Jan Obrysiewicz był akurat w sklepie spożywczym, gdy doznał oświecenia. Jeszcze przed chwilą stał przy półce z wędlinami, a już unosił się dwie stopy nad podłogą, zalany oślepiającą łuną światła bijącego z jego wnętrza. Głowę odrzucił do tyłu, oczy zakryte bielmem unosząc ku górze. Gromkim, nieludzkim głosem recytował zapomnianą wiedzę w zapomnianych językach.
Biskup, który przybył odprawić egzorcyzm, na widok chwały Jana padł na kolana w modlitwie. Kule policyjnych pistoletów topiły się przy zetknięciu ze skórą klienta sklepu. Przebywający akurat w sąsiedniej alejce niewidomy staruszek odzyskał wzrok, dziecko po raz pierwszy w życiu podniosło się z wózka inwalidzkiego.
I tak samo nagle, jeszcze zanim zdążono powiadomić papieża, wszystko się skończyło. Jan Obrysiewicz opadł na posadzkę, odłożył na półkę wędlinę, którą do tej pory ściskał w świetlistej dłoni.
Teraz wiedział wszystko.
Wiedział, że w lodówce miał jeszcze cztery plastry szynki z poprzedniego tygodnia.