- Opowiadanie: tomaszg - Król jest nagi. Następne ostatnie pokolenie.

Król jest nagi. Następne ostatnie pokolenie.

Oceny

Król jest nagi. Następne ostatnie pokolenie.

Gdzieś da­le­ko stąd

– Jest na­praw­dę pięk­ny – po­wie­dział Ma­ciej, pa­trząc z ogrom­ną mi­ło­ścią na uko­cha­ną żonę i długo wy­cze­ki­wa­ne­go po­tom­ka, le­żą­cych na pro­stym, tanim, szpi­tal­nym łóżku, przez zu­peł­ny przy­pa­dek przy­po­mi­na­ją­cym lek­kie, prze­no­śne nosze po­lo­we.

– Tak – rzu­ci­ła Jola, tuląc do pier­si no­wo­rod­ka.

– To jak się dzi­siaj czu­je­my? – Do po­ko­ju wszedł le­karz pro­wa­dzą­cy, Ma­ciej Za­gór­ny, który nie cze­kał na od­po­wiedź, tylko spraw­dził kartę pa­cjent­ki, wyjął z kie­sze­ni białą ko­per­tę z lo­giem cen­trum edu­ka­cji, ro­ze­rwał ją, wy­cią­gnął ze środ­ka kart­kę ta­nie­go, cien­kie­go pa­pie­ru i szyb­ko prze­biegł po niej ocza­mi.

Ma­ciej ści­snął Jolę za rękę.

– No do­brze. – Le­karz spoj­rzał na nich z po­waż­ną miną. – Tem­pe­ra­tu­ra i elek­tro­li­ty w nor­mie. Krwa­wie­nie usta­ło i nie po­win­no być pro­ble­mów z ko­lej­nym dziec­kiem. – Męż­czy­zna po­ma­chał kart­ką i uśmiech­nął się. – Mamy też w końcu wy­ni­ki. Sto trzy­dzie­ści jeden. Coś nie­by­wa­łe­go. Mu­si­cie być pań­stwo bar­dzo dumni.

– Tak. Je­ste­śmy tacy szczę­śli­wi – rzu­cił tatuś, a ko­bie­ta jesz­cze moc­niej przy­tu­li­ła swoje no­wo-na­ro­dzo­ne dziec­ko.

– Ro­zu­mie­cie chyba, z czym to się wiąże?

W po­ko­ju za­pa­dła głu­cha cisza.

– Pro­szę się nie przej­mo­wać. – Dok­tor znowu spoj­rzał na kartę. – Pa­tryk do­sta­nie bar­dzo do­brych ro­dzi­ców, do tego w naj­bliż­szej gru­pie sto trzy­dzie­stek jest coraz wię­cej uty­tu­ło­wa­nych na­ukow­ców. Na pewno czeka go pięk­ne życie i świe­tla­na przy­szłość.

– Czy mogę go jesz­cze po­trzy­mać? – Jola za­czę­ła cała drżeć.

– Oczy­wi­ście. Nie je­ste­śmy prze­cież bar­ba­rzyń­ca­mi.

– Kiedy go znowu zo­ba­czy­my?

– Z tego, co wiem, sto dwu­dziest­ki mają wi­dze­nia co dwa ty­go­dnie.

 

###

 

Moi sta­rzy nie pro­te­sto­wa­li, gdy mnie od­da­wa­li. Oj­ciec po­dob­no przy­ci­skał matkę do pier­si, ta za­le­wa­ła się pła­czem, ale nie ska­ka­ła na po­li­cjan­tów ani nawet ich nie zblu­zga­ła. Nigdy ją o to nie spy­ta­łem, ale Ma­ciek, jak go na­zy­wa­łem, nie­raz po­wta­rzał, że to była naj­bar­dziej mądra i dziel­na ko­bie­ta na tej dłu­go­ści i sze­ro­ko­ści geo­gra­ficz­nej.

Wiel­ka szko­da, że nie wnio­sła zbyt dużo do mo­je­go wy­cho­wa­nia.

Nie mogła.

Cały czas miesz­ka­łem z przy­bra­ny­mi ro­dzi­ca­mi w osie­dlu sto trzy­dzie­stek, wszyst­ko zgod­nie z pra­wem, które uchwa­lo­no wiele lat przed moimi na­ro­dzi­na­mi. Taki po­dział, w za­leż­no­ści od in­te­li­gen­cji, spraw­dzał się zna­ko­mi­cie i za­stą­pił nie­szczę­sne mia­sta pięt­na­sto­mi­nu­to­we, gdzie upy­cha­no osob­ni­ków i osob­nicz­ki wszel­kie­go ro­dza­ju, wy­znań, ko­lo­rów, płci, prze­ko­nań i po­glą­dów, włą­cza­jąc w to idio­tów i mniej­sze i więk­sze po­two­ry, nar­cy­zów, emo i inne dzi­wo­lą­gi, kre­atu­ry i in­dy­wi­dua, co było zu­peł­nie bez sensu, ładu i skła­du.

Do­ra­sta­łem w gru­pie po­dob­nych do mnie szczę­śliw­ców, w prak­ty­ce znaj­du­jąc się na samej dole dra­bi­ny spo­łecz­nej. Byłem je­dy­ną sto trzy­dziest­ką je­dyn­ką w oko­li­cy, bę­kar­tem z po­cząt­ku prze­dzia­łu, wy­rzut­kiem, który we­dług róż­nych zło­śliw­ców do­stał się tu, gdzie był, wy­łącz­nie przez przy­pa­dek i błąd pro­ce­dur cen­trum edu­ka­cji. To wła­śnie z tego po­wo­du tak czę­sto do­sta­wa­łem naj­bar­dziej nie­wdzięcz­ne prace. I pew­nie dawno temu za­ła­mał­bym się, gdyby nie moja pra­co­wi­tość i wie­dza ogól­na, które wzbu­dzi­ły ogrom­ne za­in­te­re­so­wa­nie pro­fe­so­rów, rów­nież tych z wyż­szych prze­dzia­łów, sta­wia­ją­cych sobie za punkt ho­no­ru do­pro­wa­dze­nie mnie do przy­zwo­ite­go po­zio­mu i udo­wod­nie­nie, że nie wszyst­ko za­le­ży od ogól­nie przy­ję­tych norm i wskaź­ni­ków.

Tak wy­glą­da­ła nasza mała Ar­ka­dia.

 

***

 

– Zo­staw­cie go! Zo­staw­cie! – Bie­głem, cały czas krzy­cząc, w stro­nę grupy wy­rost­ków, znę­ca­ją­cych się na bo­isku fi­zycz­nie i psy­chicz­nie nad le­żą­cym sta­rusz­kiem z dzie­siąt­ką na pier­si.

– Obroń­ca uci­szo­nych!

– Pa­trz­cie, pa­trz­cie, jaki ważny.

– Może to jakiś jego krew­ny?

– Idio­ta, to i po­ma­ga set­kom.

– A może on lubi setki? Po szkla­nie i na rusz­to­wa­nie? Dzia­ders jeden.

– Incel.

– Inba.

– Ku­pers.

– Bam­bik.

– Szam­bik, ram­bik i Mo­zam­bik.

Oni dalej się na­igry­wa­li, a ja uklęk­ną­łem przy star­szym panu i za­py­ta­łem:

– Wszyst­ko w po­rząd­ku?

– Tak – rzu­cił przez za­ci­śnię­te zęby. – Myśl. Tylko. O. Sobie. Chłop-cze.

– Każdy jest ważny.

– Głu­piec z cie­bie. Pie­przo­ny ide­ali­sta. Ile ty wła­ści­wie masz lat?

– Całe czter­na­ście. – Wy­pią­łem z dumą pierś i po­da­łem mu rękę, żeby wstał.

Tamci ode­szli, wi­dząc, że nic tu po nich, a może nawet bojąc się zgło­sze­nia na pod­sta­wie ustaw o roz­rod­czo­ści i czy­sto­ści ra­so­wej.

Dzia­dek cięż­ko dy­szał, więc go za­pro­wa­dzi­łem do po­bli­skiej ławki. Usiadł i po dłuż­szej chwi­li uspo­ko­ił się, i to na tyle, że za­czął mówić:

– Kie­dyś to było le­piej. Lu­dzie byli równi sobie, ale tak mocno, na­praw­dę, nie tak, jak wma­wia­li nam mu­tan­ci, od­mień­cy i wszel­kie mniej­szo­ści.

– Co pan tu robi?

– Je­stem tylko sto dzie­siąt­ką, ale nie zno­szę bez­czyn­no­ści. Dla przy­jem­no­ści sprzą­tam, przy­ci­nam krze­wy i tak dalej. Mam na to per­mit od wielu lat.

– A to pew­nie była nowa klasa – rzu­ci­łem do­myśl­nie. – I o tym nie wie­dzą. Albo wie­dzą, ale nie chcą przy­jąć do wia­do­mo­ści.

– Do­kład­nie.

 

###

 

W tym świe­cie ist­nia­ło bar­dzo mało zasad, a jedną z nich było to, że za po­peł­nio­ną zbrod­nię można było do­stać mak­sy­mal­nie taką samą karę.

Wszyst­ko oce­nia­no na pod­sta­wie ka­ta­lo­gu z hie­rar­chią waż­no­ści. Je­że­li ktoś kogoś truł che­mi­ka­lia­mi, sam mógł być za­tru­ty trwa­le albo tym­cza­so­wo i nie miał prawa do dar­mo­wej opie­ki zdro­wot­nej. Za­bój­stwo ka­ra­no ka­lec­twem albo śmier­cią. Kra­dzież skut­ko­wa­ła ode­bra­niem środ­ków pro­por­cjo­nal­nie do wy­so­ko­ści ak­ty­wów, i tak dalej, i tak dalej.

Cie­ka­wą kwe­stią w tym sys­te­mie po­zo­sta­wa­ło to, że na­pięt­no­wa­nie czy­jejś in­te­li­gen­cji miało bar­dzo wy­so­ką wagę i mogło być uka­ra­ne utra­tą ca­łe­go ma­jąt­ku, a w przy­pad­ku re­cy­dy­wy nawet do­ży­wo­ciem. Po­mi­ja­jąc prze­pi­sy, nikt do końca nie wie­dział, skąd to się wła­ści­wie wzię­ło. Tak dzia­łał sys­tem i to wszyst­kim wy­star­cza­ło.

 

***

 

Sie­dzia­łem w kla­sie na lek­cji hi­sto­rii, nu­dząc się nie­mi­ło­sier­nie, i pa­trzy­łem na na­gra­nie z prze­bie­giem ja­kie­goś prze­słu­cha­nia.

– Mi­nę­ło dzie­więć dni. – Star­szy pan na ekra­nie za­da­wał py­ta­nia, a ko­bie­ta na­prze­ciw­ko uśmie­cha­ła się ner­wo­wo, rów­no­cze­śnie ły­piąc ocza­mi na boki, zu­peł­nie jakby szu­ka­ła ja­kiejś po­mo­cy. – Czy pani agen­cja brała pod uwagę pa­gó­rek jako za­gro­że­nie?

– Trwa do­cho­dze­nie w tej spra­wie.

– To je­dy­ne wy­so­kie miej­sce w oko­li­cy.

– Jest to do­pie­ro wy­ja­śnia­ne.

– Pro­szę sobie nie żar­to­wać. Do tego wy­star­cza pięć minut z mapką w ręku. Po­wo­ły­wa­ła się pani na śledz­two innej agen­cji. Z kim pani się skon­tak­to­wa­ła?

– Nie ro­zu­miem py­ta­nia.

– Na­zwi­sko. Cho­dzi mi o na­zwi­sko.

– To był dy­rek­tor jed­nej z agen­cji.

– Jak się na­zy­wał?

– Nie mogę o tym mówić.

– Ro­zu­miem. Czy roz­ma­wia­ła pani z nim o ma­te­ria­łach wy­bu­cho­wych?

– Tak.

– Czy uzy­ska­ła pani wtedy ja­kieś in­for­ma­cje?

– Tak.

– Chcie­li­by­śmy wie­dzieć, co to było.

– W tej spra­wie trwa szcze­gó­ło­we śledz­two. Nie mogę nic po­wie­dzieć z uwagi na jego dobro.

– Mi­nę­ło dzie­więć dni. Przy­szła pani zu­peł­nie nie­przy­go­to­wa­na. Czy mamy cze­kać sześć­dzie­siąt dni? A może sto? Albo dwie­ście?

– Moim za­da­niem jest prze­ka­za­nie wy­łącz­nie spraw­dzo­nych in­for­ma­cji.

– Wła­śnie w tym jest pro­blem. Pani nic nie prze­ka­zu­je i jak dotąd nie od­po­wia­da na py­ta­nia, tylko cią­gle ucie­ka. Już moje pię­cio­let­nie dziec­ko jest bar­dziej kom­pe­tent­ne. Dzi­siaj nie do­wie­dzie­li­śmy się wła­ści­wie ni­cze­go. Spró­buj­my cze­goś in­ne­go. Czy uzy­ska­ła pani wy­tycz­ne, co może być prze­ka­za­ne tej ko­mi­sji?

– Trwa­ją ko­lej­ne śledz­twa.

– Tak czy nie?!

– Jak wy­ja­śnia­łam, śledz­twa są w toku.

– Nic pani nie wy­ja­śni­ła. Pro­szę od­po­wia­dać tak albo nie.

– Panie prze­wod­ni­czą­cy…

– Tak czy nie?

– Ale panie prze­wod­ni­czą­cy…

– Ja z panią nie dys­ku­tu­ję. Jaka jest od­po­wiedź na moje py­ta­nie?

– Nie.

– Czy ktoś wydał roz­kaz, żeby wstrzy­mać wszel­kie dzia­ła­nia?

– Nie. Oczy­wi­ście, że nie.

– Agen­ci pod­ję­li dzia­ła­nia do­pie­ro po kilku strza­łach. Czy ist­nie­je ukry­ty spi­sek, żeby zabić pre­zy­den­ta USA?

– Nie.

– Dwu­dzie­sto­la­tek ama­tor wszedł na dach i strze­lał, a naj­lep­si agen­ci na świe­cie nie wie­dzie­li, że sta­no­wi za­gro­że­nie. Na­praw­dę mamy w to uwie­rzyć? Co pani ukry­wa? Pani jest pełna gów… – Star­szy pan za­marł z wy­ra­zem wście­kło­ści na twa­rzy.

– Myślę, że prze­rwie­my w tym mo­men­cie. – Na­uczy­ciel wy­łą­czył te­le­wi­zor. – Wielu ludzi pró­bo­wa­ło wy­tłu­ma­czyć za­mach na Trum­pa nie­kom­pe­ten­cją, cha­osem or­ga­ni­za­cyj­nym albo stra­chem przed od­po­wie­dzial­no­ścią, dziś jed­nak wiemy o wiele wię­cej. Na na­stęp­ną lek­cję przy­go­tuj­cie krót­kie pod­su­mo­wa­nie.

Z lek­cji hi­sto­rii bar­dzo do­brze za­pa­mię­ta­łem za­przy­się­że­nie pre­zy­den­ta USA w dwu­dzie­stym pierw­szym roku, gdy cały Wa­szyng­ton ob­sta­wio­no woj­skiem i wpusz­czo­no je­dy­nie garst­kę ofi­cje­li, i wy­da­rze­nia czte­ry lata póź­niej, gdy ludzi były ty­sią­ce, i wła­ści­wie każdy wy­ra­żał szcze­ry en­tu­zjazm. W tym dru­gim przy­pad­ku bar­dzo wy­mow­na była czar­na kre­acja pierw­szej damy, ale jeśli po­mi­nąć ten szcze­gół, to do­sta­li­śmy bar­dzo wy­raź­ny i kon­tra­sto­wy obraz tego, jak dzia­ła dobro i zło.

Wielu nie chcia­ło w to uwie­rzyć, bo taka jest nasza na­tu­ra.

 

###

 

Bar­dzo dużo zmie­ni­ło się w cza­sie wiel­kie­go re­se­tu. Ludz­kość w końcu po­zna­ła toż­sa­mość praw­dzi­wych po­two­rów i kre­atur rzą­dzą­cych świa­tem. Na świa­tło dzien­ne wy­szły za­ma­chy na pre­zy­den­tów i zwy­kłych ludzi, sprzy­ja­nie idio­ty­zmo­wi, nisz­cze­nie klasy śred­niej i wiele in­nych rze­czy. Po­twier­dzi­ło się nawet to, co pi­sa­no o byłym pre­mie­rze Pol­ski, czło­wie­ku, który pró­bo­wał wśli­zgnąć się in­au­gu­ra­cję naj­po­tęż­niej­sze­go po­li­ty­ka na świe­cie i zo­stał za­trzy­ma­ny przez sze­re­go­wych bram­ka­rzy, a potem tłu­ma­czył się jak dziec­ko, że był umó­wio­ny na spo­tka­nie w tej oko­li­cy.

Jak to jest moż­li­we, że sta­cja, gdzie niby zdą­żał, za­po­mnia­ła o gło­wie wła­sne­go pań­stwa i być może wy­da­rze­niu stu­le­cia? Skoro był umó­wio­ny, to nie wie­dział, że tego dnia ulice zo­sta­ły za­mknię­te? I co? Le­ciał wiele go­dzin z Pol­ski, żeby aku­rat wtedy udzie­lać wy­wia­du? To było takie ważne, że nie mogło za­cze­kać? A on po­zo­sta­wał tak ważną per­so­ną, że prze­bi­jał nawet ame­ry­kań­skie­go pre­zy­den­ta?

Wła­śnie tacy lu­dzie nami za­rzą­dza­li. Wma­wia­li nam wszyst­ko, a my ły­ka­li­śmy to jak pe­li­ka­ny.

Po­twier­dzi­ło się po raz ko­lej­ny, że je­ste­śmy je­dy­nie mał­pa­mi, może w gar­ni­tu­rach, ale jed­nak tylko mał­pa­mi. To oczy­wi­ście nie je­dy­ny taki przy­kład.

Dla­cze­go wiele z nas czeka z dziec­kiem do ostat­niej chwi­li, zwięk­sza­jąc ry­zy­ko uszko­dzeń płodu? Jak to moż­li­we, że ak­cep­tu­je­my karty gra­ficz­ne, sa­mo­cho­dy i wiele in­nych pro­duk­tów, które są tak za­pro­jek­to­wa­ne, że mogą się za­pa­lić? Po co nam le­ka­rze, któ­rzy prze­pi­su­ją zle­co­ne przez kor­po­ra­cje leki? Jak to jest, że dziec­ko jest wła­sno­ścią ko­bie­ty, gdy ta chce je usu­nąć, ale tylko męża, gdy cho­dzi o ali­men­ty? Po co nam hu­ma­ni­tar­ne wkłu­wa­nie się przez eg­ze­ku­cją? Co nam daje, że dbamy o zwie­rzę­ta, a chwi­lę potem je za­bi­ja­my? Dla­cze­go nasza wa­liz­ka w sa­mo­lo­cie ma mieć wagę wy­li­czo­ną co do grama, ale nie­waż­ne jest, czy my wa­ży­my osiem­dzie­siąt czy sto pięć­dzie­siąt kilo? Albo co ma dać prze­kła­da­nie rze­czy z ba­ga­żu do ba­ga­żu, skoro i tak po­le­cą w tej samej ma­szy­nie? I nie, ra­czej nie cho­dzi o wy­wa­że­nie.

Ta­kich non­sen­sów było i jest pełno nie tylko w re­al­nym życiu, ale rów­nież na szkla­nym ekra­nie.

Gdy ktoś jest za­ra­żo­ny, dla­cze­go bo­ha­te­ro­wie tracą cenne se­kun­dy i mówią, żeby się nie za­bi­jał, a nie od­bio­rą mu po pro­stu broni? Jak to moż­li­we, że ludz­kość za­wsze może być cu­dow­nie oca­lo­na przez po­je­dyn­cze­go czło­wie­ka, gdy stra­ci­ła już wszyst­ko? Albo czemu z upo­rem ma­nia­ka po­ka­zu­je­my dźwięk w próż­ni? I jak to jest, że sa­mo­cho­dy za­wsze wy­bu­cha­ją?

Czy wiara w to wszyst­ko nie jest do­brym przy­kła­dem, jak bar­dzo je­ste­śmy na­iw­ni i głupi?

 

***

 

– Pa­tryk, te dane, które przed­sta­wi­łeś, nie mają cer­ty­fi­ka­tów. – Ian, mój przy­bra­ny oj­ciec, od razu wy­chwy­cił głów­ny pro­blem z moją pracą do­mo­wą.

– Są praw­dzi­we.

– Nie cho­dzi o to, jakie są, tylko jakie spra­wia­ją wra­że­nie.

– Na pewno nie wy­glą­da­ją jak AI. – Wie­dzia­łem, że stary ma rację, z dru­giej stro­ny nie za­wsze wy­ra­bia­łem się na czas, i to było je­dy­nym po­wo­dem, że nie zdą­ży­łem z pro­ce­sem uwie­rzy­tel­nia­nia.

– To nie­waż­ne. Je­że­li chcesz w życiu do cze­goś dojść, mu­sisz wszyst­ko po­twier­dzać. In­ter­net dla proli jest pełen re­klam, sub­skryp­cji i gówna, a my mu­si­my trzy­mać fason i dawać dobry przy­kład.

– Wie­eem tato.

– Wie­dzieć, a robić, to dwie różne rze­czy. I nie za­po­mnij, że w so­bo­tę przy­cho­dzi Marta z Mać­kiem.

– Jak ja jej nie cier­pię.

– Ma­ciek wy­da­je się być szczę­śli­wy.

– Ta, jasne. Za­sta­na­wiam się, dla­cze­go stary i Jolka nie mogli być razem i mnie wy­cho­wać.

– Nie­do­brze o tym mówić, i sam do­brze o tym wiesz. – Ian, po­sia­dacz im­po­nu­ją­cych stu trzy­dzie­stu dzie­wię­ciu, po­krę­cił głową. – Dobra, nie trać­my czasu na głu­po­ty. Do­kończ jesz­cze pro­ce­sor i idź spać.

– Ale tato, to jest takie nudne.

– Nie mu­sisz my­śleć o pracy i pie­nią­dzach wła­śnie dzię­ki temu co ro­bisz.

– Czy nie wy­da­je ci się, że to nie­spra­wie­dli­we? Lu­dzie rodzą się z pięt­nem i nie mogą nic zmie­nić. Cza­sem chciał­bym się tam obu­dzić. – Po­ka­za­łem w stro­nę gor­szych dziel­nic. – I nie my­śleć, czym muszę się zaj­mo­wać.

– Ale wtedy ko­niecz­ne by­ło­by uży­wa­nie do wszyst­kie­go ge­ne­ra­tyw­nej AI. Był­byś głupi jak but z lewej nogi.

– Chyba mó­wisz o za­ni­ku kry­tycz­ne­go my­śle­nia, co opi­sa­li Wat­son i Mike w dwu­dzie­stym pią­tym. – Za­uwa­ży­łem przy­tom­nie.

– No tak.

 

###

 

Świat bar­dzo się zmie­nił. Po ogrom­nych wpad­kach zwią­za­nych z ła­two­pal­ny­mi pro­duk­ta­mi i mi­liar­do­wych od­szko­do­wa­niach kor­po­ra­cje nie wpro­wa­dza­ły co chwi­la no­we­go sprzę­tu, a po dzie­siąt­kach ty­się­cy zgo­nów i przy­pad­ków ka­lec­twa uchwa­lo­no pierw­sze usta­wy o wol­no­ści opro­gra­mo­wa­nia, na­zwa­ne usta­wa­mi Muska, a potem roz­sze­rzo­no je na inne dzie­dzi­ny cy­fro­wej dzia­łal­no­ści.

Nie dało się zro­bić du­żych pie­nię­dzy na elek­tro­ni­ce z pia­sku, ukró­co­no też po­bie­ra­nie opłat za opro­gra­mo­wa­nie, gry, filmy i mu­zy­kę. Wy­szło to wszyst­kim tylko na dobre. Ludz­kość w cza­sie nowej zło­tej ery w końcu za­czę­ła pisać po­praw­ny kod i uzy­ska­ła do­stęp do mi­lio­nów dzieł, wcze­śniej za­mknię­tych na pół­kach.

To wy­wo­ła­ło efekt kuli śnie­go­wej, istot­nie zwięk­sza­jąc kre­atyw­ność całej po­pu­la­cji, mocno pod­ko­py­wa­ną przez uży­wa­nie AI, bę­dą­ce gor­szym nar­ko­ty­kiem nawet niż fen­ta­nyl i jego po­chod­ne. W tym świe­cie nie było pro­ble­mem ku­pie­nie czy zna­le­zie­nie dóbr cy­fro­wych, na­to­miast cięż­ko było wy­chwy­cić tam praw­dę. Nową wa­lu­tą stały się cer­ty­fi­ka­ty po­świad­cza­ją­ce, że coś w ogóle ma sens. Ich zdo­by­wa­nie przy­no­si­ło kro­cio­we zyski, po­dob­nie jak wcze­śniej go­rącz­ka złota i po­świad­cza­nie czy­sto­ści wę­glo­wej.

 

***

 

– Osią­gnął pan nie­by­wa­ły suk­ces. – Jakiś łysy facet, któ­re­go wi­dzia­łem pierw­szy raz w życiu, uści­snął mi rękę i wci­snął wi­zy­tów­kę. – Wła­śnie ta­kich ludzi teraz szu­ka­my.

Od pięt­na­stu minut cały czas spo­ty­ka­łem się tylko z po­dob­ny­mi re­ak­cja­mi. Mia­łem już tego ser­decz­nie dosyć i w końcu dys­kret­nie wy­co­fa­łem się, żeby ode­tchnąć świe­żym po­wie­trzem na ta­ra­sie.

– I co dzie­ciacz­ku, my­ślisz, że tak to dzia­ła? – Nagle usły­sza­łem za sobą za­pi­ja­czo­ny głos. – Że po­wiesz, co zro­bić, i tylko inni po­bru­dzą sobie rącz­ki? Wierz mi. Twoje su­mie­nie też bę­dzie mocno ob­cią­żo­ne. A im póź­niej, tym go­rzej dla cie­bie.

– Kim pan jest? – Od­wró­ci­łem się gwał­tow­nie i po­pa­trzy­łem na pi­ja­ka w dro­gim gar­ni­tu­rze.

– Sto sześć­dzie­siąt­ka piąt­ka, do usług. – Za­sa­lu­to­wał.

– Pan jest pi­ja­ny.

– No po­patrz, nie za­uwa­ży­łem. – Za­śmiał się głup­ko­wa­to. – Pniesz się w górę, jakby to co­kol­wiek zna­czy­ło. A ma­te­ria nie jest z gumy, oj nie. Jak zy­skasz po­zy­cję, to stra­cisz coś in­ne­go. No i tam. – Po­ka­zał pal­cem w górę. – Tam trze­ba po­dej­mo­wać same trud­ne de­cy­zje. Sa-me-mu.

– Chce­cie się po­zbyć osiem­dzie­sią­tek, co nie? – Za­da­łem z głu­pia fant pierw­sze py­ta­nie, które wpa­dło mi do głowy.

– Mieli swoje chwi­le szczę­ścia. Pre­zy­dent już ogło­sił, że jest go­to­wy na to po­świę­ce­nie.

– To kto bę­dzie na nas pra­co­wał?

– Prze­cież sam wiesz.

– Setki się w końcu zbun­tu­ją.

– Ale nie za na­sze­go życia. Mają i będą mieć za dużo na gło­wie. Już o to za­dba­my. – Za­śmiał się, ale tak, aż prze­szły mnie ciar­ki po ple­cach.

 

###

 

Unia Eu­ro­pej­ska po­wo­ła­na zo­sta­ła w szczyt­nym celu, jed­nak skoń­czy­ła jak każdy więk­szy sys­tem.

W pew­nym mo­men­cie sku­pio­no za dużo wła­dzy w jed­nym ręku. To był po­czą­tek końca. Eu­ro­kra­ci do­sta­li ogrom­ne na­rzę­dzia i moż­li­wość re­gu­lo­wa­nia każ­de­go aspek­tu życia. Krok po kroku wtło­czo­no każ­de­go w te same ramy i mun­dur­ki. Znisz­czo­no róż­ne­go ro­dza­ju pa­trio­tów i par­tie pra­wi­co­we, i ode­bra­no lu­dziom ich róż­no­rod­ność. Sa­mo­dziel­ność za­stą­pio­no kon­tro­lą. Zro­bio­no z ludzi że­bra­ków, zmu­sza­jąc ich do przyj­mo­wa­nia sub­wen­cji i środ­ków ze pro­gra­mów po­mo­co­wych.

Tak wy­glą­dał ko­mu­nizm w naj­czyst­szej po­sta­ci. To było sprzecz­ne z ludz­ką psy­chi­ką, do­ma­ga­ją­cą się praw­dy, rów­no­ści i wol­no­ści. To się mu­sia­ło bar­dzo źle skoń­czyć. I tak się stało, a teraz hi­sto­ria za­to­czy­ła koło. Wró­ci­ły de­mo­ny i to­ta­li­ta­ry­zmy, a ja zo­sta­łem czę­ścią ca­łe­go pro­ce­su. Katem dla in­nych, po­dob­nie jak po­li­ty­cy czy ma­na­ge­ro­wie w wiel­kich fir­mach, ro­bią­cy coś na pokaz, byle tylko wy­ka­zać, że są do cze­goś po­trzeb­ni.

 

***

 

Nie­waż­ne, czy za dużo do­wie­dzia­łem się w cza­sie od­czy­tu, czy może spo­tka­łem tam nie­wła­ści­wych ludzi. Na pewno wy­da­rzy­ło się wtedy coś, o czym nie­do­brze mówić, i teraz miało to swoje kon­se­kwen­cje.

Po po­wro­cie do domu z prze­ra­że­niem stwier­dzi­łem, że aresz­to­wa­no Iana, a dwóch gli­nia­rzy, któ­rzy po mnie przy­szli, naj­wy­raź­niej nie miało do­brych za­mia­rów. Udało mi się uciec. Po­mógł tro­chę przy­pa­dek i to, że wie­dzia­łem, jak i gdzie od­pro­wa­dzić sta­rusz­ka z bo­iska szkol­ne­go.

Znaj­do­wa­łem się teraz w jed­nym z niż­szych dys­tryk­tów. Nie było to może nor­mal­nie prak­ty­ko­wa­ne, ale cza­sa­mi się zda­rza­ło, że ktoś chciał udać się z wi­zy­tą do osie­dla ludzi gor­sze­go sortu, czy to w ce­lach na­uko­wych, roz­ryw­ko­wych czy ja­kichś in­nych. Prawo nie sta­wia­ło tu ogra­ni­czeń, re­gu­lu­jąc głów­nie sy­tu­ację prze­ciw­ną, przy któ­rej czło­nek grupy niż­szej mu­siał mieć pi­sem­ne za­pro­sze­nie od go­spo­da­rzy, któ­rzy zo­bo­wią­zy­wa­li się go nad­zo­ro­wać.

Nie wie­dzia­łem, co mam ze sobą zro­bić. W jed­nym ze skle­pów wy­bra­łem z półki zwy­kłą wodę i pod­sze­dłem do kasy.

– Cer­ty­fi­kat pro­szę.

– Nie mam. – Wzru­szy­łem ra­mio­na­mi, nie do końca wie­dząc, o co jej może cho­dzić.

– Ooooo. – Za­wie­si­ła się, sie­dząc ze ska­ne­rem w ręku i naj­wy­raź­niej nie wie­dząc, co zro­bić.

– Chcę tylko kupić wodę.

– To bę­dzie ry­czałt. Muszę do­li­czyć pięć­dzie­siąt pro­cent. I wziąć od­ci­ski pal­ców.

– Nie­eee. To ja dzię­ku­ję.

– A stara bu­tel­ka?

– Nie mam.

– Pro­szę pana, to ja nie mogę pana teraz wy­pu­ścić.

Wy­co­fy­wa­łem się, nie chcąc już tej cho­ler­nej wody, ale ka­sjer­ka jakby się ock­nę­ła i wy­dar­ła na cały re­gu­la­tor, po chwi­li do­sta­jąc za­dysz­ki:

– Ochro­na! Ochro­na!

Za­czą­łem ucie­kać, co sił w no­gach.

 

###

 

W niż­szych gru­pach obo­wiąz­ko­we były cer­ty­fi­ka­ty eko­lo­gicz­ne. Po­cząt­ko­wo, przed re­se­tem, po­zo­sta­wa­ły cie­ka­wost­ką. Z cza­sem po­łą­czo­no je z nie­wie­le war­ty­mi pro­fi­ta­mi, na tyle atrak­cyj­ny­mi, że wy­da­wa­ły się war­to­ścio­we. Lu­dzie mieli moż­li­wość wy­bo­ru formy elek­tro­nicz­nej, w te­le­fo­nie i ze­gar­ku, i pla­sti­ko­wej, na kar­cie kre­dy­to­wej. W końcu do­pro­wa­dzo­no do tego, że każda trans­ak­cja była śle­dzo­na. Przy­pi­sy­wa­no do niej okre­ślo­ną ilość punk­tów, a prze­kro­cze­nie ko­lej­nych po­zio­mów eko­lo­gicz­no­ści dra­stycz­nie zwięk­sza­ło ceny ko­lej­nych za­ku­pów.

Cały sys­tem teo­re­tycz­nie wy­mu­szał dobre za­cho­wa­nia, w prak­ty­ce jed­nak kie­ro­wał każ­de­go w kie­run­ku pro­duk­tów tych sa­mych firm i kor­po­ra­cji, two­rzą­cych dzie­siąt­ki po­dob­nych marek i ilu­zję kon­ku­ren­cji na rynku.

 

***

 

Po in­cy­den­cie w skle­pie nadal nie do końca wie­dzia­łem, gdzie ucie­kać. Pogoń na szczę­ście zgu­bi­łem na dru­giej prze­czni­cy, jed­nak nie roz­wią­za­ło to mo­je­go pro­ble­mu. To wtedy zde­cy­do­wa­łem, że pójdę w stro­nę slum­sów, nad rzekę.

Miej­sce wy­glą­da­ło tro­chę jak ba­za­ry z fil­mów, pełne cha­osu, gdzie za­wsze jest masa ludzi, któ­rzy cho­dzą, krzy­czą, prze­ci­ska­ją się, jedzą rze­czy pod­łej ja­ko­ści, a nawet upra­wia­ją mi­łość i mie­rzą ubra­niach na kar­to­nach. To tu naj­wy­raź­niej sku­pia­ło się praw­dzi­we życie. W całej oko­li­cy nie wi­dzia­łem wielu udo­god­nień, które w wyż­szych dys­tryk­tach wy­da­wa­ły się nie­zbęd­ne. Lu­dzie nie mieli tu sa­mo­cho­dów ani ro­we­rów, wiele rze­czy no­si­li albo ro­bi­li sami, do tego cał­kiem przy­pad­kiem zna­la­złem dar­mo­we miej­sca z pod­sta­wo­wym je­dze­niem i wodą.

To wła­śnie tam go zo­ba­czy­łem.

– Po­dejdź do mnie, moje dziec­ko. – Nie­zna­jo­my sta­rzec po­pa­trzył na mnie mar­twy­mi ocza­mi, a mnie aż od­rzu­ci­ło.

– Pan jest ślepy.

– To cał­kiem lo­gicz­ny wnio­sek.

– Ale to prze­cież nie­moż­li­we. Są im­plan­ty.

– Nie wiem, czy chcę pa­trzeć swo­imi ocza­mi na ze­psu­cie tego świa­ta. Już kie­dyś było bar­dzo cięż­ko. Pa­mię­tam, jak sie­dzia­łem przy du­żych mo­ni­to­rach z bańką. Moja głowa cały czas znaj­do­wa­ła się w za­się­gu pro­mie­nio­wa­nia rent­ge­now­skie­go, i bar­dzo bo­la­ły mnie oczy.

– Kiep­ska tech­no­lo­gia.

– Można tak po­wie­dzieć, cho­ciaż nie do końca. Zanim pro­du­cen­ci usta­li­li ja­kieś normy i po­ja­wi­ło się od­świe­ża­nie sto her­ców, mi­nę­ły lata. Wtedy do­sta­li­śmy ekra­ny LCD, które mru­ga­ły tak samo, a nawet go­rzej. Za­czę­ło się od smu­że­nia.

– Po­cząt­ki za­wsze by­wa­ją trud­ne.

– Tak? To jak wy­ja­śnisz fakt, że pro­du­cen­ci oszczę­dza­li na pod­świe­tle­niu, gdy ma­try­ce były już lep­sze? A ekra­ny AMO­LED? Wci­ska­no je wszę­dzie, cho­ciaż mru­ga­ły jak stro­bo­sko­py.

– Ale prze­cież w końcu były od­po­wied­nie cer­ty­fi­ka­ty.

– Pa­pier­ki to jedno, a pa­ra­me­try dru­gie. Wielu pro­du­cen­tów za­cho­wy­wa­ło się jak pro­du­cen­ci aut i oszu­ki­wa­ło.

– I tak pan oślepł?

– Wielu ludzi miało pro­ble­my. Nie tylko ze sprzę­tem, ale rów­nież z czcion­ka­mi na ekra­nach. Cały czas eks­pe­ry­men­to­wa­no, tylko nikt nie chciał się do tego przy­znać. W ten spo­sób stra­co­no prak­tycz­nie całe po­ko­le­nie.

– To co to życie jest warte? – Chcia­łem, żeby udzie­lił mi ja­kiejś wska­zów­ki, ale nie zdą­żył od­po­wie­dzieć.

W moją stro­nę prze­py­cha­ło się kilku ochro­nia­rzy. Nie mia­łem ocho­ty na bliż­szą zna­jo­mość. Znów dałem w długą. Naj­wy­raź­niej we­szło mi to w krew albo to miej­sce na mnie tak dzia­ła­ło.

 

###

 

Wojna to bar­dzo dobry przy­kład tego, jak rzą­dom i wiel­kim fir­mom opła­ca się krzyw­da ludz­ka, jed­nak mó­wie­nie wy­łącz­nie o niej jest zbyt dużym uprosz­cze­niem i nie­do­po­wie­dze­niem.

Zbrod­nie prze­ciw­ko ludz­ko­ści były i są na po­rząd­ku dzien­nym głów­nie w cza­sie po­ko­ju.

Ka­ta­log prze­wi­nień obej­mu­je prze­róż­ne pa­to­lo­gie takie jak ogłu­pia­nie i tru­cie po­pu­la­cji, wy­ko­rzy­sty­wa­nie dzie­ci, ro­bie­nie wszyst­kie­go wy­łącz­nie dla zysku za­miast dla dru­gie­go czło­wie­ka, a przede wszyst­kim ce­lo­we i sys­te­mo­we nisz­cze­nie osią­gnięć in­nych.

Mo­de­lo­wym przy­kła­dem była i jest Ukra­ina, gdzie przez lata dzia­ła­ły róż­ne­go ro­dza­ju la­bo­ra­to­ria bio­lo­gicz­ne, pra­cu­ją­ce wła­ści­wie bez żad­nych ogra­ni­czeń. To tam roz­wi­ja­li kod pro­gra­mi­ści, nie­ustan­nie pro­du­ku­ją­cy blo­ka­dy dla rol­ni­ków i pra­cow­ni­ków in­nych pro­fe­sji, zmu­sza­nych do za­ku­pu cze­goś, co samo w sobie nie kosz­to­wa­ło dużo, ale ge­ne­ro­wa­ło ogrom­ne kosz­ty sub­skryp­cji i ser­wi­su. I tam przy­go­to­wy­wa­no setki ton żyw­no­ści nie speł­nia­ją­cej zbyt wielu norm.

 

***

 

Sie­dzia­łem w ławce i pa­trzy­łem na czło­wie­ka około trzy­dziest­ki, przy­szpi­lo­ne­go jak motyl do ścia­ny na­prze­ciw­ko. Jego roz­ło­żo­ne ręce i opusz­czo­na głowa przy­wo­dzi­ły mi na myśl coś nie­po­ko­ją­ce­go, nie do końca jed­nak wie­dzia­łem co.

– On wy­słu­chu­je każ­de­go. – Męż­czy­zna w ko­lo­rat­ce, który usiadł obok mnie i za­cho­wy­wał ciszę przez dobre kilka minut, w końcu ją prze­rwał i spoj­rzał na mnie uważ­nie. – Jest bar­dzo mi­ło­sier­ny.

Teo­re­tycz­nie wie­dzia­łem, o co mu cho­dzi. Teo­re­tycz­nie, bo od lat nie cho­dzi­łem do ko­ścio­ła. Kie­dyś były miej­scem eks­te­ry­to­rial­nym, azy­lem dla tych, któ­rych tro­pio­no. Teraz wła­śnie tego bar­dzo po­trze­bo­wa­łem. Czu­łem, że na ze­wnątrz czeka mnie pogoń, tak długo jed­nak, jak się modlę, mogę być względ­nie bez­piecz­ny.

Nie wiem dla­cze­go, ale do­kład­nie teraz przy­po­mnia­łem sobie mo­ment, jak Ian wziął mnie na ko­la­na i po­wie­dział:

– Zło ist­nie­je i bar­dzo nie lubi, gdy się o nim gło­śno mówi. Ono ma na to aler­gię, a ten, który naj­gło­śniej krzy­czy o nie­to­le­ran­cji, dys­kry­mi­na­cji czy „łapaj zło­dzie­ja”, naj­czę­ściej sam jest winny. I jesz­cze coś. Kie­dyś sta­łem na gro­bie ty­się­cy po­mor­do­wa­nych i pa­trzy­łem, jak wszy­scy wokół mnie za­sta­na­wia­ją się, ja­kie­go ipho­ne kupić albo jaki pasek do­brać do ko­lej­ne­go ze­gar­ka. Lu­dzie zaj­mo­wa­li się głu­po­ta­mi, a nie mo­głem po­zbyć się na­tręt­nej myśli, że ktoś zło­żył tam ofia­rę z nie­win­nych ofiar, które zu­peł­nym przy­pad­kiem w więk­szo­ści nie po­cho­dzi­ły z na­ro­du wy­bra­ne­go. Mia­łem tam dawno nie­wi­dzia­ne po­czu­cie dusz­no­ści i tego, że wszyst­ko zaraz na mnie runie. To było sil­niej­sze ode mnie. Wy­bie­głem z bu­dyn­ku i wtedy je zo­ba­czy­łem. Rzeź­by ludzi z gło­wa­mi zwie­rząt, ko­złów, słoni, pta­ków, już do­kład­nie nie pa­mię­tam. Ohyda. Bluź­nier­stwo. Zro­bi­łem zdję­cia i zaraz potem je wy­ka­so­wa­łem, bo czu­łem, po pro­stu czu­łem, że bije od nich zło w czy­stej po­sta­ci. Teo­re­tycz­nie tak wy­glą­da­ła sztu­ka no­wo­cze­sna, ale ja tam wiem swoje. Był też wie­żo­wiec bar­dzo bo­ga­te­go go­ścia, a w środ­ku, zaraz przy wej­ściu, stała kula z pa­pie­ru. Nie miała jed­nej czę­ści. Wło­ży­łem do środ­ka głowę, a tam były na­pi­sy po he­braj­sku. To mogły być oczy­wi­ście prze­pi­sy na kur­cza­ka, ale ja sobie po­my­śla­łem, że wokół mogą być ty­sią­ce zna­ków złego ducha, a ja ich nie zo­ba­czę, bo je­stem taki ubogi. To nie wszyst­ko. W tym samym roku oglą­da­łem że­nu­ją­cy pokaz w wy­ko­na­niu star­ca, któ­rym wszy­scy ste­ro­wa­li jak ku­kieł­ką, a potem prze­czy­ta­łem, że wziął ósmą dawkę na covid. Ósmą, czy ty to ro­zu­miesz? To tak, jakby był po­du­szecz­ką na igły, taką dużą, żywą, cho­dzą­cą la­lecz­ką vo­odoo. Przez dłu­gie ty­go­dnie wiele ser­wi­sów na­wo­ły­wa­ło go do re­zy­gna­cji, a gdy to zro­bił, pi­sa­ło o szoku i nie­do­wie­rza­niu. To do­brze po­ka­za­ło, jak nie­któ­rzy nie wi­dzie­li nic poza zy­skiem i jak bar­dzo ten świat jest ska­żo­ny. Zło czai się w bar­dzo róż­nej po­sta­ci.

Tyle za­pa­mię­ta­łem z mowy mo­je­go przy­bra­ne­go ojca.

Czy zo­sta­łem wy­rzu­co­ny poza na­wias spo­łe­czeń­stwa, bo wspo­mnia­łem o ho­lo­kau­ście osiem­dzie­sią­tek? A może nie byłem od­po­wied­nio en­tu­zja­stycz­ny?

W mojej gło­wie za­pa­dła cisza, tym bar­dziej, że męż­czy­zna obok mnie też nie po­wie­dział nic wię­cej. Nie pa­trzy­łem na niego, tylko po ja­kimś cza­sie po­czu­łem, jak wsta­je i idzie do tyłu, a potem za­czy­na prze­glą­dać wszyst­kie ławki.

Prze­sta­łem zwra­cać uwagę na co­kol­wiek. Mo­dli­łem się żar­li­wie wła­sny­mi sło­wa­mi. Przy­mkną­łem oczy, a gdy je otwo­rzy­łem, zo­ba­czy­łem obok sie­bie ty­po­wy te­le­fon z przy­kle­jo­ną kart­ką. Wzią­łem go ręki i spoj­rza­łem na no­tat­kę, która była kla­row­na i jasna:

„Po­wo­dze­nia, Pa­try­ku. Szcze­gó­ły w środ­ku”

Ro­zej­rza­łem się. Byłem sam w ko­ście­le. W jed­nej chwi­li po­ło­ży­łem urzą­dze­nie tuż obok sie­bie, a potem po­czu­łem, jak­bym po­peł­nił naj­więk­sze prze­stęp­stwo na świe­cie. Od­su­ną­łem się gwał­tow­nie, za­sta­na­wia­jąc się, co dalej. I wtedy wy­da­rzył się cud. Nie wiem, co się do­kład­nie stało, i czy za­dzia­ła­ła magia tego miej­sca czy oso­bo­wość księ­dza, ale prze­mo­głem się, wzią­łem te­le­fon do ręki, wsta­łem z ławki i ru­szy­łem w stro­nę za­kry­stii.

Za­pu­ka­łem i od razu wsze­dłem do środ­ka.

Po­miesz­cze­nie było małe, a męż­czy­zna za biur­kiem pod­niósł py­ta­ją­co wzrok.

– Dzień dobry. – Za­czą­łem nie­śmia­ło.

– Po­chwa­lo­ny, mój synu, po­chwa­lo­ny. Co cię spro­wa­dza?

– Ja do tego dru­gie­go księ­dza.

– Dru­gie­go?

– Przed chwi­lą zbie­rał śpiew­ni­ki.

– Na pa­ra­fii od dawna je­stem tylko ja. Nie ma tu ni­ko­go in­ne­go. Od wielu lat.

– Ale przed chwi­lą… – Za­wie­si­łem się na chwi­lę.

– Do­brze się czu­jesz, synu?

– Tak. Tak. Ja prze­pra­szam. – Za­czą­łem wy­co­fy­wać się do wyj­ścia. – Po­chwa­lo­ny.

 

###

 

Ludz­kość na­uczy­ła się pod­czas wiel­kie­go re­se­tu, że za­wo­dze­nie sprzy­ja złemu, a szla­chet­ny ton dzwo­nów uskrzy­dla i przy­wo­dzi na myśl tylko to, co dobre. To wła­śnie dla­te­go przez wieki z taką za­wzię­to­ścią nisz­czo­no wszel­kie ko­ścio­ły i całe pięk­no, które im to­wa­rzy­szy­ło. I cho­ciaż ofi­cjal­nie nigdy nie po­twier­dzo­no spi­sku w spra­wie ka­te­dry Notre Dame, wielu ludzi szcze­gól­nie po la­tach są­dzi­ło, że cho­dzi­ło o zła­ma­nie ducha na­ro­du fran­cu­skie­go i całej chrze­ści­jań­skiej Eu­ro­py.

 

***

 

Byłem w re­stau­ra­cji i szu­ka­łem ko­lej­nej ofia­ry. W oko wpa­dła mi do­brze ubra­na ko­bie­ta, która naj­wy­raź­niej nie ra­dzi­ła sobie z ży­ciem. Bi­dul­ka sie­dzia­ła przy barze i pa­trzy­ła się z po­nu­rą miną na kie­li­szek wina, w końcu jed­nak jakby coś sobie po­sta­no­wi­ła, bo uśmiech­nę­ła się sama do sie­bie, zo­sta­wi­ła pie­nią­dze i udała w stro­nę to­a­let.

Po­sze­dłem za nią i sta­ną­łem przy wej­ściu.

Cze­ka­łem.

– Prze­pra­szam bar­dzo. – Spoj­rza­łem jej głę­bo­ko w oczy, gdy wy­cho­dzi­ła. – Za­pła­ci­ła pani za dużo za drin­ka.

Oczy za­świe­ci­ły się jej jak cho­in­ka na Boże Na­ro­dze­nie, a ona uśmiech­nę­ła ko­kie­te­ryj­nie.

– Tak? – Po­pra­wi­ła włosy. – Na­praw­dę?

– No tak. Może po­roz­ma­wia­my o tym przy ko­la­cji?

– Tak od razu, bez zbęd­nych wstę­pów?

– A po co tra­cić życie? Mia­łem taką ko­le­żan­kę, która da­wa­ła się po­nieść i czę­sto na tym bar­dzo do­brze wy­cho­dzi­ła. Cza­sem de­li­kat­ny, zmy­sło­wy seks, a cza­sem ostre rżnię­cie. Naj­lep­sza była jed­nak hi­sto­ria z pre­zen­tem od ko­le­ża­nek. Taki wąski, sto­ją­cy, z ru­cho­mym czub­kiem. Wy­star­czy­ło go tylko lekko objąć pal­ca­mi i po­trzeć, a ze środ­ka wy­ska­ki­wał dżin.

– Mo­ni­ka. – Za­ru­mie­ni­ła się i po­da­ła mi rękę.

– Jan. – De­li­kat­nie pod­nio­słem ją i po­ca­ło­wa­łem, pa­trząc jej głę­bo­ko w oczy. – Za­pra­szam.

Wró­ci­li­śmy na salę, gdzie zna­leź­li­śmy wolny sto­lik. Za­czę­li­śmy roz­ma­wiać o wszyst­kim i o ni­czym. Oka­za­ło się, że dziew­czy­na zna się na kul­tu­rze i sztu­ce, go­to­wa­niu, a nawet, co mnie za­sko­czy­ło, tech­ni­ce. Od słowa do słowa zna­leź­li­śmy punk­ty wspól­ne i roz­ma­wia­li­śmy, aż zro­bi­ło się późno.

– Na mnie już czas. – W pew­nym mo­men­cie spoj­rza­ła z wy­raź­nym żalem na ze­ga­rek na ścia­nie.

– Od­pro­wa­dzę cię.

Kiw­nę­ła głową.

Tak jak my­śla­łem, prze­szli­śmy na par­king.

– Je­dziesz? – Uśmiech­nę­ła się ko­kie­te­ryj­nie, sto­jąc przed izerą caro plus.

– Nie mogę.

– Spo­tka­my się jesz­cze?

– Daj mi swój numer. – Wy­cią­gną­łem z kie­sze­ni te­le­fon.

Wpi­sa­ła go, a ja za­dzwo­ni­łem, z za­do­wo­le­niem sły­sząc sy­gnał dzwon­ka ze środ­ka auta. To było nie­śmier­tel­ne „Nokia tune”.

 

###

 

Do­pro­wa­dzo­no do per­fek­cji pro­ces pro­duk­cji wielu przed­mio­tów przed­mio­tów co­dzien­ne­go użyt­ku. Jeden te­le­fon przy­pa­dał na każ­de­go oby­wa­te­la, a co wię­cej, więk­szość ele­men­tów po­zo­sta­wa­ła mo­du­ło­wa i wy­mie­nial­na po­mię­dzy róż­ny­mi mo­de­la­mi. Lu­dzie nigdy się z nimi nie roz­sta­wa­li i nawet sobie nie wy­obra­ża­li, żeby mieć dwa czy trzy, co było za­bro­nio­ne praw­nie.

Wład­cy świa­ta w swo­jej próż­no­ści uzna­li, że to za mało, i zro­bi­li, jak to się ład­nie mówi, do­dat­ko­wą opty­ma­li­za­cję kosz­tów. Stare, dro­gie sys­te­my bez­pie­czeń­stwa i roz­po­zna­wa­nia twa­rzy za­stą­pio­no śle­dze­niem te­le­fo­nów. Skwa­pli­wie wy­ko­rzy­sta­ły to wszel­kie grupy prze­stęp­cze, wy­po­sa­ża­ją­ce swo­ich człon­ków w pod­ra­bia­ne ko­mór­ki.

W ten spo­sób uczci­wych po­zba­wio­no pry­wat­no­ści, a tym, któ­rzy mieli wpły­wy, dano po­tęż­ne na­rzę­dzie, żeby nadal mogli upra­wiać swój prze­stęp­czy biz­nes.

To do­kład­nie tak jak z bro­nią.

Roz­bro­jo­no ludzi, a nie za­bra­no jej ban­dy­tom.

 

***

 

Nasza zna­jo­mość roz­wi­ja­ła się zgod­nie ze sce­na­riu­szem. Spo­ty­ka­łem się z Mo­ni­ką dosyć re­gu­lar­nie i wy­mie­nia­łem do­świad­cze­nia­mi, ener­gią, a przede wszyst­kim pły­na­mi ustro­jo­wy­mi. Dziew­czy­na po­ma­ga­ła mi, ubie­ra­ła i spra­wia­ła przy­jem­ność drob­ny­mi pre­zen­ta­mi, sama znaj­du­jąc ogrom­ną ra­dość w go­to­wa­niu i sprzą­ta­niu. Po­trze­bo­wa­ła mi­ło­ści i czu­ło­ści, i mę­skiej ręki, która cza­sem ją przy­tu­li­ła i po­gła­ska­ła, cza­sem po­chwa­li­ła, a cza­sem skar­ci­ła albo zwią­za­ła i dała so­lid­ne­go klap­sa. Taka była jej na­tu­ra. Wszyst­ko za­le­ża­ło od pory dnia i hor­mo­nów, i nie było sensu z tym wal­czyć.

Mie­li­śmy dobry czas i pie­nią­dze jej ta­tu­sia, szefa jed­nej ze spół­ek ubez­pie­cze­nio­wych, zaj­mu­ją­ce­go się wszyst­kim, tylko nie córką. Nigdy go nie wi­dzia­łem ani nie in­te­re­so­wa­ło mnie, jak wy­glą­da.

Uży­wa­jąc sklo­no­wa­nej ko­mór­ki, cały czas po­zo­sta­wa­łem nie­wi­docz­ny dla sys­te­mu. Wie­dzia­łem, że je­stem bez­kar­ny. Cza­sem mia­łem z tego po­wo­du wy­rzu­ty su­mie­nia, jed­nak te szyb­ko prze­cho­dzi­ły, gdy przy­po­mi­na­łem sobie, że bo­ga­cze mają góry pie­nię­dzy.

 

###

 

To był świat męż­czyzn. Mogli prze­bie­rać w ko­bie­tach, które wy­czer­pa­ły for­mu­łę po trzech fa­zach fe­mi­ni­zmu. Nie po­mo­gło do­ma­ga­nie się rów­nych praw, twier­dze­nie, że fa­ce­ci są nie­po­trzeb­ni i ko­bie­ty mogą nimi zo­stać po kilku ope­ra­cjach.

Panie ze­szły do na­roż­ni­ka. Biały czło­wiek z po­wro­tem po­szedł ścież­ką, którą nie­zmien­nie po­dą­ża­li mu­zuł­ma­nie i bie­do­ta. Dzię­ki temu od lat współ­czyn­ni­ki za­stę­po­wal­no­ści po­ko­leń biły ko­lej­ne re­kor­dy.

Cały pro­ces za­po­cząt­ko­wał Trump i jego ad­mi­ni­stra­cja.

 

***

 

– Dzień… – Za­mar­łem w pół słowa, wi­dząc, kto otwo­rzył drzwi do willi Mo­ni­ki.

– O pro­szę Pa­try­ku, ty jed­nak cza­sa­mi za­po­mi­nasz ję­zy­ka w gębie. – Star­szy pan, który za­cze­pił mnie w moim po­przed­nim życiu na od­czy­cie, za­pro­sił mnie do środ­ka. – Może wej­dziesz?

– No nie wiem – bąk­ną­łem, lekko prze­stra­szo­ny.

– Cał­kiem faj­nie sobie to wy­my­śli­łeś. Bar­dzo cie­szę się, że zdo­by­łeś tro­chę do­świad­cze­nia. Zna­jo­mość z moją przy­bra­ną córką też roz­wi­ną­łeś jak na­le­ży. Ko­ron­ko­wa ro­bo­ta. Bravo, bra­vis­si­mo! – Za­kla­skał w ręce. – Mamy bar­dzo dużo do omó­wie­nia. Chodź.

Prze­szli­śmy do tej czę­ści domu, któ­rej nigdy nie od­wie­dza­łem. Pro­wa­dzi­ło do niej ukry­te przej­ście. Ze­szli­śmy scho­da­mi i zna­leź­li­śmy się naj­wy­raź­niej w pry­wat­nej bi­blio­te­ce. Książ­ki, któ­rych nie­wie­le wi­dzia­łem w całym swoim życiu, zaj­mo­wa­ły całą prze­strzeń, od pod­ło­gi do su­fi­tu, czyli ja­kieś pięć­dzie­siąt me­trów kwa­dra­to­wych.

– Whi­sky? Bur­bon? Może wódka? – Za­wie­sił się na chwi­lę. – Nieee, wódka jest zbyt pro­stac­ka. – Nalał i podał mi drin­ka, cały czas uważ­nie mnie ob­ser­wu­jąc. – Za­sta­na­wiasz się pew­nie, po co to wszyst­ko.

– Chyba tak. – Wzią­łem od niego szkla­necz­kę i usia­dłem w głę­bo­kim, wy­god­nym fo­te­lu klu­bo­wym.

– Chcia­łem, żebyś dla mnie pra­co­wał. Wła­śnie prze­sze­dłeś wie­lo­stop­nio­wy pro­ces re­kru­ta­cyj­ny. Nie będę mówił fra­ze­sów i głu­pot, że cho­dzi o dobro ludz­ko­ści. Ro­bo­ta jest trud­na, ale cie­ka­wa. Naj­waż­niej­sze nie będą ad­re­na­li­na ani pie­nią­dze, tylko coś zu­peł­nie in­ne­go. To gra o prze­trwa­nie. W na­gro­dę do­sta­niesz ode mnie kil­ka­na­ście in­te­li­gent­nych i atrak­cyj­nych ko­biet w róż­nych miej­scach ca­łe­go globu. Im wię­cej za­płod­nisz, tym le­piej. Za­pew­nię im nie­złe życie, a dzie­ciom wy­kształ­ce­nie i utrzy­ma­nie do osiem­na­ste­go roku życia. To jak, wcho­dzisz w to? Jak bę­dzie?

– No nie wiem. Ofer­ta jest hojna, ale na pewno z ha­czy­kiem.

– Nie ma na świe­cie nic za darmo.

 

###

 

Ga­ze­ty bar­dzo chęt­nie pi­sa­ły o mi­lio­ne­rach, tym­cza­sem dziw­nym tra­fem każdy za­po­mi­nał, że ich wy­czy­ny moż­li­we są dzię­ki ty­siąc­om wy­rob­ni­ków, któ­rzy przez pracę na kogoś za­prze­pasz­cza­ją całe swoje życie.

Lu­dziom bo­ga­tym w pew­nym mo­men­cie za­czę­to przy­pi­sy­wać coraz więk­szą ilość go­tów­ki. Było to łatwe, wręcz au­to­ma­tycz­ne, i wią­za­ło się tylko ze zmia­ną za­pi­sów w kom­pu­te­rze. Ta pa­to­lo­gicz­na sy­tu­acja zwięk­sza­ła oczy­wi­ście in­fla­cję, jed­nak przez lata nikt nic z tym nie robił.

Innym pro­ble­mem było to, że bo­ga­ci mogli wy­mu­szać płat­no­ści w tak zwa­nych kryp­to, w ca­ło­ści kon­tro­lo­wa­nych przez nich.

Oni trzy­ma­li się od tego bar­dzo da­le­ko. Przez dzie­siąt­ki lat dą­ży­li do tego, żeby sys­te­mo­wo nisz­czyć wszyst­kich, któ­rzy im za­gra­ża­li, czyli przede wszyst­kim sil­nych bia­łych męż­czyzn, i za­wsze ucie­ka­li od tego, co robił plebs. Mieli swój świat i roz­ryw­ki, o ja­kich ni­ko­mu się nie śniło, a pe­do­fi­lia i pa­le­nie dzi­wek to tylko drob­ne epi­zo­dy.

 

***

 

Za­zna­łem z Mo­ni­ką nie tylko wiele chwil szczę­ścia, ale rów­nież smut­ku, zmę­cze­nia i znie­chę­ce­nia. Naj­bar­dziej bo­la­ło mnie chyba to, że nie chcia­ła przy­jąć mojej sper­my. Tkwi­li­śmy sple­ce­ni w na­szym związ­ku, a ra­czej czymś, co zwią­zek przy­po­mi­na­ło, i roz­wi­ja­li­śmy się aż do mo­men­tu, gdy do­ro­śli­śmy i zde­cy­do­wa­li­śmy się przejść na zu­peł­nie inny po­ziom.

W pod­ję­ciu de­cy­zji bar­dzo po­mo­gła mi praca dla Eu­sta­che­go. Stary drań do­trzy­mał swo­jej obiet­ni­cy. Czu­łem, że to lekko per­wer­syj­ne, że spo­ty­kam się z jego córką, a mimo to mam dzie­ci i przy­stań w każ­dym por­cie.

Na pewno roz­wi­ną­łem się przy tym wszyst­kim. Jako do­ro­sły, od­po­wie­dzial­ny czło­wiek w końcu po­ją­łem, że każda rzecz, w tym całe nasze życie, ma swój po­czą­tek i ko­niec. Nie ru­sza­ła mnie już głu­po­ta hord idio­tów, któ­rzy wi­dzie­li tylko swój ko­niec nosa i glę­dzi­li coś o to­le­ran­cji, rów­no­ści i wol­no­ści, ale tak na­praw­dę tkwi­li w pu­łap­kach swo­ich umy­słów. Praw­dę mó­wiąc nic mnie już nie ogra­ni­cza­ło. Po­go­dzi­łem się nawet z tym, że rację mieli księ­ża, wiecz­nie krzy­czą­cy, żeby nie przy­wią­zy­wać się do rze­czy do­cze­snych.

To ostat­nie tak­to­wa­łem oczy­wi­ście z pew­nym przy­mru­że­niem oka i cały czas pra­co­wa­łem nad za­bez­pie­cze­niem swo­je­go bytu i pla­nem A, B i C na wy­pa­dek ka­ta­kli­zmu czy wojny.

Nad­cho­dzi­ł nowy kon­flikt. Czy­jaś próż­ność nie zo­sta­ła za­spo­ko­jo­na, a może komuś za­bra­kło pta­sie­go mlecz­ka czy trzech mer­ce­de­sów za­miast dwóch. Jakiś kacyk mie­szał cały czas jak w tyglu, chcąc zmie­nić świa­to­wy po­rzą­dek rze­czy i rów­no­wa­gę sił. To jed­nak temat na zu­peł­nie inną opo­wieść.

Koniec

Komentarze

Witaj Tomaszu G

 

Tekst napisany sprawnie, więc od strony technicznej jak najbardziej ok.

Natomiast fabularnie, jak niestety często u Ciebie, sporo polityki, czarnych wizji upadku świata. Do tego, jak dla mnie, konfiarsko-sekciarskie seksistowskie, ksenofobiczne wynurzenia, które nie koniecznie mi pasują;) Wolałabym poczytać o zdobywaniu kosmosu, krasnoludach, albo wielkiej miłości wampira.

Piszesz sprawnie, więc może pozwól sobie i czytelnikom na coś lżejszego.

 

Za chwilę wpadnie parę konkursów, może dasz się namówić?;)

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Przeczytałem. Okey, rozumiem, że autor ma prawo kreować swoją fikcję literacką wedle własnego uznania. I nie mam z tym problemów. Natomiast wizja wykreowana w tym opowiadaniu absolutnie mi nie odpowiada. No ale po kolei. 

 

 

Mężczyzna pomachał kartką i uśmiechnął się. – Mamy też w końcu wyniki. Sto trzydzieści jeden. Coś niebywałego. Musicie być państwo bardzo dumni.

 

– Czyli jak rozumiem w kilkadziesiąt minut po urodzeniu dziecka można zmierzyć mu IQ. Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie ale wątpię aby to było możliwe. Testy na inteligencje jak sama nazwa wskazuje wymagają wykonania tych testów. Od tego jak to pójdzie oznacza jakiś tam wynik. Jakie test jest w stanie wykonać noworodek? I jak dla mnie to raczej jest trudność właśnie po stronie noworodka a nie techniki badającej. Okey, autor ma prawo sobie wymyślić, że to jest możliwe ale dla mnie już w pierwszej scenie jest jeden z licznych zonków w tym opowiadaniu. U mnie takie kwiatki zwiększają niewiarę w świat przedstawiony. 

 

 

Nigdy ją o to nie spytałem, ale Maciek, jak go nazywałem, nieraz powtarzał, że to była najbardziej mądra i dzielna kobieta na tej długości i szerokości geograficznej.

Wielka szkoda, że nie wniosła zbyt dużo do mojego wychowania.

 

– Nie rozumiem skąd ten żal. Co takiego by mogła matka czyli kobieta wnieść do wychowania Patryka. Czy też ogólnie do wychowania dzieci, zwłaszcza synów. Przecież w tym świecie kobiety to chodzące inkubatory i seksualne rozrywki dla mężczyzn. Co taka osoba może wnieść do wychowania syna o ciut ponad przeciętnej IQ?

 

 

 

 

Dorastałem w grupie podobnych do mnie szczęśliwców, w praktyce znajdując się na samej dole drabiny społecznej. Byłem jedyną sto trzydziestką jedynką w okolicy, bękartem z początku przedziału, wyrzutkiem, który według różnych złośliwców dostał się tu, gdzie był, wyłącznie przez przypadek i błąd procedur centrum edukacji. To właśnie z tego powodu tak często dostawałem najbardziej niewdzięczne prace

 

– Ten fragment ale ogólnie cały akapit/scena. Brak konsekwencji. Bo popatrzmy jak to jest przedstawione. Świątem rządzą osoby (czyli de facto mężczyźni) z wysokim IQ. Patryk ma od urodzenia certyfikat na ciut ponad przeciętne IQ (131). Dorasta w zastępczej rodzinie gdzie ojciec ma też nieco ponad przeciętne IQ. O przybranej matce ani słowa. Ale żyją sobie w jakiejś enklawie inteligentów. Więc Patryk ma zadatki na bycie bananową młodzieżą, elitą tego świata. Nie to co jakiś plebs z IQ 100 lub mniej. Więc skąd te “najgorsze prace”? Czy to jego subiektywny punkt widzenia w porównaniu do innej złotej młodzieży? Bo z tekstu to nie wynika. Nie wiem też jak mógł się chować w bananowej enklawie i być jedyną 130 w okolicy. Albo jest bananowa enklawa gdzie wszyscy są na rozsądnym poziomie IQ i materialnym albo żyje poza nią. Z tego i innych opisów w tekście wynika, że raczej należy do bananowego osiedla a jak tak to właśnie “bycie jedynym” nie pasuje do tego opisu. 

 

 

 

Bardzo dużo zmieniło się w czasie wielkiego resetu. Ludzkość w końcu poznała tożsamość prawdziwych potworów i kreatur rządzących światem. Na światło dzienne wyszły zamachy na prezydentów i zwykłych ludzi, sprzyjanie idiotyzmowi, niszczenie klasy średniej i wiele innych rzeczy.

 

– No i może ludzkość wiele się dowiedziała w czasie wielkiego resetu ale czytelnik nic. Nie wiadomo ocb a to chyba dość istotne wydarzenie w opisywanym uniwersum. Bez tego trudno złapać kontekst ocb i dlaczego świat wygląda jak wygląda.

 

 

– Osiągnął pan niebywały sukces. – Jakiś łysy facet, którego widziałem pierwszy raz w życiu, uścisnął mi rękę i wcisnął wizytówkę. – Właśnie takich ludzi teraz szukamy.

 

– To i cała scena. Jaki sukces? Czym właściwie Patryk się zajmuje? Na czym polega jego sukces? Co w nim i tym sukcesie takiego wyjątkowego, że zwróciło uwagę łysego 165? Z tekstu tego się nie dowiemy. A bez tego trudno złapać kontekst ocb. 

 

 

 

 

Unia Europejska powołana została w szczytnym celu, jednak skończyła jak każdy większy system.

W pewnym momencie skupiono za dużo władzy w jednym ręku. To był początek końca. Eurokraci dostali ogromne narzędzia i możliwość regulowania każdego aspektu życia. Krok po kroku wtłoczono każdego w te same ramy i mundurki. Zniszczono różnego rodzaju patriotów i partie prawicowe, i odebrano ludziom ich różnorodność. Samodzielność zastąpiono kontrolą. Zrobiono z ludzi żebraków, zmuszając ich do przyjmowania subwencji i środków ze programów pomocowych.

Tak wyglądał komunizm w najczystszej postaci.

 

 

– Nie. Nie tak działa liberalna demokracja, nie tak działa EU. Tak działają reżimy. A nie liberalne demokracje. Tak działa EU we wrogiej jej nacjonalistycznej i antyzachodniej propagandzie. Nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. W takiej formie jak jest obecnie obraz przedstawiony to 100% antyunijnej propagandy. 

 

– Oczywiście w fikcji literackiej autor ma prawo wykreować ją do woli ale dobrze aby się w zasadniczy sposób odróżniało od rzeczywistości znanej za oknami własnie po to aby wiadomo było, że to fikcja literacka. Sugerowałbym zmianę nazwy tej międzynarodowej organizacji. Bo jeszcze ktoś czytając ten tekst mógłby zostać wprowadzony w błąd, że tak wygląda prawdziwa EU.

 

 

 

Modelowym przykładem była i jest Ukraina, gdzie przez lata działały różnego rodzaju laboratoria biologiczne, pracujące właściwie bez żadnych ograniczeń.

 

 

– Jedno ze sztandarowych kłamstw rosyjskiej propagandy jbc. 

 

 

 

Władcy świata w swojej próżności uznali, że to za mało, i zrobili, jak to się ładnie mówi, dodatkową optymalizację kosztów. Stare, drogie systemy bezpieczeństwa i rozpoznawania twarzy zastąpiono śledzeniem telefonów. S

 

– Niezbyt rozsądne. Widocznie władcy świata którzy powinni być elitą w IQ nie kumają, że już dzisiaj śledzenie telefonów da się oszukać np. stosując pagery. Poza tym to tylko jedna z metod technologicznej inwigilacji. Idiotyzmem jest dobrowolne zrezygnowanie z innych technik na rzecz tylko jednej. Ci światowi geniusze nie są zbyt bystrzy jeśli chodzi o kontrolę swoich poddanych. Więc znów dziura logiczna w kreowanym świecie i brak konsekwencji. Oczywiście gdyby stosować systemy inwigilacji choćby te jakie mamy obecnie Patrykowi byłoby dużo trudniej ukrywać się u Moniki czy gdzie indziej. Więc po cichu obstawiam, że dlatego najwięksi geniusze ludzkości nie są zbyt bystrzy. 

 

 

 

 

Mieliśmy dobry czas i pieniądze jej tatusia, szefa jednej ze spółek ubezpieczeniowych, zajmującego się wszystkim, tylko nie córką. Nigdy go nie widziałem ani nie interesowało mnie, jak wygląda.

 

– Ale skąd to potępienie w głosie Patryka? Przecież Monika to kobieta. Czyli dwunożna krowa rozpłodowa w bardzo męskim świecie. Po co jej poświęcać uwagę? Przecież nie jest mężczyzną. No jakby była synem to może by to wyglądało inaczej. Pewnie by miała zmierzone IQ i by była istotna. A więc znów brak konsekwencji w opisie i przedstawieniu świata. Przecież Patryk już urodził się i wychował w takim świecie więc dla niego powinno być to normą. 

 

 

To był świat mężczyzn. Mogli przebierać w kobietach, które wyczerpały formułę po trzech fazach feminizmu. Nie pomogło domaganie się równych praw, twierdzenie, że faceci są niepotrzebni i kobiety mogą nimi zostać po kilku operacjach.

Panie zeszły do narożnika. Biały człowiek z powrotem poszedł ścieżką, którą niezmiennie podążali muzułmanie i biedota. Dzięki temu od lat współczynniki zastępowalności pokoleń biły kolejne rekordy.

Cały proces zapoczątkował Trump i jego administracja.

 

– Najbardziej seksistowski, szowinistyczny i mizoginiczny fragment opowiadania. Ale dobra weźmy go na tapetę. Nie wiem ile czasu upłynęło od Trumpa do momentu gdy dzieje się akcja. Ale skoro mowa o amerykańskim prezydencie to zapewne zmiany dotyczyły także USA i reszty globu. Wizja, że nowoczesne, świadome swoich praw kobiety, które mają prawa wyborcze i w liberalnych demokracją realny wpływ na politykę, które mają prawo dostępu do broni, służą w policji i w wojsku, są pilotami i politykami, naukowcami i inżynierami, które wreszcie stanowią połowę populacji zaakceptowałyby rolę krowy rozpłodowej i seksulanej zabawki mężczyzn kompletnie mnie nie przekonuje. Ten pomysł kompletnie wykoleja wizję w moich oczach sprawiając, że w ogóle nie wydaje mi się nawet trochę prawdopodobna. Od tego momentu czytałem tylko dla zasady. I wyborażam sobie ten świat tylko jako ćwiczenie intelektualne. 

 

 

– Całkiem fajnie sobie to wymyśliłeś. Bardzo cieszę się, że zdobyłeś trochę doświadczenia. Znajomość z moją przybraną córką też rozwinąłeś jak należy. Koronkowa robota. Bravo, bravissimo!

 

– Cóż w tym takiego unikalnego? Ten facet aby na pewno ma IQ 165? Patryk zwiał z cywilizowanego miasta do slamsów. Czyli co? W slamsach nie działa policja? Są nieprzekraczalne dla służb porządkowych? Jak ktoś tam jest to policja się robi bezradna? No może jakby umieli sprawdzać przelewy elektroniczne, mieli kamery CCVT, nagrody za info i inne metody ścigania to by mogli schwytać zbiega. No ale widocznie policja w tym świecie nie jest tak rozwinięta jak w naszym. 

 

– I pewnie, ojciec Moniki mógł całe życie mieszkać w bananowej enklawie więc wyczyn Patryka zrobił na nim wrażenie. Ale dla mnie jako czytelnika to obaj są siebie warci. Nie widzę po nich tych ich ponadprzeciętnych IQ w zachowaniu. 

 

 

 

– Chciałem, żebyś dla mnie pracował. Właśnie przeszedłeś wielostopniowy proces rekrutacyjny

 

– No o ile wiem to agenci SOE czy specjalski to przechodzą o wiele trudniejszą selekcję. Także przetrwania, przenikania, inwigilacji i ucieczki na wrogim terenie. No a w SOE i wielu innych tego typu organizacjach to służyły także kobiety. Niektóre z nich zapłaciły za tą służbę cenę najwyżsża np. poniosły śmierć w obozach koncentracyjnych. Ośmielę się na twierdzenie, że każda z nich poradziłaby sobie z takim znikaniem o wiele lepiej od Patryka. 

 

 

To gra o przetrwanie. W nagrodę dostaniesz ode mnie kilkanaście inteligentnych i atrakcyjnych kobiet w różnych miejscach całego globu. Im więcej zapłodnisz, tym lepiej.

 

– Czyli to robota ogiera rozpłodowego. I nie zapowiada się trudno skoro kobiety w tym świecie to klacze rozpłodowe. Nie dostrzegam też w Patryku niczego wyjątkowego a już na pewno niczego pozytywnego. 

 

 

 


 

 

– Okey a tak ogólnie to jak widać wizja serwowana w tekście nie przypadła mi do gustu. Seksizm, szowinizm, nacjonalizm, dyskryminacja, rasizm, nietolerancja aż wyciekają prawie z każdej sceny i sprawiają, że to jest dla mnie nie do przełknięcia. 

 

– Patryk jako główna postać opowiadania też nie przypadł mi do gustu. Ani zabawny, ani przebojowy, ani ciekawy, ani odważny, any pomysłowy. To jest przeciętniak. Owszem ma 131 IQ ale co z tego? To trochę ponad przeciętną. Zwłaszcza w świecie gdzie rządzi tyrania IQ. Postać jest egocentryczna i egoistyczna. Idzie zgodnie z nurtem, nie potrafi się przeciwstawić okrutnemu reżimowi. Próbuje zwiać dopiero gdy jego własne życie jest zagrożone. A gdy zagrożenie mija to za ułaskawienie jest gotów grzecznie przyjąć rolę jaką system od niego oczekuje. Te parę momentów gdy niby okazuje bunt (obrona dziadka, opinia o 80-tkach) wygląda na wciśniętę na siłę i nie ociepla wizerunku tego przeciętniaka. 

 

 

– Jedyna postać kobieca jakiej poświęcono nieco więcej czasu to Monika. I ona też jest przeciętna i nudna. Ideał dla przeciętniaka z brakiej pewności siebie. Ładna, dobrze sytuowana, jaka spełnia się w roli pokornej, rozpłodowej samicy i sprzątaczki która będzie rozpieszczać swojego kogucika. Więc nie wzbudza mojej sympatii, jest godna Patryka czyli przeciętniara która zasługuje na oko kamery tylko dlatego, że jest rozpłodówką głównej postaci. Niczym się nie wyróżnia, jej jedyną rolą, nawet na potrzeby tekstu, jest bycie córką 165 jaki ma finalny quest rozpłodowy dla głównej postaci. Nudna kreacja, w ogóle bez charakteru, polotu, oryginalności. 

 

 

 

– Sama idea mierzenia IQ zaraz po urodzeniu jak pisałem powyżej jest dla mnie podejrzana czy jest to do zrealizowania. I nie jestem pewien czy IQ jest dziedziczne. Jeśli nie to cała idea z doborem rodziców jest chybiona (finalny quest Patryka a co za tym idzie logika świata przedstawionego). Jeśli tak to niestety dla Patryka i reszty mężczyzn z tego świata ale połowę genów ma się po matce i kobiecych przodkach. Więc redukcja kobiet do roli chodzących inkubatorów raczej nie stymuluje IQ tych inkubatorów a co za tym idzie obniża potencjalną pulę IQ u potomstwa. Tak czy siak dziura logiczna jak dla mnie. Aha i są jeszcze różne rodzaje inteligencji językowa, muzyczna, społeczna itd. Skoro już IQ ma być takie ważne w tym świecie.

 

 

– O ile wiem to rozwój stymulują zmienne. Zmienne warunki życia, pracy, trening, szkolenia, podróże, poznawanie nowych ludzi, uczenie się jezyków. U Patryka większość z tych warunków nie występuje. Rodzi się, wychowuje w rodzinie Iana, na bananowej dzielni, potem chyba pracuje i w końcu ucieka do slamsów. Niezbyt więc jest tu nowych bodźców, raczej stabilna rutyna jaka ciągnie się latami. Co prawda są fragmenty o szkole no ale to nie wszystko. Mało jest sytuacji gdzie Patryk musiałby się wykazać zaradnością życiową. Samodzielnie znaleźć sobie pracę, wyjechać do innego kraju, skomunikować się z kimś kogo języka nie zna lub zna słabo, nauczyć się szybko czegoś nowego itd. Dopiero w ostatnim epizodzie o ucieczce do slamsów pojawia się taka nowa zmienna ale to już ciut za późno. Do tego momentu już raczej jest ukształtowany. 

 

 

– Zwracam też uwagę, że Patryk jest wyceniony na 131 IQ. A jako młodzieniec i już dorosły nadal ma 131 IQ. Czyli przez te 20, 30 l życia nie rozwinął się nawet o 1 punkt procentowy w tym IQ. To trochę słabo u niego z tą inteligencją :)

 

 

– Całościowo wizja przedstawiona w tekście w ogóle mi się nie podoba. Jakby esencja seksisotowskich i ksenofobicznych teorii spiskowych. 

 

 

Pozytywy?

 

 

– Niewiele ale są. Na plus zaliczam konsekwencję opisu świata przedstawionego. Ma dziury logiczne ale jak ktoś ich nie wyłapie to może to wyglądać na spójny obraz. W każdym razie raz obrany antyzachodni kierunek jest utrzymany do końca. 

 

– Styl pisania chyba jest przyzwoity. Ciężko mi to oderwać od fabuły ale chyba pod tym względem było poprawnie. 

 

– Ogólnie pomysł na “tyranie IQ” wydaje mi się ciekawy. Zwłaszcza w dystopijnym wydaniu. Kierunek ideologiczny jest kompletnie toksyczny i chybiony ale ogólny pomysł jest ciekawy i ma potencjał do rozbudowy. 

 

– Przedstawiony świat byłby o wiele ciekawszy gdyby główną postacią i oś fabularna była przeciwna od obecnej. Czyli to była postać z jajami co nie zgadza się na panujący reżim i działa na rzecz jego obalenia. Bo potencjału kolejnego trybiku który napędza ten reżim, jeszcze w tak bezjajecznym wydaniu jak Patryk to nie widzę. Co jest ciekawego oglądać jak ktoś robi to samo co miliony innych? Jak ktoś działa pod prąd to się zaczyna robić ciekawie. Zwłaszcza jak mowa o walce z reżimem. 

 

 

 

– Okey, ode mnie tyle. Powodzenia życzę przy klawiaturze i projektowaniu nowych scen i tekstów :)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kilka rzeczy, może opowiedzianych chaotycznie, ale cóż.

Pamiętam, jak kiedyś dostałem po łapach po opublikowaniu poniższego tekstu (jeżeli pamiętam, ostatecznie został wycofany nie przeze mnie)

 

“Epidemia. Dziękujemy za udział w ogólnoświatowym programie poszukiwań najbardziej posłusznych, sprytnych i odpornych do lotu na Marsa. Kolejny etap z logami apki śledzącej kontakty, zaświadczeniem o zdrowiu i braku wykroczeń przeciw kwarantannie. Można też czekać i za dwa lata zgłosić się do misji na Saturna.”

 

Były też inne, przy których posądzano mnie o wszelkie możliwe plagi egipskie. To poniekąd spowodowało, że raczej rzadko odpowiadam.

Dziękuję za oba komentarze. Bardzo szanuję ludzi otwarcie wyrażających swoje zdanie (w obu przypadkach jest to zrobione tak, że nikt nie czuje się źle), z pewną otwartością i przyjaznością. Może nie do końca zgadzam się ze wszystkimi punktami analizy logicznej tekstu w dłuższym komentarzu (myślę, że wszystko, co zaznaczone jest jako fantastyka, trzeba analizować z pewnym przymrużeniem oka i totalnie otwartym umysłem), ale ogólnie jest OK.

A co do samego tekstu. To część cyklu, pewnej sekwencji zdarzeń. Cieszę się, że poniekąd zauważono miałkość postaci i wiele zamierzonych rzeczy. Kierunek może się nie podobać, ale na litość, czy to wszystko jest całkowicie nieprawdopodobne? I czy wszystko, co dzieje się na świecie, będzie mieć tylko pozytywne konsekwencje?

Na pewno sugeruję zajrzenie do innych opowiadań lub cykli, jeżeli jest chęć przeczytania czegoś bez polityki (chociażby teksty z czwórkami, ale nie tylko – są Wieże, jest Spectre, Zło-dzie-je, itd.)

I na pewno zaadresuję wszystko, co zostało zauważone (również w Pozytywce) – potrzebuję tylko czasu.

A jeżeli chodzi o gatunek czy rodzaj czy styl tekstu – próbowałem pisać w różnych konwencjach i feedback był jaki był (np. bardzo dobre komentarze i brak piątego kliku albo bardzo dobre komentarze i zero klików). To też spowodowało, że idę w określonym kierunku.

Jeszcze raz dziękuję.

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka