komentarze: 1280, w dziale opowiadań: 761, opowiadania: 217
komentarze: 1280, w dziale opowiadań: 761, opowiadania: 217
Trzeba dobrego aparatu, żeby uchwycić tak wyraźnie motyle w locie.
I jeszcze jedna kwestia – przemyślałem sprawę i nie czujcie się zobowiązani żadnymi limitami, o których pisałem. Dwieście słów to zdecydowanie za mało;)
Hehe. W życiu czasem 200 to dużo, czasem mało. Zależy czego i z kim ;]
Czuję się trochę jak Łowcy Mitów teraz.
Halo Golodh, napisałem na PW wczoraj. Zerknij.
Gratulacje, książka to dużo słów. A ja właśnie usiadłem nad jednym zdaniem, kiedy już oczy przestały dostrzegać mój geniusz, widziany zwykle z kosmosu niczym Chiński Mur (przeze mnie oczywiście). Popatrzyłem i wyszło na to, że nie byłem w stanie dojść do sedna własnej myśli. Poprawiałem godzinę i w końcu osiągnąłem chyba mityczne zrozumiałe zdanie.
Nie wiem co powiedzieć. Nie dotarło to do mnie jeszcze.
Przynajmniej mam powód, żeby znowu zapoznać się z tym pakietem :)
SzyszkowyDziadku: Ciekawy ten czacik 3,5. Może miał buga, który sprowadzał wyniki z innego wymiaru? Najlepiej wyszukuje Ostycję Duckduck go, ale też miesza ją z konstytucją.
Finklo: Być może nie spotkałaś się z tym powiedzeniem, ponieważ zetknęłaś się z nim po innej stronie lady. Znaczy, nieraz pewnie jakiś produkt rozsypał ci się w rękach, zepsuł po krótkim czasie. Natomiast wcale nie musiałaś przy tym słyszeć słów osoby, która przeprowadziła któryś etap montażu, mówiąc “nikt z tego strzelać nie będzie”:)
Jimie, to chyba ona. Mam gdzieś z tyłu głowy zarys całej sytuacji. Może coś wyjdzie? Może zbiegiem okoliczności zejdzie się to z jakimś wydarzeniem? Któż wie :)
Czekamy na sygnał ;).
Tutaj wyraz aktualność zaczyna zyskiwać cechy izmu. Powiedziałbym, że społeczeństwo cierpi na postępującą chorobę aktualizmu w znaczeniu oczywiśce pejoratywnym, jak izmy potocznie się obraża :D. Choć słowo aktualizm istnieje i ja nawet nie mam w pełni na myśli tego co się za nim kryje, ale poczytałem i chyba nie pomyliłem się za bardzo.
Ale to dobrze, że linkowałaś, Tarnino, czy niedobrze? U mnie zdiagnozowano filozofię w liiceum. Dwoje niezależnych ekspertów. Ekspertka chciała wysłać mnie na studia filozoficzne, ale uciekłem z transportu i trafiłem do społeczeństwa, zamiast na uczone debaty w zamkniętych salach uczelni.
Z Mądrości Vactera, rok 2015. Z automatycznego archiwum, cel tekstu nieznany:
O dobrej literaturze:
Dobra literatura nie jest idealna. nie można więc obwiniać siebie za to, że w pewnym momencie zauważamy u wybitnego twórcy przejawy głupoty czy ignorancji lub jakiegoś specyficznego naiwnego nacechowania. To nie jest powód, by go skreślać. W słabej książce nie znajdziemy takich problemów, bo tam wszystko jest zaplanowane na odpowiednio średnim poziomie, właściwie bezosobowym.
O zagrożeniach w literaturze:
Czytanie otwiera umysł i zwiększa świadomość. U dobrych czytelników może spowodować uświadomienie sobie własnej ułomności. Ale dobry czytelnik będzie czytał dalej i zmieniał swoje życie, by naprawiać to co nie działa. Bo dobra literatura w odpowiednim stężeniu uczy wszystkiego, co kiedyś mieściło się zwyczajnie w słowie filozofia. Ale gdyby się mieściło do dziś, nie mielibyśmy tylu wszelkiego rodzaju specjalistów – gorszych lub lepszych, co samo w sobie jest i dobre, i niedobre.
O lepszej literaturze:
Można żyć jako człowiek mało świadomy i "rozrywkę książkową" traktować jako rodzaj środka przeciwbólowego, na bóle powstałe w czasie pracy. Ale wtedy wychodzi na to, że rolą człowieka jest wyłącznie praca, a to co poza nią pozostaje jedynie jej zapleczem, pokojem socjalnym. Słaba, ale dobrze "się czytająca" literatura, jest jak koncert z playbacku. Jednym to nie przeszkadza, innych to denerwuje. Ci, których denerwuje tandeta, powinni sięgać wyżej, a nie narzekać na coś, co nie jest dla nich.
Są to fragmenty większej całości, z czego ciekawe jest jeszcze:
Załóżmy, że spotkana w autobusie Anna, jako inteligentka, zaczęła cierpieć z powodu czytania słabych książek. Kiedy jednak wzięła się za lepsze, jej świat zaczął wariować. Długi czas zmieniała poglądy, a w końcu nie mogła znaleźć książki, która odzwierciedlałaby jej oczekiwania, zbudowane na sporym doświadczeniu lekturowym. Nawet wielkie dzieła zdawały się być już czymś odgrzanym na starym tłuszczu. Takiej Annie pozostaje szukać dalej lub zacząć po prostu pisać samodzielnie, choćby słabe książki, które też trzeba jednak umieć napisać, by nie wydawały się takie słabe na pierwszy rzut oka.
Może to przepis na sukces?
:)
Tārāntarayātrī, cieszy mnie, że moje skromne dziełko zachęciło do stworzenia wyliczonej rzemiosłem poezji. Ale sprawa zostanie zbadana :)
Tarnino, ja tylko jestem kolejną głową co zjadła nieżyjących autorów, którzy zjedli innych. Jedyne co można zarzucić człowiekowi tworzącemu, to fakt, że te wszystkie możliwości dzieł nosi w ciele, które zręcznie odbija światło, ale na tyle mocno, że inni widzą w nim swoje wady, a nie dzieła ludzkości. Ale kto wysłał tekst?
Cześć ponownie Reg, ale wtopę zaliczyłem ;)
Dzień dobry, trochę byłem nieobecny, (czy można być trochę nieobecnym?).
Regulatorzy, dziękuję za wskazówki. Ten szort może rozweselić, może zasmucić. Może też nic nie zrobić i wynika to z wielu rzeczy.
Wprowadziłem poprawki, lufę przerobiłem (tiaa).
Finklo, czwarta władza ma swoje motywacje. Planowałem rozpisać więcej świata, ale ostatecznie zdecydowałem się na krótki absurd. Stróżka już spłynęła strużką :)
To mi pozostaje tylko podrzucić piosenkę: https://www.youtube.com/watch?v=SzX4zTVvwYs
W każdym razie uważam, że nie ma czym się przejmować, że raz się robi setkę na jednym tekście, a raz na 10. To jest loteria, która ma zapewne jakieś matematyczne prawidłowości statystyczne. Ja akurat skomentowałem dwa teksty na pięć. W żaden sposób nie daje mi to 50%, ale przecież byłem świadom tego ile muszę przeczytać ;).
Teraz wyciągnę wnioski i zoptymalizuję swój proces Franza Vactera. A jak wyjdzie? Zobaczymy za miesiąc.
Śmierć jest przereklamowana.
Czyli 22 Acacia Avenue zagra. Albo Brothers in Arms.
Próbowałem odtworzyć audycję, ale błąd się pojawia. Wcześniejsze działają.
Niestety, nie dam rady się tym razem wyrobić. Spróbuję się poprawić w nadchodzącym czasie.
Krótki tekst, więc szybko przeczytałem. Późna pora, więc tolerancja niższa na czytelnictwo.
Na początku widziałem kilka niezgrabności związanych z interpunkcją, np. drugie zdanie wystrzelone jednym ciągiem:
Z moim najlepszym kumplem Tonym rozpoczynaliśmy sezon pod tytułem picie wódki i palenie trawki.
Nie jestem w tej dziedzinie autorytetem, ale wydaje mi się, że coś obok Tonego i przed “piciem wódki” powinno się zadziać. A może konstrukcja zdania mogłaby być lepsza i dodanie przecinka przed Tonym oraz jakiegoś dwukropka przed “tytułem” nie pomoże? Czasem tak bywa.
Ale w okolicach Nirvany, przestałem całkowicie zwracać uwagę na przecinki i usterki. Tam się ostro dzieje w dziedzinie młodocianego kozactwa oraz romantyczno-męskiej scenerii. Bunt, muzyka, pety, pełnia księżyca. Takie dość znane. Nagromadzenie tych zjawisk po kolei sprawia, że dla mnie:
Właśnie wypaliłem szluga i zastanawiam się co dalej.
Brzmi jak słowa czternastoletniego chłopaka, który właśnie domalował sobie wąsy i w koszulce ojca pali papierosa, którego podkradł mu z paczki, udając niski dorosły głos. Za dużo tutaj ekscytacji zwykłymi sprawami. Z tekstu wynika, że bohater i jego kumpel to względnie starzy narkomani, a losowego wieczoru gość ekscytuje się paleniem papierosa i puszczaniem Nirvany z vinyla. To brzmi już jak ostra dekadencja i ironia z jego strony, ale nie wydaje mi się, żeby o to chodziło. Mi się wydaje, że po prostu w krótkim tekście mieliśmy na szybko dostać obraz tego buntownika i przez tryb pierwszoosobowy wyszedł podekscytowany dzieciak. Albo… ktoś mocno pijany :).
W momencie wejścia hełmu sytuacja już zmierza w dobrą stronę. Odczułem jakby tam odpaliło się jakieś dziwne światło, wzrosła we mnie ciekawość i niepokój. Końcówka trochę podeszła pod Lovecrafta i taki styl epistolarny, w którym dziwne spotkania były podsumowywane na chłodno, z użyciem czasem dokumentów, czasem takiego spokojnego rozważania bohatera. Myślę, że to zakończenie zestawione z całością daje ciekawy efekt. Tak można pisać.
Data na końcu trochę wybrzmiała jak napisy końcowe po teledysku. Rozumiem, ze to data ukończenia shorta. Mi to zawsze kojarzy się z manierą podkreślania wagi napisanego dzieła. Brakuje jeszcze miasta i kraju. Ale to subiektywne. Można zapytać, dlaczego niektóre teledyski mają napisy końcowe? A dlaczego inne nie mają? Kwestia autorska. W tym roku dla mnie rok 2024 nie ma wartości. Za pięćdziesiąt lat być może będzie ciekawił.
Podsumowując. Jak dla mnie warto się przyjrzeć kozaczeniu bohatera, szczególnie, że to narracja pierwszoosobowa. Takie bardzo poważne traktowanie swojego palenia szluga i podgłaśnianie Nirvany wydaje się strasznie zmanierowane i jeżeli bohater nie ma kilkunastu lat, to być może posiada jakieś inne cechy niedoświadczenia życiowego. Jeżeli oczywiście nie ironizuje :)
Poza tym dobrze się czytało, szczególnie “im dalej w las” :).
W takim razie czekamy :)
Ale wiecie, że jeżeli to żart na pierwszego kwietnia, to trochę kontrowersyjny skoro info jest na głównej? To tak jakby dali żart, że podnoszą kwotę wolną od podatku, a potem by nie podnieśli. :)
Dobre wieści. Jest okazja do świętowania.
Chociaż jedną maskę ściągnę. Więcej już nie mam ;). Pozdrawiam.
Cześć Koala, dzięki za lekturę. Spadł na mnie ten tekst nagle i postanowiłem go napisać, ale przyznam, że kilka razy się zastanawiałem jak go zacząć. Wiem jedno, jak już coś was “gnębi”, to trzeba usiąść i napisać. Najwyżej zostanie na kiedyś :)
Cześć Bardzie.
Dzięki za lekturę i klika. Co do felietonu, ktoś mi kiedyś powiedział, że mój felieton jest jak opowiadanie. Zacząłem więc pisać opowiadania (niegdyś już porzucone) i jeżeli teraz skojarzenia idą w drugą stronę, to tylko potwierdzają pewną spójność. Tym razem duch felietonistyki upomniał się o swoje ;). Swoją drogą szort jest o dziennikarzach (choć przecież o konferencji), których zachowanie zakrawa o felietonistyczne podejście do zawodu.
Jeszcze raz dzięki. A komiksy czasem mi chodzą po głowie, ale pewnie wolałbym współpracować z kimś co się zajmuje tą dziedziną sztuki w grafice (niż z samym sobą :p).
Rybaku, masz na myśli pewnie Wesele w Atomicach Sławomira Mrożka. Gdzieś mi zakołatało w pamięci, jak już napisałem szorta :).
Motyla też mogę polecić. Czytałem i nadal jestem w stanie sobie przywołać treść z pamięci.
Cześć Wiolu.
Witaj na portalu. Krótsze całostki czasem pozwalają na pokazanie swojego kunsztu lub jego braku. Małe diamenty łatwiej oszlifować, a potem wykorzystać zdobytą wiedzę w większych i lepszych.
Poza tym baw się oraz ucz dobrze :). Chyba, że nas czegoś nauczysz, ale wtedy zasada jest podobna. Ucz nas i baw się dobrze.
Bard Jaskier – Martwe Serca
Cześć Bardzie.
Zacząłem czytać od początku (dziwne, nie?) i miałem niepokojące odczucie, że skądś znam tę historię. A to przecież myśl, która niejednej osobie może zrodzić się w głowie “co by było, gdybym stał się inną osobą”. Nakreślasz ciekawy portret psychologiczny, którego nie trzeba oceniać w kontekście oryginalności, ponieważ prawda nie musi być oryginalna. Wystarczy, żeby była prawdziwa. Prawdziwa prawda wydaje się “masłem maślanym”, ale w czasach prawdy ekranu i innych prawd, czasem niepoprawność językowa zdaje się dobrze wyrażać stan faktyczny.
Te wewnętrzne przemyślenia powoli nas prowadzą w stronę takiej opowieści gotyckiej, nasuwają się skojarzenia z Frankensteinem, Portretem Doriana Graya, choć towarzystwo lekarskie skojarzyło mi się też trochę z innymi dziełami. W każdym razie gotyk jest tu oczywisty, ciemny romantyzm jest niezaprzeczalny, a całość jest na tyle sprawnie napisana, że budzi zaufanie do autora.
Zapewne są jakieś wady, które można by naprawić, ale poziom i złożoność detali świata przedstawionego daje mi taką refleksję, że opowiadanie mogłoby śmiało zawalczyć o piórko. I myślę, że dorzucę do tego swoje trzy grosze, zaczynając od biblioteki.
Mamy tutaj nawiązanie do tradycji literackiej, wiarygodne przemyślenia z lekkim skrzywieniem samotnika, opis świata bez ogólników, a raczej z przedstawieniem szczegółów. Jest oczywiście akcja i ciekawy koncept z zapamiętaniem przez martwe słów oraz dotyku, jednocześnie unikając ryzykownej makabry, która nasuwa się sama z siebie. Więc działamy :)
Zauważyłem dwie rzeczy, tak na marginesie:
Daan, sprawdzając plan
Rym niepotrzebny.
Czuła straszną pustkę, jakby coś w niej umarło.
No ciekawe, co to mogło być :)
Ambush, mi wyżły kojarzą się tylko z Szekspirem, a to otworzyło jakieś pole interpretacji, w którym łyżwy mi umknęły, tnąc drogocenne posadzki Henryka IV czy tam innego tego i tamtego, jak też i moje łączenia szarych komórek. Przeczytam zatem szósty raz.
Wydawało mi się, że postać wzuła drzwi:
Pognałam pod wskazany adres, załomotałam w drzwi.
Leżały na ziemi smutne. Zerwałam sznurek.
– Bądź przeklęty! – syknęłam.
Wzułam je i ruszyłam ślizgiem.
Formalnie konstrukcja na to wskazuje w moim odczuciu, choć jak teraz rozumiem, nie chodzi o taką absurdalną i zabawną sytuację :)
Ale jeżeli chodzi, to w sumie mógłbym napisać “czapki z głów”, skoro korzystamy z formy liczby mnogiej dla drzwi. Wydaje mi się, że jednak o to tutaj chodzi, brawo! (Nie wiem, czy bardziej Tobie, czy sobie) :D
Mam tutaj wrażenie, że jestem za mało mądry i musiałem się skupić jeszcze raz. Jednak nadal uważam, że nie rozumiem w pełni, ale widzę, że tam coś się kryje. Przeczytałem nawet cztery razy i nadal bawi na swój sposób. Mówiąc krótko, żeby nie było wątpliwości. Wyjdę na wiatr zadowolony, jakiekolwiek są to wiatry. Wydobyte ze spożycia Tatry, czy góralskie z Watry. Fajne drabble, które można zrozumieć, ale też niezrozumienie w niczym nie przeszkodzi.
Nawet się rozmarzyłem, czy może łepetynę uruchomiłem:
Tęskniłam za wystawianiem nosków na wiatr
Hehe. Czy to buty, może buta, a może kawał…
Albo miłość, gdzie jest jakość, a nie ilość.
Pewnie chodzi o makowiec. W inne święta nabija się pomarańcze, żeby uzyskać zapach świeżego owocu w izbie. Natomiast na Wielkanoc widocznie nakłuwa się makowiec, żeby izba zapachniała makiem.
Choć nie wiem co się potem robi. Makarena nie bardzo pasuje, ale w ramach świętowania portalowego możemy makarenę odtańczyć, zajadając makowca, jednocześnie starając się nie kliknąć “zgłoś” innym imprezowiczom ;)
Jak tam, żyjecie?
Szczecin to może jest wspólna halucynacja i nie istnieje, ale nadal sądzi się, że są tutaj ludzie.
Tak się u nas żyje: https://youtu.be/YOuT8VranII
Miałem nie pić, jak to się mówi. Ale może się oprę i napiszę, że portal wygląda interesująco i fajnie, że został odświeżony. Nie umiem sobie wyobrazić go w innej formie, która łączyłaby dawną użyteczność www z nowoczesnymi detalami, które przyciągają kolejne rzesze czytelników i pisarzy.
Ale ja przesłuchałem i kolejna poleciała jeszcze. Nie słuchałem nigdy Ceti, ale to ciekawe, że śpiewają o Ikarze, a utwór brzmi jak inny utwór IM (Nie ten o locie Ikara). Muszę sobie przypomnieć.
Czekam na sygnał. Przestawiłem sprzęt muzyczny, więc chętnie przetestuję i w razie potrzeby wprowadzę poprawki ;)
Cześć Bardzie.
Trochę mnie wykoleił początek, ponieważ zawsze reaguję alergicznie przy narracjach w czasie rzeczywistym. Raz czas przeszły, raz teraźniejszy, który ma często wydźwięk reporterski. W każdym razie przestałem na to zwracać uwagę i poleciałem z fabułą. Jest trochę klimatu i mimo, że dym papierosa jest równie oryginalny co wschód słońca, to świat przedstawiony zagrał jakąś przejmującą nutą. W pewnym momencie nawet urosła we mnie ciekawość, czym jest ta sprawa, na którą trzeba wystawić specjalny papier.
Jednak przy tym momencie:
Jan krzywi wargi. Jakub wie, że przyjaciel robi, co może. Ale Jan ostatnimi czasy ma złą passę. Jakub klepie przyjaciela po mokrym ramieniu.
Trochę mnie zdziwiło, że od kolejnego akapitu dalej wałkowany jest temat “nie wiem, nie można, może się nie da” w sprawie zlecenia, o którym wciąż czytelnik nic nie wie. Jak na tak krótki tekst, obudziło się we mnie wrażenie, że całość dąży wyłącznie do kulminacji, bez której znaczy niewiele bądź jest luźnym zbiorem niewykorzystanego potencjału.
Na koniec dowiadujemy się, że debatują nad wykonaniem zadania aniołowie, co tak naprawdę nie wnosi wiele i nie sprawia wrażenia, że jest to puenta, do której napięcie budowano przez wszystkie zdania wcześniej. Szczerze mówiąc, oczekiwałem realistycznego zakończenia, gdzie liny sobie spokojnie wiszą, osoba na dole czeka na pomoc, ale straszliwe procedury oraz brak decyzji ratujących, właściwie przedłuża tragedię. Do tego jeszcze wątek miłosny, który potęgowałby groteskowość sytuacji.
Aniołowie na końcu dodają jakiegoś mistycyzmu i trochę takiej refleksji, której moim zdaniem mogłoby równie dobrze nie być. Brzytwa Lema zadziałałby tutaj wzorowo. Całość może nawet pociągnąć czytelnika, ale szczerze mówiąc niewiele po drodze wskazuje, że puenta była czymś więcej niż Deus Ex Machina. Choć przyznam, że załapałem trochę klimatu i poza tymi dziwnymi czasami przeszłymi i teraźniejszymi, coś wyciągnąłem.
Cześć GreasySmooth!
Dzięki za przeczytanie i wypisanie kilku rzeczy. Część wymienionych przykładów poprawiłem, bo w moim odczuciu bezwzględnie wymagały poprawki. Części jednak nie wprowadziłem, jeżeli np. zmieniłyby przekaz. Nie wiem czy “Niezłe!” dotyczy całości, czy zdania. Ale pozostaje mi podziękować :)
Cześć Młody pisarzu!
Wprowadziłem zagubione przecinki, chociaż z tym trzecim nie mam pewności. Ponoć przysługuje mi tutaj dowolność.
Spodziewałem się znaleźć tutaj sporo absurdu i faktycznie sporo absurdu znalazłem.
Staram się tagować opowiadania najlepiej jak umiem (a nawet nadawać tytuły) ;)
Dzięki za lekturę.
Zacznę od pierwszego wrażenia, po kilku zdaniach tekstu.
Jeżeli mielibyśmy porównać opowiadanie do jazdy kolejką górską, to tutaj najpierw wchodzimy do małego brodzika z ekskrementami, po czym jeszcze dla pewności oblewa się nas wiadrem mieszanki pomyj. Takie instalacje zwykle są montowane przy zjeżdżalniach wodnych, ale tutaj mimo wstępu, wsiadamy brudni do wagonika.
Jedziemy przez ułożone puzzle złożone z losów znerwicowanego bohatera, co ma być efektem właściwie jego sytuacji domowej. Pojawiają się też sprawy współczesne, które służą urealnieniu negatywnych doznań.
Całość przypomina strumień myśli ubrany w przebieg fabularny, dzięki głównie pojawieniu się dialogów. Oczywiście negatywny, brudny, ale więcej jego szczegółów być może uniknęło zapisania w opowiadaniu. Nie wiem co mam powiedzieć o tym tekście. Wydaje mi się, ze mocny i zbyt wulgarny początek nadaje jakiś rytm towarzyszący treści.
Mocny początek, ze słowami, które mają jednoznaczny wydźwięk, jest trochę jak z nadaniem tytułu. Jeżeli ktoś nazwałby swój tekst ‘Zasrany ogród”, to nawet opowiadanie o różach i nawożenie gleby budziłoby skojarzenia. Pytanie, czy taki był zamysł. Czysta się swobodnie, ale mi nie przypadło szczególnie do gustu. Wulgarność i słowa dość rażące estetycznie, wydają się częścią tekstowej pretensji, a nie przemyślanej formy literackiej. Choć przyznam, że całość się jednak trzyma kupy, więc może była przemyślana, ale nie każdy to kupi ;)
I jeszcze alternatywnie, bo nie mamy godziny 12:00:
https://www.youtube.com/watch?v=mDise_Em_Ug (my UFO was obserwujemy)
W takim razie przestawię pewne propozycje muzyczne.
https://www.youtube.com/watch?v=SHAwPjTYns0 Nie klikać, uwaga nie klikać. Całkowite lalala.
https://www.youtube.com/watch?v=Q2FvEb59lQY Można kliknąć.
https://www.youtube.com/watch?v=nFUvCLnunjU Można też zobaczyć, ale też zagrać i zaśpiewać. https://www.youtube.com/watch?v=fVkQugswSV0 W ciekawszej wersji.
Tak działa świat. Może być odwrotnie. Najpierw lalaala, a potem sacrum. Nawet ciekawiej.
Człowiek się uczy całe życie. Do dziś zastanawiałem się dlaczego w utworze Taconafide – Tamagotchi jest tak:
Pisałem do ciebie niewinne DM'y, to jeszcze nie to
Teraz już wiem, a zawsze mi się wydawało, że PM jest używane. Pewnie DM jest nazewnictwem z jakiejś konkretnej usługi. W internecie znalazłem, że DM to bardziej Twitter (a przypadku Tacoludzi pewnie Instagram czy coś), a PM Facebook.
EDIT: https://www.howtogeek.com/848891/what-does-dm-mean/
Ciekawe.
Jak nie będziecie mieć poważniejszych postaci, to mógłbym felieton machnąć jakiś.
Zdradzone Testamenty: Złowieszczy Verset.
Złowieszczy Verset.
Niech będzie. Tarnina jest autorką wszystkich tekstów.
Aha! Wykreślam Tarninę, co daje nam 7554 użytkowników. Tarnina jest organizatorką.
Trafiłem wczoraj na Depeche Mode. Jeżeli to faktycznie było współczesne wykonanie live, to wokalista bardzo dobrze brzmi. Aż żałuję, że sam nie pomyślałem, żeby kiedyś wpaść na ich koncert.
Może powinniśmy odgadnąć, kto nie wziął udziału w konkursie. Wtedy ograniczylibyśmy zakres podejrzanych.
A jurorki też anonimowe?
Eledilu, ale tutaj mówimy o głosie, a nie całym warsztacie związanym także z ruchem scenicznym. Moim zdaniem głos można wytrenować bez specjalnej szkoły, korzystając z kursów i własnej praktyki oraz… wrodzonych talentów (mniejszych lub większych). Ludzie radia nie kończą zwykle szkół aktorskich, a czasem nawet nie kończyli szkół związanych z radiem.
Zresztą głos trenujemy przez cały tok edukacji, mniej lub bardziej.
Całościowy warsztat aktorski to inna sprawa. Istnieją ludzie bez szkół, grający w filmach czy serialach, ale bez porządnego warsztatu najlepiej można odgrywać siebie. Aktor amatorski chyba bardziej musi się stawać swoim bohaterem, niż zawodowy. Ale to już inny temat.
Fantasy:
Czarodomir wypowiedział zaklęcie i nagle zapaliły się wszystkie lampy na dziedzińcu.
SF
Matematix nacisnął przycisk i nagle zapaliły się wszystkie lampy na dziedzińcu.
HARD SF
Całkomator rozpoczął procedurę i w przyśpieszonym trybie, syntaktyczny mechanizm kontroli dystrybucji fali elektronowych sektora X, zwanego potocznie dziedzińcem, uruchomił standardowe oświetlenie Z-65x.
Wierd Fiction
Dziwak John opuścił palec na złowrogo błyszczący przedmiot i nagle niesamowity blask oślepił go na skąpanym w mroku złowrogim dziedzińcu.
Bizzaro
Żygoszrutuś odciął kawał palucha, który poleciał tunelem przez mysie dziury, mijając w pętli salę balową powalonych zombiaków. Doturlawszy się do transformatora, uderzył w pudełko zapałek, które podpalając rozsypaną zawartość cukierków zozoli, sycząc odpalił mechanizm uruchamiający wszystkie światła na dziedzińcu gumowego kurczaka.
Vacter
Dziedziniec zapłonął dźwiękiem rozżarzonego światła, palącego mi oczy jak ogniste podkowy pobitego konia. Nazywałem się nikt i to wielkie dzieło nie zdawało się być moje. Zupełnie jakbym sam był tym dziedzińcem, tym cholernym światem fałszywych głupców. To wszystko stało się nagle.
Tarnina
Przede wszystkim warto zainteresować się lekcjami emisji głosu z jakimkolwiek profesjonalistą, który ci nie będzie słodził oraz pokaże ćwiczenia głosowe (Może zapisz się do chóru, który oferuje takie lekcje za free?). Druga sprawa to używanie głosu w różny sposób, odgrywanie ról (może w jakiejś grupie?), może też trochę śpiew dla rozruszania. Głos jest powiązany ze słuchem i im lepszy, tym łatwiej nauczy się mówić. Można też próbować typowych ćwiczeń aktorskich głosowych, które są pewnie w internecie dostępne. Chociażby mówienie w różnym stylu, zupełnie odmiennym od tego czym ma być dany tekst. Dzięki temu można się nieźle skalibrować i nabrać dystansu.
Warto też słuchać głosów radiowych i samemu odkrywać jak dojść do czegoś podobnego. Jednak nie warto tego robić “na siłę”. Wysilona “radiowość” brzmi nieautentycznie i mimo wypełnienia przestrzeni dźwiękowej, brzmi niewiarygodnie. Wydaje mi się, że to już leży po stronie psychiki. Jak ktoś chce naturalnie brzmieć jak mocny facet, to trochę w głowie musi być tym mocnym facetem. To też wpływa na głos.
EDIT: Widzę koncepcję Ambush z konkursem i jestem za. Mam w planach nagrania, ale niemal zerową motywację. Nie chcę rozkręcać lektorskiego kanału, bo mam inne cele, ale w konkursie bym wziął udział.
Tarnina przewidziała ostatni utwór: Aaaa!
Dzięki za przypomnienie.
To czekolada foliarska. Z francuska Folieux.
Im więcej komentarzy, tym więcej odpakowanej czekolady z folii tajemnicy. Głowa do góry, może bliżej weekendu jakiś śmiałek weźmie anonimy za fraki.
Kiedyś stworzyłem taki obrazek. Trochę hermetyczny, ale jest to hermetyka eksportowa. Również wyraża niepewność, wiąże się z literaturą i desperacją. Dlatego publikuję, może nawet ktoś mnie rozpozna.
Cześć Koala!
Dzięki za lekturę, dobrze, że się nie kurzy jeszcze na półce :)
Proszę bardzo Bardzie, mikrofon dla Ciebie. Możesz nadawać nową zagadkę.
Pierwszy raz wrzucam podpowiedź, więc spróbujmy. Kto zgadnie? :)
No drugie wskazuje ewidentnie na Odyseję Kosmiczną, ale nie wiem, którą część. Oglądałem tylko film.
Spór na temat tłumaczeń literatury osiągnął nowy stopień gorączki (z angielska heat). W alternatywnej rzeczywistości internauci od lat dyskutują, która wersja jest lepsza:
Skibniewska: Fahrenheit 451
Łoziński: Celsjusz 232,7778
Ale i w naszej też:
Przepraszam za post pod postem, ale robię to pro bono publico.
Cześć AmonRa,
Dzięki za odwiedziny i lekturę. Fajnie, ze się podobało.
Mogę zastanowić się nad jakimiś poprawkami, chociaż odnoszę wrażenie, że wskazałeś raczej na sprawy dość subiektywne. Zawsze można coś lepiej wyklepać i usprawnić, włącznie z wydanymi już dziełami, o czym zapewne wiesz :).
A tutaj z kolei podkreślasz brak opisu stanowiska po raz kolejny, jakbyś chciał na sto procent upewnić się, że żaden z czytelników o tym fakcie nie zapomniał – chociaż już wcześniej było opisane, że nie wiadomo, kto to jest. Moim zdaniem niepotrzebne powtórzenie tej samej informacji.
Pierwsza informacja pojawia się w dialogu i związana jest z mailem informującym. Druga pochodzi z narracji dotyczącej zapisu w dokumentach z dodaniem dalszych szczegółów (dokumenty zostały ocenzurowane, co nie wynikało z pierwszej informacji dialogowej). Są to dwa różne źródła i dwa różne poziomy szczegółowości. Nie widzę w tym duplikatu, a jeżeli odbierasz to jako powtórzenie informacji, to czasami może okazać się to atutem. Chociaż skoro zwróciłeś na to uwagę to pewnie komuś w głowie się zaświeci “a to już wiem przecież”.
Mimo tych uwag, odbieram komentarz jako pozytywny. Także bardzo dziękuję! Tak, opisywanie scen erotycznych jest trudne z różnych powodów. Zawsze można opisać łopatologicznie, po chamsku itd. Często spotykałem się z opisami, które nagle wyrywały się z warstwy literackiej prezentując jakieś przyhamowane “ostrości”. Staram się znaleźć swój złoty środek :)
Rozmawiałem z ważnym nieistniejącym pisarzem starszego pokolenia, który zdradzał kulisy swojej sławy. Opisał mi w kilku słowach swój problem z przeszłości. Nie jest to prawda, ale powiedział co następuje:
Wie pan co? U mnie sprawa była dość prosta. Usiadłem przy kolejnym niedokończonym opowiadaniu i przewidywałem co mogłoby się wydarzyć dalej. Przeważnie nie miałem z tym problemów, chociaż czasem jak kolejny weekend przepiłem, pomyślałem, że jestem już skończony. Rozmawiałem o tym ze znajomymi, z terapeutą, nawet napisałem listy do kilku ludzi, którzy o dziwo mi odpisali. Wyszło mi w końcu, że umiem napisać, co mam napisać. Ba, nawet jestem w stanie to zrobić naprawdę dobrze. Zwyczajnie gdzieś tam podświadomie bałem się tego, że przyjdzie moment, w którym będę musiał tak jak teraz, siedzieć w dusznej salce, otoczony tłumem ludzi, świecąc oczami na temat tego, co sobie napisałem. W tym momencie mógłbym poczytać jakąś dobrą książkę, rozwiązać krzyżówkę albo napić się spokojnie kawy. Oczywiście, wizja pracy codziennie od poniedziałku do właściwie niedzieli, w zwykłej pracy, trochę mnie przytłaczała, nie powiem. Jednak życie publiczne mnie nie pociągało, a jeszcze bardziej możliwość, że moje pisanie tak polubią ludzie nie lubiący innych ludzi, że nie będę mógł się pokazać nawet w piekarni po bułki, bez ryzyka bycia oplutym. No, ale pewnego dnia się wkurzyłem dość mocno, pocisnąłem tekst do końca, wysłałem gdzieś (już nie pamiętam gdzie). Potem to już na wakacje gdzie indziej niż na Bahamy nie latałem. Taka kolej życia, zaakceptowałem los jaki mnie spotkał i rozmawiamy. Czy żałuję? A co ja mam z tym zrobić, mierzę się z tym codziennie i nawet polubiłem. Dlatego mogę powiedzieć młodym autorom, żeby nie bali się sukcesu, ale też jakoś specjalnie się nie stresowali. Czy on nastąpi, czy nie? Nie wiem, jak wyjdzie tak wyjdzie. Piszcie, grajcie w te gry komputerowe, wymieniajcie się uprzejmościami, a nie nienawiścią. Świat się potoczy jak potoczy do przodu i to tyle. Co ja tam wam mogę jeszcze powiedzieć.
Cześć Finklo, dobra interpretacja. Natura przeważnie dąży do równowagi, nie zawsze patrząc na skupiska specyficznie ułożonej materii na jej drodze.
Cześć Cezary!
Dzięki za lekturę. Jeżeli tekst pozwolił zachować nutę niepewności, co wydarzy się dalej, to tylko się cieszyć. Może do bohaterów wrócę. Tym bardziej, że po napisaniu skojarzyłem mój tekst, w którym można by doszukać się Joego. Ten z filharmonią :)
Prawie zaspałem, ale już jestem.
Dobrze widzieć nieporozumienia, które zostają wyjaśnione.
PawełS. Nie zwróciłem uwagi, że jest rozdział na USA i Ziemię pod względem prezydencji. Mój błąd.
Dobry wieczór grzelulukas. Dziękuję za lekturę, wprowadziłem poprawki.
Przyznam, że ja też się bałem :)
Nie wiem czy dobrze scharakteryzowałem gatunek, ale wydaje mi się, że napisałaś humoreskę (przyszło mi to słowo całkiem bezwolnie podczas lektury). Trochę mi wadziło, że taki Wotan wielki w takim zabawnym tekście występuje, ale jest na tyle groźny, że prawie się przestraszyłem i zacznę realizować swoje postanowienia. Zaciekawiła mnie koncepcja, że dany bóg może się wkurzać nie zrealizowanymi ludzkimi obietnicami. Zwykle mówi się o tym w drugą stronę.
Dobry wieczór PawełS.
Tekst przypomina notatkę prasową, jakiś rodzaj relacji, choć na końcu traci neutralność, w rezultacie nie dając szansy zrozumieć, czy jest to taki chłodny opis, czy niekonsekwentna narracja.
Jest dużo braków w interpunkcji, niektóre zdania są dziwnie skonstruowane. Np.
Plan został ogłoszony na wspólnej z prezydent USA konferencji prasowej.
To jest przykład dziwnej konstrukcji. O tym, że plan ogłoszono w obecności prezydent USA, można napisać na wiele mniej kontrowersyjnych sposobów.
Budżet, obronność, sprawy ustrojowe zatwierdzić musiał prezydent Ziemi.
Ja bym napisał. Budżet, obronność oraz sprawy rozwojowe, musiały być zatwierdzone przez prezydenta Ziemi (czy prezydent Ziemi, bo w zestawieniu z poprzednim zdaniem już nie wiem czy prezydentem jest kobieta czy mężczyzna).
Napis na ekranie[,] za podestem prezydenckim[,] zdradzał temat na jaki rozmawiali prezydenci.
Samo zdanie mogłoby zostać lepiej napisane, ale na pewno brakuje w nim przecinków.
Z racji ciasnoty, mównice dla prezydentów ustawiono przez podestem, wszystko po to by zmieścić w jego głębi pod ekranem małe biurko i dwa krzesła. Na tym właśnie biurku znajdowała się umowa oraz pióro do jej podpisania.
Ciasnota to wyraz pejoratywny, czyli ma negatywne znaczenie. Pojawia się nagle, co dziwi w tak chłodnej narracji. Dalszy część fragmentu wyjawia dziwne szczegóły, które wydają się dość nieistotne dla całości. To brzmi jakby coś twórczego miało się wydobyć z tej chłodnej, dziwacznej momentami, formy przekazu, jednocześnie próbując zachować ów chłód. Momentami odnosiłem wrażenie, jakby tekst został wyprodukowany maszynowo.
A błędy lepiej poprawiać niż czekać na kolejny tekst, bo to też jest ćwiczenie.
Cześć Mesembri.
Mimo miejsc w tekście, które dałoby się poprawić, czytało się nieźle. Chociaż całość przypominała raczej bieg do puenty i sugerowała, że jest przydługawym dowcipem, po którym niektórzy mogą się nie zaśmiać.
Ten fragment sam w sobie opowiada o jakiejś sytuacji i właściwie tyle. Jest strawny, ale nie przynosi czytelnikowi za wiele i mógłby być częścią czegoś większego, nadającego mu więcej sensu.
Zwróciłem uwagę na jeden fragment:
– To, jak się zorganizujecie, zależy od was, firma nie bawi się w mikromanagement. – Nie, wcale, chciałem odburknąć, ale darowałem sobie. – Nie będzie mówić, jak pracować, byle robota była zrobiona. A robota ma być zrobiona do jutrzejszego wieczora. Nie mam numerów do Ivów, bo dostałem ten przydział niedawno, nie znam wszystkich.
Odniosłem wrażenie, że didaskalia “Nie, wcale, chciałem odburknąć, ale darowałem sobie” to część dialogu. Rozumiem, że to wtrącenie bohatera, ale skoro na tym się “zaciąłem” to daję znać :).
Zależy, jakie towarzystwo w tej windzie. Warto mieć pod ręką jakieś gry i kanapki. A jeśli ucieknie winda, to treningi na schodach mogą się zwrócić (w sensie pozytywnym) ;)
Dzień dobry Asylum, dziękuję za zgłoszenie. Jak widzisz, mimo detali, napięcie w budynku nagromadziło się w ilości hurtowej ;-)
Dziękuję Reg za klika :)
Dobry wieczór Reg, poprawiłem wskazane usterki. Dzięki za lekturę, docenienie relacji oraz architektury :)
Dzień dobry Ambush,
Dziękuję za przeczytanie. Wprowadziłem poprawki i przeprowadziłem drobny remont fragmentu z łazienką. Szkoda, że nie zauważyłem wcześniej tego “Ty”, kiedy poprawiałem “Ci” :). Strasznie we mnie siedzą te grzeczności korespondencyjne. Dzięki za wymienienie, co się podobało, to dla mnie ważna informacja.
Fascynator przypomniał mi o filmie, który miałem obejrzeć, ale wypadł mi z głowy (nie wiem jak do tego doszło). Przypomniałaś mi teraz o filmie, który przez lata ignorowałem, prawdopodobnie niesłusznie. Zatem mam już dwa do nadrobienia.
Cześć Adam. Ja również dziękuję za lekturę i klika.
Witaj Fascynatorze, dzięki za odwiedziny i podrzucenie fragmentu z Pythonów oraz bibliotekoznawstwo :)
A może po prostu nagrodzenie zwycięzcy tego akurat konkursu Freudem, ma słabo zawoalowane znaczenie. ;)
Pomieszało mi się, że jestem w wątku o hartaniu w gałę.
W każdym razie rozmyślałem nad konkursem nieco. Jeśli nawet nic nie powstało, to możecie wiedzieć, że w głowie się kotłuje.
Miałem wpisane wcześniej. Szczecin wita Ajron.
Dzień dobry. Dzięki za audycję, dobrze się słuchało i cieszę się, że wreszcie trafiłem do szanownego grona przywołanych przez te niezwykłe hałasy na strychu.
U mnie zależałoby od lokalizacji. Ostatnio nawet myślałem o graniu oraz karierze piłkarskiej.
Powodzenia i pozdrowienia ;)
Powodzenia Krokusie. Być może na wiosnę będziesz miał większą siłę przebicia, nawiązując do komentarza Realuca.
Kuszący konkurs.
Jakby było koło Szczecina, zamiast koło 12 stycznia, to bym nawet poszedł do dwóch lokali jednocześnie.
Cześć Finklo, może spróbuję i zacznę po napisaniu wiersza tworzyć wersje pisane prozą. Już jakiś świat powstaje przy tej krótkiej formie i bohaterowie ożywają (choć niektórzy próbują się pochować).
Proszę bardzo i życzę powodzenia. A o liceum nic więcej nie powiem, bo może zechcę napisać opowiadanie? :)
Cześć Bardzie. Każdy wiersz może prosić się o napisanie czegoś dłuższego. Jednak czy nie jest też wartością, to co przyjdzie do głowy osobie czytającej? Może właśnie to jest ważne w różnych wierszach, żeby coś w człowieku uruchomić. Jeżeli więc coś widzisz, znaczy, że działa.
AP
Dzięki za komentarz. Z jednej strony pasożytnictwo, z drugiej strony czasem jest to jak wydziobywanie gorszych pasożytów z sierści przez małe ptaszki. Dziubią sobie i dziubią, a nawet to bywa przyjemne. Chyba, że Zeus Admin Fantaolimpu ustrzeli z pioruna ptaszki zostawiając wypalony z trawy krater.