M.G.Zanadra
Owszem, również myślę, że to dość pesymistyczna wizja i również wolałbym, aby się nie spełniła. Niestety muszę przyznać, że moim zdaniem powoli podążamy w podobnym kierunku.
Koala75
Tak, dokładnie tak samo myślę. Ludzie mają tam wolną wolę tylko pozornie, a de facto są zarządzani przez skomplikowany system. Obawiam się jednak, że to nie jest sytuacja aż tak bardzo odległa od tej, w którą powoli sami się pakujemy.
John nie zna słowa premiery w tym sensie, że z czasów jemu współczesnych premierę rozumiał tak, jak my, czyli jako pierwszy pokaz nowego dzieła. A tu założyłem sobie, że przez wieku pojęcie nabrało nowego znaczenia.
regulatorzy
Owszem, nie jest to budująca wizja i przyznam, że wynika ona trochę z moich własnych obaw o kierunek, w jakim podążamy. Co do trudności w czytaniu, to zdaję sobie z tego sprawę. Język bohaterów jest dla nas na tyle kanciasty, że utrudnia nam spokojny odbiór opowieści. Częściowo o to mi właśnie chodziło, aby zasiać w ten sposób niepokój u czytelnika. Natomiast fakt, że i tak złagodziłem te przyszłościowe konstrukcje zdań. W pierwszej wersji było jeszcze bardziej “memicznie” i hasłowo.
Dziękuję też za wskazanie potknięć. Zajmę się nimi w wolnej chwili.
Galahad
Faktycznie moim zamiarem było odrobinę namieszanie czytelnikowi w głowie, ale jednocześnie – jak napisałeś – prezentacja bohaterki i jej profesji właśnie miała ten zamęt wprowadzić. Mimo wszystko Twoja uwaga dała mi do myślenia i rzeczywiście, być może przydałoby mi się tutaj nieco więcej “znaków”. Muszę dać sobie na to chwilę.
Zabawa z formą językową faktycznie miała się wpisać w konstrukcję całego świata i tej jego “obcości”. Ale muszę przyznać, że pianie tego nie było łatwe i cały czas się zastanawiałem, czy ta obcość językowa nie będzie zbyt odpychająca dla czytelnika. Cieszę się, że dla Ciebie było to jednak wciągające.
A wrażenie deja vu idealnie wpasuje się w sposób funkcjonowanie premier
więc trafiło się idealnie w punkt.
Finkla
Cieszę się, że tekst przypadł Ci do gustu, no i że sfera językowa Cie nie odrzuciła. Co do konstrukcji Johna to faktycznie jako astronauta, który był wysyłany na trudne i odległe misje musiał mieć za sobą odpowiednie szkolenie i też wykazać się po prostu odpowiednimi cechami – niech to będzie szeroko pojęta “twardość”. Myślę jednak sobie, że fakt zniknięcia jego świata, wszystkiego co znał i wszystkich, których znał mógł go psychicznie pokonać. Wyobrażam sobie, że na coś takiego nie da się przygotować. Faktycznie u Lema podobna sytuacja obeszła bohatera łaskawiej. Tamten rzeczywiście był twardszy, nawet sobie chodził na siłownię. Ja jednak uznałem, że to jest zdecydowanie poważniejszy wstrząs dla ludzkiej psychiki.
Podobny syndrom obserwowałem w rozmowach z żołnierzami, którzy wracali z frontu. Prawdziwi twardziele, którym bomby i śmierć nie straszne, a po powrocie do “cywila” potrafili załamać się z powodu zepsutej zmywarki. I tym się też trochę inspirowałem.
XXI century is a fucking failure!