Profil użytkownika


komentarze: 416, w dziale opowiadań: 343, opowiadania: 190

Ostatnie sto komentarzy

@bruce

Serdeczne dzięki za komentarz, łapankę i kliki, wszystkie uwagi przyjmuję na klatę i posypuję głowę popiołem. Tekst przeleżał w szufladzie kilka miesięcy, żebym mógł spojrzeć na niego bardziej krytycznym okiem, ale faktycznie powinienem jeszcze kilka razy solidnie go przejrzeć. 

@regulatorzy

Cieszę się, że nie zawiodłem i serdeczne dzięki za łapankę. Troszkę się obawiałem, że tekst będzie za bardzo poplątany, bo zawsze mam z tym problem, ale cieszę się, że jednak udało się z tego wyplątać :)

@JolkaK

Hej, serdeczne dzięki za komentarz i łapankę, oczywiście wszystko od razu poprawiłem. Co do drogocennego kostura też masz rację, zmieniłem na bardziej dosadne słowo. Cieszę się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu, bo trochę się bałem, że lecę na łeb na szyję z fabułą i te przeskoki zamiast przykuwać uwagę będą raczej irytować użytkownika. Szkoda, że spóźniłem się na świąteczną zabawę, wcześniej mi mignęła na portalu, ale myślałem, że trwa do samych Świąt. 

 

@MrBrightside

Cześć, cieszę się, że mimo sztampowego początku zechciałeś doczytać do końca (i że potem nie żałowałeś). Jeśli chodzi o nieciekawe postacie, to tu biję się w pierś, bo już kilka razy słyszałem, że je zaniedbuję. Następnym razem postaram się bardziej do nich przyłożyć. Dzięki za uwagi do treści, każda z nich jest cenna i gdy patrzę z innej perspektywy, do opowiadania wkradło się sporo głupotek. 

Hej, podobało mi się i widzę po komentarzach, że nie tylko mi skojarzyło się z którąś z powieści Stephena Kinga. Opowiadanie jest bardzo krótkie, ale odpowiednio skondensowane i kompletne, co przy tej długości tekstach nie zawsze się zdarza. Końcowy twist pojawia się dokładnie tam, gdzie powinien. Dobrze się czytało!

 

@czeke

Cieszę się, że tekst dostarczył zabawy i że udało się wyjść z twarzą, bo zwykle mam tendencję do nadmiernego plątania i pozostawiania luźnych, niepołączonych sznurków :D

 

@Ambush

Zagmatwane to jeszcze zrozumiem, ale zadęte? No dobra, może troszeczkę ;)

Cieszę się, że Ci się podobało i że pamiętasz jeszcze poprzednie teksty. Teraz postanowiłem nieco odchudzić opowiadanie przed publikacją i trochę bałem się, że mu tym zaszkodzę, ale chyba mogło wyjść gorzej. 

 

Pisanie musiało sprawiać mnóstwo radochy i to widać! Jest w tym tyle energii, szaleństwa i absurdu, że po prostu dobrze się to czyta. Jednocześnie kryje się w tym wszystkim jakaś pokrętna logika, choć podobnie jak poprzednicy nie do końca widzę, dokąd właściwie to wszystko zmierza. Ubawiłem się świetnie i uśmiałem niejeden raz :D

 

Następnie zostawił Misterio samemu sobie i wykonał najważniejszy telefon w swoim życiu.

Niestety nikt nie odebrał.

 

Złoto.

 

Podoba mi się styl, jasny, przejrzysty i klarowny, który doskonale pasuje do klimatu opowiadania. Fabuła też jest niczego sobie, chociaż chętnie dowiedziałbym się, czemu właściwie ludzie zapadali w śpiączkę. 

Jedyną rzeczą, która nie pasowała do reszty opowiadania, był sposób, w jaki Alicia rozpoznała, że dusza, z którą “rozmawia” to pani Profesor. Gdybyś wcześniej wspomniała o identyfikatorze albo ciągu Fibonacciego, wyszłoby bardziej naturalnie. Ale moim zdaniem i tak jest spoko :)

 

@beeeecki 

Serdeczne dzięki za komentarz. Masz rację, opowiadanie może sprawiać wrażenie nieco poszatkowanego, przez co wkradł się pośpiech. 

Wyszło zabawnie, naturalnie i lekko, co i rusz uśmiechałem się pod nosem podczas czytania dialogów. Język miejscami jest dość specyficzny, ale tekst w zupełności to rekompensuje.

Tworzysz niesamowity klimat, a historia zaczyna wciągać już od pierwszych akapitów. Początkowo akcja toczy się powolnie, ale za każdym razem, gdy moja uwaga nieco odpływała, pojawiał się fragment, który na nowo przykuwał ją do opowiadania. To wszystko sprawiło, że opowiadanie czytało się je jednym tchem. 

Na początku poczułem się trochę zagubiony, bo stawiasz przed czytelnikiem wiele pytań. Co prawda część z nich w dalszym ciągu pozostało bez odpowiedzi, ale to jedynie jakieś detale, które dodają tekstowi jeszcze więcej tajemniczego klimatu. 

 

 

 

 

@Bardjaskier 

Serdeczne dzięki za miłe słowa. Dodatkowo cieszę się, że pamiętasz Z marchwi wstanie, bo jednak trochę czasu minęło :) Masz rację, powinienem zaglądać tu częściej. Cały czas to sobie obiecuję.

 

@Canulas

Również dzięki za komentarz. Pratchetta polecam z całego serca, tylko trzeba uważać, bo wciąga jak rzeka Ankh! 

Cieszę się, że Ci się podobało i serdeczne dzięki za komentarz, poprawiłem wszystko zgodnie z uwagami i teraz faktycznie czyta się przyjemnej. Zrezygnowałem też z tych nogawek i torsu, żeby było bardziej przejrzyście.

Finkla

Masz rację, będę o tym pamiętać.

 

Zanais

Dzięki za komentarz, motywuje do dalszej pracy :)

Hej, dzięki za komentarz! Cieszę się, że humor okazał się trafiony :)

Multum postaci, chaos i zbieżność imion to nauczka dla mnie na przyszłość. Naprawdę nie wiem, jak mogłem nie zauważyć podobieństwa Orricka i Oswicka podczas pisania.

Początkowo, podczas bety, zastanawialiśmy się nad zaznaczeniem wypowiedzi pierścienia. W moim zamierzeniu Gildor słyszał całą narrację, więc wszystkie opisy i kwestie narracyjne musiałbym jakoś pogrubić albo zaznaczyć kursywą i trochę bałem się odbioru. Ostatecznie wyróżniłem tylko ich pierwszy „dialog”, żeby czytelnik się nie pogubił. Niestety, gdzieś po drodze wkradł się chaos.

Początkowo zastanawiałem się nad innym zakończeniem. Gildor miał przekroczyć granicę, poświęcić się i pojechać do samego jądra ciemności – stolicy nieumarłych. Wtedy pakt dalej by działał, mielibyśmy poświęcającego się bohatera, który kroczył ciemną doliną i zła się nie uląkł. Potem jednak spojrzałem wstecz i zadałem sobie pytanie „Czy im serio powinno się udać?” I zostało tak jak jest teraz, czyli pakt przepadł, a nieumarli nacierają. Mogłem jeszcze odlecieć w stronę granicy i pokazać, jak wojska zalewają kraj, ale jakoś przywiązałem się do tej sceny z Jornem i świeczką.

Być może lepiej będzie odciąć się od „Marchwi będą służyć” i spróbować czegoś innego.  

Podoba mi się nieco pospieszna, rozgorączkowana narracja, a także nawiązanie do wierzeń chrześcijańskich. Nie jestem pewien, jakie znaczenie dla historii miał wstęp o Samsonie, chociaż nie narzekam, bo był równie interesujący, co pozostała część historii.

Przyczepiłbym się w zasadzie tylko tego, że główny bohater zdaje się „płynąć z prądem”, zamiast przejąć inicjatywę, czego spodziewałbym się po heroic fantasy. Opowiadanie zdaje się gnać do przodu i porywa go ze sobą, ale cały czas miałem wrażenie, być może mylne, że twój bohater jest tylko biernym świadkiem wydarzeń.

Miałem nadzieję, że zakończenie, w którym Twój bohater leczy Filipa, zmieni moje nastawienie, ale koniec końców okazało się, że Filip wcale nie potrzebował pomocy. Szkoda, bo nawiasem mówiąc, cała scena z leczeniem była bardzo dobrze opisana. 

Zygfrydzie, dziękuję za miłe słowa. Przeczytałem teraz pobieżnie końcówkę i faktycznie, humor gdzieś prysnął. Na przyszłość będę też miał nauczkę, żeby bardziej skupić się na zarysowaniu bohaterów. Cieszę się, że doceniłeś mapkę, bo przyznam, że samo nakreślenie granic sprawiło mi trochę problemów :D

Hej!

Przy takiej liczbie komentarzy pewnie trudno będzie wymyślić coś kreatywnego, więc wybacz, jeśli będę się powtarzał.

Podoba mi się połączenie swojskiej baśni o krasnoludkach z iście heroicznymi czynami, które przywodzą na myśl opowiadania o muskularnych barbarzyńcach ratujących z opresji piękne i półnagie niewiasty. Początkowo bałem się, że całe opowiadanie będzie przygodą smerfa-wyrzutka, ale szybko wyprowadziłeś mnie z błędu.

Fabularnie jest ok, czułem się tak, jakbym oglądał film akcji osadzony w magicznym, leśnym królestwie. Podejrzewam, że to zasługa lekkiej narracji i dobrze rozpisanych scen walki. Przyznaję, że zwykle nie lubię ich czytać, ale u Ciebie wyszło odpowiednio dynamicznie i jednocześnie nie wkrada się chaos.

Tak jak już wspominałem, nad tym opowiadaniem unosi się duch starych filmów i komiksów przygodowych z domieszką fantasy, co według mnie jest dużym plusem. To sprawia, że opowiadanie idealnie wpisuje się w tematykę konkursu. Spodziewałem się jednak, że zaskoczysz mnie na końcu jakimś twistem, ale się nie doczekałem. Nie uznawałbym tego za jakąś wielką wadę czy błąd, po prostu jest to efekt przyjętej przez Ciebie konwencji.

Krokusie, w żadnym wypadku nie kierowała mną złośliwość albo zła wola, ale wrodzona skromność. Na przyszłość będę pamiętał, żeby informować Cię, gdyby któraś część Marchwi wymknęła się poza portal :)

Teraz żałuję, że umieściłem w opowiadaniu tyle postaci, których nie zdążyłem dobrze zarysować. Knułem intrygę na cztery różne sposoby, zmieniałem liczbę spiskowców i ich makiaweliczny plan, a w końcu mogłem ograniczyć się jedynie do Riffera, który chciałby przejąć władzę oraz Oswicka, który prowadził poszukiwania Gildora. Tekst by chyba na tym nie ucierpiał.

Cieszę się, że opowiadanie sprawia wrażenie skończonego, bo przy poprzednich tekstach miałem z tym spory problem, ale chyba widać poprawę. Teraz po prostu zatrzymuję się podczas pisania, siadam, łapię za sznurki i próbuję je sobie powiązać w jakąś ładną, zamkniętą całość. Niestety, ten proces trwa u mnie bardzo długo, teraz mam trzy kolejne opowiadania rozpaprane na różnych stopniach ukończenia i ciągle coś mi w nich nie pasuje.

Jeśli chodzi o walkę Riffera z Lotharem to… w gruncie rzeczy jej nie było. Gdy Riffer dotknął rękojeści, Mehelet przejęła nad nim kontrolę, poszła do biblioteki, oddała Lotharowi miecz, a Lothar (który po dotknięciu miecza stał się Mehelet) znokautował Riffera i po całej walce. Zgodnie z przepowiednią ocalił królestwo poprzez udaremnienie spisku i został jednym z najbardziej niezasłużonych i nieudolnych bohaterów królestwa. 

Przede wszystkim wielki plus za mapkę, zarówno za jej kreatywne potraktowanie, jak i wykonanie. Pierwotnie nie miałem pojęcia, że mapa pełni tak ważną rolę, więc musiałem skorzystać z wątku Cioci Dobrej Rady (ale tylko raz).

Bardzo lubię paragrafówki, a tutaj świetnie się ubawiłem, chociaż korciło mnie pójście „na skróty” żeby jakoś ułatwić sobie podróż i zobaczyć najlepsze zakończenie. Obrałem jednak taktykę Rincewinda ze Świata Dysku pt. „Nigdy nie czekaj na rozwój wydarzeń tylko wiej” i skończyłem na paragrafie 967. W wolnej chwili zdecydowanie przysiądę do niego jeszcze raz, żeby zobaczyć inne ścieżki i może uczynić z impa herosa z krwi i kości. Uśmiechnąłem się na widok słów „uratował okoliczną ludność przed spokojną starością”, które pojawiły się zarówno na końcu ścieżki, jak i w wątku konkursowym.

Bardzo podobał mi się humor i szczypta szaleństwa, którą umieszczasz w swoim opowiadaniu. Ciekawie grasz na znanych motywach, a dodatkowa hirołsowa otoczka to wisienka na torcie. Płynnie łączysz poszczególne paragrafy, dzięki czemu opowieść nie wydała się poszatkowana, co jeszcze bardziej ułatwia odbiór. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to drogi, które kreślisz przed czytelnikiem (graczem?) w karczmie są trochę mylące. Nie do końca wiedziałem, gdzie prowadzą wszystkie ścieżki, ale koniec końców i tak sprawdziłem je wszystkie.

Na mojej ścieżce udało mi się wyłapać dwie nieścisłości, które moim zdaniem warto poprawić.

W pierwszej części druid wspominał, że zakochał się w kobiecie, która okazała się inkubem. Tylko że inkuby to demony-mężczyźni. Damskie to sukkuby.

Kiedy dotarłem do paragrafu 578, nekromantka mówi, że smok zeżarł druida, potem w paragrafie 225 druid ruga nas za to, że zabiliśmy złotego smoka i dalej uczestniczy w konfrontacji. Może warto w pierwszym akapicie dać zamiast „zeżarł” „pogonił”, albo coś w tym stylu.

Podsumowując, bardzo udana i przyjemna lektura i ciekawy eksperyment narracyjny. Klikam do biblio. 

Na mapie jest Sampomierz, miejscowość, z której w “Episkopie” pochodzi ojciec Matthias :D

Amonie, bardzo cieszę się, że opowiadanie Cię nie zawiodło :) Tak jak już wspomniałem wcześniej, przyznaję, że najlepiej pisze mi się o niekompetentnych postaciach. Faktycznie dzieje się tu całkiem sporo, a nigdy chyba nie miałem okazji pisać opowiadania z wartką akcją. Teraz wiem, że nie powinienem zapominać o postaciach. 

 

Jeśli chodzi o jedną osadę, która dzielnie stawia opór najeźdźcom, to na mapie też zawarłem mały smaczek :D

 

Serdeczne dzięki za nominację!

ośmiornica

Cieszę się, że ubawiła Cię niekompetencja postaci, bo uwielbiam bohaterów, którzy kompletnie nie nadają się do swojej roli jak druid, który mieszka tylko w mieście, czarodziej, który nie umie rzucać czarów albo władca, który nie ma pojęcia jak się właściwie rządzi.  

 

mortecius

Cieszę się, że nie opowiadanie nie zawiodło, bo coraz trudniej mi oscylować wokół tematu przewodniego tak, żeby opowiadanie było zjadliwe dla użytkownika, który nie zna poprzednich części. Podejrzewam, że z moją znajomością języka niemieckiego zarżnąłbym to opowiadanie po pierwszych dwóch akapitach :) Zastanawiałem się nad jakimś oznaczeniem wypowiedzi pierścienia, ale biorąc pod uwagę, że Gildor słyszał wszystko, to połowa opowiadania musiałaby być pogrubiona. 

Dziękuję również Wam wszystkim za nominacje!

Wartka akcja, przewrotna intryga i lekka narracja sprawiły, że przeczytałem opowiadanie jednym tchem i przyznaję, że była to satysfakcjonująca lektura. Największym atutem tego opowiadania jest jednak przewrotne potraktowanie tematyki konkursu, takie teksty zdecydowanie najłatwiej zapadają w pamięć.

Klimat, który tworzysz i w ogóle cała warstwa językowa opowiadania przypomina mi nieco „Nie ma tego złego”, które dosłownie wczoraj wpadło mi w ręce. Podoba mi się klimat małych księstw-dzielnic, drobnych intryg i zatargów władyków.

Z komentarzy wyczytałem, że skracałeś opowiadanie tu i ówdzie, ale nie miałem wrażenia, żebym coś pominął, więc zabieg uznaję za udany. Może jedynie wątek Gorzków wydaje się nieco przycięty, ale to dotarło do mnie dopiero podczas czytania komentarzy, więc akcja skutecznie mnie porwała i nie zwracałem na to większej uwagi. 

Inanna 

Cieszę się, że dostarczyłem Ci trochę zabawy podczas lektury i że udało Ci się wyłapać nawiązania – choć tu przyznam, że nie byłem zbyt subtelny. 

Początek opowiadania aż do rozmowy z księciem przypomina mi fragment filmu, w którym kamera skupia się na szczególe, a potem powoli zaczyna się oddalać, dając szerszy obraz tego gdzie jesteśmy i co widzimy. Z Twoim opowiadaniem jest podobnie, początkowo mamy bardzo niewiele informacji o świecie, ale mniej więcej po trzech pierwszych fragmentach wiele rzeczy się wyjaśnia i jestem w stanie zbudować sobie w głowie jakiś szkielet świata. Bardzo szkoda, że bohaterka nie zdobyła wszystkich fragmentów witraża, ale rozumiem, że w tak krótkim limicie mogłoby to być nieco trudne.

Nie będę oryginalny, ale podobały mi się fragmenty, w których opisujesz walki Mudmana. Budujesz odpowiedni, mroczny klimat, który aż kipi gwałtownością. Bardzo podobał mi się również pomysł z kawałkami witraża. Zanim wyjaśniasz tę tajemnicę, opowiadanie wydaje się ciągiem starć z potworami bez żadnego większego celu, a w ten sposób w kilku zdaniach zwięźle opisujesz motywację bohaterki.

Moim zdaniem historia zasługuje na rozwinięcie w nieco dłuższej formie, by opowiedzieć nieco więcej o przeszłości Sebi. 

Serdeczne dzięki za drugą porcję, tu również poprawiłem zgodnie z sugestiami 

gravel

Dzięki za uwagi i za klika. Tytuł faktycznie nie jest do końca zgrywa się z treścią opowiadania, powinienem mocniej zarysować go w tekście.

Bardzo schlebia mi to, że wspominasz Pratchetta, bo po pierwsze to jeden z moich ulubionych pisarzy, a po drugie miecz Mehelet wzorowałem nieco na Kringu – mieczu z Koloru Magii, którym przez moment władał Rincewind – chociaż to, kto kim władał jest tu kwestią sporną. 

Jeżeli chodzi o intrygę to rozwiązanie kwestii spiskowców wydawało mi się pomysłowe i przekonujące, ale to prawdopodobnie dlatego, że pomysł takiego zakończenia kiełkował mi w głowie od początku pracy nad opowiadaniem. Być może z tego powodu nie widziałem w tym wątku nic nieprzekonującego. Teraz, gdy zwróciłaś mi na to uwagę i staram się patrzeć z boku, takie rozwiązanie może faktycznie wyglądać na naciągane.

Jeśli chodzi o słabo zarysowanych bohaterów, to jest to moja pięta achillesowa, ale staram się z tym walczyć, niestety nie zawsze z dobrym skutkiem. 

 

regulatorzy

Przede wszystkim bardzo się cieszę, że pamiętasz Marchwi będą służyć. Z drugiej strony jestem zawiedziony, że nie udało mi się sprostać Twoim oczekiwaniom. Bardzo dziękuję za łapankę, po poprawkach opowiadanie jest zdecydowanie bardziej wygładzone. Czytałem ten tekst łącznie chyba kilkanaście razy i dopiero teraz te współczesne słowa i wyrażenia zaczęły mnie kłuć w oczy. Na przyszłość postaram się okiełznać ten chaos. 

bruce

Cześć :) serdeczne dzięki za skrupulatną łapankę i klika, już spieszę z wyjaśnieniami:

Zasadniczo doniesienia o zdobyciu Carcassone potwierdzają też, że wojsko Untharimów może gromadzić się również od p-północnego… południa. – celowo, że mówca się jąka, czy literówka?

Tutaj marszałek się jąkał, bo nie był pewny jak zareaguje Lothar.

Brzmiało głupio, ale Calcodrczycy i Untharimowie nie toczyli ze sobą wojny od czasu niesławnej rebelii Mehelet. – kim byli ci pierwsi?

Caldorczycy to mieszkańcy Caldoru czyli tego królestwa, w którym dzieje się akcja opowiadania. 

– Przecież to „Wlazł kotek na Plottek” – zdziwił się Gildor. – celowo wielką literą?

Tak, docelowo miała to być nazwa własna, poprawiłem to w tekście.

czeke

Cieszę się, że dostarczyłem powodu do śmiechu. Jak dobrze pójdzie to na następne opowiadanie trzeba będzie czekać do 2025 roku ;)

 

Koala75

Dzięki za uwagę i cieszę się, że się podobało. Przyjrzę się jeszcze tym dialogom

Ambush 

Cieszę się, że przykleiłaś się do tego opowiadania na dłużej i jeszcze raz dziękuję za pomoc :)

 

Bardjaskier 

Również cieszę się, że Ci się podobało :) Z kontynuacją może być różnie, biorąc pod uwagę moje tempo pisania. 

 

avei

Hej, cieszę się, że ten pierwszy kontakt wychodzi na plus. Dzięki za uwagę, już poprawiam, przyjrzę się też dialogom i przeczeszę tekst jeszcze raz.

 

Cześć, wrzuciłem do bety opowiadanie „Z marchwi wstanie” na konkurs „Magia i miecz” czyli klasyczne fantasy o długości około 44 000 znaków zgodnie z portalowym licznikiem. Tekst to luźna kontynuacja „Marchwi będą służyć” i „Episkop na białym koniu” ale nie trzeba znać tych opowiadań, żeby (miejmy nadzieję że) dobrze się bawić. Będę bardzo wdzięczny za przytyki, nieścisłości i wskazanie, w których miejscach zbyt mocno ględzę.

 

Gdy król umiera na tajemniczą chorobę wywołaną zbyt dużym stężeniem trutki na szczury w wieczornym kubku kakao, nad królestwem zbierają się czarne chmury. Może je odegnać tylko książę, który jest za słaby na wojownika, za mało sprytny na łotrzyka i zbyt leniwy na maga. Uzbrojony we wszechniewidzący pierścień i swojego wiernego studenta odpowiada na zew przygody i stara się odegnać widmo golemów organicznych, które czekają u granic.

To ja chętnie skuszę się na ten fragment:

 

21. Oskar większość swego życia spędził na morzu, a zdjęcie żony zawsze ma przy sobie. Jednak Oskar wraz z resztą załogi, orientuje się, że wciąż mijają tę samą latarnię morską.

Dziękuję za bardzo fajny konkurs, który zmotywował do pisania po dłuugiej przerwie. Przy moim gadulstwie wciśnięcie się w limit było prawdziwie karkołomnym zadaniem. Gratulacje dla pozostałych zakwalifikowanych :D

AmbushAnet

Faktycznie, trochę się w trakcie pisania wszystko pokomplikowało, domyślnie to narrator miał być Pandorą, Lothar/Gilderoy Puszką, a Orrick jedynie zasłoną dymną. 

 

AstridLundgren

Główne założenie wyzwania z łapaniem się za głowę zostało osiągnięte. Technicznie mogłoby być lepiej. Biorąc pod uwagę tematykę, podejrzewam, że rytuał zakończył się bolesnym niepowodzeniem :)

 

Golodh

Sens Życia według Golodha :)Zapachniało Monty Pythonem i stąd czułem, że dojdzie do wybuchu, chociaż nadmuchania kompletnie się nie spodziewałem. 

 

Corrinn

Fantastyka wyższych lotów. Spodobało mi się, tym bardziej, że czyta się naprawdę nieźle. Zakończenie, w którym Walter planuje odejście jest idealnym zwieńczeniem tekstu. 

 

ANDO

Mamageddon w pełnej krasie. Spodziewałem się, że cała akcja potoczy się inaczej i że pójdziesz w stronę apodyktycznej mamusi, która “przejmie dowodzenie” ku niezadowoleniu syna. Twoje zakończenie bardziej przypadło mi do gustu, szczególnie że jest otwarte na kontynuację.

 

Asylum

Przy pierwszym czytaniu trochę się pogubiłem, jest tam sporo dialogów i postaci, a nie zawsze wiedziałem kto właściwie jest kim. Nie czytałem jeszcze pierwszego fragmentu, ale wydaje mi się, że pomógłby bardziej zrozumieć ten fragment i rozróżnić postacie. 

 

Krokus

Jako że temat ostatnimi czasy jest mi bardzo bliski, dodam tylko, że dziecko nie musi mieć magicznych mocy, zeby zostanie z nim sam na sam po raz pierwszy na tak długo wywoływało lekki dreszcz. Na szczęście to ponoć mija po jakichś dziesięciu razach. Ostatnie zdanie jako zapowiedź tego co nadejdzie idealnie dopełnia ten fragment. Bardzo mi się podobało.

 

PS, 

no Fladrifowo :)

Nie wiem czy to dobrze czy źle :D

 

 

Kto mógł przewidzieć, że kradzież pierścienia z przeklętego grobowca ściąga klątwę? Prawdopodobnie każda osoba z odrobiną wyobraźni i oleju w głowie. Orrick nie miał ani jednego, ani drugiego. Trudno o wyobraźnię, gdy terminujesz u rzeźnika, a w głowie zamiast oleju chlupocze smalec.

Głos, który towarzyszył mu od tygodnia nieustannie szydził i mieszał go z błotem. Chłopak czuł się, jakby słyszał własną matkę, tylko tym razem nie mógł uciec z domu. Pierścienia też nie mógł zdjąć, bo gdy za niego chwytał, dziadostwo zacieśniało się coraz bardziej, aż palec robił się fioletowy. Na szczęście wystarczyło go zostawić w spokoju, by wrócił do normy.

Rozważał już zastawienie błyskotki w lombardzie razem z dłonią, gdy usłyszał chrząknięcie. Stanął przy nim jakiś młodzieniec w kapturze. Z niewiadomych przyczyn poszukiwacze przygód, szpiedzy i każdy, kto stara się być incognito, ukrywał twarz pod kapturem, nawet w biały dzień. To paradoksalnie sprawiało, że w tłumie przechodniów jakoś najłatwiej było zawiesić wzrok na tym zakapturzonym.

Ten tutaj i bez kaptura rzucałby się w oczy. Blond włosy, broda w szpic i umiejętność pokazywania w uśmiechu wszystkich zębów naraz była cechą charakterystyczną caldorskich władców, a twarzy Lothara Caldoreliona, dziedzica tronu, trudno było nie zapamiętać.

– Ptaszki ćwierkają, że znalazłeś coś w grobowcu Mehelet.

– T… tak panie.

Pierścień, głupcze, oddaj mu pierścień.

– Ten pierścień, panie. Weź go, on wskaże ci drogę.

Jeszcze tylko chwila i męczarnia Orricka miała się zakończyć. Wystarczyło tylko, by ktoś godny uwagi ściągnął pierścień z palca. Gdy młodzieniec dotknął metalu, obręcz powiększyła się, a Orrick cofnął dłoń. Rabuś grobów przez chwilę wsłuchiwał się w ciszę, a potem puścił biegiem ku wylotowi uliczki.

Lothar spojrzał na pierścień. Przez moment miał wrażenie, że w obręczy widzi drugie oko, fioletową tęczówkę i nieregularną plamę zamiast źrenicy. Mimo wszystko wsunął pierścień na palec, pieczętując swój los.

Im dalej przesuwał się pierścień, tym stawał się mniejszy i ciaśniejszy, aż wreszcie, zawędrowawszy najdalej jak tylko się da, przylgnął do dłoni na stałe, jak pasożyt wysysający…

– Kto mówi? – zdziwił się – To z przesuwaniem, palcem i tak dalej?

…wysysający soki życiowe ze swojego…

– Halo!

WŁAŚCICIELA. Nie przerywaj mi, Lotharze!

– Lotharze? Lothar to mój brat bliźniak. Ja jestem Gilderoy.

Gilderoy… Wygnaniec?

– Ten sam. Skazany na ścięcie, ćwiartowanie z posoleniem i Stwórca wie co jeszcze. A ty myślałeś, że co mój wysoko urodzony brat robiłby w ciemnej uliczce w Plewach?

– Dziwny głosie? Jesteś tam?

Wdepnąłem w szambo.

 

Hej!

Wrzuciłem do bety opowiadanie “Wszystko poszło w las” na konkurs “Tu był las”. To klasyczne fantasy o długości około 13 tys. znaków. Trochę absurdu, trochę miejskich druidów, szkwał gołębi, miasto na skraju katastrofy i Puszcza Holtońska, na którą składa się tylko jedno drzewo. 

Zależy mi zarówno na łapance, ale i ogólnej opinii czy tekst da się czytać. Wszelkie uwagi mile widziane. Z góry dziękuję wszystkim pomocnym duszom :)

 

Czytało się całkiem dobrze, do tego stopnia, że zaskoczyło mnie zakończenie (właściwie nie samo zakończenie, ale to, że podczas radosnego scrollowania natknąłem się nagle na słowo “koniec). Jednocześnie nie mam wrażenia, żeby tekst się “urywał” na siłę, po lekturze całości takie zakończenie jest dla mnie jedyną logiczną opcją.

Główny motyw jest nieco wyeksploatowany, ale opowiadanie co i rusz budziło skojarzenia z innymi powieściami i baśniami, więc jestem zadowolony. Ze swojej strony dodam jeszcze, że będę bronić zachowania królowej ponieważ narracyjnie pozostawiasz mi wszystkie potrzebne przesłanki by sądzić, że dziewczyna jest kompletnie nieprzystosowana do nowej roli i przytłoczona przez ogólną niechęć poddanych. Przez cały czas miałem wrażenie, że bohaterka znajduje się w “studni z odwróconych pleców” i każdy, łącznie z królem, traktuje ją instrumentalnie.

 

Tak czułem, że mordercą – trochę z przypadku – był lokaj. To zawsze jest lokaj. Dobrze wychodzi ci balansowanie między poszczególnymi podejrzanymi i prawie nabrałem się na to, że to Strohm jest odpowiedzialny za śmierć Ilsy. Nawiasem mówiąc imię i nazwisko sympatyka Rzeszy kojarzy mi się z ‘Allo ‘Allo, do którego mam sentyment, więc wywołało uśmiech nostalgii na twarzy.

Nie będę oryginalny, ale tak jak poprzednicy przyznam, że podoba mi się tło historyczne, w którym osadziłeś opowiadanie, podobnie jak motyw cofania pałacu w czasie. Przywołuje niejasne skojarzenie z baśniami, mimo iście kryminalnej intrygi. Nie mam zbyt dużej wiedzy na temat Ahnenerbe i nigdy zbyt mocno nie zagłębiałem się w jego historię, ale wplecenie organizacji w losy opowiadania przypadło mi do gustu.

Jeżeli miałbym jakieś zarzuty, to Dick i Henry trochę mi się mylili, byli za mało różnorodni. Normalnie nie sprawiłoby mi to większego problemu, ale pozostałych bohaterów zarysowałeś w bardzo charakterystyczny sposób i ta dwójka pozostawiała niedosyt.

Amonie, ja również cieszę się, że mogłem wziąć udział w konkursie. Nie wiedziałem czy podołam z napisaniem bezpośredniej kontynuacji przygód maga tak, by była zrozumiała, ale teraz już jestem spokojny. Z drugiej strony obawiałem się, że czytelnicy Marchwi… od razu wszystko rozszyfrują. Jeśli natomiast chodzi o kontynuację, to oby przerwa była krótsza niż ta pomiędzy pierwszą i drugą częścią :)

I wreszcie ktoś zwrócił uwagę na żarcik z zaimkami! To chyba mój ulubiony

Jeszcze raz dziękuję za wyróżnienie!

 

Krokusie

Zwracam uwagę, że aktualnie w trakcie są jeszcze dwa konkursy, więc oczekuję kolejnych odcinków z kanclerzem Tuttle’em. To się po prostu chce czytać.

Mam je cały czas na oku, ale nie dam sobie głowy uciąć(!), że się wyrobię :) Fantastykę z odzysku mam zaczętą od dłuższego czasu, ale chyba nie mam szans (szkoda, bo skusił mnie Markowski, po zakończeniu Episkopa na białym koniu mam wrażenie, że idealnie by się dopasował.

 Świat ma swoje podstawy, organizację, relacje polityczne. I tu po raz pierwszy wspomnę: nie czuć żebyś walczył z limitem, choć podszedłeś pod ten wyższy. A mimo to zmieściłeś na tyle informacji o polityce, zależnościach, bym uwierzył we wszystko, czuł się zorientowany i jednocześnie nie znudzony. Świetny balans.

Z limitem było ciężko. Nie mogę powiedzieć, że świat powstawał w bólach, ale za to w bólach przycinałem dłużyzny. Przy niektórych fragmentach mógłbym gawędzić bez końca, na szczęście dobre dusze betujących w porę mnie powstrzymały :)

Jeśli chodzi o ogranie konkursowego tematu to faktycznie zakończenie nie jest czarno na białym, ale wziąłem sobie do serca fragment: Ratujący też księciem być nie musi, ale ważne, żeby ratował, choć niekoniecznie w sposób, jakiego księżniczka oczekiwała i wskazane jest, aby czekała na niego jakaś nagroda. Co jak co, ale Tuttle wyszedł na tym najlepiej :D

Wykonanie techniczne mógłbym nazwać nienagannym, aleee… Wkradły się takie słowa jak hormony, czy kolejka górska, które nie pasują mi do świata, a użyte są po to by dorzucić jakiś żarcik.

Gdy czytałem opowiadanie przed publikacją, przemykałem po tych słowach bez zastanowienia, a teraz aż biją mnie po oczach. Faktycznie muszę pomyśleć nad jakimś zastępstwem. 

Nie zostawię Cię jednak przesłodzonego. Tekst jest świetny, ale jednak typowo rozrywkowy. Podejrzewam, że niedługo będę pamiętał tylko tyle, że świetnie się bawiłem i warto go polecić innym.

Kolejna słuszna uwaga. Na swoją obronę przyznam, że były w nim drobne wątki moralizatorskie, ale zostały raczej w szczątkowej formie, więc nie mogę bronić ich na siłę. Temat zdecydowanie zasługuje na przemyślenie przy kolejnych tekstach. 

Alicello

Od razu wrzucasz czytelnika w świat wielkiego problemu jakim jest kleks z czekolady zmieniający doktrynę i o ile nie przekonuje mnie pomysł, że plama utrzymała się tak długo…

Z tą czekoladą natchnęły mnie właściwie dwie rzeczy. Kiedyś jednym uchem słuchałem reportażu w tv, w którym naukowcy badali dietę jednego z wielkich umysłów (chyba Leonarda da Vinci) z resztek jedzenia, które odnaleziono na jego notatkach. Sama czekolada przyszła mi na myśl, gdy jakiś czas temu otworzyłem książkę, którą czytałem w dzieciństwie i znalazłem tam czekoladową plamkę z batonika, którego jadłem przy pierwszej lekturze. Co ciekawe przypomniałem sobie całą sytuację, a nawet rodzaj batona. 

Pierwszy raz natknęłam się na Portalu na tekst, w którym opis narady był atrakcyjny, co w dużej mierze wynika z ironicznego opisu.

Bardzo mnie to cieszy, ponieważ mam słabość do opisów narad, zarówno przy pisaniu, jak i czytaniu. Zwykle przy naradach staram się przemycić w mniej nachalny sposób infodumpy, a twoja opinia oznacza, że robię to umiejętnie.

Mam wrażenie, że motyw konkursowy ucierpiał, bo za bardzo skupiłem się na nagrodzie dla księcia, a za mało na samej księżniczce. 

Serdecznie dziękuję za wyróżnienie i gratuluję wszystkim współpiszącym :) Szczególnie dziękuję jurorom, bo – jak już wspominałem - pomysł chodził mi po głowie od dłuższego czasu i wyklarował się dopiero gdy przeczytałem warunki konkursu

Super :) Zawsze mnie ciarki przechodzą na widok takich lalek

 

Poniżej zagadka:

 

Beatty nigdy nie prowadził wozu, lecz dziś siedział przy kierownicy, przerzucając salamandrę z ulicy na ulicę, pochylając się ku przodowi na wysokim tronie kierowcy, jego ciężki czarny płaszcz trzepotał z tyłu, tak że wydawał się wielkim czarnym nietoperzem lecącym nad maszyną, nad mosiężnymi numerami, rozpościerającym skrzydła na wiatr.

– Naprzód! Zapewniamy szczęście światu, Montag!

Różowe, fosforyzujące policzki Beatty’ego połyskiwały w ciemności, a on uśmiechał się

wściekle.

– Co to za badyle są? – zapytał skonsternowany książę, patrząc na łoże z baldachimem, na którego środku stała donica pełna łodyg oblepionych szarą mazią.

CM – Od domu dzielą nas już tylko łąki duchów wszystkich księżniczek królestwa, a rum się skończył

– E tam, nie zwracaj na nie uwagi. Mnie pocałuj! – wrzasnęła żaba siedzące na toaletce i pijąca benzynę przez słomkę

Mortecius – Księżniczka w opałach

– Nie ma potrzeby panikować – powiedział smok, zaglądając przez okno. – Zagramy w szachy?

Lupus90Gno – Pewny jest tylko smok

Do murów przymocowane były ogromne karty, z których wymownie zerkały królowe, wszystkie obserwowały księcia.

FlorenceV – Krupierka

Był już gotów do skoku, gdy poczuł ciepło, rozejrzał się zaskoczony i dostrzegł kobietę o niezwykle pięknych oczach.

Gekikara – Żarniczka na beczce prochu

– A dokąd to? Ona nie dla ciebie jest. Mój syn się nią zajmie. – Powiedział mężczyzna trzymający kufel piwa i wyszczerzył kły. – Spadaj stąd!

Adam_c4 – Do niczego nie doszło, ale czuć było napięcie, takie napięcie w powietrzu

– Nie pakuj się więcej w takie tarapaty, dobrze? – powiedział skrzydlaty rycerz. – Musisz sobie poradzić sam, bo na mnie czeka pewna niewiasta. A teraz weź głęboki wdech.

Tu nie jestem pewien, ale chyba Chalbarczyk – Eugenia

 

Nie jestem zbyt aktywnym komentującym, ale regularnie wracam na portal więc co mi tam, wypowiem się.

  1. Chyba przede wszystkim podejście (albo brak jakiegokolwiek podejścia) do uwag. Rzadko sięgam również po długie opowiadania, bo przeważnie czytam skokowo po 5-10 minut na raz w wolnych chwilach i czasem gubię wątek przy dłuższych opowiadaniach. Bardzo rzadko zdarza mi się nie dobrnąć do końca raz zaczętego tekstu, nawet jeśli kompletnie nie trafia w mój gust. 
  1. Siadam do czytania głównie gdy nie ma domowników albo śpią, więc miło by było gdyby spali więcej :) A tak serio to przede wszystkim staram się działać zgodnie z zasadą wzajemności.
  1. Tutaj przytoczę przykład z życia wzięty. Gdy kilka lat temu zaczynałem nieśmiało publikować pierwsze teksty, dostawałem pokrzepiające komentarze w stylu “odpadłem w momencie, gdy… ponieważ…” Informacja o tym, że ktoś podjął próbę przeczytania opowiadania, ale z jakiegoś powodu go nie skończył, to dla mnie bardzo ważna wskazówka i bodziec do poprawiania tekstu. Chętnie przygarniam również uwagi dotyczące dłużyzn, nielogiczności i zakończenia – z końcówką mam zwykle największy problem. Oczywiście łapanka, która pomoże wygładzić tekst również jest na wagę złota.
  1. Chętnie wybieram opowiadania użytkowników, których już kojarzę i wiem, że dobrze piszą, a także tych, którzy wcześniej komentowali moje teksty. Dodatkowo staram się komentować jak najwięcej opowiadań z konkursów, w których biorę udział. W pozostałych tekstach borę pod uwagę tytuł, czasem patrzę na tagi.

Jeśli chodzi o quiz to brzmi w porządku, ciekawe jak to wyglądałoby w praktyce. Z kolei ze sposobów na zwiększenie liczby komentujących przychodzi mi na myśl stary wątek w HP “opowiadania z niedostateczną liczbą komentarzy” – kiedyś było chyba coś takiego. Po prostu można ustalić jakiś z góry ustalony próg dajmy na to 10 komentarzy (liczba z kosmosu, nie sugerujcie się nią), a jeżeli po tygodniu od publikacji opowiadanie nie zbierze wystarczającej liczby, autor może wrzucić link do danego wątku z prośbą o przeczytanie. Wtedy jakieś dobre dusze skomentują go, a w zamian mogą liczyć na to samo pod swoimi tekstami, gdy będą w potrzebie. Wszystko na zasadzie dobrowolnej pomocy. 

Jestem pod wrażeniem, szczególnie, że opowiadanie przyciągnęło mnie już od pierwszych linijek. Początek jest tajemniczy, a jednocześnie elektryzujący, fantastycznie budujesz klimat. Dalej również nie jest źle. Motyw kart, które opowiadają historie graczy, ale również pomagają w grze, świetnie współgra z klimatem opowieści. Przyznam jednak, że rozczarował mnie tajemniczy młodzieniec, który ukradł damy.

Z komentarzy wyczytałem, że zdania są przydługie, ale podczas lektury kompletnie tego nie zauważyłem, rozkoszowałem się wyjątkowo klimatyczną historią. Rzadko trafiam na gawędę, która wciąga od samego początku i trzyma aż do końca. Klik.

I ja również podpiszę się przed poprzednikami. Twój tekst zasługuje na małe “sprzątanie”. Z jednej strony warto pozbyć się kilku spowalniaczy, jak choćby opisu plecaka z samego początku. Z drugiej niektóre wątki warto rozwinąć, jak choćby historia “księżniczek” i powody, dla których znalazły się w takich opałach.

Ogólnie podczas ponownej lektury miałem wrażenie, że opowiadanie jest niesamodzielne i brakuje jakiejś kontynuacji. Nie chodzi mi tu tylko o otwarte zakończenie, ale o rozpoczęcie wątków, które nie są później rozwijane, jak choćby kwestia odejścia ukochanej doktora. Może to tylko subiektywne odczucia, ale wtręty tego typu niosą za sobą ciężar fabularny, który później powinien być rozwijany.

Podczas lektury trafiłem też na sporo powtórzeń, w tym kilka bardzo blisko siebie na zasadzie: “Twierdza była drewniana zarówno na zewnątrz, jak i wszystko, co znajdowało się w środku, wykonane było z drewna.” albo “Wystrzelił kolejny sztylet, tym razem od Strażnika o ciemnych oczach a czuprynie ciemniej niczym u gniadosza.”

Podoba mi się świat, który kreujesz. Widać, że masz na niego pomysł i że jeśli zechcesz, możesz ciekawie go uzupełnić. Spodobało mi się szczególnie Miasto Dusz i Dzieci Mgły. Otwarte zakończenie sugeruje kontynuację, więc trzymam kciuki!

Dzięki za odwiedziny! Początkowo myślałem nad tym, by dodać coś niecoś o zmieniającej się sytuacji w mieście, ale pod tym względem limit mnie trochę gonił i nie starczyło miejsca na kilka dodatkowych akapitów. Koniec końców została tylko drobna wzmianka o tym, jak zmienili się poszczególni członkowie Rady Relikwiarza. 

 

A to nie jest? Cholibka, całe życie w błędzie.

Dla pewności też dwa razy sprawdziłem w sieci :)

Początek przywołuje bardzo przyjemne, baśniowe skojarzenia, szczególnie motyw starca zarabiającego na chleb opowieściami, które wzbudzają w młodym człowieku chęć odkrywania świata. Jest w tym coś kojarzącego się z dzieciństwem, a sam pomysł rzeki czasu doskonale działa na wyobraźnię. 

Po baśniowym, magicznym i nieco onirycznym początku ciekawie wypada zakończenie, które odziera głównych bohaterów z tej baśniowości. 

Cześć!

Bardzo przyjemne i przesycone humorem opowiadanie. Podoba mi się to, jak łamiesz baśniowe schematy i wplatasz w nie humorystyczne akcenty. Niemal można sobie wyobrazić miasteczko pod zamkiem pełne wyzwolicieli wszelkiej maści i ich świty. Brakowało tylko gapiów sprzedających popcorn i zimne napoje :)

Bohaterowie również przypadli mi do gustu – z uprzejmym smokiem Alfredem na czele. Po prostu wszyscy wzbudzają sympatię czytelnika. Ze wstępu wnioskuję, że to drugie opowiadanie z tego uniwersum, więc jak tylko uporam się z tekstami konkursowymi, to zajrzę do pierwszego.

Podobają mi się twoje gry słów, a w szczególności zapadła mi w pamięć ta wypowiedź:

– Sofiresie, tak sobie myślę, że powinieneś wrócić do swojej puszczy, do swoich drzew, do swoich zwierząt i do swojego CELIBATU.

Czołem!

Niestety, mnie również nie porwało. Bohaterowi wszystko przychodzi zdecydowanie zbyt łatwo, niby jest więźniem, ale ma wolne soboty, niby ucieka, ale później nie zostają wyciągnięte żadne konsekwencje, niby sekta jest tajna i trudna do zlokalizowania, ale jej przedstawiciele znajdują bohatera w kilka minut.

Z drugiej strony styl, mimo kilku potknięć i potocyzmów nie jest zły. Sama narracja jest przejrzysta – choć drobne potknięcia i zwroty potoczne można kosić na lewo i prawo. Widać postęp, biorąc pod uwagę twoje wcześniejsze opowiadania, które miałem okazję przeczytać. Również życzę powodzenia w osiągnięciu zamierzonego celu. Czasem dłuższa przerwa przynosi więcej pożytku, niż mogłoby się wydawać.

Dzięki za miłe słowa :) Przyznam, że opowiadanie było mocno cięte, pozbywałem się dłużyzn i infodumpów, być może przy okazji uleciała odrobina humoru. Dzięki również za babola, już go poprawiam.

Jeżeli ktoś gra w Lord Of The Rings Online (polecam) to od dziś do końca listopada z kodem LOTROQUESTS2021 można za darmo zgarnąć wszystkie Quest Packi

Cześć, spróbuję z Drzewo myślologiczne

Przyjemna baśń z nieoczekiwanym twistem i gorzkim zakończeniem, które rekompensuje pewną schematyczność w pierwszej części opowiadania. W przeciwieństwie do większości bajek przyjaźń i powolne budowanie wzajemnego zaufania nie sprawia, że bohaterowie wyzbywają się negatywnych cech. Chciwość smoczycy co jakiś czas wypływa na wierzch i staje się przyczyną tragicznego finału. Zgadzam się ze zdaniem poprzednich komentujących, że tekst świetnie nadaje się dla młodszych czytelników, zwłaszcza, że umiejętnie stwarzasz bajkowy klimat.

Z początku myślałem, że to fragment większej całości, z którego niewiele będę w stanie zrozumieć. Zaintrygował mnie motyw Benta wypluwającego sny i zatapiającego się w melasopodobnej mazi. Potem, w chwili wtargnięcia wilkołaków klapki spadły mi z oczu i wszystko nabrało nowego, mroczniejszego wyrazu. Bardzo spodobał mi się ostatni akapit – bladolica przenosząca się do kolejnego domu. Pytanie tylko, co stało się z matroną?

Opowiadanie z perspektywy osoby niewidomej to ciekawy zabieg. Przed lekturą powiedziałbym, że stawia to pewne ograniczenia, ale w twoim opowiadaniu niczego nie zabrakło. Powiedziałbym nawet, że daje to większe pole do interpretacji całego świata, który kreujesz. A jest on naprawdę interesujący. 

 

Podoba mi się również klimat, który kreujesz. Przypomina nieco Bajki Robotów, ale niektóre detale przywodziły mi na myśl połączenie DIablo i Planescape: Torment – odwieczna walka aniołów i demonów, a do tego świat bezdusznych maszyn, duch (dusza) ukochanej prowadząca bohatera do celu i tym podobne drobne detale. 

Nie wiem, czy jestem w stanie napisać jeszcze coś, czego nie wspomnieli wcześniejsi komentujący. Napisane zgrabnie, infodumpy nie męczą, chociaż biorąc pod uwagę całość tekstu jest ich odrobinę za dużo. Mamy tu fragment opowieści, który przy powtórnej lekturze rodzi sporo pytań. Jednocześnie elementy światotwórcze są na tyle interesujące, że w wyobraźni można dopowiedzieć sobie to, co działo się wcześniej, przed feralną nocą. Po kilku pozytywnie zakończonych księżniczkach twoje zakończenie porządnie mnie zaskoczyło.

 

Początek kojarzy mi się tylko z jednym :)

Z Pratchettem trafiłeś w punkt bo obcuję ze Światem Dysku od dzieciństwa i nie wiem, czy poczucie humoru jest moje czy przesiąkło Pratchettem :D

Dlatego większość inspiracji była niezamierzona. Nie rozpatrywałem episkopów jako profesorów z Niewidocznego Uniwersytetu, ale gdy zwróciłeś na to uwagę, to faktycznie mają w sobie coś znajomego. Powód ich wprowadzenia w takiej formie jest dwojaki. Z jednej strony chciałem pokazać, że najważniejsze decyzje podejmowane są przez bandę stetryczałych i wiecznie skłóconych starców, którzy myślą o tym, żeby zrobić swoje po łebkach i iść do domu… dobra, to czysty Pratchett…

Z drugiej strony mam słabość do scen różnych obrad i debat, zwykle staram się przemycić w nich jak najwięcej infodumpów tak, by nie wymęczyć czytelnika. 

Przyznam się bez bicia, że styl streszczenia to zrzynka, skleciłem ją na szybko na potrzeby betalisty i spodobała mi się do tego stopnia, że postanowiłem ją zachować. Bardzo cieszę się, że humor przypadł ci do gustu, zwłaszcza że czasem zdarza mi się przysuszyć jakimś dowcipem.

Czytało się bardzo przyjemnie i w przeciwiestwie do reszty komentujących jestem średnio-domyślnym użytkownikiem, więc metaforę wampiryzm-gwałt zauważyłem dopiero podczas wywiadu, kiedy dosłownie uderzyła mnie po głowie. Raczej rozpatrywałbym przewodni problem jako społeczne przyzwolenie na przestępstwa w imię tradycji. Odarcie wampirów z tajemniczej i romantycznej otoczki podziałało orzeźwiająco.

 

Kolejnym plusem opowiadania są główni bohaterowie. Nie da się ich lubić, ale nie przeszkadzało mi to w doczytaniu tekstu do samego końca. Zarówno Konrad jak i Gustaw to postacie z krwi i kości. Pierwszy jest skrajnie ciapowaty, a pierwsze spotkanie z Ewą było tak niezręczne, że podczas czytania czułem na karku gęsią skórkę z dyskomfortu. Nawet późniejsza przemiana nie była w stanie zatrzeć tego wrażenia. Gustaw jako wampiryczny boomer budzi politowanie jeszcze na długo przed sceną w “Kroplówce” (swoją drogą fajna nazwa). 

Faktycznie, problem ma wiele aspektów.

Tym bardziej, że panowie nie potrafią się dogadać.

Przyznam, że z tą obrazoburczością to wyszło trochę przypadkiem, po prostu tak mi się potoczył ten tekst. Cieszę, że ci się spodobało i dzięki za klika :)

Świetne, po prostu świetne. Bardzo lekko się czyta, płynąłem przez tekst bez zatrzymywania. Podoba mi się również kontrast, który tworzysz. Z jednej strony mamy typowo baśniową klątwę, którą złamać może tylko znalezienie “księcia z bajki” – prawego i dobrego. Z drugiej strony zestawiasz to z brudnymi realiami, a baśniowy “posmak” pojawia się dopiero na końcu, gdy poznajemy treść klątwy. 

Bardzo ładne i przemyślane opowiadanie. Jestem świeżo po lekturze 451 stopni Fahrenheita i już po tytule skojarzyłem te dwa opowiadania ze sobą. Podobnie jak u Bradbury’ego narracja kojarzy mi się z ogniem, są popioły, mnóstwo prochu, wybuchy, żar i ogień pożądania. To bardzo współgra z samą tematyką i postacią Żarniczki. Kapitan trochę przypomina mi przełożonego Montaga, łączy ich ten płomyk szaleństwa, który w pewnym momencie wybucha. 

 

Historia być może jest nieco przewidywalna, szczególnie tożsamość Żarniczki, ale kompletnie mi to nie przeszkadzało, bo skupiłem się raczej na kreacji świata (ale motyw zdrady był już zaskoczeniem).

Mi osobiście nie przeszkadza to, że już na początku wspominasz o bitwie, ale nieco blado wypada pominięcie tego tematu w dalszej narracji. Niby jest krótkie wytłumaczenie, ale jednak pozostawia niedosyt. Stylizowana narracja, choć miejscami nieco niejasna, jest moim zdaniem jednym z jaśniejszych punktów opowieści. Tworzy skojarzenia ze Starą Baśnią i bardzo przyjemny klimat, który przywodzi na myśl Ballady i Romanse Mickiewicza czy utwory wczesnego Słowackiego. 

 

Niestety, jak zauważyli poprzedni komentujący, tekst można by było skrócić bez szkody dla treści czy klimatu.

Przeczytałem wczoraj przed snem, pogapiłem się przez pół minuty w ścianę i stwierdziłem, że ten tekst musi jeszcze trochę pofermentować w mojej głowie. Załapałem niewiele aluzji, jeszcze mniej zrozumiałem, ale są momenty, w których można się pośmiać. Kbeht, Wielki Przedwieczny Pikap jest pod tym względem chyba najlepszy :)

 

Początek był dla mnie najtrudniejszy w odbiorze i nieco chaotyczny. Potem, gdy wyklarował się ogólny obraz świata i problemu, przed którym stanęli bohaterowie, czytało się dużo ciekawiej, a opowiadanie nabrało rumieńców. Na pierwszy plan wychodzi bardzo dobry pomysł na księżniczki i bogactwo wyobraźni. Podobała mi się również narracja, co jakiś czas migają czytelnikowi dowcipne wstawki, które nieco odwracają uwagę od beznadziejnej sytuacji. Największym plusem opowiadania jest dla mnie chyba zakończenie – opis roślinnej cywilizacji, w której każdy element spełnia swoje konkretne zadanie. To bardzo mocno działa na wyobraźnię. 

 

Jedyną rzeczą, która wzbudziła moje większe zastrzeżenia jest zarys bohaterów. Widać, że konstrukcja świata gra tu pierwsze skrzypce, a bohaterowie są jedynie pretekstem do pokazania bogactwa i oryginalności wykreowanego przez ciebie świata. 

 

Początkowo miałem mieszane uczucia bo bohaterowie trochę mi się mylili. Do lektury zachęcał jednak sam styl snucia opowieści – idealnie pasuje do frywolnego i nieprzyzwoitego klimatu Gór Ułudy. Akcja wartko mknie naprzód i dosyć niespodziewanie skręca w stronę bardziej poważnego nastroju, co moim zdaniem jest sporą zaletą. Czasem opowiadaniom utrzymanym w żartobliwym tonie przydaje się kubeł zimnej wody :)

Cieszę się, że przypadło ci do gustu, a i Marchew… polecam, bo co prawda nie łączy się zbyt mocno z Episkopem…, ale daje nieco szerszą perspektywę no i utrzymane jest w podobnym tomie. Jeśli podoba ci się przedstawienie nekromantów, to podejrzewam, że będziesz zadowolony :)

Bardzo uczuciowe i melancholijne opowiadanie, intryguje od samego początku. Zwróciłem uwagę przede wszystkim na elegancję stylu, którym się posługujesz oraz kreację postaci, która musi żyć z piętnem źle podjętej decyzji. Ciekawie również pokazujesz fascynację cielesnością w tej najprostszej formie. Zdziwiło mnie zakończenie, biorąc pod uwagę pesymistyczny nastrój towarzyszący początkowej części dzieła, szczęśliwe rozwiązanie losów bohaterki jakoś… zaskakuje.

Początek wprost kipi parodią i absurdalnym poczuciem humoru, które z braku lepszego słowa nazwałbym “kreskówkowym” – to nie jest wada, po prostu tak mi się kojarzy. Dalej jest już trochę spokojniej, ale poczucie absurdalności całej sytuacji pozostaje. 

 

Warto pomyśleć nad przeredagowaniem części dialogów, brzmią nieco sucho, szczególnie rozmowa o dziadkach. Skoro jesteśmy przy tym fragmencie, to dziewczyna-medium dosyć późno orientuje się, że facet może być jakimś zboczeńcem. 

 

– Posiadłość jest daleko za miastem, a autobusy tam rzadko jeżdżą. Jak złapiemy najbliższy, to dotrzemy dość późno. Mogą nas nie wpuścić. Czyli musimy jechać rano – analizował. 

Niektóre wypowiedzi, takie jak ta, można przekazać krócej bez zdawania się w szczegóły “Jest już późno, pojedziemy tam jutro rano” – czytelnik może się domyślić reszty. 

 

Alicella witam jurorkę :)

 

Regulatorzy bar­dzo się cie­szę, że Mar­chwi… za­pa­dło ci w pa­mięć i że znowu udało mi się cię roz­ba­wić :) Dzię­ku­ję za wy­chwy­ce­nie ba­bo­li, od razu je po­pra­wi­łem.

Podczas bety skupiłem się na poprawkach, więc teraz warto wspomnieć kilka zalet. W opowiadaniu widać pomysł – zestawienie dwóch skrajnie odmiennych światów połączonych w nietypowy sposób wypada ciekawie, myślę, że warto byłoby to pociągnąć dalej. Sam konflikt między Królestwem a Republiką również budzi zaciekawienie czytelnika. Odpowiednio dozujesz informacje o świecie w taki sposób, że czytelnik może domyślić się wielu rzeczy, ale jednocześnie nie zanudzasz go szczegółami.

Powtórzę swoją opinię z bety. Bardzo dobrze wyszła ci narracja, akcja wartko prze naprzód, napędzają ją kolejne przeciwności losu, które spotykają Frida. Upadek z deszczu pod rynnę i znowu w deszcz, potem z patelni w ogień ani na moment nie nuży, bo kolejne fragmenty łączą się w zgrabną całość. Postacie są charakterystyczne, a dzięki zgrabnie napisanym dialogom czuć chemię między nimi. Na szczególną uwagę zasługuje również przedstawienie księżniczki, a raczej księżniczek (chociaż ta w sypkiej postaci wyszła ci najlepiej, poniższy cytat jest jednym z moich ulubionych:

W końcu pojawiła się ona – powabna, o obfitych kształtach, zakutana w grube warstwy tkaniny. Postawiono przed nimi porcję księżniczki, za którą można było zdobyć pół królestwa. Zanurzony w jej wdziękach palec czarnoksiężnika długo brodził po sproszkowanych krągłościach, aby wreszcie zaczerpnąć ze źródła.

Serdeczne dzięki za miłe słowa, choć początek brzmiał groźnie.

Co do postaci licza to miałem w pewnym momencie obawy, czy jego charakter nie stał się zbyt mroczny, ale cieszę się, że  uważasz zmianę za zaletę. Jeśli chodzi o humor to zdecydowanie obstaję przy trzecim punkcie. Teksty humorystyczne to śliska sprawa i łatwo z nimi przedobrzyć, zwłaszcza że poczucie humoru mam dosyć ciężkie. Skoro Marchwi… zostało ciepło przyjęte, to gdzieś z tyłu cały czas miałem ją w pamięci i zastanawiałem się, czy da się to jeszcze jakoś podkręcić.

Mam też wrażenie, że Twój styl nieco tu ewoluował: w poprzedniej części czułem megamocny vibe typu Pratchett, tu w moim odczuciu jest o wiele więcej już od Ciebie, co postrzegam na plus.

To jeden z największych komplementów jakie dostałem na tym portalu, zwłaszcza że cały czas eksperymentuję z narracją i próbuję znaleźć coś, w czym będę się dobrze czuł. Teksty na poważnie jakoś mi nie wychodzą, a przy MarchwiEpiskopie dobrze się bawiłem podczas pisania :)

Serdeczne dzięki jeszcze raz, gdyby nie to, że wyciągnęliście ten tekst za uszy, wyglądałby o wiele gorzej :)

Cześć, szukam betujących do opowiadania fantasy “Episkop na białym koniu” na konkurs Księżniczka w opałach. Długość to około 31500 znaków. Tekst jest luźną kontynuacją “Marchwi będą służyć", ale znajomość poprzedniego opowiadania nie jest obowiązkowa. Będę wdzięczny za konstruktywną krytykę.

 

Zespół lingwistów w osobie jednego odklejonego od rzeczywistości starca odkrywa niewygodną tajemnicę świętych pism. To stawia w niezręcznej sytuacji całą kastę kapłańską i przy okazji imperatorkę, która staje się panną na wydaniu w odmiennym stanie. Kanclerz wychodzi ze skóry, by utworzyć pierwszy w historii Gnijący Regiment, a biedny episkop musi stawić czoła Gildii Nekromantów, która chce podebrać mu stałych klientów.

Tarnina przepraszam za odpowiedź z opóźnieniem, ale nie wiem jakim cudem umknął mi komentarz. Spodziewałem się, że przy krótkim tekście popełnię mniej baboli, ale wygląda na to, że znowu zaskakuję sam siebie.

 

Tam, klienty przyszły. Kogo to obchodzi :P

Moim zdaniem jakoś wypadało wytłumaczyć, czemu właściciel wpuszcza kogoś bez kolejki. To znaczy ja bym tak zrobił na jego miejscu. Z drugiej strony nie jestem jakimś mistrzem komunikacji, więc jeśli brzmi zbyt sztucznie, to zmienię :) 

 

Bo nauczyciele wcale nie lubią, kiedy uczniowie tak robią…

W szkole i pracy spotkałem się z kilkoma nauczycielami, którzy są w stanie wiele wybaczyć ulubionym uczniom, ale faktycznie, przydałoby się doprecyzować.

 

Cieszę się, że pomimo błędów znalazłaś w opowiadaniu coś wartego uwagi. Dziękuję za czas poświęcony na lekturę oraz wyłapanie baboli i pozdrawiam!

 

Koala75 kiedyś natknąłem się w sieci na stronkę, na której użytkownicy “odtwarzali” własne zdjęcia sprzed lat i bardzo mi się spodobał sam pomysł. 

Chodził mi ostatnio po głowie jeden pomysł, ale dopiero czytając warunki tego konkursu wreszcie się wykrystalizował :D

Serdeczne dzięki za wyróżnienie i cieszę się, że opowiadanie przypadło ci do gustu. W komentarzach najbardziej zdziwił mnie właśnie problem z zakończeniem. Nie przypuszczałem, że licze są tak mało znane, a dla upewnienia podpytałem jeszcze znajomych i faktycznie może jeden czy dwóch potrafiło cokolwiek o nich powiedzieć. Ja wychowałem się na grach fantasy takich jak Heroes of Might and Magic czy Baldur’s Gate, tam nieumarłych było od groma, pewnie dlatego wziąłem licze za pewnik.

Problem mógł również wynikać z tego, że sam wątek nie był wystarczająco dobrze wyeksponowany. Gdy zmieniałem zakończenie, lwia część tekstu była już gotowa i limit trochę mnie przycisnął, z drugiej strony obawiałem się dawania dalszych “tropów” bo chciałem, żeby zakończenie choć trochę zaskoczyło czytelników.

Cieszę się również, że humor nie okazał się za ciężki. Sam wyjątkowo dobrze bawiłem się podczas pisania tego tekstu, a sam proces twórczy przypominał przekładanie karteczek, miałem gotowych kilka scen fragmentów, a potem przestawiałem je, przerabiałem i łączyłem tak, żeby uszyć w miarę satysfakcjonującą opowieść.

 

Opowiadanie może i jest nieco hermetyczne, ale jako cichy obserwator trochę nawet się orientuję. Bez znajomości realiów tekst też dobrze by sobie poradził. Dodatkowo sam grywam w “erpegi” więc wychwyciłem jeszcze kilka smaczków. Mój ulubiony to zdecydowanie motyw z koszem na głowie kupca – Brakowało tylko strzały w kolanie. Jeśli natomiast chodzi o zabijanie dzieci to przypomniała mi się afera sprzed kilku lat o to, że w jakimś Falloucie albo którymś Wiedźminie po aktualizacji można było zabijać dzieciaki. 

 

Najbardziej podoba mi się jednak pomysł. Miałem już kilka razy styczność z tego typu konwencją, ale za każdym razem traktowałem ją nieco na dystans. Po twoim opowiadaniu stwierdzam, że chętnie przeczytałbym jeszcze jakieś opowiadania, których akcja dzieje się w grze. Tworzysz ciekawe postacie, dialogi są odpowiednio lekkie i naturalne, bardzo dobrze prześlizgujesz się między humorem, a mroczną stroną całego opowiadania – zabić człowieka tylko po to, żeby przekonać się, jakie statystyki ma nowa broń itp. Największe wrażenie zrobił na mnie chyba fragment z głównym bohaterem (niezależnym), który bezwolnie obraca się za kamieniem, jednocześnie wiedząc, co go spotka. Wielu graczy zachowuje się niezbyt subtelnie, ale wszystko zmienia się, gdy pomyślimy o NPC-ach jak o prawdziwych ludziach. 

 

Mój ulubiony dialog to zdecydowanie:

 

– Oj nie, Wojteczku. Dzisiaj grubsza sprawa. Dzisiaj gobliny uprowadziły czwórkę moich pięknych dzieci. Jaskinia jest na końcu mapy, tak że luz.

– I co, żywe będą?

– Żeby zaliczyć misję, należy przyprowadzić przynajmniej dwójkę z nich. Tak że różnie, Wojteczku, różnie.

Podobało mi się zarówno pod względem pomysłu, jak i samego przedstawienia. Z tymi strachami ciekawe zagranie, niektóre dziecięce lęki są wprost irracjonalne, sam mógłbym wymienić kilka swoich (Chewbacca przyprawiał mnie o ataki paniki). Na strychu wbrew pozorom nie ma zbyt wielu klasycznych potworów, bo największy czai się na dole. Zgrabnie to rozegrałeś, bo w ten sposób nie zagłuszasz przekazu całego tekstu. Strachy zostawione w zapomnieniu mi też skojarzyły się z Toy Story i zabawkami zamkniętymi w pudełku. 

mortecius mam wrażenie, że powinno to lepiej wybrzmieć w tekście bo jak do tej pory nikt nie poruszył tego tematu

 

wilk-zimowy cieszę się, że tekst w przeciwieństwie do Holton miał jednak coś ciekawego do zaoferowania :)

Podobało mi się. Ciekawy pomysł na bohaterów, interesujące rozwinięcie i przejrzysta forma. Najbardziej chyba przeraża wizja komara wielkości “źródła”. 

Początkowo miałem powiedzieć, że pierwszy akapit jest tak pięknie napisany, że mam wrażenie jakbym czytał własne uczucia w kolejce do stoiska mięsnego (nienawidzę). Po lekturze całości stwierdzam, że jest ono napisane w tak naturalny sposób, jakby czytelnik faktycznie wszedł na moment do głowy Bożenki. 

 

Jest przyjemnie, lekko i humorystycznie. Natłok niefortunnych zdarzeń, które może nie są do gruntu złe, ale irytują jak bzycząca wokół głowy mucha mnie osobiście przyprawiłby o szewską pasję. 

Czołem! Nie spodziewałem się, że kogoś tu jeszcze zastanę. Fajnie, że forma przypadła ci do gustu bo pozwoliłem sobie na mały eksperyment. Zwykle strasznie się rozpisuję aż nie skończę wreszcie opowiadania, potem daje mu poleżeć i przychodzę z nożyczkami wywalając dłużyzny. Przy tym opowiadaniu postanowiłem ciąć i skracać bez opamiętania tak, żeby zostało absolutne minimum, sam miąższ. W teorii brzmi to łatwo, ale sprawiało mi to sporo trudu. Tym bardziej cieszę się, że doceniłeś prostotę.

 

Co do skorzystania z usług Fotobłysków to przez długi czas zastanawiałem się, jakie zdjęcie mógłbym chcieć odświeżyć, ale koniec końców doszedłem do podobnej konkluzji.

 

Serdeczne dzięki za lekturę i za ostatniego klika :)

Nowa Fantastyka