Na hełmie miał chomika: tuż nad wizjerem pysznił się tłusty gryzoń z wypchanymi policzkami. Kiedy ostatnio widziałam na stacji osobę tak najedzoną? Po dostarczeniu kontyngentu żarcia do marsjańskiej metropolii zostawało nam wyłącznie niezbędne minimum. Ot, uroki pracy na kosmicznej farmie grzybów. Cóż, robiliśmy, cośmy mogli.
Ale dziś nie byłam na farmie. Dziś przypadał dzień randkowy: wycieczka, na którą długo czekałam. I facet z chomikiem na hełmie.
– Zjadłabym takiego – posłałam mu info.
– Po moim trupie – odpowiedział, po czym dodał:
– Wolę myśleć o rozbieraniu.
– Tuszy chomika? – spytałam.
– Ciebie. Hełm, skafander, kombinezon, majtki, stanik…
Zachichotałam. Udałam, że ukrytymi pod hełmem ustami składam pocałunek na hełmie, na pysku narysowanego gryzonia. Uśmiechnął się.
Wtedy zdecydowałam: nie upoluję go. Po seksie wyłączę igły, które by go uśpiły i pozwoliły bezpiecznie przetransportować z kompleksu randkowego na stację. Mam nadzieję, że jutro, w czasie swojej wycieczki randkowej, kolega i koleżanki wyrobią normę. Tacy uśpieńcy są świetną pożywka dla grzybów.
Jak mówiłam, robimy, co możemy.