- Opowiadanie: Ambush - Oko zmruż

Oko zmruż

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Oko zmruż

”Jak spragniony snu

Powoli zmierzam do granic znoszących mój ból…”

Wyjadę na parę dni,

to na pewno dobrze zrobi miiiii.

 

Śpiewała pełnym głosem Alina, pakując walizkę.

Lubiła swoją pracę i odziedziczony po babce drewniany dom, ale ostatnio zaczęła odczuwać monotonię codziennej egzystencji. Czas dekady zimowego przesilenia był idealny na krótki wypad, a Stowarzyszenie Wiedzących organizowało właśnie czterodniową kursokonferencję.

Rozmyślała o wymianie doświadczeń, wieczorach z grzanym winem i plotkami, o rozwoju osobistym i nowych przepisach. Przede wszystkim cieszyła się jednak wizją koleżanek, którym opadają szczęki na widok jej nowiutkich butów i jaspisowej skrzynki na eliksiry.

Zamierzała – przynajmniej na początku – chwalić się, że zarobiła sporo na wynalezionych minionego roku lubczykach instant. Choć prawda była bardziej prozaiczna: wynajęła chałupę na święta letnikom. W sumie, biorąc pod uwagę sezon, raczej zimownikom – pomyślała.

Zamknęła na siedem spustów destylarnię i piwniczkę z tajnymi składnikami, wywiesiła słoninę, oraz uzupełniła karmniki dla ptaków, wiewiórek i kotów. W każdej izbie ustawiła ochronne diduchy, a potem zawiesiła pod sufitem choinkę, którą ubrała w bombki z marketu i makaronowe łańcuchy.

Makaron gotowała wcześniej w wyciągu z bielunia, była więc pewna, że żadne niezaproszone złe nie wkroczy pod jej nieobecność do domu. Po wysuszeniu nawlekła makaron na nici na przemian z jarzębiną.

Goście mieli przyjechać o pierwszej po południu. Godzinę wcześniej poszła nad stawik.

We wsi gadano, że to do niego wrzucono w czasie wojny trupy. Jedni opowiadali, że były to ciała Niemców, którzy przyjechali spacyfikować wioskę, inni, że szukających schronienia Żydów, lub ludzi wracających z Niemiec ze złotem.

Babka mówiła, że wszystko to było prawdą, wszystko łgarstwem i jeszcze trochę więcej. Mówiła, też, że w sprawki zamieszane było pół wsi, ale tylko ciotka Dorota wzięła na siebie doglądanie mocy, jakie poczęły się w zielonkawej toni.

Stanęła wśród pozornie martwych tataraków i nagich wierzb. Roosevelt i Churchill miaucząc, ocierały się jej o nogi. Staw pokrywała cieniutka warstwa lodu.

Rzuciła na taflę sznurki z zaklęciem, wylała kilka kropli gorzałki i szepnęła:

– Spać będzie mocno przez dni sześć, nie będzie węszyć, nie będzie jeść! – Po czym ukłoniła się i odeszła, nie czekając na odpowiedź.

Wiedziała, że lód powstrzyma to, co tętniło w stawie. Do tego na najbliższe dni zapowiadano mróz, więc natura również powinna pomóc.

Obróciła się, ogarniając wzrokiem otoczony białymi sosnami domek, uśpiony ogród i obejmujący całość zachłanny las. Po sosnach skakały wiewiórki, trznadle, sikory i zwykłe szare wróble, wyjadały smakołyki, płaską polankę znaczyły ślady saren i kun.

Spodoba się, mieszczuchom – pomyślała zadowolona.

Zauważyła, że na chodniku za domem zaparkował czarny jeep. Ostatni raz rzuciła okiem na staw i ruszyła w stronę samochodu.

– Dzień dobry, Paweł Szukała mam u pani rezerwację. – Facet był przystojny, śliski i miał problemy z prostatą.

– Tak, proszę za mną. Zaraz wszystko panu pokażę i ruszam w drogę. Przyjechali państwo bez dzieci? – zapytała ostrożnie.

– Tak, tylko ja i żona. Potrzebujemy spokoju.

– To się dobrze składa, bo stawu lepiej nie ruszać…

Popatrzył na nią z wyższością i wzruszył ramionami.

Coś w jego postawie sprawiło, że poczuła w trzewiach ssanie i obawę, iż popełnia wielki błąd. Jednak zainwestowała już tego tysiaka i miała bilet na pociąg.

Oprowadziła gościa po domu, pokazała mu schowek z zapasowymi kocami, szafkę ze świecami i przekazała słoik konfitur z tarniny. Po czym targana wątpliwościami minęła dźwigającego liczne walizy Pawła i jego nastroszoną jak kura żonę.

Jadąc przez las, zobaczyła dwa auta stojące na poboczu.

Chromoleni turyści! – pomyślała, płacą za dwójkę, a mieszkać zamierzają pewnie w ósemkę… Będą kłopoty…? – zawahała się. Może nie. Poza tym nie ma tego, jak teraz odkręcać!

 

***

Odziany w krótki kożuszek i wielką futrzaną czapę Paweł sprawnie otworzył szerokie wrota i czekał na gości, jak gospodarz.

Kiedy podjechali, ukłonił się teatralnie, wołając:

– Mości państwo, zapraszamy! Czym chata bogata!

– Na co ich zapraszasz, jak jeszcze nic nie gotowe! Mogłeś im kazać przyjechać wieczorem – sarkała zza jego pleców żona.

– Mieli się plątać po nocy?! – mruknął półgębkiem. – Lasy gęste, wilki wyją…

– Kretyńsko wyszło! Na pewno ich widziała!

– I co?!

– No brawo, brawo! – ryknął Eryk, gramoląc się ze swojego e-trona GT. – Wiedziałem, że świetny z ciebie organizator! Poznajcie moją piękną…

– Elektryk? – zapytał żarliwie Paweł.

– Najpierw panie! – skarcił go szef. – Nikola pozwól – Podał rękę młodziutkiej brunetce z włosami podgolonymi do skóry nad uszami. – A audiczka to elektryk. Sam nie wiem, która ma więcej mocy!

– A ona jest pełnoletnia? – spytała Monika, taksując krytycznie chude nogi dziewczyny.

– Ledwie – sapnął z zadowoleniem Eryk. – Zaparkuję przy okienku, bo muszę załadować. Mam wszystkie kable – dodał uspokajająco.

Monika otworzyła usta, chcąc zaprotestować, ale powstrzymało ją spojrzenie męża. Zamiast tego powiedziała:

– Ada, Piotrek dotarliście bez przeszkód! Poznajcie się to szef Pawła, Eryk i jego Nikola. Ada i Piotrek – szwagrostwo.

– Miło mi was poznać. A jeszcze milej, że w ogóle wyjechaliśmy z lasu – burknęła okrągła dziewczyna o włosach w kolorze ognia, patrząc jak zauroczona na szary lakier audicy. Po bunkrowaniu się w lesie ten rzęch ledwo zapalił! Z zielonej torby do lodówki, z białej do kuchni! – poleciła mężowi.

– Może zostawimy na zewnątrz, mrozik jest?

– Widziałeś koty?! Poza tym tu jest las, na pewno jakiś szkodnik by się złakomił!

– To może banieczka na dobry początek – zaproponował Eryk, wyciągając z bagażnika whisky.

Wypili, tupiąc w miejscu.

– Pięknie tu – sapnął Piotrek, który wrócił z kuchni.

– I wsiowo – dodała Ada.

– Rozpakujcie się, na górze są trzy sypialnie. Potem panowie pójdą szukać drewna, a dziewczyny przygotują wieczerzę – zaproponowała Monika.

Z lasu dobiegło wołanie sowy, wiatr strącił z czubków choinek śnieg, na moment zasnuwając okolicę białą mgłą.

– Jak pierwotnie! Czad! – huknął Eryk. – I do tego nie macie bachorków! Nawet nie wiecie, jacy z was szczęściarze!

– My się staramy – westchnął Piotrek.

– A jak u ciebie z potomstwem? – Monika wyglądała jak belferka odpytująca ucznia.

– Zostały z byłą! Niech poczuje, jak się wychowuje dzieci bez męskiej ręki!

W kuchni Monika z Adą rozpakowały półprodukty na świąteczną wieczerzę. Znały się jeszcze od czasu studiów, a od kilku lat były szwagierkami, więc nie musiały za wiele rozmawiać. Lubiły się mimo różnic, a może właśnie dzięki nim.

Nikola zajrzała im przez ramię i pisnęła:

– Ale ja na tej płaszczyźnie jestem zero. Nawet wodę przypalam! – Po czym uciekła na górę.

Eryk zjawił się już po pięciu minutach. Rzucił:

– Delegowałem zadania i mam fajrant! – Po czym pomknął na górę.

Po chwili z pokoju od frontu dały się słyszeć jej jęki i rytmiczny stukot łóżka.

– To już wiemy, w jakich płaszczyznach laska się odnajduje… – syknęła Ada.

– Przestań!

– Co? Cały czas zastanawiam się, czy jak już Paweł zostanie dyrektorem regionu i będzie jeździł taką bryką, to nie poszuka sobie nastolatki.

– Każdy ma swoje smutki… – Sentencjonalnie odparła Ada. – Piotrek nie zostanie dyrektorem, a ponieważ uwielbia swojego pełnoletniego forda, więc pewnie nigdy mnie nie opuści.

– Cóż, coś za coś.

– I strzela ślepakami! A ten bufon zapłodni chudzielca pewnie jeszcze dziś! A mnie w każde święta ciotki pytają, na co czekamy, skoro już osiem lat po ślubie!

– Nie jeździłabym! – odparła krótko Monika.

 

***

Bracia wrócili z lasu zmarznięci i podpici. Eryk dołączył do nich przy rąbaniu drewna.

W popołudniowym świetle każda pałka tataraku, zmarznięta gałązka, czy kępa trzciny opalizowała jak klejnot. Woda w stawie była skuta srebrno-zielonym lodem.

Kiedy wieczerza była prawie gotowa, dziewczyny zamknęły się w łazience i wypindrzyły na bóstwa.

Gdy wyszły, za stołem siedziała przygaszona Nikola, ubrana w odlotową sukienkę ze złotych łusek.

– Gdzie faceci? – spytała Ada.

– Podobno paliwa jest za mało, to pojechali…

– Idioci!

Po dwóch kwadransach mężczyźni wrócili, ale zatrzymali się na ganku.

– Czy wyście powariowali?! – Monika wyszła do nich. – Mamy tu morze wina i wódki, a stacja benzynowa jest dwa kilometry stąd.

– Drogi są puste, a my nie lubimy przepłacać! – zapewnił Eryk z zapałem.

– Kto by pomyślał… Praktyczny pan!

– W każdym razie zrobiliśmy zakupy, szczęśliwe wróciliśmy i teraz możemy wieczerzać, jakby jutra miało nie być – wtrącił się Paweł, mrugając porozumiewawczo do Eryka.

Siedli do stołu. Były ryby, pierogi z marketu i kilka sałatek. Eryk rzucił propozycję grilla ale odmowę przyjął godnie.

Wszystkim dopisywały humory, tylko Piotrek był zgaszony i milczący. Zjadł kolację, wypił drinka i skarżąc się na ból głowy, uciekł na pięterko.

– Mam nadzieję, że w naszych szeregach trafił się tylko jeden dezerter – huknął Eryk, napełniając kolejne kieliszki i na chybcika wymyślając toasty. – Żebyśmy się zawsze budzili wtuleni w nastoletnie piersi!

– Żebyśmy nigdy nie siadali do stołu z palantami! – wypaliła Ada i zaśmiała się nerwowo.

– Że też zawsze laski takich steranych życiem, przybitych facetów to zołzy…

– Przestań – rzucił Paweł. – To zrobiło na nim wielkie wrażenie. Na nas też powinno…

– Co zrobiło?! – W głosie Ady dźwięczał niepokój.

– Coście znowu nawyrabiali?! – dołączyła się Monika.

Mężczyźni wypili kolejny kieliszek do dna.

– Poszymymszy kofa – szepnął Paweł, który miał już sporo w czubie.

– Co?

– Autem. Kota czarownicy!

– Zabiliście kota?!

– Sam wlazł pod koła, kiedy parkowałem.

– Jesteście nienormalni! Może jest tylko ranny. Leży tam?

– Wrzusimymy do safu. – Paweł był coraz chętniejszy do zwierzeń. – Stuk, puk, chlup!

– No to chlup w ten dziób! – odpowiedział Eryk, ignorując miny kobiet.

Nie zdążyli pokłócić się na dobre, bo ciszę wigilijnej nocy rozdarł, dochodzący z podwórza, przeraźliwy skrzek i trzask.

Wybiegli na mróz tak jak stali i zobaczyli Piotrka leżącego na zamarzniętym stawie.

W mroku nocy staw był sterylnie biały, z wyjątkiem szpecącej go ciemnej wyrwy. Wydawać by się mogło, że patrzy na nich olbrzymie oko, a Piotrek próbuje je zamknąć własnymi rękami.

– Piotruś! – wrzasnęła Ada i skoczyła pierwsza.

– Czekaj. Musimy go wyciągnąć za nogi, bo się zapadniemy i potoniemy – krzyknął Paweł.

Nogi Piotrka leżały na brzegu. Mężczyźni szarpnęli je, ale bez skutku.

– On ma dłonie w przerębli! – Zaszlochała Ada. – Boże jak to się stało, że nie usłyszeliśmy kiedy wychodził! Jak długo?! Ratunku!

Chciała wbiec na lód, ale wtedy odezwała się Nikola:

– Słuchaj, nie bierz do siebie, ale może to ja wejdę. Anorektyczkom jest łatwiej – uśmiechnęła się nieśmiało.

– Właź!

Dziewczyna w kilku krokach dotarła do leżącego. Usiłowała wyjąć jego ręce, ale lód trzymał jak okowy. Walnęła obcasem i lód pękł, a od stawu powiało przejmującym chłodem. Wszyscy wzdrygnęli się i poczuli niepokój. Nikola przesunęła się zręcznie i kolejnymi ciosami szpilki oswobodziła drugą dłoń.

– Ciągnijcie! – poleciła.

– Kotek – jęknął Piotrek.

– Pewnie ma ich wiele. Nie zorientuje się – pocieszał go brat.

– Wołał mnie!

Wyciągnęli go na brzeg. Gdy wchodzili do środka Monika obróciła się i powiedziała:

– Patrzcie. Ten staw na nas patrzy…

– Przestań – ucięła Ada i szybko weszła do ciepłego wnętrza.

Piotrek siedział przy płonącym kominku w fotelu w róże i dygotał, z nosa wisiały mu zamarznięte śpiki. Okryły go kocami i napoiły winem z przyprawami.

Eryk objął czule Nikolę.

– Byłaś boska – szepnął.

– Skaleczyłam mu rękę obcasem.

– Do wesela się zagoi… Chodź szybko na górę, muszę cię rozgrzać!

Monika nakleiła plastry na pokiereszowaną dłoń szwagra, który bawił się rogiem koca i uśmiechał się dziwnie.

– Piotrek słyszysz mnie?! Długo leżałeś na tym lodzie?!

– No odkąd kotek mnie zawołał…

– Po co cię wołał?

– Chciał wyjść.

– No i co robimy? – zwróciła się do pozostałych. – Coś jest z nim nie tak.

– Piotrek, a pamiętasz, jak pojechaliśmy do babci Klary i zżarliśmy cukrowe laski, które wisiały na choince, odkąd świat pamiętał? Potem rzygaliśmy do rana! Podobne święta nam wyszły, co?! – mruknął Paweł, głaszcząc brata po głowie.

– Ty mnie namówiłeś! Ja zjadłem, a ty dostałeś lanie – odparł przytomnie.

– To co? Położymy cię do łóżeczka i już nigdzie nie będziesz chodził?

– Zjadłbym makowca.

– Zrobię kawy i wszyscy sobie zjemy – zaproponowała Ada, spoglądając z troską na męża.

Z góry znowu zaczęło dochodzić rytmiczne stukanie.

– Jak króliki! I tak przez całe święta?! – mruknęła Monika.

Jedli ciasta, gdy do stukania dołączyły jęki. Najpierw ciche, a potem coraz głośniejsze. Wreszcie wrzaski były tak głośne, że nie dało się rozmawiać.

– Ty im zwrócisz uwagę, czy ja mam iść?! – spytała Ada. – Tylko jak ja…

– Pójdę – westchnął Paweł.

Jednak okazało się to niepotrzebne, bo w tej samej chwili po schodach zbiegła Nikola. Miała na sobie tylko sięgający za pupę, zakrwawiony, męski T-shirt. Krew drobnymi kropelkami kapała z jej włosów i dłoni.

Nic nie mówiła, tylko patrzyła na nich mocno wytrzeszczonymi oczami.

– Nikola, na Boga, co się stało?!

– Szedł… – szepnęła, a broda drżała jej jak dziecku.

– Powiedz mi, że nie mówi „doszedł” – sapnęła gniewnie Ada.

– Ty się módl, żeby to nie było „odszedł”!

– Lepiej zobaczę, co się stało – mruknął Paweł.

Posadziły dziewczynę na krześle, owinęły kocem i podały kieliszek wina. Nikola drżała jak liść, a jej źrenice uciekały, pozostawiając przerażające, puste oczy.

Po chwili z góry dobiegł nieartykułowany wrzask Pawła.

Gdy wszedł do kuchni, był blady jak ściana.

– Eryk nie żyje – mruknął.

– Co mu zrobiła?! – spytała zszokowana Monika.

– Nie sądzę, żeby mogła… coś takiego.

– Bo ładna?

– Bo chuchro, a jemu ktoś urwał głowę!

– Ale kto, wszyscy byliśmy tutaj.

– Ma rozorane plecy, tak że widać kręgosłup. I to też nie wygląda na robotę człowieka…

– A na co?!

Paweł przez chwilę milczał, jakby szukał słów.

– Wygląda jak zepsuta kocia zabawka…

– Boję się – szepnęła Ada. – Trzeba wezwać policję. Nikoli i Piotrkowi przyda się lekarz.

– Kto ci tu po ćmoku w Wigilię przyjedzie?! – Paweł był zły.

– No jak powiemy, że świętuje z nami facet bez głowy, to raczej się zjawią! – wrzasnęła Monika.

– A jak oskarżą Piotrka?!

– Przecież był z nami cały czas! Tobie nie chodzi o brata, tylko o karierę! Twój promotor korporacyjny odpadł z wyścigu szczurów. Do kogo się teraz podczepisz?!

– Kpisz ze mnie, ale lubisz narty w Szwajcarii, wczasy na Bali i ciuchy z najnowszych kolekcji.

– Idźcie się kłócić gdzie indziej! Oni potrzebują spokoju – poleciła Ada.

– Kolędy im zaśpiewaj – sarknął Paweł, ale wyszli z Moniką na zewnątrz.

Kłócili się stojąc na śniegu. Ada poprawiła koc Nikoli i podała kolejny kubek Piotrkowi.

– Nie chce ci się trochę siku? – spytała. – Wypiłeś już dwa kompoty i herbatkę.

– Pójdę – odparł posłusznie.

– Tylko pamiętaj zrób siku i zaraz wracaj.

Gdy wrócił, klapnął ciężko w fotelu przy oknie i powiedział:

– A dasz mi grzanego winka?

– Nie! Nie wiem, co ci jest i lepiej nie łączyć tego z alkoholem.

– Ale nic mi nie jest…

– Leżałeś na lodzie i miałeś zwidy. Wystarczy!

– Adulka – sapnął – chyba dalej mam. – Po czym wypadł na ganek.

Długa na dwa metry kocia łapa wciągała Pawła pod lód. Monika trzymała męża za nogi, ale też powoli wjeżdżała do stawu.

Piotr złapał ją w pasie i z całych sił szarpnął. Potem wskoczył do stawu i razem szarpali nogi Pawła. Na tarasie Ada wyła przeciągle. Za nią stała Nikola, która powtarzała w kółko:

– Przyszedł! Przyszedł!

Gdy go wyciągnęli, Paweł nie oddychał. Monika robiła mu sztuczne oddychanie, gdy ze stawu wychyliła się ogromna jak beczka kocia głowa.

– Uciekajmy! – wrzasnęła Ada, ciągnąc za sobą bełkoczącą Nikolę.

– Nie zostawię brata. To go zeżre!

– Zostaniecie, to zje was!

W końcu Piotrek z Moniką wciągnęli Pawła do kuchni i zamknęli drzwi. Ada powlekła Nikolę przez śnieg w stronę drogi.

***

 

Sama nie wiedziała, czemu wróciła. Może to było przeczucie albo głos w głowie czarownicy. Klęła, kiedy wysiadła z pociągu po przejechaniu połowy drogi i kiedy czekała na peronie. Jadąc autem przez zaśnieżony las, już tylko poburkiwała pod nosem.

Zobaczyła je zaraz po wyjściu z zakrętu tam, gdzie już dwa razy był wypadek. Ta ruda, pulchniejsza była przerażona. Ciągnęła za rękę chudziutką dziewczynę z gołymi nogami, która wyglądała jakby spała.

– Panie z bookingu u mnie? – spytała ostrożnie.

– Kot wyszedł ze stawu i odgryzł głowę facetowi – odparła ruda.

– Wsiadajcie.

– Ja tam nie jadę!

– Tutaj zamarzniesz. Zajmę się kotem, bo to pewnie jeden z moich.

Zostawiła je w nagrzanym aucie i ostrożnie podeszła do domu. Ulepiła śnieżną kulę wielkości głowy i z wysiłkiem rzuciła, najdalej jak mogła.

Nic. To ją zaniepokoiło.

Złe jest w domu. U siebie albo u mnie… U siebie dobrze, u mnie… całkiem źle. Że też mi się zjazdu zachciało!

Podeszła do pokiereszowanego stawu i wciągnęła woń. Czuła pobudzenie wody, mimo zimowej pory.

– Cieniutkie granice między światami przy godach – westchnęła.

Drzwi wejściowe były pęknięte, jakby uderzył w nie taran. Chciała uratować, tych co byli w środku, ale musiała się do tego dobrze przygotować. Ułożyła spory stosik suchego drewna, rzuciła na nie cały zapas suszonych ziół. Zanim podpaliła, dała jeszcze znak dziewczynom w aucie. Obawiała się, czy zareagują, ale większa pociągnęła mniejszą wprost do stosu.

– Nie odchodźcie od ognia, choćby was parzyło! – poleciła i podpaliła stos. – Macie być jak ćmy!

Kiedy złociste, wonne płomienie rozświetliły noc, z domu powoli wyszedł czarny kot wielkości słonia. W pysku niósł bezwładne ciało gościa, który wynajął domek – Pawła. Wcześniej mrukliwa żona biegła za kotem, uzbrojona w wałek i niski taboret.

– Zostaw go! Psik! – wrzeszczała. – Puść go ścierwo!

Kot usiłował schwytać ją zręcznym ruchem łapki, ale uskakiwała, a zwierzak nie przykładał się do zadania. Teraz jego zabawką był mężczyzna. Zobaczywszy ognisko, kocisko położyło uszy i syknęło.

– Stalin! – zawołała Alina.

Kot zamiauczał, przysiadł i niespokojnie machał zjeżonym ogonem. Powoli zaczął okrążać staw, podkradając się do ognia.

– Kto utłukł Stalina i czemu? – krzyknęła do zgromadzonych.

– Eryk, niechcący. Jakie to ma teraz znaczenie – odparła Monika.

– A kto wpadł na pomysł, żeby wrzucić ścierwo do stawu?! Mówiłam, żeby trzymać się z dala od stawu!

– Nie mówiłaś, że masz tu własnego demona, że cały dom jest przeklęty!

– Dość! – Alina uniosła dłoń. – Idź do domu, weź w obrus dużo jedzenia i wrzuć do wody. Tylko do wody, a nie na lód. A potem przejdźcie tu do nas, ale lepiej nie biegiem.

Monika wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć. Wywrócona kilkakrotnie przez koci ogon była kompletnie mokra, przerażona i wściekła. Najbardziej była wściekła. Dlatego dwa razy nabierała powietrza, by w końcu posłusznie wrócić do domu.

– Pomóż mi – pogoniła ogłupiałego szwagra.

Razem wynieśli zdobiony zielonymi liśćmi ostrokrzewu i lizakami w białoczerwone paski, pełen jedzenia obrus. Rozhuśtali i wrzucili go do poszarpanego przerębla. Czający się w krzakach kot zamiauczał, skoczył za obrusem i zniknął pod taflą.

Alina rozdała wszystkim płonące witki i kazała otoczyć staw.

– Odciągnij męża od brzegu – poleciła Monice.

Wyjęła z bagażu butelkę piołunówki, wypowiedziała ciche zaklęcie i wylała wódkę na taflę, która zaczęła się zamykać.

W ostatniej chwili wyskoczyła z niej czarna łapka, ale była mniejsza i schowała się, gdy uderzyli ją witkami. Został ślad na śniegu, przypominający do złudzenia odcisk cukrowego lizaka.

Staw pokrył się gładką, lśniącą taflą. Pod spodem coś kotłowało się i wirowało.

Noc zbladła i zaróżowiła śnieg. Przerażeni i śmiertelnie zmęczeni ludzie siedzieli przy dogasającym ognisku. Na szarych twarzach widać było jaśniejsze smugi.

Alina szeptała ostatnie zaklęcie:

Koniec nocy, koniec mocy

Już se bobok nie wyskoczy.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Hej Ambush!

 

Komentarz pobetowy.

 

Twoje opowiadanie to niesamowita w odbiorze wiedźma, której potrzeba urlopu prowadzi do nieoczekiwanych konsekwencji. Warto jednak sprawdzić komu się zostawia dom, szczególnie jeżeli trzyma się trupy w szafie ;)

 

Opowiadanie jest spójne w swojej narracji, napisane eleganckim językiem, który oczarował mnie i ciągnął przez całą historię od samego początku do końca. Bardzo podobał mi się wątek Aliny i humorystyczne akcenty, które wprowadził, a także zaskakująca interpretacja prezentowej “laski”.

 

Gratuluję wspaniałego opowiadania i pędzę do klikalni :)

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

@BosmanieMacie dzięki za miły komentarz, uwagi na becie i kliczka. Cieszę się, że Alinka zdobyła Twoją sympatię. Nie domagam się sympatii do wszystkich bohaterów;)

Lożanka bezprenumeratowa

Gdyby nie to opowiadanie, to pewnie nigdy nie zapoznałbym się z żadną piosenką Kamila Bednarka. 

Wcześniej nie spotkałem się nazwą “Wiedząca” (a może nie pamiętam) na określenie czarownicy. A dziś to już drugie opowiadanie, w którym postać tak nazwana się pojawia.

Bardzo podobały mi się opisy miejsca, w którym rzecz cała się dzieje. Przyroda oraz zahaczenie o wątki historyczne – Niemcy, Żydzi i jakaś tajemnica okolicznych ludzi. Świetne sceny z gośćmi. Przygotowania do kolacji, jakieś popijawy w międzyczasie, i spawy obyczajowe wychodzące z dialogów.

 

Cukierki w kształcie lasek – trochę kolanem wciśnięte w opowiadanie. BosmanMat zdaję się sugeruje, że tą laską jest Nikola. Gotyku nie za bardzo dostrzegam, ale się nie znam, więc nie będę się upierał.

 

Nominuję. Pozdrawiam.

 

 

Witaj @AP gotyk, z tego co wyczytałam, to opowiadanie, gdzie występuje mroczna tajemnica, często wynikająca z przeszłości. Jeśli tak, to mam nadzieję, że gotyk mi się udał;)

Co do lizaka, to bardziej myślałam o słowach Pawła, że te Święta są podobne do takiego lizaka z przeszłości, ale sama widzę, że inni autorzy nawet buta ze skarpetką powiązali w sposób zachwycający;)

Cieszę się, że mimo pewnych niedostatków lektura była dla Ciebie zadowalająca.

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć Ambush!

 

Muszę przyznać, że przed lekturą Twojego opowiadania zostałem zmuszony nadrobić zaległości i wygooglowałem, co to właściwie za gatunek literacki ten cały gotyk :P Z tego, co udało mi się ustalić, Twój tekst wpasowuje się w tenże gatunek :)

 

Podobał mi się hermetyczny setting, taki trochę w tarantinowskim stylu. Początkowo klimat był sielski, bohaterowie niepoważni i przerysowani. A potem, nagle, rozległ się krzyk Piotrka dochodzący ze stawu. Kurczę, ale od tego momentu klimat zgęstniał, a akcja ruszyła z kopyta! Dobrze, że Alina zdążyła wrócić na czas, bo wyszedłby slasher :P

 

Kilka uwag szczegółowych (w kwestiach “łapanki” mogę się mylić, więc na spokojnie :P)

 

Po sosnach skakały wiewiórki, trznadle, sikory i zwykłe szare wróble, wyjadały smakołyki, płaską polankę znaczyły ślady saren i kun.

Zdanie jest troszkę niejasne. Nie wiem, które właściwie zwierzątka wyjadały smakołyki. W ogóle zdanie lepiej brzmi bez tego wyjadania.

 

Dzień dobry, Paweł Szukała[+,] mam u pani rezerwację.

Dodałbym przecinek.

 

Po czym[+,] targana wątpliwościami[+,] minęła dźwigającego liczne walizy Pawła i jego nastroszoną jak kura żonę.

Dodałbym przecinki, “targana wątpliwościami” wygląda mi na wtrącenie.

 

Poznajcie się[+,] to szef Pawła, Eryk i jego Nikola. Ada i Piotrek – szwagrostwo.

Tutaj także pasowałby przecinek (chyba ;P).

 

Kiedy wieczerza była prawie gotowa, dziewczyny zamknęły się w łazience i wypindrzyły się na bóstwa.

Może: “zrobiły się na bóstwa”? Wypindrzyły się zasadniczo oznacza to samo, więc “na bóstwa” będzie zbędne.

 

Podobne święta nam wyszły, co?! – mruknął Paweł

 

Hmm, skoro “mruknął” to wykrzyknik niespecjalnie pasuje.

 

– Szedł… – szepnęła, a broda drżała jej jak dziecku.

– Powiedz mi, że nie mówi „doszedł” – sapnęła gniewnie Ada.

– Ty się módl, żeby to nie było „odszedł”!

Ha! Rewelacyjny czarny humor :P

 

– Wygląda jak zepsuta kocia zabawka…

Cholera, creepy :P

 

– Kolędy im zaśpiewaj – sarknął Paweł, ale wyszli z Moniką na zewnątrz.

Wydaje mi się, że poprawnie będzie: wyszedł

 

Monika robiła mu sztuczne oddychanie, gdy ze stawu wychyliła się ogromna jak beczka kocia głowa.

Tutaj zastanawiam się czy szyk zdania nie wymagałby poprawy. Może: Monika robiła mu sztuczne oddychanie, gdy ze stawu wychyliła się kocia głowa, ogromna jak beczka.

 

Ewentualnie, przy oryginalnym szyku, “ogromna jak beczka” potraktować jako wtrącenie i dodać przecinki?

 

– Kto utłukł Stalina i czemu? – krzyknęła do zgromadzonych.

W sumie logiczne, że (potencjalnie) morderczy kotek został nazwany po dyktatorze :P

 

 

Tyle ode mnie, lecę klikać :P

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

@Cezary_cezary dzięki za łapankę. Ponieważ w przecinkach jestem totalnym dnem, więc porównam z uwagami z bety, bo mam wrażenie, że mówili odwrotnie;) No i za miłą recenzję i kliczka dzięki.

 

Jurorom kłaniam się nisko, tylko koteł zniknął.

Lożanka bezprenumeratowa

@cezary_cezary:

Zdanie jest troszkę niejasne. Nie wiem, które właściwie zwierzątka wyjadały smakołyki. W ogóle zdanie lepiej brzmi bez tego wyjadania.

No to krójmy:

  1. Po sosnach skakały wiewiórki, trznadle, sikory i zwykłe szare wróble, ← podmiot „wiewiórki, trznadle, sikory i zwykłe szare wróble”
  2. wyjadały smakołyki, ← nie ma nowego podmiotu, więc pozostaje „wiewiórki, trznadle, sikory i zwykłe szare wróble”
  3. płaską polankę znaczyły ślady saren i kun. ← tu chyba jest bezdyskusyjne.

Gdzie myślę źle?

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Ambush

 

Na spokojnie, jak pisałem wyżej: ja się mogę nie znać :P 

 

Radek

 

Skoro za jeden podmiot zbiorowy przyjmiemy “wiewiórki, trznadle, sikory i zwykłe szare wróble” to owszem, pod względem gramatycznym, zdanie jest poprawne. Niemniej, podczas czytania miałem zgrzyt, ponieważ treść nie była dla mnie jasna. Im dłużej się zastanawiam, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że “wyjadały smakołyki” jest w zdaniu zbędne i tylko powoduje zamieszanie :)

 

Ale, hej! To tylko moja, skromna opinia. Nie jestem znawcą języka polskiego i w moich tekstach zazwyczaj na tej płaszczyźnie jest dużo baboli :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

A ja przeczytałem, mimo że widziałem tag horror. Prawdę mówiąc, myślałem, że autorka dała ten tag ‘na wyrost’, ale teraz zastanawiam się, czy pojechać do znajomych, którzy mają w pobliżu staw i ten im w tym roku pokrył się lodem. 

Hej 

A gdzie humor, pytam się ? Ok jest to horror ale z przysłowiowym jajem. Czarownica zgromadziła trójcę, która rozmontowała na kraj :P. Jak się nazywała miejscowość, w której mieściła się chatka – strzelam że Jałta :D. Oczywiście najwredniejszym kotem okazał się ten z Gruzji :D. Nie wiem jak inni ale ja się uśmiałem i podobało mi się, więc klikam i pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

@Misiu, nie lękaj się. O ile nie wrzucisz w przerębel jakiegoś stworzenia, to myślę że nie ma zagrożenia. Miło mi, że wpadłeś.

@Bardziejaskrze nie myślałam o Jałcie, chciałam pokazać, że Alinka to nie zwykła, wiejska baba. Cieszę się, że Cię ubawiłam, chociaż miałam wystraszyć!;) No i dzięki za klika.

Lożanka bezprenumeratowa

Kurde, że ona od obowiązków chciała odpocząć, to rozumiem, ale jak mogła tak koty zostawić?! I czemu w ogóle koty zabijasz?! Okropne ;)

Ale opko fajne. Trochę mi brakuje pół minutki żalu po kocie, bo jakoś tak łatwo się Alina godzi ze stratą, ale uśmiechnęło mi się tu i ówdzie. Fajnie pokazałaś Wigilię w wydaniu turystów. Imiona kotów rewelacyjne. Alinkę, mimo jej obojętności po śmierci kota, polubiłam. Mi się :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

To było takie słowiańskie w najlepszym tego słowa znaczeniu. Bohaterowie jak prawdziwi. W stanach na pewno już ktoś by cię pozwał o zniesławienie ;)

@Irka_Luz no zostawiła jedzenie, zabezpieczyła czarami i wydawało się, że będzie OK. A tu takie rzeczy… Dzięki za miłą recenzję i klika.

@MichałBronisław Cieszę się, że siadło. Pisałam kiedyś takie opowiadania dziejące się w pewnym korpo. Ludzie czytali. I pewnego dnia podeszła do mnie laska, której nie znałam i strzeliła focha, że ją w kuchni podsłuchałam. Tylko nie wiem które opko miała na myśli;)

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush, niezmiernie spodobał mi się Twój pomysł na opowiadanie. Początek zapowiadał nie do końca typowe wigilijne spotkanie przy stole i spodziewałam się zaskakujących zdarzeń, ale to, co wydarzyło się podczas tego wieczoru i nocy przeszło moje oczekiwania. :)

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

Chro­mo­le­ni tu­ry­ści!po­my­śla­ła→ Chro­mo­le­ni tu­ry­ści! – po­my­śla­ła…

Tekstu napisanego kursywą nie ujmuje się w cudzysłów.

 

– Mości Pań­stwo, za­pra­sza­my!– Mości pań­stwo, za­pra­sza­my!

Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

z nosa wi­sia­ły mu za­mar­z­nię­te szpi­ki. → Co mu wisiało???

 

za­krwa­wio­ny, męski t-shirt. → …za­krwa­wio­ny męski T-shirt.

 

pa­trzy­ła na nich sze­ro­ko wy­trzesz­czo­ny­mi ocza­mi. → …pa­trzy­ła na nich mocno wy­trzesz­czo­ny­mi ocza­mi.  

 

Kłó­ci­li się na sto­jąc na śnie­gu. → Dwa grzybki w barszczyku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

– Poszymymszy kofa

Oż ty @#$%&!!!

A mówiąc ładniej, ,,bohaterowie” wydali mi się tak odpychający, że po prostu czekałem, aż przyjdzie potwór i ich zmasakruje. :\ No i przyszedł, buahahahaha, więc ostatecznie mi się podobało. :P Z drugiej strony, nie wiem, czy to gotyk, gotyk mi się kojarzy z jakimś takim większym wyrafinowaniem, a nie z polską wsią…

– Kto utłukł Stalina i czemu?

[parska] Rozbawiło mnie to, nie wiem, dlaczego. :D

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

@regulatorzy Lejesz miód na me serce. Błędy natychmiast poprawię.

@SNDWLKR Nie chciałam robić z nich aż takich potworów, no może poza Erykiem, więc troszkę mnie zmartwiłeś. Uwielbiam różnorodność forum, gdzie Koalę wystraszyłam, a Ciebie ubawiłam.

Lożanka bezprenumeratowa

Niby od początku było wiadomo, że przez swoją ignorancję turyści ściągną na siebie jakieś nieszczęście, ale natura tego nieszczęścia mnie zaskoczyła :)Dobrze, że trochę miejsca poświęciłaś, aby nakreślić relacje między bohaterami.

Generalnie fajny pomysł, opakowany w czarny papierek – bo czarnego humoru tu sporo i jest to humor dobrze podany, dzięki czemu nawet zły los, który spotykał kota, jakoś mnie nie ruszył – wkręciłem się w tę konwencję.

Doklikuję bibliotekę, pozdrawiam! 

Ambush, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wzajemnie sprawiłyśmy sobie przyjemność. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zgrabne, wartkie, ładny język i fajny styl. Podobała mi się zawartość horroru w horrorze – nie lubię tego gatunku, ale lektura twojego opowiadania była naprawdę relaksująca (?). Morderczy koteczek wielce satysfakcjonujący – nie wolno rozjeżdżać autami żadnych koteczków, szczególnie tych, których imiona wieszczą masakrę. Ofiary działalności pacyfikacyjnej zhybrydziałego zwierzątka  starannie wyselekcjonowane – podtatusiały szef z korpo kupujący sobie dwudziestolaski i podwładny-przydupas! Trudno im współczuć marnego końca – kot tak chciał!  

Tworzysz bardzo dobre, naturalnie brzmiące dialogi, takie jakby „podsłuchane”. Samodzielnie, czytelnie, bez dopowiedzeń narratora przekazują informacje na temat aktualnie panującej atmosfery, charakteryzują bohaterów, ich nastrój, nadają tempa wydarzeniom. Duży plus!

Ogólnie – milutki horrorek, trochę w typie uwspółcześnionych braci Grimm.

 

Przede wszystkim cieszyła się jednak wizją, opadających szczęk koleżanek, na widok nowiutkich butów i jaspisowej skrzynki na eliksiry.

 

Składnia się posypała. Interpunkcja również. Imiesłów w tym zdaniu nie ma prawa bytu i generuje problemy.

Przede wszystkim cieszyła się jednak wizją koleżanek, którym opadają szczęki  na widok jej nowiutkich butów i jaspisowej skrzynki na eliksiry.

Zdecydowanie wypada zaznaczyć, że buty i skrzynka są jej – Aliny własnością.

 

Zamierzała (przynajmniej na początku) chwalić się, że zarobiła sporo na wynalezionych minionego roku lubczykach instant.

 

Nawiasy, brzydko wydzielające wtrącenie, z powodzeniem można zastąpić półpauzami, a i przecinki także by tu zagrały.

Zioła instant to nie „wynalazek” Aliny – od dawna są produkowane w takiej formie, lubczyk również wynalazkiem nie jest – matka natura już jakiś czas temu uprzedziła nas w tym względzie. Alina mogła sporo zarobić np. na wykoncypowanych w minionym roku smakowych wersjach lubczyku instant. I lubczyk w liczbie pojedynczej, bo to ziele cierpiące na brak najbliższej rodziny – nawet, niebożątko, odmian żadnych nie posiada.

 

We wsi gadano, że to do niego wrzucono w czasie wojny trupy. Jedni opowiadali, że byli to Niemcy, którzy przyjechali spacyfikować wioskę, inni, że szukający schronienie Żydzi, lub jacyś ludzie wracający z Niemiec ze złotem.

 

Po skróceniu do niezbędnego minimum widać, że jest źle, bo rodzaje rzeczowników nie mają szans na dopasowanie się.

(…)wrzucono trupy. Byli to Niemcy.  Albo jeszcze krócej: trupy byli to Niemcy

Ewentualna wersja:

(…)wrzucono trupy. Jedni opowiadali, że były to ciała Niemców itd.

 

Staw pokrywała cieniutka warstwa lodu. Rzuciła na lód sznurki z zaklęciem

Obróciła się, ogarniając wzrokiem otoczony białymi sosnami domek, uśpiony ogród i otaczający całość zachłanny las.

Widać.

 

szukający schronienie Żydzi

Kłócili się na stojąc na śniegu.

– Ale ja się na tej płaszczyźnie jestem zero.

z nosa wisiały mu zamarznięte szpiki.

 

Pozostałości po poprzednich wersjach/ literówki.

 

Spodoba się, mieszczuchom

cieszyła się jednak wizją, opadających szczęk koleżanek

Mówiła, też, że w sprawki zamieszane było pół wsi,

Poza tym nie ma tego, jak teraz odkręcać!

i czekał na gości, jak gospodarz.

schronienie Żydzi, lub jacyś ludzie

 

Resztę pominęłam. Masz oszałamiająco nieortodoksyjny stosunek do interpunkcji.

 

Zauważyła, że na chodniku za domem zaparkował czarny jeep. Ostatni raz rzuciła okiem na staw i ruszyła w stronę furtki.

 

Brzmi to tak, jakby staw był otoczony ogrodzeniem z furtką. Jeśli nie był, to sugerowałabym podmianę – jeepa postawić na chodniku przed furtką, Alinę puścić w kierunku domu, a najlepiej – „w stronę samochodu”.

 

zamknęły się w łazience i wypindrzyły się na bóstwa.

 

Pierwsze „się” wystarczy, drugie to już nadmiar.

Pzdr.

 

 

@adamie_c4 dzięki za doklikanie. Cieszę się, że trafiłam w Twój gust.

@w_baskerville piękna definicja mojego opowiadania;) Dziękuję za łapankę. Poprawki naniosłam. Odnoszę się do kilku uwag, z którymi mogę dyskutować.

 

Miałam na myśli lubczyki skłaniające do lubienia/kochania, a nie przyprawowy chwast.

 

Resztę pominęłam. Masz oszałamiająco nieortodoksyjny stosunek do interpunkcji.

 W kwestii interpunkcji słucham wszystkich poleceń, bo czuję się w niej niepewnie. Pewnie dlatego to wypadkowa rozmaitych uwag.

 

@reg ;D

Lożanka bezprenumeratowa

Miałam na myśli lubczyki skłaniające do lubienia/kochania, a nie przyprawowy chwast.

Rozumiem – założenie było OK, ale ja – czytelnik  – go nie zrozumiałam, bo poskąpiłaś mi niezbędnej w tym celu wiedzy. Skoro lubczyk Aliny nie ma wiele wspólnego z lubczykiem z Herbapolu,  powinnaś mi tę istotną różnicę jakoś zasugerować. Może używając np.  neologizmu? Przyszłoby ci to z łatwością, bo (tu proszę wpisać odpowiednie komplementy na temat  swojego potencjału językowego i mocy wyobraźni , a ja je chętnie parafuję).  I, korzystając z okazji, dodam jeszcze, że koty Aliny noszą świetne imiona – „mówiące”, inspirujące i, co ważne, krótkie. Także mam kota (płeć żeńska),  ale zanim wypowiem ostatnią zgłoskę jego imienia, zazwyczaj zdąży już zasnąć. Sprawdza się – to imię – wyłącznie w przypadku wizyty u nowego weterynarza, w momencie, gdy pragnie on wciągnąć pacjenta do rejestru i prosi o dane. Odpowiadam, a potem z satysfakcją, która jest  formą słusznego rewanżu za standardowo wygórowany rachunek, patrzę, jak dłonie zastygają mu nad klawiaturą. Następnie słyszę pokorne pytanie, czy może wpisać tylko początek. Zgadzam się łaskawie z odrobiną pogardy. Pełne imię kotełki brzmi zwyczajnie: Nio Gardenia Gladiola Szczoch-Zaraza Czetwertyńska. (Żaden z członów tego zestawu nie jest przypadkowy!)

Pzdr ;D

Również byłam posiadaczką dziewczyn, którym należały się te imiona. Dlatego obecnie preferuję psy;) Faktycznie następny raz rozwinę temat lubczyków.

 

Lożanka bezprenumeratowa

Porwało mnie to opowiadanie. Humor do mnie trafił, a fabuła wciągnęła. Dialogi są takie jak powinny być – naturalne.

Genialnie się bawiłem, wsiąkłem, aż do ostatniej kropelki i wszystko przeczytałem jednym tchem. Już bym leciał klikać, gdyby nie znajdowało się w bibliotece. 

Gotyk bardziej kojarzy mi się z zapuszczonymi zamkami, ciemnymi miejscami, opuszczonymi drogami, nerwowymi koniami, a prezent jest jedynie wspomniany. Ale kogo by to obchodziło, bo to opowiadanie jest świetne! 

Kto wie? >;

Dzięki skryty za tyle miłych słów. Co do gotyku, to wygooglałam, że ma być tajemnica sprzeda lat i mroczny nastrój, więc w moim odczuciu tak miało być, ale oczywiście zamku brak;)

Prezent faktycznie wybrzmiał subtelnie, ale już czytelnicy doszukali się tysiąca podtekstów. Dzięki Bogu za kreatywnych czytelników;)

Lożanka bezprenumeratowa

Nie ma za co. Przyjemność czytania tak dobrego opowiadania po mojej stronie. 

 

Nominowałem do piórka. wink

 

Pozdrawiam

Kto wie? >;

Cześć Ambush,

 

Początek był dość leniwy i zapowiadał jakąś standardową, oklepaną, średnio ciekawą historyjkę. Ale potem przyszły fajerwerki i było tylko lepiej i lepiej. Ubawiłem się po pachy dialogami, a stylu pisarskiego i umiejętności językowych można się od Ciebie uczyć. Dobrze zbudowane napięcie, akcja nawet na chwilę nie zwalnia tempa.

Dwa razy zastanowię się, jak kiedykolwiek będę miał zamiar wynająć chałupę na jakimś odludziu w okresie świątecznym. No i na pewno nie będę zapraszał tam swojego szefa, chociażby “biedak” prosił na kolanach:)

Fajny klimat opowiadania i duża przyjemność z czytania.

Te cukierki w kształcie lasek trochę na siłę wrzucone w tekst, a co do gotyku to rozumiem, że w stylu gotyckim jest groza, bo akurat mi “gotyk” kojarzy się bardziej z jakąś XIX-wieczną czy wczesno XX-wieczną opowieścią.

 

Kto wie, czy będzie to jeden z mocniejszych kandydatów do wygrania konkursu?;) Pozdrawiam.

@skryty Wow!

@JPolsky Cieszę się, że tym razem pędząca akcja jest zaletą, bo różnie bywało;) Cieszę się, że wpadłeś i że jesteś zadowolony.

Lożanka bezprenumeratowa

Слава Україні!

Witam jury.

Lożanka bezprenumeratowa

Sympatyczny horror! Może i te dwa słowa pozornie do siebie nie pasują, ale w tym przypadku według mnie bardzo dobrze opisują opowiadanie. Ponieważ jest tu schemat klasycznego horroru, ale są też wiedźma i koty, zatem jest i strasznie, i sympatycznie, nawet jeśli kotek odgryzł komuś głowę :) Scenka z rozoranymi plecami wypadła naprawdę przerażająco. Ostatecznie wyszedł naprawdę ciekawy klimat i dobry tekst, jakby zbierał jeszcze kliki, to dorzuciłabym swojego :)

@Sonato cieszę się, że przygotowany koktajl klimatów wypadł smacznie;) Dziękuję za wizytę i chęć klikania.

Lożanka bezprenumeratowa

Horror z elementami humoru. Wyszedł ciekawie.

Trochę przewidywalne – wiadomo, że jak czarownica mówi turystom, czego nie wolno robić, to oni właśnie to zrobią w pierwszej kolejności.

Faktycznie, Alina niespecjalnie przejęła się śmiercią Stalina. BTW, fajne imiona, ciekawe, czym się kierowała. Stalin był rudy?

Ciekawe, że bardziej żałujemy kotka niż człowieka. W sumie… Eryk sobie zasłużył.

Ciekawa jestem, co gliniarze zapiszą w raporcie z miejsca zbrodni…

Czytało się przyjemnie.

Babska logika rządzi!

@Finklo to moze Huhor lub Horrmor hmm stworzyłam nowy rodzaj opowiadania;) Tak o ile pozostałe osoby bywały fajne lub nie, to Eryk to kawał @%$$, należało mu się. Wymyśliłam co dalej, ale nie znalazłam informacji ile opowiadań muszę przeczytać z opowiadaniem na 40k znaków.

Lożanka bezprenumeratowa

Huhor brzmi czadersko. :-D

No i przez niedopatrzenie Jurków musiałaś stworzyć chucherko… ;-)

Babska logika rządzi!

Dzień dobry, nie ma to jak wigilijny horror o poranku xd lubię zasiąść w taki dzień jak dziś, z kubełkiem czarnego, kuloodpornego napoju i czytać o wiedźmach, wiedzmich przeczuciach, wiedźmińskim urlopie i konsekwencjach z tego wynikłych xd Do kawy w sam raz xd

Witaj Basko.Szczepanowska, cieszę się, że do kawy dobrałaś opko (dodatkowo opko jest dietetyczne;)

 

Lożanka bezprenumeratowa

Spoiler: podobało mi się :) ale będzie też trochę narzekania. 

 

Generalnie pomysł bardzo mi się spodobał. Niby dość prosty, ale jednak ten gigantyczny kot, staw, letnicy. Tu wszystko zagrało i jest to opko, które ociera się dla mnie o nominację piórkową. Ale no właśnie ociera. 

Nie zagrało dla mnie kilka rzeczy technicznych:

Chaos – wkradł się w momencie, gdy pojawili się wszyscy letnicy. Np dość późno użyłaś imienia Monika i pogubiłam się w tym miejscu. Później w kilku innych miejscach miałam wyzwanie z tym, aby połapać się kto i co robi. 

Tempo – zaczęło gonić bardzo szybko, akcja galopuje a to jednak wróg opowiadań grozy i budowania napięcia. Przez to niestety napięcie siadło, a bardzo szkoda. Domyślam się, że to też pewnie kwestia limitu (a jakże, niech się jury wstydzi), ale spokojnie można by skrócić moim zdaniem 1 scenę, podobnie ostatnią i zostawić bardziej otwarte zakończenie.

Brakowało mi opisów (może one też pomogły by tej galopujacej akcji), a ja z tych co nie lubi jak jest ich zbyt wiele. Skoro więc nawet mi ich brakowało, to coś jest na rzeczy. 

 

Podsumowując: szukam w tegorocznym konkursie oryginalności i tutaj ją znalazłam. Bawiłam się dobrze, gdyby rozwiązań kwestie techniczne tekst byłby jeszcze lepszy. 

Mam nieustanny kłopot z galopującą akcją, w której czytelnicy się gubią. Będę próbować dalej, bo takie opowiastki z dziesiątką małych Murzynków bardzo mi pasują;) Może będę ich wprowadzać trójkami?;)

Dzięki za recenzję, będę myśleć jak udoskonalić warsztat.

Lożanka bezprenumeratowa

Hej!

 

Ten tytuł – nie wiem czemu – jest dla mnie jak fragment piosenki. O co chodzi? Pojęcia nie mam. XD W głowie słyszę takie śpiewanie „Oko zmruż, buty włóż”, melodia do Abby. :D

 

Oo, bohaterka też śpiewa, coś jest na rzeczy. :D

 

Co do początku – dużo streszczasz i jestem trochę przepełniona historią…

 

Doszłam już do momentu kotów ocierających się o nogi, dobre imiona. :)

 

Staw pokrywała cieniutka warstwa lodu.

Rzuciła na taflę sznurki z zaklęcie

Podmiot uciekł

 

Paweł Szukała mam u

Paweł Szukała, mam u

 

przystojny, śliski i miał problemy z prostatą.

Ale śliski? I hasło przystojny niewiele mówi. A skąd wiedziała o prostacie? Bo później pyta o dzieci i o tym nie wie?

 

Poza tym nie ma tego, jak

Bez przecinka

 

pozwól – Podał

Skoro zrobiłaś wielką literę, wcześniej musi być kropka

 

Ada, Piotrek dotarliście

Ada, Piotrek, dotarliście

 

Poznajcie się to szef

Poznajcie się, to szef

 

audicy. Po bunkrowaniu

Brak myślnika

 

grilla ale odmowę przyjął godnie.

Przecinek uciekł

 

Dość długi jest wstęp na imprezie, a mimo że językowo jest wiarygodnie, mimo wszystko trudno mi uchwycić charaktery bohaterów. Siedzą, piją, rozmawiają, ale trochę jak postaci przewijające się w szybko puszczonym filmie.

 

Za to moment, w którym mówią o tym kocie, a następnie Piotrek leży w stawie – tutaj bardzo dobrze budujesz napięcie.

 

śpiki.

?

Poza tym uciekł podmiot.

 

– Piotrek słyszysz mnie?!

Przecinek

 

– Tylko pamiętaj zrób siku i zaraz wracaj.

Przecinek uciekł

 

Hm… No dzieje się, jest groza, choć bohaterowie wciąż mnie nie przekonują, ich reakcje momentami są dziwne. Eryk ma oderwaną głowę, a ludzie kłócą się i rozmawiają jakby to było zwykłe skaleczenie.

 

Za to sam pomysł stwora z jeziora, w dodatku kota, jest bardzo ciekawy i fajnie budujesz napięcie.

 

Szkoda tylko, że wiedźma wróciła, wyczuwam imperatyw narracyjny. ;)

 

Puść go ścierwo!

Przecinek. Ogólnie sporo miejsc wymaga przecinków. ;)

 

Razem wynieśli zdobiony zielonymi liśćmi ostrokrzewu i lizakami w białoczerwone paski, pełen jedzenia obrus.

To końcówka opowiadania. Nie sądzę, żeby ozdoby na obrusie i sam jego wygląd, były aż tak istotne przy tej scenie. ;)

 

Poza tym – gdybyś dała trochę mniej bohaterów, może opowiadanie bardziej by zyskało. Ja wiem, że impreza, więc ilość gości musi być większa, ale całość jest dość krótka i podzielona na wydarzenia związane z wiedźmą. Przez to wszystko trudno mi było komuś współczuć, kibicować. Ot, ludzie umierają. A ja bym chciała poczuć, że ta śmierć coś znaczy, że to boli.

 

Za to szalejący demon i niebezpieczne jezioro – ten motyw bardzo mi się podobał. Było magicznie, tajemniczo, mścił się kot, fajnie. Na pewno oryginalnie i to zapadnie mi w pamięć. :)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Dzięki za miłą recenzję i łapankę. Poprawki naniosę jutro, ale postaram się wziąć sobie do serca uwagi odnośnie napięcia. Zwłaszcza, że huhory mi się spodobały;)

Lożanka bezprenumeratowa

Musisz oficjalnie rozpropagować huhor. :D

Ruszę z huhorem w świat, z mniejszą ilością bohaterów. Wtedy chyba polegną wszyscy, tylko muszę wymyślić z czego będziemy się śmiać.

Lożanka bezprenumeratowa

Hej, Ambush, do śniadania miałam ucztę w postaci Twojego opka, śniadanie zjadłam ze smakiem a opko było od razu na deser. Bardzo mi się podobało! Jest akcja, napięcie, jest dobry językowo styl, jest kot wielkości słonia. Nastrój chwilami jak z Mistrza i Małgorzaty, przynajmniej mi się tak skojarzyło. Jedynie przecinki żyją jakby własnym życiem, ale kto by się tym przejmował! :) 

– Dzień dobry, Paweł Szukała mam u pani rezerwację. – Facet był przystojny, śliski i miał problemy z prostatą.

Przecinek po nazwisku, bo to wtrącenie. No i nie pasuje mi trochę to zestawienie opisu wyglądu ze schorzeniem wewnętrznym, którego przecież nie widać. Narrator raczej opisuje tu z pozycji obserwatora sceny i prostata powinna być jednak w osobnym zdaniu, albo poparta jakimś zewnętrznym objawem, np. szeroko stawiał nogi, jakby miał problemy z prostatą. 

 

Pozdrawiam gorąco, poświątecznie i gratuluję dobrego opka!

Dzięki JolkoK, cieszę się, że opko sprawdziło się jako przystawka śniadaniowa;)

Co do przecinków, to będę się dalej uczyć. I tak przeszłam z poziomu -100, na -79 i jestem z siebie dumna, ale rozumiem, że dla tutejszej społeczności to za mało.

Lożanka bezprenumeratowa

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

To huhor Anet, MÓJ nowy gatunek;)

Lożanka bezprenumeratowa

 

W tym opisie brakuje mi miejsca akcji. Gdzie toczy się akcja opowiadania?

Co prawda wspominasz o drewnianej chacie, którą Alicja dostała od babci, ale gdzie to jest, w górach nad morzem, no gdzie, nie wiadomo? Nie ma też czasu akcji, można by sądzić, że to się dzieje tuż po wojnie, dajesz kotą nazwy polityków z epoki drugiej wojny światowej Roosevelt i Churchill. Potem dowiadujemy się, że jest jeszcze jeden kot, któremu nadałaś nazwę Stalin.

 Ten dyktator jest uznawany za największego zbrodniarza w historii ludzkości, nietrafne porównanie, może u czytelników wywołać niekorzystne emocje.

Jakoś nie przekonuje mnie opisany charakter Świąt Bożego Narodzenia – Wigilii. Nikt już nie wie co to jest diduch, to średniowieczny zwyczaj, niepraktykowany w Polsce. Rozstawianie snopków zboża po kątach może jest jeszcze kultywowane na zabitej wsi w Ukrainie, ale to jest wątpliwe. 

 Pomysł za­wie­szenia pod su­fi­tem cho­in­ki i ubra­nie w bomb­ki z mar­ke­tu i ma­ka­ro­no­we łań­cu­chy, nie czynią klimatu Wigilijnego. Przecież to miał być horror, a nie bajeczka dla przedszkolaków. Wplatasz w tą opowieść jakąś rzekomą bajkę o Żydach i Niemcach utopionych w stawiku razem ze złotem. Dobre sobie, jak oni się tam wszyscy zmieścili.

Po so­snach ska­ka­ły wie­wiór­ki, trzna­dle, si­ko­ry i zwy­kłe szare wró­blę. 

Wiewiórki zimą nie są aktywne, nawet jak są dokarmiane posilają się wcześnie rano i czmychają do swoich dziupli, na drzemkę. To samo tyczy się wróbli, nie skaczą po sosnach.

Zimą zbijają się w stadka i siedzą w krzakach, za bardzo się nie ruszając.

– Facet był przy­stoj­ny, śli­ski i miał pro­ble­my z pro­sta­tą. 

Młody facet ma prostatę? Rozumiem, że jako wszechwiedzący narrator dokonałaś badania palpacyjnego per rectum. Po co ta informacja, nie rozwijasz jej dalej, czemu miałaby służyć? Wprowadzasz chaos w opowiadaniu i spowalniasz akcję.

Potem przyjeżdżają następni goście i zaczynają się wspólne komplementy i wychwalania, kto ma lepszą brykę, Po krótkich dialogach ferajna od razu przystąpiłą do spijania whisky. Po czym bra­cia udali się do lasu urąbać drzewo, gdy wrócili po chwili byli zmar­z­nię­ci i pod­pi­ci. Pozostała para gości zajęta była uprawianiem seksu w pokój na górze. Panowie stwierdzili, że nie zaspokoili dostatecznie pragnienia i w te pędy po­je­cha­li uzupełnić, jak twierdzili paliwo. Po dwóch kwa­dran­sach wró­ci­li, usiedli do tzw. wieczerzy i spijali kolejne porcje alkoholu.

 Po chwili bełkotali o kocie, który jak twierdzili: – sam im wpadł pod koła. Szkoda, że nie wjechali do stawu, może wtedy byłaby szansa na jakiś fajny horror.

Nagle ciszę roz­darł, do­cho­dzą­cy z po­dwó­rza, prze­raź­li­wy skrzek i trzask. Dostrzegli Piotr­ka le­żą­ce­go na za­mar­z­nię­tym stawie. Ciekawi mnie jak tam doszedł, parę akapitów wcześniej piszesz, że staw po­kry­wa­ła cie­niut­ka war­stwa lodu, dlatego nie mógł zamarznąć przez parę godzin.

 Potem do akcji ratunkowej wkroczyła w szpilkach Nikola. Szybkimi krokami doszła do le­żą­ce­go. Dziewczyna zręcz­nie cio­sa­mi szpil­ki oswo­bo­dzi­ła i uwolniła Piotra z okowów lodu. Następna sprzeczność, dziewczyna jedzie na wiochę do chałupy na jakimś zadupiu, nie wiadomo gdzie, i ubiera się, jak na bal sylwestrowy. Poza tym stawy są dość płytkie, i trudno się w nich utopić, raczej można w nich brodzić. 

 – Pio­trek, a pa­mię­tasz, jak po­je­cha­li­śmy do babci Klary i zżar­li­śmy cu­kro­we laski, które wi­sia­ły na cho­in­ce, odkąd świat pa­mię­tał? Potem rzy­ga­li­śmy do rana! Po­dob­ne świę­ta nam wy­szły, co?! – mruk­nął Paweł, głasz­cząc brata po gło­wie. 

– Ty mnie na­mó­wi­łeś! Ja zja­dłem, a ty do­sta­łeś lanie – od­parł przy­tom­nie. 

– To co? Po­ło­ży­my cię do łó­żecz­ka i już ni­g­dzie nie bę­dziesz cho­dził? 

Jak na horror to dialog braci nadają się do bajki dla sześciolatków a nie na taki gatunek literacki.

 Potem opisujesz jęki, stukania i w finale przeraźliwy wrzask dochodzące z góry sugerujący ponowny seks. 

– Nagle po scho­dach zbie­gła Ni­ko­la. Miała na sobie tylko się­ga­ją­cy za pupę, za­krwa­wio­ny, męski T-shirt. Krew drob­ny­mi kro­pel­ka­mi ka­pa­ła z jej wło­sów i dłoni. 

Co za niesamowite szybkie tempo, przed chwilą, była w szpilkach, ratując Piotra. Teraz jest cała we krwi. Dziewczyna nic nie mówiła, miała wytrzeszczone oczy. Posadzili ją na krześle i dali kieliszek wina, na frasunek dobry trunek.

Paweł pobiegł sprawdzić co się stało, jak się za chwilę okazało Erykowi coś urwało głowę.

 Potem towarzystwo zastanawiała się czy wezwać policję, kłócąc i przekomarzając między sobą, jednak dochodzą do wniosku, że nikogo nie alarmować. 

W tych dialogach jest chaos nie bardzo wiadomo o co chodzi. Po czym jak z procy Paweł wy­padł na ganek i cap, niespodziewanie długa na dwa metry kocia łapa wcią­ga­ła go pod lód. Co to za wielki kot z taką długą łapą? To już totalna bzdura nawet trudno sobie wyobrazić, jak ten kot zmieścił się w tej sadzawce.

Mo­ni­ka trzy­ma­ła męża za nogi, ale też po­wo­li wjeżdża do stawu.

W sukurs przychodzi jej Piotr.

 Piotr zła­pał ją w pasie i z ca­łych sił szarp­nął. Potem wsko­czył do stawu i razem szar­pa­li nogi Pawła. 

Więc ciągnie rzepkę dziadek niebożę.

 Ciągnie i ciągnie, wyciągnąć nie może! Zawołał dziadek na pomoc babcię: "Ja złapię rzepkę, ty za mnie złap się!

Przypomina mi to bajkę Juliana Tuwima “Rzepka”.

Sama nie wie­dzia­ła, czemu wró­ci­ła. Może to było prze­czu­cie albo głos w gło­wie cza­row­ni­cy. Klęła, kiedy wy­sia­dła z po­cią­gu po prze­je­cha­niu po­ło­wy drogi i kiedy cze­ka­ła na pe­ro­nie. Jadąc autem przez za­śnie­żo­ny las, już tylko po­bur­ki­wa­ła pod nosem. Dobrze tu byłoby wstawić jakiś opis, że Alicja tchnięta czarodziejską antycypacją postanowiła wcześniej wrócić do chaty.

 O co tu chodzi, po co jechała pociągiem i potem samochodem.

Kiedy już jechała samochodem spotkała po drodze przerażone dziewczyny. Dowiedziała się, że kot wyszedł ze stawu i odgryzł głowę mężczyźnie. 

 Po krótkim namawianiu zabrała je do samochodu i pojechała w stronę chaty. Gdy dojechali na miejsce Alicja zostawiła dziewczyny w aucie i poszła węszyć.

Używając czarów stwierdziła, że zło jest w chałupie. Za chwilę podeszła do stawu i wciągała woń niczym wilk tropiący zwierzynę. 

Coś tam jeszcze mamrotała rzucając śmieszne zaklęcia i zauważyła, że drzwi wej­ścio­we były pęk­nię­te, jakby ude­rzył w nie taran. Rozpaliła ognisko, rzu­ci­ła na cały zapas su­szo­nych ziół i czarów jakie posiadała w swej mocy. Z domu po­wo­li wy­szedł czar­ny kot, wiel­ki jak sło­ń. Ciekaw ja się zmieścił w tej chacie. Syberyjski tygrys, to lepsze porównanie. W pysku niósł bez­wład­ne ciało Pawła. Żona bie­gła za kotem, uzbro­jo­na w wałek do ciasta i niski ta­bo­ret. Ale komedyjka.

– Sta­lin! – za­wo­ła­ła Alina. 

Ale to nie był Stalin tylko jego demon kot, na szczęście. Alina postanowiła zwabić demona wrzucając do stawu dużo je­dze­nia. Cza­ją­cy się w krza­kach kot musiał być bardzo głodny, bo dał się skusić, sko­czył za żarciem i znik­nął pod taflą. Po chwili wyskoczyło z niej czarna łapa, ale dostała od wszystkich czarodziejskimi witkami. Potem Alicja wypowiedział zaklęcie, i wy­la­ła wódkę na taflę, która za­czę­ła się za­my­kać.  

– Alina szep­ta­ła ostat­nie za­klę­cie  

– Koniec nocy, ko­niec mocy 

 – Już se bobok nie wy­sko­czy. 

Piękny wierszyk, co za narzecze, z jakiej okolicy? 

Reasumując – to praca pisana na konkurs Świąt Bożego Narodzenia w gatunku horroru. 

Towarzystwo zjechało się jak na kulig, alkohol lał się strumieniami. 

Poruszane tematy banalne, sex, fura i kasa. Nie ma tu klimatu wieczerzy Wigilijnej, gdzie ludzie dzielą się opłatkiem składają sobie życzenia. W twojej historii nikt nie dotrwał do wieczoru, bowiem wszyscy byli pijani, a pozostali uprawiali seks. 

Po co są święta?

Święta są przede wszystkim czasem narodzin Chrystusa, co powinno cementować i budować ich wiarę. Boże Narodzenie jest specyficznym okresem, kiedy ludzie życzą sobie jak najlepiej i na ten krótki czas starają się dążyć do jedności i wspólnoty.

 Najlepszy horror pochodzi z przerażających rzeczy, które mogą manipulować uczuciami czytelników, tworząc uczucie niepokoju i strachu, które wykraczają poza świadomość i przenikają głęboko w psychikę.

Niestety tego nie ma w twojej opowieści.

 

 

Nie ważne jakie masz IQ, istotne jest, że umiesz czytać.

AK. 

 

@Kossadam cieszę się, że wpadłeś.

W tym opisie brakuje mi miejsca akcji. Gdzie toczy się akcja opowiadania?

Co prawda wspominasz o drewnianej chacie, którą Alicja dostała od babci, ale gdzie to jest, w górach nad morzem, no gdzie, nie wiadomo?

A jakie to ma znaczenie? Gdzieś poza miastem, Mazury, Kaszuby, a może Dolny Śląsk, to nie determinuje rozwoju sytuacji.

 

 Ten dyktator jest uznawany za największego zbrodniarza w historii ludzkości, nietrafne porównanie, może u czytelników wywołać niekorzystne emocje.

To może i dobrze, przynajmniej nie będzie im smutno:)

 

Nikt już nie wie co to jest diduch,

Ja wiem;)

 

 

 Pomysł zawieszenia pod sufitem choinki i ubranie w bombki z marketu i makaronowe łańcuchy, nie czynią klimatu Wigilijnego. Przecież to miał być horror, a nie bajeczka dla przedszkolaków.

 

Nie wiem czemu horror musi być obowiązkowym składnikiem klimatu wigilijnego, ale miał być klimat niewigilijny, aczkolwiek dziejący się w Wigilię.

 

Wplatasz w tą opowieść jakąś rzekomą bajkę o Żydach i Niemcach utopionych w stawiku razem ze złotem. Dobre sobie, jak oni się tam wszyscy zmieścili.

W stawie mieści się sporo nieboszczyków. Złota nie topiłam.

Po sosnach skakały wiewiórki, trznadle, sikory i zwykłe szare wróblę. 

– Facet był przystojny, śliski i miał problemy z prostatą. 

Młody facet ma prostatę? Rozumiem, że jako wszechwiedzący narrator dokonałaś badania palpacyjnego per rectum. Po co ta informacja, nie rozwijasz jej dalej, czemu miałaby służyć? Wprowadzasz chaos w opowiadaniu i spowalniasz akcję.

 

Przedobrzyłam, ale już nie będę poprawiać, bo jury obraduje;)

 

Potem przyjeżdżają następni goście i zaczynają się wspólne komplementy i wychwalania, kto ma lepszą brykę,

Tylko jeden się chwalił.

Po krótkich dialogach ferajna od razu przystąpiłą do spijania whisky. Po czym bracia udali się do lasu urąbać drzewo, gdy wrócili po chwili byli zmarznięci i podpici.

Tak bywa. Twoje zastrzeżenia dotyczą spożywania, rąbania drewna, czy faktu przemarznięcia?

 

Pozostała para gości zajęta była uprawianiem seksu w pokój na górze.

To też się zdarza.

 

Szkoda, że nie wjechali do stawu, może wtedy byłaby szansa na jakiś fajny horror.

Masz gotowy pomysł!;)

 

Ciekawi mnie jak tam doszedł, parę akapitów wcześniej piszesz, że staw pokrywała cieniutka warstwa lodu, dlatego nie mógł zamarznąć przez parę godzin.

Wiesz, jeszcze mniej wiarygodny jest ukrywający się w stawie olbrzymi kot, ale to portal fantastyka!

I nie pytaj mnie, jak zmieścił się kot, obok innych lokatorów. To magia!;)

 

Poza tym stawy są dość płytkie, i trudno się w nich utopić, raczej można w nich brodzić. 

Streszczasz obie, ale nie wszystko zrozumiałeś, muszę pisać jaśniej. On nie tonął. Leżał na lodzie, a dłonie miał pod lodem.

Jak na horror to dialog braci nadają się do bajki dla sześciolatków a nie na taki gatunek literacki.

No gdyby od pierwszych stron demon ich rozrywał, to bym musiała wprowadzić co najmniej czterdziestu rozbójników. Ile wtedy byłoby gadania, że nie wiadomo, czy wysocy, czy niscy, jaki zawód.

 

 Potem opisujesz jęki, stukania i w finale przeraźliwy wrzask dochodzące z góry sugerujący ponowny seks. 

 

Co za niesamowite szybkie tempo, przed chwilą, była w szpilkach, ratując Piotra.

Ludzie często do seksu ściągają ubrania i szpilki, choć tu to już bywa różnie.

 

W tych dialogach jest chaos nie bardzo wiadomo o co chodzi.

Ale wszystko ładnie opisujesz;)

 

 Co to za wielki kot z taką długą łapą? To już totalna bzdura nawet trudno sobie wyobrazić, jak ten kot zmieścił się w tej sadzawce.

 

Tak już bywa w horrorach. Że klaun siedzi w ścieku (że się tak porównam na wyrost mocno), albo że samochód morduje. Wiesz, to nie musi być tak w 100% zgodne z rzeczywistością.

 

Przypomina mi to bajkę Juliana Tuwima “Rzepka”.

Tam kotek był mniejszy, ale bardziej kooperatywny;)

 

 

 O co tu chodzi, po co jechała pociągiem i potem samochodem.

Bo ta czarownica daleko mieszkała. W tamtą stronę pojechała autem na dworzec, dlatego wróciła z dworca autem.

 

 

 Po krótkim namawianiu zabrała je do samochodu i pojechała w stronę chaty. Gdy dojechali na miejsce Alicja zostawiła dziewczyny w aucie i poszła węszyć.

Alina, ale resztę dobrze przeczytałeś.

 

 Ale komedyjka.

No;)

 

Piękny wierszyk, co za narzecze, z jakiej okolicy? 

Krakowski;)

 

Reasumując – to praca pisana na konkurs Świąt Bożego Narodzenia w gatunku horroru. 

 

Gotyku, ale jak wspomniałam, jestem kompletnie nieczepliwa;)

 

 

Nie ma tu klimatu wieczerzy Wigilijnej, gdzie ludzie dzielą się opłatkiem składają sobie życzenia. W twojej historii nikt nie dotrwał do wieczoru, bowiem wszyscy byli pijani, a pozostali uprawiali seks. 

Po co są święta?

Święta są przede wszystkim czasem narodzin Chrystusa, co powinno cementować i budować ich wiarę. Boże Narodzenie jest specyficznym okresem, kiedy ludzie życzą sobie jak najlepiej i na ten krótki czas starają się dążyć do jedności i wspólnoty.

 

Wiesz, to nie jest konkurs w Niedzieli. Nie wszyscy łamią się opłatkiem, nie wszyscy jedzą karpia i nie wszyscy wierzą w Chrystusa. Dlatego można wykorzystać motyw niekoniecznie kanonicznie.

Poczytaj opowiadania w konkursie, a przekonasz się, że mało w nich cementowania.;)

 

 

 Najlepszy horror pochodzi z przerażających rzeczy, które mogą manipulować uczuciami czytelników, tworząc uczucie niepokoju i strachu, które wykraczają poza świadomość i przenikają głęboko w psychikę.

Niestety tego nie ma w twojej opowieści.

Nic nie szkodzi. Będę próbować znowu, może wtedy wyjdzie lepiej.

 

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć, 

dziękuję za wyjaśnienia i życzę powodzenia.

Pozdrawiam AK

 

Ruszę z huhorem w świat, z mniejszą ilością bohaterów.Ruszę z huhorem w świat, z mniejszą ilością bohaterów.

Prosiłbym o zaprotokołowanie, że mi ilość bohaterów nie przeszkadzała, wręcz wydała mi się odpowiednia.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Dzięki Radku, miło że są czytelnicy, którym trafiam w gust.

Lożanka bezprenumeratowa

Ciekawa czarownica z tymi jej wszystkimi konkretnymi czarami w postaci chociażby makaronu.

Moim zdaniem przerysowani goście, co sprawiło, że bardziej niż na fabule, skupiłem się na karze, która na nich oczywiście spadnie za bucowatość i buracką głupotę (choć oni z miasta). Te rzeczy bym zmienił, bo nazbyt przewidywalne. Wydaje mi się, że kilka tysięcy znaków użytych w tym celu by nie zaszkodziło.

Ale czytało się jak najbardziej przyjemnie.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Witaj @Jastku Telica miło, że wpadłeś. Zagęściłam buractwo, żeby czytelnicy nie żałowali poległych (no poza Stalinem;), ale pewnie zabrakło kunsztu, żeby ochłodzić uczucia, ale bez nachalności.

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć,

 

Fajny horrorek z oryginalną fabułą – co bez wątpienia jest dużym plusem. Nie spodziewałem się kotów gigantów polujących na „myszki”.

 

Przede wszystkim cieszyła się jednak wizją koleżanek, którym opadają szczęki  na widok jej nowiutkich butów i jaspisowej skrzynki na eliksiry.

– Dość! – Alina uniosła dłoń. –  Idź do domu, weź w obrus dużo jedzenia i wrzuć do wody.

 

Podwójne spacje.

 

Spacje poprawiam, za wizytę i miłą recenzję dziękuję.

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć, Łowuszko!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Prezent niestety wykorzystany słabo. Laski pojawiają się przelotnie, a klimat niewiele ma wspólnego z gotykiem – bardziej widzę tu klimat horroru klasy B, gdzie grupa przyjaciół wybiera się w odludne miejsce i niezbyt rozważnie, co jakiś czas, ktoś się oddziela od reszty. Świąt też niewiele tu uświadczyliśmy – niby wydarzenia dzieją się w Wigilię, ale równie dobrze mogłyby to być Walentynki.

Masz sporo wydarzeń, które łączą się w fabułę, ale uważam, że na taki limit chciałaś zbyt dużo. Podobnie rzecz ma się z bohaterami.

Jeśli chodzi o wykonanie, to jest całkiem ok, choć w kilku momentach mus skracania opisów nieco spalił mi styki i miałem problem z wyobrażeniem sobie sytuacji.

Najlepiej z wszystkiego wychodzi wiedźma Alina. Zresztą warto zauważyć, że dałaś jej łącznie jakieś 2/5 tekstu, więc miała na to miejsce. Gigantyczny kot Stalin też zrobił na mnie fajne wrażenie i jako horrorowy potwór sprawdził się rewelacyjnie.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Mogłam zalosować choinkę;)

Klasy B powiadasz, to wyjaśnia, że mi szacowne jury nawet pół punkcika nie dało;P

Wyczytałam, że gotyk dotyczy odludzia i mrocznych tajemnic, więc sądziłam, że się udało.

Cóż, będę próbować w kolejnych konkursach.

 

Dzięki za wizytę.

 

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć Ambush!

Szybko złapałam haczyk w opowiadaniu, bo wiedźma opuszczająca dom z przeklętym stawem na święta wydawała mi się zapowiedzią dobrej historii, nawet pomimo że już przy pierwszej wzmiance o stawie byłam pewna, że goście jej domu zrobią coś nie tak. Mimo tego pierwszego wrażenia, tekst nie przypadł mi jednak do gustu.

Zacznę od bohaterów – wszyscy, poza wiedźmą, wydają mi się irytujący. Napalony szef, jego młoda, nieporadna dziewczyna, niemili bracia (jeszcze jeżdżący samochodem po pijaku) i Ada, która obraża męża, jak tylko ten znika z oczu. Zwyczajnie nie miałam, do kogo się przywiązać i gdy akcja wkroczyła na dalsze tory, złapałam się na tym, że kibicuję kotu.

Jeśli chodzi o fabułę, jak już wspomniałam, samo miejsce akcji mi się podobało, ale jego potencjał w mojej opinii nie został wykorzystany. Zamiast tego przyglądałam się – niezbyt oryginalnym czy ciekawym – interakcjom (głównie kłótniom) bohaterów. Kiedy coś zaczęło się dziać – przy wspomnieniu, że potrącili kota – suspens pojawił się na chwilę, ale nie został długo.

Pojawiło się też trochę niespójności. Samo oszukiwanie wynajmującej przez ludzi, którym chyba pieniędzy nie brakowało (nowe auto, Bali, narty w Szwajcarii) jeszcze mogłabym przełknąć, zrzucając to na raczej paskudny charakter bohaterów. Ale scena, w której bracia mówią o jedzeniu cukierków z choinki robi wrażenie doklejonej na siłę, nie bardzo rozumiem, dlaczego Paweł wspomniał o tej sytuacji i nic z tego nie wynikło. Wykorzystanie konkursowego prezentu również w ostatniej scenie – śladzie jaki postawił kot na lodzie – nie miało żadnego znaczenia dla fabuły. Nie dostrzegam tu też gotyku, raczej zwykły horror.

Mimo tych zarzutów, sam koncept z demonicznym stawem bardzo mi się spodobał, podobnie to, w jaki sposób klątwa została uruchomiona – potrącenie kota i spowodowany tym zwrot akcji były naprawdę zgrabne, nawet jeżeli spodziewałam się, że coś „odpali” stawową klątwę.

Dzięki za udział w konkursie!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

I tak się kończy pisanie według wygooglanej definicji. Nie będę więcej eksperymentować z nowymi gatunkami. No chyba, że z huhorem;)

Dzięki Verus za recenzję i za organizację tego fajnego i inspirującego konkursu.

Lożanka bezprenumeratowa

Nie będę więcej eksperymentować z nowymi gatunkami.

Nie no, gdzie tam, eksperymentować trzeba. :D Jak się inaczej człowiek ma dowiedzieć, czy to dla niego, czy nie?

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Ambush!

Mam ambiwalentne odczucia, bo trochę ciężko czytało mi się tekst; możliwe jednak, że nie jestem po prostu targetem takich historii. Jako przedstawiciel młodego pokolenia odbieram historię jako trochę boomerską (czytaj: przeznaczoną dla osób o pokolenie starszych ode mnie:D) – co widzę szczególnie w humorze (zupełnie innym, niż ten, którym się posługuję), a także zanurzeniu w mocnej obyczajowości.

Nakłada się na to oczywiście fakt, że bardziej też gustuję w tekstach poważniejszych, niosących wyraźne przesłanie i nie znajduję tu czegoś dla mnie ciekawego. Bardzo szybko prowadzisz też dialogi, a jako przyzwyczajony do wolniejszej narracji mam wrażenie, że tekst jest trochę toporny i gubię się w mnogości (a bez wiedźmy masz ich sześciu!) bohaterów. I jeśli czułbym się pewny, by coś wypomnieć, to zapewne byłoby to właśnie to.

Podsumuję to więc stwierdzeniem, że tekst mi się po prostu nie podobał – ale widzę też, że innym się podobał dużo bardziej i podejrzewam, że może w powyższych czynnikach tkwi ten problem xD Doceniam mimo wszystko sam pomysł na lekką historię z horrorem, którego główną przyczyną jest obudzenie kota:P

Слава Україні!

@Golodh Ej, boomerzy to byli zaraz po II Wojnie Światowej! Niewątpliwie jestem starsza, ale nie bądź jak moje córki i nie pytaj, czy żyłam w trakcie bitwy pod Grunwaldem!

No, skoro humor nie siadł to wszystko przepadło. Chyba, że gustujesz w tekstach poważniejszych, wtedy każdy humor mógłby przeszkadzać. Powtarzają się zarzuty o mnogość bohaterów, ale skoro zamierzałam zrobić małą rzeź, a chciałam żeby ktoś ją zobaczył, to musiała ich być gromadka. Niemniej jednak rozumiem, że tłum w małym tekście może konfudować czytelnika i nie ułatwia czytania. Dziękuję za obszerną i ciekawą recenzję.

Lożanka bezprenumeratowa

Nie, nie, nie, nie chodziło o pokolenie baby boomer, tylko po prostu starsze:P Chyba się tak używa też słowa “boomerski”:P

Wiadomo, że do rzezi trzeba mieć trochę materiału. Nie wiem, może pomogłoby skupienie POVu na jakimś konkretnym bohaterze – mając kogoś mocniej zaznajomionego, jakiś punkt zaczepienia, łatwiej byłoby śledzić pozostałych? Albo wprowadzać ich po kolei, ale przy tym pokazywać jakieś wyraźne cechy szczególne?

Można zajrzeć, jak to zrobiła np. Christie w “I nie było już nikogo”, bo pod tym względem nadchodzącej masakry i mnogości bohaterów jest tu dość wyraźny punkt wspólny:P

Слава Україні!

Jestem zbyt boomerska by używać słowa boomerski;P

A co do Christie, cóż to był mój niedościgły cel, ale ona na małe Murzynki miała całą książkę, a nam okrutne Jury zacisnęło gorset;)

Lożanka bezprenumeratowa

Niewątpliwie nie jest prosto z tak krótką formą;) Ale dzięki temu to doskonała szansa na rozwój:P

Слава Україні!

Nowa Fantastyka