
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Czarna Róża
PROLOG I
Ciężkie, burzowe chmury przesłaniały ziemię, której widok dla zbłąkanego podróżnika mógł być co najmniej obrzydliwy. Piękne niegdyś pola Iterionu zdawały się już nigdy nie odzyskać swej zieleni– którą przecież mogły uraczyć swą pięknością tego samego nieostrożnego obieżyświata w czasie swej pradawnej chwały. Owe pola znane były w przeszłości z przepięknych i niezwykle rzadkich kwiatów Savia. Gorączkowo poszukiwali je opiewani w pieśniach legendarni rycerze aby finalnie wręczyć je ukochanym damom swojego serca, a także były jednym z najbardziej cenionych kwiatów u imperialnych zielarzy– często w ówczesnych cenach wynoszące równowartość kilogramów złota dzięki niezwykłym właściwościom leczniczym. Ciemne, a właściwie czarne płatki, symbolizowały za czasów Imperium Ludzi wieczną miłość młodych kochanków, jak i trwały, budujący pokój pomiędzy narodami ludzi. Często, ze względu na swe niezwykłe piękno jak i unikatowość, nazywana była wśród ludu Czarną Różą. Sama roślina, pewnie za pomocą niezgłębionej i starożytnej magii Eonów, rosnąć mogła tylko na nieskażonych ludzką ręką polach Iterionu. Tych samym polach, do których dziś nie dociera światło słoneczne, a Wieczna Ciemność spowiła ją nieustającą mgłą, w którą nie odważą się wstąpić nawet mroczne elfy z potężnego rodu Anárion.
Dzisiejszego dnia ten sam zbłąkany podróżnik mógłby usłyszeć dawne odgłosy krwiożerczej, ale także i decydującej dla losów Ludzi bitwy. Pewnie także przesadą nie byłoby stwierdzić, że była to bitwa rozstrzygająca także dla reszty śmiertelnych stworzeń i zielonej przyrody. Wbita w spaczoną przez śmierć ziemię, stoi po dzisiejszy dzień postrzępiony sztandar pośród zgliszczy i ciał dawno umarłych magów i wojowników. Przynależący do dumnego Imperium Ludzi, łopocząc na wietrze przy każdym malutkim podmuchu na znak swojej niegdysiejszej chwały, z wyhaftowanym orłem który dumnie wzbija się do lotu aby pokonać swojego przeciwnika i chronić mury swojego Imperium. Symbol dumy, honoru i siły. Jednak ten sam orzeł, który niegdyś prowadził wspaniałe armie do bitwy, dzisiaj zapomniany powiewa w samym środku Wiecznej Ciemności, z postrzępionymi i niezdolnymi do dalszego lotu skrzydłami. Niewidziany ludzkimi oczyma od blisko milenium. Obejmujące praktycznie całe pola Iterionu kości przodków dalej nieustępliwie trzymają w swoich kościstych dłoniach miecze, a na piersi dumnie prezentują herb swoich wygasłych, szlacheckich rodów. Musieli zmierzyć się w nierównej walce z jednym najpodlejszych stworzeń stąpających po ziemiach Zachodu– Akataszem. Rycerstwo, pospólstwo, a nawet chwalebne elfy nadawały Mu inne miana, bojąc się wymówić jego prawdziwe imię. Nazw nadawanych mu przez ludy Zachodu miał wiele, każde jedno określające Jego spaczony charakter. Przyjęło się jednak jedno szczególne, używane szeroko wśród ludzi, a także najtrafniej opisujące charakter Akatasza. Upiór z Pustki. Był On upadłym Eonem, wygnanym przez swych pobratymców i zamrożony w pustce starożytnej magii. Jednak tragiczne w swych skutkach wydarzenie w historii zapisanej przez potężnych, a zarazem pysznych elfów spowodowało jego oswobodzenie i przyjście na świat istot śmiertelnych. Poprowadził do boju straszliwe stworzenia które nie mogły samodzielnie stąpać w świetle złocistego słońca, a za swojego pana uznawały tylko samego Akatasza. Stworzone zostały przez wydawałoby się nieograniczoną moc Upiora z Pustki, bowiem nie istniały wcześniej stwory straszniejsze, ani potworniejsze, a samych opisów tych kreatur do dnia dzisiejszego zachowała się zaledwie garstka, przechowywana w najpilniej strzeżonych bibliotekach Breataine.
Bitwa od której wyniku zależał los świata, trwała wiele świtów i nocy, w trakcie których matki czekające na swych dzielnych synów straciły swe z trudem pielęgnowane latorośle, a ojcowie grzebali w ziemi puste groby. Nie było tym samym rodziny w Imperium która nie była pogrążona w czarnej żałobie przez długi czas. Jednak wbrew wszystkim znakom i wieszczom, przepotężny i wydawałoby się niepokonany Upiór z Pustki został powalony na ziemię dzięki sile wspólnej nadziei na zwycięstwo i przetrwanie rasy Ludzi, a niedobitki wroga zebrane wcześniej pod jego sztandarem uciekły na krańce świata, nieustannie lękając się przed stale goniącą ich ręką sprawiedliwości. Miejsce bitwy mimo zwycięstwa zostało zapomniane przez wszystkie żyjące istoty, gdyż pradawne zło na zawsze już obróciło w popiół niegdyś piękny krajobraz, zostawiając w tym miejscu tylko nieprzebytą ciemność. Cena za zwycięstwo była tym samym równie wielka. Wszyscy uczestnicy pradawnego boju zostali na swoich posterunkach, aby pilnować tajemnicy pogrążenia Złego. Nikt z żyjących nie powrócił do domu.
***
Młody człowiek odziany w lśniącą, srebrną zbroję, wyszedł z Imperialnego namiotu oczekując na Elfickie poselstwo. Na jego twarzy uważniejszy widz mógłby zauważyć grymas niezadowolenia, spowodowany zapewne wieściami których się spodziewał od swoich przyszłych gości. Jego błękitne, uwodzicielskie oczy wskazywały także na dumę ze swego szlacheckiego pochodzenia. Nosił bowiem na piersi herb przedstawiający tarczę przyćmiewającą słońce– symbol rodu Redemptonów. Niegdyś zaledwie jedna z wielu rodzin zasiadających w Imperialnej radzie, dzisiaj posiadające największe połacie ziemi w całym Imperium.
Imperialny namiot zdobiony na kolory złota stał na najwyższym wzgórzu z którego wprawne oko mogło objąć wzrokiem cały obóz armii Imperium. Sam namiot Imperatora dorównywał rozmiarem dużemu domowi, a aby go obejść na około trzeba by było poświęcić trochę czasu. Wokół niego dumnie łopotały na wietrze sztandary Imperium przedstawiające orła wzbijającego się do lotu, ich obecność zawsze oznaczała wolność i bezpieczeństwo. Jak mówiła stara prawda powtarzana przez pokolenia „Tam gdzie panuje Imperium, tam nie ma wstępu zło”. Jednak przez ostatnie sto lat ta sama prawda nieco straciła na aktualności. Bezkształtne cienie bezkarnie terroryzowały ziemie Ludzi, coraz śmielej atakując nawet duże warownie, a same mury zamkowe nie były dla nich żadną przeszkodą– straż nie wiedziała nawet kiedy zostały przekroczone przez Bezkształtnych. Nikt nie mógł czuć się bezpiecznie w tych mrocznych czasach, a ostatnimi miesiącami nawet najbliżsi stawali się równie niebezpieczni co bezkształtne kreatury. Nikt przecież nie spodziewał się ataku od członka rodziny. Ludzie, w szczególności ci o słabej woli, zaczęli popadać w obłęd– nie wiadomo czy z poczucia zagrożenia, czy też z drobną pomocą mrocznej magii upadłego Eona. Jednak na tą chwilę właśnie ten obóz wojskowy był najbezpieczniejszym miejscem na całym Zachodzie, nawet Bezkształtni bali się bez pomocy Upiora z Pustki podejść bliżej do tak ogromnego skupiska ludzi. Najbliżej Imperialnego namiotu umiejscowione były te należące do członków rady– wpływowych i bogatych Redemptonów, wojowniczych Hurskalonów, dyplomatycznych Darrynów, dumnych Tyllów, poczciwych Fadronów, a także wybuchowych z charakteru Kadarianów. W sam skład rady wchodził także Krąg Siedmiu– najpotężniejszych magów Zachodu, którzy użyczali swoją mądrość i doświadczenie panującemu Imperatorowi. Często to właśnie ich decyzje miały kluczowy wpływ na Imperatora. Dalej umiejscowione były namioty pomniejszych rodów szlacheckich, a najdalej drobno rycerstwa i pospólstwa, chociaż akurat to ich namioty zajmowały przy tym największą część obozu armii. Sam widok zapierał dech w piersiach. Prawdopodobnie ziemie Zachodu nigdy nie były świadkami większej potęgi śmiertelnych stworzeń. Wśród dziesiątek tysięcy namiotów panował zgiełk i zabawa. W żadnym calu obraz widziany oczyma młodego Redemptona nie przypominał przygotowań o wojny. Żołdacy zapraszali do namiotów obozowe panny, głośno z nimi baraszkując. Szlachcice upijali się na umór przy śpiewie nadwornych bardów, a ich giermkowie próbowali poderwać co ładniejsze dziewki ze służby. Jednak każdy kto brał udział w kampanii wojennej wiedział, że radosne śpiewy i toasty były tylko cienką przykrywką pod którą każdy, niezależnie od stanu i narodowości, chciał ukryć swoje obawy przed zbliżającą się wielkimi krokami bitwą. Tym bardziej, że bitwa miała zostać najbardziej krwawą w historii ludzi, po której zostanie zburzony stary porządek świata. Każdy bez względu od posiadanej mądrości i wiedzy przeczuwał to instynktownie. Ale czy należy winić ich za swój strach przed poświęceniem? Oni przecież tych niespokojnych czasów nie wybierali, to czas wybrał ich.
Cyvin– bowiem tak miał na imię młody przedstawiciel Redemptonów– stojąc na zboczu wzgórza wypatrywał wśród namiotów czarnej flagi z wygrawerowanym złotym liściem– symbolem Elfickiego Sojuszu Sześciu Armii. Wątpił w ich przybycie. Mimo że dali słowo na ostatniej naradzie o udzieleniu swojej odpowiedzi w sprawie utworzenia wspólnej siły przeciwko Upiorowi Ciemności. Nie spodziewał się jednak aby była ona pozytywna, a uważał– i to nie tylko on– że obowiązkiem Sojuszu jest stawić czoło Upiorowi z Pustki ramię w ramię z Imperium. Nikt nie zapomniał, że to z ich winy i pyszności ponad sto lat wcześniej został uwolniony z więzienia nadanego przez starożytnych, pustosząc przy tym okoliczne krainy Imperium. Jednak Cyvin dobrze wiedział o tym, że Elfy pod płaszczykiem starej mądrości i wiedzy spróbują po raz kolejny usprawiedliwić swoją bierność wobec losów tego świata. Zniecierpliwiony dalszymi rozmyślaniami i brakiem oczekiwanego poselstwa, odwrócił się i powrócił do namiotu Imperatora. W środku znajdowali się przedstawiciele wszystkich rodów szlacheckich, jak i magowie elitarnego Kręgu Siedmiu. Należało do nich, jak sama nazwa wskazuje, siedmiu najpotężniejszych magów. Byli rozdzieleni na kolory według posiadanej mocy. Kolor czarny był najbardziej pożądanym, ponieważ symbolizował największą moc jak i budził największe poszanowanie spośród wszystkich czarodziei. Jednak jednego spośród siedmiu brakowało– Aviego– Niebieskiego Maga. Nie napawało to optymizmem młodego szlachcica, jednak starał się wierzyć osądowi Kręgu. Przecież magowie żyją często dwa razy tyle co najstarszy człowiek, więc i są niewątpliwie mądrzejsi. W samym namiocie od początku rozbicia obozu brakowało także jego właściciela. Imperatora. Źle to wróży., pomyślał.
Wszystkie oczy znajdujące się w namiocie obserwowały go, czekając na jego znak. Cyvin był z nich najmłodszy, przez co nieraz był obiektem kpin, jednak pozycja jego rodu gwarantowała mu, że nie zostanie chociaż wyśmiany wprost, a dopiero za plecami. Pokiwał głową na znak braku Elfickiej delegacji.
-Rozumiem że wyraz Twojej twarzy nie oznacza przybycia naszych spiczasto-uszy gości, sir Cyvinie? Khy, khy, khy! – Zwrócił się do niego najstarszy z rady, przedstawiciel rodu Tyllów, wydając dźwięk który miał być śmiechem, jednak przez zaciągnięcie się przy tym fajką brzmiał bardziej jak krztuszenie się. Tyllowie słynęli ze swojej nieufności wobec Elfów. Była to postawa jednak całkowicie zrozumiała. Rasa ta nigdy nie odznaczała się asertywnością i bezinteresownością wobec Zachodu. Byli znani raczej z pilnowania własnych spraw i ciągłego szukania coraz to większej mocy magicznej– w szczególności rasa mrocznych, ale także drugich co do potęgi Elfów Anárion. Oni byli odpowiedzialni za przywołanie starożytnej, nikczemnej istoty która omamiła ich snami o mrocznej, niepowstrzymanym rodzaju magii. Tyllowie nigdy im tego nie wybaczyli. Przywołanie monstrum dopełniło się na ich ojczystych ziemiach, niszcząc i spopielając przy tym całą Zbożową Dolinę z której właśnie ów ród się wywodził. Na zawsze po tym incydencie stracili swoją pozycję wśród głównych rodów Imperium, będąc teraz tylko cieniem dawnej chwały. –Powiedzcie, kto z nas spodziewał innego postępowania?!- Kontynuował stary Tyllow – W dzisiejszych, mrocznych dla nas czasach, jesteśmy zdani tylko na swój oręż. Mój ród oddał to, co najcenniejsze w obronie Imperium. –Przeniósł swój wzrok z młodego Cyvina, na innych członków rady. –Musimy, powtarzam, musimy stawić czoło Upiorowi na polach Iterionu czym prędzej. Khy, khy!- Kaszlnął. – Mój lud każdego dnia opiera się przeciwko Jego sługom powstałym z cienia, codziennie przelewają krew w imieniu Imperatora.
-Dosyć! – Zawołał tęgi mężczyzna siedzący naprzeciw Tyllowa. –W razie niepowodzenia ściągniemy i na swoje ziemie Jego gniew, a my nie chcemy stracić swoich własnych rodzin i poddanych, Starcze Bez Domu. – Na znak nadanego mu przydomka stary Tyllow widocznie się obruszył. –Moje ziemie które posiadamy z pradziada na dziada, są gotowe w każdej chwili wspomóc Tron ze Słońca. Jednakże wiedzcie, że mimo naszej niechęci do Sojuszu, to właśnie bez Elfów nie uda nam się pokonać Upiora z Pustki. Tylko oni są wstanie zrozumieć choć w cząstkę magii jaką posługuje się On, jak i Jego mroczne pomioty. –Zwrócił swój wzrok na magów, oraz na jedno puste krzesło pozostawione po Niebieskim Magu. – Za to widzę, że niektórzy z naszych najlepszych mistrzów magii posiedli tak dużą wiedzę, że uznali za zbędne wstawić się na naradach?
-Nie wypowiadaj słów których nie potrafisz wagi ocenić, głupcze!- Niemal wykrzyczał odziany w purpurowe szaty mężczyzna, który według wszystkich praw natury powinien już umrzeć ze starości. –Wy Kadarianie nigdy nie wiedzieliście o czym mówicie i w tej materii nie zmieniło się nic u Ciebie, sir Therrosie! – Mężczyzna zwany sir Therrosem umilkł, a reszta rady z zaciekawieniem spojrzała na przemawiającego starego maga. Ten z trudem wstał i nie ruszając się od pół-okrągłego stołu magów, spokojnym, podstarzałym głosem kontynuował. – Nie bez powodu wybraliśmy pola Iterionu jako miejsce naszej walki. Jak pewnie wam wiadomo istnieje tam starożytna, zakorzeniona w tej ziemi magia pochodząca od Eonów. Magia naszego przeciwnika. – Purpurowy Mag powoli zajął swoje miejsce. Wstał za to siedzący obok niego mag będący jakby jego przeciwieństwem. Wydawał się bardzo młody i w sile wieku. –Ujarzmiliśmy jej część. -Każdy przeniósł swój wzrok na młodego, Białego Maga. Drugiego w hierarchii. –Udało nam się poznać tajniki wytworzenia magicznej tarczy o trwałości największej góry. Zdolną objąć całe, niezliczone armie. Takie jak ta u naszych stóp. – Z jego ust wręcz kipiało pewnością siebie. W namiocie wraz z zakończeniem zdania, od razu– jak na znak– zaczęły się żywe dyskusje pomiędzy przedstawicielami szlachty. Niewiele starszy od Cyvina dziedzic rodu Hurskalnów zaczął wieszczyć epopeje o podboju Elfów, Tyllow mu wtórował, a Kadarian podnosił głos mówiąc coś „głupocie i arogancji magów”. Wielki rozgłos rozniósł się po wzgórzu. Cyvin bacznie obserwował tą dyskusję– chociaż ciężko było nazwać ten wzajemny krzyk dyskusją. Sam nie wiedział co myśleć o nowej broni Kręgu Siedmiu. Była ona, jeśli wierzyć magom, sposobem na przechylenia szali zwycięstwa na naszą korzyść. Jednakże czy w nie powołanych rękach mogła doprowadzić do upadku moralności, zasad i honoru? Jego zmarły ojciec często mu powtarzał, że ktoś kto nie potrafi zapanować nad swoją siłą, może doprowadzić się tylko na skraj przepaści. Taka potężna magia mogłaby dać wielką przewagę w przyszłości i mimo początkowych obietnic o jej nieużywaniu także mogłoby dojść do sytuacji gdy jeden z magów lub szlachty, chciałby podporządkować sobie resztę Imperium, co doprowadziło by tylko do więcej rzezi i zniszczenia. I co najważniejsze, z tego co pamiętał była to magia Eonów. Taka sama jaką używał Upiór.
-Cisza. -Rozmyślania potomka Redemptonów jak i gorącą dyskusję wśród reszty szlachty przerwał głos drugiej osobie w Imperium zaraz po samym Imperatorze– Czarnego Maga. Chociaż niektórzy mogliby stwierdzić, że jest zupełnie na odwrót. Te jedno, spokojnie wypowiedziane słowo natychmiast uciszyło dyskusję wśród zebranych. Nie ze względu na to że ten głos był podniesiony– bo tak nie było. Wydawał się być nienaturalnym w samym swoim brzmieniu. Ten głos na budził lęk. Odziany w ciemne szaty mag wstał, zacisnął jedną dłoń okrytą rękawicą na głowicy swojego czarnego jak noc miecza, który jednocześnie służył mu za przewodnik magiczny, a drugą –również okrytą rękawicą– oparł na pół-okrągłym stole. Z niewiadomych dla Cyvina przyczyn, zawsze miał zasłoniętą twarz pod swoim postrzępionym kapturem, tak samo jak i całą resztę ciała, jednak nie wiedział czy miało to mu dodawać szacunku i grozy, czy też kryje pod nim coś czego nie powinien dojrzeć. Nie chciał wiedzieć.
-Wiadomo nam tutaj zebranym o tym, że Elfy nie zwykły mieszać się w nasze sprawy. Jednak ta wojna, nie jest tylko naszą wojną. Elfy przybędą na bitwę. –Przez chwilę uważny słuchacz mógł usłyszeć pomruki wśród szlachty, które jednak równie szybko ucichły, co nastały. Mag w ciemnych szatach kontynuował. –On oczekuje tego, że będziemy podzieleni w czasie decydujących wydarzeń podczas najbliższych dni. Jednak nie damy złamać w sobie ducha niezłomności i siły. Zwyciężymy, bo zwyciężyć musimy. –Zatrzymał się na chwilę i wyraźnie spojrzał na każdego obecnego. Przynajmniej tyle dało się wywnioskować z ruchu kaptura. Kiedy wzrok przeniósł się na Cyvina poczuł bardzo nieprzyjemne uczucie w żoładku. To tylko magia, czy naprawdę jest taki straszny?, pomyślał. -Elfy dały swoje słowo i słowa dotrzymają. Macie moje zapewnienie. A nasze nowe umiejętności… – Przerwał, dając wrażenie jakby sam, jeśli to było w ogóle możliwe, przestraszył się nowo nabytej siły. –Nowe umiejętności będą wymagały ostrożnego użytku, jednak w dzisiejszych, mrocznych czasach nie możemy pozwolić sobie na pochopne odrzucenie nowych metod prowadzenia wojny. –Po tych słowach zrobił dłuższą przerwę, jakby wypowiedzenie ich było dla niego nieskończonym ciężarem. Wyraźnie także oczekiwał na ewentualne pytania szlachty, jednak ta bała się sprzeciwić i kontynuować polemikę z Czarnym Magiem. Bowiem jak można rozmawiać z kimś, kto na sam swój widok sprawia, że odbiera mowę, a człowiek drży?
-A gdzie się podziewa Wielki Imperator? Czy to właśnie parę dni przed kulminacyjną bitwą nie powinien z nami tutaj obradować? Sam nie widziałem Jego Wielkości ani razu od początku rozbicia obozu. A czy któryś z was mości panowie, widział? – Odezwał się nieoczekiwanie nigdy nie słyszany na naradach głos. Cyvin dopiero po chwili zorientował się, że to on jest właścicielem tego głosu. Co gorsza, wszyscy go obserwują. Czuł przeszywający go na wylot zimny wzrok Czarnego Maga, mimo że sam nie był wstanie dojrzeć jego oblicza pod jego ciemnym kapturem. Wiedział jednak, że zadał pytanie które nurtowało wszystkich, lecz ze względu na samą obecność najpotężniejszego z władających magią bali się go zadać. Nie wiedział czy się cieszyć, że zrobił coś, czego stara szlachta bała się uczynić, czy żałować swojego czynu. Chyba zdecydowanie bardziej żałować.
-Narada skończona w imieniu Imperatora. Możecie się rozejść. – Odpowiedział sucho na zadane pytanie Czarny Mag, po czym bezceremonialnie odszedł do innej części Imperialnego namiotu. Dyskusje, chociaż wyraźnie przyciszone, nie ustępowały po oficjalnym zakończeniu narady, jednak Cyvin dobrze wiedział, że miały się dopiero na dobre zacząć po opuszczeniu miejsca obrad. On sam miał już zamiar wyjść w kierunku swojego leża, jednak poczuł na ramieniu czyjąś dłoń.
-Sir Cyvinie, Czarny Mag poprosił cię abyś został. –Dłoń należała do Brązowego Maga. Młody szlachcic mimo swojego młodego wieku dobrze wiedział o tym, że im się nie odmawia. Skinął głową na znak potwierdzenia. –To wspaniale, oczekuje cię w wewnętrznej części namiotu. –Mimika twarzy maga nawet odrobine się nie zmieniła, co nie dodało mu otuchy. Wiedział także równie dobrze o tym, że takie specjalne nobilitacje nigdy nie wróżyły nic dobrego.
***
Czarno-szaty mag? Ya rijly?
ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!
Już zmieniłem, właśnie do mnie dotarło jak to głupio brzmi ;).
Sajnos, ez nem egy jó sztori. Ugyanez volt a problémája megértése a szöveget, ahogy hozzászóláshoz.
köszöntöm
Nie jest źle, ale jeszcze nie jest beznadziejnie.
Nie jest źle, bo jest fatalnie.
Wbita w spaczoną przez śmierć ziemię, stoi po dzisiejszy dzień postrzępiony sztandar pośród zgliszczy i ciał dawno umarłych magów i wojowników. ---> Ta sztandar stoi wbita w spaczoną ziemię? Jak wygląda spaczona ziemia? Skąd wzięły się zgliszcza na nietkniętych ludzką ręką polach? Ciała tak dawno poległych nie uległy rozkładowi? Na ostatnie pytanie można odpowiedzieć, że magia to sprawiła, ale gdy wszystko zaczniemy tłumaczyć magią, logikę zapędzimy do ciemnego kąta.
To jeden, jedyny przykładzik. Praktycznie nie ma w tekście zdania, do którego nie można by się "przyczepić". Jak nie powtórzenie (młody szlachcic pomimo swojego młodego wieku --- czy jakoś bardzo podobnie, szukać już nie będę), to szyk, podmioty potrafią znikać i zmieniać się... Może nie masakra, ale kaszanka z pewnością. Poetyckopatetyczny wstęp zdradza chyba wszystko w kwestii treści utworu, co może najzwyczajniej w świecie zniechęcić do czytania dzieła, bez wątpienia zakrojonego na potężną objętościowo epopeję...
Nie jest jeszcze beznadziejnie, bo, jeśli tylko słusznie wnioskuję z nieporadności językowej, Autor ma przed sobą ładnych kilka lat na wgłębienie się w tajniki polszczyzny, co pozwoli Mu w przyszłości przedstawić czytelnikom niejedno dzieło, już poprawnie, a nawet pięknie napisane. Czego Autorowi życzę.
Czyta się całkiem nieźle. Masz dobre oko do opisów, ale brakuje Ci jeszcze wprawy. To tyle co mogę dobrego powiedzieć/napisać o Twoim tekście.
Niestety są też i złe strony tego tekstu. Bardzo dużo powtórzeń słowa "być" (stosuj synonimy, a nawet unikaj tego popularnego słowa "być' jak ognia). Nadmiar zaimków też bardzo negatywnie wpłynęły na pozytywny odbiór tego tekstu.
Szablonowość powyższego opowiadania też bije po oczach. Wielkie bitwy, magowie, elfy, magia i inne stwory --- To już było tyle razy, że potrzeba ogromnego doświadczenia i wprawy pisarskiej by móc ciekawie to napisać, bo oryginalności już nikt w tej materii - prawdopodobnie - nigdy nie osiągnie. To nie zarzut, to tak już jest.
No i jaki jest cel tego tekstu? O czym chcesz opowiedzieć? Prolog --- już pomijam fakt, że na takie wpisy jestem uczulony i na widoik czegoś takiego robi mi się nie dobrze. Ale przeczytałem, bo jakiś tam procencik talentu w Tobie siedzi. Ale uważaj na te podstawowe wpadki, a będzie co raz lepiej. I napisz jakiś zamknięty tekst, z zakończeniem. By mozna było coś więcej ocenić niż tylko, że coś zostało napisane. Bowiem z Twojego tekstu, nic nie wynika.
"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick
"Ciężkie, burzowe chmury przesłaniały ziemię, której widok dla zbłąkanego podróżnika mógł być co najmniej obrzydliwy. " A co jest bardziej obrzydliwe od obrzydliwego? Pierwsze zdanie i od razu zabójcze.
„Piękne niegdyś pola Iterionu zdawały się już nigdy nie odzyskać swej zieleni- którą przecież mogły uraczyć swą pięknością tego samego nieostrożnego obieżyświata w czasie swej pradawnej chwały”. –– Co Autor miał zamiar powiedzieć w tym zdaniu, i dlaczego tego nie powiedział?
„Owe pola znane były w przeszłości z przepięknych i niezwykle rzadkich kwiatów Savia”. –– Pola mogły być znane z roślin pięknie kwitnących. Kwiat, jak samodzielny przedstawiciel flory, nie występuje. Dlaczego nazwa rośliny jest napisana wielka literą?
Przy czwartym zdaniu Twojego opowiadania, zaczęłam tracić przytomność. Coraz bardziej zamglonym wzrokiem starałam się jeszcze wodzić po literach, ale w pewnym momencie uznałam, że dla mnie będzie lepiej, gdy zamknę oczy. Tak odeszłam cicho i spokojnie, niczego nie rozumiejąc. Teraz, dopóki nie nauczysz się pisać, będę Cię nawiedzać i straszyć cytatami z Twojego opowiadania. Zacznij się bać.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hm. Ja niestety nie jestem w stanie podać błędów, bo tych sama nie jestem pewna. Inni zrobili to, widać, o wiele lepiej. Ale co do samej treści. Zaczynasz lepiej niż ja, więc na prawdę - szacunek. Zauważyłam, że ludzie lubią długie zdania, ale gdy są jasne i klarowne. Ja na razie boję się używać "gąsieniczek", bo łatwo w nich się pogubić. Tak chyba, niestety, było u Ciebie. Spróbuj może jakoś od czasu do czasu wpleść w skomplikowane zdania "wdechy". Trzy wyrazy wystarczą - krótkie zdania czasami działają na plus.
Same tematy elfów i tych wszystkich ras, nie jest złe:) Jeśli tylko będziesz się trzymał Swojej konwencji z czasem na pewno opanujesz jakieś własne niuanse i może nawet dorobisz głębie opowiadań. Tego Ci z całego serca życzę.
Nie poddawaj się.
Pozdrawiam.
Nie będę wymieniał błędów, bo inni już to zrobili.
Rozumiem, że debiut, ale to niczego nie zmienia. Lektura Twojego tekstu, niestety, nie sprawiła mi przyjemności...
Słabo. Może na początek spróbuj pisać za pomocą mniej złożonych zdań. Natomiast na temat opowiadania wybierz sobie mnie patetyczną problematykę.
pozdrawiam
I po co to było?