Profil użytkownika

Moje pozaportalowe publikacje:

“Moja miłość” – Zakład.magazyn, nr 9, 2024, https://www.zakladmagazyn.pl/post/maria-krzywda-moja-miłość     

”Vertigo” – TY.TU.Ł Literacka wataha, nr 5, 2024, str. 120-124, https://viewer.desygner.com/SMiJWcCipWU/      

“Wina” –  Zakład.magazyn, nr 4, 2023; https://www.zakladmagazyn.pl/post/maria-krzywda-wina         

“Podarunek od M.” – w antologii “Romantyczność 2022”, Biuro Literackie, 2022

Zbiór opowiadań “Wszystko dobrze”, Biuro Literackie, 2022; tu można posłuchać (i popatrzeć ;-)), jak czytam fragmenty: https://www.youtube.com/watch?v=vTigyXd8ISA     

“Skwar” – Zakład.magazyn, nr 2, 2021 https://www.zakladmagazyn.pl/post/maria-krzywda-skwar 

“Ławeczka” – publikacja pokonkursowa; Bydgoszcz 2021, https://biblioteka.bydgoszcz.pl/dzialalnosc-dodatkowa/publikacje/    

“Kobieta Don Kichota” – Fabularie 1 (25) 2021

“J” – Krajobrazy słowa, tomik pokonkursowy, Kędzierzyn-Koźle 2020

“Osiem dni Marii” – Akcent nr 1 (159) 2020

“Słoń w Neapolu” – Fabularie nr 3 (21) 2019

“Elegia o nie moim miejscu” – Powiew Weny, tomik pokonkursowy, Wejherowo 2019

“Definicja” – Fabularie nr 2 (17) 2018

“Żyły” – Mega*Zine Lost&Found nr 23 2018, str. 201 http://lostandfound_megazine.vipserv.org/?page_id=1679         


komentarze: 3060, w dziale opowiadań: 2197, opowiadania: 943

Ostatnie sto komentarzy

Marzanie, ale ja wcale (naprawdę!) nie próbuję Cię przekonać, żebyś cokolwiek zmieniał w wątku królewny. Nawet w moim pierwszym komentarzu napisałam:

 

Matka królewicza i królewna – te postacie też są jednowymiarowe. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby były one jedynymi tak skonstruowanymi postaciami – to w końcu baśń, a one są postaciami z tła; istnieją jako wyzwalacze działań głównych bohaterów – ale niestety nie są.

 

A mój komentarz wyżej był odpowiedzią na Twój, jak zrozumiałam, dość ogólny, czy może raczej kontemplacyjny w charakterze komentarz, i jako taki nie odnosił się już do opowiadania. 

 

It's ok not to.

żeby znaleźć w artykule o zbrodniarzu jakiś dowód jego szaleństwa, bo to nas uspakaja.

Dowody szaleństwa nie działają na mnie uspokajająco ;D Geneza zła wcale nie musi oznaczać szaleństwa, choć oczywiście może (choć wtedy pojawia się pytanie o genezę szaleństwa). Mnie bardziej interesuje, dlaczego dana postać się jakaś stała, a powody mogą być bardzo różne. 

It's ok not to.

Ja się dzielę swoimi wrażeniami i staram się wyjaśnić mój punkt widzenia – nie oczekuję (ani nie sugeruję – mam nadzieję), że autor ma z tekstem zrobić to czy tamto ;) Choć oczywiście cieszy mnie, jeśli moje uwagi na coś się przydały. 

It's ok not to.

Zdobył Oskara, to myślałam, że może ktoś widział ;) 

 

Pałeczka wraca do ciebie. 

It's ok not to.

Dzięki za wyczerpującą odpowiedź. 

 

Wersja, którą chciałabyś pewnie przeczytać

Nie, nie mam żadnej “swojej” wersji tego opowiadania. Ja nie mam problemu z tym, że Twoje postacie są takie, a nie inne. Mam problem z tym, że nie wiem, dlaczego takie są i co za tym idzie nie rozumiem ich postępowania. W tekście na 5 postaci (wróżka, siostra wróżki, matka królewicza, królewna i królewicz) naznaczonych w jakiś sposób klątwą tylko królewicz się sprzeciwia swojemu losowi. I ja nie wiem, dlaczego, bo tego w żaden sposób nie wyjaśniasz. Gdyby linia przebiegała np. ludzie a wróżki, albo była związana np. z mocą klątwy, była zbudowana w oparciu o charakter postaci itp. U Ciebie nie widzę żadnego powodu wewnątrztekstowego, przez co zostaję z poczuciem, że te postacie zachowują się jedynie tak dlatego, że autor sobie to tak wymyślił. Nawet od strony konstrukcyjnej to nie ma sensu – gdybyś np. tylko uwidocznił/rozbudował motywację u postaci pierwszoplanowych (wróżki i królewicza), a postaci z tła zostawił narysowane grubszą kreską – nie miałabym uwag. A tak, czytałam, próbowałam znaleźć jakąś logikę postępowania bohaterów i niestety nie udało mi się.

To o czym piszesz w komentarzu o wróżce – tego w tekście brakuje. Bo ja widzę postać, która rozpętała piekło, bo przyszłość musi się wypełnić, ale już dlaczego musi tego nie ma. Nie ma tego, że wróżki myślą i widzą świat inaczej. Ja nie wiem, dlaczego ona musi królewnę zabić, albo dlaczego myśli, że musi.

 

W takiej sytuacji łatwo się pogubić, i scena “przed” dotykiem wyraża desperację i zagubienie.

To tego nie widać ;)

 

It's ok not to.

Ode mnie było NIE w głosowaniu.

Miałam w tym tekście problem z wewnętrzną logiką świata i zachowaniem bohaterów. Wróżka, która uśpiła królewnę i dworzan – nie rozumiem jej zachowania. Jedyną motywacją i mantrą, którą tłumaczy wszystkie swoje działania jest przyszłość, która musi się wypełnić. Tylko że nie informujesz czytelnika, dlaczego musi się wypełnić. Wróżka w to wierzy, ale ja nie wiem i nie rozumiem dlaczego. Nie rozumiem, dlaczego tak łatwo zgadza się na tę przyszłość. Co by się stało, gdyby się nie zgodziła. A ona przecież swoimi działaniami doprowadza do śmierci wielu ludzi, zniewolenia sióstr, własnego cierpienia i strasznej śmierci. Jest bierna, a ja nie znajduję w tekście dla tej bierności uzasadnienia. Zostawiasz mnie z poczuciem autorskiej arbitralności jej działań. Nie ma tu motywu chociażby fatum, gdzie los się wypełni bez względu na starania bohatera. Z przedstawionych zdarzeń w żaden sposób nie wynika, że ta przyszłość wyglądałaby właśnie tak, gdyby wróżka dokonała innych wyborów. Dlatego tak bardzo brakuje mi uzasadnienia jej motywacji. Chciałabym coś wewnątrztekstowego, a nie tylko “bo autor tak zadecydował”.

I to jest też problem, który dotyczy pozostałych postaci. Siostra wróżki tak samo łatwo zgadza się na swój los. Jest tylko marionetką w autorskich rękach. Matka królewicza i królewna – te postacie też są jednowymiarowe. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby były one jedynymi tak skonstruowanymi postaciami – to w końcu baśń, a one są postaciami z tła; istnieją jako wyzwalacze działań głównych bohaterów – ale niestety nie są. Nawet postać epizodyczna mnie nie przekonała. Wracająca z targu kobieta będąca na skraju wycieńczenia fizycznego, mająca w domu głodną córeczkę, spotyka rosłego mężczyznę na drodze, który pomaga jej pociągnąć wóz. Czasy są niespokojne, mężczyzna wygląda jak przedstawiciel niesławnego rodu ludzi-ogrów, ale co tam, kobiecina wypina wątłą pierś i zaprasza go do siebie na noc… Sorry, ale zrobiłeś z tej kobiety idiotkę. Aż się przy tej scenie cofnęłam i przeczytałam ją jeszcze raz, żeby sprawdzić, czy on jej przypadkiem nie dotknął – wtedy jej reakcja miałaby sens, bo byłaby wynikiem jego klątwy. Ale nie. Potem jeszcze na chwilę kobieta wraca, tylko po to, by wpaść w histerię i zginąć… 

Postać królewicza – to właściwie jedyna postać, która w tym tekście myśli i próbuje kierować swoim losem. No i właśnie, dlaczego jest jedyną postacią napisaną w ten sposób? Przydałoby się w tekście jakieś uzasadnienie, dlaczego niektóre postacie są bierne, a inne nie, ale go nie znalazłam. Działania bohaterów są arbitralne, nie ma tu wewnętrznej logiki świata (a jeśli jest, to jej nie widać). Bo ja przez cały tekst właściwie nie wiedziałam, dlaczego bohaterowie zachowują się akurat tak, a nie inaczej. I jest to mój największy zarzut.

Z mniejszych – niewykorzystanie motywu przyciągania/porozumienia wróżki i królewicza. W którymś momencie sugerujesz związek pomiędzy nimi (kiedy ona patrzy mu w oczy przed śmiercią), tylko że później z tego motywu niewiele wynika. Można domyślać się, że dlatego królewicz znalazł nasiono, ale to właściwie tyle. A szkoda – bo to jest motyw, który mógłbyś wykorzystać do zbudowania motywacji wróżki, bardziej posplatać losy bohaterów. 

 

To tyle z rzeczy, które mnie uwierały. Co fajnego? – pomysł na retelling baśni; jest sporo ciekawych smaczków i zabawy znaną historią, odwracania ról i tworzenia nowych powiązań między bohaterami; ciekawy motyw błogosławieństwa matki zamieniającego się w klątwę; udanie wyszedł motyw drapieżnego pnącza, które pod wpływem dotyku królewicza zakwita; oniryczny klimat opowieści. No i porządnie napisane :)

 

It's ok not to.

​Nie mogłam nie znać :D

 

Ode mnie też zagadka filmowa.

 

It's ok not to.

Ave, Cezarze!

 

Ode mnie było NIE. Z dwóch powodów – po pierwsze kompozycja, po drugie zabieg ramowy.

Co do kompozycji – dwie trzecie tekstu to historia opowiadana przez dziadka wnuczkowi będącą formą retellingu baśni. Mamy wspomnienia dziadka, który jest też głównym narratorem żonglującym przeszłością i odpowiednio dawkującym suspens. Jest to historia wewnętrznie spójna (pod względem treści, do języka jeszcze wrócę), ciekawa i dobrze oddająca klimat dzieciństwa. Jest potwór i nawiedzony dom, grupa dzieciaków i tajemnica – klasyka, ale w bardzo dobrym wydaniu, w dodatku wzbogacona o dodatkowe smaczki (retelling baśni, świetne dekoracje tworzące klimat łączące sacrum i profanum, pomysł na Babcię Faszystkę). Wyjaśnienie o tym, jak działa dom i modus operandi samej babci kupuję. Moment kulminacji nie do końca mnie przekonuje (ten nagły powrót wynaturzonej rzeczywistości domu do “normalności” rzeczywistości zewnętrznej jest dość arbitralny) i właściwie od niego historia zaczyna rozłazić się fabularnie. Motyw dorosłego Krzysztofa zwabiającego Małgorzatę do domu nie ma w tekście wystarczającej podbudowy. Bo to że poprzednia ofiara nazywała się Jaś, a teraz mamy Małgosię to trochę mało. (Wspominasz coś o siostrze Jasia, ale wtedy nie wiadomo, czemu czekał aż Małgosia dorośnie, jeśli rzeczywiście Małgorzata jest siostrą Jasia). Ten nagły przeskok na dorosłą ofiarę i zrobienie z niej kolejnego potwora jest jakby na doczepkę. W ogóle miałam wrażenie, że dla tekstu byłoby lepiej albo gdybyś wątek z Małgorzatą wywalił całkowicie, albo go porządnie rozbudował. Bo teraz ten wątek jest trochę jak piernik ulepiony z resztek ciasta, które zostało po wałkowaniu i żal było wyrzucić, więc mimo, że jest zeschnięte i niezbyt się lepi, to jednak ląduje na blasze – wychodzi jadalne, ale nie dorasta smakiem do pozostałych pierników ;) 

Problem drugi – rama opowiadania. Po pierwsze, gdyby opowieści słuchał prawdziwy mały chłopiec, to odpadłby po pierwszym akapicie. A tu dziadek mówi i mówi, używa bardzo wielu słów, nierzadko trudnych, a dziecko nic, siedzi grzecznie i słucha, nie przerywa, pytań nie zadaje. Kurczę, nawet nastolatek odpadłby po kilku akapitach tak opowiadanej historii. I nie chodzi o to, że opowiadasz w sposób nudny – bo tak nie jest. Ale sytuacja, w którą wkomponowałeś opowieść jest zupełnie niewiarygodna. W którymś momencie się zaczęłam zastanawiać, czy Jaś jest takim wdzięcznym słuchaczem, bo go potwór otumanił. No ale wtedy jego reakcja po wysłuchaniu opowieści powinna jakoś na to wskazywać. 

Używasz zabiegu z Jasiem, żeby móc bezpośrednio zwracać się z historią do czytelnika (opowiadanie na “ty”), jednocześnie Jaś jest też istotnym elementem tej historii. Nie udało Ci się tych dwóch funkcji satysfakcjonująco połączyć (jest to bardzo trudne, bo wymaga połączenia w jednym bohaterze spojrzenia wewnątrz historii, które będzie jednocześnie działać na zewnątrz historii). Przez co miałam bardzo duży problem z zawieszeniem niewiary w tym tekście. 

Język narratora – jest niespójny. Tych niespójności nie ma może bardzo dużo, ale niestety na tyle, że przeszkadzały w lekturze i zaburzały imersję. Miałam wrażenie, że czasem mieszasz różne rejestry języka. Bo z jednej strony cały czas jest to pisane jako opowieść skierowana do wnuczka, z drugiej masz partie będące wspomnieniem i do tego dodajesz komentarz starca mówiącego językiem osoby, która dużo przeżyła i widziała. I czasami te trzy języki plączą ci się między sobą. Gdzieś w partiach przytoczonych wspomnień  wkradają się słowa starca, czasem na odwrót; gdzieś tam pojawił się Krzyś, mimo że wszędzie było albo Krzysiek, albo Krzysztof. 

Tytuł… Nie pasuje mi do treści. Sugeruje coś humorystycznego i lekkiego. Zaczęłam się zastanawiać, czy ważniejsze dla Ciebie było, żeby był długi, niż żeby pasował do tekstu. 

To już może nie zarzut, co subiektywne narzekanie z mojej strony, ale żałowałam, że nie wykorzystałeś w pełni motywu Babci Faszystki i “dwulicowych” obrazów. Z przyjemnością poczytałabym o nich coś więcej. Trochę po macoszemu potraktowałeś też Piotrka.

Plusy – z wszystkich czterech tekstów nominowanych w tym miesiącu Twój zdecydowanie wyróżnia się klimatem. To jest tekst, który wzbudza niepokój, a groza jest odczuwalna. Mimo tego, że w którymś momencie czytelnik domyśla się, że z narratorem jest coś nie tak, to ta wiedza dodatkowo buduje napięcie. Jak już pisałam wcześniej – rewelacyjny pomysł na babcię i obrazy. Wątki baśniowe – trochę mało wyeksponowane, ale fajne :)

 

Podsumowując – domek z piernika wyszedł smaczny, ale upiekł się nierówno. Myślę, że zawiódł proces selekcji pomysłów i rozwiązań formalnych, przez co autor miał więcej ciasta niż rąk do jego wyrabiania ;) 

 

It's ok not to.

Hej,

jak już wiesz, byłam na NIE. Dla mnie ten tekst stoi dobrym pomysłem, którego nie udźwignął warsztat, szczególnie od strony konstrukcyjnej. Pierwszą scenę czytałam trzy razy, żeby się połapać, kto co mówi. Czytelnik zderza się z rozmową dwóch niezidentyfikowanych postaci, które rozmawiają na niejasno określony temat. Ani nie wie, czy są to ludzie (ja do tej pory, po przeczytaniu całego tekstu, nie mam całkowitej pewności, kim jest Dart), ani co właściwie bohater ma zrobić. W dodatku pojawia się trzecia postać, Roland, tylko z imienia i jednym zdaniu. W tym momencie ja tego zdania nie jestem w stanie z niczym połączyć, bo jeszcze nic o bohaterze, ani o świecie przedstawionym nie wiem, oprócz tego, że nie jest to świat, który znam. Kolejna rzecz, która utrudnia odbiór tej sceny, to to, że jedna postać określona jest imieniem (Dart), druga tylko słowem pospolitym (kocur), w dodatku raz używasz synonimu (kot) – równie dobrze mogłoby to być wprowadzenie kolejnej postaci. Stosunek niewiadomych do wiadomych w pierwszej scenie sprawia, że czytelnik zostaje w głowie ze znakiem zapytania, i takim “ale o co cho…?”.  I to jest problem, który przewija się w całym tekście. 

Zabrakło wprowadzenia do tego świata, ale też trochę takiego ciasta słownego tu i ówdzie, które pomogłoby te niewiadome jakoś uporządkować w głowie czytelnika. I nie chodzi mi o infodumpy, a raczej  o takie nawet dwu czy trzyzdaniowe wstawki przy nagromadzeniu niesamowitości. Bo Ty cały czas dokładasz nowych rzeczy, ale bez zadbania o to, żeby te wcześniejsze nowe rzeczy przestały być nowe w głowie czytelnika. 

Kolejną rzeczą, która działa na niekorzyść tekstu i utrudnia zrozumienie rzeczywistości bohatera jest brak precyzji w używaniu słów – przy opisach nieznanego świata, używanie słów o podobnym znaczeniu jako synonimów to nie jest dobry pomysł. Bo np. basen i zbiornik jeszcze ujdą, ale już nazywanie zbiornika dziurą nie bardzo. Szczególnie, że ta przestrzeń cały czas się zmienia i w trakcie czytania kilka razy gubiłam się, bo nie wiedziałam, czy nazywasz coś, co już się pojawiło, czy wprowadzasz nowy element. Powinieneś napisać to tak, żeby czytelnik nie miał wątpliwości, że szczelina z początku sceny nie jest dziurą z akapitu później (bo nie chcesz użyć powtórzenia), a u Ciebie raz okazywało się, że to ten sam element, innym razem że  nie.

Zdarzały się też niezgrabności składniowe. Potykałam się na zdaniach, w których oddzielasz podmiot od orzeczenia długim wtrąceniem. To nie jest błąd, ale spowalnia czytanie i zaburza jego płynność. Rozbudowane wtrącenia czasem lepiej dać na początek lub koniec zdania. Łatwiej się je wtedy czyta. Zdarzały się też przecinki w dziwnych miejscach.

Z fabularnych rzeczy, które mnie nie przekonały to wątek z fiolką z grzybem, którą nie wiadomo jak bohater zgubił (w sumie to nawet nie wiadomo, czy zgubił, czy zniknęła w inny sposób) i potem jej “magiczne” odnalezienie się przy Rolandzie.

Zdziwiłam się też, że bohater nie dał rewolwerowi naboi od razu na starcie. Skoro później w tekście masz, że mógł dać mu naboje na wszelki wypadek, to pchanie się w niebezpieczeństwo z pustym magazynkiem wydaje się głupotą.

Trochę też nie wiem, dlaczego kocurowi zależało na tym, aby główny bohater rozliczył się w tym zleceniu ze swoją przeszłością (choć to nie tyle zarzut, co miejsce, które można by “dojaśnić”). I właściwie dlaczego ta postać nie miała imienia?

 

Co mi się podobało? Pomysł na świat, relacja między rewolwerem a łowcą, wątek kobiety-serca roju, tytuł, mocne zakończenie, które działa od strony emocjonalnej, ale też kompozycyjnej (tworzy fajną klamrę z początkiem), foreshadowing zakończenia poprzez wzmianki o rodzinie Rolanda rozsiane w tekście, zmienność świata i jego płynność. 

Językowo – ogólnie na plus. 

 

It's ok not to.

Trochę zbyt enigmatyczne i ogólne jak dla mnie. W dodatku jest w treści trochę sprzeczności. Najpierw o tym, że lalki nie miały własnego zdania, potem o tym, że jednak niektóre się kłóciły, a tylko te najdroższe milczały. Potem ludzie właściwie znikają, androidy mają ubaw, a gdzieś w tym wszystkim jest jeszcze starzec będący ostatnią kopią świadomości człowieka i jakaś piosenka na winylu – dużo tego jak na tak krótki tekst. Każdy z tych wątków bardzo luźno się łączy z pozostałymi albo zgoła wcale, żaden nie jest rozbudowany – po prostu garść pomysłów wrzucona tekst. 

It's ok not to.

Aliteracja nie jest błędem. To środek stylistyczny tak samo jak metafora czy onomatopeja. W języku polskim występuje naturalnie.

Kiedy staje się niezręcznością stylistyczną? – nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi, ale jeśli coś jest trudne do wymówienia, zaburza płynność czytania, zwraca na siebie uwagę (a nie było to zamierzeniem autora)  wtedy warto przeformułować fragment. 

It's ok not to.

Tak podczytuję tę Waszą dyskusję i mam wrażenie, że Oblatywacz ceni te teksty kultury, które za punkt wyjścia traktują naszą rzeczywistość i zachowują pozór prawdopodobieństwa. 

Bo i Matrix, i Obcy, i 1984 Orwella dzieją się pozornie w naszym świecie i pozornie mogłyby się (w przyszłości) zdarzyć. A taki Władca Pierścieni zdarzyć by się już nie mógł. 

Mnie to kryterium oceny tekstów nie przekonuje, bo bierze pod uwagę tylko warstwę dosłowną dzieła, zupełnie ignorując szereg środków artystycznych wykorzystywanych przez sztukę (literaturę, film, malarstwo, rzeźbę itd.), takich jak chociażby metafora, która pozwalają odnosić świat inny od naszego do naszego, a także bardzo zawęża role, jakie to dzieło może odgrywać (jednocześnie je wartościując – np. rozrywkową negatywnie, informacyjną pozytywnie). 

Cały czas poruszamy się w świecie sztuki, a nie nauki. A to oznacza, że te “realistyczne” dzieła są tylko pozornie realistyczne (w znaczeniu odzwierciedlania naszej rzeczywistości). Widoczność iluzji zależy od kunsztu twórcy, ale też wiedzy i doświadczenia odbiorcy.

Dlatego dla kogoś, kto się nie zna na technologii, fizyce i metodach pozyskiwania energii, Matrix będzie realistyczny, dla kogoś, kto taką wiedzą dysponuje infantylny. Tyle że siła tego filmu, to nie tylko warstwa dosłowna. Ten film łączy w sobie refleksję nad rozwojem technologii i rozrywkę. Dodatkowo korzysta z utartych schematów (wybraniec, walka z odczłowieczonym złem, miłość, poświęcenie) i podaje je w atrakcyjnym sztafażu. Ten film nie odniósł sukcesu dlatego, że był “realistyczny” (to tylko jeden z powodów). 

Władca Pierścieni z kolei przyciąga połączeniem epickości i uniwersalności. To jest historia o walce dobra ze złem, przyjaźni, walce z przeciwnościami losu, wadze jednostki, ale też o tym, że nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki i że to, co przeżyliśmy, zostawia w nas ślad. 

Jeden i drugi film (plus książka) mówi o ludziach i o ważnych dla ludzi sprawach. O jakości dzieł decyduje wykonanie, a nie konwencja. 

It's ok not to.

W ogóle Narnia i Harry Potter to nie jest literatura skierowana do dorosłych, więc ma nieco inne “zadania” i założenia. 

Poza tym zarzut, że coś jest płytkie, jest strasznie ogólny. Można by postawić tezę o kiepskiej (czy jakiejkolwiek) kondycji współczesnego fantasy – ale do tego trzeba by najpierw nakreślić ramy gatunkowe (co konkretnie uznawane jest za fantasy), geograficzne, czasowe, dystrybucyjne (jakimi kanałami wydawane); uwzględnić do jakiego czytelnika literatura jest skierowana (dorosłego, młodego dorosłego czy dziecka) oraz to czy mówimy o powieściach, czy o opowiadaniach. Potem te wszystkie teksty przeczytać i dopiero na tej podstawie wysnuwać jakieś wnioski.

A jeśli bawić się w komparatystykę (wtedy a teraz, albo między gatunkami), to dodatkowy ogrom pracy trzeba by włożyć. 

Bo tak to ekstrapolujesz swoją prywatną opinię na cały gatunek (fantasy), w dodatku porównując go z literaturą z innego gatunku (Orwell), co właściwie nic konstruktywnego do dyskusji nie wnosi i nic o kondycji współczesnego fantasy nie mówi. 

It's ok not to.

Ja mam wrażenie, że teraz jest po prostu dużo więcej kiepskiej literatury. I fantastyki, i obyczajówki, i kryminałów, i co tam jeszcze jest aktualnie popularne.  I im gatunek popularniejszy, tym więcej w nim słabszych rzeczy się ukazuje. Bo jest popyt, więc i piszący, i wydawcy w to idą. Plus dochodzą jeszcze inne kanały publikacji (np. wattpad → papier). Ale to nie znaczy, że nie ma dobrej literatury. Trzeba tylko trochę poszukać ;) Nie uzależniałabym więc jakości od gatunku. 

Nie widzę też potrzeby walki literatury tzw. ambitniejszej z rozrywkową. Obie mają swoje miejsce. Jedyne co mnie wkurza, to blurby wprowadzające czytelnika w błąd. 

Poza tym literatura cały czas odnosi się do rzeczywistości – tyle że do różnych jej obszarów. Jedni robią to z pomocą smoków, inni realizmu. 

It's ok not to.

O, fajnie. Gratulacje!

It's ok not to.

Racja, automatycznie założyłam, że ma trzy. Mag użył słów “pierwsze twoje życzenie”, więc Jankowi zostało przynajmniej jeszcze jedno ~^^~. 

It's ok not to.

Przekombinowane. Brzmi poetycko, ale z sensem gorzej. Nie wiem, dlaczego kruszynki zimy miałyby zwiastować nadzieję. Dlaczego akurat bez wrzawy, a nie np. głośno/cicho, albo z umiarkowanym natężeniem dźwięku? (Wiosnę mógłby zwiastować np. trzask łamiącej się kry, szum płynącej wody, świergot ptaków itp.). Lodowy most to przejście między nocą a dniem? Śmiercią a życiem? Jawą a snem? Jeśli to pierwsze, to co ma do tego zima, jeśli to drugie, to kolejność się nie zgadza, jeśli trzecie, to jak to się łączy z porami roku? I jeśli most to tylko przejście między porami roku, co do tego ma narrator i dlaczego jego krok kruszy jakąś granicę? 

 

It's ok not to.

Początek przywiódł mi na myśl Frankensteina Mary Shelley. Ciekawy wiersz. Podoba mi się połączenie motywu śmierci, kierunków upływania czasu i istnienia różnych wersji podmiotu lirycznego. Trzy ostatnie wersy trącą banałem i psują mi odbiór całości. 

It's ok not to.

Zabawne. Dobrze, że Jankowi zostały jeszcze dwa życzenia, bo w dzisiejszym świecie myślicielom chyba trudno się żyje ;) 

It's ok not to.

Wiem, że to nihil novi sub sole.

Nowe to może Homer czy Owidiusz mogli tworzyć, choć nie mam stuprocentowej pewności.

Przy dłuższych formach, nawet pisząc na temat, na który już wiele napisano, masz więcej miejsca na dodanie czegoś od siebie i wciągnięcie czytelnika w twoją wersję jakiegoś motywu. W drabblu zostaje ci właściwie sama esencja pomysłu, dlatego brak oryginalności uwiera bardziej. 

It's ok not to.

Koncept nienowy, ale napisane zgrabnie. To “więc żegnaj” na końcu trochę mi zgrzytnęło. Dość drastyczna zmiana w sposobie komunikacji ze strony ojca, przez co zabrzmiało fałszywie (nie sama decyzja, a sposób jej wyrażenia – jakbyś chciał już skończyć pisanie ;)). 

It's ok not to.

Anonimie, wyczytujesz z mojego komentarza rzeczy, których tam ewidentnie nie ma. 

It's ok not to.

Czuję jak drętwieją mi nogi.

Słyszę jak kapie krew.

 

– brakuje przecinków przed “jak”. 

 

Pomysłowe; dobrze się czytało. Zdziwił mnie trochę zarzut sowy o nieudzielenie pomocy. W końcu sama jest drapieżnikiem ;)

It's ok not to.

Chyba chodzi o to, że którąkolwiek opcję wybierzesz, to i tak wykorzystają twoje dane – jeśli chcesz odzyskać dostęp [zakładam, że do czegoś, do czego dostęp miałeś i utraciłeś], to musisz wpisać swoje dane. Jeśli tego nie zrobisz i zamkniesz stronę, to aktem zamknięcia wyrażasz zgodę na wykorzystanie twoich danych. Myślę, że to ironia nt. bezpieczeństwa cyfrowego w dzisiejszym świecie, ale mogę się mylić. 

It's ok not to.

Wiesz, czterech chłopa z kosą i cepami, może odstraszyć napastników, bo pokazują, że będą się bronić.

Czterech niewprawionych w walce chłopów przeciwko sześciu doświadczonym wojakom na koniach z szablami. No nie spina mi się to odstraszanie. Jakby wyszła cała męska część wsi to mieliby przynajmniej przewagę liczebną i jakieś realne szanse odstraszyć intruzów, czy nawet część z nich zabić lub zranić jakby doszło do walki. Jakby wyszedł jeden chłop to albo straty byłyby mniejsze, albo wręcz żadne, bo byłby to sygnał, że chłopi nie będą walczyć. A tak to tylko wystawili się na rzeź. Szczególnie, że wiedzieli, że zbóje nie mieli dobrych intencji. 

It's ok not to.

Podoba mi się szkielet tego tekstu – jego główne elementy, oś dramatyczna, tło, klimat. Zabrakło mi dbałości o detale i konsekwencji w zachowaniu bohaterów.

Obie strony, tak chłopi, jak i zbójcy są, przepraszam, niezbyt inteligentni. Ich działania są nieprzemyślane i mało logiczne. Np. chłopi wiedzą, że do wsi zbliża się 6 czy 7 uzbrojonych konnych; po tym jak zbójcy bezceremonialnie zabijają gęsi i wjeżdżają do wioski jak gdyby nigdy nic wychodzi im naprzeciw 4 z chłopów i grzecznie proszą ich o opuszczenie wsi, w dodatku mówiąc o tym, że ich dobytek im na nic. Zrozumiałabym, gdyby wysłali jedną osobę, próbowali się ze zbójami targować, jakoś ich przekonać, żeby ich nie krzywdzili, pochowali kobiety i dzieci, cokolwiek, ale nie “chodźmy w czterech z cepami na uzbrojonych wojaków, na pewno sobie grzecznie pójdą…”.

Kolejna rzecz. Scena z płaczącą kobietą i zbójem, który żartował, że ją zgwałci. Dlaczego tego nie zrobił? Nie żebym akurat chciała taką scenę w opowiadaniu, ale od takiej ludzkiej strony, nie miał żadnego powodu, żeby tego nie zrobić, i aż nadto powodów żeby sobie pofolgować. Właśnie zabili 4 chłopów, kobieta jest pod ręką, konsekwencji żadnych. 

Zdziwiło mnie też to, że reszta ludzi z wioski po prostu zebrała się w jakiejś chacie i zaczęła radzić, co dalej. Zbóje rozbili sobie we wsi obóz (dlaczego np. nie zajęli po prostu największej chaty?) i właściwie tyle. 

Dalej – zbóje bardzo łatwo i szybko uwierzyli, że gdzieś tam za rzeką jest jakaś kobieta ze skarbami. Nie przyszło im do głowy, że to może być podstęp (tak, byli aroganccy, ale żeby aż tak? – przecież wioskowi znają teren, spokojnie mogli ich poprowadzić chociażby na cieńszy lód czy spróbować wybić im konie). Wystarczyłoby choćby kogoś wziąć na zakładnika, wyciągnąć z chaty więcej osób i przepytać, a oni tak po prostu, stwierdzili, dobra, chłopaki idziemy. A przecież to dla nich nie jest fantastyczny świat – akcja dzieje się w świecie dla nich realistycznym (nie dajesz mi powodów, by wierzyć, że jest inaczej), więc zastanawiam się dlaczego dali się zaciągnąć do jakiejś jaskini.  

Wątek Luty zabijającej tylko złych też jest dla mnie problematyczny – piszesz, że Luta dobrych nie rusza, ale jednocześnie sugerujesz, że jeśli wieśniacy opuszczą chatę, to ona też ich zabije. Czyli tak naprawdę wszystko jej jedno. Wychodzi na to, że chroni ich raczej modlitwa i zamknięta przestrzeń chaty, a nie dobro, czy niebycie tymi złymi. Dodatkowo, trudno nazwać wieśniaków dobrymi, ich wybór Maćka na kozła ofiarnego nie ma nic wspólnego z byciem dobrym. I nie mówię tego w oparciu o moją, zewnątrz tekstową moralność, ale w oparciu o moralność chrześcijańską, na którą powołują się sami wieśniacy. Oprócz tego Luta zupełnie ignoruje Maćka, a przecież piszesz, że ona policzyła tych, co przyszli do jaskinii. Maciek był też pierwszym, który ją zawołał. I gdyby rzeczywiście zabijała tylko tych złych, jej zignorowanie go miałoby sens, a tak, to nie wiem, dlaczego go nie zjadła ;D

Kwestia napięcia w tekście – ono rośnie do momentu, w którym Luta dogania bodajże herszta bandy i wyjada mu głowę w wiosce, później to napięcie już tylko opada i pozostałe śmierci niewiele mnie już obeszły; no może trochę obrzydziły. Mam wrażenie, że tekstowi na dobre by wyszło przesunięcie punktu kulminacyjnego bliżej końca, albo skondensowanie dalszych wydarzeń/śmierci. 

Końcówka – zabrakło mi wyjaśnienia, co się stało z Maćkiem. I dla mnie nie wykorzystałaś potencjału tej postaci. Przykładowo wzmianka, że zamarzł zagrałaby na emocjach czytelnika (i byłaby też gorzkim, realistycznym, ale i świetnie wpisującym się w ludowy klimat tekstu, domknięciem). Mogłaś pójść w przeciwnym kierunku i zrobić z niego ostatnią ofiarę Luty. Inną opcją byłoby przygarnięcie Maćka przez Lutę – to np. podbiłoby ci niepokój na koniec i stworzyło cliffhanger. Jeszcze inną opcją byłby powrót zmienionego Maćka do wioski, który mógłby być rodzajem żywego wyrzutu sumienia dla jej mieszkańców. Tak naprawdę jeden dobrze skrojony akapit na koniec bez względu na jego kierunek i tekst dużo by na tym zyskał.

Postać Luty – wyszła Ci świetnie. Bardzo podoba mi się jej zwierzęcość i taka dzika pierwotność. Ale też to, że nie poszłaś całkowicie w archetyp uwodzicielki. To, że zbóje za nią idą jest podyktowane nie tylko jej urokiem, ale i ich chciwością, i chucią. Spodobało mi się, że Luta nie zamieniła ich w pozbawione własnej woli idące za nią marionetki, dzięki czemu ich śmierć była bardziej dramatyczna. 

 

Warsztatowo – braki w przecinkach; szczególnie przy wołaczach, imionach; i niedomknięte wtrącenia. Stylizacja – jakieś drobne sformułowania tu czy tam trochę mnie wybijały z rytmu, ale całościowo wyszło bardzo fajnie (np. jeden z opryszków mówi coś o tym, że wieśniacy na pewno mają dużo ptactwa domowego; myślę że powiedziałby po prostu ptactwa). Gdzieś na początku zgrzytnęło mi nazywanie wrzosowiska pustkowiem. Zastanawiałam się też dlaczego zimą nie widać sadu i skarpy, a wiosną już tak – skarpę powiedzmy, że przykryje śnieg i można nie wiedzieć, na co się patrzy, ale gołe drzewa raczej widać. 

It's ok not to.

W Polsce mamy chomika europejskiego, niestety zagrożonego wyginięciem. 

It's ok not to.

Jeśli używa się tego samego słowa w sąsiadujących zdaniach i nie ma synonimów, nie wygląda to dobrze.

Pomyślałabym raczej nad przeformułowaniem zdań tak, aby powtórzenie nie było potrzebne, zamiast szukania synonimu. 

Możesz też stworzyć własne słowo na nazwanie takiej komórki i używać w tekście obu zamiennie. 

 

Ze słów, które są mniej więcej synonimiczne, przychodzi mi na myśl segment i cela. Można by też użyć szerszej znaczeniowo wylęgarni. 

 

 

It's ok not to.

Przeczytałam kilka dni temu, przespałam się z wrażeniami, więc pora na komentarz. 

Tekst jest utrzymany w oldschoolowym klimacie, stylizacja językowa jest bardzo delikatna, czasami wręcz miałam wrażenie, że tu i ówdzie prześwituje współczesność, ale całość jest spójna i przekonująca.

Treść skojarzyła mi się trochę z Faustem, trochę z Pachnidłem, a trochę z opowiadaniem Siedemdziesiąt dwie litery T. Chianga. 

Drobiazgowość i specyficzna suchość narracji dobrze oddaje atmosferę zachłyśnięcia się nauką, jednocześnie budując obyczajowe tło epoki. 

Z bohaterów Brodowicz wypada najbardziej przekonująco, jest najbardziej żywy, ludzki i wielowymiarowy (końcówka z informacją o zabraniu przez niego widma mocno tę złożoność postaci podbija); Weimann – tu trochę mi tej wielowymiarowości zabrakło; z jednej strony jest dość typowym przykładem zanurzonego w swoim świecie szalonego naukowca, (który oczywiście wcale na takiego nie wygląda), z drugiej przy tak dużej fascynacji odkryciem, to tego odkrywania było bardzo mało (4 ludzkie widma). Przez to jego przeskok do eksperymentu na własnym dziecku nie do końca przekonuje. 

Charlotte wyszła dość papierowo, co z jednej strony pasuje do czasu akcji, z drugiej jednak razi (choć to może też być kwestia moich preferencji, nie lubię takich marionetkowych postaci kobiecych). 

Co mnie nie przekonało w opowiadaniu, to rozłożenie akcentów dramatycznych. Historia jest ciekawa, ale mnie nie wciągnęła. Całość jest pisana na jednym tonie, nie ma tutaj wyraźnych punktów kulminacyjnych. Opowiadanie jest bardzo relacyjne i prostolinijne. Niewiele dzieje się na oczach czytelnika i też niewiele dajesz czytelnikowi miejsca na własne przemyślenia. Nawet fragment z odkryciem, że synek nie ma duszy jest emocjonalnie bardzo letni. Zabrakło mi akcji, prób uratowania dziecka. Za szybko to zostało rozwiązane – dziecko nie ma duszy, koniec, lecimy dalej ;) Nie było też, a przynajmniej ja tego nie odczułam, jakiejś podbudowy tego wydarzenia. Napięcia czy nastroju niepokoju, które by prowadziły do tragicznego finału. Bo przez dwie trzecie tekstu masz obyczajową opowieść, która jest emocjonalnie neutralna. Przydałby się, delikatny chociaż, foreshadowing. 

Zakończenie z bohaterem, który zabiera widmo ze sobą, na duży plus. Z kilku powodów – po pierwsze, kradzież widma zmienia i komplikuje relację między przyjaciółmi, po drugie poddaje w wątpliwość moralność bohatera; po trzecie, wywołuje niepokój, odnośnie tego, co bohater dalej z widmem i odkryciem zrobi. Wkrada się tu przyjemnie niepokojąca niejednoznaczność, która też sprawia, że zakończenie otwiera w głowie czytelnika przestrzeń, która wykracza poza samo opowiadanie. Gdyby tak troszkę tą niejednoznacznością przyprawić resztę tekstu byłoby idealnie ;D 

Porządne opowiadanie. 

It's ok not to.

Większa moc nominacyjna jest ważna. I na pewno dzięki dyżurnym nominacji jest więcej, a szanse na pominięcie dobrych tekstów mniejsze. Po prostu zarzut o komentowanie “tylko” swoich tekstów wydaje mi się mocno nietrafiony. Bo każdy dyżurny wyrabiający limit robi dobrą robotę, nawet jeśli wpada na forum raz w miesiącu ;)

It's ok not to.

  Nadal jednak wracam do pytania – czemu służy takie “wykonanie” pracy Dyżurnego i czy rzeczywiście taki Dyżurny potrafi znaleźć tekst, nadający się do Piórka? 

A skąd pomysł, że dyżurni są od wyszukiwania tekstów nadających się do piórka? Wydawało mi się, że dyżurni są przede wszystkim od komentowania tekstów. Dzięki dyżurnym wszystkie (lub prawie wszystkie) teksty dostaną przynajmniej jeden mniej lub bardziej merytoryczny komentarz. To wyrównuje chociaż trochę szanse świeżynek na komentarz od bardziej doświadczonego użytkownika. 

Większa moc nominacyjna to oczywiście super sprawa, ale nie sprowadzałabym jej do celu dyżurowania. Szczególnie, że nie ma żadnej gwarancji, że wśród tekstów danego dyżurnego coś się wartego nominacji trafi. 

It's ok not to.

Tak, są różne rodzaje przyjemności, ale z drugiej strony dla jednego większą przyjemnością będzie zjedzenie ciastka, dla innego przeczytanie dobrego opowiadania. ;)

Można jeszcze czytać opowiadanie, jedząc ciastko :D

It's ok not to.

Może tak, ale czym są komentarze, jeśli nie wpływem na kształtowanie się opinii? ;)

Tak, zgadzam się. Po prostu nie czuję się kompetentna w tych rejonach, żeby coś sensownego dodać. Trzeba by Bailouta spytać :D

 

Tylko że czy ktoś się przyzna? :D

Można by stworzyć anonimową ankietę Google. 

It's ok not to.

To na pewno trudne do rozstrzygnięcia, w dodatku na sucho, trzeba by podać konkretny tekst na przykład. ;) 

Jeśli piszesz, że coś jest trudne do rozstrzygnięcia to to niejako implikuje, że tego rozstrzygnięcia szukasz ;D

 

forum to mały wycinek.

Tak. I żeby było ciekawiej, tylko względnie miarodajny w jasno określonych ramach XD. 

 

Ciekawią mnie procesy, jakie powstają u ludzi, którzy oceniają opowiadanie jako dobre, a pod wpływem komentarzy uznają, że jest takie sobie albo że jest bardzo dobre.

To już chyba mocno skręcamy w stronę psychologii i wpływu otoczenia na kształtowanie się opinii. Za słaba jestem w te klocki, żeby tu coś sensownego powiedzieć. Mogłoby się trochę więcej osób wypowiedzieć, czy zmieniają swoją opinię o tekście po zapoznaniu się z komentarzami innych – byłaby przynajmniej jakaś nanopróbka badawcza :D

It's ok not to.

Nie, dlaczego miałoby być zerojedynkowe?

Wydawało mi się, że Ananke poszukuje jakiegoś rozstrzygnięcia sytuacji, w której ktoś twierdzi, że tekst to arcydzieło, a ktoś inny, że w ogóle nie zachwyca. 

It's ok not to.

Mam wrażenie, Ananke, że chciałabyś wyeliminować z procesu oceny czynnik ludzki ;D

 

Dla mnie przeciwwagą dla podlegającej wpływom części oceny jest merytoryka, rozumiana poprzez odwoływanie się do konkretnych aspektów tekstu. Im analiza bardziej rzetelna i im większa wiedza i oczytanie analizującego, tym ten margines podlegający wpływom mniejszy, ale nie da się go wyeliminować.

Ja też nie potrzebuję rozstrzygnięcia dotyczącego jednoznacznej wartości tekstu. Uznaję, że pewne aspekty wymykają się merytoryce.

 

No, tak – nie musi mnie zachwycać, żeby było dobre. Dobrze by było, gdyby mnie dobre zachwycało, ale czasem nie zachwyca,

Tak :)

 

i to jest niedobrze

Bez przesady ;)

 

Ja w ogóle nie sądzę, aby to było zero-jedynkowe. Czyjś zachwyt i mój brak zachwytu mają taką samą wartość. 

Można o tekście dyskutować merytorycznie i pod tym kątem przyglądać się też cudzym ocenom tekstu, ale nie wartościowałabym samego wrażenia. 

It's ok not to.

No właśnie, tylko co wtedy z wartością i innymi elementami – no bo niby ładnie napisane, ale sensu nie widzimy, a reszta widzi i się zachwyca. :D 

Ja tu sprzeczności nie widzę. Dla mnie brak sensu nie jest oderwany od innych elementów; brak sensu z czegoś wynika. O ile jestem w stanie wyobrazić sobie bezsensowny, ale językowo ładnie napisany tekst, to dużo trudniej jest mi wyobrazić sobie tekst dobrze napisany nie tylko pod względem języka, ale i kompozycji, konsekwencji stylu, prowadzenia wątków i tak dalej, który byłby zupełnie bez sensu. Te wszystkie elementy się zazębiają i wpływają na siebie nawzajem, ale i na całość tekstu i jego finalny wydźwięk.  (Wbrew pozorom absurd wcale nie jest bez sensu, nawet jeśli się bezsensem posługuje). 

A jeśli ktoś mówi, że tekst jest arcydziełem i ma sens, to powinien umieć to uargumentować. Bo sens w tekście nie bierze się znikąd. I tu znowu, łatwiej jest mi wyobrazić sobie sytuację, w której ktoś zachwyca się tekstem, który ja np. uznam jedynie za dobry niż sytuację, w której ktoś za arcydzieło uzna tekst napisany bez ładu i składu. No chyba że mówimy o kimś, kto ma np. bardzo małe doświadczenie czytelnicze – bo na pewno łatwiej jest zachwycić kogoś, kto przeczytał w życiu 10 książek niż kogoś, kto przeczytał ich sto. 

 

Ale wiem, że nie każdy tak robi i ciekawi mnie, ile osób ma podejście bliższe własnemu zdaniu, a ile woli upewnić się w komentarzach, czy jego zdanie ma sens. ;) 

Przydałaby się jakaś ankieta ;D Ja mam wrażenie, że to też łączy się z doświadczeniami pisarsko-czytelniczymi. Wydaje mi się, że osoby na początku swojej przygody częściej przyglądają się opiniom innych, bo potrzebują jakiegoś punktu odniesienia (nie ma w tym nic złego – to neutralna obserwacja).

It's ok not to.

No to gdzieś właśnie w to celowałam, zaczynając dyskusję: jeśli uznamy, że autor nawrzucał to, co mu do głowy przyszło i tekst jest poplątany, a potem przyjdą następne osoby i napiszą, że wszystko ma sens i tekst jest poplątany z pomysłem… To co? Czytamy i gdzieś tam może przekonamy się, że ma to sens… czy jednak nasze pierwsze wrażenie jest bardziej istotne, bo jest “czyste”, “nasze”, bez naleciałości innych opinii.

Jeśli ktoś wskaże konkretne elementy w tekście, na które nie zwróciłam uwagi i one rzeczywiście tam są, to wtedy może to wpłynąć na moją ocenę (jak bardzo będzie pewnie zależało od tego, na ile te elementy są widoczne, a na ile to ja jestem gapa). Ale też nie na zasadzie zmiany komentarza – raczej dopisania do niego czegoś (oznaczonego edycją), czy zaangażowania się w dalszą dyskusję.

Jeśli napiszą, że wszystko ma sens, a ja dalej tego sensu nie widzę, to nie widzę i tyle :D 

 

Dogs, też tak patrzę, ale mi właśnie chodzi o to, że jeśli tekst wg nas po prostu nie jest taki, jak powinien być i nie widzimy w nim nic, co nas zachwyca, a później nagle kilka osób pisze, że to arcydzieło…

Jak wyżej. Wtedy trzymam się swojego zdania. 

 

Bo mam taką teorię dotyczącą dwóch stron (pomiędzy którymi są oczywiście wszystkie odcienie szarości), ale:

1. Ocena tekstu i brak sugerowania się komentarzami.

2. Ocena tekstu i sugerowanie się komentarzami.

 

Kiedy chcę skomentować tekst merytorycznie, nie czytam wcześniej komentarzy. Robię tak np. na becie, właśnie żeby się nie sugerować cudzymi opiniami. Komentarze innych czytam już po napisaniu swojego, którego nie zmieniam. Jeśli szukam czegoś w poczekalni do przeczytania bardziej dla rozrywki, to zdarza mi się przelecieć wcześniej przez komentarze, żeby sprawdzić, czy to może być coś dla mnie. 

It's ok not to.

Bruce, miło mi :)

 

Ananke,

To racja, ale mamy teorię, a jak w praktyce ocenisz bizarro, które ma język stylizowany i totalnie nie w naszym stylu, aż boli, kiedy czytamy? :D A kompozycji brak, bo pomieszanie z poplątaniem. Bohaterowie są tak zakręceni, że stanowią bardziej element historii, nie jej osobne byty. :)

Jak teoretyzujemy, to zwróciłabym uwagę na to: czy stylizacja jest konsekwentna, na wywołanie jakiego efektu jest nastawiona, czy składniowo wszystko “trzyma się kupy”, i jak się ma język do treści (innymi słowy: czemu ta stylizacja służy i czy działa, jak ma działać). Co do braku kompozycji – jw. czemu to pomieszanie z poplątaniem ma służyć. 

Jak robię krytyczną analizę tekstu, to staram się przyglądać zastosowanym w nim zabiegom i patrzeć, czemu one służą. Jeśli widzę, że są celowe, to inaczej je ocenię niż w sytuacji, kiedy mam wrażenie, że autor po prostu nawrzucał w tekst wszystko, co mu przyszło do głowy. Mogę oczywiście czegoś nie dostrzec, czy dostrzec coś niezgodnie z intencją autora, ale z tym już nic nie zrobię ;)

 

To jest bardzo ciekawe – tyle że w praktyce jak to ugryźć?

Wiesz, ja mam w ogóle tak, że raczej nie patrzę na literaturę poprzez gatunki. Mam oczywiście swoje upodobania, ale nie są one decydujące. Dla mnie to wychodzenie poza swój gust mocno opiera się na takiej dość technicznej stronie tekstu. Ale też na otwartości na tekst. Staram się patrzeć na tekst, jaki jest, a nie przez pryzmat tego, na ile przystaje do moich gustów. Często nie mam określonych oczekiwań wobec tekstu, tylko patrzę, co ma ciekawego do zaoferowania. Kolejną sprawą jest właśnie świadomość swoich upodobań i tego, że mogą wpływać na ocenę. Wtedy staram się brać na to poprawkę. 

 

Ale nie mając wiedzy – nie mamy jak ocenić, czy ten element science jest naprawdę na najwyższym poziomie. 

No tak, ale element science nie jest jedynym kryterium oceniania takiego tekstu. Dalej będzie to tekst literacki, który już jestem w stanie pod tym kątem ocenić. Jeśli coś wykracza poza moje kompetencje, to skupiam się na tych aspektach, które się w moich kompetencjach mieszczą. 

 

Tyle teorii, zobaczymy, jak będzie w praktyce :P

 

Dzięki za fajną dyskusję, to nadal dyskusja, a nie jakieś zarzuty do tego, jak to funkcjonuje. Mam zamiar trochę podyskutować o Waszym zdaniu na ten temat, a nie kogoś/coś krytykować. ;)

Zupełnie nie odebrałam tego jako zarzuty. Lubię z Tobą dyskutować, Ananke :D

It's ok not to.

Jest całkiem sporo elementów, które można ocenić względnie obiektywnie – język, kompozycja, ekspozycja bohaterów, konsekwencja w prowadzeniu wątków.

Poza tym, wydaje mi się że nie chodzi o to, żeby głosować wbrew swoim gustom, a raczej poza nie wyjść na tyle, na ile się potrafi. 

No i oceniamy jednak tekst literacki – czyli nawet jeśli nie jestem w stanie rzetelnie ocenić np. elementu science, to dalej mam do czynienia z opowiadaniem. I nawet jeśli element science byłby na najwyższym możliwym poziomie, to to nie musi się przekładać na dobrą literaturę (choć oczywiście może). Nie lubię romansów, ale jestem (no, w miarę) w stanie ocenić np. sztampowość/oryginalność wątków. 

Jeśli nie jestem w stanie przebrnąć przez tekst, to przeważnie więcej elementów musi mi nie pasować niż tylko sam fakt nie bycia w moim guście. 

It's ok not to.

Ładna seria publikacji na koniec roku. Gratulacje!

It's ok not to.

Gratki, Bardzie!

Dla ekipy Snów też gratki :D

It's ok not to.

Ananke,

Ciekawe, podobają mi się te wszystkie niepozorne drobiazgi, które  wskazują na owady. Nie złapałam tylko, kim jest narratorka. Mszycą? 

Edytka. Doczytałam w komentarzach, że chodzi o mrówkę. Też nie wiedziałam, że mrówki i biedronki to wrogowie. 

It's ok not to.

Bruce – wierszyk bardzo świąteczny, ale przede wszystkim smakowity :)

Monique M. – bardzo przypadł mi do gustu pomysł z łapaniem koszmarów na wędkę. Gdyby tak to jeszcze działało w prawdziwym życiu ;)

It's ok not to.

I o to chodzi – żeby ten sens był dla większości, a nie dla anankowych przypadkowych maruderów. :) 

Zaraz tam maruderów ;) Kulturalnie wymieniamy poglądy :D Poza tym atrakcyjność tego typu zabaw opiera się na dobrowolnym udziale :) W końcu chodzi o to, żeby wszyscy się dobrze bawili.  

It's ok not to.

No ale to tylko luźne uwagi, powtarzam, nie bojkot, bo pomysł na pisanie komentarzy pod ocenę uważam za ciekawy, a czemu nie głosuję? Bo nie chcę, żeby komentarz zaspoilerował mi opowiadanie. ;p Nigdy nie czytam komentarzy przed lekturą tekstu. :)

Ananke, całkowicie rozumiem :) W ogóle bardzo cieszy mnie, że tyle osób wzięło udział w zabawie, czy to w pierwszej części, czy obu.

 

Myślę, że najlepszy komentarz powinniśmy wybierać do jednego tekstu, bo inaczej to trochę nie ma sensu…

Wiadomo, że ocena samego komentarza w oderwaniu od tekstu, będzie inna niż ocena komentarza do tekstu, który się przeczytało. Ale myślę, że to nie jest tak, że nie ma to sensu. Taki komentarz też można przeanalizować i wyciągnąć z niego coś dla siebie. Popatrzeć na niego pod kątem jego (do pewnego stopnia) obiektywnej użyteczności. I też zobaczyć, na co inni zwracają uwagę. Przynajmniej mnie takie przyglądanie się perspektywie innych osób pomaga :) 

It's ok not to.

Zdecydowaną większością głosów zwyciężył komentarz Arnubisa. Oklaski! 

 

Uznanie uczestników zabawy zdobyły również komentarze MrBrightside’a, Koali, Asylum, Krzkota, Krokusa i Cezarego. Również oklaski!

 

Oklaski należą się także pozostałym komentarzowym darczyńcom. Wnieśliście trochę komentarzowego ciepła w życie portalu!  Chwała Wam za to heart

 

Arnubis proszony jest o podanie namiarów na tekst do 45 tys. znaków. Komentarz napiszę do 15. stycznia. 

 

Wszystkim bardzo dziękuję za aktywny udział w zabawie laugh

It's ok not to.

Sam staram się tak komentować, ale czasami już na etapie pisania komentarza widzę, że jest on nieadekwatny do lektury, tj. 90% komentarza, to marudzenie, podczas gdy tekst słaby nie jest, ale mi znacznie łatwiej wskazać rzeczy, które mi nie grają, niż wymienić coś, co wybija się ponad przeciętność.

 

Ja mam tak, że jak coś mi w tekście nie gra, to szczegółowo staram się wyjaśnić, dlaczego i co konkretnie mi nie gra, co zdecydowanie wydłuża krytyczną część komentarza. 

Inna rzecz, że czasem trudniej jest rozwinąć tę część, w której zwraca się uwagę na mocne strony tekstu. 

Dla mnie też pomocne bardzo często bywają komentarze uzupełniające, czyli taki czytelnik, który nie tylko konstruktywnie skomentuje, ale też jest gotowy wyjaśnić, o co mu chodziło, jeśli ja nie załapałam. 

 

Jeden tekst wzbudzi marudzenie bo jest bełkotliwy i ma dużo baboli, inny bo jest bardzo dobry i ma tylko trochę niedociągnięć (tak mało brakuje do świetności przecież i trzeba pomóc). Przy innym marudzenie się nie załączy, mimo, że poziom jest podobny do poprzedniego, tylko coś fajnego akurat przykuło myśli. Czasem w końcu zabraknie słów albo w mózgu pojawi się komunikat “Tym razem nie komentuj, co to wniesie?”

No właśnie, z jednej strony każdy ma jakiś swój styl/sposób komentowania, z drugiej zawsze jednak jest to odpowiedź na konkretny tekst, który, chcąc nie chcąc też generuje jakąś reakcję. 

 

Głos dla Asylum przyznany :)

It's ok not to.

Ślimak Zagłady & Bruce – Klasyczna historia z fajnie zaznaczoną niejednoznacznością moralną głównego bohatera. Podoba mi się, że nie poszliście w czarno-biały obraz świata :)

 

Monique M. – super ozdoby :)

It's ok not to.

Krzkot i aeoth dostają po serduszku, a ja podpisuję się pod komentarzem Krokusa :D Outta zagubił się gdzieś w akcji. Może jeszcze się odnajdzie, zobaczymy ;)

 

Zaczynamy więc GŁOSOWANIE na najbardziej przydatny komentarz w rozwoju pisarskim. Czas na oddanie głosu do jutra do 22.00. Linki do wszystkich tekstów znajdują się w poście głównym. Komentarze powinny być oznaczone, myślę więc, że nietrudno będzie je znaleźć. 

Fajnie będzie jeśli w kilku słowach napiszecie, dlaczego uznaliście komentarz za przydatny. Każdy ceni co innego i zobaczenie, co cenią inni wydaje mi się być przydatne samo w sobie.

Edytka. Można oczywiście zwrócić uwagę na więcej komentarzy, bo chodzi o dyskusję, co nam się przydaje w pisaniu, ale głos każdy ma jeden do przyznania. 

It's ok not to.

Pewnie ktoś mnie ubiegnie, ja zawsze wszystko na ostatnią chwilę. ;p

Możesz zrobić też akcję na walentynki :D 

 

No nie wiem, to chyba bardziej przekleństwo. :)

Cały czas to bym nie chciała. Ale że w interakcjach społecznych nie zawsze potrafię odczytać, czego ludzie ode mnie oczekują, to czasem takie czytanie w myślach byłoby ratunkiem ;)

 

O, a który tekst Cezarego?

It's ok not to.

wybaczcie opóźnienie. :)

Ananke, jakie opóźnienie? Jesteś na czas i też dostajesz serduszko :D

 

Co do zabaw – też chciałam coś takiego urządzić, ale w innej formie, Dogs mnie ubiegła, czyta w myślach. XD

Urządzaj! Na pewno będzie fajnie. Możesz np. zorganizować zabawę noworoczną :D

A czytać w myślach nie umiem, choć czasem by się przydało ;D 

It's ok not to.

Tarnino,

Jak nie ma, jak ma? :P

Dobrze, sprecyzuję, nie ma poważnych ambicji filozoficznych. To igraszka zdecydowanie bardziej a’la niż stricte ;)

 

SNDWLKR,

trochę jak ten mit o dziurkach w niebie.

Nie znam. Powiesz coś więcej? :)

It's ok not to.

No dobra, moja kolej. Na wstępie powiem tylko, że czytanie dotychczasowych kartek będę nadrabiać w przyszłym tygodniu.

 

Szczęście na firmamencie

 

W jednym z równoległych do naszego światów istnieje miasto na środku pustyni. Opasane murami z białego kamienia lśni w promieniach słońca, budząc zachwyt każdego, kto na nie spojrzy. W sercu miasta, na placu o kształcie siedmioramiennej gwiazdy, stoi sięgające nieba drzewo. Wyrzeźbione z tego samego surowca co mury zapewnia mieszkańcom życiodajny cień. 

 

Czas płynie tu inaczej. Dzień dłuży się niemal w nieskończoność, gdyż Słońce prawie nigdy nie zachodzi. Każdy z mieszkańców doświadcza nocy tylko raz w życiu. Miasto zaludniają kobiety, mężczyźni i dzieci podobni do nas samych. Różnią się jedynie brakiem duszy. Dzięki temu nie muszą szukać szczęścia. Żyją, dbając o każdą chwilę. 

 

Gdy nadchodzi noc, starszyzna ustawia na placu, na wierzchołkach gwiazdy, siedem wypełnionych złotą i srebrną farbą dzbanów. Nestor miasta zanurza rękę w jednym z nich, kłania się drzewu, po czym wspina się po sznurkowej drabinie na najniższą gałąź i zostawia na kamiennej korze odcisk swojej dłoni. W ślad za nim idą pozostali. Kobiety, mężczyźni i dzieci wspinają się coraz wyżej, znacząc każde z ramion drzewa. Gałęzi jest dokładnie tyle, ile mieszkańców. Na sam szczyt wdrapuje się jedno z młodszych dzieci. Dziewczynka ma obie ręce umazane farbą aż po łokcie. Bez wahania przyciska dłonie do firmamentu, zostawiając na nim świetlisty ślad. 

 

W tej samej chwili w naszym świecie na niebie pojawia się pierwsza gwiazdka. Legenda głosi, że ci, którzy ją zobaczą, w następnym życiu zaznają szczęścia. 

It's ok not to.

Dobra, ogarnięte. Ja już dziś odpływam do krainy Morfeusza, przydział od Krzkota uzupełnię jutro, jak się pojawi. 

 

Jeśli już ktoś komentuje, to proszę pamiętajcie o oznaczaniu komentarzy dopiskiem KOMENTARZ W PREZENCIE.

 Ułatwi to potem znalezienie komentarzy przed głosowaniem :)

It's ok not to.

Widzę, że w linku od Ananke dla Bruce wkradł się jakiś błąd, i prowadzi do króciaka skrytego. Pozwoliłam sobie w poście głównym wrzucić link do wymienionego opowiadania Golodha :D

 

obiecuję, że jak Ambush da kliczka, przeczytam, skomentuję i kto wie…

Jakaś współpraca barterowa się szykuje XD

It's ok not to.

Hej, bruce! Fajnie, że jednak się zdecydowałaś heart

Możesz podpytać, możesz też po prostu przydzielić tekst, który sama z jakiegoś powodu uważasz za interesujący. (Sprawdź tylko, czy Irka, którą wylosowałaś, już przypadkiem tego tekstu nie skomentowała). 

It's ok not to.

Dawidzie

akurat wybrałeś tekst, który Aeoth już skomentował. Wybierz proszę coś innego, pod czym Aeotha jeszcze nie było ;)

 

Jasnostrony, Kwiatuszka Krokusa możesz skomentować poza zabawą ;D

It's ok not to.

Przydzielanie tekstów czas zacząć!

 

Losowanie zostało zakończone. Zajrzyjcie do postu głównego, żeby się przekonać, kto przypadł wam w udziale. Mam nadzieję, że wszyscy się wyrobią z przydziałem do jutra do końca dnia :).

 

It's ok not to.

Mikołaju,

żyjesz już tyle lat na świecie, więc pewnie widziałeś już wszystko i nic cię już nie zdziwi. Może mi więc doradzisz? Jak nie popaść w Obłęd na tym smętnym łez padole? Gdzie się człowiek nie obejrzy, to nigdzie nie pasuje. Wszędzie jest tylko Obcy, nigdzie swój. Jaki oręż wybrać do walki z przeciwnościami losu? Jaki Miecz przyniesie mi zwycięstwo w tej nierównej walce? Gdzie znaleźć Magię istnienia? Mikołaju drogi, jak żyć?

 

Na odpowiedź czekam pod choinką

zagubiony elf

It's ok not to.

Nowa Fantastyka