- Opowiadanie: Przemysław Samuel Gąsiorek - Wycięty fragment PSYCHOPATII ze względu na brutalność

Wycięty fragment PSYCHOPATII ze względu na brutalność

Oceny

Wycięty fragment PSYCHOPATII ze względu na brutalność

Jarzeniówka migotała krwistą czerwienią, wydobywając z półmroku mężczyznę siedzącego na metalowym blacie. Był nim dwudziestoparolatek, którego kostkę spowijał łańcuch przykuty do oparcia łóżka. Więzień nie próbował się szarpać. Już nie. Wiedział, iż to nadaremne. Mimo wielokrotnych wysiłków, nie potrafił rozerwać kajdan. Nie miał pojęcia ile czasu tu spędził, zliczał jedynie kolejne wizyty swojego oprawcy. Drżał na każdy dźwięk mogący sugerować jego przybycie. Miał nadzieję, że ten zabije go, gdy zszedł tutaj za pierwszym razem. Z pewnego rodzaju ulgą witał nadchodzącą śmierć w akompaniamencie narastającego bólu. Jakież było jego zdziwienie, kiedy ocknął się i żył dalej. Czuł niewysłowione rozczarowanie, potęgowane wrzaskiem własnego umysłu: O Boże, to nie koniec! To się powtórzy!

Nie mylił się.

Od tej pory „Mengele” pojawił się w zatęchniętej piwnicy jeszcze cztery razy. Za każdym kończyło się utratą przytomności po niebywale wyrafinowanych torturach.

Siedział pozbawiony nadziei. Wciągał powietrze ustami, bo nozdrza mu czymś zszyto. Gdyby chociaż mógł dosięgnąć noża leżącego na szafce obok i podciąć sobie żyły, to nie zawahałby się. Zwyrodnialec przemyślał i tenże detal, i dał mu złudną nadzieję. Więzień parę razy próbował złapać za ostrze, ale choć prężył się i wyciągał nadpalone kończyny, to zawsze brakowało kilku centymetrów. Była jeszcze jedna opcja skończenia ze sobą… Nie miał jednak na tyle odwagi by uderzyć głową o ścianę, licząc na to, że coś w niej pęknie. To go przerastało.

Czy w piekle może być gorzej? – dywagował zrozpaczony.

Nie potrafił wcześniej wyobrazić sobie podobnych męczarni. Jego najgorsze koszmary stanowiły zaledwie igraszki w porównaniu z tym, czego obecnie doświadczał. Coś nagle zgrzytnęło. Znieruchomiał, nasłuchując z przerażeniem. Ponowne kliknięcie upewniło go w najczarniejszych obawach.

On tu jest! – zawył umysł nieszczęśnika.

Do uszu dwudziestoparolatka dobijały się dźwięki kroków stawianych na betonowych stopniach, a po nich z ciemności wyłonił się doktor.

 – Stęskniłeś się za mną? – Szyderstwo wypełniło echem wnętrze piwnicy.

Chłopak nie odpowiedział, a łzy mimowolnie napłynęły mu do oczu. Trząsł się.

– Czemu płaczesz? – zapytał, odgrywając z aktorskim opanowaniem swoją rolę. Wyglądał na szczerze zmartwionego. – Nie bój się, dzisiaj tylko upiększymy ci usteczka i masz spokój! – Mężczyzna w masce Jigsaw trzymał jakieś zawiniątko pod pachą. – Taka taryfa ulgowa z racji tego, że spotkało mnie sporo szczęścia… Dobrze? Zanim ci tępi nieudacznicy wpadną na jakikolwiek trop, to zdążę dokończyć moje Opus Magnum. Artyści bardzo nie lubią, kiedy im się przeszkadza, wiesz? Nie lubią zostawiać rozgrzebanych projektów…

Zwyrodnialec usiadł na obrotowym taborecie i przysunął się do swojej ofiary. Zrzucił szmatę z przedmiotu, który przyniósł, a ten błysnął czerwienią.

– Mam dla ciebie prezent – oznajmił z podekscytowaniem. – Lustereczko. Wreszcie będziesz mógł się przejrzeć… Zobaczyć jak wspaniale idzie nam współpraca. Cieszysz się?

Ustawił taflę w pionie, a gdy tylko chłopak ujrzał swoje oblicze, wydał nieartykułowany skowyt. Zanosił się, i choć próbował coś powiedzieć, z jego ust uleciał jedynie jęk. Mężczyzna w odbiciu nie miał połowy nosa, zaś to co z niego zostało, było pokracznie zacerowane grubymi nićmi. Straszyły wyskubane w sporej części brwi i nieliczne wyspy włosów na łysej głowie. Dwudziestoparolatek przez lejące się łzy, oglądał swoją twarz. Nie przypominała tej, którą pamiętał. Zwyrodnialec przeprowadził na nim serię zabiegów. Brzytwa wycięła sporo skóry, a gdzieniegdzie blizny musiały sięgać głębiej. Do mięśni. Jeden policzek był siny i napuchnięty, najpewniej bił go po nim, kiedy chłopak tracił przytomność.

– Arcydzieło, czyż nie? Wiem, wiem, nie dziękuj! Dobra, wystarczy. Napatrzyłeś się – powiedział, chichocząc jak hiena. – Cudowna masakra!

Biedak chciał mu odpyskować, ale gdy otworzył usta, zobaczył kikut języka i przyłapał się na tym, że kolejny raz próbuje go używać. I to mimo świadomości, że nigdy już nie przemówi. Zanosił się, łkał i charczał na zmianę. Rzucał się w malignie. Przypomniał sobie, jak kiedyś napisał opowiadanie o podobnej bestii, a jego matka stwierdziła, że to w sumie taki oklepany motyw, a w rzeczywistości nierealny scenariusz. O zgrozo. Była w błędzie! 

Jigsaw zrzucił lustro na podłogę.

– Ups. Stłukło się – skwitował z udawanym smutkiem.

Chłopak przeczuwał, że to nie przypadek. Ten pomyleniec miał wszystko dokładnie zaplanowane. W najdrobniejszych szczegółach. Mężczyzna podniósł ostry kawałek i stwierdził, iż to przynosi pecha. Uśmiechnął się opętańczo do płaczącego, po czym chwycił go z całych sił za krtań i przysunął do siebie.

– Czas powiększyć ci usta. – Przyłożył szkło do warg pacjenta i ciął. Trzykrotnie, bez sekundy zawahania. Krew ciekła po jego rękach, zaś on bawił się dyndającymi płatami skóry. – Nic się nie martw, zaraz to zszyjemy. Mówiłem ci, że dzisiaj będzie krótko i przyjemnie!

Katowany spoglądał na niego wielkimi ze strachu oczyma i kwękał z bólu. Błagał w myślach, żeby tym razem nie robił mu płonnej nadziei. CHCĘ UMRZEĆ, wołał umysł biedaka.  

Koniec

Komentarze

Fragment pochodzi z mojej książki Psychopatia, został usunięty w procesie redakcji, a postanowiwszy, żeby się nie zmarnował serwuję go Wam. W tejże rażącej umysł postaci, lepiej nie czytać przed spaniem! Wiem, co mówię, byli już tacy śmiałkowie ;)

Nowa Fantastyka