Profil użytkownika


komentarze: 59, w dziale opowiadań: 48, opowiadania: 34

Ostatnie sto komentarzy

Wiesz, gdyby każdy bohater unikał kłopotów, miałbyś albo opowiadania kończące się po pięciu zdaniach, albo bohaterów, których trzeba siłą przymuszać, aby coś zrobili – pasywnych. Celowanie z broni w spokojnej rozmowie nie miałoby sensu, tutaj? Ja go widzę.

ej, ja nie mówię, że mieszanie się w konflikt jest złe

Dlatego, że pierwszą myślą przy włamaniu nie musi być wjechanie ciężarówką w sklep (choć i to się zdarza), tylko cicha kradzież. Uciekasz się już tutaj do argumentu typu “lepiej by było, gdyby było inaczej”, który jest tak ogólny, że trudno się konkretnie przed nim obronić. I znów wracasz do schwytania. Nie, dla mnie schwytanie to nie top budowania napięcia czy przygody i według mnie nie byłoby ciekawsze

łapanie bohaterów nie musi być top. Na pewno są inne sposoby. Wiesz, dla mnie bohater przebijający się przez wrogów, łapiący co ma złapać i uciekający bez większego szwanku też nie jest top. No ale tutaj gdybam nad tym, co byłoby ciekawsze, bo co innego mogę zrobić? Niezbyt lubię mówić coś w stylu “jak ja bym to zrobił” dlatego podaję losowe przykłady. Ogólnie każdy przykład typu “według mnie” jest zbyt ogólny i trudno cokolwiek powiedzieć.

Schwytany po raz kolejny. Nie, nie zmieniłoby zakończenia, bo tak czy inaczej, musieliby wykraść mapę i iść dalej. Wydostanie się z niewoli to nie główna oś tego opowiadania.

to jest ciągle ten sam przykład – schwytany/schwytana można zamienić na jakikolwiek inny problem.

O złapaniu już nie będę się powtarzał. Czy Sall by wbiegł tam po kostkę, czy aby uratować Mayę, której wiadomo, że się nic nie stanie, koniec byłby taki sam. Mylisz zasady konwencji i całości tekstu. To nie dark fantasy, co można szybko i łatwo poznać. Naprawdę spodziewałbyś się tutaj zabicia niewidomej dziewczyny, od której zależy powodzenie całej misji? Przecież to wiadomo, że nie może tak po prostu umrzeć w 1/3 drogi.

Nie, kibicowanie postaci nie zależy od leczenia. Inaczej bohaterowie po paru odcinkach serialu albo cyklu opowiadań przypominaliby okaleczonych żebraków.

Zanais. Nie chodzi mi o zabijanie kogokolwiek. To nie jest dark fantasy, gdzie takie zabiegi mogą zaistnieć.

Co do leczenia, to nie jest odcinkowy serial albo cykl opowiadań. I nie chodzi mi strikte o to, że się leczy. Ech… nie ważne. Tutaj się nie zrozumieliśmy.

 

Po czym kończymy opowiadanie, bo właśnie wyczerpał się limit. Nie twierdzę, że Twój pomysł nie ma sensu (pomijając szczegóły, o czym za chwilę), ale kiedy planujesz tekst, wybierasz styl i wybierasz sceny do pokazania. Ja piszę tutaj prawie bez tella, głównie show, a to wydłuża. Po drugie jest tu motyw dalekiej podróży. A po trzecie, przyglądając się Twojemu pomysłowi, Mayę już dawno by zabito albo przynajmniej związano, oczywiście też twierdzisz, że Maya po omacku znajduje cel włamu – czyli uważasz, że daliby ją gdzieś blisko kolekcji, nie zwrócili uwagi na chodzącą dziewczynę-włamywaczkę, a ona znalazłaby kostkę, po czym podpaliła dom ze sobą w środku, bo walka nie jest wystarczającym chaosem ;) Zarzucasz mi, że nie planuję scen, ale moje przynajmniej nie obrażają mojego poczucia logiki ;) Wolę krzak róży z humorem niż coś takiego. Ach, no i oczywiście, skoro podpaliliśmy dom, to ciekawe ile osób spłonie… A może pali się tylko obok kominka, w takim razie skąd ci na dole mają o tym wiedzieć? Bo przecież nie ma nikogo z Maya, inaczej ktoś mógłby powstrzymać ją przed wznieceniem pożaru i kradzieżą.

Tutaj można się rozwodzić, jaka byłaby długość takiej akcji, jak by to rozpisać na krótko ale dobrze, gdzie np. coś przyciąć i te sprawy, więc sobie daruję. Co do mojego pomysłu, weź pod uwagę, że to hipotetyczny, zupełnie losowy przykład i doczepianie się do niego to jak bicie niepełnosprawnego, któremu ktoś podstawił nogę. Nie miałem zamiaru obrazić nią czyjegokolwiek poczucia logiki. Chociaż jak kruche musi być czyjeś poczucie logiki by zostać obrażone randomowym przykładem z przysłowiowej d… . Ten przykład można by rozbudować w dowolny sposób, albo dać inny, ale gdzie w tym sens? 

Skoro gość jest nietykalny – dostaje w łeb w pierwszym starciu, zraniona noga, zranienie podczas lądowania, strzaskane kolano i prawie śmierć podczas finału, co wymusza zniszczenia pistoletu, który chciał zdobyć, brak leczenia. To więcej problemów niż wielu bohaterów napotyka w swoich heroikach.

Nie będę się kłócił. Ale zdziwiłbyś się, ile bohaterowie spotykają niedogodności w innych historiach. Uznajmy że nietykalność to przenośnia określająca gościa w mocnej zbroi, który potrafi się leczyć, podczas gdy jego przeciwnicy nie znają tej tajemnej sztuki (albo cokolwiek) i skończmy temat.

Nie czytałem Wiedźmina, choć próbowałem i nie zamierzam, więc trudno mi się odnieść. Porównujesz inną konwencję do innej, jedno opko do drugiego, a ja widzę, że brak Ci po prostu śmierci jakiejś postaci pozytywnej. Masz problem z happy endem. Heroik nie wymaga szarości Wiedźmina, bo to nie dark fantasy. 

Uparłeś się tego dark fantasy jak nie wiem. Twoje opowiadanie nie jest w tym stylu i to widać. Już w komentarzu pisałem, że nie chodzi mi o śmierć żadnej postaci. Nie tu tkwi problem.

 

Ale jaki pistolet, w tym cała sprawa. I tak, ucierpieli głównie źli, natomiast brak osiągnięcia celu to również porażka. Niestety, nie postrzegam tego, jak Ty.

I też dobrze.

Złapanie po raz n-ty…

tak xd no co ja ci będę mydlił oczy, Zanais, bazuję na jednym przykładzie bo nie chce mi się wymyślać. W takim razie dajmy na to odstrzelenie nóg, wyłupienie oka, polanie słoną magiczną wodą co spowoduje natychmiastową korozję zbroi. Albo jeszcze lepiej kwas. Albo rzucenie przez maga zaklęcia nieważkości, albo pojawienie się głowy smoka wystającej z łokcia kusznika. Nie wiem. Pasuje? To twój świat, nigdy nie chciałem narzucać czegoś w stylu “mogłeś to napisać tak” tylko wyłożyłem, że obecnie dla mnie jako czytelnika jest trochę nuda, a “złapanie” nie tyczyło się tylko i wyłącznie faktu by ich złapać. Mój komentarz nie oznacza, że jest jakoś mega źle, czy coś. Jest ok, masz dobry styl i piszesz lekko, przez fragmenty można płynąć, już po tym widzę, że prawdopodobnie znajdę u ciebie jakiś tekst, który mega mi się spodoba i nie będę narzekał. Ale podczas narzekania nie będę wymyślać przykładów na każdą scenę, którą uważam za słabszą. Dlatego-jest-jeden-i-ten-sam.

Nie, nie czytałem Pawełka i Sall nie jest nieśmiertelny, ani nie do zranienia

Wyobraź sobie, że wiem, że nie jest nie do zranienia. Chodzi mi raczej o to, że jego obrażenia nie mają żadnego znaczenia poza chwilą, gdy jest zraniony, bo lada chwila się wyleczy. Prócz końcówki, tam trzeba było go pocisnąć, tak mówię, bo zaraz mi to wytkniesz. Mało jest też bohaterów nieśmiertelnych lub nie do zranienia z oczywistych powodów. Mniejsza o to, wygląda na to, że walczysz o rację, więc ci ją przyznaję.

Nie wiedziałem, że teraz zostałeś ekspertem od statków obcych :) Moje ogniwa to pralka. Spoko.

Nigdzie nie robię z siebie eksperta od czegokolwiek. Tak samo jak ty nim nie jesteś. Ściągnij czasami subiektywne okulary, bo do każdego tekstu można się doczepić. Twój na pewno nie jest idealny, moje też nie są. Moglibyśmy tak gadać i przerzucać się opiniami całą noc, ale z opiniami jak z dupą. Każdy ma własną.

 

Twój odbiór to Twój odbiór. Szanuję i nie mam nic do tego

Odbijam! Masz swoje zdanie na temat swojego tekstu, a ja mam nieco odmienne. Mój pierwszy komentarz był raczej rzeką chaotycznych przemyśleń, bo jak wspomniałem słaby jestem w komentowaniu. A już w tego typu enefowych przepychankach na pewno, pewnie się gdzieś pogubiłem. I nie ma powodu by pisać do mnie z dużej. To czat, nie listy oficjalne.

 

Po Twoim niezwykle długim i wnikliwym komentarzu (nie wiem, dlaczego akurat ja zostałem zaszczycony tak długim wywodem) wnoszę, że właśnie wiesz, jak tych wad uniknąć we własnym tekście. To jak z błędami – rozumiesz je, znasz, więc ich nie robisz.

Ale nie ma sprawy, już mnie odwiedzali tacy, co krytykowali, a nic swojego nie dawali ;)

A to dobre pytanie! Dlaczego ty? Bo lubię kobyłki na ponad 50k znaków i siedzę z nimi i czytam je i bardzo lubię dłuższe teksty. Dlatego spędzam z nimi więcej czasu i staram się wczuć w świat, poznać bohaterów, po prostu spędzić dobrze czas. I mam pewne oczekiwania, więc jeśli się zawiodę to czasami trzasnę dłuższy komentarz. Z krótszymi to tak przeczytam, przemyślę krótko i zapomnę, a dłuższe zostają mi w pamięci i żrą, że nie powiedziałem autorowi/autorce tego, co chciałem. Aktualnie nie ma wielu z drogi długiej, a jeden betowałem i autorka dobrze zna moją opinię, więc tylko ty zostałeś.

Po Twoim niezwykle długim i wnikliwym komentarzu → pierwszym czy drugim? Twoja odpowiedź na mój pierwszy kom to też był dłuuugi kom.

wiesz, jak tych wad uniknąć we własnym tekście. To jak z błędami – rozumiesz je, znasz, więc ich nie robisz.

→ znów rzut na perswazję? Nie, Zanais, nie wciągniesz mnie w zabawę, którą pół enefów chciało wciągnąć osvalda, czyli “to może sam pokażesz swoją twórczość, skoroś taki mądry”. Ten cios nie trafi i jest po prostu słaby. Gdy widzę, że obraz artysty ma jedno oko delikatnie krzywe to nie znaczy, że namalowałbym lepiej. Do tego bym to porównał. Poza tym pokaż mi kogoś, kto nie popełnia błędów. Nikogo za ich popełnianie nie potępiam, a tych, co mnie krytykują nie wzywam do pokazania swoich wielkich umiejętności. Nawet twój tekst uważam za dobry mimo wad, a to, że się był czasami nudny i nie przekonał mnie do siebie to inna kwestia.

Przed konkursem czytałem sobie sporo heroików. Nie przypominam sobie żadnego, gdzie bohater umiera na końcu, ale wiem, że są.

Oczep się od tego ogona. Nie chcę nikogo zabijać! Gdzie ja wspomniałem, że należy kogoś zabić w twoim tekście? Nie wiem, ale na pewno przeczytam jeszcze raz swoje komentarze, żeby odnaleźć, jeśli to palnąłem.

 

I to też nie tak, że lubię tylko dark fantasy. Lubię trochę bardziej, niż resztę. Bardzo lubię epic, heroic i wiele innych. Czytam sci-fi, czytam fantasy kryminalne, czytam fantasy złodziejskie i w przeważającej części – tu się zdziwisz – bohaterowie nie umierają.

 

I w sumie na tym moglibyśmy zakończyć, bo ja nie mam ochoty na dalsze przepychanki, które nic nie wniosą. Zdecydowanie wolę je czytać, jest w nich więcej konfliktu i napięcia niż w powyższym opowiadaniu :) (to ostatnie to chamski żarcik, nie zrozum go jako atak na twoją twórczość)

 

Pozdrawiam i życzę ci samych sukcesów, Zanais, ja się zmywam i czekam na kolejne opka konkursowe, by móc pokomentować i pobawić się w eksperta. A mój tekst mam coraz mniejszą ochotę wrzucać :) o ile go skończę.

 

Motywacja jest – a że nie wyjaśniona od samego początku w całości. Cóż, nie wykładam od razu kawy na ławę i tyle. Tak, Sall ratuje świat, bo początkowo chce pukawkę, potem chce uratować świat i mieć pukawkę, później tylko uratować świat. A czemu chce pukawkę? Bo chce ją studiować. A czemu chce ją studiować? Bo zobaczył, co ona potrafi. A jak ma się jej moc do chęci zdobycia? Ano właśnie, ktoś, kto nie może zdjąć zbroi i dziewczyna z cienia łączą się z mocą pistoletu.

No tak, ale tekst nie wyjaśnia nam, czy dziewczyna z cienia jakkolwiek może się łączyć z mocą z pistoletu. Może to być część technologii tego świata, coś na wzór broni i tyle, bez głębszego dna. Okazuje się inaczej, ale dość późno. Zaznaczenie tego wcześniej wymusiłoby pewne zmiany, ale może motywacja Salla byłaby konkretniejsza.

 

Bo właśnie przez nich musiał walczyć, wyleciał przez sklep, wylądował w opadkach, trochę się poharatał, chciałby wiedzieć, co się tu dzieje i przede wszystkim – jak ślimakoid i dziewczyna są związani z Kulawym i co wiedzą o pistolecie. Czy nacisnąłby spust? Nie. Grożenie komuś nie znaczy, że zamierzasz komuś zrobić krzywdę.

Sall sam się wciągnął w konflikt, który przy charakterze bohatera był nieunikniony. Na upartego można powiedzieć, że musiał walczyć przez napastników. Ale celowanie w bronią w osoby, które dopiero co się uratowało nie jest raczej/nie powinno być pierwszą rzeczą, jaką się robi. Skoro ich uratował, to na spokojnie mógłby zapytać, zamiast grozić – nawet jeśli groźby nie spełni. W końcu są mu coś winni. No ale ilu ludzi tyle reakcji. Moim zdaniem to dość dziwna reakcja, biorąc pod uwagę, że stanął w ich obronie. Finalnie kwestia sporna.

Mam wrażenie, że ominąłeś co drugie zdanie w tekście, albo ja piszę wyjątkowo niejasno, ale spoko, już wyjaśniam ;) Po kolei: wysyła jeden ślimakoid ślepą dziewczynę na włam, bo sam do tego się kompletnie nie nadaje, a plan, że Sall jest jej oczami, ma przynajmniej jakieś szanse powodzenia. Więc nie wysyła jej samej, prawda? Co do więzi, Twój odbiór to Twój odbiór, nic mi do tego.

Piszesz jasno, ale nie wyjaśniasz. To nie odpowiada na moje pytanie “Dlaczego ślepa dziewczyna ma iść na włam”. Sall bez niej poradziłby sobie równie dobrze, w końcu ma oczy (oczywiście mam na myśli, że przebiły się do celu, a nie skradał). Z tego, co zrozumiałem, ona miała się wkraść, a Sall miał jej ogarniać drogę tubami transmisyjnymi. Tutaj też było pole do manewru, gdyby prawie-prawie im się udało i zostałaby schwytana. Wtedy przebijanie się Salla przez wrogów byłoby ciekawsze.

Miał strażników, miał maga. Czy gdyby na dachu umieszczono wieżyczki obronne, które Sall zestrzeliłby pistoletem, byłaby to drastyczna zmiana? Alarm? Rozbicie muru chyba wystarczająco zaalarmowało strażników na zewnątrz. Czy gdyby laser trafił i wypalił dziurę w ręce Salla zmieniłoby to zakończenie włamu? Aha, i bełty mają pełne prawo odbić się od zbroi.

Miał strażników i maga, przez których Sall się przebił. Nie mówię, żeby umieszczać alarmy i pułapki na każdym możliwym kroku. A gdyby laser wypalił dziurę w ręce Salla i przez to zostałby ranny i schwytany to tak, zmieniłoby to zakończenie.

Nie miał problemu ze skokiem z powodu nogi, bo wyleczył ją w Lagunie… A o jakie konkretnie zagrożenie Ci chodzi? Bo…

O takie, że cokolwiek mu będzie, wydaje się, że Sall z łatwością sobie z tym poradzi. Dlatego wspomniałem, że np. akcja mogłaby się trochę zamieszać i May by została złapana. To jest ewidentne zagrożenie dla ich misji. Sall musiałby ją odbijać i istniałoby ryzyko, że stanie się jej krzywda, przez którą nie mogłaby kontynuować misji ratowania świata. Zagrożenie powinno polegać właśnie na tym – zagrożeniu ich misji. ps. wiem że wyleczył nogę i właśnie o to chodzi – Sall się zawsze wykaraska, przez co nie czuć, że coś może mu się złego stać, a takiej postaci trudno kibicować.

Z pewnością “dziewczynka” uratowałaby Salla, gdy jest niewidoma. Przed chwilą zarzucałeś, że Hubold wysłał ją na włam (z Sallem), a teraz sam ją wysyłasz na włam bez pomocy. Trochę konsekwencji w narzekaniu ;) Ciekawe, co rozumiesz przez spryt Mayi i głupią odwagę Salla. Natomiast argument przeciw bronie walącej piorunami jest również argumentem przeciw magicznym np. mieczom, bo gdyby nie magiczny miecz bohater nie pokonałby demona itp. itd. A zbroi nie wspomnę, bo facet, który nie może wyjść ze zbroi, jest z nią fabularnie związany, a więc udawanie, że jej nie ma, nie służy niczemu.

“albo odwrotnie” jak napisałem. Jestem, a przynajmniej próbuję być konsekwentny w narzekaniu, choć często tracę na to ochotę :p. odwrotnie – May złapana, Sall musi ją ratować. Co rozumiem przez spryt i głupią odwagę? A to, że May mogłaby się sprytem wykazać, a Sall jest głupio odważny, skoro nie potrafi się bić, jak sam mówi, a idzie się bić. Hipotetyczna sytuacja, gdyby szli z planem, a May zostałaby złapana. Sall się wbija, robi zamieszanie i walczy ile może, heroicznie próbując odbić dziewczynkę. Tymczasem gdy oni są nim zajęci, May po omacku (bo jest ślepa) znajduje cel włamu, w kominku pali się ogień i uznaje, że pożar to fajny pomysł. Rozpoczyna się chaos, w którym walka zbiega na drugi plan, bo trza ratować kolekcję właściciela, niemal pokonany Sall to wykorzystuje, łapie ją pod pachę i wio za okno. Ona sprytnie rozproszyła wrogów, a on heroicznie ją uratował.

Żebyśmy się teraz źle nie zrozumieli. Mieszasz gatunki, więc broń waląca piorunami jest okej, tu i tak jest scena walki. Chodziło mi raczej o odczucie, że Sall wydaje się rozwiązywać wszystko dzięki gadżetom. Zbroja jest bardzo, bardzo ciekawym elementem. Robi z niego taran, który rozwala ściany i tak dalej, czyniąc go nietykalnym. A skoro on jest nietykalny, to zagrożenie jest małe, dlatego tak często wspominałem w moim komentarzu, żeby podbić stawkę i zamiast rzucenia wszelkich sił na Salla, wciągnąć do akcji May i to ją wpakować w kłopoty. Skoro gość jest niemalże nietykalny, niech się pomartwi o innych.

Kiedy czytam książkę, gdzie na zbudowanie postaci autor ma kilkaset stron, po czym tej postaci grozi śmierć – odczuwam napięcie. Kiedy czytam opowiadanie, szczególnie w heroik fantasy, tego rodzaju napięcia nie odczuwam. Nie wiem, czy czytałeś, ale naprawdę podczas któregokolwiek z opowiadań o Gotreku i Feliksie, Eryku z Melnibone, Kane, Dilvishu, Shev i Javre, czułeś strach, że bohater zginie? Jeśli tak, to zazdroszczę, ja nie.

Gdyby chodziło tylko o strach, czy bohater zginie, przyznałbym ci rację. Nie wiem czy czytałeś, ale wezmę dość popularny i gadany przez tłumy przykład. Uwaga, sięgam do Sapkowskiego xD. Czytając “Mniejsze Zło” po prostu wiem, że Geralt nie umrze. Bo się nie da, bo to zabijaka, bo to wiedźmin. Ale przejmuję się nim, przejmuję się Renfri i pluję na głupiego maga. I gdy Geralt koniec końców zabija Renfri, jestem zwyczajnie smutny. To mam ma myśli pisząc “Konsekwencje”. A tak to bohater nie ma żadnych większych konsekwencji. Włam? Udało się, lecim dalej. Atakują nasz statek? Jep, źli pokonany, nasz statek spada? Nie szkodzi, damy radę. Nikomu nic nie jest. Finalna decyzja? Zniszczony pistolet. Ktoś ucierpiał? Tylko źli, w drogę czas. 

Zapomniałeś o głównym – podróży w góry

Nie, nie zapomniałem. Po prostu mój mózg skupił się na innych aspektach tej sceny i zapomniał dodać zdania :(

Nie piszę świata na potrzeby bohaterów. Staram się, aby u mnie świat żył. Można to lubić albo nie.

Szanuję podejście, jest jak najbardziej poprawne, ale świat nie byłby mniejszy bez szczuraków, którzy niewiele wnoszą do samej historii. Prócz podróży w góry, oczywiście.

Możliwe, tylko pod jakim kątem ciekawsi? A gdyby to był przypadkowy statek piracki?

Gdyby to był przypadkowy statek piracki to bym się uśmiał :) No nie ważne.

Czyli gdy maczuga leci wprost w głowę Salla też się nie martwisz, bo wiesz, że sobie poradzi. W takim razie, kiedy się martwisz? Czy jakby Sall stracił rękę, byś się martwił, czy uznał, że sobie poradzi, bo ma drugą? ;) Wybacz, ale to martwienie się o bohaterów mnie śmieszy. Może za dużo poczytałem Abercrombiego, gdzie nie martwiłem się o bohaterów, a jednak nie potrafiłem się oderwać od lektury. Kwestia gustu, jak sądzę.

Odpowiadając na pierwsze pytanie. Zmartwiłbym się, gdyby go złapali, zabrali gadżety i unieruchomili, po czym chcieli zrobić z niego grilowaną zbroję. Gdyby stracił rękę, to bym się nie martwił. Pewnikiem ma gadżet, który mu ją odrośnie. W sumie to byłoby fajne. Ucina mu się rękę, statek zmienia go w robota, ręka mu odrasta gdy się odmienia. Gites xD – oczywiście w żartach.

Też naczytałem się Abercrombiego. W książkach pomiędzy trylogiami raczej się o bohaterów nie martwiłem, ale w samych trylogiach zawsze towarzyszyła mi ta presja i niepewność, co się z nimi stanie. W krótkich formach czasami mam podobne doświadczenia. Np. nie wiem czy czytałeś “Cena Milczenia” autorstwa Pawełka. Tam bohater staje się praktycznie nieśmiertelny, można powiedzieć, że jego skóra stała się zbroją nie do przebicia. I ratuje go ona przed zagrożeniem fizycznym, tak jak zbroja ratuje Salla, ale w przeciwieństwie do niego on wpada w kłopoty innego rodzaju, gdzie musi częściej ruszyć głową (nie mylić z żartem o przyłożeniu z bańki) żeby wyjść z opresji albo podjąć konkretną decyzję. I często właśnie zagrożenie nie dotyka bezpośrednio jego, a osoby mu towarzyszące. Taką decyzję, żeby ratować May podjął Sall pod koniec, gdy zniszczył pistolet, ale ona nie wybrzmiewa, bo spluwa nie jest jedynym rozwiązaniem problemu Salla i w przyszłości możliwe, że znajdzie co innego. 

 

Następny razem postaram się dać bohaterom jakaś silniejszą broń – karabin albo pistolet z piorunami… oh, wait. Wtedy nie będzie napięcia

Ależ będzie! Jeśli postać nie ogarnie odrzutu kałacha to przestrzeli żyrandol nad głową, on spadnie i ją zabije. XD. Ale serio. Zniszczyć statek mieczem (czy tam ogniwa i tak dalej)? Weź miecz, łom, czy cokolwiek i spróbuj zniszczyć np. pralkę. Trochę będzie zabawy, a co dopiero przy statku kosmitów. Powodzenia.

Bohater ciekawy, bo ma zbroję? o.0

Akurat bohater trochę się tam zmienia, ale co tam. Natomiast, że ratuje świat to wada? Drugie o.0

Zanaisie, nie wiem czy robisz sobie ze mnie żarty czy tak jakoś wyszło. Tak, bohater, który nie może zdjąć zbroi, która czyni go op może być ciekawy. Myśłałem, że o tym wspominałem. Znam kilka przypadków (a przynajmniej dwa). Twój jest z początku. Wjeżdża na gravikoniu, udaje kozaka, bije się gadżetami i… i tak przez cały czas. Brakło tutaj delikatnego urozmaicenia. Nie mówię o jakichś fajerwerkach, ale, no nie wiem. Może uwypuklenia wad? Bo na ten moment zalety posiadania zbroi o wiele przebijają wady. Jestem niezniszczalny – jestem głośny. Mogę rozbijać mur – jestem głośny. Pominę żarty o tym gdzie się wypróżnia xD. Ratowania świata nie uważam za wadę.

Za wadę uważam.

Późne wprowadzenie motywacji bohatera.

Brak trudniejszych wyzwań na drodze bohatera i konsekwencji wydarzeń/starć

Słabe napięcie z powodu niezniszczalnego bohatera, który ciągle wychodzi z opresji i nudę, jaką to powoduje.

Brak

 

Poza wpadnięciem w krzak róży nie widzę w jej historii wiele humoru, ale co odbiór to odbiór

Bo później zrobiło się smutnawo – rozmowa, backstory Salla itp. finał. Ale od początku jest krzykliwa, zgłasza się, śmieje że nigdy się nie włamywała, piszczy że ją róża ukuła, gdy mają być cicho itp. Przy okazji nie mówię, że ten humor jest zły. Git, git.

Nie krępuj się

Przepraszam, już się skrępowałem ;-;

 

Miło, że wpadłeś i napisałeś długi komentarz. Czekam teraz na Twojego heroika i mam nadzieję, że poczuje to osławione napięcie, inaczej będę rozczarowany ;)

Drogi Zanaisie, umiejętność (choć możliwe że marna w moim wykonaniu) wskazania czegoś – cokolwiek – w opowiadaniu innym niż mojego autorstwa nie równia się sztuce ukazania tego we własnym opowiadaniu. Nie wiem też, czy wyślę coś na ten konkurs, ale postaram się. A jak nie zdążę to i tak pewnie wrzucę jakiś tekst, więc czuj się zaproszony ;)

Mimo że rzuciłeś teraz potężne 20 na perswazje i prowokację, ja wyrzuciłem więcej na “możliwe, że nie będzie mi się chciało” xD

Zwykle nie czytam romansów, ale czytam sobie teksty konkursowe, to czasami trzeba. I nie mam tutaj wiele do powiedzenia poza tym, że mocno zgadzam się z komentarzem None. Może przy drodze długiej wyszłoby to lepiej, ale w tym momencie to tylko gdybanie. Z drugiej strony jak na pierwszy tekst bardzo przyzwoicie. Czytałem też raczej szybko, na jednym tchu, ziewając przy ckliwych rozmowach bohaterek (tak już mam xd).

Całkiem nieźle :)

Proste w swym założeniu i w jakiś sposób działa. Bohater, przeciwnik, panienka do ratowania. Ma swoje zalety i wady, o których mówili poprzednicy i nie bardzo wiem, co napisać, żeby nie powtarzać. Hm… mimo wszystko jakoś mi się podobało, prosta historia i działa.

Ale mapka słaba 3/10.

Przybyłem, zobaczyłem, jeszcze nie oceniłem, ale biorę się do roboty.

I, Ośmiornico, zapnij pasy, bo takiej zbrodni na fantastyce nie dopuścili się nawet ałtoszy na wattpadzie!

Zacznę od początkowej łapanki.

Spłoszone ptaki poderwały się do lotu” → a do czego innego mają się podrywać?

“– Po ostatniej wojnie zbójów się przysporzyło jako grzybów po deszczu – powiedział”. → jak*

I tak dalej, i tak dalej. Niemal w każdym zdaniu jest błąd, grafomanią przebijasz zeszłoroczny konkurs, którego była tematem. Magia cieni? Sztampa, do tego totalnie nie przemyślana, pełna dziur logicznych.

Oczywiście trzeba było zacząć walką, bo dzisiejsi autorzy nie potrafią inaczej zaciekawić czytelnika. A ucieczka bohaterki iście brawurowa, wzbudziła we mnie tyle emocji, co kupienie nowej ładowarki do laptopa. No i oczywiście po spadku udawanego napięcia wywołanego przez walkę mamy przydługie opisy i ekspozycję, aż docieramy do przywódcy garnizonu, bo strażniczka nie może rozmawiać z kimś mniej ważnym.

Dalsza część to schemat na schemacie, garnizon, jego szef i tajemniczy mężczyzna. Tylko romansu brakuje! Aż żałuję, że jako beta przyczyniłem się do tej zbrodni na fantastyce! Musiałem być w stanie mocnej nietrzeźwości.

Nie mówiąc o tym, że… no dobra, dość tego! Próbowałem!

Oczywiście powyższy komentarz to żarcik :).

Opowiadanie zgrabne, składne, ładnie napisane (chociaż narzekam na sposób mówienia wieśniaków). Mroczniejsze klimaty to to, co Zigi lubi najbardziej, a zakończenie jest mocne. System magii zrozumiały, przemiana bohaterki na ogromny plus, finalna akcja gites. Fajna mapka! Przyłączam się do kółeczka pochwalnego i tańczę :).

Gdzieś tam w zakończeniu mignęły mi zbędne lub nadprogramowe przecinki jak “Przytrzymujący ją, czarny sznur ciągnął się w stronę podchodzącego człowieka” tutaj. Gdzieś mignęło powtórzenie “strażniczka” ale nie przeszkadzało w odbiorze (teraz nie mogę znaleźć).

Bardzo dobre opko :)

Hej, Zanais! w poniższym komentarzu oczekuj chaosu, bo nie jestem w nich dobry.

Na początku powiem, że czytało się w miarę lekko, ale chyba mam za dużo ale. Mimo barwnego świata, miałem dziwne odczucie, że mieszasz gatunki. Zaczynasz fantastyką, szturchasz science, latasz na statkach wyciągniętych ze steampunku, i dolatujesz do statku obcych. Nie wiem, czy to zamierzony efekt, ale koniec końców, mimo że z początku się podobał i był fascynujący, tak z czasem przestał i powodował u mnie więcej pytań niż powinien.

Ale, ale, zacznę od początku. Mapka średnia, naciągane 4/10 :)

Sam początek okej, sklep, strzelanina, bitka, to lubię i ogólnie ze względu na początek nie porzuciłem czytania. Jest to też chyba najlepszy fragment całego tekstu, ale trochę w tym początku brakuje. Na przykład motywacja bohatera? Jaka jest? Gość w zbroi, który lubi bajery chce pistolet? Podobno był naukowcem i tak dalej, nie może sobie takiego w wolnym czasie zrobić? Ale myślę, oki doki, mogę to przyjąć, może to jakiś unikat – problem w tym, że przez kupę tekstu nie mamy tej prawdziwej motywacji i on wychodzi na gościa, który ratuje świat bo chce pukawkę. Trochę absurdalne i… mało wiarygodne? A to powinno być ważne, bo będziemy z tą myślą dość długo, gdyż karty odkrywasz bardzo późno.

Sall bierze ślimakoida i dziewczynę na muszkę, choć sekundę temu uratował im tyłki? Czemu? Nie wiadomo, tak miało być. Trochę to naiwne, ale dalszy festiwal naiwności jest kawałek dalej. Otóż, nie mam pojęcia, co mają we łbach śmikoidy, ale na pewno nie mózgi, skoro wysyłają na niebezpieczny włam ślepą dziewczynę. Heh, nie, nie kupuję tego, totalnie, została tam wrzucona bez konkretnego powodu, żeby po prostu spędziła czas z bohaterem (a przy tym nie wyczułem, żeby nawiązali jakąś więź). Podniosła rękę, zgłosiła się i jedynym głosem sprzeciwu było “Ja mam na sobie zgrzytającą zbroję płytową, a ona jest ślepa. Ślepa, do diabła! Najgorsza para włamywaczy na świecie.” na co odpowiedzią było “E tam, marudzisz, Zigi, to ma sens”.

Otóż “no nie bardzo, chyba że chodzi tylko o humor”. Miałoby, gdyby jej umiejętności były jakoś niezbędne, albo przynajmniej potrzebne. Tak tylko zaszczyca nas obecnością i humorem.

Myślę, że koniec końców nawet ty, Zanaisie, to zauważyłeś, bo wywalileś ślepą przez mur i pozwoliłeś się zająć sprawą naszemu metalowemu taranowi, który wpadł do posiadłości i z niej wypadł jak gdyby nigdy nic. Nie wierzę, że dom kolekcjonera nie miał silniejszej straży, solidnych zabezpieczeń, alarmów czy chociażby pułapek (a nawet jak nie mieli, to nie posłali za nim przynajmniej pościgu?). Mocne bronie, jak lasery chybiają, ale bełty trafiają i się odbijają. Jak zwykle szturmowcy nie przeszli szkolenia :/ Ogólnie cała akcja poszła za łatwo. Poza tym, że Sall został zmuszony do działania gwałtownego, nie stało się nic, co mogłoby mu zagrozić (jego obrażenia fizyczne, które wspomniałeś w poprzednich komentarzach można przyrównać do drzazgi w palcu, bo finalnie nie przekładają się na fabułę – np. nie miał problemu ze skokiem, bo bolała go noga tylko po prostu nie doleciał). A szkoda, bo fajne miejsce na pierwsze kłopoty. Sall mógłby wywołać zamieszanie i zostać złapany, a ta dziewczynka tymczasem wkradłaby się i gwizdnęła mapę – albo odwrotnie, bo skoro Sall jest nietykalny, to postaw stawkę na dziewczynę, która ma uratować świat – po czym oboje jakoś wykaraskaliby się z tarapatów dzięki np. sprytowi May i głupiej odwadze Salla, a nie armorowi i broni walącej piorunami. A tak mamy “Taranuj, Sall, taranuj, jakoś to będzie!”. Tutaj zgadzam się z komentarzem Światowider przy temacie “tak, i” oraz “tak, ale”. 

Wygląda to tak, jakbyś nie miał planu na ten fragment fabuły i chciał wcisnąć jakąś akcję. Problem w tym, że akcja powinna powodować w czytelniku emocje, chwilę niepewności, gdy bohater staje przed zagrożeniem i napięcia, gdy próbuje je pokonać. Tutaj tego absolutnie nie ma. Ani przez chwilę nie miałem wrażenia, że Sall może zostać schwytany albo mieć poważne kłopoty.

I to też jest mój główny zarzut – brak napięcia w opowiadaniu. Bohaterowie robią co muszą i dzieje się to bez żadnych konsekwencji.

Późniejsza scena statkiem ma chyba tylko dwa zadania – wprowadzić backstory bohatera i wyjaśnić w końcu motywację oraz rzucić nam kolejną dawką akcji. Wprowadzenie nowej rasy szczurowatych i ich mocy próbuje rozbudowywać świat, ale niepotrzebnie przedłuża opowiadanie. Ich rasa nie wnosi absolutnie nic, prócz tego, że są załogą statku (i humoru oczywiście) a całość mogłaby się bez nich obejść nic nie tracąc, albo zmieniając ich na np. ludzi albo ślimakoidy. Nawet jeśli limit jest duży, nadal warto skupiać się na rzeczach najważniejszych, a szczuraki to typowy rozpraszacz, który ma pozować na coś ciekawego. (i dla wielu może takie być, ale wolałbym rozbudowany inny fragment)

Co do samego starcia powietrznego już ciekawszym byłoby, gdyby byli to ludzie kolekcjonera, któremu chwilę temu nacisnęli na odcisk.

Zakończenie, cóż… było. Być może bardziej doceniłbym finalną akcję, gdybym choć trochę się martwił bohaterami. Sallem nie martwiłem się w ogóle, Mayą również, bo Sall stoi za nią murem i w razie czego staranuje zagrożenie. Poświęcenie pukawki jakoś nie uderza, bo przez większość tekstu myślałem, że on po prostu ją chce, bo lubi gadżety i zdążyłem przywyknąć do tej myśli. A zniszczenie statku obcych mieczem… humor do kwadratu i jak spojrzeć na to logicznie to pojawiają się kolejne pytania.

 

Ogólnie jestem zawiedziony opowiadaniem. Miało potencjał, wątek kolorów całkiem dobry (przypomina mi system z “Rozjemcy” Sandersona), bohater z początku ciekawi, bo nosi zbroje i ma gadżety, ale koniec końców nie wpada w żadne kłopoty, nie ma problemów, nie zmienia się (co nie musi być wadą) i ratuje z Mayą świat. Sama Maya też jakoś tak nie wybrzmiewa w tekście. Jest głównie elementem humorystycznym i kimś, komu bohater może opowiedzieć o sobie. O samym świecie i technologii nie będę się wypowiadał, bo bym się rozpisał na co najmniej dwa razy tyle xd.

Ot, przygoda, przy której nie bawiłem się dobrze i trochę mnie nużyła, ale nie było też źle.

Całość oceniam na Średniaka, przy którym można się dobrze bawić mocno mrużąc oczy ;).

Głoguś, możesz dodawać teksty afantastyczne, tylko najlepiej drabble, tam często jest totalne zero fantastyki, a i tak są lubiane. Wiersze – o miłości zwłaszcza – najwidoczniej nie cieszą się popularnością, jeśli nie jest to miłość krasnoludzicy do elfki :)

Powodzonka!

Fanthomas nie zamartwiaj się. Opko jest nawet ciekawe, czyta się przyjemnie, ale trochę mu brakuje. Co nie znaczy że jest źle, ale do heroic nie pasuje. Już lepiej zamiast usuwać opowiadanie to wyrzucić tag konkursowy, jeśli się da.

a z rzeczy, które są i są po nic to “fragmenty”. Tutaj praktycznie nikt ich nie czyta, bazujemy na opowiadaniach i krótszych formach. A nawet jeśli ktoś wrzuca fragmenty i daje nam “fragment 3” to znalezienie wcześniejszych dwóch jest toporne, bo jeśli prócz fragmentów autor ma na profilu opka, albo inne fragmenty, to loteria, czy nam się uda.

Z tego co udało mi się przeczytać, wszyscy piszą o jakichś ważnych rzeczach, podczas gdy strona sama w sobie wygląda… Staro! Tak staro, ponuro i pesymistycznie, że gdybyśmy zaprosili tu dinozaury, to z niecierpliwością czekałyby na asteroidę. Normalnie Lwia Skałą za panowania Skazy. Pierwszy lepszy blog wygląda lepiej i nic dziwnego, że ciągle się tutaj mówi o odpływie nowych czytelników, bo prócz dołującej kolorystyki, jeśli trafi się jakikolwiek niepozytywny komentarz, to dołuje jeszcze bardziej. Do tego porusza się tutaj jak we mgle, ale to inna sprawa.

Mogłoby być… no nie wiem. Bardziej POMARAŃCZOWO! To miły dla oka, optymistyczny i świeży kolor, a młodzi i nowi czytelnicy na pewno kojarzą go z dobrą literaturą. No bo szary? Serio? Obecne profile użytkowników też są wyciągnięte prosto z otchłani czasów i wyglądają jak kartoteki zbrodniarzy. Brakuje nam tutaj tylko listów gończych. Można wstawić do profilów odnośniki do postów, które zamieścili, do samych opowiadań dodać okładki, chociażby proste. No i zamiast kliku “przeczytane” po przeczytaniu, o którym się zapomina po pierwszych pięciu sekundach, można wstawić fajną gwiazdkę lub inne ciało niebieskie. 

A strona główna? Na Odyna! Ktoś w ogóle wchodzi na stronę główną okraszoną napisem “Start”, która bardziej przypomina nekrolog opowiadań? Bo ja nie. Dosłownie nic nie przykuwa oka, strona na pierwszy rzut oka przypomina wymarły cmentarz i dopiero po przejściu się po niej zauważamy jakiekolwiek oznaki życia. Ale zanim do tego dojdzie, połowa świeżaków się wystraszy zombie i zwieje gdzie pieprz rośnie.

Tyle ode mnie, dziękuję za uwagę. :)

Fajne opowiadanie, ale nie do końca wiem, co o nim myśleć. Z jednej strony fajna narracja, bohater szukający śmierci i jego giermek (myślałem, że to będzie główny wątek), z drugiej wydaje mi się, że nie ma fabuły. Są bohaterowie i tyle. Powstrzymam się od werdyktu, czy mi się podobało, czy nie, bo nie wiem xD. Ale czytało się przyjemnie i płynnie, więc git. No i też nie ma tego zakończenia, a po tym jak mówili o wojnie, bitwie i szukaniu śmierci oczekiwałem jakiejś akcji na ostatnich akapitach. Szkoda.

 

Jest też sporo powtórzeń. Np.

“Pod wieczór znaleźli karczmę, opuszczoną w pośpiechu. Pod stropem wciąż wisiały pęta kiełbas i sznury czosnku. Pod piecem wciąż spały kury, a beczki pełne były solonych ryb”. → To nie jedyne takie miejsce. Widziałem jeszcze ze słowami “tam”, “tamtego” i kilka innych. Podejrzewam, że to przez stylizowaną narrację, ale mi przeszkadzały.

“– Może spaliśmy zaczarowani przez sto lat? – Borgost podniósł się powoli z kolan. Wysmarkał się w palce i otarł je o mech. – Nie sposób powiedzieć”. → Nie sposób stwierdzić* brzmiałoby lepiej.

Msieik, na tym furom jest wleie tktsóew braeidzj dpocaranwych i pzerz to pyrzejmniejszych w obidrzozre. Twoje czyta się mniej więcej tak jak początek mojego komentarza – często trzeba skupiać się na tym, czy słowa i zdania mają sens, a nie fabuła i pomysł, przez co wyłącza się go po pierwszych akapitach. To tak jakbyś budował dom z cegieł i ustawiał je byle jak, przez co wychodzi krzywo i nie można się rozgiścić. Popraw, wrzuć na betaliste, pracuj nad tekstem, bo inaczej bambuko.

Misiek666, wpadłem z zamiarem przeczytania, ale… nieszczęsne przecinki. Cokolwiek by nie mówić o interpunkcji, jest totalnie potrzebna, chociażby po to, żeby taki czytelnik jak ja nie poszedł szukać sobie innego opka do czytania i został przy tym. A takich czytelników zapewne jest więcej, dlatego zepnij się, łapki na klawiaturę i przecinkuj. Albo dodaj do bety, na pewno znajdzie się ktoś, kto ci w tym pomoże i będzie lepiej.

Tutaj kilka przykładów z samego początku:

 

– Dziękuję – powiedziałem(,) upijając łyk

– Chodzą słuchy(,) że jutro ma być ostatnia bitwa o ziemię świętą, a potem wracamy do domu – powiedział Arthur(.)

– Wiesz(,) że przegrasz? – spytałem(,) uśmiechając się do kompana(,) na co ten zaśmiał się serdecznie.

– Jestem równie dobry co ty(,) jak nie lepszy – odparł. → tutaj nie jestem pewny, czy przed “co ty” też nie powinno go być.

 

Brak przecinków w dialogach boli chyba najbardziej, oczy mnie pieką od samego patrzenia. Każdemu może się zdarzyć, jasne, ale gdy to się powtarza, to osobiście zaczynam czuć delikatną irytację, że patrzę na niedopracowany produkt i dlaczego mam poświęcań na niego swój czas, gdy autor nawet nie próbował ogarnąć przecinków. A jeśli przecinki są nie tam, gdzie trzeba lub w ogóle ich nie ma, to z automatu buduje mi się opinia, że dalej błędy będą się tylko mnożyć. Zwracaj na to uwagę i bardziej poprawiaj tekst.

 

Powodzenia w kolejnych opkach!

LabinnaH, ja również jak poprzednicy – Reg i Zanais – nie jestem do końca pewny twoich komentarzy. Jest w nich taki przerost formy nad treścią, że zwyczajnie nie zrozumiem bez specjalistycznego słownika. Dla PROSTEGO CZŁEKA jak JA jest to NIECZYTELNE!!

Ale ciekawe, temu nie zaprzeczę.

proszę o próbę skomentowania treści mojego opka → to będzie trudne. Komentowanie krótkich opek zawsze jest dla mnie trudne, a widząc twoje trudy, by udowodnić jego zalety poprzednim “komentatorom” i zaprzeczyć wadom tłumacząc to m.in. tym, że “ma bardzo specyficzne, skrócone możliwości rozwijania opisow bohaterów, narracji i na końcu puenty” nie jestem pewny, czy w takim razie mam cokolwiek do powiedzenia ;). Całość oceniam po prostu na słaby tekst (z powodów wymionych już przez innych użytkowników), ale subiektywna opinia pozostaje subiektywna. Wejdę w twoje inne opka za jakiś czas, może coś innego przypadnie mi do gustu.

Do następnego poczytania! ;)

Hejo! Wbiłem z zamiarem zostawienia komentarza po przeczytaniu, ale przyznać muszę – nie bezpodstawnie – że komentarze zawarte pod nim, bardziej me oko przykuwają i zainteresowanie wzbudzają niż sama treść opka. (komentarz można zignorować, po prostu czułem potrzebę wstawienia i nadrabiam sobie ich liczbę)

Bardzo fajne, przyjemne i humorzaste opowiadanie, które lekko się czyta. :)

Rozwaliła mnie rozmowa z prezesową, kiedy ta dosłownie wymacała, o co chodzi xD. Biedna Milena, niewiele jej wychodzi – zwłaszcza zaklęcia, choć zamiana klechy w żabę na plus. Błędów nie zauważyłem, albo nie chciałem zauważać, bo czytało się przyjemnie, a to dla mnie najważniejsze. Ale pod koniec zaczęło mnie zastanawiać, dlaczego Milena rzuciła zaklęcie ciążowe, skoro Końscy i tak robili bobasa „po bożemu”. Żeby po prostu przyspieszyć proces rozwoju bobasa?

Dałbym klika, ale jeszcze nie mogę. :D

Takie nutki niepewności zawsze są fajne. Pamiętam jak oglądałem pierwszy raz Wyspę Tajemnic i też nie byłem pewny zakończenia. edit: tutaj miałem podobne wrażenie.

Fakt, nie każdemu musi się podobać twoje opowiadanie. To zawsze loteria, trafisz w gusta albo i nie. Zajrzę do twoich innych Opek, może coś mi się spodoba :) Sugestia rozdzielenia Kapturka itd. to tylko luźne, rzucone sugestie, do tego obiektywne i zależne od gustu właśnie. Ten wątek niewinności oczywiście był, miałem pisać o nim w moim poprzednim komentarzu, ale mi umknął. Moim zdaniem on się trochę rozlazł, w pewnym momencie Kapturek nie była już niewinna, a pragnęła kontroli, więc głównym motywem stała się rewolucja i rozdzielenie, przez co motyw niewinności zszedł w mojej głowie na dalszy plan i stał się tłem do obecnych wydarzeń. A że był też tag 21+ to gdzieś tam miałem nadzieję na trochę pikantne sceny, które by te utratę niewinności pokazały, ale zostały sprowadzone do krótkiego "szybko nabrała zręczności". Pozostaje mi życzyć ci powodzenia w dłuższych formach, skoro już próbujesz.

Cześć, Gekikara!

Tekst w sumie od pierwszych chwil wołał “czytaj mnie”, a później słowo “wydrukowani” bardzo chwyciło i zostałem kupiony. W momencie rozmowy lekarza z kapitanem dość łatwo się domyśliłem, że coś jest nie tak i wszystko w tekście mówiło, że to nie jest kapitan – fajnie, że nie zrobiono z tego jakiejś wielkiej tajemnicy i szybko wyjaśniono. Chociaż… może Cameron po prostu faktycznie zwariował? xD

Tekst przyjemny i ciekawy, chcę więcej takich! :)

Hej! Przez kilka dni myślałem, jak w ogóle zacząć komentarz do powyższego powiadania i dzisiaj tak czytałem te wszystkie ciągnięte na siłę dramy z Osvaldem i znalazłem idealny cytat:

Opowiadania podparte nawiązaniem do uznanych dzieł literackich lub tragicznych wydarzeń niejako sztucznie podnoszą swoją wartość. – Osvald.

I można te słowa odnieść również do tego tekstu, bo nawiązanie do Czerwonego Kapturka wydaje mi się jedynie tym, co [21+], czyli krzykliwym zwróceniem uwagi czytelników. Kolejna, niepotrzebna wersja Kapturka, którego bohaterka równie dobrze mogłaby się nazywać “Różowa Kasia” i niczego by to nie zmieniło, bo to nie jest Czerwony Kapturek, Wilk i Babcia. Jak wspomniał lechc­krol; “zaginał gdzieś koncept czerwonego kapturka i wilka”.

Samo opowiadanie czytało mi się topornie, podchodziłem na raty, bo jak zacząłem i postanowiłem skomentować, wypada skończyć. A było tak głównie, przez dialogi, które w moim odczuciu brzmiały nienaturalnie. Da się do nich szybko przyzwyczaić, ale nadal…

– Odkąd ciebie pierwszy raz zobaczyłem, wiedziałem, że muszę cię odnaleźć. Że nie mogę pozwolić, żeby ciebie zniszczono – wyznał rzewnie. → pierwsze przykładowe. Żeby wskazać inne, musiałbym wrzucić ich tutaj sporo. Nawet pominę to “ciebię, cię, ciebię” cięsoza normalnie.

Wydarzenia lecą do przodu na łeb na szyję, nie zwracają mojej uwagi, zdają się być po prostu scenami dla samych scen (przynajmniej część z nich). Kapturek kradnie chleb, kapturek znajduje pracę, kapturek chce poznać kogoś ważnego. Przyznam, że nie rozumiem. Była jedyną panną do towarzystwa, że każdy się w niej zakochiwał? Była czarownicą rzucającą urok, czy o co chodzi? Opowiadanie tego nie mówi, a w głowie rodzą się pytania. No bo, kurde, gość się zabił jak dała mu kosza, inny wyznaje miłość, inni rzucają prezenty, książę czy tam król, w pewnym momencie dosłownie traci głowę…

Dysząc z gniewu i upokorzenia, zaczęła marzyć o władzy nad ludźmi, której nikt jej nie odbierze.

Zaczepił ją mężczyzna w długim, szarym płaszczu, spod którego wystawały atłasowe ciżemki.

– Skoro przybytek niechybnie zamkną, może będzie pani łaskawa mnie odwiedzić? – powiedział, otulając ją płaszczem. – Od dawna cierpię na nudę w łożnicy, a ta scena zrodziła w mojej głowie ciekawy pomysł… → a tutaj to już wygląda na lazy writing, zrobienie problemu i rzucenie kogoś, kto będzie dla bohatera rozwiązaniem. Okropny zabieg. Kaputrek wyrzucona, nie mija 5 minut i już Kapurek ogarnia sytuację i ma okazję, żeby randomowy typ poznał ją z księciem…

A później to już sielanka. Kapturek z księciem, przed królem i te sprawy. Żeby czerpać przyjemność z czytania, musiałbym naprawdę mocno mrużyć oczy na wszelkie głupoty i nielogiczności tak, żeby ledwo co widzieć. 

Pan de V., obiecujący oficer dragonów, zakochał się pewnego razu w pani B., kurtyzanie o wykwintnym guście. → a tutaj nawet śmiechłem. “Pan V zakochał się w pani B, przez co wyszło dziecko A”, udało mi się rozwiązać to zadanie matematyczne! Oczywiście komentarz żartobliwy :)

– Chcę zachować władzę nad tym, co wywalczyłam, by nikt mi tego nie zabrał – odpowiedziała Kapturek → faktycznie, fajny motyw, jak wspomnieli poprzednicy, szkoda tylko, że wyskakuje jak królik z kapelusza (pisaie “kapturek” bez “czerwony” to marna podpowiedź). O ile się nie mylę, opowiadanie nawet nie sugerowało, że Kapturek może mieć swoje inne ja. Po prostu poszła i to odkryła. Identyczny zabieg jak z gościem, co ją znalazł i księciu przedstawił.

Atłasowe obicia siedzeń – atłasowe siedzenia, atłasowe buciki, atłasowe sukienki, atłasowe pokrycia materacy. Atłasowi ludzie. Dla szarego człowieczka jak ja, to słowo zwraca uwagę, a gdy widzę je po raz któryś, to trochę taki meh. Czemu obicia nie mogły być np. skórzane? Albo cokolwiek?

Grupka żołnierzy stała na skraju obozu. Zakazano im palenia ognisk, stąd też marzli, chowając dłonie w kieszeniach. – dlaczego? Gdy rzuca się taki fakt, że ognisk rozpalać nie można, to może by to jakoś wyjaśnić? Nie chcą zdradzić pozycji, czy co? Dowódcy lubią chłód? O co chodzi?

Uwag mógłbym mnożyć i mnożyć, ale jestem tylko czytelnikiem i moje odczucia po przeczytaniu są… no, lekko mówiąc, nie mam ich. Chyba że negatywne.

“Jest tu zbita i straszliwie zbanalizowana cała epoka, ale co tam.” → być może z tego powodu mam wrażenie, że przeczytałem kilka tekstów jednocześnie i zarazem nie przeczytałem żadnego. Gdyby skupić się tylko głównie na rozdzieleniu Czerwonego Kapturka, który nie jest Czerwonym Kapturkiem i na motywie rewolucji, może opowiadanie byłoby czymś więcej, niż tylko zbitkiem pomysłów.

Nie no, od razu zróbmy to z pompą! Szermierka, łucznictwo, a to wszystko ma jakimś starym zamku :)

– Troinsten? Czemu uważasz że Kardrim ukrywa się akurat właśnie tam? To duże miasto, łatwo byłoby go tam wytropić. Chyba nie uważasz, że jest aż takim idiotą? → powtórzenie, które da się ominąć. Plus, ciekawi mnie, jak w dużym mieście łatwiej jest kogoś wytropić. Duże miasta mają to do siebie, że jest dużo kryjówek i łatwo się tam wtopić w tłum. (czytałem twoją odpowiedź, ale na samym początku wspominasz poszukiwanego tylko z imienia, a już samo imię sugeruje, że to raczej człowiek, więc może to rodzić pytania – poza tym później nawet jest powiedziane, że był towarzyszem Mirena, więc to chyba człowiek, który bez problemy mógłby zniknąć z radaru w dużym mieście)

On jest butny. Tacy jak on uważają się za sprytniejszych. Spotkałem ich wielu wielu wymierzyłem karę. → powtórzenie. Najpierw powtórzenie “on”, później “wielu”, przez co źle to wygląda. Ew. wybierz jedno z nich, drugie wyeliminuj.

Mimo że Miren był jego o kilka lat starszym kuzynem, nadal pozostawał też jego przełożonym. → ogólnie przejrzyj tekst pod kątem powtórzeń, bo trochę ich widać już na samym początku. Tam, gdzie stylizujesz dialog, mogą zostać, ale w narracji staraj się unikać. Np. w pierwszym akapicie masz “opodal zajadu”, a w następnym “przy zajadowym stole”, gdy wystarczy “przy stole”.

– Naprawdę polujecie na mnie, a to ci niespodzianka. Tego się nie spodziewałem. Byłem pew…

Jego dalsze słowa zagłuszył huk kolejnego wystrzału, a po chwili odgłos niewielkiej eksplozji, dobiegającej gdzieś z zewnątrz. → a był jakiś wcześniejszy wystrzał? (Dobra znalazłem “Huk wystrzału, gdzieś za plecami Herima, sprawił że błyskawicznie obrócił głowę” ale jest między tym taka odległość akapitowa, że zupełnie o nim zapomniałem)

Postanowił porozmawiać z Mirenem, jak już będzie po wszystkim. O ile oczywiście obaj to przeżyją, dodał gorzko w myślach. → to chyba myśl bohatera, więc powinno być “O ile oczywiście obaj to przeżyjemy, dodał gorzko w myślach”.

 

Ogólnie mógłbym powtórzyć przedmówców; ekspozycji jest dużo, suchawe opisy, błędy (przyjrzyj sie przecinkom, bo często ich nie ma tam, gdzie powinny → zjedzone przez przecinkowego potwora xD). “Generalnie nie jest źle, ale dobrze też nie” jak powiedział michalovic i ja się pod tym podpisuję. Tekst wydaje się bardzo… równy(?) – to może być złe określenie → chodzi mi o to, że wszystko jest napisane w tak samo. Sceny, gdy jadą, opisowo nie różnią się od sceny, gdy bohater zostaje dorwany przez złola, gdzie zdania powinny być krótsze, szybsze, dynamiczniejsze i wymieszane z dłuższymi.

Budowanie napięcia też trochę leży. Kim jest Kardrim? Z tekstu dowiedziałem się tyle, że na niego polują i w sumie nic więcej, przez co konfrontacja z nim nie wybrzmiewa prawie wcale. No bo, dlaczego go szukają? Zabił tuzin ludzi? Spowodował małą apokalipsę? Ukradł coś bardzo cennego i zwiał, przez co teraz ciągle pada? Nie wiem tego, przez co nie znam stawki w chwili zawarcia ich umowy. Komu Herim pozwala odejść i żyć spokojnie – mordercy, psychopacie, złemu czarodziejowi? Tyle co, że był kompanem Mirena wiem – czy coś pominąłem? Rozwinięcie postaci Kardrima i skupienie się głównie na konflikcie z nim, na pewno byłoby na plus. 

W chwili, gdy przyjeżdżają do wsi w Leśnówie Wielkiej mamy takie zdanie:

Wjeżdżając szeroką brukowaną uliczką w głąb wioski, nie dostrzegli nigdzie ludzkiego bytowania. Domy nie nosiły śladów zniszczeń, sugerujących że mogło dojść w tym miejscu do jakiegokolwiek starcia czy najazdu.

I to jest ten moment, gdy bohater powinien zauważyć, że coś jest nie tak. W końcu nie ma śladów ludzkiego bytowania. A tak są trzy długie akapity ekspozycji, które mógłbyś wykorzystać np. na starcie z tymi barbarzyńcami.

Podczas rozmowy bohatera ze złolem(który chyba jest złolem?) brakowało mi też wstawek z walki Mirena z przeciwnikami. Może jakieś odgłosy, więcej huków wystrzałów, może Miren bardziej by wołał podwładnego? Coś tego typu. Bo złol go pospiesza, mówi wprost “Naprawdę uważasz,(masz brak przecineka) że masz czas na takie rozmowy?” ale my w sumie nie zobaczyliśmy zagrożenia i nie wiemy, czy Miren serio jest w takich opałach, jak się wydaje. Czy jest już ranny? Czy ma problemy? Kończy mu się amunicja? Otoczyli go, skrępowali i pieką nad ogniskiem?

 

W każdym razie nie jest źle, jak na pierwszy udostępniony tekst. Kolejny zawsze możesz wrzucić na betę, na pewno ktoś wpadnie i pomoże go dopracować przed udostępnieniem szerszej publice. Będę wyglądał twojego kolejnego tekstu. :)

 

To czytelnik powinien się zastanowić dlaczego doszło do takich wydarzeń → co do zastanawiania się i wyjaśniania, osobiście uważam, że w opowiadaniu na ok. 24k znaków trudno zmieścić wszystkie wskazówki i tym podobne, żeby czytelnik sam dochodził do konkretnych wniosków, przez co większosć opowiadań po prostu na przestrzeni całości wyjaśnia pewne fakty. Jasne, jest to możliwe, ale wymaga dobrego rozplanowania testu. A czasami w ogóle nic nie jest wyjaśniane.

Czyli samotną kometą jest osoba leżąca w łóżku? Nie wiem, ale też nie czytam Drabbli xd

Ciekawił mnie też ten spoiler w opisie. Po co pisać interpretacje w komentarzu, skoro tekst ogólnie jest do interpretowania?

Hej! Co by tu napisać… Tekst był krótki i konkretny to ja też tak zrobię.

Fajne było, podobało się.

:)

Siema!

Pierwsze zdania od razu mówią, że będzie trochę dziwnie i przekombinowanie, z mądrymi słówkami i akapitami, które pominę tak samo jak pierwszy. Tekst czyta się, a raczej nie da się go czytać płynnie, lecieć przez niego i wczuć się, tylko co chwila mruży się oczy i zastanawia “coooo?”, żeby zaraz ogarnąć o co chodziło.Przy dialogach było lepiej, lubię czasami takie filozofowanie i mogłoby go być więcej, a połowę gadaniny narratora wyrzucić w kosmos, z którego komentował świat. Podsumowując:

Czytało się ciężko, a ze wszystkiego wyniosłem tylko tyle, że to był sen, a ona miała gorączkę :D

…opróżniony sejf, którego zamek sforsowała siła o wiele okropniejsza niż ludzka chciwość, a takowych nie ma wiele w tym świecie. → silniejsza od chciwości jest SIŁA PRZYJAŹNI!

 

Hej! Przybywam z komentarzem jako pierwszy!

Początek, dwa pierwsze akapity ani troszkę mi się nie podobają. Gdy widzę zwracanie się do czytelnika, aż mnie ciarki przechodzą i mam ochotę kliknąć magiczny „X” i iść na kebsa. Drugi nie wygląda mi na lepszy. Ogólnie lepiej byłoby pominąć to, że bohater mówi nam, że chce coś opowiedzieć, a po prostu to opowiedzieć.

chcę wam opowiedzieć ku przestrodze: dążenie do władzy, do zwielokrotniania swych majątków oraz osiągania sukcesów, nawet kosztem cierpienia innych, prędzej czy później prowadzi do zguby

Brzmi to pompatycznie, poważnie, ale niewiele wnosi. Do tego straszna klisza.

Przyznam od razu, że tekstu nie przeczytałem, dotarłem gdzieś do połowy. Niestety przytłoczyły mnie ściany tekstu, które siliły się wmusić we mnie opowieść i powodowały tylko… nudę. Nie wyczułem grama akcji, sama opowieść nie angażowała, brakowała haczyka, który mógłby złapać, a opis posiadłości na początku ciut za bardzo rozległy. No i też fakt, że nie ma ani jednego widocznego dialogu mówi mi, że to po prostu tekst nie dla mnie :).

Po wyczerpującej, trzygodzinnej wspinaczce – myślę, że taki szczegół jak trzy godziny jest zbędny. Dalej też widziałem jakieś godziny – taka dokładność w opowieści o starych (chyba) czasach jest dziwna.

To tyle ode mnie!

Pozdrawiam.

 

No, 166k znaków to jest niezła ciegiełka nawet jak na opowiadanie. Długością przebija mniej więcej dwukrotnie te już i tak długie. Mnie te rozmiary pokonują. Z czystej ciekawości przeczytałem kawałek początku, później zajrzałem w komentarze i wróciłem do losowego fragmentu, znajdując to:

Czułam, że brakuje mi oddechu i sił naszyjnik wciągał mnie, a ja się dusiłam. Tylko swoją siłą woli udało mi się wyrwać i znalazłam się tuż przy schodach, kiedy doszłam do siebie zwróciłam się do Dragonii:

 

– Co to było? – zapytałam.

 

– Widziałaś to, co się wydarzy , kiedy zawiedziesz – powiedziała Królowa.

 

– Jeśli tego chcesz oddam ci naszyjnik – powiedziałam.

 

– Tak łatwo mi go oddajesz księżniczko . To potężny naszyjnik, którego wszyscy pragną , a ty mi go oddajesz bez mrugnięcia okiem– powiedziała Dragonia.

 

Po tych słowach zerwała się ogromna burza i silny wiatr. Morze się wzburzyło, a sama Dragonia przemieniła się w szarą postać z ogromnymi skrzydłami. Nie stała przede mną piękna Królowa Leśnego Królestwa tylko Morska Wiedźma z ust Dragonii wydobył się jeden wielki krzyk:

 

– Jedyny naszyjnik , którego pragną wszyscy Królowa zamiast Księcia Ciemności cały świat będzie mnie kochał i nienawidził. To ja będę Władcą! – krzyknęła Morska Wiedźma.

Scena żywcem wyjęta z filmowego Władcy Pierścieni :). Szczegóły, że naszyjnik itp. niewiele zmieniają, bo posiłkujesz się twórczością powszechnie znaną, cała trylogia Jacksona jest chyba rekordzistą w nagrodach i takich tam, więc sama rozumiesz. Nie ładnie, Zigi grozi paluszkiem, żeby tak nie robić bez wcześniejszego uprzedzenia, że się wzorujesz, bo może nadal będzie to lepsze od serialu Amazona, to jednak pokazujesz drugi raz to samo (a po co, skoro widzieliśmy to już w genialnej formie?). Musisz jeszcze trochę popracować nad stylem, bo błędy błędy błędami poganiają. ;)

Co do wykonania, pozostawia wiele do życzenia (zawsze chciałem to napisać ;p).

Pozdrawiam i sukcesów pisarskich życzę (i może w ciut krótszych opowiadaniach).

Siema!

Bardzo fajny tekst :). Tak sobie myślę, co mógłbym powiedzieć, ale poprzednicy wyczerpali chyba temat. Mnie jednak ciekawi, czy w tym miejscu bez czasu, skoro nic nie można było ruszyć, popsuć itp. było czym oddychać? Czy wszystko nie powinno stanąć w miejscu łącznie z powietrzem?

Fajny pomysł, jednak przepełniony błędami, co odbierało przyjemność z czytania, jaką można by było mieć. Mimo to podobało mi się czytadło :). 

Siema!

W końcu jakieś opowiadanie, gdzie jest porządna akcja, a nie pierdzielenie o Szopenie! Krwawo, mięsiście, brutalnie, co dla mnie zagrało świetnie w konwencji sci-fi stylu cyberpunkowym, gdzie ludzie są po prostu pionkami na szachownicy, którymi sterują ci Więksi. Wszczepy, implanty, najemnicy, korporacyjne bóstwa – to ostatnie fajne i odmienne, co mnie zaskoczyło i dodało nowy smaczek dla całości. Podoba mi się lokalizacja akcji, a na wpół, albo nawet całkowicie szalona bohaterka to przynajmniej coś świeżego w tych wszystkich opkach o szlachetnych ludziach.

Tak zerkam na komentarze, gdzie czytelnicy mówią, że jucha lała się za bardzo, albo prawie za bardzo i myślę, że ze mną jest coś nie tak, bo mogłoby być jej niekiedy więcej xD

Lektura była dla mnie równie satysfakcjonująca, co dla Marzanny rozwalanie twarzy jej wrogów :D

Opowiadanie przeczytałem wczoraj w gazetce „Radość z pisania”, a dzisiaj wpadłem na „Kwiat mego serca” i tak sobie myślę, że skądś znam ten styl, jest znajomy xD. Więc skojarzyłem, wpadłem, patrzę i miałem rację! Opko mi się podobało, miało w sobie ten – przynajmniej z początku – Conanowy element i pierwsze akapity przekonały mnie, że będzie git. Szkoda tylko, że urwane, bo aż się prosi o jakąś część dalszą na tej pustyni, cokolwiek byś wymyślił.

Ogólnie kojarzyło mi się z rejonami Persji – piasek, szlachta, tancerki, wino.

Oparł się wygodniej na poduszkach, chwycił złocony puchar i machnął w kierunku służki. Kobieta przybiegła do niego i zaczęła napełniać naczynie życiodajnym płynem.

Gdy widzę w tekście „życiodajny” płyn, to zawsze mam takie małe wtf. Że co jest życiodajne i dlaczego? Krew? Woda? Wino? Moim zdaniem to określenie powinno wylecieć w kosmos i nie wracać.

SNDWLKR najwienksze mądrości som tam, gdzie sie ich nie spodziewasz!

Cześć, P3rshing!

O! Bardzo mi sie podoba to opowiadanie, bo jest bardzo fajne! Przypomina mi te chińskom bajke SaO, ale twoja fabuła jest niepowtażalna i ciekawsza, a Kireto to badass gość i przeszed gre!!! I swój harem robi, żeby sie zgadzało wszysko i imponiło ludziom! Tekst bardzo mi zainponował, chentnie przeczytałbym wiencej!

Outta Sewer dzienkuje za tak opszerny komentaż, bardzo mi miło rze tak ci sie spodobało, na prawde. Bardzo sie staraałem, rzeby z wieśmaka zrobić prawdziowom postać z krfi i kości, wienc fajnie, rze wyszło dobrze! Ja tesz myśle, że kłamcy zasugują na potempienie, wiec hciałem przekazać te mondrość w tekście! A o bochaterze jeszcze usłyszymy, bo mam jusz plan na jego dalsze przygody i dalsze niesamowitr rzeczy o kturych bede mógł napisać, a dzienki waszym opiniom na pewno bendzie tylko lepiej! 

kronos.maximus tak sobie teraz myślem, że może napisze kolejny odcinek, bo tych rzeczy nie można zostawić niewyjaśnionych! Czy był synem księcia, czy zostanie rycerzem i ocali świat? Tyle pytań!

Dzięki za komentarz ;)

krzkot1988 hahaha, śmiechłem jak nigdy jak przeczytałem xD może tak było, kto wie? ;)

Krokus na pewno wpadne do ciebie… hehe… zobaczyć jak ci sie udało, ale myślę, że… he he… na pewno będzie super! Dzięki, że wpadłeś… hehe :D

Alicella no jak pisałem to tak właśnie czułem, że orginalne to jest bo nie czytałem sam jeszcze czegoś takiego, a przeczytałem bardzo dużo fantasy i nie znalazłem nic z synem kowala więc to zrobiłem. Ciesze sie, że się spodobała ci ta historia! :) 

ośmiornica, BarbarianCataphract, Gruszel, Ano, Krzko1988, przepraszam za długi czas odpowiedzi, ale moje ręce niestety były daleko od klawiatury laptopa :) musiałem pozbyć się potworów w mojej wiosce. Dziękuję za wasze komentarze, fajnie że wpadliście i to cudowne opowiadanie bardzo wam się podobało, bo mi też się podobało xD

 

o kurde! Elf Zyggi najlepsza postać ever, ciesze siem, że mogłem to przeczytać, bo to jest prawdziwa, żywa postać z harakterem, a nie jakiś wypierdek. i barbażyńca też super! Oby tak dalej, bo widać poprawe w twoich opowiadniach! Super opko!

– Spierdalamy – wrzasnąłem i rzuciłem się do panicznej ucieczki. 

A to na pewno jest nawionzanie do JoJo, bo ja wiem, rze to jest nawionzanie!

Bum! Bach! Bam! Łubudu! Walka była bardzo groźna i nie wiadomo było kto wygra. Do momentu w którym wygrał kur Robert

Już dawno nie czuem takiej ekscytacji podczas walki, a czytaem wiele ksionżek! Gratuluje kunsztu! Zaraz przeczytam drugom część i też ocenie, bo to moja ulubiona ksionżka teraz!

 

No, podoba mi się, przyjemnie się czytało, co tu więcej mówić :). Fajna baśniowa stylizacja, coś nowego w twojej twórczości, a to zawsze na plusik. Błędów nie widzę, ale może ślepiec ze mnie xd

 

Jesteś żukiem, Siewko! xD

Żeby własna postać też musiała mnie zachęcać do poprawki błędów xD

Poprawione, dzięki ;)

Hej!

Nie wiem, jak to było z Naglfarem w mitologii, ale zawsze się zastanawiałem, jak zrobili go z paznokci. Teraz wiem i chyba z tego powodu będę pamiętać tę interpretację i tekst na bardzo długo xD! Dzięki za krótką, aczkolwiek przyjemną lekturę. :)

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie!

Hej, BasementKey :). Fajnie, że ci się spodobało! Dziękuję za opinię i klika.

Fakt, z każdym mijającym dniem mam wrażenie, że historii dużo brakuje. Niestety, limit słów i te sprawy, później jakoś nie miałem serca tego rozwijać. Obiecuję poprawę w moich kolejnych tworach.

Kuroi jak deus ex machina i to jeszcze ze sztyletem, który wręcza jej sam mag (zwykłe ostrze nie wystarczyłoby?).

No właśnie magów da się zabić tylko taką specjalną bronią, dlatego miecz Iwilinia nie wywarł na niego takiego wrażenia, jakie powinien. I zgodzę się, że przekazanie takiej broni Kuroi było niezbyt rozsądne, ale na siłę można powiedzieć, że mag był zbyt pewny siebie ;).

Co do tej pierdoły, to z założenia miała być taka przewidywalna xD. Mogłem bardziej nad nią popracować.

 

Ośmiornica, być może wkrótce rzucę tekstem z perspektywy magów, więc dowiemy się ich motywacji. Dzięki za przeczytanie i opinię :)

Nie wiem, przez które drzwi przeszedłem, że tu trafiłem, ale nie żałuję! Opowiadanko bardzo mi się spodobało, bardzo zgrabnie napisane, jak większość twoich tekstów. xD

W pewnym momencie zacząłem podejrzewać, w którym kierunku to zmierza, ale i tak końcówka, choć trochę smutna, to nadal satysfakcjonowała. Ale w sumie bohaterka przez przypadek zniszczyła świat. :)

Widać przypadki chodzącą po ludziach w parze z nieszczęściem.

Regulatorzy, bardzo dziękuję, za wskazanie tych wszystkich kwiatków, które zaraz przytnę, by ładniej wyglądały. Przy następnym opowiadaniu na pewno spróbuję znaleźć betę, która wytknie mi takie rzeczy przed tobą ;). Niestety nie mogłem go skrócić ani rozwinąć, konkurs nadal trwa (mam jeszcze czas na poprawki) i zrobienie tego mijałoby się z celem, jakim jest feedback czytelników.

Pozdrawiam :)

Hej, Kulosław, dzięki za zajrzenie i opinię! Faktycznie, usunąłem nieco wulgaryzmów, bo było ich, o ile się mylę, około dziewięciu. Nad stylem będę pilnie pracował, to jedno z moich pierwszych nieco poważniejszych podejść do krótszej formy i limit słów nieco blokował mi mózg.

Mógłbyś wyjaśnić trochę bardziej, co w operowaniu obrazami nie zagrało? Trochę myślałem, ale sam już do końca nie wiem.

Miło mi, że tekst ci się spodobał. Dark fantasy nie mogło się skończył milutko :D

Pozdrawiam!

Hej wszystkim! Bywałem tutaj jako cichy czytelnik i postanowiłem, że może sprawdzę się jako autor opowiadań. Ciągle pracuję nad krótkimi formami i mam nadzieję, że jako tako mi to wychodzi. A krótko o mnie – fan fantastyki, wszelkich systemów magicznych, od których czytania świecą mi się oczy i najlepszy zabójca wykreowanych przez siebie postaci. ;)

Dzięki, Ambush. Celny komentarz. Będę musiał zredukować ponownie ilość kurew (wcześniej było ich trochę więcej) :)

Co do wyjaśnień na temat niszczenia świata przez magów, to też efekt uboczny ich mocy (w ten sposób rosną w siłę), jak i celowe działanie mające na celu kontrolowanie wszystkiego w kraju. Będę musiał gdzieś w tekście wcisnąć to wyjaśnienie.

Wszystkich zmiotło w pył, ludziom odpadały ciała, a główny bohater maszeruje dalej;)

Tutaj wyjaśnieniem było to, że uratowały go stare naszyjniki, które niwelowały magię czarodzieja. Iwilin miał ich sporo, przez co przeżył atak. Zaraz pomyślę, jak poprawić to wyjaśnienie.

 

Dzięki za przeczytanie!

Nowa Fantastyka