W tym opisie brakuje mi miejsca akcji. Gdzie toczy się akcja opowiadania?
Co prawda wspominasz o drewnianej chacie, którą Alicja dostała od babci, ale gdzie to jest, w górach nad morzem, no gdzie, nie wiadomo? Nie ma też czasu akcji, można by sądzić, że to się dzieje tuż po wojnie, dajesz kotą nazwy polityków z epoki drugiej wojny światowej Roosevelt i Churchill. Potem dowiadujemy się, że jest jeszcze jeden kot, któremu nadałaś nazwę Stalin.
Ten dyktator jest uznawany za największego zbrodniarza w historii ludzkości, nietrafne porównanie, może u czytelników wywołać niekorzystne emocje.
Jakoś nie przekonuje mnie opisany charakter Świąt Bożego Narodzenia – Wigilii. Nikt już nie wie co to jest diduch, to średniowieczny zwyczaj, niepraktykowany w Polsce. Rozstawianie snopków zboża po kątach może jest jeszcze kultywowane na zabitej wsi w Ukrainie, ale to jest wątpliwe.
Pomysł zawieszenia pod sufitem choinki i ubranie w bombki z marketu i makaronowe łańcuchy, nie czynią klimatu Wigilijnego. Przecież to miał być horror, a nie bajeczka dla przedszkolaków. Wplatasz w tą opowieść jakąś rzekomą bajkę o Żydach i Niemcach utopionych w stawiku razem ze złotem. Dobre sobie, jak oni się tam wszyscy zmieścili.
Po sosnach skakały wiewiórki, trznadle, sikory i zwykłe szare wróblę.
Wiewiórki zimą nie są aktywne, nawet jak są dokarmiane posilają się wcześnie rano i czmychają do swoich dziupli, na drzemkę. To samo tyczy się wróbli, nie skaczą po sosnach.
Zimą zbijają się w stadka i siedzą w krzakach, za bardzo się nie ruszając.
– Facet był przystojny, śliski i miał problemy z prostatą.
Młody facet ma prostatę? Rozumiem, że jako wszechwiedzący narrator dokonałaś badania palpacyjnego per rectum. Po co ta informacja, nie rozwijasz jej dalej, czemu miałaby służyć? Wprowadzasz chaos w opowiadaniu i spowalniasz akcję.
Potem przyjeżdżają następni goście i zaczynają się wspólne komplementy i wychwalania, kto ma lepszą brykę, Po krótkich dialogach ferajna od razu przystąpiłą do spijania whisky. Po czym bracia udali się do lasu urąbać drzewo, gdy wrócili po chwili byli zmarznięci i podpici. Pozostała para gości zajęta była uprawianiem seksu w pokój na górze. Panowie stwierdzili, że nie zaspokoili dostatecznie pragnienia i w te pędy pojechali uzupełnić, jak twierdzili paliwo. Po dwóch kwadransach wrócili, usiedli do tzw. wieczerzy i spijali kolejne porcje alkoholu.
Po chwili bełkotali o kocie, który jak twierdzili: – sam im wpadł pod koła. Szkoda, że nie wjechali do stawu, może wtedy byłaby szansa na jakiś fajny horror.
Nagle ciszę rozdarł, dochodzący z podwórza, przeraźliwy skrzek i trzask. Dostrzegli Piotrka leżącego na zamarzniętym stawie. Ciekawi mnie jak tam doszedł, parę akapitów wcześniej piszesz, że staw pokrywała cieniutka warstwa lodu, dlatego nie mógł zamarznąć przez parę godzin.
Potem do akcji ratunkowej wkroczyła w szpilkach Nikola. Szybkimi krokami doszła do leżącego. Dziewczyna zręcznie ciosami szpilki oswobodziła i uwolniła Piotra z okowów lodu. Następna sprzeczność, dziewczyna jedzie na wiochę do chałupy na jakimś zadupiu, nie wiadomo gdzie, i ubiera się, jak na bal sylwestrowy. Poza tym stawy są dość płytkie, i trudno się w nich utopić, raczej można w nich brodzić.
– Piotrek, a pamiętasz, jak pojechaliśmy do babci Klary i zżarliśmy cukrowe laski, które wisiały na choince, odkąd świat pamiętał? Potem rzygaliśmy do rana! Podobne święta nam wyszły, co?! – mruknął Paweł, głaszcząc brata po głowie.
– Ty mnie namówiłeś! Ja zjadłem, a ty dostałeś lanie – odparł przytomnie.
– To co? Położymy cię do łóżeczka i już nigdzie nie będziesz chodził?
Jak na horror to dialog braci nadają się do bajki dla sześciolatków a nie na taki gatunek literacki.
Potem opisujesz jęki, stukania i w finale przeraźliwy wrzask dochodzące z góry sugerujący ponowny seks.
– Nagle po schodach zbiegła Nikola. Miała na sobie tylko sięgający za pupę, zakrwawiony, męski T-shirt. Krew drobnymi kropelkami kapała z jej włosów i dłoni.
Co za niesamowite szybkie tempo, przed chwilą, była w szpilkach, ratując Piotra. Teraz jest cała we krwi. Dziewczyna nic nie mówiła, miała wytrzeszczone oczy. Posadzili ją na krześle i dali kieliszek wina, na frasunek dobry trunek.
Paweł pobiegł sprawdzić co się stało, jak się za chwilę okazało Erykowi coś urwało głowę.
Potem towarzystwo zastanawiała się czy wezwać policję, kłócąc i przekomarzając między sobą, jednak dochodzą do wniosku, że nikogo nie alarmować.
W tych dialogach jest chaos nie bardzo wiadomo o co chodzi. Po czym jak z procy Paweł wypadł na ganek i cap, niespodziewanie długa na dwa metry kocia łapa wciągała go pod lód. Co to za wielki kot z taką długą łapą? To już totalna bzdura nawet trudno sobie wyobrazić, jak ten kot zmieścił się w tej sadzawce.
Monika trzymała męża za nogi, ale też powoli wjeżdża do stawu.
W sukurs przychodzi jej Piotr.
Piotr złapał ją w pasie i z całych sił szarpnął. Potem wskoczył do stawu i razem szarpali nogi Pawła.
Więc ciągnie rzepkę dziadek niebożę.
Ciągnie i ciągnie, wyciągnąć nie może! Zawołał dziadek na pomoc babcię: "Ja złapię rzepkę, ty za mnie złap się!
Przypomina mi to bajkę Juliana Tuwima “Rzepka”.
Sama nie wiedziała, czemu wróciła. Może to było przeczucie albo głos w głowie czarownicy. Klęła, kiedy wysiadła z pociągu po przejechaniu połowy drogi i kiedy czekała na peronie. Jadąc autem przez zaśnieżony las, już tylko poburkiwała pod nosem. Dobrze tu byłoby wstawić jakiś opis, że Alicja tchnięta czarodziejską antycypacją postanowiła wcześniej wrócić do chaty.
O co tu chodzi, po co jechała pociągiem i potem samochodem.
Kiedy już jechała samochodem spotkała po drodze przerażone dziewczyny. Dowiedziała się, że kot wyszedł ze stawu i odgryzł głowę mężczyźnie.
Po krótkim namawianiu zabrała je do samochodu i pojechała w stronę chaty. Gdy dojechali na miejsce Alicja zostawiła dziewczyny w aucie i poszła węszyć.
Używając czarów stwierdziła, że zło jest w chałupie. Za chwilę podeszła do stawu i wciągała woń niczym wilk tropiący zwierzynę.
Coś tam jeszcze mamrotała rzucając śmieszne zaklęcia i zauważyła, że drzwi wejściowe były pęknięte, jakby uderzył w nie taran. Rozpaliła ognisko, rzuciła na cały zapas suszonych ziół i czarów jakie posiadała w swej mocy. Z domu powoli wyszedł czarny kot, wielki jak słoń. Ciekaw ja się zmieścił w tej chacie. Syberyjski tygrys, to lepsze porównanie. W pysku niósł bezwładne ciało Pawła. Żona biegła za kotem, uzbrojona w wałek do ciasta i niski taboret. Ale komedyjka.
– Stalin! – zawołała Alina.
Ale to nie był Stalin tylko jego demon kot, na szczęście. Alina postanowiła zwabić demona wrzucając do stawu dużo jedzenia. Czający się w krzakach kot musiał być bardzo głodny, bo dał się skusić, skoczył za żarciem i zniknął pod taflą. Po chwili wyskoczyło z niej czarna łapa, ale dostała od wszystkich czarodziejskimi witkami. Potem Alicja wypowiedział zaklęcie, i wylała wódkę na taflę, która zaczęła się zamykać.
– Alina szeptała ostatnie zaklęcie
– Koniec nocy, koniec mocy
– Już se bobok nie wyskoczy.
Piękny wierszyk, co za narzecze, z jakiej okolicy?
Reasumując – to praca pisana na konkurs Świąt Bożego Narodzenia w gatunku horroru.
Towarzystwo zjechało się jak na kulig, alkohol lał się strumieniami.
Poruszane tematy banalne, sex, fura i kasa. Nie ma tu klimatu wieczerzy Wigilijnej, gdzie ludzie dzielą się opłatkiem składają sobie życzenia. W twojej historii nikt nie dotrwał do wieczoru, bowiem wszyscy byli pijani, a pozostali uprawiali seks.
Po co są święta?
Święta są przede wszystkim czasem narodzin Chrystusa, co powinno cementować i budować ich wiarę. Boże Narodzenie jest specyficznym okresem, kiedy ludzie życzą sobie jak najlepiej i na ten krótki czas starają się dążyć do jedności i wspólnoty.
Najlepszy horror pochodzi z przerażających rzeczy, które mogą manipulować uczuciami czytelników, tworząc uczucie niepokoju i strachu, które wykraczają poza świadomość i przenikają głęboko w psychikę.
Niestety tego nie ma w twojej opowieści.
Nie ważne jakie masz IQ, istotne jest, że umiesz czytać.
AK.