Profil użytkownika


komentarze: 21, w dziale opowiadań: 20, opowiadania: 13

Ostatnie sto komentarzy

@Jim, dzięki, że wpadłeś i fajnie, że przypadło do gustu. Tak, widziałam jakiś czas temu obie części :D I chyba dlatego przyśnił mi się sen, będący jedną z inspiracji dla tego opowiadania

@BasementKey, cieszę się, że się podobało i dzięki za + 1 :)

@ninedin, naprawdę dzięki za miłe słowa, wiele dla mnie znaczy docenienie prosto z Loży mojej próby zmierzenia się z legendą oraz utworem najlepszego (;))wieszcza 

@reg i tak jak na jednokrotne czytanie, to bardzo wiele rzeczy zauważyłaś i dużo mi pomogłaś, więc jeszcze raz dziękuję. Człowiek czasami już tyle razy czytał swoją pracę, że pewne błędy jakoś naturalnie stają się niewidoczne, choć u innych z miejsca by raziły. Pozdrawiam :)

Ciekawy tekst, choć zastanawiam się z iloma osobami ta zjawa rozmawiała, bo:

– Poddajecie się!

(nie powinien tam być “?” zamiast “!”?)

wskazuje na więcej niż jedną, a reszta tekstu:

– Spójrz na mnie!

czy:

– To ty weeź! Weź dupę w troki!

jednak na jednego rozmówcę.

I czemu ta zjawa taka wkurzona? Rozmówca trochę niepewny, trochę zrezygnowany, ale czy uzasadnia to wkurzenie?

Plus, dopiero po sprawdzeniu pojęcia “autowaloryzacji”, które cosik dziwnie kojarzyło mi się z ekonomią, cały tekst nabrał większego sensu. Czy to dobrze, czy źle? Dla mnie ok, a dla autora?

Tekst śmieszny, chociaż straszny. Trochę 1984 rokiem zawiało.

Drobne czepialstwo, ale technicznie to poprawniej byłoby “w telewizor”, a najpoprawniej “(…) żeby jedząc obejrzeć telewizję” – “popatrzeć na telewizor” zawsze kojarzy mi się z klientem w sklepie RTV, który chodzi między regałami, porównując różne modele:

Szybko się umyłem, przygotowałem śniadanie i zaniosłem do pokoju, żeby jedząc popatrzeć na telewizor, na wiadomości ze świata.

Bardzo przyjemny tekst, od pierwszych zdań nie potrafiłam go czytać inaczej, niż wyobrażając sobie zasuszoną babuleńkę z białą chustą na głowie, jak siedzi na rozwalającej się ławeczce przed chatą, pyka fajeczkę i opowiada tę historię. Tak że idealnie trafiłeś w moją wyobraźnię z tą gwarą :)

Im dłużej czytałam tekst, tym coraz bardziej miałam przed oczami twarz T-800, a finalnie okazało się, że powinnam jednak skręcić w stronę Żigolaka Joe. Co za tym idzie, może faktycznie za bardzo konstruowałeś Rowana jako terminatora, a nie androida-żigolaka – to tylko taka drobna sugestia.

 

Technicznie tekst ok, ale pozjadane przecinki odpuściłam sobie w pewnym momencie – do dalszego samodzielnego poprawienia.

Brakuje przecinka:

Pewnikiem by go ze sobą zatachała(,) alie niewyjściowy był po nocnej bójce.

I tu:

Bójce(,) w której mu kazała stać jak ciota.

I tu:

Boć to był zły pomysł(,) by przyjechać z Rowanem do tego sioła

I tu, nawet dwa:

Nie wiadomo(,) jakby to skończyło tsia(,) gdyby ciemności nie rozdarły dwie smugi refliektorów.

A tu jakiś odstęp dziwny:

Przez megafon rzucił niezbyt reguliaminowe pytanie:

 

– Pojebało was?!

Tu powinno zdanie zacząć się wielką literą, bo “urwała” to nie jest odgłos wydawany paszczą (plus, brakujący przecinek):

– Wiesz, jak wyjeżdżałaś do Angli, strachałam tsia, że wrócisz z brzuchem. Alibo przywieziesz ze sobą ciapatego. Alibo Murzyna. Alie to… – Matka urwała(,) ocierając rękawem łzy.

I znowu przecinka brak, a to wtrącenie:

Kaśka, młodsza siostra Marty(,) oderwała tsia od szykowania studzieniny

I znowu:

Dumałyście(,) co ja rzeknę babci?

I tu zdanie po zdaniu:

– Alie mama ma rację – stwierdziła najstarsza z sióstr(,) krzyżując ręce na piersiach. Ubrudziła przy tym fartuch mąką(,) alie zdawała tsia tego nie zauważać.

I tu, plus zdanie powinno być od wielkiej:

– Marta(,) weź no liepiej pomóż trochę – Spróbowała zmienić temat Beata, czwarta siostra.

 

 

@bruce, dziękuję za miłe słowa, faktycznie jego żupan w zamyśle miał skrywać jeszcze więcej gadżetów. A Stasia bardzo przyjemnie mi się wymyślało.

Wszystkie powtórzenia poprawiłam. Jak to jest, że czyta się tekst X razy, a takie rzeczy i tak się skryją przed człowieka okiem? :)

@Koala75, dziękuję, cieszę się, że się podobało.

@dawidiq150, również, dziękuję za przeczytanie.

@reg, dziękuję za wypunktowanie wszystkich błędów, które – ponownie – skryły się przed moimi oczami, choć tekst wielokrotnie czytałam w ich poszukiwaniu. Przekleństwa – stety, niestety – muszą zostać, ale jedno wymieniłam. A Stasio, tak, ma cztery metry i kopyta :)

 

Cześć,

Problem jest taki, że… pomysł jest :) Ja bym strasznie chciała poczytać o napierdzielance wampira z wilkołakiem. Ale Twoje opowiadanie męczy masa dolegliwości. Część wylistowałam Ci poniżej, interpunkcja i zapisywanie dialogów na pewno do poprawy, ale największe dwa problemy, to relacyjny styl narracji – beznamiętny, skrótowy i bez uczuć, a drugi to całkowity brak nastroju. To nie jest horror, tylko fantasty, choć właściwie nie wiem, czy ubran fantasy, czy klasyczne fantasy, bo po za tym, że wszyscy posługują się końmi i wozami do podróży, to skąpe opisy, które by różnicowały świat przedstawiony od naszego, współczesnego, nic mi nie mówią.

Pierwszy, nazwijmy to akt, gdzie wilkołak lata i morduje, to po prostu niewciągająca nuda, przykro mi to pisać, ale jak wilkołak oderwał jednemu z atakujących ręce, to śmiechłam. Jak przyjeżdża dziadek i następuje wyprawa w góry, jest trochę lepiej, bo w końcu ktoś się wypowiada, jest jakieś przedstawienie bohaterów…

A właśnie, bohater. Ja tu nie miałam komu kibicować. Mieszkańcy byli jedną, szarą masą, gwałcącemu wilkołakowi kibicować nie będę… Nie ma komu.

No i końcówka, walka jeden na jeden. Tak jak początek jeszcze w miarę, tak nagłe zakończenie pozostawiło niesmak. Fajny motyw z usuwaniem wspomnień o lokalizacji jaskini.

Praca ta była wielką fuchą.

Ale w jakim znaczeniu? Fucha wg PWN to praca wykonywana nielegalnie. Współcześnie używa się też tego słowa w celu poinformowania, że wykonuje się na boku (poza głównym źródłem utrzymania) jakąś dodatkową pracę, np. grafik oprócz pracy w korpo przyjmuje fuchy od innych firm. Po przeczytaniu akapitu do końca fucha mi tutaj nie pasuje. Może prędzej: “Praca ta była wielką okazją”? 

Mieli za zadanie rozwieszać w miastach, do których zmierzał cyrk(+,) plakaty i rozgłaszać o wydarzeniu.

Jakoś tak nie bardzo podoba mi się szyk tego zdania. Może pomyśl nad jakąś zmianą? Tak czy siak, po “cyrk” przecinek.

a nie można powiedzieć(+,) by pracowali ciężko.

Przecinek przed “by”.

Chłopak siedzący z przodu(-,) ujrzał wreszcie w porannej mgle zarysy miasta Rudopsicy.

Bez przecinka, bo imiesłów dookreśla podmiot. Wywaliłabym “wreszcie” i raczej postawiłabym na wizualizację wyłaniającego się spomiędzy pasm porannej mgły miasta.

Przywiązali konia do jednego ze słupów do tego przeznaczonych

Nie miało być “słupków”?

dwunastu specjalnie skonstruowanych bardzo dużych wozów

Jak “bardzo dużych”? Może po prostu zgrabniej ująć to jako “olbrzymich”, “monstrualnych” itp.?

Pewien malec obudził się i(+,)  mimo że wszyscy w domu spali, prędko ubrał spodnie i pobiegł(+,)  by sprawdzić(+,)  czy cyrk już jest.

Trzy brakujące przecinki. Nie “ubrał”, a “założył”, “przywdział”.

Dzieci przypatrywały się(+,) jak kilkunastu ludzi wbija

wozy są przykryte czerwoną firaną, żeby coś zobaczyć musieliby pod nią wejść

Firanki nie są w pełni kryjące. Coś tam, a często i całkiem dużo przez nie widać.

kiedy usłyszeli(+,) jak z tyłu ktoś krzyknął oburzony

– Wynocha stąd(+,) ciekawskie bachory – powiedział lekko zirytowany(-,) cienkim piskliwym głosem.

mogący zmieścić do około stu osób

“do” zbędne.

pojawiły się zabawnie ubrane klauny poruszające się na pojedynczym kole od roweru

Wszystkie klauny na jednym kole?

Z interpunkcją się poddałam.

W następnym pokazie wzięła udział wytresowana małpa. Chodziła na rękach, tańczyła i robiła wiele innych rozmaitych rzeczy. Wyglądało to bardzo śmiesznie i publiczność często wybuchała gromkim śmiechem.

Potem smukły mężczyzna przechodził po linie. Gdy wszyscy myśleli, że to koniec jego występu, on zaczął robić różne akrobacje nadal nie tracąc równowagi.

Może i publiczność dobrze się bawiła, ale ja nie, czytając ten fragment. Brak w nim emocji, akcji, życia. Albo skróć do minimum występy innych atrakcji, albo pozwól czytelnikowi je odczuć.

otoczenie rzeszy ludzi nie wywarło na niego żadnego wpływu

Brakuje: “przez”. On ich nie otaczał. Raczej: “wrażenia”.

Mężczyzna o imieniu Mikołaj będący żonglerem

Czy jego imię i dokładna rola w cyrku mają znaczenie, skoro więcej się nie pojawi w opowiadaniu?

Mieli poodrywane kończyny i byli dosłownie rozerwani. Nawet nie można było powiedzieć do kogo należą wywalone na wierzch wnętrzności.

Kiepsko brzmią te dwa zdania, niezgrabnie. Jeśli miałbyś wprowadzać minimalistyczne zmiany, to zamiast “dosłownie” ja bym dodała “na strzępy” po “porozrywani”. Powtórzenia “byli” – “było”.

– Wczoraj była pełnia(-.) – ktoś zauważył – podobno wtedy te bestie są silniejsze.

– Wiele razy była pełnia a nic takiego się nie zdarzyło(-.) – zirytował się właściciel cyrku.

“podobno” → “Podobno”, bo wygląda to na dwa odrębne zdania.

Nie był mściwy z natury, dlatego nie planował zemsty. Naturą jego jednak było zabijanie. Cieszył się na myśl, że długie, ostre pazury znowu będą rozrywać, a kły zatapiać się w ciepłych ciałach.

Mógł se nie być mściwy, ale zadowolić się zabiciem tylko dwójki pracowników cyrku, kiedy reszta smacznie spała? Nie klei mi się to…

kobieta – wilkołak o białej jak śnieg sierści z sześcioma rękami i czterema nogami.

Jak wilkołak, to łapy.

biedaczkę, która na dodatek przeżyła atak. Dopiero kilka godzin później wykrwawiła się.

Taki miłosierny, że nie dobił?

Ludzi targały różne emocje; żal, strach, bezradność, nienawiść i ogromna złość na cyrkową ekipę

“Ludźmi”. Ni ciut, ciut nie czuję żadnej z tych emocji, czytając to.

do Grodzienia, najbliższego warownego miasta z prośbą o pomoc. (…) Grodzienia znajdowała się

To miasto, to jak się w końcu nazywało? Odmiana szwankuje.

Kilkudziesięciu mężczyzn rzuciło się na nią z wielką rządzą zemsty

“żądzą”.

Alicella – dziękuję za komentarz.

Łysa myśli, że jest istotą ożywioną, stąd fragmenty o “ludzkich” zachowaniach. Co do reszty Twojej wypowiedzi, to… nie chciałam wykładać wszystkiego na tacę (czy manekiny mogą się jednak jakoś porozumiewać albo czy się ruszają, jak ludzie nie patrzą itp.). Chodziło też o lekkie wodzenie czytelnika za nos, by od razu nie miał pewności, co to za “modelka” ;) Aspekt humorystyczny był tutaj również istotny, stąd takie, a nie inne przedstawienie bohaterki.

Co do zachowania kasjerek – w necie można znaleźć przykłady jeszcze głupszych przestępców ;)

 

Deirdriu – również dziękuję za opinię.

Co do braku plastyczności, to już odpowiedziałam wyżej na komentarz Kam, że Łysa jest specjalnie takim narratorem – to w końcu manekin sklepowy, nie ma takiego zasobu słownictwa, nie zna metafor, wreszcie – dlaczego miałaby rozwodzić się malowniczo nad każdą kolejną ciętą sztuką ubrania? Miała być trochę naiwna, nieznająca świata, nie rozumiejąca za bardzo, co się dzieje dookoła. Zna “życie” tylko na podstawie zachowań Jowity, Kasi, szefowej i klientek.

Kasjerki – mają na plakietkach “doradczynie”, co może i nie jest najlepszym wyborem, ale chodziło o osoby wszystko-robiące – czyli układanie ciuchów, donoszenie innych rozmiarów do przymierzalni, sprzątanie, zwroty, reklamacje itp. To Łysa je tak nazywa ;) Z jej punktu widzenia głównie przebywają w strefie kas.

kam_mod, dzięki za komentarz i wszystkie komplementy. To naprawdę budujące przeczytać takie słowa od bardziej doświadczonej pisarki :)

Co do reszty komentarza, to w pewnych kwestiach masz rację – owszem, sklep, ciuchy i dziewczyny są płaskie jak naleśnik, ale taki był cel – Łysa jako kiepski, oszczędny narrator ludzkich zachowań, wyglądu czy przedstawienia sklepu.

Jeśli idzie o bezsensowność całej demolki, to jak już Reinee napisał wyżej – w internecie można łatwo znaleźć przykłady jeszcze głupszych zbrodni. Nie każdy musi być jak postać Georga Clooney’a w Ocean’s Eleven. Niektórzy są po prostu głupi i nie myślą przewidująco ;)

A co do ochroniarzy, to sklep jest po prostu w galerii handlowej – jest zdanie, że Ruda gapi się na galerię i Łysa jej zazdrości. Może faktycznie słabo to wybrzmiało.

drakaina – tak starasz się prowadzisz narrację, żeby czytelnik nie miał pewności, że to manekin → niby tak, ale daję tyle sygnałów, że jednak to manekin, że nie jest to wielkim wyzwaniem, by czytelnik /-czka potwierdził /-a swoje przypuszczenia.

Plus, może nie tyle za człowieka, bo filozofować to jednak Łysa nie filozofuje, ale na pewno jest przekonana, że jest istotą ożywioną, o aparycji człekopodobnej ;) Szkoda, że odbiór skażony i przez to negatywny, niemniej dziękuję za przeczytanie do końca. A podlinkowane opowiadanie całkiem niezłe, choć z zastrzeżeniami.

Cześć!

Fragment czytało się dosyć szybko, łatwo przyszło mi wyobrazić sobie całą sytuację, więc jakaś immersja była. Natomiast to, co z niej na pewno wyrzuca, to formatowanie – każdy akapit masz oddzielony od poprzednika przerwą.

Moja prywatna opinia, ale:

Szkarłatny księżyc od eonów rozumiany był jako zwiastun nadchodzącego kataklizmu

to banał :)

Mieszasz czasy – na początku piszesz:

W samym środku tej złowróżbnej nocy, wąską leśną ścieżką, nieopodal groty Białych Złudzeń, podąża kapłanka o imieniu Aszera. Za rękę prowadzi swój największy skarb

a potem już:

poprawiła trzymaną lampę naftową

Dobrze(+,) już dobrze, tak naprawdę tylko się zgrywałem

Brak przecinka przed “już”.

O sposobie zapisu czasowników atrybucji dialogu przeczytaj sobie np. tutaj: Poradnik – na pewno Ci się to przyda i zgodnie z tym popoprawiaj. A a propos “Ci”, “Tobie” itp., to w tekście pisz małą literą.

Aszera krzyczała z całych sił, jednak jej głupiutki, zbyt pewny siebie skarb, nie odwracając się za siebie, pomykał wymijając monstrualne drzewa.

Powtórzenie “siebie”. “Pomykał” brzmi tu nie na miejscu, zwłaszcza samo, bez określenia np. kierunku. Nie lepiej “pędził”?

Nieświadomy chłopiec stał już przed samym wejściem do dziwacznej, strzelistej czeluści w kształcie stożka.

“Już” zbędne.

rozmarzony wyciągnął lampę naftową

Skąd? Matce nie zabrał. Do kieszeni raczej by nie weszła ;)

Otoczenie wyglądało do siebie niezwykle podobnie.

Źle brzmi to zdanie. Może raczej: “Kolejne przejścia i zakręty wyglądały niemal tak samo/ były do siebie niezwykle podobne”?

kątem oka doglądał namalowane, wszeteczne ornamenty

Raczej “Oglądał”. Jak “ornamenty”, to nie “namalowane” – np. “pokrywające ściany”

Na jego twarzy pojawił się zarost.

 – Zaraz zaraz, jak to w ogóle możliwe?! Przecież mam dopiero 12 lat!

– I czemu włosy sięgają mi do pasa?!

Wyrastanie włosów nie jest wyczuwalne. Jak to zauważył? Nie ma słowa, że choćby przypadkowo podrapał się po brodzie.

chłopiec potknął się o półmetrowy dzban, który z impetem poturlał się i rozbił o zaostrzone kamienie.

Gdzie te kamienie były? Wyobraziłam to sobie jako ślepy zaułek, ścianę najeżoną ostrymi kamieniami.

nie zauważył, że z roztrzaskanego naczynia(,) zaczęła wyciekać gęsta maź, z której wypełzło coś na kształt włochatego Motyla.

Zbędny przecinek przed “zaczęła”. Dlaczego motyl wielką literą?

Stworzenie gwałtownie poszybowało w kierunku starca. Jego szybkość reakcji była dość upośledzona.

Jak “poszybowało, to nie “gwałtownie”. Szybowanie to lot bez machnięć skrzydłami, a motyl pewnie nimi wściekle tłukł, żeby dopaść starca jak najszybciej. Choć idzie domyślić się o co chodzi, to “Jego” wskazuje na motyla, bo to on był podmiotem poprzedniego zdania.

niestety jego język poczuł kwaśno-gorzki opór

Nie rozumiem skąd ten opór?

Chciał jeszcze raz upewnić się(,) co do braku jakiegoś ciała obcego(,) w wymiocinach. Podniósł lampę, po czym zaczął oświetlać kałużę ekskrementów

Zbędne dwa przecinki. Ekskrement to nie synonim wymiocin, tylko odchodów.

Zamiast tego wydał z siebie osowiały pisk.

“z siebie” zbędne.

Od tamtej pory żeglarze unikali tego obszaru(,) ze względu na gwałtowne sztormy.

Zbędny przecinek.

Ambush, Reinee, NearDeath – cieszę się, że się podobało :)

regulatorzy – każdy czytelnik odbierze tekst inaczej, niemniej dziękuję za doczytanie do końca :)

drakaina – w ogóle nie chodziło o ukrycie tego faktu, co słusznie zauważył NearDeath. Moja “modelka” jest nieświadoma tego, czym jest, w przeciwieństwie do lalki z podlinkowanego opowiadania, które właśnie zaczęłam czytać :)

Dziękuję Wam wszystkim za uwagi, poprawki techniczne wrzuciłam, a co do reszty:

Trochę mieszasz doradcę i kasjerkę. → chodziło mi o taką osobę w sklepie, która robi wszystko – zarówno sprząta, układa ciuchy, przyjmuje pieniądze i reklamacje, jak i zaczepia między wieszakami i pyta: “W czym mogę pomóc?”, “Tak, już donoszę większy rozmiar”, dlatego mają to na plakietkach.

Dialogi powinny być inaczej zapisane. → jest to celowe. Dalej, w końcówce są “po bożemu”, ale wyżej, w opowieści Łysej chodziło o utrzymanie relacji na zasadzie: “No, a ona wtedy powiedziała… No, a ja jej na to…”

Ponieważ dziewczyny mają różne włosy, możaby pozamieniać na blondynka. → Blondwłosa “modelka” już ma ksywkę Blondyna :) A chciałam maksymalnie uprościć charakteryzację innych postaci w oczach Łysej.

Czy wielkie litery są konieczne, czy trzy wykrzykniki nie wystarczą? → chodziło o oddanie ogromu grozy sytuacji, w końcu “mordują” jej koleżanki ;)

 

Hej, bardzo wciągający fragment. Z chęcią poczytałabym coś jeszcze z tego świata. Podoba mi się wykreowany świat, choć póki co nie ma w nim postaci, której bym kibicowała, ale może z czasem by się to zmieniło, bo Belfer ma potencjał :)

Mam problem z czasem akcji – gdy zaczął się akapit z dwójką zwiadowców z Piątki, byłam przekonana, że czas akcji przeskoczył do przodu. Następnie przyszli Pat, Salomon i Kathy i ich przyjście nie łączyło mi się w ogóle z fragmentem o poprzedniej dwójce, dopóki nie zostało to dużo dalej wyjaśnione, w dodatku byłam pewna, że to czas teraźniejszy, gdy zostawił Lenę w bunkrze, a sam skrył się w jakimś bunkrze nr dwa, by na kogoś zapolować.

Jaka jest różnica pomiędzy Osadnikami a Obywatelami? Czy jest potrzeba w ogóle wspominać o nich w tym fragmencie, skoro tu nie występują, nie pełnią żadnej roli?

Wpasowanie się w oddział Piątki trochę za łatwe, walka z Nowymi trochę po macoszemu, takie skrótowe relacjonowanie – bez dialogów, ukazania akcji mało angażujące.

Wybija mnie z czytania i po pewnym czasie zaczyna nużyć duża dysproporcja pomiędzy zdaniami krótkimi a długimi, na oko proporcje 8:2 dla tych pierwszych. 

Taki dysonans:

Podchodził po kolei do pozostałych, upewniał się, że są martwi.

a

Podczas przeszukiwania czwartego podskoczyłem jak na minie, bo truposz poruszył ręką i jęknął.

w kontekście:

Facet bez wątpienia znał się na rzeczy, miał talent do zabijania.

Ale nie do dobijania? ;)

W ogóle fragment wspominający poznanie Wiktora strasznie spowalnia tempo. Tak samo ten z Rufusem, który w ogóle moim zdaniem jest zbędny, bo Rufus tu nie występuje żywy.

Cześć,

Przemyślę sprawę narracji, bo w zamierzeniu Vik miał być ciut bardziej na pierwszym planie, ale reszta postaci też w-jakiś-tam sposób miała być ważna, stąd takie bardziej obiektywne podejście.

Na pewno muszę jeszcze dużo czasu spędzić nad tym tekstem, żeby w końcu wybrzmiał jak należy.

Dzięki za wszystkie rady :)

Cześć,

Bardzo intrygujący wstęp, zdobyłaś mnie już od pierwszego zdania! I tytuł też super. W ogóle czytało się lekko, łatwo i przyjemnie. Bardzo pasuje mi twój styl i chętnie poczytałabym jeszcze o Welesównie.

Poniżej garść drobnych uwag i pytań:

– Takiego gówniarza zatrudniać – usłyszałam głos pani Halinki

– Takiego gówniarza zatrudniać.Usłyszałam głos pani Halinki

– To Witold Kościkiewicz. Jego babcia, pani Leonka, mieszka przy drodze na Dąbki, przeprowadził się do niej. Czy ty tam za małolata nie chodziłaś z ciocią Asią?

Kto to mówi? I do kogo? Moja pierwsza myśl – pani Halinka do sąsiadki; musiałam zjechać w dół, by się dowiedzieć, że Zuzia do Ted.

Zuzi nie zraził mój brak odpowiedzi; zdążyła się przyzwyczaić.

Dlaczego? Skoro poniżej Ted odpowiada normalnie.

Zgrzyt czasowy:

Wybiła pierwsza w nocy, gdy wyprowadziłam rower przed garaż i ruszyłam przed siebie

Dlatego też przyszłam tu następnego dnia po szkole, ale Martyna się nie pokazała. Będę musiała wrócić po zmroku.

Następnego dnia po czym? Gdzie jest to “tu”? Jeśli narrator o pierwszej w nocy pakuje tyłek na rower i jedzie nad jezioro, to czas użyty w drugim zdaniu drugiego cytatu jest nieprawidłowy – prędzej coś w stylu (pisane z punktu widzenia Ted wsiadającej o 1:00 na rower): “Wiedziałam, że musiałam wrócić po zmroku.” – ogólnie drugi cytat miesza w czasie akcji.

Jak znalazłaś czas, żeby wyjść z domu i się zabić między kuciem na poprawę sprawdzianów z matmy?

Między kuciem a… czym? Kucie brzmi zbyt jednolicie, by przeszło bez dalszej konstrukcji z “a”. Bez “a” by uszło “między imprezami”, bo one są odrębnymi bytami.

więc odruchowo przywaliłam mu drugą pięścią w brzuch.

– Urocza z ciebie osóbka – odezwał się głos w ciemności

Nie było nawet jednego “Auć!”? Twardy ten nauczyciel, zwłaszcza, że Ted miała silne ramię, co sama podkreśliła.

Taki drobiazg, ale:

Oskar, mój młodszy brat, wrzasnął ze swojego pokoju:

– Zabujał się w Ted!

–(…)

– Bo się w niej zabujał! – ryknął znów Oskar, nie pauzując gry nawet na chwilę.

Nic nie było wcześniej mowy, że on w coś gra, a zresztą skąd Ted miała o tym wiedzieć, jeśli jest w innym pokoju, a nie słychać (nie są opisane) żadne odgłosy gry – klikanie klawiatury i myszki lub pada, odgłosy z gry itp.

Spotkaliśmy się pod figurką Bozi, tą(+,) co jest trochę dalej od mojego domu

Po “tą” przecinek.

Złapała go jak ratownik niedoszłego topielca i odpłynęła w stronę drugiego, niezamieszkałego przez nikogo brzegu. Przez chwilę widziałam jeszcze unoszącą się na powierzchni twarz Miśka, która wkrótce zmalała do wielkości główki od szpileczki, by wreszcie rozpłynąć się w mroku.

Jeśli Martyna złapała go jak ratownik, to raczej z głową nad powierzchnią wody. I co, on przez całą tę trasę się nie darł, nie wzywał ratunku? Nie ma na ten temat słowa, a może miałby szansę na ratunek. Trochę dziwne.

Jeszcze parę minut staliśmy po drugiej stronie razem z żywym Miśkiem.

Nie brakuje po “minut” “temu”?

Na widok czarnego pojemnika wzniósł oczy do nieba, ale tego nie skomentował.

Co on, widzi w ciemności? Przed oczami mu tym pojemniczkiem machała? W nocy by nie zobaczył ot tak.

– Twoja rusałka porwała śmiertelnika. Musisz odnaleźć.

Brzezin przechylił głowę.

– Rozumiem.

A tu nie rozumiem, czemu Witek od razu nie poprosił o dostarczenie Miśka? Wodnik chyba zna to jezioro jak własną kieszeń, to powinien bez problemu odnaleźć chłopaka. I czemu po wyrzuceniu Martyny na brzeg przez inne rusałki mówi:

– Jest wasza. – Brzezin spojrzał na nas. – Nie dbam o los śmiertelników. Róbcie z nią, co chcecie.

Brzmi to tak, jakby mówił “śmiertelnik” w kontekście Martyny, która raczej nagle nie ożyła? A przecież stała się rusałką, jak reszta dziewcząt w jeziorze?

Cześć!

Zgadzam się z przedmówcą, masz problem z wścibskimi przecinkami, przez co zdania stają się nieczytelne.

Dla mnie pierwsze zdanie jest już niejasne:

Patrząc na zamalowane daty kalendarza, doktor Arkadiusz Smoleński zaplanował ukończenie dzieła o spiralnej budowie kosmosu, lecz mówiąc szczerze, całkowicie nie brał pod uwagę(,) przyniesionej popularności wyniku badań, zwłaszcza po analizie jego poglądów.

Nie rozumiem – jakiej “przyniesionej popularności”? Wyniku jakich badań? Czyjej analizie i czyich poglądów? Jego, Arkadiusza?

Drugie zdanie również mnie gubi:

Od bardzo dawna(,) posiadał rozpisywaną na karcie pacjenta przewlekłą schizofremię, chorował na ciężką depresję paranoidalną, wywoływaną utratą bliskich oraz brakiem pomysłów, uzasadniających poglądy oraz tezy.

Po pierwsze: “schizofrenię”, po drugie jeśli zdiagnozowany schizofrenik, to raczej “rozpisaną” (czasownik dokonany), po trzecie depresja pojawia się w jego życiu tylko w momentach utraty bliskich i gdy zauważa, że nie wpada na żaden pomysł? Bo właśnie to sugeruje imiesłów “wywoływaną”. Po czwarte dziwnie brzmi końcówka zdania: “brakiem pomysłów, uzasadniających poglądy oraz tezy.” – a nie chodziło o “brak argumentów”?

Dzisiejszy mglisty poranek(,) był kolejnym

Zbędny przecinek.

Po wyjściu na korytarz, od zaniedbanej przez pleśń łazienki, we własnym wyuzdanym wnętrzu świadomości, obserwował mijające momenty przeszłości, gdzie otrzymywał nagrody, proszono czasamizapisywanie autografu lub napisanie dedykacji.

Niby zamysł zdania rozumiem, ale nie rozumiem. Zamiast “od” nie miało być “z”? W dodatku jak “zaniedbana przez pleśń”, tzn. że wolna od pleśni, bo pleśń olała swoją powinność, czyli rozrastanie się i zajmowanie łazienki. Dlaczego “wyuzdanym”? Myślenie o zaszczytach i nagrodach to nie są jakieś świńskie, zbereźne myśli. Nie powinno być raczej: “proszono go czasami” oraz “złożenie autografu” (czasownik dokonany, plus pasujący bardziej niż zapisanie)?

Kolejne problematyczne zdanie:

Bardzo często wykonując takie zadania(,) pamiętał ojca oraz matkę, jednakże ich przestarzałe poglądy o bieżącej rzeczywistości(,) były całkowicie sprzeczne z naukowym podejściem do tematu podróżowania.

Dwa zbędne przecinki, zamiast “pamiętał” to raczej “wspominał”, “przywoływał”, a tak w ogóle to jakie “takie zadania”? Stanie na korytarzu i wspominanie podpisywania książek?

Zwłaszcza dzisiejszy świat, zdominowany przez społeczeństwo technokratyzmu, zastanowił wobec zasad moralnych, wymieniał dosyć irracjonalne stanowisko.

Kogo zastanowił? Jak “stanowisko”, to raczej “prezentował” – wymienia się coś na coś albo wymienia się jako wyliczenie iluś sztuk.

Aleksander spoglądał na stare zdjęcia, podstarzałe i przetarte twarze, których przybliżony wiek, dziwne choroby czy wysokość ubezpieczenia zdrowotnego, nie zgadzały się z przyjętym standardem wieku dwudziestego.

“Arkadiusz”, nie “Aleksander”. Albo zmień na początku “Arkadiusz” na “Aleksander”. Kiedy dzieje się akcja opowiadania? Bo ja się gubię.

Wyżej piszesz, wskazując czas teraźniejszy:

Dzisiejszy mglisty poranek

a niżej:

zapytywał czasami stanowczo, rozgniewany do granic wytrzymałości ojczulek.

Czas akcji mi się nie spina.

Poddałam się ze wskazywanie dzikich przecinków.

– Skoro tak… moja droga. – przez krótką chwilę, zaskoczyła mnie wypowiedzią, bezpośrednio skierowaną do mnie.

Po co nagle narrator pierwszoosobowy?

Cały ten akapit:

Podobno dawni rodzice, szukali Aleksandra dosyć długo, nawet przez kilka dni, po różnych tajemniczych miejscach. (…) Aleksander, nie spodziewał się wewnątrz ścian organizacji, takiego słabego zainteresowania.

to niesamowity bałagan i poplątanie z pomieszaniem… Odpuściłam sobie przeczytanie tego akapitu w całości. Za dużo pomysłów, skoków w czasie, postaci, wydarzeń, przekonań… Bardziej to wygląda na luźny strumień myśli.

 

Jeśli zamysłem było napisanie utworu z punktu widzenia schizofrenika, to… ok, można by to kupić, ale i tak należałoby popracować nad warsztatem, bo każdy się tutaj zgubi. Nie ma tu konfliktu, nie ma tu celu, nie ma motywacji, jest tylko jeden wielki chaos. Przy lepszym warsztacie przenikanie się dwóch linii czasowych, pisanie zarówno o teraźniejszości Aleksandra/Arkadiusza, jak i przeszłości – wydarzeniach, które doprowadziły do tego, jakim człowiekiem się stał, w co wierzył, jaką rolę przyjął w społeczeństwie, nad czym pracował itd., byłoby możliwe do ogarnięcia i nawet przedstawienia zawartości głowy bohatera w interesujący sposób. Ale zawodzi warsztat, a przede wszystkim nawałnica dzikich przecinków, utrudniająca odczyt dzieła.

Cześć!

Patrząc po powyższych komentarzach uprzednio popełniłaś całkiem rozbudowany utwór – nieudaną hybrydę opowiadania i powieści – zupełnie jak ja :) Ale skróciłaś ją prawie o ¾ iiiii… No właśnie – i. Nie wiem, jaki był pomysł na opowiadanie w wersji 2.0, bo obecnie wydaje się ono niepełne. Nie rozumiem do końca relacji Marcela i Avy. Czy on ją stworzył na wzór swojej zmarłej ukochanej/córki/siostry/przyjaciółki? Czy on w ogóle jest twórcą wszystkich Av?

Dlaczego chciał popełnić samobójstwo? Nad czym pracował? Dlaczego nie chciał odpuścić, choć mu non stop nie wychodziło? Dlaczego od ponad dziesięciu lat nie rozmawiał z rodziną? To nie tak, że ja musze koniecznie uzyskać pełne odpowiedzi na te pytania, ale przynajmniej pomogłyby zrozumieć lepiej bohatera, czemu żyje w ten sposób, w takim syfie, nędzy, obsesji?

Końcówka fajna, im bliżej zakończenia, tym coraz bardziej widać, że coś w tej jego Avie się budzi, a on, pijany, to ignoruje.

Poniżej garść mniej i bardziej drobnych uwag:

Pociągnął kolejny łyk z butelki, po czym spojrzał Avę.

Raczej “na Avę”

Nie mógł pozbawić swojej S.I. funkcji “opieki”, ale zdołał ją ograniczyć.

Jeśli to on ją stworzył, to chyba mógł, skoro i tak w jej oprogramowaniu już grzebał?

Zaprogramował ją, by zwracała uwagę na takie rzeczy. Każda oznaka choroby: fizycznej czy psychicznej, nie mogła ujść jej uwadze. (…) Nie potrzebował wsparcia od urządzenia, które robiło to tylko dlatego, że tak zostało zaprogramowane. Chciał, by Ava zrozumiała, dlaczego powinna przejmować się czyimś zdrowiem i szczęściem.

To jednocześnie zaprogramował ją, by zauważała wory pod oczami i bełkotliwą mowę, ale już przeszkadzało mu, że mówiłaby mu, że jego zdrowie jest najważniejsze (zaprogramowany, wyuczony tekst)? To się kłóci z pogrubionym zdaniem, bo brzmi, jakby bohater chciał i rybki, i akwarium – od razu sama Ava ma wykazywać zrozumienie, że ludzkie życie jest ważne, ale jednocześnie to linijki kodu każą zwracać jej uwagę na np. przekrwione oczy i nadmierną agresję właściciela? Marcel chciał za dużo od razu moim zdaniem.

Dlaczego, ta różnica wciąż pozostawała tak duża? 

Zbędny przecinek

Oni a tobą tęsknią, Marcel

Literówka

Bał się, że Jej oczy patrzą przez Avę.

Zaimki osobowe z małej litery. Jeśli masz na myśli zmarłą ukochaną/córkę/siostrę/przyjaciółkę Marcela, to może by to wprost napisać? Albo jakoś jawniej zasugerować?

Hej, przeczytałam całość. I muszę powiedzieć, że to bardzo interesujący pomysł na przedstawienie życia po życiu, choć do końca nie wiem, jaki był cel tego utworu, bo pod koniec brzmi cokolwiek moralizatorsko. I przez nastawienie na morał mam wrażenie, że całej opowieści zabrakło jakiejś głębi, te trzy dusze i ich historie nie wybrzmiały tak mocno, jak mogło, gdyby skupić się tylko na nich.

Poniżej garść moich zauważonych drobnych potknięć, na pewno dobrze byłoby, gdybyś przejrzała tekst jeszcze raz pod kątem interpunkcji, bo zjadasz przecinki.

Jest takie fragment na początku: “W słonecznym Palermo dzień ten rozpoczął się od długiej kolejki, gromadzącej urlopowiczów miłujących się w ekstremalnych wrażeniach.” a raptem dwie wypowiedzi dalej: “Zbliżała się pora zamknięcia dostępnych dla zwiedzających sal.” – nie czuć raptem w tych trzech akapitach dalej upływu czasu. Aż musiałam wrócić na początek, by upewnić się, że przed chwilą była mowa o rozpoczęciu dnia.

W pobliżu drzwi krążył odziany w uniform strażnik z pękiem kluczy w dłoni, który uważnie śledził spojrzeniem każdego z wychodzących turystów, traktując ich jako potencjalnych złodziei.

Ale dlaczego? W żadnym fragmencie wcześniej nie ma słowa o tym, że przy tych zwłokach były jakieś kosztowności czy choćby złote zęby. O kradzież kości ich posądzał?

Zamiast tego wisieli bądź leżeli teraz odziani w szaty, służące identyfikacji każdego z nich.

Od razu widzę przed oczami zwłoki szubieniczników :D Jeśli nie wiszą ze sznurami wokół szyj, to może to bardziej rozwinąć?

Słyszałam jak jeden z nich próbował odgadnąć moją historię

Po “Słyszałam” powinien być przecinek. W dodatku dalej jest, że mówi to męski głos, więc jakiś rozjazd płci :)

zawodziła młoda kobieta w białej sukni

Jeśli jest mumią, to raczej nie może być “młodą kobietą”, bo i jak? Prędzej “mumia młodej kobiety”, ale czy narrator jest wszechwiedzący? “Dziewica” dalej tak samo dziwnie brzmi.

Ktoś chciał jej odpowiedzieć, gdyż echem rozniosło się chrząknięcie.

Chyba “gdy”, a nie “gdyż.

Ułożone we wnęce ciało mężczyzny zadrżało, a głowa poruszyła się, zupełnie jakby podtrzymywały ją dodatkowo mięśnie i ścięgna.

– To ja – oznajmił młodzieniec z radością w głosie.

(…) W pewnej chwili wszystkie dźwięki zamilkły i trzy cienie, przystanąwszy wokół jednej z lamp, chwyciły się za ręce. Przynajmniej tak to wyglądało, gdy sylwetki uniosły ramiona.

Przyznam, że zgłupiałam przy tym fragmencie. Opisujesz jakiegoś młodzieńca, mnicha i kobietę, jakieś cienie, jakieś postacie nie dotykające podłogi i ja nie wiem, czy te mumie leżą, jak leżały i oglądają mini paradę trzech cieni/ duchów/ dusz, czy to właśnie te mumie młodzieńca, mnicha i kobiety wstały i przystanęły przy lampie. Jest to niejasne. Jeśli mowa jest o cieniach/ duszach/ duchach, to nazywanie ich “młodzieńcem”, “kobietą” jest mega mylące, bo wskazuje na ciała z krwi i kości, a nie niematerialne byty. Przydałoby się doprecyzowanie.

W jednej chwili odsunął się na kilka kroków, ponownie stając w zasięgu promieni słońca. Jego twarz została częściowo oświetlona, podkreślając niezwykłą przystojność Fabio.

Nie rozumiem – komu podkreślając? Nikogo w pobliżu nie ma, kto mógł by się nim zachwycać.

Przed Fabio, stała zaś dwójka dobrze zbudowanych mężczyzn

Bez przecinka po Fabio.

– Nie udawaj chorego na umyśle! – wrzasnął poddenerwowany nieznajomy, wykonując kilka kroków bliżej. (…) Mnóstwo osób cię widziało – dodał nerwowym głosem.

Na twarzy Fabio pojawiło się zdumienie zmieszane ze zdenerwowaniem

Za dużo nerwów w krótkim czasie ;)

Sylwetka, nieco mniejsza od pozostałej, zadrżała

A nie “od pozostałych”?

Stopniowo ciemność rozjaśniało tysiąc świec

Myślę, że tysiąc świec rozjaśniło by ciemność natychmiastowo, zajęłyby całkiem spory obszar :)

Jego drobne, czarne tęczówki zaszły łzami.

Raczej całe oczy ;)

a po chwili jej głowa opadła w dół

W górę się nie da ;)

a jej urodziwa choć wyjątkowo „prosta” twarz zdradzała niepewność.

Jeśli w cudzysłowie, to jednak nie była prosta?

wobec prawdziwego uczucia, miłości, zaufania i poczucia wartości

Albo uczucia, albo miłości, bo o jakie jeszcze uczucie mogłoby mu chodzić?

 

@drakaina no właśnie zamierzenie było takie, żeby ta pierwsza część opowiadania była taka “na luzie”, również w narracji, żeby zestawić to, że to taka bezproblemowa, dotarta załoga, że nic ich nie zaskoczy z tym, co będzie się działo później, kiedy już dokonają odkrycia i wejdą na statek. Ale rozumiem o co Ci chodzi, może po prostu nie umiem jeszcze tak stylizować, jak bym chciała :)

I co do vintage – to tak, jak wyżej. Chyba za wysokie progi póki co dla mnie. Pastiszu również nigdy nie pisałam, nie znam jego zasad. Jeśli tekst zmierzał w jego stronę, to niestety nieświadomie :D

Poprawkę z końca uwzględniłam i mam nadzieję, że pierwszy akt jest już ok; zdaję sobie sprawę, że przy reszcie tekstu będzie jeszcze mnóstwo zarzynania… (-‸ლ)

Dzięki za komentarz

Cześć Wam!

Dzięki, że przeczytaliście choć te kilka akapitów oraz wielkie dzięki @drakaina za poradnik dla świeżynek! :D Szkoda, że przed publikacją tekstu nie wiedziałam, że coś takiego istnieje (nie ogarniam jeszcze nawigacji po tej stronie), ale biję się w pierś i postaram pamiętać na przyszłość.

Poprawiłam większość Waszych uwag i może małe wyjaśnienie – @Realuc ma rację :D Faktycznie, mam problem z krótkimi formami i trzymaniem się wyznaczonych limitów. A jako że to tekst konkursowy, to i był wyznaczony limit, więc te wszystkie rzeczy: pospieszna, nieudana ekspozycja bohaterów, infodump, brak rozwinięcia kłótni na mostku itp. to wina właśnie tego, że coś musiałam poświęcić… Z zakładanych trzech stron robi się u mnie dziesięć, z dziesięciu dwadzieścia pięć itd. Ogólnie, to ja chyba nie umiem pisać opowiadań :D Tak czy siak, dziękuję za podniesienie na duchu @Realuc. Po dziobaniu (zasadnym, ale bardzo bolesnym, bo pierwszym w życiu) ze strony @drakainy i @Ambush, miło przeczytać, że w tekście tkwi choć tyci potencjał! I tak, zdawałam sobie sprawę, że tekst ma problemy, więc nie dziwiłam się strasznie, że się nie dostał, ale nie wiedziałam, że aż takie. Jak czyta mnie ktoś, kto mnie zna, to łatwiej mu/ jej “czytać w mojej głowie i wiedzieć, co mam na myśli”, więc miło, że Wy, obcy ludzie, przeczytaliście i rzuciliście konstruktywne uwagi.

Parę odniesień do uwag: @drakaina i @Ambush

– rozwinęłam początek, dając mu odetchnąć i lepiej (mam nadzieję) przedstawiając bohaterów + rozwinęłam kłótnię

– poprawiłam pierwszy akapit, zgodnie z Waszymi uwagami, choć przyznam, że o “kiedy to” jako błędnej konstrukcji słyszę pierwszy raz, a sama potrafię mówić tak na co dzień, ale niestety nie znalazłam żadnych tekstów w necie na ten temat :(

– anglicyzmy… wiem, nadużywam, ale nieświadomie. Poprawiłam i “zanotowali” i “wszystkie ręce na pokład” (byłam wtedy przekonana, że to oznacza co innego)

– różne “swoje” też popoprawiałam, muszę walczyć z nadużywaniem takich wyrazów

– różne mniejsze uwagi też poprawiłam

– a, i nie wiem co to jest vintage fantastyka, nie widzę w necie takiego gatunku

Dzięki raz jeszcze!

Cześć! 

Jestem świeżynką, która dopiero uczy się poruszania po portalu, więc oczywiście zaczęłam z grubej rury dodając opowiadanie i wystawiając się na zmasowane dziobanie krytycznie myślących czytelników. I dobrze! Mama chwali, koleżanka chwali, więc pora w końcu zejść na ziemię, nie? laugh

Pierwszy tekst zaczęłam pisać nastolatką będąc (high fantasy, i to od razu z trójką głównych bohaterów) iii… poległam po piętnastu stronach.

Nigdy nic nie publikowałam, nie wydałam, dwa razy zdarzyło wysłać mi się opowiadania na konkurs (jedno z nich tu wrzuciłam), a tak to pisałam sobie to tu, to tam dwa zdania, fragment opisu, dialogu, stertę notatek…

Zapragnęłam w końcu zmotywować się do cięższej i konsekwentnej pracy, stąd druga część nicku, żeby nie było to w końcu tylko prześmiewcze.

A dołączyłam do Waszego grona, by znaleźć wsparcie, (mam nadzieję) poznać fajnych ludzi i… otworzyć się na konstruktywną krytykę, bo, jak każda perfekcjonistka, oczywiście uważam, że jeśli nie jest od razu genialne, to jest do niczego, ale mam też skoki samouwielbienia (bo, wiecie – mama) i potrzebuję neutralnej, wyważonej opinii.

Pozdrawiam wszystkich

Nowa Fantastyka