Profil użytkownika


komentarze: 152, w dziale opowiadań: 126, opowiadania: 19

Ostatnie sto komentarzy

Miałem na myśli serial paradokumentalny (może to lepiej, że nie oglądasz telewizji). W skrócie spolszczona angielszczyzna miała pokazać, że język angielski protagonisty był na wątpliwym poziomie.

Przykro mi, że opowiadanie Was nie porwało. Jest to dla mnie pewna nauczka –  trzeci raz wykorzystuje w opowiadaniu motyw wizji/snów i trzeci raz kończy się to źle. Widocznie trzeba być w tym bardzo dobrym.

Dziękuję za komentarze i zwrócenie uwagi na błędy!

Cholercia – muszę w takim razie popracować nad dialogami narzeczeńskimi, zakończeniami i wyjaśnieniami :)

 

Zawsze myślałem, że można być jednocześnie Arabem i Murzynem…

Nie sądziłem, że ktoś jeszcze odkopie to opowiadanie :)

W jednym z moich ulubieńszych filmów usłyszałem, że “wszystko jest kopią kopii” – od tamtej chwili staram się przesadnie nie przejmować tym, że “ktoś już o tym kiedyś napisał”.

 

Dziękuję za miły komentarz. Cieszę się, że dałeś się urzec zakończeniu.

Nie sposób zaprzeczyć temu, że opowiadanie przesycone jest opisami i mało w nim jakiegoś głównego trendu akcji – ot właściwie zbiór retrospekcji. Dla mnie to pewnego rodzaju przystanek pomiędzy kolejnymi opowiadaniami, które będą mogły być traktowane jak osobne byty, z Rolandem i głową wiedźmy w roli głównej. Chcąc ciągnąć temat dalej stanąłem właśnie przed takim zadaniem – wskrzesić bohatera, nadając mu nowy kierunek. Cel osiągnąłem – przykro mi, że sam tekst nie przypadł Wam do gustu. W kolejnych opowiadankach postawię na akcję – nie każdy musi być pasjonatem historii; wypraw krzyżowych, relacji Islamu z Chrześcijaństwem, postaci tamtych czasów, itp.

Dziękuję wszystkim za komentarze!

Nimrodzie:

Ciesze się, że historia i język przypadły Ci do gustu. Śmierć bohatera w klimatach fantastycznych to żadna przeszkoda – kontynuacja jest już gotowa :). Generalnie mam w planach rozwinąć całą historię do ok. 10 takich opowiadań. Muszę sobie tylko odpowiedzieć na pytanie czy dalej publikować na fantastyce. Bety doradziły mi, że to raczej portal dla osobnych opowiastek, a nie całych zbiorów – z każdą kolejną publikacją coraz więcej osób nie będzie wiedziało “o co kaman”). 

Jeśli chodzi o ten punkcik do piórek – jak słusznie wspomniała Finkla – może każdy. Niestety spóźniłeś się kilka dni na nominacje wrześniowe. Szkoda – miałbym w fantastykowym dorobku pierwszy punkcik w takich nominacjach :)

 

P.S. Nie ma co prawda kontynuacji “Jabłoni, jesionu i jelonka”, ale jest opowiadanie wprowadzające. Ten sam bohater, podróż przez las – myślę, że Ci się spodoba: http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/16304

To ja poproszę ten numer na priv. Zobowiązuje się do korzystania z niego jedynie w celach związanych iwentem.

Ponadto deklaruje swoją obecność i małżonki z prawdopodobieństwem ~90%

To jakie w końcu ustalenia (gdzie, kiedy, kto organizuje, z kim można się skontaktować telefonicznie w razie czego/jak się odnajdziemy)?

reggie:

Może i stroną. Lewą stroną. I nie stroną tylko półkulą. Właściwie to dla mnie jesteś lewą półkulą tego portalu. Szanuję Twój wybór. Gdybym został tym prezesem, będę pamiętał, by nie składać Ci “propozycji nie do odrzucenia”.

 

Mirabell:

Skojarzenie z Falkonem jak najbardziej poprawne – tam opowiadanie trafiło w pierwszej kolejności. Pewnie nie powinienem tego pisać. Jakimś dziwnym trafem tego samego dnia, którego dowiedziałem się, że nie zasłużyłem na falkonowe piórko, zauważyłem, że jest ostatni dzień zgłaszania prac na “Zło dobrem poczynione”. Była to więc decyzja z gatunku “a co mi tam” – pewnie stąd to krzywe wpasowanie się w tematykę konkursową :)

Ciesze się, że spodobało Ci się moje pisanie. Gdybyś chciała jeszcze raz zanurzyć się w ciemnym lesie, polecam: http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/16304. Jest równie mrocznie, za to krócej i mniej sztampowo.

No proszę jakich ciekawych rzeczy można się dowiedzieć na portalu.

 

Chciałbym wierzyć, że większość czytelników ma tak analityczny umysł jak Ty, reggie.

 

Jeszcze raz dziękuje za podzielenie się ze mną wiedzą! Gdyby kiedyś udało mi się zająć stanowisko prezesa TVP, zaproponowałbym Ci własny w program (byłby emitowany tuż po “Profesor Miodek Odpowiada”).

Cieszę się, że udało mi się wciągnąć kolejną duszę do wykreowanego w mojej głowie świata. Jeśli mało Ci przygód Ragnara, zachęcam do skuszenia się na kontynuację: http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/16590. Nie daje tylko pewności, że tekst sprosta Twoim oczekiwaniom.

 

Wprowadzone zmiany:

 

Trakt kończył się ślepym zaułkiem = Trakt wieńczył ślepy zaułek

 

wślizguje się = wpełza

 

Adrenalina = Wrząca krew

 

Łamanie przedniej nogi cynamonka = oczywiście, że nie jest łatwe. Jest natomiast możliwe (zmęczonym koniom zdarza się łamać nogi w pędzie). W związku z tym, że sprawcą tego potwornego czynu jest istota fantastyczna (a więc potencjalnie silniejsza od człowieka), nie widzę przeszkód, by stało się to poprzez wykręcenie/uderzenie/… stawu kolanowego. Mógłbym dodać opis tej czynności, ale cynamonek i tak już swoje wycierpiał, więc go zostawię.

 

Stuk, stuk – nie wiedziałem jak opisać ten dźwięk. Trochę poszedłem na łatwiznę w tej kwestii. Chodziło mi o coś takiego: https://www.youtube.com/watch?v=jzDMlxV7Y9k

kam_mod:

Co ze mnie za pisarzysta. Wydawało mi się, że punkt wyjściowy to zakończenie…

Z drugiej strony dziwny jest ten nasz język. Czemu właściwie nie punkt wejściowy? W angielskim na przykład jest “starting point”. To samo ze szczurami. U nas na podrzędnych żeglarzy mówiło się szczury lądowe, a u Anglików “sea rats”. Poważnie się coś pomieszało.

 

regulatorzy:

Dziękuję za analizę i trafne spostrzeżenia. Wyłapane błędy poprawie po zakończeniu konkursu. Me serce raduje się na myśl, że nie uprzykrzyłem Ci dnia. Smuci się natomiast niepełną satysfakcją.

Jeśli chodzi o samo słownictwo – rzeczywiście trochę odstępuje od realiów jesieni średniowiecza. Z drugiej strony co jest nie tak ze sformułowaniami: facjata, dewiacje, łapacz snów, jama brzuszna, odseparowany łeb, wywalić za drzwi tych, którzy nie są w temacie. Zauważ, że to wszystko (poza wywaleniem za drzwi) myśli/komentarz bohatera, a nie wypowiadane kwestie. Może i człowiek żyjący w tamtych czasach użyłby innych terminów, podejrzewam jednak, że dla współczesnego odbiorcy byłyby one wyjątkowo ciężkostrawne.

Oh jak ja lubię jak ktoś nazywa czytanie moich opowiadań braniem udziału w przygodzie (tudzież, jak w Twoim przypadku, byciem porywanym na przygodę). Zakończenie oklepane bo zabiłem i protagonistę i antagonistę?

Trafne spostrzeżenia, zwłaszcza to z nordycką urodą. Wygląda na to, że chodziło mi o irlandzką urodę (chyba). Jak tylko będę mógł, wprowadzę odpowiednie zmiany.

Co mi pozostaje? Nie jestem u siebie, więc zachowam się zgodnie z niepisanymi regułami przyjętymi w towarzystwie :)

Jak zapowiedziałem, nie ruszę już tekstu do rozwiązania konkursu (chociaż spodziewam się, że jak tylko dobiorą się do niego regulatorzy , będzie co poprawiać :).

Nie zauważyłem w regulaminie konkursu takiego przykazania.

W takim razie cofnę wprowadzone poprawki i zastosuje je po rozwiązanie konkursu.

Dziękuję za komentarz!

 

Ciesze się, że lektura okazała się dla Ciebie przygodą – to chyba najważniejsze.

Uwagi słuszne – wprowadziłem odpowiednie modyfikacje tekstu.

 

Również pozdrawiam.

Może dla emerytów są inne święta w wierzeniach słowiańskich? :)

Mam nadzieję, że zanim trafie do senatorium minie jeszcze trochę czasu :)

Sam się dziwie, że europejczycy wybrali chrześcijaństwo. Nasze słowiańskie wierzenia są o niebo ciekawsze (oh jak bym chciał zamiast tłumu maszerujących w ramach drogi krzyżowej emerytów zobaczyć taką prawdziwą noc kupały :).

 

Chrześcijańśtwo zawsze rywalizowały z innymi wierzeniami. W średniowieczu (jak i po nim i przed nim) na siłę szukało się winnych nieurodzaju, plag, itp. (co kończyło się np. paleniem niewinnych kobiet na stosach). Wierzenia pogan musiały połączyć się z wierzeniami chrześcijan. W naszej rzeczywistości nie ma oczywiście aniołów, demonów, południc, strzyg, szczuroludzi, starych bogów – nigdy nie było. W świecie, który wykreowałem jest wszystko. W tym opowiadaniu autentyczność istnienia Jahwe i związanych z nim istot jest tylko wspominana w dialogach;

 

– Wystarczy, że staniesz po właściwej stronie. Wyrzeknij się Boga i zaufaj nowemu Panu. – Jej oczy wypełniła ciemność, a w ustach pojawiły się ostre kły.

– Zanim ten, którego uważacie za twórcę wszechrzeczy, wysrał was ze swojego ogrodu, my od dawna władaliśmy Ziemią! – przytaknęła poprzednikowi kolejna postać.

 

Jeśli jednak wspominają o tym próchniejące demony/wiedźma – coś musi być na rzeczy.

W poprzednim opowiadaniu, znalazł się np. taki fragment:

 

Piątego dnia nawiedził nas jeden ze starych bogów. Wiązowa postać, w której sercu jaśniał niegasnący płomień. Golem, w którego duszy utrwaliła się wizja objawiającego Mojżeszowi Jahwe. Istota pamiętająca nie tylko czas Niewoli Egipskiej, ale samo wypędzenie ludzi z Raju. Ragnar nie wiedział, skąd wygnany anioł wziął się w lesie. Wiedział natomiast, że nie zadowoli się samą modlitwą. Kolejna wymiana. Klacz nie przypominała baranka, ale wystarczyła. Od tamtej pory poza zbroją, ciągnąłem za sobą to, co wcześniej dźwigał na grzbiecie wierzchowiec Ragnara.

 

Wynika z tego, że Starzy Bogowie to tak naprawdę powołane przez jedynego Boga stworzenia, które z własnych pobudek obróciło się przeciwko stwórcy. Zależało mi na tym, by połączyć mitologie chrześcijańską i pogańską. Nie chcę Cię na siłę przekonywać do smaku tej mikstury. Nie spodziewałem się, że przekonam do tej wybuchowej mieszanki każdego.

Ciesze się, że moje pisanie przypadło Ci do gustu. Poprawiłem wyłapane przez Ciebie niefajności językowe. Dzięki!

 

Jeśli chodzi o cynamonka (tak, mi też było go szkoda), pomysł zaczerpnąłem z serii “We Broke”, odcinka dotyczącego Wiedźmina III (https://youtu.be/LSYFNQtzc98?t=295). Twórcy nazywali tak płotkę.

Unfall:

Jeśli chodzi o “dopychanie znowu mojego tekstu” – może po prostu masz dobry gust :)

 

Dziękuję za docenienie moich wypocin. Może niedługo opublikuje kolejne opowiadanie z cyklu wesołych przygód Ragnara. Ciekawe czy kolejny tekst będzie bliżej czy dalej złotego środka.

 

Pozdrawiam!

Finklo:

Jeśli chodzi o temat konkursowy złapałem się zaproponowanej przez Ciebie interpretacji “chciałem dobrze, a wyszło jak zawsze“. Zgadzam się, że skrócenie opowiadania mogłoby mu wyjść na lepsze. Bohater rzeczywiście sztampowy do bólu – mam sentyment do “dających się lubić dupków” (cyt. Gravel).

 

Tłum na olimpie:

Troszkę interesuję się wczesnym średniowieczem. Zwłaszcza mentalnością prostych ludzi. Chrześcijaństwo dla wielu ludów europejskich było czymś zupełnie nowym. Lokalne wierzenia mieszały się z wiarą w jednego Boga. W związku z tym, że mało kto znał łacinę (w tym języku odprawiono msze i cytowano pismo święte), nie wiedziano za wiele o samym chrześcijaństwie (poza powtarzanymi do znudzenia fundamentami). Wiedziano natomiast, że przodkowie wierzyli w zamieszkujące drzewa wróżki, południce i kilkanaście bóstw o odrębnych naturach. Nie trudno było połączyć te wszystkie stworki z Jezusem. Podsumowując: może i tłum, za to jaki barwny!

 

Ognisko w zamieci.

Rozumiem, że chodzi o ten fragment:

Tańczyłem wokół ogniska, wyjąc niczym wilk i zrzucając z siebie odzienie. Pot lał się ze mnie strumieniami, chociaż wokół szalała zamieć.

Czy ognisko naprawdę buchało jasnym płomieniem? Czy wokół naprawdę szalała zamieć? A może to wszystko halucynacje wywołane zażyciem psylocybiny i opiatów (nie zachęcam do zrobienia eksperymentu, ale pewnie byłoby ciekawie). Zauważ, że po przebudzeniu z krótkiej drzemki nie ma już zamieci (bohater leży nagi w szałasie – gdyby spał za długo, prawdopodobnie by się nie obudził).

 

Zsuwająca się kolczuga.

Fragment wcześniej:

Służka szatana wykonała w powietrzu okrężny gest, na skutek którego obróciliśmy się do góry nogami.

W pozycji do góry nogami nie mogłaby się nie zsunąć.

 

Tytuł opowiadania.

Nie jestem pewien, czy udało ci się odnaleźć te drzewka w tekście. Jeśli tak, wybacz mi to tłumaczenie. Pozwolę sobie zacytować Nevaza:

(…) dostrzegam pewną warstwę symboliczną w tytule (swoją drogą fajnie brzmiącym). Po jabłonce przychodziła kochanka, na jesion chciała zabrać wiedźma (…)

 

Dziękuję za komentarz i zwrócenie uwagi na nieścisłości!

Coś mi się zdaje, że idealnie odnalazłabyś się w roli nauczyciela języka polskiego. Gdybym trafił na takiego belfra, pewnie wiedziałbym jako dorosły człowiek jak napisać poprawnie “wykrztusić”.

Gravel:

Miód na serduszko, wiatr w żagle. Zacząłem pisać stosunkowo niedawno, tym bardziej cieszy, że dzięki wnikliwym recenzjom betującym (dzięki bemiku, vyzarcie i Nevazie!) udało mi się wdrapać na poziom “przyjemności językowej”. Zaczynałem tylko od chorych pomysłów rodzących się w głowie – super, że na forum znalazły się dobre dusze, które ukierunkowały ten fantastyczny bełkot.

Odnośnie dużego minusa: dziwie się, że po przeredagowaniu tego tekstu milion razy sam nie zauważyłem oderwania tej kwestii od rzeczywistości. Poprawiam i pokornie proszę o wybaczenie :)

Dziękuję za punkcik do biblioteki!

 

Bellatrix:

Ciesze się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu. Osobiście bardziej podobał mi się “Ostatni odruch rycerskości” (gdybyś znalazła wolną chwilę: http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/16304). Lepiej zmieściłem treść w ilości znaków. W przypadku “Jabłoni, jesionu i jelonka” wyszło odrobinę przydługawo.

Dziękuję za punkcik do biblioteki!

Ciekawy pomysł. Wybrałeś idealną formę do rozpoczęcia przygody z pisaniem. Powodzenie przy realizacji kolejnych pomysłów!

Wow! Nie spodziewałem się, że ktoś jeszcze odkopie to opowiadanie. Ilustracja najważniejsza. Dziękuje za przyznanie brakującego punktu :)

W ten sposób nie pomyślałem :) W takim wypadku może się okazać, że coś z tej setki nawet zostanie…

Ciężko będzie podzielić się tym 5000 podmiotom rynku księgarskiego 100 egzemplarzami. Stawiałbym na loterię (szansą na wygraną 1 do 50), gdyby nie:

$1

9. Organizator oświadcza, że Konkurs nie jest grą losową, loterią fantową, zakładem wzajemnym, loterią promocyjną, grą, której wynik zależy od przypadku, ani żadną inną formą przewidzianą w ustawie z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych (Dz. U. z 2009 r. Nr 09, poz. 1540).

 

Pozostają walki w kiślu, ew. deathmatch w quake’a III (wygrywa tylko setka podmiotów – szczęściarzy).

 

Ja z kolei nie rozumiem jak z opowiadania do 40 tys. znaków można zrobić książkę. Czyżby organizator miał zamiar drukować w formacie o grubości krzyżówek panoramicznych 100?

Czym się inspirowałeś? Historia przede wszystkim skojarzyła mi się z filmem Sunshine (http://www.imdb.com/title/tt0448134/).

Może i składowe opowiadania i sam pomysł są już odrobinę oklepane. Może gdybym sam próbował zrealizować podobny schemat, wybrałbym troszkę inne półśrodki (jeśli trochę interesujesz się astrofizyką, warto zauważyć, że nie brakuje we wszechświecie zagrożeń – poczynając od rozbłysków słonecznych, kończąc na powstających na skutek kolizji gwiazd ogromnych, czarnych dziurach).

Tak, czy inaczej opowiadanie przemówiło do mnie. Chyba głównie ze względu na opisanych przez Ciebie prostotę ludzkich relacji (wydaje mi się, że odnalezienie kilku samobójców z ziemskiej puli nie byłoby żadnym problemem) i autentyczne dialogi.

Istnieje niezerowe prawdopodobieństwo, że wpadnę, by zobaczyć czy na żywo też jesteście tacy fajni :)

W tamtych okolicach polecam:

https://www.facebook.com/targowawroclaw/

(duży wybór rzemieślniczych piw , klimatycznie, nie polecam jedzenia ale napić się można)

 

albo:

http://pik.wroclaw.pl/Collosseum-Jazz-Caffe-m461.html

(super atmosfera, przyjazny właściciel, z którym szybko przechodzi się na ty, można trafić na ciekawą muzykę)

 

Przepraszam, że wprawiłem cię w zakłopotanie. Już powinno być 100. Dla potwierdzenie umiejętności liczenia (ew. zanegowania umiejętności liczenie u mnie) możesz sprawdzić jeszcze raz :)

Masz rację. Musiałem tak jak Word, walnąć się przy liczeniu (on policzył myślniki, u mnie zawiódł wzrok). Zaraz dopiszę te 10 słów :)

reggie:

A o gustach się nie dyskutuje. Przyznam, że jak na mój też takie sobie :)

Aż policzyłem kursorem, wierząc, że oszukał mnie word. Jest stówka!

 

blackburn:

Cieszę się, że tytuł Ci się spodobał. Miałem nadzieję, że przyciągnie do czytania (co z tego, że zdradza fabułę!).

 

Finkla:

Myślisz, że gdybym zastąpił “żywego trupa” “umierającym kumplem” byłoby czytelniej? Tytuł za bardzo przypadł mi do gustu, żeby go zmienić. To tylko drabble.

Cóż, tak to bywa. Naiwnie założyłem, że konkurs trwa dłużej. Następnym razem obiecuję przeczytać regulamin.

 

Co do Gostomysła i Prima – nie znam Panów, ale jeśli lubią śmieszkować, chętnie zainteresuję się ich wesołą twórczością. Sam nie próbowałem się wygłupiać (czy też się wygłupić).

 

Na relingu wisiał Johny. Wnętrzności wylewały się spod hawajskiej koszuli.

 

Dziękuję za zwrócenie uwagi na błąd.

Ojacie, wyróżnienie? Bez żadnego punktu do bilioteki? I jeszcze w ciasnocie obok Naz? Nie spodziewałem się. Dziękuję i gratuluję zwycięzcom!

Mnie zawsze zachwycały soundtracki z gier/filmów, które miło wspominam.

Z pełną odpowiedzialnością mogę polecić:

 

  1. Jeden z tematów przygodówki telltales’ów “Wolf among us” na podstawie komiksu “Fables”. https://www.youtube.com/watch?v=LgErp-OIi6E
  2. Ścieżka dźwiękowa do filmu “Watchmen”, zwłaszcza Pruit Igoe and Prohecies https://www.youtube.com/watch?v=J0RKpmjjpLQ&index=8&list=PLRJ37n57FjCsyNZDmcHmZKrNX6zthDbMF
  3. Temat z brytyjskiego serialu “Utopia” – https://www.youtube.com/watch?v=6JKH5Ep1vj8
  4. Sountrack z Morrowinda: https://www.youtube.com/watch?v=xULTMMgwLuo
  5. Soundtrack z drugiego Diablo: https://www.youtube.com/watch?v=P3ZrN-m7VJA

Pozdr!

Kurka wodna, nie spodziewałem się, że komuś uda się tak bardzo zbliżyć do mojej wizji pojmowania tego tekstu i zrozumienia bohatera. Najbardziej w Twoim komentarzu uderzyło mnie:

 

“Główny bohater jest nieco nieśmiały, ma odruchy autodestruktywne, jest marzycielem i wrażliwym człowiekiem. Jeśli dobrze go rozumiem, jest uzależniony od porno, co uniemożliwia mu nieprzedmiotowe traktowanie kobiety, a mimo to próbuje przezwyciężyć swoje bariery.“

 

Chociaż nigdzie nie jest to powiedziane wprost, to rzeczywiście w zamyśle, między słowami, chciałem przekazać taką właśnie charakterystykę bohatera.

 

Cieszę się, że przemówiła do Ciebie historia i mój styl pisania. Dziękuję za słowa wsparcia i zachęte do pozostania przy swoich pomysłach.

 

Zbliża się okres wylegiwania się nad morzem – będę pamiętał, by zaopatrzeć się w “Dzikie Serce”

Tensza, nie tylko Tobie. Niektórzy jednak uznali, że lepiej będzie się nie przyznawać :)

 

btw. Japończycy znają się na rzeczy: https://www.youtube.com/watch?v=v97Lop455O0

Do mnie najbardziej przemówiły stopnie 10101-10265, czyli te na których bohater musiał pozbyć się przywiązania do tego, co większość z nas kładzie na pierwszym planie i co często nie pozwala nam ruszyć do przodu. Język jak przystało na pisarza z dorobkiem – przekonywujący, nieprzesadzony. Nie powiem – było mi w czasie czytania całkiem waniliowo.

prosiaczek: z doświadczenia wiem, że cięcie opowiadań dobrze im robi :)

Kurka, mam w szufladzie mega opowiadanie w tej tematyce, ale niestety postanowiłem je przeznaczyć na inny konkurs (”Jakie czasy taki diabeł”) :((((

Cieszę się, że w moim tekście znalazły się pomysły, które przypadły Ci do gustu. “Pomiędzy świętą ciszą a snem” było moim pierwszym opowiadaniem. Spodziewam się, że w przyszłości będę operował w pisaniu znośniejszym językiem :)

Miałem nadzieję, że przynajmniej do części czytelników tekst przemówi na tyle, by pozostać na jakiś czas w świadomości (ciekawe czy gravel dalej prześladują króliki). Mój fart najwyraźniej polegał na tym, że jedna z tych osób znalazła się w jury konkursu :)

Nie miałem natomiast nadziei (nie spodziewałem się), że opowiadanie zostanie w jakikolwiek sposób wyróżnione – w końcu w konkurencji wzięło udział tak wielu doświadczonych, świetnych autorów.

Dziękuję za wyróżnienie i pozdrawiam! :)

Początkowo metaforyczność opowiadania była zdecydowanie wyraźniejsza. Na szczęście usłuchałem bemika, która poradziła mi, żebym uciął bezpośrednie nawiązania do rzeczywistości i dorastania, bo z nimi tekst traci cały urok.

Cieszę się, że opis przemiany bohatera przypadła Ci do gustu.

Dziękuję za polecenie w dziale z “Niepiórkowy tekstami” i za piąteczkę.

 

Pozdrawiam!

Klapaucjusz – podobno podłożem nienawiści jest strach. Dzięki za analizę postaci.

 

Blackburn – cieszę się, że zrozumiałeś mój zamysł.

 

Naz – tekst jest jednostronny i przerysowany. Nigdy nie próbowałem negować tych faktów. Wciąż uważam jednak, że opowiadanie straciłoby swój urok i charakter, gdybym próbował wpleść w jego treść zarówno absurdy liberalne jak i konserwatywne. Dziękuję za miłe słówka.

Uważasz, że jest owocna? :) Takie kwaśne, robaczywe jabłka to nawet na kompot się nie nadadzą :P

Nie mówiąc o tym, że gruszki nie najlepiej smakują w połączeniu ze schizofrenicznymi rybkami…

 

Przynajmniej ja nie doszedłem do jakiś przełomowych odkryć/nie mam zamiaru nic zmienić ani w moim podejściu do świata ani w opowiadaniu:P Podejrzewam, że u PsychoFisha jest podobnie :)

 

Czy chodziło Ci o to, że to raczej PsychoFish powinien wypowiedzieć to zdanie?

 

EDIT:

Właśnie zczaiłem dowcip. Za dużo kompleksów. Za dużo…

“użyłeś środków narracyjnych, sformułowań i ilustracji uprzedzeń charakterystycznych w dzisiejszych dniach dla ksenofobów”.

Ehhhh…

Jakby pozbierać te nasze komentarze, liczba znaków wskazywałaby na opowiadanie w opowiadaniu :P Podejrzewam, że i tak większość czytelników przyklei naszej wymianie zdań tag #tldr;

Na tym więc zakończyłbym tę mało owocną dyskusję.

 

Finklo:

Pewnie, nie każdemu się musi podobać. Zwłaszcza jeśli spotkał się już z podobnymi tekstami.

Życie kobiet z tą pustką między nogami, domagającą się wypełnienia, z tą serdecznością do świata i tumultem emocji – Tutaj mi coś zgrzyta. Może brzmiałoby lepiej, gdyby podzielić to zdanie na dwa? Bo w jednym ciągu to trochę tak, jakby pustka między nogami miała w sobie serdeczność do świata i tumult emocji.

 

Ogólnie miło, zabawnie i zmyślnie.

Polacy na sali sądowej? Zabrakło mi tylko jakiegoś cebulowego opisu, by podkreślić wpisaną w naszą tożsamość narodową dumę.

Słodko wplotłaś w same zaloty poalkoholowe uwolnienie ukrytych głęboko pragnień. No i do tego temat “nie bardzo do pośmiania się”, który jednak udało Ci się przedstawić w taki sposób, że właściwie zapomniałem, że mowa o aborcji po gwałcie.

I obawiam się, PsychoFishu, że się już nie zrozumiemy. Może po prostu nie jest nam dane się dogadać.

Uważam, że komentując tekst/postać przedstawiasz poniekąd swoje poglądy.

Racja, popłynąłem z rodzieleniem narratora i protagonisty – odpowiadałem na szybko. Może i bohater jest uprzedzony. Nie pasuje mi tu tylko to słowo. Uprzedzenia bohatera nie mają jakiegokolwiek związku z uprzedzeniami naszych czasów. Kiedy np. skrajny nacjonalista jest uprzedzony względem homoseksualistów wynika to tylko i wyłącznie z jego ignorancji. W przypadku protagonisty w moim opowiadaniu to świat, w którym funkcjonuje, sprawił, że stał się zaszczutym, obawiającym się każdego wykonanego gestu czy wypowiadzianego słowa paranoikiem. Ironiczny komentarz w narracji jest związany tylko z próbą odreagowania. Bohater stara się po prostu nie zwariować.

Jeśli chodzi o straszenia społeczności przez “prawackie”/”prawilskie” mowy, ulotki:

Jestem uczulony na jakąkolwiek formę propagandy. Nie interesują mnie skrajne komentarze odnośnie jakichkolwiek wydarzeń (chociaż o neutralne poglądowo trudno w naszej rzeczywistości). Jeśli nie dostrzegasz tego, co dzieję się w naszych czasach, uważając, że to tylko skrzywiona rzeczywistość wykreowana przez prawilną mowę nienawiści (chociaż możliwe, że znowu Cię nie zrozumiałem), moim zdaniem jesteś w błędzie. Dwa przykłady z ostatnich lat, które szybko przychodzą mi na myśl:

https://www.theguardian.com/science/2014/nov/14/rosetta-comet-dr-matt-taylor-apology-sexist-shirt

http://www.theguardian.com/world/2016/jan/06/tensions-rise-in-germany-over-handling-of-mass-sexual-assaults-in-cologne

I niezły dokument (aczkolwiek dowodzący pewnej tezy, więc podejrzewam, że niektórzy mogliby go nazwać tendencyjnym): https://www.youtube.com/watch?v=p5LRdW8xw70

 

Z pewnością byłbyś w stanie podać przykłady paradoksalnej poprawności politycznej/pobłażania złu, dotyczące “drugiej strony”. Nasz kraj zmierza z resztą w tym kierunku (właśnie przypomniało mi się jak niewspółmiernie do spowodowanego cierpienia został osądzony prof. Chazan.

 

Nieporozumienie na tle określenia “ciota”, wynika chyba z tego, że nie wiem co miałeś na myśli w tym zdaniu:

“I choć “Waginosceptyk” jest piękny, to już pasus o Cygańskich kierowcach czy wtręty na temat ciot budują postać złożoną z konkretnych uprzedzeń, tym realniejszą, że takie zestawienie już dziś istnieje w naturze.”

 

Załóżmy np. że jeden z moich kumpli rozklei się, gdy Polska przegra w czerwcu mecz z Niemcami. Załóżmy, że bardzo przegra. Czy gdybym powiedział koledze “nie rycz, nie bądź ciota, już za cztery lata, Polska mistrzem Polski, nic się nie stało(…)” byłbym uprzedzony? Jeśli tak to wobec kogo? Płaczących facetów? Płaczących z powodu przegranej facetów? Konkretnie tego jednego kolegi?

 

Chciałem stworzyć świat skrajności – skrajne lewactwo, nie ma szans współistnieć ze skrajnym “prawactwem” (czy może skrajną “prawilnością”).

Skoro tak, to jakim cudem protagonista i jemu podobni robotnicy się uchowali w twoim świecie? ;-)

 

Uważasz, że protagonista i jemu podobni robotnicy mają poglądy “skrajno-prawilne”? Skąd taka opinia?

Oczywiście, masz prawo do swojego zdania. Tak samo, jak ja mam prawo się z nim nie zgodzić. Wkalkulowałem w ryzyko możliwość nie przekonania do swoich racji każdego z czytelników.

W tym miejscu przyznaje Naz 100 punktów – po drugim komentarzu PsychoFisha, w Waszym “dylemacie” z vyzartem, szala przechyla się jednak na Twoją stronę :)

Odnosząc się po krótce do komentarza:

Sądzę, że o tragedii w twoim tekście moglibysmy mówić, gdybyś rozegrał to inaczej: dał protagoniście uciąć klejnoty i przeciągnął go przez depresję po braku oszołomienia kolejnymi odwiedzinami pani w czerwonej kiecce – i to wszystko miałbym zmieścić w dwudziestu tysiącach znaków? :)

(…)czy wtręty na temat ciot(…) – jak dla mnie ciotą może być równie dobrze hetereseksualista, co homoseksualista. Zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że w związku z tym, że na świecie jest więcej mężczyzn heteroseksualnych, jest też więcej heteroseksualnych, niż homoseksualnych, ciot. 

(…)postać złożoną z konkretnych uprzedzeń(…) – ani postać, ani narrator nie są do kogokolwiek uprzedzeni. Nie lubię się powtarzać, dlatego wykorzystam fragment dyskusji z Naz (za jej zgodą oczywiście), która pojawiła się na etapie bety:

 

 

Naz:

A więc tak. Możesz się spotkać z dużą dezaprobatą części odbiorców. U mnie dezaprobata występuje tylko na jednym polu.

Ja wiem, jak wyglądają te pseudofeministki, lewicowe krzykaczki, szalone baby krzyczące o prawa dla uchodźców, kary dla mężczyzn za samo istnienie, golące sobie łby i odrzucające swoją kobiecość. To są wariatki. Nie mogę zgodzić się na powielane stereotypów, bo sam feminizm jest ruchem dotyczącym wyłącznie równouprawnienia kobiet (równe zarobki, praca, prawo wyborcze, brak molestowania, uprzedmiotowienia). Sama zajmuję się feminizmem akademickim i wiem, że bez tego ruchu nie mogłabym studiować ani o sobie decydować i teraz musiałabym rodzić dzieci zamiast pisać doktorat. Kobiety, które to zaczęły – Wollstonecraft, Shelley, Beauvoir itd. – przekręcają się na pewno w grobach, widząc lewicowe oszołomki. Jestem feministką, a lubię sporo prawicowych argumentów, kocham mężczyzn, świat przez nich stworzony i nie dawałabym żadnych praw prorodzinnych gejom. I wyglądam jak twoja bohaterka (mam trzy czerwone kiecki, uwielbiam je), chociaż na pewno nie jestem tak śliczna. Dla mnie właśnie ona wygląda na feministkę, niezależną kobietę. Sam więc rozumiesz, że czuję się trochę pokrzywdzona zachodzącą w twoim opowiadaniu generalizacją. 

 

Moja odpowiedź:

Jeśli chodzi o te nieszczęsne feministki (przynajmniej w tym tekście):

Cieszę się, że trafiłem na osobę, u której zgrzytnęła pewna struna. W opowiadaniu każda z wymienionych wspólnot (czy to związanych etnicznie, kulturowo, poglądowo czy religijnie) jest przerysowana. Przerysowana to w zasadzie mało powiedziane.

Oczywiście, że nie uważam, że każda feministka jest szaloną babą krzyczącą o prawa dla uchodźców (…) (przy okazji strasznie fajny opis!). Tak samo jak nie każdy Cygan jest złodziejem, Homoseksualista postępowym świrem, a Arab fanatykiem, powtarzającym w ramach przerywnika w zdaniu “Alhamdulillah“ (obserwując filmy propagandowe isis, zauważyłem, że dzieję się to u tych dzikusów z podobnym natężeniem co u polskich, blokowych sebastianów wplatających w zdania “ku**y”). Ciężko mi zliczyć ile takich przerysowań wykorzystałem w opowiadaniu. Nie mogę powiedzieć, że nie chciałem nikogo obrazić. Właściwie to trochę chciałem. Nie po to jednak, by po prostu dać upust pierwotnym instynktom, tylko po to, by zmusić do refleksji. Ostre komentarze wkalkulowałem w ryzyko. Z każdego zarzutu spróbuje się wybronić.

Sam mam np. wśród znajomych muzułmankę – świetnie się z nią dogaduje przy winie (tak wiem, super oryginalny jestem. full orient). Jest mądra, kulturalna, tolerancyjna (w dobrym tego słowa znaczeniu), w ogóle cud – miód. Z drugiej strony kiedy wpadła do mnie kiedyś na domówkę, na jej prośbę musiałem pilnować psa przed kontaktem z jej ciałem – psy są w jej kulturze równie nieczyste co świnie). Masakra.

Jeśli chodzi o feministki powiem więcej: uwielbiam silne, dbające o swoje ciała i ogólny imaż kobiety, walczące (rozsądnie) o swoje prawa i miejsce w świecie, w którym żyjemy (a w mojej opinii wciąż jest to świat zmaskulinizowany). Mądre feministki są cholernie potrzebne temu światu! Dlaczego tylko wydaje mi się, że więcej jest pseudofeministek, niż prawdziwych feministek? Może dlatego, że te pierwsze są po prostu głośniejsze i bardziej rzucają się w oczy? Nic mi tak nie imponuje jak dziewczyna, która potrafi trzymać swoje emocje na wodzy, dobrze dogaduje się w zespole lub posiada zdolności przywódcze (a przy tym w jakiś niesamowity sposób wciąż pozostaje kobieca). W opowiadaniu zostawiłem wręcz parę podpowiedzi, wskazujących na to, że opisuje pseudofeministki:

sędzina też była wyznawczynią religii feministycznej (a więc nie ideologii!)

– opis dotyczący wyglądu – antymęskie tatuaże itd.

Nie używam oczywiście tego słowa. Po prostu mi ono nie pasuje. Skoro jadę po wszystkich, to czemu “skrajne feministki” miałbym traktować lepiej niż innych. Wszyscy do jednego wora, a jak! Równość to równość :) !

 

 

 

Krótkie zdania na początku (i nie tylko) rzeczywiście odgrywają pewną rolę – jak sam zasugerowałeś przegranej, zrezygnowania, opuszczenia. Rozumiem oczywiście, że mogły się nie spodobać.

“Waginosceptyka” zasłyszałem w Cybermachinie, we Wrocławiu. Mnie też urzekł ten termin :)

Głośniki właściwie montuje się już w wielu hybrydowych/elektrycznych samochodach. Z tego co mi wiadomo, w dzisiejszych czasach głównie w teslach.

Sam zauważam, że zabrakło mu leżakowania. Termin składania prac niestety naglił. Nie wiedziałem, czy jeśli dam mu tydzień odpoczynku, wystarczy czasu na betę.

Dziękuje za miły komentarz i również pozdrawiam.

PsychoFish – opowiadanie nie jest deklaracją poglądów. Jak w ogóle mogłeś tak pomyśleć? ^^

Nie ustawiam się ani po prawej, ani po lewej stronie. Moje poglądy są tu z resztą nieistotne.

Oczywiście, że po obu stronach barykady pojawia się mniej więcej tyle samo absurdów (akurat w przypadku Polski więcej oszołomów jest po prawej stronie). To, że akurat wybrałem świat skrajnie liberalny, zamiast turbo-konserwatywnego wynika trochę z kierunku, w którym według mnie zmierza Europa. Wyobrażam sobie, że mógłbym namalować inny obraz, w barwach nacjonalistyczno – katolickich. W tym wypadku uwziąłem się na “lewaków”. Wierz mi, lub nie – dla mnie to jak rzut monetą.

Gdybym chciał naraz opisać absurdy prawicowe i lewicowe wyszłaby mi dzisiejsza rzeczywistość. Nic ciekawego. O tym nie ma się co rozpisywać. Wystarczy sobie obejrzeć Wiadomości na tvp1 o 19, a po nich Fakty tvn-u o 19:30. Niby ten sam program, ale zupełnie inne treści :)

Chciałem stworzyć świat skrajności – skrajne lewactwo, nie ma szans współistnieć ze skrajnym “prawactwem” (czy może skrajną “prawilnością”). Chyba, że pokusiłbym się o opowiadanie wojenne w klimatach postapo (na myśl przyszło mi uniwersum Metro 2033)

Pomijając kwestie światopoglądowe – nie przylepiłbym temu opowiadania etykietki satyrycznej.

 

Naz – nie do końca przed tym mnie ostrzegałaś :)

 

regulatorzy:

Oby, oby! Módlmy się do bogów rozsądku, by nie pozwolili temu światu obrócić się w pył głupoty!

 

Błędy poprawione. W zasadzie wszystkie poza jednym: rozmyślnie użyłem sformułowania “jednooki Hindus – transseksulasta” wiele razy. Chyba, że chodziło Ci tylko o dużą literę. Wtedy wszystkie błędy poprawione.

Jak zwykle dziękuję za poświęcenie mojemu pisaniu Twoich dociekliwych, bystrych oczu :) Niektóre błędy jesteś w stanie wychwycić tylko Ty. :)

joseheim – dzięki za zwrócenie uwagi na błędy. Pisałem opowiadanie na szybko, bez chwili na leżakowanie. Beta też odbyła się dosyć ekspresowo. Tak, czy inaczej błędy poprawione.

Też mam nadzieję, że nie będzie mi dane żyć w takim świecie.

 

FoloinStephanus – też się tego obawiam :)

Chciałem trochę stopniować ten niepokój. Tak, by w pewnym momencie czytelnik uzmysłowił sobie, że to już nie farsa, tylko tragedia. Zakończenie rzeczywiście jest strome, ale takie właśnie miało być.

Niestety wyrobiłem się dopiero na 10:30 (ale byłem i wysłuchałem końcówki Twojej prelekcji:). Do niczego się nie przyznawałem :)

Postaram się dotrzeć na Twój wykład, Suzuki. Zjawię się tym chętniej, że sam niedawno zacząłem publikować na Fantastyce :)

Nie sposób się z Toba nie zgodzić, jeśli chodzi o towarzącą rycerzowi wesołą kompanię. Jeśli rycerza było na to stać, oprócz giermka mógł mieć przy sobie dodatkowo kilku zbrojnych, którzy taszczyliby na wozie większość jego rynsztunku i zapasy.

Tak na dobrą sprawę jazda w pełnej zbroi w czasie podróży, a nie jedynie walki, po prostu zamęczyłaby wierzchowca. Trzymałem się jednak realiów fantastycznych, ubarwiając pewne kwestie. W przypadku “Odruchu” przejście przez rycerza nawiedzonego lasu jest pewnego rodzaju próbą (taką, która ma mu uzmysłowić, że nie da się zmierzyć ze złem tego świata, nie brudząc sobie przy okazji rąk). Stąd samotna podróż w nieznane.

Dziękuje za słowa uznania i ciekawe spostrzeżenie!

Roland był najbardziej standardowym imieniem dla rycerza, jakie tylko mogłem sobie przypomnieć. W opowiadaniu niejako nawiązuje do Rolanda z “Pieśni o Rolandzie”(cnoty, rycerskość, motyw bohaterskiego zdychania:), nie jest to jednak ta sama postać. Ragnar też nie jest Ragnarem – królem wikingów z serialu “Wikingowie”. W tym przypadku spodobał mi się po prostu wydźwięk samego wyrazu. Jakby nie patrzeć – Ragnar jest kozackim imieniem :)

Nie uważam, że Roland był biedny. Przydarzyło się mu to, co było właściwie nieuniknione. Młodzieniec ponad honor/zasady/cnotliwość wybrał po prostu życie.

Dziękuje za miłe słówka o zderzeniu teorii z praktyką.

Ciesze się, że moje pisanie przypadło Ci do gustu.

Jak zadeklarowałem wcześniej, zamierzam doeksploatować okolice ciemnego lasu i miasteczka bez nazwy. Najprawdopodobniej historia zakręci się w okół innego bohatera, rozpoczynając w chwili, w której kończyła się opowieść o Rolandzie. Specjalnie dla Ciebie dorzuce bardziej szczegółowy opis starcia z magiczną bestią :)

Dziękuje za miłe słowa. Myślę, że każdy może znaleźć w sobie trochę Ragnara.

Kiedyś rzeczywiście było inaczej, aczkolwiek w dzisiejszych czasach też są ludzie, którzy wybrali prosty żywot. Samotnicy budujący chatki w środku lasu na Alasce, żyjący z myślistwa. Starsze małżeństwa, które mieszkają we wsiach, z których uciekli młodzi ludzie… Tam jest inaczej. Inaczej płynie czas, inne są priorytety i inne potrzeby. Nie wiem czy potrafiłbym żyć w takiej ciszy i spokoju. Chyba za bardzo przyzwyczaiłem się do otaczającego mnie hałasu (póki co z resztą zupełnie mi to nie przeszkadza:).

Jeśli chodzi o sferę logistyczną – nieraz musiało to być nie lada problemem. W związku z tym domyślam się, że często dochodziło do różnego rodzaju pomyłek. Nie jestem jednak ekspertem i nie znam żadnych spektakularnych przypadków takich sytuacji. Może w tym temacie wypowie się ktoś inny? :)

Haha, słodkie! Mój miał (miau) w zwyczaju po zjedzeniu obiadu wychodzić na zewnątrz tylko po to by obejść dom, wejść od drugiej strony i znowu błagać o żarcie. Podejrzewam, że miał (miau) nas za na prawdę głupich.

Może wybrałaś zły temat na opowiadanie? “Kot” też był na liście.

Wolałabyś być brana za mężczyznę? Jeśli tak, przy następnych opowiadaniach też mogę pisać Ci komentarze w tym rodzaju :) Jeśli chodzi o spójność – wydaje mi się, że ogólnie w Twoim opowiadaniu nie było go za wiele (co nie oznacza, że to źle – w końcu takie są zasady tego konkursu). Zdecydowanie zabrakło tygodnia leżakowania, najlepiej w otoczeniu kilku wytrawnych betujących :) Wtedy można byłoby liczyć przynajmniej na mocną nutę wanilii, a kto wie czy nie truskawek, a nawet goździków!

No może i coś tam lekko drgnęło, chociaż skokiem bym tego nie nazwał.

Mój kot też jest (chociaż w zasadzie był, bo teraz mieszka u rodziców) nałogowym kłamcą. Powie wszystko żeby się położyć w moim łóżku, albo namówić mnie na kawałek dorsza/kurczaka. Nigdy mu nie wierzyłem i nigdy nie będę. Co gorsze skubaniec wie o tym, a i tak dalej kłamie.

 

Zapomniałem dodać, że ogólnie opowiadanie bardzo mi się podobało ;)

Podobały mi się dialogi – chociaż zupełnie absurdalne, z jakiegoś powodu wydały mi się całkiem naturalne. Trochę jakbym czytał dialog studentów filozofii, będących na kwasie.

Nie sSsłuchaj kota, kot kłamie. <– Tym mnie kupiłeś.

Czytając wężowe kwestie oczami wyobraźni widziałem ich zapluwające się pyski.

 

Trochę gorzej z fabułą. Niby krótka treść, ale wciąż jakaś taka nijaka. Poza tym zakończenie trochę zawiodło. Brakowało mi zaskoczenia. Tempo opowiadania było utrzymane w zasadzie przez cały czas na tym samym poziomie emocjonalnym. W teorii powinno rosnąć od początku do pewnego momentu, potem trochę spaść, a na koniec znowu trochę podskoczyć.

 

Językowo też nie jest waniliowo – ale na ten temat dokładniej się nie wypowiem. Może zrobią to lepiej znający się na języku użytkownicy.

Odpowiadając na zagwozdki:

 

Zagwozdka I (podejrzewam, że jest tą żartobliwą):

Tak, jestem wielkim fanem “Pieśni lodu i ognia” i tak, strasznie mi się podobało użycie tego sformułowania w ustach Catelyn odnośnie rycerzy Renly’ego (http://www.goodreads.com/quotes/561136-for-they-are-the-knights-of-summer-and-winter-is). Nie wiem, na ile nie fair jest użycie tego związku w moim opowiadaniu. Mam nadzieję, że G.R.R. Martin się nie obrazi. BTW: Słyszałem, że sam inspirował się zawołaniami średniowiecznych rodów z Europy.

 

Zagwozdka II:

Owszem, z tego co podpowiada mi rozsądek mogłaby. Wystarczy popatrzeć na konstrukcję zbroi, leżącej na skórzanej kurtce/nogawicach. Z pewnością znajdzie się mnóstwo otworów, przez które przedostałyby się głodne pijawki. Z resztą: może ktoś byłby chętny dla potwierdzenia położyć się na chwilę na brzegu pokrytego rzęsu stawu, mając na sobie płytówkę? Akcja nadawałaby się na odcinek łowców mitów! :)

 

Zagwozdka III:

Tak, jak w przypadku biegu w zbroi, kolega z bractwa rycerskiego podpowiada, że udałoby się przejść w ten sposób krótki dystans. Kultura wspólczesna znowu przyzwyczaja nas do pewnych mitów (ja mam w głowie grzęsnących między pałkami tataraku wikingów z serialu opowiadającym losy Ragnara Lothbroka). Oczywiście, gdyby marsz trwał bardzo długo z pewnością źle skończyłoby się to dla takiego piechura. W przypadku “Odruchu” jednak rycerz przemieszcza się głównie na koniu. Schodzi z niego tylko po to, by przejść (na oko) kilkanaście, może kilkadziesiąt metrów.

 

Cieszę się, że mam takiego “opiekuna – bemika” :) opowiadanie skrócone o ok. ¼ rzeczywiście czyta się znacznie lżej. Mam już pomysł na kontynuację historii Rolanda. W kolejnym opowiadaniu o podobnej długości może być całkiem zjadliwie.

 

Dziękuje, za wyczerpujący komentarz oraz zwrócenie uwagi na szczegóły – im bardziej wiarygodne pisanie, tym większa radość z czytania.

 

Ciesze się, że Ci się podobało, Anet :)

 

btw. Zrobiłem mały wywiad z kolegą, który hobbistycznie zajmuje się szermierką (frei fechter z Wrocławia). Przeczytał opowiadanko, konfrontując mnie z paroma mitami. Jeśli chodzi o mobilność rycerza w pełnej płytowej zbroi (poza taką turniejową, stworzoną tylko i wyłączenie do jazdy na koniu, maksymalnie chroniącą od jakiegokolwiek uszczerbku na zdrowiu) najlepszym komentarzem będzie ten filmik: https://www.youtube.com/watch?v=qzTwBQniLSc

Inną sprawą jest fakt, że do takich czynów trzeba mieć cholernie dobrą kondychę. Oni w bractwie przez ¾ treningu wykonują nieraz jedynie ćwiczenia sprawnościowe (coś w stylu treningu obwodowego), tylko po to, by później łatwiej im było machać dwuręcznym mieczem (bez dodatkowego obciążenia). Za radą Nevaza tak, czy inaczej dopiszę w opowiadaniu małe sprostowanie.

 

Inny mit (na który sam się nabrałem) dotyczy cen zbroi. Okazuje się, że wcale nie jest to AŻ taka droga rzecz (źródło http://www.eioba.pl/a/1jyh/sredniowieczne-ceny-broni)

 

W skrócie:

W 1460 mistrz puszkarz w Toruniu dostawał od miasta dwie grzywny tygodniowo.

Pełna zbroja, w zależności od jakości kosztowała od 10 do 52 grzywien (bywały oczywiście wyjątki, ale to dla tych najbogatszych)

 

Jak łatwo policzyć, porządny rzemieślnik (nie będący szlachcicem, tylko kimś z niższych warstw społeczeństwa) mógł zarobić na najprostszą płytówkę w 5 tygodni.

 

Hehe – dobre spostrzeżenie z tą długością komentarza (chociaż dużo “wycytywałem”).

 

Wydaje mi się, że traktujesz się zbyt surowo. Według mnie nie jest ważne co stanie się z samym opowiadaniem, tylko to jak zmieni się przez nie Twoje pisanie. Z moimi uwagami jest tak jak napisałem – nie jestem do końca wiarygodną osobą jeśli chodzi o wytykanie błędów językowych. Poczekaj na inne komentarze, ale i tak polecałbym Ci poprawić przynajmniej część błędów – dobrze to wpłynie na Twój warsztat i pomoże utrwalić kilka zasad.

regulatorzy:

Cieszę się, że mogłem zadowolić/usatysfakcjonować kolejną kobietę :)

Dziękuję za wnikliwy komentarz.

 

Jeśli chodzi o bieg w zbroi: jest to możliwe (chociaż trzeba być w totalbym amoku, by zdecydować się na taki rozpaczliwy ruch – to też dzieję się z Rolandem) i kończy się totalnym wyczerpaniem po kilkunastu krokach.

Z resztą uwag/propozycji się zgadzam. Za chwile naniosę poprawki.

 

 

Nevaz:

Dzięki za miłe słowo i zgrabną krytykę.

Cynamonek też był dla mnie dyskusyjny. “Różowe” imię dla wierzchowca kogoś, kto idzie na wojnę śmieszy. Zgadzam się, że Cynamonek nijak pasuje do tej “ciemności”, którą opisuje w świecie opowiadania. Zdecydowałem się pozostać przy Cynamonku bo dobrze obrazuje światopogląd Rolanda przed wyjściem poza zamkowe mury. Chciałem jak najmocniej przedstawić zderzenie trzymanego pod kloszem dzieciaka z brutalną rzeczywistością. Chłopca, który całe życie machał drewnianym mieczem, brał udział w rycerskich turniejach, po których w najgorszym wypadku mógł liczyc na parę siniaków, itd.

Jeśli chodzi o zbroję, widzę to tak: przemiana, której poddał się Roland zmusiła go do pewnego kompromisu. Chociaż stał się najemnikiem, jakiś ostatni głos przyzwoitości (tytułowy odruch) nakazał mu spłacić dług, który zaciągnął u Ragnara. Poza tym rozstanie z pancerzem pomogło mu zamknąć pewien rozdział. Zostawić przeszłość za sobą. Rozumiem Twoje zdziwienie – zbroje tanie nie były i mało kogo były na nie stać (w moim uniwersum również).

 

Ostatecznie: Cynamonek zostanie, ale do końcówki dopiszę jeszcze parę zdań “przemyśleniowych” na temat zbroi, aby kolejni czytelnicy nie czuli się “niedopieszczeni”.

 

Ciężko rozśmieszyć mnie przy pomocy opowiadania – Tobie się udało. Boję się teraz stukać klawiaturę…. tfu chodziło oczywiście o stukanie W klawiaturę … by ktoś nie oskarżył mnie o gwałt.

Gratuluję pomysłu!

Nie jestem specjalista od języka, ale wyłapałem parę rzeczy (w mojej opinii) do poprawienia. Z każdym kolejnym zdaniem ignorowałem coraz więcej “niewygodnych” zdań. Na konkretną krytykę językową będziesz musiał poczekać pewnie na bemika/regulatorzy/Werwenę. Moją ocenę potraktuj z dystansem i spróbuj nie zwracać uwagi na złośliwą ironią. Piszę ten przydługi komentarz tylko dlatego, by trochę Ci pomóc.

 

Kiedy wydawało mu się, że będzie tak pikował w nieskończoność, wówczas okazało się

Bez wówczas.

 

Poczciwe, niegroźne ryby

Dodaj przecinek.

 

Spostrzegł ze zdziwieniem, że tymczasem ciecz wokół niego zmieniła kolor

Bez tymczasem.

 

Potem, nagle, zapiekło go całe ciało.

Potem/nagle – wybierz jedno.

 

Werbalne skąpstwo było jego cechą charakterystyczną, ale cechowało go również

Tak po prostu nie można. Nie podoba mi się to “werbalne skąpstwo”, ale jak chcesz przy nim zostać, może być np.: Poza werbalnym skąpstwem charakteryzowało go również…

 

Lambert był mały, ale dużo wiedział. Wiedzieli o tym

“Okropne okropieństwo”. Najlepiej zrezygnować z obu zdań.

 

Jak przystało na zakochanego do szaleństwa faceta, niezmordowanie głaskał ją i obejmował, wtykając jednocześnie nos w puszyste loki jej kasztanowych włosów. Ona tymczasem wyginała nogę, próbując zakleić plastrem nabrzmiały odcisk.

Co tu się “stanęło“ w tym zdaniu to ja nie wiem. Jeśli tak było – biedna Kate. Nie mogę sobie tego wyobrazić. Te zachowania wydają się tak nienaturalne, że nie da się tego zakceptować z perspektywy czytelnika.

 

Sadząc z temperatury głosu i spojrzenia Daniela, Lambert natychmiast powinien pokryć się szronem.

A jaka była właściwie ta temperatura? -20 stopni Celsjusza? Bliżej zera? Może tak: Grobowy ton głosu i natarczywe spojrzenie Daniela, sprawiły, że kark Lamberta pokrył się gęsią skórką.

 

Surfowanie w sieci dzielili z zamiłowaniem do pieszych wędrówek i zdawali sobie sprawę, że to właśnie skłonność do aktywnego obcowania z przyrodą była tym, co sprawiło, że znajdowali się tu i teraz na trzeciej wspólnej eskapadzie, ostatniej z tych, których głównym celem było ich wzajemne zgranie się i zżycie.

Zdanie moloch – do podzielenia na osobne zdania.

 

Teraz ciężko dyszał i nadrabiał miną.

Czekaj, czekaj. Co nadrabiał?

 

Zaczynam odnosić wrażenie, że darzysz go nieuzasadnionym uwielbieniem

Jesteś sobie w stanie wyobrazić w rzeczywistej sytuacji jak ktoś wypowiada do kogoś takie zdanie?

 

Odeszli przytuleni, niczym na parkowej przechadzce

Lepiej: na przechadzce po parku.

 

…słowa Pankraca nie różniły się wiele od ciężkiego westchnienia, były tak ciche, że van Haaren ich nie usłyszał.

Pankraca → Pankracego. Kropka zamiast przecinka przed były tak ciche.

 

…przylgnął do niej z siłą marynarza obejmującego czubek masztu podczas sztormu.

Czubka masztu? Gdyby nawet jakiś oszalały marynarz wspiął się na bocianie gniazdu i objął czubek masztu, raczej nie skończyłoby się to dla niego za dobrze. Zwłaszcza w czasie sztormu.

Lepiej: przylgnął do niej niczym marynarz obejmujący maszt podczas sztormu.

 

Spojrzenia całej czwórki krzyżowały się w bezgłośnie wypowiadanych domysłach, pytaniach i odpowiedziach, przy czym w poszukiwaniu tych ostatnich raz po raz ulatywały w dal, tam, gdzie oczy widziały jedynie ciemność, pamięć ścianę lasu, a wyobraźnia kryjące się w nim wytłumaczenia tego, co się wydarzyło.

Moloch.

 

Zdziwił się, a w głowie rozległ mu się, dobrze znany, ostrzegawczy głos dzwonka.

Zdanie brzydal. Jeśli już to nie głos, tylko odgłos.

 

 

Twoje opowiadanie przypomina trochę scenariusz niskobudżetowego kiślowca z lat dziewięćdziesiątych. Historia jest raczej słabiej, niż lepiej przemyślana. Irytowały mnie trochę “podróżnicze ciekawostki”. Wiem, że chciałaś zbudować klimat, ale wyszło słabo. Nie do końca też zrozumiałem relacje między bohaterami i co tam właściwie robili. Dialogi są czasem w porządku, częściej wołają o pomstę do nieba przez swoją nienaturalność. Czasami powinieneś sam zastanowić się, czy sam w jakiejkolwiek sytuacji wypowiedziałbyś do kogoś takie zdanie.

Nie było źle – według mnie było całkiem średnio. Przeczytałem do końca, w zasadzie nie zatrzymując się. Może przez sentyment do horrorów klasy B, które w tajemnicy oglądałem ze starszym kuzynem, kiedy nie było dorosłych. Może przez to, że było po proste niezłe.

 

Pozdrawiam!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Z jednej strony fantastyka i realia naszych czasów są ciekawą hybrydą. Z drugiej, pod koniec czytania zacząłem się zastanawiać po co Ci w ogóle w tym opowiadaniu fantastyka. Jak dla mnie bez “Karingen, stolicy Doliny Sześciu Miast“ czy elfkich ruin tekst byłby równie atrakcyjny. W pewnym momencie (jakoś na wysokości przedzawałowej diagnozy) mój mózg zaczął wręcz odsedzać treść z fantastycznych fusów. Pewnie dlatego, że nie jestem wielkim fanem fantasy (chyba, że jest wyjątkowo bliskie “jesieni średniowiecza”). Możliwe, że Piotrek miał odwrotnie – początek nastroił go na Fantasy, a dostał rzeczywistego moralniaka. 

Jeśli chodzi o “morał” – dotarł do mnie :) Może nie jest wyjątkowo wyszukany, ale nie zawsze o to chodzi. Czytało mi się “miło i bez zatrzymywania na głębszy oddech”, dlatego uważam, że szort w takim wymiarze jest w porządku.

…a jak wejdziesz na drogę optymizmu zaczniesz spodziewać się samych sukcesów, a będą Cię spotykały już tylko katastrofy? :)

 

Zawsze wydawało mi się, że można pisać optymistycznie jak jest się w dobrym nastroju, a pesymistycznie wtedy kiedy przychodzi smuteczek.

 

Walcz, walcz. Nie masz nic do stracenia!

c21h23no5.enazet może potrzebujesz “optymistycznego egzorcysty”? Nie ma nic złego w optymistycznych tekstach. Chyba, że to Cię właśnie boli (że nie ma nic złego). A może kiedyś przytrafi Ci się coś super-hiper i zamienisz się w niepoprawną optymistkę?

Płatki śniegu spadały na nasze twarze niczym zamarznięte łzy zapomnianych bogów.

 

Straszne w złym tego słowa znaczeniu, oczywiście? :) Szkoda, że nie widziałaś tego zdania w poprzedniej formie. To dopiero był horror (jeśli będziesz ciekawa – trzeci akapit pierwszego komentarza Werweny :)

 

Ciągle mam sny o królikach. Kilka z nich najwyraźniej przedarło się z mojej podświadomości do Twojej jaźni, dlatego ciągle je pamiętasz.

 

Toxicity – dokładnie. Kiedy myślałem o miejscu, w którym umarli spotykają się z żywymi i nienarodzonymi, przypomniałem sobie, że ktoś już nadał mu ładną nazwę.

 

 

Nowa Fantastyka