Podoba mi się szkielet tego tekstu – jego główne elementy, oś dramatyczna, tło, klimat. Zabrakło mi dbałości o detale i konsekwencji w zachowaniu bohaterów.
Obie strony, tak chłopi, jak i zbójcy są, przepraszam, niezbyt inteligentni. Ich działania są nieprzemyślane i mało logiczne. Np. chłopi wiedzą, że do wsi zbliża się 6 czy 7 uzbrojonych konnych; po tym jak zbójcy bezceremonialnie zabijają gęsi i wjeżdżają do wioski jak gdyby nigdy nic wychodzi im naprzeciw 4 z chłopów i grzecznie proszą ich o opuszczenie wsi, w dodatku mówiąc o tym, że ich dobytek im na nic. Zrozumiałabym, gdyby wysłali jedną osobę, próbowali się ze zbójami targować, jakoś ich przekonać, żeby ich nie krzywdzili, pochowali kobiety i dzieci, cokolwiek, ale nie “chodźmy w czterech z cepami na uzbrojonych wojaków, na pewno sobie grzecznie pójdą…”.
Kolejna rzecz. Scena z płaczącą kobietą i zbójem, który żartował, że ją zgwałci. Dlaczego tego nie zrobił? Nie żebym akurat chciała taką scenę w opowiadaniu, ale od takiej ludzkiej strony, nie miał żadnego powodu, żeby tego nie zrobić, i aż nadto powodów żeby sobie pofolgować. Właśnie zabili 4 chłopów, kobieta jest pod ręką, konsekwencji żadnych.
Zdziwiło mnie też to, że reszta ludzi z wioski po prostu zebrała się w jakiejś chacie i zaczęła radzić, co dalej. Zbóje rozbili sobie we wsi obóz (dlaczego np. nie zajęli po prostu największej chaty?) i właściwie tyle.
Dalej – zbóje bardzo łatwo i szybko uwierzyli, że gdzieś tam za rzeką jest jakaś kobieta ze skarbami. Nie przyszło im do głowy, że to może być podstęp (tak, byli aroganccy, ale żeby aż tak? – przecież wioskowi znają teren, spokojnie mogli ich poprowadzić chociażby na cieńszy lód czy spróbować wybić im konie). Wystarczyłoby choćby kogoś wziąć na zakładnika, wyciągnąć z chaty więcej osób i przepytać, a oni tak po prostu, stwierdzili, dobra, chłopaki idziemy. A przecież to dla nich nie jest fantastyczny świat – akcja dzieje się w świecie dla nich realistycznym (nie dajesz mi powodów, by wierzyć, że jest inaczej), więc zastanawiam się dlaczego dali się zaciągnąć do jakiejś jaskini.
Wątek Luty zabijającej tylko złych też jest dla mnie problematyczny – piszesz, że Luta dobrych nie rusza, ale jednocześnie sugerujesz, że jeśli wieśniacy opuszczą chatę, to ona też ich zabije. Czyli tak naprawdę wszystko jej jedno. Wychodzi na to, że chroni ich raczej modlitwa i zamknięta przestrzeń chaty, a nie dobro, czy niebycie tymi złymi. Dodatkowo, trudno nazwać wieśniaków dobrymi, ich wybór Maćka na kozła ofiarnego nie ma nic wspólnego z byciem dobrym. I nie mówię tego w oparciu o moją, zewnątrz tekstową moralność, ale w oparciu o moralność chrześcijańską, na którą powołują się sami wieśniacy. Oprócz tego Luta zupełnie ignoruje Maćka, a przecież piszesz, że ona policzyła tych, co przyszli do jaskinii. Maciek był też pierwszym, który ją zawołał. I gdyby rzeczywiście zabijała tylko tych złych, jej zignorowanie go miałoby sens, a tak, to nie wiem, dlaczego go nie zjadła ;D
Kwestia napięcia w tekście – ono rośnie do momentu, w którym Luta dogania bodajże herszta bandy i wyjada mu głowę w wiosce, później to napięcie już tylko opada i pozostałe śmierci niewiele mnie już obeszły; no może trochę obrzydziły. Mam wrażenie, że tekstowi na dobre by wyszło przesunięcie punktu kulminacyjnego bliżej końca, albo skondensowanie dalszych wydarzeń/śmierci.
Końcówka – zabrakło mi wyjaśnienia, co się stało z Maćkiem. I dla mnie nie wykorzystałaś potencjału tej postaci. Przykładowo wzmianka, że zamarzł zagrałaby na emocjach czytelnika (i byłaby też gorzkim, realistycznym, ale i świetnie wpisującym się w ludowy klimat tekstu, domknięciem). Mogłaś pójść w przeciwnym kierunku i zrobić z niego ostatnią ofiarę Luty. Inną opcją byłoby przygarnięcie Maćka przez Lutę – to np. podbiłoby ci niepokój na koniec i stworzyło cliffhanger. Jeszcze inną opcją byłby powrót zmienionego Maćka do wioski, który mógłby być rodzajem żywego wyrzutu sumienia dla jej mieszkańców. Tak naprawdę jeden dobrze skrojony akapit na koniec bez względu na jego kierunek i tekst dużo by na tym zyskał.
Postać Luty – wyszła Ci świetnie. Bardzo podoba mi się jej zwierzęcość i taka dzika pierwotność. Ale też to, że nie poszłaś całkowicie w archetyp uwodzicielki. To, że zbóje za nią idą jest podyktowane nie tylko jej urokiem, ale i ich chciwością, i chucią. Spodobało mi się, że Luta nie zamieniła ich w pozbawione własnej woli idące za nią marionetki, dzięki czemu ich śmierć była bardziej dramatyczna.
Warsztatowo – braki w przecinkach; szczególnie przy wołaczach, imionach; i niedomknięte wtrącenia. Stylizacja – jakieś drobne sformułowania tu czy tam trochę mnie wybijały z rytmu, ale całościowo wyszło bardzo fajnie (np. jeden z opryszków mówi coś o tym, że wieśniacy na pewno mają dużo ptactwa domowego; myślę że powiedziałby po prostu ptactwa). Gdzieś na początku zgrzytnęło mi nazywanie wrzosowiska pustkowiem. Zastanawiałam się też dlaczego zimą nie widać sadu i skarpy, a wiosną już tak – skarpę powiedzmy, że przykryje śnieg i można nie wiedzieć, na co się patrzy, ale gołe drzewa raczej widać.
It's ok not to.