- Opowiadanie: Caern - Rafi i jego światełka

Rafi i jego światełka

Moje ostatnie teksty były dość mroczne, więc tym razem coś lżejszego :)

 

Rafi chodzi do siódmej klasy i przeżywa ciężkie chwile. Koledzy z klasy ciągle się z niego naśmiewają, więc chłopak szuka schronienia w lesie. A tam czeka na niego nie lada niespodzianka.

Wielkie podziękowania za wnikliwą betę dla cezary_cezary.

 

Opowiadanie uczestniczy w konkursie „Na krawędzi pojmowania” projektu Zapomniane Sny: https://www.zapomnianesny.pl

 

Jeśli podoba Ci się ta inicjatywa, rozważ darowiznę na stowarzyszenie Mudita: https://stowarzyszeniemudita.pl, które pomaga rodzinom osób z niepełnosprawnościami.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Rafi i jego światełka

1.

Pewnie Rafi nie powinien być tu sam, ale się uparł. Czternastoletni chłopak samotnie schodzący na dno skalnej rozpadliny to przepis na katastrofę. Wąska, pionowa studnia miała głębokość około ośmiu metrów.

Na szczęście Rafi był już całkiem sprawnym grotołazem. W plecaku chował karabińczyki, rolki i shunty, a zapas liny wystarczyłby na trzy takie zejścia. Wpierw należało umocować kilka punktów świetlnych i można było brać się do wiązania systemu zjazdowego. Kask na głowę, odpalić czołówkę i w drogę.

 

A.

Wizyty w poradni zaczęły się w szóstej klasie, kiedy Rafi po raz pierwszy zobaczył w lesie niezwykłe zjawisko. Duże, latające światła pojawiały się za każdym razem, kiedy uciekał przed chłopakami z klasy. Wtedy był jeszcze tylko Salcesonem, niezdarnym grubasem, który miał nic w życiu nie osiągnąć. Teraz na dodatek został wariatem. A wszystko dlatego, że dwa lata temu nie umiał trzymać buzi na kłódkę. Po kilku opowieściach o leśnych światłach rodzice postanowili działać i tak powstał pomysł na terapię u psycholog dziecięcej. Czasami pani Ania wracała do tematu, żeby wybadać, czy chłopiec nadal w swoje światełka wierzył. Wtedy on faktycznie czuł się jak wariat.

 

2.

Zejście na dno okazało się wcale nietrudne. Rozpadlina była na tyle wąska, że można było oprzeć się plecami o przeciwległą ścianę. Kanciaste występy zapewniały dobre oparcie dla stóp. Sprawę utrudniała wilgoć, ale chłopak był rozsądny i schodził bez pośpiechu. Każdy krok stawiał z namysłem, pilnował stabilizacji. Po kilkunastu minutach dotknął skalnego podłoża. Zziajany, bardziej z podniecenia niż z wysiłku, usiadł pod ścianą.

 

B.

Rafi próbował mierzyć się ze swoimi fantazmatami. Niestety, próba nawiązania kontaktu ze światłami spełzła na niczym. Miganie latarką nic nie dało. Machanie rękami i wołanie do fruwających obiektów nie dość, że wyglądało idiotycznie, to też nie przyniosło oczekiwanego efektu. Najwyraźniej wszyscy mieli rację. 

Mam zwidy, jestem wariatem, myślał sobie Rafi.

Pozostało mieć nadzieję, że terapia przyniesie pożądany efekt.

– Jeśli uporasz się z własnymi lękami, to halucynacje odejdą w niepamięć – twierdziła pani Ania.

Niestety ani ona, ani rodzice, ani tym bardziej Rafi nie mieli pojęcia, jak sobie z tymi lękami poradzić. Kpiny chłopaków z klasy nie pomagały. Salceson, wariat, nic w życiu nie osiągnie.

 

3.

Cisza wilgotnej jaskini przyniosła ukojenie. Rafi rozciągnął napięte mięśnie i uspokoił oddech. A potem się rozpłakał. Zeszło z niego wszystko. Wysiłek, stres i niewiara. A przy okazji sporo glutów.

– Trzeba zrobić dokumentację – szepnął i wytarł nos rękawem. Nie przewidział, że będą mu potrzebne chusteczki.

Chłopak zdjął uprząż i oświetlił pieczarę lampą.

 

C.

Pewnego razu pogoń trwała dłużej niż zwykle, bo podczas szarpaniny jeden z łobuzów dostał w szczękę. Dlatego Rafi musiał zapuścić się w las głębiej niż zwykle. Biegł długo i już prawie opuściły go siły, kiedy natrafił na wykrot. Nie było to łatwe, ale wczołgał się w zagłębienie w ziemi pod sterczącymi korzeniami drzewa. W końcu Rafi zniknął prześladowcom z pola widzenia, bo nagle wpadł całkiem pod ziemię.

Przerażony chłopak znalazł się w niewielkiej pieczarze. Przez jej dno przebiegała wąska rozpadlina. Widząc takie znalezisko, Rafi zapomniał o pogoni. Zaświecił latarką w dół i zobaczył, że pionowa ściana ciągnęła się przez jakieś siedem, może osiem metrów. Na samym dnie światło odbiło się od czegoś błyszczącego. Najwyraźniej studnia prowadziła do większej komory, a na jej dnie spoczywały rozrzucone w nieładzie kości.

– Jaskiniowcy – szepnął podniecony Rafi. Instynkt amatora speleologa podpowiadał chłopcu, aby zbadać znalezisko. Okazało się to niemożliwe, ale nie przez brak sprzętu grotołaza, tylko przez wystający brzuch.

 

4.

Kości rozrzucone na dnie jaskini przypominały dziecięce, ale nie mogły należeć do homo sapiens. Rafi słyszał kiedyś o rasie ludzi hobbitów, ale oni podobno żyli w Azji. Skąd więc mogli wziąć się tutaj?

Nauczony przez internetowe poradniki, Rafi starał się niczego nie dotykać. Tu i ówdzie poukładał czarno-białe miarki dla skali i zrobił sporo fotografii. Potem przeniósł lampę w głąb jaskini i wtedy zobaczył ostatni szkielet.

 

D.

Leśne wyprawy nabrały zupełnie nowego charakteru. Rafi już nie tylko uciekał przed kolegami z klasy, ale przychodził tu specjalnie, by zbadać niezwykłe znalezisko. Niestety wszystkie próby zejścia zakończyły się niepowodzeniem. Brzuch był za duży i koniec. Nie pomagały afirmacje rodziców ani pani psycholog. Tusza od tego nie zmalała, a rozpadlina pozostała niezdobyta.

Pewnego dnia Rafi zapytał panią Anię podczas sesji:

– Czy ja mógłbym schudnąć?

 

5.

Ostatni szkielet był równie drobny i nieproporcjonalny, ale zwisały z niego resztki opalizującej materii. Czaszka, tak samo jak u pozostałych, była spora w stosunku do reszty sylwetki, ale pokrywały ją resztki poszarzałej skóry. Być może dlatego, że znajdowała się w szklanym baniaku, umocowanym metalową obręczą do resztek materiału. Obok ciała spoczywały rozrzucone kawałki blach i mechanicznych części.

– Kosmita!

Dopiero na jego widok Rafi zaczął kojarzyć fakty. Duże, złamane drzewo, krąg wypalonej ziemi dookoła, a pod spodem nieodkryta przez nikogo jaskinia. A latające światła były duże. Zbyt duże, by zmieścić się w rozpadlinie.

 

E.

– Świetnie wyglądasz – pochwaliła pani Ania. – Praca z dietetykiem przynosi skutki. A twoi rodzice powiedzieli, że ćwiczysz alpinizm jaskiniowy, tak? Porozmawiamy o tym?

Opowieść o programie ćwiczeń przyszła Rafiemu z łatwością, ale temat diety okazał się bolesny. Szczególnie na wspomnienie pizzy pepperoni oczy zaszły chłopcu łzami. Zapytany, skąd taka zmiana, musiał kręcić i kombinować. Nie wspomniał ani słowem o kościach jaskiniowców, bo nie chciał znowu wyjść na wariata. Zamierzał je zbadać i pokazać światu, by udowodnić swą wartość, ale wpierw musiał się upewnić, że to wszystko nie było kolejną halucynacją.

Może wtedy te przeklęte światła znikną, myślał sobie.

Rafi odliczał tydzień za tygodniem, kilogram za kilogramem i nawet nie zauważył, kiedy jego szkolne życie diametralnie się zmieniło. Na zaczepki nie reagował wcale albo odpowiadał pobłażliwym uśmiechem. Na zakończenie ósmej klasy kilku z dotychczasowych oprawców przybiło z nim nawet piątkę.

 

6.

Rafi ostrożnie zebrał wszystkie kości do torby, a szkielet zawinął w bluzę. Gdy wyszedł na powierzchnię, wystawił znalezisko przed siebie.

Światła wyłoniły się spomiędzy drzew i otoczyły chłopca. Przez chwilę krążyły w pewnej odległości, by wreszcie błysnąć jaskrawą flarą. Chłopiec poczuł na twarzy silny podmuch i zacisnął powieki. Gdy otworzył oczy, dostrzegł świetliste smugi, które pomknęły w kierunku nieba. Na trawie leżała bluza, ale już bez zawartości.

– Żegnajcie – powiedział Rafi.

Koniec

Komentarze

Bardzo sympatyczne opowiadanie. Chłopiec z problemami pomaga sobie i INNYM;)

Fajne niezrozumienie przez otoczenie.

I zapis rozdziałów pomysłowy.

Lożanka bezprenumeratowa

yes

Popieram – sympatyczne i pomysłowe. I tylko jeden “haczyk”…

Okazało się to możliwe, ale nie przez brak sprzętu grotołaza, tylko przez wystający brzuch.

Raczej niemożliwe…

smiley

dum spiro spero

Ambush

Cieszę się, że tekst wydał Ci się sympatyczny. Z takim zamierzeniem pisałem, żeby to było lekkie i miłe dla czytelnika, a nie ciągle te dramaty patologiczne ;)

 

Fascynator

Super :) Dzięki za dobre słowo. I dzięki również za wyłapanie babola. Już poprawiony.

XXI century is a fucking failure!

Cześć, Caernie

 

Wracam z komentarzem pobetowym, więc krótko i na temat. Podobało mi się odkrywanie, co też Rafi znalazł w lesie oraz obserwowanie jego przemiany (zarówno tej w głowie, jak i fizycznej). Opowiadanie jest przyjemne w lekturze i ma zdecydowany sentymentalny wydźwięk.

 

Pozdrawiam, życzę powodzenia w konkursie i klikam do biblio :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Hej Dopisuję się do listy osób zadowolonych z lektury. Choć taki dramat obyczajowy raczej nie jest w moim klimacie. Mimo to czytało się bardzo dobrze. Kliknę jak będę przy komputerze i pozdrawiam :).

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dobrze misię czytało, ale pozostał niedosyt. Oczywiście limit ograniczył, ale historia domaga się kontynuacji. Powodzenia w konkursie. :) 

No dobra.

Sprawność pisarska jest.

Ale właściwie o co chodzi? O pierwszy kontakt czy chudnięcie jako przetarcie drogi do spotkania z Obcymi, jak też i do z zespolenia się z grupą?

 

Nie dla mnie tak literatura :/

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No i zdarzy się bodaj pierwszy raz, że będę pod Twoim tekstem, Caernie, mocno narzekał ¯\_(ツ)_/¯

 

Jak wyżej napisał Staruch – sprawność pisarska jest. I to całkiem spora, powiedziałbym, bo to jest naprawdę dobrze napisany szort. I to w zasadzie tyle. Bo dalej mamy Salcesona, dla którego asumptem dla zostania Rafim okazała się chęć przeciśnięcia się przez wąską szczelinę, gdzie spoczywali kosmici. I ja bym to nawet łyknął, bo w sumie czemu by nie? Nie jest to może jakiś niesamowity pomysł, ale mozna by go kupić, gdyby nie jedna sprawa – światła. Skoro światła potrafią latać, a nawet rozbłyskiwać flarą, która robi jakieś czary – mary i rzeczy znikają, to na jaką cholerę był im potrzebny Rafi? No dobra, to załóżmy, że z jakiegoś powodu nie mogły sie do tych szczątków dostać – to w takim razie dlaczego, jeśli już miały kogoś do pomocy wybrać, wybrały jego, grubego salcesona, który musiał dopiero schudnąć, żeby im pomóc? Bo wlazł w tę dziurę? No, OK, wlazł w dziurę, uciekając przed kolegami. Koledzy nie widzieli nigdy tych świateł? Tutaj się zbyt wiele rzeczy dzieje bo ponieważ, przez co tekst naprawdę mi nie siadł, pomimo bardzo ładnych, ciągnących go w górę zdań, świadczących o dobrym warsztacie autora.

 

Przepraszam, Caernie, ale fabularnie to jest poniżej Twoich umiejętności.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Opowiadanko z kategorii “Jest OK”. Sprawnie napisane, narracja wiedzie prosto do celu. W kilku miejscach bym ujął przecinków, a kilka zdań przeredagował dla zwiększenia płynności czytania, ale to drobiazgi i być może moja własna fanaberia.

Przeplecenie akcji reminiscencjami dodatkowo wypunktowane różnym systemem, litery vs. cyfry – też OK, choć i bez tego ta krótka forma byłaby czytelna.

Fabuł(ka) skromna, nawet jak na szort. Wspomnienia to jej większa część, i to wspomnienia terapii lub traumy. Widzenie światełek nocą to raczej błahy powód do zmartwień, więc i do wieloletniej psychoterapii, ale niech tam – wybór autora. Ale skoro już porobił zdjęcia znaleziskom, to dlaczego nie użył ich do zakończenia prześladowań i terapii?

W podsumowaniu ponowne “Jest OK”. I dobrze, że krótko, bo najpewniej nie doczytałbym do końca.

Serdecznie pozdrawiam z Bladobłękitnej Kropki, तारान्तरयात्री [tɑːrɑːntərəjɑːtri]

Caern, hej.

Przychodzę, aby stanąć nieco w obronie, ale też minimalnie ponarzekać. 

Bo jakkolwiek rozumiem w pełni wymienione przez innych spostrzeżenia, tak wydaję mi się tym samym, że nie do końca wszyscy pojęli istotę pisania takiego tekstu. 

Chudnięcie nie jest w tym opowiadaniu jeno pustym frazesem, a ma związek od początku do końca z przemianą bohatera i jego wewnętrznymi przeżyciami. Zaś szczątki, które chłopiec chciał pozyskać, nie były tylko zwykłym znaleziskiem dla podjarki, a pewnego rodzaju Świętym Graalem, dzięki któremu miał odmienić życie. Mógłbym tak wymieniać jeszcze sporo. 

Innymi słowy mam wrażenie, że chciałeś w tym tekście zamieścić istotne przesłania, więc traktowanie go powierzchownie i spłycanie do chudnięcia i pierwszego kontaktu z UFO jest nieco krzywdzące, IMO.

Z drugiej jednak strony element dzieciaka z trudnym dzieciństwem, którego dodatkowo prześladują kumple, jest trochę mało oryginalny i pewnie można by bardziej zaszaleć. Ale przecież nie zawsze trzeba szaleć.

Światełka, ufo itd. – tutaj znowu, niby trochę oklepane, niby miejscami może i nie do końca wiarygodnie, jak zauważył Outta, ALE, no właśnie – jak byłby to innego rodzaju tekst, też by mnie to raziło. Ale jak czytam coś, co od początku odbieram jako pewnego rodzaju, hm, baśń, wówczas spoglądam na takie elementy zupełnie innymi oczami. 

Tekst może i bez większych fajerwerków, ale osobiście doceniam aspekty, które w nim poruszyłeś, dlatego ode mnie kliczek będzie.

Pozdrawiam!

Opowiadanie z gatunku tych, w których bohater, na skutek określonych zajść, przechodzi metamorfozę i z prześladowanego grubasa Salcesona staje się szczupłym młodzieńcem, z którym wcześniej go szykanujący przybijają piątkę.

Rozumiem powody przemiany chłopca, ale nie bardzo wiem, skąd brały się światła, przez kilka lat widziane przez niego w lesie.

 

i można było brać się za wią­za­nie sys­te­mu zjaz­do­we­go. → …i można było brać się do wiązania sys­te­mu zjaz­do­we­go.

http://filologpolski.blogspot.com/2016/11/brac-siewziac-sie-za-cos-brac-siewziac.html

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Lubię Rafiego, pomimo tego, że przemiana jest zbyt szybka, a ostateczna wersja bohatera zbyt cukierkowa. Rozumiem jednak że trzeba było się zmieścić w limicie.

Bardzo podoba mi się, jak udało ci się spleść historię Rafiego z historią obcych.

Z przyjemnością przeczytałbym pełną wersję tego opowiadania.

 

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Dzięki wszystkim za komentarze.

Przyznaję się bez bicia, że tekst nie spowodował, że się spociłem podczas pracy nad nim. Potraktowałem go lekko i z takim założeniem go stworzyłem. Że miał się pisać lekko i czytać lekko. Co ważne, to że również potrzebowałem odpoczynku od ciężkich klimatów, a jednocześnie chciałem potraktować zadanie związane z konkursem jako ćwiczenie.

Nie oznacza to jednak, że miało to być byle czytadło. Jak wspomniał Realuc, klimat miał być trochę baśniowy, a trochę obyczajowy, jak zauważył Bardjaskier. Postać Rafiego to dzieciak z problemami, jakich są tysiące, ale on znajduje w świecie sposób na siebie. Znajduje motywację, która służy nie tylko do schudnięcia, ale do głębszej, wewnętrznej zmiany. Do znalezienia pomysłu na siebie i celu w życiu. Dlatego kości kosmitów nie są jedynie rekwizytem, ale również przyczynkiem do tych zmian.

Nie mam nic na swoją obronę w kwestii wiarygodności świateł. Dlatego owszem, są niedopowiedzenia, jak np. dlaczego te światła tyle lat tam krążą? Albo dlaczego akurat Rafi a nie któryś z łobuzów? Postanowiłem, że w tak krótkiej formie nie będę wszystkiego łopatologicznie opowiadał, a skupię się bardziej na przemianie postaci.

XXI century is a fucking failure!

Jasne, Caernie, rozumiem potrzebę napisania czegoś lżejszego – pojawia się koncept, w którym nie grzebie się zbyt głęboko, bo na powierzchni wszystko się spina. Ale podtrzymuję swoje zdanie – potrafisz o wiele lepiej, co już niejednokrotnie nam udowodniłeś :) 

Known some call is air am

No, nie wiem, czy to takie lekkie. Poruszony został problem otyłości, braku akceptacji, prześladowania, zmagania się chłopca z samym sobą… chociaż miłe i pocieszające jest to, że Rafi znalazł siłę, żeby zawalczyć o siebie i o innych. Wątek obyczajowy bardzo przypadł do gustu, ja akurat takie lubię. Podobało mi się w gruncie rzeczy, chociaż nie jestem przekonany, czy opowieść zostanie ze mną na dłużej. I wcale nie musi ;)

Dokładam ostatniego klika. 

Outta Sewer

A niech Cię ;) I teraz człowiek będzie czuł się jeszcze bardziej zobowiązany. Ale przede wszystkim ogromnie dziękuję za uznanie heart

 

AmonRa

Bardzo się cieszę, że opowiadanko Ci przypadło do gustu.

No, nie wiem, czy to takie lekkie.

Tu muszę złożyć słowo wyjaśnienia. Z tą “lekkością” miałem na myśli raczej sposób pisania i łatwość w odbiorze. Jest sporo takich opowieści, które można określić mianem “familijnych” – czyli dla młodszych i starszych czytelników, ale nie oznacza to, że muszą być płytkie. Mogą poruszać poważne problemy, jednocześnie będąc strawnymi dla szerokiego grona czytelników.

XXI century is a fucking failure!

devil

Opowiadanie w porządku, chociaż nie rzuciło mnie na kolana. Może dlatego, że sporo tu obyczajówki, a wątek fantastyczny z tych obecnych w literaturze od dawna.

Jeśli chłopak musiał się odchudzać, żeby zmieścić się w szczelinie, to dziwnie wyglądają uwagi, że może się oprzeć plecami o ścianę. Jeśli wchodzi na styk, to chyba wystarczy głębszy wdech, żeby się zaprzeć wszystkim. I to by była ciężka droga, IMO, bo nic nie widać. Szczelina może się wyginać niezupełnie zgodnie z ludzką anatomią, a na obroty nie ma miejsca.

Trochę zaskoczyło mnie, że najpierw chciał udowodnić światu, że nie jest wariatem, a potem bez żadnych protestów i wątpliwości oddał dowody obcym.

Babska logika rządzi!

Dobry tekst, przyjemny w lekturze. 

Mnie zastanowił wątek biegania chłopca z nadwagą – wierzę, że chciał uciec prześladowcom, mam wątpliwości, czy bylo to dla niego w owym czasie realne…

 

Pozdrawiam.

The KOT

Trochę skojarzyło mi się z twórczością Kinga, zapewne przez to słodko-gorzkie spojrzenie na dzieciństwo i pomieszanie wątków fantastycznych z dorastaniem postaci. Ładne i osobiste, bez wywoływania emocji na siłę. 

Dzięki za komentarze :)

Finkla

Do opowiadania zainspirowała mnie faktyczna historia paleontologa, który przez lata marzył, żeby zejść do jaskini, w której jego asystenci badali znaleziony kości innych gatunków homo, a on mógł tylko z sąsiedniej pieczary patrzeć na monitorze. A nie mógł zejść właśnie ze względu na tuszę. Ale nie zdradzę nic więcej, bo może to kiedyś obejrzysz, więc nie chcę spalić zakończenia ;)

Eldil

Cieszę się, że czytanka była przyjemna.

Z tym bieganiem, to założyłem, że chłopak w stresie i napompowany adrenaliną mógł uciec, dodatkowo znając las lepiej niż oprawcy.

Reinee

Celne spostrzeżenie. W tym wypadku akurat konkretnie o Kingu nie myślałem, ale gdzieś mi to w głowie siedzi na pewno :)

XXI century is a fucking failure!

Bardzo dobrze napisane. Spodobała mi się formą przeplatających się fragmentów i przyjęta (alfa)numeracja.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Dzięki SzyszkowyDziadku!

Fajnie, że spodobała Ci się ta forma oddzielenia retrospekcji od teraźniejszości :)

XXI century is a fucking failure!

Sympatyczny tekst:-)

Nowa Fantastyka