Zauważył ją nie dlatego, że oszałamiała seksapilem. Nie dlatego nawet, że miała jakąś wyjątkową urodę, choć do brzydkich nie należała. Zwrócił na nią uwagę, bo wydawała się zagubiona. Kiedy po raz pierwszy ujrzał ją na przystanku, spoglądała niepewnie to na jego numer, to na rozkład jazdy, umieszczony za plastikową szybką. To go rozczuliło.
– Wsiadaj, dziewczyno, wsiadaj! Zawiozę cię, dokądkolwiek zechcesz!
Nie było to całkowicie zgodne z prawdą, gdyż nie bardzo mógł sobie pozwolić na jakiekolwiek fanaberie. Jeżdżąc po szynach z pantografem przyczepionym do kabli, ma się dość ograniczone możliwości.
Mimo niepewności młoda kobieta wsiadła. Poczuł drżenie, gdy wreszcie postawiła stopę na jego stopniu. Była leciutka, zwiewna, nie tak jak większość tych babiszonów, które nie dość że same ważą tonę, to drugie tyle targają w postaci zakupów. Lekko zdenerwowana przysiadła na brzeżku siedzenia. Miał ochotę szarpnąć nieco, by wpadła głębiej, ale postanowił uszanować wyjątkowość pierwszego spotkania i nie przyspieszać wydarzeń. Rozglądała się zaciekawiona i niespokojna.
– Dokąd jedziesz, kwiatuszku? – zaszemrał i miał nadzieję, że słyszy jego głos w równomiernym stukocie kół.
Nieco później zauważył, że dziewczyna pyta jakąś staruszkę o drogę, a potem uspokojona, rozsiada się wygodniej. Z niewiadomych przyczyn poczuł ulgę, że wybrała kobietę, a nie na przykład tego lowelasa, co siedzi zaraz za motorniczym i wgapia się w nią bezczelnie.
Jechali, rozkoszując się swoją bliskością. Kiedy podniosła się i zacisnęła dłoń na metalowym uchwycie, miał wrażenie, że w jego wnętrzu wybuchł pożar. Ta chwila uniesienia trwała niebywale krótko, bowiem zaraz musnęła ręką przycisk otwierający drzwi i zniknęła, otoczona kłębiącym się tłumem.
– Żegnaj! – zaskowyczał niemalże, a pozostali pasażerowie aż przysłonili uszy, tyle żałości było w zgrzycie jego kół. – Czy zobaczę cię jutro?
Zobaczył. Znowu stała na tym samym przystanku. Już nie taka zagubiona. Powitała go z uśmiechem. I rozpoczęli swoją przygodę. Był przy niej delikatny i łagodny. Nigdy nie pozwolił sobie na szarpanie, czy nagłe hamowanie. Nie chciał, by wpadała na innych ludzi. Na niewinnym poznawaniu się minęło im lato. A potem nadeszła jesień i zima. I wtedy ona, widać zniecierpliwiona jego biernością, przejęła inicjatywę. Siadała blisko okna, a choć nie czuł jej ciała tak dobrze, jak wtedy, gdy miała na sobie zwiewną sukienkę, to wcale tego nie żałował. Bo dziewczyna zaczęła bardziej wyrafinowaną grę. Najpierw zbliżała usta do szyby, dmuchała i chuchała, a potem dotykała dłonią i przecierała ją długo i dokładnie, zmysłowo. Aż robiło mu się gorąco.
Czasem, gdy stała, umyślnie leciutko przyhamowywał, żeby naparła na niego. Zawsze zaskakiwał go miękki i jednocześnie sprężysty dotyk piersi. Marzył o intymnej bliskości. Zapach jej ciała sprawiał, że luzowały mu się nity. Krzesał iskry spod kół, kiedy wciskała się w przytulny kącik na samym końcu wagonu. I marzył, że kiedyś uda im się spędzić choć trochę czasu sam na sam.
Nie myślał o przyszłości, nie widział różnic między nią a sobą. Zdawało mu się, że dla dziewczyny też nie ma to znaczenia: cóż z tego, że ona jest taka młoda, a on krótko przed emeryturą.
Dla nich nie miało to znaczenia, ale dla innych tak. Ktoś wreszcie uznał, że nie nadaje się już do pracy. Przyjął tę decyzję z pokorą, choć w jego wnętrzu gotowały się smary.
Nie bolało, kiedy go cięli, szarpali, wyrwali wnętrze. Nie wył, gdy go przetapiali, dzielili na kawałki, formowali na nowo, piłowali i gładzili. Prawdziwą torturą była myśl, że już nigdy, przenigdy jej nie spotka. Nawet nie poznał jej imienia…
***
Długo wahała się, nim przekroczyła próg sklepu. Poczuła falę gorąca na widok otaczających ją gadżetów. O mało co, a uciekłaby stamtąd, ale coś w jej wnętrzu sprzeciwiło się tej rejteradzie.
– Dość! Dość tej samotności! – krzyczało jej serce, a umysł dodawał: – Nie chcę dalej spędzać życia bez odrobiny radości.
Sprzedawczyni z uwagą wysłuchała życzeń, a potem zaprowadziła ją do przeszklonej gablotki. Załomotało dziewczęce serce, zadrżało na widok mnogości propozycji. Były małe i duże, plastikowe i żelowe, frymuśne i całkiem bez poczucia humoru. Ale tylko jeden uwiódł ją swoim widokiem, tylko jeden sprawił, że nogi się pod nią ugięły.
– Ten! – Wskazała palcem wybrany model.
***
Znowu coś zaczęło się dziać w jego życiu. Skrzydła pudełka rozchyliły się jak drzwi w tramwaju. Jeszcze nie dowierzał swoim odczuciom. Dotyk palców wydał mu się znajomy. Kiedy ręka zacisnęła się na nim, poczuł leciutkie drżenie, jak wtedy, gdy jej dłoń obejmowała metalową poręcz. Kolejne muśnięcie i już był prawie pewny, że to ona. Uwierzył, gdy nacisnęła guzik, jak ten służący do otwierania drzwi. Poznał ją, kiedy jej twarz ozdobił prześliczny, niezapomniany uśmiech – jak wówczas, gdy zbliżał się do przystanku, na którym czekała na niego z utęsknieniem.
Oszołomiła go jej bliskość, jej radosny śmiech. Było tak, jak to sobie kiedyś wyobrażał, gdy był jeszcze tramwajem. Wiedział, że na długo pozostaną razem. Tylko on i ona.
Ze szczęścia zwiększył moc wibracji, aż z jej ust wydobył się gardłowy pomruk rozkoszy.