Prolog
Wybuchła wojna po tym jak kur Robert zabił poprzedniego kura Tywina i nikomu nie powiedział że to on zabił. I sam został kurem. Ale i tak sie wszyscy zezłościli i postanowili go zabić i pomóc synowi Tywina Jamiemu. I zebrał on duże wojska i pokonał ich w bitwie nad Bursztynowym Brodem który tak nazwano od żółtych jak bursztyn mózgów zmarłych ludzi.
Ale przed królestwem czaiło się wiele niebezpieczeństw. Na lewo zbierali se piraci ze Spelige a na prawo jechały konie i ich panowie i panie co ich Monstertrakami nazwali bo lubili pić Monsterki. I do tego doszła inwazja zombiaków z góry i intrygi Littletoła.
A w tym wszystkim musiał się odnaleźć młody sierota chłopak i przyszły kur Jamie.
Jamie I
Po polu maszerowały lwy, tygrysy i jastrzębie. Przed chwilą wcześniej pokonali kura Roberta i jego złowieszczych pomagierów. Idąc tak, w końcu do szli i stanęli pod zamkiem w którym kur Robert którego Jamie nazywał Robercikiem się skrył.
Książę Jamie był tego dnia bardzo pracowity i dużo trenował. Z rana wziął swojego giermka i go pokonał. Po południu zabrał swoich dwóch gwardzistów i ich pokonał. Pod wieczór wziął czterech gwardzistów i też go pokonał a jednemu z nich rozwalił przypadkiem łeb i umarł (ale przeprosił). To był dobry trening.
Jednakowoż zmęczył się książę Jamie treningiem i po konaniem gwardzistów i śmierdziało mu spod pach od potu więc poszedł się umyć. Poszedł coś zjadł i pomógł rozpalić ognisko na którym piekli kiełbaski. Bo tak sie robiło w wojsku.
Potem znalazł ładną dziewkę i uprawiali sex bo tak też się robi w wojsku.
I jak siedział pod ogniskiem a na niebie świecił Księżyc to postanowił pogadać z kurem Robertem.
– Elo Robercik. – zawołał w stronę murów.
– Część!
– Pogadamy?
– Spoko – Odparł kur i wychylił sie za mur.
– To ja powinienem być kurem. Mój tata był kurem więc i ja jestem, kurem Ośmiu Królestw opiekunem: delty Diraca i gór Wu-Ci-Han, panem Bajarów i Mojarów oraz protektorem Nowego Miasta.
– Taki z ciebie kurem Ośmiu Królestw opiekun: delty Diraca i gór Wu-Ci-Han, panem Bajarów i Mojarów oraz protektor Nowego Miasta jak ze mnie z koziej dupy trąba.
– Zegnij kolano. Bo inaczej wedrzemy sie do miasta i zabijemy ci dzieci i potem je zgwałcimy.
– Nie strasz nie strasz bo się zesrasz.
I tak skończyła sie ich rozmowa a że Robercik nie chciał dalej poddać to Jamie nakazał odraza zaatakować zamek.
Walka była bardzo klawa i lało się dużo czerwonej kiwi. Atak poprowadzili w samo południe jelenie pod wodzą ser Eddarda jelenia a za nimi poszli tygrysy ser Varysa Silnego i Seksownego. Niebo przecięły szczały i zabiły wielu ludzi Robercika. Potem weszli na mury i zabili dużo Czarnych mieczami jak się mówiło na ludzi kura Roberta bo byli czarni jak popiół po ziewnięciu smoka. A potem weszli i zajęli wszystkie budynki i wierzę i donżon a, cześć wojska wymordowali i potem zgwałcili dzieci kura tak jak obiecał Jamie.
Jamie i jego jastrzębie wbiegli do wielkiej Sali bo tam czekał na niego Robercik. Kur zasiadł na tronie i paczył na wszystko z podwyższenia które było wyżej. Oparł głowę o rękę którą oparł o naramiennik żelaznego krzesiwa na którym siedział. I patrzył z oczami pełnymi determinacji i wrogości. Z toporem na brzuchu w rękach. Gotowy by stoczyć z Jamiem jego ostatni bój.
– Zegnij kolano! – Zawołał Jamie.
– Eee.. – Zawahał się Robercik. – Nie.
– To giń.
– Czekajcie!
To zawołała jakaś kobieta w niebieskim stroju jak niebo za dnia. W rękach trzymała kule a, na tej kuli było dużo obrazków i malunków przedstawiających wodną królową-boginię Wodziankę. Na ramionach nosiła długi płaszcz a, do tego ubrała średniowieczne spodnie.
Wiedźma Melikasandre.
– Jeśli teraz go zabijesz to królowa-bogini Wodzianka cie przeklnie. – zawołała wiedźma Melikasandre.
– och – Przestraszył się Jamie ale od razu sie zreflektował i dodał – ale ja nie wieże w królową-boginię Wodziankę.
– Och – Zawołała Melikasandre i upadła na ziemie bo Jamie przeszył jej ciało mieczem i sie zaśmiał. Hahaha. Na twarzy została jej ta sama zmartwiona twarz.
– NIEEEE!!! – Zawołał kur Robercik. – ZABIJĘ CIĘ. JAK PSA. JAK KURA. JAK TWOJEGO TATUŚKA I MAMUŚKĘ!!!
– A więc to ty ją zabiłeś. – zawołał Jamie. Mimo że zachował kamienną twarz to bardzo się zezłościł, i zaczerwienił, na twarzy. Wyciął miecz,
– A JA! – Oznajmił kur Robercik spokojnym głosem. – A POTEM JE ZGWAŁCIŁEM I SIĘ ŚMIAŁEM. O TAK: HAHAHAHAHA!!!
– Ty zbóju! – Zawołał Jamie. – To ja.. Eee.. Morze zabije cie.
– A SPRÓBUJ – Oznajmił znowu spokojnie Robercik i mocniej przytrzymał swój młot który wcześniej miał na brzuchu.
Robercik uderzył Jamiego swoją pałą i go zabolało. Podniósł swój miecz i też uderzył Robercika i też go zabolało ale mniej bo miał lżejszą zbroję.
– PRZEROBIĘ CIE NA SZASZŁYKI Z LWA!!! – Zawołał Robercik robiąc przy tym bardzo sprytną grę słowną bo Jamie miał herb lwa.
Starli się znowu i tym razem to Robercik najpierw uderzył Robercika, a potem Jamie mu oddał i wszystkich bolało. Kumple wojownicy Jamiego chcieli mu pomóc ale Jamie kazał im stać.
– Załatwię to sam – Powiedział i zaryczał bo dostał w oko. Czerwona krew polała się po podłodze jak keczup.
Bum! Bach! Bam! Łubudu! Walka była bardzo groźna i nie wiadomo było kto wygra. Do momentu w którym wygrał kur Robert. Rzucił się na Jamiego i rzucił go na ziemię. Aż wylała się krew.
– HAHAHA! – Zaśmiał się Robercik. – HAHAHA!
I wtedy Jamie przypomniał sobie słowa mamuśki.
– Uwierz w siebie. – mówiła w jego wspomnieniach. – I zawsze wygrasz.
I wtedy wziął się i spróbował podnieść ale Robercik przytulił go do ziemi. I wtedy Robercik podniósł miecz który nie był jego ale w ferworze walki zabrał go Jamiemu i uniósł żeby zadać mu ostateczny cios.
I wtedy poślizgnął sie na skórce od banana.
Upadł na ziemie i uderzył o nią głowę aż mu pękła i bryznęła krew. I z dech.
Przyjaciele Jamiego i Robercika wyłupili na to oczy i szybko pomogli pomóc Jamiemu wstać.
– Wszystko ok? – Spytał któryś.
– Chyba. – jąknął Jamie. Był bardzo emocjonalny. – Chyba zostałem kurem Ośmiu Królestw opiekunem: delty Diraca i gór Wu-Ci-Han, panem Bajarów i Mojarów oraz protektorem Nowego Miasta.
Spojrzał jeszcze na bezładne ciało Robercika i powiedział:
– Ostrzegałem. Hehe.
– Tak – Potwierdził Littletoe dawny przyboczny kura Robercika który teraz został przybocznym kura Jamiego i wydawał się nawet miły. Nosił kaptur i krył się w mroku nigdy nie pokazując swojej twarzy bo był bardzo mroczny. – To była dobra walka. A ja będę ci służył. – powiedział i padł na kolana.
I wszyscy co byli w Sali też padli i zawołali:
– Niech żyje kur. Niech żyje kur.
– Hura – Zawołał uciskany chłop.
– Hura – Zawołała jeszcze bardziej uciskana i zgwałcona chłopka.
– Spokojnie – Odpowiedział nowy kur roztropnie myśląc o przeszłości i wystudził na stroje. – To jeszcze nie koniec. Stary kur Robercik ma jeszcze dużo dawnych ludzi z których żaden do mnie nie dołączy. Wszyscy mi złorzeczą i są złośliwi i niemili. Poza tym Robercik ma dużo żonę i dzieci których nie zgwałciliśmy i oni będą walczyć. I nie możemy zapominać o piratach ze Spelige i konnych najeźdźcach Monstertraków. I jeszcze te zombiaki o których jeszcze nie wiemy. Mamy wiec co robić – powiedział raz jeszcze i uniósł w górę kufel. – Za nowego kura! Czyli mnie! I za przeszłość i przyszłość!
I wszyscy unieśli kufel i zawołali:
– hura! Hura! Hura!
– Niech żyje kur!
I taka to była historia.