- Opowiadanie: Nikae - Naznaczony Cz. 2

Naznaczony Cz. 2

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Naznaczony Cz. 2

Dla Kierana, który od niemowlęctwa mieszkał w społeczności naturi, świat poza lasem był zupełnie inny. Droga prowadząca do najbliższego miasta mijała zaorane pola, pojedyńcze domy oraz leniwie pasące się zwierzęta. Po raz pierwszy zobaczył ludzi. Był zachwycony, gdy okazało się, że legendy mówią prawdę – każdy z napotkanych był inny. Krążył między budowlami podziwiając ich mieszkańców. Mijał jedno z gospodarstw, kiedy starsza kobieta zamachała na niego. NIe do końca rozumiejąc, o co chodzi, zbliżył się do płotu.

 

– Co tu robisz młody człowieku? – zapytała. Kieran był przerażony. Szorstki głos, pomarszczona skóra i opuchnięte ręce kobiety były najstraszniejszą rzeczą jaką widział.

 

– Co ci się stało? – zapytał. Kobieta spojrzała zdziwiona. Widząc, że chłopak jej się przygląda, obejrzała swój strój zastanawiając się, co mogłoby być nie tak. – Jesteś… jesteś… taka… brzydka.

 

Przez chwilę wydawało się, że cały świat sie zatrzymał. Gdzieś w oddali zakrakał ptak. Ciężka atmosfera opadła na barki Kierana niczym głaz. Zgiął się pod wpływem wzroku kobiety, która patrzyła na niego w milczeniu. Orientując się, że popełnił błąd znieruchomiał.

 

– Ty obrzydliwy smarkaczu! – Niewiadomo skąd w jej rękach pojawiły się narzędzia. Przeczuwając, że nic dobrego go nie czeka chłopak rzucił się do ucieczki. Biegł przed siebie pozostawiając w tyle tuman kurzu oraz starą kobietę rzucajacą w niego przekleństwami i wszystkim co napotkały jej dłonie.

 

 

 

*

 

Elifia siedziała na tyłach wozu. Monotonne ruchy ciągnietego pojazdu sprawiały, że odprężyła się po niedawno wygranej walce. Przyglądała się chłopcom, którzy szli obok i dla zabicia nudy trącali kijami rosnące wzdłuż drogi rośliny. Dziewczynie wydawało się jakby przez całe życie nie widziała nic innego tylko właśnie ten obraz. Ciągła rutyna sprawiła, że przestała czuć życie. Już nie wiedziała kim jest i co ma ze sobą zrobić.

 

– O czym myślisz? – usłyszała za sobą głos Naparstka. Przeczesała włosy odsłaniając twarz i poczekała, aż chłopak usiądzie obok.

 

– Nie lubię tego co robimy. – odparła. Będąc w towrzystwie wszystkich chłopców zawsze mówiła mniej i obniżonem głosem. – Jeździmy od miasta do miasta wystawiani jak atrakcje cyrkowe. Jedyne co nas czeka to śmierć z rąk lepszego wojownika.

 

Naparstek patrzył przed siebie rozmyślając nad słowami Eli. Znali się od wielu lat. Przypomniał sobie jak to było, gdy spotkali się po raz pierwszy. Chyba nigdy nie zapomni chudego chłopca, który o mały włos nie wyrwał mu ręki, kiedy próbował okraść Reno. Bał się dziecka o długich kończynach, białych włosach i przeraźliwie chłodnych oczach. Udało mu się uciec. Niestety niedługo potem został znaleziony przez Reno. Leżał pod ścianą budynku ogołocony ze wszystkich rzeczy, pobity i zakrwawiony. Jedyną rzeczą jaką miał był srebrny naparstek w zaciśniętej dłoni.

 

Mężczyzna zabrał chłopca ze sobą. Umył, ubrał i nakarmił. W zamian dał mu broń i oczekiwał, że będzie wygrywał na arenie. Od tamtej pory trenował razem z Elim. A przynajmniej tak mu się wydawało do czasu, kiedy przez przypadek poszedł za chłopcem nad jezioro. Wtedy okazało się, że Eli to Elifia, a jego nos już nigdy nie był taki sam.

 

Chłopak uśmiechnął się do siebie na to wspomnienie.

 

– Gdyby nie Reno oboje bylibyśmy w gorszym miejscu. Poza tym nie masz na co narzekać. Nie wmówisz mi, że nie lubisz walczyć. Widziałem cię dzisiaj na arenie. Machałeś mieczem i uśmiechałeś się. Szeroko.

 

– Wcale się nie uśmiechałem. Dodawałem przeciwnikowi otuchy.

 

– To ja bardzo dziękuję za takie wspracie. Jeśli będziemy kiedyś walczyć przeciwko sobie, to pięknie proszę nie uśmiechaj się.

 

Elifia i chłopcy idący najbliżej wozu roześmiali się. Szturchnęła Naparstka w ramię i spojrzała w dal z lepszym nastrojem. Nadchodził wieczór.

 

 

 

*

 

Kieran siedział na polanie mając za sobą linię drzew a na przedzie polanę. Liczne gwiazdy rozświtlały nocne niebo. Wykopał obok siebie niewielki dół, umieścił w nim ściółke i parę patyków. Wyciągnął nad nimi rękę pokrytą znakami naturi i skupił na cieple. Pochwili na palcach poczuł muskające płomienie. Zabrał rękę i dodał więcej drewna, aby ogień urósł. Położył się i popatrzył w niebo. Wyciągnął obie ręce w górę i patrzył jak tańczą na nich cienie rzucane przez ogień. Jedna ręka była pokryta znakami, druga była czysta. Naturi i człowiek. Czy to oznaczało być Naznaczonym? Jakimś cudem łączył w sobie dwie rasy. A na dodatek musi odnaleźć istotę.

 

Skrzywił się na samą myśl. Żaden z naturi nie był w stanie mu powiedzieć kim była istota ani jaka była. Przekazywana z pokolenia na pokolenie legenda mówiła jedynie, że przerażała obie rasy. Ciekaw był jak wygląda. Czy będzie jak naturi? Z młodym ciałem, czarnymi włosami, zielonymi oczyma i znakami na ciele? Czy może jak człowiek?

 

Nagle przypomniała mu się kobieta, którą dzisiaj spotkał. Przeszedł go dreszcz, kiedy ponownie ujrzał jej twarz w wyobraźni. Nie zdawał sobie sprawy, że tacy są ludzie. Zupełnie inni od naturi, którzy umierając mieli młode ciało, ale ich zwłoki zamieniały się w drzewa, dając życie przyrodzie. Natomist człowiek z czasem coraz bardziej przypominał stare drzewo, roślinę pozbawioną wody.

 

Do chlopaka nagle dotarło, że jako człowieka też czeka go ten los. Objął twarz dłońmi, obrócił się w stronę ogniska i zasnął z postanowieniem dotarcia do Początku i odnalezienia istoty.

 

 

 

Poranek nie przyniósł nic prócz deszczu. Cały mokry i zziębnięty, Kieran pozbierał swoje rzeczy. Ze złoscią kopnął w zgliszcza brudząc sobie przy tym but. Jeszcza bardziej niezadowolony z tego faktu zaklnął i wyruszył dalej chowając się pod koronami drzew. Krople deszczu uderzały o liście dominując swoim dźwiękiem wszystko wokół. Co chwila wdeptywał w błoto.

 

Nawet mieszkając pośród naturi nie przepadał za deszczem. Nie rozumiał dlaczego zawsze wychodzili z domów i siedzieli na zewnątrz, aż przestało padać. " Może musieli się podlewać…" zastanowił się czyszcząc but po raz kolejny. Spojrzał w niebo, aby sprawdzić czy chmury mają zamiar towarzyszyć mu cały dzień, czy może wkrótce odejdą. Niestety szare obłoki wisiały nad nim wylewając z siebie wszystko co mają. Nagle jego uwagę zwrócił ciemny dym unoszący się za linią lasu. Nie wyglądało to dobrze. Przyśpieszył kroku. Biegł między drzewami nie zwracając uwagi na gałęzie zagradzające mu drogę, mokre ubrania spowalniały jego ruchy. W końcu dostrzegł polanę prześwitującą pomiedzy konarami.

 

Szary dym unosił się od zniszczonego wozu, strawionego przez ogień. Kiedy podszedł bliżej ujrzał między deskami ciała ludzkie zwęglone od dogasającego ognia. Wybiegł z lasu docierając do stosu. Czarne zgliszcza oraz śmierdzący dym wypełniły jego zmysły. Zrobiło mu się niedobrze. Odwrócił się, żeby zwymiotować. Dopiero wtedy zobaczył chudego chłopaka o przeraźliwie białych włosach. Stał na skaraju lasu opierając się o miecz, ubrania miał brudne od krwi i błota. Jednak to co przerażało Kierana najbardziej to puste, błękitne oczy i szeroki uśmiech.

 

 

 

CDN

 

Koniec

Komentarze

Dlaczego wszystkie kwestie dialogowe kończysz myślnikiem (a dokładniej mówiąc, dywizem)?

Mój błąd :] Poprawione

Można było wrzucić te dwie części razem, zamiast dzielić.

Szczerze, to można było w ogóle nie wrzucać, tylko poczekać aż skończysz to wiekopomne dzieło i wrzucić w całości. Warto tak zaśmiecać stronę?

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

dzięki 

Takiej długości fragmenty lepiej scalić w jeden wrzucony tekst.

pozdrawiam

I po co to było?

Zapamiętam ^^ Komentarze sprawiły, że postanowiłam jeszcze popracować nad koncepcją tekstu i mam nadzieję, że będę mogła zaprezentować coś lepszego z tymi samymi bohaterami oraz pod tym tytułem^^ 

Nowa Fantastyka