w pierwszym podanym przez Ciebie zdaniu. Wydaje mi się, że edytowałem to zgodnie z tym co podałaś za opis i przykład. Jeśli coś źle zrozumiałem to jestem skonfundowany i prosiłbym o dodatkowe wyjaśnienie ocb. Bo w sumie nie tylko to jedno zdanie edytowałem zgodnie z tą zasadą. 

 

 

 

– Dzięki za poświęcony czas i komenty i trzym się :)

 

 

 

 

Myślę, że kontrast między pozytywnymi a negatywnymi bohaterami ma podkreślić karę za mordy oraz bestialstwo, niejako “usprawiedliwić” działania Lutej, “usprawiedliwić” rzucenie jej na pożarcie przybyłych zbirów. Są święta, wyjątkowy czas pokoju i przebaczenia, a oni dokonują zbrodni. Wet za wet. Nikt ich nie żałuje, żałujemy tylko ich ofiar. Chłopi mają być tak pokazani, to celowe i świetnie przemyślane przez Autorkę. Ten kontrast ma być taki właśnie – jaskrawy i ostry. :)

Dzieje się bardzo wiele, bo wyjątkowo dobrze zbudowany klimat horroru pokazuje, jak strasznie tam jest. :) Nie trzeba morza krwi, aby stworzyć dobry klimat opowiadania grozy. :)

 

 

– Ja to kumam Bruce :) Nie mówię, że to złe rozwiązanie. Za chłopów dałbym takie 3/6. No i +1 za niezłe wplecenie polskiego folkloru, zwykle takie tematy wychodzą dość paździerzowo a tu wyszło całkiem zgrabnie. Więc chłopów ostatecznie bym wycenił na 4/6. Czyli całkiem dobrze no ale bez rewelki. 

 

 

Wiesz bruce, koneserzy horroru już mi na becie mówili, żebym wyrżnęła wszystkich;)

 

– Moim skromnym zdaniem ilość trupów nie ma znaczenia. To tylko fakt statystyczny. Bardziej się liczy jakość strachu, mordu, makabry, nieuniknionego końca. Więc dla mnie gdyby nawet Luta wyrżnęła całą wioskę ale byłoby to tak opisane jak z mordowaniem lisowczyków to nie byłby to plus tego opowiadania. 

 

 

 

@pipboy79 Ja tu gościowi twarz wyjadam, flaki latają dokoła, a Ty mi mówisz przygodówka?! :P No to jednak muszę poćwiczyć. Może dzieci się poradzę, bo one lubią horrory.

 

– No właśnie, przyjrzyjmy się jak wyjadasz tą twarz gościowi. 

 

Strażnikowi, którego zbójcy ustawili na czatach za rzeką, wyjadła tylko twarz. Może nawet żył, gdy odchodziła, nie obchodziło jej to.

 

– I co w tym strasznego? Poświęcasz temu 1,5 linijki. Więc ta śmierć zmienia się w fakt statystyczny. Ot kolejny typek którego zabija Luta. Jemu dla odmiany wyjada twarz a nie łydki czy gardło. Koniec. Co w tym strasznego? :) 

 

– Spotkałem się już ze statystyką śmierci blotek. Zwykle ma ona pokazać rozmiar makabry zrobioną przez potwora lub jego odopowiednik. Pokazać różnicę leveli, bestialstwo, okrócieństwo jak mało znaczy zdjęcie z planszy takiej blotki. Pod tym względem śmierć strażnika jest opisana właściwa, jakby Luta załatwiła go z marszu, mimo chodem. Ale brak zoomu na tą śmierć powoduje, że jest to tylko śmierć randomowej blotki. Mnie nie rusza coś takiego. 

 

– Kolejnym trikiem aby zwbudzić emocje co do śmierci postaci jest to aby czytelnik ją poznał i może nawet polubił. Ale w tak krótkiej formie jak to opowiadanie jest to bardzo trudne do osiągnięcia. W przypadku tak nieprzyjemnych typów tym bardziej. Być może mogliby oni komuś czytającemu zaimponować swoją odwagą i pomysłowością. Gdyby w obliczu starcia z tak przerażającym i niezniszczalnym potworem jak tutaj wykazali się jakimś wyjątkowym czynem. Który sam czyn mógłby robić wrażenie na czytelniku. Ale tutaj nic takiego nie ma. Lisowczycy dają się zarzynać Lucie jak bezbronne barany. W ogóle po nich nie widać tego, że może odrażające typy ale są wiarusami co nie raz patrzyli śmierci w twarz. 

 

– No i dlatego mówię, dla mnie to nie jest horror tylko przygodówka z dreszczykiem :)

Dzięki Pipboy’u, że wpadłeś i wysmarowałeś taką rozbudowaną recenzję;)

 

– A zdarza mi się czasem poklikać w klawiaturę :)

 

Wiesz, Ty grymasisz na bitwy, potwory, poziomy, a to mój pierwszy horror, więc dopiero ćwiczę.

Wcześniej pisałam kilka huhorów – jak je nazywałam, czyli horrorów ale z jajem. Niby było trochę strasznie, ktoś, kogoś zabijał, ale w tle był chichot. A tu się zaparłam, ze będzie strasznie.Skoro piszesz, że nie było to nie dobrze, ale będę ćwiczyć.

– No wiadomo, są różne gusta i każdy patrzy ze swojej perepektywy. Ale jak ja bym miał szufladkować to dałby tu “adventure” a nie “horror”. Jest za mało straszne abym uznał to za horror. 

 

– Aby wziąć to trzeba dać. Tu jest za mało emocji, za mało odczuwalnego strachu. Okey, chłopi się boją Luty to fakt. Ale oni są tłem. I zdają sobie sprawę czego się spodziewać. Lisowczycy nie. Nawet jak giną. Moment śmierci masz opisany skromnie, 2-3 zdania, pyk-pyk i po sprawie. I raczej z perspektywy Luty. Przez co sprawiają wrażenie śmierci kolejnego randomowego BN-a w slasherze. No i nie ma ich emocji. Śmierci, strachu, desperacji, zaszczucia. A jak tego nie przekażesz literkami to nawet jak to niby z logiki sceny wynika to niekoniecznie do czytelnika to dorze. Za mało jest perspektywy lisowczyków. Dominuje perspektywa Luty, zwłaszcza podsczas polowania i nieco chłopów. Ostatni lisowczyk ginie to nieco tego jest ale znów z perspektywy kamery, chłopów albo Luty a raczej nie jego samego. Więc jego strach robi się nieco bezosobowy, ot kamera to nagrywa i tyle. 

 

– Pod względem akcji właściwie scenariusz wpisuje się w schematy horrorów czyli blotki do zbicia ułatwiają potworowi ich zlikwidowanie. Tutaj okey, pierwszych dwóch ginie z zaskoczenia, jeszcze nie wiedzą z czym mają do czynienia. Ale później klasycznie się rozdzielają, niby tacy weterani a żaden nie próbuje choćby strzelić do Luty, walki tak naprawdę też żaden nie podejmuje. A walka to też okazja aby pokazać emocje, desperację, zażartość, strach, walkę o przetrwanie może jakieś dramatyczne zwroty, pomysłowość w walce z potworem lub jakieś jego słabe strony. Potwór bez słabych stron jest nudny. Ot nie da się go pokonać, zabija wszysktkich, koniec. 

 

 

 

Co do światła, to założyłam że tam jest ciemno i Błażenny maca w poszukiwaniu skarbów, dlatego nasłuchuje, czy mu coś nie spadło. To zresztą było (jak dla mnie) mocno przerażające, bo gościa coś w ciemnościach zjada, a on się nawet nie może wycofać.

 

– Przeczytałem jeszcze raz ten fragment. Faktycznie jak powiedziałaś, że tam jest ciemno to teraz tak to wygląda. Ale to powinno wynikać z tekstu a nie komentu. W takim razie brakuje tam ciemności :)

 

– Sama logika sceny jest przerażająca. Ale jak pisałem wyżej, brakuje emocji, brakuje opisu niemocy Błażennego. To czytelnik od siebie musiałby dodać swoją imaginację aby to sobie wyobrazić bo z samego tekstu to nie wynika. 

 

– A chwytanie za kostkę to klasyka jump scare :)

 

 

Co do chłopów, to może i nudni, bo dobrzy, ale bardziej mi zależało na ich tradycyjności, a nie wielowymiarowości, ale może faktycznie warto podrasować.

 

– Okey, jeśli priorytetem było pokazanie ich jako polskich chłopów to tak, to osiągnęłaś sukces. Pod tym względem są trafnie sportretowani. 

 

 

No, ale to już w kolejnym opowiadaniu, jak wrócę do horrorów, bo na razie bawimy się w komedię.

 

– Ok, no to powodzenia, niech Ci klawiatura lekką będzie :)

Przeczytałem. Ogólnie to całkiem dobrze się czytało. Początkowo nie wiadomo kiedy to się dzieje. Samo noszenie wiader z wodą i chłopskie chaty to większość historii Polski. Dopiero jak sie lisowczycy pojawiają daje to jakiś namiar co do epoki. 

 

Plus za opis lisowczyków lub ich odpowiedników. Tak właśnie powinni być opisywani. To na pewno mocny, historyczny atut tego opowiadania. 

 

Co do głównej bohaterki czyli Luty to mam mieszane uczucia.

 

Na plus bym policzył opis jej zachowania podczas polowania. Ta zwierzęcość i dzikość, to było mocne, bardzo barwne i plastyczne. I agresywne włosy mi się spodobały. Kiedyś coś podobnego użyłem podczas jednej sesji ale nie wpadłem na pomysł aby żerować włosami. Także tak, to nietuzinkowy pomysł. 

 

Na minus to to, że jak się pojawia jako wiotka ślicznotka przed zgrają hultajów to już wiedziałem, że ich wszystkich pozarzyna. Nie wiedziałem tylko jak i czy będzie jakiś myk. No i pozarzynała ich wszystkich i żadnego myku nie było. Więc to kolejna wariacja znanego schematu. Chociaż wykonana całkiem nieźle. 

 

Walkę też oceniam dwojako. Bo to zależy od różnicy leveli między nimi (lub jak ktoś woli bardziej fabularnie to mocy/potęgi). Jeśli Luta jest aż tak potężna w porównaniu do śmiertelników, że jak się pokazuje to po prostu zdejmuje ich z planszy to wówczas walka jest opisana właściwie. Ze zbyt potężną istotą tak to właśnie powinna wyglądać. 

 

Natomiast nie jest to zbyt ciekawy projekt walki. Nic się nie dzieje. Ot, wpada potwór i po kolei zdejmuje z planszy kolejne blotki. Pytanie co którem urwie czy wypruje. Żadnego przełomu, zadnego wahania, żadnej niepewności, żadnego zwrotu akcji. Luta idzie jak przecinak i kosi ich co do jednego. Bez żadnego myku. Ciekawiej by było gdyby taki myk był. Skoro to jest świat z mocami nadprzyrodzonymi to któryś z lisowczyków mógł mieć jakąś wodę święconą, świętą ikonę, znać jakieś zaklecie, mieć w sobie krew przodków jakich demon nie może skrzywdzić lub potwór mógłby mieć jakiś limit. Dajmy na to czasowy albo oograniczoną odległość od swojego leża, im dalej to mógłby słabnąć. To by uczyniło starcie bardziej wyrównanym dałoby szansę śmiertelnikom na przeżycie. A nic takiego nie ma, wpada Luta, kosi wszystkich co do jednego i koniec. Pod tym wględem to nie wypada to starcie zbyt ciekawie.

 

 

W tym fragmencie (i kawałek dalej):

 

Wczołgał się bardzo głęboko, tak daleko jak puściły go wąskie, kręte korytarze jaskini. Teraz leżał w ciasnej szczelinie, którą od leża Lutej odgradzały liczne stalaktyty. Napinał ręce do bólu stawów i wyciągał palce po kolejne klejnoty.

 

– Brakuje światła. Piszesz wyraźnie, że typ wlazł głęboko do jaskini. Więc pewnie bez światła jest tam ciemno. Początek XVI w to raczej nie ma latarki i nie przyświeci sobie smartfonem. Konie i resztę zostawili w wiosce (widać, że nie grają w RPG). Więc mogli mieć tylko to co przy sobie. No może jakiś ogarek mógłby mieć w sakwie ale w tekście jak nie przegapiłem to nic nie ma o źródle światła. A opisana jest jakby jednak światło tam było skoro widzi i sięga po skarby. 

 

 

– Chłopi wyszli nudno. Ogólnie jest wyraźny podział na dobro – chłopi i zło – lisowczycy. Chyba celowy zamiar. Na dłuższą metę dla mnie tak wyraźne podziały na dobrych i złych są sztuczne i nudne. No ale w jednostrzale jeszcze mogą być. Ale trochę szkoda, że obie strony są tak 100% jednowymiarowe. 

 

 

– Ogólnie to całkiem niezłe wyszło to opowiadanie. Chociaż dla mnie nie było w tym nic strasznego. Przygodówka z nietypowym potworem na jedną sesję. 

@Bruce

 

– Dzięki za pomoc i miłe słowa. Link klikłem i przeczytałem :)

 

 

Cechy tego opka? Pozytywy moim zdaniem to na pewno fabuła, warta akcja, która wciąga czytelnika i wykreowani bohaterowie. Słabe to na pewno strona językowa, a co do fabuły, to raczej wszystko jest ok, to Twoja wizja, ja rzadko krytykuję czyjeś pomysły, bo Autor odpowiada za stworzony w tekście świat i opisuje go tak, jak chce. :) 

 

 

W sumie to tekst był mocno improwizowany. Cała sesja wyszła dość z przypadku. Koleżanka się do mnie odezwała po jakimś roku przerwy czy bym jej czegoś nie poprowadził. Prowadziłem ze 3 kampanie wówczas ale żadna jej nie podpasowała. Wolała postapo. Nie miałem żadnego gotowca więc powiedziałem, że pomyślę. Szczęśliwie się złożyło, że niedawno oglądałem film dokumentalny o wielkiej burzy magnetycznej z 1859. I jaki to by miało wpływ na nas gdyby to się zdarzyło dzisiaj. Dorzuciłem do tego uderzenie meterytu i potwory aby postapo było pełniejsze. I z grubsza zarys na walkę z szarańcą miałem już przy pisaniu początku. Dlatego w prologu (pierwsza część) jest wzmianka, że snajper melduje o dziwnym kontakcje. Wtedy jak to pisałem jeszcze nie znałem żadnych detali. Powyższe opowiadanie powstało z parę miesięcy później. I udało mi się wpleść dwójkę postaci jakie wymyśliła owa koleżanka czyli Wingfielda i Moora. Dlatego tylko oni mają nazwiska. Resztę szyłem na gorąco dlatego mają tylko ksywy albo imiona. W sesji akurat był moment, że postać koleżanki miała okazję poznać resztę paczki więc był dobry moment aby wrzucić to opowiadanie. No ale to oznaczało, że miałem tylko jeden weekend aby je sklecić. Ale warto było bo koleżanka była zachwycona, że dorobiłem taką legendę do tych jej dwóch postaci. Bo po prawdzie mogłem przecież wszystkich uczestników akcji wykrewować na własną rekę no ale nie do końca o to chodzi w RPG-ach :) 

@Bruce

 

– Oki, szpoko, może być :) Po prostu uderzyły mnie niezgodności historyczne jakie akurat co nieco znam to mogłem zareagować nieco zbyt gwałtownie. Nie było moim celem Cię urazić czy coś w ten deseń. Jeśli sprawiłem Ci przykrość z tego powodu to przepraszam. Dzięki za dyskusję i powodzenia przy pisaniu następnych tekstów życzę :)

Pipboyu79, rozumiem, ale tak nie ma sensu do tego podchodzić. Zdenerwowanym można być, ale nerwy na bok, trzeba pracować, pracować i pracować. Każdy z nas musi nad swoimi tekstami, nie ma innej rady. :) Piszę Ci to wyłącznie z życzliwości. :) Za każdą radę każdego nowego Czytelnika zawsze dziękuj. :) Czerp z każdej wskazówki. :) Naprawdę to będzie procentować. :) Z wielką chęcią zgłoszę Twoje kolejne opowiadania do Biblioteki, a może i Piórka, z pewnością uczynią to i inni Czytelnicy, ale musisz wykrzesać dobrą wolę. :) Pokaż, że się starasz poprawiać. Że chcesz pisać lepiej po polsku. Każdy z nas poprawia błędy, bo nie ma ludzi bezbłędnych. :) Norma. :)

 

– Szpoko, dzięki za życzliwość i dobre słowo. To budujące. Postaram się wykrzesać z siebie więcej optymizmu i wiary w forumowych bliźnich :)

 

 

Już wiemy z poprzedniego Twojego tekstu, że owym nieszczęsnym błędem gramatycznym, powtarzanym często, było “tę”, czyli “ta” w Bierniku. :) 

 

– No tak. To jest dla mnie trudne. 

 

 

A w ogóle kto to jest? To Garlond już ci się skończył? – jakby na deser zapytał o mężczyznę towarzyszącego jego żonie. – “JAKBY” to nie czynność gębowa, więc piszemy WIELKĄ LITERĄ:

A w ogóle kto to jest? To Garlond już ci się skończył? – Jakby na deser zapytał o mężczyznę towarzyszącego jego żonie.

 

– Okey wydaje mi się, że zaczynam rozumieć tą zasadę. 

 

 

Nim jej poderżnęłam gardło. – żona prychnęła na swojego męża i w paru zdaniach streściła jak… – “ŻONA” tak samo, to nie jest czynność gębowa, a zatem – wielką literą i po kropce:

Nim jej poderżnęłam gardło. – Żona prychnęła na swojego męża i w paru zdaniach streściła jak

 

– Oki tu chyba też. 

 

 

– To twoja matka tak twierdzi. – mruknął Hubert znów chyba niezbyt będąc – “MRUKNĄŁ” to czynność gębowa, zatem ma być zapisana małą literą bez uprzedniej kropki:

– To twoja matka tak twierdzi – mruknął Hubert znów chyba niezbyt będąc…

 

– Tu chyba też.

 

 

– Nie, ma tego dość! Mam tego wszystkiego, cholernie dość! Koniec tego! – pierwsze

– I co w tym fragmencie jest niejasnego? – ja nie rozumiem pierwszego zdania – KTO ma dość? 

 

– Hubert. A właściwie postać jaką gra. Cały fragment wygląda tak:

 

 

– Nie, ma tego dość! Mam tego wszystkiego, cholernie dość! Koniec tego! Biorę statek i wypływam gwałcić, palić, zabijać i rabować! Biorę swoją wierną załogę i wypływam! Nie wiem kiedy wrócę i czy w ogóle wrócę! Demi! Zbieraj się! Popłyniesz ze mną! – przez większość sztuki poza jej początkiem to głowa elfiej rodziny nie wyglądała zbyt dumnie.

 

– To wszystko wypowiada Hubert jako elfia głowa rodziny. Nie jest to czytelne? Nie widać tego?

 

 

 

– Oki tu też dzięki za podpowiedzi i porady. No i za poświęcony czas i uwagę. Postaram się przejrzeć jeszcze raz ten tekst w wolnym czasie. No i trzym się i powodzenia we własnych tekstach :)

 

Witam serdecznie ponownie. :)

Dużo tego, więc podzielę. :) 

 

– No to witam w nowym dniu :)

 

 

Pipboyu79, nastawiasz się niepotrzebnie anty, zapewniam. :)

A ja nie czuję się weteranką. Pamiętam doskonale, jak to jest być świeżakiem, po cześci nadal się tak czuję i zawsze wspieram Nowe Osoby, podobnie, jak i Inni tutejsi Forumowicze. :) Możesz mi wierzyć. To dzięki temu wsparciu i pomocnym radom piszę – mam nadzieję – coraz lepiej pod kątem językowym. :)

 

– Znikąd się to moje nastawienie nie wzięło. No ale okey, spróbuję to przezwyciężyć. :)

 

 

 

 

Ok, rozumiem. Jednakże od strony poprawności języka rozpoczyna się zawsze czytanie tekstu. Jeśli opko nie jest czytelne, zniechęcisz do niego już na wstępie. To moja dobra rada, nie odczytuj jej jako coś złego. :)

– Opko?

 

 

– Jak dobrze widzę to wszystkie wyrazy występują tylko jeden raz. Jedynie “była” i “były” są podobnie chociaż nie identyczne. O to chodzi? 

 

Dokładnie! Bo oba pochodzą od „być”, zatem to powtórzenia. 

 

– Okey, to nie sądziłem, że podobne wyrazy liczy się jako powtórzenie. 

 

Zmieniłem z:

 

Akurat była przerwa między domami bo jakieś ogródki przydomowe były czy co to miała dobry widok po tej linii.

 

na:

 

Obserwowała tamtą ulicę przez przerwę pomiędzy domami bo jakieś ogródki przydomowe były czy co. To miała dobry widok po tej linii.

 

 

 

Nie wyjaśniałam, bo nie wiedziałam, ze nie znasz tych zasad.

Chodzi o taką poprawę, w tym miejscu, tak, ale odwrotnie.

 

Zacytowałeś mnie wcześniej:

Ogólna zasada: po kropce nie może być małej litery – to chyba wie każdy. Dajesz kropkę, gdy potem jest czynność “niegębowa”, gdy gębowa – kropki brak.

„Mruknął” to czynność gębowa. Zatem nie może tam być kropki. Zapis dialogu ma wyglądać następująco:

– Wygląda mi jak gejowskie hard porno – mruknął porucznik przerywając tą litanię.

 

 

– Okey to fajno, że dałaś przykład. Bo sam opis nie jest dla mnie zbyt czytelny ocb. A pisałem na koniec wypowiedzi kropkę lub podobny znak bo to koniec wypowiedzi. I pewnie, że znam zasadę, że po kropce się pisze z dużej litery. Ale sądziłem, że jak po myślniku jest dodatkowy opis tego co się dzieje to nie jest to nowe zdanie. Okey to wydaje mi się, że chyba tą zasadę załapałem ale jak potem siądę do tekstu to jeszcze zobaczę to w praktyce. 

 

 

Właśnie tak masz poprawić całe dialogi w każdym tekście, także tym. Na tym polegają błędy, o które pytasz – masz zły zapis dialogów. Żeby było jasne, sama mam z nimi problemy, nadal je ćwiczę, mozolnie i długo, od lat, a i tak coś się wkradnie. Norma. :) Trzeba czytać samemu i poprawić dalej. :) Każdy tak robi – uczy się na błędach. :) 

 

– Szpoko, dzięki za pomoc i wyjaśnienie tego w czytelny sposób :) Spróbuję w weekend nad tym usiąść bo w work days to mam niezbyt wiele czasu na coś dłuższego. 

 

 

 

Ok. :) Będę się starać. :) Ty jednak także postaraj się wykrzesać dobrą wolę. :) Chociaż odrobinę. :)

 

– Spróbuję :) 

 

 

Ba! Gdybym ja umiała na 6+ z języka polskiego, to bym była panisko! Ale też nie umiem. Wskazuję moje wątpliwości. To, co widzę i mi nie pasuje. Żaden ze mnie znawca. :) W moim opku bym to poprawiła, dlatego to wypisuję. A Ty decydujesz, co zrobisz, jako Autor. :) Tu nie ma polonistów. Każdy z nas się uczy, choć niektórzy potrafią doskonale doradzić i mają wielką wiedzę. :) 

Szukamy w necie zasad, poznajemy je, staramy się stosować. :) Norma. :) 

 

 

– Racja :) Ino zwracam uwagę, że mieć wiedzę z jakiejś dziedziny a umieć przekazać wiedzę w czytelny i życzliwy sposób to niekoniecznie to samo. 

 

 

 

No i właśnie to:

Ale oznaczające, że Trójka wpadła jakieś kłopoty.

 Ta końcówka moim zdaniem nie ma części zdania. A to Ty jako Autor wiesz, czy tak jest, czy nie.

 

– Hmm… Nadal trochę nie jestem pewien czy dobrze rozumiem Twoje pytanie. To wytłumaczę jak dam radę. 

 

Cały fragment brzmi tak:

 

– Jesteście atakowani?(1) – zapytał kapitan bo słysząc od jakiegoś czasu strzały można się było tego domyślić.

– ..k, potwierd… (2) – znów krótkie chyba potwierdzenie(3). Ale oznaczające, że Trójka wpadła jakieś kłopoty.(4)

 

(dodałem numerki w nawiasach aby to łatwiej omówić)

 

1 – Kapitan “Albatrosa” pyta Wingfielda czy są atakowani. 

2 – Pada urwana, niezbyt wyraźna odpowiedź Wingfielda. 

3 – Odpowiedź brzmi raczej jak potwierdzenie niż zaprzeczenie ale pewności nie ma bo ją rwie. 

4 – Jeśli uznać, że Wingfield potwierdził, że są atakowani to oznacza, że Trójka czyli jego grupa wpadła w kłopoty. 

 

 

– Czy teraz to jest czytelne? Czy niezbyt? Z takim wyjaśnieniem też uważasz, że czegoś tu brakuje?

 

 

A przy okazji to jak zapisywać taką wypowiedź ze znakiem zapytania? Czyli pytanie?

 

 

– Jesteście atakowani? – zapytał kapitan bo słysząc od jakiegoś czasu strzały można się było tego domyślić.

 

– Bo jeśli stosować zasadę z przenoszeniem kropki na koniec opisu po wypowiedzi jak w przykładzie powyżej no to… Znak zapytania też przenieść? Ale bez znaku zapytania to przecież nie będzie pytanie. I wtedy po znaku zapytania i myślniku to z małej czy dużej litery? 

 

 

 

Oczywiście, że mogę. Wcześniej Ci wyjaśniałam, że przy zapisywaniu dialogów ogólna zasada jest taka, że czynności gębowe są małą literą, a niegębowe wielką. No i tu masz przykład:

Nie ma odpowiedzi panie kapitanie. – radiowiec podniósł głowę, zsunął słuchawki…

 

I zapytałam, aby Ci wytłumaczyć, gdzie jest błąd, czy słowo „radiowiec” to czynność gębowa. Ja nie pytam, co znaczy ten wyraz. Nie musisz mi wyjaśniać jego znaczenia, bo ja je znam i Ty też. Ja pytam o zapis dialogu. „Radiowiec” to nie jest czynność gębowa. Zatem ma być zapisany wielką literą po kropce.

 

 

– Okey, dzięki za wyjaśnienie. Wydaje mi się, że kumam. 

 

 

 

W tym i innym opowiadaniu, które komentowałam, masz ten sam błąd. Według niektórych jest on gramatyczny, według innych – nawet ortograficzny. Niepoprawnie odmieniasz wyraz „ta”. W Bierniku przybiera on formę „TĘ”.

Znowu nie pytam o to, co oznacza wyraz „mruknął”, bo ja to wiem, ale – czy to czynność gębowa, czyli – czy go wypowiada się w dialogu. Jeśli tak, powinieneś go zapisać małą literą bez uprzedniej kropki.

Wygląda mi jak gejowskie hard porno – mruknął porucznik przerywając tę litanię. – tak powinien wyglądać poprawny zapis tego zdania.

 

– Uh… Z tym to będzie cinszko. 

 

 

Pipboyu79. jeszcze dopiszę, aby objaśnić wyraźniej – czynności “gębowe” w dialogach to słowa, podkreślające gębowe działanie, np.: powiedział, rzekła, zawołała, pyskowali, krzyczeli, ryczały, płakało, wrzeszczą, kwiczą, kwilą, mruknął, zaprzeczyli, oznajmił itp. 

Zapisujemy je w dialogach małymi literami bez uprzedniej kropki, np.:

– Jaki ładny ranek (brak kropki) – powiedziała (małą literą) Ala.

– Trzymaj! – mruknął ojciec.

– Kiedy to będzie? – zapytano nas.

– Masz rację – potwierdziłam. 

 

Przy niegębowych jest kropka i wyraz jest wielką literą, np.:

 

– Jaki ładny ranek. – Ala spojrzała na park.

– Trzymaj! – Zdenerwowany ojciec podał mu koc.

– Kiedy to będzie? – Nieoczekiwanie ktoś nas zapytał.

– Masz rację. – Podałam rękę na zgodę. 

 

 

 

– Oki widzę. Dzięki za przykłady bo jak sam opis to nie zawsze jest dla mnie czytelny. :) Ale czy dobrze rozumiem, że to czy coś jest gębowe czy nie to się liczy pierwszy wyraz po myślniku? Czy to akurat tak trafiło w przykładach?

 

 

Mam nadzieję, że teraz łatwo poprawisz wszystkie dialogi. :) Przypominam, jakby co, w HP jest wątek do pytań! :) 

 

– No spróbuję. W weekend powinienem mieć trochę więcej czasu. A co to jest HP?

 

 

 

 

Linki do zapisu dialogów podesłałam w listopadzie, stąd ten kompletny brak wiedzy i pytania do bruce, o czym to ona mówi.

To ja Ci Pipboyu wyjaśnię. Przychodzisz do domu mody i chciałbyś mieć pokaz, tylko od razu mówisz, że chamom, co będą się czepiać, że rękaw jest na brzuchu, dziękujesz.

Skoro nie wyciągasz nauk i nie chcesz uczyć się poprawnego pisania (polonistyki jak mówisz), to jaki jest cel publikacji? Liczysz, że za którymś razem nastąpi olśnienie i ktoś uzna, że pal diabli ortografię, interpunkcję, zapis dialogów, to jest genialne, facet napisał o walce z obcymi!

 

– Pamiętam, że parę osób podesłało mi różne linki. We wszystkie kliknąłem i przeczytałem. Nie wszystkie artykuły były dla mnie wystarczająco klarowne. A i toksyczna atmosfera niezbyt sprzyjała przyswajaniu wiedzy. Teraz jest spokojniej a i Bruce jak widzę to tłumaczy całkiem czytelnie. 

 

– A co sądzisz o powyższym opowiadaniu? Jak się czytało? Jakie masz ogólne wrażenia? Coś Cię zaskoczyło? Któraś z postaci albo ich czyn zapadł Ci szczególnie w pamięć? Możesz wymienić tak ze trzy największe wady i zalety tego opowiadania? 

 

 

No to niczego już nie rozumiem. Czemu nie skorzystałeś z pomocy Ambush? I pytasz mnie, po tylu miesiącach, co z dialogami? Dziwne… surprise

 

– Wierzę na słowo, że jak Ambush mówi, że podesłała link to tak było. Nie pamiętam dokładnie kto podesłał mi jaki konkretnie link bo było ich kilka. Link kliknąłem i art przeczytałem. Ale nie był dla mnie zbyt czytelny. 

 

 

 

– Oki Bruce, dzięki za poświęcony czas, wysiłek i uwagę. Trzym się :)

Witaj. :)

Zerknęłam do Twojego kolejnego tekstu, mającego niewiele komentarzy. :)

– Dziękuję. I witaj i tutaj :)

 

 

Jednakże w całej wypowiedzi, i w tym cytowanym fragmencie, i w tym poprzednim, jest nade wszystko bardzo dużo agresji, buntu, niechęci. Obrażasz, zamiast słuchać. Znowu moja rada: więcej pokory. I chęci poprawy. Skoro czekasz na nasze opinie, musisz posłuchać rad i wskazówek. Są bezcenne. A Ty, niestety, nie piszesz poprawnie. Nikt z nas nie pisze w stu procentach, już Ci o tym wspominałam przy innych tekstach. Uczymy się nawzajem. Ślimak Zagłady to nieoceniona – że tak to ujmę, przepraszam heart– Encyklopedia Wiedzy. Wielokrotnie pomagał mi przebrnąć przez mnóstwo moich makabrycznych usterek językowych i jestem Mu niezmiernie wdzięczna (jak i innym tutejszych Czytelnikom). Zamiast nastawiać się anty i obrażać, ucz się na błędach! Czerp naukę z tych rad! 

 

– A nie zastanowiło Cię skąd ta moja agresja, bunt i niechęć się wzięły? Nie zauważasz bezpośredniego stylu wypowiedzi kolegów i koleżanek? Ignorowanie moich próśb o fabularną ocenę tekstu? O wyniosły styl wypowiedzi? I to się przewija non stop przez kolejne posty więc budziło moją frustrację. Więc mój pierwszy kontakt tutaj przypominał zderzenie z toksycznym fandomem. I nie był dla mnie przyjemny. Byłem bliski odejścia z tak toksycznego środowiska. A tu masz tego końcówkę. 

 

 

Masz całkiem niepoprawne podejście do czytelnictwa. A to niedobrze, bo jesteś Autorem, w dodatku mającym ciekawe pomysły. Jeżeli chcesz być czytanym, musisz najpierw poprawić stronę językową i dialogi. Czemu? Bo czytelnik, zamiast skupić się na fabule, ciągle będzie potykać się o błędy, zniechęci tym i odejdzie. I już nie wróci. Dobry autor nie może pisać źle. Skoro ktoś pisze źle, nie jest dobrym autorem. Dlatego nie “odpuszczaj polonistyki, zostawiając ją innym”, lecz – zacznij od polonistyki! To tak na początek. :) 

 

– O. To weteran forum potrafi mnie docenić za ciekawe pomysły! :D Unikat na tym forum :)

 

– A co do polonistyki to robię co mogę. Jak skumam jakiś mechanizm działania to staram się go wzdrożyć w praktyce. Ale miej na uwadze, że nie wszyscy czytelnicy są polonistami i reprezentują podobne podejście do Twojego. 

 

 

Widzę, że wielokrotnie przed “a” nie masz przecinka. Poszukaj w necie porad (teraz Ci je podam):

https://nck.pl/projekty-kulturalne/projekty/ojczysty-dodaj-do-ulubionych/ciekawostki-jezykowe/spojnik-a-

 

– Dzięki. 

 

 

Nie masz też przecinków przed “który”, a to podstawa. Poszukaj w necie zasad. 

– Ok.

 

– Słucham cię synku? – na scenę wkroczyła Jeanette. – czy “na scenę” to czynność gębowa?

 

– To co w myślnikach wypowiada postać. A po myślniku jest opis co robi. W tym wypadku aktorka wkracza na scenę. 

 

 

I tak dalej…

– I w sumie w reszcie przykładów podobnie. Ale niezbyt kumam na czym ma polegać ten błędny zapis. Chyba, że to jak w poprzednim opowiadaniu aby zaczynać po myślniku z wielkiej litery. Tak? Czy o coś innego chodzi?

 

 

Ponownie sporo zdań jest niejasnych i brakuje w nich wyrazu lub części wyrazów. Tutaj już nie tyle polonistyka zawiodła, ile – może? – szybkość pisania. Chcesz, by czytelnicy napisali, co sądzą o zdaniach, w których brak części? Jak mają je zrozumieć? 

 

– Bez konkretnych przykładów trudno mi się do tego odnieść czego gdzie brakuje. 

 

– Natomiast tak, tekst ten i wiekszość/wszystkie inne pisałem pod presją czasu. Czyli miałem okienko na 4-6 h w konkretnym dniu aby napisać taki tekst. Dlatego zwykle są to zamknięte opowiadania jako dodatek do kampanii w jakiej się rozgrywały. Nie miałem możliwości szlifować tekstu tygodniami. Musiałem się uwinąć w konkretnym okienku i zwykle już do nich nie wracałem. I mnie samemu ciężko je zrecenzować czy skorektorować bo jak je czytam od razu stają mi przed oczami wydarzenia jakich dotyczą i daję się ponieść fabule. I jak czytam w takim trybie skrajnie trudno mi wyłapać, że gdzieś brakuje przecinka albo coś może być niezrozumiałe dla kogoś innego. Po to min. wrzucam je tutaj aby inni mogli się z tym zapoznać i dać znać jak to się czyta itd. 

 

 

 

Pamiętajmy, że tutejsza społeczność nie ma nas uczyć, jak pisać poprawnie, bo to nie korekta w drukarni, za którą słono się płaci. Tutaj wspieramy się jak Przyjaciele, Koledzy, Znajomi. Chcemy, acz nie musimy. :) O niekulturalnym zachowaniu mowy nie ma! :) Zwłaszcza, jeśli ktoś poświęca nam czas i pomaga. :) Jeżeli chcesz mieć tu czytelników, ucz się na ich wskazówkach, a także kulturze osobistej przy zwracaniu do innych. :)

 

– Jasne, pewnie, ja to świetnie rozumiem. Ale też i proszę o zrozumienie. O to, że nie tylko weterani poświęcają tu czas na czytanie i komentowanie tekstów, o to, że nie wszyscy są perfekcyjnymi polonistami, o to, że nie tylko weteran ma prawo wypowiadać się bezpośrednio, o to, że świeżak też ma prawo do uwag krytycznych wc pracy weterania itd. I, że jak autor prosi o fabularną opinię o swoim tekście to dobrze by było to uwzględnić jak już się pisze koment. I o tej pokorze i koleżeństwie to też fajno aby działało w obie strony. Wtedy faktycznie to by pomogło temu forum :) 

 

 

 

I tu dostrzegłam ten sam, co w innym Twoim opowiadaniu błąd gramatyczny – niepoprawną odmianę wyrazu:

Nic dziwnego, że u części widowni smartfony poszły w ruch aby uwiecznić tą scenę.

Wódz elfów też miał minę jakby właśnie podzielał takie zdanie i już otworzył usta aby coś powiedzieć gdy wtrąciły się w tą scenę osoby trzecie. – błąd jest niestety powtórzony

– No ale jaki błąd gramatyczny i to powtórzony?

 

 

Ukoronowaniem kostiumy były rogi wpięte w jej blond włosy widocznie już wcześniej. – w tym zdaniu jest literówka

– Oki, fakt, widzę. 

 

Też była ubrana w jakieś elfi kostium i widocznie odgrywała zgrabną, ciemnoskórą elfkę. – w tym również

– Ok, widzę.

 

A widzowie z zapartym tchem czekali dokąd aktorzy posunął się w swoich rolach. – tutaj widnieje błąd ortograficzny, który czyni zdanie kompletnie niejasnym

 

– Oki, spróbuję to inaczej ubrać w słowa. 

 

Zdania o niepoprawnej konstrukcji lub niejasne to np.:

Nie wiesz co się ostatnio nasłuchałam o tobie od Elandii.

– Nie, ma tego dość! Mam tego wszystkiego, cholernie dość! Koniec tego! – pierwsze

 

– I co w tym fragmencie jest niejasnego?

 

 

Ona też jakby stanowiła łącznika i negocjatora pomiędzy zwaśnionymi stronami próbując ich jakoś pogodzić albo chociaż uspokoić przez co wydawała się być najsympatyczniejsza z nich wszystkich.

Zaś głowa rodziny zaś jawiła się jako zwykły ciapciak i kapeć jaki nie ma szacunku i poważania nawet we własnym domu.

– No i będę musiał płynąć razem z nimi. – westchnął na końcu bo nawet jak zamierzał zamieszać w tych rodzinnych relacjach o był niejako skazany na dzielenie ich losu.

Po wszystkim cała szóstka znów była zgranym zespołem aktorów, kolegów i koleżanek z jednej trupy jako ciężko pracowali nad tą sztuką i teraz mieli chwilę aby nacieszyć się brawami i okrzykami uznania.

 

Powtórzeń znowu mnóstwo.

 

 

– Byłoby mi łatwiej jakbyś wskazała te powtórzenia :) No ale może przeredaguję ten fragment. 

 

 

Co do samej fabuły, niestety nie przypadła mi do gustu, żarty są sztucznie udawane i przejaskrawione, wiele spraw niepotrzebnie tłumaczysz, choć czytelnik sam je widzi, ale to tylko moje zdanie i oczywiście mogę się mylić.

– Myślę, że dla komizm i pariodia mogą być bardziej widoczne dla kogoś kto zna uniwersum z tymi elfami. Bez tego chyba faktycznie może to być trudniejsze w odbiorze a część nawiązań być nieczytelna. Ale spoko, dzięki za przeczytanie i komenty :) 

Witaj ponownie, i ja dziękuję, i ja pozdrawiam. :)

 

– Też witam i tutaj :)

 

 

Na spokojnie. :) Opowiadanie jest bardzo pomysłowe i arcyciekawe, zatem szkoda, aby usterki językowe obniżały jego wartość.

 

– Dzięki! Chyba pierwszy raz na tym forum czytam coś tak miłego z klawiatury forumowego weterana. Już myślałem, że weterani mają jakiś zakaz pisania czegoś sympatycznego pod tekstami świeżaków :) 

 

 

Dlatego nie miej za złe mnie oraz innym Czytelnikom, że Ci je wypisują. :)

 

– Ale ja nie mam tego za złe. Po to wrzucam tutaj swoje teksty aby zobaczyć reakcję innych. Natomiast nie rozumiem gdy ktoś poświęci swój czas i uwagę na przeczytanie tekstu np. mojego. A potem jak pisze coś w komentach to wyłącznie o polonistyce. Gdy sytuacja zaczyna się powtarzać od którejś tam znowu osoby to zaczyna być po prostu wkurzające. Zwłaszcza jak imiennie pytam o wrażenia fabularne, świat przedstawiony, jak się tekst podobał to zostaję zignorwany. Na dłuższą metę jest to frustrujące i wkurzające. 

 

 

Poszukaj w przykładowo wypisanych zdaniach, co jest powtórzone, a także co jest błędem. Naprawdę nie dostrzegasz niczego?

Przeczytaj na głos zdania, które wydają się niejasne. Dla Ciebie są ok? Dobrze, to je zostaw, może się mylę. :) Albo zapytaj w HP. Tam jest wątek pomocniczy. :) Wtedy sam się przekonasz. :)

 

 

– Okey, to lecimy. 

 

Akurat była przerwa między domami bo jakieś ogródki przydomowe były czy co to miała dobry widok po tej linii.

 

– Jak dobrze widzę to wszystkie wyrazy występują tylko jeden raz. Jedynie “była” i “były” są podobnie chociaż nie identyczne. O to chodzi? 

 

 

Dave uprzejmie zaczął mu tłumaczyć co jeszcze w domu zdążyć przeczytać z okładki filmu

 

– Każdy wyraz występuje tylko jeden raz. Gdzie tu jest powtórzenie? Nawet podobnych wyrazów nie ma.

 

Dialogi traktujemy tu bardzo poważnie. Każdy z nas ćwiczy ich zapis. Skoro masz już na koncie tyle opowiadań, czemu dziwi Cię, że przy tym wskazałam ich zły zapis? W HP jest to szczegółowo wyjaśnione. 

Ogólna zasada: po kropce nie może być małej litery – to chyba wie każdy. Dajesz kropkę, gdy potem jest czynność “niegębowa”, gdy gębowa – kopki brak. Przykład:

– Wygląda mi jak gejowskie hard porno. – mruknął porucznik przerywając tą litanię.

 

– Wcześniej nie wyjaśniłaś na czym ma polegać złe zapisywanie dialogów. Tylko wspomniałaś, że jest niewłaściwe. Dlatego o to zapytałem. 

 

– Co do przykładu nie jestem pewien czy dobrze rozumiem. Czyli powinno być tak:

 

– Wygląda mi jak gejowskie hard porno. – Mruknął porucznik przerywając tą litanię.

 

– O to chodzi? Aby po myślniku pisać z dużej litery?

 

 

– Wygląda mi jak gejowskie hard porno. – mruknął porucznik przerywając tą litanię.

Pod tym kątem popraw całość.

 

– Dlaczego? Na czym polega błąd? 

 

 

Zdanie pierwsze ma dwa wyrazy powtórzone. Serio ich nie widać? 

 

– Serio. Ale rozpisałem to powyżej. Też mam do Ciebie uwagę i prośbę. Jakbyś podawała przykłady zdań z tekstu z wierszem odstępu między nimi to by było czytelniejsze. Łatwiej wpada w oko. Jak wklejasz bez odstępów optycznie się zlewa i nawet nie tak łatwo wyłuskać Twój komentarz z tekstu. 

 

 

Czy ja napisałam, że w drugim zdaniu masz powtórzenie? Nie, ja napisałam, że to przykład zdania niejasnego, jakby brakowało jego części, tam przecież jest dwukropek, a ja potem wymieniam przykłady zdań. To jedno z nich. Skoro uważasz, że jest poprawne składniowo i stylistycznie, a moja uwaga nie ma racji bytu, zignoruj ją. Moje wskazówki mają zawsze tylko pomoc, ale są jedynie do przemyślenia. Nikt nie jest nieomylny, mogę zatem w tej kwestii mylić się i ja. :) Według mnie to zdanie jest niejasne, ale – skoro nie zgadasz się – zostaw je w tej formie. To Ty jesteś Autorem. :) 

 

– No ale to ja mam sie bawić w zgadywankę gdzie jest błąd? Jak ja bym umiał w tą poprawną polszczyznę na 6+ to bym nie robił takich błędów. A są bo nie umiem. Więc samo wskazanie zdania które jest Twoim zdaniem błędne może dla Ciebie jest wystarczającą podpowiedzią ale dla mnie niekoniecznie. 

 

 

Znowu nie pojmuję… Kurczę, tak, jakbyśmy pisali o innym zdaniu… No przecież w jego końcówce ewidentnie brakuje czegoś! Rozumiem, skoro czytałam opko, że to fragment rozmowy radiowej, ale czy samo zdanie jest poprawnie napisane? Jeśli tak, zostaw je. 

 

 

– Niezbyt rozumiem Twoją logikę. Wyrywasz dość krótkie zdanie z rozmowy, zresztą dość krótkie i mówisz, że czegoś tam brakuje. No okey. Ale jeśli uważasz, że czegoś tam brakuje to napisz czego. Bo jestem skołowany. Cały fragment z sąsiednimi zdaniami wygląda tak:

 

– Jesteście atakowani? – zapytał kapitan bo słysząc od jakiegoś czasu strzały można się było tego domyślić.

– ..k, potwierd… – znów krótkie chyba potwierdzenie. Ale oznaczające, że Trójka wpadła jakieś kłopoty.

– Przez kogo? – dowódca “Albatrosa” zadawał takie pytania aby mogła je wyjaśnić jak najkrótsza odpowiedź.

 

– W tym fragmencie w tym jednym, pogrubionym zdaniu też czegoś brakuje? Czego?

 

 

 

– Nie ma odpowiedzi panie kapitanie. – radiowiec podniósł głowę, zsunął słuchawki z uszu i popatrzył na kapitana “Albatrosa”. – tutaj także jest źle zapisany dialog.

– Jak to źle zapisany dialog?

Czy “radiowiec” to wyraz “czynności gębowej”? 

 

– Nie wiem o co pytasz. Radiowiec czyli operator radia. W tym wypadku ten na mostku “Albatrosa” jaki uczestniczył w rozmowie. Nie wiem na czym ma polegać błąd, wyjaśnij mi to jak możesz. 

 

 

 

 

– Wygląda mi jak gejowskie hard porno. – mruknął porucznik przerywając tą litanię. – tu mamy błędny zapis dialogu i niepoprawną odmianę wyrazu (błąd gramatyczny)

 

– Jaki błędny zapis dialogu? Jaki bład gramatyczny? 

A czy “mruknął” to czynność gębowa? 

Hm, co do błędu gramatycznego, czyli złej odmiany wyrazu, nie rozumiem, czego nie widać, skoro już wypisałam Ci zdanie?

 

 

– No wypisałaś zdanie a nie wyraz jaki ma być źle odmieniony. Który? I jak powinno to Twoim zdaniem wyglądać?

 

– A “mruknął” no to opis jakim tonem/stylem postać się wypowiedziała. Nie głośno, szybko, wolno tylko mrukliwie. Więc niezbyt wiem o co chodzi z tą czynnością gębową. 

 

 

 

 

 

W razie dalszych pytań, pisz. 

Pozdrawiam serdecznie. :)

 

 

– No to napisałem swoje pytania i uwagi. I też pozdrawiam serdecznie. I dzięki za poświęcony czas i uwagę :)

Pipboyu79, spieszę właśnie, aby pomoc Ci poprawić Twoje opowiadanie, bo na razie musiałam pospiesznie napisać tylko krótkie wyjaśnienia.

– Dzięki :)

 

 

Pełna zgoda. Dlaczego zatem piszesz swoje z tyloma błędami? I dziwisz się, że tam są. 

 

– Niewłaściwie mnie odbierasz. Jak w moim tekście jest jakiś błąd to zapewne o nim nie wiem. I nie, nie dziwię się, że są. I jak ktoś mi je wskaże w czytelny dla mnie sposób i uznam to za stosowne to raczej edytuję takie błędy. 

 

 

Nie pojmuję. Ctr+F i masz każde zdanie. 

Wypisałam z różnych fragmentów, aby Ci pokazać, że masz je rozsiane wszędzie. 

 

– Nie pojmuję. Co by szkodziło uszeregować je po kolei? Wskazałoby to samo a byłoby czytelniejsze. 

 

 

 

A ja akurat tamte Twoje pytania uznałam za dowcip. Bo, skoro masz już wypisane zdanie, złożone z kilku-kilkunastu wyrazów, nadal nie możesz odszukać w nim dwóch powtórzonych słów? Nie rozumiem, serio. :)

– I po co ta szydera? To nie był dowcip z mojej strony. Nie robię sobie dowcipów gdy chodzi o korektę tekstu. Napisałaś, że są powtórzenia i brak przecinka. Co znalazłem to edytowałem ale reszty to tak, nie potrafię znaleźć powtórzenia. Ale skonczę tutaj to jeszcze tam wrócę.

 

 

Czerpiesz, jak każdy, chyba że ktoś dogłębnie badał akurat ten wycinek historii. I, jak to bywa z tą nauką, interpretacje źródeł są różne. :) 

 

– To dla jasności powiem, że książka o jakiej mówię jest z zeszłego roku. Pewnie jeszcze roku nie ma od jej wydania. Ma z kilkanaście stron wypisanej bibliografi polskiej i zagranicznej. Autor jest zawodowym historykiem i już napisał z kilkanaście książek historycznych. Kumam, że mogłaś nie czytać tej książki lub czytać inne. Kumam, że historia nie jest nauką ścisłą i podlega wiecznym badaniom i interpretacji. Ale zaznaczam to skąd czerpię swoją wiedzę na te historyczne realia i dlaczego mnie to tak zbulwersowało. 

 

 

 

Atakiem jest sposób wyrażenia swojego zdania, nie samo jego wyrażenie. Skoro tego nie rozumiesz, daremne tłumaczenia. :) 

 

– Czyli atak jest wtedy gdy uznasz to za atak. Bardzo wygodne i elastyczne podejście :) Ja podtrzymuję swoją wersję. Czyli to, że nie atakowałem ani Ciebie ani Reg. Z Tobą dyskutuję wyłącznie o Twoim opowiadaniu a Reg poprosiłem aby sprecyzowała co nieco ze swoich wypowiedzi. 

 

 

 

Ok, zgadzam się, że według Ciebie tak byłoby ciekawiej, ale to mój tekst. Masz prawo napisać miliardy takich, jakie Ty chcesz, podobnie jak podręczniki i programy nauczania w szkołach. Nie czujesz się na siłach? No to oczy będą krwawić dalej… :)

 

– Jasne, spoko, nie mam z tym problemu. Wyraziłem swoją opinię o Twoim tekście i teraz piłka po Twojej stronie co z tym zrobisz. Jak uznasz, że tekst jest ideolo i nie należy zmieniać tam ani literki to jasna sprawa, Twoja wola, Twój tekst, zostaw jak jest. Tylko oczywiście wówczas ja zdania o nim nie zmieniam.

 

 

 

Pomyśl natomiast, jak mi ( i innym) krwawią, gdy czytam Twoje podstawowe błędy językowe za podstawowymi błędami językowymi, w dodatku – po wypisaniu – nadal nie dostrzeganymi. A jednak nie napisałam niczego podobnego. :) Bo ja też, jak każdy popełniam błędy. I staram się komentować kulturalnie. Bez złośliwości oraz zaczepek, ataków oraz wyszydzania innych, bez uszczypliwości i ubawu czyimś kosztem. Teraz rozumiesz, “gdzie tu atak”? :) 

 

 

– Wiem jak innym polonistom oczy krwawią jak czytają moje teksty. Już mi na to zwracali uwagę. Najczęściej bez patyczkowania się co chyba idąc za Twoja definicją ataku powinienem uznać za atak :)

 

– Zdanie o tych oczach sparafrazowałem wypowiedź Twojej kumpeli Reg spod jednej z moich prac. Jeśli nie było przyjemne w odbiorze dla Ciebie to zapewniam, że dla mnie też nie. No a sama dopiero co podawałaś właśnie Reg jako wzór cnót wszelakich na tym polu. 

 

– O tym, że jak ktoś mi czytelnie wkaże błędy to je edytuje już pisałem o tym, że w moim odczuciu nie atakuje tutaj nikogo też to nie będę się powtarzał. Nie podałaś żadnych konkretów na te moje ataki. 

 

– Zwracam też uwagę, że kiepsko u Ciebie z pokornym przyjmowaniem krytyki do jakiej tak namiętnie mnie nawołujesz :) Więc jak to tak? To tylko ja mam pokornie przyjmować krytykę a Ty już nie? :) 

 

 

To, że ktoś interpretuje fakty historyczne wedle jednego opracowania, a ktoś inny wedle innego, to nie nowina, bo historia na tym polega. Ciągle są nowe źródła i ta nauka tworzy się codziennie na nowo. To jest jej specyfika. Ale jeśli ktoś popełnia kardynalne błędy językowe, powielając je w całym tekście, powinien przynajmniej starać się w “miarę kulturalnie obluzgiwać” innych Piszących. Starajmy się wszyscy zachować pewien umiar, choćby dla dobra Portalu. :)

– Ciekawy fragment. Ale co ma piernik do wiatraka? Co mają moje błędy stylistyczne w moich tekstach do błędów historycznych i logicznych w Twoim opowiadaniu? Bo nie kumam. Bo brzmi zupełnie jakbyś próbowała mnie dyskredytować moją niezbyt poprawną polszczyzną w moich tekstach nawet jeśli ja omawiam Twój tekst i to nie pod polonistycznym kątem. 

 

– Jestem tu, żeby Ci pomóc. Piszę w dobrej wierze. Przeczytałem opowiadanie historyczne koleżanki z forum. W oczy rzuciły mi się historyczne niezgodności. Więc zaznaczyłem je i omówiłem na ile dałem radę. Po to aby jej pomóc to naprawić. Gdyby miała na to ochotę. Podobnie zwróciłem uwagę na niezbyt przekonywujące zachowanie obu głównych postaci. Z uzasadnieniem dlaczego tak uważam. Też z myślą aby autorka wzięła to pod uwagę i miała szansę to edytować lub przydało jej się to przy pisaniu kolejnych tekstów. I zaznaczę jeszcze coś co Wy, weterani forum uwielbiacie powtarzać mnie i innym świeżakom. Czyli, że poświęcam za darmo swój prywatny czas aby Ci pomóc. W tej dziedzinie w jakiej czuję się na siłach. 

 

 

Za przeprosiny dziękuję, wierz mi, nie mam żadnego celu, by pisać Ci “szydery”. :)

Pozdrawiam serdecznie i zaraz przechodzę do Twojego tekstu, wyłącznie, aby Ci pomóc, a nie mieszać z błotem. :)

 

– Ja też pozdrawiam. I zaznaczam, że piszę w dobrej wierze. I też idę czytać dalsze komenty :) 

To już wiemy, toczyłeś ze mną niedawno dyskusję przy innym opowiadaniu innego Autora i podawałeś ten sam argument. Tamten tekst też oczywiście ostro skrytykowałeś, m. in. pouczając Autora, Lożanina i Piórkowicza oraz znakomitego Pisarza: „Więcej barwności, emocji i ikry bym doradzał”. :)

– Pamiętam. I zdania nie zmieniam. Nie oceniałem wówczas innej twórczości autora ani nie wiem kim jest przed ekranem. Oceniałem konkretne opowiadanie jakie przeczytałem i się wypowiedziałem. Miałem takie a nie inne zdanie. Z Tobą i Twoim opowiadaniem postępuję podobnie. Chyba się po to wrzuca teksty na to forum aby były czytane i komentowane. Ale jbc to już trochę komentów pod różnymi opowiadaniami tutaj napisałem. I jak mi się jakieś spodobało to tego nie ukrywałem. 

 

 

Teraz ja powinnam udać zdumioną. To nie jest żadna szydera! Znam sporo osób, które napisały własny, autorski program i podręcznik do nauczania historii, który został zatwierdzony przez ministerstwo. Skoro krytykujesz obecny, możesz przecież napisać swój. Tylko pamiętaj – musisz opierać się na wszystkich w danym momencie dostępnych źródłach! :)

 

– Jeśli tak to nie wiedziałem o tych programach i Twoją krótką wypowiedź uznałem za drwinę. W takim razie źle Cię zrozumiałem i przepraszam. I nie, nie czuję się na siłach ani nie mam ochoty pisać taki program. Ale swoją wiedzę o Henryku o jakiej tu pisałem czerpię z książek historycznych. To nie jest moje widzimisie. 

 

 

Skoro nie wiesz, poczytaj nasze Forum i zobacz, w jaki sposób zwracamy się tu do siebie. Regulatorzy to moim skromnym zdaniem Wzór Kultury Osobistej i Opanowania, dlatego dobrze by było postarać się pisać do innych w chociaż podobnym tonie.

– Od paru miesięcy czytam to forum i widziałem trochę komentów pod opowiadaniami. Twoje czy Reg również zdarzało mi się czytać. I wiesz co? Dalej nie wiem gdzie się dopatrzyłaś mojego ataku na nią. Ona wyraziła swoje zdanie (do mojej opinii nt Twojego opowiadania) ja ją poprosiłem o dodatkowe wyjaśnienia. Gdzie tu jest atak? 

 

 

 

Ty sam przy swoim tekście wykrzyknikowymi (!) zdaniami pytasz mnie, czemu w wypisanym (!) już, tym czy innym zdaniu, jest powtórzenie czy błąd. I krytykujesz, czemu – jako jedyna czytająca (!) tamten tekst, liczący ponad 80 tysięcy znaków – wypisuję błędne zdania, skacząc, jak Random”. :) Nadal nie wiesz, o co chodzi? :)

– Bo podałaś zdania wyrwane z tekstu w randomowy sposób. Często jedno takie zdanie jest powiedzmy z 3 s, kolejne z 24 a następne z 2, potem z 17, kolejne z 6 itd. Zaskoczyło mnie to. Utrudniło mi to znalezienie wspomnianego przez Ciebie zdania aby sprawdzić o co chodzi. I tyle. Łatwiej by się sprawdzało jakby wspomniane zdania były po kolei, zwłaszcza jak tekst nie jest na pół strony. 

 

– No i tak. Przy paru wskazanych przez Ciebie zdaniach nie dostrzegłem powtórzenia dlatego poprosiłem Cię abyś mi je wskazała bo sam tego nie widzę. Co w tym takiego zdrożnego? Nie mogę edytować tekstu jeśli nie wiem o co chodzi. 

 

– I nigdzie w swoich komentach nie użyłem wykrzynika odpowiadając na Twoje komenty. Więc niezbyt wiem o co Ci chodzi.

 

 

Zamiast się tu spierać i atakować innych, mieszając z błotem ich teksty, a potem jeszcze mając pretensje, że czytają Twoje z wypisywanie usterek, których Ty sam nie widzisz (?), po prostu postaraj się przyjąć na siebie nieco krytyki; pokornym ludziom jest łatwiej, naprawdę. :) Nie ma ludzi nieomylnych, nikt tu nie pisze bezbłędnie, lecz pokora i uznanie czyjejś racji daje możliwości szybszego nauczenia się. :) 

 

– Nie atakuję innych. Wyrażam swoje zdanie. Co widzę na plus to piszę o tym i dlaczego, co widzę na minus to tak samo. Akurat o Henryku coś tam wiem z książek historycznych więc rzuciło mi się w oczy niezgodności historyczne i o tym napisałem. Rzuciło mi się w oczy mało przekonujące zachowanie i argumenty (czy raczej ich brak) obu głównych postaci to też o tym napisałem. Nie będę pisał laurki jeśli moim zdaniem tekst na to nie zasługuje. Nawet jeśli w komentach są same laurki a piszaca osoba ma opinię forumowego weterana i zasłużonego członka. Oceniam konkretny tekst a nie osobę. Podałem Ci elementy w tekście które moim zdaniem powinny go ulepszyć. Jeśli się nie zgadzasz z tymi sugestiami i uważasz, że jest jak trzeba to okey. Ale wówczas i ja swojego zdania o tym tekście raczej nie zmienię. I być może jak ktoś nie zna realiów epoki i czyta to jak historyczne fantasy to wszystko jest super bo mu nie przeszkadzają nieścisłości historyczne. No ale mnie tak. Skoro je wyłapuje to trudno mi je przełknąć bez wyrażenia opinii krytycznej. 

 

Witaj.

Postanowiłam zajrzeć do Twojego tekstu, tak dla porównania, po zmieszaniu mojego z błotem. :)

 

– No witam u mnie dla odmiany. Na wstępie chciałbym podziękować za poświęcony czas i uwagę. Już straciłem nadzieję, że ktoś skomentuje to opowadanie. Więc tym bardziej dzięki za przeczytanie i odpis :)

 

 

Akurat była przerwa między domami bo jakieś ogródki przydomowe były czy co to miała dobry widok po tej linii.

– Jakie tu są powtórzenia? 

 

Dave uprzejmie zaczął mu tłumaczyć co jeszcze w domu zdążyć przeczytać z okładki filmu.

– Podobnie. Gdzie tu jest powtórzenie?

 

 

Ale oznaczające, że Trójka wpadła jakieś kłopoty. – tutaj zdecydowanie brakuje czegoś w zdaniu

 

– Ale cała wypowiedź brzmi tak:

 

– ..k, potwierd… – znów krótkie chyba potwierdzenie. Ale oznaczające, że Trójka wpadła jakieś kłopoty.

 

– Jest to fragment rozmowy radiowej. Są więc raczej krótkie wypowiedzi i opisy. Ten fragment jest opisany z perspektywy mostka “Albatrosa”. Moment gdy po rwanej odpowiedzi domyślają i słyszalnej strzelaniny domyślają się, że wysłana drużyna wpadła w jakieś tarapaty. Z rozmowy radiowej starają się dowiedzieć co się dzieje. Reszta co z tego wynika jest i przed i po tym zdaniu. Dlatego niezbyt wiem czego może brakować w tym jednym, krótkim zdaniu w kontekście całej rozmowy. Jak wiesz to zaproponuj lub sprecyzuj co masz na myśli. 

 

 

Kapitan spojrzał pytająco na pierwszego oficera co ten z kolei zrozumiał bo może coś więcej. – znowu brak części zdania i przecinków

– Ok, edytowałem na:

 

 

 Kapitan spojrzał pytająco na pierwszego oficera licząc, że może ten zrozumiał coś wiecej.

 

 

– Ale jw. czyli to jest fragment większej wypowiedzi:

 

– Przez sprint… arzam jest…. owani przez cywi… – tym razem odpowiedź była nieco dłuższa. Ale brzmiała dziwnie. Kapitan spojrzał pytająco na pierwszego oficera licząc, że może ten zrozumiał coś wiecej.

 

– Więc niezbyt wiem czego tu może brakować. 

 

 

– Wygląda mi jak gejowskie hard porno. – mruknął porucznik przerywając tą litanię. – tu mamy błędny zapis dialogu i niepoprawną odmianę wyrazu (błąd gramatyczny)

 

– Jaki błędny zapis dialogu? Jaki bład gramatyczny? 

 

(Randomowo skaczesz po całym tekście z tymi wyrwanymi zdaniami. Łatwiej się szuka jak się leci po kolei z góry na dół)

 

 

– Nie ma odpowiedzi panie kapitanie. – radiowiec podniósł głowę, zsunął słuchawki z uszu i popatrzył na kapitana “Albatrosa”. – tutaj także jest źle zapisany dialog.

– Jak to źle zapisany dialog?

 

 

Sprinterzy cechują się ponad ludzką wytrzymałością, szybkością i skocznością. – tu mamy błąd ortograficzny

 

edytowałem:

 

 Sprinterzy cechują się ponadludzką wytrzymałością, szybkością i skocznością.

 

 

Zszywacza mimo, że jako paramedyk nie był za bardzo krwiożerczy do jednak poszedł z drugiej strony flankować porucznika. – tu także

 

Edytowałem: 

 

Zszywacz mimo, że jako paramedyk nie był za bardzo krwiożerczy do jednak poszedł z drugiej strony flankować porucznika. 

 

 

Odmianę „Bear” zapisujesz w rozmaity sposób:

Zaś z prawej flanki jeszcze mógł ich wspomóc ckm Beara.

Stał teraz na środku ulicy pilnowany przez porucznika i Bear’a.

 

– Oki, racja. Postaram się przeszukać tekst i to ujednolicić. 

 

 

Ogólnie całe dialogi do poprawy. Podobnie interpunkcja i strona językowa.

 

– Co dałem radę znaleźć sam to edytowałem już wcześniej. Więc jak ktoś coś widzi do potencjalnej edycji to niech wskaże fragment bo ja tego nie widzę. 

 

 

 

Pomysł na świat fantastyczny i wartka akcja na pewno zasługują na pochwalę, sylwetki bohaterów również; dodatkowo dziękuję za zaznaczenie wulgaryzmów.

 

– Cieszy mnie to :) Jeśli takie masz zdanie na temat tego opowiadania to znaczy, że spełnia ono cel jaki mi przyświecał przy jego pisaniu :) Bardzo dziękuję, że nie ograniczyłaś swoich komentów do polonistyki :)

 

 

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

 

– Dzięki i nawzajem :)

 

Wszak nie odniosłam się do Twoich zastrzeżeń. Wspomniałam tylko, jakie opowiadania pisze Bruce.

– Ok.

 

 

Ano to, że użytkownicy z długoletnim stażem z reguły są zorientowani w tym, co się dzieje na portalu.

 

– Ale co to ma wspólnego? Ja ani słowa nie wspomniałem o innych pracach Bruce ani o reszcie forum. Wyraziłem swoje zdanie o tym jednym opowiadaniu. 

 

 

Pipboyu79, na całe szczęście każdy może napisać nowy, autorski program i podręcznik do nauczania historii w szkole. Jest zatem szerokie pole do popisu. :)

 

– Nie wiem po co ta szydera. 

 

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za kolejną wymianę komentarzy pod kolejnym (tym razem moim) opowiadaniem. heart

– Oki, szpoko. Też pozdrawiam. :)

 

 

Edit – proszę nie atakować Regulatorzy. 

???? W ogóle nie wiem o co Ci chodzi w tym kawałku. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pipboyu79, już od dawna jesteś użytkownikiem tej strony, ale widać jeszcze się nie zorientowałeś, że Bruce pisze własne wersje różnych wydarzeń historycznych.

– Co jest dla kogo od dawna albo nie to kwestia mocno subiektywna. Nie wiem też co Twoja uwaga wnosi do moich zastrzeżeń pod względem tekstu. Co ma do tego staż na forum?

 

 

 

 

I dziękuję bardzo, Pipboyu79, zaraz taką wzmiankę zamieszczę. :) Przypuszczałam, że tutejsi Czytelnicy znają ten fakt z historii, ponieważ widnieje on w podręcznikach szkoły podstawowej, ale skoro lepiej, żeby jeszcze wyjaśnić, to tak uczynię, dobrze, oczywiście. :)

– Już trochę czasu minęło odkad skończyłem szkoły i nie wiem co aktualnie jest w dzisiejszych podręcznikach do historii. W nich jest ta bzdura, że Francuzi przyswoili widelce od Polaków? Albo, że z Henryka był taki lamus jak w Twoim opowiadaniu? Jak tak to biada naszemu narodowi jeśli nasza młodzież uczy się takich historycznych kłamstw. 

 

– I poziom wiedzy aby znać detale dotyczące konkretnego króla lub innej postaci historycznej raczej nie jest powszechny w narodzie. Dowód masz przed oczami. Trochę osób się wypowiadało w komentach i raczej nie widzę aby ktoś jeszcze krytykował niezgodności historyczne zawarte w tekście. 

 

 

– Ogólnie zaś byłby dla mnie bardziej strawny gdyby jednak istniała zgodność z faktami historycznymi. Czyli np. ta bzdura o widelcu jest całkowicie zbędna. Nic nie wnosi. Co więcej dyskusja byłaby ciekawsza gdyby padały argumenty na korzyść obu krajów. A nie tylko jednego. W ogóle nic nie ma o atutach Francji. Przecież ten alien w ogóle nie podaje żadnych sensownych argumentów aby przekonać Henryka do powrotu. Choćby o nowoczesnej armii, artylerii, broni prochowej, handlu i polityce międzynarodowej, panowania nad jednym z najsilniejszych krajów kontynentów gdzie w Polsce nic z tego nie miało miejsca. Z perspektywy Zachodu Polska to był marginalny, półdziki, egzotyczny kraj na krańcu kontynentu. Widać po zachowaniu samego Henryka który gdy tylko zwolniło się miejsce na francuskim tronie bez żalu porzucił Polskę. 

 

Dyskusja jest znacznie ciekawsza jeśli obie strony mają równoważące się argumenty. Tutaj nic takiego nie ma. Henryk chce zostać w Polsce bo tak. Nie pada żadne sensowne uzasadnienie tej decyzji. No i zachowanie kosmity jest bez sensu (z ujawnianiem swoich mocy i egzotycznego pochodzenia). W argumenty to żaden z nich nie umie. Jeden chce zostać w Polsce bo tak, drugi chce aby Henryk wrócił do Francji bo tak. Merytorycznie to obaj słabo wypadają. Pod względem historycznym oczy mi krwawią jak to czytam.

 

 

laugh Chcia­łam, nieco na prze­kór fak­tom, po­ka­zać, że Wa­le­zy za wszel­ką cenę pra­gnął po­zo­stać w Pol­sce i nie za­mie­rzał jej opusz­czać. :)

– No to to “na przekór faktom” to Ci się faktycznie udało. Ale w takim razie jesteś świadoma, że Twoje opowiadanie rozmija się z faktami historycznymi. Więc może wprowadzać w błąd kogoś kto tego momentu czasoprzestrzeni historii nie zna. Wtedy może uznać, że tak właśnie było jak w opowiadaniu. Więc aby tego uniknąć to moim skromnym zdaniem przydałoby się dodać wzmiankę przed/po tekście, że to jest luźna fantazja z alternatywną historią i edukacyjnie np. dodać jak było w realu. Albo napisać takie wyjaśnienie w tej części nad samym opowiadaniem. 

Przeczytałem. Pierwsze skojarzenia to ze Stalowym Szczurem. I trochę ze Stalkerem i Sybirpunkiem. Ciekawie mi się czytało. Ramy świata dobrze/czytelnie są nakreślone, to na plus. Wydają się być wewnętrznie spójne to też na plus. Kolejny za to, ze główny bohater nie jest już pierwszej młodości co ciekawa odmiana od tych wszystkich wiecznie młodych i pięknych co często dominują popkulturę. Fajno, że postać nie jest jedną z tych wiecznie nieulękłych i nieomylnych tylko dała się złapać koledze po fachu. Ciekawy też motyw stalkerowania kruszców ze srebrem w roli głównej. Tego jeszcze nie widziałem gdzie indziej. 

 

Także opowiadanie ogólnie na plus. Ma potencjał do rozbudowania o kolejne moduły. Ciekawie się zapowiada :) 

Przeczytałem. I mam mieszane uczucia. Na pewno na plus uznałbym opis cierpienia i gorączki głównej bohaterki. To jakby rozmyte tło otaczających ją osób. Bardzo plastycznie i przekonywująco oddaje kiepski stan bohaterki. 

 

Początek też jest bardzo dobry. Jakaś impreza w hotelu czy domu i kłopoty głównej bohaterki. To też jest na plus. Ogólnie dobrze ci wychodzi opis przeżyć wewnętrznych i zamglone gorączką postrzeganie przez nią otoczenia. To Twój silny punkt. Ciekawie to wychodzi, dobrze się to czyta, brzmi przekonująco. 

 

Za minus zaś uważam brak rozwiązania, brak finału sceny. Tak jak jest byłoby okey gdyby był jakiś ciąg dalszy z wyjaśnieniem ocb np. w kolejnej części opowiadania. Skoro jednak nie ma to raczej bym oczekiwał rozwiązania zamieszczonego w tekście. No wiesz, jak jest jakieś morderstwo i główna postać przyjeżdża na miejsce zbrodni, potem rozkminia różne detale i w końcu jest tego finał. U Ciebie jest jakby ucięte to w połowie. Przez co niezbyt wiadomo o co chodzi w tekście. Skoro tekst jest tak krótki to raczej spodziewałbym się, że będzie samoistny. Czyli z rozwiązaniem ocb. Tutaj tego nie ma. Jakaś imprezowiczka ma gorączkę na imprezie. I nie wiadomo. Śni jej się to? Jest w tym jakaś metafizyka, jakiś matrix, jakieś voo doo? Ta reszta gości jest w realu czy to majaki głównej bohaterki? Ona jest jakąś wiedźmą, wampirem, alienem, awatarem? O co chodzi z tym przebudzeniem? Naprawdę wypluła z siebie jakieś kłaki czegoś czy to tylko zbyt plastyczny opis resztek standardowego posiłku? No nie wiadomo. Tylko tak zaznaczam pytanie jakie rzuciły mi się w oczy podczas czytania tekstu. Ale jeśli to Cię pocieszy to podobnie to wygląda i w innych krótkich opowiadaniach na tym forum nawet pisanych przez weteranów. 

 

Ogólnie tekst uznaję za plus, zwłaszcza jak to Twój debiut. To gratuluję, całkiem ciekawie Ci to wyszło :) Natomiast ja preferuję konkrety. Konkrety pozwalają mi złapać kontekst o co chodzi a przez to ocenić zachowanie postaci, intrygę, realia itd. Twój tekst jest pod tym względem zawieszony w próżni. A przez to trudny do oceny ocb. Aha no i plus za j. francuski, przyjemna odmiana po wszędobylskim angielskim, fajno jakby to się działo gdzieś we Francji :) 

Przeczytałem. I w ogóle nie leży mi ten tekst. Przede wszystkim trudno mi na postać i realia historyczne nie patrzeć przez fakty i realia. A w opowiadaniu są one w ogóle wypaczone. Francja jest pokazana jako zacofany kraj pełen wojen i gilotyn gdzie nie znaja widelców (popularny do dzisiaj historyczny mit ale całkowicie bzdurny) a Polska się jawi jako nowoczesny kraj i oaza spokoju. Ma to tyle wspólnego z rzeczywistoscią co wspólczesne adaptacje Tolkiena czy Sapkowskiego w porownaniu do oryginałów. No a przy takim zniekształceniu i realiów i Henryka tekst nie może mi się podobać. 

 

Zgadza się to, że ojciec Henryka zginął w pojedynku i to, że medyk który próbował go ratować testował podobne uderzenia kopią na kilku skazańcach. I to, że Anna Jagielonka była wiele starsza od Henryka i ten młody, pelen wigoru mężczyzna wcale nie chciał się z nią żenić i unikał jej jak mógł. 

 

Niezbyt też rozumiem zamysł tego tekstu. Jakiś alien się zjawia po to aby przekonać Henryka do powrotu do Francji. Historycznie znów nie ma to sensu, Henryk całkiem chętnie wrócił w swoje rodzime strony zostawiając ten polski grajdół. W końcu być władcą Francji a Polski to w ogóle inna kategoria wagowa. Przynajmniej hisotorycznie bo w tym opowiadaniu to już niekoniecznie. Czemu kosmicie zależy aby Henryk wrócił do Francji to z tekstu z tego nie wynika. Po co mu zdradza swoje istnienie też nie wiadomo. Czemu nie przybrał jakiejś ludzkiej formy nie jest wyjaśnione. I na końcu po co przybrał formę Henryka i chce wrócić do Francji też z tekstu to nie wynika. Więc nawet logika wewnątrz tekstu, bez realiów historycznych kuleje i to mocno. Czemu alien się zachowuje akurat? Bo tak. 

 

Podsumowując tekst ani jako kostiumowy z realiów historycznych nie przypadł mi do gustu, z realiami historycznymi to w ogóle jest radosna twórczość autorki. Nie wiadomo dlaczego postacie zachowują się tak a nie inaczej przez co nie są przekonujące. A co za tym idzie ani to zabawne ani przyjemne, ani nie wzbudzają mojej sympatii. A na deser powiem, że prawdziwy król Henryk to mój ulubiony król zarówno Polski jak i Francji i to jest jak najbardziej postać do powieściopisarstwa. Ale takie które odda jego charakter, realia i przygody. Tu jest przedstawiony jako żałosna i godna pogardy karykatura samego siebie. Więc nie, nie podobał mi się tekst. 

Tekst zdaje się ma być komediowy i realia schodzą na dalszy plan. Ale dość prymitywne metody naukowe mają ci kosmici. Wydaje mi się, że grawitację powinni móc ocenić z bardzo daleka zanim w ogole wlecieli po wielkości i masie obiektu. Podobnie skład chemiczny atmosfery raczej powinni móc ocenić po widmie. Sfotografowanie powierzchni też raczej mogliby zrobić z krańców US conajmniej, Ziemia nie ma tak gęstej atmosfery aby była nieprzenikalna dla światła widzialnego. 

 

Samo zachowanie kosmitów też conajmniej dziwne ale zakładam, że znów priorytetem był konwencja komediowa a nie “real”. Wybranie jednej i to niewielkiej nacji jako próbka dla nauczenia się lokalnego języka, bardzo lokalnego jest moocnoo naciągane. Czemu nie nacja z dominującym językiem jak angielski, hiszpański, francuski? :) 

 

Uczyć się języków i to nie tylko polskiego, kosmici by mogli bez żadnego lądowania czy porywania mieszkańców. Wystarczyłoby posłuchać sygnałów radiowych i tv jakie obiegają naszą planetę. Byłaby szansa nauczyć się każdego języka jakiego dałoby się podsłuchać. 

 

Powyższe punkty sprawiają, że zachowanie kosmitów niezbyt trafia mi do przekonania a przez co trudno mi dać wiarę opowiadanie o nich. Za wadę uważam też polskocentryzm skoro mowa o całej ludzkości i Ziemi. Bardziej komediowo by mi brzmiało gdyby chodziło o jakąś randomową nację lub powszechnie znaną albo nawet wymyśloną. To by wyglądało bardziej groteskowo czyli sprzyjałoby komediowej konwencji. Pod komediowym względem niezbyt mnie rozbawiło to opowiadanie. Ogólny pomysł doceniam, odbarcie inwazji kosmitów w bitwie na humor i żarty jest oryginalny i tutaj za to spory plus. 

Prowadziłem warhammera kilkanaście lat, więc dla mnie to kopalnia nostalgii, ale zgadzam się, że występuje dysonans na linii dialog – opis (z przewagą tego drugiego). Rozumiem, że to bardziej udokumentowanie sesji. Sam żałuję, że swoich nie zdążyłem ponagrywać, czy coś, ale tekst (przeczytałem ok 60%) jest dość hermetyczny i dla ludków “spoza branży” może nie być dostatecznie porywający.

 

– Miło pwitać RPG-owca i warhammerowca :) Właściwie to trochę się dziwię, że na tej stronie nie ma fanfików. Nie tylko z młotka ale i innych uniwersów. 

 

– A sama sesja była forumowa czyli pisana. Po prostu powyższe scenki dorobiłem jako ostatnią turę i zamknięcie kampanii. Dlatego przypomina trochę kronikę z podsumowaniem dla każdej z ważniejszych frakcji. 

 

 

Krew dla Boga Krwi

Czaszki dla Tronu Czaszek

 

– W finałowej walce wewnątrz piramidy BG i ich sojusznicy przebijali się na pradawnej arenie przez demony Khorna :) 

Delfiny też “rozmawiają” na odległość albo gestami. ;) W wodzie dźwięki też pewnie rozchodzą się różnie w zależności od czynników, które mają na to wpływ, jakieś prądy wodne itp. ;)

– No tak, delfiny też, tak skrótowo to opisałem :) A dźwięk tak pewnie też. Zapewne głębokość, ciśnienie, zasolenie, zanieczyszczenie dźwiękiem, efekty specjalne np. od trzęsień ziemi, wybuchów wulkanów itd. Co więcej na innej planecie ciecz nie musiałaby być wodą lub nie taką samą wodą jak na naszej planecie. Jeśli to byłby np. gazowy gigant to ocean nie miałby twardego dna takie jak u nas czy na skalistych planetach. Granica ciecz-gaz też nie musiałaby być taka klarowna jak u nas. Stopniowo gaz przechodziłby w ciecz. Ale to tylko jako ciekawostki podaję. Skoro ośmiornica pi x oko dobrze się czuje w ziemskiej atmosferze to pewnie jej rodzima planeta miała zbliżone warunki np. grawitację. Bo w opisie nie ma, że czuje się dziwnie ciężka/lekka. 

 

 

 

Tylko w sumie musiałyby wyczuwać ruch wg obiektu, może w połączeniu z węchem, bo miecz ze stali, a człowiek – wiadomo, skóra i ubrania. Ale to już trochę bardziej skomplikowane. ;)

 

– No tak, musiałby taki stwór/technologia wyczuwać drobniejszy ruch np. miecza na tle innego ruchomego obiektu np. ryby, przeciwnika, ośmiornicy. Może coś z dźwiękiem? Szybki ruch twardego obiektu mógłby wywoływać dźwięk. Na powierzchni to byłby świst miecza albo kuli. Pod wodą mogłoby być podobnie. Może być też radar lub x-ray. Czyli twardy obiekt jak szkło czy metal miałyby inną sygnaturę niż miękkie ciało. Tylko gdyby ośmiornice tak widziały to wówczas miecz nie byłby dla nich niewidzialny :) 

 

 

 

No te słynne przypływanie po wyczuciu krwi, aż mi się przypomniała taka scena z filmu “Kon Tiki”, gdzie rekiny zwąchały krew i pływały pod tratwą, brrr!

 

– Wieki temu oglądałem i już tego nie pamiętam więc wierzę na słowo. No ale tak, o coś takiego chodzi. Właściwie jakby pofantazjować to w naszej krwi jest żelazo dlatego jest czerwona. Można by podumać nad jakimś receptorem co wykrywa metal/żelazo a więc i taką krew. Chociaż niektóre stawonogi mają błękitną krew dzięki zawartości miedzi więc na nich taki sensor mógłby słabiej dzialać. 

 

 

 

Rybom się to przydaje przy pływaniu. ;) A ośmiornice są w ogóle bardzo ciekawe, jeśli chodzi o zmysły i czytałam nawet, że mogą mieć marzenia senne. ;)

– Ja słyszałem, że potrafią otwierać zakręcone butelki, bawić się i gasić światło (pryskały wodą na rozgrzane żarówki lamp przez co te pękały). Także tak, coś ośmiornicowatego jako obca inteligencja z innej planety to całkiem ciekawy pomysł :)

 

 

 

Przy małej ilości znaków i świątecznej formie nie mogłam za wiele zmieścić, ale świat fantasy z ludźmi i od początku inteligentnymi ośmiornicami byłby ciekawy do szerszego opisania. :)

Dziękuję i nawzajem – dużo weny!

 

 

– Dzięki za dobre słowo :) A pomysł ciekawy, jakbyś chciała go rozwinąć o tych przygodach złotej ośmiornicy to trzymam kciuki :)

 

 

 

 

 

 

@Ananke

 

– Zabawny filmik :) A co do innego postrzegania pod wodą racja. W sumie dźwięk mógłby być ciekawym zmysłem. Właśnie poprzez drgania wody świetnie się przenosi pod wodą np. pieśni wielorybów. Może nawet jako zmysł działać podobnie jak sonar czyli de facto radar. Jakby był odpowiednio czuły myślę, że mógłby wykrywać ruch materialnych obiektów jak np. niewidzialny miecz. Nieźle też działa węch, zwłaszcza u drapieżników (np. u rekinów) czy wykrywanie elektryczności (znów rekiny). Ryby też mają tzw. linię boczną która wykrywa ruch wody np. od innych ryb czy ruchomych obiektów. To tak a propos mniej standardowych pod wodą zmysłów :)

 

– Swoją drogą ciekawy podział na jedno i wielosercowców. Pasi do jakiejś nieludzkiej inteligencji. Więc za to też plus dla opowiadania :) No i niech Ci się wiedzie z weną i klawiaturą w nowym roku :)

@Finkla

 

– Ja jeno tłumaczę okoliczności powstania tekstu i dlaczego wygląda tak jak wygląda :) A publikuję tutaj bo jestem ciekaw odbioru u szerszej publiczności :)

Przeczytałem. Ciekawe opowiadanko. Plus za nietypową perspektywę obcego. Lubię czytać nieludzki punkt widzenia. Zbyt mało ich jest w sf i często obce rasy wyglądają i myślą jak kolejna wersja kosmicznych orków/elfów. 

 

Zastanowiły mnie te niewidzialne miecze. Nie wiem jak bardzo to dosłownie traktować. Ale jeśli to by się działo w wodzie/cieczy to płyn opływałby każdy materialny przedmiot. Przezroczysy/niewidzialny także. Mógłby być mniej widoczny optycznie. Lub w takim paśmie w jakim widzą szarozłote ośmiornice. Chyba, że chodzi o jakąś magię to wtedy mógłby być np. eteryczny i wówczas fizyka płynów nie miałaby wtedy znaczenia :) Tak sobie tylko to rozkmniam, nie przejmuj się tym :) 

 

Ogólnie opowiadanko na plus, lekkie i przyjemne, z ciekawą perspektywą mackowatej inteligencji. 

@beeeecki & Finkla

 

 

– Dzięki wielkie za poświęcony czas i uwagę :) Fajno poczytać jakieś komenty zwłaszcza jak dotyczą wrażeń o napisanym tekście na czym zazwyczaj mi najbardziej zależy :)

 

– Tekst został napisany ok rok temu. Jako zakończenie ok 2 l kampanii. Dla Graczy jacy ukończyli sesję większość postaci jakie przewijają się w tych scenach była znajoma. Jak pisałem ten tekst do głowy nie brałem, że będę go publikował gdzieś indziej. Przed wrzuceniem tutaj edytowałem go co nieco ale nie ingerowałem w fabułę. Więc jest zbliżony do oryginalnego. To miał być post kończący tą kampanię dlatego musiał być zbiorczy i podsumowujący. Czyli po krótce opowiada o głównych postaciach i frakcjach jakie przewinęły się przez tą kampanię. Bo to było dla nas najbardziej interesujące. Rozumiem, że dla osób jakie nie grały w kampanię to są nowe frakcje i postacie więc może być to ciut skromny opis ale proszę o wyrozumienie ze względu na oryginalny cel i okoliczności powstania. 

 

– Jeśli chodzi o akcje i dialogi no tak, pewnie by to było ciekawiej no ale jw czyli to miał być koniec sesji. A co do relacji i przybliżania postaci to no cóż, to się działo przez 2 l grania. Postacie Graczy zdążyli dobrze poznać większość przewijających się tu postaci i właśnie min, dlatego one się pojawiły w epilogu. Nie musiałem im przedstawiać kim jest kapitan de Rivera czy milady von Schwarz. 

 

– A jeśli to wygląda jak prolog a nie epilog no to bardzo mnie to cieszy :) Czyli mój oryginalny zamysł z jakim pisałem to opowiadanie sprawdził się lepiej niż myślałem skoro nawet ktoś kto nie grał w sesję odnosi właśnie takie wrażenie. Bo takie chciałem odnieść przy pisaniu. Podkreślić, że zamknął się jakiś rozdział tych historii w Lustrii ale życie toczy się dalej. BG mieli okazję odznaczyć się w lokalnej społeczności i legendach ale dla sił jakie tam pozostały to nie jest koniec drogi. A jedynie początek nowego rozdziału jaki być może już napiszą nowi bohaterowie. Cieszy mnie, że epilog wygląda jak prolog do nowych historii :)

 

– A co do postaci, relacji i przygód między nimi to przez prawie 2 l regularnego grania było ich sporo. Bertrand i Carsten to postacie Graczy jacy ukończyli tą kampanię. Carlos de Rivera to estalijski kapitan i wilk morski jaki zorganizował wyprawę z Portu Wyrzutków do piramid. BG byli jednymi z wielu awanturników jacy zaciągnęli się pod jego sztandar. Zaczynali jako randomowi oficerowie skończyli jako zaufani porucznicy kapitana do zadań specjalnych. Tlexictli nie miał imienia przez całą kampanię bo ta pisana była z perspektywy BG czyli wyprawy de Rivery. Ale BG brali udział w nocnym wypadzie śmiałków gdzie zabili jednego z kapłanów skinków stąd o tym wzmianka w opowiadaniu o jaszczuroludziach. Miało to osłabić armię jaszczurów przed decydującą bitwą o piramidy. Vivian von Schwarz miała sporo czasu antenowego i jej losy często przewijały się z losami BG. Do końca nie było wiadomo po czyjej jest stronie. I nie wyszło, że jest wampirzycą. Uchodziła za imperialną milady i maga. Krolowa Aldera (od gwiazdy Aldebarana) i wyrocznia Lalande (Lalande 21185) dowodziły Amazonkami. Kara była pierwszą ze spotkanych przez BG Amazonek jako wystawiona na licytacji niewolnica którą udało się kupić kapitanowi de Rivera jaki chciał mieć w niej przewodniczkę i posłaniczkę do Amazonek. Barno (gwiazda Barnarda) była zwiadowcą jaki pojawiła się epizodycznie w paru scenach. Dlatego one obie imiennie występowały w scenie o Amazonkach. Skaveny występowały jako zagrożenie, w finale śmiałkowie de Rivery toczyli z nimi boje w piramidzie Amazonek. Szczury często używały kul z gazem co jest opisane w scenie z Amazonkami. W finale połączone siły de Rivery i Aldery starły się na powierzchni w bitwie z jaszczurami a wydzielony oddział dotarł do piramidy podziemnymi tunelami walcząc o dostęp do międzywymiarowej bramy. Ta była pilnowana przez potężnego demona i udało nam się rozegrać epic finale battle gdzie von Schwarz, Lalande i Tlexictli walczyli magicznie z demonem zaś inni jak Carsten i Bertrand probowali zrobić pewien myk aby im pomóc. Wówczas też Zoja Glebowa, zaufana przyboczna kapitana, spontanicznie zmieniła się w Smoczą Wojowniczkę i wróciła do swojej formy tuż po walce. Co zaskoczyło wszystkich łącznie z nią samą. Norsmeni zaś byli lokalnym przeciwnikiem Amazonek i de Rivera zakłócił tą równowagę najpierw podróżując przez ich wioskę a później do Amazonek przez co obie strony traktowały go podejrzliwie jako sojusznika tej drugiej. Piszę to w skrócie co się działo, zwłaszcza pod koniec kampanii aby ledwo nakreślić kto jest kto i dlaczego pojawił/a się w epilogu. Już nie będę wspominał o Geheimnistag i walce z przeklętymi, nieumarłymi konkwiskadorami czy spotkaniu dziwnych stworów i dziwów w dżungli :) Epilog to naprawdę był eipog na koniec 2 l kampanii w jakiej sporo się działo :)

 

– A co do stylistyki i błędów postaram się to edytować w najbliższym czasie. Dzięki za zwrócenie uwagi co dam radę to poprawię :)

 

 

 

 

 

Przeczytałem. Sympatyczne opowiadanie w sam raz na święta :) Plus za ciekawe składniki czaru/mikstury. I za proste, niezbyt bystre elfy, interesująca odmiana od wizerunku tej rasy w “poważnym fantasy” ale jak najbardziej pasująca do ekipy Mikołaja.

 

Niezbyt jednak kumam ocb z tymi iskierkami we włosach Izbrana. Domyślam się, że to w założeniu miał być składnik czaru ale nie wynika to z tekstu. W sensie dlaczego to zrobiło takie wrażenie na alchemiku. Przy istniejącej w uniwersum magii trudno ocenić jak bardzo nie/codzienny jest ten fenomem. 

 

Dobre jest rozplanowanie akcji. Jak na tak krótką formę jest co ma byc czyli przedstawienie zagwostki, jej opracowanie i rozwiązanie. Bez jakichś dłużyzn, udziwnień, gwałtownych przeskoków czy urwań akcji. Plus za trzymanie się magiczno-bajkowej konwencji. 

 

Ogólnie to całkiem ciekawe, lekkie, przyjemne opowiadanie :)

Przeczytałem. Zabawna historyjka, z humorem, podobała mi się, dobrze mi się czytało :) Nietuzunkowy opis obcego i obcych możliwosci jak i jego pierwszy kontakt z naszą cywilizacją. Zgrabnie i ciekawie to wyszło :) No i plus za humor i lekką formę :)

Obawiam się, Pipboyu79, że źle zrozumiałeś informację rzeczonego ktosia, albowiem tekst liczący mniej niż dziesięć tysięcy znaków to SZORT, natomiast tekst, który nie jest skończonym opowiadaniem, a tylko częścią większego dzieła, niezależnie od długości, jest FRAGMENTEM.

 

– A być może, nie uczyłem się tego na pamięć. No ale i tak dla mnie to jest opowiadanie. Całość to2-letnia kampania RPG jakiej nie mam zamiaru tu wklejać. To co tu widać to ostatni post MG kończący tą kampanię. I tyle. I moim zdaniem można to czytać jako samodzielne opowiadanie z danego uniwersum. 

Przeczytałem. Ładnie napisane postapo. Podoba mi się. Dałoby się wkleić pewnie do wielu dzieł w tej klimatyce. Chociaż tak realistycznie to Słońce jest na tyle stabilną gwiazdą, że raczej nie wybuchnie jak supernowa. No ale patrząc od fikcji literackiej to nie ma to aż takiego znaczenia i jak na ostatni dzień świata to bardzo ładnie napisany tekst :) 

Pipboyu79, skoro to tylko zakończenie dzieła, bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na FRAGMENT.

– A ktoś mi tu na forum mówił w komentach, że “fragment” to ma do 10 000 znaków. Ten tekst jest ok 9x dłuższy więc się nie kwalifikuje jako fragment. Poza tym jest to samoistna całość do czytania jako opowiadanie właśnie. Dlatego tak to zakwalifikowałem. Proszę o wyrozumienie i trochę elastyczności w tej materii. 

I to mnie zdumiewa, bo “warsztat” to zazwyczaj coś więcej niż jeden tekst. 

Piórka ja nie przyznawałam, lecz Loża. To nie tylko moje zdanie. 

 

– No to Twoje, Wasze ale nie moje :) Ja mam swoje i je tutaj wyraziłem. 

Pozwolę sobie tylko wtrącić, że Szanowny Autor to Piórkowicz, a – gdyby wiersze mogły być także nominowane – miałby Piórek znacznie więcej, zapewniam. W tekstach Ślimaka Zagłady na pewno nie brakuje emocji, barwności ani też ikry. smileyyes Uwagi oraz opinie co do kwestii językowych Jego autorstwa są zawsze szczegółowe, życzliwe i pełne doskonale dobranych przykładów. yes

Wesołych Świąt Wszystkim. heart

 

– Pozwolę sobie zauważyc, że to Twoje zdanie :) Ja nie znam innych tekstów Ślimaka, oceniam ten jeden jaki przeczytałem. I jak go oceniam to napisałem w komentach :) 

 

 

@Ślimak

 

– Nie widzę tej wzmianki o konkursie o jakim mówisz. Są jakieś tagi i tyle. Może dla Was, weteranów forum wszystko jest klarowne ale dla mnie nie. Klarowne dla mnie jest np. wzmianka w przedmowie o tekście konkursowym + jako dodatek link do tego konkursu. Bo faktycznie co to napisałeś o konkursie rzuca nieco światła dlaczego tekst jest skonstruowany tak a nie inaczej. 

 

– Co do reszty uwag to widocznie mamy inny punkt widzenia. Chyba nie ma się co o to zabijać czy tracić czas na pytlowanie klawiatury. Powiedziałeś swoje a ja swoje. Powodzenia przy pisaniu innych tekstow :)

Pipboyu, dziękuję za wizytę i obszerny komentarz. Mam wrażenie, że patrzysz na teksty nieco inaczej niż większość piszących tutaj, łatwiej podejmujesz się całościowej dyskusji nad planem fabuły czy konstrukcją postaci, na pewno jest to godne uwagi.

 

– Oceniam ten lub inny tekst z własnej perspektywy. I jak coś zwróci moją uwagę na plus czy minus to o tym mówię. A jak twoim zdaniem jest to oryginalne podejście no to cieszy mnie taka uwaga chociaż nie było to moim celem. 

 

 

Co do tych kwestii koncepcyjnych, opowiadanie było pisane na konkretną podkategorię konkursu – do dziesięciu tysięcy znaków ze spacjami, opis wynalazku jako główny wątek. Myślę, że tłumaczy to przyczyny obrania przynajmniej części założeń konstrukcyjnych, które budziły Twoje wątpliwości. Naturalnie, trzymanie się takich wytycznych nie anuluje ewentualnie powstających przy tym wad utworu.

– To nie ma znaczenia. Tekst powinien być samoistny. Nawet jeśli był pisany na konkurs lub jest częścią większej całości. Bo póki jest prezentowany fragmentarycznie trzeba się liczyć z tym, że będzie go czytał ktoś kto nie zna pozostałych części cyklu, sesji forumowej albo wymogów konkursu. Ponadto konkurs to konkurs. Tutaj w tym dziale tego konkursu jak rozumiem nie ma więc jest okazja aby edytować tekst skoro już nie ma limitu znaków. Jak to tekst konkursowy i miał limity znaków i jakiś temat przewodni to szpoko, kumam teraz czemu tak to ogólnie wygląda choć o konkursie nic nie wspomniałeś w przedmowie. Ogólna wzmianka o tym, że gadżecarstwa jest za mało to nie to samo, że jest to tekst konkursowy dla kogoś kto nie zna tego konkursu. 

 

 

Marta zdecydowanie miała otrzymać charakter lekko szalonej uczonej. Wydawało mi się to dość czytelne, ale ktoś już wyżej wskazał, że nie udało mi się tego zarysować na tyle wyraźnie, aby przygotować odbiorcę na jej finałową propozycję, więc Twoje potwierdzenie w tym względzie na pewno jest cenną wskazówką!

 

– Cieszy mnie, że nie tylko ja zwróciłem na to uwagę. Cieszy mnie, że ciebie cieszy moje potwiedzenie zauważenia tego kwestii :)

 

 

Niemniej nie spodziewałem się, że ktokolwiek odczuje potrzebę tłumaczenia, iż takie działanie nie jest zgodne z etyką naukowca.

– Z tekstu to nie wynika. Że to jest niemoralne. Lekka forma wypowiedzi może sugerować to jako żartobliwą uwagę. A tekst się kończy i nie widać reakcji Romka. Po jego reakcji można by właśnie poznać (oburzenie, wątpliwości), że to jest coś nie teges z tą propozycją. Jeśli nie będzie takiej reakcji to w sumie oboje mają dziurawą etykę i moralność. Jak mówię, tekst powinien być samodzielny. Pod tym względem nie jest. Z racji braku osób trzecich przy tej rozmowie i braku narratora – skoro jest pisane z perspektywy Romka, to właściwie tylko na nim można pokazać ewentualne wątpliwości i to jak mocno kontrowesyjna lub nie jest propozycja Marty. Tego w tekście nie masz. 

 

 

 

Postać genialnego badacza samodzielnie dokonującego wynalazku jest pewną konwencją sci-fi, dość powszechnie przyjętą, bo umożliwiającą skupienie uwagi na konkretnej postaci i płynną narrację. Ostatecznie nawet “twarda” fanta…

 

– Nie potrzebuję wykladu o roli samotnego geniusza w popkulturze :) Wiem, że ona istnieje i jest to jeden z popularnych stereotypów. Zdaje sobie z tego sprawę. Po prostu nie trafia mi on do przekonania i nie lubię go. Podobnie jak nastoletnich geniuszy czy wybrańców przeznaczenia. Dla mnie są to wątki irytujące i podchodzę do nich krytycznie. Rzadko są zrobione na tyle dobrze/ciekawie aby mi pasowały. Ale to moje zdanie jeśli ty albo ktoś inny ma inne to okey, nie mam z tym problemów. Po prostu jeśli tekst opiera się na tym koncepcie to z założenia raczej nie będę mu sprzyjał bo nie lubię takiego konceptu. Jeszcze, żeby chodziło o pędzenie superbimbru, koktajki zapalających, usprawnianie broni palnej, płatnerstwo, customizację motocykli czy samochodów okey, to by mi było łatwiej łyknąć, że ktoś jest ewenementem na lokalnym rynku. Ale u ciebie jest opisana produkcja człowieka z behawiorem dokładniejszym niż robia to światowe korporacje. Tu trzeba być bezkrytycznym wobec takiego konceptu i wtedy to można to łyknąć ale ja jestem krytyczny więc w moich oczach mocno się to rozjeżdża a przez to moja niewiara w świat przedstawiony rośnie. 

 

 

Różnica między zupą tkankową a klonowaniem wydawała mi się jasna (i chyba żaden z wcześniejszych czytelników nie wyrażał wątpliwości). Zupa tkankowa (oczywiście też fikcyjny wynalazek, będący tutaj podstawą dalszych badań Marty) to taka maź komórek totipotencjalnych, którą można programować, żeby od razu odtwarzała fenotyp zapisanego cyfrowo organizmu, można też modyfikować jej genotyp. Klon ma możliwie zgodny genotyp, rozwija się od zarodka i po latach przy odrobinie szczęścia wytwarza podobny fenotyp. Może dałoby się to trochę dokładniej opisać, bo kiedy czytelnik to przyswoi, dalsze wyjaśnienia bohaterki powinny już być klarowne. Tak mi się przynajmniej wydaje

 

– No ale ja zwracam na to uwagę jak widzisz :) Poza tym poczytaj jeszcze raz wcześniejsze komentarze skoro piszesz mi to co piszesz :) A za wyjaśnienie jak to działa dziękuję. Ale ono powinno być w tekście. Czytelnik powinien się o tym dowiedzieć z tekstu a nie z wyjaśnień autora w komentarzach. Bez tego tekst jest niepełny. Ale oczywiście jeślu uważasz, że tekst jest prima sort i ideolo to zostaw jak jest i nie musimy więcej o nim gadać :) 

 

 

Koniec końców, miło czytać, że pomimo pewnej bladości postaci nie uważasz opowiadania za złe. Wesołych Świąt!

– No nie nie jest złe to opowiadanie. Musisz nad nim jeszcze popracować w mojej opinii ale twój warsztat ma potencjał do rozwoju. Więcej barwności, emocji i ikry bym doradzał :) A póki co wesołych świąt i niech ci klawiatura lekką będzie :)

Przeczytałem. I mam mieszane uczucia. 

 

Na plus bym zaliczył mieszanie swojskich, polskich klimatów (imiona, nazwy) z żargonem sf. Przez co powstaje ciekawy mix. Sam żargon też brzmi dość wiarygodnie i interesująco. Jest w odpowiedniej dawce czyli nie ma brandzolowania się autora swoim specostwem. 

 

Na minus to niezbyt lubię motyw genialnego naukowca-piwniczaka co w swojej samotni opracowuje genialny wynalazek jakiego nie są w stanie zmajstrować najpotężniejsze korporacje, rządy i uniwerki. To romantyczna wizja i ma swoją tradycję w popkulturze ale jeśli chociaż silić się na realizm to jest w ogóle bez sensu. A przez to psuje mi immersję. A kimś takim właśnie jest Marta jaka w swojej piwnicy opracowuje nietuzinkową metodę robienia kopii zapasowych. Nie kupuje tego. A to główny koncept całej historii. Jak to powinno być? No chociaż jakby Marta pracwała w jakimś korpolabie i była tam kierowniczką/głównym naukowcem jaka ma sporo swobody w swoich badaniach. Wtedy nadal by miała swobodę działania ale na aparaturze z korpo czyli wielokrotnie większej niż jakiś piwniczniak. Taki koncept byłby dla mnie bardziej do przęłknięcia. 

 

Drugi minus to z tekstu niezbyt kumam czym sie różni zupa tkankowa Marty od klonowania. Obie metody odtwarzają fizyczne ciało człowieka czy zwierzaka nawet jeśli w inny sposób. Wyjaśnienie transferu/odtworzenia świadomości danego człowieka też są dla mnie mało klarowne. Jeśli bawić się w wyjaśnienia jak coś działa to powinno to być przedstawione w klarowny sposób bez zasłony dymnej z pseudonaukowego żargonu. A jeśli nie tłumaczyć to klarowniejsze wydają mi się ogólniki bez rozdrabniania się (tranfer osobowości, klonowanie, komora kriogeniczna, napęd nadświetlny itd.).

 

Marta proponując koledze “piracką kopię Heli” pokazuje, że z moralnością naukowca bawiącego się w tworzenie nowych ludzi jest na bakier. Oczywiście jeśli taki był pomysł na tą postać to okey. Ale da facto proponuje koledze stworzenie wersji jego świeżej ex. To nie jest zgodne z etyką naukowca. A przez pryzmat piwniczniaka w jakim jest malowania może sugerować, że Marta jest jakimś szalonym naukowcem, może ma wczesne stadium a może Romek nie zna jej tak dobrze jak mu się wydaje. I szczerze mówiąc taki wątek wydaje mi się o wiele ciekawszy niż to co jest wcześniej. Bo obie postacie są dość nudne, bezbarwne. Nie mają pazura, niczym się za bardzo nie wyróżniają poza piwnicznymi eksperymentami Marty w nieklonowanie zwierząt i ludz bez żadnej licencji i kontroli. 

 

Opowiadanie nie jest złe. Ot, główny koncept naukowca-piwniczniaka nie trafia mi do przekonania (w ogóle nie tylko w tym opowiadaniu) a więc i wobec całości na tym opartej nie mam zbyt wielkiego przekonania. Przydałoby się dodać nieco charakteru i pzaura obu postaciom. Paradoksalnie najwięcej ikry ma tam nieobecna a jedynie wspomniana Hela która podejmuje jedyną budzacą jakieś emocje akcję. To nie jest dobry symptom wobec dwóch głównych postaci bo wypadają miernie i nudno. 

Przeczytałem. I powiem, że takie sobie. Niezbyt trafia mi do przekonania przedstawiony koncept a więc i trudno mi przełknąć bezkrytycznie całą historię. 

 

– Kilkadziesiąt milionów lat świetlnych od miejsca akcji do naszej Ziemi? Nasza galaktyka, Droga Mleczna ma ok 100-120 tys lś. Więc podana odległość to by była już w kompletnie innej galaktyce. Nie wiem jaki poziom technologiczny musiałaby mieć cywilizacja aby pokonywać takie odległości skoro światło potrzebuje jakieś 60-100 mln lat aby ją pokonać (pi x oko przedział gdy na Ziemi żyły dinozaury). I teraz jeszcze drugi myk czyli cywilizacja jeszcze potężniejsza aby zniszczyć cywilizację głównej bohaterki. 

 

– Nie jest opisane jak wygląda Era. Ale, że brak opisów o jakichś obcej formie i to, że mówi i myśli o sobie jak o ludziach to zakładam, że to są ludzie. Idea, że przed 60 mln na innej planecie wyewoluowałyby istoty identyczne z homo sapiens jest skrajnie mało prawdopodobna. Oczywiście fikcja literacka przyjmie wszystko zwłaszcza jak to jest forma pisana z przymróżeniem oka.

 

– Podczas ziemskiego mezozoiku atmosfera była zbliżona do obecnej ziemskiej. Trzeba by się cofnąć miliardy lat sprzed tzw. katastrofy tlenowej( https://pl.wikipedia.org/wiki/Katastrofa_tlenowa ) aby była znacząco inna. Skanowanie z innej galaktyki jak wygląda taka drobinka jak jedna planeta w innej galaktyce jest niemożebnie trudne. Jest też pewna dziura logiczna. Bo jeśli Era czyli de facto jej cywilizacja jest w stanie przeskanować galaktykę odległą o 60-100 mln lś od miejsca obserwacji to i wroga im rasa powinna mieć podobny poziom technolgiczny. W sensie, że Era zapewne nie jest wyjątkiem swojej rasy i większość naukowców miałaby podobne możliwości. Wiesz jak ktoś u nas korzysta z możliwości satelita Hubble’a to wszyscy mają dostęp do podobnej puli danych. Idąc tą drogą rozumowania to skoro Era mogłaby znaleźć mezezoiczną Ziemię to inni naukowcy jej rasy zapewne też. I wroga im rasa również. 

 

– Dziwi mnie też, że Era z jakiegoś śmietniska była w stanie zmonotować dwie trumny. Czemu ze śmietniska? Czemu inni naukowcy dysponując “normalnym” warsztatem a nie technologicznymi odpadkami nie byli w stanie zmontować czegoś takiego? Cała rasa zdolna do podróży na dziesiątli lat świetlnych i nikt inny nie wpadł na ten pomysł? Nikt z nich nie chciał się uratować? Gdzie ich pomysłowość i instynkt samozachowawczy? Poza tym czemu zmajstrowała tylko dwie a nie choćby trzy? 

 

– Gomi to strasznie wybrzydza. Jak lada chwila mają się pojawić statki wrogiej rasy a ten grymasi gdy dostaje szansę na ucieczkę i zachowanie życia. 

 

– Skoro wroga rasa praktycznie siedzi im na ogonie i Era spodziewa się ich statków na orbicie to statego z dwójką uciekinierów nie odleci zbyt daleko. Zapewne wciąż byłby w tym samym systemie gwiezdnym. Nie wiem jak oceniać szanse na jego ucieczkę spod nosa wrogiej floty. Nie wiem też jak w dalszej perspektywie, czy wroga rasa nie byłaby w stanie go śledzić i dopaść zanim dotrze w US lub nawet na miejscu. 

 

– Wizja, że dwójka uciekinierów miałaby coś wspólnego z homo sapens na Ziemi niezbyt mnie przekonuje. Ludzki gatunek na Ziemi wyewoluowałby niezależnie od nich. Bo zależy jaki zoom na ewolucję człowieka by wziąć to sięga ona tysięcy i milionów lat wstecz gdy statek uciekinierów wciąż leciałby ku Drodze Mlecznej. 

 

 

 

– Generalnie jak widać ja wolę hard sf. I pod tym względem powyższa historia ma zbyt wiele luk czasowych, astronomicznych i logicznych aby mi się spodobała. Lepiej w moich oczach by wyglądała jakby była bardziej groteskowa, bardziej komediowa, przerysowana. Wówczas wiadomo, że ma się do czynienia z bajką, groteską czymś przesadnie przerysowanym i nie sili się na zabawę w realizm. Takich bajkowo-groteskowych elementów jest w utworze za mało przez co siłą rzeczy sili się ona na realizm. A pod tym względem wypada słabo. Proponowałbym więc zastanowić się na czym ci bardziej zależy. Albo groteska i przymrużenie oka – wówczas powinno być to bardziej podkreślone albo zabawa w realizm – wówczas popracuj aby sprawdzić co niektóre fakty pod naukowym kątem. 

W kwestii nazwiska już wyjaśniona inspiracja. A imię? Tu nie wysilałam się na modyfikację, a jest jeden bardzo fajny “Bronek” w świecie Warhammera 40K, w dodatku z mojej ulubionej organizacji. Jęśli nie słyszałeś to zachęcam do poszperania informacji.

 

– A faktycznie, imię też :) Nie skojarzyłem po samym imieniu póki nie wspomniałaś. Czewaka kojarzę bardziej dzięki naziwsku niż imieniu no ale tak, też pasi. Niezłe 40-kowe kombo wyszło :)

 

 

 

Zgadzam się ze wszystkim co napisane poniżej. Bardziej dokładny “tryb pracy” lustrzanych kombinezonów jest opisany w powieści. Nie mogłam wszystkiego tu wrzucić, bo wybitnie nie pasowało do tego etapu objaśnienia świata. To miała być tylko taka “zajawka”.

Dzięki za rozpisanie się z własnymi koncepcjami i uwagami. Dały mi do myślenia w niektórych kwestiach moich pomysłów!

 

– Szpoko. Ot, pisałem wyłącznie na podstawie tego co było w tym kawałku, jak to gdzieś indziej jest rozpisane to nie widziałem :) Tak czy siak, powodzenia w pracy twórczej :)

To druga część, pierwsza jest w poczekalni dosłownie dwie pozycje niżej. Podzieliłam tekst na dwa oddzielne teksty, bo mam tendencję do pisania opowiadań 70 tys. znaków i więcej, których nikt nie chce czytać. Tym niecnym sposobem próbowałam “oszukać system” – w poprzednim opowiadaniu o podobnej długości (Siatkarski poker) miałam jeden komentar

– Faktycznie jest pierwsza część, nie zauważyłem jej wcześniej. Leciałem “od góry” i ten tekst był wówczas pierwszy w kolejce to zajrzałem bo sf i tytuł mnie zainteresował :)

 

– A co do braku tytułu/nagłówka/wprowadzenia kumam teraz ocb po twoim wyjaśnieniu. Ale jednak bym obstawał przy swoim. Bo teraz wrzuciłaś obie części prawie jednocześnie. Ale często nawet jak autor wrzuca jakieś kolejne części z danego cyklu to mija tydzień, miesiąc czy nawet więcej i jak się postąpi tak jak ja można nie skojarzyć, że to tak blisko siebie sąsiadują kolejne części. 

 

– A z brakiem chętnych do czytania dłuższych kawałków kumam motywację do rozbicia. Też tu czasem coś wrzucę, niekoniecznie krótkie i mam podobne doświadczenia :)

 

 

Jak najbardziej! Cieszę się, że tak szybko ktoś to wychwycił!

 

– Mhm. Czyli mogę sobie wykupić jeden rozwój w wiedzy o 40-tce :) No i pozdrawiam fankę tego uniwersum. Ja się wciąż do niego przymierzam i póki co mam jako tako obcykane WF. 

 

 

Chyba niezbyt dobrze to opisałam, ale Yareck nie zamknął za sobą drzwi wchodząc do pomieszczenia, a Lustrzani byli z nimi cały czas, odkąd wkroczyli do bazy. W głowie miałam scenę, chyba z animacji “Ghost in the shell”, jeśli mnie pamięć nie myli, gdy niewidzialni zabójcy śledzili bohaterów przez dłuższy czas, a dało się ich wykryć tylko dlatego, że gdy weszli do windy, to widna była zbyt ciężka, by ruszyć. Coś podobnego, nie pamiętam dokładnie, więc nie krzyczcie, jeśli w moim umyśle scena zapisała się inaczej niż było w rzeczywistości. Dlatego też Lustrzani to takie mięśniaki, bo w założeniach ten ich niewidzialny kostium miał ważyć srogie kilogramy.

 

 

– Tak, kojarzę tą scenkę z windą :) Wieki temu oglądałem, że już zapomniałem w jakim anime to było, dzięki za przypomnienie :)

 

– O ile pamiętam to z tą windą chodziło o to, że tam weszły dwie osoby i winda “się ugięla” czy coś, ale ruszyła do góry. To właśnie zwróciło uwagę bohaterów. Tylko, że chyba te dwie osoby były w spisku czyli wiedziały o tych niewidzialnych zabójcach i nie zwracały na nich uwagi udając, że nie dzieje się nic niezwykłego. Ale piszę z pamięci, nie będe się o to kłócił. 

 

– Co do logiki sceny to zależy czy wolisz “filmowe” czy “realistyczne” rozwiązanie. Filmowe to w sumie to co masz teraz. Czyli lustrzaki pakują się gdzie chcą i nikt ich nie zauważa aż gdy są potrzebni w scenariuszu. A pi x oko “realistyczne” no to cóż… Ja za bardzo jestem RPG-owcem aby taki numer łyknąć bez zgrzytu na sesji :) Czyli jakbym grał tych spiskowców oczekiwałbym, że MG pozwoli mi na jakiś test spostrzegawczości czy moja postać zorientuje się, że komisarz nie jest sam :) Dlaczego? No bo:

 

1 – Kombinezony oszukują wzrok a i nie są idealne jak widac w opisie. Jest szansa, że ktoś ich dostrzeże, zwłaszcza z bliska, zwłaszcza jak się ruszją np. na kamerach jak idą korytarzami albo jak wchodzą do pokoju kontrolnego. 

 

2 – Co z drzwiami? Okey, ostatnie komisarz zostawił otwarte. Mogli wejść po inżynierze. Ale wcześniej od hangaru nie było żadnych drzwi? Mogło się rzucić w oczy, że drzwi dziwnie długo się nie zamykają lub otwierają same. Zwłaszcza tybylcom z tej bazy.

 

3 – Co z cieniem? Kombinezon w jakiś sposób wyświetla teren jak lustro ale de facto postać nadal jest fizyczna. Czyli padające na nią światło zostawia cień na otoczeniu. Tego cienia już kombinezon nie maskuje. Jest szansa, że ktoś bystrooki zauważyłby cienie na podłodze/ścianach do których nie ma postaci.

 

4 – Co z czyjnikami ruchu? Podobnie jw czyli masz opisane, że oszczędzają na świetle i pstryka ono tylko tam gdzie czujnik ruchu wykaże właśnie jakis ruch. Tu zależy jak działa taki czujnik i skafander. Jeśli na podczerwień (pasywny) to może i taki skafander byłby w stanie go oszukać. Jeśli aktywny (mikrofalowy) to podobnie do radaru czyli optyczna niewidzialność nie oszukałaby mikrofal. Odbiłyby się od obiektu i uruchomiły czujnik. No chyba, że kombinezony pochłaniają/rozpraszają także mikrofale lub działają w inny sposób. W każdym razie przemyśl jak te obie technologie działają w Twoim uniwersum i się tego trzymaj. Bo bez konsekwencji to robi się chaos i widzimisie autora :) 

 

5 – Co ze słuchem? Kombinezony jak rozumiem działają głównie na wzrok przeciwnika. Ale na słuch już chyba nie powinny. Czyli odgłos ich kroków mógłby być usłyszany. Tak samo jak dźwięki wydawane przez kombinezon czy niesiony sprzęt (jakieś szmery, szuranie itd.). Podobnie też interakcja z otoczeniem np. otwieranie drzwi, wchodzenie po schodach itd. Oni mogą być superkomandosy ale komunistyczna oszczędność w uzytkowaniu kosmicznej kopalni już może zaowocować jakimiś zgrzytającymi, trzeszczącymi elementami. Zwłaszcza, że to chyba dość spokojne i ciche miejsce bo jak idą przez bazę to za bardzo nic się nie dzieje. Cisza i spokój. 

 

Bonus – jak się ze sobą komunikują lustrzaki? :) Odzywać się nie mogą bo się zdradzą. Więc nawet jak mają słuchawki i łączność to niezbyt jest jak jej użyć. Gesty też niezbyt są czytelne bo są niewidzialni. Nawet jeśli są blisko siebie i wiedzą o sobie może być problem aby dostrzec “machany-migowy” :) 

 

 

– Ogólnie to na tą chwilę moim zdaniem masz “filmowe” rozwiązanie. Jak Ci to pasuje to szpoko, nie ma sprawy. Nie musisz się kłopotać tym RPG-owym spojrzeniem na tą sytuację :) 

 

 

Ciąg dalszy to jest w powieści, której nikt nie chce wydać, a przecież nie będę tu wrzucać tekstu, który ma dokładnie 923 029 znaków. :) Serwer by się przegrzał.

 

– No to szacun jak Ci się udało napisać tyle w ciągu. Ciekawie się zapowiada. Ja czasem piszę opowiadania ale raczej nie tworzą one jednego ciągu przygód nawet jeśli są z jednego cyklu :) 

Przeczytałem. Ciekawe uniwersum. US skolonizowany przez komunistów :) 

 

 

drodze. W rezultacie kierowca, choć wciąż trzymał stery w swoich rękach to stanowił jedynie bezwolny element maszyny, posłusznie wykonujący polecenia silikonowych podzespołów. Był niczym więcej, jak zabezpieczeniem na wypadek, gdyby komputer doznał nieoczekiwanej awarii.

 

– Nie wiem czy “bezwolny” to właściwe słowo. Wydaje mi się, że kumam zamysł, że przy takich udogodnieniach techniki wspomagającej to żywy kierowca może się wydawać dodatkiem. Ale póki w każdej chwili może przejść na manual albo zrobić coś po swojemu nawet wbrew sugestiom komputera to nie jest bezwolny. 

 

– Nie mamy na to czasu, kapralu Wang – przerwała mu bezpretensjonalnie Huang. – Gdzie szeregowy Kim i szeregowy O’donnell?

 

– Nazwisko O’Donnell raczej powinno się pisać z dużej litery. 

 

 

– Brakuje jakiegoś tytułu, nagłówka z info gdzie to wszystko się dzieje. Z opisu jakby Mars ale w sumie nie wiadomo gdzie to się dzieje.

 

– Widzę zamiłowanie do chemii :) 

 

– Ciekawy i detaliczny opis bazy, podkreśla siermiężność techniki komunistycznej.

 

– Nie wiem czy to celowe czy nie ale nazwisko komisarza i jego tytuł jest bardzo podobne do komisarza Yarricka z uniwersum Warhammera 40 000.

 

– Dobrze zarysowane różnorodne charaktery postaci. I spiskowców i głównego bohatera. 

 

– Plus za woltę naukowca. Nie spodziewałem się, że wszyscy będą spiskowcami. Chociaż może to było coś zaznaczone w poprzedniej części. 

 

– Trochę nie rozumiem jak “lustrzani” znaleźli się w pomieszczeniu. Chyba w tych wdziankach nie są niematerialni. Więc musieliby wejść drzwiami czy podobnym otworem. I nawet jak są trudni do zauważenia to nikt ze spiskowców nie zauważył otwierania drzwi? 

 

 

– Ogólnie tekst na plus. Ciekawe uniwersum, postacie, intryga. Kibicuję za ciąg dalszy :)

@Bartkowski.robert @Canulas

 

– Oki, co dałem radę i znalazłem to edytowałem :) 

 

 

@Ananke

 

 

– Oki, dzięki za poświęcony czas i uwagi. Wstawiłem ten przecinek co wsponiałaś :)

 

 

Warto dać opowiadanie na betę. Albo wrzucić po kilku dniach/tygodniach i przeczytaniu.

 

– Czyli?

 

 

Taki przecinek przed “ale” to podstawa. ;) Każdy ma z czymś problem, ale można poprawić opowiadanie, edytować, poprosić kogoś o pomoc. Tutaj są ludzie, którzy mają ochotę pomagać. :)

 

– Min po to tu wrzucam swoje teksty :)

 

 

A warto poprawiać, bo to powoduje, że osoby, które odstraszy brak interpunkcji, następnym razem przyjdą i przeczytają. ;) Nie jestem fanką meczów, a braki przecinków mnie pokonują. Jeśli chciałbyś coś kolejny raz wrzucić, ale w innych klimatach (tak do 40k znaków) to chętnie zrobię betę.

 

– Dzięki za życzliwość i dobre słowo :) A jbc to “Mecz” to bodajże mój kolejny tekst tutaj i poprzednie nie są o meczach :)

 

 

 

 

No to masz rację. Domyślna przewaga warstwy fiction w “Predyktorze” jakoś mnie tam ratuje przy mojej raczej niewiedzy w tych sprawach, ale mógłbym jednak czasem te sprawy jakoś logiczniej wyjaśniać.

 

– Szpoko, możesz pooglądać jakieś popularnonaukowe kanały na yt “o kosmosie” to może nie od razu trafisz na konkretne zagadnienie ale omawiają w przystępny sposób różne aspekty kosmosu. Jak się ogląda je regularnie powstaje w końcu w głowie baza wiedzy o kosmosie. Przynajmniej na takim amatosko-hobbystycznym poziomie. 

 

 

Co do spraw okołourańskich księżycy, to wyobraziłem sobie, że są w pełni sterraformowane, również w kwestii ciążenia (może udało się przez wieki zmienić ich masę, czy coś?)

 

– W skali całego globu? No nie wiem jak to by mogło wyglądać. Tak pi x oko siląc się na realizm. A jeśli się nie silić mogą być jakieś generatory grawitacji czy coś w ten deseń. Albo całkiem fantazyjnie jakaś mała, czarna dziura w głębi globu. 

 

– Z małymi globami jak księżyce planet jest kilka problemów przy terraformacji. Zwykle są z lodu lub innych lekkich materiałów – rzadko są skaliste. A więc najczęściej nie mają płynnego jądra tak jak np. Ziemia. A więc nie mają geodynama jakie wytwarza magnetosfery jaka chroni przed promieniowaniem kosmicznym. “Przy okazji” raczej nie ma co liczyć na istnienie biegunów magnetycznych. Jeśli księżyc jest blisko gazowego giganta może liczyć, że schroni się chociaż częściowo w jego magnetosferze co powinno chronić do jakiegoś stopnia przed promieniowaniem. 

 

– Druga sprawa to niskie ciążenie. Dobrze zobrazowane prędkością ucieczki. Na Ziemi wynosi 11,2 km/s, na Arielu 0,56 km/s a na Marsie 5,0 km/s. I zwróć uwagę, że na Marsie atmosfera jest ale bardzo rozrzedzona w porównaniu do ziemskiej to prawie jej nie ma. Właśnie dlatego, że wiatr słoneczny z braku magnetosfery powoli wywiewa czątki atmosfery w przestrzeń. A z powodu mniejszego przyciągania są one słabiej związane ze swoją planetą niż np. na Ziemi więc łatwiej je wywiać. Podobnie z cieczami na powierzchni tylko są gęstsze i cięższe to wolniej to trwa. W mniejszych globach ten proces “osuszania” byłby jeszcze szybszy. W kosmicznej skali oczywiście :)

 

– Ale to tylko tak mi się wydaje, nie jestem astronomem. Możesz o to w razie potrzeby popytać gdzieś na forach astronomicznych czy naukowych, pewnie tam będą lepiej zorientowani. O ile to potrzebne. Bo ja to mówię jako ciekawostkę, jak piszesz raczej bajkowo to w sumie ta cała fizyka nie jest aż tak potrzebna :)

 

 

 

No coś w ten deseń. I o ile na przykład sam zakup nie byłby zawsze kontrolowany i istniałyby swoiste stacje paliwowe, jak wspomniałeś, to mógłby istnieć jakiś weryfikowany regularnie przez państwo dokument, bądź elektroniczny profil “kupca izotopów”.

– Pewnie tak. Myślę, że najlepszym analogiem byłyby nasze morskie statki. No wiadomo, że do “tankowania” potrzebna jest cała portowa infrastruktura a nie dosłownie stacja benzynowa. Zwykle państwa lubią mieć nad tym jakąś kontrolę ale i tak jest szara strefa. Jak choćby obecnie nie do końca legalny handel rosyjską ropą tzw. flota duchów. Robi się to przez różne przepompowywanie ropy w portach i na pełnym morzu aby jbc to nie była objęta embargiem ropa. W sf coś podobnego można pomyśleć z handlem prętami uranowymi, jakieś lewa nadprodukcja u fabryk albo “spisanie na złom” prętów jakie są złomem tylko teoretycznie itd. Się pomyśli to pewnie coś się wymyśli :)

 

 

 

Tu się zgodzę połowicznie. Faktycznie przy piratach mógłbym zrobić, tak jak wspomniałeś, ale co do głównych bohaterów to imiona Kosmowoj i Aurora nie są myślę typowo polskie, mimo iż brzmią “polsko”.

A co do mieszania, to w pełni się zgadzam. W “Predyktorze” słabo to rozwinąłem, ale pojawią się jeszcze takie “mieszane” personalia osób. W samym uniwersum mam sporo takich postaci, jednak to głównie w samej powieści, o której wspomniałem, gdzie akcja toczy się w sercu Unii Technicznej, przy szczytach jej władzy (głównie w stolicy). I pomimo, że większość bohaterów mówi po polsku, to charakter stolicy i pewna “pradawność” sektorów przy samym Jowiszu, powoduje jakąś tam mnogość obcobrzmiących nazwisk. Tam do tego jest względny spokój w porównaniu do nowych nabytków technokratycznego imperium, w których w mojej wizji (tak jak przy omawianym Uranie) różnice etniczne są bardziej zarysowane i głoszone przez miejscową ludność ( bardzo uproszczony podział: polskojęzyczni technicy i kadra wojskowa, rosyjskojęzyczni cywile i żołnierze, angielskojęzyczni kupcy i przedstawiciele zagranicy)

 

– No tak Aurora to dość uniwersalne imię a Kosmowoj to nie słyszałem wcześniej. Po prawdzie to tylko moja uwaga nt. imion i nazw więc nie musisz się tym tak przejmować, ot rzuciło mi sie to w oczy to powiedziałem i tyle. :)

 

 

Szpoko, nic się nie stało. W sumie jak sprawdziłem to wygląda to tak: https://pl.wikipedia.org/wiki/Hrabia 

 

– Więc właściwie zależy od języka. Hrabia jak widać występuję w języku czeskim i polskim. O ile męska wersja jest podobna to w żeńskiej jest pewna różnica. Czeska “hrabianka” to odpowiednik polskiej hrabiny. No a polska hrabianka nie ma wymienionego odpowiednika. 

 

– W innych językach dominują tylko męska i żeńska forma tego tytułu. I o tym myślałem jak pisałem wcześniejsze posty. Zwykle albo ma łacińskie pochodzenie – comes i pochodne albo niemieckie. Trzecia forma jako np. potomstwo takiej pary nie występuje lub nie ma jej na liście. Zauważ, że carewicz to też jest z rosyjskiego czyli słowiańskiego języka. 

 

– Więc właściwie z czysto lokalnego – polskiego – punktu widzenia jest taki tytuł jak hrabianka. Jest to córka hrabiowskiej pary. Patrząc na to szerzej, no to nie widać na liście takich detali. 

 

– I teraz sam sobie odpowiedz na pytanie na czym ci zależy. Czy to takie polskopodobne realia historyczne z tymi tytułami czy bardziej europejskie. Po prawdzie to jak to ma być bajka a nie ścisłe odwzoroanie realiów historycznych to myśle, że można sobie pozwolić na większa swobodę z tytułami czy innymi detalami byle się potem tego trzymać. Inaczej łatwo o chaos. 

To na pewno, symbolizuje to właśnie dobrze jakieś tam przejście od czasów dobrych do czasów złych. Najpierw wozisz czymś emerytów i dzieci do szkoły, a potem to opancerzasz i strzelasz z tego do wroga po szosach opuszczonych autostrad. Realia walki musiałyby być już jednak bardzo mocno zdegenerowane, by takie ustrojstwo miało rację bytu. Do tego płaski, niewyboisty teren byłby mile widziany:D

 

– Nom. Jakoś tak właśnie :)

Zgadza się. Akcja tych pierwszych dwóch opowiadań dzieje się na fikcyjnym(!) księżycu Urana o nazwie Lizander. Wiem, dziwna idea, ale to poniekąd ważne dla całokształtu uniwersum. Może to trochę degradować gatunkowo cykl przenosząc go do science fantasy, ale Uran ma 28 księżycy, plus dobrałem nazwę w zgodzie z resztą jego naturalnych satelit (ich nazwy pochodzą głównie z dzieł Szekspira, zaś Lizander jest postącią ze “Snu nocy letniej) więc póki co jakoś to się rozejdzie po kościach. Poza tym… Seria “Predyktor” będzie trochę baśniowa i nadnaturalna, ale spokojnie, całokształt będzie trzymał się mocno realizmu choćby w kwestii technologii, polityki, wojska i innych tego typu spraw. 

 

– Dobrze pomyślane z tym nowym księżycem. Jak to takie nieco bajkowe i z przymrużeniem oka to nawet pasuje. Nazwa też trafna jak pasuje do szekspirowskiej serii. Chyba nawet padła ta nazwa tylko, nie skojarzyłem, że chodzi o księżyc na jakim dzieje się akcja i myślałem, że to jakieś inne miejsce. 

 

 

Bardzo ciekawe spostrzeżenie, które teraz sprowadziło mi do głowy pomysł może jakichś krótkich przypomnień na początku każdego “odcinka”? Taka jakby retrospekcja, jak w serialu… Pomyślę, bo to byłoby chyba całkiem spoko, tak jak mówisz, dla tych nie na bieżąco.

 

– Dzięki :) Jakieś mini streszczenie na początek mogłoby się przydać. W razie jakby to szło do druku czy co można by je wtedy łatwo wymazać i nie trzeba by edytować całego tekstu. Można też robić gwiazdki/punkty z odnośnikami to minisłownika pod tekstem tak jak to jest w książkach historycznych. W sumie pewnie sam wpadniesz na to co ci najlepiej pasuje :)

 

 

Będzie kontrowersyjnym, to co powiem, ale księżyce Urana nie są niemożliwe do pełnej terraformacji. Akcja dzieje się pod koniec IV wieku trzeciego tysiąclecia, toteż w moim wyobrażeniu wszystko, co dało się już w okolicy naszej gwiazdy sterraformować, w tym uniwersum sterraformowano. Wiadomo, takie rzeczy, jak jasność i wielkość słońca na niebie, długość dnia czy odcień chmur są inne, ale to staram się jakoś subtelnie podkreślać w tekście. Plus chcę żeby, tak jak powiedziałeś, było jednak trochę filmowo;)

 

– Oki, dzięki za wyjaśnienie tych ram uniwersum to pomaga skumać niektóre momenty opowiadania :)

 

 

Faktycznie, jej słowa tutaj to trochę luka fabularna. Wyobrażałem sobie, że okręt nie jest specjalnie szybki w atmosferze itp, zaś nadrabia to pewną stabilnością i jakby dryfowaniem (może jakieś mechanizmy antygrawitacyjne? Hm… Nie jestem zbytnio naukowcem, toteż myślę, że długo nie wpadnę na jasne zasady działania większych machin w tym uniwersum). Z tego względu lot to nie problem, ale już lądowanie takim kolosem na lesie i szybkie poderwanie go w niebo już tak. Plus piraci byli tam przelotem, zobowiązali się zabrać trójkę zbiegów z uwagi na jakieś tam konszachty sprzed lat z Aurorą, ale raczej nie fatygowali by się aż tak, żeby dla nich lądować i tracić czas i środki. 

 

– Co do technikaliów to ja też nie jestem fizykiem ani inżynierem. I tylko ogólnie znam zarys zagadnienia na swój amatorski sposób. Myślę, że jak piszesz to sf bardziej fiction niż science to chyba nie jest to aż tak istotne. Statki po prostu mają reaktor co je napędza i jak działa to latają. 

 

– Ciut bardziej detalicznie to zapewne zależy to od prędkości ucieczki. Ogólnie im masywniejszy glob (niekoniecznie większy) tym silniejsze przyciąganie i aby je pokonać potrzebna jest większa prędkość ucieczki. Tu masz tabelkę dla orientacji jak to wygląda w US: https://pl.wikipedia.org/wiki/Pr%C4%99dko%C5%9B%C4%87_ucieczki

 

– Księżyc Urana zapewne miałby mniejszą prędkość ucieczki niż Ziemia np. dla Ariela to 0,56 km/h gdy dla Ziemi to 11,2 km/h. Czyli pod względem samej prędkości ucieczki po takim księżycu powinno się latać wielokrotnie łatwiej (mniejsze wydatkowanie energii) niż na Ziemi.

 

– Jeszcze może być ważna gęstość atmosfery. Np na Wenus jest strasznie gęsta i ma ok 400*C. A rozmiarowo i gęstościowo to bliźniaczka Ziemi. W opowiadaniu wygląda, że ludzie zachowują się jak w ziemskiej atmosferze więc miałaby pewnie podobny skład i gęstość (nie uzywają masek tlenowych ani skafandrów ciśnieniowych). 

 

– Więc raczej powinno się na tym księżycu latać znacznie łatwiej niż na Ziemi i koszt energetyczny powinien być wielokrotnie mniejszy. Oczywiście jeśli próbować się silić na jakiś realizm bo jeśli nie jest to istotne dla fabuły to nie ma się co tym przejmować i pisz jak ci wygodnie :)

 

– Ogólnie do poruszania się w atmosferze można dzięki silnikom jakie wytwarzają odpowiednio silny ciąg – tak jak u nas rakiety. Wtedy zwykle sa właśnie b.szybkie ale niezbyt zwrotne. Albo dzięki sile nośnej jak u nas samoloty. Jeśli statek miał być ogromny jak w opisie to pewnie latałby dzięki silnikom a nie skrzydłom. Gdyby jednak miał zawisać w powietrzu jak śmigłowiec chyba powinien mieć dysze skierowane na dół aby tak się tam zastopować w powietrzu w jednym miejscu. I znów możesz się też za bardzo tym nie przejmować i uznać, że statki latają jak u nas UFO czyli tak jak chcą i aby to pasowało. Ino wypadałoby być konsekwentnym. 

 

– Mimo wszystko wydaje mi się, że to nie zmienia pierwotnego mojego spostrzeżenia czyli, że energetycznie taniej byłoby wylądowac niż zawisać w powietrzu. I tak musieli zastopować statek aby odebrać gości. Równie dobrze mogli wylądować. Zwłaszcza dziwnie to wygląda jeśli jak mówisz piraci muszą oszczędzać energię. Jak mówię, jeśli chcesz aby nie lądowali idzie to prosto zamienić na inny pretekst do pozostania w powietrzu niż potrzeba oszczędzania energii. Ale to moja opinia tylko jeśli ci pasi tak jak jest to szpoko :)

 

 

Tutaj trafiłeś w dziesiątkę:D Dla mnie przezabawnym jest, że w zamaskowanym na niebie lekkim niszczycielu kosmicznym nagle otwierają się wrota i zamiast jakiegoś drona, teleporta, czy Bóg wie czego, spuszczają zardzewiają klatkę na łańcuchu. Cóż, nie jest to jakoś specjalnie obrazoburcze dla oprawy sci-fi, ale tak, chodziło mi o komizm sytuacji. Dodałbym jeszcze powód fabularny, czyli fakt, że piraci Kuklewicza zdążyli przez lata zapuścić niemiłosiernie Śmiałego II. 

 

– Tak, szpoko jak to ma być groteska i komedia to takie kontrasty są jak najbardziej zrozumiałe i na miejscu :)

 

 

Faktycznie, o radarze zapomniałem. Co do energii, to wyobraziłem sobie, że na tej łajbie są co najmniej dwa reaktory jądrowe (i to takie z IV tysiąclecia!), ale piraci wciąż oszczędzają, na czym się tylko da. Kasę co prawda mają, ale odpowiednie izotopy w niemalże policyjnym państwie niełatwo zdobyć. Co do dział, tych głównych na wieżach artyleryjskich, to akurat one są na Śmiałym II konwencjonalne, z pociskami. 

 

– No radar znamy gdzieś od II WŚ więc pewnie i w takim sf by go znali :) Ale znów, jeśli ci to nie pasi do konceptu to nie musisz się tym kłopotać. Tylko np. co ze scenami na mostku gdzie mógłaby wystąpić jakaś scena z wykrywaniem czegoś na radarze? Zapewne nie każdy by zwrócił uwagę na takie detale i jeśli dobrze się czyta tekst to można przymknąć na to oko. Zwłaszcza jak jest to komedia a nie coś “na poważnie”. Znow kwestia tego na czym ci bardziej zależy. 

 

– A co do izotopów no to cóż… Jak sam piszesz w tekście, że samych replik “Śmiałego” wykonano ze 200 a pewnie jest jeszcze masa innych statków i jeśli one wszystkie napędzane są przez reaktory to wtedy pręty uranowe czy ich odpowiednik powinien być popularny jak u nas stacje benzynowe. Albo mazut w portach (napędza statki). Po prostu te wszystkie statki muszą gdzieś tankować swoje reaktory. Oczywiście to może być kontrolowane przez państwo tak jak i u nas z paliwem czy spirtusem. 

 

 

W tym uniwersum komunizm upadł trochę później, i Układ Warszawski (oczywiście równolegle z NATO) zajął się poważniej i efektywniej kosmosem, niż to miało miejsce w naszej rzeczywistości. W ogromnym skrócie, gdyż te materie wyjaśniam dokładnie w sporawej powieści nad którą pracuję (a która to jest poniekąd bazą fabularną dla tego uniwersum), to jednym z państw powstałych w sterraformowanym wszędzie Układzie Słonecznym była Unia Techniczna, obejmująca parę księżyców Jowisza. Tam przeważającą większość stanowili koloniści polskiego pochodzenia, którzy to już jednak po wiekach są bardziej przywiązani do swych sektorów (główne jednostki administracyjne budujące Unię Techniczną) niż do ziemskiej ojczyzny przodków. Coś na kształt dzisiejszych USA względem Wielkiej Brytanii. Język, powiedzenia, zwyczaje i mentalność niemalże te same, ale żaden Amerykanin nie nazwałby się Anglikiem. 

No, ale wracając. Unia Techniczna w końcu wyrosła na jednego z głównych graczy w Układzie Słonecznym, zdominowała inne państwa przy Jowiszu i Saturnie (bądź je wchłonęła) i wyrosła na układowego lidera Technokracji. Związała przy tym układami dependencyjnymi bratnie państwa technokratyczne, robiąc z nich (często za ich zgodą, bądź na nawet ich wniosek) terytoria podległe i protektoraty. W takiej właśnie dependencji, czyli w Związku Technokratycznych Sektorów Urana, dzieje się akcja. Co do struktury etnicznej, to akurat przy samym Uranie w mojej wizji najwięcej jest osób rosyjskojęzycznych, na drugim miejscu są polskojęzyczni osadnicy (i technokratyczna kasta panująca) z Unii Technicznej, zaś na trzecim szerokopojęci anglosasi. 

 

 

– Ciekawa koncepcja, dzięki za wyjaśnienie. Ale jeśli tam nie mieszkają tylko potomkowie Polaków to może dobrze by było aby w nazwach czy załogach pojawiały się także inne niż typowo polskie zestawy imion i nazwisk. Już sama trójka bohaterów po części zapycha ten slot. Możesz też pomieszać pochodzenie np. polskie i nie-polskie imiona z nazwiskami. I taka załoga piratów to świetna okazja na spotkanie różnych niespokojnych duchów z innych zakątków tego systemu :) Ale to tylko moja sugestia, nic więcej :)

 

 

 

Bardzo dziękuję za przeczytanie i opinię!

Co do konwencji – zdecydowanie ma być bardziej, jak to ująłeś “RPG-owo”, niż historycznie. Wychodzę z założenia, że żadna opowieść tocząca się w innym świecie z definicji nie toczy się w epoce historycznej z realnego świata, z samego powodu, że to inny świat, z inną historią, geografią itd. więc nie powinien mieć dokładnie takiej samej kultury czy technologii. I oczywiście, mogą zachodzić pewne podobieństwa między światem przedstawionym a konkretną realną epoką (ba, pewnie nie da się ich uniknąć), ale to absolutnie nie znaczy, że powinno zachodzić odwzorowanie 1:1. Wiem, że wielu osobom to przeszkadza, no ale taka jest moja koncepcja i się jej trzymam :)

 

– Jasne, nie ma sprawy. To twój świat i możesz kreować go wedle uznania. Ot rzuciło mi się w oczy sporo podobieństw do naszego reala więc o tym wspomniałem. 

 

 

 

Hmm, wydaje mi się, że córka hrabiego i hrabiny, a nie samodzielna dzierżycielka tytułu/żona hrabiego, to właśnie hrabianka?

 

– To zależy czy chodzi o tytuł czy mowę potoczną. Wd mnie to syn hrabiego i hrabiny to hrabia. A córka hrabiego i hrabiny to hrabina. Tak tytularnie. Oczywiście mowie potocznej można mówić “hrabianka” ale to nie jest jej oficjalny tytuł. Oficjalnie jest hrabiną. Pewnie kojarzysz sceny nawet z filmów jak nieletnie osoby albo nawet dzieci są przedstawiane skomplikowanymi, pełnymi imionami i tytułami. Nie ulegaja one zdrobnieniu ze względu na ich młody wiek. Te tytuły szlachta ma z reguły z urodzenia po rodzicach. Niektóre mogą nabyć np. na drodze małżeństwa, objęcia tronu, ziem rodzinnych, dostać jako nagrodę od seniora w nagrodę za coś itd. Dla przykładu o synu rosyjskiego cara zdarzało się potocznie mówić “carewicz” ale to nie był jego oficjalny tytuł. 

 

 

A tu przepraszam, ale nie rozumiem, wydaje mi się, że napisałem, że mają takie same wstążki, a nie tą samą, ale może patrzę w złym miejscu i gdzieś faktycznie walnąłem taki błąd, czy mógłbyś doprecyzować?

 

 

– Chodziło mi o ten fragment: 

 

 

Czwartą osobą była młoda kobieta – hrabianka Teresa Leonilan. Miała na sobie niebieską sukienkę, a jej długie jasne włosy były związane wstążką tego samego koloru. Wystarczyło jedno spojrzenie, by dostrzec, że jest to taka sama wstążka jak ta zawiązana wokół rękawa munduru Feliksa.

 

– Chociaż teraz jak to czytam drugi raz to widzę, że jest “taka sama jak” a nie “ta sama”. Więc raczej okey. 

No tak już się domyślałem, że operujesz na tych realiach i nazwach z RPG’a. Musisz wybaczyć mi moje zagubienie, ale słabo się orientuje w tej nomenklaturze. Chyba to bariera międzypokoleniowa:D

 

– Myślę, że to raczej kwestia czy ktoś gra/zna dane uniwersum. W tym wypadku Neuroshimy. Ale wydawało mi się, że te opowiadania są dość uniwersalne i nawet jak ktoś nie zna neuro może je przeczytać jako ogólne postapo. Po prostu jak ktoś zna to może wyłapać więcej kontentu. Więc luz jak nie znasz tego RPG-a :)

 

 

Przysięgam, że akurat we wtorek jadąc do ortopedy komunikacją z nudów rozmyślałem nad możliwością przekształcenia autobusa w opancerzony krążownik lądowy w warunkach postapo. Kiedyś widziałem coś podobnego na jakimś Discovery, ale tam uzbrojeniem był paintball. Chyba przedawkowałem uniwersum Mad Maxa:D

 

– Bo to ciekawy koncept, jak najbardziej pasi do klimatów postapo. Właśnie dlatego ja go użyłem w swoich sesjach. W nowoczesnej wojnie zapewne nie przetrwałby taki wehikuł zbyt długo. Ale w postapo mógłby mieć rację bytu. 

 

 

 

“Ostateczny wynik był jednak 0:1 dla gospodarzy". – gospodarze są zawsze podawani jako pierwsi, więc albo 1:0 dla gospodarzy albo 0:1 dla gości. 

 

– Aaa! O to chodzi! :D Okey, teraz załapałem :) To dzięki za zwrócenie uwagi, chyba ta druga wersja bardziej by pasowała. Edytuję to w wolnej chwili :)

 

 

 

“– Dlatego prowadzący po trzeciej grze zapytał Guido czy chcą kontynuować. Pytanie było zasadne bo na punkty Runnerzy już wygrać nie mogli. Ale gambit z wyautowaniem dawał jeszcze nadzieję, że mimo to wygrają”. – no tak, tutaj zwracam honor

 

– Oki, szpoko :)

Przeczytałem :) Ciekawie się czytało. Widać, że to część jakiejś większej całości. Przez co trochę trudno złapać większy zoom. Ale czytało się ciekawie, ładnie rozbudowany świat, widać, że masz to przemyślane co jest co. 

 

– Dobrze wyszły sceny walki. Na początku o tym pobojowisku gwardii i pod koniec jak jest dobrze podkreślony chaos i skala większej bitwy. To mi się podobało. 

 

– Gdzie się toczy akcja? Bo nie jest to chyba wspomniane. Domyślam się z opisów, że na Arielu albo innym księżycu Urana. I to zterraformowanym. Inne chyba też. 

 

– Co do opisów i detali to mam dwojakie wrażenie. Jeśli by to czytać jak książkę albo powieść w odcinkach czyli być po poprzednich rozdziałach to okey, bo by sie pewnie pamiętało co było wcześniej. Ale jeśli wziąć pod uwagę, że (jak sie domyślam) wrzucasz tu jako osobne opowiadania może się zdarzyć, że będzie to czytał ktoś nowy, kto nie zna poprzednich części. Wtedy przydałoby się jakieś przypomnienie/opis/wstęp co się działo i dlaczego. Tu na początku masz wspominany jakiś kombinat, pobojowisko gwardii ale jak się zaczyna czytać od tego to nie wiadomo ocb, co się działo wcześniej. Mówię, to nie jest problem jak ktoś jest stałym czytelnikiem i zna poprzednie części ale jak ktoś nowy no to brakuje takich info. 

 

– Ładne opisy przyrody ale nie za dużo. Techniczny żargon/wynalazki też jest okey, z umiarem ale podkresla, że to sf w kosmosie. 

 

– Jeśli to jest jakiś księżyc Urana to zapewne jest to mniejszy obiekt od Ziemi. A więc zapewne i ciążenie byłoby mniejsze. A ludzie i obiekty zachowują się jak przy ziemskim. Jeśli obiekt jest mniej masywny to ciążenie powinno być mniejsze czyli np. wyglądać bardziej jak na Księżycu niż na Ziemi. Chyba, że jest to gdzieś wyjaśnione we wcześniejszych częściach dlaczego tak to wygląda. Albo wystarczy ci, że jest “filmowe” czyli jest jakie jest i nie jest to istotne w tym uniwersum. Piszę o tym bo rzuciło mi się to w oczy a nie, że to wada. 

 

– Moment przyloty piratów. I jak Aurora mówi, że zawisną ale nie będą lądować bo szkoda im energii. To jest oczywiście jej opinia i nie musi być zgodna z prawdą zwłaszcza, że chyba nie jest ona mózgowcem w ekipie. Ale wydaje mi się, że energetycznie to taniej by było wylądować. Póki silniki pracują to w każdej sekundzie zużywają jakąś porcję energii. To jeszcze zależy też od ciążenia, prędkości ucieczki itd. co wspomniałem powyżej. Mam wrażenie, że w tej scenie jest przewaga efektownści nad efektywnością :) W razie czego można by to prosto zastąpić argumentem, że piraci nie chcą lądować bo obawiają się zasadzki, niepewnego gruntu czy coś w ten deseń, efekt ostatecznie byłby podobny czyli nie lądowaliby. Ale jak to ma jakąś swoją wewnętrzną logikę z tą energią w uniwersum to szpoko. 

 

– Łańcuch windy. Zdziwił mnie. Taki sf, podbój US a tu staromodny łańcuch windy. Podobnie jak te skrzypiące mechanizmy statku tu czy tam. Chyba, że to częśc tej konwencji komediowej co wspomniałeś na początku to okey, nawet by pasowało. 

 

– Niezbyt znam technologię i logikę bitew okrętów. Ale chyba powinny mieć już radar. Nie wiem czy kamuflaż piratów działa na radar. Jeśli jest tylko optyczny to statek powinien być nadal wykrywalny termicznie czy radarowo. Dziwi mnie też zużywalność energii. To, że trzeba oszczędzać na niepełnym kamuflażu. To aż tyle zżera energii? W porównaniu do systemów podtrzymywania życia, dział energetycznych itd? No chyba, że ma to swoją logikę w uniwersum to szpoko. 

 

– Polonizacja kosmosu. Sporo imion, monet, nazw jest polskiego pochodzenia. Co sprawia wrażenie, że to uniwersum lub jego wycinek przedstawiony na tym księżycu jest spolonizowana. Trochę to dziwne, że poza wkurzonymi Chińczykami z końca sceny niewiele jest śladów innych narodów. Ale znów jak to ma być prześmiewcza groteska rodem z Walaszka to mogłoby pasować. 

 

– Sama trójka głównych bohaterów ciekawa. Fajno, że różnią się od siebie i mają swoje indywidualne charaktery. I są różne relacje między nimi. To na pewno plus opowiadania. Irytują mnie utwory jak jest jedna super-postać jaka zawsze ma rację genialny plan i zbiera podziw od pobocznych postaci. 

 

 

– Ogólnie fajny pomysł na uniwersum, postacie, opowiadanie zdecydowanie na plus :)

– Szpoko to powodzenia z edytą tekstu i powodzenia przy pisaniu następnych tekstów :)

@Bartkowski.robert

 

Jak najbardziej rozumiem. Pisanie pod natchnieniem ma swoje plusy i minusy, a do tych drugich należy na pewno trudność w analizowaniu na bieżąco tworzonego tekstu. Sam często tego doświadczam i myślę, że najlepiej po prostu już jakiś czas (nawet dzień, dwa) po napisaniu usiąść w wolnej chwili, będąc wyspanym, najedzonym oraz zrelaksowanym i spojrzeć właśnie z góry na własne słowa. 

 

– Próbuję to czytać i edytować pod tym kątem przed wrzuceniem. No ale wychodzi jak widać. 

 

 

 

Już spieszę z odpowiedzią. I nadmienię, że nie jestem przekonany, co do poprawności warsztatowej zabiegu, który właśnie Ci przedstawiam, gdyż wpadłem na niego w toku pracy nad pewnym opowiadaniem, dość ciężkim pod względem narracji (jeszcze go tutaj nie publikowałem). I oczywiście nie twierdzę, że to ja go wynalazłem:D Pewnie jacyś znawcy literatury nazwaliby fachowo to, o czym teraz mówię. A chodzi tutaj o wydzielanie akapitami, albo nawet większymi odstępami między wierszami całych zdań, albo nawet pojedynczych haseł. Coś na kształt widzialnego, osobnego słowa klucz, którego waga fabularna wymaga, by czytelnik dłużej zatrzymał na nim oko. 

 

– Aha, dzięki za wyjaśnienie, podumam nad tym :) Zwykle większość dialogów daję każdy odnośnik od nowej linijki. Podobnie jak jakąś nową myśl albo jak blok tekstu wyda mi się na czuja zbyt długi. 

 

 

Może odrobinę źle się wyraziłem, ale chodziło mi o angielskie słowa, które mogłeś zamienić na polskie odpowiedniki, albo spróbować przetłumaczyć wedle uznania, najlepiej kreatywnie, np:

Zamiast gunship’u – kanonierka, albo coś szalonego jak strzałołódź, albo działokręt (Wiem, brzmi okropnie, ale wiesz, co mam na myśli.

No, albo zamiast Sand Runners – Piaskobiegi, Piachogońcy, albo Pyłosprinterzy

 

 

– Aha o to chodzi. No ale akurat SR są z podręcznika do neuro. Część świata przedstawionego w tym opowiadaniu jest wspomniana w podręcznikach. Nazwy i wygląd Sand Runnerów i Huronów. Holyfield z niebieskimi oczami jako szef wszystkich SR. Big Mo jako jeden z tzw. magicznej szóstki Huronów czyli ich HQ. Trzy Pióra jako Indianka i jedna z najlepszych zwiadowców Huronów. Strzelnica jako jeden z punktów na terenie SR i wspomniane o owych meczach Runnerów z innymi gangami lub gośćmi jako zahaczka fabularna pod sesje co jak widać wykorzystałem. 

 

 

– A “gunship” to dość uniwersalna nazwa. Pierwotnie faktycznie dotyczył rzecznych kanonierek z epoki wiktoriańskiej jakie wspierały ogniem siły lądowe działające w pobliżu rzek i wybrzeży. Ale z czasem stała się to nazwa ogólna dla pojazdów wsparcia ogniowego. Tak nazywano amerykańskie kutry patrolowe w delcie Mekongu w czasie wojny wietnamskiej, samoloty w stylu AC-130 Spectre do wspierania/niszczenia celów naziemnych czy ciężarówki z zamontowanymi sprzężonymi działkami i ckm do obrony przeciwlotniczej ale często używanymi do niszczenia celów naziemnych. W sesji (w poprzedniej kampanii do czego jest nawiązanie w tym opowiadaniu) to był autobus z domontowanymi blachami jako dodatkowym pancerzem i zamontowanymi karabinami maszynowymi. Guido wynegocjował od Holyfielda jego wypożyczenie w zamian za łupy z wyprawy. Ale w trakcie zimowych walk stracili tego gunshipa a łupów wcale nie było tak wiele. Do tego nawiązuje początek tego opowiadania przy ich spotkaniu. 

 

 

 

Cieszę się, że mogłem jakoś podoradzać i powiedzieć, co widzę spod kątów innych, niż Ty jako autor. :D Wiem dobrze, jak to buduje i motywuje do pracy. Także no… Trzymaj się i twórz dalej! 

 

– Jeszcze raz dzięki za poświęcony czas i dobre słowo :) I Tobie też życzę powodzenia w pisaniu :) 

 

 

 

@Canulas

 

– Dzięki za poświęcony czas i uwagę na przeczytanie i komenty :)

 

 

 

"Przy takim kontakcie z szefem humory załodze Guido zdecydowanie podskoczyły do góry", – jak podskoczyły, wiadomo, że do góry.

"rozbestwieni a para bliźniaków zaczęła się wydurniać jak to mieli w normie". – w normie? Może: w zwyczaju?

"uśmiechnął się do niej całkiem miło i ciepło wyciągając do niej rękę" – 2x niej. Nie będę już podobnych wyciągał, ale warto przejrzeć pod tym kątem i coś poucinać.

"Ostateczny wynik był jednak 0:1 dla gospodarzy". – jak może być zero jeden dla gospodarzy? Dla gospodarzy może być 1-0. Zawsze (z racji bycia gospodarzami właśnie zapisywani powinni być jako pierwsi).

"Zostało jej już z tuzin kroków gdy nagle usłyszała jakiś dziwny, ostry świst i prawie w tym samym momencie coś ją podcięło za nogi". – wystarczy podcięło

 

– Oki, sprawdzę to w wolnej chwili i postaram się edytować, dzięki za zwrócenie uwagi. 

 

– Uwagi co do wyniku gości i gospodarzy niezbyt rozumiem. Wydaje mi się, że są przedstawieni tak, że są wymienieni na początku a po nich wynik gości. Gospodarzami są SR więc po pierwszej grze wynik jest 0:1, po drugiej 0:2 itd. 

 

 

 

Opowiadanie jest sprawozdawcze. Chłodny narrator powoduje, że praktycznie nie ma tu podziału na dobro/zło, a na całość patrzy się, jak właśnie na zawody, ale takie, w których nie gra drużyna, której kibicujesz. Czyli z lekkim zainteresowaniem, ale bez podłoża emocjonalnego.

 

– Hmm… No bo to jest sprawozdanie z meczu. Opisuje konfrontacje obu drużyn, reakcje publiczności, co barwniejsze sytuacje ze spotkania itd. Raczej pisane nieco bardziej z perspektywy SR niż Huronów bo część BG była związana właśnie z SR a z Huronami nikt. Postacie z drużyny Runnerów przewijały się przez całą kampanię a z Huronami nikt. Dlatego Huroni są opisani raczej przez rozpoznawalność obu imiennych postaci bo one mogły być znane na skalę całego miasta. A nie tylko jako starujący zawodnicy. 

 

 

Warsztat jakiś jest. Słownictwo ok. Literówek za bardzo nie widziałem, a interpunkcja różnie. Reasumując: podwaliny są. 

 

– Dzięki za dobre słowo :) 

 

 

Ja jednak pasę się głównie emocją. Tutaj jej nie miałem, a dość blokowy zapis trochę mnie umęczył.

 

– To opowiadanie jak na mój standard jest dość specyficznie. Większość powstała jako bonusowe scenki do jakiejś sesji. Ta jednak była częścią standardowej tury gry. Czyli napisana pod konkretną postać – Alice. W standardowych turach emocje, przeżycia wewnętrzne zwykle są opisywane przez Graczy. MG raczej opisuje co się dzieje, co kto mówi ale bez emocji i przeżyć wewnętznych BN-ów (chyba, że emocje widać z zachowania, dialogów itd.). Dlatego scenka jest opisana z zewnątrz, bez wchodzenia do głów postaci. Co pi x oko pasuje do tego jak to by relacjonował jakiś komentator albo narrator. Dla porównania zapraszam cię do opowiadania “Czarny Buick” co pochodzi z tej samej kampanii, występują podobne postacie ale jest napisana jako bonusowa scenka. Wrzucałem ją tu z miesiac temu. 

 

 

 

Ps. Dziwię się, że w ogóle kontynuowano mecz przy 0:3 skoro było pięć gier.

 

– Dlatego prowadzący po trzeciej grze zapytał Guido czy chcą kontynuować. Pytanie było zasadne bo na punkty Runnerzy już wygrać nie mogli. Ale gambit z wyautowaniem dawał jeszcze nadzieję, że mimo to wygrają. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

@Bartkowski.robert

 

– Dzięki za tak szybką i rozudowana fabularną recenzję! :D Chyba najbardziej rozbudowana jaka do tej pory trafiła mi się na tym forum :)  

 

– Co do przecinków czy zbyt długich zdań okey, przypuszczam, że masz rację. Ale trudno mi nad tym zapanować jak piszę na gorąco. A gdy już napiszę to nawet jak sprawdzam to trudno mi to wyłapać samemu bo wciąga mnie fabuła. Nie stać mnie aby spojrzeć na własny tekst na zimno, z odpowiednim zoomem. Orty to autokorekta raczej wyłapie ale już sam sens zdania czy przecinki to nie. Do tego potrzebny jest żywy czytelnik. Więc to stała bolączka moich tekstów no ale mnie samemu trudno coś nad tym poradzić. 

 

– Z tymi powtórzeniami fakt, jak to wskazałeś to racja. Postaram się to sprawdzić i edytować w wolnym czasie. 

 

Co do zalet, to jak wspomniałem na początku, dobrze się czytało, zaś wymienione przeze mnie powyżej wady, nie zaburzyły w pełni przyjemności z chłonięcia tekstu. Osoby, ruchy, słowa i opisy kolejnych ciosów bez wątpienia wyszły żywo, namacalnie, był w nich jakiś pierwiastek przyjemnej realności. To wszystko wytworzyło dynamikę i napięcie, które Tobie wyszły bardzo dobrze.

 

– Dzięki za dobre słowo :) Cieszy mnie to bo własnie ten aspekt jest dla mnie jednym z istotniejszym przy pisaniu, zwłaszcza akszynów :) 

 

 

Sugerowałbym jednak w tym miejscu, by co ważniejsze momenty i tzw. cliffhanger’y były wyeksponowane graficznie podziałem tekstu, albo też podkreślane sekwencjami krótkich zdań, choćby w formie haseł czy onomatopei . Ale to już moja sugestia, a nie kwestia samej poprawności. 

 

– Ale tu to trochę nie jestem pewien co masz na myśli. Jak to “wyeksponowanie graficzne” miałoby wyglądać? 

 

 

Bardzo spodobała mi się jakaś tam kreacja uniwersum, która, choć niestety bardzo skromna, to raczej klimatyczna i z przysłowiowym “pazurem”. Jeżeli będziesz kontynuował tę serię, doradzałbym skupić się mocniej na świecie przedstawionym, gdyż czuję, iż jego budowa, może być Twoją bardzo, ale to bardzo, mocną stroną. Niestety nie dałeś mi zbyt wielu przesłanek, bym tak sądził, ale takie właśnie mam przeczucie.

 

– No cóż owszem. Tam było tego więcej. W sesji PBF z jakiego to jest opowiadanie. Tak powstała większość moich opowiadań. Jako bonusowe scenki do prowadzonych przeze mnie sesji. Pisane z myślą o moich Graczach. Więc dla ludzi którzy byli obcykani z daną sesją. Dlatego zdaję sobie sprawę, że dla czytelników spoza niej może to być nieco skromny odpis. Ten akurat tekst powstał w okolicach 2018-19 jako część rozgrywanej sesji. Tu na forum wrzuciłem już jedno opowiadanie “Czarny Buick” też z tamtej sesji. A nie są one rozpisane dokładniej bo co jest co i kto jest kto było rozpisane w głównej części sesji. 

 

 

 

 No, może poza nadmiarem anglicyzmów, ale to już bardziej kwestia mojego gustu.

– Anglicyzmów? Jakich anglicyzmów? 

 

 

Podsumowując: Wady Twojego tekstu wynikają z ortograficznej niewiedzy, tudzież z pomyłek i pewnych problemów z płynnością przekazu, zaś jego zalety wynikają z Twojego języka, zakresu posiadanych informacji i niewątpliwej wizji “na coś”. Owych wad można łatwo się pozbyć, doszkalając się z języka, zaś tymi zaletami, nie każdy może się pochwalić. Także widzę w Tobie potencjał, być może nawet bardzo duży.

 

– Dzięki za konstruktywną krytykę i poświęcony czas. No i powiew optymizmu :) Byłem ciekaw jaki będzie odbiór moich tekstów dla ludzi spoza forum/sesji no i jesteś jednym z tych co dał mi na to odpowiedź :)

Przeczytałem. Rzuca mi się w oczy graficzny brak edycji. Czyli tapeta tekstu bez żadnych przerw. To utrudnia czytanie. I rozróżnienie dialogów. W paru miejscach masz 3 gwiazdki co mi trochę wyglada jak rozgraniczenie między rozdziałami. Ale jeśli tak to chyba coś zjadło ci przy edycji/przeklejaniu i wywaliło jako tapete jednolitego tekstu. Myślę, że dałoby się to edytować. Te rozdziały i dialogi od nowego akapitu. Byłoby czytelniejsze i przyjaźniejsze dla czytelnika. 

 

– A sam tekst fabularny wciągający. To gratowisko szalonego naukowca rodem z epoki wyktoriańskiej wpada w oko. Podobnie jak menażeria typów ludzkich jakie tam występują. 

 

– No ale na moje prywatne gusta tekst ciut zbyt metaforyczny/metafizyczny. Wolę bardziej bezpośrednie podejście ale to tylko moje prywant preferencje. Zaznaczam, że zwykle nie czytam tak filozoficzno-psychologicznych tekstów. Dlatego nie jest mi łatwo wyczuć ocb. 

 

– Puenta ciekawa. Czytając zastanawiałem się jaki będzie finał, dokąd to prowadzi. 

 

– Specyficzny styl pisania. Nie nawykłem czytać coś takiego. Ale jest pomysł, nietuzinkowy pomysł na opowiadanie. To na pewno plus, gratuluję wyobraźni ja mam swoją zbyt zakotwiczoną w realu aby napisać coś tak alegorycznego :) W każdym razie powodzenia w pisaniu :)

Przeczytałem. Przyznam, że czuję się nieco na rozdrożu oceniając ten tekst między historycznymi realiami a RPG-owymi. Opowiadanie chyba jest raczej tym drugim ale podobnieństwo do naszych realiów jest na tyle czytelne, że narzuca się samo.

 

Co mi sie rzuciło w oczy. 

 

– Młody wiek postaci jak na generałów i pułkowników. Oczywiście jako osobista świta króla i następcy mogli mieć specjalne względy. Ale nie wiem czy są wyjątkiem czy to w tym świecie norma. To tak oczywiście opinia pod kątem silenia się na realizm. Jak uznasz, że właśnie takie coś jest w twoim uniwersum spoko to spoko. 

 

– Dziwi mnie, że dwóch synów hrabiego zostało przygarniętych przez króla. Znów jw czyli siląc się na realizm to hrabia to dość wysoki tytuł. I zapewne mieli jakąś rodzinę na jaką mógł spaść obowiązek zajęcia się dziećmi z rodziny. Oczywiście znów mogli być dosłownie sierotami i nie mieć nikogo albo z jakichś powodów rodzina nie chciała się nimi zająć. Lub nikt nie chciał przeciwstawić się woli króla. 

 

– Hrabianka Teresa. No ja wiem, że w mowie potocznej to ujdzie i jest zrozumiałe ocb. Ale jeśli ona ma ten tytuł to raczej jest hrabiną a nie hrabianką. Jej tytuł powtarza się kilka razy. Możesz pomyśleć o zamiennikach jak szlachcianka, milady, lady, dama dworu itd. na pewno coś znajdziesz odpowiedniego z tych tytułów. Właśnie ta “hrabianka” mi sugerują, że to bardziej RPG-owe klimaty niż jakieś z naszej historii. I znów jw czyli jesli “hrabianka” ci pasi do koncepcji to szpoko, nie ma sprawy :)

 

– Przyjmowanie posłów “z drogi” (tak to odbieram) jest trochę dziwne. Wydaje mi się, że raczej powinni gdzieś zakwaterować i powitanie z królem/rozmowy mogłoby być następnego dnia. Aby się móc odświeżyć i odpocząć. To znów mi sugeruje bardziej RPG-owe podejście do sprawy niż realne no ale znów jak tak ci pasuje do koncepcji to szpoko. 

 

– Zachowanie posłów (samobojczy atak na króla) na ten moment jest dla mnie dziwne i niezrozumiałe. Ale to zakładam, może się wyjaśnić w dalszych częściach. Więc to nie jest zarzut tylko tak to zauważam. 

 

– Z wstążkami Teresy to zapewne zastosowałeś skrót myślowy. No ale ta sama wstążka nie może być jednocześnie we włosach szlachcianki i na ramieniu jej narzeczonego :) Zapewne chodzi o podkreślenie tego związku no ale jeśli traktować to tak dosłownie to dość zabawnie wyszło :) 

 

 

– Na plus jest dobrze zarysowany kontrast między dwoma cywilizacjami. Dobrze jest to podkreślone, że mocno różnią się od siebie. Ładnie też wyszedł ten dyplomatyczny dialog podczas pertraktacji dyplomatycznych, postarałeś sie aby wyglądało to “z epoki” co też jest na plus. 

 

– Tak więc jest niezła zajawka na coś większego. Powodzenia życzę w pisaniu dalszych przygód :)

 

Dziwne to opowiadanie. Ale przykuwa uwagę. Plus za egzotykę miejsca. Pasiłoby do jakiegoś postapo. Ładne opisy przyrody. 

 

Co do zaślubin granatów to jako ciekawostkę podam, że rozgrywaliśmy kiedyś na forumowej sesji scenę podwójnego, wojennego ślubu. Z braku laku i improwizacji tam obie pary też wkładały sobie na palce obrączki z zawleczek od granatów. :)

@Ambush

 

– Dzięki za poświęcony czas i uwagę :) 

 

 

@Wulgaryzmy 

 

– Trochę niezbyt wiem o co ci chodzi. W nagłówku, w tekście, w opisie, w tagach?

 

 

Coś się darło monotonnym dźwiękiem.

 

Jakoś dziwnie to brzmi. Darcie się zwykle nie jest monotonne.

 

– Ok, edytowałem “darło” na “wyło”. Klakson ma zwykle dość monotonny dźwięk. 

 

 

 

Ledwo jednak otworzył oczy i poruszył głową a poczuł ból. 

Dałabym przecinek po głową.

 

Ok, dałem kropkę. 

 

 

 

~ Szyba poszła. ~ umysł wreszcie zdołał uformować pierwszą składną myśl. I ta cholerna syrena!

Czy to są myśli, czy dialog? Bo wygląda jak dialog, ale źle zapisany. O zapisie dialogu przeczytasz tu

 

 

– To nie jest dialog. To są wewnętrzne myśli postaci. Tyldą żeśmy oznaczali myśli danej postaci. A po myślniku dialogi. To sprawiało, że od razu było czytelne co jest dialogiem a co wewnętrznymi przemyśleniami postaci. Wygodne w użyciu jak już ktoś wie ocb. 

 

 

– Guido! – tknięty niepokojem Taylor sięgnął ręką[,] potrząsając ramieniem przyjaciela. Tamtym zatrzęsło[,] ale reakcja była słaba. Jakiś niezrozumiały pomruk. Przywalił łbem w kierownicę? Cholera tego Taylor nie pamiętał. Ale kątem oka dostrzegł inną sylwetkę. Na tylnej kanapie.

Ten dialog też źle zapisany. Dużo brakujących przecinków. Co nim zatrzęsło? Człowiek nie galareta, nie jest tak, że poruszony dalej drży. Tamtym powinno iść do kolejnego akapitu, bo to już nie dialog.

– Ok dodałem te dwa przecinki. 

 

– Taylor potrząsnął nieprzytomnym Guido. I ten się trochę poruszył ale słabo. To opis tego co się dzieje a nie dialog. Przynajmniej dosłownie w tym zdaniu. 

 

– Przeniosłem do nowego akapity od “Tamtym…”

 

 

Podobnie jak rozważania, w co przywalił. Myśli bohatera warto wyróżnić, kursywą, cudzysłowem, jakoś.

 

 

– Dlaczego? O ile kojarzę w fabularnych ksiązkach nie wyróżnia się jakoś specjalnie przemyśleń wewnętrznych postaci. Są napisane taką samą trzcionką jak cała reszta. 

 

 

 

 

Na tylnej kanapie to nie jest żadne zdanie, a zdania nie zaczyna się od ale. Warto przeredagować.

– Dlatego, że Taylor i Guido są na przednich siedzeniach. A Viper leży na tylnym siedzeniu. I to zdanie ma to zaznaczyć. Dlatego Taylor nie dostrzegł jej od razu tak jak Guido którego miał obok siebie tylko jak sie zaczął rozglądać. 

 

 

 

– Viper… – sapnął widząc kobiecą sylwetkę w skórzanej kurtce na tylnym siedzeniu.

Po co znowu to siedzenie?

 

– Ok, zmieniłem z “tylnym siedzeniu” na “za sobą”.

 

 

 

Tym razem na zewnątrz samochodu jakim Guido chyba wjechał w jakąś stertę gruzu.

Po co to samochodu? Wystarczy na zewnątrz.

 

– Bo stanowi to całość stopniowego ogarniania sytuacji przez Taylora. Najpierw dociera do niego w jakim sam jest stanie, potem, że obok jest Guido, potem że Viper też wciąż jest z nimi i w tym momencie zaczyna orientować się, że widocznie grzmotnęli w gruz i jak to wygląda najbliższe otoczenie wokół samochodu. Jeśli wyciąc samochód dalsza część zdania o przywaleniu w gruz robi się moim zdaniem trochę bez sensu. 

 

 

 

 Ale w pobliżu musiało być ich więcej. W końcu byli na ich terenie.

Dzięki temu zapisowi już nie wiadomo o których och chodzi.

 

 

– Domyślam się, że chodzi o “ich” a nie “och” :) Ale cały fragment brzmi:

 

 

Byli na terenie tych brudasów z Camino! I jeszcze coś. Widział już jak niczym drapieżniki zwabione śmiertelnie zranioną zwierzyną zbliżali się. Bez pośpiechu. Szydząc i śmiejąc się. Na razie czterech. Ale w pobliżu musiało być ich więcej. W końcu byli na ich terenie.

 

– A więc dotyczy Camino Real czyli wrogiego bohaterom gangu. Są na ich – czyli Camino – terenie i na razie jest czterech Camino ale trzeba się liczyć, że wkrótce będzie ich – czyli Camino – więcej skoro są na terenie Camino. O to tu chodzi w tym fragmencie. 

 

 

A ociężały umysł nie bardzo mógł się zorientować gdzie dokładnie. A bez tego nie było szans określić którędy wracać do domu.

Skoro nie wiedział gdzie są, to skąd wiedział gdzie są? Lekko nielogiczne.

 

 

– Trójka bohaterów przyjechała daleko spoza miasta. Z czego dwójka – Taylor i Viper była już na końcówce trasy nieprzytomna. Guido też prowadził wóz resztkami sił. Dlatego wjechał od złej strony miasta czyli od dzielnicy Camino. Doszło do wypadku. Wyjący klakson w końcu docucił Taylora. Ten fragment jest pisany z jego perspektywy. Nie wie jak tu wjechali bo ostatnie co pamięta to randomowe pustkowie za miastem. Ale po grafitti rozpoznaje teren Camino Real. Czyli wie, że wrócili do Detroit. Tylko do najbardziej im nieprzyjaznej dzielni. Jednak nie wie dokładnie gdzie są na terenie tej dzielni dlatego niezbyt może wiedzieć w którą stronę byłoby najlepiej stąd zwiewać. 

 

 

 

Taylor chociaż był osłabiony i obolały ogarnął już sytuację na tyle, że to jeszcze nie koniec.

Nie zrozumiałam.

 

 – Podobnie jw. Czyli po rozejrzeniu się dookoła do Taylora dociera, że: 

– wrócili do Det

– są na terenie Camino

– idzie ku nim 4 Camino

– ma dwójkę nietomnych towarzyszy w wozie

 

wniosek: trzeba coś zrobić i to szybko. Czyli, że jak w tekście – to jeszcze nie koniec. 

 

 

Te myśli szybko galopowały mu przez łysą głowę[,] gdy szarpał swoim kumplem za kierownicą.

 

 

Nadużywasz tych, ten i generalnie zaimków.

 

 

 

– Ok, dodałem ten przecinek. 

 

 

Teraz schylił się po nią i nieświadomie duchy okazały mu swoją łaskę. Akurat jak się schylił boczna szyba osobówki rozpadła się zalewając go lawiną szklanych kryształków.

 

– Czemu wykreśliłaś “swoją”?

 

 

Znalazł wreszcie strzelbę jakiej szukał.

Której szukał.

 

– Ok, edytowałem.

 

 

Ledwo przeszły pierwsze strzały trzasnął drzwi po swojej stronie.

Co to znaczy trzasnąć drzwi?

 

– Skrót myślowy. Czyli gdy Camino zaczęli strzelać do Runnerów to Taylor otworzył swoje drzwi od strony pasażera i zaczął strzelać ze swojej strzelby do Camino. A, że zrobił to gwałtownie to “trzasnął drzwi”. 

 

 

Co to znaczy, że chciał ich przydusić?

– Przydusić ogniem. Czyli liczył się z tym, że raczej ich nie trafi ale zmusi tamtych do szukania osłon aby ukryć się przed jego ostrzałem. Co powinno dać mu nieco czasu na resztę akcji. 

 

 

 

Ale coś go kłuło w tych płucach więc wyszedł mu najwyżej jakiś taki niezdarny trucht.

Czyli gość miał kilka kompletów płuc i akurat w tych go kłuło? :)

 

 

– Akapit wyżej jest wspomniane, że ma kłopot z oddychaniem i coś go uwiera w płuca właśnie. Więc ten cytowany tutaj fragment to nawiązanie właśnie do tego. Ale ok, wyciąłem “tych”. 

 

 

 

Kiedy się schylił, bo jak znaczyłoby, że schylił się krzywo, albo nisko, a tu chodzi o moment, schylenia.

– Tutaj niezbyt wiem o czym piszesz. 

 

 

Jebane matkojebcy!

Płeć się nie zgadza.

 

– Jak możesz to daj większy fragment bo nie mogę tego znaleźć. 

 

 

No, nie jest lekko czytać bo interpunkcja gdzieś sobie poszła, a powtórzenia męczą.

Masz jakiś pomysł, ale wymaga on gruntownego dopracowania.

 

– A można tak prosić pełnym zdaniem? Bo najbardziej mnie interesuje właśnie jak to wygląda od strony fabularnej. Poza gramatyką to czego brakuje temu pomysłowi? 

 

 

 

 

@dawidiq 

 

– Dzięki za dobre słowo :) Cieszę się, że przypadło ci do gustu. Napisałem ten tekst już dobre kilka lat temu jako bonus do jednej z prowadzonych przeze mnie forumowych sesji. Większość takich opowiadań jak to to skutek uboczny prowadzonych sesji więc jest w klimacie postapo bo ich prowadziłem najwięcej. Z fantastyki mniej. Z gotowców to nie wiem czy coś mam, chyba tylko Warhammer by się pod to łapał. 

 

Przeczytałem. Ten tytuł z MP5 i postapo mnie skusił. Lubię postapo. A co do samego tekstu.

 

 

Drewniany bohater – postać jest bez emocji. Aby wziąć to trzeba dać. Jak chcesz wzbudzić emocje w odbiorcy to trzeba mu dać i pokazać emocje w tekście, filmie, grze. Tymaczem typek to kawąłek drewna. Jakby odhaczał kolejne checkpointy w FPS. I to takiej co zaczyna grać 482-raz więc skipuje kolejne scenki aby zrobić questa. To moim zdaniem najpoważniejsza wada tego tekstu. Powinno być więcej emocji, przeżyć, przemyśleń, wahań. Tymczasem typ się zachowuje jakby to była jego 5-ta zagłada świata w tym tygodniu więc nie ma co robić hałasu. A zakładam, że to jednak jego pierwszy raz więc przydałoby się jakoś to podkreślić, że to wyjątkowe wydarzenie w jego życiu. Podobnie jak ludzie reagowali np. na wybuch II WŚ czy względnie niedawno na Ukrainie czyli największej wojnie w Europie od czasu zakończenia II WŚ i to już za naszego życia. A tu u ciebie typa to w ogóle nie rusza, ot kolejny etap robienia questa w FPS. 

 

Blokersowy język – początek zaczyna się tak bardzo w polskim stylu, że zaskoczyło mnie, jak padło coś o stanach. No rozumiem, że piszesz po polsku, dla Polaków ale jednak skoro rzecz dzieje się w USA, i postać to prawdopodobnie Amerykanin to jednak wypadałoby to podkreślić. Albo chociaż pozbyć się tych wszystkich “ziomeczków” i innych typowych dla współczesnej polszczyzny określeń. 

 

Dziwne zachowanie postaci – po części jw czyli brak emocji. Ma jechać na piknik z kolegą no ale nie bo wojna nuklearna. Coś błysnęło nuką za rogiem no ale jechał drogą to dalej jedzie drogą. Paliwo się kończy to zjeżdża z głównej drogi. Dlaczego? Jakby gdzieś miała być stacja benzynowa to właśnie raczej przy głównej drodze. Jakaś wiocha i zabici no też kompletna zlewka. To on co dzień znajduje takie ofiary strzelanin, że ma taką znieczulicę? Coś jest wspomniane o pracy w korpo i że doświadczenia z bronią nie ma to chyba raczej nie. Jak to ma być coś wyjątkowego to wypadałoby się nad tym pochylić (wzbudzić uczucia, rozterki, wahania, obawy, strach czyli znów emocje jakich tu brak) aby to podkreślić dla odbiorcy. Obszukuje trupy jakby szukał loot w grze co wypadnie zabitych. No rozumiem, że w niepewnych czasach mógłby się pokusić aby coś im zabrać, zwłaszcza broń jak jest okazja. 

 

Zabieranie munduru – podobnie jw. czyli no raz, że wygląda to jak w FPS czyli klik-i sprzęt zabrany. Bez żadnego opisu jak to trudno zdjąć ubranie z bezwładnego, ciężkiego trupa który nie chce współpracować w tej czynności. Znów kompletnie bez emocji, bez tego czy to nieprzyjemne, dziwne, ohydne no zero emocji. A dwa to paradowanie w mundurze wojskowym jak się nie jest wojskowym i to w wojennym czasie to nie jest zbyt mądre. Średnio rozgarnięty dorosły powinien to kumać, że to podpada pod sabotaż i inne takie co może sprowadzić kłopoty na przebierańca. Nie wiem też tak naprawdę po co zabierał ten mundur. Jak potrzebował ubranie mógł zdjąć z cywila albo poszukać w domu. Swoją drogą dziwne, że jest 100% zabitych w tej osadzie w sensie, że nie ma nikogo kto przeżył. Znów logika z gier, “drastyczna scenka aby zrobić klimat”. Od robienia klimatu i wzbudzania emocji to znów są przede wszystkim emocje postaci, głównej i innych przed kamerą. Same “scenki z trupami” to tylko fakt statystyczny, trzeba naprawdę się postarać przy ich serwowaniu i odbieraniu aby same z siebie wzbudziły emocje. To właśnie przez pokazanie emocji postaci najłatwiej wywołać emocje u odbiorcy. 

 

MP5 – schować MP5 do kabury? No nie wiem czy myślimy o tej samej broni. Jak ja słyszę “MP5” to myślę o tej broni: https://en.wikipedia.org/wiki/Heckler_%26_Koch_MP5 Wówczas jest to pistolet maszynowy czyli broń zbyt duża aby robić dla niej kaburę. Jeśli to miała być broń do kabury to by musiała być krótka czyli pistolet albo rewolwer. Więc jak dla mnie to albo-albo. PM to się nosi na ramieniu albo przez plecy a nie w kaburze. Chyba, że to jakiś wymyślony pistolet jaki akurat nazywa się tak samo jak ten model HK. I nie wiem na ile chcesz się trzymać realiów ale MP5 to nie jest zbyt popularny model w wojski. W policji, SWAT itd. to tak ale dla oddziału wojska bardziej naturalne byłyby karabinki w stylu M4 i pochodnych. Ok, jacyś wojskowi komandosi, agenci federalni itd. spoko mogliby używać MP5. Oczywiście w fikcji literackiej jest większa swoboda więc jak chcesz aby była tak akurat ta broń to szpoko, może być. 

 

Gazmaska – spać w gazmasce? Zapewne to możliwe ale nie wiem czy takie proste. W gazmasce ciężej się oddycha, jak ktoś nie jest nawykły jest też niewygodna i ma ograniczone pole widzenia. Zapewne po ostatniej pandemii masz jakieś doświadczenia z używaniem zwykłych maseczek na twarz. To może dać pewne pojęcie jak się chodzi i oddycha w gazmasce. Tymaczem twoja postać znów chodzi w tej gazmasce jakby robiła to od zawsze. Albo jak to byłaby opcja w FPS (znowu). Nic nie ma, że to dla niej coś nowe, że to może być obrzydliwe zakładać maskę po trupie (znów brak emocji, przemyśleń postaci), że ciężko się oddycha. Poza tym w gazmasce trzeba wymieniać filtry bo się stopniowo zapychają. Jak on przespał w niej całą noc, jeszcze w niej łaził ileś godzin przed i po tej nocy to filtr pewnie mógł już mu się zapchać. Oddychałoby się coraz ciężej. No chyba, że to nieważne i nie interesuje cię opisywanie czegoś takiego no to okey, tak też można. 

 

Geografia – z opisu wynika, że rzecz się dzieje gdzieś w USA. I opis brzmi jakby tam były godziny jazdy przez pustkowia. To pasuje do zachodnich, pustynnych stanów jak Arizona, Nowy Meksyk albo północnych czyli tam gdzie dominują pustynie albo wielkie równiny. Tymczasem coś masz o drzewach. Co mi się kojarzy raczej z bardziej umiarkowanym klimatem Wschodniego Wybrzeża. Oczywiście nawet w Arizonie może być parę drzew, pewnie spoko. Ale podkreślam to aby pokazać, że trudno jakoś umiejscowić konkretniej gdzie się dzieje akcja a USA to duży kraj i ma różnrodne strefy czasowe, klimatyczne i topografię. Bo coś jak Polska to okey, to mniej więcej wszędzie wygląda podobnie, ta sama strefa czasowa i klimatyczna. Ale tak duży kraj jak USA to przydałoby się jakieś doprecyzowanie gdzie rzecz się dzieje. Lub dokładniejszy opis terenu. Bez tego to wszystko się robi zawiszone w próżni i dość abstrakcyjne przez co trudno się do tego jakoś odnieść. 

 

Po co to? – no na końcu gdzieś dociera, chyba do bazy, coś mu się dzieje niedobrego, chyba słabnie ale nie wiadomo w sumie co. Nie wiem jak to ocenić. Jeśli to ma być prolog lub mają być kolejne części to ok, mogłoby być. Ale jeśli to ma być skończone opowiadanie to jednak przydałoby się więcej konkretów ocb. 

 

Bezbarwność postaci – zwykle w książkach czy filmach postać charakteryzuje się jakimś skillem. Coś umie, w czymś jest dobra, z tego skilla jest znana, to jest jej konik. Twoja postać wiadomo, że pracuje w międzynarodowym korpo i nie jest ekspertem w broni palnej. W sumie po skillach to tyle. Przydałoby się wiedzieć w czym jest mocna, jakoś to pokazać aby się odróżniała tym skillem od innych. Fajno, że nie zrobiłeś z niego przepaka co zna się na wszystkim i np. nie zna się na obsłudze broni. Przepaki są nudne i irytujące. 

 

 

Podsumowując

 

 

– Dodaj więcej emocji, przemyśleń, rozterek. Pomysl o dialogach czyli o interakcji z innymi BN-ami. Dialogi też są dobre w pokazywaniu charakterów i emocji. Dodaj opisów przyrody to pomaga ziwzualizować jak wygląda dana sceneria. Jak decydujesz się na opis konrketnego sprzętu np. broni to chociaż rzuć okiem w wiki jak to wygląda aby nie było kuriozum, że pm chowa się do kabury :) 

 

– Tekst może być. Ale jako brudnopis/prototyp. Popracuj jeszcze nad detalami albo dorób jakiś ciąg dalszy. Jeśli masz jakiś zamysł na intrygę to pokaż ją. Tekst trochę krótki więc niewiele jest miejsca aby pokazać barwy i pazur. No ale ma potencjał :)

Nowa Fantastyka