
W ramach odpoczynku od długich form popełniłam takie krótkie dzieło, mam nadzieję, że się spodoba :)
W ramach odpoczynku od długich form popełniłam takie krótkie dzieło, mam nadzieję, że się spodoba :)
Stoję na podeście czwartą dobę i przyznam, że już nóg nie czuję. Właściwie cała jestem jakaś odrętwiała. Mięśni to w ogóle jakbym nie miała, nawet nie próbuję ruszyć ręką. A jak pomyślę sobie, ile jeszcze mam tu stać… Mówili, że zmiana kolekcji za trzy dni. A to, że ja już nie mogę, nie wytrzymuję, to nikogo nie obchodzi? Najchętniej bym usiadła jak Ruda, tam pod ścianą. Siedzi taka milcząca, nawet nie ma z kim porozmawiać. Kasjerki mnie lekceważą, to i rewanżuję się tym samym. A nie będę przecież krzyczeć do Blondyny i Czarnej przez cały sklep. Więc stoję dalej i milczę, i obserwuję.
A jest na co popatrzeć. Pfff, gdyby Szefowa wiedziała, jakie Kasjerki potrafią być nieuczciwe, od razu by je zwolniła. Czy one myślą, że tego nie widać? No proszę, bez przesady, przecież jest kamera w rogu. O, i tam druga. A one co? Najwyraźniej Szefowa nie ogląda nagrań z kamer, ale jak przyjdzie, to ja jej od razu powiem. Jak obsługują swoje znajome, jak zaniżają ceny ubrań, jak liczą im co trzecią czy czwartą rzecz. Nic dziwnego, że te koleżanki wychodzą stąd zawsze z wieloma torbami. A jak zachowują się wobec innych klientów! Niesympatyczne, nieuprzejme, niekompetentne. Czasami mam wrażenie, że one pracują tu za karę, tak źle im tutaj i dlatego chcą się wyżyć na Szefowej. Przecież inaczej by się zwolniły. Głupie jakieś.
Ruda obok mnie też nie lepsza. Tyle razy dawałam jej znać, że może byśmy sobie porozmawiały, zawsze to przyjemniej tak i czas szybciej leci. A ona nic. Wprawdzie nie robi niczego, o czym powinna dowiedzieć się Szefowa, ale jako współpracowniczka to nie jest dobra. No bo, żeby tak cały dzień się nie odzywać? Gdybym jeszcze jej coś zrobiła, a ja nic. Nawet jej nie dotknęłam.
Ooooo, wreszcie się coś będzie działo. Szefowa wpada jak burza, godziny zamykania, teraz im wygarnie! Podlatuje do kasy, do drobnej Kasi. „Kasia – doradca” tak ma na plakietce na piersi. Ale jaki tam z niej doradca… Po zamknięciu sobie najlepiej doradza, co i jak może zabrać, żeby Szefowa nie wiedziała. Tymczasem Szefowa syczy na Kasię-Kasjerkę, a jasnowłosa Jowita, też “doradca”, zaciekawiona niespodziewanym pojawieniem się Szefowej odrywa się od miotły, z którą tańczy w kącie. Powoli w jej oczach pojawia się obawa, widać z daleka. Do mnie tymczasem dolatuje wściekły syk Szefowej, który z każdą kolejną minutą po dwudziestej pierwszej robi się coraz głośniejszy… Uuu! Ale walnęła pięścią w blat! Szefowa znaczy, drobnej Kasjerce oczy ze strachu powiększają się dwukrotnie. Przełyka ślinę i cofa się pod ścianę. Ha! Wydało się, wstrętne złodziejki! Szefowa już wszystko wie! Jowita rzuca miotłę precz, podbiega, żeby koleżanki, i siebie przy okazji, bronić. Ale Szefowa nie słucha żadnych wyjaśnień. „Pozamiatane!”, krzyczy, „Wszystko pozamiatane!”. No to, to chyba dobrze moim zdaniem. Przynajmniej sprzątać te Kasjerki umieją. Hm… Ale o dziwo, Szefowej się to nie podoba. Może niedokładnie pozamiatane? Oj! Ten blat długo nie wytrzyma przy takiej sile ciosu. Drobna Kasjerka zakrywa twarz, słychać spomiędzy palców coraz mocniejsze chlipanie. Szefowa wydziera się na jasnowłosą Kasjerkę, ta już nie ma nic do dodania, nic do obrony. „Koniec! To już jest koniec!”, Szefowa krzyczy, „Jutro won! Pakujecie się, zamykacie sklep i won!”.
Nie wiem, co to jest ten „won”, ale samo słowo „pakujecie” nie przypada Kasjerkom do gustu. Nic z tego nie rozumiem. Przecież co one mają spakować? Na odchodne pozwala im jeszcze trochę pokraść? Teraz już za jej wiedzą? Ale nawet możliwość wzięcia kolejnych ubrań nie uspokaja Kasjerek. Jowita rzuca się za już odchodzącą Szefową, łapie ją za ramię. Ta jak się nie obróci! Jasnowłosa ma szczęście, że Szefowa chybia. Jak by tak w Jowitę walnęła, jak wcześniej w blat… Jowita w szoku, Szefowa mówi jeszcze: „Jutro ma was tu nie być!” podniesionym tonem, odwraca się i odchodzi. Ale nie, w progu znowu zwraca się do Kasjerek i mówi coś o papierach i o kluczach. Że Kasjerki mają się zgłosić z kluczami na Żelazną, to dostaną papiery. Jakaś dziwna wymiana… Papiery? Pieniądze są z papieru. Chce im płacić za klucze od własnego sklepu? Nie rozumiem.
Szefowa wreszcie poszła. Kasia-Kasjerka nadal skulona za kasą chlipie pod ścianą. Kasjerka-Jowita stoi w szoku wlepiając wzrok przed siebie, gdzie jeszcze przed chwilą stała Szefowa. Po chwili powoli odwraca głowę, a jej wzrok spoczywa na mnie. „Co się, kurwa, gapisz, głupia dziwko”, syczy jak wcześniej Szefowa. Nic się nie odzywam, bo i co mam jej powiedzieć? Ja nic nie zrobiłam, więc po co wyżywać się na mnie? Odwraca się, teraz już wściekła, podchodzi do Kasi i stanowczym ruchem podciąga ją z podłogi do góry. „Otrząśnij się, idiotko!”, mówi. A ta, co jej zrobiła? Też nic. Nie rozumiem. Kasjerka-Kasia wyciera wilgotną dłonią wilgotne oczy. Patrzy z niemą nadzieją na Kasjerkę-Jowitę. Ta wytraca trochę swej złości. Najwyraźniej nie umie się złościć na Kasię. Ale nadal jest zła. Straciła pracę, obie straciły, słyszałam wyraźnie. Chyba jednak nie pracowały tu za karę, chyba będzie im brak, skoro płaczą. Ale czego brak? Szefowej nie, skoro je zwolniła. Ubrań, które podkradały, to na pewno. Samego zajęcia? Nie, nie wyglądały na szczęśliwe obsługując klientów. Chyba że to były ich koleżanki, wtedy były i uśmiechy, i żarty. Aha, no i jeszcze pieniędzy, które Szefowa im płaciła, chociaż płaciła kiepsko. Tak słyszałam.
Mnie na pewno nie będzie im brak. Nigdy nie rozmawiałyśmy. Nigdy się mną nie interesowały, tylko przebierały byle szybciej, kiedy byłam tak odrętwiała, że nie mogłam przebrać się sama. Tak samo z resztą modelek. „Modelki. Pieprzone modelki, normalnie no!”, tak się o nas wyraziła kiedyś Jowita. Modelka. Jestem modelką. Jak to ładnie brzmi. Szkoda tylko, że nie mogę sama decydować o tym, co mam na siebie założyć w danym tygodniu. No i że muszę stać twarzą do sklepu, a nie na galerię, jak Ruda…
Nie! Co ona robi?! RATUNKUUU!!! Mordują!
Nie mogę się ruszyć! Jestem tak przerażona, że nie mogę się ruszyć! Zostaw ją! Ty… ty świnio! Ruda! RUDA!!! Nieee! Co ty jej robisz?!! ZOSTAW JĄ!!! Ruda…! Ona zwariowała! Zabiłaś Rudą! A teraz…! Patrzy na mnie! Nie, nie patrz na mnie!
Próbuję zamknąć oczy, ale nie mogę. Nie mogę zamknąć oczu! Ratunkuuu!
Chwila wytchnienia. Kasjerka-Kasia ją odciąga. Co się z nią stało, czemu to zrobiła Rudej?!! Patrzę na Rudą, w jakim jest stanie. Nie! NIE! To… to… bestialstwo! Ruda leży w kawałkach… W kawałkach!!! Leży obok mnie, nie wierzę. Nie ma już Rudej, jest tylko kupka części ciała, gdzieś się plączą rude włosy…
„Ta zdzira nam zapłaci, zobaczysz. Rano sklepu nie pozna”, mówi Kasjerka-Jowita. Jak to? Co ona chce zrobić? „Co ty chcesz zrobić?”, nieświadomie powtarza moje pytanie wilgotna na twarzy Kasia. „Damy tej łajzie popalić”, Jowita rozgląda się po sklepie, kiwając energicznie głową. „Pożałuje. Że nas wywaliła. Zdemolujemy jej sklep”. „Oszalałaś?!”, krzyczy Kasia, „Są kamery, złapią nas! Nie pójdę do paki!”. Do paczki? Nie zmieściłaby się. No chyba, że do takiego dużego pudła. Oszołomiona słucham dalej. „Rozjebiemy kamery i upozorujemy włamanie. Rano jak gdyby nigdy nic pojedziemy oddać klucze. I jeszcze się obłowimy kasą z utargu. Co ty na to?”. Obłowimy? Gdzie chcą łowić? „Oszalałaś? Wita, przecież będą wiedzieli, że to my! Że nas dzisiaj zwolniła! Mamy motyw!”. „Gówno mamy, a nie motyw! Nic nam nie udowodnią! Rękawiczki założymy, nie będzie naszych odcisków palców”. „Ale kamera teraz nagrywa wszystko, co mówimy!”, panikuje przestraszona Kasia. „Nic nie nagrywa, ona tylko obraz nagrywa, nic nie słychać”, jasnowłosa Kasjerka uśmiecha się triumfalnie, „To co? Do roboty?”. Idzie założyć rękawiczki. Drobna Kasia próbuje jeszcze coś dodać, ale po chwili zamyka usta i idzie posłusznie za Jowitą.
Teraz ja jestem przerażona. Zdemolować sklep? Tak nazywa morderstwo Rudej? Bo je Szefowa zwolniła? To jest usprawiedliwienie zbrodni? Jestem w szoku. Boję się tak bardzo, że nie mogę się ruszyć, a one zaczynają pozorowanie włamania. Podbiegają do wieszaków, ściągają ubrania na podłogę, rzucają wieszakami, gdzie popadnie. Kasia już przestała płakać, łapie jakąś bluzkę i stara się ją rozerwać. W rękawiczkach nie idzie jej łatwo. Jowita rusza do kasy, otwiera ją i wyjmuje z niej wszystkie pieniądze. Podnosi plik banknotów do góry i woła triumfalnie do Kasi: „Mamy kasę! Jesteśmy bogate! Ju-hu!”. Kasia odwzajemnia radosny uśmiech, pokazując jej rozerwaną bluzkę. „Zuch dziewczynka”, woła Kasjerka-Jowita, „Bierz się za następne. Ja idę wyłączyć kamery”. Moim zdaniem powinny od tego zacząć, przecież kamery nadal działają, ale ja się nie odzywam. Boję się zwrócić na siebie najmniejszą ich uwagę.
Jowita stawia krzesło pod pierwszą kamerą. Wchodzi na nie z prętem do ściągania ubrań z górnych wieszaków. Jak się nie zamachnie! Uderzyła! Raz! I drugi! I jeszcze raz! Wali w tę kamerę jak Szefowa wcześniej w blat. Z całą siłą. Boję się. Naprawdę się boję. A jakby tak mnie…?
Kasia spełnia moje obawy. Podbiega w moją stronę. Chcę się zasłonić ręką, ale nie mam siły jej unieść! NIE! Nie… To jeszcze nie moja pora. Złapała… Ona… łapie rękę Rudej! Patrzy na mnie dziko, z groźbą w ciemnych oczach, odwraca się i biegnie na drugą stronę sklepu. Zaraz… Nie! Przecież Blondyna i Czarna! Nie! Zostaw je! NIE!!! Ratunkuuu! Ratunkuuu! Gdzie ja jestem, gdzie ja jestem?! Kasjerka-Jowita niszczy kamery, Kasia-Kasjerka zabija Czarną. Czemu one nic nie robią, czemu one się nie bronią? Czarna, zrób coś! Krzyczę, ale tylko w swojej głowie. Mam ściśnięte gardło ze strachu. Jowita kończy z kamerami, rzuca się na resztę ubrań. Ściąga je z wieszaków, depcze, pluje, wyciera o nie podeszwy butów. Kasia-Kasjerka zostawia zbezczeszczone szczątki Czarnej, odwraca się w stronę Blondyny i łapie ją za włosy! Włosy spadają z jej nagiej głowy… Nie wiedziałam, że nosi perukę! Kasia depcze jej-nie-jej włosy, przestaje i ręką Rudej! uderza Blondynę w twarz! NIE! NIEEE!!! Nie mogę patrzeć, nie mogę patrzeć! Jej głowa, jej głowa… Niedobrze mi, niedobrze MIII!!! Jowita chwyta nożyczki z szuflady pod kasą. Tnie wcześniej zadeptane ubrania, tnie te wiszące jeszcze na wieszakach, tnie zasłony od przymierzalni. Kasia… Kasia… Nie mogę na to patrzeć! Niech ktoś przyjdzie, niech one przestaną! Niech mi ktoś pomoże!
NIE! Nie patrz na mnie! „Czemu ta łysa kurwa jeszcze cała stoi?”, Jowita pyta się Kasi. „A, bo chciałam najpierw tamtym kudły powyrywać”, śmieje się Kasia. Jowita jej wtóruje. Jak to „łysa”? Przecież ja mam włosy…
Jowita podchodzi do mnie z nożyczkami, bierze się pod boki i okrutnie uśmiecha. „Ej, łysa. Masz wpierdol”. Śmieje się, nie wiem z czego i kontynuuje: „Zawsze chciałam to powiedzieć. Wiesz, w takim razie nożyczki mi się nie przydadzą…”. Patrzę z ulgą za rzuconymi na podłogę nożyczkami. Ale ulga mija, gdy Jowita chwyta za kij do zdejmowania ubrań. Nie zdążę nawet krzyknąć…
***
Po chwili do damskiego sklepu odzieżowego wbiega ochrona. Byłe kasjerki są zdziwione, nie stawiają oporu. Drobniejsza zaczyna płakać. Jasnowłosa jest w szoku, tylko duka coś niewyraźnie. Ochroniarze wyprowadzają je, dwóch zostaje. Starszy z nich, który już niejedno w życiu widział, wyciąga służbową komórkę. Wystukuje numer właścicielki sklepu. Młodszy bierze się pod boki i rozgląda w niemym szoku zmieszanym z podziwem.
– Ale bajzel, Krzychu. I zrobiły to w, ile, pół godziny?
– Ano.
– Tyle ciuchów poniszczyły. Kobita się wścieknie.
– No. Dobra, cicho, bo dzwonię.
Młody ochroniarz milcząco taksuje zniszczone wnętrze sklepu.
– Nawet manekiny porozpieprzały. Tylko ta jedna się ostała, no prawie… – Odwraca się do starszego ochroniarza, który, ze słuchawką przy uchu, niecierpliwie odpędza go ręką.
Młodszy podnosi obie dłonie w przepraszającym geście i podchodzi do stojącego manekina. Schyla się i podnosi łysą głowę z ładnie namalowaną twarzą. Uśmiecha się.
– Wystarczy łeb nasadzić i będzie jak nowa.
Chytrze to sobie wymyśliłaś;) Mniej więcej podczas wizyty szefowej domyśliłam się, co to za modelka, ale i tak mi się dobrze czytało. Dzięki temu pomysłowi, pojawiła się całkiem inna perspektywa.
Jest trochę błędów:
Tak gdybym ja jej coś zrobiła, a ja nic. Nawet jej nie dotknęłam.
To zdanie mi się nie podoba. Może “ gdybym jeszcze jej coś zrobiła, ale nawet jej nie dotknęłam?
Trochę mieszasz doradcę i kasjerkę.
Dialogi powinny być inaczej zapisane.
Sporo pomieszanych czasów. Trzeba się zdecydować albo na teraźniejszy, albo na przeszły.
Jasnowłosa miała szczęście, że Szefowa chybiła. Jak tak waliła w blat, to jak by tak w Jowitę walnęła…
To drugi zdanie brzmi bardzo źle.
Za dużo jest też imion. Ponieważ dziewczyny mają różne włosy, możaby pozamieniać na blondynka.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Fajne, bardzo lekkie opko, czytało się przyjemnie mimo, że to praktycznie jeden duży blok tekstu. Manekin uroczy. Plan pracowniczek idiotyczny, ale mam internet, więc wiem, że głupsze zbrodnie się zdarzają.
Zamieniłbym jedno “porozpieprzały” w rozmowie ochroniarzy na coś innego i nie zaczynał obu zdań starszego od “ale”.
Przykro mi to pisać, Mwwronska, ale scenka „widziana” oczami manekina nie tylko nie zdołała mnie rozbawić, ale w ogóle nie przypadła do gustu. W dodatku nie dostrzegłam tu fantastyki – manekin „obserwujący” awanturę i demolowanie sklepu to dla mnie stanowczo za mało.
…z każdą kolejną minutą po 21:00 robi się… → …z każdą kolejną minutą po dwudziestej pierwszej robi się…
Liczebniki zapisujemy słownie.
Nie! Co ona robi?! RATUNKUUU!!! Mordują! → Czy ona umie myśleć wielkimi literami? Czy wielkie litery są konieczne, czy trzy wykrzykniki nie wystarczą?
Jowita chwyta za nożyczki… → Jowita chwyta nożyczki…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dzień doberek!
Przyznam szczerze, że z początku nie sądziłem, że mi się spodoba. A to dlatego, że przez chwilę myślałem, że starasz się upozorować “zaskoczenie” w takiej postaci, że modelka to manekin. A przy tych opisach i takiej długości tekstu, byłoby o to trudno, bo już z początku łatwo się domyśleć. Tak więc fajnie, że nie chodziło tu o zaskoczenie na siłę.
No bo, żeby tak cały dzień się nie odzywać? Tak gdybym ja jej coś zrobiła, a ja nic. Nawet jej nie dotknęłam.
→ Dużo tu takich sympatycznych tekstów, które potrafią uśmiechnąć :)
Co do obecności fantastyki, to pod tym względem tekst bym bronił. Sam fakt, że opowiada nam tę historię manekin, jest dla mnie wystarczający, bo przecież to jest niemożliwe, a zatem… fantastyka :)
Ruda kwiczy jak szalona, dziewczyny demolują sklep, a nasza modelka przygląda się wszystkiemu ze strachem, wrzucając teksty, które uśmiechnąć potrafią – no cóż za sklepowe szaleństwo! A końcowe zdanie mega :D
Podobało mi się, mimo że ciężko w me humory trafić, to jednak podobało.
Polecę do biblioteki.
Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada
Pechowo niedawno było tu opowiadanie o manekinie, które otarło się o piórko (Najsmutniejszy człowiek na świecie), z taką samą perspektywą narracyjną, to jako osoba z portalowego obowiązku czytająca wszystkich nominatów, miałam od początku całkowitą pewność, że to będzie o manekinie.
To kolejny powód, żeby zapoznać się z twórczością innych, do czego nieustająco zachęcam :)
Fantastyki istotnie jak na lekarstwo.
http://altronapoleone.home.blog
Ambush, Reinee, NearDeath – cieszę się, że się podobało :)
regulatorzy – każdy czytelnik odbierze tekst inaczej, niemniej dziękuję za doczytanie do końca :)
drakaina – w ogóle nie chodziło o ukrycie tego faktu, co słusznie zauważył NearDeath. Moja “modelka” jest nieświadoma tego, czym jest, w przeciwieństwie do lalki z podlinkowanego opowiadania, które właśnie zaczęłam czytać :)
Dziękuję Wam wszystkim za uwagi, poprawki techniczne wrzuciłam, a co do reszty:
Trochę mieszasz doradcę i kasjerkę. → chodziło mi o taką osobę w sklepie, która robi wszystko – zarówno sprząta, układa ciuchy, przyjmuje pieniądze i reklamacje, jak i zaczepia między wieszakami i pyta: “W czym mogę pomóc?”, “Tak, już donoszę większy rozmiar”, dlatego mają to na plakietkach.
Dialogi powinny być inaczej zapisane. → jest to celowe. Dalej, w końcówce są “po bożemu”, ale wyżej, w opowieści Łysej chodziło o utrzymanie relacji na zasadzie: “No, a ona wtedy powiedziała… No, a ja jej na to…”
Ponieważ dziewczyny mają różne włosy, możaby pozamieniać na blondynka. → Blondwłosa “modelka” już ma ksywkę Blondyna :) A chciałam maksymalnie uprościć charakteryzację innych postaci w oczach Łysej.
Czy wielkie litery są konieczne, czy trzy wykrzykniki nie wystarczą? → chodziło o oddanie ogromu grozy sytuacji, w końcu “mordują” jej koleżanki ;)
Jasne, są różnice, aczkolwiek nie odebrałam Twojej bohaterki jako wiedzącej czym jest. Albo inaczej, bo to jest istotniejsze: tak starasz się prowadzisz narrację, żeby czytelnik nie miał pewności, że to manekin (piszesz o mięśniach, których manekin przecież nie ma – a piszesz to w narracji pierwszoosobowej, więc wychodzi na to, że jednak bohaterka uważa się za człowieka?). Niemniej mój osobisty odbiór był “skażony” przez podobną perspektywę w opowiadaniu Sary: nieruchomej lalki obserwującej, co się dzieje w sklepie. To skojarzenie podpowiedziało, kim musi być tytułowa bohaterka, i okazało się, że bingo ;)
http://altronapoleone.home.blog
drakaina – tak starasz się prowadzisz narrację, żeby czytelnik nie miał pewności, że to manekin → niby tak, ale daję tyle sygnałów, że jednak to manekin, że nie jest to wielkim wyzwaniem, by czytelnik /-czka potwierdził /-a swoje przypuszczenia.
Plus, może nie tyle za człowieka, bo filozofować to jednak Łysa nie filozofuje, ale na pewno jest przekonana, że jest istotą ożywioną, o aparycji człekopodobnej ;) Szkoda, że odbiór skażony i przez to negatywny, niemniej dziękuję za przeczytanie do końca. A podlinkowane opowiadanie całkiem niezłe, choć z zastrzeżeniami.
Przyjemna, barwna narracja. Wpadłam na chwilę, zostałam do końca. Zręcznie prowadzisz opowieść, utrzymujesz tempo i napięcie, wiesz, co zachować dla siebie, bez walenia łopatą nieszczęsnego czytelnika. Twardo ustalony punkt widzenia i nierzetelny narrator – świetnie wykorzystane środki literackie. Mogę pogratulować umiejętności :)
Sama treść już bez szału – jednowymiarowe postaci (poza narratorką, której mięśni do tej pory nie rozumiem), sklep nie porywa, a demolka nie ma sensu, biorąc pod uwagę monitoring i ochronę (ciekawe, bo nigdy nie słyszałam o sklepie odzieżowym, który zatrudniałby aż dwójkę ochroniarzy 24/7? A przecież musieli być blisko, skoro pojawili się tak szybko – i musieli być zatrudnieni przez sklep, bo inaczej właścicielka sprowadziłaby policję). I może jeszcze taki drobiazg, ale opisując sklep odzieżowy, mogłaś zaszaleć z opisami kreacji i uczynić opowiadanie bardziej plastycznym. Bo teraz, to czy to odzież, czy spożywczak (czy osoby zatrudnione w sklepie odzieżowym to w ogóle kasjerki? Przecież do ich obowiązków należy dużo więcej, niż stanie na kasie). W sumie, im dłużej o tym opowiadaniu myślę, tym więcej szczegółów mnie, nomen omen, nie kupuje.
Widzę tu umiejętności, znajomość języka i wiedzę, jak wykorzystać środki językowe. Jest dobrze. Z inną tematyką może ci wyjść naprawdę udane opowiadanie :) Ode mnie biblioteka.
www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/
Negatywny to przesada, ale porwać nie porwało :)
http://altronapoleone.home.blog
kam_mod, dzięki za komentarz i wszystkie komplementy. To naprawdę budujące przeczytać takie słowa od bardziej doświadczonej pisarki :)
Co do reszty komentarza, to w pewnych kwestiach masz rację – owszem, sklep, ciuchy i dziewczyny są płaskie jak naleśnik, ale taki był cel – Łysa jako kiepski, oszczędny narrator ludzkich zachowań, wyglądu czy przedstawienia sklepu.
Jeśli idzie o bezsensowność całej demolki, to jak już Reinee napisał wyżej – w internecie można łatwo znaleźć przykłady jeszcze głupszych zbrodni. Nie każdy musi być jak postać Georga Clooney’a w Ocean’s Eleven. Niektórzy są po prostu głupi i nie myślą przewidująco ;)
A co do ochroniarzy, to sklep jest po prostu w galerii handlowej – jest zdanie, że Ruda gapi się na galerię i Łysa jej zazdrości. Może faktycznie słabo to wybrzmiało.
Cześć!
Niestety nie wciągnęła mnie ta historia, za duży tu chaos. Bohaterka jest manekinem, ale używa zwrotów jakby była człowiekiem, na przykład to o samodzielnym ubieraniu się czy ruszaniu rękami. Dla mnie to nie ma sensu, bo skoro nigdy się sama nie ubrała to w żaden sposób nie mogłaby tego oczekiwać. Podobnie ma się sprawa z oczekiwaniami dotyczącymi komunikacji, skoro manekiny ze sobą nie rozmawiały, to skąd złość na Rudą.
Odniosłam też wrażenie, że w zrozumieniu świata przez manekina jest zupełna losowość, nie widać w tym wzorca, który pozwalałby na zbudowanie percepcji manekina i to w jaki sposób odbiera świat. Do tego zachowanie kasjerek jest niestety pozbawione sensu, co sprawia, że nie czyta się tej historii z zainteresowaniem.
Sam pomysł był ciekawy, ale moim zdaniem zabrakło porządnego przemyślenia perspektyw bohaterki.
Potencjał widać, jednak dobór tematyki wypadł nieco płasko. Rozumiem, że można popełnić głupią zbrodnię w afekcie i dość szybko się przekonać, że kara nadejdzie. Dlatego zachowanie ludzkich bohaterek opowiadania jest spokojnie do wybronienia. Perspektywa manekina – nie znałam utworu Sary, ale dość szybko się domyśliłam kto jest narratorem. Myślę, że blisko mi do zdania Kam, że trochę brakuje plastyczności – w końcu jesteśmy w sklepie odzieżowym. I tutaj moje zastrzeżenia leksykalne. Kasjerki – bardziej kojarzy mi się słowo ekspedientki. Też brakowało mi określenia butik. Z Twoich opisów wnioskowałam taki mniejszy sklep z odzieżą i markową. To już podpowiedź mojej osobistej wyobraźni :)
Alicella – dziękuję za komentarz.
Łysa myśli, że jest istotą ożywioną, stąd fragmenty o “ludzkich” zachowaniach. Co do reszty Twojej wypowiedzi, to… nie chciałam wykładać wszystkiego na tacę (czy manekiny mogą się jednak jakoś porozumiewać albo czy się ruszają, jak ludzie nie patrzą itp.). Chodziło też o lekkie wodzenie czytelnika za nos, by od razu nie miał pewności, co to za “modelka” ;) Aspekt humorystyczny był tutaj również istotny, stąd takie, a nie inne przedstawienie bohaterki.
Co do zachowania kasjerek – w necie można znaleźć przykłady jeszcze głupszych przestępców ;)
Deirdriu – również dziękuję za opinię.
Co do braku plastyczności, to już odpowiedziałam wyżej na komentarz Kam, że Łysa jest specjalnie takim narratorem – to w końcu manekin sklepowy, nie ma takiego zasobu słownictwa, nie zna metafor, wreszcie – dlaczego miałaby rozwodzić się malowniczo nad każdą kolejną ciętą sztuką ubrania? Miała być trochę naiwna, nieznająca świata, nie rozumiejąca za bardzo, co się dzieje dookoła. Zna “życie” tylko na podstawie zachowań Jowity, Kasi, szefowej i klientek.
Kasjerki – mają na plakietkach “doradczynie”, co może i nie jest najlepszym wyborem, ale chodziło o osoby wszystko-robiące – czyli układanie ciuchów, donoszenie innych rozmiarów do przymierzalni, sprzątanie, zwroty, reklamacje itp. To Łysa je tak nazywa ;) Z jej punktu widzenia głównie przebywają w strefie kas.
Misia nie porwało, chociaż pomysł przedstawienia wydarzeń oczami manekina (b.szybko rozpoznawanego, że to manekin) jest nośny i znośny.
Cześć
Super. Chytrze to wymyśliłaś :) Nie było wiadomo co się dzieje, czekałem na zakończenie z ciekawością. Ja bym spróbował się doczepić ale nie wiem czy można :) Cały tekst opiera się na ostatnim twiście. Nie żeby było nudne, absolutnie ale jednak chciałbym żeby tych twistów w tekście było więcej.
Ja wiedziałem, że tak głupich ludzi nie ma :))) ale zakończenia się nie domyśliłem.
Pozdr. :)
Jestem niepełnosprawny...
Jest jakiś pomysł, ale zawieszenie niewiary mi się wylączyło. Właścicielka zwalnia pracownice w sposób dość brutalny, a potem każe im…, no właśnie, co im każe? Mają zamknąć sklep i jeszcze odnieść utarg, klucze itp. Raczej by tego tak nie załatwiła.
Kim jest modelka, łatwo się domyślić. I w sumie spojrzenie z takiego punktu widzenia byłoby fajne, ale chyba raczej jako dłuższa obserwacja, odkrywanie własnej tożsamości. A tu akcja leci na łeb na szyję, modelka wpada w panikę i robi się lekki fabularny bajzel, który do niczego odkrywczego nie prowadzi.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Cześć, fajny tekst. Zupełnie nie znam realiów funkcjonowania sklepów odzieżowych, ale scenka wydaje się naturalna i realistyczna, choć głupota i złośliwość pań kasjerek jest (mam nadzieję) mocno przerysowana. I podoba mi się umiejscowienie w tym bajzlu naiwnego, niewinnego manekina. I ten jego narastający strach, i bezsilność, ja to kupuję, przejąłem się, choć to w sumie chyba tekścik humorystyczny. Albo właśnie wcale nie?
Czytałam tamten tekst, więc nietrudno mi było odgadnąć tożsamość narratorki. Ale to nie Twoja wina.
Trochę dziwne, że właścicielka zatrudniła te dziewuchy i powierzyła im kupę hajsu bez sprawdzenia, jak się w tych okolicznościach zachowają. I chyba dość długo zajęło jej dojście do wniosku, że niewłaściwie.
Ogólnie nie czytało się źle.
Babska logika rządzi!
Hej, na wstępie zaznaczę, że czytało się dobrze i bezboleśnie :-)
Co prawda jeśli chodzi o tożsamościowy twist bohaterki, to wydało mi się to oczywiste już od
Stoję na podeście czwartą dobę
czyli od pierwszego zdania. W sumie to przez całe opowiadanie spodziewałem się, że twistem będzie, że to bohaterka na koniec odkryje swoją prawdziwą tożsamość. Tak się jednak nie stało, co trochę mnie zawiodło.
Podsumowując, podobało się bardziej techniczne wykonanie, niż fabuła. Wydaje mi się, że można było wyciągnąć z tego pomysłu ciut więcej :-)