- Opowiadanie: cezary_cezary - Wąsy w prezencie dla żony, czyli krótka, ale mająca wymiar międzynarodowy, rzecz o zdradzie, przedsiębiorczej wiedźmie, która za siedemset złotych zrobi prawie wszystko, a także o wychodku

Wąsy w prezencie dla żony, czyli krótka, ale mająca wymiar międzynarodowy, rzecz o zdradzie, przedsiębiorczej wiedźmie, która za siedemset złotych zrobi prawie wszystko, a także o wychodku

Tekst konkursowy. Dość krótki, ale ufam, że wystarczająco dziwny.

 

Moje hasło: wąsy w prezencie dla żony

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Wąsy w prezencie dla żony, czyli krótka, ale mająca wymiar międzynarodowy, rzecz o zdradzie, przedsiębiorczej wiedźmie, która za siedemset złotych zrobi prawie wszystko, a także o wychodku

Wielokrotnie słyszałem, że coś, co jest dziwne, nie musi być z automatu nielogiczne. Wydarzenia minionej środy utrwaliły mnie jednak w przekonaniu, że niekoniecznie jest to prawda. Bo wyobraźcie sobie taki oto obrazek. Wracam do własnego mieszkania po wielomiesięcznych, heroicznych bojach z Tatarzynami. Bojach, podkreślmy, zakończonych jednoznacznym i wielkim zwycięstwem, dzięki któremu całkowicie odparliśmy nieprzyjaciół z terytorium Rzeczypospolitej. I to wszystko, by nakryć własną żonę w łożu na harcach ze skośnookim hultajem żywcem wyciągniętym z Krymu! I to wszystko zdało mi się nie tylko dziwne, ale i zdecydowanie nielogiczne.

– Skądże to? Jakże to?! – zawołałem u progu, ale momentalnie przystanąłem i rozdziawiłem gębę.

Twarz Tatarzyna, o odcieni zleżałego moczu, a do tego wściekle skośnooka, przyozdobiona była dumnym i idealnie przystrzyżonym wąsem, którego nie powstydziłby się najwybitniejszy nawet Sarmata!

– Mamma mia! – wykrzyknąłem z jakiegoś względu po włosku, chociaż nigdy nie odwiedziłem słonecznej Italii.

Świat wokół mnie dosłownie zawirował. Zupełnie zignorowałem zawodzenia już-nie-tak-szanownej małżonki i dopadłem do mężczyzny, a raczej do epickiego owłosienia zajmującego dolinę między jego spiczastym nosem a wykrzywionymi wargami. Chciałem je dotknąć, gładzić, ale szczęśliwie w porę się powstrzymałem!

– To ty żyjesz?! – wykrztusiła z siebie Zofia, która niechybnie z szóstego przykazania zorganizowała spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, co, zupełnie na marginesie, również było nielogiczne, bo Rzeczpospolita nie powołała jeszcze do życia Krajowego Rejestru Sądowego.

– Ano żyję, jak sama widzisz, żono niewierna! – odkrzyknąłem, ale bez przekonania, gdyż dalej byłem pod władzą hipnotycznego wąsa.

– A to ci zaskoczenie! – wtrącił właściciel owłosienia twarzy.

– Od trzech dni nie otrzymałam żadnej wiadomości, byłam pewna, że poległeś w bitwie.

– Była awaria sieci i strajk gołębi pocztowych – próbowałem się tłumaczyć.

– Awaria sieci?

– Owszem, przez to połów ryb był wyjątkowo nieudany – wyjaśniłem. – Jednak nie zmieniaj tematu, o niegodziwa! Wytłumacz lepiej, skąd wziął się tutaj ów wąs przecudnej urody! Wspaniały i majestatyczny, niczym owe słynne dwie wieże, które za wiele lat wybudują na tej wyspie, co to ją niedawno kupili Holendrzy.

– A to nie byli Amerykanie?  – ponownie wtrącił Tatarzyn.

– Taki wąsaty, a taki głupi! – prychnąłem z pogardą. – Ale wróćmy do sedna problemu. Zofio?

– Ale czego właściwie nie rozumiesz? – zapytała szczerze zdumiona małżonka. – Przyjrzyj się uważnie Erazmowi, a potem podejdź do lustra. Nie odzywałeś się przez trzy dni, więc znalazłam zastępstwo. – Wzruszyła ramionami.

Tłumaczenia żony były dziwne, ale z wolna ruszyłem w kierunku cudacznego kawałka szkła, które odbijało wizerunek każdego, kto ośmielił się w niego gapić. Dostrzegłem nogi jak serdelki, dumny bebzun i obwisłą skórę na rękach. Jednak im dłużej patrzyłem w lustro, tym bardziej nie widziałem na mej twarzy wąsów.

Cholera, rad nierad musiałem przyznać, że trochę logiki w słowach Zofii rzeczywiście dało się odnaleźć.

 

*

 

Może i walnie przyczyniłem się do wypędzenia Tatarów z Rzeczypospolitej, ale nie przeszkodziło to jednemu z nich pozbawić mnie mieszkania. A także psa, godności, kolekcji manuskryptów oraz żony. Ach, czemu to mnie właśnie spotykają takie upokorzenia?!

I jeszcze ten wąs. Powiedzmy sobie szczerze, można nienawidzić człowieka, ale wąs należy uszanować. Ostatecznie coś nas musi odróżniać od zwierząt.

Wiedziałem, że muszę działać natychmiast. Już, teraz. Zatem, jak to często w baśniach bywa, popędziłem umiarkowanie szybko (żeby się, nie daj Boże, nie spocić) do chaty starej wiedźmy. Szczęśliwie wróciła akurat z zakupów, więc rychło otworzyła mi drzwi. Stanęła w progu i spiorunowała mnie wzrokiem.

W normalnych warunkach pewnie zrobiłoby to na mnie potężne wrażenie, ale jakoś tak byłem zbyt zajęty kontemplacją jej udręczonego, starczego i plugawego oblicza. Cholera, paskudna była! Cóż się jednak dziwić? Kobieta miała już swoje lata, na oko trzydzieści kilka, ale poruszała się nad wyraz żwawo. Chciałbym w jej wieku być równie gibki!

– Czego?! – warknęła uprzejmie.

– Ja w sprawie wąsa.

Wiedźma uniosła brew.

– Chciałem powiedzieć, ja w sprawie niewiernej żony, co to z Tatarzynem mnie rogaci we własnym em cztery! – poprawiłem się naprędce.

– A wąs?

– Jest piękny – odpowiedziałem z przekonaniem.

– Pieniądz ma? – Dostrzegając zawahanie na mej twarzy, dodała: – O tobie mówię, nie o wąsie.

– A i owszem! – odpowiedziałem, a w mojej dłoni niepostrzeżenie pojawił się banknot o nominale okrągłych siedmiuset złotych. – Tyle wystarczy? – zapytałem, w myślach modląc się, by wiedźma nie była świadoma niedawnej denominacji.

Chyba rzeczywiście ominęły ją te rewelacje, gdyż oczy kobiety rozbłysły tak, jakby ufoludki jakie przysłały promień, który miałby za zadanie pochwycić przypadkowego nieszczęśnika w celu przeprowadzenia dyskusyjnych moralnie eksperymentów z wykorzystaniem jego odbytnicy oraz stada nutrii hodowlanych.

– Do środka, łajzo! – powiedziała wiedźma i niemalże siłą wciągnęła mnie do izby.

– Hola, hola! Jestem żonatym mężczyzną! – zaprotestowałem przeciwko tak grubiańskiemu traktowaniu mojej szanownej osoby.

– Z tego, co powiedziałeś, to nie tyle żonatym co raczej rogatym – zauważyła przytomnie starucha. – Dobra, dość tych wstępów. Za kwadrans leci „Moda na sukces”, więc musimy się uwijać.

Nie do końca zrozumiałem słowa wiedźmy, ale najwyraźniej chodziło o jakieś tajemne czarnoksięskie rozrywki, więc przezornie postanowiłem nie drążyć tematu.

– Pomożesz mi, o najwspanialsza z zaropiałych? – zapytałem.

– Tak, ale skończ już z tymi komplementami, bo mi się niedobrze robi. I dawaj pieniądze.

Rzuciłem wiedźmie błyszczący banknot, a ta pochwyciła go chciwie, a następnie wykonała w powietrzu serię skomplikowanych gestów, zwymiotowała i rozmazała butem treść żołądkową po podłodze.

– Hmm… – mruknęła, po czym zwymiotowała jeszcze trochę.

Oczekiwałem w napięciu.

– Hmm… – znowu mruknęła, co ponownie poprzedziło wymioty.

A ja dalej oczekiwałem. Napięcie rosło.

– Hmm… – wydobyło się z gardła wiedźmy, a ja wiedziałem, co nastąpi po tym.

I nie zawiodłem się, bo znowu poleciała żółć.

– Wybacz, coś mi musiało zaszkodzić – powiedziała starucha.

– Coś w tym wyczytałaś? – dopytywałem gorączkowo.

– W wymiotach? Czy ty jesteś człowieku normalny? – Pokiwała głową. – Obiad musiał być nieświeży. Wróżyć będę z aplikacji, mam wykupioną subskrypcję do końca roku, więc żal nie skorzystać.

Ponownie niewiele zrozumiałem ze słów wiedźmy, ale dało się odczuć kipiącą z nich moc. Kobieta wyciągnęła dziwny przedmiot, który wyglądał jak skrzyżowanie bażanta z czymś, co zdecydowanie nie było bażantem. Owo dziwactwo zawibrowało niespodziewanie, a na twarzy wiedźmy pojawił się wyraz ulgi. Byłem zbyt małym człowiekiem, by móc pojąć, co się właśnie wydarzyło, jednak musiało to być potężne czarodziejstwo, gdyż wróżbie towarzyszyła skoczna melodia.

– Odzyskaj. Wąsy – powiedziała szeptem wiedźma, odczytawszy treść przepowiedni. – I weź to – dodała, wciskając mi do dłoni niewielki flakonik.

 

*

 

Miałem okrągłe dwadzieścia trzy procent pewności, co powinienem zrobić dalej. Gdy dotarłem pod własne mieszkanie, wiedziałem, że muszę być cierpliwy. Nie mogłem tak po prostu wejść do środka i zaatakować kochanka żony. Postanowiłem więc się przyczaić.

Tatarzyn mógł posiadać majestatyczne owłosienie twarzy, ale dalej był tylko człowiekiem. A nawet najwspanialsi z nas muszą czasem udać się do wychodka za potrzebą.

I Erazm nie był tutaj wyjątkiem. Minęła najwyżej godzina czekania, gdy mogłem obserwować z ukrycia jak Tatarzyn pobiegł ku wygódce, jakby go sam diabeł rozżarzonymi widłami poganiał. Jako człowiek wielkiej klasy i obycia na świecie, postanowiłem pozwolić mojemu nemezis na dokończenie spraw bieżących.

Wyraz błogiej ulgi umknął z twarzy Tatarzyna jak przebity balonik, gdy na swojej drodze dostrzegł ostrze szabli. Mojej szabli.

– Wiesz, co teraz nastąpi, podła gadzino? – zapytałem, nieudolnie próbując ukryć ekscytację.

– Zabijesz? – powątpiewał Erazm. – Za marnych kilka dni rozkoszy, które w profesjonalnym zakładzie nie byłyby warte funta kłaków?

Zbyt wiele było mej hańby, bym mógł znieść jeszcze szyderstwa z ust tej kreatury. Dźgnąłem skośnookiego prosto w serce, po czym dopadłem do jeszcze ciepłych zwłok. Z chirurgiczną precyzją, milimetr po milimetrze, począłem odcinać skórę twarzy Tatarzyna. Musiałem uważać, by jej nie zniszczyć, więc trwało to nieznośnie długo. Gdy już miałem zdjęty cały płat, mogłem pozwolić sobie na odkrawanie niepotrzebnych fragmentów, a następnie wykorzystałem płyn, który podarowała mi wiedźma. Efekt był zdumiewający.

 

*

 

Gdy przyłożyłem wąsy do mej własnej twarzy, momentalnie przylgnęły do niej, tworząc idealną całość. Rozpierała mnie duma, która w całkiem udany sposób maskowała targające mną wyrzuty sumienia (bo ostatecznie z zimną krwią zamordowałem człowieka, który dopiero co się wypróżniał). Wreszcie byłem człowiekiem kompletnym, prawdziwym. Miałem wąsy, a one miały mnie.

Pewnym krokiem wszedłem na klatkę schodową. Minąłem kury i nutrie, po czym zdecydowanym ruchem zapukałem do drzwi mojego własnego mieszkania. Po dłuższej chwili w progu stanęła Zofia.

Małżonka omiotła mnie wzrokiem od palców stóp, aż po czubek głowy. Nie zrobiła nawet najkrótszej przerwy na twarzy, zaraza! Czyżby nie dostrzegała moich nowych wąsów?!

– Gdzie Erazm? – zapytała tylko.

– Tam, gdzie jego miejsce! – odparłem z godnością.

– Zupę ugotowałam, chcesz trochę? – zapytała i odwróciła się na pięcie, nie czekając na odpowiedź.

– Stój, kobieto niewierna! – krzyknąłem, próbując przy tym zabrzmieć władczo. – Mam dla ciebie prezent. I to nie byle jaki!

– Czyli?

– Jeszcze pytasz?! A nie dostrzegasz zmiany w moim obliczu?

– Masz na myśli to paskudztwo pod nosem? – zapytała.

A mnie zamurowało.

– Nie pojmę nigdy, co wy faceci macie z tymi wąsami. Jeżeli chcesz jeszcze kiedyś wrócić do naszego łoża, to zgól je czym prędzej.

I tak oto zrozumiałem najokrutniejszą z prawd: człowiek może wygrać bitwę z Tatarzynami, może zdobyć wąs tak monumentalny, że powinien mieć własny herb i włości, ale nigdy, przenigdy, nie zwycięży w starciu z kaprysami własnej żony.

Co mi więc pozostało? Wąsy. Choćby na pięć minut. Bo czasem pięć minut chwały wystarczy, by później z godnością zgolić z twarzy cały swój honor i resztki zaschniętej krwi martwego Tatarzyna. Jak to napisał kiedyś najwybitniejszy z filozofów, Erazm z Bidetu: Wszystko przemija, tylko wąs pozostawia bliznę w sercu i na twarzy.

Koniec

Komentarze

Witaj, Ave, Czearze! :)

Ubawiłam się niesamowicie, ależ to śmieszne! Mistrzostwo! :)

Te wąsy, nawiązania do historii i współczesności, kapryśna żona, emocje bohatera, zachowanie wiedźmy, ten banknot… Nie sposób wymienić wszystkich “cudnych kawałków” opowiadania. :) 

Powtórzenia pewnie budują klimat, natomiast tu tylko dopytam, czy celowo taka forma, czy nie miało być “owo” zamiast: “ów”:

Ów dziwactwo (…)

Życzę wygranej, bo w pełni zasłużona, opowiadanie jest absolutnie znakomite! :)

Pozdrawiam serdecznie, klik. :) 

Pecunia non olet

Ave!

No coś niesamowicie dziwacznego, pokrętnego i zarazem fantastycznego stworzyłeś. O słodki Jezu, jak ja się dobrze bawiłem. A scena u wiedźmy po prostu majstersztyk! Ja nie wiem co więcej dodać. Człowiek wstaje, je śniadanie, pije sobie spokojnie kawę – dzisiaj wolne, o jak super. Bierze laptopa, “a przeczytam jakieś opowiadanie, może sam coś nabazgram”, myśli. A potem trafia na Twoje opowiadanie. I na twarzy ma po prostu IKS DE. Nie wiem jak ma wyglądać dalsza część dnia, bo jestem pewien, że będzie dziwnie. Aż podszedłem do lustra, żeby poużalać się nad swoimi trzema włoskami nad ustami, nigdy nie będę mieć tak cudownego wąsa jak bohater. 

Gratuluję i trzymam kciuki o wygraną, a jak reszta opowiadań w konkursie będzie chociaż w połowie tak dobra, to kolejne dwa tygodnie naprawdę umilą mi czas.

Serdecznie pozdrawiam i oczywiście klikam!

You cannot petition the Lord with prayer!

Bruce

 

Dziękuję serdecznie za tak miłą recenzję ;]

 

Powtórzenia pewnie budują klimat, natomiast tu tylko dopytam, czy celowo taka forma, czy nie miało być “owo” zamiast: “ów”:

Ależ skąd! Został artefakt po przeróbce fragmentu ;] Dzięki za zwrócenie uwagi ;]

 

Życzę wygranej, bo w pełni zasłużona

Tutaj na spokojnie, póki co są dopiero dwa teksty, a do tego Twój jest naprawdę udany :)

 

MichaelBullfinch

 

Czytając Twój komentarz mam poczucie dobrze wykonanej misji ;] 

 

Nie wiem jak ma wyglądać dalsza część dnia, bo jestem pewien, że będzie dziwnie

Zawsze jest trochę dziwnie :P

 

Aż podszedłem do lustra, żeby poużalać się nad swoimi trzema włoskami nad ustami, nigdy nie będę mieć tak cudownego wąsa jak bohater. 

Z tym, że kobiety faktycznie raczej nie lubią wąsów. Ostatnio miałem już naprawdę długie (i połączone z brodą!), więc małżonka przy każdej okazji zwracała mi uwagę na konieczność przystrzyżenia. Z kolei jak je później skróciłem o dobre 1,5 cm, to nawet nie zauważyła, więc chyba trzeba było je zostawić… :D

 

Gratuluję i trzymam kciuki o wygraną,

Dzięki! ;]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Z tym, że kobiety faktycznie raczej nie lubią wąsów. Ostatnio miałem już naprawdę długie (i połączone z brodą!), więc małżonka przy każdej okazji zwracała mi uwagę na konieczność przystrzyżenia. Z kolei jak je później skróciłem o dobre 1,5 cm, to nawet nie zauważyła, więc chyba trzeba było je zostawić… :D

Na przykładzie własnego bohatera dobrze wiesz, że każdy chce to czego nie ma – mimo, że ma to, co chciałby ten, co ma to, co chcemy my. Aż sam się zakręciłem pokrętnością tego zdania. Powinienem być w części szczęśliwy, że moje golenie się zabiera mi średnio trzy minuty, co trzy dni, ale no widzisz…

…ale nigdy, przenigdy, nie zwycięży w starciu z kaprysami własnej żony.

Pozdrów małżonkę, tak już jest. Kiedyś jak nie wytrzymasz i zgolisz całkowicie, dostaniesz ochrzan, że teraz to też jej się nie podoba! 

You cannot petition the Lord with prayer!

każdy chce to czego nie ma – mimo, że ma to, co chciałby ten, co ma to, co chcemy my.

W sumie to mogła być puenta opowiadania :D Pokrętnie, ale w punkt :D

 

Pozdrów małżonkę

;]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Dziękuję za miłe słowa, z ust/klawiatury Mistrza to zaszczyt. :)

Powodzenia, trzymam kciuki, pozdrawiam, Ave, Cezarze! :) 

Pecunia non olet

Ave Cezarze2, chwała i sława!

– To ty żyjesz?! – wykrztusiła z siebie Zofia, która niechybnie z szóstego przykazania zorganizowała spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, co, zupełnie na marginesie, również było nielogiczne, bo Rzeczpospolita nie powołała jeszcze do życia Krajowego Rejestru Sądowego.

Hyhyhyhy. Ostatnio też działał tak, jakby go nie było wcale.

Chyba rzeczywiście ominęły ją te rewelacje, gdyż oczy kobiety rozbłysły tak, jakby ufoludki jakie przysłały promień, który miałby za zadanie pochwycić przypadkowego nieszczęśnika w celu przeprowadzenia dyskusyjnych moralnie eksperymentów z wykorzystaniem jego odbytnicy oraz stada nutrii hodowlanych.

Ja rozumiem, że to weirdzarro, ale te ufoludki mi zupełnie nie pasują to cnej I RP. A przecież światły sarmata tak samo eksperymentów jakich belzebubuów, co to na Czarnym Lądzie mieszkają, czy innych zniewieściałych Francuzów, bać by się mógł. Inne uwspółcześnienia są jakby obok bohatera, a to jest od niego, stąd mi nie pasuje.

Miałem okrągłe dwadzieścia trzy procent pewności, co powinienem zrobić dalej

No i znowu ten VAT… yyy przepraszam PTU…

 

Świetnie się ubawiłem podczas lektury. Nie mnie to oceniać, ale dawka absurdu zacna i pięknie podana, wiele ciekawych nitek pociągnąłeś. A wykorzystanie hasła chyba najlepsze, jakie sobie potrafię wyobrazić.

 

Klikam oczywiście i powodzenia w konkursie!

Ave, B(4xe)cki! ;)

 

Dziękuję serdecznie za odwiedziny i komentarz!

 

Ostatnio też działał tak, jakby go nie było wcale.

Jak to w państwie z tektury bywa… ;)

 

Ja rozumiem, że to weirdzarro, ale te ufoludki mi zupełnie nie pasują to cnej I RP. A przecież światły sarmata tak samo eksperymentów jakich belzebubuów, co to na Czarnym Lądzie mieszkają, czy innych zniewieściałych Francuzów, bać by się mógł. Inne uwspółcześnienia są jakby obok bohatera, a to jest od niego, stąd mi nie pasuje.

Te ufoludki wydawały mi się tak głupie i z czapy, że aż wprost stworzone do takiego tekstu. Ale pomyślę czy ich nie podmienić ;)

 

A wykorzystanie hasła chyba najlepsze, jakie sobie potrafię wyobrazić.

Bardzo mi miło ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Te ufoludki wydawały mi się tak głupie i z czapy, że aż wprost stworzone do takiego tekstu. Ale pomyślę czy ich nie podmienić ;)

Myślę, że sarmacka wyobraźnia po ciężkiej wojnie z Tatarami nie takie z czapy stwory by wymyśliła. Zwłaszcza, że czapa rozum grzeje, czy coś…

Bardzo przyjemny absurd. Lekki, zabawny.

Ogólnie – podoba mi się takie podejście do konkursu.

Żony można bohaterowi tylko współczuć.

Babska logika rządzi!

Serwus

Bardzo fajny kawałek – ironiczny, zabawny i dziwny w takim sensie, który świetnie pasuje do tego konkursu.

Słyszałem piosenki o wąsie, ale opowiadania na jego temat jeszcze nie czytałem.

Gratuluję pomysłu i wykonania.

 

„– Czego?! – warknęła uprzejmie.” – to zdanie to strzał w dziesiątkę.

 

Pozdrawiam i klikam,

rr

Co zdanie, to żart. Trochę absurdu, trochę trafnych obyczajowych spostrzeżeń. Fajne.

Okrągłe dwadzieścia trzy punkty masz u mnie, O! Cezary! Ujęła mnie zarówno fascynacja wąsami, jak prześliczne pomieszanie czasów i niebagatelny wątek obyczajowy.

Banan mam na licu, czego Waszmość, jak suponuję, pisząc swoje deliberacje spodziewałeś się z pewnością.

delulu managment

Finklo

 

Dziękuję za wizytę i dobre słowo!

 

Ogólnie – podoba mi się takie podejście do konkursu

Oby jurorzy podzielali Twoją opinię ;)

 

Żony można bohaterowi tylko współczuć.

Z drugiej strony, człowiek ma wyraźnie zaburzone priorytety, więc może sobie na to zapracował? ;)

 

Robercie Raksie

 

Heja! ;)

 

Słyszałem piosenki o wąsie, ale opowiadania na jego temat jeszcze nie czytałem.

Miał być powiew świeżości, to jest powiew świeżego wąsa. Na jedno wychodzi. Tak myślę…

 

to zdanie to strzał w dziesiątkę

^^

 

AP

 

Co zdanie, to żart.

Jako ciekawostkę dodam, że opowiadanie pisałem w stanie skrajnego wkurzenia (aczkolwiek fabuła nie jest oparta na faktach, na szczęście!) ;)

 

Miło mi, że tekst uważasz za fajny ;)

 

Ambush

 

Okrągłe dwadzieścia trzy punkty masz u mnie

Kłaniam się w pas ^^

 

Banan mam na licu, czego Waszmość, jak suponuję, pisząc swoje deliberacje spodziewałeś się z pewnością.

Miałem taką nadzieję, jednak humor nie zawsze trafia. Szczególnie ten nakierowany na absurd. Fajnie, że jednak siadlo ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Przyjemnie absurdalne, choć niektóre żarty dość czerstwe ;)

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Gdyby pojawiły się same górnolotne, to by było dziwne, ale w taki niekonkursowy sposób… ;)

 

Dzięki za komentarz, Fanthomasie! ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Do mnie absurdy mało trafiają, ale ten mi się wydał udany i całkiem zabawny. Szczególnie żart o rzyganiu był świetny yes

 

Pozdrawiam

 

Twarz Tatarzyna, o odcieni zleżałego moczu

Zgłaszam rasis xdd

 

żeby się, nie daj Boże, nie spocić

Przecinki chyba(?)

Dlaczemu nasz język jest taki ciężki

Ave, Zakapiorze! 

 

I to jest dobra wiadomość, jak tekst wchodzi komuś, kto nie do końca jest fanem gatunku ;)

 

Zgłaszam rasis xdd

Ale pamiętajmy, że opowiadanie ma też wady! ;>

 

Dzieki za mini łapankę, naprawię interpunkcję ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Już za sam tytuł należy Ci się wygrana. Wrócę z dłuższym komentarzem. Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie! :)

Hej 

 

matko jedyna, co to była za przygoda :). Już Ci pisałem, że teksty… No wiesz i tym razem nie jest inaczej. Ostatni raz tak się uśmiałem jak czytałem Z marchwi wstanie :D Fladrif. Cała scena z wiedźmą mnie rozwaliła. Rozterki bohatera na temat wąsów, żony przeplatane współczesnymi wstawkami robią robotę. 

 

No co mam napisać więcej, ja się cieszę, jak mi ktoś napisze, że się bał na moim tekście, więc musisz być usatysfakcjonowany bo ja śmiałem się na Twoim :) 

 

Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Maćku Zolnowski

 

Dziękuję za opinię, ale ponownie, poczekajmy na kolejne teksty z tym typowaniem wygranej ;]

 

Również pozdrawiam! ;]

 

Bardzie

 

Cóż mogę napisać? Jest mi niezmiernie miło czytać takie recenzje ;]

 

Do tekstu Fladrif koniecznie muszę zajrzeć.

więc musisz być usatysfakcjonowany bo ja śmiałem się na Twoim :) 

Nawet bardzo! ;]

 

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Nowa Fantastyka